IndeksIndeks  SzukajSzukaj  Latest imagesLatest images  RejestracjaRejestracja  ZalogujZaloguj  

Share
 

 Bycie wrogami wcale proste nie jest...

Zobacz poprzedni temat Zobacz następny temat Go down 
Idź do strony : 1, 2  Next
AutorWiadomość
Alecto Carrow
Alecto Carrow

Bycie wrogami wcale proste nie jest... Empty
PisanieTemat: Bycie wrogami wcale proste nie jest...   Bycie wrogami wcale proste nie jest... EmptyNie 22 Kwi 2018, 20:03

Opis wspomnienia
Niekiedy przewrotny los non stop stawia nam na drodze kogoś, kogo wcale nie chcemy lub nie powinniśmy spotkać. Wzajemna niechęć, zabijanie się nawzajem wzrokiem i pogardliwe uśmiechy? A może ta druga osoba wcale nie jest taka zła...  
Osoby:
Alecto Carrow, Daniel Blais
Czas:
urywki z lat 1971-1974
Miejsce:
Hogwart
Daniel Blais
Daniel Blais

Bycie wrogami wcale proste nie jest... Empty
PisanieTemat: Re: Bycie wrogami wcale proste nie jest...   Bycie wrogami wcale proste nie jest... EmptyPon 23 Kwi 2018, 21:50

*** Wielka Sala, 1 września 1971 r. ***

Ceremonia rozpoczęcia roku zawsze wywoływała duże poruszenie wśród uczniów Hogwartu. Każdy był ciekawy kogo tym razem przywiało w mury zamku, wszyscy z ciekawością wyciągali szyje, by przyjrzeć się twarzom pierwszorocznych zbitych w grupę na środku, czekających na ceremonię przydziału jak na ścięcie.
Daniel nie był pod tym względem inny, trzynastoletni chłopak co prawda nie wychylał się zanadto, ale z przyjemnością wodził pozornie obojętnym wzrokiem po pobladłych z obawy przed nieznanym twarzach i wymieniał się swoimi poglądami z otaczającymi go znajomymi. Wspólnie obstawiali kto trafi do Slytherinu, a kto zostanie marnym Puchonem, kto zajmie miejsce w drużynie Quidditcha i które dziewczyny mają szansę w przyszłości zostać ślicznotkami. Oczywiście żaden z zajmujących ławkę trzynastolatków nie miał o tym bladego pojęcia, każdy natomiast robił dobrą minę do złej gry, pozując na znawcę płci żeńskiej. Żaden z nich nie przyznałby się, że skrycie dalej bardziej interesują go miotły, łajnobomby i karty z Czekoladowych Żab.
Prawie każda twarz w grupie pierwszaków była wykrzywiona dziwnym grymasem niepewności pomieszanej ze strachem. Bawiło go to, choć sam nie tak dawno był na ich miejscu i wcale, ale to wcale nie było mu wówczas do śmiechu. W końcu jego uwagę przyciągnęła para ściskająca się za ręce. Chłopak i dziewczyna. Blondyn patrzył przed siebie z pewnością i dumą, zaciskając wolną rękę w pięść, mówił coś do blondynki, która uśmiechnęła się blado. Ona również nie wyglądała jak jej rówieśnicy, nie okazywała strachu, z determinacją zaciskała wargi, patrząc to na Tiarę, to na towarzyszącego jej chłopaka. Daniel zatrzymał na niej spojrzenie, z ciekawością obserwując to niecodzienne zjawisko. Tylko nieliczni potrafili oprzeć się dziwnemu i tajemniczemu klimatowi Ceremonii przydziału. Ona potrafiła. Jedenastoletnia dziewczynka, która wydała mu się odważniejsza od każdej innej osoby zebranej w tym pomieszczeniu. Prawie uśmiechnął się na ten widok, kiedy poczuł lekkiego kuksańca wymierzonego w jego bok. Przeniósł wzrok na siedzącego obok niego Ślizgona, chyba mówił coś do niego wcześniej, ale Blais kilka chwil temu przestał go słuchać.
- Zobacz, bliźniaki Carrow. Nie ma innej opcji, muszą być w Slytherinie. - powtórzył jego kolega, wyraźnie oczekując jakiejś odpowiedzi. Daniel zmarszczył tylko brwi, przyglądając im się jeszcze przez krótką chwilę, jednak nie z podziwem, a lekką niechęcią. Carrow. To o nich mówił mu jego ojciec, ostrzegał, by się z nimi nie zadawał. A skoro tak, był skazany na to, by ich nie lubić.
Alecto Carrow
Alecto Carrow

Bycie wrogami wcale proste nie jest... Empty
PisanieTemat: Re: Bycie wrogami wcale proste nie jest...   Bycie wrogami wcale proste nie jest... EmptyWto 24 Kwi 2018, 11:06

***Posiadłość państwa Carrow, 1 września 1971 r.***

Obudził ją uporczywy niemal nachalny i wyjątkowo głośny dźwięk budzika. Leniwie jednak w miarę szybko zdobyła się na podniesienie przedmiotu z szafki nocnej i rzuceniem nim o ścianę. Budzik rozbił się z głośnym trzaskiem o twardą betonową powierzchnię i wydał z siebie przytłumioną melodyjkę, by po chwili zamilknąć na wieki… No chyba, że dziewczyna zdecydowałaby się na jego naprawę. W chwili obecnej jednak nic na to nie wskazywało. Pierwszy raz od dłuższego czasu, mogła z ręką na sercu przyznać, że się wyspała. Tegoroczne wakacje minęły jej w zastraszającym tempie, nie pozostawiając żadnych złudzeń, co do dzisiejszego dnia. 1 września.  Właśnie dzisiaj jedenastoletnia blondynka miała opuścić rodzinny domu i rozpocząć naukę w Szkole Magii i Czarodziejstwa, mimo, iż przygotowywała się do tego przez połowę swojego krótkiego życia czuła niepewność, starając się ją ukryć pod maską odwagi. Dwa tygodnie temu podczas kompletowania listy rzeczy niezbędnych na pierwszym roku nie docierało do niej to wszystko. Najpierw oboje z bratem na początku wakacji otrzymali list z Hogwartu, co spotkało się z ogromną dumą i zadowoleniem rodziców, a za chwilę miała już wyjeżdżać. Wszystkie kufry spakowane zostały tej nocy przez domowe skrzaty, kiedy ona słodko spała, jeszcze tylko kilka godzin i zostaną poddani próbie, która zadecyduje o ich przyszłości……

***Wielka Sala, 1 września 1971 r.***

Ceremonia rozpoczęcia roku szkolnego była niezwykle podniosłym wydarzeniem, w Wielkiej Sali zebrani byli wszyscy nauczyciele oraz każdy uczeń, który trafił tu przed nią. Stała pośród grupy innych pierwszoroczniaków, trzymając Amycusa mocno za rękę, dzięki czemu czuła się pewniej, on w przeciwieństwie do blondyneczki nie okazywał zdenerwowania, dodając jej otuchy. Uroczystość przydziału uczniów do poszczególnych domów rozpoczęła się od przemowy dyrektora, który zdawał się być niezwykle zadowolony z faktu, że w szeregi jego uczniów wstąpią nowe osoby.
Alecto rozglądała się po pomieszczeniu z wyraźną ciekawością, pozostali wychowankowie przyglądali im się z wyraźnym zainteresowaniem rozmawiając i wymieniając się opiniami między sobą. Nie rozumiała całego tego poruszenia pośród swoich towarzyszy, już jadąc pociągiem miała dość słuchała domysłów, do którego z czterech „grup” przydzieli ich Tiara. Ona doskonale wiedziała gdzie trafi wraz z bratem, co do tego nie miała żadnych wątpliwości.  
-Wszystko będzie dobrze Al., obiecuję – z rozmyślań wyrwał ją ciepły głos brata, uśmiechnęła się blado chwytając mocniej jego dłoń. Przy nim czuła się znacznie pewniej, od dnia narodzin wiązała ich wyjątkowa więź, której nic i nikt nie był w stanie zerwać. Nie łączyły ich jedynie więzy krwi, byli najlepszymi przyjaciółmi, zawsze chronili siebie nawzajem i wiedzieli o sobie wszystko, nie ważne jak straszne czy śmieszne to było.
Odwróciła wzrok od brata czując na sobie czyjeś spojrzenie, przez jej plecy przebiegł ten nieprzyjemny dreszcz, który doskonale znała, a jednak nadal nie potrafiła przywyknąć. Zwróciła się w tamtym kierunku, napotykając wpatrującego się w nią Ślizgona, uniosła jedną brew w pytającym geście, gdy ten wrócił do rozmowy ze swoimi znajomymi.


***Pokój Wspólny Ślizgonów, 7 listopada 1971 r., bardzo późny wieczór***

Był późny, niedzielny wieczór, pogoda za oknem od rana nie zachęcała do niczego, a rozleniwieni uczniowie pochowali się w swoich dormitoriach zajmując się swoimi sprawami. Nasi głowni bohaterowie nie należeli do wyjątków. Blais leżał na sofie w Pokoju Wspólnym i zrezygnowany studiował podręcznik do numerologii. Nigdy specjalnie nie przykładał się do nauki, ale również nie miał z nią problemów. Posiadał opinie jednego z lepszych uczniów w Hogwarcie, a jego konikiem były eliksiry. Teraz jednak wyraźnie męczył się na wykonywaniem zadanej pracy, lecz może tak naprawdę powodem tej męczarni była niebieskooka blondyneczka, siedząca przy kominku, uważnie śledząca obszerny podręcznik. Alecto usilnie próbowała wpoić sobie skład poszczególnych eliksirów oraz ich właściwości. Doskonale zdawała sobie sprawę, że nie nauczy się ich warzyć tylko czytając księgę, tutaj przede wszystkim potrzebna była praktyka i doświadczenie. Niestety z tym był problem. Była zaledwie na pierwszym roku, gdzie większość uczniów z jej rocznika nie miała pojęcia o podstawowych miksturach. Panienka Carrow ucząc się na własną rękę przerobiła już dwa niższe poziomy, lecz teraz pojawił się pewien problem. Nie znała nikogo, kto pomógłby jej opanować ten materiał, nauczyciele skarciliby ją za to, zaś inni uczniowie…w jej mniemaniu nie posiadali odpowiedniej wiedzy oraz umiejętności.
Blais co jakiś czas przenosił spojrzenie z nad książki na postać blondyneczki, uważnie przyglądając się opasłej książce, doskonale ją znał, była to „Standardowa księga eliksirów – poziom 3”. Niedawno sam zaczął przerabiać ten materiał podczas zajęć, jednak była to chyba z byt wymagająca lektura dla pierwszoroczniaka. Prychnął lekceważąco wyrażając tym samym niemo swoje zdanie, na zaobserwowany widok.
Dziewczyna westchnęła pod nosem, w duchu krytykując swój żywot. Gwałtownie wstała z podłogi i skierowała się w stronę dormitorium dziewczyn, chcąc wziąć relaksujący prysznic. Mimo to, nie spuszczała wzroku z tekstu. W tym samym czasie, młody Blais stwierdził, że tylko cud mu pomoże, nawet jeśli chciałby napisać referat to i tak nie potrafił. Dział należał do wyjątkowo trudnych, tym bardziej, że była to praca dodatkowa. Znając resztę Ślizgonów i ich zapał do nauki, nikt nie byłby mu w stanie doradzić, zresztą brunet nie miał w zwyczaju proszenia kogoś o pomoc, nawet w tak błahej sprawie jak lekcje. Poderwał się z kanapy i z książką przed nosem, na wyczucie, z zamiarem udania się do dormitorium. Po chwili, poddając się prawą fizyki wpadli na siebie. Posłali sobie przesycone nienawiścią spojrzenia, po czym jednocześnie na siebie warknęli, niemal jak agresywne psy podczas konfrontacji na spacerze.
- Patrz jak chodzisz Carrow
- Patrz jak chodzisz Blais - pochylili się by podnieść swoje rzeczy, które wypadły im z rąk na skutek zderzenia. Daniel wziął do ręki podręcznik, jednak szybko zorientował się, że to nie jego własność. Mimo to nie zamierzał jej tak szybko oddać. Spojrzał na tytuł i odruchowo uśmiechnął się pod nosem.
- Powiedz mi Carrow ...- zrobił krótką wyjątkowo wymowną pauzę, unosząc swoje zielone spojrzenie na dziewczynę - … Od kiedy to interesują cię eliksiry?
- A co cię to obchodzi?! Oddawaj! - warknęła na niego, jednocześnie starając się odzyskać podręcznik. Próba skończyła się jednak niepowodzeniem. Chłopak  oddalił się o kilka kroków i przemierzając salon zaczął głośno czytać, pierwszą tytułową stronę książki.
- Standardowa księga eliksirów – poziom 3. Hmmm.... - przerzucił wzrok na blondynkę, następnie jeszcze raz na tekst.- … Interesujące. wyszeptał z udawanym zamyślenie, by po chwili przez jego twarz przebiegł cyniczny uśmiech. Alecto zacisnęła pięści, próbując stłumić przypływ gniewu jaki po raz kolejny wzbudził w niej Blais. Od pierwszego dnia w Hogwarcie czuła chłód i wrogość bijącą od jego osoby, nie rozumiała skąd się go wzięło, jednak odpowiadała tym samych, podczas ich przypadkowych spotkań sam na sam, jasno oboje dawali sobie do zrozumienia, że jedynie co ich łączy to nienawiść.
Szybko do niego podeszła, z chęcią wyrwania mu swojej własności. Ślizgon jednak znów okazał się szybszy. Gdy dziewczyna była tuż przy nim, schował podręcznik za siebie i odwrócił się przodem do niej, uważnie obserwując z dziwnym uśmiechem na ustach. Carrow nieznacznie się wzdrygnęła. Takiego obrotu sprawy się nie spodziewała. Była zdecydowanie zbyt blisko, jednak nie oddaliła się od niego. Nie potrafiła tego zrobić, a może nawet i nie chciała. Automatycznie zadarła głowę do góry i podniosła wzrok na chłopaka. Uchyliła usta by coś powiedzieć, jednak słowa nieoczekiwanie ugrzęzły jej w gardle. Na szczęście dziwną cisze przerwał Blais.
- Kto by pomyślał, taka prymuska z eliksirów, wyraźnie Cię to przerasta – odparł spokojnie, uważnie wpatrując się w jej zielone oczy. Przez chwile Al była pewna, że arystokrata się uśmiechnął. Normalnie, zwyczajnie… Ale szybko wyrzuciła te myśl z głowy. Daniel się przecież nie uśmiecha. Nie do niej. Dopiero po chwili doszedł do dziewczyny sens słów chłopaka. Wytrzeszczyła ze zdziwienia oczy jednocześnie uchylając lekko usta.
-Jesteś głupi Blais! – warknęła, podejmując kolejną próbę odzyskania książki, lecz i ona okazała się fiaskiem. Postanowiła dać za wygraną, tłumacząc sobie, że z idiotami nie ma co walczyć. Wiązanka przekleństw wydobyła się z jej niewinnych ust, po czym ruszyła w stronę dormitorium, nie miała zamiaru rujnować swojego wieczoru przepychanką ze Ślizgonem.
- Czy na pewno głupi Carrow?- mimowolnie się zatrzymała i odwróciła głowę w jego stronę. Patrzył na nią tak, jakby chciał ją przejrzeć na wylot. Dostrzec wszystko, co ukrywa i wszystko, co posiada. Alecto pod wpływem takiego spojrzenia momentalnie straciła pewność siebie. Znów czuła się jak ofiara. Rozszyfruje ją, to była tylko kwestia czasu.- Co masz na myśli?-  odparła pewnie, odwracając się do niego i krzyżując ręce na piersi. Starała się nie okazywać zmieszania jakie u niej wywołał. Brunet uśmiechnął się pod nosem. Lubił te momenty. Chwile, w których cały świat przestawał istnieć i byli tylko oni. Jednak nie miało to nic wspólnego z romantyzmem. Oboje doskonale zdawali sobie z tego sprawę. Traktowali to jak grę. Pojedynek, w czasie, którego każde chciało udowodnić swoją racją. Pokazać, że jest lepsze. Po prostu wygrać. Wszystkie chwyty były dozwolone, nawet te kontrowersyjne.
-Taka opasła księga w rękach pierwszoroczniaka, to chyba nieodpowiednia lektura dla tak młodej damy – stwierdził wymachując przed nią księgą, na jego ustach pojawił się wredny uśmiech. Nienawidziła tego, wykorzystywał fakt, iż był od niej wyższy oraz silniejszy. Górował nad nią i nie mogła nic na to poradzić, fizyczna przewaga chłopaka była barierą, które póki co nie zdołała przebić. Zawsze mogła użyć różdżki, lecz była to konieczność, która odwlekała w czasie, nie chcąc pokazać mu jak wielką wiedzą dysponuje, dzięki temu czuła, że posiada nad nim przewagę.
-Nie mam zamiaru wchodzić w konwersacje z takim półgłówkiem jak ty. Nawet numerologia cię przerasta - odparła spokojnie, jednak z nutką nienaturalnego rozbawienia. Uśmiechnęła się niewinnie do Daniela, po czym zostawiając go samego zniknęła na schodach prowadzących do dormitorium dziewczyn. Blais wpatrywał się w odchodzącą dziewczynę z nieukrywanym zdziwieniem, o czym świadczyły szeroko otwarte oczy i lekko uchylone usta. Gdy zniknęła za drzwiami pokiwał głową z podziwem i uśmiechnął się do siebie.
Daniel Blais
Daniel Blais

Bycie wrogami wcale proste nie jest... Empty
PisanieTemat: Re: Bycie wrogami wcale proste nie jest...   Bycie wrogami wcale proste nie jest... EmptyWto 24 Kwi 2018, 22:25

*** klasa eliksirów, 10 maja 1973r. ***

To było spokojne, sobotnie przedpołudnie. Słońce wpadało przez wysokie okna, rozjaśniając wszystkie korytarze z wyłączeniem lochów, w których jak zawsze panował specyficzny półmrok. Dlaczego Blais znajdował się w lochach w tak przyjemny majowy dzień? Otóż trening ślizgońskiej drużyny Quidditcha został odwołany dosłownie kilkanaście minut przed jego rozpoczęciem, a nastawiony na fizyczny wycisk Daniel potrzebował władować w coś swoje pokłady energii i entuzjazmu. Jeśli los chciał, że nie miało być to latanie na miotle, zdecydował poćwiczyć swoje umiejetności eliksirowarstwa, sięgając po podręczniki dla wyższych klas. Z cichym skrzypnięciem otworzył drzwi do pustej sali i zatrzymał się w przejściu, kiedy zauważył, że nie jest tu sam.
Czy jego przeznaczeniem było wpadać na Alecto Carrow na każdym kroku, który stawiał w tym zamku? Westchnął w duchu na myśl o tym, że przecież chciał jej unikać za wszelką cenę. Z początku myślał, że mu się to uda, przecież była aż dwa lata młodsza, jaka była rzeczywistość przekonał się już po dwóch tygodniach. Ta dwójka miała bardzo zbliżone zainteresowania, albo wyjątkowego pecha. Nie zauważyła go od razu, pochłonięta lekturą wodziła palcem po stronicy podręcznika, delikatnie marszcząc brwi. Przyglądał jej się z zainteresowaniem, wydawała mu się nawet urocza kiedy głowiła się nad czymś intensywnie. Czasem łapał się na tym, że zerka w jej stronę kiedy ta uczy się w Pokoju Wspólnym. Może to fakt, że jej wzrok nie ciska wtedy błyskawic tak fascynował go w tym widoku.
- Korzeń imbiru pokrojony w plasterki. Dlaczego to nie działa? - jej niezadowolone mruknięcie przerwało monotonny dźwięk bulgoczącej zawartości kociołka.  
Uśmiechnął się mimowolnie, analizując składniki, których używała. Skarabeusze, żółta fiolka - najprawdopodobniej żółć pancerniaka. Eliksir Rozśmieszający.
- Nie krój w plasterki, a w kostkę. A skarabeusze lepiej najpierw zgnieść płaską częścią noża. - powiedział na tyle głośno, by na pewno go usłyszała. Dlaczego jej pomagał? Właściwie nie wiedział. Może urzekła go jej pogoń za wiedzą i zacięcie w temacie eliksirów?
Kątem oka zdążył pochwycić jej zaskoczoną minę, po czym opuścił klasę. Nie chciał jej przeszkadzać, znajdzie sobie inne zajęcie.

*** Pokój Wspólny Ślizgonów, 25 grudnia 1973r. ***

Jeszcze nigdy nie zdarzyło mu się spędzać świąt poza domem. Nie miał powodów by zostawać w zamku, przecież w Londynie czekało na niego wszystko czego tylko zapragnął. No, może poza świętym spokojem. To właśnie sprawiło, że wysłał niezwykle formalny list do swojej matki, w której informował ją, że nie zamierza ruszyć się z Hogwartu nawet na krok. Ostatnio naprawdę źle dogadywał się z ojcem, a zapuszczanie włosów okazało się zbyt małym i niewinnym przejawem buntu dla spragnionego kłótni niemalże szesnastoletniego serca.
Odgarnął wchodzącą mu do oczu grzywkę i z cichym westchnięciem wygodniej rozłożył się w fotelu. Podczas świąt było tu niezwykle pusto, zwłaszcza kiedy było się Ślizgonem. Większość jego znajomych wychowywała się w bogatych rodzinach, dlatego mało kto decydował się zostawać w szkole podczas zimowej przerwy. Wczesnym rankiem zszedł do Pokoju Wspólnego by rozpakować prezenty przysłane mu przez rodziców, ale nie był to jedyny powód. Ba, nawet nie najważniejszy. Bardziej istotne było dla niego to, że mała Carrow również została w zamku i wkrótce powinna zawitać w tym pomieszczeniu, kierując swoje kroki w stronę choinki. W miejsce, w którym leżała mała, bardzo niewinnie wyglądająca paczuszka. Bardzo dobrze wiedział, że w środku znajdują się kolczyki z białego złota, z połyskującymi niebieskimi oczkami. Wiedział to, bo osobiście je wybrał, a potem zapakował.
Nie wiedział natomiast czemu chciał jej coś podarować. Może coś podejrzewał, ale nie potrafił do końca zrozumieć swoich własnych uczuć. Ostatnimi czasy zmieniło się jego nastawienie do dziewczyny. Nie potrafił dalej jej ignorować, zaprzestał też niemiłych uwag w jej stronę. Chciał żeby się uśmiechała i pragnął być przyczyną tego uśmiechu. Wiedział, że nie powinien się z nią zadawać, ale przecież zdanie jego ojca interesowało go teraz najmniej na świecie. Bał się przyznać, że tak naprawdę wcale jej nie nienawidzi, nie wiedział jak miałby zacząć z nią rozmowę. Kiedy przypadkiem podsłuchał rozmowę Al z jej koleżanką na temat kolczyka, który ostatnio zgubiła, pomysł z prezentem nasunął się sam. Święta dawały mu możliwość poprawienia jej humoru z zachowaniem anonimowości. Czy mogło być lepiej?
Siedział jak na szpilkach, czekając na jej przybycie.
Alecto Carrow
Alecto Carrow

Bycie wrogami wcale proste nie jest... Empty
PisanieTemat: Re: Bycie wrogami wcale proste nie jest...   Bycie wrogami wcale proste nie jest... EmptySro 25 Kwi 2018, 20:59

***Pokój Wspólny Ślizgonów, 25 grudnia 1973 r.***
Niespodziewanie przyszedł grudzień. Ciepłe, kolorowe, jesienne dni ustąpiły szaro-burym, pochmurnym zimnym. Raz po raz z nieba siąpił deszcz wymieszany ze śniegiem, tworząc na ulicach i chodnikach trudną do przemierzenia barierę. Czas mijał bardzo szybko, zaś świąteczny nastrój towarzyszył uczniom już od połowy grudnia. Zakończenie semestru przypadające na ostatni tydzień przed świętami, był czasem niezwykle intensywnym. Wychowankowie Hogwartu krzątali się po korytarzach z książkami lub notatkami w dłoniach, by jak najszybciej zaliczyć ostatnie egzaminy i wrócić do domu.
Alecto Carrow tegoroczne święta jako jedna z nielicznych spędzała w zamku, rodzice wraz z Amycusem udali się w podróż, w której z jakiegoś tylko im znanego powodu blondynka nie mogła uczestniczyć. Na szczęście zbytnio się tym nie przejmowała, wizja świąt w szkole nie była najgorsza, postanowiła wykorzystać ten czas, aby poćwiczyć eliksiry oraz zaklęcia, na co nie mogła sobie pozwolić w rodzinnej posiadłości.
Dzisiaj dobry humor czuć było jeszcze bardziej niż w każdy inny dzień, był on wyjątkowy. Minusowa temperatura za oknem sprawiła, że z nieba po raz pierwszy od wielu dni spadł świeży puch, otulając poprzednie rzadkie warstwy śniegu na nowo. Brudna wilgotno-błotna breja formująca się na błoniach i zaszronionej murawie nie napawała już przerażaniem. Mokry śnieg przyklejał się do szklanych witraży, rozmrażając i znowu zamarzając, tylko w innej postaci, zimowa pajęczyna otulała zamkowe okna. Płatki śniegu, każda z nich nietypowa, łączyły się w jedną całość, tworząc szron.
Trzynastoletnia blondyneczka przeciągnęła się leniwie, wstając z łóżka i zabawnie marszcząc przy tym nos. Dzień Bożego Narodzenia zawsze wprawiał ją w milszy nastrój, zapach pierniczków z cynamonem i świeżo ściętej choinki przywoływał najlepsze wspomnienia z dzieciństwa. W dormitorium poza nią nie było nikogo innego, reszta jej współlokatorek wyjechała, w innych okolicznościach pewnie czułaby się w takiej sytuacji mało szczęśliwa, lecz dzisiaj nic nie było w stanie popsuć jej dobrego humoru. Z dna swojego kufra dziewczyna wyjęła starannie zapakowaną paczkę, był to prezent od jej brata, który dostała jeszcze przed jego wyjazdem, każąc jej przyrzec, że otworzy go dopiero w poranek bożonarodzeniowy.
Kilka sekund później z uśmiechem na ustach przyglądała się pięknej bordowej sukience, a kilkanaście minut później stała ubrana w nią przed ozdobnym lustrem patrząc na siebie z aprobatą. Wyglądała naprawdę pięknie – zapisując sobie w pamięci, by podziękować bratu za prezent. Bordowa sukienka leżała idealnie, kontrastowała z bladą, delikatną cerą Ślizgonki. Blond włosy pozostawiły rozpuszczone, tak aby spływały wzdłuż jej pleców z lekko podkręconymi końcówkami, nadające jej dodatkowo uroku. Przez te dwa lata nauki w Hogwarcie wygląd panienki Carrow zmienił się, dziecięce rysy twarzy zaczęły nabierać bardziej wyrazistego wyrazu, usta stały się nieco pełniejsze, biodra nieco mocniej zaokrąglone, a piersi lekko uwydatnione. Delikatny uśmiech rozjaśnił jej usta, lekko pomalowane błyszczykiem, sięgając oczu.
Wyszła z dormitorium dziewcząt i ruszyła w stronę wyjścia, w zamiarach miała najpierw zjeść śniadanie, a dopiero później zająć się stertą prezentów, która na nią czekała. Zatrzymał ją jednak intensywny zapach, który tak dobrze znała. W pośpiechu przeniosła swoje błyszczące oczy na środek pokoju wspólnego, a niebieskie źrenice powiększyły się gwałtownie. W rogu pomieszczenia stała najwspanialsza, najpiękniej przystrojona choinka jaką kiedykolwiek widziała w całym swoim życiu. Momentalnie zakryła usta dłonią, próbując powstrzymać wzruszenie. Zbliżyła się do wielkiego drzewka, które było kilkanaście razy wyższe niż ona sama, przyozdobione najróżniejszymi ozdobami, od tych które można było zjeść, jak pierniki czy cukrowe laski, po pięknie mieniące się brokatowe bombki. Była zauroczona tym widokiem, jej matka zawsze przykładała wielką wagę do bożonarodzeniowego drzewka, które pięknie stroiła, jednak te które miała przed oczyma biło każde inne na głowę.
Subtelnie dotknęła jednej z bombek, która poruszona jej dotykiem zamigotała radośnie, cichy śmiech dziewczyny wypełnił puste, jak się jej zdawało pomieszczenie, nie czekając dłużej wyszukała prezentów przeznaczonych dla niej, klękając na puchatym dywanie zaczęła je przeglądać. Większość miała przyczepiona karteczkę, by Śligonka wiedziała od kogo je otrzymała, lecz największą jej uwagę zwrócił niepozorny pakunek owinięty w srebrny papier uwieńczony niebieską kokardką. Wzięła go ostrożnie w dłonie, szukając jakiejkolwiek wskazówki od kogo mogła to dostać, lecz pakunek nie był podpisany. Kierowana ciekawością niezwłocznie rozerwała papier, pod nim było małe pudełeczko, delikatnie otworzyła jego wieczko, a jej oczom ukazały się piękne kolczyki, z białego złota z niebieskim oczkiem. Otworzyła usta ze zdumienia, były przepiękne, w dodatku ostatnio zgubiła swoje, więc prezent był bardziej niż idealny. Uśmiechnęła się szeroko, a radosne ogniki zatańczyły w jej oczach, dopiero wtedy usłyszała jak ktoś odkaszlnął. Nieprzyjemny dreszcz przeszły jej plecy, niepewnie odwróciła się w tamtym kierunku, zauważyła go…..Daniel Blais siedział w fotelu uważnie ją obserwując
-Co ty……co…co tu robisz? – zapytała nie mogąc wyjść z szoku, jaki wywołał widok chłopaka.
Daniel Blais
Daniel Blais

Bycie wrogami wcale proste nie jest... Empty
PisanieTemat: Re: Bycie wrogami wcale proste nie jest...   Bycie wrogami wcale proste nie jest... EmptySro 25 Kwi 2018, 23:26

Siedząc w fotelu, ze znudzeniem bawił się odznaką prefekta, którą otrzymał w wakacje. Nie rozstawał się z nią ani na krok, była jego dumą i przepustką do posunięć śmielszych niż na zwykłego ucznia przystało. Zasłaniał się swoim stanowiskiem kiedy wracał do Pokoju Wspólnego później niż przewidywał to regulamin, zasłaniał się nim również wtedy, gdy znęcał się nad jakąś marną szlamą. Dawniej dziwiło go, że nauczyciele są tak ślepi na jego zachowanie, teraz wiedział już, że wynikało to z jego umiejętności kłamania i kontrolowania mimiki twarzy. Zakładając maskę przykładnego Ślizgona, był w stanie osiągnąć niemalże wszystko.
Siedzenie w samotności zaczynało go już nużyć i choć bardzo chciał zobaczyć reakcję Alecto, coraz poważniej rozważał zejście do Wielkiej Sali w celu pochłonięcia pożądnego świątecznego śniadania. Na szczęście ciche kroki przerwały ciszę i odciągnęły go od tęsknych rozważań na temat chrupiącego bekonu i sadzonych jajek, a kiedy spojrzał w stronę dormitorium dziewcząt ucisk jaki czuł w żołądku przeniósł się zarówno wyżej, jak i niżej. Otworzył szerzej oczy, a jego usta rozwarły się w niekontrolowany sposób, wyrażając zaskoczenie i zachwyt. Ze zdziwieniem i niejakim rozbawieniem stwierdził w myślach, że po raz pierwszy od dłuższego czasu dziękował Stwórcy za to, że nie zauważyła jego obecności. Z początku nie poruszył się wcale, przyglądając się dziewczynie, która dziś wyglądała tak ślicznie, że zaparło mu dech w  piersiach. Zazwyczaj widział ją w szkolnych szatach, które praktycznie wszystko zostawiały wyobraźni, jednak w tym momencie mógł powieść spojrzeniem po jej drobnej sylwetce, tak niewielkiej przy ogromnym drzewku. Zachwyt, jaki malował się na jej twarzyczce sprawiał, że czuł przyjemne ciepło, chciał żeby choć raz zaszczyciła go takim właśnie spojrzeniem. W niczym nie przypominała jedenastoletniej dziewczynki, którą obserwował poczas Ceremonii Przydziału, zmieniła się, znacznie dojrzała. Zdziwiło go to odkrycie, choć przecież był tego świadom od dłuższego czasu. Odpychał od siebie myśl, że Carrow dorasta, że podoba mu się coraz bardziej, że nie tylko jej charakter wywołuje na jego ustach uśmiech. Bardzo chciałby jej nie lubić, ale w chwili kiedy weszła do Pokoju Wspólnego, zrozumiał, że nie jest to już możliwe.
Blais, czy Ty się zakochałeś?
Z zamyślenia wyrwał go szelest papieru, zamarł w bezruchu, patrząc jak Alecto otwiera swój prezent i odetchnął z ulgą, kiedy zobaczył jej reakcję. Mimowolnie uniósł kąciki ust, rozczulony tym widokiem.
Co się z Tobą dzieje, do cholery?
Postanowił zaznaczyć swoją obecność znaczącym odkaszlnięciem, a wtedy cały urok... cóż, prysnął. Uśmiech zniknął z jego twarzy jeszcze zanim na niego spojrzała, jego miejsce zajęła obojętna mina i trochę zaciekawione spojrzenie. Odgarnął grzywkę, przeczesując ją palcami.
- Siedzę, oczywiście. - odparł ze spokojem, podnosząc się z fotela. - nie wiedziałem, że los pobłogosławi mnie Twoją obecnością w czasie świąt.
Oczywiście skłamał, doskonale wiedział, że panienka Carrow zostaje w Hogwarcie. Ironiczny uśmiech wpełzł na jego wargi, choć w gruncie rzeczy naprawdę cieszył się ze "wspólnych" świąt. Miał nadzieję, że może uda mu się z nią porozmawiać, skoro tak mało uczniów zostało w zamku.
Podszedł do niej, zaglądając jej przez ramię.
- Co tam masz? Od Amycusa? Wygląda na to, że Ci się podoba - zagaił, jednocześnie licząc na to, że potwierdzi jego przypuszczenia odnośnie trafności prezentu. Wyprostował się, żeby nie wisieć nad nią jak straszydło. Starał się udawać, że nie widzi z jaką niechęcią reaguje na jego bliską obecność, robił dobrą minę do złej gry. Wsunął dłonie w kieszenie spodni, mierząc ją spojrzeniem zielonych oczu.
Pochłonięty obserwowaniem jej reakcji, nie zwrócił najmniejszej uwagi na wiszącą nad nimi jemiołę. Pytanie czy i ona przeoczy roślinkę?


Ostatnio zmieniony przez Daniel Blais dnia Pią 27 Kwi 2018, 11:40, w całości zmieniany 1 raz
Alecto Carrow
Alecto Carrow

Bycie wrogami wcale proste nie jest... Empty
PisanieTemat: Re: Bycie wrogami wcale proste nie jest...   Bycie wrogami wcale proste nie jest... EmptyCzw 26 Kwi 2018, 20:52

Jej pierwszą reakcją było wielkie zdziwienie. Czy on naprawdę tutaj był, czy może słuch i wyobraźnia płata jej figle? Otworzyła szerzej źrenice i z uwagą, a zarazem szokiem wymalowanym na twarzy zaczęła świdrować go wzrokiem. Już otwierała usta by cos powiedzieć, jednak w ostateczności nie wydobyła z siebie żadnego dźwięku. Zamiast tego zmierzyła chłopaka z góry na dół zabójczym spojrzeniem. Był ostatnią osobą, którą spodziewała się dziś spotkać, z tylko sobie znanych źródeł doskonale wiedziała, że Blais każde święta spędzał w rodzinnym domu, dlatego tym bardziej była zdzwiona jego widokiem. Co tu robił? Początkowo blondynkę ogarnęła panika, nie była przygotowana na konfrontację z nim, jednak wystarczyło kilka sekund by ułożyła sobie wszystko w głowie, analizując swoją sytuację. O ile na początku ich znajomości i egzystowania w zupełnie różnych środowiskach, dochodziło do niewielkich sprzeczek i małych bójek między tą dwójką, to teraz zanosiło się na pewną zmianę. W ostatnim czasie niezależnie od miejsca czy sytuacji, gdy spotykali się na korytarzach, po prostu się omijali. Bez żadnego słowa, spojrzenia czy gestu. W Pokoju Wspólnym nawet na siebie nie patrzeli, zupełnie jakby dla siebie nawzajem nie istnieli. Traktowali siebie jak powietrze. Wyglądało na to, że najwięksi wrogowie mają swoje ciche dni. Alecto zastanawiała się nawet, czy Daniel nie znalazł innego obiektu „westchnień”, a może w końcu zajął się nauką, przez co brakowało mu czasu?
Boże narodzenie było dniem wyjątkowym i ważnym dla panienki Carrow, którego nawet Blais nie był wstanie zniszczyć. Dobry humor, który opuścił ją na chwilę ponownie powrócił, mimo tego ironicznego uśmiechu na widok, którego zawsze przybierała obronną postawę czekając na uszczypliwe uwagi skierowane w jej stronę. Nienawidziła tego uśmieszku, na myśl przywoływał każde ich kłótnie jaką odbyli w ciągu ostatnich dwóch lat. Nie wiedziała dlaczego brunet darzył ją tak wielką niechęcią, lecz zawsze odpowiadała tym samym.–Dlaczego jakoś ci nie wierzę Blais? – zapytała, teatralnie wywracając oczami, nie zdając sobie spraw z tego co robi pierwszy raz uśmiechnęła się lekko, lecz szczerze w stronę chłopaka.
Nim się zorientowała, stał już za nią zaglądając przez ramię, odruchowo zasłoniła swoim ciałem podarunek ta, aby nie mógł go zobaczyć. Niestety ten zabieg okazał się daremny, a Ślizgon wykazał niezwykłe zainteresowanie prezentem, który otrzymała. Obdarzyła go podejrzliwym spojrzeniem, chcąc wyczytać intencje bruneta, wbrew pozorom, jego ton był cichy i nawet można by powiedzieć, że przyjemny.
-Fakt, podoba się i to bardzo, ale nie jest od mojego brata……właściwie to nie wiem od kogo - przyznała lekko zmieszana, mimo początkowo buntowniczej postawy wobec niego. Przygryzła delikatnie dolną wargę, którą pod wpływem krwi stała się bardziej różowa, podpierając się jedną z dłoni powoli podniosła się z klęczków, nie chcąc by ten za bardzo nad nią nie górował. Pechowy traf chciał, że blondynka niepewnie stając na stopie, potknęła się lądując w ramionach swojego wroga. Spojrzała przed siebie, jej błyszczące oczy spotkały na swojej drodze zielone, nieprzenikliwe tęczówki, jednak mimo to uśmiechnęła się. Teraz nawet jej oczy się śmiały. Uśmiechnęła się jeszcze szerzej gdy ujrzała rozpromienioną twarz bruneta. Przyglądali się sobie i uśmiechali. Normalnie, szczerze, pięknie. Dla większości ludzi to zwykły gest, jednak dla tej dwójki było to takie niespotykane, zarazem wyjątkowe. W ich przypadku wręcz ta chwila mogłaby zostać zaliczona to tych magicznych i nie chodziło nawet o to, że oboje są czarodziejami. –Mmm….. – wydukała zmieszana, jego bliskość…może zabrzmieć to dość ckliwie, lecz wydawało jej się, jakby cały świat na sekundę stanął w miejscu. Po raz pierwszy miała go tak blisko siebie, a on bez problemu mógł wyczuć jej przyspieszone bicie serca. Podświadomie dziękowała Merlinowi za to, iż chłopak nie był w stanie odczytać jej myśli. Było to dla niej zadziwiająco przyjemnie, czuła się swobodnie w jego ramionach, otulona przyjemnych zapachem. Nie mogąc dłużej znieść jego spojrzenia, podniosła wzrok do góry, gdzie oczom ukazała się jej roślinka, którą doskonale znała –Jemioła – wyszeptała zaskoczona i zmieszana jej widokiem. Co miała teraz zrobić? Doskonale znała „legendę” z nią związaną, ale jak powinna się zachować? Stała naprzeciwko swojego wroga, w dodatku choć wstydziła się do tego przyznać, nigdy się nie całowała. Czyżby Daniel Blais miał być pierwszym, którego obraduje pocałunkiem?
Daniel Blais
Daniel Blais

Bycie wrogami wcale proste nie jest... Empty
PisanieTemat: Re: Bycie wrogami wcale proste nie jest...   Bycie wrogami wcale proste nie jest... EmptyPią 27 Kwi 2018, 12:07

Czyżby był łatwiejszy do rozszyfrowania, niż mu się wydawało? Co go zdradziło? Jej podejrzliwość, skwitowana mimo wszystko uśmiechem zaniepokoiła go i rozbawiła jednocześnie. Starał się przy niej kontrolować każdy centymetr swojego ciała, a ona i tak była w stanie odgadnąć co siedzi w jego głowie. Poniekąd. Całe szczęście, że nie władała umiejętnością legilimencji, gdyż obrazy, które miał teraz na myśli na pewno nie postawiłyby go w dobrym świetle.
Przez chwilę rozważał czy nie wyjawić jej kto jest tym tajemniczym "Mikołajem". To chyba przez ten uśmiech, jakim obdarzyła go po raz pierwszy w życiu, a który topił jego serce. A może przez te zaróżowione wargi, które może dotknęłyby jego skóry w geście podziękowania? Nim zdążył podjąć decyzję, Alecto postanowiła wstać z niefortunnym tego skutkiem. Z refleksem szukającego otoczył ją ramionami, by w ten sposób oboje zachowali równowagę, a sekundę później jej obecność uderzyła go z całą mocą, jak idealnie wymierzony tłuczek. Nie wiedział, że jej zapach przypomina najsłodszy, zakazany owoc zatopiony w płatkach najpiękniej pachnących kwiatów. Nie był świadomy tego, że jej oczy z zależności od światła na nie padającego są bardziej niebieskie lub szare. Zaśmiał się mimowolnie, a w myślach pytał się nieustannie jak mógł być tak ślepy. Wpatrywał się w nią intensywnie, obejmując ją o wiele dłużej, niż było to potrzebne. Czuł jej ciepłe ciało, drobne i tak kruche, jakby miał ją zaraz zmiażdżyć. Minęło kilka sekund, czy już cała wieczność? Czas chyba przestał istnieć.
W końcu odwróciła spojrzenie, przerywając ten intymny i w istocie niezwykle magiczny moment, a na jej twarzy pojawił się delikatny rumieniec. Słysząc jej szept i widząc zmieszanie, podniósł wzrok i sam również nieco poczerwieniał. Co powinien zrobić? Rozum podpowiadał jedno, serce pragnęło drugiego. Szybko jednak zrozumiał, że choćby nie wiadomo jak próbował, nie był w stanie zachować teraz zdrowego rozsądku. Serce zabiło mu z nieprawdopodobną mocą i szybkością, i choć był to "tylko" pocałunek, czuł adrenalinę jakby miał zaraz skoczyć z Wieży Astronomicznej.
- W istocie... - zamruczał cicho, obejmując jej twarz dłonią i z delikatnością gładząc policzek kciukiem. A potem nachylił się nad nią i zatopił w jasnoróżowych wargach, zatrzymując czas po raz drugi tego poranka. Czuł jej nieśmiałość, choć widział, że do niczego jej nie zmuszał. Posmakował jej, kradnąc pierwszy pocałunek w jej trzynastoletnim życiu. I cholernie mu się to podobało.
Alecto Carrow
Alecto Carrow

Bycie wrogami wcale proste nie jest... Empty
PisanieTemat: Re: Bycie wrogami wcale proste nie jest...   Bycie wrogami wcale proste nie jest... EmptySob 28 Kwi 2018, 22:40

Czuła, jakby temperatura zarówno w powietrzu jak i między nimi niepokojąco i gwałtownie rosła i powiększała się z każdą sekundą, jaką przebywała w jego ramionach. Alecto miała wrażenie, że pod wpływem jego dotyku topnieje niczym góra lodowa po kontakcie z lawą. Błysk w jego zielonych oczach był jak ogień, który powoli, choć bezboleśnie ją trawił. Jej subtelny, choć kokieteryjny uśmiech pogłębiał jedynie doznanie, które odczuwali oboje. Nie zareagowała, nie poruszyła się, zapomniała jak mruga się powiekami, była zahipnotyzowana jego spojrzeniem. Nie mogąc dłużej znieść tego przeszywającego wzroku odwróciła się, miała wrażenie, że czytała jej w myślach, dokładnie wiedząc co teraz czuje. Bała się tych uczuć. Były takie szokujące, od dwóch lat przecież się nienawidzili, a może to nie była już nienawiść?
Szepnął łagodnie, podrażniając jej wargi swoim ciepłym, rozgrzanym oddechem. Uśmiechnęła się do niego delikatnie, przymykając powieki i wypuszczając powietrze z lekko uchylonych ust. Jej zaróżowione policzki dodatkowo podkreślały to, co między nimi się działo. Jego usta dotknęły jej, wywołując nagły wybuch uczuć. Czuła się jakby jej serce wpadło do mrowiska i co gorsza nie był to pierwszy raz gdy doświadczała tego przy Danielu. Na domiar złego jeszcze nigdy, przy żadnej innej osobie tego nie czuła. Nie wiedziała co to oznacza, ale jedno było pewne- to nie wróży nic dobrego. Jednocześnie była zaskoczona tym, co zrobił arystokrata, zamiast najzwyczajniej w świecie raz czy dwa trzasnąć Ślizgona w twarz, oddała pocałunek. Sytuacja, w której znalazła się ta dwójka była tak irracjonalna, byli przecież wrogami, od dziecka wpajano mu, aby nie interesował się Carrow, unikał jej, traktował jak powietrze, nienawiść której ziarno zasiano w sercu bruneta, tak dawno temu, uleciała niczym pyłek targany wiatrem.
Nie była w stanie określi ile czasu minęło, czuła jakby ich pocałunek trwał wiecznie, chciała by tak było. Oderwała się od niego kilkanaście sekund później, kiedy powaga ich czynu dotarła do niej ze zdwojoną siłą. Odsunęła go od siebie, na chwilę spuszczając swoje spojrzenie na tors chłopaka. Przy okazji próbując złapać oddech i uspokoić zbyt szybko bijące serce. Po chwili znowu jej niebieskie spojrzenie zatrzymało się na Blaisie. Uśmiechnęła się do niego subtelnie, choć błysk w jej oczach, dodawał jej znacznie więcej drapieżności niż chciała. Po czym bez słowa wybiegała z Pokoju Wspólnego. Daniel stał w miejscu odprowadzając dziewczynę swoim stalowym, choć dużo cieplejszym, niż na co dzień, wzrokiem.


***Pokój Życzeń, 14 luty 1974 r.***


W życiu każdego człowieka przychodzi moment, kiedy budzi się pewnego dnia i stwierdza, że coś się zmieniło. Może to być nic nieznaczącego w postaci nowego pryszcza na czole, może to być również coś ważniejszego jak złota obrączka na placu, której nie na nim nie było jeszcze dzień wcześniej. Prędzej czy później nasz mały, dotychczas nienaruszalny świat się odmieni. Jedni po prostu tego chcą, zaś drugim nowy etap w życiu nachalnie pojawia się w progu, pukając do drzwi bez pytania nas o zdanie, z wielkimi brudnymi buciorami wchodząc do naszego dotychczas uporządkowanego, prywatnego terytorium zmieniając je przy tym diametralnie. Czasem w takim momencie nasze życie wywraca się tak bardzo do góry nogami, że jedyne co chce się zrobić to krzyknąć „Zatrzymajcie świat! Ja wysiadam.”
Kilka razy zamrugała powiekami zupełnie jakby nie mogła pojąć gdzie jest i tak właściwie dlaczego. Całkowicie zdezorientowana dźwignęła się do pozycji siedzącej jednocześnie zgarniając na bok pościel i siadając na skraju swojego łóżka. Mimochodem potarła zmęczoną twarz dłońmi, towarzyszyło jej przy tym ociężałe choć ciche wypuszczenie powietrza z nadymanych policzków. Przez chwilę myślała, że jeszcze śpi.  Dzień oraz wieczór poprzedzające święto Walentego były dla niej istną katorgą, od rana wszystkie dziewczyny mówiły tylko o jednym, zastanawiając się od kogo dostaną walentynkę lub kto przygotuje dla nich wyjątkowy prezent. Przebywanie w ich towarzystwie było dla blondynki niezwykle męczące. W tym całym rozważaniu wiele z jej rówieśniczek oraz starszych koleżanek liczyło, że w końcu sam Blais zaszczyci je większym zainteresowanie, co ona sama komentowała głośnym parsknięciem.
Od czasu pocałunku z Danielem minęły prawie dwa miesiące, a dziewczyna nadal nie mogła wyrzucić tego obrazu z głowy, był w jej myślach oraz snach, choć zdawały się one być koszmarem. Często łapała się na tym, że myśli o chłopaku w niestosowny sposób, ponownie chciała poczuć dotyk jego warg na swoich, czuć ciepło jego ciała, i to mrowienie, które przepływało między nimi, w chwili gdy dotknął jej skóry. Nigdy dotąd nie doświadczyła czegoś podobnego, dlatego trochę ją przerażało to wszystko. Starała się ze wszystkich sił, aby unikać Ślizgona, zabierało jej to sporo czasu oraz energii, jednak dawało oczekiwane efekty. Dzięki wszystkim zabiegom, jakie podjęła nie było szans, na ich spotkanie sam na sam.
Napisanie listu do Daniela Blaisa - największego wroga, było dla niej nie lada wyzwaniem, musiała się go podjąć dla dobra swojego psychicznego spokoju. Siedziała cicho starając się dobrać odpowiednio słowa, nie była pewna co powinna napisać, wszystkie zdania wpadające jej do głowy były tak banalne, tak proste. Czegoś ciągle w nich brakowało, po dłuższej chwili, z wielką rezygnacją poddała się kreśląc kilka prosty zdań:

Drogi Danielu,
spotkajmy się dzisiaj, o północy w Pokoju Życzeń.
Jestem pewna, że wiesz gdzie to jest.
A.

Zwinęła zawiniątko, dołączając do niego kolczyk z białego złota wysadzany niebieskim kamieniem, po czym przywiązała list do nóżki jednej ze szkolnych sówek. Teraz już nie było odwrotu.
Opuściła swoje dormitorium, niepewnie ruszając do wyznaczonego pomieszczenia, opuszkami palców przejeżdżając po zimnej ścianie wzdłuż której szła, zupełnie jakby to dodawało jej potrzebnej siły i pewności by iść dalej. Jakby ten gest mówił jej, że nie może już zawrócić, że dalej musi iść na przód mimo strachu i tego kogo spotka na końcu swojej drogi. Ubrana w piękną niebieską sukienkę, podkreślającą kolor oczu, dziewczyna tak bardzo wyróżniała się na innych, w których stroju dominowała dziś czerwień.  Miała świadomość, że nie powinno jej tu być i to wcale nie dlatego, że wymykając się w środku nocy ze swojego dormitorium złamała szkolny regulamin. Teraz ustalone przez dyrektora zasady mało ją interesowały i nawet gdyby ktoś ją przyłapał, gdyby dostała karę lub nawet gdyby wyrzucili ją za to z Hogwartu i tak by tu przyszła. Po prostu musiała. Gdy upewniła się, że jednak jest sama i nikogo nie ma w pobliżu odważyła się puścić ścianę i wejść w głąb pomieszczenia. Zamarła, Pokój Życzeń był wyjątkowo magicznym miejscem, które odkryła już w pierwszym roku swojej nauki, odwiedzając je od czasu do czasu, kiedy potrzebowała chwili samotności, a tu….zawsze miała to czego akurat pragnęła. Pokój Życzeń był wyjątkowo magicznym miejscem, które odkryła już w pierwszym roku swojej nauki, odwiedzając je od czasu do czasu, kiedy potrzebowała chwili samotności, a tu….zawsze miała to czego akurat pragnęła. Teraz w pomieszczeniu znajdował się prosty stolik z dwoma krzesłami, nakryty białym obrusem, który przyozdabiała samotna świeca po środku. Niepewnie zbliżyła się do niego, zajmując jedno z drewnianych krzeseł, czekając na swojego towarzysza.
Daniel Blais
Daniel Blais

Bycie wrogami wcale proste nie jest... Empty
PisanieTemat: Re: Bycie wrogami wcale proste nie jest...   Bycie wrogami wcale proste nie jest... EmptyNie 29 Kwi 2018, 21:35

Do tematu walentynek podchodził z pewną dozą niechęci. Wiązało się to najpewniej z tym, że choć miał wiele propozycji na wspólne spędzenie wieczoru, pragnął randki z jedną, konkretną osobą, tą samą, która jak ognia unikała go od dwóch miesięcy. Zdążył przełknąć swoją porażkę, ale mimo usilnych prób nie potrafił zapomnieć o smaku bożonarodzeniowego pocałunku z Alecto. Za każdym razem kiedy widział ją na korytarzu uświadamiał sobie, że darzy ją uczuciami, których nigdy w życiu nie było dane mu odczuwać, a których w najmniejszym stopniu nie potrafił zrozumieć i uporządkować. Nie poddawał się, usilnie próbując z nią porozmawiać przez cały styczeń, ta jednak ignorowała go, zbywała lub po prostu nie dopuszczała do spotkania sam na sam. Nie wiedział co takiego poszło wtedy nie tak, jego pewność siebie w tej sytuacji była mocno zachwiana. Może po prostu jej się nie podobało?
Ostatecznie umówił się na spotkanie z dziewczyną, której imienia nawet dobrze nie pamiętał. Melanie? Amelia? Chyba coś w ten deseń. Cała ta "randka" była po prostu lekiem na samotność, której w święto Walentego bał się panicznie.
Pochłaniał właśnie śniadanie, składające się z tostów i gorącego kakao, kiedy jedna ze szkolnych sów doręczyła mu niewielką przesyłkę. Pospiesznie przełknął ostatni gryz tosta i rozwinął skrawek pergaminu. Powiódł wzrokiem po krótkim tekście i uniósł brew, widząc kolczyk dołączony do liściku. Nie był pewien co czuje ani co powinien myśleć na ten temat. Rozejrzał się po Wielkiej Sali, ale Alecto jeszcze nie przyszła. Obrócił w palcach ten mały kawałek białego złota, który osobiście wybrał i westchnął cicho. Chciał z nią porozmawiać, choć nie był pewien czy jest to dobry pomysł. Wiedział jednak, że powinien oddać jej kolczyk, by mogła je znów założyć i to ostatecznie przekonało go do tego, że powinien pójść o północy w wyznaczone przez nią miejsce.
Wcześniej wmawiał sobie, że na wieczornej randce na pewno będzie miło, a jeśli uda mu się pocałować jego towarzyszkę na pewno będzie to podobne do pocałunku z Carrow. List, który dostał przy śniadaniu zmienił jednak wszystko, sprawiając, że jego myśli krążyły tylko i wyłącznie wokół postaci Alecto. Nie potrafił skupić się na niczym innym, nie był też pewnie najlepszym rozmówcą, skupiając się raczej na tym co powinien powiedzieć na późniejszym spotkaniu, aniżeli na zabawianiu swojej obecnej towarzyszki. Ostatecznie cała ta, pożal się Boże, randka, skończyła się fiaskiem i niezadowoleniem dziewczyny, co zresztą skwitował wzruszeniem ramion. Nie obchodziło go zdanie dziewczyny, jeśli miał zaraz spotkać się z Al.
O północy stawił się na siódmym piętrze i przechodząc trzy razy wzdłuż ściany, życzył sobie znaleźć Alecto Carrow. Przeszedł przez sporych rozmiarów drzwi i cicho zamknął je za sobą, rozglądając się po pomieszczeniu. Uśmiechnął się do niej, ciesząc się, że w końcu może być z nią sam na sam. Wyciągnął z kieszeni kolczyk.
- Mam Twoją zgubę. Musisz ich lepiej pilnować. - podszedł do niej i nachylił się nad nią, by założyć ten drobny element biżuterii na właściwe miejsce. Z zadowoleniem zapiął kolczyk w jej uchu i usiadł na drugim krześle, podziwiając jej wygląd.
- Mogłaś wspomnieć o kolacji, przyniósłbym coś z kuchni. Chyba że chodziło ci o coś innego?
Wpatrywał się w nią pytająco, próbując odgadnąć jej intencje. Co takiego kryło się pod tymi blond lokami? Jakie myśli skrywały? Jaki był cel ich spotkania? Oby poznał odpowiedź na swoje pytania.
Alecto Carrow
Alecto Carrow

Bycie wrogami wcale proste nie jest... Empty
PisanieTemat: Re: Bycie wrogami wcale proste nie jest...   Bycie wrogami wcale proste nie jest... EmptyWto 01 Maj 2018, 00:21

Alecto Carrow nie była zwolenniczką walentynek, głupie święto dla naiwnych ludzi. Jedyny dzień w roku, kiedy nagle uświadamiają sobie, że na świecie istnieje coś takiego jak miłość, łapiąc się tanich chwytów w jej okazywaniu. Cały ten pokaz ma na celu przedstawić, jak to kogoś się bardzo kocha, tylko dlaczego jedynie tego dnia? Na to pytanie blondynka nie znała odpowiedzi. W jej mniemaniu kochać powinno się niezależnie od daty w kalendarzu, tak samo okazywanie tej miłości, jaką darzy się drugą osobę nie powinna ograniczać się do dnia świętego Walentego.
Wchodząc powoli w wiek młodzieńczy arystokratka zaczęła wzbudzać zainteresowanie u przedstawicieli płci przeciwnej, była tego świadoma, często wykorzystując ten fakt, lecz zaproszenia na randkę w dzisiejszym dniu nie przyjęła od nikogo. Była już umówiona, choć nie można było tego uznać za romantyczne spotkanie.
Daniel Blais. Intrygował ją od pierwszego dnia., gdy ich oczy się spotkały. Ich walka, kłótnie i ogólna wrogość doprowadzające do różnego rodzaju sytuacji, były interesującym aspektem nauki w Hogwarcie. Lubiła to, ten dreszczyk adrenaliny, gdy nie była pewna, co chłopak zrobi lub do jakich czynów się posunie. Wbrew ogólnej niechęci i obojętności jaką starała się zachowywać w jego obojętności, był dla niej osobą ważną. Z każdym kolejnym miesiącem zbliżali się do siebie coraz bardziej, nawet nie będąc tego świadomym. Ona łapała się na tym, że powoli jakby przestawała go nienawidzić. Z wiekiem Ślizgon stawał się coraz bardziej przystojny, choć nie pociągał jej jedynie jego wygląd. Podczas licznych spotkań na jakie skazywał ich los uwadze blondynki nie uszedł fakt, iż brunet posiadał też coś w głowie. Wcześniej traktowała go jak idiotę, zadufanego w sobie dupka, dla którego poza dziewczynami i Quidditchem nie liczy się nic. Teraz zmieniła zdanie dotyczące jego osoby, posiadał on ogromną wiedzę na temat eliksirów, za co bardzo go ceniła oraz miał talent do zaklęć. Było to coś, czego się po nim zupełnie nie spodziewała, w nielicznych momentach w jego zielonych tęczówkach dostrzegała też uczucia. Chociażby w dzień Bożego Narodzenia, jego spojrzenie nie ciskało w nią piorunami, ale zdawał się patrzeć na nią z taką czułością. Nie potrafiła wymazać tego ze swojej świadomości, jednocześnie bojąc się tej nagłej zmiany. On przecież nie powinien patrzeć na nią w taki sposób, a już tym bardziej nie powinien jej całować! A ona głupia oddała ten pocałunek, pierwszy w swoim życiu, zakazany i tak przyjemny jednocześnie. Smakował niczym najdroższy i najsłodszy owoc świata. Pragnęła więcej, zupełnie jakby pocałunkiem uzależnił ją od siebie. Świadomość położenia w jakim się znalazła sprawiła, że zaczęła to unikać, gdy on usilnie próbował z nią porozmawiać, ona jeszcze bardziej starała się dbać o to, by do tego nie dopuścić. Samokontrola dziewczyny była bardzo nadszarpnięta po bożonarodzeniowych wydarzeniach. Niecały tydzień później dowiedziała się przypadkiem, że to Daniel podarował jej kolczyki, o których marzyła. Informacja ta była dla niej zaskakująca, a jednocześnie zatrważająca. Ta ich „znajomość” nie szła w dobrym kierunku, dlatego też postanowiła rozmówić się z brunetem.
Siedziała w Pokoju Życzeń, czas zdawał się stać w miejscu, każda mijająca sekunda coraz bardziej przybliżała ją do spotkania, którego zwyczajnie się obawiała. Nie była pewna czy robi dobrze, serce w piersi dziewczyny biło mocniej niż zwykle, kiedy drewniane drzwi otworzyły się z cichym skrzypnięciem wstrzymała oddech. Przyszedł pomyślała, gdy białe światło korytarza rozświetliło wnętrze pomieszczenia. Do tej pory Alecto nie była pewna czy się pojawi, w duchu miała nadzieję, lecz on potrafił być przecież taki nieprzewidywalny. Słyszała każdy jego krok, a serce przyspieszyło bicie, w głowie blondynki zapanowała pustka, w chwili gdy pochylił się nad nią, a jego zapach otulił Ślizgonkę z każdej strony, choć wydawał się trochę inny niż zwykle.
Nabrała powietrza w płuca, gdy jego dłonie zgrabnym ruchem zapięły kolczyk, po czym zajął miejsce naprzeciwko, dzięki czemu mogła mu się uważniej przyjrzeć. Wyglądał elegancko, z lekką dozą nonszalancji, przygryzła delikatnie dolną wargę. Cała pewność siebie, którą posiadała kilka minut temu została zmyta niczym kurz z brukowej ulicy podczas ulewy. Zignorowała uwagę na temat zguby, nie była pewna czy jest to jego kolejna gra. Musiał doskonale zdawać sobie sprawę z tego, że Alecto odkryła jego tajemnicę dotyczącą pochodzenia biżuterii. Mimochodem założyła pasmo blond włosów za ucho, po czym obdarzyła go uśmiechem, starając się zachować spokój.
- Chodzi o nas – odpowiedziała, kładąc dłonie na stoliku. Nie była pewna jak ubrać w słowa wszystko to, co się działo w jej głowie od miesiąca.
- O naszym pocałunku – sprecyzowała – To wszystko, co wydarzyło się w Boże Narodzenie nie powinno mieć miejsca. Ja i ty to dwa różne światy i nic ani nikt tego nie zmieni – starała się przybrać jak najbardziej obojętny wygląd twarzy oraz ton głosu, choć jej wnętrze wręcz krzyczało. Była nastolatką, dopiero zaczynała swoją miłosną przygodę, powinna móc się zakochać czy zauroczyć chłopakiem, przeżyć zawód miłosny, płakać i skakać ze szczęścia. I mogła robić to wszystko, ale tym chłopakiem nie mógł być Daniel Blais. Nie on powinien skraść jej pierwszy pocałunek, nie wobec niego powinna czuć te wszystkie uczucia, które nią targały. Przecież nie mogła, ojciec wyraził się już dawno, mógł to być każdy poza nim.
Tylko dlaczego właśnie Blais działał na nią w taki sposób? Dlaczego, gdy był obok nie mogła skupić myśli, a serce biło w jej klatce jak oszalałe? Dlaczego jego dotyk wywoływał dreszcze na ciele, zaś między ich ciałami zdawały się przechodzić małe błyskawice? Zastanawiał się czy on również czuje to wszystko, czy jest świadom w jaki sposób oboje reagują na swoją obecność. Wpatrywał się w nią że stoickim spokojem, nieświadomy jaka walka toczy się we wnętrzu dziewczyny. Alecto grała, maska pozorów przyodziewała jej twarz, lecz oczy zdawały się zdradzać jej robicie. Nie potrafiła znieść spojrzenia jego zielonych oczu dłużej niż kilka sekund, dlatego co chwilę przenosiła wzrok z chłopaka na swoje splecione dłonie.

- Dlatego powinniśmy zapomnieć i tym pocałunku dla własnego dobra. Ty masz swoje życie Blaisa, a ja swoje. Najlepiej będzie, jeżeli przestaniemy wchodzić sobie w drogę- stwierdziła, ale czy naprawdę tego chciała? Czuła jakby możliwość dokonania wyboru była jej odebrana przez to, co narzucił dziewczynie ojciec, niestety jego słowa zawsze były święta, zaś jakiekolwiek próby sprzeciwu były nadaremne, nawet ona ukochana córeczka tatusia w takich przypadkach nie mogła liczyć na łaskę.
Nie odważyła się spojrzeć na Ślizgona, oddychała miarowo czekając na reakcję z jego strony, gdy niczym grom z jasnego nieba dotarło do niej, dlaczego brunet pachniał inaczej, a jednocześnie znajomo. Amelia. Jedno imię. Pieprzona Amelia Forest! Tylko ona używała perfum, które działały na Carrow tak drażniąco, zupełnie jak osobą która była nimi spryskana.
Amelia, tępa istota, której jedynym celem stąpania po świecie jest znalezienie dziedzica fortuny, aby ona oraz jej matka dalej mogły nazywać się samozwańczymi królewnami. Alecto nie tolerowała tej dziewczyny, każde ich spotkanie kończyło się kłótnią, a czasem nawet użyciem różdżek. Zacisnęła usta, które zazwyczaj pełne i ponętne, teraz zwężały się w cienką linię, dłonie zamknęły się w uścisku, po czym mrożące krew w żyłach spojrzenie skierowała na swojego towarzysza.
- Forest? Amelia Forest? Ty jesteś poważny?- zapytała, zaciskając pięści jeszcze bardziej, aż zbielały jej kłykcie.
Daniel Blais
Daniel Blais

Bycie wrogami wcale proste nie jest... Empty
PisanieTemat: Re: Bycie wrogami wcale proste nie jest...   Bycie wrogami wcale proste nie jest... EmptyPią 04 Maj 2018, 09:57

Dopiero kiedy usiadł, przyjrzał się dokładniej wybranemu przez Alecto pomieszczeniu, a to co ujrzały jego oczy nie zadowoliło go w najmniejszym stopniu. Surowe wnętrze wiało chłodem i sprawiało, że najchętniej by stąd wyszedł... albo zmienił je odrobinę. Skupił się na swoich życzeniach, a pokój stopniowo zaczął się zmieniać. Pojawił się kominek z trzaskającym weń ogniem, rozjaśniającym dość ciemne pomieszczenie. Biały obrus wypełnił się srebrnymi zdobieniami, krzesła stały się o wiele wygodniejsze, do jednej jedynej świeczki dołączyło kilka kolejnych, rzucając ciepły blask na ich twarze. W powietrzu rozniósł się zapach czegoś słodkiego, jakby połączenia gorącego kakao i korzennych ciasteczek.Teraz było tu przytulnie i miło.
Przyglądał się jej kiedy zagryzała wargę, wiódł spojrzeniem za jej dłonią, kiedy założyła pasmo włosów za ucho. Wydawała mu się trochę zdenerwowana, a kiedy powiedziała magiczne "chodzi o nas", serce zabiło mu w szalonym tempie. A więc i według niej byli jacyś "oni"! Może poprosiła go o spotkanie żeby powiedzieć mu, że szaleje za nim i nie potrafi bez niego żyć? Albo chociaż dać mu drugiego buziaka? Obie opcje były nad wyraz kuszące. Poczuł, że pieką go policzki, które prawdopodobnie przybrały delikatnie różowy kolor, a kąciki jego ust uniosły się znacznie, wyginając wargi w uśmiechu. Na słowo "pocałunek" jego myśli zalały wspomnienia świątecznego poranka, a jego radość Pokój Życzeń najprawdopodobniej odczytał jako prośbę, materializując nad niewielkim stolikiem gałązkę jemioły. Ta jednak nie zdążyła jeszcze rozwinąć dobrze listków, kiedy znaczenie jej słów dotarło do niego z małym opóźnieniem. Uśmiech stopniowo zanikał z twarzy bruneta, zostawiając rumieńcowi złości i wstydu pełne pole do popisu. Nie zdążył jeszcze nic powiedzieć, a już zrobił z siebie głupka! Jak mogłeś pozwolić sobie na uśmiech?! - strofował się w myślach. Przy niej trudno było mu się pilnować, trudniej niż przy kimkolwiek innym.
Wbił w nią spojrzenie zielonych oczu, obiecując sobie, że nie odwróci wzroku nawet na chwilę. Jak mogła być tak spokojna? Co właściwie miała na myśli? Może dla niej to nic nie znaczyło? To by oczywiście tłumaczyło jej półtoramiesięczne milczenie. Wolałby już dostać w twarz, aniżeli usłyszeć jej słowa, szczególnie po tym jak błędnie odczytał jej intencje. Jeszcze chwilę temu był przekonany, że dziewczyna chce mu wyznać uczucia. Czuł w ustach gorzki smak porażki. Zacisnął wargi, ale nie powiedział ani słowa, milczał uparcie, wpatrując się w nią oczyma, z których nie dało się odczytać nic konkretnego. Może było tak dlatego, że sam nie wiedział co powinien czuć, ani co czuje w rzeczywistości. Chciała by zapomniał? Musiałby wobec tego zapomnieć części swojej duszy, bo ciepłe uczucie, jakie obudziło się w nim po pocałowaniu Alecto stało się nieodzowną częścią Daniela Blaisa. Odwrócił w końcu wzrok, przeniósł go na stół i własne złożone na nim dłonie. Czuł jej wzrok, rosnącą niecierpliwość i oczekiwanie na jakąkolwiek odpowiedź z jego strony. Bez słowa skinął głową, choć przecież chciałby chwycić ją w ramiona, nazwać głuptasem i powiedzieć o wszystkich swoich względem niej uczuciach. Nie wiedział czemu właściwie to robi, czemu się nie broni. Może uznał, że za bardzo się dziś wygłupił, by pogrążać się jeszcze bardziej. Nie chciała go, więc uszanował jej wolę, odsuwając swoje pragnienia na dalszy plan.
Zabawne, zazwyczaj to on mówił więcej, a teraz siedział tutaj, cichy i potulny jak baranek. Dopiero kiedy usłyszał wypowiedziane z ogromną niechęcią imię jego dzisiejszej partnerki podniósł z niedowierzaniem wzrok, a to co zobaczył wywołało mętlik w jego głowie. O co jej chodziło? Dosłownie kilkanaście sekund wcześniej powiedziała mu, że nic ich nie łączy, a teraz odstawiała scenę zazdrości? Jej zacięta mina i zaciśnięte pięści wywołały w nim ciepłe rozbawienie, choć nie uśmiechnął się, nie chcąc by poczuła się nieswojo.
- Wszyscy wiedzą, że Forest jest łatwa. - skwitował beznamiętnym tonem, non stop lustrując jej twarz w poszukiwaniu emocji i reakcji, które mógłby z niej wyczytać. Jaki miał plan? Nie był pewien. Chciał wywołać w niej jeszcze większą zazdrość, by sprawdzić co tak naprawdę do niego czuje. Bo tego, że coś czuje był absolutnie pewien. - Dlaczego więc miałbym nie skorzystać? Muszę przyznać... - oblizał wargę i uniósł kącik ust w złośliwym uśmiechu. - czuć, że ma doświadczenie.
W rzeczywistości pocałował ją jedynie w policzek, na powitanie, a potem było już tylko gorzej. Nie wiedział skąd Alecto domyśliła się z kim spędził walentynki, choć podejrzewał, że mogła wyczuć od niego drażniący zapach dziewczyny, kiedy nachylił się nad nią wcześniej. Jemu również nie pasowała ta dziwna mieszanka, od której kręciło mu się w głowie. Kiedy przytuliła go na pożegnanie, czuł że dosłownie cały tym przesiąknął, ale nie miał czasu by wziąć prysznic przed spotkaniem z Carrow.
- Może powinnaś się czegoś od niej nauczyć? - oparł się łokciami o blat i nachylił się w jej stronę ponad stołem, znajdując się teraz znacznie bliżej niej. Spojrzał w jej oczy, a jego własne tęczówki wypełnione były blaskiem świec i igrającymi w nich złośliwymi iskierkami. - wiesz, ona nie uciekła. I jutro prawdopodobnie nie będzie milczeć.
Dotknął palcem czubka jej nosa, uśmiechając się przy tym szerzej. Przerwał to dziwne napięcie, jakie powstało między nimi przez tych kilka chwil i opadł znów na swoje krzesło, opierając się wygodnie w rozluźnionej porze. Odzyskał pewność siebie, widząc, że Ślizgonka plącze się w zeznaniach. To odrzucała go, to znów wabiła. Nie tak zachowuje się obojętna osoba i ta obserwacja wywoływała w nim radość.
- Powiedz mi tylko, Al, dlaczego nie mogłaś mi tego powiedzieć następnego dnia? Przez prawie dwa miesiące unikałaś mnie dzień w dzień. A może był to tylko zbieg okoliczności?
Alecto Carrow
Alecto Carrow

Bycie wrogami wcale proste nie jest... Empty
PisanieTemat: Re: Bycie wrogami wcale proste nie jest...   Bycie wrogami wcale proste nie jest... EmptySob 05 Maj 2018, 14:33

Zaabsorbowana wizją spotkania z Danielem, dziewczyna nie zastanawiała się długo nad tym jak powinno wyglądać miejsce ich spotkania, starała się zachować jego neutralność, w jak największym stopniu chciała ograniczyć, aby pokój odzwierciedlał burzę uczuć jaka się w niej rozgrywała. Surowość a zarazem obojętność wnętrza była idealnym rozwiązaniem, dzięki temu chłopak nie mógł odczytać jej intencji, choć kosztowało ją to wiele skupienia i samozaparcia. W momencie, gdy Pokój zaczął się zmieniać poczuła się dziwnie, pojawienie się kominka, dodatkowych świec oraz zdobień na obrusie i wygodniejszych krzeseł nadało mu ciepła, zaś zapach unoszący się w powietrzu przypominał święta. Również u niej, podobnie jak u Daniela przywoływało to wspomnienie bożonarodzeniowego pocałunku, lecz szybko odgoniła od siebie te myśli, jednocześnie rujnując swoimi słowami nadzieję Ślizgona dotyczącą ich spotkania.
Uśmiech, który jeszcze sekundę temu ozdabiał jego twarz przepadł, zastąpiony przenikliwym spojrzeniem i zaciętą miną. Widok ten wprawił ją w dziwnego rodzaju smutek, choć zachowywała spokój. Były to tylko strzępki ułudy, mające na celu niszczenie tego, co nagle zrodziło się między nimi. Blais doskonale zdawał sobie sprawę, że obudziła w nim uczucia, których nie powinna, do niej świadomość ta dotarła z opóźnieniem, dlatego tak zwlekała chcąc przeanalizować wszystkie za i przeciw. Ułożyć w głowie scenariusze, lecz żaden z nich nie kończył się dobrze.
Siedział przed nią w milczeniu, nie powiedział nic, co dla niej oznaczało całkowitą zgodę z jej poglądami. Nie wyraził głosu sprzeciwu, on zazwyczaj tak wygadany, nagle zamilkł jakby zaczarowany. Było to dla niej dziwne, przyglądała mu się z wyraźnym zaciekawieniem, siknął tylko głową. Blondynka nie wiedziała jak wiele myśli krąży po jego głowie, nie miała pojęcia, że i w nim toczy się walką między powinnością a uczuciami.
Prychnęła słysząc jego komentarz dotyczący znienawidzonej Ślizgonki, panienka lekkich obyczajów, która otwarcie odnosiła się z tym jaka jest i na czym jej zależy. Alecto nie mogła uwierzyć, że to właśnie nią zainteresował się Blais, chociaż czy jedna randka mogła oznaczać coś więcej niż spotkanie dwójki ludzi bez zobowiązań? Niemniej jednak Carrow poczuła ukłucie zazdrości, wywołane faktem, iż owe spotkanie odbyło się właśnie dziś. Dzień, którego podniosłość wskazywać może, iż nie była to zwykła randka, data zobowiązująca trochę bardziej niż wczorajsza czy jutrzejsza. Czyżby Daniel zrobił to specjalnie? A może po prostu wszystko to miało na celu podtrzymanie jego opinii wśród innych, bo jakby to wyglądało gdyby Ślizgon spędził dziś czas w samotności?
-Doświadczenie? – zapytała patrząc na niego z wyraźnym rozbawieniem. W uśmiechu, którym obdarowała chłopaka było nieco dosadności oraz wyższości. Jej samoopanowanie, będące zazwyczaj na poziomie godnym podziwu teraz zostało zachwiane przez tak mało, zdawałoby się nieznaczący fakt. Być może gdyby tego wieczoru partnerką bruneta była inna dziewczyna, Ślizgonka nie przejęłaby się tym zbytnio, lecz on musiał wybrać tą, której nienawidziła całym sercem. –Zastanów się lepiej w jaki sposób musiała je zdobyć – dodała, z wyraźnym obrzydzeniem w głosie. Czy on był aż tak głupi, czy może naiwny? Niewątpliwie niemądrą osobą była ona, pozwalając by uczucia zbyt nią zawładnęły, przyćmiewając racjonalny umysł. Wstała od stołu, kierując swoje kroki w stronę kominka, trzaskające drewno oraz ciepło płomieni pozwalały na ukojenie skołatanych nerwów. Blondynka wpatrywała się w czerwono-pomarańczowe ogniki, tańczące w palenisku, pogrążona w myślach zastanawiała się czy powinna nadal tutaj być, dlaczego jeszcze nie wyszła? Wygładziła dłońmi swoją sukienkę, pozwalając by lekko spływała wzdłuż jej ciała, po czym wróciła na swoje miejsce z pewniejszym wyrazem twarzy, jednocześnie pozbawionym jakichkolwiek uczuć. Gra pozorów, którą prowadziła w jego obecności dawała jej przewagę, czuła się dzięki temu pewniej i mogła pozwolić sobie na więcej. Nie chciała uciekać, nie tego nauczył ją ojciec, musiała stawić czoła swoim słabością, by wyjść z tego jeszcze silniejszą. Daniel Blais był jej słabością, na którą nie mogła sobie pozwolić, zanim go poznała miła konkretny cel, dążyła do niego uparcie, nieprzerwanie, wkładając w to swój czas i energię. Pocałunek, na który sobie pozwolili zaburzył równowagę, którą wypracowała w ostatnich latach, balansowała na krawędzi, a już tak mało brakowało by spadła w przepaść. By zaliczyła upadek, z którego nie byłaby wstanie się podnieść, to on prowadził do jej upadku, dlatego musiała podjąć kroki, których wcale do końca nie chciała.
-Ja? Nauczyć od niej?? Czego? Jak puszczać się z każdym? Jak pokazać, że nie szanuje samej siebie? – zadawała pytanie za pytaniem, a z każdym kolejnym jej głos stawał się coraz wyższy, a wzrok bardziej przeszywający – Niech nie milczy, niech każdy w szkole się dowie, że Daniel Blais wyrwał najłatwiejszą dziewczynę w Hogwarcie, to naprawdę ogromny wyczyn, wielkie brawa – stwierdziła z wyraźnym sarkazmem w głosie, teatralnie bijąc mu brawa. Skrzywiła się, gdy pstryknął palcem czubek jej nosa, przerywając jednocześnie napięcie wynikając z tematu rozmowy jaki obrali. Kiedy ona denerwowała się coraz bardziej słowami, które wypowiadał on jakby odzyskiwał pewność siebie wywołaną jej chwilowym zapomnieniem. Swoim nagłym wybuchem zazdrości pokazała mu, że wcale nie jest dla niej tak obojętny jak próbowała mu wmówić kilka minut temu. Słysząc zdrobnienie swojego imienia poczuła jednocześnie radość i złość, serce zabiło szybciej, a żołądek skurczył się do wielkości orzeszka. W jego ustach brzmiało to niezwykle czule, jakby przesiąknięte uczuciami, których nawet on sam chyba nie był do końca świadom, zaś w niej wywoływały przerażanie.
- Po pierwsze, nigdy nie mów do mnie Al., ktoś ci dał takie przyzwolenie? Nie! – warknęła w jego stronę, patrząc na niego z ogniem nienawiści w niebieskich tęczówkach, które teraz wydawały się być wręcz czarne, przepełnione złością, ponownie przyjęła obronną pozę, starając się odrzucić tą część swojej duszy, która wyrywała się w stronę bruneta – Blais, czy ty udajesz czy naprawdę jesteś taki głupi? Nie miałam ochoty na rozmowę z tobą, dlaczego w ogóle mnie pocałowałeś co? Żeby potem się szczycić tym, że skradłeś Alecto Carrow pierwszy pocałunek? – zapytała głosem wymagającym odpowiedzi od bruneta. Nie do końca była pewna czy chce poznać prawdziwy powód, lecz sądziła iż jest to jej potrzebne. Musieli wyklarować sytuacje między sobą, wbrew pozorom oboje tego potrzebowali.
Daniel Blais
Daniel Blais

Bycie wrogami wcale proste nie jest... Empty
PisanieTemat: Re: Bycie wrogami wcale proste nie jest...   Bycie wrogami wcale proste nie jest... EmptyPon 07 Maj 2018, 18:40

Nie wiedział czy potrzeba towarzystwa w Walentynki wynikała z jego własnych uczuć, czy strachu przed zepsuciem reputacji, który towarzyszył mu przez cały czas. Faktem jest, że gdyby został sam w tak ważny dla wszystkich zakochanych par dniu, pewnie zostałby wyśmiany przez kolegów. Zdecydowanie było go stać na coś lepszego od tej pustej dziewuchy, ale wcześniejsze milczenie Alecto i jej poranny liścik sprawiały, że nie miał najmniejszej ochoty na amory. Żadna dziewczyna nie robiła na nim wrażenia. Żadna nie była nią. Zrozumiał to kiedy zostawiła go w Pokoju Wspólnym tuż po pocałunku. Ogrom uczuć uderzył go wtedy z pełną siłą, zmuszając do zajęcia miejsca przy kominku żeby przemyśleć całą sytuację. Prawdopodobnie darzył ją uczuciami już wcześniej, skutecznie zagłuszając swoje pragnienia i nie dopuszczając ich do głosu. Właściwie odkąd pierwszy raz ją zobaczył czuł się tak, jakby coś nierozerwalnie go z nią połączyło. Myślał (lub miał nadzieję), że to zwykła niechęć, ale, Merlinie, tak bardzo się mylił. Wystarczył moment nieuwagi by wszystko obróciło się o sto osiemdziesiąt stopni, kilka sekund sprawiło, że nie potrafił patrzeć na nią w inny sposób, niż na najcudowniejszą istotę na świecie.
Istota ta jednak gdzieś się ulotniła, stawiając przed nim wkurzoną Alecto Carrow, prychającą, z ciętym językiem. To wywoływało w nim rosnące rozbawienie pomieszane z rozczuleniem. Jej wredny uśmieszek wcale go nie zniechęcał, a wręcz przeciwnie, tylko zyskiwała w jego oczach. Dziwny ma gust, ten cały Blais.
Na jej słowa wzruszył tylko ramionami, z miną wyraźnie mówiącą, że wcale go to nie obchodzi. Nawet gdyby skorzystał z okazji, czy miał prawo oceniać tę dziewczynę? Pomijając jej wątpliwe pobudki, była po prostu rządna bliskości, zabawy i przygody, a i on sam coraz częściej czuł, że ciągnie go w tę stronę. Właściwie fakt, że randka poszła aż tak źle był dla Daniela bardzo nietypowy. Zadziwiające, jak zauroczenie może namieszać w głowie.
Jej nagły wybuch sprawił, że uniósł brew, mierząc ją zdziwionym spojrzeniem. Celowo wypowiedział te słowa, chcąc zbadać jej reakcję, ale teraz ganił się w myślach, zauważając, że może odrobinkę przesadził, wytykając Alecto brak doświadczenia. Dla niego, wbrew pozorom, nie była to wada, wręcz przeciwnie, nadawała Ślizgonce nieodpartego uroku.
Zacisnął wargi, starając się opanować swoją twarz, ale i tak delikatny i niepożądany rumieniec wstydu wypłynął na jego policzki, grzejąc go bardziej niż trzaskający w kominku ogień. Uderzyła w czuły punkt, którym nie było to, że ktoś mógłby pomyśleć w taki czy inny sposób. Nie, zabolało go to, że to ona tak o nim pomyślała. Przełknął swoje zadowolenie, znów czując w ustach gorzki smak.
- Nie potrzebuję niczyjego przyzwolenia, a już na pewno nie Twojego - warknął, będąc w zdecydowanie gorszym nastroju niż kilka chwil wcześniej. Odeszła mu chęć na żarty i droczenie się z dziewczyną. Wyprostował się, ściągnął łopatki i cierpliwie czekał na kolejny "atak" z jej strony. Bo coś mówiło mu, że to jeszcze nie koniec. Między jego brwiami pojawiła się maleńka zmarszczka, świadcząca o irytacji.
- A słyszałaś żebym się tym szczycił?! - odparował szybko. A więc to był jej pierwszy pocałunek! Miał wobec tego pewne podejrzenia, ale nie do końca wierzył swojej intuicji. Mimo zdenerwowania poczuł coś na kształt dumy, choć nie miało to nic wspólnego ze "szczyceniem się". - Miałem na to półtora miesiąca czasu. Czasu, który Ty przemilczałaś. Nadal uważasz, że to ja jestem tym złym?
Zacisnął dłoń w pięść, wyraźnie wyprowadzony z równowagi. Sprawy przybrały nieoczekiwany obrót, mieli rozmawiać, a tymczasem wszystko prowadziło w stronę kłótni. Wstał i podszedł do ściany, na której zmaterializowało się okno z szybami przyozdobionymi mrozem. Oparł się o parapet, powoli wciągnął powietrze przez usta, biorąc głęboki wdech. Uspokoił się nieco.
- Nie oczekuję, że będziesz mnie przepraszać, ale przestań chociaż traktować mnie jak wroga. - już nim nie jestem, dokończył w myślach, nie odrywając wzroku od widocznego nawet o tak później porze śniegu pokrywającego świat za oknem.
Alecto Carrow
Alecto Carrow

Bycie wrogami wcale proste nie jest... Empty
PisanieTemat: Re: Bycie wrogami wcale proste nie jest...   Bycie wrogami wcale proste nie jest... EmptyCzw 10 Maj 2018, 16:19

Nie wiedziała, co wpłynęło na chłopaka, że zdecydował się na tak drastyczny krok, jak randka z Amelią Forest, może ktoś potajemnie dodał mu do napoju dziwny eliksir, o którego istnieniu jeszcze nie miała pojęcia, albo co gorsza sama zainteresowana rzuciła na niego urok. Bo jak wytłumaczyć to, co zrobił? Musiał tkwić w tym jakiś haczyk,  magiczna sztuczka albo chociaż choroba umysłową Slizgona, na którą gwałtownie bez ostrzeżenia zachorował. Nawet przez myśl nie przeszło jej, że wszystko to wynikało z obawy przed utratą reputacji, na którą pracował przez ostatnie lata, a która nie przyszła mu tak łatwo jak blondynce. Być może to w jak prostu sposób- przez nazwisko- ją zyskała, nie przywiązywała do tego zbyt dużej wagi, a już na pewno nie bała się tego, co kto o niej pomyśli. Dan pochodził do tego inaczej, a Alecto nie mogła go za to winić.

Przyglądała mu się uważnie kiedy zarumieniony i zmieszany wciąż uparcie próbował unikać jej spojrzenia. Im dłużej chłonęła jego obraz tym mocniej biło serce blondynki, a myśli wręcz gnały w jego stronę. Coraz bardziej chciała mu powiedzieć o tym co czuła, gdy na niego patrzyła, zupełnie jakby już nie była w stanie wytrzymać tych chaotycznych myśli i emocji rodzących się za każdym razem gdy był w pobliżu. Słowa jednak zmarły jej na ustach, po raz kolejny przemilczała, to o czym powinna mówić głośno.

Spojrzała na chłopaka z bliżej nieokreślonym wyrazem twarzy, próbując ukryć zdziwienie i przerażenie w jednym. Nagła zmiana tonu jego głosu oraz postawa obronną która przybrał wcale jej nie pomagały. Czuła jak powietrze wokół nich zaczyna niebezpiecznie gęstnieć z każdą mijającą sekundą, z każdym kolejnym wypowiedzianym przez nią zdaniem, czyżby uderzyła w czuły punkt?

Nie potrafiła w żaden racjonalny sposób uzasadnić swojego zachowania i faktu, że jeszcze nie uciekła z tego miejsca. Prosty plan, który układała w głowie przez cały dzień runął niczym domek z kart. Po raz kolejny wdali się w niepotrzebną dyskusję, doprowadzając tym samym do kolejnej, niemiłej wymiany zdań i choć atak zawsze odpierała atakiem powoli zaczynała męczyć ją ich chora gra. Chciała to zakończyć dopóki nie zaszło zbyt daleko, powiedzieć by zapomnieli o pocałunku, a następnie odejść. Tymczasem niewidzialna siła nie pozwalała jej na to, zmuszając do prowadzenia tej rozmowy.

Unikając go miała cichą nadzieję, że dany im czas pozwoli na przemyślenia, na uporządkowanie własnych emocji. Pocałunek, który obudził w nim, jak i w niej samej tak wiele uczuć, dodatkowo napięcie tak wyraźnie widoczne za każdym razem, gdy mijali się na szkolnych korytarzach ściągały Carrow sen z powiek. Po raz pierwszy w swoim życiu musiała przyznać , że się bała, przerażały ją jej myśli. Zaczynała widzieć go zupełnie inaczej, jakby w końcu ktoś zdjął jej klapki z oczu, a ucieczka okazała się jedynym sensownym rozwiązaniem.

Blaisowi odpowiedziała zupełna cisza, Ślizgonka opuściła głowę, a delikatny rumieniec wstydu wstąpił na jej blade policzki. Dopiero teraz zdała sobie sprawę z sensu wypowiedzianych słów. Chcąc się bronić zachowała się zupełnie jak dzieciak, a przecież chciała by traktował jak równą sobie. Kolejne słowa płynące z ust Daniela pogłębiły jedynie kolor na jej policzkach, który z jasnoróżowego stał się wręcz purpurowy, nerwowo zaczęła przygryzać dolną wargę. Chciała coś powiedzieć, cokolwiek lecz zamiast tego tępo wpatrywała się w zdobienia na obrusie, zupełnie jakby były najciekawszym zjawiskiem na świecie.
Wstał, przeniosła nieśmiało spojrzenie, obserwowała jak podchodzi do ściany, w miejscu której chwilę później pojawiło się okno. Znała miliony słów w różnych językach świata, ale nawet nie potrafiła nazwać tego co czuła. Nie miała odwagi spojrzeć mu w oczy, tak samo nie potrafiła wydusić z siebie żadnego słowa przytłoczona ostatnim wypowiedzianym przez chłopaka zdaniem. Rozumiała, że ich relacje częściej składały się z ukrytych uśmiechów i przelotnych spojrzeń niż wielogodzinnych rozmów. Przytłumione światło odbiegające z wypalających się świec sprawiało, że atmosfera w pokoju i między nimi po raz pierwszy była taka sentymentalna a jednocześnie poruszająca w stopniu, którego nawet nie byli świadomi.

Cisza między nimi była coraz głośniejsza. Wstała od stołu podchodząc do Ślizgona, w przypływie chwili złapała za jego dłoń, odwrócił się do niej, jednak nawet wtedy nie puściła jego ręki, zupełnie jakby bała się, że gdy to zrobi chłopak ucieknie i już nigdy do niej nie wróci. Przeniosła swoją dłoń na jego tors , czuła jak serce w jego klatce bije bardzo mocno, pierwszy raz tak bardzo przekonała się, że je ma. Dopiero teraz znalazła na tyle odwagi , by spojrzeć w jego zielone tęczówki.
- Więc jak mam Cię traktować? – zapytała spokojnie, zupełnie jakby ostra wymiana zdań, która miała między nimi miejsce jeszcze chwilę temu wcale się nie odbyła.
Sponsored content

Bycie wrogami wcale proste nie jest... Empty
PisanieTemat: Re: Bycie wrogami wcale proste nie jest...   Bycie wrogami wcale proste nie jest... Empty

 

Bycie wrogami wcale proste nie jest...

Zobacz poprzedni temat Zobacz następny temat Powrót do góry 
Strona 1 z 2Idź do strony : 1, 2  Next

 Similar topics

-
» Wcale nie jesteś już małą Leslie!

Pozwolenia na tym forum:Nie możesz odpowiadać w tematach
Marudersi :: 
Strefa Gracza
 :: 
Dodatki do postaci
 :: Myślodsiewnia :: Zakończone
-