|
| |
Autor | Wiadomość |
---|
Porunn Fimmel
| Temat: Re: Stara, nieużywana klasa Sro 06 Sty 2016, 21:11 | |
| Porunn nie od dziś interesowała się czarną magią. Dzięki księgom skradzionym z biblioteki jej ojca wciągała do głowy tyle wiedzy ile tylko była w stanie. W dodatku spotkania z jej Mistrzem też należały do owocnych, dzięki czemu mogła opracować swoje własne zaklęcie, połączone z transmutacją. To dopiero kombinacja. W tej chwili spoglądała na Bena uważnie, zastanawiając się nad odpowiedzią. Wyraził niemalże natychmiastową chęć nauki, a to znaczyło, że był w takim stanie, w jakim zawsze chciała go ujrzeć. Mimowolnie na jej twarzy pojawił się uśmiech zadowolenia, po czym skrzyżowała ręce na piersiach, podnosząc głowę do góry, aby tym samym pokazać swoją wyższość. Nie miała zamiaru uginać się przed nim. Dwie pary jasnych oczu spotkało się ze sobą, znów tocząc niemą walkę o to, kto pierwszy zrezygnuje, kto pierwszy mrugnie i odwróci wzrok. Zmarszczyła brwi, mając parę warunków, które musiały być spełnione, aby mogli sobie zaufać. - Pod jednym warunkiem - powiedziała, przeszywając go błękitnymi oczami, nie mając nawet zamiaru odwrócić wzroku pod wpływem ciężaru spojrzenia Bena. Zrobiła kilka kroków do przodu, aby w końcu stanąć z nim twarzą w twarz, jak równy z równym. - Od dzisiaj zero tajemnic. Mówisz mi wszystko, a ja mówię tobie. Taka nasza umowa, jeśli ktoś kiedykolwiek zdecyduje się skłamać, to cóż… spotka go kara - powiedziała poważnie. Jej twarz zdawała się jakby zastygnąć. Obserwowała Wattsa uważnie, czekając na jego odpowiedź, cokolwiek, co by tylko było potwierdzeniem przystania na jej warunki umowy. Wydawały się całkiem sprawiedliwe, prawda? Kiwnęła tylko głową z odwzajemnieniem na ten sam gest ze strony Bena, który był równoznaczny ze zgodą. Stanęła na palcach, po czym ujęła Bena za potylicę jedną dłonią, aby schylić jego głowę na tyle, aby mogła pocałować go w czoło. - Znajdziemy osobę, która ci to zrobiła i mogę otwarcie powiedzieć, że zemszczę się za to osobiście - powiedziała twardo, zaciskając pięść na różdżce, po czym odsunęła się i wskazała końcem różdżki podłogę, zachęcając tym samym Bena aby usiadł. Upewniła się tylko czy drzwi zostały dobrze zaryglowane, aby nikt nie mógł wejść do sali i sama klapnęła na zimną posadzkę, po turecku. Położyła różdżkę przed sobą i oparła ręce na kolanach, czekając, aż Ben zrówna się razem z nią, aby uzyskać z nim ponowny, intensywny kontakt wzrokowy. - Musisz oczyścić umysł, skoncentrować się na jednej rzeczy. Najlepiej na gwałtownych emocjach, chwyć się tych uczuć, chęci destrukcji i nie puszczaj tego pod żadnym pozorem, nawet jeśli będzie od tego zależało twoje życie. Wbrew pozorom, czarna magia nie jest zła. To ludzie źle ją wykorzystują, do złych celów, według własnych zachcianek, kierując się chęcią niszczenia. Często osób, które na to nie zasługują - powiedziała spokojnym, zrównoważonym tonem, jednak Ben mógł usłyszeć w jej głosie nutę fascynacji, ekscytacji. Na twarzy Porunn wciąż widniał nikły uśmiech, miarowo uderzała palcami o kolana, wystukując przy tym jakąś nieznaną chłopakowi melodię. - Czarna magia jest tak potężna, jak siła woli czarodzieja, jak intensywność jego uczuć - dodała po chwili - Musisz tego naprawdę chcieć. Tylko świadomość wzmacnia siłę zaklęcia. Mówiąc ostatnie słowa, uderzyła w kolana i podniosła się, łapiąc za różdżkę, celując jej koniec prosto w Bena Wattsa. Skończyła małą teorię, która być może tylko dla niej była zrozumiana, jednak nie dbała o interpretację chłopaka. Jeśli chciał się uczyć, to będzie musiał trochę lecieć na jej warunkach. - Atakuj. |
| | | Ben Watts
| Temat: Re: Stara, nieużywana klasa Sro 06 Sty 2016, 22:18 | |
| Nawet w tych najbardziej szalonych, najbardziej niedorzecznych wizjach, które czasem pojawiały się w benowej głowie, nigdy nie było miejsca na coś takiego. Bo i z jakiej racji? Samo przypadkowe spotkanie z Porunn w kuchni powinno stanowić wystarczającą atrakcję. Ale nie, musiał z nią wyjść, trzasnąć legilimencją, a potem mieć jeszcze maraton z koszmarami – no i wisienka na torcie, szał połączony z prośbą o naukę czarnej magii. Nie przemyślał tego ani odrobinę, nie przekalkulował, nie zwrócił uwagi na możliwe ryzyko, a zadziałał zgodnie z instynktem i pragnieniem posiadania umiejętności, które większość czarodziejów zmroziłyby do szpiku kości. Mógłby się tłumaczyć, że był rasowym Krukonem i pożądał każdego rodzaju wiedzy. Mógłby, ale wtedy by skłamał. Walka na spojrzenia trwała już od dłuższej chwili i wyglądało na to, że nikt nie chce się ugiąć, oddając pole – zarówno Ben jak i Porunn wytrzymali na swoich pozycjach, nie zdradzając ani śladu zawahania. Raz na zawsze zdawali się między sobą bezgłośnie ustalać, że żadne z nich nie mogło wyraźnie dominować, bo drugie mu na to nie pozwoli. Może i tak było lepiej – choć z pewnością nie dla dumy któregokolwiek z uczniów. Uważnie obserwując dziewczynę, Watts ani drgnął, gdy skracała dystans, przystając tak blisko, że nie mieli żadnych problemów, by na siebie spojrzeć. Zmrużył lekko oczy, gdy Fimmelówna wyłożyła swój warunek, szybko przepuszczając go przez upośledzone w tej sytuacji filtry rozumowania. Nie kłamać. Żaden problem, w końcu tego nie znosił i rzadko robił. Krukon kiwnął nieco sztywno głową na znak akceptacji najważniejszej reguły tej całej dziwnej relacji – niewypowiedziane „ani słowa postronnym” zdawało się rozumieć samo przez się. Dziwny pocałunek w czoło, który w każdej innej sytuacji doprowadziłby do zaczerwienienia i fali gorąca rozlewającego się od karku w dół ciała i uderzającego do głowy jak szampan, teraz został odebrany z pewnym chłodem. Bez komentarza, choć z wyraźnym błyskiem zaciekawienia w niebieskich oczach Szkota. Iskra, którą rozpaliła Porunn, utrzymała się, nie znikając ani na moment, a jedynie nabierając wyraźniejszego, ostrego blasku, gdy przykazała chłopakowi usiąść naprzeciwko siebie, co zresztą zrobił bez szemrania. Palił się do pierwszej próby, ale jak tu cokolwiek zacząć, gdy nie wiedział nawet jak? Siedząc sztywno, w wyraźnym napięciu i skupieniu, wciąż czując pełgające pod skórą ogniki oraz adrenalinę płynącą wartko żyłami, wysłuchał fragmentu teorii ze zdumieniem zdając sobie sprawę, że rozumowanie Ślizgonki w dziedzinie czarnej magii pokrywało się z jego własnym. Nie tylko jego, ale też Samuela i na pewno więcej niż kilku innych znajomych i przyjaciół pana prefekta. Oczyścić umysł, skoncentrować się. Pierwsze wskazówki Porunn brzmiały dokładnie tak samo jak instrukcje, które przekazywał i wtłaczał Benowi do głowy Peter podczas ich wakacyjnych lekcji legilimencji w posiadłości Hawkinsów. Twarz byłego nauczyciela, w tej chwili bywalca Azkabanu mignęła przed oczami chłopaka, smagając jego serce gorącem, wywołując w głowie jeszcze większy chaos niż miał przed chwilą. Wiele myśli naraz walczyło o status tej najważniejszej pod jasną czupryną prefekta, biło się o uwagę, wrzeszczało coraz głośniej i głośniej, dodatkowo podsycane gniewem, który się jeszcze nigdzie nie wybierał, jakby na dobre zamierzał zadomowić się w panu Wattsie. Siła woli, intensywne uczucia. Jak te, które odczuwał teraz, które w pierwszym odruchu nakazały niszczyć. Krukon powiódł wzrokiem za Porunn, stając na nogi bez potrzeby ponaglenia – dopiero widok wycelowanego w niego samego końca różdżki sprawił, że górna warga chłopaka drgnęła, jakby chciał warknąć. Nie podała żadnych formuł, nakazała jedynie atakować, oddając inicjatywę. Nie miał pojęcia, czy coś mu wyjdzie, czy z różdżki wydobędzie się choć słaby blask. Jedyne, co w tej chwili wiedział z porażającą pewnością to fakt, że gniew buzował w każdej komórce ciała, rozdymał je, boleśnie rozsadzał i domagał się ujścia. W jakiejkolwiek formie. Pewniej ujmując różdżkę, wypowiedział pierwszą formułę zaklęcia, która przyszła mu do głowy: - Crucio!
Ostatnio zmieniony przez Ben Watts dnia Pią 08 Sty 2016, 23:06, w całości zmieniany 1 raz |
| | | Huncwot
| Temat: Re: Stara, nieużywana klasa Sro 06 Sty 2016, 22:18 | |
| The member ' Ben Watts' has done the following action : Dices roll'10-ścienna' : |
| | | Porunn Fimmel
| Temat: Re: Stara, nieużywana klasa Sob 30 Sty 2016, 22:26 | |
| Motywacja była jedną z najważniejszych rzeczy, które napędzały resztę mechanizmów, często tych, o których istnieniu nic się nie wiedziało. Watts był dla Porunn zagadką, którą chciała za wszelką cenę rozwiązać. Zainteresował ją jeszcze bardziej, szczególnie teraz, kiedy wpadł w szał i nic nie było w stanie go powstrzymać przed niszczeniem wszystkiego co stało mu na drodze. A tak się składało, że tuż przed nim, zupełnie wyluzowana i niesamowicie podekscytowana stał nie kto inny, jak panienka Fimmel. Watts postanowił wykorzystać najbardziej oczywiste zaklęcie, które przychodziło mu do głowy. W sumie czego mogła się spodziewać, jak nie niewybaczalnych, skoro tylko o nich w tej szkole się wspominało? Mogła jeszcze wziąć pod uwagę zaklęcie uśmiercające, ale przecież nie chciał pozbawić jej życia, kiedy oficjalnie została jego nauczycielem. Prawda? Biorąc też pod uwagę fakt, że i tak za pierwszym razem skończyło się tylko na chęci torturowania Porunn. Najwidoczniej siła woli Bena była nie tak mocna, jak przypuszczała. Czyżby musiała go jeszcze bardziej wkurzyć, żeby udało mu się cokolwiek? Wiedziała już, że babrał się w czarnej magii, jaką była legilimencja. Dziwiła się tylko odrobinę, że nie udało mu się chociaż trochę zadać jej bólu. - Czy ty sobie ze mnie żartujesz? - warknęła, czując narastającą w niej złość. Miała nadzieję, że Ben okaże się osobą, która pokaże na co ją stać. Że będzie mogła już niedługo klaskać mu i gratulować, że stał się tak samo zepsuty, jak ona. A jednak coś wciąż go blokowało, a ona… postanowiła, ze tę blokadę raz na zawsze zniszczy, nie pozostawiając żadnych hamulców w jego zachowaniu. Wystarczyło nacisnąć tylko ten jeden, odpowiedni przycisk, aby włączyć tryb niszczyciela. Porunn ścisnęła mocniej różdżkę, którą trzymała wycelowaną prosto w Krukona, po czym na jej twarzy pojawił się szeroki uśmiech, nie zwiastujący nic dobrego. Nie w jej wykonaniu. Skupiła swoją energię, starając się jak najbardziej postarać. Zaklęcie musi być idealne, nie może jej się nie udać, bo przecież pełniła tutaj, w tej chwili, rolę nauczyciela. Jakim byłaby autorytetem w oczach Wattsa, gdyby i ona nie dała rady rzucić jakiegoś zaklęcia? Ostatnio dużo się uczyła, aż w końcu samej udało jej się opracować zaklęcie. Z małą pomocą jej mentora, jednak i tak był to dla niej niewyobrażalnie duży sukces. Wyobraziła sobie, że Ben nagle skręca się z bólu, jakby nagle dostał nagłego skurczu żołądka. - Spicis - wypowiedziała twardo zaklęcie, a następnie patrząc jak wściekły, pomarańczowy promień pędzi prosto w stronę Bena, a następnie uderza go w brzuch, niemal przenika na wylot. Przez chwilę chłopak nie poczuł nic. Dopiero później uderzyło go okropne ukłucie w środku brzucha. Mógł mieć wrażenie, że w jego wnętrzu znalazł się jeż, który nastraszając swoje kolce, boleśnie ranił go od środka. I tak było. Poniekąd. Nie zwracając uwagi na to, czy chłopak upadł na kolana z bólu czy też trzymał się twardo w pionie, podeszła do niego, obserwując go z nieodgadnionym wyrazem twarzy. Był słaby, jednak ona z chęcią nauczy go, jak to być silnym, potrafiącym przeciwstawić się trudnościom i pokazać całemu światu, że było się znakomitym czarodziejem. - Jak tak na ciebie patrzę, to chce mi się rzygać - prychnęła, zakładając ręce na piersiach. Kolejnym zaklęciem zrównała go dosłownie z ziemią. Przydeptała głowę Krukona butem, mocno wbijając jego policzek w chłodną i brudną posadzkę. - I ty chcesz być nazywany czarodziejem? Chcesz stawić czoła osobie, która ci to zrobiła, skoro nie jesteś w stanie nawet skupić się na jednym zadaniu, które pozwoliłoby ci na oczyszczenie chociaż trochę myśli? Szczególnie, że celem jestem teraz ja - osoba, której nienawidzisz z całych sił. Brzydzę się tobą, Watts. Masz dać z siebie wszystko, bo teraz, w moich oczach, nadajesz się tylko i wyłącznie na pomywacza w Rosierowej kuchni - syknęła, a następnie odsunęła się od niego, wracając na swoje miejsce. - Próbuj dalej - rzuciła rozkazująco, świdrując chłopaka spojrzeniem jasnych tęczówek. |
| | | Ben Watts
| Temat: Re: Stara, nieużywana klasa Nie 31 Sty 2016, 12:37 | |
| To nie miało prawa skończyć się dobrze – nie, gdy do jednego kotła wpadała panna Fimmel, rozjuszony jak rogogon panicz Watts, a całość została szczodrze podlana krwiożerczą potrzebą zadawania bólu i nauki najbardziej niszczycielskiego rodzaju magii dostępnego czarodziejom. Każdy, kto znał Bena, widząc go w tym momencie, wycofałby się z szeroko otwartymi oczami, byle uniknąć konfrontacji. Wujek i ciotka pewnie by się przerazili, a od dawna nieżyjący ojciec zaklaskał z uznaniem, że syn idzie w jego ślady. Jeśli nie zawróci, nie pojmie, co właściwie robi, młody Watts był na najlepszej drodze, by stać się bardziej podobnym do Archibalda, niż mógłby tego kiedykolwiek pragnąć, nie mając z ojcem żadnych dobrych wspomnień. Gardził tym człowiekiem, gardził pamięcią o nim, a jednak zdradzały go własne geny. Można by się spodziewać, że pierwsze zaklęcie nie wyjdzie – nie było w tym nic zaskakującego, nic co odbiegało od normy. Rzadko kiedy zdarzali się geniusze w lot łapiący zasady rządzące się nowo poznawanymi czarami, ale w tej sytuacji niepowodzenie oznaczało jeszcze większą irytację i podsycenie pożaru szalejącego w całym ciele. Kiedy nic się nie stało, twarz Bena wykrzywiła się w brzydkim grymasie, budząc w głębi gardła niezadowolony pomruk. Jego urocza nauczycielka bardzo wyraźnie dała do zrozumienia, co sądzi na temat nieporadności ucznia – kara przy użyciu czarnomagicznego zaklęcia była wredna i nie fair, ale czy w tej sytuacji którekolwiek z nich miało ochotę na dyskusję, co było w porządku a co nie? Liczył się końcowy efekt. Zawsze, zawsze tylko efekt, nieważne jakich środków się używało, by osiągnąć zamierzony cel. Nagły ból rozlewający się od żołądka sprawił, że Krukonowi na moment zabrakło tchu – może i lepiej, bo okrzyk rwący się na wolność został zduszony gdzieś w trzewiach. Nie padł na kolana, trzymając się dzielnie w pionie, mimo coraz gwałtowniej rosnącej potrzeby zwymiotowania własnych organów. Na podłogę posłało go dopiero drugie, bezlitosne zaklęcie Porunn, choć nie wypuścił różdżki z dłoni, trzymając ją tak mocno, że najpierw trzeba by było wyłamać mu palce, żeby odebrać kawałek magicznego drewna. Był w końcu uparty jak mało kto, a wściekłość buzująca pod skórą tylko wyostrzała tę cechę. Moment, w którym Fimmelówna przesadziła, nadszedł bardzo szybko – wystarczył but, dociśnięcie mu głowy do ziemi i siła grożąca połamaniem czaszki w drobne kawałki. Wolna dłoń Wattsa zwinęła się w pięść, gdy wziął gwałtowny, świszczący wdech, gryząc wargę aż do krwi, żeby nie jęknąć z bólu. Był mężczyzną, a nie jakimś niewydarzonym chłoptasiem, potrafił był twardy jak skała i miał w sobie więcej siły, niż Porunn mogła przewidywać. Cały chaos związany z rosnącym w żołądku bólem i furią, cała czerwona mgła przysłaniająca nieco świat nagle zdały się uspokoić – nie zniknęły, ani nie straciły na intensywności, a zdały się poddać żelaznej woli nakazującej im skierować się w jednym, bardzo konkretnym kierunku. Dłoń Bena trzymająca różdżkę, poruszyła się, nim dziewczyna skończyła mówić, kierując jej koniec gdzieś w brzuch Ślizgonki. - Crucio. Zaklęcie wypowiedziane lodowato zimnym, twardym tonem sprawiło, że drewno w ręku Wattsa zdało się gwałtownie zawibrować, zmrażając koniuszki palców. Fimmelówna padła jak uderzona rozpędzonym taranem, a łomot jej ciała walącego się na podłogę był najsłodszym dźwiękiem, jaki ostatnio dobiegł uszu Bena. Chociaż nie krzyczała (ku jego nagłemu, choremu niezadowoleniu), wystarczył sam widok spazmatycznie zaciskających się dłoni i niekontrolowane ruchy ciała. Więc się udało. Udało się. Krukon dźwignął do siadu, zalany nową falą paskudnego, kłującego bólu, gdy nieopatrznie nacisnął na brzuch – a potem patrząc na leżącą na wyciągnięcie ręki Porunn, poczuł jak usta rozciągają się w uśmiechu, a z gardła wydobywa się dźwięk. Śmiech. Zadowolony, miły dla ucha śmiech, w którym po dłuższej chwili wyłapywało się nutę czegoś zimnego. Trwałby tak pewnie, nabierając, nabrzmiewając czymś niedookreślonym, aż Ben odrzuciłby głowę do tyłu i zaśmiewał się jak rasowy zwyrodnialec nad swoim dziełem, gdyby nie nagłe szarpnięcie w brzuchu. Krukon z każdą chwilą coraz bardziej czuł się, jakby połknął rosnącą poduszeczkę do igieł i choć nie wydawał z siebie najmniejszego dźwięku protestu, pot perlił mu się na skroniach i czole. Zaciskając zęby, Watts z trudem pokonał dzielący go od Porunn dystans i chwycił dziewczynę za krawat, lekko unosząc jej głowę do góry. - Zadowolona? – syknął przez zęby. - ZADOWOLONA?! W niebieskich oczach błysnęło coś dzikiego i rozgorączkowanego, niknąc nieco, gdy Krukon nagle zaczął kaszleć, kurcząc się w sobie. Kilka kropel czegoś ciepłego i gęstego uderzyło w policzek Ślizgonki wraz z kolejną salwą kaszlu, leniwie spływając w dół. Krew. Szkot miał usta poznaczone własną krwią.
Ostatnio zmieniony przez Ben Watts dnia Pią 05 Lut 2016, 00:02, w całości zmieniany 1 raz |
| | | Huncwot
| Temat: Re: Stara, nieużywana klasa Nie 31 Sty 2016, 12:37 | |
| The member ' Ben Watts' has done the following action : Dices roll'10-ścienna' : |
| | | Porunn Fimmel
| Temat: Re: Stara, nieużywana klasa Pią 05 Lut 2016, 00:44 | |
| Zaklęcie Cruciatus uderzyło Porunn tak nagle, że nie zdążyła nawet wydać z siebie odgłosu zaskoczenia, gdy upadła twardo na podłogę zalewana najstraszniejszymi spazmami bólu. Miała wrażenie, że jej ciało płonie. Skóra topi się od liźnięć niewidzialnego ognia, odchodzi płatami od ciała. Potworne pieczenie całego ciała. Potworny ból, którego nigdy w życiu nie chciała po raz kolejny przeżywać. Żywe wspomnienia z dzieciństwa, kiedy to niemalże spłonęła żywcem. Teraz uczucie wróciło, chociaż wiedziała, że mogło być silniejsze. O wiele silniejsze. Dlatego też nie krzyczała, nawet nie miała zamiaru dać mu tej satysfakcji, która połechtałaby jego ego. Ból palącego się ciała nie mógł się równać z bólem przemiany w wilkołaka, który przeżywała co miesiąc, co każdą kolejną pełnię księżyca. Nawet nie wiedział jak bardzo wzmocniło to jej odporność na zadawany jej wcześniej ból. Wszystko miało swoją cenę, a ona nie byłaby taka silna, gdyby nie życie i te dwoje przeklętych żółtych ślepi, które widzi co noc, zasypiając i budząc się. - Czy jestem zadowolona? - wycedziła, gdy działanie zaklęcia nieco osłabło. Nie trwało długo. Watts musiał się jeszcze bardzo wielu rzeczy nauczyć, dzięki którym byłby w stanie zabić swoich wrogów. Bo po to się tego uczyli. Po to pozwalała mu pod swoim okiem wgłębiać się w tajniki czarnej magii - musiał stać się maszyną do zabijania. Swoistym eliminatorem przeszkód stojących mu na drodze. Porunn uśmiechnęła się pod nosem, widząc, że jej zaklęcie działało. Gdy nią szarpnął mocno za przód koszuli, spojrzała mu w oczy i z satysfakcją stwierdziła, że najprawdopodobniej otrzymała to, czego chciała; pustkę wypełniającą te niebieskie oczy. Krew, którą poczuła na swoim policzku sprawiła, że uśmiechnęła się szeroko, a następnie zamachnęła się głową, aby uderzyć go w nos, tym samym uwalniając się od jego uścisku. Wyciągnęła różdżkę przed siebie, postanawiając, że tym razem da mu spokój. Widziała w jakim był stanie i nie miała na celu zamordowanie go. Być może trochę przesadziła z karaniem go, ale bez odrobiny bólu nikt się jeszcze niczego dobrze nie nauczył, a ona dążyła do tego, aby Bena wyszkolić na dobrego czarodzieja. Dlaczego jej tak na tym zależało? Nie miała pojęcia. Nie chciała, żeby ktokolwiek, oprócz niej, podniósł na niego rękę, przy okazji bardzo krzywdząc. Tylko ona miała do tego pełne prawo, nikt więcej. - Petrificus Totalus - rzuciła zaklęcie, patrząc jak ciało Bena zostaje unieruchomione. Myślenie na szybko, wiedziała, że jak nie będzie się ruszał, to zaklęcie, które rzuciła na niego wcześniej nie zrobi mu większej krzywdy. Musiał tylko w tym stanie poczekać, aż się działanie zakończy. Podeszła do niego, ignorując nagłe uporczywe zawroty głowy i przykucnęła przy jego unieruchomionym ciele. - Czy jestem zadowolona, Watts? Owszem, jestem. Pokazałeś mi prawdziwego siebie. Wiem o Tobie WSZYSTKO. Wiesz co to oznacza? Nasza umowa weszła w życie właśnie w tej chwili - powiedziała, uśmiechając się szeroko, niczym szaleniec, który właśnie dokonał niesamowitej zbrodni. Chwilę później straciła przytomność. Nie dość, że chyba na pewno złamała mu nos uderzeniem … to sama najprawdopodobniej nabawiła się wstrząsu mózgu. Bo co jak co, ale ile bólu może znieść szesnastoletnie ciało? |
| | | Samuel Silver
| Temat: Re: Stara, nieużywana klasa Pią 05 Lut 2016, 01:14 | |
| Dwa miesiące. Tyle go w tej szkole nie było. Chciał jeszcze wrócić do Hogwartu przed przerwą świąteczną, żeby dowiedzieć się co musi nadrobić, żeby być znów na bieżąco z nauką. Co jak co, ale w Durmstrangu był troszeczkę inny system nauczania, który jemu osobiście bardzo przypadł do gustu. W tej chwili jednak był tutaj, w swojej pierworodnej szkole i pierwszą osobą, z którą chciał się spotkać był Ben… Spotkania z Isabelle się obawiał tak bardzo, że musiał najpierw dowiedzieć się od swojego przyjaciela jak bardzo go dziewczyna nienawidzi. Poza tym był środek nocy i … No właśnie. Dlaczego Wattsa nie było jeszcze w łóżku? Miał chrapać w najlepsze i myśleć o jutrzejszych zajęciach, a nie włóczyć się po szkole. Silver już doskonale też wiedział w jakiej części szkoły mógł przyjaciela odnaleźć. Wystarczyło tylko… ponownie pokonać schody i zejść na parter, w stronę kuchni, aby następnie ją ominąć i… znaleźć stare drzwi do nieużywanej już od dawna sali. Wiedział, że właśnie tam go znajdzie. Najpewniej jak zwykle z książką do zaklęć w rękach i ćwiczącego czary. Tak mu się wydawało. Gdy wszedł do środka za pomocą kombinacji zaklęć, nie mógł się nadziwić temu, co właśnie ujrzał. Czy przypadkiem nie za dużo go w tej szkole ominęło? Zamrugał z zaskoczeniem, spoglądając na spetryfikowanego zaklęciem Bena oraz nieprzytomną Fimmelównę. Co on u diaska robił w tym miejscu z tą dziewczyną? Westchnął ciężko, nie zastanawiając się zbyt długo, gdy tylko ujrzał krew na podłodze. Dopadł natychmiast przyjaciela i wyciągnął różdżkę z kieszeni, aby szybko użyć na nim kilku zaklęć leczniczych. Zaczął od nosa, złamanego w dodatku. Następnie musiał jakoś zahamować krwotok wewnętrzny. Jak dobrze, że leżał na boku! Inaczej mógłby się udusić we własnej krwi. Co ona mu zrobiła?!, krzyczał w myślach, gorączkowo starając się mu pomóc. Używał wszystkich znanych, przydatnych mu zaklęć z dziedziny magii leczniczej. W książkach opisywali to w taki sposób, że zdawało się to łatwe. Jednak jak spokojny miał być Sam, skoro jego przyjaciel chyba właśnie był jedną nogą w grobie? - Nie umieraj mi tutaj. Mam dla ciebie dobre słodycze, więc jak sprawisz, że się zmarnują, to ci tego nie daruję - warknął, zaciskając mocniej pięść na różdżce. Wiedział, że jeśli nie zachowa spokoju, to zaklęcia mogą się nie udać tak, jak powinny. Zamknął więc na chwilę oczy, aby zaraz je otworzyć i spróbować jeszcze raz. Tym razem nawet nie dopuszczając do siebie myśli, że Ben mógłby umrzeć. Nie na jego warcie.
[z/t dla całej trójki]
|
| | | Blake Blackwood
| Temat: Re: Stara, nieużywana klasa Czw 17 Mar 2016, 19:14 | |
| Już nigdy nie pozwoli na to, by jej kociołek stanął zbyt blisko jego kociołka, a już tym bardziej, by Chantal mszcząc się chyba na niej okrutnie sprawiła, że wylądują razem w parze. To był naprawdę ostatni raz, bo przecież ile razy można czyścić usmalone policzki? Ba, ile razy można znosić karne zadania, które przez niego dostawali? Blake miała naprawdę dość, toteż idąc wzdłuż korytarza, tuż obok Jonathana Priora łypała na niego złowieszczo, w myślach rzucając w jego osobę wszelkimi znanymi jej epitetami, o które w życiu by jej nie podejrzewał. - Naprawdę miałam nadzieję, że tym razem do tego nie dojdzie. Wiesz, mam lepsze rzeczy do roboty w wolnym czasie niż odrabianie dodatkowych zadań domowych, ale wolę mieć to za sobą. Nie lubię odkładać niczego na potem - powiedziała, próbując wytrzeć twarz czystym skrawkiem rękawa. Nie obawiała się żadnych cielesnych uszkodzeń, takich jak spalone brwi, ponieważ w sekundę mogła sprawić sobie nowe. Irytował ją po prostu fakt, że dzisiejszego ranka straciła naprawdę dużo czasu na prasowaniu swojej koszuli, a teraz po jej staraniach nie było nawet śladu. A wszystko przez tego nieokrzesanego gryfona - piromana, który nie ma poszanowania do drugiej osoby. - Jesteś naprawdę ciężkim przypadkiem. Powiedziałabym nawet, że klinicznym. Nie zdziwię się, jak za kilka lat wylądujesz na ostatnim piętrze w Mungu. Zatrzymała się nagle przerywając swoją wypowiedź, bo oto dotarli do miejsca, do którego docelowo zmierzała. Pusta sala, w której bez problemu będą mogli wykonać zlecone przez smoczycę zadanie. Eliksir, który kazała im karnie uważyć nie należał do jakoś przesadnie trudnych, ale niestety był czasochłonny. Perspektywa spędzenia kilku godzin w jednym pomieszczeniu z tym (tu wstaw dowolne słowo o naturze obraźliwej) nie jawiło się dziewczynie jak spełnienie marzeń, i tylko ta drobna nić sympatii, jaką do niego odczuwała, nie kazała jej spieprzać gdzie pieprz rośnie. Choć wypadek w sali eliksirów nie był jej winą i mogła się czuć potraktowana nieco niesprawiedliwie to przyzwyczaiła się do takiego stanu rzeczy i po prostu robiła co jej kazano. - Właź - zakomenderowała. - I bez wygłupów. |
| | | Jonathan Prior
| Temat: Re: Stara, nieużywana klasa Czw 17 Mar 2016, 19:38 | |
| Prior dwa razy próbował zwiać gdzie pieprz rośnie. Nie chciało mu się robić kolejnego zadania od Smoczycy, wolał zrzucić to na barki kujonki Blake, a resztę popołudnia przeznaczyć na konstruowanie wybuchającej ogniem i smrodem łajnobomby. Wahał się między wybraniem obijania się a obijania się. Cieszył się z wybuchu kociołków. Bo to pierwszy raz skończył bez brwi? Dzięki imponującemu wybuchowi wiedział już który składnik dodać do esencji, którą wleje do łajnobomb i które później przetestuje na Filchu, Fimmelównach bądź Wattsie. Wybór miał szeroki, ale do tego potrzebował jeszcze dwóch testów. Mógłby je przeprowadzić jeszcze dzisiaj, gdyby przed drzwiami klasy Blake nie złapała go za rękaw. Rozdrażniła go rujnując jego plany. Równie dobrze mógłby machnąć na nią ręką i po prostu sobie iść na drugi koniec Hogwartu, ale zaniechał pomysłu. Potrzebował Puchonki do poprawienia wypracowania z transmutacji, a jeśli teraz zwieje, kujonka zostawi go z kwitkiem. Nie mógł pozwolić sobie na zawalenie kolejnego referatu, bo inaczej zostanie przez profesor McGonagall pożarty. Przy dwóch Okropnych, musi koniecznie dostać Powyżej Oczekiwań, jeśli przymierzał się na Zadowalający na koniec semestru. Tak więc Prior powłóczył nogami za Blake, patrząc na podskakujące na jej ramionach włosy. - To dobrze się składa, od razu zrobisz tę pracę domową i wszyscy będą szczęśliwi. - jeśli nie chciała powtórki z historii nie powinna prosić go o nic poza podawaniem składników. Liczyła, że tym razem nic nie wybuchnie. Zachowywała się jakby nie spędziła w jego towarzystwie dwudziestu trzech eksperymentów od początku roku szkolnego. Nic nie robił sobie z jej irytacji. Po drodze do sali zatrzymał się na środku korytarza i przywitał się z mixem kolegów. Minęło dobre dziesięć minut zanim salwy śmiechu ucichły, a chrząkania Blake zmusiły do opuszczenia towarzystwa kumpli. Nałożył ręce na karku i szedł za Puchonką całkowicie rozluźniony. Nie zamierzał się zbytnio przemęczać podczas dodatkowej pracy domowej. Posiedzi obok, uda, że coś robi, ona wszystko to wykona i będzie mógł wrócić do ważniejszych spraw. Darował sobie wycieranie sadzy z facjaty, świadom, że nawet w tym kolorze jego twarz jest przystojna i pociągająca. - Marudzisz, Blake. Kilka małych wybuchów i afera na skalę dementorów w Hogwarcie. Trochę ognia i prochu jeszcze nikomu nie zaszkodziło. - zarechotał, gdy w jego głowie zaczął formułować się szczwany plan na następną lekcję u Smoczycy, o ile nie wyrzuci go za drzwi za sam złośliwy uśmiech. Zatrzymał się przed salą i westchnął, otwierając drzwi. Przepuścił pannę przodem i chociaż miał okazję do zwiania gdzie pieprz rośnie, wszedł do środka, powtarzając sobie o referacie z transmutacji. Zapalił w środku świece i usadowił swój zacny tyłek na parapecie. - Okej, to bierz się do roboty. Będę czytać z książki instrukcje. - coby nie być gołosłownym, wyciągnął z plecaka księgę eliksirów poziom VI i zaczął wertować ją w poszukiwaniu odpowiedniej strony. Problem w tym, że Prior nie słuchał pani Lacroix i nie zapamiętał co właściwie mają uwarzyć. |
| | | Blake Blackwood
| Temat: Re: Stara, nieużywana klasa Czw 17 Mar 2016, 21:57 | |
| Nie zliczyła ile razy w trakcie drogi do opuszczonej klasy zmuszona była do wywrócenia oczami. Nie liczyła, bo nie miało to kompletnie sensu. Prior na pewno wiedział jak wkurzającą był osobą, toteż nie musiała go wcale uświadamiać poprzez jawne obrażanie go, czy tym podobne. Nie należała zresztą do osób, które odnoszą się w taki sposób do innych, zagryzła więc zęby dusząc w sobie irytację oraz ograniczając się do wymownych kilku chrząknięć właśnie. Rozmazała na twarzy czerń, która spowiła ją w trakcie wybuchu, ale nie dbała o to zbytnio, bo nikomu się podobać nie chciała. Osoby, na której jej kiedykolwiek zależało z pewnością nie spotka na korytarzu w lochach, a opinia każdego innego ucznia niezbyt ją po prostu obchodziła. Szła więc wyglądając jak siedemnaście nieszczęść z gryfonem u boku a im większy był jego głupi uśmiech na twarzy, tym większe było jej rozdrażnienie. - Zrobimy - poprawiła go. - Nie myśl sobie, że jak zawsze będę odwalać za ciebie całą robotę, a ty spijesz śmietankę. Wiem, że to nie moja wina, że z naszej dwójki to ja jestem ta inteligentna, ale koniec z wykorzystywaniem mnie Prior, zrozumiałeś? To przez ciebie musimy teraz warzyć jakiś śmieszny eliksir dla Chantal. Oczywiście, że na początku pierwszą jej myślą było, że ograniczy obowiązki chłopaka do podawania jej wszystkiego, ale zaraz potem jakiś cichy głosik z tyłu głowy kazał jej się zbuntować i nie godzić się na to wszystko. Co z tego, że do tej pory tak właśnie funkcjonowali? Że on ją o coś prosił, obiecywał, że się odwdzięczy, ona oczywiście miękła pod jego spojrzeniem, bo może i była upośledzona związkowo, ale nie była przez to ślepa, i w efekcie robiła to o co prosił? A potem lądowała przez niego na dywaniku, bo po raz kolejny postanowił zabawić się we Flamela i coś wysadzić. Nic z tego, bo to się właśnie dzisiaj kończy. Odprowadziła go wzrokiem, jak wchodząc do sali od razu swoje kroki skierował ku wykuszowi okiennemu, by w końcu opaść na parapecie i z typową dla siebie nonszalancją wyciągnąć z torby książkę. Złapała się pod boki i wpatrywała w niego z niedowierzaniem. - Chyba sobie robisz jaja - prychnęła kręcąc głową. Zrzuciła torbę, która spadła na podłogę, a potem skrzyżowała ramiona na piersi i przybrała najbardziej rzeczowy ton, na jaki było ją w tej chwili stać. - Nie kiwnę palcem Prior, jeśli nie ruszysz dupska i nie podejdziesz tu, by mi pomóc. Opcje masz dwie - albo robimy to wspólnie i wychodzimy stąd za dwie godziny rozstając się w przyjaźni, albo spędzimy tu resztę życia i przyrzekam, że te lata tu spędzone ze mną będą dla ciebie piekłem. Wybieraj. Podobno była mądra, mogła więc wpaść na to, że wspólne warzenie eliksiru z gryfonem skończy się kolejnym wybuchem, ale chęć protestu była tak wielka, że chwilowo o tym nie myślała. Myślała za to o tym, jakiego zaklęcia zaraz użyje, by poderwać chłopaka na nogi, jednocześnie ścierając mu z facjaty ten irytujący uśmieszek. Zastanawiała się też jakim cudem wytrzymywała jeszcze w jego towarzystwie i iloma pokojowymi nagrodami powinni ją za to obsypać. Przeklęty Prior. |
| | | Jonathan Prior
| Temat: Re: Stara, nieużywana klasa Czw 17 Mar 2016, 22:27 | |
| Szczerze, Prior miał w nosie kto co o nim myśli i kogo wkurza najbardziej. Najbardziej zależało mu na rekacjach Filcha, Fimmelówn obu i Wattsa, a reszta nie miała znaczenia. Nie hamował się ani nie powściągał wrodzonego daru doprowadzania otoczenia do szewskiej pasji. Tak więc każdego kogo mijał zaszczycał treściwym powitaniem. Przybijał piątkę, żółwika, poklepał po ramieniu i głośno witał się ze znajomymi, celowo doprowadzając Blake do złości. Być może, jak w końcu zrozumie, że jego towarzystwo bardziej szkodzi niż pomaga, to pogna go do dormitorium i nie będzie oczekiwała od niego jakiejkolwiek pomocy. To całkiem sensowny scenariusz, który zamierzał wprowadzić w życie właśnie w tej chwili. Blake jeszcze pożałuje, że go tutaj przywlokła. - Hohoho, mała kujonka umie gryźć. Będą z ciebie jeszcze ludzie. - spojrzał na nią z górą, jeszcze bardziej roześmiany. Jeśli próbowała go zbić z pantałyku czy zagiąć, musiała bardziej się postarać. - Nie moja wina, że Smoczyca nie ma poczucia humoru. No ale nie wiem czemu się złościsz, mała. - nachylił się do niej i położył rękę na jej ramieniu. Obdarzył ją czarującym wyszczerzem, któremu nie można się oprzeć. - Umiesz wszystko, a więc raz-dwa to uwarzymy i po kłopocie. Nikt w Hogwarcie by sobie nie poradził z tym tak jak ty. - musiał zmienić na chwilę taktykę, aby poza irytacją poczuła się mile połechtana jednym czy dwoma komplementami. Taka zagrywka z reguły działała na dziewczęta i nie raz przynosiła za sobą ślepe uwielbienie, wobec którego Jonathan nie miał nic przeciwko. Gdyby Blake go uwielbiała to wszystko mogłoby być ułatwione, ale jakby ją tutaj do tego nakierować? Gryfon zmrużył oczy w wąskie szparki, ewidentnie tworząc w głowie ciekawe pomysły. Parsknął śmiechem na całą salę i ze łzami w oczach zsunął tyłek z parapetu. - Wystarczy poprosić. - podszedł do niej, schylił się i podał jej torebkę z podłogi. - Już mogę wracać na parapet? - zamrugał, cały czas się irytująco uśmiechając. Panna Blackwood bawiła go, ale co mógł poradzić na to, że zaczynało mu się to podobać? Wkurzanie i wmawianie uwielbienia to dobra strategia do mącenia dziewczynom w głowach. Wystarczy trochę się im przymilić, a już większość da się owinąć sobie wokół palca. Sądząc po minie Puchonki nie wróci na parapet tak szybko, jakby chciał. Wywrócił oczami i rozłożył ręce na boki. - Co robić? - błysk w jego ślepiach nie zapowiadał spokojnego warzenia eliksiru. Już jego w tym głowa, aby spotkanie było bombowe. Dosłownie. - Zagrać na trąbce i umilić ci czas? |
| | | Blake Blackwood
| Temat: Re: Stara, nieużywana klasa Czw 17 Mar 2016, 22:52 | |
| - Nie jestem kujonką - zaperzyła się. - Powiedz tak jeszcze raz a pożałujesz. Posyłając mu gniewne spojrzenie zastanowiła się, czy w taki sposób odbierają ją inni. Czy w taki sposób odbierał ją Enzo, kiedy ją poznał i kiedy wymawiała się nauką, gdy chciał ją gdzieś zaprosić. Czy w taki sposób odbiera ją Gloria czy Claire, choć jeśli chodziło o tę drugą, to przecież obie uczyły się mniej więcej na tym samym poziomie. Blake lubiła mawiać o sobie, że jest ambitna. Że jest inteligentniejsza niż inni, którym z nauką idzie nieco słabiej. Jeśli ktoś nazywał ją w ten sposób, zwyczajnie jej nie znał. Puszczała mimo uszu komplementy, które usiłował jej wcisnąć. Niestety, a może i stety nie należała do grona dziewcząt, które się na to łapały. Nigdy nie szukała pochwał, a miłe słowa kierowane w jej stronę zwyczajnie ją peszyły. W tej chwili wiedziała zaś, że Jonathan nie mówi poważnie, toteż wszelkie jego próby podlizania się nie robiły na niej wrażenia. Nadal stała ze skrzyżowanymi na piersi ramionami i nadal wpatrywała się w chłopaka z taką samą intensywnością, jak chwilę wcześniej. - I nie mów do mnie mała. Możesz tak sobie nazywać swoje koleżaneczki gryfoneczki. Ja mam imię. - dodała jeszcze po dłuższej chwili, kiedy dotarło do niej, że chłopak użył wobec niej takiego określenia. Na Merlina, jak on ją w tej chwili wkurzał. Miała ochotę wyrwać mu ten podręcznik z dłoni i zdzielić nim go przez łeb, by w końcu zrozumiał, że Blackwood nie żartuje. Zacisnęła zęby, mięśnie szczęki zadrgały jej lekko, płuca wypełniły powietrzem, ale kiedy Prior podszedł do niej, podał jej torbę z głupim komentarzem nie wytrzymała. Zaśmiała się w głos, odchylając głowę do tyłu i śmiała się tak krótką chwilę, ponieważ mimo złości, jego żart wydał się jej naprawdę śmieszny. W zasadzie nie chciała się śmiać. Chciała mu pokazać jak bardzo ją wkurza ale nie mogła nic poradzić na to, że poniosła porażkę. Skapitulowała trzymając się za brzuch. - Nie mam już do ciebie siły - stwierdziła, kiedy już się uspokoiła, i korzystając z faktu, że gryfon jednak nie wrócił na parapet, po raz drugi dzisiejszego popołudnia pociągnęła go za rękaw. Zatrzymała się przy ławkach, zaklęciem połączyła dwie z nich, by mieć więcej miejsca, wyciągnęła swój cynowy kociołek rozmiar drugi, napełniła go wodą i wycelowała w Jonathana różdżką mówiąc: - Będziesz mieszał. Następnie powyciągała niezbędne składniki i zaczęła odmierzać odpowiednią ich ilość przygotowując się dokładnie, tak jak miała w zwyczaju. - Rozpal ogie... albo lepiej nie - zaśmiała się pod nosem spoglądając na Jonathana. Wolała ograniczyć ryzyko wybuchu do minimum, tak więc osobiście zajęła się podgrzewaniem kociołka, a następnie zaczęła warzyć eliksir, spoglądając raz po raz na otwarty podręcznik chłopaka. - Musimy śmiesznie wyglądać - zauważyła po chwili. - Ale do twarzy ci w czarnym. |
| | | Jonathan Prior
| Temat: Re: Stara, nieużywana klasa Czw 17 Mar 2016, 23:05 | |
| Westchnął, krzyżując ręce na ramionach. Co musi jeszcze zrobić, aby przekonać Blake do własnej bezużyteczności? Tyle razy padała ofiarą zaklęć pirotechnicznych i jeszcze dziś miała odwagę więzić go starej klasie w lochach. To aż prosiło się o uczczenie tragedią. Znudzony Prior to oszalały Prior. Trzymanie go w klatce w czasie wolnym od zajęć nie mogło skończyć się przyjaźnią. Nie traktował poważnie pracy domowej Smoczycy, bo wiedział, że poczucie ambicji Puchonki przebije się przez ochotę odpłacenia mu się pięknym za nadobne i narażeniem siebie na jego okrutne zemsty. Jego nazwisko przeplatało się przez kartoteki Filcha, a na koncie miał parę paskudnych psikusów. Główną ich ofiarą była Porunn, ale kto powiedział, że nie czas zmienić obiektu zabaw? Gdy tak patrzył na wściekłą dziewczynę, to robiło mu się jej szkoda. Całe życie wkuwa, zakuwa, uczy się, traci czas w bibliotekach, nie ma życia towarzyskiego i nie może się wyszaleć, bo siedzi w książkach. Nie żeby Jonathan się tym przejmował, po prostu jej żałował. Mógłby zapewnić jej parę atrakcji, zaserwować jej czy to uciekające książki, czy dziurawy plecak. Nie był tylko pewien czy wtedy poprawi referat z transmutacji, na którym mu zależało. Udał więc posłusznego i pomocnego kolegę. - Kujonka, kujonka, kujonka, kujonka... - odsłonił zęby w tym irytującym uśmieszku, który wielu ludzi doprowadzał do desperacji. Powiedz Jonathanowi, aby czegoś nie robił, to uwierz, że zrobi to z nawiązką. To jak podjudzanie ognia. Drażnij iskry, a zamienią się w szatańską pożogę nim się obejrzysz. Tymczasem dopisywał mu humor i z okrutną satysfakcją szukał granic cierpliwości panny Blackwood. W końcu posunie się za daleko, prędzej czy później do tego dojdzie. - Jakie miałaś to imię, mała? Niech sobie przypomnę... - uniósł zaczepnie brwi i podparł palcami brodę udając głębokie zamyślenie, z którym trzeba przyznać, było mu do twarzy. - Coś na B. Jak Bardzo Czarująca Puchonka. - klasnął w dłonie zadowolony z odpowiedzi, a gdy Blake wybuchnęła śmiechem, zachwycił się. Albo wypuści go stąd dobrowolnie albo wyjdzie sam, przedtem doprowadzając ją na skraj wściekłości. Priora kocha się albo nienawidzi, nie ma niczego po środku. - Najwyższy czas. - skomentował domniemany brak sił. - Nie no, to cios poniżej pasa. Izolujesz pirotechnika od ognia. Grabisz sobie, mała. - podszedł do niej z tyłu i nachylił się nieznacznie nad jej ramieniem. - Nie chcemy tego.- szepnął jej do ucha, nieumyślnie zapoznając się z zapachem jej perfum. Nie czuł od niej stęchlizny pergaminu jak z początku uważał, a coś bardziej orzeźwiającego. Wziął do dłoni drewniane mieszadełko, a minę miał przy tym nietęgą. Stanął po lewej stronie dziewczyny, celowo dotykając ramieniem jej ramienia. - Mam mieszać przez dwie godziny? Serio? Wymyśl coś lepszego, bo moje pomysły są wyszukane. - patrzył na jej profil z niedowierzaniem. Gdy przypomniała o sadzy na ich twarzach, kącik jego ust mimowolnie drgnął, a potem pociągnął uśmiech na boki tworząc przy krańcu dwie zmarszczki. - Wiem o tym. Tobie w sumie też. Powinnaś częściej chodzić w sadzy. - wypowiedział to nonszalancko, a zabrzmiało jak obietnica, propozycja, sugestia. Wsadził łyżkę do kociołka i przy pierwszym pociągnięciu ostentacyjnie ziewnął. |
| | | Blake Blackwood
| Temat: Re: Stara, nieużywana klasa Czw 17 Mar 2016, 23:58 | |
| A może była taką masochistką, że podświadomie chciała zostawać ofiarą jego pirotechnicznych eksperymentów? Może lubiła chodzić po szkole umazana w sadzy, lubiła jak szczypały ją od niej oczy, lubiła ten swąd spalenizny aż wreszcie lubiła jak tliły jej się końcówki włosów? Nie no, żart, oczywiście, że tak nie było, musiałaby mieć coś nie tak pod kopułą, by przepadać za czymś takim, po prostu szyderczy los sprawiał, że to się ciągle działo. Notorycznie. I chociaż Blake starała się unikać tego człowieka jak ognia (bo był piromanem, wiecie, taka gra słów), to jakimś nieszczęśliwym przypadkiem kończyła zawsze tak samo. Znaczy, tak jak dziś. Mogła go puścić wolno, oczywiście. Mogła go uszczęśliwić, machnąć ręką dając mu tym samym pretekst do spieprzenia gdzie pieprz rośnie, mogła zrobić to co zawsze i samemu zabrać się za warzenie tego beznadziejnego eliksiru. Poczucie niesprawiedliwości jednak w dniu dzisiejszym było zbyt wielkie, by mogła to zrobić. Gdyby wylądowała w tej sali sama, byłaby wręcz wściekła na siebie, że po raz kolejny dała się wyrolować. Tak po prostu być nie mogło. Przewróciła oczami słysząc, że się z niej nabija, ale skwitowała to tylko małym uśmieszkiem, który przez chwilę błąkał się na jej ustach. Po wcześniejszej irytacji nie pozostał już nawet ślad, skutecznie pozbył się go ten nagły wybuch wesołości, jaki miał miejsce kilka minut temu. Po drugie, jeśli miała spędzić z nim tu najbliższe dwie godziny podczas kiedy ona będzie się złościć, a on się będzie z niej nabijał to przecież nie miało to kompletnego sensu. Była na tyle mądra, by to stwierdzić. Równocześnie mogła odpuścić i puścić jego bezczelność mimo uszu, chociaż wiedziała, że sprawa z kujonką będzie jej teraz spędzać sen z powiek. - Nie wiem, co chcesz przez to osiągnąć, ale nie uda ci się. Bardzo Czarująca Puchonka jest odporna na tak słabe teksty - zakpiła, posyłając mu wymowny uśmiech. Nigdy nie miała chłopaka. Związek z Enzo skończył się na dobre, zanim się w ogóle zaczął, oczywiście z jej winy, przez co do dziś obdarowywał ją werbalnie i nie, niefajnymi epitetami. Cóż mogła poradzić - nie nadawała się do tego. Miłością jej życia były powieści i to z nimi umawiała się na randki. Osoby takie jak Prior nie mieściły się w jej uczuciowej swerze, gdyż po prostu nie był idealny. Nie był taki jak z książek. Był irytujący, paskudnie bezczelny, okropnie arogancki i był Jonathanem Priorem, który śmiał właśnie szeptać jej do ucha powodując tym samym malutki dreszcz, przeszywający jej ciało. I, no oczywiście, znów powiedział do niej mała. - Ty już tak sobie nagrabiłeś, że dla odmiany możemy się zamienić. - stwierdziła dość logicznie, biorąc pod uwagę wszystkie te razy, po których wyglądała tak jak dziś. Wzięła do ręki kilka żabich skrzeków próbując zignorować fakt, że chłopak nagle znalazł się tak blisko naruszając jej strefę bezpieczeństwa. Wrzuciła je do gotującego się wywaru kontrolując, by wszystko było w porządku. Kontrola to podstawa. Jeśli będzie ją miała, nic nie miało prawa tu wybuchnąć, ani zapłonąć. - Tak Prior, masz mieszać. Masz tu stać i mieszać. Znaczy, dla mnie to się możesz nawet położyć, ale generalnie wszystko sprowadza się do mieszania. Nawet ty nie możesz zepsuć tak banalnej czynności - wyjaśniła, wrzucając do kociołka kolejne składniki. Nazwa eliksiru nie była tutaj ważna. Po co miałaby mówić o tak prozaicznych rzeczach gryfonowi, skoro i tak by nie zapamiętał, nie mówiąc już o nauczeniu się czegokolwiek. Najważniejsze, że wiedziała ona, tyle wystarczyło, by wyszli stąd o czasie, z sumiennie odrobionym zadaniem domowym. Spojrzała na niego. Białe zęby wyraźnie odcinały się na tle ubrudzonej twarzy, gdy tak się do niej szczerzył. Powątpiewała w to, że mówił szczerze, bo ze wszystkich znanych jej dziewczyn żadnej nie byłoby do twarzy z sadzą. Złapała się na tym, że w zasadzie dobrze się z nim bawi, ale nie zamierzała wypowiadać na głos tych słów. Ona była z nim tu za karę i dobrze by było, gdyby taka wersja zdarzeń pozostała wersją oficjalną. - Współczuję tej dziewczynie - odezwała się po chwili dość enigmatycznie. - Nie wiem czy przyszłej czy obecnej, aczkolwiek współczuję. Nie wiem która podjęłaby się próby wyprowadzenia ciebie na ludzi, ale cieżka praca przed nią. Mogę tylko trzymać kciuki, ale ty się pewnie nie zmienisz... Johnny!!!! - zaśmiała się, pokazując chłopakowi język. |
| | | Sponsored content
| Temat: Re: Stara, nieużywana klasa | |
| |
| | | |
Similar topics | |
|
| Pozwolenia na tym forum: | Nie możesz odpowiadać w tematach
| |
| |
| |