Zwykły korytarz, jak wiele innych w Hogwarcie, tyle że zdecydowanie bardziej obdarty oraz surowy. Stąd można wejść do miejsc często odwiedzanych w tej części zamku, jak na przykład pracownia eliksirów. Panuje tutaj wieczny chłód i wilgoć. Oświetlony jedynie pochodniami, umocowanymi w ścianach w równych odległościach. Na jego końcu znajduje się wejście do Pokoju Wspólnego Ślizgonów.
Tanja Everett
Temat: Re: Korytarz w lochach Pon 17 Lut 2014, 19:07
Lubiła ten korytarz.. może dlatego, że był zaciemniony, osamotniony... i jedyne osoby jakie można było tu spotkać to Ślizgoni... albo duchy. Przebywanie w miejscach, w których roiło się od mieszkańców Slytherinu miały jedną, zasadniczą zaletę... nie było tu Gryfonów. Tanja gdy tylko mogła unikała wieży Gryffindoru. Nie, nie było jej wstyd z powodu noszenia lwa na piersi... uważała raczej, że niektóre osoby zbyt narzucały się jej chcąc dokuczyć.. albo wręcz przeciwnie, pomóc. Tych pierwszych wolała sto razy bardziej.. unikała Lily, Dorcas, a najbardziej Syriusza. Tego nie chciała znać.. bo on nie chciał znać jej. Tanja narzuciła na atramentowe włosy kaptur bluzy i rozejrzała się. Nikogo nie było, a wątłe światło pochodni rzucało niespokojne cienie na oślizgłe mury. Rubin schował się w szerokiej kieszeni jaką miała z przodu i czuwał. Nie miewał w zwyczaju wychodzić na zewnątrz, gdy jego pani nie miała na to ochotę. Teraz nie miała na to ochoty ze względów bezpieczeństwa. Znalazła ciasną, ale dosyć przytulną wnękę zaraz za jedną ze zbroi. Rozłożyła na podłodze parę fiolek i potarganą kartkę. Wygładziła wierzch pergaminu i westchnęła. Przeczytała przepis. Dlaczego nie robiła tego w jakiejś starej klasie? To proste... od kiedy eliksirów uczyła Chantal, przystosowała wszystkie nieczynne klasy do zajęć eliksirów i zawsze ktoś w nich był. Poza tym Tanja musiała tylko wszystko dobrze zmieszać... więc do dzieła.
Jared Wilson
Temat: Re: Korytarz w lochach Pon 17 Lut 2014, 19:20
Wraz z żoną dostali zlecenie przybycia do Hogwartu, gdzie mieli pilnować bezpieczeństwa. To było do przewidzenia, więc ze stoickim spokojem przystał na tę propozycję. Katherine miała przesłuchać dzieciaki, które wpadły w kłopoty, a Jerry miał się zająć głównie patrolowaniem szkoły wraz z innymi kolegami po fachu. Była to praca żmudna, wszędzie panował gwar, chaos. Jedni uczniowie przyglądali mu się z zainteresowaniem, inni uciekali, gdy tylko pojawił się na horyzoncie i wprawdzie niewielu śmiałków odważyło się go zagadać. Ograniczało się to do pytania o godzinę i jak długo tu będą. Patrolował więc korytarze, drzwi, wieże, błonia i Zakazany Las i nic się nie działo. Tak bardzo chciało mu się palić, że zrobił się nerwowy. Jednakże Dumbledore uprzejmie zabronił praktykowania tego nałogu na oczach uczniów. Musiał więc sobie odpuścić i poczekać do pierwszej w nocy, gdzie kto inny zacznie zmianę. Wilson szedł pewnym siebie krokiem w lochach. Ślizgoni zawsze coś knuli, pamiętał to. Dziwnie się czuł znajdując się w tej części zamku. Pomyśleć, że kiedyś sam tutaj siadał, opierał się o ścianę i zakuwał na sprawdzian. Zdziwił się, gdy dojrzał w oddali czyjąś sylwetkę. Warknął pod nosem przekleństwo i wyrósł jak spod ziemi przed dziewczyną z Gryffindoru. Patrzył na nią z góry groźnie. Końcem różdżki zdjął jej kaptur i przyjrzał się młodej twarzyczce. - Co robisz? - warknął i wskazał różdżką na pergamin i fiolki. Nie był w nastroju do miłych pogawędek. Chciało mu się palić.
Tanja Everett
Temat: Re: Korytarz w lochach Pon 17 Lut 2014, 19:49
Zajęta swym ważnym zadaniem, jakim było stworzenie eliksiru na.... no, nieważne na co, nie rozglądała się jakoś specjalnie po najbliszym otoczeniu. Po co? Nawet jeśli ktoś z uczniów ją tutaj zobaczy, uzna ją za Ślizgonkę, a do tych nikt nie podchodził.. nawet przedstawiciele Slytherinu płci męskiej. Ślizgonki były bardziej nieprzewidywalne jak pogoda w górach. Miała właśnie zamiar wlać kroplę zielonej substancji do prawie gotowego eliksiru, gdy ktoś obcesowo zerwał jej kaptur z głowy i warknął nieprzyjemnie. Syknęła, bo kropla nie wpadła do butelki tylko obok i wypaliłą dziurę w podłodze. Masz Ci los! Poderwała się do pozycji stojącej i dumnie podniosła głowę. Szybko obejrzała sobie postuę mężczyzny.. i przypomniałą sobie, skąd go znała. To jeden z tych aurorów pilnujących porzadku w szkole... zapomniała, że tacy chodzą wszędzie. -Po pierwsze, to nie w Twoim.. pańskim interesie. -warknęła ostro. -Po drugie kultura wymaga, aby w ramach powitania nie celować nieuzbrojonej czarownicy różdżką prosto w nos. -wyciągnęła rękę i palcem wskazującym przesunęła koniec różdżki w bok, dajac znak, że nie pozwoli sobie na takie traktowanie. I dziwić jej się, że nie lubiła dorosłych mężczyzn.. skoro każdy kolejny był taki sam? Posępny, agresywny...nieprzewidywalny. Wymacała w kieszeni własną różdżkę i czekała do momentu, aż będzie zmuszona ją wyjąć.. i lepiej, by tego nie robić. Sama kiedys chciała zostać aurorem, a atak na jednego z nich zamknie jej drogę do tego zawodu i to bezpowrotnie.
Jared Wilson
Temat: Re: Korytarz w lochach Pon 17 Lut 2014, 20:04
Uniósł wymownie brew. Charakter cięty jak w Slytherinie. Spłynęło to na nim jak po kaczce. Różdżkę wycelował w podłogę i wyczyścił cały eliksir. Przywołał do siebie pergamin i obejrzał go ze wszystkich stron. - Profesor Lacroix na pewno to zainteresuje. Dziecko, które zamiast uczyć się na zajęciach, potajemnie bawi się eliksirami w lochach, hmm... - pergamin zwinął w rulonik i schował do kieszeni szaty, patrząc obojętnie na dziewczynę. Nie obawiał się jej ani trochę. To było tylko dziecko, które się dopiero uczyło. Kathy pewnie by go zbeształa za takie pochmurne traktowanie uczniów, lecz taki już był. Nie cackał się i nie bawił w uprzejmości. Ponownie z góry zmierzył ją wzrokiem nie interesując się jej wściekłością. Spojrzał na zegarek na ręku i stwierdził, że jeszcze trochę czasu patrolu mu zostało. Spojrzał leniwie na dziewczynę. - Grzecznie mi powiesz co to było, inaczej zaprowadzę cię do opiekunki twojego domu. - mruknął nieco znudzony, jakby cytował konkretną formułkę, której wcześniej wyuczył się na pamięć. Zazdrościł żonie. Przesłuchiwanie było o wiele atrakcyjniejsze niż użeranie się z dzieciakami. Powinna siedzieć w domu z Sethem, a dostawała smaczniejsze kąski od niego. Nic dziwnego, ostatnio spędził w Ministerstwie dwa dni pod rząd bez wracania na Grimmauld Place. Szef uprzejmie chce go odciążyć, jakby nie wiedząc, że tylko go tym przytłacza. Westchnął pod nosem i schował jedną rękę do kieszeni. Odprowadzi do McGonagall i może uda mu się wyrwać na fajka.
Tanja Everett
Temat: Re: Korytarz w lochach Pon 17 Lut 2014, 20:25
Przechyliła głowę, mrużąc powieki swych niesamowicie czystych i błękitnych oczu. Ten człowiek domagał się szacunku i respektu.... a Tanja nie przywykła do ciągłych rozkazów, nakazów i przymusów. Nie przywykła i nigdy nie przywyknie. Jedyną korzyścią braku zainteresowania ze strony rodziców była nieograniczona wolność. Była ona zarówno błogosławieństwem i przekleństwem. -Profesor Lacroix była by dumna z faktu, że ze wszystkich dziedzin nauki doszkalam akurat jej ukochane eliksiry. -odparła butnie, niestrudzona tym, że może właśnie dokłada sobie kamieni do butów przed samym skokiem w przepastną otchłań oceanu. Skrzyżowała ręce na piersi, widząc znudzony wzrok aurora.. no tak, kto normalny chciałby patrolować Hogwart, kiedy można latać po świecie i łapać czarnoksiężników? W wolnym czasie pić, palić i chędożyć, zamiast czekać aż wszyscy uczniowie znajdą się w łóżkach.. Uśmiechnęła się pod nosem. Chciał odpowiedzi na swoje pytanie, tak? Oczywiście, że ją otrzyma.. -Oczywiście, że Ci... że panu odpowiem.. to przepis na eliksir, który niweluje ból miesiączkowy, zmniejsza obfitość krwawienia oraz częstotliwość skurczów, aby wyściółka macicy aż tak boleśnie się nie złuszczała... domaga się pan większych szczegółów? -zapytała go, podnosząc jedną brew do góry. Cóż.. prawda to prawda, co tu kryć?
Jared Wilson
Temat: Re: Korytarz w lochach Pon 17 Lut 2014, 20:37
Jerry znowuż nie interesował się uczniami na tyle, aby zachowywać się tak, aby przypadkiem ich nie urazić. Zresztą, gdy uczył się w Hogwarcie inni mieli go w poważaniu, więc nie przywykł do takiej empatii. Jej wyjaśnienie skwitował wzruszeniem ramion. Co go interesowały prace domowe i problemy szkolne dzieciaków? Jedynie, jeśli córka mu zacznie marudzić na jakiegoś nauczyciela, wykazuje minimalną troskę. Kierował się zasadą - jeśli nauczyciel nie zagraża życiu ani zdrowiu, nie ma powodów do zmartwień i jego dzieci dobrze o tym wiedziały. Trzeba przyznać, że odpowiedź dziewczyny całkowicie zbiła go z pantałyku. Otworzył szerzej oczy i wpatrywał się w gryfonkę nie bardzo wiedząc o czym ona mówi. Gdy w końcu dodał dwa do dwóch, zrobiło mu się niedobrze. Spryciula, umyślnie wymyśliła taką wymówkę. Nie, żeby chciał sprawdzać, nic z tych rzeczy, ale skutecznie go zaszokowała. Minęło to jednak po jednej minucie. Jako auror musiał błyskawicznie tłumić emocje i zastępować je innymi, więc długo tak nie stał ze zdziwioną miną. Uniósł dłoń i przetarł nią twarz, jakby dopiero co się zbudził ze snu. Mógłby robić teraz dwadzieścia innych rzeczy, a stoi tutaj i słucha jak uczennica opowiada mu o macicach i coś w tym stylu. Gdy opowie to Kath, ta będzie miała niezły ubaw. Wszystko, co dotyczyło tej dziedziny kobiet zrzucał na barki żony. - Ahaś. Macica. - mruknął cholernie zaszokowany. Pożałował, że zapytał. - Więc ten ee... środek wypala dziury w podłogach? - wskazał wypolerowanym butem na ślad po kropelce na ziemi. - Z takimi rzeczami chodzi się do Poppy. Działanie na własną rękę, z tego co wiem, nie jest mile widziane u uczniów. Nazwisko. - poprosił, a raczej nakazał. Musiał wiedzieć na kogo potem narzekać znajomym. To ci dopiero, piętnastolatka zamknęła mu usta ripostą. Przypominała mu własną córkę. Uniósł brwi zaskoczony tą myślą i patrzył na gryfonkę chyba z niechęcią.
Tanja Everett
Temat: Re: Korytarz w lochach Pon 17 Lut 2014, 20:54
Strzał w dziesiątkę! Naprawdę Tanja powstrzymywała się siłą woli od parsknięcia śmiechem. Doświadczenie nauczyło ją, że faceci nie przywyknęli do tak celnych i szczerych zwierzeń odnośnie kobiecej anatomii. Słowo "okres" wywoływało u nich falę zniesmaczenia i wewnętrznego skrzywienia. To podziałało u Tanji na plus - nie sprawdzi, czy ona faktycznie cierpi na ową przypadłość i nie będzie ją torturował kolejnymi pytaniami z tejże dziedziny. -Macica, tak. -przytakneła siląc się na wewnętrzny spokój.. serio, aż tak ich to dziwiło i krzywiło. Macica. Miesiączka. Okres. Owulacja. To były normalne, anatomiczne nazwy. Tanja gryzła się w język, chcąc powstrzymać śmiech. -Sam środek nie, jeden z jego składników czyli akonityna, bardzo dobrze zasusza nowo powstałe rany w błonie śluzowej co właśnie niweluje krwawienie.... -zniżyła wzrok, bo już czuła efekt wesołości, jakim były trzesące się wargi. Kiedy wzięła uspokajający oddech, powróciłą spojrzeniem do aurora. -Chciałam poeksperymentować, żadna zbrodnia... -wzruszyła ramionami, wkładając ręce do kieszeni bluzy. Jak na komendę wychynął z kieszeni Rubin. Wspiął się po rękawie i ochoczo zaczął niuchać w kierunku Jareda. Może pachniał czymś dobrym... -Pański Koszmar Everett. A pan? -uśmiechnęła się szeroko. Warto wiedzieć, komu zabiła klina i unikać tego jegomościa szerokim łukiem przez resztę życia. Gdyby wiedziała...
Jared Wilson
Temat: Re: Korytarz w lochach Pon 17 Lut 2014, 21:05
Przez jego kręgosłup przeszedł zimny dreszcz. Aż się sam na siebie zirytował. Kawał z niego chłopa, dodatkowo dobrego aurora, a w gębie ma pusto, gdy tylko jakaś nastolatka zaczyna nawijać o macicach. Jerry jeszcze bardziej zaczął zazdrościć małżonce, która nie musiała tego przeżywać. Widział, że dziewczyna powstrzymuje wybuch śmiechu i umyślnie opowiada mu o krwawieniach i innych takich słowach, których wolałby nie powtarzać nawet w myślach. - Eksperymentowanie w lochach, z dala od ludzi można uznać za podejrzane, panno Everett. Skoro tak bardzo cierpi ta twoja macica, odprowadzę pannę do Poppy. - oświadczył tonem nie znoszącym sprzeciwu. Nie czuł obowiązku przedstawiania się jej. Nie była nikim ważnym, że musiała znać choćby jego nazwisko. - Z drugiej strony, chciała panna zażyć środek niebezpieczny, którego składu dokładnie nie znasz. Więc pójdzie panna przodem. Na oczach wszystkich odprowadzę cię na pierwsze piętro. - choćby miał iść okrężną drogą. Cóż, Jerry był całkowicie świadomy jaką sensację robili aurorzy w szkole. Miałby odmówić sobie tej przyjemności nauczenia zarozumiałej pannicy pokory? Wiedział również, że miła pani Pomfrey prędko nie wypuści dziewczyny, którą mu przyniesie. Chyba, że wołała odprowadzenie do McGonagall, chociaż stawiał na pielęgniarkę. Znał tę miłą panią dobrze i z pewnością zaopiekuje się cierpiącą macicą niejakiej Everett.
Tanja Everett
Temat: Re: Korytarz w lochach Pon 17 Lut 2014, 21:38
Okeeej, gadanie o macicach w ciemnym lochu z grubo starszym od siebie mężczyzną mogło by zostać uznane za przejaw szaleństwa albo niesmacznej pedofilli, ale nie utarło to nosa młodej Everett. Czy to ppierwszy raz nagrabiła sobie u jakiegoś dorosłego? Mogła w tej kwestii przypominać Huncwotów.. na samą myśl o nich, jej uśmiech nieco zbladł, ale dumnie trzymała się w pionie i starała się być niewzruszona na kolejne indagacje. -Lubi się pan troszczyć o macice kobiet, czyż nie? Pańska partnerka życiowa musi mieć bardzo szczęśliwą macicę.. -znowu wyszczerzyła się uroczo. Żarty żartami, ale Tanja nie da się tak ochoczo odprowadzić gdziekolwiek i za cokolwiek do opiekuna.. ani do pielęgniarki. Czuła się całkiem nieźle, pielęgniarki jej nie było trzeba do szczęścia... Czy wyglądała na to, aby jej macica była niezadowolona? Doprawdy, jak można było tak sądzić.. -Mi jest dobrze tutaj! -tupnęła nogą jak obrażona pięciolatka. Rubin wyskoczył z kieszeni i zaczął ochoczo podróżować po ramionach swej ani. -Chcę się pan kłócić z kobietą podczas okresu?! Doprawdy?! Życie panu niemiłe? -korzystajac z chwili ponownego zaskoczenia, prześlizgnęła się obok aurora i znalazła sie za jego plecami. Kartki szkoda, ale znajdzie dupliakt.. od czego była magia? -Strzelam wiekuistego focha na pana. -zrobiła obrażoną minę i pogłaskała Rubina po głowie.
Jared Wilson
Temat: Re: Korytarz w lochach Pon 17 Lut 2014, 21:54
Zachodził w głowę u diabła on jeszcze tu stoi i dyskutuje z pannicą. Jerry ma poważny niedobór tytoniu w płucach i we krwi; pozwala dyskutować dziecku z odgórną decyzją. Gdyby Dumbledore go widział... uśmiechnąłby się pobłażliwie i nazwał tę sytuację słodką. Jerry westchnął na te fochy, nie fochy, obrażania, buńczuczność i inne nastoletnie marudzenia. Jego córka jest wychowana surowiej, nigdy by tak się nie zachowywała. Widocznie tej pannicy brakuje któregoś z rodziców albo dyscypliny. - Tak, przez trzynaście lat się jej dobrze powodziło. - westchnął ciężko i uniósł brwi na widok szczura. Do czego też już dochodzi... za jego czasów można było mieć co najwyżej kota, a tutaj... właściwie co to jest za zwierzę? Jerry był wychowany w czarodziejskiej rodzinie i nigdy, przenigdy nie interesował się mugolską stroną świata, stąd jego niewielka wiedza na ten temat. Chcąc nie chcąc Wilson się uśmiechnął kącikiem ust. Sytuacja była zaiste komiczna. Gdyby rano ktoś mu powiedział, o czym będzie rozmawiać i z kim, wybuchnąłby śmiechem. Jednak jest teraz w pracy, powinien zachować powagę. - To straszne, lecz moim obowiązkiem jest dbanie o bezpieczeństwo uczniów w tym zamku. No, panno Everett. Proszę schować szczurka do kieszeni i iść przodem. - odwrócił się do niej, a minę miał pochmurną. - Bliżej jest do profesor Lacroix, więc lepiej mnie słuchaj albo stąd zmykaj nim się rozmyślę i zacznę opowiadać twojemu opiekunowi o twoich... dolegliwościach. - schował ręce do kieszeni płaszcza i wymacał cygaro. Chciał zapalić! Gdyby sobie poszła, zdobyłby parę minut na chwilę relaksu. Cóż z tego, że jest w pracy. Ma prawo do pięciominutowej przerwy. Poza tym Dumbledore zabronił palić na oczach uczniów, a tutaj jest tylko ta jedna wredna osoba z niewyparzonym językiem. Która w dodatku tupie nogą i się obraża. Wilson nigdy nie nadążał za tokiem myślenia nastoletnich pannic.
Tanja Everett
Temat: Re: Korytarz w lochach Pon 17 Lut 2014, 22:15
-Gratuluje! -uśmiechnęła się uroczo. -Gratuluje jej, nie panu... że wytrzymała z panem długich, trzynaście lat bez rozmawiania o macicach... -odsunęła się o krok, korzystając z przewagi. Podniosła Rubina niczym Simbę w Królu Lwie mugolskie produkcji - której bajki nie znała, ale to mały szczegół. -To? To nie szczur, to fretka! Niemożliwe, jaki pan nierozgarnięty... -pokręciłą głową z dozą zażenowania. Iść do pana Bane'a i opowiadać mu o swojej macicy? Oh nie, nie będzie tego przechodzić drugi raz! Schowała fretkę do kieszeni i czmychnęła z korytarza.. odwróciła się jeszcze do aurora z uroczym uśmieszkiem. -Do rychłego panie aurorze! -i zniknęła za załomem korytarza.
Z tematu.
Jared Wilson
Temat: Re: Korytarz w lochach Pon 17 Lut 2014, 22:30
Tylko nie rychłego. Jeszcze kilka takich pannic i Jerry zwariuje. Hogwart kojarzył mu się z niemiłymi wspomnieniami, które powstały, gdy tu uczęszczał. Nigdy nie sądził, że będzie się ponownie użerać z uczniami. Co prawda przewidywał patrolowanie Hogwartu, ale to, co przed chwilą było... nadal był zszokowany. - Zmykajcie, zmykajcie. - popędził ją i szczura, machając ręką, jakby się od niej odpędzał. Gdy zniknęła na horyzoncie odetchnął z ulgą. Rozejrzał się uważnie czy nikt się nie czai za rogiem i go nie widzi. Wtedy podszedł do okiennicy, która wychodziła wprost na wielki korzeń Bijącej Wierzby. Oparł się parapet, wyjął z kieszeni cygaro i włożył do ust. Ruch dłonią i zaciągnął się terapeutyczną nikotyną. Wypuścił duszący dla niepalących dym, który w powietrzu uformował się w fretkę. O, ironio... Miał chwilę dla siebie. W pracy powiedział prosto szefowi: auror musi być w pełni sił, gdy ugania się za Śmieciojadkami. Więc Jerry musiał palić, bo to dodawało mu sił i wyostrzało kondycję. Argument trafił na podatny grunt i Wilson załatwił sobie dodatkową przerwę. Usunął z głowy wszelkie macice i dziewczęce fochy. Skupił się na tym, co musi jeszcze dzisiaj zrobić zanim kto inny weźmie jego zmianę, a on będzie mógł się najeść w kuchni i iść spać. Patrolować wieżę wschodnią, przejść się po linii Zakazanego Lasu, zagadać do gajowego czy czegoś nie widział, potem przejść się przez wszystkie piętra i sprawdzić czy tajemne przejścia nie zostały przypadkiem naruszone. Hogwart był gigantyczny, więc roboty miał niemało. Dodatkowo tylu uczniów pałętało się pod nogami. Musiał jednak przyznać, że Kadra Nauczycieli nieźle sobie z nimi radziła. Jak zwykle Prorok Codzienny nakłamał jakoby Dumbledore sobie nie radził. Zaplanował również nazajutrz odnaleźć w szkolę Katję. Obiecała mu szarlotkę, więc chciał skorzystać z okazji i ją odwiedzić w ramach powiedzmy przesłuchania. Zresztą, dyrektor dobrze wiedział, że auror to też człowiek. Taki ktoś jak Jerry męczył się nic nie robiąc. Spełniał wszystkie obowiązki bardzo skrupulatnie, dbał o każdy szczegół, wywiązywał się ze wszystkiego, a mimo tego czuł się, jakby nic nie robił. Mało adrenaliny. Jedynym powodem skoku ciśnienia są macice... Aż się skrzywił na myśl i ponownie porządnie zaciągnął cygarem. O tak, czuje się teraz o wiele lepiej.
Chantal Lacroix
Temat: Re: Korytarz w lochach Wto 18 Lut 2014, 15:39
Miała dzisiaj bardzo dużo wolnego czasu... a dlaczego? Zadała wszystkim uczniom góry pracy domowych, z którymi najwyraźniej nie potrafili sobie poradzić i cierpiała na niedobór zajęcia. Dopracowała przepisy na dwa eliksiry.. po raz dziesiąty i znudzona rzuciłą pergaminami w kąt. Była Mistrzem Eliksirów też szkoły.. poza nią pewnie też.. ale nie mogła żyć samymi eliksirami, prawda? Ostatnimi czasy była trochę rozproszona przez powrót Williama.. to ich spotkanie w gabinecie, brutalnie przerwane... zasłoniła twarz dłońmi, rozmyślając. Bała się otwierać szufladę z pozytywką, wierząc, że gdy znowu ją otworzy, on wróci... Magia rządziła się własnymi prawami, czyż nie? Odsunęła się z hukiem od biurka i wstała, pozwalając jedwabnej szacie opaść. Prezentowała się niezwykle kobieco w granatowej, przylegającej szacie, która z przodu kończyła się przed kolanami, a z tyłu opadała lużno aż do połowy łydek. Chantal włożyła na szyję srebrny wisior, dokładnie to otwierany medalion. W międzyczasie zmieniła kolor końcówek czarnych włosów na atramentowy.. Musiała się przejść. Poganić paru uczniów.. może spotkać kogoś z nauczycieli. Cokolwiek. Byle nie zostać samej z nudą... wyszła na korytarz biegnący wprost do pokoju wspólnego Slytherinu i do jej nozdrzy dotarł gryzący zapach cygara... rozpoznawała go dosyć dobrze, w francuskich pubach mnóstwo pali się różnego rodzaju cygar, papierosów, cygaretek... Zmrużyła oczy, chcąc odnaleźć uczniaka, który tak jawnie łamie regulamin. Kącik ust drgnął nieznacznie. Ah tak... pan auror Wilson.. stary sąsiad. Podeszła do niego, dumnie wyprostowana, stukając obcasami wysokich butów. -Ładny przykład dajesz. Przynajmniej na dawnym terenie. -przywitała się. Miała zgasić mu cygaro, kiedy Jared był od niej grubo starszy? Nie, nie chodziło tu o wiek... raczej o wrodzoną chęć bycia ponad regulaminem. Też nie do końca była mu wierna.
Jared Wilson
Temat: Re: Korytarz w lochach Wto 18 Lut 2014, 15:58
Drgnął nieco gwałtowniej, gdy rozległ się głos tuż nad jego uchem. Tak dał się pochłonąć myślom, że przestał czuwać. Wściekł się na siebie samego i wyprostował się. Zgasił papierosa machnięciem ręki i włożył go z powrotem do metalowej paczki. Ułożył równo, wygładził i zamknął, a potem schował do kieszeni. Przez chwilę się nie witał. Patrzył na nauczycielkę od góry do dołu i przyznał, że ma przed sobą piękną kobietę. Jesteś żonaty!, warknął sam do siebie i przywołał na usta coś na kształt wymuszonego uśmiechu. - Mała Chantal. Przyłapała mnie na gorącym uczynku podczas pięciominutowej przerwy. - nie wyglądał na skruszonego ani przerażonego, że ktoś go widział. Nadal nie złamał danej obietnicy Dumbledore'owi. To nauczycielka, nie uczeń. Rozejrzał się po korytarzu jakby dopiero zdał sobie sprawę, że to "jego" teren. Dobrze wiedział, gdzie się znajduje. - Na tym terenie najwięcej dzieciaków knuje. Świętoszków w Slytherinie nie ma, dobrze o tym wiesz. - nie najlepiej się poczuł, gdy wspomniał rozmowę z panną Everett. Niedaleko było przejście do Hufflepuff'a, ale tam nie chodził. Tę część lochów należy surowiej pilnować. A cóż on miał powiedzieć na temat nudy? Uwięziony ponownie w Hogwarcie, który choć dał mu dobre wykształcenie, nic poza tym. Przywołał w głowie małą Chantal, dumną z siebie dziewczynkę, która usiadła do stołu uczniów węża wtedy, pierwszego września szmat czasu temu. Nie miał okazji jej poznać bliżej, bo kończył naukę, gdy ona zaczynała. Kilka lat różnicy między nimi jest. Teraz bardziej kojarzył ją z sąsiedztwa. Nie raz i nie dwa, gdy wychodził z Adolfem i synem na spacer widział w oddali panią Lacroix. Zadziwiające, że Adolf ją jako tako akceptował. Ten pies z reguły nie lubi obcych. Przez chwilę zatęsknił za cygarem, ale uznał, że musi mu to starczyć do końca zmiany. Zapach tytoniu i tak będzie się unosił i tak. Gdziekolwiek by się nie ruszył, było od niego czuć głównie ten specyficzny aromat nikotyny.