|
| |
Autor | Wiadomość |
---|
Timothy Lowther
| Temat: Re: Korytarz w lochach Sro 16 Gru 2015, 16:02 | |
| Timothy zdecydował się. Zawsze to robił. To nie był objaw dobrego wychowania i poszanowania dla drugiej osoby, ale przecież chłopak nigdy nie krył, jaki był. Co więcej, potrafił sam sobie wytykać wady równie dobrze, jak robili to inni. Jeśli ktoś czegokolwiek od niego oczekiwał - czegoś więcej, czegoś, co wykraczało poza ramy chwilowych przyjemności - to nie było w tym winy Lowthera. Krukon sam się rozgrzeszał, nie potrzebował żadnego innego wybaczenia. Z oczywistych względów nie rezygnował jednak z okazji. A to była okazja. Noelle mogła się wściekać, mogła przejść potem do bezgranicznego smutku, a jeszcze później chociażby do kolejnego ataku furii, ale dla Timothy'ego nie miało to większego znaczenia. Wszyscy wiedzieli, że Lowther bardzo często myśli jednotorowo, a on sam nie widział powodu, by z tym zrywać. Teraz, w półmroku jednego z korytarzy, panna Avery była dla niego niezwykle atrakcyjną, dorastającą kobietą i nie byłby sobą, gdyby tak po prostu przeszedł obok niej obojętnie. Gdyby tylko odprowadził ją pod same drzwi Pokoju Wspólnego i pożegnał - to byłoby zwyczajne marnotrawstwo. Może inaczej miałoby się to, gdyby miał ją za przyjaciółkę - wtedy miałby więcej klasy, zza maski amanta wyjrzałby dojrzały młody człowiek, który rzeczywiście tam siedział - ale na to mało która mogła liczyć. Może tylko jedna, jeśli mówimy już o relacji najbardziej zaawansowanej, intensywnej, głębokiej. Reszta? Były znajomymi. Bliższymi - jak Noelle - i dalszymi, ale najczęściej znajomymi. Kimś, z kim lubił spędzać czas, ale kto nie przypominał mu o konieczności powstrzymania się od realizacji własnych zachcianek. Jeszcze. Jeszcze nie przypominał. Teraz więc Lowther na pierwszy krok faktycznie się zdecydował. Z leniwym uśmiechem postąpił jeszcze jeden krok do przodu, oparł się ręką o ścianę powyżej ramienia panny Avery i zajrzał w jej zamglone ukrywanymi łzami oczy, próbując w nich wyczytać... Och, raczej nic. Po prostu lubił piękno, a oczęta tej konkretnej ślizgonki piękne niewątpliwie były. - Czy ja wiem... - rzucił więc przekornie w odpowiedzi na jej słowa. Tylko niezła? Nie, nie tylko. Nie mógł wymarzyć sobie lepszej. Noelle wpisała się dziś - a w zasadzie to wpisywała się zawsze, trzeba było tylko chcieć to zauważyć - we wszelkie kanony, w każdą męską fantazję. Nie była tylko, była aż. Nie widział jednak powodu, dla którego miałby to tak po prostu przyznać. Wolał się z Avery podrażnić, co przecież zawsze wychodziło mu lepiej niż cywilizowane rozmowy. Oni mało kiedy rozmawiali normalnie, prawda? Zwykle wszystko zamykało się w pyskówkach, wzajemnych docinkach lub, zależnie od nastroju, także bardziej ambitnych, spektakularnych awanturach. W tej chwili nie miało to jednak żadnego znaczenia i nie przeszkadzało Lowtherowi w zrobieniu tego, co chciał zrobić. Pochylając się nad piętnastolatką bez zastanowienia zamknął jej rozchylone wargi w pocałunku, wolną dłoń - tą, która w tym momencie nie robiła mu akurat za podpórkę - opierając na jednym jej udzie. Jak bardzo było to bezczelne - kwestia subiektywnej oceny. Może bardzo, bo w końcu spódnica Noelle była krótko, a udo było jej udem, którego nie wypadało obmacywać. Albo może wcale, bo równie dobrze mógł sięgnąć przecież od razu pod rozkloszowany skrawek materiału. Dla Tima, oczywiście, nie było mowy o bezczelności, przynajmniej nie jakiejś rażąco dużej. Dotknął Avery tak, jak chciał i tyle. Nic złego. Żadne przestępstwo. |
| | | Aeron Steward
| Temat: Re: Korytarz w lochach Sob 26 Gru 2015, 01:40 | |
| Kap kap. Droga powrotna wydawała mu się o wiele dłuższa, niż kiedy szedł tu za pierwszym razem. Woda kapała ze ścian, przez co w korytarzu, oprócz odgłosów Arciowych kroków, słychać było miarowe uderzanie upadających na kamienną podłogę kropel. W przyjemniejszych (i cieplejszych) okolicznościach dźwięk ten mógłby działać wyjątkowo uspokajająco. No ale niestety, nie dość że korytarz był ciemny, to zimno w nim było jak cholera (przeklęte lochy; co za idiota wymyślił wielki zamek bez ogrzewania), a wszech obecna wilgoć jeszcze bardziej pogarszała i tak już złe odczucia. Klnąc na wszystkich nieistniejących bogów, Aeron sprężył krok, chcąc jak najszybciej opuścić tą zapyziałą dziurę. Zostawił za sobą wielką komnatę z dziwnym tronem po środku, a wraz z nią Vip. Wystarczająco napsuł jej plany, jak na jeden dzień. I tak, z tego co zdążył zauważyć, w owej Sali nie było kompletnie nic ciekawego. A może było. Kto wie. Cokolwiek by to było (lub nie), zdecydowanie nie było to warte marznięcia i moknięcia. Opuścił niedawno odkrytą, starszą część zamku, i wszedł do nowszych korytarzy. Oznaczało to że znajduje się gdzieś na poziomie lochów. To zaś z kolei oznaczało dalszy chłód, no i cholernie długą drogę do wieży Ravenclawu. Szkoda że nie można było się teleportować, chociażby w samym obrębie szkoły. Chciał zakląć na głos, powstrzymał go jednak niewyraźny odgłos ludzi. Ktoś musiał tu być, i z tego co udało mu się wyczytać z głosów, nie poruszał się. Najprawdopodobniej była to jakaś para Ślizgonów, którzy z racji bliskości ich Pokoju Wspólnego, wyszli odetchnąć tym czymś co nazywają tu powietrzem. Tak mu się wydawało, gdy jednak wyszedł zza zakrętu i odległość między nimi wyraźnie zmalała, rozpoznał dwa głosy. Jeden bez wątpienia należał do pewnej ślizgonki. Panienka Avery była znacznie bliższa jego sercu (jeśli w ogóle je miał) niźli tego chciał i o tym wiedział. Drugi głos rozpoznał chwilę później, a należał on do chłopaka z Ravenclawu. Był na tym samym roku co Arcio, toteż chcąc nie chcąc ten zapamiętał jego imię. I normalnie nic z tego spotkania by sobie nie zrobił, gdyby nie dwa małe fakty. Po pierwsze, jak już wiadomo, czy też nie, panienka Avery zdecydowanie nie była mu obojętna, ku jego własnej bezsilności. Po drugie, dotarł tu w momencie gdy ich usta się złączyły. No i tu pojawił się trzeci, nieco większy problem. Timothy najwyraźniej słabo panował nad własnym popędem, czego skutkiem była ręka (jego) próbująca obmacać udo Noelle. Czy na udzie by się skończyło, tego raczej nikt się już nie dowie. Z sobie tylko znanych powodów Arcio nie obrócił chłopaka i nie przyfasolił mu w tę jego paszcze. Nie wyjął też różdżki, i nie zamienił chłopaka w jakiegoś zapchlonego futrzaka wielkości piłki do quidditcha. Zdecydował się na bardziej humanitarną wersję, co by nie sprowadzać na siebie zbyt dużych kłopotów. Podszedł bez słowa do stojącego tyłem chłopaka, po czym chwytając jedną ręką za rękę chłopaka (tą która była zajęta macaniem), a drugą za szyję, mocno pociągnął krukona do tyłu, przy okazji podstawiając mu nogę tak ażeby ładnie i grzecznie usiadł sobie na podłodze. Możliwe że użył nieco zbyt dużo siły w chwytach, bowiem rękawiczki które nosił wydały z siebie przyjemny dźwięk, który wydać może tylko prawdziwa skóra, ale może chociaż to otrzeźwi Tima. Trzymając dłoń na różdżce (tak na wypadek, gdyby siedzący na ziemi chłopak postanowił zrobić coś głupiego), odezwał się zimnym głosem: -Chyba się zapomniałeś, Lowther.- rzucił okiem na stojącą za nim Noelle. Widząc te zielone oczęta, po jego twarzy przemknął dziwny półuśmiech. Odwrócił się z powrotem w stronę krukona. Biedny głupek, nawet nie wie jak cenna jest Noelle, w tym smutnym i szarym świecie. -Jeżeli już ochłonąłeś, to radzę Ci znikać. Dla Twojego własnego dobra. Udam że nic nie widziałem.- dodał, nie starając się nawet by w jego głosie zabrzmiała jakakolwiek nuta współczucia. Co jak co, ale Aeron takich zabaw nie trawił. Szczególnie jeśli była to zabawa jednostronna. |
| | | Noelle Avery
| Temat: Re: Korytarz w lochach Sob 26 Gru 2015, 04:02 | |
| Oczekiwała komplementów które połaskoczą jej wielkie ego i przypomną jej, że była największym skarbem na tej imprezie. Oczekiwała wielkich słów które znacznie wyprzedzą swoją wartością określenie "niezła". Sama nieczuła, żeby była tylko "niezła". Fakt, że nie raz i nie dwa musiała w trakcie tej imprezy jego koleżkom przypominać, gdzie znajduje się jej twarz idealnie o tym świadczyła. Na tym przyjęciu była towarem zasługującym na miano "luksusowy". Towarem który sam z siebie był tak cenny, że nie może dotykać go nikt i nikogo na niego nie stać. Wszyscy chłopcy mogli więc nacieszyć swój wzrok, bo żaden z nich nie miał szans oddychać z nią tym samym powietrzem. Dlaczego Tim znalazł się tak blisko? Bo był dupkiem bez serca. Bezwzględni pożeracze damskich serc nie bez kozery pożądani byli przez kobiety w każdym wieku. Wiedzieli co robić, jak robić, gdzie robić, po co robić i nie oczekiwali za tą robotę absolutnie nic oprócz kilku ochów i achów. Nie zmieniało to jednak faktu, że kobiety i tak chciały im to wszystko dać. Wszystko czego nie chcieli wziąć i jeszcze trochę. Tyle, że Avery była inna. Dupek bez serca był dla niej atrakcyjny z jednego powodu: sama serca nie miała. Jej organ odpowiedzialny za emocje wyższe takie jak miłość czy żal został upośledzony we wczesnym dzieciństwie, a może urodziła się bez niego, bo sama nie mogła sobie przypomnieć żeby kiedykolwiek taki posiadała. Dlatego Tim był fajny. Bo nie chciał miłości, dużych słów i wyłączności. W sumie chciał ją tylko mieć, na chwilę, na raz, a ona skłonna byłaby się tej woli poddać. Pewnie by się poddała dość szybko gdyby nie cały wachlarz moralności wciśnięty jej na siłę przez rodzicielkę i niańki. Poddałaby się też gdyby nie czuła strachu i wyrzutów sumienia od momentu kiedy ciepłe i miękkie wargi Krukona nie odnalazły jej warg. Zdumiona tym odczuciem nawet nie zorientowała się od razu, że dłoń młodzieńca znalazła się na jej udzie. Próbowała odwzajemnić poczynania Krukona kiedy nagle... jego po prostu nie było. Był chłód kamiennej ściany, wilgoć tejże ściany i odór w powietrzu świadczący o zgonie jakiegoś szczura. Otworzyła oczy i w świetle pochodni zobaczyła twarz Aerona. Wyrzuty sumienia to całkiem nowa rzecz. Nowa rzecz, ale też z gatunku nieprzyjemnych. Duże szmaragdowe oczy wypełniły się łzami i żalem, a dłonią zasłoniła rozchylone usta. Szybko jednak wzięła się w garść, bo to nie czas i nie miejsce na rozpamiętywanie swoich przewinień. Nie od dziś wiadomo, że wolałaby całować Stewarda. On jednak nie miał serca na poziomie najwyższym, bo to, że żył zawdzięczał jedynie sprawnym płucom. Żadna mu się nie podobała, więc dlaczego Elle jakimś cudem miałaby? Piętnastolatka dość racjonalnie potrafiła ocenić sytuację i już dawno dała sobie spokój z tymi mrzonkami jakimi było cokolwiek więcej niźli koleżeństwo z Arciem. - Schlebiacie mi, panowie, ale najlepiej będzie jak rozejdziemy się do swoich dormitoriów i o tym wszystkim po prostu zapomnimy - powiedziała cicho oplatając się ramionami i odsuwając od ściany, bowiem chłód przeniknął jej niemalże do kości wprowadzając jej drobne ciało w delikatne drżenie. |
| | | Timothy Lowther
| Temat: Re: Korytarz w lochach Sob 26 Gru 2015, 21:33 | |
| Wzięty z zaskoczenia, zareagować mógł tak naprawdę dopiero wtedy, gdy spoczął już całkiem wygodnie na ziemi. Wbrew ewentualnym nadziejom - oczekiwaniom? - jakie zdawał się wykazywać nadwrażliwy Steward, Lowther ani myślał zrywać się z pośpiechem, zacietrzewić się i najlepiej w ogóle dać nieszczęsnemu koledze w ryj. Bo wiecie, Timothy miał do wszystkiego duży dystans. To było zdrowe, po prostu nie warto tracić nerwów na kogoś, kto się nie liczy. A chyba nikt nie sądził, że zdanie, urażona duma czy samczy instynkt Aerona w jakikolwiek sposób się dla Tima liczą? Nie, Lowther nie zerwał się więc w przypływie tej żałosnej fali dominacji, jaka wyraźnie targała teraz jego pożal się Boże rywalem (zresztą - samo określenie Stewarda per rywal Timona po prostu śmieszyło, bo też o co miałby z nim rywalizować?), tylko podniósł się niespiesznie, teatralnie klaszcząc w dłonie. Klask, klask, klask. - Brawo, odnalazł się rycerzyk - rzucił z szerokim, ale co najważniejsze - absolutnie szczerym uśmiechem. Urażona duma? Nastoletnie udowadnianie swej pozycji? Dajcie spokój, przecież to żałosne. W takie coś mógł się bawić Aeron, jeśli chciał, ale Tim? Tim do życia podchodził z rzadko kiedy pryskającym poczuciem humoru. Wściekać to by się mógł na kogoś, na kim mu zależało - na Wandę, przykładowo, albo własną siostrę czy przyszłą kobietę, której odda całe swe serce i swą uwagę. Ale na Stewarda? Miałby być zły, bo chłopczykowi udało się jakże dzielnie uratować cnotę i niewinność Noelle? Bądźmy poważni, to nie było warte zachodu. - Ależ oczywiście, uciekam w podskokach, jakżebym śmiał nie skorzystać z takiego miłosierdzia - przyznał więc z absolutnie nieskrywanym, szczerym rozbawieniem. Nic go nie obchodziło, co Aeron sobie o nim pomyśli, ba! Sam mógł podrzucić mu kilka chwytliwych określeń. Że na przykład idiota z głupawym uśmieszkiem. Że jakaś sierota wyraźnie opóźniona intelektualnie. Albo, z drugiej strony, że żałosny arogant z wygórowanym ego. Że puszczalski, łatwy, może w ogóle męska dziwka? Bardzo proszę, Lowther mógł skrytykować się na wszelkie możliwe sposoby. Autodiss był jego specjalnością, trzeba udowadniać? A brało się to z tego, że nie przywiązywał do tego wagi. Liczyło się dla niego zdanie ludzi nielicznych, dosłownie jednostek - inni? Niech mówią, co chcą, tyle ich. Timothy na wszystko odpowie uśmiechem, na szczególnie trafne określenie wręcz roześmieje się w głos, inne zbędzie wyrazem rozbawionym, czasem ewentualnie pobłażliwym. Nic go nie ruszało, bo i jak miało, skoro innych uczniów traktował... No, po prostu nie uważał, by było się kim przejmować? Aeron chciał odegrać rolę bohatera, dzielnego wybawcy śliczniutkiej Ślizgonki? Bardzo proszę, Lowther jeszcze mu w tym dopomoże, na odchodnym parskając śmiechem i kręcąc głową z rozbawieniem. Że też jeszcze ktokolwiek sądził, że podobne scenki robią jakiekolwiek wrażenie. - Tylko najpierw mała rada, rycerzyku. - Rzeczywiście cofnął się więc o dwa kroki, zatrzymując się dopiero wpół trzeciego. Bo przecież nie mógł tak biednego Stewarda zostawić. Bez żadnej dobrej rady? Nie godziło się! - To ze mną ta śliczniutka panna świetnie się bawiła, nie z tobą. Następnym razem może więc zadbaj najpierw, żeby się nie nudziła i nie musiała spotykać z tym narwanym, nieokiełznanym, zboczonym idiotą. Oszczędzisz fatygi nam wszystkim. - Uśmiechnął się pod nosem. Na Merlina, jego wiara w ludzi, w dojrzałość, w jakieś wyższe przymioty umierała w męczarniach. Nie uważał się za najmądrzejszego na świecie, ale bogowie - prezentował sobą więcej niż trzy czwarte jego rówieśników. Naprawdę tak trudno było po prostu dorosnąć i wyrzucić z głowy te wszystkie śmieci, które wypaczały postrzeganie rzeczywistości? - Aha, i nie musisz nic udawać. Po co miałbyś? - zapytał jeszcze z rozbawieniem, robiąc kolejny krok do tyłu. - Spędziłem wieczór z niezłą dziewczyną i jeśli wydaje ci się, że ona została przy tym pokrzywdzona, to... - Wzruszył lekko ramionami. Zakład zakładem, ale wystarczyło zwrócić uwagę choćby na to, że odwzajemniła jego pocałunek. - Wierz sobie w co chcesz, może dzięki temu będziesz spał spokojniej. - Dokończył więc tylko z pobłażliwym uśmiechem. Wiedział swoje, a że Steward mógł wykreować jakąś swoją rzeczywistość... Cóż. - Trzymaj się, złośnico - rzucił więc jeszcze na odchodnym, spoglądając już wyłącznie na Noelle, zasalutował jej teatralnie, niedbale i wreszcie oddalił się pogwizdując cicho. Jeśli miał się czuć w jakiś sposób upokorzonym czy - na Merlina! - przerażonym jakże straszną postawą Aerona to nie, nic podobnego nie czuł. Steward wyraźnie musiał popracować jeszcze nad swym wizerunkiem.
zt |
| | | Aeron Steward
| Temat: Re: Korytarz w lochach Nie 27 Gru 2015, 01:46 | |
| Za jedno był Timowi wdzięczny. Nie robił problemów, nie rzucał się, nie próbował Arciowi oddać. Tyle dobrego. Kto wie jakby skończyła się ta awantura. Ale może, gdzieś tak w głębi, Aeron liczył na jakąś akcję? W końcu to facet. Od czasu do czasu potrzebował nieco adrenaliny. A że Lowther wydawał się idealną ofiarą? No niestety, tak się nie stało, a ten mały płomyczek nadziei umarł równie szybko jak powstał. Pewnie dlatego że siedzący na ziemi Krukon okazał się wyjątkowym idiotą. No ale co się spodziewać po kimś takim. Widział reakcję Noelle. Gdy zobaczyła jego twarz, zamiast twarzy Tima. Wyraz jej oczu, mimo że przez chwilę, dość mocno zapadł mu w pamięć. Dziwna sprawa. Czemu w ogóle cokolwiek do niej czuł? Jakby mu było po ostatnim razie. Nie dość że go zostawiła, odprawiła z kwitkiem jak jakiegoś zwykłego gościa, to jeszcze zrobiła to dla Puchona. Pieprzonego Puchona. Potrząsnął głową. Nie teraz. Myślenie o takich sprawach wprawiało go w wyjątkowo paskudny nastrój, a ten był już i tak zszargany. Chciał coś powiedzieć, ale usłyszał głos Noelle, która najwidoczniej próbowała się stąd wykręcić. Spojrzał na nią kątem oka, zatrzymując ją jednocześnie ręką. -Siedź cicho i nie ruszaj się przez chwilę- powiedział, odwracając głowę z powrotem w stronę siedzącego (jeszcze) na podłodze Lowthera. Widział jak się podnosi. Jak specjalnie klaszcze w dłonie. Pajac. Co on myślał, że to jakiś teatrzyk? Że Aeron posadził go na ziemi dla zabawy? Zabawne. Aeron uśmiechnął się, ale nie był to zwykły uśmiech. To był raczej jeden z tych, które pokazuje się żałosnym ludziom. Słuchał go i miał z tego niezły ubaw. On dawał mu rady? Zabawne. Gdy tylko skończył, doszedł do wniosku że musiał pomylić się co do oceny Lowthera. On nie był głupi. On był po prostu skończonym idiotą. Uważał się za inteligentnego, ale coś nie bardzo mu to wychodziło. Steward ograniczył się tylko do chłodnej odpowiedzi. -Swoje rady wepchnij sobie w tyłek, bo w głowie masz pusto. Zjeżdżaj mi z oczu.- Gdy Krukon wreszcie zniknął, Aeron odetchnął nieco głębiej niż normalnie. Wciągnął przy okazji stęchłe powietrze, co uświadomiło mu że chce jak najszybciej się stąd wynieść. Odwrócił się w stronę Noelle, która stała za nim. Przez chwilę po prostu patrzył się na nią, parę razy zatrzymując się na pięknych zielonych oczach. Nigdy nie rozumiał, ale za każdym razem wyglądały inaczej. Raz jak świeżo skoszona trawa, raz jak jadeit, raz jak dojrzałe liście. Podszedł nieco bliżej. Chwycił dłoń dziewczyny, delikatnie, by zbytnio jej tym gestem nie wystraszyć. Targnięty nagłym impulsem, przyciągnął ją do siebie, tak że znalazła się zamknięta w jego ramionach. Przytulał ja przez chwilę, po czym odsunął się, nieco zakłopotany (serio, on?), odezwał się: -Wybacz za to ciągłe zaskakiwanie Cię.- przerwał, zbierając myśli. Przez to stworzenie stojące naprzeciwko nie bardzo wiedział co powiedzieć. Jeśli chodziło o jakieś bliższe relacje międzyludzkie, to Steward był raczej słabo uzdolnionym człowiekiem pod tym względem. W końcu uśmiechnął się, i zapytał: -Słuchaj, za parę dni odbędzie się Bal Bożonarodzeniowy. Zapraszam Cię na niego, jako moja partnerka.- powiedział, a po chwili dodał ze szczerym uśmiechem –Ze swojej strony gwarantuje dotrzymanie Ci towarzystwa przez cały bal.- |
| | | Noelle Avery
| Temat: Re: Korytarz w lochach Nie 27 Gru 2015, 17:34 | |
| Miała już w głowie gotowy plan ucieczki. Już wiedziała, że jak powoli odsunie się poza zasięg patrzałek jednego i drugiego to będzie mogła spokojnie dojść do Kamiennej Ściany za którą krył się pokój wspólny Slytherinu. Miała już to wszystko dokładnie zaplanowane. I już dążyła do realizacji tego genialnego wręcz planu, kiedy zobaczyła gest i spojrzenie ciemnowłosego Krukona które sprawiły, że zamarła w miejscu jedynie ciaśniej oplatając się ramionami. Obserwowała całą tą szopkę pełnym zażenowania wzrokiem, a na jasnym obliczu pojawiły się niewielkie rumieńce. Nigdy nie powinna dopuścić do takiej sytuacji. Z drugiej zaś strony? Czy zaplanowałaby kiedykolwiek coś tak niedorzecznego? Oto Steward, sam z siebie, dzielnie broni jej cnoty przed Lowtherem. Steward ją broni. I to przed kim? Lowther był zdecydowanie spoza ligi dla piętnastolatek. Nawet jeśli są dziedziczkami całkiem dobrze wyposażonych skrytek w Gringottcie. Dlatego to musiał być sen. Jakaś odmiana surrealistycznego koszmaru do której ktoś włożył istniejących bohaterów. Jednak jedno uszczypnięcie upewniło ją jednak w tym, że nie jest Alicją która wpadła do króliczej nory, a Noe która... Zaraz, zaraz. Przecież nie zrobiła absolutnie nic złego! Dlaczego więc czuła się winna? Dlaczego czuła się tak, jakby miała się za chwilę rozpłakać. Zamiast tego uniosła rękę by niemrawo pomachać odchodzącemu Timiemu i obserwowała jego plecy aż zniknęły za rogiem. Teraz można się już ewakuować? Otworzyła pełne usta by obdarzyć Aerona jakąś niezbyt przychylną uwagą i po prostu zniknąć kiedy się obrócił. Drgnęła czując jego dotyk na swojej dłoni i zmarszczyła z niezrozumieniem czoło kiedy ją objął. Coś tu zdecydowanie było nie tak jak powinno. Nie mogła się jednak z niego nabijać. Chciała, ale jej umysł nie wymyślił żadnej godnej wypowiedzenia riposty. Niegodnej wypowiedzenia też nie. Po prostu z mózgu zrobiła się kiślowata masa i sama nie wiedziała co ma zrobić. Dlatego po prostu stała, dopóki jej nie puścił. - Nie wiem teraz czy grozisz czy obiecujesz - stwierdziła cofając się dla własnego bezpieczeństwa o krok. To nie był normalny Steward. To nie był ten Krukon do którego przywykła, ale to była miła odmiana. Miła wersja która nie wiadomo co jeszcze zrobi. Może się uśmiechnie? O nie. Wtedy okazałoby się, że to jakiś metamorfomag albo po eliksirze wielosokowym. Przynajmniej to by wszystko wyjaśniło. I przestałaby się martwić. Zaraz. Szeroki uśmiech pojawił się na twarzy chłopaka, a ona mimowolnie cofnęła się jeszcze o krok. - Kim jesteś i co zrobiłeś z Aeronem? - zapytała od razu, dłonią sięgając po różdżkę. Zaraz jednak zdała sobie sprawę, że zostawiła ją w swoim dormitorium, bo wystawała spod zbyt krótkiej spódniczki. - Dobrze, pójdę. Tylko niech Steward mnie odbierze przed balem. Niech będzie złośliwą mendą i ma się nie uśmiechać. I w szacie wyjściowej czy innym garniturze. Punktualnie - wyrzuciła z siebie wieńcząc swoją wypowiedź ciężkim westchnięciem. - Tylko zapomnijmy o tym, że widziałeś mnie z Timothym - warunek podała już cicho rumieniąc się nieco z zażenowania na samo wspomnienie. |
| | | Aeron Steward
| Temat: Re: Korytarz w lochach Nie 27 Gru 2015, 22:24 | |
| -Może to i to? Kto wie- odpowiedział Noelle. Cóż, sporo rzeczy było nie tak jak sobie to wyobrażał. Nie powinien tu stać, nie powinien jej przytulać, nie powinien chwytać jej za rękę. Nie powinien patrzeć w te zielone oczy. I do diabła, nie powinien się przywiązywać. Choć może to nie było przywiązanie w pełnym tego słowa znaczeniu. To była raczej dziwna więź, która powstała podczas poprzedniego balu, cały rok temu. Od tego czasu coś się zmieniło. Za każdym razem gdy ją potem spotykał, widział ją inaczej niż poprzednio. Nie była mu tak obojętna, jak prawie każdy inny człowiek na tym przeklętym świecie. I tego się bał. Zobaczył że Noelle próbowała sięgnąć po różdżkę, której najwidoczniej nie zabrała ze sobą. Uśmiechnął się. Gdyby ją miała, prawdopodobnie cała historia potoczyłaby się o wiele bardziej wybuchowo. Chyba była dość mocno zaskoczona całą tą sytuacją, bo cofnęła się w sumie aż o dwa kroki. Jeszcze trochę i zacznie chodzić po suficie. Na pytanie o jego byt i to co się pod nim kryło westchnął przeciągle. Co miał jej odpowiedzieć? -Cóż, to nadal ja. Niestety. Pewnie nie spodziewałaś się mnie tu, ani nie spodziewałaś się tego co się potem stanie. Co tu dużo mówić, też nie przewidziałem że tu na was wpadnę. I to w takim momencie- odparł. Gdy usłyszał zgodę na wspólny wypad na Bożonarodzeniowy bal, coś gdzieś w jego środku odetchnęło z ulgą. Chyba. A może to były wrzody? Sam już nie wiedział. -Niezła lista wymagań. A może jeszcze mam grać na trąbce i śpiewać hymn szkoły?- prychnął, pokazując że stary Aeron żyje i ma się dobrze. Słysząc ostatnią prośbę, uśmiechnął się podejrzanie. Miał zapomnieć? Ciężko byłoby, tym bardziej że tak jakby to brał dość spory udział w tym wspomnieniu. Podszedł powoli do Noelle, blisko, tak że oparł się ręką o ścianę uniemożliwiając jej ucieczkę. Patrząc jej w oczy, odpowiedział powoli: -To może być trudne, bo wiesz, ale mam dość dobrą pamięć. Szczególnie do takich idiotów jak Lowther.- przerwał, by po chwili dodać jeszcze -No to widzimy się na balu, panienko Avery. Nie spóźnij się. Bywaj- po czym odsunął się i odszedł w stronę drogi która najszybciej zaprowadzi go do wieży Ravenclawu.
z/t x2 |
| | | Syriusz Black
| Temat: Re: Korytarz w lochach Wto 18 Gru 2018, 22:03 | |
| Godzina iście pogańska, co tylko potwierdzał fakt, że kiedy Syriusz wymykał się z dormitorium, jego najlepsi kumple nawet nie tyle, co przekręcali się na drugi bok, ale chrapali w najlepsze. W sumie, najpewniej dołączyłby do tego powszechnego, pochwalanego nieróbstwa w dzień wolny od zajęć... ale są rzeczy ważne i ważniejsze. Więc jeszcze zanim ewentualny kur zapiał, Black sterczał już przy wyjściu z pokoju wspólnego, wyglądając za swoją towarzyszką w zbrodni. Panna Vance nie kazała mu długo czekać, zwłaszcza, że towar po który się wybierali, również nie będzie tak łaskawy, więc para Gryfonów szybko ruszyła w kierunku miejsca swej destynacji. Kroki i przekomarzania dwójki uczniów odbijały się echem po zupełnie pustym korytarzu, a żaden auror ani Irytek nie pojawili się, by zastawić im drogę po wymarzone ciastka. Zjawienie się w kuchni przed godziną piątą było jak triumf nad Padalcami, bowiem już od progu roznosił się zapach pysznych, kruchych ciastek śniadaniowych, jeszcze ciepłych po wyciągnięciu z pieca. Mimo, że pokaźnie uszczuplili zapasy przygotowane przez szkolne skrzaty, nikt ich za to nie zrugał, ani nie podkablował gdziekolwiek... być może z racji, że wszyscy, włącznie z kadrą, spali jeszcze snem sprawiedliwych i w poważaniu mieli, że Syriusz i Emmelina postanowi się objeść nieprzyzwoicie, o jeszcze bardziej nieprzyzwoitej porze. - Vance, jak to u ciebie jest? - Gryfon zerknął na towarzyszkę z nad sterty wypieków, co rusz gubiąc jakąś sztukę po drodze - Pójdzie ci w cycki, czy niekoniecznie? Mogę później sprawdzić? Zgarnięcie za to z łokcia było więcej niż pewne, ale przyspieszony manewr wymijający przyczynił się tylko do utraty dwóch kolejnych ciastek, które potoczyły się teraz korytarzem w siną dal. - Jesteś pewna, że powinnaś to wszystko pożreć? Jeśli wymiękasz, to masz ostatnią szansę. Będę taki wspaniałomyślny i zjem to wszystko za ciebie, Emm. Na mnie zawsze możesz liczyć! O tym, że żołądki dorastających chłopców są jak czarne dziury, wiedzieli wszyscy. Black również należał do tego grona, które taniej było ubrać niż wyżywić, dlatego pokaźna kradzież z kuchni w ogóle skrzatów nie zdziwiła. Tak samo jak towarzystwo dziewczyny. Jedzeniu i kobietom nie potrafił odmawiać, zwłaszcza w pakiecie! |
| | | Emmelina Vance
| Temat: Re: Korytarz w lochach Sro 19 Gru 2018, 10:00 | |
| Jaki jest najlepszy sposób na to, żeby nie zaspać na bardzo ważne wydarzenie? Nie spać w ogóle. Kiedy jej współlokatorki słodko spały, Emm nie miała nawet ochoty przymknąć oczu choćby na chwilę. Właściwie nigdy nie zasypiała wcześnie… Kiedy dziewczyny już słodko spały, ona zazwyczaj zaczytywała się w jakiejś książce lub czasopiśmie o magicznym sporcie, bo za dnia zupełnie nie miała na to czasu, a później zasypiała na zajęciach. To był standardowy scenariusz jej nocy. Dzisiejsze plany były jedynie delikatnym naciągnięciem ich. Tym razem koło godziny czwartej nie wskakiwała jeszcze w piżamę, ale wyczekiwała, żeby odrobinę przed piątą wyjść do pokoju wspólnego i spotkać tam dzisiejszego towarzysza. I w tym momencie potrafiła już myśleć o pysznych, świeżych ciasteczkach, które czekały tylko na nich kilka pięter niżej! No, właściwie nie czekały akurat na nich, tylko na dzisiejsze śniadanie… Ale można było założyć, że jeśli wezmą sobie kilka...naście to nic się nie stanie! Wszystko przecież było w dobrej wierze, musiała pokazać Blackowi, że nie miała sobie równych, gdy chodziło o pałaszowanie słodkości. Gdy zabierała ciastka na ręce, żałowała tylko troszeczkę, że nie zabrała jakieś bezdennej torby na nie, mogłaby unieść wtedy więcej. W tym wypadku jednak powrót do dormitorium mógł być trudny, a w dodatku ciagle zostawiali za sobą ciasteczkowe ślady! Każde upadające na ziemię ciasteczko było jak cios w serduszko biednej Vance, bo przecież już go nie zje… Nikt go nie zje. Biedne, porzucone ciasteczko. Usłyszała komentarz chłopaka i momentalnie spłonęła rumieńcem. Gdyby dostawała ciastko za każdym razem, gdy słyszała komentarz o swoim za małym biuście to pewnie miałaby teraz więcej niż oni oboje razem wzięci! Postanowiła jednak spróbować zachować trochę twarz. - Chciałbyś, Black, ale z takimi tekstami to jedyny cycek jakiego zobaczysz to w pisemku dla panów. - prychnęła cicho. - Ale mogę Ci dać kilka lekcji podrywu, nawet za pierwszą lekcję nie wezmę aż tak dużo. Wyszczerzyła się zadowolona. No co, ceniła swoją niesamowitą wiedzę i autorskie, wspaniałe teksty, które były niedoścignione w skuteczności! - Chętnie patrzyłabym jak później miotła nie uniesie twojego wielkiego tyłka, ale ciastek mnie nie pozbawisz, nie ma nawet mowy! I przestań gubić ciastka, moje serduszko płacze za każdym niezjedzonym maleństwem! - zrobiła wielkie, smutne oczka, patrząc jak kolejne ciasteczko upadło na podłogę korytarza i aż westchnęła smutno. |
| | | Syriusz Black
| Temat: Re: Korytarz w lochach Sro 13 Mar 2019, 14:54 | |
| Fakt, że ciasteczka były prosto z pieca, świeże, chrupiące i jeszcze nie wymacane żadną wścibską ręką, był jednym z głównych argumentów by dokonać kradzieży o tak wczesnej porze. Jednak o wiele istotniejsza była okoliczność, że mimo powiedzenia "Licho nigdy nie śpi", to zamkowe - czytaj Argus Filch - nadal spało snem sprawiedliwego w swej obleśnej kanciapie. Ostatnie czego potrzebujesz przed śniadaniem, to oglądać ten ludzki łachman wydający z siebie nieapetyczne odory i nieprzyjemne wrzaski, nie wspominając o niedomytych łapach konfiskujących twoje śniadanie. Zdecydowanie woleliby tego uniknąć i póki co wydawało się, że będzie to możliwe, a dwójka Gryfonów przekroczy dzienny bilans kaloryczny jeszcze przed oficjalną porą śniadaniową. - Ależ jakie pisemka Emm? Nie po to mam oczy, by podziwiać kobiece wdzięki na papierze. A co do podrywu, przecież właśnie idziemy na randkę! - Black zaśmiał się krótko, widząc rumieńce na twarzy towarzyszki, nie będąc jednak świadom, że wynikają z kompleksu o którym nieświadomie jej przypomniał. Aż tak bystry nie był, zwłaszcza o poranku i pustym żołądku. - Wiesz, miotła brzmi jak plan! Może jakaś runda honorowa na około zamku? Krukoni już na pewno tęsknią za flagą z kalesonów Filcha na swojej wieży. Przydałaby im się nowa. Wchodzisz w to? - brunet wyszczerzył się olśniewająco do panny Vance, zwinnie łapiąc kolejne, próbujące uciec ciasteczko. Nie było jednak jedyne, które postanowiło opuścić tackę i chwilę później smakołyk potoczył się aż na koniec korytarza, przed siebie. Zaraz też nastąpił trzask wypieku ginącego pod czyimś obuwiem. - Emm, słyszałaś to? - Gryfon się zatrzymał, nasłuchując z powagą. - Ktoś rozdeptał nasze ciasteczko. To na pewno jakiś psychopata... Zapewne najrozsądniej byłoby się ulotnić inną trasą i o całym zajściu zapomnieć, ale należało pamiętać, że dwójka złodziei pochodziła z Domu Lwa. Ładowanie się w kłopoty na pałę i bez pomyślunku było niemalże obowiązkiem, który bardzo mocno swędział teraz w ego Blacka. Chłopak odłożył ostrożnie tackę na najbliższy parapet. - Lepiej to sprawdźmy, może ktoś lunatykuje - podpuścił koleżankę, dając jej znak, żeby wyjrzeli zza rogu, nie dając się przy tym przyłapać. |
| | | Mistrz Gry
| Temat: Re: Korytarz w lochach Sro 13 Mar 2019, 15:01 | |
| Istotnie, coś czaiło się na najbliższym holu. Szuranie, trzaski, jakby chlust wody? Zaraz potem mlaskanie, jeszcze inne trzaski... Gdy podeszło się bliżej, słychać było też wiekowy, stękający gramofon, wypluwający z siebie styrane życiem dźwięki muzyki klasycznej. Nic jednak nie wskazywało, że mają do czynienia z istotną ludzką, a przynajmniej nie zdradzała się ona ani mową, ani wrzaskiem, ani - miejmy nadzieję - walorami cielesnymi pozbawionymi odzienia. Ale czy uczniowie z Gryffindoru na pewno chcieli sprawdzać, kto lub co, zamordowało ich cenne ciasteczko?
Objawienie zza rogu zostanie ujawnione po kolejnym poście. Ostatnia szansa by się wycofać.
|
| | | Sponsored content
| Temat: Re: Korytarz w lochach | |
| |
| | | |
Similar topics | |
|
| Pozwolenia na tym forum: | Nie możesz odpowiadać w tematach
| |
| |
| |