Irlandia, to najpaskudniejsze miejsce zdaniem Shawa pod względem pogodowym. Lato, to w sporej mierze deszcz, mgła, paskuda. Zima również nie rozpieszczała. Śnieg sypał już od dobrych kilka dni ograniczając widoczność wszystkim i tym latającym na miotłach i tym, którzy robili ostatnie zakupy przed tym wyjątkowym świątecznym czasem. W pierwszej kolejności próbował negocjować z zarządem hodowli smoków w Rumunii by mógł przylecieć do domu ze swoim smokiem Irvinem. Szybko jednak uświadomił sobie, że to byłoby co najmniej niebezpieczne wcale nie jest łatwo ukryć wielkiego na prawie sześć metrów smoka. W dodatku trudno przekonać kogokolwiek do tego, że Irvin, choć piękny i wyjątkowo mięsożerny smok jest tak naprawdę najłagodniejszym stworzeniem jakim Louis się dotąd opiekował. Poza tym wykarmienie go i trzymanie w ogródku po prostu by nie przeszło. Przyleciał więc na miotle jak na czarodzieja przystało. Był w domu od kilku godzin, Lucas jeszcze nie zdążył wrócić, podobno poszedł nazbierać drwa do pobliskiego lasu. Louis siedział teraz w głębokim fotelu popijając gorącą herbatę i oglądając wystrój jego rodzinnego domu, który mimo lat naprawdę niewiele się zmienił.
Rodzina Shawów zamieszkuje duży domek jednorodzinny na obrzeżach ich rodzinnego miasta. Wchodząc do niego wita nas ciepły rodzinny wystrój, krótkim korytarzem można przejść do sporej wyłożonej kafelkami kuchni zupełnie różnej od tej mugolskiej. Krzątała się w niej teraz matka Louisa, która przygotowywała coś na ząb dla całej rodziny. W kuchni znajdowały się drzwi boczne, którymi można było wyjść do ogrodu. Po lewej stronie korytarza znajdują się schody prowadzące do pokoi Luca i Louisa, oraz drzwi do salonu, po prawej zaś łazienka. Na górze znajdują się też dodatkowa sypialnia dla gości, oraz łazienka. Na parterze po prawej znajduje się sypialnia rodziców. Pokoje Lou i Lucasa posiadają osobne rozległe balkony.