|
| Pusta Sala za starymi, spróchniałymi drzwiami {Magia Niewerbalna} | |
| |
Autor | Wiadomość |
---|
Ben Watts
| Temat: Re: Pusta Sala za starymi, spróchniałymi drzwiami {Magia Niewerbalna} Pon 17 Sie 2015, 16:53 | |
| Dla postronnego obserwatora o odpowiednim poczuciu humoru, pierwsze zajęcia magii niewerbalnej mogłyby stanowić niezły ubaw. Dwa odosobnione przypadki szczęśliwego użycia zaklęć nie mogły się kwalifikować jako sukces. Ben nie był zaskoczony, że i tym razem z jego różdżki nie wydobył się nawet promyk światła, ale nie obraziłby się na choć minimalny sukces po kilku próbach – trudno umniejszać rolę pozytywnych wzmocnień w procesie nauczania. Przełknął kolejną małą porażkę, gdy głowa Gwen nie zmieniła się w oślizgłą mackę, po czym otarł twarz dłonią, zbierając z niej kropelki wody. Przymusowa kąpiel autorstwa Ingrid w niczym nie pomagała, zwiększała tylko dyskomfort ciała, mający mieć wpływ na dekoncentrację Wattsa. I faktycznie, Krukon czuł zbliżające się wielkimi krokami przeziębienie, mając tylko nadzieję, że w najbliższym czasie nie zostanie przykuty do łóżka z kubkiem eliksiru pieprzowego. Odpychając rozdrażnienie najdalej jak mógł, wziął jeden wdech, a potem kolejny, rozluźniając spięte zbyt mocno mięśnie, próbując przypomnieć sobie wygląd salonu, w którym tak ciężko ćwiczył koncentrację przez ostatnie trzy lata. Było tam tak cicho, tak spokojnie, jakby czas się zatrzymywał za progiem – Peter stanowczo, ale łagodnie wskazywał kolejne ćwiczenia, zwracał uwagę na błędy. Choć w efekcie okazał się skończonym sukinsynem, miał talent do nauczania i świadom tego Ben nie bał się wspominać niektórych metod. Obraz cierpliwego, zaangażowanego mentora motywował, by za każdym razem próbować jak najlepiej się potrafiło, uspokajał i pobudzał do skuteczniejszego przyswajania wiedzy. Cofając się gdzieś w głąb siebie, prefekt szukał miejsca, z którego zdawała się wypływać magiczna moc, jak źródło bijące ze skały. Gdyby je odnalazł, nabrał dłońmi ile dusza zabraknie, czuł, że uprawianie magii bez użycia werbalnych komend nie stanowiłoby trudności. Stojąc bez ruchu dłuższą chwilę, Krukon przeniósł spojrzenie na stojącą niedaleko Porunn, a dłoń sama zdała się skierować koniec różdżki w jej stronę. Zielona osobowość panny Fimmel podburzała emocje w sposób podobny do tego, który pozwolił mu nie tak dawno doświadczyć niekontrolowanego wybuchu magii – czemu więc nie spróbować? Z Gwen się nie udało, ale może jej uda się transmutować głowę? Ponownie sięgnął w myślach do dobrze znanego Tentaclifors. |
| | | Melanie Moore
| Temat: Re: Pusta Sala za starymi, spróchniałymi drzwiami {Magia Niewerbalna} Pon 17 Sie 2015, 19:07 | |
| Kolejna próba się nie powiodła. Jak to może pomóc w motywowaniu skoro nic się nie udaje. Nie bardzo, łatwo można się załamać po kilku próbach z kolei. Miała ostatnią szansę i musiała z niej skorzystać, znaczy lepiej to określić jako chciałaby. Nie może przewiedzieć ile jeszcze prób będzie musiała się podjąć by w końcu zaklęcie się udało, chociażby jedno. To już da jej większą pewność siebie, zresztą już przez ten czas jej emocje są tylko bardziej podsycane. Jak nie Puchon, ale nadal Puchon - interesujące zjawisko. Chciała zacząć drapać się po głowie z tej bezradności i wytrzeć z czoła maleńkie kropelki potu. To wszystko już działo się z nerwów. Czas na odpoczynek będzie miała potem. Ostatnia okazja, już był jej wszystko jedno, ale dalej będzie walczyć choćby nie wiem co. Nie zmieniała wybranego celu, nadal był nim Franz Krueger. Lepiej już nie mącić sobie dalej w głowie zmianą ofiary, już wolała trzymać się jednej osoby i tylko na Ślizgonie się skupić. Wywoływało to tylko dodatkowe zbędne myśli, nie chciała ich. Przemyślenia wolała skierować w inną stronę, tak by jej to jedynie pomogło nawet w najmniejszym stopniu. Musiała przypomnieć sobie coś co ją na pewno uspokoi i nie będzie myślała o wszystkim jednocześnie, a raczej ogarniających ją nerwach. Zapomnieć o całym świecie, tym nieprzyjemnym miejscu, w którym się znajduje. Wspomnienie wywołujące u niej pozytywne uczucia, by się rozluźnić i bez problemu ponownie spróbować rzucić zaklęcie. Nie chciała kombinować, wymyślać nie wiadomo co. Trzymała się jednej decyzji i uznała to za dobrą decyzję. Wciąż chciała rzucić to samo zaklęcie co przed chwilą. Relashio. Ponownie musiała powtórzyć tę samą czynność. Zapanować nad swoim przemienionym ciele, unieść jeszcze raz różdżkę celując w Franza. Bez chwili zawahania wykonać zaklęcie, poczuć ponownie przepływającą przez nią magię i by zaowocowało to udanym czarem. Niech ujrzy ten gorący płomień rozgrzewający wszystkich, a przede wszystkim ją od środka. Rozgrzanie na skutek silnych emocji jakie włożyła w tę próbę, motywacja i wielka chęć. Do tego tak zwane być albo nie być, wóz albo przewóz. Naprawdę chciałaby by mieć to już za sobą i móc odetchnąć z ulgą. Wstrzymała oddech i ponownie inkantowała zaklęcie w myślach, teraz już ostatnia szansa. Naprawdę to szczęście, o którym myślała przez chwilę jeśli się powiedzie tym razem. Wspomnienie jej rodziców ją rozluźniło i podeszła w tym momencie do tego w inny sposób. Łagodniej, walka prób i błędów, na tym to również polegało. Oczywiście tak jak ona sama to postrzegała, musiała korzystać ze wszelkich opcji by jej koncentracja była na możliwie największym poziomie. Jak nigdy nie miała z tym problemow, to tutaj wymagało to znacznie większego wysiłku niż się spodziewała. Jednakże po to tutaj się pojawiła, kolejne wyzwanie i już stawiła mu czoła, ale nadal musi pracować by przebić tę przeszkodę. |
| | | Wanda Whisper
| Temat: Re: Pusta Sala za starymi, spróchniałymi drzwiami {Magia Niewerbalna} Pon 17 Sie 2015, 19:29 | |
| Koniec różdżki nawet się nie zajarzył. Nie pojawił się żaden jasny punkt sygnalizujący udanie się czaru. Spomiędzy ciemnowłosej pannicy wydostało się jednoznaczne charknięcie oznaczające nie tylko niezadowolenie ale i reakcję organizmu na gorączkę. Wiedziała, że nie będzie zbyt łatwo. Nie mogło być skoro wszystko wokół niej się waliło. Ludzie się od niej odwracali bez słowa, bez słowa wyjaśnienia – a jeżeli takowe się już pojawiało to przesłane pocztą. Umysł Krukonki znowu zaczął pracować na najwyższych obrotach kiedy zdała sobie sprawę, że to co mówił Pride na temat Henryka to brednie. Skąd on mógł wiedzieć jak to się wszystko potoczyło? Robiła co mogła by go uszczęśliwić, by zapomniał o wypadku – nigdy o niego nie pytała, nie naciskała na niego w żaden sposób. Zaufała mu chociaż było jej ciężko. A on wiedząc jaką ma sytuację, jak jest jej trudno zostawił ją bez ostatniego pożegnania twarzą w twarz? Czy tak zachowywał się dobrze wychowany chłopak? Krukoniaste dziewczę zacisnęło mocniej wiązowe drewno w dłoni i postąpiło krok naprzód. Pan Pride chyba nie był zbytnio zorientowany w sprawie, w tym co się dzieje w jej życiu osobistym. Skąd miałby wiedzieć, że Henry zachował się jak zwykły tchórz. Tchórz. Gniew wzrastał z każdą sekundą – oddech stawał się szybszy, a twarz spłonęła rumieńcem. Czyżby gorączka się nasiliła? A może wiadomość o wydaleniu ze szkoły w końcu do niej doszła? Wolną ręką przetarła spływające słone krople z czoła czując jak za moment, za chwilę energia ją rozniesie. Nie warto było się przejmować kimś kto tak naprawdę niewiele dla Ciebie znaczy. Po co zajmować się tym co Cię nie interesuje, skoro tak ciekawa lekcja trwa? Skoro w niej uczestniczysz? Wanda raz jeszcze odetchnęła pełną piersią wiedząc, że wypełnia ją nie tylko czyste powietrze ale i życie, nadzieja i wiara we własne umiejętności. Podniosła się drugi raz, podniesie się i po raz trzeci. Nie ona pierwsza i nie ostatnia została skrzywdzona przez los – powie jej to każdy kto przeszedł przez życie ciut więcej niż ona. Nie warto jednak było zerkać wstecz, kiedy wspaniałe widoki rozciągają się przed nami każdego dnia. Kiedy łyk świeżej wody w upalny dzień jest tym czego potrzebujemy najbardziej. Gdy wiarę w Ciebie pokłada chociaż jedna osoba. Warto iść na przód i się nie załamywać. Ciemnooka dziewczyna podniosła wartko głowę oraz różdżkę, którą wycelowała w Vincenta. Przez myśl przeszło jej, że pewnie powinna narazić się komuś innemu, ale zważywszy na widmo nadciągającej wojny to tylko kwestia czasu gdy dobrzy staną przeciwko tym złym. Tych drugich roiło się coraz więcej… Niepokojące, czyż nie? Skupiony wzrok, podwyższona koncentracja – wszelkie wątpliwości, grzeczności czy pytania uciekły gdzieś wnet ustępując pola stanowczości i werwy – musiało się udać. Nie było innej opcji. Cień uśmiechu smagnął jasne lico niewiasty kiedy ta wykręcała gładko nadgarstkiem wyobrażając sobie jak postać Pride’a zamiera. W jednej sekundzie. W tej sekundzie gdy ona myśli o zwycięstwie. Petrificus – zaklęcie musnęło jej stan, gdy drżąca z przejęcia ręka utrzymywała wibrujący oręż. Magia przepływała falami dając upust – nowe możliwości.
|
| | | Gwendolyn Scrimgeour
| Temat: Re: Pusta Sala za starymi, spróchniałymi drzwiami {Magia Niewerbalna} Pon 17 Sie 2015, 21:14 | |
| Gwen z mieszaniną bólu i zdziwienia, dosadnie oddającymi wyraz na porcelanowym licu niewiasty, uparcie świdrowała własną różdżkę wzrokiem, jak gdyby spodziewając się opóźnionej reakcji przedmiotu. Doraźnie potrząsnęła jeszcze ręką władającą mocą, niejako nie dopuszczając do siebie myśli o kolejnej, zakończonej fiaskiem próbie. Nie mogła odmówić sobie wrażenia, że coś jednak poczuła. Że powodzenie czaiło się tuż za rogiem, ba!, krukońska intuicja podpowiadała Gwen, iż jedynie drobny krok dzielił ją od niemej manifestacji magicznej siły. Ale cóż jej po wewnętrznym przekonaniu, skoro dla osoby trzeciej jawiła się jako raz po raz bezcelowo potrząsająca idealnie wyprofilowanym kijem laleczka(blondyneczka)? Jakże irytowała ją ta bezsilność! Zaskoczenie stopniowo zaczęło ustępować miejsca wściekłości, a sama niewiasta, z twarzą pobielałą od nerwów, rozpoczęła serię bezproduktywnych spacerów po komnacie, miotając się niczym złapana w sidła lwica. Jak zwykle nad uczuciem rozczarowania w przypadku tej Krukonki górę brał gniew. Jej oczy ciskały błyskawice, blade usta trzęsły się z bezsilnej złości, jakby tylko jakaś siła wyższa powstrzymywała ją przed rzuceniem w tłum śmiertelnego zaklęcia. No i zasklepione czarem wargi. Targana następującymi po sobie konwulsjami, spowodowanymi ni to przez wszechogarniającą wściekłość, ni przez nieopuszczające jej o krok mdłości, blondwłosa nie mogła powstrzymać się przed rzuceniem urażonego spojrzenia w stronę bogu ducha winnej Puchonki, jak gdyby oprócz odpowiedzialności zbiorowej za czyn Lancastera, obarczona była również niepowodzeniem Gwen w konfrontacji z zaklęciami niewerbalnymi. Gdyby tylko mogła, prychnęłaby ze złością, racząc obecną w lochu szkolną brać serią niewybrednych komentarzy traktujących o absurdalności takiego-nie-innego stanu rzeczy. Tyle, że ulubiona forma manifestacji niezadowolenia została zawczasu brutalnie odebrana jasnowłosej pannicy, a gniew opierał się zdaniu egzaminu na klucz do sukcesu. Dlatego też, przekierowawszy szalejące w jej mózgu trybiki na nieco inne tory, przerwała szaleńczy marsz i przymrużywszy lekko oczęta, odliczyła kolejno, od dziesięciu w dół. Raz jeszcze kręte korytarze jaźni Krukonki nawiedziły słowa wygłoszone przez prowadzących zajęcia pedagogów, nim ci przeszli do ćwiczeń praktycznych. To nie musiał być gniew. Gwen! TO NIE MUSIAŁ BYĆ GNIEW! I nagle wszystko ustało. Cała negatywna energia uleciała z niej jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki (hehe), jak gdyby jeszcze przed sekundą nie trzęsła się w akcie niepohamowanej złości, wewnętrznie mordując wszystko co wylądowało w zasięgu jej lazurowego spojrzenia. Już nie było hardej, gotowej miotać gromy Gwendolyn Scrimgeour, a upajająca się nową, obcą mocą, kilkuletnia dziewczynka, z radością pociągająca za sznurki powietrznego tańca uprzednio wzbitych w powietrze, siłą JEJ woli, fiołków. Dziewczyna nazbyt pobudzona radosną euforią, spowodowaną wykopaniem najdalej ukrytego w pamięci wspomnienia dotyczącego zetknięcia z mocą magiczną, zapomniała już o dotychczas targających nią mdłościach. Całą sobą czuła, że klucz do niewerbalnego miotania zaklęciami znajdował się w jej drobnych dłoniach. Wystarczyło dobrze go przekręcić. Całkowicie odgrodziwszy się od bodźców dostarczanych przez otoczenie, cisową różdżkę skierowała ku podłożu rozciągającym się pod rudowłosą Puchonką i płynnie poruszywszy nadgarstkiem, wykrzyczała w myślach inkantację zaklęcia „Perfossus”. Tym razem nie próbowała zasypać dziewczyny gruzem. Obecnie pragnęła zrzucić ją w dół. Nieco mniej wściekła Gwen = nieco mniej mordercze zamiary.
|
| | | Porunn Fimmel
| Temat: Re: Pusta Sala za starymi, spróchniałymi drzwiami {Magia Niewerbalna} Pon 17 Sie 2015, 21:44 | |
| Nie udało się. Cholerne zaklęcie niewerbalne znowu się nie udało, a jej różdżka chyba zaczęła sobie robić jaja. W końcu leszczyna była tak samo kapryśna jak jej właścicielka, jednak mogłaby chociaż trochę pomóc. Tak bardzo pragnęła, aby Ingrid zaliczyła spotkanie z ziemią, a jednak nie było jej to dane. Może następnym razem, kiedy opanuje magię niewerbalną do perfekcji, to wtedy będzie mogła pokazać na co ją stać. Musiała teraz znaleźć sobie nową ofiarę, która byłaby podatna na jej zaklęcie, w które raczej wątpiła, że wyjdzie. Pomarzyć zawsze można. Uczucie duszności nie zelżało. Miała wrażenie, że zaraz umrze, a jednak wciąż trzymała się na nogach, co było wręcz niemożliwe. Jak widać, nie tak łatwo było ją pokonać. Była uparta, zawzięta. Jednak nawet to nie było aż tak silne, żeby pokonać zawroty głowy spowodowane brakiem dopływu powietrza, a raczej takim wrażeniem. Zaczęła szukać sobie nowej ofiary, która mogła paść ofiarą jej zaklęcia. Zauważyła, że Watts celuje w nią różdżkę. Jej źrenice zmniejszyły się do rozmiarów ziarnka maku. Syknęła niezadowolona z tego, ze to właśnie ona została przez niego wybrana. Jaka szkoda, bo sama chciała wybrać kogoś innego, jak na przykład swoją siostrę, bo kto by się spodziewał takiego ataku? Jednak nie, skoro Watts chciał się bawić w ten sposób, to ona nie omieszka nie przyjąć zaproszenia. Sama więc wyciągnęła różdżkę przed siebie, starając się przywołać wspomnienia z nim dotyczące. Tak, były one i to wieczne żywe, nie musiała wcale daleko sięgać myślami, aby już na wstępie chcieć rzucić w niego Cruciatusem, bo jednak żeby się nie oszukiwać, to Avadą byłoby szkoda go potraktować. Niestety, ale pozostało jej używanie zaklęć użytkowych lub transmutacyjnych. Pluvia, powiedziała, chcąc sprawić, żeby Ben zrobił się troszeczkę mokry. Burza z piorunami, to jest coś. Nic innego nie zdążyła już wymyślić, bo zrobiło jej się ciemno przed oczami. Organizm nie wytrzymał rzekomego braku dostępu to powietrza, a Porunn po prostu rąbnęła na zimną, kamienną posadzkę. Jeszcze chwila, a zamorduje własnymi rękami ciotkę za użycie na niej takiego zaklęcia jak to przeklęte Necrosis. |
| | | Feliks Zolnerowich
| Temat: Re: Pusta Sala za starymi, spróchniałymi drzwiami {Magia Niewerbalna} Pon 17 Sie 2015, 21:52 | |
| W gruncie rzeczy, można było uznać te zajęcia za sukces – nikt nikogo nie zabił, uczniowie grzecznie ćwiczyli z coraz większą frustracją wykrzywiającą niektóre twarze. Choć kiedy nic się nie działo, ciężko było stwierdzić, czy aby na pewno każdy z nich próbował rzucić zaklęcie, to Feliks zakładał, że nie przyszli tu tylko po to, żeby ładnie wyglądać. Byłoby mu oczywiście bardzo miło, ale spotkania czysto towarzyskie mogły poczekać na inną okazję – zresztą, kto to widział, żeby takie podlotki zadawały się ze starym piernikiem? Uśmiechając się pod nosem, mężczyzna przechadzał się między uczniami, mentalnie dając sobie po łapach, gdy przychodziły mu do głowy pomysły dźgania co poniektórych w boki, by wyprowadzić ich z równowagi. Naprzeszkadzali, napsuli już z Ingrid i tyle wystarczyło, niech dzieciaki popróbują same. Czas wreszcie minął, co zdążyli poćwiczyć stojąc w mniej lub bardziej zgrabnym kółeczku, to ich. Krótkimi, pewnymi ruchami różdżki pan Zolnerowich pościągał z uczniów wszystkie rzucone na nich w trakcie zajęć zaklęcia. - Jak widzicie, nie jest to takie proste, więc do czasu kolejnych zajęć sugeruję dużo ćwiczyć – zaczął, nonszalancko wkładając dłonie do kieszeni spodni. Rozciągnął usta w tym samym rekinim uśmiechu co wcześniej, przesuwając spojrzeniem brązowych oczu po zebranych w sali nastolatkach. - Będzie widać, kto się przykładał, a kto nie. A teraz sio!
--- Kostki 10-ścienne Zaklęcie udane: 10 (zaklęcie udaje się tylko przy wysokiej koncentracji) Zaklęcie nieudane: 0-9
Dla Wandy: Zaklęcie udane: 6-10 (zaklęcie udaje się tylko przy wysokiej koncentracji) Zaklęcie nieudane: 0-5
Koncentracja: Kostki 6-ścienne Poziom niski: 0-2 Poziom średni: 3-4 Poziom wysoki: 5-6
ZAKLĘCIA NIEWERBALNE: Kostka 1: Franz Krueger Kostka 2: Wanda Whisper Kostka 3: Ben Watts Kostka 4: Aria Fimmel Kostka 5: Porunn Fimmel Kostka 6: Melanie Moore Kostka 7: Gwen Scrimgeour
Kostka 8: Vincent Pride brak posta
KONCENTRACJA: Kostka 1: Franz Krueger Kostka 2: Wanda Whisper Kostka 3: Ben Watts Kostka 4: Aria Fimmel Kostka 5: Porunn Fimmel Kostka 6: Melanie Moore Kostka 7: Gwen Scrimgeour
Kostka 8: Vincent Pride brak posta
*Podsumowanie procentowe znajdzie się w dzienniku zajęć, *Dla chętnych, by uzyskać dodatkowy modyfikator do kostek na następne zajęcia, należy odrobić zadanie domowe w postaci posta, w którym postać ćwiczy zaklęcia niewerbalne: - post musi zawierać ok. 400-500 słów, w których znajdują się konkrety, a nie dywagacje nad pogodą, - uwzględniane jest kulanie kośćmi na koncentrację i siłę zaklęcia (obowiązują takie same progi powodzenia jak na zajęciach), - podjęte są minimum 3 próby rzucenia zaklęcia niewerbalnego.
Link do posta należy przesłać na PW do Ingrid, to ona decyduje, czy spełnia wszystkie wymogi i przyznaje modyfikator. W razie wątpliwości pytania ślijcie również do niej :) |
| | | Huncwot
| Temat: Re: Pusta Sala za starymi, spróchniałymi drzwiami {Magia Niewerbalna} Pon 17 Sie 2015, 21:52 | |
| |
| | | Ingrid Skarsgard
| Temat: Re: Pusta Sala za starymi, spróchniałymi drzwiami {Magia Niewerbalna} Wto 27 Paź 2015, 23:17 | |
| Znowu się tutaj pojawiliście. Przed wejściem do środka, musieliście się wpisać na listę. Wielkie, spróchniałe drzwi zaprowadziły was krętymi schodami w dół, do znanej Wam z ostatniej lekcji. Zmienił się jednak klimat. Nie było już ciemno, ani lodowato. Było jasno, kilkanaście pochodni oświetlało salę, było bardzo, bardzo gorąco, w dodatku wilgoć sprawiała, że ciężko było Wam oddychać. Zauważyliście, że jeszcze nie było żadnego z nauczycieli. Jednak spokojnie, mieliście sporo czasu. - Cytat :
Poziom II Porunn Fimmel VI Aria Fimmel VI
Wanda Whisper VII Za Wandę wchodzi Riaan Van Vuuren (Poziom I) Gwendolyn Scrimgeour VII Ben Watts VII Franz Krueger VII Melanie Moore VII Vincent Pride VII Jeśli ktoś nie deklaruje się do pisania, niech da mi wcześniej znać. Czas na napisanie posta wejściowego: 31.10 |
| | | Aria Fimmel
| Temat: Re: Pusta Sala za starymi, spróchniałymi drzwiami {Magia Niewerbalna} Sro 28 Paź 2015, 11:51 | |
| Czas między zajęciami magii niewerbalnej minął zdecydowanie zbyt szybko. Aria nie miała nawet możliwości poćwiczyć, choć może była to bardziej wina braku chęci, niż braku czasu. Kilka nieudanych prób w dormitorium skutecznie zniechęciło dziewczynę do samodzielnej nauki. Nauczona poprzednim błędem, postanowiła tym razem ubrać się o wiele cieplej, by nie zmarznąć. Ciepły sweter przyjemnie opatulał ciało, lecz na samą myśl o mroźnej sali kilka razy zadygotała. Upewniwszy się, że zabrała ze sobą różdżkę, opuściła w samotności krukońską wieżę. Wyszła na tyle wcześnie, by zdążyć przed pojawieniem się innych uczniów – chyba, że znajdzie się ktoś nadgorliwy -, lecz wystarczająco późno, by nie musieć zbyt długo czekać na rozpoczęcie. Po drodze jak zwykle nie spotkała zbyt wielu znajomych twarzy, lub po prostu nie zwracała na otoczenie odpowiedniej uwagi. Na szczęście udało jej się na nikogo nie wpaść, bez trudu odnalazła więc stare, spróchniałe drzwi. Wpisała się na listę i nie rozglądając się, weszła do środka. Tym razem ostrożniej stawiała kroki na schodach, by nie potknąć się tak, jak miało to miejsce przed pierwszymi zajęciami. Dzisiaj była jednak przytomniejsza, a przede wszystkim bardziej wypoczęta, więc zeszła na dół bez dziwnych wygibasów. Dopiero oddalając się od zdradzieckich schodów, zauważyła, że w sali panował zupełnie inny klimat. Nie było już ani ciemno, ani nawet zimno. Ba! Można było się ugotować! Aria nie przepadała za „tropikalną” temperaturą, choć płonące pochodnie były dla odmiany miłym zaskoczeniem. O ile nie zwracało się uwagi na tańczące cienie, które momentami wyglądały jak czające się do skoku potwory – dlaczego wcześniej czytała tyle dziwnych książek? Wyobraźnia tylko napędzała rodzący się dyskomfort, a Aria zaczynała żałować, że się tak pośpieszyła. Ciemny sweter przylepiał się do skóry, więc pośpiesznie ściągnęła go z siebie, zawiązując go na biodrach. Od razu poczuła się lepiej, ale wdychanie wilgotnego powietrza tylko pogarszało jej nastrój. Miała ochotę wyjść, poczekać na górze, a najlepiej w ogóle stąd uciec. Wolałaby trzepać się z zimna! Krukonka jednak postanowiła zagryźć zęby i się nie poddać, nie na samym początku. Stanęła przy ścianie, przyglądając się pomieszczeniu oraz kątem oka pilnując schodów, by nie przegapić pojawienia się towarzyszy niedoli. |
| | | Riaan van Vuuren
| Temat: Re: Pusta Sala za starymi, spróchniałymi drzwiami {Magia Niewerbalna} Czw 29 Paź 2015, 16:28 | |
| Dużo zajęć. Te dwa słowa definiowały ostatnio życie Riaana. Chłopak każdej zimy poświęcał więcej czasu nauce, ponieważ pogoda ograniczała jego ulubione zajęcia. Szwędanie się na skraju Zakazanego Lasu i latanie na miotle robiło się nieprzyjemne, kiedy zimny wiatr przeszywał ciało aż do kości, a śnieg prószył prosto w twarz. Zima przyszła w tym roku dużo wcześniej, a nieprzyzwyczajony do niej Afrykaner jeszcze nie zdążył oswoić się z nadchodzącym wielkimi krokami mrozem i białym puchem, którego nigdy nie doświadczył w swoich rodzinnych stronach. Nie tylko przedwczesna zima wepchnęła go w ramiona książek, przyczynił się do tego też jego ojciec i jego przeklęte plany. Dużo zajęć pomagało mu nie myśleć o tym, jak brutalnie został wzięty na smycz przez kogoś kto całe życie miał go w poważaniu. Riaan straciwszy wolność stał się przykładnym uczniem: odrabiał wszystkie prace domowe, brał dodatkowe zadania, pomagał ludziom z młodszych roczników. Dużo też ćwiczył przygotowując się do meczu z Puchonami: wzmacniał plecy i mięśnie nóg. Przy tym wszystkim starał się nie zaniedbywać przyjaciół, ale z większością i tak rozmawiał rzadko i krótko, jeżeli chciał zamienić z kimś trochę więcej niż dwa zdania to wtedy pisał. A tak, to równie dobrze mogłoby go nie być nawet w Hogwarcie Dlatego ucieszył się, kiedy Wanda dała mu znać że może zając jej miejsce na zajęciach z Magii Niewerbalnej. Nie dość, że dojdą mu jeszcze jedne wymagające zajęcia to jeszcze będzie miał okazję wyprzedzić programem swoich rówieśników. Większość uczniów uczyła się rzucać zaklęcia w ciszy dopiero w siódmej klasie, na pewno będzie jedynym piątoklasistą na kursie trochę mu schlebiało, ale również motywowało bo wiedział że wszyscy uczący się będą przewyższać go w swoich umiejętnościach. Wiedział jak podziała na niego bycie najsłabszym na sali. Po skończeniu wypracowania o rodzajach rdestów na zielarstwo, Riaan wyruszył z książkami prosto na fakultet. Przeszedł przez spróchniałe drzwi, zszedł po schodach i wszedł do przyjemnie ciepłej sali. Chłopak zamknął oczy i odetchnął głęboko. Temperatura przypominała mu tę z RPA, wilgoć co prawda była większa, ale ona też kojarzyła mu się z Afryką. W końcu nie raz czy dwa zawędrowali z Katangą na granicę dżungli w Zairze. Otworzył oczy i dopiero teraz zauważył jakąś czarnowłosą dziewczynę ze swetrem przewiązanym na biodrach. Prawdopodobnie z powodu tego miłego ciepełka. Nie znał jej, więc zdecydował się jej tylko pomachać na przywitanie, następnie odłożył książki gdzieś w kącie i również zdjął swój sweter. Podwinął rękawy koszuli i poluzował krawat. Najchętniej w ogóle zdjąłby wierzchnie okrycie zostając w spodniach, ale przypomniał sobie że Anglicy niezbyt dobrze na to patrzą. Dzięki Gwen, za Twoje rady! Riaan był gotowy do zajęć. |
| | | Ben Watts
| Temat: Re: Pusta Sala za starymi, spróchniałymi drzwiami {Magia Niewerbalna} Czw 29 Paź 2015, 17:18 | |
| Niespecjalnie zwracał uwagę na to, ile minęło między jedną lekcją a drugą, zajęty zupełnie innymi rzeczami. Dziwne, biorąc pod uwagę, jak wiele wcześniej mówił o nauce niewerbalnego rzucania zaklęć... Tak czy inaczej, choć czasu na ćwiczenia miał porażająco mało i wysoce prawdopodobne, że się przez to ośmieszy na zajęciach, Krukon nie zrezygnował z przyjścia na nie. Ba, nawet mu to nie przeszło przez myśl. Był zbyt uparty, by poddawać się, gdy koszty póki co nie przekraczały potencjalnych zysków, a trochę niedogodności w formie prowadzenia lekcji jeszcze nikogo nie zabiło. Khm. Chyba. Tak czy inaczej, mając w pamięci wżynający się w kości chłód, Ben nie był zachwycony perspektywą ponownego schodzenia do lochów. Ostatecznie porzucając wierzchnią szatę w dormitorium (może zimno go otrzeźwi?), na koszulę wciągnął tylko sweter, poprawiając kołnierzyk, który po fakcie krzywo z niego wystawał. Uzbrojony jedynie w różdżkę, chłopak opuścił krukońską wieżę, po drodze w dół umykając Irytkowi, który strzelał z żyrandola zużytą gumą do żucia. Szkoda, że duchom nie można było odejmować punktów albo wlepiać szlabanów. Nieco automatycznie pocierając ramię przy wejściu na niższe poziomy zamku, odetchnął krótko, żwawo pokonując drogę do sali, w której jak poprzednim razem, odbywać się miały zajęcia. Wpisał się na listę tym samym łatwym do odczytania, nieco ostrym pismem co zwykle, po czym otworzył drzwi. OwujkuciociuisamiuteńkiMerlinie. Jeśli wcześniej dwójka nauczycieli chciała się upewnić, że zostaną mrożonkami, teraz najwyraźniej postanowiono ich ugotować. W mundurkach (hehe) jak ziemniaki. Gorąc, który buchnął Benowi prosto w twarz, wywołał serię dziwnych, zimnych dreszczy spływających ochoczo w dół kręgosłupa, by wreszcie połaskotać krzyż. Od razu podwijając rękawy do łokci, Watts ostrożnie zszedł krętymi schodami w dół, wywołując na ściany cały zespół roztańczonych cieni. Zauważając stojącą przy ścianie Arię, rzucił: - Hej. Też masz wrażenie, że ktoś chce nas ugotować w sosie własnym? Odruchowo przetarł czoło dłonią, spowalniając oddech i starając się nabierać więcej powietrza, co przy zwiększonej wilgotności stawało się niezłym zadaniem. Poluzowanie krawatu wydawało się całkiem naturalnym odruchem, podobnie jak ściągnięcie swetra, który nagle stawał się zupełnie zbędny. Dopiero po chwili Ben dostrzegł też sylwetkę kogoś jeszcze - to nie ten Gryfon, którego widziałem na kursie samoobrony...? Po bliższej inspekcji okazało się, że istotnie, pamięć panicza Wattsa raczej nie płatała mu figli, a skoro po raz drugi wpadli na siebie podczas zajęć dodatkowych... Przerzucając niepotrzebny już sweter przez ramię, Krukon w raczej nietypowym dla siebie odruchu podszedł bliżej nieznanego chłopaka, wyciągając do niego rękę. - Ben - przedstawił się krótko - Czekałeś na samoobronie z Claire, dobrze pamiętam? |
| | | Franz Krueger
| Temat: Re: Pusta Sala za starymi, spróchniałymi drzwiami {Magia Niewerbalna} Czw 29 Paź 2015, 19:49 | |
| Franz, mimo ostatniego natłoku obowiązków, znalazł czas, by poćwiczyć rzucanie zaklęć niewerbalnych w samotności. Pomyślał, że samodzielna próba wcielenia w życie wskazówek prowadzących pomoże mu przed kolejnymi zaklęciami podnieść swoje umiejętności i zwiększyć szanse na sukces. Nie oszukujmy się, jego postępy nadal nie były w końcu zbyt widoczne, a co za tym idzie, zadowalające, ale Ślizgon nie tracił zapału do pracy, mając nadzieję na to, że już niedługo będzie świetnie operował samą różdżką, bez użycia aparatu mowy. Taka zdolność była mu niezbędna, bowiem zaklęcie można było rzucić niewerbalnie o wiele szybciej, zaś w poważnych starciach niekiedy nawet sekunda potrafiła zdecydować o zwycięstwie lub porażce. Życiu, bądź śmierci. O wyznaczonej godzinie zjawił się pod salą, pewnym krokiem przekraczając drewniane, stare, spróchniałe już miejscami drzwi. Kręte schody zaprowadziły go do znajomego, obszernego pomieszczenia, jednak chłopak musiał przyznać, że zmieniło się ono od poprzednich ich zajęć. Było tutaj znacznie jaśniej dzięki płonącym pochodniom, ale także cholernie gorąco i wilgotno, przez co czasami ciężko było złapać oddech. Krueger zaczął się zastanawiać czy panujący klimat jest dziełem przypadku, czy może profesor Skarsgard celowo przygotowała salę w ten sposób, by utrudnić im koncentrację na zadaniu. Niezależnie jednak od przyczyn, niemiecki czarodziej zdecydował się zdjąć z siebie marynarkę i podwinąć rękawy koszuli, by zapewnić sobie jak najbardziej dogodne warunki do pracy, nawet w niezbyt sprzyjającej temperaturze. Usiadł gdzieś na uboczu, z pozoru obserwując zachowanie innych uczniów, z których część przywitał subtelnym skinieniem głowy, jednak tak naprawdę zatonął we własnych przemyśleniach. Starał się przeanalizować wszystkie błędy, które popełniał, kiedy nieskutecznie rzucał niewerbalne zaklęcia transmutacyjne i użytkowe podczas poprzedniego spotkania. Przypomniał sobie także, że dzisiaj mieli zająć się czarami defensywnymi, co właściwie w pełni mu odpowiadało. Z zajęć z obrony przed czarną magią zawsze był dobry, co powinno mu dzisiaj pomóc w jego zmaganiach. Z drugiej strony magia niewerbalna rządziła się swoimi własnymi prawami i trudno powiedzieć czy sama biegłość w pewnej dziedzinie zaklęć rzeczywiście miała tak wielkie znaczenie, o czym chłopak przekonał się ostatnim razem. W końcu czary transmutacyjne nie były może jego konikiem, ale już w zaklęciach użytkowych nie czuł się wcale taki zielony, a jednak rzucenie któregoś z nich bez inkantacji sprawiło mu ogromne trudności. Tak czy siak wiedział, że tym razem nie może sobie pozwolić nawet na chwilową utratę koncentracji (co akurat wcale mu tak źle nie wychodziło), a przede wszystkim powinien wreszcie odnaleźć inny sposób na okiełznanie swej magicznej mocy niżeli słowa. Taki cel przyświecał mu zresztą od chwili, kiedy przekroczył próg tej sali. Nie zapisał się przecież na te zajęcia przez przypadek, wręcz przeciwnie: był w pełni skupiony na nauce i zamierzał dołożyć wszelkich starań, by kolejne jego podejścia przynosiły coraz lepsze rezultaty. Ponadto zdawał sobie sprawę z tego, że nie może patrzeć na innych, nawet jeśli będzie im szło o wiele lepiej od niego - nie mógł się w żadnym stopniu demotywować. Choćby miał pracować dwa albo i cztery razy dłużej od niektórych uczniów, którym magia niewerbalna przychodzi o wiele łatwiej, nie zrezygnuje z dążenia do swoich celów i samorozwoju.
|
| | | Vincent Pride
| Temat: Re: Pusta Sala za starymi, spróchniałymi drzwiami {Magia Niewerbalna} Pon 02 Lis 2015, 20:37 | |
| Kolejna lekcja przyszła szybciej niż by Vincent sobie tego życzył. Chwilowo co innego zaprzątało jego głowę i bynajmniej nie osiadało to rangi byle zagwozdki, na którą można machnąć ręką. Oczywiście coś takiego jak magia niewerbalna miało w jego umyśle specjalne miejsce i nie pozwoliłby sobie na zrezygnowanie z okazji do poznania jej tajników, nawet jeśli wspomnienia porażki zostawiały nieprzyjemny posmak na języku. Spokojnie, to dopiero start tego wyścigu, do mety wystarczająco daleko - masz czas, by zebrać w sobie to, co masz najlepszego. Może i nie interesowała go władza, potęga ani jakiekolwiek żałosne próby udowodnienia innym jak bardzo nie jest "klasą wyższą". Nie, on po prostu chciał umieć jak najwięcej dla samego siebie. Znosił ograniczenia, bez potrzeby rekompensaty kompleksów, które nikogo nie obchodziły - i których zwyczajnie nie posiadał. Bez problemu trafił do znajomych już drzwi, by zostawić na liście swój podpis, lekki, nieco zamaszysty, ale perfekcyjnie czytelny. Zmierzając po schodach cieszył się, że w pośpiechu zapomniał swetra, bo przyzwyczajony do pobytu w Durmstrangu teraz mógłby po prostu ewoluować w pieczeń i to jeszcze przed dotarciem na sam dół. Poluźnił krawat i rozpiął koszulę, pod którą nosił biały podkoszulek. Prawie jak wspomnienia z wakacji, pomyślał, obserwując już obecnych, gdy stopniowo odległość między nimi się zmniejszała. Rozpoznał prawie wszystkich, Gryfona tylko nie potrafił sobie przypomnieć, ale też nie było mu to do szczęścia potrzebne. Żywy czy martwy, póki co był tylko jedną ze zmiennych. Franz, Ślizgon, więc po prostu obdarzył go dłuższym spojrzeniem, w którym nie czaiła się wrogość. Ot, zwykłe rozbawienie, przez które niemożliwym było dokopać się do dalszych warstw samego Pride'a. Ben sprawił nawet, że kąciki ust Vincenta powędrowały lekko do góry. No tak, nie mógł zapomnieć, że Krukon figurował na liście osób, które Bułgar wolał w najbliższym czasie mieć przy sobie. Bynajmniej nie dlatego, że uważał go za wyjątkowo silnego, nic z tych rzeczy. Zwykła mapa koligacji w tym gronie jasno i klarownie dawała do zrozumienia, że takie posunięcie zaowocuje, o ile Poruun nie postanowi sprawdzić na jego głowie jakości szkła jednej z posiadanych butelek. Skinął mu lekko, prawie niezauważalnie głową, by z kolei uśmiechnąć się sympatycznie do Arii - a propos Fimmelówny. Stanął niedaleko niej, oczekując przy okazji na jej siostrę, która ostatnimi czasy, była na tapecie Ślizgona bardziej niż zwykle. Czekał na nią cierpliwie, albowiem ich wspólna zabawa miała się dopiero zacząć. - Witaj, Ario. - przywitał się uprzejmie, manifestując dobre samopoczucie, które nawet nie było tak przekłamane. - Widzę, że postanowili nam podarować namiastkę tropików.
|
| | | Porunn Fimmel
| Temat: Re: Pusta Sala za starymi, spróchniałymi drzwiami {Magia Niewerbalna} Pon 02 Lis 2015, 22:50 | |
| Porunn szybkim krokiem przemierzała korytarze zamku, starając się dostać do lochów w jak najszybszym czasie. Ostatnie dni sprawiły, że nie bardzo nadawała się do kontaktu z innymi ludźmi, a co dopiero ćwiczeń z nimi. Jeszcze ten cholerny urzędas z ministerstwa stwierdził, że trzeba mieć na nią mocno oko i tak… ilość jej wizyt w Hogsmeade znacznie się zmniejszyły. Nie napawało ją to zbytnio szczęściem, ale musiała się dostosować, ponieważ gdyby ktokolwiek coś wyczaił, mogłaby pociągnąć za sobą nie tylko ojca, ale także Vincenta. I chociaż miała ochotę mu po prostu delikatnie mówiąc… wpierdolić, to powstrzymywała się jak tylko mogła. W końcu znalazła się przed drzwiami na której wisiała dobrze znana jej lista obecności. Odznaczyła swoje nazwisko fajką i weszła do środka, starając się nie przewrócić po krętych, stromych schodach. W pierwszym momencie poczuła, jak okropne gorąco uderza jej ciało i na moment paraliżuje. Jako, że była typową Norweżką, to tylko w chłodnych klimatach czuła się naprawdę dobrze. Wiadomo więc, że nie była wybitnie zadowolona, kiedy powitały ją klimaty rodem z pustyni. Rozejrzała się krótko dookoła, po czym zauważyła Arię, przy której stał jej chłopak, Vincent. Uśmiechnęła się szeroko do siostry, a następnie kiwnęła głową do Vincenta. Nie podeszła do nich jednak od razu. Wzrokiem szukała Bena, a gdy go znalazła od razu do niego podbiła. Nim się chłopak zorientował, stanęła na palcach i objęła jego szyję ramionami, aby powiedzieć tak cicho, żeby tylko on słyszał: - Mam cię na oku. Dopiero wtedy się odsunęła i ruszyła do Arii i Vincenta. Wzruszyła tylko ramionami, gdy napotkała ich ewentualne pytające spojrzenia, po czym powiedziała krótko: - Zakopaliśmy topór wojenny. Jesteśmy teraz przyjaciółmi – powiedziała beztrosko, po czym objęła Arię mocno ramionami, jakbu nie wiedziała jej przynajmniej dobrych parę tygodni. A gdy ją wyściskała, podeszła do Vincenta, chwyciła go za dłoń, mocno ściskając. - No to zobaczymy czy wyjdziemy w jednym kawałku po tych zajęciach. Prawda, Vincencie? Jestem bardzo tego ciekawa. |
| | | Feliks Zolnerowich
| Temat: Re: Pusta Sala za starymi, spróchniałymi drzwiami {Magia Niewerbalna} Wto 03 Lis 2015, 13:13 | |
| Czas gnał, jako ten hipogryf ze wścieklizną i generalnie rzecz biorąc, nic nie można było na to poradzić. W ostatnich tygodniach Feliks wiele by dał za zmieniacz czasu, a wszystko przez tego małego, cholernego Irlandczyka, który odgryzł sobie język. Chłopak przyjęty pod dach Rosjanina na wyraźną prośbę Colleen niby nie sprawiał wiele kłopotu – niby, bo w efekcie pilnując go i ucząc niewerbalnego posługiwania magią, czarodziej ledwie miewał czas wyjść z domu. Cud, że gobliny jeszcze się na niego wystarczająco nie wściekły, bo zbierałby swoje manele z banku i szukał nowej pracy. Nigdy nie sądził, że to powie, ale cholera by wzięła te dzieciaki. Uwielbiał uczyć, ale opiekować się nimi 24/7, niejako wychowywać i naprostowywać po traumatycznych przeżyciach? Morgano, broń. Ledwie sobą samym umiał się zająć, a co dopiero nastolatkiem. Zadziwiające, że Cu jeszcze nie wyskoczył oknem, chcąc się od niego uwolnić. Feliks by go nie winił, w końcu znał siebie i wiedział, że bywał ciężkim towarzystwem. Trafienie do odpowiedniej sali w hogwardzkim zamku tym razem nie przysporzyło żadnych kłopotów – raz zapamiętaną trasę szanowny pan Zolnerowich pokonał krokiem dziarskim, wcale a wcale nie zastanawiając się, czy wypatrzy pewną mistrzynię eliksirów. Wcale. Nie miał pewności, co takiego było w tej kobiecie, ale od czasu przypadkowego spotkania po latach w Dziurawym Kotle, kręciła się gdzieś po jego myślach, pojawiając w najmniej oczekiwanych momentach. Zwykle w tych niegrzecznych konfiguracjach, na co absolutnie nie narzekał. Rosjanin nie ściągnął z drzwi pergaminu, na którym podpisywali się uczniowie, zostawiając to Ingrid – choć w jakiś sposób go to bodło, to właśnie dawna podopieczna grała pierwsze skrzypce. Przynajmniej teoretycznie, bo choć to panna Skarsgard w dużej mierze planowała przebieg zajęć, Feliks odmawiał sprowadzania się do roli pomocniczego pachołka. Nie leżało to w jego naturze i jeśli młoda czarownica kiedykolwiek o tym zapomni, po prostu się pożegnają. - Uhu, tropiki w lochach – skomentował krótko, wchodząc do sali. Szybkie spojrzenie w stronę gromadki uczniów, przeliczenie głów... Aha, nie mieli kompletu. - Co, już się skurczyliśmy? Tak to zawsze cholera jest, najpierw się zapisują na zajęcia, a potem jak przychodzi co do czego, to na drugie spotkanie przypełza połowa. Feliks pewnie zrzucił z ramion podróżny płaszcz, schodząc po krętej klatce schodowej tak niefrasobliwie, że miało się wrażenie, iż zaraz runie razem z czarodziejem. - Witam wszystkich. Powinniśmy właśnie zaczynać, ale panna Skarsgard najwyraźniej zapomniała spojrzeć na zegarek – w tym miejscu ni to odetchnął, ni to prychnął, marszcząc się w sposób, który nie dodawał mu uroku. Ignorując ewentualne posyłane mu spojrzenia, zawiesił płaszcz na uchwycie jednej z pochodni, po czym wyłuskał się z cienkiego swetra, zostając w samej bokserce, która w żaden sposób nie ukrywała wyraźnie zarysowanych mięśni rąk i ramion. O ile temperatury na minusie Feliks znosił bez mrugnięcia okiem, głównie dzięki dzieciństwu w regionie okołosyberyjskim, o tyle ukropy... Nie. Zdecydowanie nie był ich fanem. - Mam nadzieję, że coś ćwiczyliście między zajęciami, bo będzie widać, kto się przykładał, a kto nie. Ale my tu gadu gadu, a czas ucieka – uciął na moment, obrzucając obecnych uważniejszym spojrzeniem. Dwie... może trzy osoby wzbudzały w czarodzieju faktyczne zainteresowanie, reszta póki co stanowiła niezbyt fascynujące tło. - Panna Fimmel z panem posępnym, Pride z drugą Fimmel, wielkolud z nowym narybkiem – podzielił grupę na pary, zerkając na każdego ucznia, o którym mówił, by nikt nie miał wątpliwości, że mówi się właśnie do niego. - Stajecie w parach i próbujecie nawzajem cisnąć w siebie zaklęciem niewerbalnym. Macie całkowitą dowolność, byleby kończyny nie latały. Instrukcje proste i klarowne aż do bólu, jaśniej już chyba nie mógł się wyrazić. Zamiast jednak stać w miejscu i obserwować ciche niby-pojedynki, Feliks skierował kroki ku Benowi i Riaanowi – tego drugiego widział tu pierwszy raz, a to wymagało wyjaśnienia kilku kwestii. - Riaan van Vuuren, jeśli dobrze rozczytałem z listy – rzucił, zwracając się bezpośrednio do Gryfona. - Zolnerowich Feliks, dla was pan profesor. Wymieniłeś Whisper, jak sądzę? Uczyłeś się kiedykolwiek niewerbalnego rzucania zaklęć? Odpowiedź przecząca sprawiła, że Rosjanin skrzyżował ręce na torsie, wypuszczając powietrze z cichym pff. - No dobra, to od podstaw. Masz dwie najprostsze drogi nauki: przypomnieć sobie, jak to było, kiedy w dzieciństwie dopiero zaczął się przejawiać talent magiczny, albo jakąś sytuację, w której gwałtowne uczucia wyzwalają magię, nad którą się nie do końca panuje. Wszystko sprowadza się do tego, żeby ten sam proces wywołać świadomie i kontrolowanie. Jeszcze prościej, musisz znaleźć w sobie źródło magii i poprowadzić ją do różdżki bez użycia inkantacji. Nie licz, że wyjdzie ci za pierwszym razem – kwitując swój mały wywód, Feliks uśmiechnął się szeroko, w pierwszej chwili wydawałoby się, że sympatycznie, póki odsłaniając zęby nie zaczął przypominać rekina rozważającego, jak najlepiej rozszarpać ofiarę.
Rozkład par: Ben - Riaan Aria - Franz Porunn - Vincent (Gwen – Melanie – jeśli zdążą się pojawić, zanim napisze Ingrid)
Termin odpisu: 6 listopad (piątek) do godziny 22 *kostkami kulnę albo ja albo Ingrid w kolejnym poście prowadzącego *kolejny brak posta Melanie lub Gwen skutkuje wykreśleniem z zajęć |
| | | Sponsored content
| Temat: Re: Pusta Sala za starymi, spróchniałymi drzwiami {Magia Niewerbalna} | |
| |
| | | | Pusta Sala za starymi, spróchniałymi drzwiami {Magia Niewerbalna} | |
|
Similar topics | |
|
| Pozwolenia na tym forum: | Nie możesz odpowiadać w tematach
| |
| |
| |