Nawet jeśli jest dwóch zwycięzców któryś z nich musi przyznać chociaż przed samym sobą, że znajduje się na niższej części podium. W takich sytuacji rozwiązania są dwa - poddać się lub zażądać rewanżu. A Nemezis nigdy się nie poddaje.
Osoby: Marcus Glom, Nemesis Sigita
Czas: Październik, 1977
Miejsce: Dormitorium chłopców, Slytherin
Minął miesiąc i Nemesis musiała przyznać się przed samą, że wspomnienie pamiętnej i jakże kulturalne dyskusji przy fontannie wciąż wracało. Czy to we śnie, z powodu luźnych skojarzeń lub zupełnie bez powodu - pojawiało się tak samo szybko jak znikało, pozostawiając wzburzone morze, którego szum brzmiał z głębi pamiątkowej muszli. Wbrew swojej porywczości była w takich sprawach ostrożna i cierpliwa, dała sobie czas na ochłonięcie i sprawdzenie czy aby fascynacja nie przerodzi się w znudzenie i zmęczenie materiału już na starcie(nawet jeśli ten start był wersją 2.0), choć lodowate szpony porażki nieustannie nacinały drobne partie jej ciała. Taki scenariusz obstawiała, skupiając się na odrabianiu niektórych prac domowych, dopracowywaniu co ciekawszych czarów czy studiowaniu kolejnych ksiąg o nekromancji, które udało jej się wypożyczyć z domu rodzinnego. Nic to, białowłosy Ślizgon okazywał się być tym frustrującym typem nieumarłego dla każdego nie-nekromanty. Nie dość, że miał umrzeć szybko to jeszcze martwym pozostać, a nie w mgnieniu oka znajdować za plecami delikwenta łamiąc mu kark zanim ten zdąży się obrócić. Nem jednak był nekromantką z dziada pradziada. Jej nie złamano karku, jednakże pozostawiono wewnątrz ciała ranę, która upierdliwie nie chce się goić, przypominając o swoim istnieniu przy każdym ruchu. W sumie to dwie rany - jedna w głębi umysłu, bowiem abstrahując od popędów, dyskusja z Marcusem dostarczyła jej sporo rozrywki, szczególnie, że udało mu się w ten sposób zatrzeć ślad po ich pierwszym spotkaniu. To było cholernie trudne, a jednak zrobił to i ona do końca nie wiedziała nadal, w którym momencie nastąpił przełom. Druga rana jątrzyła sie w okolicy podbrzusza i potrafiła mocno napsuć. Nie dość, że przez nią cichy głos podpowiadał Nem, że mogłaby szybko o tym zapomnieć, wystarczy obniżyć wymagania(jego akurat skutecznie uciszała z pomocą swojej godności, która bądź co bądź miała i to w sporej ilości), to na dodatek obniżał poziom jej koncentracji. Próbowała ignorować, potem skupiać się na pielęgnowaniu złości, by ewoluowała w czystą furię, z której rodzą się najpiękniejsze zemsty za zostawienie jej wtedy. Na niewiele się to zdało, bowiem i tak jakaś część Sigity miała świadomość, że swoje osiągnęła - i tak żadnych planów na zniszczenie Glomowi życia nie było. Punktem kulminacyjnym, kroplą przepełniającą czarę okazał się być wieczór, gdy korzystając ze sprawności swoich dłoni i znajomości własnego ciała złapała się na tym, że przymykając powieki słyszała chłodny głos, czuła na swojej twarzy kosmyki białych włosów, a na gardle uścisk zaciśniętych palców. Otworzyła gwałtownie oczy i z mieszaniną ulgi i rozczarowania nie napotkała spojrzenia tego, który śmie nazywać się absolutem. Na wszelkie wynaturzenia Illuminati, dziewczyno, weź się w garść. Wzięła głęboki oddech i rozejrzała sie po swoim dormitorium. Kraken siedział nieruchomo na bocznej ścianie szafki nocnej, tuż obok prawie pustej butelki po winie. Nem uniosła brwi, a w ich ślad poszły kąciki ust. Założyła na siebie krótkie spodenki, które zazwyczaj nosiła pod zdecydowanie zbyt krótkimi sukienkami i spódniczkami, a do tego białą, zbyt dużą koszulę o męskim kroju. Biorąc pod uwagę konstrukcję takowej części garderoby - była zdecydowanie przyciasna na wysokości bioder i piersi, przez swoje przeznaczenie dla męskiej części potencjalnych nabywców. Idealnie. Na kolanach, już odzianych w czarne zakolanówki, wysunęła kufer spod łóżka, a z jego odmętów wygrzebała coś, czego nie miała okazji spróbować, lecz teraz wydawało sie być idealnie na czas. Opuściła swoje dormitorium zmierzając w progi męskiej części, a konkretniej w poszukiwaniu jednego specyficznego lokatora. Po drodze wciąż zastanawiała się czy nie woli z butelki zrobić pięknego tulipana przy pomocy głowy pewnego szóstoklasisty, ale ostatecznie się powstrzymała. Znalazłszy odpowiednie drzwi zapukała. Sigita była nieco szalona, nieprzewidywalna i butna, ale nie można jej było zarzucić braku podstaw dobrego wychowania. Brak klasy nigdy nie świadczy o tym, że jest sie fajnym, co najwyżej, że twoje miejsce jest w kontenerze na śmieci z literą B, a nie A. Plan miała prosty - jeśli Marcus otworzy drzwi osobiście zamierzała wparować juz po swojemu, nie pytając o pozwolenie. W sumie taki był plan w każdym wariancie.
Marcus Glom
Temat: Re: Magia pierwotna Pią 22 Cze 2018, 23:38
Czy wspominał pewną, zaskakująco wysoką jak na niewiastę osóbkę, która mimo to mogła próbować go wyśmiać prosto w klatkę piersiową? Raczej nie. Czasem przewijała się, zaprzątając na chwilę jego myśli - szczególnie wtedy, gdy odczuwał samotność spowodowaną różnicą poziomów pomiędzy nim a resztą ludzkości. Ilekroć orientował się jak beznadziejni potrafią być ludzie, wtedy na chwilę wpraszała się do jego umysłu, nie pytając o zgodę. Ze strojem nieobowiązkowym, bowiem Marcus Glom należał do osób kreatywnych - potrafił sobie wiele dopowiedzieć. Z czasem jednak jej występy były coraz rzadsze. Nie żeby o niej zapominał, po prostu nie zamierzał sobie odbierać tego pasjonującego momentu pełnego zaskoczenia przy drugim kontakcie. Czego jak czego, był jednak pewien że nie tylko on sobie ją dobrze zapamiętał. Miał świadomość, że Nemesis również nie może się go pozbyć ze swojej głowy - nie wiedział co prawda w jakiej wersji tam występuje - czy to raczej pragnienie odgryzienia się, czy może mokre wizje w których robi rzeczy, na które nie jest pewien czy by się zgodził. Był jednak pewien że nie byłaby w stanie całkowicie wyrzucić go z pamięci, tak jak on nie był w stanie pozbyć się jej. Był jednak cierpliwy. Czekał. Tydzień, drugi. Miał czas, nie śpieszyło mu się nigdzie bowiem wiedział doskonale o jednym - zaszczepił w niej ziarno, które gdy wykiełkuje przywiedzie ją wprost do niego. Wabik, na który każda ofiara się złapie - to że dziewczyna tak długo wytrzymała, mogło być tylko godne uznania. Najprostszy a zarazem najbardziej skuteczny motyw - mieli niedokończone sprawy. Oboje raczej o tym wiedzieli. Nie spodziewał się jej jednak tego konkretnego dnia. Kiedy usłyszał pukanie do drzwi był przekonany że to ktokolwiek inny. Najbardziej spodziewał się kogoś niechcianego kto będzie mu bez ładu i składu truł dupę, bez żadnego konkretnego powodu ani nawet planu na to spotkanie. Miał jednak dzisiaj na tyle znośny humor, że nie zamierzał wykazywać się nietaktem i udawać że go nie ma. Jego oczy błyszczały pobłażliwością zgrabnie zmiksowaną z pogardą. Być może gdyby spodziewał się kto go odwiedza przywdziałby coś więcej, być może wręcz przeciwnie. Jedno jednak było pewne - kiedy otworzył drzwi, stanął przed panną Sigita w samych spodniach sięgających za kolano. Jego tors był całkowicie nagi, a z racji że był osobą szczupłą, to pomimo braku masy aby nazwać go muskularnym, jego ciało wydawało się bardzo dobrze wyrzeźbione. Dodatkowo, niewiasta po raz pierwszy miała okazję ujrzeć w pełnej okazałości jego tatuaże które zazwyczaj kryły się pod nadmiarem ubrań. W sumie, cóż, gdyby wiedział że to właśnie ona czeka za drzwiami absolutnie nie zmieniłby stroju. Niech dziewczyna ma coś od życia. Za to on widział coś od życia dla siebie. Butelka w jej dłoni wyglądała intrygująco. Sama niewiasta również najwyraźniej postanowiła przedstawić się z jak najlepszej strony, chociaż akurat stroje podkreślające jej kobiecość to najwyraźniej była jej specjalność. - Zapomniałaś o kwiatach - rozpoczął sarkastycznie. Następnie pojawił się największy problem - jak właściwie tacy jak oni powinni się witać? Uścisk dłoni? Kiwnięcie? Przytulenie? Pocałunek? Nawet sam radosny naganiacz Marcusa (a jak widać po płaszczu i kapeluszu tego pana, to jego Roger wręcz musiał być wesoły) nie wiedział. W końcu osiągnął rozwiązanie idealne. Podszedł do łóżka na którym leżała paczka jego ulubionych "Black Magiców" otworzył paczkę, wziął papierosa i odpalił. Jego dormitorium, będzie je zaśmierdzał dymem ile mu się tylko żywnie zachce. Następnie zręcznym ruchem wysunął kolejnego z paczki i podsunął dziewczynie racząc ją pytającym spojrzeniem. W końcu może i był czasem z niego kawał wrednego kutasa, ale nie zmieniało to faktu że potrafił się zachować gdy ktoś przychodził w gości.
Nemesis Sigita
Temat: Re: Magia pierwotna Sob 23 Cze 2018, 00:32
Jaki był plan - wszyscy wiedzą. Z początku wszystko szło po jej myśli. Zapukała, odczekała chwilę, słysząc w końcu zbliżające się powoli kroki po drugiej stronie drzwi. Widząc jak się uchylają już była gotowa, by wykorzystać najmniejsza okazję do wparowania jak do siebie i usadowieniu się na najbardziej wygodnym miejscu. W końcu gość w domu, bóg w domu, a w tym wypadku to ten bóg przez małe "b" mógł iść udawać dywan Puchonów. No i tyle było z jej planu. Gdy pierwsze co to spojrzenie pada chłopaka bez koszulki to potrzeba chwili, by chociaż przeprowadzić wstępną analizę dla swojej powierzchownej części charakteru. I tu był pies pogrzebany, bo z jednej sekundy zrobiło się sześć, może siedem. Zdecydowanie zbyt dużo, by umknąć uwadze kogokolwiek - a żeby to był jakikolwiek problem. Wzrok Nemesis bez żadnego skrępowania przesunął się powoli z góry na dół i z powrotem wzdłuż sylwetki Marcusa. Z uniesionymi lekko brwiami i bezczelnym zainteresowaniem obserwowała linię mięśni, które były adekwatne do wyjątkowo wieszakowatej postury chłopaka i, o dziwo, mile dla oka zarysowane. Wcześniej nie spotkała się z takim typem budowy ciała u żadnego osobnika płci przeciwnej, co sztucznie podbijało atrakcyjność w jej oczach. Z zadowoleniem śledziła jak linie od kości bioder kierują się ku dołowi, niknąc pod spodniami, które zaczynały ją powoli denerwować. Na dłużej skupiła wzrok na tatuażach, choć tylko ten na nadgarstku była w stanie dokładnie zobaczyć. Część jaszczurki ginęła pod włosami Ślizgona, jakby nawet one starały się zostawić jej niedosyt, choćby i przez najbardziej trywialny element bez zabarwienia erotycznego. Całość obserwacji skwitowała wyrazem twarzy, który w wolnym tłumaczeniu oznaczał "well shit", bynajmniej nie w negatywnym wydźwięku. Pokiwała głową i w końcu mogła wejść bez skrępowania do nie swojego dormitorium - tak jak planowała. Od razu też skorzystała i poczęstowała się papierosem. - Gdybym przyszła z kwiatami ty najpierw nie mógłbyś zaglądać w mój dekolt, a ja potem nie poznałabym tej lepszej odsłony ciebie. - powiedziała luźno, jakby ich znajomość trwała co najmniej kilka lat i była na całkiem satysfakcjonującym, swobodnym etapie. - Chyba rozumiesz, że obojgu nam to nie jest na rękę. A co do ręki. - dodała siadając bezceremonialnie na łóżku i podając Glomowi sporą butelkę złotego rumu. Nie miała pojęcia czy którekolwiek z nich to lubi. Zawsze będzie mogła obarczyć winą ten przeklęty kapelusz, który przy podmuchach wiatru zdaje się wyrywać do śpiewania szant, zdradzając się jako ta część rodziny Tiary Przydziału, której nie zaprasza się na wspólne przekreślanie czyichś marzeń na przyszłość, przydzielając go do Hufflepuffu. Zaciągnęła się porządnie, po czym tak jak przy fontannie, pozwolił, by dym swobodnie opuszczał jej usta, na chwilę otulając twarz, przechodząc przez rozpuszczone w nieładzie włosy. - Poza tym z najlepszym, co miałam właśnie przyszłam. Nawet dorzuciłam alkohol, żebyś nie był taki nieśmiały. Kąciki jej ust lekko się uniosły, a w oczach faktycznie pojawiła się iskra chochliczego poczucia humoru. Wtedy tez Sigita zdała sobie sprawę, że nie ma żadnego planu na to spotkanie. Rewanż, oczywiście, ale to słowo znaczyło tyle co nic, nijak nie tłumaczył jak przejść do sprawy. Poza tym tak swobodne otoczenie jak dormitorium, butelka alkoholu w duecie z papierosami, stroje tak bardzo swobodne, że mogłyby uchodzić za wieczorowe tylko w mocno wątpliwych, choć bogatych w tradycję kręgach - to wszystko sprawiało, że nie miała ochoty roznosić wszystkie w drobny mak czy wywołać niematerialną burzę między jedną aurą a drugą. Pozostawało zatem pytanie - co teraz? Po sekundzie namysłu przyszło jej tylko jedno do głowy - pierdolę to. Usiadła krzyżując nogi i opierając się o jeden z filarów łóżka. Z lekko przekrzywioną głową spojrzała na Gloma i nieświadomie przygryzła dolną wargę, gdy wspomnienie dzisiejszej wizji właśnie tego typa wytrąciło ją z równowagi. - Chociaż powiem ci szczerze, że potrafisz być upierdliwy.
Marcus Glom
Temat: Re: Magia pierwotna Sob 23 Cze 2018, 01:22
Jeśli ktoś jeszcze zastanawiałby się w jakim stanie psychicznym był aktualnie Marcus Glom, to można to określić w prosty sposób, że w myślach dokończył jej zdanie i dokończył źle. W jego głowie złożył się zwrot "co do ręki, to do buzi" i to absolutnie nie jego wina. Była już dość późno, on od początku roku był singlem a Nemesis była nieprzyzwoicie atrakcyjna. Jeśli doda się do tego fakt, że przytargała ze sobą butelkę alkoholu, to nic dziwnego że miał trochę sprośny humor. Nawet on miał prawo czasem na parę mniej dumnych, bardziej przyziemnych myśli. A poza tym jego dormitorium miało wspaniałą atmosferę. Zadymione pomieszczenie zawsze miało swój urok a co za tym idzie - wprawiało go w lepszy humor. Przyjął butelkę, w końcu on był tu jakże znamienitym gospodarzem, wręcz w dobrym tonie było aby to on polewał. - Raczej nie zaglądam w dekolt. Zawsze preferowałem zrywanie ubrań i biust w pełnej okazałości. Półśrodki mnie nie bawią - odparł tylko spokojnie i wyciągnął kieliszki z szafki nocnej. Spojrzał uważnie na kieliszki. Następnie na butelkę. Potem jeszcze raz na kieliszki. Potem na Nemesis i ponownie na kieliszki, po czym wykonał dumny rzut kieliszków za siebie mrucząc pod nosem: - Pierdolić to, na litość Illuminati jesteśmy Ślizgonami Nie. Nie miał pojęcia skąd w tym wszystkim Illuminati. Bardzo możliwe że to pamięć organizmu która skojarzyła jego towarzyszkę, a może po prostu nie miało to żadnego znaczenia i tak mu się po prostu powiedziało. Tak już najwyraźniej musiało być. Otworzył butelkę i przez dwie czy trzy sekundy się zaciął. Coś podpowiadało mu jak nierozważne jest pić z butelki ofiarowanej mu przez Ślizgonkę - nie żeby konkretnie tą, tylko jakąkolwiek. To mogła być cholerna trucizna. Napicie się jako pierwszy, to irracjonalne ryzyko. Pociągnął więc kilka przeciągłych łyków po czym podsunął flaszkę swojemu uroczemu gościowi, siadając obok niej. Przysunął jeszcze popielniczkę, żeby mu przypadkiem nie nasyfiła popiołem na ziemi - co jak co, ale póki jeszcze go to obchodziło jakkolwiek to nie zamierzał bez powodu robić tu bajzlu. Burdel, to może jeszcze, ale bajzel? Nie, to się nie godzi. - Z najlepszym co mam Cię powitałem. Jesteśmy kwita - odpowiedział dość neutralnie Glom. Aczkolwiek rozbawiła go uwaga o jego nieśmiałości. Ot co, przecież wiadomo że był raczej przerażony kontaktami z kobietami. Był tak cholernie skrępowany, że czuł paskudny ucisk w podbrzuszu. A nie, jednak nie, to się nazywa spodnie. Cholerne spodnie. Biedna Nemesis pewnie cierpiała tak samo przez swą ciasną koszulę. Zapewne oboje poczuliby się swobodniej gdyby uciążliwe części garderoby wylądowały na ziemi, a był całkowicie pewien że pięknie by tam wyglądały. Dopiero po tej myśli zaczął się zastanawiać co z nim nie tak i czy naprawdę miesiąc bez kobiety aż tak bardzo go rozregulował, że jego seksualność wzbijała się na wyżyny, czy to może jednak urok starszej koleżanki owianej welonem z dymu. Coś rzuciło mu się w oczy. Przygryzanie wargi było zbyt uniwersalnym znakiem i prawdopodobnie już każdy facet go znał aż za dobrze. Może i było to urocze, nikt nie twierdzi że nie, jednakże zbyt oczywiste. Chociaż fakt, nie zapominajmy o tym że w Hogwarcie są jeszcze inne domy niż Slytherin. Więc może tak - dwadzieścia pięć procent facetów już prawdopodobnie znało ten uniwersalny znak. To z kolei dość mocno rozjaśniło Marcusowi parę kwestii. - Tak, Ciebie również czasem ciężko się pozbyć - odparł swobodnie. Jednakże było coś co go zaskakiwało. Spodziewał się raczej, że ich dyskusja będzie znacznie bardziej napięta, że każda chwila będzie pasjonującą walką o prowadzenie. Tymczasem zrobiło się całkiem sympatycznie, w normalnym tego słowa znaczeniu. To było podejrzane, chociaż z jakiegoś powodu jego instynkt wcale tak nie uważał. Niezbadane są wyroki sześciorękich bóstw, jak mawiał pewien poeta. Zresztą nie miało to znaczenia, w tym wydaniu też zapewne mogła dostarczyć mu rozrywki.
Nemesis Sigita
Temat: Re: Magia pierwotna Sob 23 Cze 2018, 02:21
Jak zmiana otoczenia potrafiła zmienić o sto osiemdziesiąt stopni atmosferę i sposób patrzenia na drugą osobę. To było wręcz niewiarygodne i gdyby Nemesis właśnie tego nie widziała na własne oczy prawdopodobnie ciężko byłoby jej w to uwierzyć. Miesiąc temu przy fontannie powietrze między nimi było ciężkie od wyładowań zarówno magicznych jak i tych, które wymykały się próbom nazwania ich. Każdy nerw i mięsień reagował na poczynania konkurenta jakby od tego zależało co najmniej życie, a mózg pracował na najwyższych obrotach. Teraz z kolei było po prostu komfortowo, z zaskoczeniem przyswajała fakt, że Glom w żadnym calu nie przypominał tego posłańca śmierci skrzyżowanego z łowcą wampirów, który naznaczał jej ciało krwią. Nawet wygląd nie stanowił stałego elementu, gdyż obecnie prezentował się znacznie lepiej. Nie można było tak od razu?, przemknęło jej przez myśl, gdy co jakiś czas przesuwała spojrzeniem po klatce piersiowej i ramionach Ślizgona. A to nawet nie był koniec niespodzianek. Na uwagę o ubraniach uniosła brwi i tym razem w ostatniej chwili powstrzymała ponowne przygryzienie wargi. Zwyczajnie wypowiedziane zdanie uruchomiło w jej pamięci machinę otwierającą wrota do niedawnych wspomnień. Znowu. Wyobraźnia akurat w tym wypadku pracowała zdecydowanie zbyt dobrze, a patrząc na ich dobór garderoby to po tej wizycie będzie zasługiwała na przodownika pracy. Szczególnie, że zaczęła swoją robotę od razu, przenosząc informacje zawarte w wypowiedzi Marcusa na obraz, a raczej serię obrazów. Licznik podniecenia niebezpiecznie szybował w górę, kiedyś przed oczami Ślizgonki roztaczał się obraz właśnie tego dormitorium z dodatkiem w postaci jej koszuli z zerwanymi guzikami, leżącej gdzieś pomiędzy jego spodniami, a... Nemesis, na litość Illuminati... Aż otworzyła oczy ze zdumienia, co w połączeniu z jej specyficznymi źrenicami zawsze wywoływało dreszcze. Ostatnie trzy słowa jej wstępu do zbesztania samej siebie nałożyły się z tymi, które wypowiedział na głos Glom. Nie byłoby w tym nic szczególnego, gdyby nie fakt, że brzmiały identycznie. Nawet zignorowała rzut kieliszkami, choć w chwili przytomności umysłu zapewne bardzo by jej się to spodobało. W tym momencie jednak zauważyła błysk kolejnej żyłki, która okręciła się dookoła nich. Przybywało ich w podejrzanie szybkim tempie i cichy głosik podpowiadał, że za tym wszystkim może kryć się podstęp. Ale skąd... Wróć. Chłopak dał się już poznać od strony sugerującej jego wysoki poziom inteligencji, mógłby zdobyć potrzebne informacje. To trochę przygasiło żar ogarniający ją od środka. Chwała Bytowi. Dogasiła wypalonego papierosa, by zaraz wyciągnąć kolejnego. Rozmyślania o zasadzce napędzały pragnienia nałogu, czego nijak nie zamierzała nawet ograniczać. Po pierwszym zaciągnięciu sie upiła spory łyk trunku, dopiero w trakcie przypominając sobie, że to pierwszy raz, gdy próbuje rumu. Na jej szczęście nie był wcale zły, choć raczej nie wyląduje w topowej piątce jej ulubionych alkoholi. Uśmiechnęła się drapieżnie do Marcusa, po czym mrugnęła zawadiacko. Jak nagle wszystko łatwo przychodziło. Czy to wciąż instynkt? Więc czemu jego głos nie odbijał się echem wewnątrz jej czaszki? - Tak, właśnie widzę jak bardzo cierpisz z powodu mojego towarzystwa. Jakiś Puchon już zaczął charytatywna zbiórkę pieniędzy na twoją terapię. Zaginął w niejasnych okolicznościach. Oddała butelkę gospodarzowi, wracając do delektowania się uczuciem dymu wypełniającego płuca. Mogłaby tak spędzać wolny czas. Nawet jakaś część niej brała to za całkiem realną opcję, ale wyobraźnia wyłapała ten moment i dorzuciła swoje trzy grosze. Czy wolny czas nie brzmi lepiej, gdy wypełnią go przyspieszony oddech, a każdy centymetr ciała płonie żywym ogniem, niewerbalnie pragnąc wycisnąć jak najwięcej... Dziewucho. Siad. - Chociaż patent z rozrywaniem ubrań warto odnotować. Powiedziałabym w tym momencie "twoje zdrowie", ale flaszka już zdążyła ode mnie odejść. Mniejsza, problem zaczyna się w momencie, gdy zdajesz sobie sprawę, że mało osób załapało, że niektórzy lubią często wymieniać garderobę. Tematy nie należały do swobodnych i komfortowych na samym początku znajomości dla porażającej większości osób. Nemesis pomagał fakt, że od zawsze była bezpośrednia, jednakże Glom zyskiwał punkty reagując w podobny sposób. Z tyłu głowy, wciąż krążył szept powtarzający jak mantra szaleńca "zasadzka". Prawdopodobnie tylko dlatego była w stanie odrzucić kolejną falę wizji, choć coraz bardziej chciała dotrzeć do ich finału. Strzepnęła popiół do popielniczki, a spojrzenie ponownie zsunęło się z oblicza rozmówcy na niższe partie jego osoby. Męskie koszule zawsze były dla niej lekko przyciasne, ale ta, którą wybrała tego dnia chyba nieco skurczyła się w praniu. Albo po prostu jej oddech stał się nieznacznie głębszy. Jedno z dwóch. - Skoro już dotarliśmy do tego etapu tego jakże urokliwego spotkania to pora odsłonić karty. - powiedziała poważniejąc i powolnym ruchem sięgając za siebie. Zrobiła to specjalnie, by z morderczą powagą wyciągnąć z tylnej kieszeni spodenek talię kart z grafikami Danse Macabre. Perfidny uśmiech zmieszany z wyrazem twarzy mówiącym "mam cię" - to właśnie ukazała Ślizgonowi. - Moja propozycja to urozmaicenie przyszłych starć. Prawda-wyzwanie. Czerwone kolory to prawda, wyciągamy po jednej karcie naprzemiennie. Żadnych ograniczeń. Żadnych innych zasad. Jak mamy się babrać we własnej krwi to zróbmy to z pełnym arsenałem. - położyła talię pomiędzy nimi, posyłając Marcusowi spojrzenie, które było jawną rzuconą rękawicą. - Odważysz się czy absolutnie stchórzysz?
Marcus Glom
Temat: Re: Magia pierwotna Sob 23 Cze 2018, 14:20
Pociągnął kolejnego solidnego łyka i na wszelki wypadek jeszcze jednego. Nie żeby potrzebował się upić czy coś - po prostu miał świadomość że wśród Ślizgonów butelka zwykle szybko znika, dlatego też trzeba haustami opróżniać jej zawartość póki jest co. - Puchon zaginął? Niczego mi nie udowodnicie - zażartował. Chociaż czy to na pewno żart? Nawet gdyby jakiś Puchon zniknął z jego względów to faktycznie niczego by mu nie udowodnili, raczej dbał o to aby zacierać za sobą ślady, nie mógł w końcu dopuścić do tego żeby ktoś go zdemaskował przez jakąś błahostkę. Najważniejsze to umieć manipulować innymi tak, aby przypadkiem nie wpaść na czymś równie idiotycznym jak naskarżenie na niego. Zawsze oczywiście można po prostu uciąć komuś język, jednakże trzeba upewnić się czy ten ktoś przypadkiem nie zna migowego. Oddał jej butelkę po czym ponownie się jej przyjrzał. Po dobrym rumie prezentowała się jeszcze lepiej, chociaż to zapewne efekt placebo - alkohol nie miał jeszcze prawa zaczynać swego działania, mimo to wygodniej było to zrzucić na substancje zewnętrzne niż przyznać się przed samym sobą że ktoś go pociąga - to w końcu oznaczało słabość na czyimś punkcie, a każdy okaz słabości był uciążliwy w ten czy inny sposób. Swoją drogą, miłym zaskoczeniem było że to naprawdę rum, a nie trucizna. Tym razem mu się nie udało jej przyłapać na próbie zabicia go ukradkiem, ale następnym razem ją dorwie. Dopalił papierosa i sięgnął do kolejnego. Obawiał się że jeszcze tego wieczora braknie mu fajek, przez to że oboje palili jak jakieś cholerne rogogony węgierskie, ale niech będzie że skoro Nem przybyła z butelką to ma prawo go trochę poopalać. Równowarta wymiana. Grunt że nie gównowarta, a tak niewiele te dwa zwroty dzieli. Kiedy dziewczyna sięgnęła za plecy, był stuprocentowo przekonany że sięga po różdżkę jednakże nie zamierzał reagować gwałtownie w żaden sposób. Jego własna i tak leżała zdecydowanie za daleko - zganił się w myślach za nieostrożność, jednakże uznał że skoro i tak jest ugotowany to zachowa stoicki spokój. Lepiej umrzeć z uniesioną głową i uprzejmym spojrzeniem na twarzy, niż zachowując się jak wyjątkowo przestraszony myszoskoczek. Lekko uniósł brew kiedy zobaczył talię kart. Fakt, miała go, nie tego się spodziewał. Nie zamierzał jednak zbyć tego milczeniem, postanowił się wtrącić żeby nie wyjść na idiotę. - Hm. Naprawdę liczyłem że okaże się, że masz koci ogonek - rzucił żartobliwie. Prawda-wyzwanie huh? Brzmiało nieźle. Ryzykownie, ale zdecydowanie nieźle. - Nigdy nie tchórzę -odparł, lecz nim sięgnął po kartkę posłał jej cwany uśmiech. Sięgnął pod łóżko, gdzie kitrał coś na widok czego dyrektor razem z gronem nauczycielskim prawdopodobnie dostaliby ataku padaczki połączonego ze spazzmatycznymi okrzykami. Biały proszek w niewielkim woreczku. Nie zapominajmy bowiem że Marcus Glom wychowywał się wśród mugoli a dzieci kwiatów były aktualnie bardzo na topie. Żyjąc w czasach, gdy młodzież głównie zajmuje się staraniem zaćpać się wszystkim od alkoholu, poprzez heroinę aż do syropu na kaszel, to jego śnieżnobiały proszek wcale nie wyglądał tak źle. Szczególnie że w niektórych stanach Ameryki czy niektórych krajach Europy wciąż był legalny. Usypał trochę proszku na przedramię i szybko go wciągnął, rzucając resztę woreczka tuż obok kart. - Podbijamy stawkę? - mruknął pytająco, czekając. W końcu efekty nigdy nie są natychmiastowe. Następnie sięgnął do talii i wyciągnął z niej pierwszą lepszą kartę. Piątka trefl. To władował się w wyzwanie na dzieńdobry. Pokazał ją dziewczynie oczekując na to co się wydarzy.
Nemesis Sigita
Temat: Re: Magia pierwotna Sob 23 Cze 2018, 15:01
Koci ogonek, też coś. Prychnęła na tę uwagę, zastanawiając się czy to już nie są przesłanki dotyczące zapędów zoofilskich. Niby każdy ma mroczne tajemnice, niektórzy wręcz cały pakiet, jednakże nie była do końca przekonana czy właśnie takie zainteresowania mieściły się w jej rewirach. Jeszcze ktoś by pomyślał, że da z siebie zrobić zwierzątko domowe, które znajdzie się na kolanach na byle skinienie - a za to traciło się co najmniej przyrodzenie. Powiedziałaby, że głowę też, ale dekapitacja nie urzekała jej krótkim czasem zgonu ofiary, nawet się nie pobawi. Widziała po Glomie, że jej mały żart się udał, co jeszcze bardziej poprawiło jej humor. Taka prosta sztuczka, a ile radości. W momencie, gdy z kolei on sięgał pod łóżko jej ciało zesztywniało. Wyraz twarzy czy nawet spojrzenie się nie zmieniło, ale mięśnie napięły się, gotowe do ewentualnego uniku. To byłby idealny moment na podejście jej - z osłabioną czujnością po swoim własnym żarcie, mogła nie spodziewać się, że Ślizgon nie jest aż takim wesołkiem. Gdy jednak zobaczyła woreczek wypełniony narkotykiem w oczach mimowolnie zapłonęła ekscytacja. Rozluźniła się i przypomniała sobie z rozgoryczeniem jak przez kilka cholernych miesięcy nie miała żadnych dojść do tego typu towaru. Nawet przeszło jej przez myśl czy aby Hogwart nie powinien funkcjonować jako zakon. Dlatego też bez oporów, wręcz z emanującym od niej zadowoleniem poczęstowała się - skoro już tak wspaniałomyślnie proponują. - Myślałam, że już nie zapytasz. - rzuciła, posyłając mu spojrzenie, którego znaczenia sama nie znała. Nasunęło się samo, samo tez przebiło się na powierzchnie, by dotrzeć do Marcusa. Jakby pierwotny instynkt starał się od czasu do czasu chociaż przemycić ukradkiem jakikolwiek ślad swej obecności. Wciągnęła narkotyk również z przedramienia, po czym na moment odchyliła głowę, ukazując coraz szerszy uśmiech. Nie, "magiczny" proszek nie zaczął jeszcze działać, ale gdy jest się stęsknionym za tego typu używkami to sam akt dostarczania go do organizmu potrafi wprawić w euforię. Ślizgon zdobył kolejnych kilka punktów za chęć odarcia ich z samokontroli, a przynajmniej w zauważalnym stopniu. Instynkt. Właśnie na niego będą musieli się niedługo zdać i to w czystszej odmianie niż poprzednim razem. Elokwencja czy wybitnie rozwinięta zdolność logicznego myślenia nie pomogą - i chyba ta świadomość najskuteczniej wywoływała dreszcze na ciele Nemesis. Spojrzała na kartę, którą wyciągnął i zaśmiała się kręcąc głową. - Oh, honey. To żeś mi prezent zrobił, myślałam, że będę musiała na to czekać, przeklinając szczęście hazardzisty lub fart nowicjusza. Jak ja ci się odwdzięczę? Przesunęła palcem wskazującym wzdłuż swojej kości szczęki, zatrzymując go na podbródku. Zupełnie jakby się zastanawiała, ale oboje zdawali sobie sprawę, że Sigita wiedziała co chce teraz zrobić jeszcze zanim tu przyszła. Ruszyła się, sięgając po wyrzucone wcześniej przez Gloma kieliszki. Jeden z nich bez żadnego wahania rozbiła, po czym przejechała ostrym szkłem przez przedramię. Krew, która zaczęła płynąć została od razu nakierowana ruchem ręki do skapywania z palców wprost do ocalałego naczynka. Gdy był pełen podała go Ślizgonowi, samej wyciągając spod zakolanówek kawałek bandaża. Była antytalentem magii leczniczej, więc zawsze jakiś nosiła ze sobą, a skoro pewien jasnowłosy jegomość tak umila jej czas to szkoda, by było napaskudzić mu na pościel. - Ja byłam skąpana w twojej krwi, więc teraz ty wypijesz moją. Jej źrenice rozszerzyły się już na tyle, że zielone obwódki prawie całkiem zniknęły. Wyglądała na szaloną, a jednocześnie racjonalną w tym szaleństwie. Jakby właśnie to był jej świat. Od razu wyciągnęła swoja kartę, którą okazała się dama kier. Pokazała ją Marcusowi już czekając na pytania, których odpowiedzi mógł wcześniej nikt nie słyszeć.
Marcus Glom
Temat: Re: Magia pierwotna Sob 23 Cze 2018, 15:31
Zdobyła kolejnego plusa - trochę już niedobrze mu się czasem robiło od tej świętości która tutaj panowała. Większość osób była zbyt przerażona by chociażby zapalić z nim zielsko, a co dopiero sięgać po coś twardszego. Zupełnie jakby znalazł się wśród sióstr miłosierdzia albo co gorsza w mugolskim seminarium. No tylko tutaj nikt nie czuł pociągu do chłopców, ale to nie było akurat ważne - zdecydowanie miło było znaleźć osobę z którą można było solidnie przypudrować nosek. Gdy usłyszał wyzwanie wyszczerzył się do niej - nie sarkastycznie, naprawdę go to trochę rozbawiło. Jednocześnie całkiem mu się to podobało. Kolejna sprawiedliwa wymiana. Nie czuł żadnych oporów - co prawda raczej nie pijał krwi, nie był jakimś wampirem czy coś w ten deseń, ale nie miał też żadnych oporów przeciw takim praktykom. Ba, nawet wiedział że to może bardzo zaognić sprawę. Poza tym było w tym coś symbolicznego. Kiedyś czytał o organizacji która właśnie w ten sposób rozpoczynała swe tajemne spotkania - wymieniając się kielichami swojej krwi. Ba, nawet zastanawiał się czy nie wprowadzić czegoś takiego w Hogwarcie w formie bractwa. Nawet przyłapał się na tym, że momentami automatycznie wyobraża sobie spotkania takiego stowarzyszenia. Teraz przynajmniej wiedział kogo na pewno mógłby zaprosić na spotkanie takiej organizacji. Ba, jeśli ich stosunki będą się dobrze układać, to może nawet kiedyś postanowi ją wciągnąć w zakładanie czegoś takiego. Będzie musiał to przemyśleć. Przyjął od niej kieliszek i nie odrywając ust wypił całość. - Hmm, wyborne, wytrawne. Wyczuwam lekką nutę johimbiny - mruknął pod nosem. Czy to była jakaś aluzja, patrząc na to że wymieniona substancja była jednym z najskuteczniejszych afrodyzjaków znanych ludzkości? A może to zupełny przypadek? Kto wie. Jemu przypadło zadanie jej pytania. Co prawda teoretycznie wolałby wyzwanie, jednakże i na taką okazję był przygotowany. W końcu jest coś, czego nikt dobrowolnie nie powie, a skoro ich gra nie miała mieć zahamowań on postanowił zagrać inaczej. - Jaki jest Twój najbardziej destrukcyjny słaby punkt? - spytał, a przez chwilę w jego oczach pojawiły się szalone iskierki. To było pytanie bardzo inwazyjne - po usłyszeniu odpowiedzi były już tylko dwie opcje. Mogli nawiązać bardzo bliskie relacje. Ewentualnie Nemesis musiałaby go zabić jak najszybciej. Jedno z dwóch - nie było już nic pośrodku, bowiem taka wiedza była zbyt groźna, szczególnie w rękach kogoś takiego jak on. Gdy usłyszał odpowiedź sięgnął po swoją kartę, czując że narkotyk powoli zaczyna działać a jego źrenice coraz bardziej się rozszerzają. Kartą którą wyciągnął była szóstka pik. On to chyba miał jakieś szczęście do wyzwań. Ale jak powiedział pewien Ślizgon w godzinach nocnych "ja wyzwań potrzebuje". Najwyraźniej przedstawiciele domu węża już tak mieli.
Nemesis Sigita
Temat: Re: Magia pierwotna Sob 23 Cze 2018, 15:59
Tego oczekiwała - wykonania wyzwania bez chwili wahania, wręcz czerpiąc z tego swego rodzaju rozrywkę. Jakiś niepisane rachunek został właśnie wyrównany i o ile obecnie między nimi znajdowało się dużo kart tak ta jedna była już czysta. Czas znowu podkręcić tempo, nabrudzić i nabałaganić tu i tam, skoro tak sprawnie oczyścili jeden z rewirów. Glom najwyraźniej wziął to sobie do serca, bo pytanie które jej zadał było faktycznie tym, którego nikt nie chce w takiej grze usłyszeć. Odpalając kolejnego papierosa wbiła w Ślizgona nieruchome spojrzenie, którego znaczenia ciężko było się domyślić. Mogło jej kogoś zjednać, odstraszyć niepotrzebne ścierwo, zaprowadzić do szpitala psychiatrycznego lub świadczyć o przebywaniu myślami gdzie indziej. Ostro pogrywasz, młody. Ładnie, bardzo ładnie. No właśnie. Nikt nie chce usłyszeć tego pytania, Sigita nie stanowiła wyjątku. Ale hipokrytka nie była, a skoro sama zaznaczyła brak ograniczeń w tej grze to zamierzała się tego trzymać. W jakiś perwersyjny sposób na dodatek chciała, by Glom znał odpowiedź, zupełnie jakby pytał o fetysze seksualne, a nie o informacje potrzebne do opracowania planu zniszczenia jej urokliwej osoby. Skarciła się w myślach już nie wiadomo który raz, ale cichy głos z tyłu głowy co jakiś czas bezczelnie informował ją jak wygląda prawda. Chciała się przed nim odsłonić, obnażyć, a skoro na najprostszy sposób była na tym etapie znajomości zbyt dumna to nie pozostawało jej nic innego. Uderzyła ten głos. Siekierą. Piętnaście razy. - Ciężko wybrać jeden, prawdę powiedziawszy. - zaczęła, czując, że takim stwierdzeniem na "dzień dobry" robi swojemu przeciwnikowi mały dzień dziecka. - Matka - bo jej jako jedynej się obawiam. Własna ambicja, która może mnie doprowadzić albo do potęgi, albo do grobu i bynajmniej nie chodzi o metaforę nekromancji. Antytalent w magii uzdrowicielskiej - nie uleczę się najprostszym czarem, prędzej spowoduje większe obrażenia. Dementorzy też mogą mieć używane, bo Patronus jest dla mnie nieosiągalny. Zastanowiła się jeszcze krótka chwilę, ponownie wypuszczając powoli dym z ust, pozwalając by ja otulał, przesiąkał przez włosy i przyćmiewał spojrzenie. Odsłoniła się koncertowo i można by to uznać za żałosne, głupie - gdyby nie ogromna, niezachwiana pewność siebie, która biła z niej podczas całego wywodu. Zupełnie jakby jej ciało, jej postawa chciały przekazać śmiałkom "proszę bardzo, znacie moje słabe strony i nic wam to nie da". - Tak, to chyba wszystko, co przychodzi mi do głowy na ten moment. Spojrzała na kolejna kartę, którą wyciągnął Glom i roześmiała się na głos. - Jak ty mnie rozpieszczasz. Dobrze, w takim razie poczekaj chwilę, zaraz dam ci twoje wyzwanie. Dogasiła papierosa i zerwała się na równe nogi. Wybiegła radośnie z jego dormitorium, popędziła do swojego własnego i z kufra pod łóżkiem wyciągnęła fiolkę eliksiru, którego w końcu nie użyła, choć plany były ambitne. Wróciła do Marcusa i siadając z powrotem na pościeli wręczyła mu szklane naczynie. - Owszem, znowu masz coś pić. Twoje wyzwanie pomoże mi sprawdzić jedną rzecz, poza tym niedługo skończy mu się termin do spożycia. Bo przecież to było bardzo ważne pytanie - jak Glom mógłby wyglądać w ciemnoróżowych włosach przez następną godzinę? Niby trywialne, ale dobrze przy okazji wiedzieć jak chętnie przyjmuje od niej wszystko, co mu podsunie. Obserwując go uważnie wyciągnęła kolejną kartę, którą okazała się dziesiątka kier. To chyba czas spowiedzi dla Sigity. Ciekawe co tym razem wymyśli nasz króliczek doświadczalny.
Marcus Glom
Temat: Re: Magia pierwotna Sob 23 Cze 2018, 16:24
Odpowiedź go nawet satysfakcjonowała, chociaż aby być całkowicie szczerym nie wiedział jak niby miał wykorzystać mummy issues. To jednak nie to samo co wersja z ojcem. Jak pech to pech. Ambicje faktycznie mogły być niszczycielskie, zaś problemy z magią leczniczą...cóż, sam nie był w niej orłem więc nawet nie mógł tego w żaden sposób wyśmiewać, w końcu to by była dopiero hipokryzja. I wtedy dopiero się zaczęło. Wpadła do niego z eliksirem - teraz to dopiero się porobiło. Nie sądził że dziewczyna tak szybko podejmie próbę zabicia go po tym jak ten pozna jej słabe punkty. Raczej spodziewał się że poczeka tak długo aż Marcus zapomni o ewentualnym powodzie dla którego niewiasta chciałaby pozbyć się go z tego świata. Chociaż może i miało to robić za element zaskoczenia, ale nie zadziałało aż tak jak poskutkowałoby gdyby postanowiła go upoić trucizną po długiej przerwie. Dodatkowo był już lekko pod wpływem cudownego białego proszku przez co jego osobowość była trochę zaburzona przez działanie narkotyku. - Sądzisz że ktokolwiek rozważny w ramach zwykłej gry, wypiłby niezdefiniowany bliżej eliksir? - spytał cicho, patrząc na nią swoimi zaćpanymi oczami - Nikt by tego nie zrobił, no chyba że brakuje mu piątej klepki - po czym urwał na moment. - To dotyczy jednakże tylko tych którzy drżą o swoje życie. Złego diabli nie biorą - dokończył swoją wypowiedź, wysyłając jej zaczepny półuśmiech i sięgnął po fiolkę opróżniając ją do dna. Pijąc cały czas był świadom że to może być trucizna, albo co gorsza, amortencja. To by dopiero było destrukcyjne i upokarzające. Nie odczuł jednak żadnych zmian do momentu w którym w jego polu widzenia nie pojawił się jeden z kosmyków jego włosów. Różowe. Naprawdę? Różowe? A to sobie wybrała wyzwanie. Wydał z siebie rozbawione "kh" po czym spojrzał na jej kartę. Faktycznie, jak na spowiedzi. Czy w takim razie nie powinna uklęknąć? A nie, to dalsza część opowieści. - Chyba bardzo lubisz mówić - mruknął po czym na kilka sekund zamilkł, dopóki nie sformułował pytania które w sumie mogłoby pomóc mu ją właściwie osądzić. - Zabiłaś kiedyś kogoś? Nie mam na myśli oczywiście czegoś równie bzdurnego jak napuszczenie rodziny na kogokolwiek. Czy był ktoś z kogo wycisnęłaś życie własnoręcznie? Po tych słowach zaczął emanować fascynacją. Być może to była jego bratnia dusza, ktoś kto tak jak on rozumiał jaki świat jest naprawdę. Pytanie wymagające tylko prostej odpowiedzi - tak lub nie, a mimo to potrafiło odpowiedzieć na tyle różnych niedopowiedzianych pytań. Nawet nie popatrzył na szóstkę kier którą wyciągnął z talii i rzucił pomiędzy nich tak, aby Ślizgonka na pewno mogła ją zauważyć.
Nemesis Sigita
Temat: Re: Magia pierwotna Sob 23 Cze 2018, 16:59
Była bardzo zadowolona z tego, co zobaczyła. Nie, nie było to rozbawienie szczyla, który właśnie zaśmiewa się z tego jaki to fantastyczny żart mu nie wyszedł. Takie rzeczy dzieją się w wieku przed rozpoczęciem Hogwartu, mając siedemnaście lat wypadałoby mięć chociaż trochę godności i szacunku do samego siebie. Nemesis po prostu uważnie śledziła jak kolejne pasma spływają ciemnoróżowym kolorem, który przypominał wyblakły od promieni słonecznych karmazyn. Musiała przyznać, że Glomowi w jakiś pokrętny sposób pasował ten odcień. Nie wyglądał w nim komicznie, taki dowcip nie ośmieszyłby go w żadnym stopniu. Narkotyk zaczynał działać i wyostrzone zmysły pozwalały Ślizgonce dostrzec najmniejsze refleksy światła na jego długich włosach, drobne różnice w odcieniu. Ogólnie podobały jej się te długie włosy. Jego włosy. Ogólnie długie włosy. Sigita, na litość Illuminati, siad. Kolejne pytanie, kolejna odsłona nowej znajomości. Nie mogła powiedzieć, by zaskoczyło ją to pytanie, raczej zaciekawiło to, co mogło się za nim kryć. Marcus wydawał się mieć jednak co nieco w głowie, więc nie zakładała, że wzięło się ono z opinii o Ślizgona, która wędrowała pocztą pantoflową co jakiś czas. Zupełnie jakby co drugi uczeń tego domu w wolne weekendy uszczuplał listę nazwisk z jakiegoś Gryffindoru albo gdyby Chantal co miesiąc organizowała zajęcia terenowe, podczas których szli wybijać wioski mugoli. Nie, coś jej mówiło, że osoba naprzeciwko niej była ponad to. Czyżby więc oczekiwał konkretnej odpowiedzi sprawdzając ją? Najprawdopodobniej i miała przeczucie, że negatywna nie byłaby tą najbardziej pożądaną. Nowy, narkotyczny głos wykrzykiwał poprawną, ale potrzebowała chwili, by rozszyfrować echo, które powodował w jej głowie. - Kilka razy. W ramach szkolenia do nekromancji. Przygotowanie materiałów pod inferiusy lub szkielety. Źle wspominam. Zrobiła pauzę, pozwalając, by na twarz wypłynął grymas rozczarowania pomieszanego z wręcz dziecięca frustracją. Brakowało założonych rąk i tupnięcia nogą. - Nie pozwalali się bawić. Liczyło się sprawne załatwienie sprawy, a ja miałam już tyle pomysłów. Rodzina nie pozwala mi na rozwijanie artystycznych talentów. Szczególnie, że było też w tej grupie dziecko, one są tak uroczo naiwne, można patrzeć czasem kilka razy jak tracą tę naiwność. Co za głupie istoty. Od kiedy ona tyle gada? Pod koniec dopiero pozwoliła sobie na widoczne rozbawienie, sięgając, by upić kolejny łyk rumu. W połączeniu z narkotykiem smakował trochę lepiej. Jej wzrok padł na szóstkę kier, leżącą między nimi. No proszę, coś dla odmiany, idealnie się złożyło. Jedna kartę już oczyścili, ale pojawiła się druga i Nemesis nie zamierzała Marcusowi odpuścić w tej kwestii. Żadnej taryfy ulgowej, nawet jeśli powoli coraz częściej jej wyobraźnia szalała. Osłabiona kontrola nad własnymi instynktami sprawiała, że już kolejny raz odsuwała od siebie nieznośną chęć przesunięcia paznokciami po klatce piersiowej Gloma, a językiem wzdłuż jego szyi. Tym razem nawet widziała przed oczami jak ten sam jeżyk schodzi poniżej linii bioder... Zagryzła dolną wargę, skupiając się na obracaniu karty między palcami. - No nareszcie, już myślałam, że nie dasz mi okazji na rewanż. Twój najsłabszy punkt. Coś, czego samo tknięcie może zachwiać posady całego twojego świata. I przysięgam, że jak zaczniesz pierdolić o tym, że absoluty nie mają słabych punktów to ci przyłożę. Sięgnęła do talii, by zaraz spotkać się spojrzeniem z królem pik. A więc teraz i na nią przyszła kolej. Wybornie.
Marcus Glom
Temat: Re: Magia pierwotna Sob 23 Cze 2018, 17:26
Czyli jednak - ich doświadczenia z odbieraniem innym życia znacząco się różniły. Rozczarowujące. Jej rodzina zmuszając ją do tego łupiła jej smaczek życia. Powoli zaczynał nimi gardzić - jak z pięknego tańca emocji, wykradania innym tego co dla nich najcenniejsze, można zrobić tak nędzny, mechaniczny akt? To oburzające, obrzydliwe wręcz. To tak jakby do wybornego gulaszu na wszelki wypadek dodać trochę gówna i zmuszać kogoś do jedzenia tego. To nie było odkrywanie własnego ja, podczas konfrontacji z prawdziwym życiem. Wstyd rodzino Sigita, wstyd jak cholera, powinniście się wstydzić, chować głowę w piasek i nigdy nie wyglądać ponad poziom powierzchni. To jak Avada Kedavra. Zaklęcie uśmiercające odbierało całe piękno danse macabre. Było mało ambitne. Pozbawione emocji, odczuć. Ktoś kto w ten sposób traktował mordowanie innych i z rozmysłem odbierał to piękno innym, nie musiał nic więcej mówić, bowiem nie miał prawa nazwać się zwycięzcą. Nie miał więc prawa dyktować warunków. A jak już kiedyś wspomniał - życie to dziwka, jeśli nie będziesz jej alfonsem, ona zostanie Twoim. Jeśli nie będziesz jego królem, ono będzie znudzone odgrywaniem konia dla tak słabego króla i zrzuci Cię ze swego grzbietu. Dlaczego rodzina z tradycjami była tak żałosna, że odbierała komuś cały bagaż emocjonalny związany z morderczym instynktem? Czy większość czystokrwistych była tak żałośnie pusta? Na jego twarzy przez chwilę manifestowało się obrzydzenie, które różnie można było odebrać. Zdecydowanie bardziej przypadło mu do gustu że ona również nie była usatysfakcjonowana tym stanem rzeczy. Może pomimo kiepskich korzeni i miernego startu, jeszcze będą z niej istoty wyższe. Bardzo by go to uradowało, z jakiegoś powodu. Może to jej urok, może to nar-ko-tyk. Kiedy usłyszał kolejne pytanie sięgnął wpierw po butelkę rumu i pociągnął kolejnego łyka. Coraz mniejsze te butelki robili, była pusta. Bez słowa wstał i sięgnął do szafki. Przeciągał, robił coraz dłuższą przerwę. Wyciągnął pokaźnych rozmiarów butlę wypełnioną overproofem - cholernie mocnym rumem, o bardzo wysokiej zawartości alkoholu. Dostał go na piętnaste urodziny od kuzyna i do tej pory jeszcze go nie ruszył. Najwyraźniej przyszła odpowiednia pora. Tego jednak nie zamierzał pić z gwinta. Wyciągnął dwie szklanki, potocznie zwane whiskaczówkami i rozlał trunek do obydwu. Jedną podsunął dziewczynie, zdając sobie sprawę z tego że coraz bardziej może ją irytować fakt że robi aż taką przerwę. Następnie poczęstował się jeszcze jedną kreską tajemniczego proszku i porządnie pociągnął ze swojej szklanki. Wtedy dopiero zebrał się do odpowiedzi. - Od strony umiejętności, jest to zdecydowanie transmutacja. Jestem w tym kiepski. Wszelkie pozostałe...nie pasuję. Ani nie mam obsesji na punkcie czystości krwi, ani nie jestem rozkochany w mugolach. Jestem strasznie terytorialny i nienawidzę się dzielić. Wywoływanie we mnie zawiści może prowadzić do wyjątkowo bolesnej śmierci. Raczej nie wybaczam. Dodatkowo, może to wina upojenia... - na moment urwał. Prawie powiedział coś bardzo głupiego. Upił jeszcze trochę trunku ze szklanki i zorientował się że jego papieros już się kończył. Odłożył kiepa do popielniczki i sięgnął po następnego. Prawdopodobnie to zmieszanie prochów z dość mocnym alkoholem sprawiło że podjął urwany wątek. -...może to wina upojenia, ale do tej listy dołączyłaś również Ty. Jesteś pewnego rodzaju słabym punktem. Święta przyszły wcześniej, huh? - zakończył, a przez całą wypowiedź był...dziwny. Totalnie beznamiętny. Nie było to wymuszone - to była po prostu rzeczowa wypowiedź, bez unoszenia się emocjami. Kiedy zobaczył że tym razem dziewczyna wylosowała wyzwanie, przez chwilę musiał się zastanowić. Jakby tu się odpłacić. Krew była uczciwym wyzwaniem, które wyrównało rachunki na tym polu. Zmiana koloru jego włosów była dziwnym pomysłem, ale zapewne i w różowym wyglądał oszałamiająco więc nie mógł traktować tego jako przytyk. Nagle wpadło mu coś idealnego. Od dłuższego czasu irytowała go jej koszula - bez przerwy przyciągała wzrok, nawet kiedy nie chciał się w nią wgapiać. Tak, to całkiem niezły pomysł. Odchylił się lekko i szybko dopalił papierosa. Co, już? Kiedy? Jak? Papierosy też coraz krótsze? Miał tego dość. Sięgnął do szafki i tym razem wyjął cygaro. Odpalił je z lubością i dopiero wtedy wyraził swoje wyzwanie. - Ubrania. Chciałbym abyś je zdjęła, w najbardziej pociągający sposób na jaki Cię stać - rzucił w końcu z uśmiechem który był w takim samym stopniu sympatyczny co perfidny czy zaczepny. Wtem coś go naszło i praktycznie natychmiast dodał: - Ah, zakolanówki mogą zostać. Niech zostaną Następnie sięgnął po kartę i wyłożył ją na pozostałe. Tym razem był to walet trefl. Ale czy miało to znaczenie?
Nemesis Sigita
Temat: Re: Magia pierwotna Sob 23 Cze 2018, 18:14
Spoiler:
Jego odpowiedź zaczynała się bez fajerwerków, acz dosyć treściwie - co na samym początku nie do końca rekompensowało to wytrącające z równowagi oczekiwanie, jakie jej zafundował. Brała pod uwagę, że była bardzo mała szansa na to, by wyłożył jej wszystko precyzyjnie, w końcu mało kto znał samego siebie na tyle dobrze. Mimo to wierzyła w jego szczerość i chęć dostosowania się do ustalonych zasad gry. Jego słowa już stanowiły jakiś start, bazę do obmyślania ewentualnych planów na zniszczenie jego osoby, gdyby tylko dał jej do tego powód. Trzeba będzie działać wtedy głownie na psychologicznym gruncie, ale cóż za problem, na wszystko znajdzie się sposób. Mogła tez dowiedzieć się, że mają coś wspólnego ze sobą. Terytorialność, a przede wszystkim brak możliwości na uzyskanie przebaczenia. Nemesis nigdy nie wybaczała, nigdy nie zapominała. Właśnie dlatego też obecny obraz Marcusa tak dobrze na nią działał - właśnie przez to, że pamiętała jaki był kiedyś. A jeśli ktoś w takim stylu potrafił się odbić spod pięciu metrów mułu na dnie to należało to uszanować, docenić. Nagrodzić. A propos nagrody - końcówka odpowiedzi Gloma sprawiła, że gdzieś tam, a konkretniej między udami dziewczyny rozszalało się prawdziwe piekło. Szybko je stłumiła chociaż na tyle, by nie wyłączyło jej zdolności jakiegokolwiek myślenia. Więcej nie była w stanie zrobić - lub nie chciała. Nie wiedziała też czy chciała ukazać Ślizgonowi drapieżny uśmiech poprzedzony zdecydowanie zbyt sugestywnym przygryzieniem dolnej wargi i krótkim ruchem ud, który miał pomóc jej poradzić sobie z tym dyskomfortem, mającym miejsce między nimi. To, co jej właśnie powiedział było szalenie przydatną informacją, ale narkotyk, alkohol i wypalane jeden za drugim papierosy skutecznie zaczęły wmawiać Nem, że to wcale ważne nie jest. Ważniejszym zdecydowanie było wyzwanie, które jej rzucił. Przestała rozróżniać, które obrazy w jej umyśle są dziełem zbyt szalonej wyobraźni, a które jej pobożnym życzeniem, celem, którego nieosiągnięcie nie wchodziło w grę. Dopnie swego, choćby miała wyszarpać to sobie siłą. Byli zbyt daleko, by zawrócić. Dogasiła papierosa, wypiła ze szklanki nowo nalany trunek, który zalał jej ciało falą ciepła. Aż dziw, że to odnotowała, biorąc pod uwagę jak bardzo już jej było gorąco tam w środku. Wstała, a każdy jej zmysł był skupiony w równym stopniu na jej własnym ciele jak i tym, którego właściciel wkraczał brutalnie i bez pardonu w ostępy, w których dłuższy czas już nikogo nie było. - Nawet nie zamierzam cię ostrzegać jak bardzo już nie masz drogi ucieczki. - powiedziała, instynktownie zniżając i ściszając swój głos, wbijając spojrzenie w błękitne tęczówki. Czy już zaczynała tonąć? Nie, jeszcze nie. Ale na pewno zaczęła powoli rozpinać koszulę(jak się okazało, nie zamierzała przed przyjściem tutaj założyć stanika), z idealnie wyćwiczonym kołysaniem bioder zbliżając się do Gloma. Nie spuszczała z niego wzroku, gdy wędrowała dłońmi od szyi, muskając po drodze obojczyki, talię, docierając w końcu do zapięcia spodenek. Nie spieszyło jej się, ale utrzymywała stałe tempo, które nie pozwalało na ryzykowanie, że widz znudzi się, bądź zniecierpliwi. Zsunęła spodenki, które poniżej linii bioder samoistnie opadły na podłogę. Znalazła się dokładnie na przeciwko Ślizgona, czując jak zmniejszający się dystans każe jej wręcz zerwać z siebie majtki. Zamiast tego jednak rozchyliła lekko wargi, ukazując najbardziej nieprzyzwoity, perwersyjny, otwierający wrota do piekielnego kręgu rozpusty uśmiech jaki kiedykolwiek jej się udał. Wsunęła po dwa palce pod materiał bielizny na biodrach, po czym z ruchami przywodzącymi na myśl kocicę zaczęła się pochylać, pozwalając, by majtki z każdą sekundą znajdywały się bliżej ziemi. Dotarły tam, akurat wtedy, gdy twarz Sigity zawisła na wysokości krawędzi łóżka, a tym samym - pasa Gloma, w którego wpatrywała się czarnymi oczami niczym wybitny hipnotyzer. Wykorzystała takie położenie do nieznośnie powolnego ruchu czubkiem języka po swoich ustach. Wyprostowała się i nie zamierzała jeszcze kończyć, punkt kulminacyjny wbrew pozorom wciąż znajdował się przed jej ofiarą. Skoro już prawie nic nie skrywało jej ciała postanowiła usiąść Marcusowi na kolana ze zdecydowanie zbyt szeroko rozłożonymi udami. Wyginając plecy w delikatny łuk, a tym samym pozwalając piersiom minimalnie zbliżyć się w zasięg białowłosego opuściła ramiona, zamierając na czas, gdy koszula zsuwała się z jej rąk, by w końcu dołączyć do reszty jej garderoby na dywanie. W tej odsłonie już nic nie ukrywało jej głębokich oddechów, unoszących kształtny biust za każdym razem. - Teraz twoje wyzwanie. Dotknij mnie wszędzie, gdzie tylko chcesz i w jaki sposób chcesz. A potem przyznaj się, że nie jesteś w stanie się kontrolować.
Marcus Glom
Temat: Re: Magia pierwotna Sob 23 Cze 2018, 19:00
+18:
Reakcja na jego słowa nie umknęła mu w żaden sposób - w aktualnym stanie był na zdecydowanie wyższym poziomie pojmowania niż kiedykolwiek i miał pełną kontrolę nad otoczeniem i wszystkim innym. Prawie. Zdecydowanie mniej kontrolował samego siebie. A konkretniej to co mówił. Już chwilę po tym wiedział, że popełnił straszny błąd odpowiadając w ten a nie inny sposób na pytanie, dał jej wszechpotężny oręż do ręki. To było coś co powinno się przemilczeć, chociaż czy nie byłoby to oszustwo w ich małej grze? Przede wszystkim sam nie był pewien czy mówił szczerze, jednakże nie tylko on dał zbyt wiele informacji. Prosty gest dziewczyny dał mu aż nadmiar informacji, a w jego głowie pojawiły się dziwne wizje. Podłoga, szafka nocna, parapet, łóżko, dywan, łazienka, fontanna i wiele innych miejsc. Reszta jest milczeniem, ale to chyba nie jest trudne do wyobrażenia sobie, co w tych miejscach widział. Wpatrywał się jak urzeczony w rozbierającą się dziewczynę, nie mogąc powstrzymać przyśpieszającego pulsu. Powoli zaczynało być to widoczne, ba, wręcz wyczuwalne. Krew uderzyła mu do głowy, tylko nie wiedział czy to alkohol zmieszany z prochem, czy po prostu naturalnie występujące w jego ciele gruczoły odpowiadające za podniecenie. Kiedy usiadła mu na kolanach na pewno już zorientowała się, co może się dziać poniżej linii paska - ba, jeśliby się nie zorientowała prawdopodobnie każdy facet mógłby poczuć się czymś takim urażony. Wtem usłyszał wyzwanie. Dała mu okazję. Zamierzał skrzętnie ją wykorzystać, jednakże na swoich zasadach. Dopił resztę rumu ze szklanki. Położył dłonie na jej biodrach, na wypadek gdyby dziewczyna po pierwszych słowach postanowiła mu uciec. - Przykro mi, nie mogę wykonać wyzwania. Mogę się kontrolować - powiedział, po czym spojrzał jej prosto w oczy - Mogę. Nie zamierzam Wciągnął jeszcze raz dym z cygara i wypuszczając go na jej nagie ciało, odłożył je do popielniczki. Najwyżej spalą dormitorium, chociaż jeszcze nigdy nie widział żeby coś zajęło się ogniem od cygara. Cichy głos w jego głowie który zawsze materializował sobie jako rudego, sześciorękiego skurczysyna z wymalowanym na twarzy morderczym grymasem, który zazwyczaj krzyczał mu o instynkcie, aktualnie wręcz wrzeszczał. Nakazywał mu się ruszyć, zaatakować natychmiast. To była perfekcyjna okazja, którą Marcus zamierzał wykorzystać. To że zamierzał używać innej różdżki niż w wypadku wrogów, to akurat już inna kwestia. Chwycił ją za zranioną wcześniej rękę i zębami zerwał bandaż, po czym przeciągnął czubkiem języka po skaleczeniu. Nie wiedział czemu, po prostu miał ochotę. Następnie jego usta powędrowały do jej piersi. Uchwycił jej sutka w usta i zaczął pieścić jego czubek językiem, co jakiś czas go nadgryzając. Poruszenie w jego bokserkach manifestowało się coraz bardziej, a może z racji że siedział, wypada powiedzieć coraz wyżej. Jedną dłoń umiejscowił na jej udzie, z palcami po wewnętrznej jego stronie, tak blisko celu a zarazem tak daleko. Drażnił ją? Może troszkę, wiedział jednak że czasem lepiej nie dawać wszystkiego naraz - wyczekiwanie sprawiało że posiłek był smaczniejszy. Drugą ręką wymierzył jej mocnego klapsa. W jego ślad poszły dwa następne. Lekko się odchylił, przejeżdżając językiem dookoła jej piersi i pojechał nim wyżej, przeciągając nim wzdłuż szyi Ślizgonki. Następnie skubnął zębami jej skórę. Chwilę później przeniósł obie ręce na jej nogi, na wysokości kolan powoli jadąc w górę wzdłuż jej ud. Jednocześnie jechał w górę po jej szyi ustami. W momencie w którym jednym z palców przesunął po jej łechtaczce, nadgryzł płatek jej ucha i dość natarczywym szeptem, który przywodził na myśl dzikie zwierzę zabierające się do posiłku, znacznie niższym głosem niż zazwyczaj wyszeptał jej prosto do ucha: - I want to fucking tear you apart
Nemesis Sigita
Temat: Re: Magia pierwotna Sob 23 Cze 2018, 19:46
+18:
Czas wybitnie nie mógł się zdecydować w jaki sposób chce płynąć. Jednocześnie pędził tak, że trudno było za nim nadążyć, sprawiając, że wszystko dookoła rozmazywało się w szaleńczym uniesieniu, a z drugiej zaś strony kolejne sekundy nie nadchodziły. Podczas wykonywania swego jakże ciężkiego i upierdliwego zadania(ha ha. ha.) Nemesis była pod ogromnym wrażeniem, że jest w stanie wciąż nad sobą panować, zamiast po prostu rzucić się na Glom jak dzikie zwierze, którego opanowanie przerastałoby największych ekspertów w dziedzinie opieki nad jakimikolwiek stworzeniami. Mimo wszystko jednak wiedział, że nie powinna dać mu tej satysfakcji tak szybko. Samej sobie też nie odmówiłaby tej rozkoszy z sięgnięcia po nagrodę będąc u szczytu wytrzymałości. Gdzieś z tyłu głowy głos ponownie się odezwał, tuż po słowach Ślizgona. Kontrola, akurat. Pierdolenie takich głupot zostaw niedorosłym młodzikom. To nie tak, że panujesz nad sytuacja i po prostu pozwalasz jej się rozwijać w ten sposób. Właśnie nie panujesz, ale po prostu ci to nie przeszkadza, młody. Ty chcesz się temu poddać, szczególnie, że instynkt nie pytał cię wcale o zgodę na tym etapie. Kiedy poczuła jego usta na swoich piersiach aż westchnęła, pierdoląc wszelkie hamowanie reakcji swojego organizmu. Całym jej ciałem wstrząsnął dreszcz, a dłoń automatycznie znalazła się na włosach Marcusa, wplatając w nie palce z wystarczającym wyczuciem, by nie ograniczać mu żadnego ruchu. Rana na jej przedramieniu piekła, pulsowała, ale przyprawiało to Nem tylko o spazmy euforii, przypominając sobie dotyk języka smakującego jej krew. Nie panowała już nad drżeniem bioder, którymi co i rusz poruszała, by chociaż w drobnym stopniu zmniejszyć pragnienie czające się między udami. Odchyliła głowę w tył, pozwalając chłopakowi na rozszerzanie rewiru swych podbojów jak tylko chciał. Z każdym ruchem jego języka powietrze gęstniało, wręcz parzyło, jakby zamierzało wypalić jej gardło podczas następnego oddechu. Jej klatka piersiowa poruszała się zbyt szybko, żeby było to zdrowe, ale ona sama czuła się wspaniale - choć to słowo nie oddawało w pełni szerokiej gamy emocji targających jej ciałem. Drugą ręką sięgnęła do spodni Gloma, przesuwając najpierw palcami, potem cała dłonią po doskonale wyczuwalnym wybrzuszeniu. Prawie czuła jak krew w tym narządzie pulsuje pod jej dotykiem, jakby materiał odzienia w niczym nie przeszkadzał lub był zbyt cienki, by ukryć cokolwiek. Drobna cząstka Ślizgonki wierzyła, że może w każdej chwili przerwać, odwrócić się i wyjść. Pozostała część jej jestestwa była zbyt zajęta piekłem, które urządzali zarówno w jej ciele jak i umyśle, wiedząc doskonale, że nie ma odwrotu. Dłonie Marcusa, przesuwające się po jej udach były istną torturą, najlepszym alkoholem, którym upijała się z lubością, nie chcąc zbyt szybko go kończyć, jednocześnie dolewając do szklanki więcej i więcej. Kiedy nareszcie ośmielił się musnąć jej łechtaczkę, otulić jej ucho oddechem i doprowadzić do szaleństwa kilkoma słowami - wszelkie łańcuchy pękły. Spojrzała na niego szeroko otwartymi oczami, silnym pchnięciem posyłając go na plecy. Gwałtownymi i niezgrabnymi ruchami rozpięła spodnie Ślizgona, zdejmując je od razu razem z bokserkami. Skurczysyn miał rację, ich ubrania dużo lepiej wyglądały na podłodze. - No ja mam nadzieję. - wydyszała wręcz, patrząc mu prosto w oczy. W ekstazie przesunęła paznokciami wzdłuż jego klatki piersiowej, obniżając swoją głowę na wysokość jego bioder. Jedną dłoń wpiła w jego biodra, drugą od razu kierując między własne uda, by wsunąć dwa palce w swoje wnętrze. Bez zbędnych gier wstępnych, których już chyba oboje mieli po uszy przesunęła czubkiem języka wzdłuż naprężonego członka szóstoroczniaka, którego nie tak dawno bez mrugnięcia okiem rzuciłaby akromantulom na pożarcie. Teraz sama zamierzała go pożreć. W całości. Jak postanowiła, tak też uczyniła już dwie sekundy później, gdy penis Gloma w całości znalazł się w jej ustach. Wprawa swoje robiła, choć nawet z bogatym doświadczeniem seksualnym musiała przyznać, że rozmiary nie są słabą stroną tego Ślizgona. Jej głowa unosiła się i opadało, a język starał się dbać o wszystkie te miejsca, w których akurat ust nie było. Lubiła to. Bardzo. Nie traktowała tego aktu jako nieprzyjemną konieczność, coś, co wypada odhaczyć. Wręcz przeciwnie, szczególnie, że to Marcus jako pierwszy dał jej trochę przyjemności. Stymulowanie samej siebie dodatkowo ją nakręcało. Wyostrzone przez narkotyki i alkohol zmysły dostarczały jej w tym momencie tak dużo wrażeniem, że niesamowitym był fakt, że jeszcze nie oszalała. A może jednak?