|
| Pusta Sala za starymi, spróchniałymi drzwiami {Magia Niewerbalna} | |
| |
Autor | Wiadomość |
---|
Gwendolyn Scrimgeour
| Temat: Re: Pusta Sala za starymi, spróchniałymi drzwiami {Magia Niewerbalna} Nie 09 Sie 2015, 17:10 | |
| Blondynka nie potrafiła powstrzymać się przed otwartą manifestacją respektu, jaki wzbudziła w niej druga, udana próba obcowania z nową formą magii partnerki. Z uśmiechem klasnęła w dłonie, za nic mając sobie fakt, iż wraz z powodzeniem Porunn jej, co prawda już umniejszone w intensywności, próby rozkojarzenia Ślizgonki spełzły na niczym. W głębi duszy miała nadzieję, że kiedy sama znajdzie się w świetle reflektorów, równie popisowo przebrnie przez bój o nowe pokłady umiejętności czarodziejskich. Nie należała do laików, a każde z letnich wakacji jawiły się w jaźni blondwłosej jako seria nieustannego doskonalenia własnych predyspozycji, choć głównie obronnych. Nawet jeżeli myśl o zaklęciach z puli tych defensywnych machinalnie budziła w niewieście odruch wymiotny, to panna Scrimgeour nie mogła odmówić sobie zamysłu, że niewerbalne ratowanie własnego – lub cudzego – tyłka podchodziłoby pod akt z gamy tych bardziej widowiskowych. Zmianę partnerów przyjęła z delikatną ulgą, gotowa dziękować niebiosom za każdego sparing partnera nie będącego przedstawicielem żółtej strony mocy. Gdyby na horyzoncie zatrzepotała jej uśmiechnięta, rudowłosa Puchonka, ambasadorka nacji, która samym swoim bytowaniem, obecnie, rodziła we wnętrzu Gwendolyn dotąd ukryte skrytobójcze predyspozycje, odgórnie narzucone skupienie lawirowałoby wśród kategorii prawdopodobnie niemożliwych do wykrzesania. Ale trafiła na z założenia łagodniejszą Fimmelównę. Choć niedługo przydomek ten miał zostać brutalnie zweryfikowany. W odpowiedzi na pytanie brunetki, skinęła tylko głową uśmiechnąwszy się nieznacznie i całkowicie odpłynęła myślami w stronę podyktowanego im zadania. W odciętym od zewnętrznych bodźców umyśle Krukonki zapadła grobowa cisza, a świat przedstawiony zredukował się do jej skromnej osóbki i obranego zawczasu za cel manekina oddającego aparycję osobistego faworyta Gwendolyn spośród zamieszkujących zamek istot. Może właśnie dlatego nie zauważyła efektów pierwszej z kłód rzuconych jej pod nogi. Zadanie bowiem polegało na bezgłośnej walce o nowe możliwości, a lubująca się w świergotaniu blondynka nie zamierzała trzepać ozorem zamiast w pełni oddać się batalii o uzewnętrznienie ukrytych dotąd, jak miała nadzieję, umiejętności magicznych. Mimowolnie w jaźni białogłowy zaświtał bodziec niechęci względem puchońskich pobratymców, który zamiast panicznie odrzucić, spisując się zawczasu na straty, postanowiła kreatywnie obrócić na własną korzyść. Złość, trudy panowania nad magiczną siłą, dającą swój wyraz w momentach z gamy tych bardziej destrukcyjnych i grymas zwycięstwa wobec poddającego ją kolejnym próbom brata, kiedy szukające ujścia pokłady czarodziejskiej mocy ulegały dominacji nastoletniej Krukonki, na tym postanowiła podeprzeć własne działania. Mocniej zacisnęła palce na różdżce, widząc przed sobą już nie uderzającego nikłą ponętnością woźnego, a taksującego wyczekującym spojrzeniem żółtawych ślepi, płowowłosego brata, któremu tak często, uparcie starała się udowodnić własną wartość. Zgrabnym ruchem wycelowała cisowym kijaszkiem w cel, ni stąd ni zowąd czując zachodzące w jej wnętrzu rewelacje. Zdziwienie dopadło Gwen z prędkością światła, zważywszy na to, że nie przypominała sobie, by jadła cokolwiek w przeciągu kilku dobrych godzin, a samo pomieszczenie zawczasu nie wzbudziło w niej odruchu wymiotnego. Niedługo zajęło niewieście dojście do faktu, iż stan, z którym obecnie toczyła zacięte boje, musiał być efektem ubarwiającego bytowanie zaklęcia jej sparingpartnerki. Punkt dla Arii, której łagodność niewiasta ewidentnie przeceniła. Starając się zapanować nad wewnętrznymi wycieczkami treści żołądkowej, przy okazji z rozbawieniem witając fakt, iż jej karminowe usteczka również uległy działaniu któregoś z uroków, uparcie opierając się przed choćby najdrobniejszemu rozdziawieniu, wypuściła powietrze nosem i na krótko przymknęła ślepia. Lewą rękę przyłożywszy do okrytego kilkoma warstwami odzienia brzucha, ponownie odnalazła skupienie na, w mniemaniu panny Scrimgeour, posturze apodyktycznego brata i mając nadzieję, iż siła woli nie tylko doprowadzi ją do wykonania zadania a i zapanowania nad wszystkim, co akurat trapiło jej bogu ducha winien organizm, zamaszystym ruchem wycelowała w cel. W zamiarze miała użycie zaklęcia Portengo, wyobrażając sobie zmieszanie rozlewające się na twarzy Rufusa i satysfakcję okalającą jej własną facjatę. |
| | | Franz Krueger
| Temat: Re: Pusta Sala za starymi, spróchniałymi drzwiami {Magia Niewerbalna} Pon 10 Sie 2015, 02:14 | |
| Nie był na pewno do końca zadowolony ze swoich poczynań, ale przychodząc tutaj, zdawał sobie też sprawę z tego, że nie będzie łatwo. Dlatego nie łamał się, licząc na to, że na kolejnych lekcjach zobaczy namacalne postępy. Tym razem brakło "tego czegoś". Niby był skoncentrowany na zadaniu, w dodatku naprawdę dobrze poszło mu z oczyszczeniem swojego umysłu, ale nie potrafił jeszcze zapanować nad magiczną siłą płynącą z wnętrza organizmu. Na razie ta moc była dla niego nieokiełznana, ale wierzył, że utrzymanie jej w ryzach to jedynie kwestia czasu (i ciężkiej pracy). Trochę tylko żałował, że tak szybko zamieniają się rolami w parach. Odnosił wrażenie, że dopiero się rozkręca. Z drugiej strony jednak mógł chociaż przez chwilę odetchnąć, zająć myśli czymś innym niż celem swojego samorozwoju. Wiedział, że mu się to przyda. Musiał wreszcie przyznać, że ostatnimi czasy coraz częściej chadzał wycieńczony na skutek mozolnych treningów, w szczególności w towarzystwie Drake'a Vane'a. Z ustaleń Skarsgard wynikało, że miał dekoncentrować niejakiego Bena Wattsa z Ravenclawu. Znał go tak dobrze jak Melanie, czyli praktycznie wcale, co jednak zupełnie mu nie przeszkadzało. Właściwie było to nawet wygodne - mógł zastosować wiele metod, przed którymi wzbraniałby się zapewne, gdyby chodziło o osoby bliskie, zwłaszcza o Jasmine, która nagle pojawiła się przed jego oczami. W tej samej sukience, w której przywitała go w willi Gard Manor... musiał jednak na razie wyplenić piękne wspomnienia, zostawić je na bardziej odpowiedni moment, a w tej chwili skupić się na lekcji. W głowie przeszukał więc zaraz listę znanych mu zaklęć, które nadawałyby się do celów zajęć Ingrid. Starał się wybrać coś, co nie będzie zbyt brutalne (w końcu nie chodziło tu o to, by łamać komuś kości czy raczyć go klątwą Cruciatusa), ale naprawdę utrudni Krukonowi pracę. Wreszcie podjął decyzję i odwrócił się w stronę swojego partnera. - Powodzenia - powiedział krótko, spokojnym tonem. Mimo że pełnił rolę "przeszkadzacza", wcale nie życzył chłopakowi źle. Każdy z uczniów przyszedł tutaj przecież po to, by się czegoś nauczyć. A chociaż Franz był małomówny i nie sprawiał przy tym wrażenia przyjaznego typa, wcale nie lubował się w kopaniu pod kimś dołków. Tym bardziej, że Watts nie wyglądał mu na kogoś, kto miałby któregoś dnia stanąć do walki po przeciwnej stronie barykady, stać się jednocześnie śmiertelnym wrogiem. - Flagrante - szepnął chwilę później, rzucając zaklęcie na różdżkę Bena. Miało ono sprawić, że ten kawałek drewna przy każdym jego dotknięciu nagrzeje się do bardzo wysokiej temperatury, a mówiąc prościej, będzie parzyć dłonie właściciela. W mniemaniu Kruegera nie było to jeszcze aż tak brutalne przedsięwzięcie, ale nikt nie mówił też, że obejdzie się zupełnie bez ran, poparzeń czy zadrapań. Poza tym chciał też nieco wpłynąć na psychikę Wattsa, wystarczająco go wkurzyć, by swoją wściekłość chłopak przelał na niewerbalne zaklęcie rzucane w manekina aka Argusa Filcha. Ślizgonowi wydawało się jednak, że to nadal za mało. Do bólu można było się w końcu przyzwyczaić. Dlatego też wychowanek Salazara odczekał chwilę, by rzucić kolejny dekoncentrujący czar. - Bubonem - po jakimś czasie ponownie dało się słyszeć głos Franza, choć Watts mógł go już praktycznie nie zarejestrować. Dlaczego? To proste. W tym momencie w jego uszach musiał rozbrzmieć przeraźliwy pisk stanowiący rezultat rzuconego przez Kruegera zaklęcia. Zwykle wykorzystywane było ono przez młodych czarodziejów w walce, ale nie dało się ukryć, że tak wysokie, wręcz ultra-dźwięki wyjątkowo dobrze spełniają swoją rolę. Na pewno nie pozwalały Benowi w pełni skupić się na stojącym przed nim wyzwaniu, a przecież do tego sprowadzała się ta cała, swoista "gra" zainicjowana przez Ingrid.
|
| | | Ben Watts
| Temat: Re: Pusta Sala za starymi, spróchniałymi drzwiami {Magia Niewerbalna} Pon 10 Sie 2015, 14:34 | |
| Zamiana ról, choć wyczekiwana z początku z ukłuciem ekscytacji, nagle przyszła zbyt szybko, gdy Krukon zaczął się całkiem nieźle bawić, sterując pomniejszoną brygadą szmacianych Filchów. Scalił z powrotem cel i przywrócił mu poprzedni rozmiar, by ktoś jeszcze mógł skorzystać bez konieczności sprzątania po niefrasobliwym prefekcie. Lubił porządek, nie potrafił ot tak zostawić po sobie bałaganu, nawet w tak kuriozalnej formie. Ślizgon, który przypadł mu w nowym losowaniu par, ani nie patrzył na Bena jak na kawał mięsa, który należy upolować, ani nie dawał mniej lub bardziej subtelnie znać, że najchętniej zobaczyłby go sześć stóp pod ziemią – było to w jakiś sposób odświeżające po ostatnich perypetiach z wychowankami domu Salazara. Watts nigdy nie miał złej opinii na temat żadnego z hogwardzkich domów, ale pewne osoby wydawały się wręcz kretyńsko zdesperowane, by to zmienić. Trochę pozytywnej przeciwwagi było mile widziane. Ben skinął tylko uprzejmie głową w stronę panicza Kruegera w odpowiedzi na jego słowa, po czym zwrócił z powrotem wzrok na cel. Choć usilnie starał się je od siebie odpychać, teraz świadomie choć niechętnie sięgnął ku wspomnieniom wybuchu szału w Pokoju Życzeń, gdy wystarczyło, że zacisnął różdżkę w dłoni, a przedmioty wypełniające pomieszczenie zaczynały się trząść i roztrzaskiwać na drobne kawałki. Nie chciał się doprowadzać do podobnego stanu, a oddzielić warstwę gwałtownych emocji od tego, jakie to było uczucie, gdy magia płynęła wartkim potokiem przez całe ciało, sprawiając, że wydawało się zbyt ciasne dla zamieszkującej je duszy. Paradoksalnie rzucając Flagrante na różdżkę trzymaną w zabandażowanej dłoni Bena, Franz przyczynił się do łatwiejszego odtworzenia wspomnień. Stopniowo nagrzewający się wiąz przypominał o bólu towarzyszącemu całemu procesowi i nie przeszkadzał tak bardzo, jak mógł zakładać Niemiec. Krukon był zbyt uparty, by wyrzucić różdżkę wtedy, kiedy wypalała krwawe ścieżki w jego dłoni i teraz też nie zamierzał tego zrobić. Wziął tylko głębszy wdech, ukierunkowując uwagę na jednym punkcie, zawężając na niej skupienie jak w tunelu, korzystając ze sposobów, których nauczyły go lekcje legilimencji. Teraz wystarczyło tylko połączyć oba elementy w jedną całość i ćwiczyć, ćwiczyć, aż nie dojdzie się do perfekcji. W ogólnym rozrachunku porażka absolutnie nie wchodziła w grę. … choć sukces być może został nieco bardziej odsunięty w czasie, gdy uszy Szkota wypełnił pisk jeżący włosy na karku i rozdzierający myśli jak błyskawica. Chłopak skrzywił się na moment, próbując na nowo odnaleźć to samo skupienie, do którego dążył jeszcze moment wcześniej i uniósł różdżkę, celując w pierś szmacianego woźnego. Bombarda. |
| | | Wanda Whisper
| Temat: Re: Pusta Sala za starymi, spróchniałymi drzwiami {Magia Niewerbalna} Pon 10 Sie 2015, 15:54 | |
| Oczy Krukonki uważnie śledziły wypchaną postać Filcha sprawdzając jednocześnie czy aby jej zaklęcie się powiodło czy też nie. Tym razem jak widać nie miała takiego szczęścia jak poprzednio – z pseudo woźnym nie stało się kompletnie nic, a ona czuła się nad wyraz głupio trzymając różdżkę w powietrzu. Zupełnie jakby czekała na cud. Najwidoczniej słowa rzucone przez Pride’a zbyt mocno odcisnęły się w psychice młodej panny Whisper, która za wszelką cenę chciała udowodnić wszystkim, że nie jest kolejną, marną kujonką z pechem, który nosi pod pachą – wręcz przeciwnie. Chciała to zmienić, chciała by i inni zobaczyli w niej kogoś więcej niż tylko uczennicę domu Roweny. Nie było to jednak łatwe, gdy przemożny lęk ogarniał Twój umysł, który szeptał Ci tylko słowa okraszające Twoją niewinność i nieszczęście, które nie chciało się od Ciebie odsunąć. Jeszcze tylko raz zerknęła kątem oka na Vincenta, któremu posłała wyjątkowo słodki uśmieszek – podobny do tego, który i ten jej przekazał i zamknęła usta nie chcąc, by cały gromadzony przez lata jad z niej wyciekł. Odprawiła go ruchem dłoni od razu po tym gdy dowiedziała się o lekkich zmianach zasad i par – tym razem to ona miała zająć się zdekoncentrowaniem kolejnego ucznia, którym okazała się Melanie. - Całe szczęście. – Sapnęła szatynka podchodząc do rudowłosej Puchonki, do której uśmiechnęła się serdecznie – acz z trudem. Wysoka temperatura ciała cały czas się utrzymywała przez o okrągła twarz Wandy nabrała intensywnych rumieńców. Nie mówiąc już o kroplach potu osuwających się po jej jasnej skórze i uczuciu duszności, które skutecznie uniemożliwiało komunikację. - Powodzenia, Mel. Daj z siebie wszystko i nie pozwól bym Cię zdekoncentrowała. – Odezwała się znowu półszeptem kładąc wolną dłoń na ramieniu koleżanki, by choć trochę podeprzeć ją na duchu. Odsunęła się zaraz płynnie wciąż czując nieprzyjemne uczucie strachu zaglądającego do jej serca. Zacisnęła z wysiłkiem zęby i wycelowała w tułów panny Moore. - Rictusempra. – Postanowiła nie robić jej zbytniej krzywdy swojej towarzyszce wiedząc, że i ona się do tego by nie posunęła. Nie zamierzała jej jednak odpuszczać, bo wiedziała, że tego typu lekcje w pewnym stopniu się opłacą. Najpierw trzeba swoje wycierpieć, by potem zbierać pochwały, prawda? Właśnie tak myśląc, wierząc głęboko w umiejętności Melanie rzuciła kolejne zaklęcie skupiając się przy okazji na wykonywaniu odpowiedniej sekwencji. Niedługo potem powinna usłyszeć śmiech dziewczyny, przyjemnie łaskoczący jej bębenki- na co teoretycznie zareaguje nikłym uśmiechem, by zaraz wprowadzić drugie zaklęcie jakim jest – Immovium – które powinno spowolnić ruchy panny Moore. - Obscuro. – Obrót nadgarstkiem i voila. Jeszcze tylko kolejna dawka świeżego powietrza i osuszenie czoła przy pomocy rękawa.
|
| | | Melanie Moore
| Temat: Re: Pusta Sala za starymi, spróchniałymi drzwiami {Magia Niewerbalna} Pon 10 Sie 2015, 16:40 | |
| Bezbarwna? Jak miło usłyszeć takie pokrzepiające słowa. Nie miała zamiaru reagować, chociaż coś się w niej faktycznie zagotowało. No i co z tego, Mel nie jest taka, że od razu jest wstanie być nie wiadomo jak bardzo charyzmatyczna. Mimo wszystko postanowiła nie brać słów prowadzącej do siebie i bardziej wykorzystać je jako motywację. Na pewno jej to pomoże i będzie chciała być barwniejsza. Dało jej to trochę do myślenia i wie, że tutaj radę dadzą sobie te osoby, które są najbardziej zdeterminowane. Ona jeszcze tego nie czuła i miała spore wątpliwości. Ten moment postawił kropkę nad i. Teraz wie co robić, nie opierniczać się i zabrać za robotę. Nie ma zamiaru się wycofać przez jakieś głupie gadanie, już wiele tego typu komentarzy słyszała i jak dotąd radzi sobie całkiem nieźle. Przede wszystkim bez żadnego załamywania się nad sobą bo to najgorsze co można zrobić w takich sytuacjach. Jak się okazało jej prosta sztuczka ze zwykłym przemieszczaniem kukły w jedną i drugą stronę były skuteczne. Ona się ucieszyła, no ale fakt, że jednak nie udało się Ślizgonowi rzucić zaklęcia. Ah, to już inna sprawa po prostu miała zrobić to co należało. Bywa, nie wszystko jest takie proste jak bułka z masłem. Przekonała się, że jak nadejdzie jej kolej pewnie też nie będzie miała co liczyć na pozytywne efekt. Sporo ćwiczeń i czasu poświęconego na magię niewerbalna dopiero przed nią. Pierwsze koty za płoty, ale nie będzie miała zamiaru się poddać do póki jej to nie uda. Nie spodziewała się, że będą zmiany w parach. Nawet i się trochę ucieszyła, gdy były przydzielane zacisnęła mocno dłoń z myślą, że trafi lepiej. Wanda. Z tych wszystkich osób ją znała najlepiej to trochę jej ulżyło z tego powodu. Wiedziała, że i tak łatwo nie będzie, ale milej jej się zrobiło. Stanęła przed sztuczną postacią Argusa Filcha. Może i brakowało mu tutaj jakiś szczegółów jego wyglądu, ale to nie ważne. Na sama myśl, że ten osobnik miał być jej celem poprawiał jej humor. Z pośród wszystkich osób pracujących w Hogwarcie to właśnie on miał najgorsza reputację, ale nie ma się co dziwić. Taki człowiek, wkurzający i wszędzie szukający podstępów. Do tego myśl jak nie raz, nie dwa razy miała z nim do czynienia. Cudownie. -Dam z siebie wszystko Wanda – odpowiedziała pewnym siebie głosem. Gdy poczuła jej dłoń na swoim ramieniu trochę dodało jej to otuchy. Da sobie radę, nie może sobie pozwolić na poddanie się sztuczkom Krukonki. Trzymała mocno różdżkę i celowała w nią w kukłę. Gromadziła w sobie tę energię na zaklęcie, koncentrację chciałam mieć jak najlepszą. Do tego pojawiła się walka z nagłymi napadami śmiechu. Nie mogła się zastanawiać jak to przerwać, tylko jak razem z tym utrudnieniem rzucić zaklęcie. Trzymała różdżkę wysoko, a pod nosem cały czas się podśmiechiwała. W jej głowie już było proste zaklęcie. Reducio. Nie skomplikowane zaklęcie zmniejszające. W tych warunkach wolała jednak coś prostszego. Jednak to nie był koniec zabaw Wandy wobec niej. Czuła, że stała się powolniejsza, ale to nie wiele zmienia skoro cel już ma obrany. Z zasłonięciem oczu jakoś musiała wytrzymać, starając się nie przemieszczać różdżką. Do tego ciągły śmiech przeszkadzający wypowiedzeniu w myślach prawidłowej inkantacji i to jeszcze pewnie. |
| | | Ingrid Skarsgard
| Temat: Re: Pusta Sala za starymi, spróchniałymi drzwiami {Magia Niewerbalna} Pon 10 Sie 2015, 21:49 | |
| Ingrid ponownie postanowiła przejść się między uczniami. Tym razem za swój cel obrała inne jednostki, przynajmniej połowa. Los chciał, żeby Norweżka ponownie podeszła do pary, w której urzędował Ben Watts. Zmierzyła go spojrzeniem, przez chwilę obserwując jego poczynania, możliwość skupienia się. Na pierwszy rzut obrała sobie jednak Franza. Wcześniej, pomimo całkowitego skupienia, nie udało mu się rzucić zaklęcia niewerbalnego. To jednak nie miało w tej chwili znaczenia. W końcu to była ich pierwsza lekcja, a ona nie oczekiwała od nikogo cudów. Podeszła więc do chłopaka, kładąc mu jedną dłoń na ramieniu, a drugą natomiast przycisnęła różdżkę do jego boku. Rzuciła na niego upiorogacka, który był całkowicie niewerbalny. Może było ono nieco oklepane, jednak powinno być całkiem pomocne przy tym, co miała mu ochotę naprawdę zrobić. Następnym zaklęciem, którym dostał Franz był calidus. Uczucie gorąca niemalże od razu go uderzyło i chociaż na Sali było przeraźliwie zimno, to przy porównaniu ze stanem, jaki odczuwał Krueger, było wręcz odświeżająco. Zostawiając chłopaka samemu sobie. Teraz będzie miał trochę utrudnione skupienie się na zadaniu. Ale właśnie o to chodziło w jej zajęciach – o skupienie, o nic więcej. Musieli opanować sztukę koncentracji niemalże do perfekcji. Ben miał trochę mniej szczęścia, gdyż był osobą, która musiała nie dość, że się skupić, to jeszcze przypomnieć sobie o tym, jak cała jego moc go wypełniała. Nagle chłopak mógł poczuć, jak zostaje oblany wodą. Zimnym, chłodnym strumieniem, który nie był w tej chwili pożądanym, szczególnie, że siedzieli w lodowatym pomieszczeniu. Jego ucho objął ciepły podmuch oddechu Ingrid, która w tej chwili nachylała się przy nim, aby powiedzieć: - Zobaczymy czy zrobisz piorunujące wrażenie. Ben mógł poczuć, jak ostry impuls elektryczny przeszywa jego ciało, a jasne włosy stają dęba. Na tym jednak Ingrid nie skończyła. Jeśli iść na całość, to na całość. Wycelowała różdżkę w kierunku celu przypominającego Bena, a następnie wypowiedziała na głos zaklęcie: - Piertotum Locomotor – a po chwili sztuczny woźny biegł prosto na Bena, trzymając w rękach miotłę. Chłopak powinien szybko się skupić, bo jeśli mu się nie uda, dostanie dotkliwie pobity badylem po głowie. Zostawiła go samego, a następnie ruszyła do Porunn i Vincenta, którzy wydawali się bawić w najlepsze. Przez chwilę stała i obserwowała, a następnie, zabrała się do roboty. Nim Vincent wycelował w jej siostrzenicę różdżką, ona rzuciła w nią zaklęciem niewerbalnym. Wiedziała, że ta dwójka lubowała się w czarnej magii. Chciała wiec dać im przykład, dzięki któremu odczują działanie tejże magii na własnej skórze. A już na pewno chciała dać nauczkę Porunn, której na tej lekcji niezwykle się poszczęściło. Cóż, być może fart był tylko jednorazowy. Necrosis było zaklęciem w sam raz, aby dziewczyn wzięła się w sobie i pokazała na co ją stać. Nie patrząc na reakcję dziewczyny, zwróciła orzechowe, lodowate spojrzenie prosto na Vincenta. - Witaj w moim ogródku – powiedziała, po czym skinęła lekko głową w jego kierunku, a następnie wyciągnęła różdżkę, przyciskając ją do jego klatki piersiowej. Jej wyraz twarzy pozostał zupełnie nie wzruszony. Obserwowała, jak światło wydobywa się z jej różdżki i przenika do Vincenta. Falcis. Była ciekawa jak z tym sobie poradzi. Znała jego matkę, wątpiła, żeby to zaklęcie nie było przez niego znane. A jeśli nie, to przyszedł czas, aby się go nauczyć. Odeszła, posyłając Feliksowi skinienie głowy, dając mu do zrozumienia, że właśnie jej praca dobiegła końca.
Czekacie na posta Feliksa, gdyż to on tym razem rzuci kostki. |
| | | Feliks Zolnerowich
| Temat: Re: Pusta Sala za starymi, spróchniałymi drzwiami {Magia Niewerbalna} Pon 10 Sie 2015, 21:53 | |
| Wanda + Melanie, Aria + Gwen Tego typu lekcje praktyczne miały tę przewagę nad teorią, że faktycznie pozwalały zmierzyć umiejętności poszczególnych uczniów – choć przeszkody, jakie musieli pokonać, różniły się od osoby do osoby, przykładanie miary odbywało się szybciej, a postęp stawał się bardziej wyraźny. Dopiero teraz Feliks w pełni uświadamiał sobie, jak mocno tęsknił za nauczaniem i żałował niemożności wymazania ze swoich akt pamiętnego wypadku, który zagwarantował mu wilczy bilet na wszystkie związane z tym funkcje. Tylko Ingrid mogła być na tyle nieobliczalna, by całkiem to zignorować. I cóż, w tej chwili pan Zolnerowich gotów był odpłacać jej za tę szansę w każdy dostępny sobie sposób, ale niekoniecznie zamierzał się z tym faktem afiszować. Obserwował zmianę par ze średnim zainteresowaniem, odbiegając myślami ku srebrnej papierośnicy, ale w rzadkim przypadku zignorowania własnych zachciewajek póki co odpuścił. A normalnie przecież tak dużo nie palił, robota w banku musiała dawać mu się we znaki bardziej, niż chciał to zauważać. Za cel dokuczania obrał sobie tym razem dwie żeńskie pary, najpierw kierując kroki ku Arii i Gwen, której jeszcze niedawno zepsuł fryzurę jej własnymi ptaszkami. Przystanął najpierw przy siostrzenicy Ingrid, obserwując, co też wymyśliła. Para krzaczastych brwi uniosła się nieco, a mężczyzna przytaknął z wyraźnym zadowoleniem. - Tak niewinnie wyglądasz, a w środku najwyraźniej czai się smoczyca – stwierdził z rozbawieniem, którego nawet nie próbował maskować. Niewerbalnie rzucił na Arię jakże zabawne Densaugeo, które zaczęło powodować stopniowe rośnięcie dwóch górnych jedynek dziewczyny, szybko upodabniając ją do bobra. Co więcej! Zęby wcale nie przestały rosnąć, stopniowo coraz mocniej utrudniając Fimmelównie wymawianie zaklęć. Panna Scrimgeour natomiast... Połączenie zastosowane przez jej koleżankę było niezwykle pomysłowe, toteż Feliks odpuścił sobie rzucanie zaklęcia. Położył za to dłonie na ramionach Krukonki, kołysząc nią niezbyt delikatnie na prawo i lewo, co musiało wzmocnić chęć zwrócenia obiadu. Gdyby oczywiście Aria nie zakleiła jej ust. - Pięknie tu pachnie, co? Cudna zgnilizna – rzucił tak niefrasobliwie, jakby opowiadał o czymś zupełnie normalnym. Następne w kolejce były Melanie i Wanda, która jakoś nie wyglądała na wzruszoną Decursusem, którego Feliks wciąż nie odwołał. Czyżby świadomość, że zostanie wywalona ze szkoły nie robiła na niej żadnego wrażenia? Kombinacja zaklęć panny Whisper może nie była tak imponująco wredna, jak w przypadku poprzedniej pary, ale uchodziła w tłoku. Rosjanina zwyczajnie nie było łatwo zadziwić, czy wywołać większe zainteresowanie, bo od dawna obcował z różnymi mniej lub bardziej wyrafinowanymi dziwactwami. A skoro już o tym mowa... Aktualnie oślepiona Melanie nie mogła zobaczyć, że koniec świerkowej różdżki zostaje wycelowany w jej stronę. Zarówno ręce jak i nogi Puchonki zaczęły się zmieniać, giąć jak guma, zostając przetransmutowane w urocze, żółciutkie macki. Utrzymanie różdżki musiało stanowić teraz niezłe wyzwanie. Co się zaś tyczyło Wandy – do niej najpierw łobuzersko puścił oko, a potem potraktował połączeniem Locomotor mortis i Tarantallegry. Tańcowanie na zwartych nogach, to dopiero zabawa!
Kostki: Kostki 10-ścienne Zaklęcie udane: 10 (zaklęcie udaje się tylko przy wysokiej koncentracji) Zaklęcie nieudane: 0-9
Koncentracja: Kostki 6-ścienne Poziom niski: 0-2 Poziom średni: 3-4 Poziom wysoki: 5-6
ZAKLĘCIA NIEWERBALNE: Kostka 1: Vincent Pride Kostka 2: Melanie Moore Kostka 3: Gwen Scrimgeour Kostka 4: Ben Watts
KONCENTRACJA: Kostka 5: Vincent Pride Kostka 6: Melanie Moore Kostka 7: Gwen Scrimgeour Kostka 8: Ben Watts
Czas odpisu: do 12.08 (środa) do godziny 21 |
| | | Huncwot
| Temat: Re: Pusta Sala za starymi, spróchniałymi drzwiami {Magia Niewerbalna} Pon 10 Sie 2015, 21:53 | |
| |
| | | Porunn Fimmel
| Temat: Re: Pusta Sala za starymi, spróchniałymi drzwiami {Magia Niewerbalna} Wto 11 Sie 2015, 13:39 | |
| Porunn uśmiechnęła się, wyciągając ręce na boki, przygotowując się na rzucenie zaklęcia przez Vincenta. Spoglądała na niego wyzywająco, jakby tym samym prowokowała do tego, aby dał z siebie wszystko. W końcu odrobina adrenaliny jeszcze nikomu nie zaszkodziła, a już na pewno nie tej dwójce, która chyba zapomniała jak w pewnych kwestiach zachowywać moralność i przyzwoitość. No cóż, do tego im było stanowczo daleko, jednak nie wyglądali, żeby żałowali, że tak właśnie sprawy się potoczyły. W ostatniej chwili zauważyła, jak ciotka kieruje w nią swoją różdżkę i nim zdążyła cokolwiek powiedzieć i zareagować, uderzyło ją zaklęcie niewerbalne. Przez chwilę nic się nie działo, nawet miała wrażenie, że Ingrid po prostu zrobiła sonie z niej żarty. Jednak nie. Nie minęło kilka sekund, a poczuła bolesny ucisk w płucach, zapierający dech. Ponownie spojrzała z zaskoczeniem na Ingrid, po czym klęknęła, nie mogąc złapać oddechu. Zacisnęła mocno pięści, próbując powstrzymać atak duszności i tym samym pokonać działanie zaklęcia. Może i miała małą wiedzę na temat czarnej magii, jednak to zaklęcie było na tyle bolesne i charakterystyczne, że bez problemu je rozpoznała. Necrosis. A niech to tę wiedźmę diabli wezmą. Do jej całego stanu ogólnego doszły zawroty głowy, nie mogła się utrzymać na nogach, ledwo udawało jej się łapać nerwowe oddechy. Przed jej oczami zdawało się jaśnieć i ciemnieć, tak na zmianę. W rękach wciąż trzymała kurczowo różdżkę. Walczyła ze swoim stanem. Sekundy zdawały się być dla niej jak dłużące się godziny. I co teraz miała zrobić? Dalej bawić się w tę chorą grę, którą wymyśliła ciotka? Zamknęła oczy, po czy wyciągnęła różdżkę w kierunku Vincenta, jednak nie udało jej się rzucić w tej chwili żadnego zaklęcia. Nie miała do tego głowy i chociaż bardzo chciała jeszcze raz rozproszyć Vincenta. Chociaż… w sumie mimo, iż jego Zakęcie się nie udało, to wydawał się mimo wszystko całkiem skupiony. - Poważnie? – syknęła chrapliwym, duszącym się głosem. Miała tylko nadzieję, że zaklęcie nie potrwa długo, a jej przygoda z życiem nie skończy się w tym miejscu. Zakaszlała, starając się podnieść z zimnej, kamiennej podłogi. Powoli, to tylko zaklęcie, sprawiające UCZUCIE duszności. Tylko jak to cholerstwo przezwyciężyć? To było najważniejsze pytanie w całej tej chorej sytuacji. Jej ciotka chyba sprawdzała jej wytrzymałość. Nie miała zamiaru paść jak mucha za pierwszym razem, kiedy ktoś rzucił w nią zaklęcie. To żaden krwotok wewnętrzny, żadne łamanie kości, tylko cholernie bolesne uczucie duszności. No i co teraz? , przeszło jej przez myśl, obserwując Vincenta. Wyciągnęła przed siebie różdżkę i kierując w nogę chłopaka, wyskrzeczała przez zaciśnięte zęby: - Bracchium Emendo. |
| | | Franz Krueger
| Temat: Re: Pusta Sala za starymi, spróchniałymi drzwiami {Magia Niewerbalna} Wto 11 Sie 2015, 20:23 | |
| Być może pierwsze z zaklęć Franza pomogło Benowi, ale jeśli tak, to dobrze się stało. O to w końcu mniej więcej chodziło - by poprzez "przeszkadzanie" paradoksalnie pomóc osobie, która podejmowała próbę rzucenia niewerbalnego zaklęcia. Wszystkie bowiem zaklęcia czy inne działania dekoncentrujące pozwalały, po pierwsze, lepiej przypomnieć sobie moment, kiedy użyło się po raz pierwszy niekontrolowanej magii, a po drugie, wpływały one na psychikę czarodzieja, podburzając jego emocje, które zaś ułatwiały pobudzenie wewnętrznej mocy do życia. Nie wszystko jednak, rzecz jasna, było tak kolorowe jak mogłoby się wydawać. W takich warunkach zdecydowanie ciężej było się skupić, a to właśnie koncentracja w połączeniu z wizualizacją czarodziejskiej siły stanowiły klucz do sukcesu. Bez któregoś z tych elementów nie było mowy o satysfakcjonujących rezultatach. Krueger odnosił wrażenie, że coraz lepiej pojmował mechanizm tej wymagającej sztuki magii, a chociaż był to tylko jeden mały stopień na drodze do celu, niewątpliwie zrozumienie samej istoty stanowiło nieodzowną podstawę i mogło zwiększyć jego szanse podczas kolejnych ćwiczeń. Ben starał się z całych sił, ale niestety jego działania spoczęły na niczym. Byłoby zaś rzeczą dziwną, gdyby w tej chwili nie pojawiła się obok ich duetu zgrabna sylwetka Skarsgard. Trzeba było przyznać, że kobieta miała ręce pełne roboty od kiedy za punkt honoru postawiła sobie niszczenie psychiki młodych uczniów. Na szczęście, czego by nie powiedzieć o Franzu, mógł poszczycić się on twardym charakterem i nie tak łatwo było go złamać. Dlatego też, choć początkowo zamierzał zastosować proste Finite, by zakończyć swoje gorączkowe katusze, szybko zrezygnował z tego planu. Skoro Ingrid chciała im pomóc w nauce pełnej koncentracji, dlaczego miałby nie skorzystać z okazji? Jako że znał zaklęcie Calidus dość dobrze (sam swego czasu go używał, a poza tym był niezły z zaklęć ofensywnych), zdawał sobie sprawę z tego, że rzeczywiście podnosi ono temperaturę ciała, wywołuje gorączkę, ale wrażenie palącego ciała to jedynie "wrażenie", więc nic złego wskutek samego zaklęcia stać mu się nie mogło. Calidus zaś nie skutkował towarzyszącymi nieraz podczas gorączki majakami, zatem wystarczyło powiedzieć sobie szczerze, że od tego gorąca się nie umrze i skupić się na zadaniu. W ten sposób Krueger podjął próbę wykonania wcześniej wspomnianego Finite, ale niewerbalnie, wyobrażając sobie jak efekt czaru wywołującego gorączkę ustępuje, a ciało powraca do swej normalnej temperatury. Przez chwilę pozwolił więc sobie zapomnieć o Benie, który najpewniej nadal zmagał się z wysokim piskiem rozbrzmiewającym w jego uszach oraz uczuciem chłodu i wilgoci, a zamiast tego całkowicie oddał się koncentracji na zaklęciu, które miał wykonać. Nie zapominał jednak przy tym oczywiście, że jego robota w tym momencie nadal opiewała na dalsze uprzykrzanie życia Wattsowi. Stąd niezależnie od rezultatów jego starań w zakresie niewerbalnego Finite chłopak zaczął zastanawiać się nad tym, które z zaklęć przysporzyłoby Krukonowi trochę kłopotów (jakby chłopczyna nie miał ich już wystarczająco). Jego wybór padł na czar użytkowy z elementem przyzwania. - Avifors - mruknął więc pod nosem, a z jego różdżki wyleciały nietoperze, które niemiecki czarodziej kontrolował, a którym rozkazał zaatakować Bena. Chłopak musiał zmagać się więc już nie tylko ze zmoczonym ubraniem, uczuciem zamarzania, rozgrzaną różdżką czy piskliwym dźwiękiem, ale także ze zgrają rozwścieczonych nietoperzy, które przelatywały mu przed oczami raz po raz, czasami uderzając o niego z całkiem sporą siłą jak na takie małe zwierzątka. Na domiar złego Krueger wydawał się po krótkiej chwili na tyle znudzony, że zdecydował się rzucić drugie zaklęcie. - Drętwota. - Może i nie był to zbyt wymyślny czar, ale niekiedy potrafił nawet doprowadzić ofiarę do utraty przytomności. Z tego względu Franz starał się nie koncentrować swojej pełnej mocy, by jedynie oszołomić Wattsa. Nikt w końcu nie miał pewnie ochoty go cucić czy zaprowadzać do szkolnej pielęgniarki.
|
| | | Aria Fimmel
| Temat: Re: Pusta Sala za starymi, spróchniałymi drzwiami {Magia Niewerbalna} Wto 11 Sie 2015, 22:13 | |
| Aria przyglądała się poczynaniom Gwen, która jej zdaniem niezwykle dobrze radziła sobie z rzuconymi na nią zaklęciami. Ogólna atmosfera pomieszczenia nie była przyjemna i nie sprzyjała skupieniu się, a dodatkowe bodźce tylko utrudniały zadanie.Zastanawiała się, czy może troszeczkę nie przesadziła. Cichutkie wyrzuty sumienia próbowały przedrzeć się do jej świadomości, ale uparcie zduszała je, by im nie ulec. W końcu nikomu nie robiła ogromnej krzywdy, a Gwen bez problemu trzymała się na równych nogach. Jeżeli uda jej się rzucić zaklęcie niewerbalne, powinna być z siebie jeszcze bardziej dumna. Im cięższe warunki, tym większa satysfakcja z pozytywnych efektów. A nawet, jeżeli jej się tym razem nie poszczęści, będzie mogła próbować ponownie. Z tą myślą Krukonka zaczęła się zastanawiać, jak jeszcze bardziej mogłaby rozproszyć koleżankę. Do głowy wpadło jej kilka ciekawych zaklęć, lecz nim zdołała wypowiedzieć jakiekolwiek z nich, zbliżył się do nich drugi nauczyciel. Obserwował ich poczynania, a choć Aria była nieco zawiedziona, że to Ingrid do nich nie podeszła, nie dała po sobie nic poznać. Uśmiechnęła się delikatnie do mężczyzny, który chyba właśnie sprawił jej komplement. O ile ten komplement nie powinien był jej nieco zmartwić. Nie mogła się jednak zbyt długo na tym skupić, gdyż nagle poczuła, jak górne jedynki zaczynają się wydłużać. Zaskoczona, momentalnie przyłożyła palce do ust, chcąc potwierdzić nieprzyjemne mrowienie. Bardzo zabawne! A więc nauczyciele również postanowili się zabawić ich kosztem, choć Gwen trafiła się o wiele gorsza wersja. Nawet Arii zrobiło się niedobrze na samą myśl o tym, co musiała czuć. Chęć zwrócenia wszystkiego, co do tej pory jadła, połączona z gwałtownym kołysaniem. Zabójcza mieszanka, przynajmniej w oczach Arii. Mogła tylko mieć nadzieję, że jakimś cudem ich dziwne praktyki przyniosą im wszystkim korzyści. Gdy Zolnerowich w końcu opuścił ich dwójkę, zmroziła jego plecy zabójczym wzrokiem. Spojrzała znów na Gwen, chcąc się upewnić, że ta wciąż się trzyma. Pierwszym odruchem byłoby uwolnienie koleżanki z działania poprzednich zaklęć, więc Aria uniosła różdżkę. W ostatniej chwili jednak zmieniła zdanie i postanowiła po prostu poczekać. Uznała, że już wystarczająco dużo rzeczy powinno zdekoncentrować jasnowłosą dziewczynę, a nie chciała przez przypadek zupełnie wykluczyć jej z gry. Spróbowała natomiast rzucić na siebie samą finite. Może szepnęłaby Gwen kilka słów, by ta trzymała się w garści, ale wolała nie ryzykować. Zapewne wszystko, co powiedziałaby w tym stanie, brzmiałoby niezwykle zabawnie, a nie chciała nikogo dodatkowo rozśmieszać. Lepiej, żeby nikt teraz nie zwracał na nią uwagi. |
| | | Melanie Moore
| Temat: Re: Pusta Sala za starymi, spróchniałymi drzwiami {Magia Niewerbalna} Sro 12 Sie 2015, 14:31 | |
| Chciała już rzucić zaklęcie, a raczej spróbować to zrobić. Nie przeszkadzało jej w tym zasłonięte oczy, gorzej ze śmiechem i wolniejszymi ruchami. Próbując brać głębokie wdechy, chciała się oprzeć wymuszonymi łaskotkami na jej ciele. Tyle, że stało się coś czego już się nie spodziewała. Kolejna ingerencja, nie wiedziała czy to mogła być ponownie Wanda. Była przekonana, że to co słyszała, jakie zaklęcia wykonuje to będzie wszystko. Nie sądziła, że jeszcze jakąś kolejna niespodziankę mogła jej sprawić, ale bez żadnego słowa? -Co się dzieje? - mruknęła cicho zdezorientowana. Jedyne co wiedziała, a raczej czuła po sobie. To co się z nią działo było okropne, interesujące może pod względem samego zaklęcia. Zdecydowanie to mogła być ingerencja, któregoś z prowadzących. Większa prowokacja i przymus do skupienia się nad zaklęciem. Już nawet nie chciała myśleć kto to zrobił, tylko jak zapanować nad swoim ciałem. Nogi przemieniły się w dziwny twór, stała, ale to było naprawdę uczucie, którego nigdy wcześniej nie doświadczyła. Macki? Coś w tym kierunku. Nie mówiąc już o jej rękach, ja tu utrzymać różdżkę czymś takim obślizgłym? Fuj. Musiała i tyle. Nie myśleć o niczym innym poza tym by rzucić zaklęcie. Nie w takich warunkach znajdują się czarodzieje i muszą sobie z tym radzić. Dalej brnęła przy swoim i wciąż chciała rzucić Reducio na kukłę, ale z wycelowaniem już będzie gorzej. Zapomnieć o całym świecie i skupić się na inkantacji w głowie. Nie coś innego. Nie poradziła by sobie. Chciała więc skierować różdżkę na samą siebie i uwolnić się od tego wszystkiego. Finite, to było coś co na pewno by jej pomogło w tej chwili. Ba! Nawet musiało pomóc, wszystko położyć na jedną kartę ze skupionym umysłem. Teraz czuła jeszcze większą chęć i wściekłość by to po prostu skończyć. To już była inna opcja zdenerwowania, taka co mogłaby jej jedynie pomóc, ale nawet i na to nie liczyła. Miała ochotę wypowiedzieć to na głos, ale nie mogła. |
| | | Vincent Pride
| Temat: Re: Pusta Sala za starymi, spróchniałymi drzwiami {Magia Niewerbalna} Sro 12 Sie 2015, 15:28 | |
| Zaklęcie nie wyszło, czego się spodziewał, choć i tak czuł rozczarowanie brakiem widoku swojej uroczej Porunn w płomieniach. O ileż ciekawiej zaczęłyby się te zajęcia, gdyby mógł jej podarować bogina owiniętego wstążką z najlepszymi życzeniami? Tak z miłości. Cóż jednak poradzić, nie mogło pójść zbyt łatwo, w końcu satysfakcja jest tym większa, im trudniej coś osiągnąć - byle nie zbyt trudno, bo nawet Vincent miał granice swojej cierpliwości. Zobaczymy, w końcu dane mu najwyraźniej było drugie podejście. Nadejście Ingrid nie było zaskoczeniem i prawdę powiedziawszy, dołączenie tej kobiety do ich małego zespołu na kilka sekund nie mogło zwiastować braku urozmaiceń, po prostu nie mogło. Nie zawiodła Ślizgona, najpierw celując w Fimmelównę zaklęciem, które oczywiście bardzo dobrze znał. Nie uniósł nawet brwi, po prostu patrzył niewzruszony jak dziewczyna upada na kolana, walcząc o każdy oddech, którego de facto jej nie brakowało. To dopiero urokliwe. Przez myśl przeszło mu, że lubi ten widok, gdy ma ją u swoich stóp w tak pseudo-dramatycznej sytuacji. Kto wie, może powinien sam częściej się bawić w ten sposób? Byle nie przekroczyć bardzo cienkiej granicy, która u niezrównoważonej Porunn była tym bardziej niewyraźna i trudna do oszacowania. Potem przyszła kolej na niego. Światło z różdżki wniknęło w jego ciało i już czekał co też nauczycielka przygotowała, a biorąc pod uwagę, że oboje znali się od tej ciemniejszej strony spodziewał się samego Cruciatusa. Ograniczmy się jednak do niewerbalnych zaklęć, z których kobieta upodobała sobie właśnie to, którym on sam potraktował swojego kuzyna przy ich pierwszym spotkaniu w Hogwarcie(a raczej w pobliżu Hogwartu). Osiągnął naprawdę sporo w dziedzinie czarnej magii jak na swój wiek, oczywiście, że znał każdy szczegół rzuconego nań czaru. Ból bardzo szybko dał o sobie znać, dając chłopakowi bardzo żywe wyobrażenie tych ostrzy, które wchodziły w jego ciało jak w masło, powodując jednocześnie nieadekwatnie silne uczucie bólu. Gdyby nie fakt, że sporej ilości zaklęć uczył się na samym sobie najpewniej również skończyłby na kolanach, nieprzyzwyczajony do bólu, wręcz zaskoczony jego mocą. Niestety, był Vincentem Pride'em i coś takiego nie było w stanie wywołać u niego niczego poza szerokim uśmiechem - nawet jeśli przez zaciśnięte zęby. Oddychał szybciej, jednocześnie używając autosugestii, by przyjąć efekt czaru jak najlepiej. Porunn również wtrąciła swoje trzy grosze, chcąc pozbawić go kości. Zauważył w którą nogę celuje i od razu przeniósł ciężar ciała na drugą, próbując oczywiście odsunąć tę, która stanowiła cel. Mimo wszystko zakładał, że może nie zdążyć, więc od razu zastosował wyjście awaryjne. Wciąż z upiornym, nie pasującym do czarnomagicznego zaklęcia uśmiechem starał się skupić na kolejnym zaklęciu niewerbalnym, które wycelował w Porunn. To samo zaklęcie co wcześniej, po co kombinować? Właśnie je bardzo chciał zobaczyć i starał się skupić, wykorzystać ból jako siłę napędową. Niech wzmocni magię tak jak przyspieszył oddech i napiął mięśnie.
|
| | | Wanda Whisper
| Temat: Re: Pusta Sala za starymi, spróchniałymi drzwiami {Magia Niewerbalna} Sro 12 Sie 2015, 15:53 | |
| Może i nie była wystarczająco paskudna w stosunku do panny Moore, co nie znaczyło, że nie starała się jej uniemożliwić wykonania prawidłowo zaklęcia. Nie posuwała się do aż tak drastycznych metod – czy przez chwilowe osłabienie organizmu podtruwanego ciągłą gorączką, która sprawiała, że jej głowa pełna pomysłów pulsowała miarowo niczym komiksowy kciuk walnięty młotem. Jej myśli przelewały się między palcami, a oddech stawał się płytki zupełnie jakby przebiegła maraton życia. Oczy zalewały się jej potem przez co niekoniecznie otrzymywała taki obraz jaki chciała widzieć. Przytłumione głosy z oddali informowały ją dalej, że znajduje się w dziwnej Sali pośród innych uczniów chcących nabyć nowe umiejętności. Powtarzała sobie cały czas, że to tylko magia. Wyrzucenie ze szkoły – o dziwo nie działało na nią w taki sposób jak myślała. Ze stoickim spokojem – o ile można było to tak nazwać – przyjęła to do wiadomości martwiąc się jedynie o swoich przyjaciół. Podobnie ze strachem, który w niej narastał. Nie mogła od niego uciec – czuła jak zalewa jej trzewia, wypełnia ją wypleniając wszelakie szczęście jakie w niej pozostało. Jej dłoń dalej trzymała dzielnie różdżkę wycelowaną w postać Melanie, która wydawała się dziwnie urocza i nieskażona żadnymi negatywnymi emocjami. Była chyba jedyną czystą osobą pośród obecnych tutaj – może za wyjątkiem Arii - która od zawsze miała czyste zamiary, nie nosiła w sobie grama złośliwości. Wargi Krukonki pod napływem przyjemnych wspomnień związanych z Puchonką wygięły się w krzywym, bo krzywym, ale zawsze uśmiechu. Wyczuła obecność Feliksa, który podniósł na nią spojrzenie. Jej piwne oczy nie wyrażały niczego innego poza skupieniem – i może gdzieś tak w głębi chowanym smutkiem, który nie powinien wychodzić na światło dzienne. Jej grymas utrzymywał się jeszcze przez chwilę dopóki ponownie nie zacisnęła zębów z wysiłku. Wyprostowała się w miarę możliwości i zanim asystent Ingrid zdołał zrobić cokolwiek rzuciła wpierw jedno zaklęcie sprawiające, że domniemana ofiara słyszy przeraźliwy krzyk. Wycie. Podobne do tego, które i w jej uszach rozbrzmiewało co jakiś czas, a który uparcie starała się ignorować co wychodziło jej całkiem nieźle. Do momentu, gdy sama nie poczuła jak jej nogi zlepiają się – brwi szatynki uniosły się w zatrważającym tempie, a na jej twarzy odmalowało się zaskoczenie. Jeszcze jeden ruch badyla i wypowiedziana inkantacja – Vomitus – ujrzała światło dzienne, tak samo jak reszta mogła ujrzeć jej taniec. Połączenie szalonych pląsów z sapaniem – strasznie ciężko było jej złapać oddech – zwłaszcza teraz, gdy jej ramiona układały się w wyjątkową falę, a tułów sam układał się do wykonywania dziwnych wariacji niczym pani Okupnik w Tańcu z gwiazdami. Mogło wyglądać to zabawnie, zwłaszcza, gdy starała się zbliżyć do Melanie tylko po to by obrzucić spojrzeniem jej macki, na których widok zwyczajnie się skrzywiła. W miarę możliwości wycelowała różdżką w rudawą postać i robiąc piruet wykrzyknęła nazwę kolejnego zaklęcia. - Furnunculus! – Nie chciała jednak by przyjaciółka cała obrosła pieczarkami toteż poprzez gimnastyczne zdolności Wandy trafiła jedynie w nogę/mackę. Oczywiście samej przy tym tańcząc do dzikich wrzasków śpiewających w jej głowie odę do Argusa.
|
| | | Ben Watts
| Temat: Re: Pusta Sala za starymi, spróchniałymi drzwiami {Magia Niewerbalna} Sro 12 Sie 2015, 19:36 | |
| Jak można się było spodziewać, za pierwszym razem nie wyszło – ten fakt ani odrobinę nie zaskoczył Krukona, podbijając tylko jego ambicję, by ćwiczyć dalej. Ten kto się poddał na samym wstępie, jeszcze niczego nie osiągnął. Starając się jak najlepiej ignorować pisk wciąż słyszany w uszach, Ben szybko stwierdził, że przy pierwszej próbie zabrakło uczucia mrowienia w dłoni, jakby magia gdzieś się w nim zadławiła, albo w ogóle nie podniosła łba, gdy w myślach sięgnął po inkantację. Nie frustrować się, to przede wszystkim. Niestety jak to już bywa z większością dobrych planów, zwykle brzmią świetnie w teorii, ale skonfrontowane z niemożliwymi do przewidzenia zmiennymi, zwyczajnie zaczynają się sypać niczym małe domki z kart. Taką właśnie zmienną była dzisiaj dla Wattsa panna Skarsgard. Zaczęła od wspomnienia jego matki, gdy wcześniej przeszkadzał Arii, starając się zburzyć psychiczną równowagę, a teraz sięgnęła po ciało, jakby z rozmysłem chciała kawałek po kawałku upośledzić wszystkie możliwe funkcje. Była okrutna, zimna i uderzała bardzo precyzyjnie tam, gdzie mogło boleć najbardziej, ale stawiane przez nią wyzwania wywoływały uczucie jakiegoś chorego podniecenia. Pchała ich w ekstrema, sytuacje w jakich mogli się wykazać – być może sukcesem po wyjściu z tych zajęć nie miało być udane użycie zaklęcia bez werbalnej inkantacji, a opór i brak pozwoleństwa na złamanie się. Nagły, zimny strumień, który oblał go od stóp do głów, sprawił, że Krukon w pierwszym odruchu parsknął krótko, ocierając z twarzy wodę. I dokładnie na tylko tyle starczyło mu czasu, nim usłyszał słowa Ingrid, a jej zaklęcie smagnęło dziwnym, twardym rodzajem gorąca, które na moment otępiło każdą komórkę i pozostawiło po sobie widmo bólu. Cóż, Ben właśnie nauczył się o sobie czegoś nowego – nie lubił być rażony prądem. Mając problem z wzięciem głębszego oddechu, ledwo usunął się z drogi manekinowi wprowadzonemu w ruch przez prowadzącą. Szmaciany Filch przejechał obok ze świstem, wymachując badylem jak dziwaczną, rycerską kopią. Ból głowy wywołany ciągłym piskiem i chłód potęgowany przez wilgoć zdecydowanie nie stanowiły wymarzonych warunków do skupiania się, ale zaciskając zęby, Watts ponownie sięgnął ku swojemu mentalnemu tunelowi wyraźnie wyznaczającemu cel. I żadne pieprzone nietoperze sterowane przez Kruegera go nie rozproszą. Nawet jeśli miał po chwili ochotę je wszystkie podpalić, żeby spłonęły żywcem tylko za bycie irytującymi. W stronę jeżdżącego po sali manekina wycelowana została kolejna Bombarda chwilę zanim oszałamiający czar Franza uderzył w Krukona, przytępiając jego percepcję na tyle, że miał problem z zebraniem myśli, czy rozpędzeniem świetlistych punktów wirujących przed oczami. |
| | | Sponsored content
| Temat: Re: Pusta Sala za starymi, spróchniałymi drzwiami {Magia Niewerbalna} | |
| |
| | | | Pusta Sala za starymi, spróchniałymi drzwiami {Magia Niewerbalna} | |
|
Similar topics | |
|
| Pozwolenia na tym forum: | Nie możesz odpowiadać w tematach
| |
| |
| |