|
| |
Autor | Wiadomość |
---|
Riaan van Vuuren
| Temat: Re: Palenisko Sob 01 Sie 2015, 03:17 | |
| "Decyduj w co gramy", Riaan usłyszał głos Wandy. Gry? Przy ognisku? Nigdy wcześniej nie bawił się przy ognisku, chyba że jakiś chory świr uznałby że patroszenie antylopy to zabawa. Chłopak nie znosił tego robić, ale jeść też musiał, przykry obowiązek stał się więc częścią jego życia. Tam, gdzie spędzał wakacje ognisko było uświęconym miejscem, przy którym wioska zbierała się aby dziękować duchom zwierząt za ich ofiarę, potem opowiadano historie z przeszłości bliższej lub dalszej, niektóre ocierały się wręcz o legendy, koloryzowane przez kolejne pokolenia opowiadających. Wszystkie miały te same cechy wspólne: wielokrotne powtórzenia, które czasem traktowano jak chór, zwroty do słuchających, trzymające w napięciu pauzy. Człowiek wychowany w dwóch kulturach, cywilizowanej i prymitywnej potrafił odróżnić prawdę od fałszu, potrafił spojrzeć sceptycznym okiem na gawędziarza, ale z drugiej strony sam wciągał się w historię i przeżywał ją tak jak reszta, z wielkim szacunkiem i uświęconą czcią traktując opowieści. Połączenie dwóch światów w jednej osobie tworzyło wiele konfliktów, ale pomagało Riaanowi spoglądać na świat z obiektywnej perspektywy. Rozmyślania na temat gier i ukradkowe spoglądanie na Meredith, która jak zwykle wprawiała go w zażenowanie swoją obecnością wrzuciło go w stan letargu, z którego wyrwał go dopiero Anthony przedstawiając mu się. Afrykaner ścisnął jego dłoń. Na wspomnienie o jego swetrze dopiero teraz Riaan zauważył, że Puchon miał na sobie bluzę Strzał z Appelby. - Nazwijmy to rodzinną solidarnością. - uśmiechnął się kwaśno na myśl jak bardzo ironiczne były to słowa w stosunku do jego rodziny, a potem dodał: - Ojciec wysyła mi swoje swetry meczowe, bo uważa że nie ma lepszego prezentu niż kawałek wełny w której strzeliło się sześć goli. - nagle poczuł potrzebę rozgadania się, widocznie ostatnio za mało rozmawiał z ludźmi. - Ma to też swoje plusy, nie muszę kupować ubrań, a i czasem dostanę jakiś sweter reprezentacji, z którą grało RPA. Ostatnio trafił się Senegal. - jego nieumyślnie zbierana kolekcja przestawała mieścić się w kufrze, więc odsyłał te swetry do domu z czego najbardziej zadowolony był Grasuil. Sowa z ADHD. I powiedziałby coś jeszcze, gdyby nie Irytkowy atak. Ten głupi duch zaczynał go wkurzać. Było zimno, nie miał ochoty być mokry. Nienawidził, kiedy było mu zimno i mokro naraz. Wstał wściekły i zaczął rzucać w uciekającego poltergeista otoczakami. To nic, że go nie trafiał. Przynajmniej się wyżył na tym kawałku denerwującego kak. Gdy tylko mieli z głowy przeźroczystego debila, Riaan z ulgą, ale wciąż wściekły usiadł obok Mer i podrapał się po tyle głowy. Co mógł jej powiedzieć, eeeeee, nic? Hm, to chociaż zdejmie jej ten obrzydliwy kapelusz z głowy, w końcu jest mokry. Całe szczęście, że ognisko nie zgasło, przynajmniej chłopak się wysuszy. |
| | | Chris Dolmeth
| Temat: Re: Palenisko Sob 01 Sie 2015, 10:37 | |
| "Jak się modnie spóźnić i mieć wielkie wejście, godne pamięci narodów" - tak brzmiał tytuł książki, którą ochotę miał napisać teraz Chris. Faktycznie, zjawiał się w iście wielkim stylu. Z szatą rozdartą, twarzą i połową klatki piersiowej osmaloną, jaśniejącymi bliznami i kilkunastoma siniakami. Włosy miał postawione na coś czarnego i smolistego, a na twarzy pod szerokim uśmiechem skrywała się udręka i tajemnica. Nikt nigdy nie dowie się, co wydarzyło się w kuchni, jednakże drobne poszlaki podpowiadały że armagedon to przy tym letni deszczyk w blasku ciepłego, letniego słoneczka. Na plecach taszczył wór pełen...wszystkiego! Wytargował tyle żarcia że więcej nie byłby w stanie unieść. Tajemnicą również pozostawało czemu te krwiożercze, bezduszne spiskujące stworzenia, zwane skrzatami domowymi oddawały pożywienie z taką radością i wręcz służalczą potrzebą bycia popychadłem. Nie ufał im - był pewien że coś knuły, a ta ich uprzejmość to tylko i wyłącznie podpucha, mająca na celu zamydlenia ich oczu - ale nie z nim te numery! Był mężny i dzielny i choć wrogości im nie okazał, a jedynie drobny wypadek przy pracy podzielił ich zdania, to nigdy ale to nigdy nie wystawił się na atak znienacka. Zdawał sobie sprawę, że noże kuchenne mogły być zabójczą bronią, a wolałby nie umierać w tak głupi sposób. Zresztą tutaj też działo się coś dziwnego - nie spodziewał się co prawda aż takiej frekwencji, ale nie miał nic przeciwko większości - nie widział w tłumie żadnego Ślizgona, więc wszystko wydawało się być w porządku, gdyby nie jeden fakt. Irytek. To zdecydowanie nie było coś, co borsuczki lubią najbardziej. Gwoli ścisłości - Irytek nie był czymś, co ktokolwiek lubiłby najbardziej. A jak wiadomo - gdzie Irytek, tam zaczyna się robić gorąco. Jednakże w tym wypadku gorąc akurat właśnie zgasł, zaś Chris przyszedł idealnie po czasie, by uniknąć efektów tego co wywołał wredny duszek. Póki co w każdym razie. A każdy wiedział, że Dolmeth nie miał za grosz instynktu samozachowawczego, dlatego też musiał wpakować się w kłopoty. Jakby mało było mu tych, które zostawił za sobą. Poszperał więc w worku, wyciągnął z niego broń masowej zagłady i cisnął nią w Irytka. Nie obchodziło go nawet czy babeczka doleci do celu, bo jedno było już jasne - it's muffin time! - Gallagher! - ryknął grożąc mu palcem i udając zagniewanego - Musimy jeszcze raz przedyskutować listę gości - dodał kierując głowę w stronę poltergeista. No to wielkie wejście miałby z głowy, gdyby nie fakt że jeszcze nie zdążył się wywrócić. Ale nic straconego drodzy zgromadzeni, na efektowne fikołki i mistrzostwo akrobatyki zakończone majestatycznym opadnięciem na podłoże niczym kochanek lecący w objęcia wybranki, jeszcze nadejdzie pora! |
| | | Katerina E. Argent
| Temat: Re: Palenisko Sob 01 Sie 2015, 23:45 | |
| Zabawa jeszcze nie zdążyła się na dobre rozkręcić, albo po prostu nie była aż taką duszą towarzystwa, by biegać od osoby do osoby i wymagać jakiejkolwiek uwagi. Siedziała więc niedaleko Wandy i Melanie, będąc cały czas w zasięgu ich głosu i słuchała. Nie włączyła się do rozmów, zamiast tego piła leniwie wyrób Gallaghera i obserwowała chmurki leniwie sunące po nocnym niebie. Wbrew pozorom nie nudziła się. Od czasu do czasu pozwalała sobie na nieśmiałe uśmiechy i ewentualne odpowiedzi, jednakże przez większość czasu, jeżeli było jej to dane, kładła głowę na ramieniu panienki Moore, gdzie wzdychała i śmiała się na zmianę. Nie było źle…może jedynie przydałby się jakiś kocyk, bo pomimo bliskości ognia, Katerinie zaczęły przymarzać seksowne kolanka. Przytulała się więc mocniej do przyjaciółki. -Wanda, nie chcesz bym wymyślała zabawy. – uśmiechnęła się do starszej Krukonki, gdy ta zwróciła się do niej i nawet wyprostowała swoje szesnastoletnie kości. Pokręciła ze śmiechem głową. Śpiewanie nie brzmiało tak źle, czemu więc jeszcze chcieli grać w coś konkretniejszego? Chyba jeszcze za mało procentów upłynęło w tej rzece alkoholu jaką mieli, by rzucić się na tak głęboką wodę jak zabawy pijackie. – Możemy spróbowa…AH! – nagle ni stąd ni zowąd, niczym duch, którym zresztą był, pojawił się Irytek, a razem z nim zimny i orzeźwiający prysznic. Kat zerwała się na równe nogi i przeczesała mokre włosy palcami, wyplątując z nich zresztą bardzo dorodnego glona, który pojawił się na jej głowie. Zaczęła się trząść lekko z zimna i spojrzała na poltergeista z nutką niezadowolenia, jednakże nie zareagowała jakoś specjalnie. Wyciągnęła tylko różdżkę, by osuszyć własne ubranie oraz włosy i zrobiła to samo z Mel oraz Wandą, które też nie uniknęły deszczu, chociaż nie oberwały żadnym szczególnym wytworem wodnym. Na ich szczęście. Ale to nie był koniec niespodzianek. Obecność Irytka, można było wytłumaczyć jedną osobą – Dolmethem, który zaraz po gustownym przedstawieniu ducha, wpadł na Anthony’ego. Ten człowiek nosił pech jak szatę wierzchnią, a ponurak zapewne mógłby być jego następnym wcieleniem. Krukonka więc w akcie desperacji, widząc szukającego Puchonów, wtuliła się w Melanie, jakby szukając ochrony przed zimnem i żółtym, puchatym pechem.
|
| | | Melanie Moore
| Temat: Re: Palenisko Nie 02 Sie 2015, 16:46 | |
| Mijały kolejne minuty, Mel zdążyła zignorować wszelakie reakcje lub nie reakcje ze strony Krukona, który stał się ofiarą jej piwa. Nawet gdyby po prostu spotkałby się z totalną ignorancją ze strony dziewczyny, która zajęta była tuleniem się do ramienia Kateriny. Do tego próbując ogarnąć swoje dziwne myśli spowodowane delikatnym upojeniem, a zdecydowanie bliskość drugiej osoby jej w tym pomaga albo staje się taką przytulanką i potrafi tak się kleić do innej osoby bez przyczyny. Jednakże jej zachowanie spotkało z dezaprobatą Anthony'ego, skąd ona mogła wiedzieć, że nie spodoba mu się marnowanie jego piwa? Zachowanie do przewidzenia, dobrze wiedziała, że tak będzie. O tyle dobrze, że nie skończyło się ewentualnym wykładem o marnowaniu piwa! To zapewne byłoby znacznie gorsze od upominania, które jest lepsze. Oderwała się na momencik od ramienia Krukonki by tylko szybko odpowiedzieć byle jaką odpowiedź koledze -To mógł zostać w tej piwnicy, wybacz Antek. Siła wyższa - mruknęła do niego, jeszcze coś mamrocząc niezrozumiałego pod nosem. Jednakże zrobiło jej się nie wygodnie, samo siedzenie na pewno by jej nie pomogło w dojściu do stanu używalności. Wstała by rozruszać te nogi z waty. -Niee, nie śpiewanie - nie była za bardzo zadowolona z tego pomysłu - Przynajmniej ja podziekuję - nie lubiła, co gorsza nie potrafiła, co najwyżej zafałszować jak ktoś tak bardzo by chciał. Ewentualnie z innymi ludźmi faktycznie, gdy jej głos jest przyćmiewany przez wszystkie inne. Wolała jednak faktycznie w coś zagrać. Schyliła się do torby by wyciągnąć z niej jeszcze paczkę pomarańczy w czekoladzie. Bo najbliżej, mały leniuszek się z niej zrobił. W tym momencie usłyszała.. szum wody? Nie zdążyła się wyprostować, a już została oblana nieprzyjemnie zimną wodą. Wyprostowała się na baczność wystraszona wydobywając z siebie krzyk, orzeźwiający prysznic jej pomógł, ale zimno! Bardzo zimno. Zaczęła się trząść jak galareta -C-co.. jest. To nie jest.. ktoś śmiał? - mówiła przez zgrzytające zęby - Kocham Cię Kat - wyznała gdy poczuła efekty zaklęcia jakiego użyła Krukona do osuszenia się, jak cudownie i sucho. Na szczęście reagowała znacznie szybciej, tak to Mel do momentu wyciągnięcia różdżki zdążyłaby się załatwić. Jednego Irytka trudno przewidzieć, nigdy nic nie wiadomo co wykombinuje. Tak jak i Chris, którego właśnie zobaczyła. Jednak nie zginął, ale jakąś przygodę miał, jego wygląd mówił wszystko. Chyba nigdy się nie zmieni, ale świat byłby nudny nawet bez takich jak on. Tyle, że zrobił coś złego. Ona marnowała piwo, on słodkości. Co za duet. -Nie marnuj babeczek! - krzyknęła kiedy zobaczyła, że cisnął jedną z nich w Irytka, nawet jeśli sobie zasłużył, ale to muffinka przecież. Zaraz po tym objęła Kat, która zapewne również potrzebowała więcej ciepełka. Bardzo cieplutko. Jednakże, ta chwila nie trwała długo. Bo do tej pory nikt niczego nie zaczął, ani zabawy, ani gry na gitarze też jeszcze nie było. Ktoś musiał to po prostu rozpocząć, a lud zebrany dookoła leniwy i bez wyobraźni. Dlatego też, puściła na chwilę Kat by podejść do skrzynki z piwem, wziąć jedno z nich i sprytnie otworzyć. -Dobra, nikt się za to nie weźmie. Osoby wyraziły chęć, ale wyjaśnię tym co nie słyszeli. Szczególnie Tobie Chris. W kolejności każdy mówi. Nigdy nie, zrobiłam czegoś tam. Wtedy osoba ta piję i inni, jeśli ta sprawa również ich dotyczy. Polega to raczej na kłamstwie, przeciwieństwie, wszystko jedno. Za to na koniec można rozmyślać kto się przyznał do dziwnych faktów swojego życia. No to co? - wytłumaczyła po raz drugi - Może coś prostego. Nigdy nie wagarowałam- w tym momencie napiła się łyk słodkiego piwa, gdyż było to kłamstwo. Chociaż porządną uczennicą jest, to czasem musiała sobie odpuścić. |
| | | Nathaniel Cole
| Temat: Re: Palenisko Pon 03 Sie 2015, 00:28 | |
| Wystarczyło, że chwilę go nie było i już nie orientował się, co się w ogóle stało. Ominął nawet nagłe wtargnięcie Irytka! Tak, tak... zrobił sobie mały spacer z piwem w ręku w poszukiwaniu swojej smoczej figurki, którą zgubił gdzieś po drodze. Pluł sobie przy tym w brodę, że nie wyjął jej z kieszeni i nie zostawił w dormitorium. W końcu była bezcenna! A Antek na pewno o tym wiedział. Sam lubił figurki smoków i je zbierał; często zresztą chwalili się wzajemnie swoimi nowymi nabytkami. Zapewne więc Gallagher pomógłby Nathanielowi w szukaniu wartościowej zabawki, doceniając jej znaczenie dla właściciela, ale Puchon nie chciał do tego procederu swojego najlepszego przyjaciela angażować. Nie zamierzał mu psuć zabawy. Poza tym uznał, że poprosi go o pomoc dopiero wtedy, gdy sam nie poradzi sobie ze stojącym przed nim wyzwaniem. Na szczęście los mu dopomógł i po około piętnastu minutach zmarnowanych na wałęsanie się wśród drzew chłopak trafił na swoją zgubę. Tym razem schował ją jednak do kieszeni torby zapinanej na suwak, by mieć pewność, że nie będzie musiał tego wieczoru po raz kolejny opuszczać wesołej ferajny znajomych. Kiedy wrócił, Sharon umiliła zebranym pobyt nad paleniskiem swoją grą na gitarze. Skoczna nuta sprawiła, że na twarz Nathaniela powrócił szeroki uśmiech, który po części był także rezultatem wypitego na szybko piwa. Chłopak nie przejmował się jednak zupełnie, sięgając zaraz po kolejnego alkoholowego borsuka. Przywitał się także w międzyczasie z Chrisem, który jednak postanowił uraczyć wszystkich swoją obecnością, a po tym... cóż... usiadł gdzieś sam na ławce, zadręczony kolejnymi kłębiącymi się w jego głowie myślami. Może to i lepiej dla niego, ale kolejne łyki piwa spod skrzydła Gallaghera sprawiały, że coraz mniej przejmował się tym, co pomyślą o nich inni, a coraz bardziej pragnął przy tym uwolnić się od figli, które płatał mu jego własny umysł. Ten sam, który chwilę po tym podsunął mu szalony pomysł... - Mogę prosić panią do tańca? - niemal wyszeptał do Wandy, wyciągając do niej dłoń. Niewiele myśląc, pociągnął ją także na prowizoryczny parkiet, którym był skrawek wolnej trawy przy ławkach, na których akurat nikt nie siedział. Dla wielu postronnych obserwatorów mogło wydawać się to dziwne, ponieważ chłopak, który nie radził sobie w kontaktach z płcią przeciwną, nagle wyglądał tak, jakby znalazł się w swoim żywiole... i właściwie nie było w tym wielkiego kłamstwa. Nate naprawdę dobrze tańczył i chociaż raczej nie lubił się tym chwalić, piwo w połączeniu z nastrojem sprawiającym, że alkohol prędko trafiał do krwi, popchnęło go do tego, by popisać się paroma krokami. Siedemnastolatek obracał pannę Whisper w tańcu, zachwycając się nad jej zgrabnym ciałem i kocimi ruchami. Sam także poczuł rytm i poruszał się do niego zwinnie, uśmiechając się do ludzi naokoło. Był szczęśliwy. Szczególnie z taką partnerką. Pozwolił sobie nawet w pewnym momencie wziąć ją na ręce, i to właśnie wtedy jego twarz po raz pierwszy oblała się szkarłatem. Na szczęście Melanie akurat wspomniała o wspólnej grze, toteż młody Cole miał dobry pretekst, by przerwać dzikie harce. Starał się jakoś pozbyć czerwieni na swoich policzkach, ale kiedy zdał sobie sprawę z tego, że to mało możliwe, po prostu objął Wandę ramieniem, uśmiechając się głupio. - Przepraszam... idziemy zagrać? - mruknął niezbyt głośno, choć tak naprawdę nie miał przecież nawet za co przepraszać. Może właśnie za te rumieńce? Ale to nie było nic złego! W każdym razie, skoro już ściągnął Wandę w kierunku całej gromadki (gdzie nie oszukujmy się, czuł się trochę bezpieczniej z powodu choćby obecności Antka i Chrisa), postanowił wziąć aktywny udział w zabawie. Od razu wziął więc duży łyk piwa z racji tego, że na wagarach już bywał, i to nawet w tym roku... a następnie wytężył mózgownicę, by przejąć inicjatywę. - Nigdy nie piłem piwa kremowego. - powiedział z początku nieśmiało, spoglądając w kierunku Gallaghera. Rzecz jasna, było to kłamstwo, więc wychylił szybko nie jeden, a trzy łyki borsuczego trunku. - Ale wiesz, Tone, bez porównania! - dodał zaraz, śmiejąc się gromko i uderzając przy tym lekko w ramię swojego kumpla.
|
| | | Wanda Whisper
| Temat: Re: Palenisko Pon 03 Sie 2015, 11:24 | |
| Robiło się coraz później – delikatny, listopadowy wiatr mierzwił ich włosy i odsłonięte części ciała niczym czuła matka przychodząca do pokoju swojej latorośli. Księżyc oblewał ich rumiane i roześmiane twarze kiedy uczniowie Hogwartu zebrali się skrzętnie przy ognisku rozprawiając o wszystkim i o niczym. Tak było przyjemnie, lekko i swobodnie – każdy miał jakiś temat do obgadania, każdy kogoś zaczepiał myśląc, że być może mu się uda zaliczyć.. odpowiedni przedmiot dzięki danej znajomości i wszystko się jakoś kręciło. Do momentu aż w ich szeregi oczywiście nie wpadł Irytek, który chyba za punkt specjalny każdego tygodnia obrał sobie uprzykrzanie jej życia. Jak nie napaść w dormitorium, to w bibliotece – tutaj jej wzrok powędrował na Riaana, z którym to miała wątpliwą przyjemność zastać Poltegreista między półkami obleczonymi książkami. Do tej pory w ciemnych włosach przyjaciół dostrzec można było migoczący brokat, który wyjątkowo upierdliwie trzymał się na łepetynie nie chcąc zejść. Dlatego też widząc szkodnika już zamierzała wyciągnąć różdżkę jednocześnie mieląc przekleństwo w ustach, gdy wtem… poczuła chluśnięcie zimną wodą. - Co za… – Nie dokończyła, bowiem narastające wokół niej krzyki zmusiły ją do wycofania się. Jedyne co zdołała jeszcze zrobić nim Melanie ją wysuszyła do cna to przesunięcie dłońmi po wilgotnej twarzy – panna Whisper miała nadzieję, że pomimo tego ataku na jej i inne osoby nie będzie chora. Dusząc w sobie złość odstawiła butelkę na bok dopiero po tym zauważając Chrisa, dla którego specjalnie przygotowała okup. Wstała ze swojego miejsca i zmarszczywszy brwi skierowała na niego swoje piwne spojrzenie. - Panie Dolmeth, gdzież się Pan szlajał, kiedy ferajna na Pana czekała ? – Spytała z wyrzutem nie komentując jego dziwnego odzienia i sadzy zaplątującej się w jego jasnych włosach. Zerknęła w kierunku Antka dosłownie na moment dając mu pewnie do zrozumienia co o nich myśli. [oczywiście same dobre rzeczy] Przeszła kawałek sprawdzając czy nikomu aby nic nie jest rejestrując również fakt, że Riaan wyjątkowo często spogląda na Meredith co jedynie wywołało uśmiech na jej twarzy, który poszerzył się gdy natknął się na nią Nathaniel. Chwilowe zdezorientowanie w sytuacji zamaskowała kolejnym wyszczerzem – była zaskoczona, bowiem rzadko panowie prosili ją do wspólnych pląsów, a ostatni raz tańczyła z Henrym na balu, który nie skończył się dla nikogo dobrze. Nie widząc jednak Lancastera w pobliżu – to zabawne, ale nie ujrzy go przez następne kilka miesięcy jak mniemam – kiwnęła ochoczo głową i chwyciła Puchona z rocznika za dłoń, który poprowadził ją kawałek dalej, gdzie było wystarczająco dużo miejsca na ich wspólne harce. Wanda już od najmłodszych lat uczyła się tańczyć – może nie opanowała wszystkich konkretnych kroków, ale ruszać się umiała. Nie była baletnicą, nie była tak smukła czy gibka jak one, aczkolwiek wiedziała co i jak zrobić, którą nogę gdzie postawić. Tak samo było i teraz, gdy do jej uszu doszła w końcu jakaś muzyka – bo ktoś zaczął grać, prawda? Splotła ręce Nate’a ze swoimi i poruszała się w odpowiednim rytmie prowadzona przez jego nieśmiałą osobę, która z chwili na chwili coraz bardziej się rozkręcała. Jeden obrót, kolejny, a usta panny Whisper rozciągały się coraz szerzej. Alkohol w głowie jej szumiał powodując, że świat wokół niej zaczynał wirować – jasne oczy chłopaka utkwione były właśnie w jej twarzy co uważała chyba za coś normalnego – skoro razem tańczyli. Nie spodziewała się jednak, że po raz drugi tego wieczora ktoś ośmieli się ją podnieść – kolejny pisk wydarł się z jej gardła, co lada moment zamieniło się w śmiech, a jej nie umknął fakt, że chłopaczyna zwyczajnie oblał się rumieńcem, co uważała za wyjątkowo słodkie. Czując już grunt pod nogami złapała Cole’a za policzki i pociągnęła za nie pieszczotliwie chichocząc jak oszalała. - Dziękuję za taniec. - Skłoniła głowę i tym razem to ona pociągnęła Puszka w kierunku przyjaciół, którzy w końcu doszli do porozumienia i wybrali grę. Widząc poruszenie przy ognisku zaśmiała się ponownie czując jak policzki bolą ją od ciągłego chichrania i zajęła miejsce na jednej z ławek najpewniej blisko gdzieś dziewcząt czy samego Gallaghera. - Nie do końca pojmuję zasady tej gry. Znaczy… zawsze mi się mylą. – Mruknęła do jednej z bliższych jej osób – powiedzmy, że do Riaana, który może w końcu odlepił ten swój rozmarzony wzrok od słodkiej Puchoneczki i odnalazłszy swoje piwo upiła dwa łyki zgodnie z oczekiwaniami wszystkich osób wokół. Na wagarach… była. Kilka razy. Zdarzyło się, a i owszem – mimo, że była brana za kujonkę to przecież miała wspaniałych znajomych, którzy nie pozwalają jej siedzieć w szkole, gdy pogoda aż wypycha ich w ramiona zieleni. Podobnie było z piwem kremowym – piła je często, o czym Anthony zapewne wiedział – na co niekoniecznie nawet musiał przymykać oko. Teraz jednak by nie zrobić mu na złość posłusznie upiła borsuczego alkoholu uśmiechając się łagodnie pod nosem. Podejrzewała, że teraz nadchodzi jej kolej w grze tak więc zmrużyła czekoladowe patrzałki myśląc chwilę nad zagadnieniem. - Nigdy nie jadłam śniadania przebrana za wilkołaka. – Powiedziała po chwili parskając w swoją butelkę, gdy przystawiała ją do ust, by pociągnąć kolejny łyk napoju, który z każdą chwilą stawał się coraz słodszy i przyjemniejszy. Odgarnęła po tym ciemny kosmyk opadający jej na oczy i powiodła wzrokiem po reszcie młodocianych rebeliantów. |
| | | Meredith Walker
| Temat: Re: Palenisko Sro 05 Sie 2015, 14:26 | |
| Pozdrowiła skinieniem głowy tego, rzekomo, mądrzejszego Gallaghera, który na imię ma Aiden. O czym dowie się zapewne parę chwil później. Jego szczery uśmiech przyjęła z ulgą, uroczo łudząc się, że nikt nie zauważył jej wcześniejszego speszenia. Bo każdy był przecież tak zajęty swoim borsuczym piwem. Zajęła więc miejsce, tu na trawie i gdzieś nieopodal wszystkich, spoglądając na towarzystwo. Dużo rozmów o niczym, śmiechów, pianek, pierniczków, piwa oraz skrzaciego jedzenia. Uśmiechnęła się pod nosem na myśl o tym, jak może być dzisiaj miło w momencie gdy Riaan usiadł obok niej. Co było, rzecz jasna, zupełnym przypadkiem. Nic więcej. Zaaferowana tym dziwnym uczuciem, zaciekawienia graniczącym z fascynacją z dużą dozą nieśmiałości w tle, raz jeszcze pozwoliła sobie na ukradkowe spojrzenie w czekoladowe tęczówki, które akurat teraz nie spoglądały na nią. Choć tak często robiły to, zarówno podczas rozmowy jak i w ciągu dnia, czego dziewczyna nie była w pełni świadoma. Ona, z ogromem tych wszystkich złych myśli o sobie nawet by się spodziewała jak wielkim zainteresowaniem, jakim obdarzał ją Riaan. Młodszy od niej Gryfon, z nieco dziwnym akcentem i talentem do quidditcha, którego przecież nawet nie lubiła. Urodzony w czystokrwistej, arystokratycznej rodzinie - nie, nawet gdyby jakimś cudem zauważyła ogrom uczuć, nie postrzegała by siebie jako dobre towarzystwo dla niego. Zresztą, nawet by nie uwierzyła w zapewnienia o rzekomym… zainteresowaniu? Uczuciu? Bo i jak to nazwać. O nie, moi drodzy, nasza słodka bohaterka traktowała Riaana jako młodszego kolegę, któremu kiedyś wyświadczyła przysługę. Od tego czasu znają się i lubią i choć nie rozmawiają za dużo, lubią na siebie spoglądać. Często. Co nie zmienia faktu, że to i tak nic więcej niż znajomy. Przy którym sporo się rumieni, co się przecież czasami zdarza. Nic wielkiego, czytaj dalej. Krew więc znowu napłynęła do policzków, och to chodne listopadowe powietrze, gdy Meredith podążyła wzrokiem za czekoladowymi oczętami. W porę zauważając akt marnowania piwa marki Gallagher, brawo Mel, czego w sumie nie zrozumiała. Ale czy ją to zdziwiło? To w końcu Hogwart, tu się może zdarzyć wszystko, szczególnie na ognisku zakrapianym procentami. Czego nie omieszkała zanotować gdzieś tam, w tyle głowy, co jutro skrzętnie wykorzysta. Powtarzając dosadnie skacowanym głowom, bynajmniej nie szeptem, znienawidzone przez świat „a nie mówiłam?”. Upiła łyk piwa, skrywając za butelką tryumfalny uśmiech na myśl o jutrzejszym poranku. Bardzo wczesnym poranku. Zajęta tą myślą, spojrzała na towarzystwo, a raczej na towarzysza dopiero wtedy, gdy ów zwrócił się do niej. Jak dobrze, że było już ciemno pomyślała odgarniając rudoblond loki. Bo dopiero gdy zimna ręką dotknęła rozpalonego policzka uświadomiła sobie jak bardzo jest splątana w uczuciach, których nie sposób zrozumieć. - U mnie? W porządku, tak myślę. W sumie nie ma co opowiadać, bo większość czasu spędzałam w bibliotece, ostatnio. Wiesz, bunty goblinów i profesor Binns. Ale już skończyłam i wychodzę do ludzi - rzuciła patrząc na chłopaka. Prosto w jego pełne zaciekawienia tęczówki, gdy uświadomiła sobie jak nudna musiała być. Bo tylko ona, ze zgromadzonych tutaj, nie miała życia poza szkołą, co nie było wcale atutem. Nieprzyjemne ukłucie paskudnej i zdradliwej niepewności skryła za lekkim uśmiechem. Choć do śmiechu nie było wcale. - A… co u Ciebie? - chciała spytać, lecz dopiero po chwili co okazało się błędem. Albowiem jej wcale nienachalne pytanie zostało uprzedzone przez przybycie Gallaghera. Który z kolei zwrócił się do Riaana, co zbiło z pantałyku na tyle, że znowu zamilkła na… no cóż, nie na długo bo zaraz potem z jej gardła się wyrwał ostry krzyk. Zaskoczona co nie miara, znieruchomiała momentalnie czując zimno ogarniające jej ciało. Listopadowe powietrze, woda z jeziora i Irytek… Meredith szczękała cicho zębami, niezdolna do jakiejkolwiek obelgi. Była zszokowana, tym bardziej, że na jej głowie… Stop, tam coś było. Coś ciężkiego, mokrego, obleśnego i starego. Był to chyba… Skierowała ręce, z największą obawą w stronę czupryny by zbadać czy to tryton, czy druzgotek, czy też po prostu kapelusz. Albo kalosze? W każdym stawie znajdują się kalosze, może znajdą się też na dnie szkockiego jeziora? Nie musiała jednak martwić się o to, co ma a raczej - czego nie ma już na głowie bo z pomocą przyszedł nie kto inny jak Riaan. Który notabene przegonił Irytka, za co chyba wszyscy byli mu wdzięczni. I wyzwolił Meredith z tego ohydztwa na głowie, co na pewnie mu wynagrodzi. Puchoni zawsze płacą swoje długi, nawet ci beznadziejnie nieśmiali. Po tym, jak przeminie wstyd, że widział ją w tym stanie. - D… Dz.. Dziękuję - rzuciła przez szczękające zęby, otulając się kurtką Nate’a, którą przecież dalej miała na sobie. Co nie było dobrym pomysłem, zważywszy na to, że była mokra. Jak ona sama. I był listopad. Perspektywa eliksiru pieprzowego oraz ciepłego łóżeczka zamigotała pod mokrą czupryną - Mmmam coś tam jeszzzcze? - spytała bardziej siebie niż chłopaka, kontrolując dotykiem stan swoich włosów. Zdejmując resztkę ewentualnych muszelek, ciupag czy innych glonów akurat gdy do ich towarzystwa dołączył puchoński akrobata. Całkiem suchy, nieco poturbowany. Z worem słodyczy na plecach. To ostatecznie zdusiło reszki złości w serduszku puchoniastej i zmusiło jej mózg do sięgnięcia po czary. - Sicarre - mruknęła gdzieś pod nosem, kierując strumień ciepłego powietrza raz na siebie, raz na Riaana. Pomagając im w ten sposób się nieco szybciej osuszyć, podczas gdy chcąc nie chcąc zaczęli grać w tę dziwną grę. Nie rozumiejąc po co i dlaczego również i Mer wypiła łyk kremowego, ten drugi oczywiście. By zaraz potem parsknąć szczerozłotym śmiechem. - Wanda? Śniadanie, wilkołak? Chcesz nam coś powiedzieć? - rzuciła do przyjaciółki chowając przy okazji różdżkę. Już chyba było lepiej, im obojgu, co postanowiła skontrolować dopiero za chwil parę. Zbyt wiele oczu skierowanych w jej stronę. Niech się lepiej znowu napiją. - Nigdy nie… byłam na ulicy Śmiertelnego Nokturnu - rzuciła nieśmiało kryjąc spojrzenie za butelką. Nieciekawa w gruncie rzeczy kto był a kto nie - odczekała chwilę potrzebną na zgubienie ostatnich spojrzeń zbłąkanych w jej stronę. Dopiero potem zerknęła na całkiem suchego pana van Vuurena. I z uśmiechem na twarzy otuliła się o wiele za dużą, meską, też prawie suchą kurtką pakując sobie wandziowe ciasteczko do buzi. Jak widać nie tylko piwo wprawia w dobry humor. / ojeju wybaczcie jakość. Ale już musiałam, no musiałam to napisać! |
| | | Riaan van Vuuren
| Temat: Re: Palenisko Czw 06 Sie 2015, 14:50 | |
| Z uśmiechem oglądał jak Wanda tańczy z Natem, dla takich miłych widoków warto było przyjść tutaj z Zakazanego Lasu. Stanowczo była to wielka poprawa w porównaniu do tego co widział jeszcze godzinę temu, jak się czuł godzinę temu. Teraz otoczony przez życzliwych ludzi mógł się rozluźnić, na dodatek dzięki Meredith był już prawie suchy. Ciepły strumień powietrza owiewał jego plecy, ramię i twarz. Był jak ciepły dotyk. - Ja też dziękuję. - uśmiechnął się do dziewczyny nawiązując do jej poprzednich słów. Nie musiała mu dziękować, wciąż był w wielkim długu wobec niej. Długu, którego w swoim mniemaniu prawdopodobnie nigdy nie spłaci. Nie przesadzając, Mere uratowała mu życie i przywróciła wiarę w ludzi. Nieczęsto zdarza się poznać kogoś takiego i dla Riaana bycie w długu u niej było... No właśnie, czym? Przyjemnością? Nie, raczej zaszczytem. Gdy tylko gra się rozpoczęła chłopak złapał za jedno z leżących w pobliżu, nieotwartych piw. Nigdy wcześniej nie pił piwa, poza tym kremowym, ale po tym co powiedział Gallagher przestał uważać je za piwo. Wyciągnął z wewnętrznej kieszeni kurtki nóż w pochwie i oderwał kapsel. Płyn zaszumiał cicho. Jedynym alkoholem jaki zdarzyło mu się pić wcześniej, był koniak podawany na przyjęciach organizowanych przez jego ojca. Zebrana tam śmietanka towarzyska magicznej Anglii popijała tam najróżniejsze trunki, ale przodował koniak. Pamiętał, kiedy musiał spędzić wieczór zabawiając Chayenne Montgomery, dziewczyna była czymś podłamana i chętnie topiła smutki w bursztynowym alkoholu. Z przemyśleń wyrwała go Wanda mówiąca coś o wilkołakach. Przebrana za lykantropa, dla Riaana był to średnio śmieszny żart. Widział jak potężne łapy tych potworów rozrywają ludzi. Jak na razie wychylił butelkę tylko podczas rundy Nate'a i Melanie. Zimne, miodowo-gorzkawe piwo było przyjemne w smaku, odświeżające, ale alkohol w nim zawarty delikatnie ogrzewał od środka. Te doznanie ocenił stanowczo na plus. Wracając do gry, nie napił się razem z Wandą i Meredith. Nie przebierał się za wilkołaka. Był na ulicy Śmiertelnego Nokturnu, ale nie podobało mu się tam. Zbyt wiele ciemnych zaułków i odnóg, w każdej chwili mogło coś wyskoczyć na przechodnia. - Hm, moja kolej. - musiał pomyśleć o jakimś kłamstwie. - Nigdy nie byłem w Zakazanym Lesie. - nic lepszego nie przyszło mu do głowy, zawsze beznadziejnie kłamał. Oczywiście, wypił solidny łyk Antkowego piwa. Smak był naprawdę dobry, zdecydowanie lepszy niż koniaku. Gdy tylko skończył, poczuł na sobie czyjś wzrok, odwracając się w stronę obserwatora złapał na gorącym uczynku Mer. Na chwilę spotkali się w połowie drogi. Utrzymał ten kontakt przez sekundę, a potem wrócił do patrzenia się w ognisko. |
| | | Chris Dolmeth
| Temat: Re: Palenisko Pią 07 Sie 2015, 17:44 | |
| - Wandziu, bojowałem mężnie z tymi małymi złoczyńcami, chętnymi wydrzeć mi serce z piersi i zjeść ze smażoną cebulką. Tak było - odpowiedział jednej ze swoich ulubionych krukonek, po czym odpowiedział na wszelkie pozostałe powitania wyszczerzeniem swojej usmolonej mordki i rozłożył worek mniejwięcej na środku, żeby każdy miał dostęp do tego co przytargał. Oczywiście parę prezentów postanowił rozdać sam, bo miał parę prezentów specjalnie dla niektórych osób! Także podsunął babeczki Melanie z radosnym uśmiechem, podrzucił przepyszną czekoladę Wandzi, a dla Tośka przygotował coś specjalnego pakując mu w ręce spory kawał karaluchowego bloku. Oczywiście wziął też sobie butelkę Tośkowego piwa, coby ładnie uczestniczyć w zabawie i zajął jakieś wygodne miejsce - oczywiście wypił za wszystko. No może prawie wszystko - jakoś nie czuł się na siłach, żeby wypić za śniadanie w przebraniu wilkołaka - nigdy tego nie próbował, chociaż...może to był plan? Będzie musiał kiedyś sprawdzić, czy wówczas jedzenie smakuje lepiej, bo może to taki chytry patent, którego zwyczajnie niedane mu było poznać. Tak czy siak w końcu musiało dojść i do jego kolei, więc na moment się zamyślił. Niestety jak na złość nic mu nie przychodziło do głowy, więc palnął pierwsze co mu się nawinęło na język: - Nigdy nie tańczyłem nago przed podobającą mi się osobą płci przeciwnej To może i nie był najlepszy pomysł na zdradzanie tego publicznie, więc upił szybko trochę alkoholu i powstrzymał wychodzący na jego twarz rumieniec. Zupełnie nie miał pojęcia dlaczego właściwie to powiedział - tak go jakoś naszło. Po chwili jednak wstyd zwyciężył i bąknął że o czymś zapomniał i oddalił się gdzie oczy poniosły.
/zt |
| | | Mistrzynie Papużki
| Temat: Re: Palenisko Nie 06 Wrz 2015, 13:02 | |
| //P.
Wszyscy uczniowie zebrani wokół paleniska powoli zaczęli się zbierać. Ogień wygasał, a w nocy robiło się o tej porze bardzo zimno. Kocy było za mało, aby uchronić się przez niesprzyjającą pogodą, wiec wszyscy zgodnie postanowili, że na dzisiaj koniec zabawy. Jedni przenieśli imprezę do kuchni, inni do pokoju wspólnego poszczególnego domu, a jeszcze inni postanowili iść spać. Nieważne co uczniowie zrobili i gdzie poszli – zebranie w tym miejscu dobiegło końca.
[z tematu dla wszystkich]
|
| | | Louis Shaw
| Temat: Re: Palenisko Czw 28 Cze 2018, 23:16 | |
| // Back in the game Mówi się, że rozstania są trudne, ale powroty również nie należą do łatwych. Jednak do Hogwartu zawsze wraca się z radością, nawet jeśli dotychczas siedziało się w Irlandii opiekując się nieco zmęczonymi już życiem rodzicami. Na szczęście kiedy zapewnili go, że już wszystko gra i delikatnie rzecz ujmując nie potrzebują już jego niańczenia - zrozumiał, że może kończyć ten nieco wymuszony urlop. Teraz siedział nad paleniskiem i patrzył przed siebie zbierając myśli. Słyszał dziwne plotki na temat swojego młodszego brata, ale stwierdził, że nie będzie traktował ich serio, dopóki jego brat sam nie zdecyduje się mu powiedzieć, jaka jest prawda. Mężczyzna gapił się w ogień zastanawiając się nad tym, kiedy dostanie szansę na poprowadzenie lekcji z tą szaloną młodzieżą. |
| | | Katarina Vento
| Temat: Re: Palenisko Nie 01 Lip 2018, 13:53 | |
| Katarina, choćby bardzo chciała, nie mogła znaleźć sobie tego dnia nic ciekawego do roboty. Miała kilka planów, z czego horoskopy były ostatnim na liście. Niestety, przyszło jej pogodzić się z myślą, że porażająca ilość osób nie wierzy w przeznaczenie zapisane w gwiazdach. Frustrowało ją to niemiłosiernie, ale musiała wziąć pod uwagę też głos rozsądku. Zazwyczaj się spotyka pseudo-wróżbitów, którzy wykonują marną imitację tego jakże wspaniałego rzemiosła dla materialnych korzyści lub by wprowadzić zamęt. To doprowadziło Krukonkę do kolejnego wniosku, który wydawał się wręcz smutny w pewien sposób. Teoretycznie oszuści nie powinni być tak popularni, prawda? Prędzej czy później na światło dzienne wychodzi fakt ich kłamstw. Niestety, ludzie wręcz obsesyjnie potrzebują takich kłamców, którzy powiedzą im dokładnie to, co chcą usłyszeć. Przewidzą wielką miłość, setki sukcesów, spektakularną zgubę wroga, niespodziewany przypływ gotówki... Coś takiego można powiedzieć prawie każdemu i być pewnym, że będzie usatysfakcjonowany, nawet jeśli chwilę potem stwierdzi, że to tylko bajki. Dlatego też dotarła tego dnia do momentu, gdy powolnym, leniwym krokiem przechadzała się po terenach dookoła szkoły, tasując w dłoniach swoje dwie talie kart. Na początku było jej nawet trochę przykro, ale szybko to uczucie zniknęło, zastąpione obojętnością. W takich chwilach ten defekt emocjonalny był przydatny, nie pozwalał się umartwiać nad sobą. Dotarła w końcu w pobliże paleniska i zobaczyła przy nim samotnie siedzącą sylwetkę. Promyk nadziei zalśnił w jej oczach. Ostatni strzał, a nuż ten ktoś będzie miał ochotę na horoskop. Podeszła do enigmatycznej postaci, szybko rozpoznając stażystę. Nie miała pojęcia jak się nazywał ani z jakiego dokładnie przedmiotu odbywa staż, ale w tej chwili to nie było ważne. - Chcesz poznać swój horoskop? - zapytała bez ogródek, przysiadając obok chłopaka. Z torby wygramoliła się mała kolczasta kulka, która opadła na trawę z cichym "plop" i zaczęła obracać ryjek rozglądając się dookoła. Gilles de Jeż niuchał dziko, dając Katarinie czas na wyciągnięcie małego kocyka, dookoła którego poustawiała prowizoryczny mur z książek. Umieściła awanturującego się zwierzaka w zagrodzie, po czym nie zważając na dobiegające z niej protesty wróciła spojrzeniem do stażysty. - Katarina. - dodała w końcu, kiedy przyszło jej do głowy, że w dobrym tonie jest się przedstawić. Czasami o tym zapominała, ale głownie wtedy, gdy coś fascynującego odwracało jej uwagę.
|
| | | Louis Shaw
| Temat: Re: Palenisko Sro 04 Lip 2018, 03:32 | |
| Choć przyszłość zdaje się być tematem nieustannych rozważań - zwłaszcza w miejscu takim jak Hogwart - gdzie kilkaset łebskich isotot głowi się nad tym kim będą w przyszłości, co czeka ich za miesiąc, dwa pięć - no i rzecz jasna czy uda im się ogarnąć SUMy, OWUTEMy i późniejsze życie po opuszczeniu szkolnych murów, to Louis zdawał się od początku swojego pobytu w szkole różnić od reszty. Wychodził z założenia (a w zasadzie to jego tata wychodził, a Lou przemyślawszy to - zgodził się z nim), że wystarczy w stu procentach robić to, co prowadzi do wymarzonego celu, a nie trzeba będzie się zastanawiać nad tym, co będzie jutro. Podejście to choć sztywne i raczej nie biorące pod uwagę serii niefortunnych zdarzeń, póki co się sprawdzało. Louis powolutku, nawet bardzo powolutku, ale zbliżał się do spełnienia swoich najskrytszych marzeń o własnej hodowli smoków. Na razie jednak musiał się wykazać wiedzą, by móc zrobić kolejny krok.
Wtem niespodziewanie przy palenisku zjawiła się dziewczyna. Kojarzył ją, bo trudno przeoczyć zgrabnie kroczącą dziewczynę o płomienistych włosach - w dodatku będącą podopieczną jego dawnego Domu Kruka. Za żadne skarby jednak nie był w stanie przypomnieć sobie jej imienia - codziennie mijał dziesiątki uczniów, więc nie winił się za ten fakt absolutnie. Kiedy zaproponowała mu horoskop uśmiechnął się lekko: - Wydaje mi się, że nie czeka mnie w życiu nic nadzwyczajnego jeśli nie liczyć nauki tutaj i hodowania smoków, ale czemu nie? - przystał na jej propozycję - Jestem Louis, miło mi. - dodał obserwując dziewczynę rozkładającą swój ekwipunek, kto wie, może go czymś zaskoczy? |
| | | Katarina Vento
| Temat: Re: Palenisko Nie 08 Lip 2018, 16:37 | |
| - O, hodujesz smoki? - zapytała, bo ta informacja od razu przykuła jej uwagę. Jako fanatyczka wszelkiej maści stworzeń miej lub bardziej niebezpiecznych nie potrafiła się nie zainteresować. Jak była mała chciała mieć smoka. W sierocińcu było parę książek dla dzieci o królewnach zamkniętych w wieży, pilnowanych przez złego smoka. Vento ignorowała zazwyczaj owe królewny, całą uwagę poświęcając gadziej bestii. Było jej wybitnie smutno, gdy przychodził jakiś rycerz i zabijał jej ulubionego bohatera w całej bajce. Kiedy tasowała karty szybko wróciła myślami do spraw ważniejszych, czyli w jej przypadku - horoskopu. Znała już kilka dobrych metod na poznawanie tajemnic przyszłości, mniej lub bardziej precyzyjnych, wątpiła jednak, że Louis zechce przejść przez wszystkie z nich. Skoro już był tak uprzejmy i nie wyśmiał jej zamiłowania do wróżb to nawet Katarina zrozumiała, że trzeba pilnować tego chłopaka i nie dać mu uciec. Jeśli nie wystraszy go natłokiem karcianych sztuczek to powinno się udać. - Mimo to sądzę, że ta szkoła to dopiero początek dla każdego z nas, nic specjalnego mając w perspektywie tyle różnych ścieżek po ukończeniu jej. Chyba, że cię smok zje za parę dni. Chociaż to również mogłoby być fascynujące doświadczenie, gdyby nie soki trawienne miałbyś fascynująca okazję zbadać wnętrze żywego smoka od środka. Mówiła to tak neutralnym tonem, że niektórzy mogliby się zastanawiać czy właściwie poniekąd nie życzy stażyście takiego, a nie innego losu. Wbrew pozorom jednak, gdyby nie instynkt samozachowawczy i wiedza, którą posiadała to Krukonka wolałaby już osobiście mieć okazję na poznanie tajemnic organów wewnętrznych tych majestatycznych stworzeń. Jednakże śmierć była tym, od czego dziewczyna trzymała się z daleka, panicznie nie dopuszczając do siebie możliwości pożegnania się z życiem. Paradoksalnie często pakowała się w ryzykowne sytuacje, jednakże tylko, gdy kalkulacje prawdopodobieństwa śmierci wyniosą zero procent. I gdy horoskop jest sprzyjający, naturalnie. - Możemy na "dzień dobry" zacząć od czegoś prostego lub bardziej złożonego, dam ci możliwości wyboru. Pierwsza metoda potrafi określić największy potencjał znaków zodiaku w kwestii twojego przyjaciela, wroga, mentora, kompana do picia i tym podobne. Drugi wariant może już przybliżać konkretne zdarzenia na twojej drodze życia, jednakże bez sprecyzowanego czasu ich przebiegu. Na to jest osobna metoda jeszcze, ale nieco bardziej skomplikowana. Wnętrzności kozła dają największe szanse na precyzyjne określanie przyszłości, jednakże tej metody jeszcze nikt mnie nie nauczył. Spojrzała na Louisa, oczekując na jego werdykt. Czegokolwiek by nie wybrał i tak zrobi Krukonce mały dzień dziecka, pozwalając jej na użycie kart i sprawdzenie statystyki sprawdzalności swych horoskopów.
|
| | | Sponsored content
| Temat: Re: Palenisko | |
| |
| | | |
| Pozwolenia na tym forum: | Nie możesz odpowiadać w tematach
| |
| |
| |