IndeksIndeks  SzukajSzukaj  Latest imagesLatest images  RejestracjaRejestracja  ZalogujZaloguj  

Share
 

 Palenisko

Zobacz poprzedni temat Zobacz następny temat Go down 
Idź do strony : Previous  1, 2, 3  Next
AutorWiadomość
Melanie Moore
Melanie Moore

Palenisko - Page 2 Empty
PisanieTemat: Re: Palenisko   Palenisko - Page 2 EmptySro 15 Lip 2015, 16:48

Taka fajna i miła reakcja ze strony Nate'a. Jak miło, samo przytulanie wprawia człowieka w lepszy nastrój. Jesteś zły, smutny, zdołowany? Przytul kogoś i po sprawie.
-Tak? Wydawało mi się, że coś jest nie tak, ale cieszę się również, że Cie widzę - nie chciała go jakoś specjalnie dręczyć. Mel często miewała dziwne przeczucie co do innych ludzi. Jakby wiedziała, że za tym idealnym uśmiechem coś się jednak kryje, ale to zapewne głupi drobiazg.
-Tak dobrze słyszałaś! Pianki! Najlepsze na ognisko - odezwała się z uśmiechem do Wandy - Dzisiaj będzie naprawdę słodko - już nawet nie myślała o ewentualnych kiełbaskach, bułkach. Interesowały ją zawsze pianki. Kurde. Przecież najlepsze do pianek z ogniska są krakersy. Powinna się wrócić, czy może się obejdzie? W sumie to i strata czasu...Skoro o stracie mowa.
Skazany, utracony? Czy może znowu potknął się o własne nogi i spadł ze schodów lub gorzej? Opcji wypadków może być wiele, ale znając Chrisa wybrałaby właśnie tą. Zresztą już wcześniej dał im popis w Salonie Wspólnym, to tylko mała zapowiedź do czegoś wielkiego. Nie żeby źle mu życzyła czy coś, nic groźnego i skończyło się tylko na przyklejeniu plasterka i podarunku w formie... em. czekoladowej żaby dla dzielnego pacjenta? do końca tego wieczora, Melanie będzie miała dziwne rozkminy, a to dopiero początek. Brakuje tylko tego by się dzieliła ze swoimi pomysłami z całym towarzystwem.
Za to faktycznie tą stratę da się wybacz, ale co na to sam Chris? Szybko odejdzie w zapomnienie. Biedny, piwo jest od niego ważniejsze. W końcu usłyszała ten wspaniały dźwięk otwieranej butelki piwa. No i się zaczęło. Po tym jak dostała jedną szybko musiała go zakosztować. Niezmienny smak. Za to już się przekonała, że rada Antka była przydatna. Już papierek zaczął się odklejać, ale by sklejać palce to już tak. Eh.. Może prędzej jakieś gałązki się do niej przykleją. Chciała już iść, ale została zatrzymana przez kolegę w ostatniej chwili.
-Dobrze - uniosła ręce do góry jakby się poddawała. No to mogła się wrócić i pić spokojnie piwo, kiedy już wychlała połowę? Usiadła ponownie na pieńku podpierając się drugą ręką.
-To powiem tak w skrócie. Każda osoba po kolei mówi czego nigdy w życiu nie zrobił, nie doświadczył i inne pierdółki lub nawet i zmyślone rzeczy by było zabawniej. Wtedy pije piwo czy inny alkohol i jeżeli ktoś w towarzystwie mógłby powiedzieć to samo również pije. - najprościej tak można wyjaśnić. Byle by wiadomo o co chodzi i to wystarczy, reszta to już sama frajda. Przy okazji można się dowiedzieć czegoś o innych ludziach, jeżeli postanowieniem będzie, że mówi się tylko szczerą prawdę.
Pojawił się pewien chłopak. Nie znała go, ale skoro tu jest to chyba przydałoby się jakoś poznać. Zerwała się gwałtownie i podeszła do niego z wyciągniętą ręką.
-Melanie - przedstawiła się krótko. Był do kogoś podobny? nie chciała tak wypadać ze słowami "Masz może brata czy siostrę?" Liczyła na to, że może w trakcie się i tak dowie. Wtem dostrzegła jak do towarzystwa dołączył Aiden. Pięknie, cudownie i w ogóle tęcza wszędzie. Do całości brakowałoby tylko jej kota. Gdyby wiedziała tylko gdzie się teraz znajduje, bo nie dormitorium. Nie. nie....nie knuła niczego! Wręcz odwrotnie. Nie chciała żeby Tyr się tutaj przyplątała i wszystko zepsuła. Może na ten wieczór da się o wszystkim zapomnieć.
-Aiden, witaj. Jak twoje życie? - tak. Kategorycznie była przez niego olana, spodziewała się tego. Bycie miłą coś zmieni? Wątpliwe. Do tego jej próba zagadnięcia do niego. Brawo! Zaprawdę pomysłowo. Z tego wszystkiego już zdążyła wypić całe piwo. Wielkiej różnicy nie poczuła, to na jeszcze jedno może sobie pozwolić. Tak też zrobiła. Pustą butelkę odłożyła i otworzyła nową.
-Widziałam to Wanda! - kątem oka dostrzegła jak Kurokna dobrała się do jej torby i pianek. Oczywiście nie był to krzyk typowej złości. Ona i tak była zbyt kochana, żeby o cokolwiek się na nią złość przecież.  Usiadła koło niej i z ciepłym uśmiechem sama wzięła sobie jedną z nich. Popiła to kolejną dawką piwa.
-Zaczynamy! - krzyknęła i przytknęła butelkę do ust, jednym haustem wypiła sporą jego część. To znak, że to jedno wystarczy jej na dłuższą chwilę. Teraz to już coś zacznie dziać. Na rudą działa to w prosty sposób, przez chwilę siedzi w miejscu nic nie mówi i nagle bum! Dlatego nie trzeba się przejmować, że przez minutkę lub dwie Mel będzie po prostu siedzieć i gapić się w jeden punkt. Wszystko musi jej się tam w środku ułożyć... że tak to ujmę.
Anthony Gallagher
Anthony Gallagher

Palenisko - Page 2 Empty
PisanieTemat: Re: Palenisko   Palenisko - Page 2 EmptySro 15 Lip 2015, 20:46

Uścisk i krótkie cmoknięcie w nieco szorstki policzek, jakie sprawiła mu na powitanie Wanda, skomentował jedynie lekkim uśmiechem i machnięciem dłoni, co miało znaczyć chyba tyle co: ach dajże już spokój, kobieto, czymże jest dla nas taka niebezpieczna wyprawa. W odpowiedzi objął ją w iście niedźwiedzim uścisku i lekko jak piórko oderwał kilkanaście centymetrów od ziemi, nie zważając na potencjalne dziewczęce piski i kurczowy uchwyt drobnych dłoni przy kapturze. Odstawiając ją bezpiecznie na pewny grunt, omiótł jeszcze z uwagą jej roześmianą buźkę, na którą pozornie nie kładł się żaden cień zmartwienia, choć wiedział, a przynajmniej słyszał niejednokrotnie na korytarzach głośne plotki o zamknięciu jej brata w Azkabanie. Cóż, niewątpliwie była to jednak doskonała okazja do odegnania trosk przynajmniej na chwilę, a nie niepotrzebnego wywlekania ich znów na wierzch, tego zamierzał się więc trzymać najlepiej, jak umiał. Jeśli zechce od niego rozmowy, najpewniej ją zainicjuje, tymczasem bawmy się, jakby jutra miało nie być. A przynajmniej w połowie tak dobrze. Nie bierzcie narkotyków, dzieci.
— Niełatwo mnie zaskoczyć — zaznaczył jeszcze z nieco prowokującym błyskiem w oku, wsunąwszy dłonie do kieszeni spodni. Delikatny podmuch wiatru podniósł włoski na jego odkrytych przedramionach. No tak, należało czym prędzej zająć się rozpalaniem ogniska, wieczory bywały bowiem o tej porze roku wyjątkowo chłodne. Mrugnął więc i obrócił się na pięcie, rzucając jeszcze na odchodne: — Ale próbuj.
Razem z Natem, który jak na swoje kiepskie umiejętności w relacjach z kobietami, zdążył już wyprzytulać połowę żeńskiego towarzystwa, ruszył w kierunku rzadkiej kępy drzew strzegącej wejścia do Zakazanego Lasu. Cole najpewniej cierpiał srodze na syndrom kumpla – dziewczyny umieszczały go w sferze koleżeńskiej, bo albo nie dostrzegał w porę zainteresowania, albo nie umiał na nie odpowiedzieć, albo zwyczajnie sam się tam ładował przez własną nieśmiałość, brak wiary w siebie czy nieumiejętne sygnalizowanie zamiarów. Jakkolwiek by zresztą nie było, miał z tym najwyraźniej problem, któremu dobrze byłoby zaradzić. Od czego ma się kumpli, czyż nie? Pochylił się ku ziemi i zebrał ze ściółki suche gałęzie, które doskonale posłużą za rozpałkę do ognia, stopniowo powiększając tym samym pokaźny stos, który trzymał w ramionach. Wzniósł rozczochraną łepetynę i zerknął na Nate’a, który wyglądał na podejrzanie rozkojarzonego.
— Skoro nie wrócił do tej pory, musimy przeczuwać najgorsze. Skrzaty dopadły go i zastosowały atak krytyczny na babcię. Leży obżarty i nie może wstać, fatality. — Podniósł większą gałąź i przerzucił ją sobie przez ramię, rzucając przelotne spojrzenie kumplowi. Jak na swojego wyjątkowo paskudnego pecha, Kay wychodził bez szwanku z niejednych kłopotów, był więc pewien, że i teraz poradzi sobie doskonale, oczywiście o ile nie postanowi się z kimś zaprzyjaźniać. — Miejmy nadzieję, że pozwoliły mu chociaż odłożyć ziemniaki. Hej, widziałeś tę Krukonkę — i w momencie, w którym Cole’owi stawało już pewnie serce, wskazał głową na widoczne pomiędzy drzewami palenisko — Katerinę? Co sądzisz?
Dorzucił ostatnią gałąź do stosu i pokaźnie obładowany wyprostował się, natrafiając spojrzeniem na jasne oczy młodszego – i niższego – brata. Przyjrzał mu się uważniej, wyłapując poplamione atramentem mankiety i różdżkę ściśniętą w ręku. Ponieważ w ramionach trzymał naręcze drewna, skinął mu tylko głową z lekkim uśmiechem i wskazał podbródkiem jego dłoń.
— Na tym zamierzasz piec kiełbaski? Schowaj to, bo zaraz komuś oko wydłubiesz i pomóż nam nosić drewno. — Uśmiechnął się zawadiacko w imię braterskiej miłości, którą okazuje się na co dzień pięścią i docinką, a potem ruszył ponownie w stronę obozowiska. Zrzuciwszy gałęzie tuż przy palenisku, otrzepał dłonie i obejrzał się na podejrzanego knypka w kapturze, który zatrzymał go z nisko zwieszoną głową. Tony zmarszczył brwi i zmierzwił sobie palcami włosy na potylicy. — Collin? Wyglądasz, jakbyś wąchał skarpetki Fil… Coś ty u diabła przyniósł?
Ostatnie słowa wypowiedział na tyle głośno i z tak słyszalną pogardą, że bez wątpienia dosłyszało ich kilka znajdujących się najbliżej osób. Odebrał młodemu trzymaną zgrzewkę i zajrzał do niej dla pewności, szybko dostrzegł jednak, że Morison odważył się przynieść nie jedną, lecz całe kilkanaście butelek największego zła, jakie dotknęło sztukę czarodziejskiego piwowarstwa. Kremowe popłuczyny, które – gdyby miał rozum i godność człowieka – piłby w samotności, nikomu się do tego nie przyznając, bo wstyd. Zszokowany, zaskoczony i dotknięty do żywego ty oczywistym przestępstwem na jego dobrym guście i doświadczeniu browarniczym, chwycił się wpierw za serce, później przesunął dłonią po twarzy, przymykając oczy i usiłując nie uczynić z Morisona gryfońskiej podpałki pod ogień, by ostatecznie zwrócić się do niego niebezpiecznie spokojnym głosem.
— Zamierzasz pić na mojej imprezie piwo kremowe? — zapytał, a później najzwyczajniej łupnął zgrzewkę w krzaki i wyciągnął ręce do Collina. — Morison, zacznij uciekać, bo Wanda to najlepsze, co może cię teraz spotkać! Nie, nie, chodź mi tutaj, gałganie. — I złapał go za kaptur, zanim zdążył mu umknąć, prowadząc go do samotnego pieńka przy palenisku. — Siadaj. Musimy poważnie porozmawiać. Muszę cię wiele nauczyć na temat dobrego piwa.
I odkapslował im dwa piwa miodowe swojej produkcji, wciskając jedno Morisonowi i stając nad nim z założonymi na piersi ramionami jak kat nad ofiarą albo nauczyciel nad niepojętnym uczniem.
Katerina E. Argent
Katerina E. Argent

Palenisko - Page 2 Empty
PisanieTemat: Re: Palenisko   Palenisko - Page 2 EmptySro 15 Lip 2015, 22:12

Katerina otuliła się szczelniej kurtką, kiedy zawiał trochę silniejszy wiatr od strony Zakazanego Lasu. Skrzaci koszyczek bezpiecznie leżał sobie na trawie niedaleko niej, jeszcze nieotwarty, ale coś czuła, że niedługo wszyscy się zbiegną i zaczną z niego wyjadać łakocie. Kochane skrzaty pomyślały chyba o każdym możliwym żołądku, który mógł się pojawić na ognisku.
- Oj tam, oj tam. Od czegoś w końcu mamy magię, prawda? – odpowiedziała na stwierdzenie Nathaniela, że mogła ich uprzedzić o swoim zamiarze i uśmiechnęła się trochę szerzej. Kłopotanie kogokolwiek o pójście z nią do kuchni uważała za zbędne, kiedy posiadało się różdżkę, a tym bardziej kiedy podejrzewała, że skrzaty raczej dadzą jej coś w co będzie mogła zapakować taką ilość jedzenia.
Stała trochę na uboczu, nie za bardzo wiedząc co ze sobą zrobić. Co jakiś czas poprawiała niesforne czarne kosmyki, które pod wpływem wiatru wchodziły jej do oczu lub ust. Nie wiedziała w jaki sposób mogłaby się wtrącić do rozmowy reszty zebranych, więc spoglądała w stronę zamku, aż w końcu postanowiła popatrzeć w niebo. Gdzieniegdzie pomiędzy chmurami widać było gwiazdy. Przynajmniej nie będzie padać, pomyślała z westchnięciem. Już i tak podciągała nosem po ostatnich treningach, brakowałoby tylko, żeby się rozchorowała w przeddzień meczu ze Ślizgonami.
Od rozmyślań na temat meczu i chęci rozwalenia zielonych na ziemniaczaną papkę oderwała ją Melanie. Panna Argent z uśmiechem uścisnęła przyjaciółkę i machnęła ręką na jej słowa.
-Oj daj spokój. Rozumiem, że się śpieszyłaś i w ogóle. – uśmiech nie schodził z jej ust, a można powiedzieć, że się poszerzył kiedy usłyszała krótki monolog rudej. – I Frej dał radę. Może mało zgrabnie wyleciał przez okno, ale nic nie stłukł.
Niemiała pretensji do Moore za to, że dała się wciągnąć w dyskusję o możliwej zabawie, w jaką można by zagrać, żeby impreza się rozkręciła na dobre. W sumie Katerina nie miała na tym polu wiele do powiedzenia. Głównie znała zabawy z sierocińca, a one raczej nie nadawały się do zabaw przy ognisku. Jakoś wątpiła, by ktokolwiek przez płomienie chciał przeskakiwać chociażby.
Odeszła kawałek bez słowa i zaczęła zbierać drewno. Niewiele mogła udźwignąć, ale mimo wszystko stwierdziła, że pora zacząć zbierać. Im będzie więcej, tym większy ogień, więc zbytnio nie zmarzną jakby co. Nie można powiedzieć, że nie była roztropną dziewczyną. Lata życia, w którym było się zdanym na samego siebie jednak robiły swoje.
Kiedy przyszła reszta, akurat zrzucała część zebranych przez siebie małych konarów i gałęzi. Przywitała się ogólnie ze wszystkimi, nie znajdując pośród przybyłych twarzy, które mogłaby znać bardziej. W tym momencie trochę zaczynała przeklinać swoje izolowanie się od wszystkich, ale w sumie była to dobra okazja do poznania szerszego grona znajomych. W duchu modliła się jednak, by nie uznali ją za zbyt sztywną. Ach, te przeklęte geny Stewardów!
Podeszła z powrotem do Wandy i Mel, czując się w ich obecności najbardziej pewnie. Wzięła z wdzięcznością piwo od Tony’ego. Zapewne gdyby miała lepsze światło podziwiała by etykietkę, która w jej mniemaniu była naprawdę genialnie zrobiona. W sumie ciekawe kto wpadł na pomysł, by borsuk trzymał w pysku węża. Upiła parę łyczków i sięgnęła do swojego magicznego koszyczka po muffinkę. Nawet nie zdawała sobie sprawy, że zgłodniała. Tak to jest kiedy omija się kolację.
Przybycie Aidena, skomentowała krótkim skinieniem głowy, bo akurat przeżuwała jeden z kęsów babeczki. Czuła, że wygląda jak chomik, ale nie przejmowała się tym zbytnio i wypiła kolejny łyk Honey Bader. Już jakiś czas temu przestała ogarniać co się gdzie dzieje. Postanowiła się więc skupić na swoim najbliższym otoczeniu.
-Prędzej ta ruda wiewiórka. – mruknęła wskazując głową na Melanie, w odpowiedzi na pytanie młodszego Gallaghera.



/więcej z siebie dzisiaj nie wycisnę. przykro mi :x
Collin Morison
Collin Morison

Palenisko - Page 2 Empty
PisanieTemat: Re: Palenisko   Palenisko - Page 2 EmptyCzw 16 Lip 2015, 10:16

Niewiele osób zwróciło nań uwagę, co było mu na rękę. Meredith uśmiechała się; musiał podziękować jej za szarlotkę, którą pochłonął w dwóch kęsach. Zadecydował, że zagada do niej później, jak impreza na dobre się rozpocznie. Ogólnie rzecz biorąc na imprezie było trochę Puchonów, co nie miałoby dla Collina większego znaczenia, gdyby nie chłodny oddech na karku. Na kółku magomedycznym musiał zaprzyjaźnić się z Sharon i coś mu mówiło, że będzie musiał brać czynny udział na imprezie. Przełknął gulę w gardle i nie zdejmował kaptura, który dawał mu namiastkę anonimowości. Był to zabieg niezbędny, aby nie zwrócić na siebie zbytnio czyjejś uwagi, jednakże zanim zdążył zwiać, Wanda już go dostrzegła. Wiedział, że ta Krukonka niegdyś przerażała Dwayne'a i właśnie teraz Collin wyczuwał dlaczego. Czy jest ktoś, kto umknie pod czujnym wzrokiem panny Whisper? Choćby przywdział czarny worek na głowę, ta i tak go rozpozna.
- Mnie tu wcale nie ma, Wandziu. - odpowiedział lakonicznie, pół żartem i pół serio. Uciekł wzrokiem i czekał aż Wanda zostanie porwana w wir rozmów, śmiechów i żartów. Ona była taka popularna. Zerknął nań kątem oka, zauważając jak wiele osób chce z nią rozmawiać i być w jej towarzystwie. Każdy ją znał i lubił, nie miała najmniejszego problemu ze zjednywaniem sobie ludzi. Trochę jej tego zazdrościł, wszak sam ostatnio miał sporą trudność w nawiązywaniu rozmowy z drugim człowiekiem. Dzisiaj jednakże było mu to na rękę - Wanda straci nim zainteresowanie i pójdzie gawędzić w najlepsze z resztą imprezowiczów, a on będzie mógł usiąść z boku i w milczeniu obserwować postęp imprezy. Och, wróć. W spokoju? Właśnie zauważył go Tony i zamiast podziękować za przyniesienie piwa, otrzymał ochrzan.
- Piwo? - odpowiedział pytaniem na pytanie, patrząc spod kaptura na zbulwersowanego Puchona. Pierwszy raz ktoś się tak oburzył na widok pysznej kremówki w liczbie mnogiej i to całkowicie darmowej. Collin otworzył szerzej oczy nagle martwiąc się czy Tony nie dostanie jakiegoś ataku. Rzucił pytające spojrzenie Wandzie, mając nadzieję, że jak coś, to go uratuje (Gryfona, nie Antka) i wywabi z opresji. Zamrugał powiekami i na wszelki wypadek cofnął się jeden krok - Gallaghar przez chwilę przypominał Smoczycę stojącą nad rozlanym eliksirem. Brakowało mu jedynie czerwonych włosów.
- Kremowe jest dobre, poza tym... - urwał i zaniechał wyjaśnienia, że nic innego nie przyniesie zważywszy na fakt, że ma lat trzynaście i nie przywykł do podkradania ojcu whiskey tak jak ma to w zwyczaju Dwayne. Z jego gardła wydobył się jęk protestu. Zgrzewka poleciała w krzaki i tyle się nią nacieszył.
- Ej, wygrałem je z Eksplodującego Durnia! - oburzył się, aczkolwiek szybko to minęło. Antek nie wyglądał przyjaźnie. Zachowywał się jakby ukradł mu dziewczynę, a przyniósł tylko piwo kremowe, o którym napomniał wszak w liście.
- Dobry pomysł. - stwierdził i już zabierał się do brania nogi za pas, gdy poczuł pociągnięcie za kaptur. Spadł mu z głowy i odsłonił chorobliwie bladą skórę buzi i podkrążone oczy - wyglądał jakby miał zaraz wyzionąć ducha. Szybkim i nerwowym ruchem założył kaptur z powrotem na łepetynę i dał się posłusznie zaprowadzić do pieńka, gotów wykonać pokutę notabene nadaną mu bez silnego powodu. Przy okazji umknął przed Wandą...
Posłał tęskne spojrzenie krzakom skrywającym zapewne potłuczone butelki pysznego, schłodzonego kremowego piwa. Nie ma co, nie uratuje ich już za nic w świecie. Nie, gdy Antek stał nad nim jak nad skazańcem. Chłopiec wziął do ręki dane piwo i posłał niepewne spojrzenie Puchonowi. Powąchał płyn i pod sokolim wzrokiem Antka upił łyk. Westchnął w odpowiedzi na wyrazisty, troszkę ostry smak. Inny, ale dobry i po dwóch takich butelkach Collin z pewnością odpłynie.
- Całkiem całkiem. Będziesz tak nade mną stać? - nie miał bladego pojęcia, że pił właśnie własnoręczny wyrób Gallahagów. Wówczas zastanowiłby się pięć razy zanim wziąłby je do ust, kto wie co tam w środku pływa... Właśnie śmiertelnie uraził największego piwosza Hogwartu i wziął od niego piwo. Brawo Collin, to bardzo ryzykowne posunięcie.
Gość
avatar

Palenisko - Page 2 Empty
PisanieTemat: Re: Palenisko   Palenisko - Page 2 EmptyCzw 16 Lip 2015, 18:42

Stukot uderzającego o siebie szkła wydobywał się ze skórzanej torby Sharon, tak kreatywnie przyozdobionej naszywkami ulubionych, mugolskich zespołów, rozbrzmiewając w jej uszach niczym najwykwintniejszy, syreni śpiew. Humor wybitnie Puchonce tego dnia dopisywał – pomimo obsikania poduszki przez jej nowego pupila, czteromiesięczną kotkę, oraz nieodwracalnego stracenia ulubionej rzemykowej bransoletki, spuszczając ją nieumyślnie w ubikacji przy porannej toalecie, czuła się wyjątkowo wspaniale. Zapewne to skutki uboczne otrzymania listu od starszego Puchona, który pomimo dania jej kosza wciąż odgrywał niewyobrażalnie dużą rolę w jej krótkim życiu. Wpół biegnąc przez korytarze uśmiechała się szeroko, wbijając wzrok w podłogę na wypadek, gdyby pani Norris postanowiła robić jej za przeszkodę – nie darowałaby sobie, gdyby zamiast na ognisku znalazła się na łóżku w skrzydle szpitalnym z rozwalonym kolanem. Już wystarczająco dużo siniaków okalało jej blade nóżki. Gitara w połowie drogi zaczęła odrobinę ciążyć na jej plecach, ale nawet nie zwróciła na to większej uwagi; oczami wyobraźni widziała roześmiany wzrok pijanego Anthony’ego. Kto wie, może tym razem jej się poszczęści i jego ramie znajdzie drogę, by opleść się wokół jej talii? Na taki bieg wydarzeń specjalnie wypsikała się przed wyjściem kwiatowymi perfumami, a trzeba by tu zaznaczyć, że robi to wyłącznie od święta. I kiedy ktoś ją zmusi. I zazwyczaj jest wtedy bardzo niezadowolona.
Lekko zdyszana wypadła, dosłownie, z zamku; oparła się ciałem o mur, by zaczerpnąć głębszego oddechu, i w dalszą podróż ruszyła spacerem. Musiała się w końcu jakoś, bo jakoś, ale prezentować. Zastanawiała się w międzyczasie, kiedy akurat obraz jednego Puchona zepchnięto na drugi plan, czy na ognisku będzie Cole. Uwielbiała go sercem, wątrobą, oczami i wszystkim innym – do kogo się przytuli, jeśli Anthony znajdzie sobie inną dziewczynę na czas imprezy? Potrząsnęła głową, chcąc jak najprędzej wyrzucić z niej pesymistyczne myśli. Przecież wszystko sobie wyjaśnili, po co więc dalej robiła sobie złudną nadzieję?
W oddali przyuważyła, niestety z wysokim niezadowoleniem malującym się na dziecięcej twarzy, że jej przyjaciel zaprosił więcej osób, niż przypuszczała, a to oznaczało, że wcale nie jest dla niego taka ważna. No nic, trudno! Może wreszcie pozna kogoś nowego! Chociaż…zabrała gitarę z myślą, że będzie grała tylko dla zaufanego, bliskiego grona. Już czuła na policzkach zapowiedź piekących rumieńców, które zapewne wstąpią w momencie, w którym poproszą, by coś zagrała. No ale, po piwie jednym czy pięciu minie wstyd!
Gdy podeszła na tyle blisko, by ogarnąć co i jak, serce w niej zamarło – nie zwróciła uwagi na resztę, nawet na Nathaniela, jak tylko na biednego Collina ciągniętego za Anthony’ego za kaptur! Rozdziawiła buzię w przerażeniu, bo sytuacja z daleka wydała jej się bardziej niebezpieczna, niż była w rzeczywistości. Ruszyła pędem do dwójki przyjaciół i szybkim ruchem odkładając torbę na ziemię, uwiesiła się biednemu Morisonowi na szyi, patrząc następnie z wyrzutem na Puchona.
- Co ty mi tu wyprawiasz, perełko? – dłońmi oplotła twarz młodszego Gryfona i pociągnęła niżej, by obdarować ją dziesiątkami miękkich pocałunków. – czyś ty do końca oszalał, wariacie? Męczyć młodszego kolegę? Wstyd!
Dopiero po gwałtownym akcie matki polki zauważyła piwa trzymane przez obojga. Zmarszczyła brwi, patrząc to na Collina, to na Anthony’ego, aż w końcu sięgnęła po torbę i z lekkim buraczkiem na twarzy wyciągnęła butelkę mugolskiego piwa. Nie przepadała za alkoholowymi wyrobami czarodziejów, no chyba, że mowa o Ognistej (którą również miała na wszelki wypadek), dlatego zawsze robiła kuferkowe zapasy, kiedy bywała w domu rodzinnym. Chwilowy wstyd jednak szybko minął, przecież to Sharon, i jak burza wskoczyła na barana Gallagherowi, popijając wreszcie na wygodnej pozycji ulubione piwo.
- No cześć misiaczki, co tam u was?
Riaan van Vuuren
Riaan van Vuuren

Palenisko - Page 2 Empty
PisanieTemat: Re: Palenisko   Palenisko - Page 2 EmptyCzw 16 Lip 2015, 19:28

Z ciemności w ciemność, pozazdrościć. Podciągnął się na skalnej grani wystającej z jaru obrośniętego drzewami. W dole błyszczało źródełko pośrodku małego uroczyska. Riaan wczepił palce mocniej w wystający korzeń dębu i odepchnąwszy się nogami znalazł się powyżej ukrytego miejsca. Nie spoglądał do tyłu, wystarczył mu perlisty chichot towarzyszący jego odejściu. Otrzepał dżinsową kurtkę podbitą kożuchem i poprawił zrolowany czarny sweter Srok z Montrose zastanawiając się czy powinien wrócić tam na dół za tydzień. Przypomniał sobie o obietnicy, którą postanowił dotrzymać. Tak jak każdej innej, bo w końcu jego słowo to nie kawałek szmaty, którą można przememłać i wyrzucić. Na myśl o takim zachowaniu zachciało mu się splunąć, ale powstrzymał się przypominając sobie o tym, gdzie był. Tutaj lepiej nie zostawiać śladów, przynajmniej nie tak oczywistych.
Pochylił się i ruszył biegiem przed siebie. Mijając kolejne drzewa miał wrażenie, jakby coś go obserwowało. W tym lesie to było bardzo prawdopodobne, ale przecież nikogo nie widział, nie było wiatru, a wcześniejsza wspinaczka powinna zostawić na nim tyle zapachu ziemi, że żadne zwierze nie powinno się nim zainteresować. Chyba, że to było coś gorszego. Przyśpieszył nieznacznie i zmienił kierunek. Intuicja mówiła mu, że coś wciąż było za nim, a może to była paranoja? Kilka drzew później, krótkich postojów i kluczenia później, Riaan wyszedł w końcu z linii drzew. Uczucie natychmiast minęło, a chłopak odwrócił się natychmiast. Przez chwilę wydawało mu się, że widzi dwoje dużych oczu powoli skrywających się w cieniu.
- Spook. - mruknął tylko w stronę zjawy, albo przywidzenia i odwrócił się z powrotem plecami w stronę lasu. Jego oczom ukazał się dosyć nieoczekiwany widok. Kilka osób zbierających drewno, jeszcze inne siedzące w pobliżu starego paleniska. Riaan przykucnął zaskoczony za jakimś krzakiem. Po wydarzeniach balu należało się pilnować, sam uważał ludzi za o wiele bardziej niebezpiecznych niż cokolwiek innego, więc wolał najpierw się im przyjrzeć. Na szczęście, usłyszał głosy które można było przyporządkować widywanym przez niego na korytarzach uczniom. A to skaczące i przytulające wszystkich jak leci? To na pewno Wanda. Wychynął zza krzaka i od razu poczuł jak zimno jest na dworze. Wcześniej był zbyt zajęty, aby skupiać się na takich głupotach jak niska temperatura. Objął się ramionami i ruszył w stronę paleniska. Po chwili był już na miejscu. Spojrzał po wszystkich twarzach, które znał i nie znał. Na jednej, okolonej blond-rudymi lokami zatrzymał się dłużej.
- Cześć Meredith, Collin i Wando. Cześć wszyscy inni. - zaczął powoli skracając samogłoski w tym swoim śmiesznym afrykanerskim akcencie. Kątem oka zauważył jakieś piwo, pianki i ciasteczka. Przy palenisku. To mogło oznaczać tylko jedno.
- Robicie ognisko? - nie miał zbyt wielkiej ochoty zostawać, ale mogło być przyjemnie. Szczególnie, że były tutaj osoby, które lubił i inni którzy mogą okazać się ciekawymi ludźmi. No i mógłby zapomnieć o tym co wydarzyło się kilka godzin wcześniej. W tym momencie zauważył dziewczynę, którą poznał na kółku magomedycznym. Miała na imię Sharon i była w parze razem z Collinem.
- Cześć, Sharon. - pomachał jej lekko zdając sobie sprawę, że chyba przed chwilą zadała podobne pytanie co on.
Wanda Whisper
Wanda Whisper

Palenisko - Page 2 Empty
PisanieTemat: Re: Palenisko   Palenisko - Page 2 EmptyCzw 16 Lip 2015, 20:05

Kompletnie nie przeszkadzało jej to, że jej słodka towarzyszka imprezy ciut zagalopowawszy się oblała ją wandziowym piwem, które natychmiast wchłonęło się w miękką tkaninę czerwonego swetra. Krótki śmiech wydarł się spomiędzy jej warg, kiedy zobaczyła zmieszanie panny Walker, jak i potem nagłą zmianę w postrzeganiu otoczenia przez Puchonkę. Wiedziała doskonale, pamiętała jaki ta ma stosunek do alkoholu, tak więc z nieco przepraszającą miną uniosła butelkę z piwem do góry, wskazując podbródkiem na hasającego borsuka, że to przecież nic złego. Gestem dłoni uspokoiła ją, mając nadzieję, że to wystarczy na tą chwilę i pomknęła do Antka, który jak widać przygotował się na świętowanie. Spora skrzynka z piwem Gallagherów opadła na ziemię, a co poniektórzy już, od razu mieli powciskane butelki z miodowym trunkiem, ku uciesze samego gospodarza imprezy.
Zaraz po wymianie przyjemnych uśmiechów poczuła jak ramiona Antka oplatają jej kibić i unoszą ją kilka centymetrów nad ziemią, co zawsze działało na nią jak płachta na byka. Zaskoczona złapała go mocniej i docisnąwszy się do niego uparcie nakazała mu postawić ją na trawie. Pogroziła mu jeszcze kilkukrotnie, a wdzięczny, brytyjski akcent tylko zadźwięczał mu w uszach. Poczekała aż grzecznie ją odstawi, zmierzwiła mu jeszcze już i tak rozczochraną czuprynę i błysnęła zębami w jego stronę, wiedząc, że i tak go dopadnie i poprosi o coś niezwykłego.
- Nie martw się, coś wymyślę. – Odpowiedziała rozbawiona i odeszła do swoich przyjaciółek, które najpewniej szczebiocąc obgadywały połowę męskiej części Hogwartu. Jeżeli nie rozmawiały o facetach, to o jedzeniu. Tak więc standard rozmowy zachowany.
Zanim jednak doszła do pięknych pań zmierzyła jeszcze poważnym spojrzeniem młodszego Morisona, którego widok zazwyczaj ją cieszył – dzisiaj była jednak zaskoczona – nie spodziewała się go zastać na imprezie dla starszych uczniów, na którym pojawiały się nie tylko tematy z działu zakazanych, ale i alkohol lał się strumieniami. Nie zwracała uwagi na to co przyniósł ze sobą – miała tylko nadzieję, że to nie było piwo kremowe [jak się później okazało było], bo wiedziała jak Anthony reagował na trunek inny już własny. Nie zamierzała jednak robić Collinowi wywodów, dlatego przystanąwszy przy nim westchnęła przeciągle i pokręciła ciemną łepetyną.
- Tylko nie rób głupstw. Odpowiadam przed Dłejnem za Ciebie. – Oczywiście, biorąc pod uwagę fakt jak bardzo starszy Puchon zajęty jest Joe i kotami. Pomachała Gryfonowi dłonią dzierżącą piwo i w końcu wróciła do dziewcząt, wcześniej właśnie porywając słodkie pianki z torby Melanie, która najwidoczniej nie miała nic przeciwko jej dzikim harcom wokół jedzenia. Szatynka z domu Kruka przysiadła na jednej z ławek z borsukowym piwem i piankami wepchniętymi do buzi. Chwilę siedziała w milczeniu przeżuwając przekąskę, aż usłyszała w oddali dźwięk obijającego się pudła, dziewczęcy głos, mokre odgłosy pocałunków i piski. Odwróciła głowę w stronę grupy robiącej najwięcej hałasu i dostrzegając znaną Puchonkę z gitarą uniosła dłoń w geście pozdrowienia.
- Shaaaaaroooon! Pijemy! – Ogłosiła pełna entuzjazmu i stuknęła się butelką o butelkę z Kateriną i Melanią, obok których akurat siedziała. Czarny płaszcz rzuciła gdzieś … dalej, zostając w swetrze, bowiem nie tylko od piwa ale i od atmosfery zrobiło się jej ciepło. Zastanawiała się w co będą też grać, bo chociaż butelka była oklepana to pomysł panny Moore ją zaciekawił.
- Ooo, a wygrywa ten kto się najszybciej spije? – Otworzyła szerzej oczęta oceniając po krótce alkoholowe możliwości innych uczniów biorących udział w imprezie.
Do ich wesołej gromadki zajrzał również i Riaan, na którego widok Krukonka się rozpromieniła. W świetle dziennym do tej pory można było zauważyć złociste odblaski brokatu, które z trudem można było usunąć. Dlatego gdy młodszy Gryfon przeszedł obok niej, ta chwyciła go za skrawek bluzy i wcisnęła mu piankę do buzi. Piwne oczy iskrzyły, a ramiona Whisperówny unosiły się kiedy ta śmiała się głośno.
- Cześć, Riaan. Właśnie oficjalnie zostałeś na nie zaproszony. – Z kolejną pianką zrobiła tak samo, tylko jej odbiorcą była akurat Melka siedząca z jej prawej strony. Wzrokiem starała się jeszcze odszukać Nathaniela czy Aidena, bo im również chciała coś słodkiego do buzi wepchnąć. Dla zasady.
Meredith Walker
Meredith Walker

Palenisko - Page 2 Empty
PisanieTemat: Re: Palenisko   Palenisko - Page 2 EmptyCzw 16 Lip 2015, 23:39

Podczas gdy zgromadzeni wokół Mer (albo może Wandy? do niej się ludzie dopiero garnęli) znajomi wesoło sobie gaworzyli o… no cóż,  w sumie o niczym. Chyba dalej o tych grach - ona, czyli panienka Walker sączyła powolutku swe kremowe piwo. Starała się przy tym wyglądać bardzo ładnie i wdzięcznie, co w sumie chyba jej wychodziło, bo dzisiaj po prostu była w całkiem dobrym humorze. Pierwszy dzień spokoju od dwóch tygodni. Pierwszy dzień, gdy nie chowa przed ludźmi. Pierwszy dzień bez ani jednej niepotrzebnej myśli o Francuzie. No, prawie - i tak jej dobrze szło!
Sączyła więc to swoje beznadziejnie słabe piwo, z nieco nieobecnym uśmiechem na twarzy gdy nagle dosyć ciche rozmowy przerwał gwałtowny krzyk. Zmarszczyła brwi w geście niezrozumienia obracając rudoblond pukle w stronę Gallaghera. Oraz Collina, którego ten pierwszy najwyraźniej nagabywał za przyniesienie piwa kremowego na ognisko. Na Merlina, kremowego. Bo to zbrodnia, najwyraźniej, z czego cicho podśmiewała się Meredith jeszcze ciszej sącząc to swoje grzeszne piwo. I nawet podeszła by do chłopaków, by bronić tego niewinnego, miłego, niczego nieświadomego biednego Gryfona, gdyby nie spokój w głosie Antka. Niebezpieczny spokój, którego nawet Mer nieco się bała. Tym bardziej, że znała go nieco lat i doskonale wiedziała, co on oznacza.
Obserwowała więc jak Gallagher zaciąga Collina w krzaki, prawdopodobnie by go resocjalizować czy wręcz przeciwnie deprawować czego na razie nie postanowiła komentować. Z cichym westchnieniem rezygnacji musiała stwierdzić, że i tak zrobi co chce. Z głośnym westchnieniem pomyślała o swoim nędznym losie, gdy wyżej wspomniany piwomaniak zauważy ją dzierżącą specjał madame Rosemarty. No cóż, trzeba będzie to po prostu przeżyć. I przy pierwszej lepszej okazji odpłacić pięknym za nadobne, wytykając temu inteligentowi marnowanie potencjału na jakiś głupi chmielowy trunek.
Z tego nieco pesymistycznego marazmu obudziła się dopiero po dłuższej chwili, nie rejestrując przybycie czy też odejście innych współogniskowców. Dopóty do ich zacnego grona nie dołączyła dobrze jej znana Sharon, która na dzień dobry rzuciła się na barana panu katowi. No pięknie się zaczyna, pomyślała z półuśmiechem patrząc na tę dwójkę sącząc swoje grzeszne piwo.
I wtedy na dotarł do nich Riaan, którego głoś oraz nietypowy akcent poznała od razu. Fakt, że jej imię padło jako pierwsze zarejestrowała podprogowo, podobnie jak to, że swój wzrok zatrzymał na niej nieco dłużej. Jednak to wystarczyło by twarz oblał uroczy rumieniec.
- Cześć Riaan, Sharon - odparła, pierwszy raz od dłuższej chwili, starając się nie patrzeć prosto w czekoladowe tęczówki. Które pomimo całego tego czasu nadal ją nieco peszyły - Tak, Anthony robi ognisko. Pianki, piwo, Puchoni… Czego chcieć więcej?- mruknęła nieśmiało nieco po odpowiedzi Wandy. Nie skomentowała tuczenia (skradzionymi między przez nią piankami) chłopaka, na którym lubiła zawiesić oko, przez nieświadomą tego faktu przyjaciółkę. Oraz mimowolnego ukłucia zazdrości w puchońskim serduszku - Co tam, u… was? - spytała nowoprzybytych, zwracając się raczej w stronę Riaana. Bo Sharon była zajęta piciem, zapewne. Zapewne.
Upiła łyk swoich szczochów, żałując. Żałując pierwszy raz w życiu, że w gruncie rzeczy mocniejsze trunku nie trafiają w jej kubki smakowe. Gdzie ten Gallagher gdy jest potrzebny?
Gość
avatar

Palenisko - Page 2 Empty
PisanieTemat: Re: Palenisko   Palenisko - Page 2 EmptyPią 17 Lip 2015, 00:20

Przewrócił oczami, kiedy Melanie zdecydowała się zapewne niezbyt przemyślanym odruchem dobroci zapytać o jego życie. Odwrócił wzrok od Wandy, uśmiechającej się tak ładnie, jak tylko ładnie może uśmiechać się piękna dziewczyna, by obrzucić Puchonkę spojrzeniem niewiele różniącym się de facto od wzroku bazyliszka.
- Dopóki nie zobaczyłem cię na horyzoncie, Moore, wszystko było w miarę przyjemne – mruknął, rozglądając się odruchowo, czy w którymś z krzaków nie czai się kotka, która za punkt honoru obrała sobie zaprowadzenie go do grobu przez śmierć z zakichania. Doprawdy, zasmarkana sprawa.
Kiedy jednak zielone oczy nie dojrzały nigdzie zdradzieckiego potwora, chłopak podjął przerwaną podróż wprost w sekundę temu zabijane wzrokiem krzaki, w samą porę zresztą, by wpaść na Anthony’ego i Nathaniela. Komentarz brata skwitował jedynie wzruszeniem ramion.
- Nie wszyscy lubią brudzić sobie ręce, kiedy nie ma ku temu takiej konieczności. Wiesz. Magia. Różdżka. Te sprawy. Ale nie krępuj się, biegaj, dobrze ci to zrobi na ten piwny brzuszek – odparł rozbawionym tonem, unosząc różdżkę i szepcząc zaklęcie. A chociaż mistrzem z użytkowych nie był, okoliczne chaszcze zaszeleściły posłusznie, a ominięte przez Puchoński Duet Wyborowy gałęzie posłusznie ułożyły się w stosik przy palenisku, po drodze z czułością godną najznamienitszego kochanka zahaczając o głowę panny Moore, by pozostawić w jej rudych włosach kilka zeschniętych liści i – czego pewny nie był – najprawdopodobniej jakiegoś robala.
Otrzepawszy dłonie, z ironicznym uśmiechem wymalowanym na wciąż jeszcze zbyt krągłej jak na jego gust twarzy, Aiden ruszył do powiększającego się w tempie szalonym towarzystwa. Dostrzegając kątem oka jak Sharon wskakuje Antkowi na plecy, chłopak schylił się, podnosząc z ziemi szyszkę i cisnął nią wprost w tył głowy brata, by potem jak gdyby nigdy nic podejść znów do Wandy i otaczającego ją wianuszka.
- Spełniłem swój obywatelski obowiązek, myślę, że zasłużyłem na pierniczki – rzucił swobodnym tonem, bez zaproszenia pchając łapsko do pudełka oznaczonego niemożliwym do ominięcia napisem AWARYJNE i wpychając jednego z nielicznych już pierniczków do ust – Niech mnie diabli, Wandziu, jeśli z porcji na porcję nie robią się coraz lepsze. Powinniście założyć z Tony’m jakąś spółkę, bo nie sądzę, żeby znalazł pracę gdziekolwiek indziej, jak w browarze – dodał jeszcze z pewnym przekąsem, rzucając okiem na skrzynki pełne miodowego piwnego nektaru, który brat sumiennie dopieszczał w ciągu ostatnich paru miesięcy. Chętnie sięgnął po butelkę, mniej chętnie przyznając w duchu, że nikt nie warzył takiego piwa, jak jego mało kreatywny życiowo brat i odkorkowując ją końcem różdżki, przytknął piwo do ust, spłukując korzenny smak alkoholem.
Zreflektował się dopiero po chwili, napotykając spojrzeniem nieznajome twarze i przekładając piwo do drugiej dłoni, wyciągnął rękę w kierunku Riaana.
- Gallagher. Ten mądrzejszy – wyszczerzył zęby w kierunku Meredith, dostrzegając zupełnym przypadkiem speszenie na jej twarzy i pociągnął kolejnego łyka, czując jak alkohol rozlewa się ciepłą falą po całym jego ciele.
Nie ma to jak piwo, słowo daję.

Melanie Moore
Melanie Moore

Palenisko - Page 2 Empty
PisanieTemat: Re: Palenisko   Palenisko - Page 2 EmptyPią 17 Lip 2015, 10:08

Z uśmiechem przyglądała się sytuacji między Anthonym, a młodszym chłopakiem. Collin. To imię usłyszała z czyiś ust. Wiedziała, że tak będzie. W końcu już zna Antka, nie jedną imprezę z nim przetrwała i wie jak on reaguje kiedy ktoś przynosi kremowe piwo. Biedny Collin, za chwilę otrzyma dobrą lekcję. Przytknęła butelkę do ust i upiła znowu. Co jak co, ale gdyby tak nie brać po uwagę procentowej zawartości alkoholu to i tak pewnie wybrała by to miodowe. Nie jest takie słodkie i myśli to ta dziewczyna, która uwielbia słodycze.  
No i plan bycia miłą dla swojego nieprzyjaciela spalił na panewce. Chociaż ten jeden raz, w taki wieczór kiedy jest tutaj tyle ludzi, przyjaciół nie chciała się denerwować i przynajmniej udawać, że między nią a młodszych Gallagher'em stosunki nie są takie złe jak innym mogłoby się wydawać. Jednak się nie dało. Może i nie dała po sobie tego poznać, ale tak odrobinkę się zezłościła na niego. Efektem było to, że wypiła już prawie całe piwo zostawiając odrobinkę na dnie. Nie taki był plan, oj nie. Chyba odleci tutaj najszybciej ze wszystkich, a to wszystko przez tego... nie. Nie. Nie chciała używać brzydkich słów, może jeszcze da się to jakoś naprawić. problem był taki, że alkohol Mel już lekko strzelił do głowy, to bardzo proszę ignorować lub ją pilnować. Dlatego wolała nie oddalać się od Kateriny lub Wandy.
-Hm.. jak miło. Gdybym wiedziała, że się tutaj pojawisz to specjalnie bym zabrała Tyr. Miałabym pewność, że jednak się tutaj nie zbliżysz, a chciałam żebyśmy chociaż raz byli dla siebie mili - o tak. Pewnie miała by z tego niezły ubaw. Stop! Mel jest ofiarą postronną, nie jej wina, że kotka się zakochała w Aidenie czy co. Obrywa jej się za to, że jest jej właścicielką, a tego futrzaka nie da się za bardzo ujarzmić. Kiedyś przecież chciał zjeść szczura Kat. Tylko z nią problemy. Zresztą jak sobie biedak radzi z alergią, jak w Hogwarcie co 3 uczeń ma kota? Dokładnie nawet liczyć nie będzie. Po tym wszystkim objęła Kat w pasie i oparła czoło na jej ramieniu, nagle wzięło jej się teraz na czułości. Do tego po tym jak ja nazwala rudą wiewiórką. Powinna się obrazić czy nie? W sumie wiewiórki są urocze, to znaczy że Mel też?
-Czy nie lepiej czasem być miłym albo chociażby udawać? Wiewiórka nie zasługuje na takie traktowanie - mruczała pod nosem tak by tylko Kato usłyszała. Brakuje tylko jakiegoś użalania się nad sobą i koniec, Mel może wracać do dormitorium. Czego by nie chciała, nawet jeszcze ognisko nie jest rozpalone. Dobrze tylko, że efekty nie trzymają jej się długo za chwilę jej przejdzie. W między czasie tylko usłyszała radosny krzyk Wandy i stukanie butelek. Podniosła głowie i w mgnieniu oka na jej twarzy pojawił się uśmiech jak zobaczyła Sharon z gitarą. Będzie śpiewanie! Puściła Kat i stuknęła się butelką piwa z Wandą i Kat.
-No nie wiem czy bym to nazwała wygraną, ale taka osoba pewnie najszybciej zacznie się do wszystkiego przyznawać - odpowiedziała Wandzie, która była zainteresowana wymyśloną grą Mel. Ponownie chciała się oprzeć na ramieniu Kat do póki nie poczuła lekkiego uderzenia w głowę, nawet jeśli gałęzie jakoś specjalnie niebezpieczne nie są to i tak da się poczuć
-Co jest kur - złapała się za głowę i złapała w dłoń zeschłego liścia, a spod niego wylazł mały chrząszczyk. Fuj! Strzepnęła szybko rękę. Obejrzała się i zobaczyła, że minął ją właśnie Gallagher. Wstała automatycznie i podeszła do chłopaka, wylała na jego łeb resztę piwa jaka jej została. Przykro mi Antek, że tak musi marnować swoje piwo, ale już nie mogła i alkohol jeszcze przez chwilę będzie nią kierował - A myślałam, że chociaż uda nam się wzajemnie ignorować już byłby postęp. Jak widać upartość nie jest dobrą cechą - szybko wróciła się na swoje miejsce i odłożyła pustą butelkę obok pieńka. Zdenerwowała się od co! Wszystko byłoby w jak najlepszym porządku, gdyby Gallagher nie musiał na każdym kroku przypominać, jak bardzo nie znosi Mel. Nawet ona tak zadziorna nie jest. Z posępną miną zaczęła wyjmować resztę liści z włosów
-Na chwilę już mi wystarczy piwa, ale pierniczka zawsze - westchnęła i sięgnęła po pierniczka Wandy, który tak bardzo poprawia humor swoim smakiem.
Riaan van Vuuren
Riaan van Vuuren

Palenisko - Page 2 Empty
PisanieTemat: Re: Palenisko   Palenisko - Page 2 EmptySob 18 Lip 2015, 22:20

Nie zdążył nic zrobić, nawet się rozejrzeć kiedy Wanda wepchnęła mu w usta piankę. Stanął jak wryty patrząc na nią wzrokiem mówiącym: "chyba oszalałaś", nawet nie pogryzł słodkiego obłoczku tylko trzymał w ustach z końcówką na zewnątrz. Nie lubił pianek, nie piekł ich nigdy i nie zamierzał. A teraz na siłę wepchnięto jedną w niego jakby był gęsią przeznaczoną na pasztet. Nie chciał jednak zrobić Wandzie przykrości i po prostu łyknął słodycz jak wcześniej wspomniana gęś. Zmrużył trochę oczy w geście zastępującym mu zniesmaczone skrzywienie. W końcu był wolny od różowej, cukrowej bomby.
- Dzięki za zaproszenie. Skorzystam. A jeżeli chodzi o mnie to dobrze. Tak sądzę. - odpowiedział Meredith wciąż się na nią patrząc. Uwielbiał to robić. Nigdy za wiele nie rozmawiali ze sobą, byli w różnych domach, ona była starsza. Ich grafik rozmijał się ze sobą, dlatego Riaan częściej obserwował Mer niż z nią rozmawiał i czasem się zastanawiał czy nie było mu to bardziej na rękę. Nie potrafił zrozumieć dlaczego patrzenie na dziewczynę, która swojego czasu uratowała mu cztery litery daje mu taką radość. Na dodatek, kiedy z nią rozmawiał często jego myśli uciekały gdzieś daleko pozostawiając go bez jednego słowa na języku. To wszystko sprawiało, że z jednej strony czuł się nieswojo w obecności rudej Puchonki, a z drugiej chciał z nią przebywać. Nie przejmujcie się, wy czytający to, on też tego nie rozumie.
Ciągnięty tym kłębkiem niezrozumianych uczuć i emocji chłopak chciał zająć wygodne miejsce obok Meredith, kiedy drogę zagrodził mu jeden z Krukonów. Kojarzył go.
- Riaan Van Vuuren. - ścisnął mu dłoń przypominając sobie, że Gallagher był ścigającym w drużynie domu Roweny Ravenclaw. A gdy zauważył, że ten szczerzy się z jakiegoś powodu do Meredith, podświadomie mocniej ścisnął jego dłoń, aby następnie od razu ją puścić. Kiwnął głową nowo poznanemu chłopakowi i nareszcie usiadł obok Puchonki. Co wydarzyło się później zbiło go zupełnie z tropu. Nawet on, w swoim zupełnym braku zrozumienia społecznych konwenansów wiedział, że kiedy ktoś wypije trochę alkoholu wtedy traci panowanie nad sobą. Ale żeby, aż tak? Nieznana mu ruda dziewczyna, jedna z koleżanek Wandy, wstała i wylała resztki swojego piwa na tego całego Gallaghera. W zażenowaniu potarł ręką potylicę i zwrócił swój wzrok na Mere, oraz migoczący gdzieś w Zakazany Las a także jakieś osoby zbierające chrust. Należało szybko zapalić ognisko, ogień nie tylko ogrzałby ich, ale także odgonił różne paskudztwa mogące zagrozić nie tylko ich dobrej zabawie, ale także życiu. Potem przeniósł spojrzenie na Collina i jakiegoś siódmoklasistę opieprzającego go za przyniesienie kremowego piwa. Coraz mniej rozumiał ludzi, przecież kremowe piwo to nie jakaś trucizna, dlaczego starszy chłopak uczepił się o to Morisona? Zanim zdążył krzyknąć cokolwiek, co może zdołałoby zakończyć karanie młodszego Gryfona, Sharon opanowała sytuację.
- A co u Ciebie? - zapytał skupiając swój wzrok już wyłącznie na Meredith. Czas na poznanie nowych osób jeszcze będzie, niech chociaż zamieni z nią słowo.
Nathaniel Cole
Nathaniel Cole

Palenisko - Page 2 Empty
PisanieTemat: Re: Palenisko   Palenisko - Page 2 EmptyNie 19 Lip 2015, 16:10

No tak, temat ewentualnych gier się urwał, a przynajmniej Nathaniel znalazł się poza kręgiem osób, które były nimi zainteresowane. Musiał w końcu pomóc swojemu kumplowi w zorganizowaniu drewna na opał. Albo inaczej: nic nie musiał, ale po prostu nie wyobrażał sobie odmówić Anthony'emu, którego znał właściwie od początku edukacji w Hogwarcie i który także zawsze gotowy był go wesprzeć. Kiedy udali się więc do lasu, Puchon nie próżnował, wybierając drewno, które nada się pod palenisko. I chociaż był nieco rozkojarzony, nie umykały mu słowa płynące z ust Gallaghera.
- To by do niego pasowało... - mruknął więc w odpowiedzi na komentarz Tone'a dotyczący prawdopodobnych losów Chrisa i powodów, dla których chłopak nie znalazł się na ognisku. Oczywiście Anthony obrócił to wszystko w żart, ale jak to się mówi, w każdym żarcie, czy też kłamstwie, znajdzie się ziarenko prawdy. Nate zaś nie miał zamiaru ubolewać szczególnie nad tym, że Dolmeth nie pojawił się nad jeziorem, jeżeli tylko rzeczywiście nie groziło mu jakieś niebezpieczeństwo. Najwyraźniej jednak nie było o co się obawiać.
Jeżeli zaś mowa o dziewczętach, Gallagher wcale się nie pomylił. Cole faktycznie cierpiał często na syndrom kumpla, choć na szczęście nie był na tyle naiwny, by zbyt długo dawać się wykorzystywać przedstawicielkom płci pięknej. To prawda jednak, że nie potrafił w porę dostrzec innego rodzaju zainteresowania ze strony koleżanek, nie mógł popisać się imponującymi umiejętnościami w zakresie flirtu i podrywu, a poza tym dość często zdarzało mu się ulokować swoje uczucia w nieodpowiednim "obiekcie". Tak samo było zresztą i teraz - Tone z pewnością chciał mu pomóc, ale Nathaniel nie do końca był takką przysługą zainteresowany. Co prawda odwrócił spojrzenie na Krukonkę, o którą zapytał jego kumpel, ale nieszczególnie wiedział, co ma odpowiedzieć. Nie znał jej, a chociaż bywało, że dość szybko wpadał w tarapaty, nadmiernie rumieniąc się przy którejś z dziewcząt, nigdy żadna nie spodobała mu się jedynie z racji samego wyglądu. Można było więc śmiało powiedzieć, że długie nogi, ponętny biust... to wszystko było dla Nate'a sprawą drugorzędną, na pierwszym miejscu było zaś "to coś", którego Puchon i tak sam nie umiałby zapewne określić.
- No. Ładna dziewczyna, ale nie wiem, nie znam jej za dobrze... - odrzekł wreszcie, nie siląc się na żadne bardziej obszerne opinie. Postawił na szczerość, a jego ton wypowiedzi chyba wystarczająco dał do zrozumienia Gallagherowi - nie, nie miał ochoty na to, żeby Tone go z nią swatał. A przynajmniej nie w tych okolicznościach.
W każdym razie chłopaki dotarli wreszcie nad palenisko i zabrali się za rozpalanie ogniska. Cole uczestniczył we wszystkich rytuałach, wraz z pieczeniem kiełbasek. Usiadł na kłodzie, którą wybrał sobie od samego początku, od czasu do czasu dorzucając swoje trzy grosze do prowadzonej aktualnie przez innych rozmowy. Niekiedy spoglądał też dyskretnie w stronę Wandy, uśmiechając się mimowolnie. Starał się jednak mniej więcej po równo podzielić swoją uwagę pomiędzy tych, którzy zjawili się na ognisku, może jedynie nieco mniej czasu poświęcając osobom z innych domów, które niezbyt dobrze znał.

/Od jutra do środy mnie nie ma, także pomińcie mnie po prostu.
Wanda Whisper
Wanda Whisper

Palenisko - Page 2 Empty
PisanieTemat: Re: Palenisko   Palenisko - Page 2 EmptySro 22 Lip 2015, 13:50

/ DO ROBOTY LUDZIE.

Coraz większa gromada zbierała się wokół paleniska, którym czysto teoretycznie powinni zająć się mężni chłopcy. Wanda tylko na samym początku czuła się odrobinę nieswojo w otoczeniu samych przedstawicieli domu sławnej Helgi, którzy postanowili się zabawić. Tak po ludzku – najpewniej by zmazać z siebie durną otoczkę ich kluskowatości i puchatości, którą emanowali w promieniu kilometra. Może i zdarzały się takie wyjątki- jak na przykład Henryk czy Anthony. Jej niepewność zniknęła praktycznie od razu gdy pojawił się Collin i Riaan – dwójka jej wyjątkowo bliskich Gryfonów, którzy umieli odnaleźć się w danym towarzystwie, przy czym ten pierwszy popełnił małe faux – pax przytaszczając na imprezę Gallaghera marne piwo kremowe. Wzrok ciemnowłosej dziewczyny automatycznie opadł na siedzącą obok Meredith, a potem na swoje piwo trzymane w dłoni. Uśmiechnęła się pod nosem.
- Radzę Ci szybko dokończyć to kremowe piwo, Mer. Zanim Tony Cię zauważy i pożre w całości. – Szepnęła konspiracyjnie do młodszej przyjaciółki i jak gdyby nic pociągnęła łyk borsuczego trunku. Rozglądała się tu i ówdzie dostrzegając czupryny równolatków walczących z gałęziami i swojego eks szwagra, na którego polowała. Nie dosłyszała komentarza rzuconego w stronę Meli, co raczej działało na korzyść Krukona – panna Whisper nie lubiła sytuacji, w której jej znajomi niekoniecznie pałali do siebie sympatią. Dlatego ze zmarszczonymi brwiami spojrzała na Aidena.
Widziała to jak rzucił szyszką w głowę Antka, co jedynie zaowocowało kolejnym parsknięciem śmiechu z jej strony – czym sobie zasłużył zgarnięciem jednej ze słodkości znajdującej się w pudle. Z dobrotliwym grymasem łaskawie pozwoliła mu zanurzyć dłoń w magicznej skrzyni po czym obracając butelką z alkoholem odezwała się na jego propozycję.
- Jeżeli moje plany zawodowe nie wypalą, to najpewniej będę się strać o pełen etat w Waszej tawernie. Tylko nic nie mów Antkowi – chyba tego by nie przeżył. – Zażartowała wywracając piwnymi patrzałkami. Chwilę później skupiła wzrok na etykiecie browaru, zajęta swoimi myślami, które nagle ją naszły. Powątpiewanie, nadzieja, rozżalenie i zdziwienie. Kiedy podniosła łepetynę zauważyła rozgniewaną buzię Mel i wilgotnego… mądrzejszego Gallaghera. Krukonka zamrugała oczętami nie wiedząc bardzo co się dzieje, po czym westchnąwszy dobyła swoją różdżkę i za jednym zamachem oczyściła twarz szwagra z lepiącego się trunku.
- Czy możecie dzisiaj odsunąć na chwilę od siebie swoją wzajemną niechęć i dobrze się bawić? – Spytała nadzwyczaj słodkim tonem, którego zawsze używała wobec krnąbrnych drugoklasistów, którzy nie potrafili odpowiedzieć jej na pytanie czym różni się zaklęcie ofensywne od defensywnego. Nie rozumiała powodu dla którego się nie lubili, podobnie jak nie rozumiała dlaczego Meredith czerwieni się na widok Riaana, któremu chyba pianki nie zasmakowały. Siłą rzeczy postanowiła zawiesić na kimś wzrok, kto przynajmniej nie kłócił się z nikim, ani nie wrzeszczał bez powodu. Spojrzeniem czekoladowych oczu natknęła się na Nathaniela, który przysiadł nieopodal na pieńku. Wyglądał spokojnie, odrobinę zaaferowany wszystkim co się dzieje, co sprawiło, że jej usta wygięły się w delikatnym uśmiechu. Odwróciła zaraz wzrok i trąciła łokciem Kat siedzącą obok niej.
- Decyduj w co gramy. – Powiedziała tak głośno, aby każdy w końcu zrozumiał, że należy się teraz skupić w jednym miejscu i przeznaczyć czas na grę i picie.
Anthony Gallagher
Anthony Gallagher

Palenisko - Page 2 Empty
PisanieTemat: Re: Palenisko   Palenisko - Page 2 EmptySob 25 Lip 2015, 02:37

/WRÓCIŁEM KRĘCIĆ MELON, PISZEMY.

Stał nad Morisonem z założonymi na piersi ramionami i zaciętym, niemal surowym wyrazem twarzy, samą mową ciała, samą swoją sylwetką zastygłą w nieprzejednanej postawie dając młodemu do zrozumienia, że nigdzie się nie ruszy, dopóki nie zostanie właściwie wyedukowany i siłą zepchnięty ze ścieżki nieprawości, którą podąża. Bo nie oszukujmy się, który szanujący się czarodziej spożywał dla przyjemności piwo kremowe i potrafił potem jeszcze spojrzeć w lustro bez wzgardy dla samego siebie? I co ważniejsze, który rozsądny dzieciak przynosił je na imprezę organizowaną przez chłopaka pochodzącego z rodziny o długiej tradycji browarniczej, będącej rynkowym konkurentem tych kremowych pomyj? To niemalże tak jakby przylecieć na bankiet producentów Nimbusa na Zmiataczu i jeszcze rozdać każdemu obecnemu po jednym. Nie godzi się. Stukając palcami o swoje przedramię, ze zmarszczonymi brwiami przyglądał się Collinowi niepewnie sączącemu wciśnięte piwo i wyraźnie rozważał surowość wyroku, jaki zostanie na niego wydany. Tak ciężkie przestępstwo przeciwko piwnemu smakowi i znawstwu Tony’ego musiało być traktowane z najwyższą bezwzględnością, nie gorsze było bowiem od podprowadzenia dziewczyny. Uniósł dłoń w uciszającym geście, gdy tylko dotarły do niego pierwsze tony opinii młodego sugerującej, jakoby kremowe było dobre.
— Nie pogrążaj się. Może jest jeszcze szansa, by wyprowadzić cię z mroków niewiedzy i ze ścieżki złego smaku piwnego, ale jak każdy, kto ma problem, powinieneś go sobie najpierw uświadomić, przestać się oszukiwać i zaakceptować rzeczywistość. Piwo kremowe nie jest dobre — wygłosił spokojnie mentorskim tonem pouczającego wykładu, najwyraźniej skupiony na swej roli nawracania zbłąkanych dusz. — Jest nieprzyjemnie maślane, mdłe i zbyt słodkie, w dodatku w zasadzie nie zawiera alkoholu. Przez wiele lat więksi producenci przyzwyczajali czarodziejów do jednego stylu piwa – lagera z nikłą goryczką, wciąż tego samego nudnego kremowego, powtarzanej do bólu receptury. A za piwem rzemieślniczym stoją konkretni ludzie warzący z pasją, sercem i zaangażowaniem różne style piwa, starannie dobierający najprzedniejsze składniki. — Pociągnął łyk własnoręcznie wyprodukowanego piwa, pokazując mu borsuczą etykietę. Jak zawsze, gdy wchodził ten konkretny temat, Gallagher zaczynał się niebezpiecznie rozkręcać. — To pozwala odkryć mnogość stylów piwnych, gdzie nie ma miejsca na nudę. Może są droższe, ale jakość bije kremowe popłuczyny na głowę, a ode mnie masz skrzynkę za darmo, bo od czegoś trzeba rozpocząć twoją piwną edukację. I tak, będę tak nad tobą stał. Znasz ten motyw, że gdy przyłapie się dziecko z papierosem, każe mu się wypalić całą paczkę? Nie będę tak okrutny, by katować się kremowym, ale kilka butelek prosto z browaru Gallagherów powinno być dobre na wst…
W tym momencie urwał swoją wychowawczą pogadankę, bo pomiędzy ich dwójką zjawiła się znikąd Sharon i napadła Morisona, obsypując go gradem lekkich pocałunków. Stał w miejscu, odrobinę skonfundowany i wybity ze swojego iście mentorskiego rytmu, nie dostrzegając najwyraźniej nic złego w tym, że właśnie dopadł niewinnego trzynastolatka i zmuszał go do spożywania w sporych ilościach piwa o stosunkowo dużej zawartości alkoholu, co w jego mniemaniu mogło zakończyć się dlań najwyżej bolącą głową następnego dnia. Najwyraźniej dzieciństwo w rodzinie Gallagherów sprawiało, że z większą pobłażliwością spoglądało się na wiele spraw.Pokręcił lekko głową w geście to poważne męskie tematy i z piwem nie ma żartów, kobieto, posyłając pannie Wigmore znaczące spojrzenie.
— Sharon, nie teraz, mężczyźni rozmawia… — zaczął, ale znów urwał (ale urwał), bo dziewczyna ni stąd, ni zowąd wpakowała mu się na barana. Sapnął, sarknął i wypuścił głośno powietrze, zdążył już jednak przyzwyczaić się do jej, cóż, dość specyficznych powitań, chwycił ją więc tylko za łydki, by nie spadła do tyłu i łaskawie okręcił dookoła przy wtórze jej entuzjastycznych odgłosów. I chwała szyszce w łeb, ona bowiem uratowała Collina przed postępującą alkoholizacją i surowym okiem Tony’ego, które momentalnie zwróciło się ku Aidenowi. Wykonał jeszcze gest dłonią, wskazując palcami na swoje oczy, a potem na Morisona, co miało chyba znaczyć, że będzie go pilnował, a potem przemieścił się bliżej zgromadzenia, razem z Sharon uczepioną jego pleców tak czule i tęsknie jak Pettigrew tabliczki czekolady. — Ten grzeczniejszy, chciałeś powiedzieć. Książki nie wtłukły ci do pustego czerepu mądrości, tylko wiedzę. Kiedy się nauczysz, że znajomość wszystkich konstelacji nie czyni z ciebie Konfucjusza?
Wyszczerzył się do niego złośliwie, prawda była jednak taka – i każdy, kto wiedział o Gallagherach trochę więcej niż to, że grają w drużynie i produkują piwo, raczej zdawał sobie z tego sprawę – że Tony w pewien sposób rozumiał, a przynajmniej wspierał ambicje brata, na własnych barkach torując mu drogę do upatrzonej przez niego przyszłości. Pochylił się, by ulokować uczepioną go uparcie panienkę Wigmore połowicznie na kolanach Wandy, Aidena i Nate’a, a potem dopił kilkoma haustami napoczętą butelkę piwa i zajął się wreszcie wybieraniem mniejszych gałęzi ze stosu przy palenisku i rozpalaniem ogniska. Ktoś powinien to w końcu zrobić, czyż nie? Podniósł głowę w momencie, gdy Melanie wylewała jego bratu na głowę resztki piwa w odpowiedzi na jakiś niewybredny komentarz. Zmarszczył brwi, obserwując ich znad dymiącego paleniska.
— Gdy przychodzą goście, trzymamy go z reguły w piwnicy, jak widać jest nienawykły do ludzi. Ale na brodę Merlina, nie rozlewajcie piwa. — Dorzucił jeszcze jedną gałązkę do buchającego już ognia i wyprostował się, otrzepując dłonie. — Sharon, bierz gitarę, zarzuć jakiś dobry podkład i gramy. Pomysł Melanie nie brzmi źle. I cześć, Riaan. Anthony. — Uścisnął młodszemu chłopakowi dłoń, wskazując brodą na jego sweter. — Sroki z Montrose, co?
Irytek
Irytek

Palenisko - Page 2 Empty
PisanieTemat: Re: Palenisko   Palenisko - Page 2 EmptyPon 27 Lip 2015, 22:19

Był nocą, był ciemnością, a ognisko jakichś uczniaków rozganiało jego ciemność i spokój. Czasami mówi się “uwaga, bo wstanę”. Zwykle to pusta groźba bez pokrycia, ale tej pamiętnej nocy Irytek wstał i wszyscy wiedzieli, czuli podświadomie wnioskując z powiewów nieprzyjemnego, chłodnego wiatru, że po tej nocy nie będzie już żadnej następnej nocy, że nie zaznają snu, a każdy kolejna doba będzie bezsennym cierpieniem. O tak, tak uwielbiał o sobie myśleć przemierzając długie, nieskończone wręcz korytarze Hogwartu. Oczywiście, podśpiewywał sobie przy tym radośnie, ale nikt tego nie słyszał.
Zamek spał, ale on nie, ktoś musiał pilnować porządku w tym dobytku, kiedy wszyscy spali albo w najlepsze podpalali niewinne drzewa. Nawet Filch! Nawet ten stary drań spał i nie wiedział nawet co dzieje się kilkaset metrów od jego przytulnego, koperkowego leża. Pierwszym krokiem do planu idealnego było znalezienie odpowiedniego stroju, śpiący zamek dawał zaskakująco dużo możliwości, ale zadowolił się oczywiście strojem strażaka w którym Dumbledore wystąpił na jednej z dawnych potańcówek, tak przynajmniej głosiły plotki. Poprawił hełm Strażaka i zgarnął kawał węża pod swoją przezroczystą pachę. Leciał sobie korytarzami jak rasowy airbus aż dotarł na błonia, nad jezioro. Zaczaił się w krzakach, a to wcale nie było takie trudne, biorąc pod uwagę, że był duchem i obserwując zgromadzenie przemknął aż do jeziora, zanurzył jeden z końców węża w wodzie a drugi skierował lekko w górę, nie wychodząc z ukrycia, tak, by nie zgasił ognia, ale zaprezentował zgromadzonym lekki, przyjemny, odrobinę mulasty jak ślizgońskie poczucie humoru, deszczyk.
Co to za nielegalne zgromadzenia? - ryknął, grubym głosem, w końcu magia pozwalała na takie numery. Zaciągnął wodę z jeziora i zaraz orzeźwiający prysznic spadł na tancerzy ogniskowych. Pan Anthony oberwał całkiem dorodnym egzemplarzem Karasia Pospolitego, Katherina zyskała glon, dość elegancki, idealny na prezent dla ukochanego, a na głowę Meredith trafił nieco wilgotny, góralski kapelusz z muszelkami. Właściwie, nie wiadomo skąd.
Sponsored content

Palenisko - Page 2 Empty
PisanieTemat: Re: Palenisko   Palenisko - Page 2 Empty

 

Palenisko

Zobacz poprzedni temat Zobacz następny temat Powrót do góry 
Strona 2 z 3Idź do strony : Previous  1, 2, 3  Next

Permissions in this forum:Nie możesz odpowiadać w tematach
Marudersi :: 
Hogwart
 :: 
Tereny Zielone
 :: Jezioro
-