|
| Gabinet Profesora Machiavelliego | |
| |
Autor | Wiadomość |
---|
Sebastian Machiavelli
| Temat: Gabinet Profesora Machiavelliego Pon 22 Gru 2014, 12:58 | |
| Ciekawe miejsce, gdzie przeważają barwy Gryffindoru, mimo iż Sebastian jest opiekunem Ravenclawu. Mnóstwo książek rzuconych na każdą możliwą powierzchnię. Panuje tam niesamowity artystyczny nieład, w którym sam gospodarz odnajduje się niemalże idealnie. Jest to jedno pomieszczenie, na środku wielka czerwona sofa, biurko na którym walają się przeróżne papiery oraz dwie dębowe szafy. Jedna z nich jest oszklona, w której znajduje się mnóstwo kamieni runicznych, wszelkiego rodzaju talizmany i amulety, pierścienie i wisiory. Gabinet pełen niespodzianek. |
| | | Christopher Richardson
| Temat: Re: Gabinet Profesora Machiavelliego Wto 06 Sty 2015, 21:34 | |
| Był wściekły. Nie dość, że jego dom stracił punkty to jeszcze musiał iść do nauczyciela Starożytnych Run. Zapewne mieli rozmawiać o jego zachowaniu. W końcu był to jego drugi… jakby szlaban. I to w tak błyskawicznym tempie. Dopiero początek roku, a on już dwa razy podpadł. Bo nauczyciel transmutacji musiał przeszkodzić im w rozmowie. - Czeka mnie sesja z nauczycielem run? Nie rozumiem o co tyle zamieszania. Nie mogłem spotkać się z swoją koleżanką? A poza tym... nie można tak przeszkadzać w trakcie rozmowy – rzucił krótko z szyderczym uśmiechem wykrzywiającym jego twarz. Nie zamierzał być miły w stosunku do tych dwóch pracowników. Miał zamiar traktować ich neutralnie, czasem nie brać pod uwagę tych wszystkich poleceń. Nie wiedział, że pracownik wziął jego słowa na poważnie. Ociekały ironią i sarkazmem, więc nie sądził, że ktokolwiek będzie uważał to za prawdę. W końcu to były prawdziwe wypowiedziane przez niego słowa, ale nikomu nie chciał tego tak naprawdę zdradzić. Miał swoje prawa – mógł mieć własne poglądy i nie mieli prawa mu zabraniać o nich myśleć. I ich publikować. Na jego twarzy pojawił się chytry uśmieszek. Przypomniał sobie Thetis. W sumie to przez niego otrzymali karę. Brał na siebie całą winę. Mogli spotkać się w innym czasie, w innym miejscu. Powoli docierali pod gabinet nauczyciela Starożytnych Run. Nie był on zbyt sympatycznym człowiekiem. Christopher za nim nie przepadał, jednak skoro musiał to znosił jego towarzystwo. Poza tym chciał otrzymać dobre oceny z OWUTEMÓW. W końcu musiał dostać się na swój wymarzony zawód. Czarny Pan nie przyjmował byle kogo – osoba należąca do jego armii powinna być dobrze wykształcona i zajmować wysokie stanowisko w Ministerstwie Magii. I wtedy zobaczył drewniane drzwi prowadzące do gabinetu Machiavelliego. Rzucił Diarmuidowi obojętne spojrzenie i zapukał do drzwi. Kiedy tylko otrzymał pozwolenie, wszedł do środka. Na wstępie wypowiedział następujące słowa. Ociekały one obojętnością. Sam sprawiał takie wrażenie… – Christopher Richardson, szósta klasa. Przyszedłem tutaj, bo spotkałem się z swoją koleżanką.
|
| | | Sebastian Machiavelli
| Temat: Re: Gabinet Profesora Machiavelliego Wto 06 Sty 2015, 22:08 | |
| Sebastian siedział w zaciszu swojego gabinetu przeglądając jedną z książek, kiedy to do pomieszczenia wpadł hipogryf. Mężczyzna zamrugał zaskoczony, dopiero po chwili rejestrując, że to patronus należący do Diarmuida, narzeczonego pięknej Smoczycy. Wiadomość, którą mu przekazał niekoniecznie wywarła na nim jakieś wrażenie, jednak był nauczycielem i musiał zachować się tak, jakby go to chociaż trochę zainteresowało. No dobrze, fakt, że dwoje uczniów pałętało się po zamku wtedy, kiedy wyraźnie tego zabroniono zasługiwał na naganę. Bardziej ubodło go jednak to, że drugą uczennicą była Krukonka, która dzięki swojej niesubordynacji zarobiła minus piętnaście punktów dla domu. Rozumiał chęć zwiedzania szkoły w nocy, jednak wszystko miało swoje granice, szczególnie, że tego dnia surowo tego zabroniono. I może Machiavelli średnio był zainteresowany walką pomiędzy dobrem a złem, to jego praca wymagała tego, aby pokazać się z jak najlepszej strony. Surowej strony. Taki też postanowił być, a kiedy usłyszał pukanie do drzwi, podniósł się z miejsca, w ostatniej chwili chwytając za czekoladową żabę, która miała ochotę uciec. Nie tym razem. Wepchnął ją całą do ust i zaczął przeżuwać, obserwując dwie osoby, które powoli weszły do gabinetu. Skinął głową w kierunku Diarmuida, nie odzywając się przez chwilę, cały czas trzymając czekoladę w ustach. Dopiero kiedy przełknął, przejechał językiem po zębach i skrzyżował ręce na torsie, spoglądając tym razem na ucznia Slytherinu. - Włóczęga? I to jeszcze z jedną z moich podopiecznych? Nieładnie. – mruknął, podchodząc do nich bliżej. Przechylił głowę lekko w bok i uśmiechnął się szeroko. Tak naprawdę, to chłopak mógł nawet paść ofiarą śmierciożerców czających się na terenie Hogwartu, w końcu ktoś musiał wyczarować mroczny znak na niebie. Nie interesowało go bezpieczeństwo uczniów, jednak był nauczycielem i miał pewne obowiązki, czy tego chciał, czy też nie. Poznęcanie się nad kimś tak pyszałkowatym też miało swoje dobre strony, może uda mu się wbić do głowy pewne maniery i zasady, których trzeba było przestrzegać. - Wiesz, że wyrażanie swojej dosyć kontrowersyjnej opinii na temat osób pochodzących z mugolskich rodzin nie przystoi uczniom Hogwartu? Szczególnie w ten sam dzień, kiedy na niebie pojawił się Mroczny Znak? Mamy szerzyć przecież tolerancję, sprawiedliwość i miłość do wszystkich – powiedział, uśmiechając się szeroko, uwydatniając tym samym swoje kości policzkowe. Cmoknął i pokręcił głową, zakładając ręce na torsie. W tym młodym człowieku zauważył coś, co mu się nie spodobało. Nie lubił pyszałkowatości i zbyt dużej pewności siebie. Potrafiła być niesamowicie zgubna. No cóż, był jeszcze młody, a w tym wieku robiło się dużo głupich, wręcz idiotycznych rzeczy, nie do końca przemyślanych. |
| | | Christopher Richardson
| Temat: Re: Gabinet Profesora Machiavelliego Sro 07 Sty 2015, 13:00 | |
| Musiał czekać aż nauczyciel wreszcie przełknie czekoladową żabę. Było to bardzo nużące zadanie, bo zanim wszystko przeżuł i ogarnął minęło trochę czasu. Christopher tylko przewrócił swoimi oczami i bez pytania usiadł na najbliższym krześle. Wydawał się być obojętny tym całym zajściem. I nie obchodził go to aż tak bardzo choć mógł ponieść poważne konsekwencje. Wiele było powodów by dać mu kolejny szlaban. Był początek roku, a Richardsona złapali już po raz drugi. Raz kiedy znęcał się nad jakimś głupim Puchonem, a drugi podczas spotkania z Thetis. Uśmiechnął się przypominając sobie piękny uśmiech dziewczyny. Cała euforia z niego uciekła, gdy usłyszał kolejne słowa nauczyciela. Uśmiechnął się jadowicie, usadowił się wygodne i spojrzał Sebastianowi prosto w oczy. - Tak. Wyczarowałem mroczny znak, bo nauczył mnie tego nie kto inny jak Czarny Pan. Otrułem nauczyciela, bo mi się tak podobało – wpakował w to tyle ironii i sarkazmu na ile było go tylko stać. Sprawa była gruba i z pewnością nikomu nie podobało się, że ten sobie z tego żartował. Chrisa jednak w ogóle to nie ruszało i nie miał ochoty przestać o tym rozmawiać. Kiedy się na coś uparł to nie można było mu w tym przeszkodzić. Taki już był i nikt ani nic nie mogło tego zmienić. Jedynie Panna Morgenstern, w której towarzystwie się zmieniał. Nie do końca, ale jednak próbował. Zależało to też od charakteru Thetis, bo raz była ona złośliwa i z charakteru identyczna do Chrisa, a jeszcze w innej chwili była nieśmiałą, miłą dziewczyną, która go tylko tolerowała. Po chwili roześmiał się sztucznie i przeszedł do dalszej rozmowy. – To co będziemy robić? Miałem szanse na milsze spędzenie swojego wolnego czasu... z pańską podopieczną. Jednak nauczyciel transmutacji nam w tym przeszkodził – na jego twarz ponownie wkradł się ten znany, chytry uśmiech. Był gotów zrobić wszystko, żeby tylko wytrącić profesora z równowagi. Richardson znany był wśród wszystkich pracowników Hogwartu. Często odprawiał u nich szlabany i chyba każdy z nich go pamiętał. Tyle razy go złapano na gorącym uczynku, że nie robiło to na nim żadnego wrażenia. Nie pierwszy i nie ostatni raz. Nie zamierzał przestawać znęcać się nad słabszymi i głupszymi. Po prostu nie mogli mieć życia w szkole i powinni wiedzieć kto tak naprawdę tam rządził. Bo taki Mortimer był według niego człowiekiem nie zasługującym na życie. Puchon dostał różdżkę, której nie potrafił wykorzystać, a Ślizgon dobrze o tym wiedział. Często wyśmiewał go z Porunn, która również znęcała się nad Mortimerem. Wstał dokładnie obserwując otaczające go rzeczy i czekając na ewentualną odpowiedź nauczyciela.
|
| | | Jared Wilson
| Temat: Re: Gabinet Profesora Machiavelliego Czw 08 Sty 2015, 18:04 | |
| Od czasu wysłanej wiadomości do chwili pojawienia się w drzwiach Wilsona nie minęło więcej niż dwadzieścia dwie minuty. Z miną znudzoną i trochę niezadowoloną przemierzył korytarze niczym dementor, płosząc okoliczną dzieciarnię. Wychodząc zza rogu spowodował serię krzyków kilku dziewcząt z Ravenclawu z młodszego rocznika, gdy wyrósł przed nimi jak spod ziemi, czarny, niezadowolony i dwumetrowy. Odważniejsza z nich wskazała mu gabinet opiekuna domu, a gdy ruszył do celu, te z głośnym szeptem odprowadziły go wzrokiem. - Mam nadzieję, że to coś ważnego, bo zostawiłem Halla naćpanego... - urwał widząc, że Machiavelli nie jest sam w środku. Wilson zirytował się, zakładając z góry, że jest to sprawa wagi złamania regulaminu szkolnego i niepotrzebnie zostawił truchło Alexa na krześle. Zamknął za sobą drzwi i westchnął, wchodząc wgłąb pomieszczenia, całkowicie ignorując obecność ucznia. - Ten patronus nie powinien być do Chantal? - dopiero po dłużej chwili spojrzał na ślizgona, patrząc na niego z góry, jakby go denerwował samą swoją obecnością. Nie był w żadnej,nawet najmniejszej części pedagogiem. Pogłoski na temat zajęć patronusa nie były bezpodstawne. Traktował uczniów odważnie, nie przejmował się tym, że jakoś ucierpią pod jego opieką i łamał wszystkie zasady kultury i poszanowania czyjejś godności mając przed sobą dziecko, które ma czegoś nauczyć. Tylko prośba Dumbedore'a trzymała gow zamku, do którego tak niechętne wrócił. Wzywanie go do pojedynczego ślizgona za zwykłe złamanie jakiejś zasady szkolnej mijało się z celem. Wilson mógłby tylko zrobić z niego szmatkę do mycia podłóg w ramach kary, stąd nigdy go nikt nie wołał do takich błahostek. Z uwagi na bezpieczeństwo uczniów, oczywiście. Jerry nie należał do osób wyrozumiałych, cierpliwych i delikatnych. Nauczyciel powinien o tym wiedzieć. Gdyby w inny sposób Sebastian poinformował go o potrzebie jego obecności na szóstym piętrze, Wilson najpierw by zaniósł Halla do Lewisa, a dopiero potem tutaj przyszedł. Patronus oznaczał sprawę wyższej wagi,bo nieczęsto się tak z nim kontaktowano. Włożył wielkie łapska do kieszeni szaty aurora, której nigdy nie zmieniał na cywilny strój będąc na terenie Hogwartu/Ministerstwa. Oderwał zimne spojrzenie od dziecka, unosząc jedną brew w stronę Sebastiana. Nie, żeby dręczyło go sumienie, że zostawił pół przytomnego niańkę Gumochłonów samego w gabinecie, ale wolałby się upewnić, że ten nie wyzionie ducha. Mógł mu nie aplikowac całej chochli, tylko kroplę eliksiru. Mógł, dopiero teraz o tym pomyślał. |
| | | Sebastian Machiavelli
| Temat: Re: Gabinet Profesora Machiavelliego Czw 08 Sty 2015, 20:10 | |
| Pyszałkowatość to jedna z cech, której Sebastian nie lubił. Nie miał nic przeciwko wyrażaniu swoich opinii przez innych, jednak istniały pewne granice, których warto było przestrzegać i ich nie przekraczać. Niestety, nie każdy był na tyle opanowany, aby w pewnym momencie przestać, aby z każdym następnym słowem się nie pogrążać jeszcze bardziej. Kłamstwo było o wiele lepsze niż prawda. Mówiło się to, co ludzie chcieli usłyszeć i nikt nie miał z tym problemu, po prostu żyło się łatwiej. Oczywiście wszystko było uwarunkowane umiejętnościami. Kłamać trzeba było potrafić, a osoba stojąca przed nim zdecydowanie tego nie potrafiła. Bronił się agresją, nie zważając na późniejsze konsekwencje. Jednak nie to zdenerwowało Machiavelliego. Brak szacunku do jego osoby był o wiele gorszym posunięciem, niż można było się spodziewać. Mimo wszystko spojrzał na Christophera z szerokim uśmiechem i kiwnął głową, po czym wyczarował Patronusa, którzy przybierając postać nietoperza wyleciał przez uchylone okno, znikając w otchłani nocy. Diarmuid wyszedł zanim młody ważniak się odezwał, a Sebastian nie miał cierpliwości, chociaż niewiadomo jak dobrze potrafił kłamać. Zaraz później zerknął z utęsknieniem w kierunku opakowania czekoladowych żab leżącego na biurku, niestety to musiało poczekać. Postanowił przemilczeć pierwsze słowa chłopaka nawet po wysłaniu wiadomości do najodpowiedniejszej osoby, która powinna posłuchać Ślizgona osobiście. - Mówisz, że chciałbyś wyjść na spotkanie z moją podopieczną, tak? – mruknął i pokręcił głową, robiąc zatroskaną minę. Westchnął cicho, siadając na przeciw Richardsona. Przyglądał mu się przez dobrą chwilę uważnie. Był taki niedoświadczony. Uważał, że takim zachowaniem dopnie swojego, a było zupełnie inaczej. Nie powinien odnosić się bez szacunku w stronę nauczyciela, szczególnie takiego jak Sebastian. Któż jednak mógł wiedzieć jaki tak naprawdę był Opiekun Ravenclawu, skoro całe życie kłamał i maskował wszystko, aby wyjść jak najlepiej się dało. Oparł łokcie o kolana i lekko się zgarbił, nie spuszczając z niego spojrzenia błękitnych oczu, które w tej chwili błyszczały jak dwie latarnie. - Szkoda, że to nie czas i pora. W końcu wyczarowałeś Mroczny Znak i otrułeś nauczyciela. Zaraz przyjdzie ktoś, kto zabierze Cię do Wizengamotu, a tam niewątpliwie wrzucą do Azkabanu. Przecież taki kozak jesteś – powiedział w końcu i spojrzał w kierunku drzwi, które jak na zawołanie otworzyły się, a do środka wszedł nie kto inny jak Jared Wilson. Podniósł się i podszedł do czarnoskórego mężczyzny, podając mu dłoń na powitanie. Wyszczerzył się i chociaż wiedział, że uśmiech nie zostanie mu odwzajemniony, to nie miał zamiaru robić sobie w nim wroga. Mógł być całkiem przydatny, a takich ludzi nigdy nie było za wiele. - Dobrze, że jesteś. Patronus miał przyjść do Ciebie, Wilson – powiedział, po czym objął go ramieniem, jak najlepszego przyjaciela i wskazał głową w kierunku Ślizgona. Nie zważał też na to, że aurorowi taki okaz czułości mu się nie spodoba. Trudno się mówiło, najwyżej Sebastian zostanie brutalnie odtrącony. Nie mogło się mieć wszystkiego, a sympati Jareda to chyba nikt nie zyskał. On chciał być tym pierwszym. – Ten młody człowiek twierdzi, że wyczarował mroczny znak i otruł Roginsky’ego ku chwale Czarnego Pana. |
| | | Christopher Richardson
| Temat: Re: Gabinet Profesora Machiavelliego Czw 08 Sty 2015, 21:46 | |
| Cała ta sytuacja była dziwna. Chrisa po prostu bawiła i wywoływała na jego twarzy lekceważący uśmieszek. Siedział na fotelu wspominając sobie chwile spędzone z Thetis. Przez niego złapali i ją, po czym oddali pod opiekę Profesor Chantal Lacroix. Była ona miła jedynie dla Ślizgonów, więc Krukonka musiała mieć tam wielkie piekło. Pokręcił z politowaniem głową i przez chwilę w jego oczach zagościł smutek. Nie chciał, żeby przez niego cierpiała. Była niewinna. To on przyprowadził ją na dziedziniec i to przez niego dostali minusowe punkty dla swoich domów. I na pewno nie był to plus u opiekunka Ravenclawu. Nie chciał zdobywać kolejnego sojusznika, jednakże uczęszczał na jego lekcje i nie mógł też go zupełnie lekceważyć. Na razie się tylko rozkręcał, więc uważał, że to nie były według niego jakieś poważne wykroczenia. Parsknął śmiechem na słowa nauczyciela. - Tak. Wie pan, że jest ona naprawdę miłą towarzyszką? Liczyłem na coś ciekawszego niż tylko przyjacielską rozmowę. Ale jak widać… Nie udało się przez pańskiego kolegę – wypowiedział te słowa powoli, delektując się każdym z nich. Przez chwilę w jego głowię ponownie zagościła scena, gdy Morgenstern chciała go pocieszyć. Uśmiechnął się niezauważalnie i ponownie usiadł na najbliższym krześle. Profesor Machiavelli mógłby być spoko gościem, gdyby nie to, że teraz musiał odprawiać u niego szlaban. – O. Tutaj mogę się z panem zgodzić – nie zwrócił uwagi na kolejne słowa. Do pomieszczenia wszedł Auror, a zarazem nauczyciel Patronusa. Postrach Hogwartu. Ten najgorszy. Nikt go nie lubił. Christopher zmierzył go spojrzeniem, po czym wzruszył tylko ramionami. – Dzień dobry, profesorze – Richardson nie uczęszczał na jego zajęcia. Słyszał, że jeśli chce się wyczarować cielesnego patronusa to trzeba pomyśleć o jakimś bardzo silnym, dobrym wspomnieniu. On posiadał takie. I to bardzo dużo, jednak każde z nich wiązało się z teraźniejszością. Te najlepsze spędził z swoim ojcem, który uciekł. Jego matka siedziała w Mungu, a w dzieciństwie nie spędzał z nią zbyt dużo czasu. Jako uzdrowicielka często wracała o bardzo późnej porze. Szczęśliwy był tylko w Hogwarcie, przy Thet do której czuł sympatię. Nie wiedział, czy odwzajemnioną. Ale nawet te myśli nie były zbyt silne. Po prostu sobie odpuścił, nie zapisał się na jego zajęcia i jakoś dał radę. Sebastian bardzo czule przywitał swojego znajomego z pracy, jednak Wilson nie był do tego zbyt pozytywnie nastawiony. Chris czekał aż całe to wydarzenie minie, po czym usłyszał długo oczekiwane słowa wypowiedziane przez Machiavelliego. Nie wiedział po co to całe zamieszanie. Z jakiego powodu wezwali czarnoskórego mężczyznę? Przecież nauczyciel run wiedział, że są to zwykłe żarty. Christopher nie chciał się dalej pogrążać, nie przy Aurorze, który był bardzo szanowany wśród osób zamieszkujących Hogwart. – Profesor Diarmuid nie słyszy chyba zbyt dobrze… Albo nie potrafi wyczuć czegoś takiego jak sarkazm - przewrócił oczami, powstając i dumnie poprawiając plakietkę węża ma swojej szacie. Zawsze chciał być w Slytherinie i nigdy nie wątpił w oczywisty wybór tiary. – Ale proszę nie karać Thetis… Ona nic nie złego nie zrobiła. To ja wyciągnąłem ją na spotkanie – przyznał zgodnie z prawdą.
|
| | | Jared Wilson
| Temat: Re: Gabinet Profesora Machiavelliego Pią 09 Sty 2015, 12:22 | |
| Jerry sceptycznie przyglądał się obojgu osobom. Ale skoro już był, od razu wyjął z kieszeni metalowe pudełko cygar, szukając w nim niedopalonego. Miał surowy zakaz palenia tego świństwa na korytarzach i na oczach uczniów oraz na otwartym terenie. Skoro musiał powstrzymywać się przed nikotyną, palił to w każdym gabinecie bez względu na to czy komuś to przeszkadza czy nie. Tylko u Odinevy nie ważył się na taki skok, bo znał ją i ta kobieta czasami wzbudzała w nim poczucie winy. Oczywiście ona nigdy się o tym nie dowiedziała i nie dowie nigdy. Mogłaby to jeszcze obrócić przeciwko niemu. Nie odwzajemnił wyszczerza Sebastiana, a na jego nagły okaz czułości wydał z siebie dziwny dźwięk. Uniósł krzaczaste brwi, mając nadzieję, że jest to coś poważnego,skoro Sebastian postanawia odstawiać szopkę. Jerry włożył między zęby końcówkę cygara i spojrzał na Ślizgona. Milczał długo, przeszywając na wskroś ucznia. Ma się zaśmiać czy zrobić z niego szmatkę do szorowania podłogi? Nie skomentował tytułu "profesora", bo nim nie był. Nie lubił gdy się tak do niego zwracano. Nigdy nie marzył o nauczaniu czegokolwiek kogokolwiek, ale wyszło jak zawsze z planów. Pokiwał powoli głową i podpalił końcówką różdżki cygaro. - To wiele ułatwia, skoro się przyznał. - jego głos przeciął ciszę i jeśli Sebastian był wystarczająco spostrzegawczy, mógł zobaczyć, że Wilsona bardzo zaciekawiły słowa ucznia. Wypuścił strugę dławiącego dymu wprost w stronę ślizgona. Któryś raz z kolei z jego ust wyrwało się Expecto Patronum. Różdżka zadrżała wypychając z siebie małe stworzenie. - Idź do Matyldy Hopkins oraz do szefa aurorów. - nie patrząc na błyszczącego, eterycznego zwierzaka, tłumaczył co ma przekazać. Wbijał ciemne i zimne ślepia w dziecko. - Niech przyśle oddział do łamania różdżek oraz śledczego z Wizengamotu z polecenia dowódcy brygady uderzeniowej. - surykatka pognała bezszelestnie w powietrzu, a Wilson skrzyżował ręce na ramionach, zapominając chwilo o napadzie czułości Sebastiana. - Dzięki mojej małżonce pracującej w sądzie, dosyć szybko zostaniesz przesłuchany i aresztowany. Odwiedzę cię w Azkabanie, chłopcze i mi opowiesz jak to jest z dementorami. Jednego mam przyprowadzić pod koniec roku szkolnego. - mówił śmiertelnie poważnie. Odwrócił teraz uwagę na nauczyciela, nakazując mu zabranie ramienia, jeśli chciałby je zachować w całości i nieskręcone. - Minister prawie się zgodził na to z oporem. Suszę mu głowę od wielu miesięcy. Dumbledore kręci nosem, ale to będzie dobre doświadczenie dla Gumochłonów i reszty. Możesz wpaść i popatrzeć, Seb. - pochwalił się Sebastianowi i nie robił to dla własnej satysfakcji, a dlatego, aby Richardson słyszał, że to nie są żarty i planuje wprowadzić to w życie. Zaciągnął się tytoniem i gdyby miał na to nastrój, uśmiechnąłby się okrutnie. Ponownie zawiesił wzrok na aroganckim, zarozumiałym i banalnie odważnym ślizgonie. Kiedyś,a raczej już niedługo posmakuje swojej własnej głupoty. Wilsonowi spodobał się ten "przypadek", którym się zainteresuje poważniej. A o to jest bardzo wiele. Trzeba się napracować, aby Jerry się czymś zaciekawił i w to zaangażował. Nie oznaczało to jednak radości, a możliwości na bolesne utrudnienie życia. |
| | | Sebastian Machiavelli
| Temat: Re: Gabinet Profesora Machiavelliego Sob 10 Sty 2015, 21:00 | |
| Sebastian zmierzył Christopera uważnym spojrzeniem, po czym wyszczerzył się do niego szeroko, ukazując tym samym rząd białych zębów. Pokręcił głową, słuchając jego wywodów i tłumaczenia z rozbawieniem. Uczeń albo nie miał żadnego instynktu samozachowawczego, albo po prostu był głupi. Lekceważył osoby od niego bardziej doświadczone, starsze, z którymi rzadko kto zadzierał. Sebastian mimo iż otoczki zabawnego, uprzejmego człowieka, wcale taki święty nie był. Jednak to pozostawało głęboko przez niego skrywane. Nie interesowała go walka dobra ze złem, mają zamiar w kulminacyjnym momencie po prostu przeczekać, ewentualnie wybrać tę ze stron, która miała największe szanse. W tej chwili ciężko było cokolwiek powiedzieć o tym stanie rzeczy. Mroczny Znak widniejący nad szkołą dawał mu jednak do zrozumienia, że w przeciwieństwie do tych dobrych, to źli mieli wtyki dosłownie wszędzie, co znacznie utrudniało sytuację i rozstrzygnięcie sporu. Co ważniejsze, działali skrycie i cicho, tak aby nikt nie był w stanie posądzić ich o konszachty z Czarnym Panem. To jednak nie dotyczyło Christophera i mimo, iż próbował za wszelką cenę obronić swoją dziewczynę, Sebastian miał wrażenie, że gdyby przyszło co do czego, to ten pierwszy by padł jak mucha. Zasada pierwsza, nigdy nie używaj ironii i sarkazmu w niewłaściwym momencie, o niewłaściwym czasie, przy niewłaściwych ludziach. Raczej nie było to trudne do zrozumienia, prawda? - Oh, rozumiem jaka z niej miła towarzyszka. Ładnie to tak zapraszać ją na spotkanie w noc Mrocznego Znaku, który z resztą TY wyczarowałeś? Chciałeś się pochwalić przed nią jakim jesteś zły i mroczny? Wierz mi, laski lecą na takich tylko przez chwilę... – mruknął Sebastian, łapiąc za stojące na szafce pudełko z fasolkami wszystkich smaków, po czym podsunął je pod nos Wilsona, którego zaraz puścił jak tylko dostrzegł to przenikliwe spojrzenie, sugerujące zamordowanie w męczarniach, jeśli tylko się nie odczepi. Nie tykać mówiło samo za siebie, nawet jeśli zostało wypowiedziane całkowicie niewerbalnie. Nie miał zamiaru też odpuścić Ślizgonowi, dzięki któremu jego dom zarobił ujemne punkty. W dodatku kpił sobie z tak poważnej sytuacji, a tego nie można było tak zostawić. - Thetis wyszła z dormitorium tak samo, jak ty, w czasie kiedy surowo tego zabroniono. Jestem opiekunem Krukonów, kazałem im zostać na miejscu i posłuchali, oprócz tej jednej krnąbrnej jednostki. Takich rzeczy się nie robi, nie lekceważy się moich poleceń. Spotka ją kara, ale… Ty masz większy problem i jako wielki, zły i mroczny ślizgon powinieneś martwić się o swoją skórę – powiedział swobodnie, biorąc garść fasolek, które po kolei wrzucał sobie do ust. Co chwilę się krzywił, gdy trafił na smaki, które raczej nie należały do najsmaczniejszych, ale nie zraziło go to ani trochę. Bawił się wręcz wspaniale w tę pochmurną noc. W dodatku słowa, które wypowiedział zaraz później Jared Wilson ucieszyły go jeszcze bardziej. Widać postanowił się przyłączyć i takim gburem, jak każdy go określał, wcale nie był. Kto wie, może powinni się zaprzyjaźnić? Stworzyć jakieś wielkie koło nauczycieli, którzy ramię w ramię tępili uczniów, zasługujących na wieczny szlaban? Cóż za cudowna wizja, aż ciarki przeszły mu przez plecy. - Chętnie wpadnę na spotkanie z dementorem, ale zastrzegam sobie jedno. Żadnych pocałunków, wiesz o co chodzi. Nomnomnom twoją duszę i te sprawy – zaśmiał się, po czym spojrzał na chłopaka i przechylił głowę lekko w bok. – Wiesz, coś co robią w Azkabanie, do którego pójdziesz za próbę otrucia nauczyciela. Powinienem napisać do Chantal, ale ona raczej będzie gorsza od Dementora, więc znaj naszą łaskę, młody. Mógłbym już nazywać cię Śmierciożercą? – zagadnął, zakładając ręce na torsie. Przybrał taki wyraz twarzy, który sugerował, że mówił śmiertelnie poważnie. Nie ukrywał też, że chłopak miał przerąbane jeśli nie zacznie myśleć głową. |
| | | Christopher Richardson
| Temat: Re: Gabinet Profesora Machiavelliego Sob 10 Sty 2015, 21:52 | |
| Spojrzał w jego lodowate oczy. Pokręcił z niedowierzaniem głową słuchając słów opisujących charakter Christophera. Z każdym kolejnym czuł narastającą wściekłość, jednak nie chciał zrobić czegoś głupiego. Wiedział jedno – nie mógł wydać Thetis, musiał ją bronić za wszelką cenę. - Ona… Mogła o tym zakazie nie wiedzieć. Przebywała w innym miejscu albo coś w tym stylu… - palnął to co pierwsze przyszło mu do głowy. Skoro miał przeżywać najgorsze kary to ona na to nie zasługiwała. W pewnym sensie była to jedynie jego wina. Wydawało mu się, że Jared bierze tą sprawę na poważnie. Już wysyłał swojego Patronusa, by poinformował on o tym zdarzeniu specjalną jednostkę. Christopher przygryzł swoją wargę tak mocno, że kilka kropel krwi spłynęło po jego brodzie, po czym wsiąkło w czarny mundurek. Tak się zachowywał, gdy był zdenerwowany. Był to w pewnym sensie jego nałóg, którego po prostu nienawidził. Poczuł metaliczny smak krwi i spojrzał na nauczyciela run. Wyglądał na bardzo wyluzowanego i nie przejmującego się tym całym wydarzeniem. Wargi Christophera zadrgały groźnie, po czym zwrócił swoje spojrzenie na różdżkę spoczywając w jego kieszeni. Tyle lat mu służyła, nie została uszkodzona przez sześć lat. Przełknął ślinę. Musiał się ogarnąć i przestać zgrywać. Nie mógł dalej ciągnąć tego żartu, za chwilę mieli przełamać jego różdżkę na pół. I wtedy w jego oczach pojawił się błysk. W jego sercu zabłysł płomień nadziei, nadal mały, ale jednak. - Możecie sprawdzić ostatnie rzucone zaklęcie. O ile dobrze pamiętam to takie istnieje… - wydusił z siebie. Wiedział, że Wizengamot mógł mu nie uwierzyć. Przecież równie dobrze można było ostatnie rzucone zaklęcia usunąć. Wstyd mu było, że zaczął się bronić, gdy tylko usłyszał o problemach, jednak nie wiedział, że wyjdą aż takie konsekwencje. Mogli to łatwo udowodnić i nie zamierzał sobie pozwalać na takie kary. Nie chciał trafić do Azkabanu, załamałby się psychicznie. Dementorzy wyssaliby z niego resztę szczęścia, a on prawdopodobnie popełniłby samobójstwo. Chwycił najbliżej leżące pióro. Kiedyś poważnie rozpatrywał sens swojego życia. Był pionkiem potrzebnym najlepszemu przeciwnikowi. Los. To on skazał go na cierpienie psychiczne. W walce z nim nie przydawało się żadne ostrze. – Nie zrobiłem tego. Zgrywałem się. Jasne? Nie należę do Śmierciożerców i nie mam z nimi nic wspólnego. – Kłamał. Jego ojciec był poplecznikiem Voldemorta i to łączyło go z Czarnym Panem. Nie było to zbyt wielkie powiązanie, ale lepiej było o tym nie wspominać. Dopiero po Veritaserum wyśpiewałby wszystko, co do jednego. I ponownie w jego oczach pojawił się błysk, a płomień wzrósł. – Eliksir. Veritaserum. Można to sprawdzić w taki sposób. Czytałem o nim z ksiąg w bibliotece… Niech pan nie pyta co tam robiłem… Po prostu nie chciałem zawalić roku – Pod koniec czwartej klasy musiał ogarnąć wszystkie sprawy związane z nauką, więc latał po wszystkich działach i czytał książki, które wpadały mu w ręce.
|
| | | Jared Wilson
| Temat: Re: Gabinet Profesora Machiavelliego Sob 10 Sty 2015, 22:32 | |
| Słuchał jednym uchem gadaniny o Krukonce. - A, to ta mała na patronusie, co nie potrafi wykonywać poleceń. - wtrącił się, dając też dowód, że dziewczyna nie słucha co się do niej mówi. Jerry'emu było obojętne czy to dwoje osób jest winnych czy jedno. Jemu zależało bardziej na poniesieniu surowych konsekwencji za czcze gadanie. Pojął w locie, że został tutaj zawołany po to, aby pewien arogancki uczeń zrozumiał, że żarty z Voldemorta, Mrocznego Znaku i tym podobnym to nie są przelewki. Spojrzał zdziwiony na fasolki Bertie'go. Odruchowo miał warknąć, żeby Sebastian się od niego odwalił, ale powstrzymał sie w ostatniej chwili. Wziął jedną fasolkę, wrzucił ją sobie do ust i żuł ją, ostrą o smaku chili. Wykrzywił się trochę, ale przełknął. To dopiero odwaga zjadać je wszystkie naraz. Przez chwilę gapił sie na nauczyciela, jakby ten oszalał, ale wzruszył ramionami i powrócił uwagą do dziecka. - Pogadam z dementorem i zobaczę co się da załatwić. - mruknął obojętnie wkładając między zęby cygaro. Zaczął przechadzać się po gabinecie oglądając jego wyposażenie. Był tutaj pierwszy raz i nie wpadł jeszcze na pomysł, aby znaleźć sobie swój na ten rok. Nie chciał tutaj zarzucać korzeni. Założenie gabinetu oznaczałoby uziemienie siebie w tym wielkim zamczysku, do którego pałał mieszanymi uczuciami. Wolał co wieczór nocować w Pokoju Życzeń czy to w przypadkowych miejscach, byleby nie musieć znaleźć sobie stałego kąta na dziesięć miesięcy. Słuchał wymiany zdań tej dwójki i westchnął dosyć głośno, wypuszczając dym z ust i nosa. Podrapał się po brodzie rozważając co zrobić, aby młody otrzymał wystarczającą nauczkę. Wycofywał się z zarzutów. - Ani to ani to nie będzie potrzebne bo wszyscy w tym pomieszczeniu wiemy, że łżesz jak pies. - odezwał się ostrzejszym tonem kontynuując spacer po gabinecie. To był chyba uśmiech na dźwięk Smoczycy. - No, Tachal daje popalić. Ach, Chantal. - poprawił się, trochę rozbawiony, że użył określenia Setha, swego syna na młodą ciocię Lacroix. Jared zatrzymał sie i spojrzał porozumiewawczo na Sebastiana. - Sądzę, że chętnie wezmę to dziecko na indywidualny program szlabanu przez cały semestr, jeśli mi go przekażesz w ręce, Sebastianie. - kącik jego ust drgnął. Na taki luksus trzeba sobie poważnie zasłużyć. - Nie planowałem zajmować się wychowywaniem dzieci w tej szkole, ale z Hallem chętnie go ukarzemy. Załatwię to z Chantal. - stał teraz za krzesłem Christophera, wyobrażając sobie jaki będzie miał ubaw mogąc nauczyć pojedynczą jednostkę gorzkiej prawdy na temat udawania tego, kim się nie jest. Nie odwołał na głos patronusa, groźby łamania różdżki ani Azkabanu. Słodka niepewność, wątpliwości to dobry nauczyciel. Z drugiej strony przekazywanie Jaredowi w ręce ucznia do ukarania było dosyć ryzykowne. Machiavelli znał go w połowie i powinien wiedzieć, że Jared nigdy nie przebiera w środkach, a i potrafi być okrutny wobec młodzieży. To jednak Sebastian miał zadecydować czy powaga występku Richardsona zasługuje na dosyć surową i dotkliwą karę z rąk i chorej sadystycznej pomysłowości Wilsona. Nikt nigdy nie skierował ucznia na szlaban do niego. Nigdy, bo każdy wiedział z jak wielkim ryzykiem się to wiąże. |
| | | Sebastian Machiavelli
| Temat: Re: Gabinet Profesora Machiavelliego Pon 12 Sty 2015, 20:59 | |
| Sebastian uśmiechnął się szeroko w stronę Christophera, widząc, że chyba połknął haczyk. Oczywiście, że nikt by mu nie uwierzył, ale zabawa czyimś kosztem była czasami bardzo przydatna dla odstresowania się. Podrapał się po brodzie i odsunął od Jareda, chcąc chyba po prostu być bezpiecznym. Kiwnął głową, po czym usiadł w czerwonym fotelu i założył nogę na nogę. Przyjrzał się uważnie Ślizgonowi, po czym prychnął i roześmiał się, łapiąc za brzuch. - Zabawny jesteś, no ale jeszcze musisz się wiele nauczyć. Poza tym jeśli chcesz się poddać Veritaserum, to musisz się liczyć z tym, że gdyby Twoja rodzina była spowinowacona z Czarnym Panem, a ty byś to wiedział, to sprowadziłbyś na nią klęskę. Trochę niefart, prawda? Jeśli chcesz, możemy poprosić Smoczycę, aby nam je dała, co ty na to? – zaproponował. Wiedział, że wchodził na niebezpieczny grunt, który mógłby doprowadzić do zniszczenia życia jeszcze kilku innym osobom. Nie interesowało go to, ważne, że on sam nie miał z tym wszystkim nic wspólnego, a równie dobrze mógł się bawić i oglądać, jako bierny widz. Spojrzał na Wilsona ponownie, rozważając jego propozycję. Miał do wyboru samemu testować chłopaka, bądź po prostu zwalić brudną robotę aurorowi, który już na pierwszy rzut oka widać było, że uwielbiał się pastwić. Westchnął, po czym machnął ręką. - Bierz go, tylko nie dawaj Chantal, bo będzie dla niego zbyt łagodna – powiedział Sebastian, po czym wstał, podchodząc ostrożnie w kierunku czarnoskórego mężczyzny. Wyszczerzył się i poklepał go po ramieniu. – Zostawię Was na razie samych, rozgość się. W sumie to możecie nawet przenocować w gabinecie, ja muszę chyba się napić w Hogsmeade. Jeśli będziesz miał ochotę, Wilson, to możemy się spotkać wieczorem. Wypijemy, poznamy się bliżej… - udawanie serdecznego zawsze mu wychodziło. Ludzie nigdy nie byli w stanie połapać się, co też naprawdę miał na myśli i łapali przynętę. Nawet ci najbardziej podejrzliwi mu wierzyli. Lata ćwiczeń, tysiące okłamanych ludzi i wykorzystanych do swoich własnych celów zrobiło z niego największego mistrza kamuflażu. No cóż, czego się nie robi dla wygodnego życia. Manipulacja była jedną z najlepszych metod i to do nich miał zamiar się uciekać. Za każdym razem, kiedy było mu to na rękę. Uścisnął Jaredowi dłoń, po czym wyszedł z gabinetu, zostawiając tę dwójkę samych sobie. Cel – upić się. Brzmiało fantastycznie.
[z tematu – wybaczcie, ale jestem tak zakopana w sesjach, że powoli chcę je kończyć, bo egzaminy idą] |
| | | Christopher Richardson
| Temat: Re: Gabinet Profesora Machiavelliego Wto 13 Sty 2015, 18:05 | |
| Wiedział, że pracownicy mu nie wierzyli. Był zbyt młody i zbyt głupi, żeby wyczarować mroczny znak. Można twierdzić, że Richardson był szczeniakiem nie biorącym życia poważnie. Owszem, często zastanawiał się nad jego sensem, jednak większość swojego czasu wykorzystywał na wygłupy. Krople krwi nadal spływały po jego brodzie, wsiąkały w czarną szatą. Cały czas powstrzymywał się od rzucenia kąśliwej uwagi. To była sprawa życia i śmierci – mógł siedzieć z Jaredem, który był najsurowszym pracownikiem Hogwartu. Chciał jak najszybciej wyjść i znaleźć się na zewnątrz. Odetchnąć i paść na błonia. Dolna warga coraz mocniej krwawiła. Nie zauważył tego bólu, nie zauważył też krwi. Zaczął się coraz bardziej niecierpliwić, jednak starał się wytrzymać i nie wyjść z tego gabinetu bez pozwolenia. Nie chciał kolejnych kłopotów. Tyle szlabanów? Nie uśmiechało mu się taka postać rzeczy. Wolał odpocząć i spotkać się z znajomymi. Musiał pilnować Chay, by nie zrobiła sobie niczego złego. Po ostatnim wydarzeniu stwierdził, że lepiej uważać. Nie mógł powiedzieć tego nauczycielom, to były sprawy uczniów, a poza tym on im nie ufał i nie zamierzał ufać. Na przykład przed chwilą przestał lubić nauczyciela od Run. Uczęszczał na jego lekcje, a teraz miał po prostu przerąbane. - Dużo lepiej brzmiałoby określenie "kłamiesz". Tak jest grzeczniej – uśmiechnął się sztucznie. W końcu przyszedł czas na najważniejszą decyzje. Na pewno nie mieli zamiaru posłać go do Chantal, która dla Ślizgonów była bardzo miła. Nie chciał spędzać też kolejnego szlabanu u Filcha. Miał go serdecznie dość, a poza tym nie uśmiechało mu się to by czyścić łańcuchy. Nie chciał też iść do Wilsona, który był oczywiście gorszy. Powinni toczyć jakąś bitwę o posadę największej zmory uczniów. Wreszcie spojrzał w mroźne oczy Aurora. W końcu jednak otrzymał pozwolenie na wyjście z gabinetu. ----------------------------------------------- z/t. Wilson pozwolił mi wyjść bym mógł zrobić ważne sesje. Po dowody( w razie czego ) zapraszam na PW. z/t dla Wilsona też, bo prosił. |
| | | Gość
| Temat: Re: Gabinet Profesora Machiavelliego Czw 05 Lut 2015, 01:08 | |
| -Alohomora-rozległ się męski głos pomieszany ze szczęknięciem zamka, który po chwili powrócił do poprzedniego stanu. No proszę, czyli zaklęcie nie wystarczyło. To mogło oznaczać tylko jedno - nadeszła pora na pewną dozę subtelności, a że subtelność mogła by być jego antonimem, to należało skorzystać z bardziej wyrafinowanego sposobu. Wycelował więc w zamek i tym razem postanowił skorzystać z innego zaklęcia, trochę bardziej adekwatnego do sytuacji. -Bombarda Darius był zdecydowanie zawiedziony nieobecnością Sebastiana w jego własnym gabinecie - to było wybitnie niestosowne, szczególnie że zamierzał go odwiedzić z radością wymalowaną na twarzy, ale przecież nic straconego, prawda? Po prostu poczeka na niego wewnątrz, to chyba oczywiste że jego przyjaciel nie będzie miał nic przeciwko odwiedzinom, nawet tym niezapowiedzianym. Wszedł do środka lekkim krokiem i zamknął za sobą drzwi. Zdawał sobie sprawę z tego że jego oczekiwanie może się wydłużyć, dlatego też postanowił się rozgościć - w końcu jak to mówią, najlepszy przyjaciel powinien wchodzić z drzwiami frontowymi, a następnie czuć się jak u siebie. Rozłożył się więc wygodnie na sofie, oczekując aż pan MVP wreszcie postanowi zaszczycić swój własny gabinet swoją szlachetną obecnością. W międzyczasie rozejrzał się po pomieszczeniu - Machiavelli dalej lubił sobie dogadzać. Mimo że gabinet sprawiał wrażenie skromnego, zdecydowanie był wygodny - a już w szczególności ta sofa, toż to po prostu arcydzieło. Oczywiście to nie wystarczyło - Darius, zwany przez niektórych profesorem Maurerem zaczynał się irytować. Przetarł dłonią twarz, świadom tego że czeka go długa pogawędka z przyjacielem. Przecież to oburzające że kazał mu tyle na siebie czekać, szczególnie że wcale nie krył się ze swoją obecnością a wręcz przeciwnie - wszedł tu w sposób wysoce niedyskretny, więc mógł się spodziewać że jego oczekiwanie nie będzie jednak tak nużąco długie, a tu proszę. Sebastian robił to na pewno złośliwie, czekając na nadejście irytacji, zresztą nie zdziwiłoby go to gdyby faktycznie tak było. Każdy wie, że najlepsze przyjaźnie to te okraszone zasłoną rozkosznej złośliwości i przyprawione szczyptą docinków, a mimo to bardziej prawdziwe niż nie jedna relacja polegająca na wzajemnym wielbieniu się wszem i wobec. Musiał niestety nadejść ten moment, kiedy uznał że tego już zbyt wiele. Czekanie doprowadzało go do senności, więc uznał że pora rozgościć się jeszcze bardziej, w końcu bezproduktywne czekanie o suchym pysku bywa naprawdę nużące. Zaczął więc buszować po "własności prywatnej Sebastiana" (doskonale wiedząc że w gronie przyjaciół nie ma własności prywatne) i po kilku sprawnych machnięciach różdżką, wyczarował sobie filiżankę ze spodkiem i zaparzył herbatę. Dopiero tak uzbrojony rozsiadł się ponownie na sofie, co jakiś czas upijając łyka napoju i czekał. Szczerze mówiąc, zastanawiała go reakcja Seby na jego przybycie - nie był do końca pewien jak tamten zareaguje na widok starego przyjaciela, a odnosił wrażenie że był nieświadom o jego obecności tutaj. To zabawne - Hogwart nie był wcale taki ogromny, a jednak w jakiś sposób udało im się dotąd nie spotkać, chociaż Darius raz dostrzegł w oddali jego wyrastającą ponad tłum łepetynę. To trzeba było mu przyznać - niezależnie od tego czym właściwie go karmili w młodości, to zrobili to wyjątkowo dobrze. Podczas ich wspólnych pojedynków zawsze go to zastanawiało, jak to właściwie możliwe że którykolwiek z nich był w stanie uniknąć czegokolwiek - toć obaj byli ogromnymi i łatwymi do zauważenia czy trafienia celami, a mimo to za starych czasów potrafili toczyć boje tak długie że nie jeden czarodziej mógłby zazdrościć im wytrzymałości. Ah, stare czasy były zdecydowanie wspaniałe. Wtem wpadło mu coś do głowy, coś o czym nie pomyślał wcześniej. Teraz dopiero go tknęło. -Sebastian cholero, zapomniałeś przygotować mi herbatniki.-mruknął pod nosem, dopijając resztkę herbaty i odstawiając filiżankę pod sofą - przecież później ją sprzątnie, więc raczej nie było najmniejszego problemu, prawda? Zdecydowanie większym zmartwieniem był brak herbatników - to cios który ugodził go prosto w serce. Niech no tylko jego drogi koleżka się tu pojawi, to poważnie porozmawiają o wyposażeniu gabinetu - przecież takie niedopatrzenie było straszne. Już wiedział jaki sprawi mu prezent na święta - tona herbatników, to powinno go uradować, a zresztą będzie to prezent również dla Dariusa - obaj na tym skorzystają! Czysta przyjemność. |
| | | Sebastian Machiavelli
| Temat: Re: Gabinet Profesora Machiavelliego Czw 05 Lut 2015, 23:28 | |
| Znowu mu się nie udało. Przez większą część dnia przesiedział na zajęciach z trzecioklasistami, który wydawali się mieć jeszcze mniej rozumu niż przewidywała ustawa. Starał się później umilić sobie dzień, postanawiając odnaleźć swoją Valkyrię, jednak zdawała się jakby rozpłynąć w powietrzu. Możliwe było też to, że po prostu opanowała sztukę unikania go niemalże do perfekcji. Pytanie tylko… Ile tajemnych przejść w Hogwarcie zdołała odnaleźć, a ile dopiero czekały na odkrycie? No nic, będzie musiał pocieszyć się w jakiś inny sposób. Mocna gorzałka, stojąca na najwyższej półce w jego gabinecie brzmiała wyśmienicie. Postanowił więcej nie zwlekać, w końcu liczyły się każde cenne minuty tego dnia, który nieubłaganie dążył ku zakończeniu. Dzieciaki dawały mu w kość z niesamowitą intensywnością. Gdyby mógł, to powiesiłby wszystkie za nogi w wieży Astronomicznej i patrzył, jak cała krew napływa im do głowy, a twarz czerwienieje, przybierając podobną barwę do soczystego pomidora. W pewnym momencie nawet zaczął rozumieć Argusa Filcha, który płakał nad swoją niedolą i zakazem stosowania kar cielesnych. Żeby też za idiotyzm, którym kierowały się młode gnojki można było karać nie tylko złą oceną, ale też złojeniem tyłka na kwaśne jabłko. Albo dwa, dla zasady. Wspiął się na szóste piętro z ociąganiem. Że też mu się zachciało wstąpić do kuchni, aby coś przegryźć zanim wróci i utopi swoje żale w gorzałce. Oczywiście nie miał zamiaru jej pić w kieliszkach, skoro cała butelka była tylko i wyłącznie dla niego. Idąc korytarzem rozglądał się dookoła, uśmiechając się od ucha do ucha, co jakiś czas odpowiadając na powitanie ze strony uczniów. Czasami wieczne udawanie pogody ducha go męczyło, jednak wiedział, że ludzie nie lubili prawdy. Kłamstwa najlepiej były przyjmowane przez drugą osobę, która pytając się „jak się czujesz” zapewne w duchu miała nadzieję, że odpowie się jej „w porządku”. Bo któżby miał ochotę słuchać o problemach innych, skoro na pewno mieli swoje własne? Uprzejmość była więc zdecydowanie najlepszym i najbardziej dopracowanym kłamstwem, które on sam opanował niemalże do perfekcji. - Co do… - wycedził przez zęby, gdy zatrzymał się przed drzwiami swojego gabinetu. Klamka była rozwalona, jakby ktoś zastosował na niej zaklęcie typu bombarda. Zmarszczył brwi, czując jak coś zaczęło się w nim gotować. Nie miał pojęcia kto mógłby być tak bezczelny, aby włamać się do jego gabinetu ot tak, żeby zapewne poszpiegować i ukraść cenne narzędzia, albo dopisać sobie lepsze oceny! Jak on nie lubił tych przeklętych dzieciaków, które myślały, że skoro dostały się do szkoły magii i czarodziejstwa, to mogły robić co im się żywnie podobało. Szkoda tylko, że próbowały zadrzeć nie z tą osobą, co trzeba… Popchnął drzwi, wcześniej wyciągając zza paska różdżkę. Przeleciał spojrzeniem po gabinecie, aż w końcu napotkał osobę, która w tej chwili wylegiwała się na jego sofię i sączyła herbatę w najlepsze. Sebastian szybko rozpoznał tego, kto postanowił go odwiedzić, przy okazji rozwalając mu drzwi. - Nie mogłeś poczekać aż łaskawie wpuszczę cię do środka? Z tego co wiem, to nie było mnie w gabinecie. Widzę, że się rozgościłeś – powiedział Sebastian na powitanie, rzucając na biurko plik pergaminów. Wypociny uczniów nigdy nie były interesujące. Machiavelli miał nawet wrażenie, że dzieciaki tworzyły jakąś nową historię, o której on nie miał zielonego pojęcia. Niemniej jednak czytanie tego należało do największych męk, jakie mogły go spotkać. W dodatku pojawił się kolejny problem w postaci Dariusa Maurera, jego najlepszego przyjaciela, który najwidoczniej postanowił zaszczycić Hogwart swoją osobą. - Zacząłeś uczyć? Nie wspominałeś o takich planach. Wybacz mi, ale chyba współczuję tym dzieciakom – oznajmił, po czym zakrył dłonią usta, aby stłumić śmiech, który niespodziewanie wydarł się z jego gardła. Zawsze lubił mu docinać, jednak ten wcale nie zostawał dłużnym. Podszedł do Dariusa, po czym wyciągnął w jego kierunku dłoń, a gdy ten odwzajemnił uścisk, Sebastian poklepał mężczyznę po plecach. |
| | | Sponsored content
| Temat: Re: Gabinet Profesora Machiavelliego | |
| |
| | | | Gabinet Profesora Machiavelliego | |
|
Similar topics | |
|
| Pozwolenia na tym forum: | Nie możesz odpowiadać w tematach
| |
| |
| |