IndeksIndeks  SzukajSzukaj  Latest imagesLatest images  RejestracjaRejestracja  ZalogujZaloguj  

Share
 

 Opuszczona chata

Zobacz poprzedni temat Zobacz następny temat Go down 
Idź do strony : Previous  1, 2
AutorWiadomość
Spencer Delaney
Spencer Delaney

Opuszczona chata - Page 2 Empty
PisanieTemat: Re: Opuszczona chata   Opuszczona chata - Page 2 EmptyNie 08 Lut 2015, 23:07

Czasem walka o jeden skrawek informacji bywa żmudna, nużąca i doprowadza do chęci mordu źródełka wiedzy. Tym razem jednak szczęście uśmiechnęło się do młodego zbieracza - nie zdążył dobrze zacząć a już dostał coś pożytecznego. Dopadło go wręcz wrażenie, że wyciąganie danych z tego obiektu wcale nie będzie należało do trudnych zadań, a może być wyjątkowo pouczające. Tak czujny obserwator jak Spencer wyłapywał wszystko, szczególnie w stanie najwyższego skupienia niewiele mu mogło umknąć. Spostrzegawczość na takim poziomie była jednym z jego największych atutów.
Sergie przez moment zupełnie nie zareagował na jego słowa, nie wykonał żadnego gestu, zupełnie jakby absolutnie nic nie zakłóciło spokoju ciemnej toni lasu. Następnie był spokojny, aż zbyt spokojny jak na sytuację która zaszła - to właśnie go zdradziło i wyłożyło na tacę trzy opcje. Pierwszą było że był to osobnik pokroju Delaneya, odcięty od wszystkich oczywistych sygnałów, mowy ciała czy też ludzkich gestów. Jednakże oczywistym było, że należy to odrzucić - wśród swych przyjaciół wyrażał emocje, manifestował siebie. Drugim wariantem mogło być że francuz jest całkowicie odmóżdżony - to również nie wydawało się właściwe, gdyby tak było przecież ów fakt wyszedłby już podczas wstępnej obserwacji. Pozostała więc już tylko opcja numer trzy - Lemieux był wysoko urodzonym czarodziejem, być może arystokratą, bowiem właśnie takich osobników od małego uczy się panowania nad swoimi odruchami, by nigdy nie popełnić rażącej gafy. Ten fakt wydał mu się interesujący - arystokracja czy też zwyczajne wyżej postawione czarodziejskie rody...każdy z nich miał coś za uszami, nikt nie był czysty jak łza. To sprawiało że zazdrośnie strzegli swych tajemnic, które w wielu wypadkach byłyby zwyczajnie zbyt niebezpieczne aby wyciągnąć je na światło dzienne, a to chyba nic dziwnego że Krukon chętnie wykradał takie tajemnice. Automatycznie też wzrosła przez to przydatność Gryfona - teraz dopiero można było rzec że znalazł się w niebezpieczeństwie, bowiem potrzeba odkrycia celu stała się silniejsza, bardziej złożona, sięgała najbardziej podstawowych instynktów młodego badacza odmętów ludzkiej psychiki.
Z kolei wzmianka o samotności wydała mu się częścią odpowiednio przygotowanej gry aktorskiej, przygotowaną wypowiedzią, wręcz wyszkoloną, coś co rozmówca mógł powtórzyć kilkadziesiąt razy nawet w tej samej formie, bowiem pasowała do wielu najróżniejszych sytuacji. Nie zamierzał jednak bagatelizować ani jednego słowa wypływającego z ust Sergie - do każdego zamierzał podejść z odpowiednią dozą zainteresowania, analizować je, rozkładać na czynniki pierwsze aby wyciągnąć kwintesencję samej postaci wyżej wspomnianego.
-Samotny cel trudniej trafić, jednakże w wypadku gdy grunt ucieka mu spod nóg, nie jest w stanie zwrócić się nawet o pomoc. Las nie jest odpowiednim kompanem obcych przybyszów, Sergie Lémieux
To było w końcu chyba oczywiste, że doskonale znał imię i nazwisko osobnika za którym podążył. To nie była tajemnica, a postronne osoby mówiły głośno choć często nie na temat. Zaś imiona nowych uczniów siódmej klasy były na ustach wszystkich, szczególnie że w tym roku pojawiło się ich naprawdę wielu. Sergie Lémieux, Lasarus Virolainen, Vincent Pride. Każde z tych nazwisk przewijało się zadziwiająco często, szczególnie ze względu na fakt że łączyły ich dwie wspólne cechy - wśród kobiet uchodzili za urodziwych, oraz każdy z nich był otoczony swojego rodzaju tajemnicą, co doprowadzało do tego że nawet gdyby chcieli, żaden z nich nie pozostałby anonimowy. A to było Spencerowi na rękę - zamieszanie dookoła celu wcale nie utrudniało zdobycia tego na czym mu zależało, a wręcz przeciwnie - mała zasłona dymna w postaci tłumu uczniów zawsze ułatwiała skrycie się w cieniu, a to było jednym z największych atutów dla każdego obserwatora. W końcu w wypadku ewentualnych uszkodzeń owych "bożyszczy", liczba podejrzanych wzrastała do maksimum. To była ogólnie znana prawda - sława nigdy nie wpływała dobrze na życie tych wynoszonych na piedestał.
Nim następne słowa Gryfona przestały rozbrzmiewać, Krukon zlustrował go swoimi lodowatymi, stalowobłękitnym oczami. Lekki jesienny wiaterek zaszumiał koronami drzew, rozwiał włosy obu rozmówcom i nieznacznie uniósł tył płaszcza Spencera do góry, zupełnie jakby cały świat sprzymierzył się by nadać owej scenie która miała miejsce subtelnej szczypty grozy.
-Ty Sergie. Ty jesteś przekąską, a nim się obejrzysz to miejsce ogryzie Cię do kości. Zostałeś ostrzeżony-odparł głosem w którym poza chłodem było coś jeszcze, co nie mogło umknąć czujnemu słuchaczowi. Emanował on złem, mrokiem który jeżył włos na głowie, był wręcz jak obecność dementora - wysysał całe ciepło z okolicy i przywodził na myśl same nieprzyjemne sytuacje. Ton, który mógł odebrać nie tylko odwagę ale i chęć do życia nawet tym najbardziej przekonanym o swojej odwadze czy wspaniałości.
-La vérité n'est qu'une illusion-odparł cicho i powoli, starannie dobierając słowa - nie władał jeszcze biegle tym językiem, toteż musiał przemyśleć wszystko co chce powiedzieć jeszcze bardziej niż zwykle. Teraz nie tylko to co powiedział miało znaczenie - ważne było również to, czy dobrze to sobie przetłumaczył. Skoro już doprowadził do otwartej konfrontacji, zamierzał wyjść z niej zwycięsko, pod każdym względem, wyciągnąć tyle ile tylko był w stanie.
Nim się obejrzał, Gryfon już podjął kolejną decyzję za którą każdy rozsądny człowiek co najmniej postanowiłby go wyśmiać - zaprosił kogoś takiego jak Spencer, do wspólnego zwiedzania budynku o którym nie miał pojęcia, które mogło być okryte siatką zaklęć i wyjątkowo niebezpieczne. W takiej sytuacji nie można być do końca pewnym co może być bardziej szkodliwe - towarzystwo czy miejsce akcji. To sprawiało że decyzja ta była zwyczajnie lekkomyślna i dawało dawało Krukonowi pole do działania, wkładając mu potężny oręż w dłonie - sytuacja zdecydowanie mu sprzyjała. Chyba nikt nie miał już wątpliwości że los postanowił się do niego uśmiechnąć.
-Więc prowadź, lecz zważ na to iż danse macabre może spotkać Cie tam gdzie się go nie spodziewasz, z partnerem o którym nawet nie śniłeś-rzekł tylko i zamilkł w oczekiwaniu aż jego towarzysz wykona pierwszy krok w stronę chaty. Niezależnie od tego jak potoczy się reszta spotkania, jednego mógł być pewien - obiad podano.
Sergie Lémieux
Sergie Lémieux

Opuszczona chata - Page 2 Empty
PisanieTemat: Re: Opuszczona chata   Opuszczona chata - Page 2 EmptyPon 09 Lut 2015, 20:43

Zgadza się, że jego rozmówcy nie da zarzucić się tego, że nie dostrzega szczegółów. Widział je doskonale! Lepiej niż niejeden detektyw. Potrafił w końcu wyciągnąć informacje z człowieka samym spojrzeniem. Zimnym i okrutnym. Tak bardzo pozbawionym jakiegokolwiek odczucia. W końcu to właśnie oczy mówiły o człowieku najwięcej. Jego milczały. Martwe jak On. Przynajmniej z wierzchu. Nie wiadomo co się mogło kryć pod tą skorupą. Ale chyba tylko więcej zła. To przerażające, ale jednocześnie... fascynujące. Choć na pierwszy rzut oka nie widać tego po gryfonie, ale zawsze interesowały go dziwne osobliwości. Wśród szlachty gdzie roiło się od psycholi i okrutników można było zainteresować się trochę ludzką psychologią. Sergie nim stoczył się na samo dno, badał ludzką psychikę. Było to takie hobby, ale do teraz została mu ta ciekawość odnośnie "dziwaków". Jak było wspomniane, nie bał się Spencera. Krukon bardziej go intrygował, lecz wciąż czuł się niepewnie. Nie wiadomo co ten zrobi. Nie da się tego przewidzieć po nim.
Nie był skończonym debilem, ani człowiekiem podobnym do Delaney'a. Zgadzało się natomiast to odnośnie szlacheckiego pochodzenia. Od małego uczono Sergia jak powinien się zachowywać. Od maleńkiego wbijano mu do głowy najważniejsze zasady! Nie było zmiłuj. Wszystko miało kiedyś leżeć na jego barkach. Chodzi o to, że ojciec prędzej, czy później wykorkuje, a jego jedyny potomek przejmie władze nad rodem. Wtedy przyjdzie mu się mieszać w sprawy innych arystokratów. Czy chce, czy nie. A zdarzali się różni. Gryfon miał być przygotowany na spotkanie z każdym przypadkiem. Nawet tym trudnym. Wyuczono go odpowiedniej mowy, a także sposobu zachowania kontroli nad sobą i odruchami (co przez dłuższy czas mu się nie przydało...). Nauka od samego początku zahartowała siedemnastolatka psychicznie. Silna wola. Ciężko go złamać, lecz nie jest to wykluczone. Jednak trzeba zdawać sobie sprawę z tego... z kim ma się do czynienia. Oh, nie, głupi z pewnością nie był. Sergie inteligencją potrafił zabłysnąć. Też sprytem. Hah, ale to w końcu odwaga i chęć łamania zasad przywiązały go do Gryffindoru, a nie pozostałych domów.
Jeśli jego pochodzenie czyniło go ciekawszym to z pewnością zacząć się musi zabawa. Kto wygra? Krukon już na start był przekonany, że bez problemu wyciągnie z Francuza wszystko. Ale obcokrajowiec nie poczuł, że sidła się zacisnęły. Jeszcze nic straconego.
Pierwsze zadane pytanie było odpowiednio przygotowane. Aby przywyknąć do odpowiedniego tonu głosu i zachowania potrzebował tylko kilku sekund. Miał je i dobrze mu poszło. Nawet jeśli było to pytanie na które odpowiedź nie musiała być udzielona, rozmówca uznał to za ważną rzecz. Niby nieistotną, a taktycznie wykorzystaną.
-Nie tylko las stanowi zagrożenie Panie... jak masz na imię?- Zaczął spokojnie, bez wyrażenia najmniejszej emocji. Jednak zaciekawienie wystąpiło w momencie pytania o dane krukona. Już nie wnikał skąd ten go zna. W sumie to nie trudno się domyśleć. W Hogwarcie głośno o nowych uczniach, którzy pojawiają się na ostatnim roku. Francuz był wśród tych obiektów sensacji. Sergia większość zamęczała próbując go bliżej poznać. Zazwyczaj kończyło to się niepowodzeniem, w końcu Lémieux niezbyt o sobie opowiadał. Spencer widocznie wybrał obserwacje. Wykorzystywał czas, aby śledzić i dowiadywać się wszystkiego z obserwacji. A kiedy nadchodził odpowiedni moment wchodził do jawnej gry. Arystokrata mimo wszystko pozostawał nieugięty. Nie zdradzał niczego. Ta scena w lesie była kolejną próbą wytrzymałości. Tym razem trudniejszą, bo przyszło mu się mierzyć z nie byle kim. Ciekawe tylko, czy to właśnie Sergie jest najtrudniejszym orzechem do zgryzienia.
Klimat jesieni z pewnością nadawał pewnego uroku. Ale jak już było wiadomym, szlachcic lubił tylko lato. Te ciepłe. Nie wilgotne i zimne. Eh, odbiegliśmy od tematu. Znów.
Mroczna odpowiedź nie wzruszyła ani trochę Lémieux'a. Słyszał gorsze rzeczy. Gorsze groźby i przestrogi. Tu wystarczyło tylko odpowiednio odpowiedzieć. Nie chodziło o słowa, a zachowanie czujności i spokoju.
-Ostrzeżony, mówisz... Nie wyglądasz na typa, który śledzi kogoś, aby go na końcu powiadomić, że jest w niebezpiecznym miejscu. Ciekawa z Ciebie istota.- Powiedział wprost z dziwnym uśmiechem, nie bawiąc się w gierki słowne. Chciał wiedzieć jakie były prawdziwe zamiary psychopaty. Normalni nie gapią się na kogoś z ukrycia, a potem za nim nie łażą. -Poza tym życie jest... fugace.- Dodał z cichym westchnięciem i głosem przystosowanym do treści wypowiedzi jak przy dobrej grze aktorskiej. Nie miało to na celu wnieść czegoś ważnego. Zastanawiało go tylko co z tego wywnioskuje nieznajomy. Co sobie wymyśli. Byłoby zabawnie jakby jeszcze powiedział.
Słysząc wypowiedź w innym języku, ale dla niego zrozumiałą zaśmiał się w duchu. Ale nie dał tego po sobie poznać.
-Musisz popracować nad akcentem.- Skomentował. Taka rada na przyszłość. I tak zaskakujące, że posługiwał się obcym językiem poprawie tłumacząc słowa, które miał zamiar wypowiedzieć. Ale to szczegół. -Cette contradiction.- Skomentował absurd, który zabrzmiał jak słowa Mistrza z Tybetu. Obcy na takiego nie wyglądał, lecz gdzieś już to musiał usłyszeć.

Prawda, że pytanie było dziwne. Ale towarzysz nie zaprotestował. Jedynie odparł na swój zimny i tajemniczy sposób. Myślał, że wszystko przewidział? Chyba nie wiedział, że jego "obiad" zaczął swoją grę. Czas pokazać prawdziwego siebie.
-No to chodźmy Panie danse macabre! Ale ja nie prowadzę! Idziemy razem!- Zawołał niespodziewanie co było dziwne. Jednak lepsze to co potem. Gryfon założył ramie na szyje Spencera i ruszyli razem do chaty chwiejnym krokiem jak starzy kumple po imprezie. Nie było zbytnio problemu z pokierowaniem krukona zważywszy na jego słabą posturę. Gryfon fizycznie był w lepszej kondycji od niego. Wszystko wydawało się takie nienormalne i niespodziewane. Nagle Sergie zmienił się nie do poznania.
Gdy tylko znaleźli się przed wejściem (zajęło to chwilę, bo dzieliło ich tylko parę kroków) Francuz po otwarciu drzwi pchnął psychola pierwszego do środka, a zaraz potem sam wszedł. Oj, nieźle ryzykował. Ale niech skurczybyk nie myśli, że ma Lémieux'a w garści. Czas trochę zmylić logiczne myślenie nieznajomego...
-Magnifiquement ici!- Skomentował.
Spencer Delaney
Spencer Delaney

Opuszczona chata - Page 2 Empty
PisanieTemat: Re: Opuszczona chata   Opuszczona chata - Page 2 EmptyPon 23 Lut 2015, 03:22

Sergie nagle zaczął zachowywać się nieznacznie inaczej niż wcześniej, co było zdecydowanie rażącą próbą zamydlenia mu oczu. Drobna zmiana, a raczej szereg zmian za pomocą których próbował wywieść go w pole. Niestety - Spencer był w stanie zauważyć każdą, nawet najdrobniejszą odmienność od tego co było na początku. Choć Gryfon sprawnie przechodził z pozy na pozę, było to niczym - eksperyment się rozpoczął, wystarczyło odpowiednio go podpuścić by sam wpakował się w pułapkę. Krukon miał już pewne rozeznanie - w pewien sposób dość oparty na domysłach, zaczynał rozumieć byt jego rozmówcy, dlatego też spokojnie podejmować próbę przewidzenia następnego ruchu.
Próba poznania jego danych osobowych była dość oczywista - w końcu warto wiedzieć z kim się dyskutuje - to dawało drobną przewagę, zarówno podczas samej konwersacji jak i w wypadku późniejszej próby wyciągnięcia konsekwencji. Oczywiście młody Delaney nie był na tyle głupi żeby ot tak dać komukolwiek odkryć swoją tożsamość, więc to nie było nic dziwnego że postanowił wybrać fałszywe imię i nazwisko. Przeleciał szybko myślami wszelkie dane i skomponował sobie odpowiedni komplet.
-Arthur Pendragon. Brudna krew-odparł chłodno, nie dając po sobie poznać w jakikolwiek sposób że zmyślił te dane dosłownie przed chwilą. Zresztą...on nigdy nie dawał po sobie nic poznać, niezależnie od tego czy chciał tego czy nie.
Następna wypowiedź drugiej strony dysputy była zbyt oczywista - Spencer spodziewał się znacznie więcej, czegoś znacznie bardziej wyszukanego. Nie musiał nawet na to odpowiadać, mimo że ripostę miał przygotowaną nim słowa rozbrzmiały w tym pustym zakątku lasu.
-Muszę Cię więc poinformować, że jesteś zapatrzony w siebie. Fakt że znalazłeś się na mojej drodze, nie oznacza że próbowałem Cie śledzić. Tylko głupcy widzą wyłącznie własne odbicie-odrzekł równie rozemocjonowany co podczas krojenia goblina, jedzenia śniadania czy całej rozmowy. Nic, po prostu nic, żadnych zmian. Prawda była taka że Delaney był cieniem - to właśnie uniemożliwiało jego ofiarom ucieczkę przed nim. By zniszczyć cień, trzeba by pozbyć się słońca, a wówczas kostucha namalowałaby najpiękniejszy ze swych obrazów.
Na temat swojego akcentu nie zamierzał się wypowiadać, z bardzo prostego powodu - nie posiadał go, dlatego też słowa te były niepasujące do sytuacji. Jego głos był bezbarwny, martwy, obojętny, chłodny - nie było tam miejsca na akcent, nie było miejsca na emocje, nie było miejsca na nic czym emanowały głosy innych ludzi. Jego własny głos, myśli czy percepcja emocjonalna nie były tak soczyste jak u innych, dlatego właśnie potrzebował ludzi - chciał obserwować strach i nienawiść, słyszeć krzyki i jęki, rozkoszować się metalicznym posmakiem krwi, dotykać mięśni po zdarciu z nich skóry, czuć w powietrzu zapach mięsa. Potrzebował ofiar by żyć, by poznać, by odkryć, by zniszczyć. Potrzebował cudzych emocji, a te negatywne i rozpaczliwe smakowały najlepiej, każdy manifestował je inaczej - chciał zaspokoić to pragnienie zwane ciekawością. Chciał wiedzieć jak głośno krzyczą i zdawać sobie sprawę z bólu który im zadaje - z bólu tak namacalnego, tak rozkosznego dla jego duszy.
Czekał więc. Był przygotowany na wszelkie możliwości doprowadzające go do celu - wiedział, że prędzej czy później będzie miał okazję, że dostanie te szansę. I w końcu nadszedł odpowiedni moment - Sergie dał mu osobiście to, czego tak bardzo potrzebował. Bliskość. Bliskość, która wprowadziła go w pułapkę.
Spencer posiadał w swym arsenale wiele z gadżetów. Jednym z nich było nic innego jak wzmocniona magicznie, nieprzeciętnie cienka, wytrzymała i ostra nić, "leżącą" wyjątkowo blisko garoty, którą od dłuższego czasu trzymał w dłoni. Była ona prawie niedostrzegalna przez ludzkie oko, a w każdym razie nie z odległości większej niż kilka centymetrów. Narzędzie to wykonał własnoręcznie. Od dłuższego czasu też, formował kilka pętelek, opartych o zewnętrzną stronę lekko przykurczonych palców. Prawdopodobnie, gdyby nie rękawice taka zabawa kosztowałaby go kilka skaleczeń, jednakże był wyjątkowo dobry w tym co robił i zdawał sobie sprawę o tym że trzeba dbać o własne bezpieczeństwo.
Gdy więc Lemieux postanowił objąć jego szyję ramieniem, przesunął otwartą dłonią po zewnętrznej stronie, chwytając go potem za nadgarstek i przesuwając aż do łokcia, powoli i starannie rozprowadzając jeszcze luźne pętle po jego przedramieniu, tak by tamten nic nie czuł. Lekko przesunął jego rękę od szyi w stronę zewnętrznej - Gryfon wciąż był bezpieczny, pętle pozostawały luźne.
-Nie dociskaj tak. Dusisz mnie-wytłumaczył cicho swoje zachowanie i puścił jego rękę, zostawiając luźno wiszącą nić i wsuwając dłoń do wysoko osadzonej kieszeni płaszcza. Absolutnie nic nie uciskało Sergie, w żaden sposób nie mógł też odczuć dyskomfortu, a w każdym razie tak długo jak byli tak blisko. Spencer jednak zdawał sobie sprawę z tego, że ten stan rzeczy nie potrwa zbyt długo. W myślach odliczał, będąc wyjątkowo ciekawym tego, czy zasmakuje w krzywdzie jego "kompana eksploracji chaty". Czekał. Czas zaczynał się dłużyć, jednakże każdy krok przybliżał ich do rozwiązania. Francuz otworzył drzwi i pchnął Krukona, który poleciał do przodu, ciągnąc ze sobą koniec nitki. Pętle się zacisnęły. Dosłownie. Stał tyłem, więc nie mógł zobaczyć co się dzieje, jednakże doskonale wiedział jaki powinien być efekt - nić powinna rozciąć skórę, wpić się w mięśnie skutecznie raniąc przedramię tamtego. Kara za zbytnie spoufalanie się, zuchwałość i bezczelność, jednak istniała na tym świecie. Mimo to, Delaney przecież był niewinny - to zaczarowane miejsce gdzie najróżniejsze rzeczy mogły się zdarzyć.
-Swąd czarnomagicznych zaklęć jest tu wyjątkowo silny-odparł lodowato, wciąż pozwalając Sergie obserwować jego plecy. Czekał na jakiś wyraźny znak - krzyk, jęk, słowo. Cokolwiek co mogłoby go poinformować o tym że zadanie wykonane, mimo że nie miał co do tego wątpliwości. Wypowiadając poprzednie zdanie puścił nić, co spowodowało że pętle się rozluźniły a jego narzędzie opadło na podłogę, niewidoczne i zapomniane. Nie płakał nad tym - wykonanie tego przedmiotu było kłopotliwe za pierwszym razem, lecz teraz...to już nic trudnego, mógł replikować to ile tylko dusza zapragnie.
Anonim
Anonim

Opuszczona chata - Page 2 Empty
PisanieTemat: Re: Opuszczona chata   Opuszczona chata - Page 2 EmptySro 25 Lut 2015, 08:03

Do waszych uszu nagle doszedł przeraźliwy, dziewczęcy krzyk! Nie tak daleko, ale echo roznoszące się po pustej przestrzeni dookoła chaty spotęgowało efekt. Zaraz po tym zaś usłyszeliście huk kopyt, odbijających się od twardego podłoża.

Jak na to zareagujecie?
Sergie Lémieux
Sergie Lémieux

Opuszczona chata - Page 2 Empty
PisanieTemat: Re: Opuszczona chata   Opuszczona chata - Page 2 EmptySro 25 Lut 2015, 18:12

Gryfon przypuszczał, że zamydlenie oczu może być niemożliwe. Jednak wciąż liczył na zaobserwowanie reakcji Spencera. Co prawda Delaney jako osoba pozbawiona uczuć niezbyt skłonie okazywała swój stosunek do zmian, co też wszystko utrudniało. Pozostawały tylko domysły i przypuszczenia. Sergie mógł jedynie sądzić, że jego rozmówca wziął go za dziwaka, bądź cokolwiek. Ale jako obiekt obserwacji chyba niczym nie zadziwiał. Dawał tylko kolejne informacje mogące pozwolić na ocenę chłopaka w oczach Krukona.
Lémieux próbował w jakiś sposób poznać osobę, która go śledziła. Normalna osoba pewnie naskoczyłaby na Spencera za takie coś, albo po prostu uciekła wystraszona. Gryfon jednak wolał zachować spokój i dowiedzieć się czegoś ciekawego. Jeśli to jakiś szalony psychopata i ma złe zamiary, co nawet prawdopodobne, to może się skończyć tragicznie! Ale to oczywiste, że ktoś taki będzie próbował pozostać anonimowy. Lecz skąd Sergie mógł mieć świadomość tego, że ten drugi nadzwyczajnie w świecie kłamie? Niestety. Gościa widział pierwszy raz na oczy. Nic nie wiedział o nim. Mógł tylko powątpiewać.
-Ciekawe imię i nazwisko. Przypomina mi taką legendę.- Napomknął. Głupi nie był, nawet jeśli Francuz to znał stare opowieści o królu Pendragonie. Ale czemu miałby nie wierzyć? Różni ludzie chodzą po świecie, a niektórzy rodzice potrafią mieć poczucie humoru przy nazywaniu swoich dzieci. -Brudna...- Przypomniało mu się jak kiedyś gnębił każdego mugolaka. Przez wpływy swoich kumpli był za ideą czystości krwi. Dzielił czarodziejów jak klasy społeczne. Choć teraz wie, że to idiotyczne... do teraz trwają walki związane z tym "ile w tobie mugola". A określenie krwi brudną tylko wiązało się ze złymi wspomnieniami dla blondyna. -...lepsze określenie: mugolak. Prawda? Nie musiałeś mi tego mówić. To chyba nieistotne. Kogo to obchodzi.- Szczerze to pewnie wielu. Jego nie. Już nie.
No proszę. Krukon widocznie próbował się wybronić z zarzutów. Gryfon jednak wątpił, że po prostu wszedł mu drogę. Śledził go, z pewnością!
-Miałem wrażenie, że wszedłeś do lasu za mną. Nie jestem głupcem, nie widzę tylko siebie...- Albo już tak nie jest. -...lecz pozostanę przy swojej wersji.- Nie drążył tego tematu. Wiedział, że to bez sensu. Chyba nawet nie chciał znać zamiarów owego osobnika. Mógłby się przerazić, albo niczego nie zrozumieć. Poza tym głupio wyjeżdżać ze swoimi wnioskami, kiedy Spencer nie wyrażał niczego. Doskonała maska. Ciekawe jak prosperuje jego umysł. Jakie koszmary siedzą w głowię...
Akcent to zabawna sprawa. Można go mieć i starać się go zmienić -co też Sergie usilnie próbował, ale może zająć to sporo czasu- lub można także wcale nie posiadać takowy. Jak ten brunet. Ale to chyba nic w porównaniu do całokształtu jego wymowy i tonacji głosu. Taka tylko ciekawostka. Sergie natomiast albo wypowiadał się tajemniczo i cicho, albo radośnie i wesoło!
Francuz w gruncie rzeczy wiedział na co się pisze naruszając sferę osobistą Spencera. Było to nie tylko niebezpieczne i głupie, ale zaplanowane. Cały czas rozmówca na którego założył ramię był po ścisłą obserwacją blondyna. Nagła zmiana humoru, nastawienia i ruchów miała go zaintrygować i poruszyć, lecz ten dostosował się do sytuacji bardzo dobrze, co zepsuło zabawę. Dodatkowo nie wiedział, że gość jest w posiadaniu bardzo groźnych narzędzi.
Chłopak niestety nie był w stanie dostrzec cienkiej linki, która została opleciona wokół jego ręki przez wciąż nieznanego mu osobnika. Nawet nie wiedział, że mały ruch źle się skończy.
-Wybacz!- Powiedział wesoło zwalniając uścisk myśląc, że tamten serio się już dusił. Wciąż nie sądził, że to po prostu kolejne sprytne zagranie. Pchnięcie Krukona do środka tomu zakończyło się boleśnie. Nić rozcięła jego rękaw od mundurka, a następnie skórę na przedramieniu. Lémieux jęknął z bólu łapiąc za miejsce rozcięcia. Popłynęła strużka krwi. Arystokrata spojrzał odruchowo na jedyną osobę w pomieszczeniu, stojącą do niego tyłem. Sam teraz nie wiedział co się właśnie stało. Czyżby to Jego sprawka? Ale jak to zrobił? Nie było dowodów...
-Putain! Nawet bardzo. Coś mnie zraniło.- Powiedział przez zęby. Można było wyczuć złość. Sergie mimo wszystko pozostawał w tej kwestii nieufny co do Delaney.
Gryfon już sięgał po różdżkę, aby coś zrobić z rozcięciem, lecz nagle dobiegł do nich krzyk kobiety. Potem nagle dźwięk kopyt. Co się działo? Centaury kogoś napadły, czy co? Siedemnastolatek trochę tym zaniepokojony wyszedł na zewnątrz, pozostawiając towarzysza w chacie. Wzrokiem poszukiwał dziewczyny w opałach...
Spencer Delaney
Spencer Delaney

Opuszczona chata - Page 2 Empty
PisanieTemat: Re: Opuszczona chata   Opuszczona chata - Page 2 EmptySob 28 Lut 2015, 01:16

Atmosfera w chacie zagęściła się. Nie chodziło o rany "towarzysza" czy też o przedsięwzięcie Spencera. Sama aura która go otaczała doprowadziła do tego, że powietrze wydawało się jakieś mętniejsze, przesiąknięte strachem, przesiąknięte złem dla samego zła. Nie odwrócił się, nie wydał z siebie żadnego dźwięku, nie drgnął ani jeden jego nerw. Nie próbował mu pomóc, nie próbował też zrobić nic by pogrążyć go bardziej. Eksperyment został dokonany, krew płynęła z rany Gryfona, zaś on pozostał jedynie w cieniu podejrzeń. Wygrał.
Tak prosty eksperyment dał mu wiele informacji o jego rozmówcy. Sergie był wyszkolony na arystokratę. Był wysoko urodzonym szlachcicem pławiącym się w dostatku. I jak często bywa z tą klasą społeczną, cała jego poza legła w gruzach, przez brak jakiejkolwiek odporności na ból, nawet ten pozbawiony czystej agresji. Jego reakcja zdradzała jego skłonność do słabości, a to obnażało jego człowieczeństwo, jego poczucie bliskości z własnym ciałem, jego potrzebę chronienia swojej fizycznej formy. Tak zwykłe, tak normalne, tak żałosne podejście. Tak wspaniałe, gdy chciało się wydostać wszelkie emocje z danego obiektu.
Ów samotny jęk bólu był muzyką dla uszu Krukona. To była jedna z najprzyjemniejszych części obserwacji - gdy ofiara odsłaniała się poprzez wyrażenie swojej dezaprobaty dla uszkodzeń swojej materialnej powłoki. Ludzie to wspaniałe istoty - tak łatwo nimi manipulować, odpowiednio manewrując przepływem emocji, zmniejszając i zwiększając natężenie czystego, przepięknego odczucia - bólu. To sprawiało że badacz stał ponad obiektami swoich eksperymentów - był pozbawiony tej słabości, nie zdradzał jej, nie czuł potrzeby ochrony własnej cielesności bardziej niż to było konieczne. Nie paraliżował go ten afrodyzjak śmierci, zwany strachem. Nie smagały go subtelne macki horroru, chwilowe odczucia nie wzbudzały w nim przerażenia.
Jednakże mógł smakować w wywoływaniu tego u innych. A to była właśnie najlepsza strawa dla jego duszy.
Gdy rozległy się odgłosy przerywające eksperyment, pozostał cichy, beznamiętny. Nie zdradzał niczego, jednakże jego ciekawość eksplodowała. Nie obchodził go los kobiety - mogła umrzeć, ciągnąc za sobą Sergie, nie uroniłby ani jednej łzy, nawet gdyby był do tego zdolny. Jednakże...czy przeżyją, czy umrą...co by się nie stało...on chciał...nie. On MUSIAŁ być przy tym, obserwować, manipulować, ustanawiać swoje własne reguły. Nawet zdarzenia losowe, mogły doprowadzić do najlepszych badań. Wyszedł więc za swoim drogim, szlachetnym kolegą. Gdy przekraczał próg, wysunął z płaszcza kawałek "czystego" materiału. Rzeczywistość oczywiście była znacznie mniej przyjemna. Zbliżył się do Sergie.
-Nie bądź głupcem, wykrwawisz się w ten sposób. Jeśli nie potrafisz leczyć, przynajmniej zatamuj krwotok-powiedział lodowato i ciasno obwiązał sporym kawałkiem płótna zranioną rękę "kolegi".
Prawda mogła prowadzić do wielu nieprzyjemnych schorzeń. Szczególnie prawda, o czynach dokonanych. Materiał którym obwiązał rękę Gryfona był...specjalny, skomplikowany w swej prostocie. Otóż, owa okrutna prawda brzmiała tak - Spencer zawsze nosił ze sobą płócienny worek soli. Jego zapas, niestety wyczerpał się przed tą eskapadą, jednakże na rozdartym materiale pozostały ostatnie kryształki białej substancji. Kryształki, które właśnie rozpływały się w ranach Lemieuxa. Cóż...przecież Delaney chciał dobrze, prawda? Próbował pomóc znajomemu w opałach, nie dopuścić do tego żeby zbytnia utrata krwi doprowadziła do jego osłabienia. Czyżby zrobił to nieumiejętnie?
Dopiero po wykonaniu swojego pomocnego ruchu, dokonał należytej obserwacji pobliskich terenów w poszukiwaniu osoby która wydała okrzyk i jej wesołej gromady kucy Hogwarckich. Zdawał sobie sprawę, że jeśli pomogą dziewczynie, istniały bardzo duże szanse na to że ktoś ucierpi. Zdawał też sobie sprawę z tego, że większość czarodziejów jest praworęczna. Sergie może mieć duży problem z odgrywaniem bohatera jeśli nie jest mańkutem. Trochę nieprzyjemna sprawa. Obserwował lodowatymi oczami widowisko. Przedstawienie. Którykolwiek Bóg by go nie zesłał, Krukon wiedział że ten piękny akt przemocy otoczonej rozpaczą, jest grany właśnie dla niego.
Anonim
Anonim

Opuszczona chata - Page 2 Empty
PisanieTemat: Re: Opuszczona chata   Opuszczona chata - Page 2 EmptyWto 03 Mar 2015, 07:25

Nie zobaczyliście de facto ... niczego. Odgłos kopyt ucichł, a krzyk dziewczyny urwał się jak ręką odjął. Mogliście się tylko domyślać, czy centaury biegły z uczennicą do szkoły czy jednak postanowiły ją porwać. Tak dobrze dobraliście miejsce spotkania, że wszystkie stworzenia omijały tę przeklętą chatkę.
Aristos Lacroix
Aristos Lacroix

Opuszczona chata - Page 2 Empty
PisanieTemat: Re: Opuszczona chata   Opuszczona chata - Page 2 EmptySro 04 Mar 2015, 00:58

Powietrze było ciepłe, lekkie, wilgotne od deszczu przylepiało się do twarzy i włosów, otaczało je mgiełką, skraplało się na mokrych od łez policzkach, wirowało w rękawach szaty. I chociaż tego dnia na ziemię nie spadła ani kropla, po wczorajszej ulewie wciąż czuć było rześkość, choć powlekające się odcieniami złota, brązu i czerwieni drzewa wyraźnie zapowiadały koniec rządów Lata.
Pani Jesień nadchodziła wielkimi krokami, muskała swoim dotykiem zwierzęta, w odwiecznym rytmie skupione teraz na gromadzeniu pokarmu, kłaniała się pieszczotliwie nad usypiającymi w ziemi cebulkami kwiatów, całowała niespiesznie liście, na cześć Gryffindoru oblekając otoczenie w barwy ich domu. Świat pędził swoim rytmem do przodu, nie oglądał się na nikogo, nie przystawał, by przyjrzeć się cierpieniu jednej, drobnej osoby, której smukła sylwetka rozmywała się niemal w oczach wymijanych przez dziewczynę ludzi.
Wypadła z zamku nawet nie wiedząc gdzie zmierza; nogi niosły ją same, zasnute łzami oczy i tak nie spełniały swojej roli, nie skupiały się na otoczeniu, nie analizowały go tak, jak zwykły to robić. Torba ciążyła na ramieniu nieprzyjemnie wrzynając się w miękkie ciało, paznokcie wbijane z premedytacją we wnętrza dłoni zostawiały na delikatnej skórze czerwone ślady w kształcie półksiężyców – emocje, którym raz pozwoliła wziąć nad sobą górę, teraz rozkwitały w swej największej krasie, zupełnie odbierając Aristos kontrolę.
Minęła kolejną grupę uczniów, przebiegła przez błonia, choć ktoś próbował zatrzymać ją pozdrowieniem, uniesieniem dłoni, sympatycznym zawołaniem. Nie zatrzymała się, nie obejrzała nawet, skupiona na buzującej w żyłach, dławiącej gardło i ściskającej płuca adrenalinie, która nie miała właściwie nic wspólnego z żalem, jaki odczuwała jeszcze kilkanaście minut wcześniej, kiedy zostawiała Francisa samego w gabinecie. Wściekłość na brata, jaka w międzyczasie opanowała i zgniotła poczucie osamotnienia i straty pulsowała przez parę chwil jasnym płomieniem, znów przytłoczona bólem, który niczym zaogniona rana zaczynał się w głębi trzewi i rozlewał na resztę ciała, pulsując miarowo, lecz nieubłaganie.
Nie zastanawiała się nawet co to właściwie może oznaczać dla niej samej, dla rodziny, dla kwestii życia, które musiało toczyć się dalej bez tubalnego śmiechu, ogniście rudych włosów ojca, bez przejażdżek w jego towarzystwie i przeświadczenia, że w każdej chwili można będzie odnaleźć go zaszytego w gabinecie, pochylonego nad jakimiś papierami, w skupieniu muskającego palcami krótką brodę. I chociaż Gryfonka nigdy nie była blisko z matką, niespodziewana utrata drugiego rodzica wstrząsnęła jej światem w posadach, przewróciła go, rozkruszyła wznoszone na nowo mury, zamieniając je w niewiele warte skrawki świadomości.
Gdzieś w tyle głowy zamigotała myśl, że tym razem nogi zaprowadziły ją zbyt daleko, emocje zmąciły obraz zbyt silnie; była ona tak niejasna, tak mgliście przyjmowana przez umysł skupiony na czymś zupełnie innym, że Gryfonka zignorowała ją zupełnie, przekraczając granicę Zakazanego Lasu w poszukiwaniu ciszy, rozwiązania problemu, bądź wręcz przeciwnie. Modliła się w tej chwili o kłopoty, o coś, co pozwoli zająć drżące usta zaklęciami, miast płaczem, a pogrążony w chaosie umysł prostą przyjemnością płynącą z inkantacji czaru. Nie wiedziała nawet jak blisko była znalezienia się w tarapatach, kiedy stado centaurów wypadło niespodziewanie zza drzew; ich kopyta biły ziemię nieubłaganie, a huk, jaki naturalnie towarzyszył obecności całego stada sprawił, że dziewczyna zatrzymała się gwałtownie, krzyknęła głośno, przypadając do leśnego poszycia. Zakryła głowę ramionami, skuliła się, kompletnie zapominając o różdżce i trwała w tej pozycji jak skamieniała, nawet gdy raban dawno umilkł w oddali.
Sergie Lémieux
Sergie Lémieux

Opuszczona chata - Page 2 Empty
PisanieTemat: Re: Opuszczona chata   Opuszczona chata - Page 2 EmptyPią 06 Mar 2015, 19:42

Sergie wciąż był człowiekiem, tego nie zapominajmy. Odporność na ból w tym przypadku za nic nie wchodziła w grę. Może w przypadku Spencera, ale to inna bajka. Gryfon zareagował jękiem, co podświadomie zmniejszało odczuwanie urazu. Tak, ludzki mózg to jedna wielka ciekawostka. Sergie był bardzo przywiązany do siebie. Każdy uszczerbek na zdrowiu to rzecz straszna, wiadomo. W tym momencie gra aktorska została przysłonięta emocjami gotującymi się w środku. Złość przeminęła, ale była naturalną reakcją...
Zgadza się, że ludzkie uczucia są także słabością człowieka. Można na nie wpływać i wywoływać te negatywne, spaczone... A strach już przede wszystkim osłabiał istoty bojące się własnej zguby. Spencer to widział i czerpał korzyści z obserwacji. Także sam nie był podatny na ból psychiczny. Ale... można mu współczuć. Na serio. Gdyby Gryfon wiedział, że Delaney jest wyssany z emocji, naprawdę byłoby mu go szkoda. Dlaczego? Bo brak tej "zdolności" odbierało nam możliwość poznania czym jest miłość, albo nawet więzi z bliskimi, czy zwykły smutek. Świat w którym zamknięty był Spencer to bezbarwna pustka, odbicie lustrzane, gdzie wszystko było po prostu martwe. On był martwy. Umarł, gdy już się narodził. Skazany na wieczną samotność, bez ciepła i radości. Tak, Krukonowi z pewnością to nie przeszkadzało. Nie wiedział co tracił, nie wiedział co go omija! Francuz, jako jednostka społeczna, przekonał się na własnej skórze, że korzystanie z uroków życia jest najlepszym, a zarazem najgorszym, co go spotkało. Mimo wszystko nie chciałby zostać z niego "wyłączony".
Gdy tylko Sergie zdał sobie sprawę z tego, że cisza mogła oznaczać coś strasznego... pogubił się. I to bardzo. Chciał mężnie ruszyć i szukać niewiasty, ale miał na karku niebezpiecznego osobnika z którym zwiedzał chatę! A właśnie, co z nim? Co jeśli ją znajdą, a ten typek zrobi coś okropnego?
Blondyn spokojnie spojrzał za siebie w momencie, kiedy towarzysz podszedł z kawałkiem jakiegoś materiału. Miał tam jakieś środki, które powodują utratę przytomności? Jednak prawda była inna. Czy gorsza... na pewno też beznadziejna.
-Dzięki, Arthur. Nie mogę leczyć, bo zbyt nie boli, abym chwycił za różdżkę.- Przyznał się, ale chyba to nie była jakaś tajemnica. Łatwo domyśleć się tego, że obrażenie uczyniło go poniekąd bezbronnym. Ale przecież nie szykowała się walka pomiędzy nimi. Pomimo wszystko. Bardziej obawiał się w tym stanie iść ratować kobietę w opałach.
Choć krew już nie spływała mu po ramieniu, zaczęło doskwierać uczucie szczypania. I to bardzo bolesne. Od momentu, gdy Spencer postanowił "pomóc", co też zszokowało. Znając prawdziwe zamiary Krukona, raczej nie byłby tak zdziwiony, jak teraz. Nawet nie przypuszczał co osiadło na kawałku materiału i jaką krzywdę zadawało po zetknięciu z otwartą raną. Sprytne. Drobnostka, ale dobra. Momentami twarz Gryfona wykrzywiała się, ale pozostawał cicho. Tym razem starał się opanować. Najlepszym wyjściem będzie chyba wyjść z lasu i udać się do Skrzydła Szpitalnego. Ale nie wypada pozostawić kolegę samego. Jak to miało się zakończyć?
-Słyszałeś ten krzyk? I odgłosy kopyt? Pewnie centaury. Rozejrzyjmy się, może chociaż zrozumiemy o co chodzi.- Powiedział cicho do bruneta stawiając sprawę jasno. "Szukają źródła odgłosów i ofiar". Niebezpieczne, szczególnie, że był obecnie czymś w rodzaju kaleki. Lecz na Delaney mógł... liczyć? Może nie na niego. Bardziej na jego ciekawość i chęć obserwacji.
Lémieux ruszył pierwszy, wciąż trzymając się za bolące ramie. Podczas zagłębiając się tak w las poczuł opuszkami palców dziwne kryształki na materiale (w tych miejscach, gdzie krew nie dotarła). Po chwili dopiero zdał sobie sprawę z tego, że to sól. Sól, która powodowała szczypanie! Już mniejsza, czy zostaną blizny... Kryształki rozpuściły się w czerwonej cieczy, a bandaż był mu cholernie potrzebny. Głowę przepełniły różne myśli. Ten koleś zrobił to specjalnie, czy nieumyślnie?
Po paru minutach poszukiwań, Sergie dostrzegł postać kobiety, skulonej i przerażonej. Ruszył powoli w jej kierunku, zapominając całkiem o towarzyszu i zaczął się przyglądać osóbce. Gdy tylko dostrzegł twarz krzykaczki... poczuł jakby go piorun trafił. Znał ją! To Aristos! Tak szokujące i zadziwiające. Niedawno z nią korespondował, mieli się spotkać. Wyszło na to, że w ciekawych okolicznościach. Chłopak przypomniał sobie jak dawniej ubiegał się o jej względy. Nawet przybłąkało mu się wspomnienie o jej bracie. Francis. Tego to lubił bardzo.
-Panno Lacroix? Nic Ci nie jest?- Spytał spokojnie. Co za ironia. Sam krwawił, a pytał, czy z nią w porządku. Ha! Jej obecność trochę uspokajała. Nie był sam na sam z niejakim "Arthurem"...
Spencer Delaney
Spencer Delaney

Opuszczona chata - Page 2 Empty
PisanieTemat: Re: Opuszczona chata   Opuszczona chata - Page 2 EmptyPią 06 Mar 2015, 23:56

Zdarzają się momenty, w których wszystko idzie jak z płatka, kiedy los postanawia sam unieść dłoń człowieka, wskazując go jako zwycięzce. Zdarza się to najróżniejszym osobom - wojownikom, czarodziejom, politykom. Tym razem życie było w wyjątkowo złym humorze, zaś istoty wyższe najwyraźniej były znudzone pełnym miłości przedstawieniem, przesiąkniętym ludźmi tak czułymi na otoczenie, tak słabymi w mniemaniu Krukona. Najwyraźniej były już znudzone podsuwaniem orzechów bezzębnym i postanowiły tym razem wspomóc drugą stronę, aby dostać znacznie piękniejszą sztukę. Tym razem scenariusz obejmował tylko i wyłącznie zwycięstwa psychopaty, a największego nie zdążył jeszcze ujrzeć, choć miał dziwne wrażenie że wszystko układa się lepiej niż to zaplanował. Nie można jednak wybiegać na przód - prawda jest taka, że skryte grymasy odbijające swoje piętno na twarzy gryfona, już były godne zanotowania, były zwyczajnie piękne. Nie ma nic tak wspaniałego i doniosłego, jak próba przemilczenia bólu przedzierającego się przez tą śmieszną, tak otwartą mimikę ludzką.
- Nie ma problemu - odparł bez emocji - Czynię tylko to co powinienem
Spencer czuł narastającą potrzebę, ogarniające go bez reszty uczucie które kogoś słabszego psychicznie mogłoby doprowadzić do szaleństwa. Chciał zgłębić wnętrze Gryfona w każdy możliwy sposób. Chciał wedrzeć się w jego psychikę, rozerwać ją na strzępy, rozłożyć na czynniki pierwsze, poznać, zrozumieć, zniszczyć. Jednakże miał też inną chęć - czuł wyraźnie misję postawioną mu przez los, przez jego jestestwo. Ledwie był w stanie się powstrzymać od rozorania brzucha swojego towarzysza, od zobaczenia co ma w środku. To było coś na kształt pożadania, które niestety było mu obce, jednakże w tym wydaniu zamiast potrzeb seksualnych, skrywała się jedynie chęć posiadania władzy nad losem tamtego. Miał pragnienie powoli wyciskać z niego życie, odbierać mu resztki nadziei, sprawić by krzyczał jak nikt nigdy, patrzyć mu głeboko w oczy i wysysać te obsesyjne uczucia. Chęć do życia Sergia, pomimo jego pozy, była wręcz namacalna - wnętrzności Delaneya paliły i nakazywały mu ująć ją w dłonie i powoli zaciskać, miażdżyć, odbierać.
Odgrywał swoją życiową rolę.
Prawda była taka, że wyżej wymieniona odmiana psychopaty wcale nie była pozbawiona uczuć, w każdym razie nie tak do końca. Wciąż był tylko człowiekiem i wciąż potrzebował. Potrzebował - to dobre słowo. Każda osoba na świecie czegoś potrzebuje - wśród niektórych jest to potrzeba miłości, u innych bogactwa, jeszcze inny chcą po prostu żyć. On chciał po prostu im to uniemożliwiać, krzyżować plany, widzieć, słyszeć, czuć jak cierpią.
Prawda była taka, że najlepszym daniem jakiego mógł skosztować, była mieszanka desperacji, smutku i gniewu. Nie znał lepszego posiłku dla własnej duszy, nie potrafił go ujrzeć. Jego świat wcale nie był martwy - jego świat spał, drzemał spokojnie do momentu odnalezienia odpowiedniego obiektu, do momentu spełnienia, do momentu w którym zamknie się od nowa. Niestety zdawał sobie sprawę z tego, że Lemieux jest tylko i wyłącznie przelotną zachcianką, którą w wypadku straty zainteresowania odrzuci w kąt, zapomni. To smutne, lecz jego zainteresowanie bywało ulotne - po wyssaniu zbyt wielu rzeczy naraz z danej osobistości, przestawała go pasjonować. To dlatego całe życie musiał się powstrzymywać, żeby życie nie zaatakowało go znienacka informując o tym, że wszystkie ciekawe obiekty zostały już wykorzystane, wydrylowane, że już nie zostało w nich nic, co mogłoby go interesować. To był powód, przez który musiał porcjować, walczyć z tym chorym głodem. Nawet ulubione danie, jakim są ludzie, mogło się w końcu przejeść, a przecież tego by nie chciał.
Musiał podejść do tego rozważnie.
Jednakże Sergie nie był jedynym co w danej chwili wzbudzało jego zainteresowanie. Kobiecy krzyk, pełen przerażenia, zupełnie jakby gdzieś w pobliżu rozgrywał się inny piękny akt przemocy. Nie mógł przecież ograniczać swojego pola widzenia. Prawdziwy obserwator potrafi patrzeć w stronę celu, lecz widzieć wszystko, więc nie zamierzał sobie odmawiać, szczególnie że w żaden sposób to nie burzyło jego postanowień. Skoro jego rozmówca tego chciał to i on odegra bohatera.
Po prostu nikt nie przewidział, że nie każdy bohater noweli życia musi być dobry.
- Tak. Uważam że powinniśmy to zbadać
Ruszył więc za nim, za obiektem, za ofiarą, jak zwał tak zwał. Utrzymywał stałą odległość, trzymając się tempa kroczacego przed nim dumnie Gryfona, obserwując nieustannie jego sylwetkę, mniejwięcej wyczuwając o czym mogą w takich chwilach myśleć istoty mu podobne. Szedł sztywno, wyprostowany - ot, nic nadzwyczajnego. Zwykły szczupły, średniego wzrostu czarodziej w płaszczu, tak przeciętny, bez niesamowitych zdolności magicznych. Człowiek jak każdy inny.
Niestety, prawda była taka że tylko głupiec uznałby go za zwyczajnego. Lepszym skojarzeniem od szarej części tłumu, już byłaby ludzka forma dementora, w końcu, czy bardzo się od nich różnił? Karmił się emocjami, wyzwalał w ludziach te negatywne, rozpaczliwe, pożerał to - nawet sama jego obecność, u bardziej spostrzegawczych jednostek mogła wywoływać uczucie chłodu, niepokoju. Jego obojętność nie wywoływała ciepłych uczuć, nie pozwalała nikomu czuć się bezpiecznie w jego towarzystwie, jednakże czy naprawdę powinno mu to przeszkadzać? Może i podejście ofiary stawało się znacznie większym wyzwaniem, jednakże wyrazy ich twarzy gdy już się zbliżył, w pewien sposób go rajcowały, karmiły.
I oto ich grono zwiększyło się, przyprawiając Spencera o poczucie tej dziwnej odmiany tęsknoty po raz kolejny.
Aristos Lacroix. Nie mógłby jej nie poznać nawet z daleka, co dopiero z bliska. Była kolejnym interesującym stworzeniem, drugim obiektem którego obserwacja mogła doprowadzić do czystej przyjemności. Zdarzają się momenty, w których wszystko idzie jak z płatka, kiedy los postanawia sam unieść dłoń człowieka, wskazując go jako zwycięzce. To właśnie był jeden z nich. Jedna interesująca istota, to aż nadmiar informacji, ale co jeśli jest się sam na sam z dwoma takimi? Co, jeśli można wznieść się na szczyty doznań, mieć możliwość by posiąść emocje obydwojga? Czy mogło być coś lepszego? Zbliżył się do niej spokojnie i zaczął sondować ją wzrokiem, badać każdą cząstkę jej osobowości. Zapewne przez wielu była uważana za wyjątkowo piękną istotę, jednakże jej uroda nie obchodziła go ani trochę. Zdecydowanie większą wagę przykładał do samej jej postaci, do tarczy jej opinii wśród ludzi. Tarczy którą zamierzał przebić, dowiadując się jak sprawa wygląda naprawdę, z kim właściwie ma doczynienia. Odkryć. Zbadać. Posiąść.
Nie można było ukryć, że jako obiekt wyjątkowo go interesowała, lecz nie mógł podejść do niej tak otwarcie jak do swojego "Gryfońskiego kolegi". Odnosił wrażenie, że ta drobna osóbka jest znacznie bardziej niebezpieczna. Czyż nie mawiają że to kobiety są własnie zagrożeniem największym zagrożeniem tego świata? Czyż nie mawiają o tym że lepiej z taką nie pogrywać, bo może się źle skończyć? Czyż nie mawiają, jak okrutna może być kara gdy się taką zlekceważy? Ponoć relacje z osobami tej płci są wieczną pułapką - trzeba uważać na słowa. Cóż, w ciągu najbliższych chwil prawdopodobnie się przekona, jak daleko może lub nie może się posunąć.
- Nie obawiaj się, Aristos Lacroix. Nie jesteś w niebezpieczeństwie - rzekł bez emocji, obserwując ją uważnie. Prawda była taka, że aktualnie zarówno on jak i Sergie byli tylko drugoplanowymi aktorami i choć każdy odgrywał własną sztukę, aktualnie największe znaczenie miały posunięcia tej zjawiającej się w tych jakże przychylnych dla Spencera okolicznościach. Boski kaprys, czy moze przeznaczenie? Jaki był powód, dla którego wszystko ułożyło się lepiej niż mógłby to sobie wyobrazić?
Istota wyższa, najwyraźniej była zachwycona jego rolą.
Aristos Lacroix
Aristos Lacroix

Opuszczona chata - Page 2 Empty
PisanieTemat: Re: Opuszczona chata   Opuszczona chata - Page 2 EmptyWto 24 Mar 2015, 00:26

Huk ustał, a ona wciąż trwała w tej samej pozycji, właściwie nie będąc do końca pewną, do końca przekonaną, czy robi to jeszcze ze strachu, czy już zwyczajnie nie ma siły unieść głowy, rozejrzeć się nawet, sprawdzić, czy niebezpieczeństwo minęło; w jednej chwili wszystko zatrzymało się w miejscu, zmarniało, obróciło się w niewiele wart schemat, na który czasu i ochoty Gryfonka nie miała zupełnie.
O wiele rozkoszniejsze, bardziej zajmujące, dające mniej wytchnienia było skupianie się na łomoczącym w piersi sercu, na podchodzącym do przełyku kwaśnym, nieprzyjemnym posmaku, zwiastującym skurcze pustego żołądka. Jeszcze kilka godzin wcześniej była przekonana, że jej największym problemem jest przekonanie Rosiera do zdjęcia cholernej maski z dumy, chłodu i złości, jaką się otoczył. Jeszcze niespełna pół dnia wcześniej patrzyła na O'Connora i zastanawiała się, czy rozmowa z nim przyniesie korzyści, czy straty; zaboli czy uskrzydli obleczone mrokiem serce. Teraz to wszystko wydawało jej się błahe, kruche i niewarte uwagi większej, niźli mrugnięcie, a niespokojny umysł nieustannie, uparcie powracał do rozmowy z bratem, do kremowego listu, do drogi, której pokonywania nie pamiętała.
I zapewne trwałaby w tej martwocie, wystawiając się na niebezpieczeństwo spotkania z centaurami, lub Merlin wie czym jeszcze, co zamieszkiwało Zakazany Las, a dla czego była teraz doskonałym celem, gdyby nie ruch po lewej stronie, skłaniający ją do nerwowego poderwania głowy.
A chociaż Aristos nie wierzyła w zbiegi okoliczności, w ślepy los i skaranie boskie, teraz zaczynała poważnie rozważać, czy jakaś złośliwa siła wyższa nie próbuje uprzykrzyć jej życia bardziej, niż by tego chciała.
Sergie. Doprawdy, fortuna bywała przezabawna.
Odchrząknęła, odgarniając włosy z twarzy; przeczesała je nerwowo, palce natrafiły na zagubioną szpilkę z kryształowym chabrem na końcu. Ujęły ją z pewnym namysłem, obróciły delikatnie, a później wsunęły do kieszeni szaty. I już miała się odezwać, gdy zza znajomej sylwetki blondwłosego Francuza wyjrzała druga, nieco mniej znana, choć przecież nie zupełnie obca.
- Delaney. Co wy tu robicie? - spytała twardo, przywołując na twarz stanowczość, jakiej nie umiała wyegzekwować od samej siebie jeszcze przed momentem. Teraz jednak sztywny kark i ciężar noszonego na piersi obowiązku zmusił ją do poderwania się na nogi, wygładzenia koszuli, poprawienia spódniczki. Odrzuciła ciemne loki na plecy, nie zauważając nawet jak niektóre z nich w niewyjaśniony sposób pojaśniały, odcinając się od czerni, majacząc jasnym blondem pomiędzy pasmami. Zbyt zaabsorbowało ją wpatrywanie się w twarz Spencera, dziwnie spokojną, niby martwą, w niejasny sposób pociągająco obojętną. Zmrużyła oczy, odchrząkując po raz kolejny i nerwowo ocierając policzki wierzchem dłoni; widniejące na nich łzy zniknęły, pozostawiając uczucie wilgoci, wspomnienie bezradności, jakiej chciała się poddać jeszcze przed momentem.
- Nie powinno was tu być - dodała po chwili, przenosząc bławatkowe spojrzenie na Sergiego. Taksowała go wzrokiem przez moment, dostrzegła niewprawnie opatrzone ramię, skrzywiła wargi w nieprzyjemny grymas.
- Znowu wpakowałeś się w kłopoty? Naprawdę, przez moment uwierzyłam, że mogłeś się zmienić, ale chyba jednak było to porywaniem się z różdżką na słońce - mruknęła chłodnym tonem, stanowczo chwytając Gryfona za nadgarstek. W jej dłoni mignęła cedrowa różdżka; koniec magicznego przedmiotu pojaśniał na moment, kiedy dziewczyna szeptała proste zaklęcie zasklepiające drobne skaleczenia. Z przekąsem, w jakiejś mniej przytomnej sekundzie przypomniała sobie jak używała tego samego uroku podczas walki z Rosierem; gwałtowna fala bólu zaatakowała po raz kolejny, serce zatrzepotało w piersi, skurczyło się, przeszyło całe ciało impulsem wyduszającym z kącików oczu cierpkie, irytujące łzy. Potrząsnęła głową, cofając się i wetknęła różdżkę za pasek spódniczki, by następnie schylić się po swoją torbę, wciąż leżącą na miękkim, leśnym poszyciu.
- Nie wiem jak wy, panowie, ale ja nie zamierzam zostawać tu ani minuty dłużej - burknęła wreszcie, unosząc dumnie głowę. Nie lubiła okazywać słabości, nie lubiła zdradzać się przed nikim, a coś jej mówiło, że Delaney nie był osobą, przy której wręcz mało rozważnie byłoby odsłaniać się z czymkolwiek. Ruszyła w kierunku zamku, zatrzymała się na moment, odwróciła; coś w jej wzroku, skierowanym wprost na twarz Delaney'a stwardniało, błysnęło lodowatym chłodem.
- Dziękuję za zwrócenie mi książki. Jeśli będę mogła się odwdzięczyć, daj znać - rzuciła krótko, niesiona impulsem, potrzebą, której nie rozumiała. Wzruszywszy jeszcze ramionami, na odchodne, zerknęła na Gryfona, który wydawał się być w tej rozgrywce, w tym dziwnym akcie, tańcu na krawędzi, osobnikiem zupełnie z innej bajki.
- Wracajcie do zamku, bo odbiorę wam punkty.

[z/t]
(przepraszam, panowie, nie chciałam was dłużej blokować)
Sponsored content

Opuszczona chata - Page 2 Empty
PisanieTemat: Re: Opuszczona chata   Opuszczona chata - Page 2 Empty

 

Opuszczona chata

Zobacz poprzedni temat Zobacz następny temat Powrót do góry 
Strona 2 z 2Idź do strony : Previous  1, 2

 Similar topics

-
» Opuszczona klasa
» Opuszczona leśniczówka
» Opuszczona łazienka dziewcząt

Permissions in this forum:Nie możesz odpowiadać w tematach
Marudersi :: 
Fasolkowo
 :: 
Archiwum
 :: Fabularne
-