Temat: Włoska knajpka "Alouette" Czw 26 Mar 2015, 20:51
Włoska knajpka "Alouette"
Włoska knajpka z parkietem do tańca i niesamowicie przytulnym klimatem. Za dnia zewsząd słychać włoski język i muzykę, wieczorami zmienia się ona na portugalską, przy której raz na jakiś czas organizowane są tu potańcówki i imprezy. Skromna, ładna restauracja.
Jared Wilson
Temat: Re: Włoska knajpka "Alouette" Czw 26 Mar 2015, 20:54
Wilson nie był każdym, ale poszedł za Clinton, bo był głodny. A gdy facet jest głodny, w większości się zgadzał dla świętego spokoju i był bardziej podatny na odpowiadanie pytań czy noszenie gdzieś poza miejsce pracy. Głód to zdrajca. - Ty mi nic nie zrobisz. - potwierdził, nie dodając, że mogłoby być na odwrót, gdyby miał w sobie trochę werwy i zorganizował jej dawkę gnębienia dla rozrywki. Ale dzisiaj Jared był bardzo zmęczony. Ramię dalej go bolało, chociaż się goiło, ale brak świeżego powietrza i papierosów przekładało się na jego zdrowie. Ogólnie brak stałego mieszkania i normalnego łóżka nie sprzyjało zachowaniu dobrego samopoczucia. Ale był zdrowy i nic nie zmusi go do urlopu. Odprowadziły ich liczne gapie w bufecie Ministerstwa. Wilson jeszcze nie pojął skąd te pokłady dobroci w narwanym chochliku. Mógł się domyślić, że Sofia chce się po prostu urwać, a jeśli go zabierze ze sobą to nie będzie miała żadnych kłopotów. Zwali wszystko na swojego szefa i była pewna, że szefunio po 1) nie dowie się o jej szczwanych zagrywkach, po 2) nie wyciągnie na niej konsekwencji urywania się z zebrań i po 3) nie da jej patroli Azkabanu ani nudnej jak flaki z olejem Doliny Godryka. Jeszcze tego nie zauważył, ale jak tylko zaspokoi głód, nie omieszka o tym wspomnieć. Przed wyjściem z Ministerstwa założył na siebie kurtkę, bo dzisiaj wyjątkowo nie ubrał służbowej szaty. Katja ulitowała się nad nim i wzięła ją do prania. Miał na sobie czarne spodnie, czarne buty i zaskakująco kolorową czarną, nawet elegancką koszulę (wyprasowaną przez Katję, co-on-by-zrobił-gdyby-się-nad-nim-nie-ulitowała). Milczał i nie zabawiał Sofii rozmową. Szedł obok niej i raz czy dwa rzucił okiem na jej profil. Szli średnio zatłoczonymi uliczkami i nie rzucali się w oczy. Usłyszał gdzieś nagle muzykę i jak się okazało, dochodziła z knajpy, do której prowadziła go aurorka. Mlasnął i nie komentował. Chciał ciszy i spokoju, ale skoro według pannicy tutaj dobrze nakarmią szefa aurorów, to się naje i stąd wyjdzie. Muzyki słuchał rzadko i to w domu... znaczy kiedyś słuchał i z reguły oglądał małe scenki baletu Skai, a potem za ich stanowczą namową próbował z nimi tańczyć, w czym nie był dobry. Uczył się tańczyć tylko tradycyjnych walców czy polonezów, a dzikie wygibasy z dziećmi były świętokradztwem. Seth zawsze się z niego śmiał i mówił, że tańczy jak orangutan syberyjski i potem przez bitą godzinę we troje tańczyli orangutany. Stare, dobre czasy, które nie powrócą. Otworzył drzwi Sofii i puścił ją przodem. Obojętne było mu gdzie usiądą. Chciał jeść, bo w ustach ciągle miał niedobry smak żarcia pani Jadwigi, która chyba już przestała odróżniać świeże jedzenie od twardego, niejadalnego. Wilson usiadł dopiero wtedy, gdy Sofia usadowiła się naprzeciw stolika. Wziął kartę Menu i szukał jedzenia. Nazwy w innym języku nic mu nie mówiły. Uniósł ślepia na Sofię i czekał na jej werdykt. To ona go tutaj przyprowadziła, a więc miał nadzieję nie zawieść się na żarciu, bo inaczej to byłaby strata cennego czasu.
Sofia L. Clinton
Temat: Re: Włoska knajpka "Alouette" Czw 26 Mar 2015, 20:58
Skoro już zdecydował się wyjść w jej towarzystwie to teraz musiał jej zaufać. Zaufanie jest ważną częścią pracy aurora, którzy często narażają swe życie dla dobra sprawy. Nie każdy to doceniał, tą gotowość i poświęcenie, jednak są i tacy, którzy oddają dwa razy więcej. Takim kimś była właśnie panna Clinton. Może niepozorna, pyskata, ale gdyby przyszło co do czego to najpewniej pierwsza wskoczyłaby w ogień za współpracowników – tych ważniejszych oczywiście, z którymi pracowała dzień w dzień, misja w misję. Kto by się po niej spodziewał takiego zachowania? Nikt. No i właśnie o to chodziło. Szła zadowolona po uliczkach Londynu w towarzystwie dwumetrowego goryla, który chyba miał gorszy dzień, bo co na niego spojrzała to akurat miażdżył kogoś wzrokiem. Wcześniej porwała jeszcze z biura ciemny płaszcz, którym się teraz okryła co by nie zmarznąć – październikowe powietrze, które choć nie za zimne to mimo wszystko dawało o sobie znać w ten nieprzyjemny dla ciała sposób. Podtrzymywała ciszę, bo nie chciała dodatkowo denerwować Wilsona, któremu nie dość, że życie się komplikuje i po prostu niszczeje, to dodatkowo głód mu doskwierał. Słyszała o tym, że się wyprowadził z domu – że rozprawa rozwodowa w toku, ale nie komentowała tego w żaden sposób. No, może raz czy dwa palnęła coś zabawnego w stosunku do niego o tym jak kiepskim jest mężem. Dzisiaj wolała spuścić z tonu bo mężczyzna wyglądał po prostu źle – nie chciała by odgryzł jej głowę na obiedzie. Niech zajmie się jedzeniem.
Dotarli do knajpki całkiem szybko – mimo wszystko ich spacer nie zajął im długo, co cieszyło kobietę, bo im szybciej znajdą się na miejscu, tym szybciej dostaną jedzenie. Restauracja, chociaż mała już od progu witała ich nie tylko skoczną muzyką, która była połączeniem jazzu i czegoś lżejszego – chillu? Ale również kolorową tablicą informującą o tym co dzisiaj poleca szef kuchni. Włoszka uśmiechnęła się kiedy Wilson o dziwo pokazał, że ma klasę i zna się na kulturze, bo oto otworzył przed nią drzwi i zaczekał wpierw aż pozbędzie się odzienia wierzchniego i sama zajmie miejsce. Pomieszczenie nie odstraszało na pewno swym wyglądem, ale było dosyć niewielkie – czerwone ściany obłożone mnóstwem zdjęć, plakatów, osobliwych widoczków. Drewniane stoliki dwu – cztero osobowe przykryte białym obrusem i burgundowym bieżnikiem. Do tego na każdym stole komplet sztućców, wazon ze świeżymi tulipanami oraz karty Menu oprawione w skórę. Fajny klimat, sporo ludzi – głównie z Ministerstwa, oraz obrotni kelnerzy lawirujący między stolikami. Szatynka nawet nie wzięła karty do ręki bo doskonale wiedziała co chce zamówić – zamawiała to co najmniej raz na tydzień, dlatego jeden z panów, który przytaszczał się do ich miejscówki przywitał się z Sofią ładnie po włosku i spytał czego sobie życzą. Skoro Jared był tu po raz pierwszy ta mogła zaryzykować bez poniesienia żadnych dotkliwych konsekwencji. - Cześć, Jerome. To samo co zwykle. – Odparła z uśmiechem – w międzyczasie na blacie pojawiły się dwa kielichy z wodą mineralną, a chłopaczyna tylko maznął coś w notesiku i posyłając pokrzepiający grymas w stronę czarnoskórego oddalił się. - Często tu bywam. Mają naprawdę dobre jedzenie, a i obsługa nie jest zła. – Powiedziała by jakoś zagaić, jednocześnie odprowadzając jednego z panów wzrokiem – zaraz jednak utkwiła piwne oczyska w twarzy swojego przełożonego. - Widzę, że tryskasz entuzjazmem, Wilson! Jak Ci minął dzień? – Oparła dłonie o drewno okryte przyjemnym w dotyku materiale i skupiła swoją uwagę na szefie. Może dzisiaj okaże trochę serca i będzie mniej gburowaty niż zwykle? Pewnie nie.
Jared Wilson
Temat: Re: Włoska knajpka "Alouette" Czw 26 Mar 2015, 21:03
Nawet, gdyby życie mu się układało, to i tak nie tryskałby entuzjazmem, bo osoby pokroju Wilsona nigdy nie tryskają entuzjazmem i nie szczerzą się na prawo i lewo. Uśmiechał się jedynie w stosunku do dzieci, rzadziej do drugiej osoby. Zupełnie, jakby stracił taką zdolność dwadzieścia pięć lat temu. Po drodze dwie czy trzy osoby rzuciły im wesołe "dzień dobry", w odpowiedzi zyskując znudzone i śmiertelnie poważne spojrzenie Wilsona. Gdy miał lepszy dzień, to się odpowiadał na pozdrowienia. Raz czy dwa razy do roku. Dzisiaj nie, bo był głodny. A gdy ktoś jest głodny, to trudno, aby był w dobrym humorze. Chyba, że jest się kimś takim jak Clinton, która ma nie po kolei w głowie, skoro szczerzy się, a mówiła, że jest głodna. Najwyraźniej niewystarczająco. Absolutnie nie miał pojęcia dlaczego ona się ciągle uśmiecha. Wyglądała wtedy ładnie, nawet seksownie, owszem, ale to nienormalne szczerzyć się bez powodu. Jared nie rozumiał takich ludzi. Dla niego wystrój był taki sobie. Nie zwracał uwagi na żadne bieżniki czy inne cuda, zignorował parkiet i skaczące matrony i czym prędzej zasiadł przy stoliku. Zje jej głowę, jeśli chociażby pomyśli o zawleczeniu go w tamtą stronę. Musiałaby go nieźle upić. Jared Wilson publicznie nie tańczy do tego typu muzyki. Jeśli już, to tylko z własną córką. Zauważył, że Clinton jest tutaj stałą bywalczynią. Posłał oschłe spojrzenie kelnerowi i rzucił jeszcze zimniejsze "To samo" wskazując brodą na kobietę. Nie był najlepszym towarzyszem do posiłku... ogólnie nie był dobrym towarzystwem, bo ciężko było z nim wytrzymać. Gdy ponownie spojrzał na kobietę, ta po raz kolejny się uśmiechała. Zmarszczył brwi i zaczął podejrzewać, że ktoś dolał jej czegoś do porannej kawy, skoro tak się zachowuje. To chyba dobrze, że nie zabrał jej rano picia. Nie wyszedłby do ludzi z takim chorym i nienaturalnym wyszczerzem. Nie skomentował "Często tu bywam", bo już sam to spostrzegł. Obsługa mu się nie podobała, bo kelner patrzył na Clinton jak na soczysty stek. Ogólnie rzecz biorąc, knajpa była marna. Gdziekolwiek by teraz Jared nie poszedł, miałby powody do narzekania. Rozejrzał się wokół znudzony i nie widząc niczego ciekawego, powrócił do Clintonówny, która przez ten czas postanowiła się na nim skupić. Że też nie miała niczego innego do roboty. Namówiła go do przyjścia tutaj do jedzenia, ale nie było mowy o utrzymywaniu rozmowy. Jared chciał jeść. Ile ma jeszcze czekać? - Podczas twojego zebrania, na którym teraz jesteś, Brad zdejmuje ze ściany twojego gabinetu moje zdjęcie. - burknął. - Jeśli chcesz powiesić moją fotografię nad łóżkiem albo mieć mnie w łóżku, wystarczy poprosić. - dodał okrutnie i skrzyżował ponownie ramiona, tak samo jak w bufecie dwadzieścia minut temu. Zorientował się w zagrywce aurorki, ale jakoś nie odsyłał i nie niósł jej z powrotem do Ministerstwa. Teraz nie są w pracy. Przez chwilę są w cywilu. Utkwił ciemnobrązowo-prawie-czarne ślepia w Sofii, zerkając przelotnie na jej dekolt. Odstawiła się, jakby szła na imprezę. Widział te długie nogi, gdy szli do knajpy. Wilson od dzisiaj będzie chodził na te ich babskie zebrania, skoro są tam takie widoki. Ba, mógł i miał obowiązek tam chodzić, bo był ich szefem i nikt nie mógł mu zabronić. O tak, to świetny pomysł.
Sofia L. Clinton
Temat: Re: Włoska knajpka "Alouette" Czw 26 Mar 2015, 21:04
Nie każdy tak jak Wilson jest głupim ponurakiem. Innym raz na jakiś czas zdarza się mieć dobry humor! Nie każdy jak on morduje ludzi wzrokiem na dzień dobry, inni się uśmiechają, a i życzą czasem miłego dnia. Jared mógłby się wiele nauczyć od reszty pracowników Ministerstwa, którzy naprawdę są mili i uprzejmi. W końcu pracują z dorosłymi ludźmi, więc odrobina ogłady nikomu nie zaszkodzi. Od tego się nie umiera, szefie! Nie zwróciła uwagi na to jak potraktował kelnera, który nie był niczemu winien. Często obsługiwał kobietę, więc miał prawo się do niej uśmiechać ile wlezie, tak samo jak ona miała prawo za każdym razem puszczać mu oczko jak tylko znajdzie się w jego towarzystwie. Jej szef nie powinien burczeć na każdego kto zjawi się na jego drodze, bo zacznie być odbierany przez wszystkich – dosłownie wszystkich jako burkliwa i gburowata góra mięcha. Chyba nie chciałby by czarodzieje znajdujący się wokół niego tak go traktowali, co? Mógłby dać coś od siebie, a nie – narzekał tylko i narzekał i był nie do wytrzymania. Posłał do kąta już drugą nową sekretarkę, która zwolniła się zaraz po tym jak przepracowała z nim bite dwa dni. Dwa dni do cholery, kiedy ona znosi jego humorki już siódmy rok! Poza tym skoro już tu są, w cywilu jak ten wcześniej wspomniał to naprawdę mogliby uciąć sobie przyjemną pogawędkę na temat pracy czy czegokolwiek innego. I tutaj pragnę zaznaczyć, by szef biura nie spoglądał na dekolt Włoszki bo jest on całkowicie zakryty. Wszystkie guziki zapięte są pod samą szyję! I nikt ani nic tego nie zmieni. Ubrana była skromnie, ale elegancko. W końcu spotkanie odbyło się w towarzystwie samego Ministra, którego Sofia całkiem dobrze znała. Miała nadzieję, że ten nie zauważył jej zniknięcia… Nie tak jak Jerry. - Dlaczego ten idiota przebywa w moim gabinecie podczas mojej nieobecności? – Spytała ostrzej niż zamierzała i pochyliła się w stronę siedzącego naprzeciw mężczyzny. Nie podobało się jej to, że ktokolwiek miał czelność ruszać jej rzeczy – nawet jeżeli tyczyło to głupiego zdjęcia, w które rzucała od czasu do czasu nożami. Zmrużyła ślepia a przez jej twarz przeszła burza gradowa, która do tego zaczęła ciskać piorunami kiedy ten wspomniał coś o tym, że mogliby wylądować w łóżku. Spięła się, bo wcześniej – no dobra, ostatnio – mignęła jej taka myśl, co było oczywiście zupełnie niedorzeczne. Pokręciła głową. - Twoje zdjęcie w gabinecie, a Twoje zdjęcie w mojej sypialni to dwie różne rzeczy, Wilson. – Fuknęła na niego, jednak dosyć cicho, by nikt z sąsiednich stolików nie zdążył się zainteresować tym o czym rozmawiają. Poczerwieniła jednak na twarzy kiedy zdążyła sobie wyobrazić przełożonego w intymnej sytuacji, bo to w sumie było tak niedorzeczne jak to, że Voldemort jada śniadanie. I ona skrzyżowała ramiona na piersi i założyła nogę na nogę pod stołem dalej nie mogąc odpędzić się od dziwnych myśli, które nachodziły ją ostatnio. Do tego ten przeklęty Brad szperający w jej małym królestwie. Niech go tylko dorwie… - Twoje rozkoszne marzenia, Wilson. Za wysokie progi. – Parsknęła zaraz, chcąc jakoś zamaskować zdradliwy dreszcz, który orzeźwił jej skórę, no i by jakoś dopiec Jaredowi, który najwyraźniej lubił wprowadzać swoją podwładną w konsternację, która dosłownie na moment zawitała na jej licu.
Jared Wilson
Temat: Re: Włoska knajpka "Alouette" Czw 26 Mar 2015, 21:05
A po co być miłym i uprzejmym, skoro nie ma się na to ochoty? Wilson nigdy nie udawał kogoś, kim nie jest. Był jaki był i reszta może się wypchać. Nie wchodził w rolę osoby społecznej, nie udzielał się i nie rozmawiał o głupotach, jeśli nie miał w tym interesu albo nie było mu to potrzebne. Ograniczał normalność do minimum. Nie widział celu w byciu miłym i mydleniu oczu otoczeniu. Wilson był po prostu osobą szczerą do bólu. Nie ukrywał, że jest chamem i nic nie robił w kierunku, aby to zmienić. Coś mu się nie podobało, to o tym mówił. Coś mu się podobało... też czasami o tym mówił. Stąd bardzo trudno było z nim współpracować. Oczekiwał przestrzegania jasnych zasad, a jeśli ktoś temu nie podołał, skreślał go na wstępie. Wilson nie dawał drugiej szansy. - Ponieważ ja mu kazałem. - odpowiedział wprost, bez cienia zażenowania oglądając guziki na jej koszuli na wysokości biustu. Nigdy nie zwracał na to uwagi. Przez te szesnaście lat miał chyba jakiś wyłącznik w głowie, nad którym pieczę trzymała Kate. Nie patrzył na współpracownice jak na kobiety, tylko jak na dodatkową parę rąk i jedną różdżkę. Gdy Kate nie ma, włącznik się włączył i Jared nagle przejrzał na oczy. Gdy się nachyliła, auror przekrzywił głowę i oglądał ją z zainteresowaniem. Potrzebował raptem trzech minut po wejściu do knajpy, aby rozzłościć pewnego przerośniętego chochlika kornwalijskiego. Oburzyła się prostą aluzją, którą w innych okolicznościach mógłby doprowadzić do skutku. Skoro byli w cywilu, mógł bez obaw gapić się w jej dekolt, zasłonięty czy nie, i nie mogła mu zarzucić molestowania samym spojrzeniem. - Mam rozumieć, że zamiast zdjęcia wolisz oryginał w gabinecie i w sypialni, Sofi-jo? - brnął dalej testując jej cierpliwość. A propos cierpliwości, Wilson dalej był głodny. Siedząc przy pustym stoliku wcale głodu nie ubywało. Rzucił okiem w stronę kuchni i czekał, póki co cierpliwie. Jared prawie się uśmiechnął. Oparł łokcie o stół i też się nachylił, podnosząc czarne łapsko coraz wyżej i bliżej aurorki. Odsunął wazonik z brzydkim kwiatem, bo zasłaniał mu rozmówczynię. - To się okaże. - bawiła go i chociaż padał z nóg, przynajmniej miał śmieszne i zabawne towarzystwo, które nawet nie musiało się wysilać, żeby wprowadzić szefa aurorów w pogodniejszy nastrój. Czasami nie musiał jej widzieć, a się z niej śmiał i z niej kpił, chociażby jak sobie przypomniał wiadomość, że rzuca nożami w jego fotografię. Myślała, że się to przed nim ukryje. Uznał to za urocze hobby, bo jako jedyna miała odwagę jawnie demonstrować nienawiść pod jego adresem. Rozprostował nogi pod stołem, zajmując tam dużo miejsca. Jego długie kończyny sięgały prawie krzesełka Sofii. W końcu przyszło jedzenie. Dwa parujące talerze, ale co tam było, Wilson nie wiedział. Miał nadzieję, że się nie będzie ruszało. Nie uśmiechało mu się polowanie swojego obiadu.
Sofia L. Clinton
Temat: Re: Włoska knajpka "Alouette" Czw 26 Mar 2015, 21:06
Zaraz, czy Wilsonowi kiedykolwiek się coś podobało? Czy wyraził się o czymś w sposób miły i chętny do wysłuchania? Chyba nigdy. Był tak cholernie nieprzyjemny w obyciu, że aż Sofię do niego gnało, bo uwielbiała mu dokuczać, wypełniać te wszystkie luki, których miał pełno – dogryzanie było u nich na porządku dziennym i to się chyba nigdy nie zmieni. Dopóki jedno z nich nie umrze, a na to przynajmniej się nie zapowiadało. Z drugiej jednak strony nikt nie mógł przyczepić się do Jareda jako do aurora. Wykonywał sumiennie swoje obowiązki, nawet z nawiązką. Był pracoholikiem i spędzał w Ministerstwie więcej czasu niż sam Minister. Lubił swoją pracę i to było widać chociażby na misjach – i niestety jak nikt inny nadawał się na ogarnianie tego całego motłochu, który nazbierał się w ciągu ostatnich kilku lat. Ale o tym również panna Clinton nigdy nie wspomni. - Rozumiem. – Przyjęła do wiadomości wzruszając jednocześnie ramionami. Uśmiech z jej twarzy zniknął, a ona w podświadomości szykowała już zemstę. Zdjęcie jej szefa i tak pojawi się na dniach w jej gabinecie, bo ona nie przeżyje zbyt długo bez rzucania nożem w cokolwiek. Szkoda, że na głupim zebraniu, które jeszcze trwało nie miała jednego zgrabnego ostrza przy sobie. Przynajmniej z takim towarzystwem przesiedziałaby jeszcze te dwie godziny. Teraz za towarzysza ma przerośniętego gbura, który gapił się jej na biust chociaż nie powinien, bo nie dość, że była jego pracownicą, to tą, którą dzień w dzień ograbiał z kawy, więc do cholery powinien darować sobie te głupie aluzje, które tylko dodatkowo mieszały jej w głowie. - Oczywiście, że tak, Wilson. Marzę o tym od dnia kiedy nasze drogi się skrzyżowały. – Powiedziała obrzydliwie przesłodzonym tonem kierując słowa do swojego szefa, który niebezpiecznie zbliżył rękę do jej twarzy, ale tylko po to by odsunąć przeklęty wazonik. Odetchnęła z ulgą, a serce powróciło do współpracy. Nie wiedziała dlaczego mężczyzna siedzący naprzeciw tak usilnie stara się ją wyprowadzić z równowagi. Nawet tutaj, kiedy powinien dać sobie siana z denerwowaniem jej. Zaprosiła go na obiad, więc powinien okazać trochę szacunku czy czegokolwiek innego, a nie rozmawiać z nią o seksie. Z nim. Boże. - Ja wiem swoje. I lepiej tak nie żartuj. – Fuknęła znowu powracając do poprzedniego sposobu komunikowania się. Posłała mu jedno ze wściekłych spojrzeń i by ugasić swoje pragnienie jak i żądze, które powoli, powoli się w niej budziły, a które powinny siedzieć głęboko pod stołem. Odchrząknęła akurat wtedy kiedy jak spod ziemi wyrósł między tą dwójką kelner z talerzami, na którym znalazł się pieczony łosoś w sosie śmietanowo – koperkowym z dodatkiem kartofli, no bo czego innego. Spore porcje, cudowny zapach i świeże jedzenie. Czego chcieć więcej? Nie licząc napalonego czarnoskórego typa naprzeciwko, którego spojrzenie mówiło jej więcej niż chciała. - Obyś się nie udławił. – Życzyła mu zamiast smacznego i zajęła się swoim talerzem, starając się odgonić niewygodne myśli na temat swojego przełożonego, który zagłębiał się w temat zgoła nieodpowiedni.
Jared Wilson
Temat: Re: Włoska knajpka "Alouette" Czw 26 Mar 2015, 21:07
Nikt nie mówił, że Jared nadaje się do kontaktów międzyludzkich. Nie ma osoby, która by miała tak ogromne problemy z nawiązywaniem poprawnych znajomości. Wróć, to poprawne znajomości miały problem z nim. Wilson się nie pchał nigdzie, prowadził swój skromny żywot, teraz dwa razy bardziej samotny i nie wadził nikomu. Kilka chwil i przestała się uśmiechać na prawo i lewo, a w ciągu krótkiego spaceru z Ministerstwa do tutaj, była tak pogodna, jak nigdy. Przy nim. W jego towarzystwie. Musiał to popsuć, bo jeszcze by ludzie pomyśleli, że jest normalny. Musiał dbać o swoją reputację. Z zaciętymi pełnymi ustami wyglądała porządniej, nie robiła mu obciachu i nie wyglądała na taką, która by się w jego towarzystwie dobrze bawiła. Nie bez powodu Jared nie wyprowadzał z błędu cały świat, że jest chamem i gburem. - Cieszę się, że w końcu to zrozumiałaś. - nie rozmawiał z nią o seksie, tylko o zamieszczeniu zdjęcia w sypialni. To zasadnicza różnica. Jared miał czyste, niewinne myśli, spędzał sobie czas na obiedzie w przytulnej, obrzydliwie słodkiej knajpce. Nie miał powodu, aby dać jej spokój. Sama przyszła w paszczę lwa, a teraz sądziła, że lew da jej spokój? Nie wpraszał się na obiad, a przyszedł za nią, bo był głodny. Mógł równie dobrze zostać w Ministerstwie. Tak, Wilson był nie do zniesienia. Nawet nie był w stanie podziękować ani docenić troski o drugą osobę. Zajrzał do talerza i humor mu się poprawił. Zajął się spożywaniem... nie, pochłanianiem w kilku potężnych chlapnięciach biednego łososia. Takie małe coś, to rozprawi się z tym szybko. Jak tylko poczuł smak pysznego jedzenia, niebiańskiego sosu śmietankowo-koperkowego, nieumyślnie wydał z siebie cichy pełen zadowolenia pomruk. Prawdziwe jedzenie, żadna podróbka. - Ja wcale nie żartuję, Sofi-ja. - oznajmił, oferując swoją całą uwagę kartoflom. Miliony kalorii, właśnie tego potrzebował. Rozluźnił się i poluzował tradycyjny czarny krawat. Zaczął rozważać podziękowania dla aurorki za przyprowadzenie go do tej beznadziejnej knajpki z boskim jedzeniem, które prosiło się o dziesięć dokładek. Skinął na kelnera i "poprosił" o dwie takie kawy, które zamawia cytuję "miła pani". Zignorował "smacznego". Kate próbowała go nauczyć takich drobnostek szesnaście lat i jej nie wyszło. Próżno było szukać w nim tego typu uprzejmości. Gdyby nie miało być smaczne, to by nikt nie zamawiał jedzenia, a więc życzenie mijało się z celem. Wilson, podczas krojenia głowy łososia, zdał sobie sprawę, że niewiele wie o pannie Clinton. Podstawowe informacje pokroju adresu zamieszkania, historii meldunku... ale jej nie znał. Nigdy się nie zagłębiał w cudze życie, mając po uszy własne. Ba, z nikim nie chodził na obiady do pobliskiej knajpy. - Jesteś sama? - zapytał prosto z mostu, bo nie przypominał sobie jej w towarzystwie chłoptasia dłużej niż kilka dni. Nikt nie zapadł mu w pamięć. - Powinnaś mieć towarzystwo. - dodał, patrząc na nią znad talerza i przez chwilę oglądając ją jak je. Zawsze patrzył na ręce Kate, gdy jadła, ale nigdy nie robiło to na nim wrażenia. Tutaj również nie, ale miło było popatrzeć na smukłe palce obejmujące rączkę widelca. Smukłe palce bez obrączki. Spuścił wzrok na swoje łapsko z obrączką. Powinien ją zdjąć.
Sofia L. Clinton
Temat: Re: Włoska knajpka "Alouette" Czw 26 Mar 2015, 21:09
Może gdyby raz na jakiś czas pokazywał swoje prawdziwe, niezmordowane oblicze byłoby łatwiej? Przecież potrafi być normalnym facetem chociaż te dziesięć minut dziennie, albo i dłużej kiedy w jego towarzystwie przebywają dzieci, co? Wtedy da się z nim porozmawiać, jakkolwiek porozumieć, a i on wygląda względniej. Serio, może czas na zmiany? Krok po kroku? I to prędzej Wilson jej robił obciach, bo co na kogo nie spojrzał to wyglądał tak jakby chciał ich wszystkich pozabijać nożykiem do rozcinania listów. Tak nie zachowuje się dorosły facet, który idzie w towarzystwie atrakcyjnej kobiety, która ulitowała się nad nim i okazała serce, czego nie powinna pod żadnym pozorem robić, bo ten sobie jeszcze coś o niej pomyśli. Jeżeli jeszcze tego nie zrobił. Wygięła usta w podkówkę i przysunęła swój talerz do siebie i zaczęła dziobać widelcem w daniu. Odechciało się jej sprawiać mu przyjemność, bo ten tylko przekręca jej słowa i wykorzystuje je by jej dowalić. Tak nie powinno być, nie powinna się peszyć w jego towarzystwie. Wsunęła pierwszy kęs miękkiego mięsa w usta i westchnęła rozkoszując się niemal rozpadającym łososiem, który został potraktowany nie tylko pysznym sosem, ale i solą i pieprzem. I tyle dosłownie wystarczyło, by humor Sofii wrócił na swoje miejsce. Spróbowała i świeżych kartofli i jeszcze raz popiła to wszystko wodą. Udała, że kompletnie ją to nie interesuje jak ją nazwał przy kelnerze. Ruszyła tylko niespokojnie nogą pod stołem i uśmiechnęła się do obsługującego ich młodzieńca, który kilka minut później wrócił do nich z dwiema sporymi filiżankami z latte – tym razem kawą z mlekiem. Dużą ilością mleka. Cukier i inne dodatki zmaterializowały się na środku stolika. - Och, skoro nie żartujesz to uważaj, bo jeszcze pomyślę, że Ci się podobam. – Powiedziała niefrasobliwym tonem zgarniając swoją porcję ryby, która za moment i tak trafi do jej żołądka, który powoli i sukcesywnie się zapełniał. Nie zaszczyciła go nawet spojrzeniem, bo w tej chwili interesowała się tylko jedzeniem. Gładko posługiwała się sztućcami, a jej dłonie, które choć młode i zadbane nie były ideałami. Były upstrzone miliardem małym i większych blizn, które ozdabiały nie tylko skórę jej rąk ale i reszty ciała. Bycie aurorem to nie opalanie się na plaży i spijanie drinków z dekoltu jakiejś rudej dziewoi. Nie zwracała jednak uwagi na takie bzdety – była na to już za stara, a poza tym nie chciała się nabawić kompleksów. I tak wiedziała, że są kobiety od niej ładniejsze, szczuplejsze czy chociażby mniej poharatane. Ale ona była tylko panną Clinton i niestety nikt już tego nie mógł zmienić. Wyprostowała się gdy starszy od niej towarzysz zadał jej pytanie z kręgu tych niewygodnych. Spojrzała na niego uważniej starając się cokolwiek wyczytać z jego oczu i sięgnęła po jedną z serwetek, którą wytarła kącik ust. Posiłek skończony, a głód został zaspokojony. - Obecnie tak. I nie wiem jak długo pozostanę sama. – Odpowiedziała normalnym tonem. Uniosła tylko jedną brew do góry dalej nie wiedząc do czego on właściwie pije. Czyżby miał jakiegoś młodego i przystojnego znajomego, którym mogła by być zainteresowana? Czy sam sprawdza najpierw teren zanim zaatakuje? - Po co mi towarzystwo na dłużej skoro mam pracę? Robię to co lubię, a jeżeli chodzi o uciechy cielesne to i tych mi nie brakuje. – Znowu burknęła – bo jednak nie mogła doszukać się drugiego dna w jego pytaniu, więc postanowiła na wszelki wypadek się obronić. Nawet jeżeli ten jeszcze jej nie podburzał. Nie czuła się samotna, bo miała przyjaciół i była spełniona. Faceci, którzy ją otaczali… fakt, było ich wielu, ale chyba żaden z nich nie miał odwagi by do niej zagadać czy z nią wytrzymać. I może tego się bała? Że żaden jej nie okiełzna i zostanie starą panną? Z tego wszystkiego napiła się wody.
Jared Wilson
Temat: Re: Włoska knajpka "Alouette" Czw 26 Mar 2015, 21:09
Właśnie, dzieci. Jedyne istoty, przy których Jared się zmieniał i wydawał się bardziej ludzki. Przy nich był inny, bo chciał, żeby zawsze go pamiętały nie jako chama i człowieka, który zawsze spóźnia się na kolację, a jako ojca, który zawsze znajdzie dla nich czas. Nie wychodziło mu to, bo nikt go nie nauczył jak być rodzicem. Dziecko było niewinne i ufne wobec każdego, a dorośli to inna bajka. Nie chciał być przy nich normalny ani bardziej człowieczy. Mógłby, ale nie chciał. Kate próbowała mu wpoić normalne maniery i zachowania, ale nie wyszło jej to do końca. Jared był niereformowalny. Spojrzał na kawę i bez dodatków napił się jej spory łyk. Czegoś jej brakowało, ale jeszcze nie wiedział czego. Uniósł wysoko brwi i przyglądał się Sofii. - Sposób na dowartościowanie się. - prychnął, kpiąc sobie z niej. Jeśli szukała w ten sposób komplementu z jego strony, to trafiała na wielką czarną uliczkę. Nie był dobrym materiałem nawet do prawienia komplementów. Nigdy nie musiał tego robić, bo dostał żonę bez randek, bez kwiatów, czekoladek i słodkich słówek. Całe życie Jareda ułożyło się samo, z jego minimalnym udziałem. I to był duży błąd, za który teraz musi płacić bodaj do końca swoich dni. Jeszcze przez chwilę przyglądał się smukłym palcom, nie zauważając żadnych blizn i szpetoty. Miał na to wyłącznik, bo to stały element zawodu aurora. Drobne bądź większe urazy cielesne. Wilson miał takich urazów niewiele, a pracował jakieś dwadzieścia lat na stanowisku aurora. Nigdy nie pozwolił sobie dokopać, ale wiadomo, nie jest ze stali. Ramię go rwało na wszystkie strony, ale się zagoi i z czasem wszystko zniknie. Kontuzja pozostanie tylko w pamięci. Da się wyleczyć. Jej odpowiedzi nie przypadły mu do gustu. I nawet się z tym nie ukrywał, bo wykrzywił usta w pogardliwym uśmiechu i dokończył pałaszowanie łososia. Najadł się, miał względnie lepszy nastrój. Chwila słabości, a zadał pytanie, które nie dotyczyło pracy. Nie zadowoliło go to, nie wiedział czemu. Może przez to, że poświęcił rodzinę na rzecz kariery. Popełnił fatalny błąd i zbyt szybko się z tym pogodził. - Uciechy. - prychnął i znowu skrzyżował ramiona, odchylając się od stolika. Nagle postanowił zmienić temat, bo jeszcze przypadkiem za bardzo się zainteresuje życiem intymnym tej panny. Nie ukrywał łakomego wpatrywania się w nią, ale też póki co nie zamierzał z tym nic robić. Nie zapominał, że była jego podwładną. - Napij się kawy. - polecił wskazując na jej nienaruszony kubek. Ludzie za nimi coraz głośniej hasali, skakali, przewracali się i wybuchali śmiechem przy skocznej muzyce. Wilsona to drażniło. Skai by to się spodobało, jest taka żywiołowa i wesoła. Potarł ręką twarz, próbując się wybudzić i ocucić. Coraz częściej uciekał myślami do swoich dzieci, które zaniedbywał. Bał się, że zapomną kim on jest. - Czy znasz nauczycieli w Hogwarcie, Sofi-ja? Interesuje mnie jeden. - zapytał, jak zwykle przechodząc na temat pracy. Nie mówił o kogo chodzi, najpierw chciał wybadać sprawę. Jared nie umiał dłużej rozmawiać o czymś, co nie miało związku z pracą. Nie mógł żyć bez Ministerstwa, bo to był jego tak jakby drugi dom. Spędził w nim więcej czasu niż na Grimmaul Place. Z ponurą miną przypomniał sobie, że na dniach powinien wynająć sobie pokój w pubie. Jego duma nie pozwalała mu koczowania u "przyjaciół" ani w Hogwarcie. W ostateczności sprawi sobie kanapę do gabinetu. Tęsknił za wygodnym, normalnym łóżkiem. Dosyć szybko zaczął odczuwać skutki rozwodu i przeprowadzki.
Sofia L. Clinton
Temat: Re: Włoska knajpka "Alouette" Czw 26 Mar 2015, 21:10
Rodzicielstwo przychodzi samo z siebie – albo tez uczy się go człowiek całe życie. Popełnia się błędy i stara się je naprawić, przynajmniej ich skutek, który pozostawił po sobie pewien niesmak. Sofia nie wiedziała jak to jest być matką, bo dzieci nie miała i ich nie planowała. Nie znalazła odpowiedniego mężczyzny, który gotów byłby dzielić z nią życie pełne niebezpieczeństwa i tej niepewności, czy ta wróci do domu z misji czy też nie. To nie to jednak, że nie chciałaby kiedyś tam założyć rodziny. Jakby znalazł się i kandydat na męża to i pewnie dziecko by się pojawiło – wtedy najpewniej spuściłaby nieco z tonu, aczkolwiek z zawodu nigdy by nie zrezygnowała. Taki typ. Zamyśliła się nad tym dłużej, bo jej wzrok pozostał nieobecny a i ona zwróciła uwagę na Jareda dopiero wtedy kiedy się odezwał. Ona jako matka czy panna młoda? O Merlinie. - Niekoniecznie. Nie muszę się dowartościowywać. – Odpowiedziała z lekkim opóźnieniem i wzruszyła ramionami – nie uważała się za brzydką, inni chyba również, skoro na powodzenie nie mogła tak czy siak narzekać. A to, że szefunio dawał jej niemoralne przytyki utwierdzało ją tylko w przekonaniu, że ten będzie się jej pchał do łóżka. Może jeszcze o tym nie wie, ale na pewno w końcu do tego dojdzie. Pytaniem tylko jest jak zareaguje na to Włoszka. Czy rzuci w niego nożem mając możliwość zaprezentowania wszystkim swoich umiejętności na żywym stworze czy też nie powie nic i zaprosi go do siebie? Odsunęła od siebie ów rozmyślania i westchnęła, podpierając policzek dłonią. Ich talerze zniknęły, jakby nigdy ich tam nie było. Podniosła spojrzenie na przełożonego i zmarszczyła brwi – o co mu w końcu chodziło? Jaka odpowiedź by go zadowoliła? Że ma narzeczonego i spodziewa się maleństwa? Trudno było mu dogodzić jak widać. Nic dziwnego, ze żona od niego uciekła. - To po co się głupio pytasz, Wilson. Dostałeś odpowiedź to się ciesz i nie komentuj do cholery w taki sposób mojego życia uczuciowego. Sam nie masz lepszego. – Odgryzła mu się i zaraz chwyciła za filiżankę pełną mlecznej słodyczy. Mężczyzna nie musiał jej dwa razy powtarzać, bo akurat ten rozkaz wykonała bez jojczenia. Zupełnie nie zwracała uwagi na ludzi, którzy olaboga tańczyli? To przypomniało jej lekcje sprzed roku, kiedy ona jako profesor ds. nauki tańca spotykała się z Miltonem, któremu chyba chodziło o coś zgoła innego – zresztą, dostał to co chciał. Ona także. Uśmiechnęła się kącikiem ust obserwując zza ramienia mężczyzny hasających ludzi – nie sposób ich jednak było nie zauważyć, więc poddała się i temu. Jej wzrok poleciał dosłownie na moment na Jareda ale jemu posłała tylko skrzywiony grymas bo w życiu nie poprosi go o taniec – prędzej dałaby sobie rękę obciąć niż zniżyć się do takiego poziomu. Nie chciała zostać wyśmiana publicznie… Upiła łyk latte smakując kawę, którą piła do obiadu czy podwieczorku kiedy akurat tutaj zachodziła. Obsługa znała ją bardzo dobrze, dlatego też często gdy pojawiała się w drzwiach dobytku nie musiała nawet składać zamówienia. Ot, taki bonus do umilenia sobie życia. Otworzyła szerzej oczy słysząc kolejne pytanie szefa. Chwilę dała sobie na przeszperanie pamięci w poszukiwaniu nazwisk. - Ostatnio poznałam jakiegoś nauczyciela astronomii, ale najpewniej nie chodzi Ci o tego przystojniaka. – Stłumiła parsknięcie i zaczęła przesuwać palcem po wierzchu filiżanki. Zastanawiało ją o co chodzi Wilsonowi – może jego dzieciaki miały problemy z nauką? Żona zdradziła go z jednym? No? - Znam również Harry’ego Miltona. – Na pełnych wargach Włoszki zatańczył rozbawiony i zadowolony uśmieszek kiedy przypomniała sobie ich intensywne spotkania. Zaraz jednak dodała. - Pracował u nas jako egzekutor w Komisji Likwidacji Niebezpiecznych Stworzeń. Teraz bodajże uczy ONMS. Dlaczego pytasz? Kogoś trzeba prześwietlić? – Spytała zaraz zaciekawiona. I uradowana jednocześnie, że ich rozmowa nie tyczy ich dwójki, łóżka, czegokolwiek innego i podejrzanego. Nie dodała wzmianki ani o Williamie, Alexie ani Diarze, bo ich Jared znał.
Jared Wilson
Temat: Re: Włoska knajpka "Alouette" Czw 26 Mar 2015, 21:11
To niby łatwy wybór: rodzina czy kariera, ale w nadchodzących czasu wyboru nie było. W Ministerstwie było wielu aurorów po rozwodach, w separacjach, samotnych czy starych kawalerów. Ten zawód wiązał się z wyrzeczeniami. Jedni z bólem rezygnowali z rodzin, a drudzy z ulgą. Cokolwiek Jared nie zrobiłby, cierpiałby. Wybrał karierę, która jest dla niego ważna. Awansował po dwudziestu latach poświęcania swojego życia pracy. Przypłacił to rozpadem rodziny. Przy Wilsonie można było gawędzić sobie o wszystkim, co nie miało związku z nim albo z jego rodziną. Jeśli ktoś zaczął rozważać jego życie i powodzenie prywatne, zmuszał Wilsona do udzielenia odpowiedzi, a co za tym idzie, wylania krwi. Od dawna panna Clinton balansowała na granicy i ryzykowała, że w końcu się potknie i runie twardo na ziemię. Zanim aurorka zdążyła sięgnąć po kubek, Wilson sprawił, że ich stolik zrobił się mniejszy. Złapał łapskiem nadgarstek aurorki i zacisnął na nim paluchy, a samą Sofię mordował spojrzeniem. - Pilnuj się, Clinton. - wycedził, zdając sobie sprawę, że kilka osób zaczęło się im przyglądać. Puścił jej rękę i usiadł z powrotem tak, jak siedział, ale minę miał gradową. - Moja cierpliwość do ciebie się powoli kończy. - dodał chłodno i gdy napiła się kawy, zabrał jej kubek z jej dodatkami. Gdy wielkie matrony zaczęły się zbliżać gdzieś do ich stolika, Jared rzucił na nich okiem, a potem kontynuował ignorowanie tych wygibasów. Zauważył grymas Sofii. Oboje mieli to do siebie, że nigdy ze sobą nie zatańczą. Tańczący Wilson? To tak, jakby miał się zaraz wyszczerzyć. Nierealne, dziwne, nieosiągalne. Miał podziękować pannicy za obiad, w końcu tak troskliwie się z nim obchodzi, ale nie wiedział w jaki sposób. Najwyżej zapłaci za posiłek i na tym się skończy. Przechylił kubek Sofii i upił potężny łyk jej kawy. - Od astronomii jest ten nieopierzony Rosjanin. - zakomunikował, bo miał "przyjemność" spotkać go któregoś razu w pubie. Ani jeden ani drugi nawet do siebie nie zagadali, bo nie mieli ku temu powodów. Zero uprzejmej pogawędki, a przecież widywali się nie raz i nie dwa w Hogwarcie, odkąd Jared zgodził się poduczyć bandę dzieciarni patronusa. Zmarszczył brwi, bo padło nazwisko Miltona. Dodając do tego uśmieszek Sofii, całkowicie wykluczał ją ze obserwacji, którego chciał się podjąć. - Przygotuj mi jego teczkę, wszystko o nim, co wygrzebiesz z archiwum Ministerstwa. I oczywiście nie piśniesz mu ani słowem, bo cię zawieszę w prawach zawodowych. - zakomunikował, dalej nie umiejąc przejść z rozmowy na temat pracy. Nie umiał porozmawiać o pogodzie, o sukcesach dzieci, o czymkolwiek. Podrapał się po brodzie i trzymał dalej w ręku uprowadzony kubek. - Za chwilę ich radio i instrumenty się popsują.- stwierdził ni to do Sofii ni to sam do siebie. Coraz głośniejsza skoczna muzyka była bardzo nieadekwatna do jego charakteru i osoby. Było tutaj... cholernie wesoło, a Jego Gburowata Mość nie pasowała do tej sielanki. Nic nie zapowiadało się, aby ktoś miał przemienić to monstrum w coś pogodnego.
Sofia L. Clinton
Temat: Re: Włoska knajpka "Alouette" Czw 26 Mar 2015, 21:12
Od zawsze zmagamy się z wyborami tak naprawdę. Począwszy od dzieciństwa kiedy wybierasz deser – czy to ma być czekoladowe ciastko czy może jabłkowa tarta? Przez szkołę aż po dorosłe życie. Czasami wybory bywają trudne, inne – niezależne od nas. Zanim jednak podejmiemy odpowiednie środki, wybierzemy dobrą według nas opcję, warto przyjrzeć się drugiej stronie. Porównać je, sprawdzić, która przyniesie nam więcej korzyści. Zazwyczaj jednak jeżeli wybierzemy pudełko numer 1 to nie ma już powrotu – wybraliśmy co chcieliśmy, a to co zostało w tyle może nas tylko nawiedzać. Dlatego ogólnie wybory są trudne i niosą za sobą wiele nieprzyjemnych konsekwencji. Powracając jednak do spraw pogodzenia rodziny z pracą – da się. Da się wszystko zorganizować tylko trzeba tak naprawdę chcieć, mieć zaparcie i motywację. Być może Wilson nie chciał tak naprawdę tworzyć familii? Próbował być jednak dobrym ojcem, co wychodzi mu na plus – szkoda tylko, że nie potrafił docenić innych osób, które naprawdę nie życzą mu źle. Jedną z nich była Sofia, która często po prostu zmuszona była do odparowania ataku. Tak jak i teraz. Poczuła jak czarne palce zaciskają się wokół jej nadgarstka – czuła silny ucisk, jednak nie dała po sobie poznać w jakikolwiek sposób, że ją to boli. Wygięła usta w lekkim uśmiechu – chociaż miała pewne trudności by po prostu nie rzucić kubkiem w jego twarz i poruszyła ręką delikatnie. Oho, czyli teraz to ona trafiła w czuły punkt, tak? On może bezkarnie się z niej naśmiewać, ale ona już nie? - O ile mi się wydaje jesteśmy poza pracą. – Szepnęła i odsunęła zaraz kończynę. Skrzywiła się delikatnie, starając się omijać twarz Jareda, bo po prostu w tej chwili nie miała na niego ochoty spoglądać. Rzuciła jedno czy dwa spojrzenia ludziom tańczącym, ale bez większego zainteresowania. Spojrzała tylko na podbierany kubek z jej kawą i westchnęła sięgając po wodę. Szef miał chyba to do siebie, że uwielbiał spijać czarny napar prosto z jej naczynia – czy to jakiś fetysz? Czy musiał czuć resztki jej śliny, szminki, ust na krawędzi kubka? To prawie tak jakby się pocałowali… Wzdrygnęła się. Jednym uchem słuchała tego co mówił do niej auror. Miała przyjemność spotkać Rosjanina tylko raz jak do tej pory. Potem wymienili się kilkoma listami, ale na jego ostatnia zaczepkę jakoś przypadkiem zapomniała odpisać. Zresztą, nawet nie wiedziała co miałaby mu odpisać – panna Clinton preferowała raczej rozmowy twarzą w twarz niż korespondencję – była osobą zbyt temperamentną by pisać cokolwiek, a listy mogłaby zburzyć cały obraz pannicy. Nie chodziło tutaj jednak o Dimitra, a o Harry’ego. Zmarszczyła brwi słysząc polecenie, które tak czy siak musiała wykonać. Kiwnęła powoli ciemną czupryną i upiła łyk zimnej wody mineralnej. - Zajmę się tym w najbliższym czasie. – Powiedziała siląc się na spokojny ton. Jej noga zaczęła podrygiwać w rytm muzyki puszczanej z radia bo mimo wszystko nie mogła przejść obojętnie obok zabawy. Była Włoszką, była wychowywana na wielogodzinnych imprezach rodzinnych, gdzie śpiewało się, jadło i tańczyło. Będąc jednak z Wilsonem na obiedzie mogła pomarzyć o wykonaniu czegokolwiek miłego w jego imieniu. Nie przyjmie nawet zapłaty za jej osobę za danie – potem jeszcze będzie jej wypominał, że jest dusigroszem. - Dlaczego akurat interesuje Cię Milton? – Spytała ni stąd ni zowąd zupełnie ignorując jego tekst dotyczący potańcówki rozgrywającej się za ich plecami. Zaciekawiło ją to, że Wilson pragnął dowiedzieć się czegoś o jej słodkim rudzielcu.
Jared Wilson
Temat: Re: Włoska knajpka "Alouette" Czw 26 Mar 2015, 21:12
Wilson podjął wiele decyzji i nie wszystkie wyszły na dobre jego rodzinie. Nie mógł jednak nic poradzić na pewne sprawy. W wieku piętnastu lat podjął decyzję, że nie spocznie dopóki się nie zemści na Śmierciożercach za zaginięcie jego ojca. Ta decyzja zmieniła go o sto osiemdziesiąt stopni. Czy ktoś pamiętał Wilsona, kiedy ten uśmiechał się, był wesoły, potrafił podać dłoń i objąć z czułością kobiecą kibić? Tamten Jared Wilson nie istniał przez trudną, podjętą decyzję. Nieodwołalną, która rzutowała na całe jego jestestwo i otoczenie. Odbijało się na wszystkim. Podjął decyzję, że dobrnie na najwyższe szczeble kariery, zaniedbując rodzinę. Nie interesował się nigdy małżeństwem ani dziećmi. Nie założyłby rodziny i nie ożeniłby się nigdy, gdyby nie interwencja matki i babki, które dopilnowały aby ich potomny nie zniszczył sobie życia przez zemstę. Jest wiele decyzji. Dobre i złe. I nawet te dobre potrafią zniszczyć życie. Zawsze odbiją się na człowieku i zmienią go, niezależnie od jego woli. Przypomniała mu, że faktycznie mają chwile wolnego. Przerwa, w której byli cywilami a nie aurorami. Zapomniał. Często przenosił pracę do domu, do życia prywatnego i zapomniał jak to jest się wyluzować. Od ponad dziesięciu lat nie brał urlopu. Nic go nie zmusi. Bez pracy by zwariował. Kiedy Sofia unikała jego wzroku, on bezczelnie wwiercał się w nią czarnymi ślepiami. Nie chciała znać odpowiedzi dlaczego zabiera jej kubek. W ostatnich dniach to zabieranie jej kawy codziennie rano zaczęło go bardziej cieszyć. - Nieistotne dlaczego. - spławił, zachowując swoje myśli dla siebie. Przechylił łeb i zobaczył podrygującą seksowną stopę Sofii. - Idź tańczyć. Zaraz i tak kończy się nam przerwa, to się jeszcze zabaw. - rozkazał, nie poprosił, nie zasugerował. Nawet się nie uśmiechnął i nie zmienił tonu wypowiedzi. Wciąż był gburem, cholernym gburem, który nawet nie podniesie zadka i nie poprosi do tańca pięknej towarzyszki. Gdyby to była Kate... tak, nawet wtedy by się nie podniósł. Nie lubił tańczyć i tylko córka mogła go do tego nakłonić. - Kelner pożera cię wzrokiem. - wskazał jej potencjalnego kandydata do tańca, byleby nie spojrzała tak na niego. Za nic w świecie, nie zaciągnie go nigdzie. Już i tak zrobiła wiele, że przyprowadziła go na obiad do normalnej restauracji i wyciągnęła go z Ministerstwa. Kelner pożerał Clintonównę wzrokiem, a Wilson go zabijał. W myślach, bo fizycznie niestety nie mógł. Minusy bycia szefem aurorów - nie wolno wypruwać flaków z przypadkowych gości.
Sofia L. Clinton
Temat: Re: Włoska knajpka "Alouette" Czw 26 Mar 2015, 21:14
Gdyby Sofia wiedziała jaki od początku był Wilson to z pewnością bardzo żałowałaby Kate, że akurat jej trafił się tak gbur. Gbur nad gburami proszę państwa, który potrafił tylko płodzić dzieci, a nie stać było go na uśmiech dla żony, której pewnie było dość ciężko zważywszy na jej spokojny charakter. Gdyby nie znała zbyt swojego podwładnego i gdyby ten nie był jej podwładnym to najpewniej spuściłaby mu ostry łomot za takie traktowanie kobiet. Mógł rozwieźć się od razu, a nie czekać szesnaście lat. Jeżeli coś mu nie pasowało to mógł pokazać jakim jest facetem i wziąć się w garść kilkaset miesięcy temu, nie dopiero teraz. Nie powiedziała tego na głos bo najpewniej stałaby się jedną z wielu ofiar gburowatego jegomościa, a była jeszcze zbyt młoda by umierać. Miała przed sobą całe życie i jeszcze tyle poranków i dni kiedy będzie dogryzać szefowi. Nie mogła tego zmarnować. Podrygiwała dalej jak gdyby nigdy nic, bardziej z automatu niż z konieczności – mimo wszystko obecnie znajdowała się na terenie Ministerstwa, nawet jeżeli ono mieściło się x kilometrów dalej. Była w pracy, chociaż na lunchu nie wypadało jej tańczyć. A na pewno nie w obecności szefa. Prędzej odgryzie sobie rękę niż zatańczy. - Byłoby miło gdybym mogła się jednak dowiedzieć czego próbujesz doszukać się w życiorysie mojego przyjaciela. – Odpowiedziała siląc się na spokój – westchnęła porządnie zmęczona już przebywaniem w jednym towarzystwie z Wilsonem. Miała go dość, bo ten w żaden sposób nie dawał się do siebie zbliżyć, co na dłuższą metę naprawdę wykańczało psychicznie. Ile razy mogła się starać o jego atencję, kiedy ten za każdym razem mieszał ją z błotem? - Daj mi spokój. – Syknęła gdy jeszcze raz rozkazał by ruszyła tyłek. Obnażyła zęby w niewesołym uśmiechu i kopnęła go w kostkę, niby nieumyślnie. - Skoro mam przerwę to mi nie rozkazuj. Nie mam ochoty na tańce. – W życiu nie przyznałaby się, że zwyczajnie wstydziłaby się tańczyć w jego obecności. Jeszcze by się jej to spodobało, że on czy kelner, z którym wymieniła kilka spojrzeń się nią interesowali. - Niech pożera, ma do tego prawo jak nikt inny. – Wzruszyła ramionami bawiąc się kieliszkiem z wodą. Przyjrzała się przezroczystej substancji po czym podniosła wzrok wprost na Wilsona.