|
| |
Autor | Wiadomość |
---|
Meredith Walker
| Temat: Re: Pusta klasa Sro 08 Lip 2015, 22:54 | |
| - Myślałaś… co? - spytała przestępując próg klasy. Pomimo szerokiego uśmiechu na twarzy nie mogła oprzeć się wrażeniu, że chyba przestraszyła dziewczynę. W sumie nie ma się co dziwić, być może oczekiwała samotności - zupełnie jak ona parę dni temu. Tyle, że Meredith wydawało się, że Melanie wcale nie pragnie alienacji, zamykania się na cztery spusty, nakrywania głowy puchatym kocykiem. W końcu nie każdy był tak dziwnie zamknięty jak ona, takie jest życie. Tak więc pozostawało jedno pytanie - czego dzisiaj, teraz oczekiwała. Od tej pustej, zamkniętej na co dzień klasy. I od samej Mer, której chyba nie miała jednak zamiaru wygonić, skoro się zbliżała. - No właśnie ja też nie. Bardzo ale to bardzo mi się nudzi, nie mam co robić. Sama. Wszystkich gdzieś wywiało - rzuciła wskakując na najbliższą ławkę. Machając zawzięcie bladymi nóżkami, kontynuowała beztrosko przechylając głowę raz w prawo, raz w lewo - Poróbmy coś razem, proszę, tylko nie zadanie domowe. Nie umiem już znieść widoku biblioteki. O ile masz wolny czas Dodała, nieco niepewnie. Rzucając wzrokiem na uroczą twarzyczkę starszej koleżanki, by niejako wybadać jej reakcję. Wydawała się straszne spięta, tylko dlaczego? A może tylko tak jej się wydawało, bo wyszła z wprawy jeśli chodzi o życie towarzyskie. Na brodę Merlina, jak to brzmi! Czuła się jak jakiś zmartwychwstały duch, a miała zaledwie szesnaście lat. Złamane serduszko, mnóstwo wylanych łez za sobą, nieprzespane noce. Gorycz, doświadczenie, nowe spojrzenie na niektóre sprawy. Oraz całkiem szalony plan kiełkujący w głowie, o czym w sumie wolała na razie nie myśleć. Był głupi i niebezpieczny i pewnie niewykonalny. Co się ostatnio z nią działo, z byciem grzecznym, przykładnym, pracowitym i takim… ułożonym? Odrzuciła od siebie te niewesołe rozważanie, nijak nie pasujące do jej obecnego humoru. To później, teraz i tu - to się liczy, o! Melanie, stojąca tuż koło niej. Kuchnia, z której można by coś zwędzić. Oraz cała zgraja cudownych, śmiesznych, życzliwych skrzatów do ich towarzystwa. Czy może być coś lepszego do roboty w ten smutny, ponury, listopadowy dzień? Czy może istnieć coś rozsądniejszego niż smaczne kakao z piankami i bitą śmietaną na wierzchu? Och, tylko czy Mel jest skora do łasowania w kuchni. Meredith niestety nie znała dziewczyny na tyle, by stwierdzić czy jest w stanie tak nagiąć przepisy, wydawała się nieco… przestraszona? I choć co prawda ona sama na co dzień starała się nie łamać regulaminu, wędrówkom do kuchni nie potrafiła się oprzeć. Bo i w gruncie rzeczy nie ma się czego bać, co najgorszego może się stać? Najwyżej wypije kakako z asystentem Hallem, na to by w sumie nie narzekała! - Jesteś głodna? - wypaliła z miejsca, odgarniając rude loki z czoła. Miejmy nadzieję, że była i miała ochotę na pianki! |
| | | Melanie Moore
| Temat: Re: Pusta klasa Sro 08 Lip 2015, 23:40 | |
| -Że to jakiś profesor. Nie ważne - odparła z małym uśmiechem zażenowania. Tak jakby się obawiała. Coś złego było w tym, że sobie usiadła na biurku? Niby nic takiego, ale kto wie. Równie dobrze, ktoś inny mógł tu wpaść, ktoś komu by się to nie spodobało, Nigdy nic nie wiadomo, niewielkie obawy zawsze mogą się pojawić w takiej sytuacji. Różne to doświadczenia się miało przez te siedem lat. Na szczęście miłą niespodziankę miała, że to akurat jedna z Puchonek. Przy okazji będzie mogła z kimś porozmawiać. Nie żeby coś, ale jednak Mel jakoś duszą towarzystwa nie jest. Co nie oznacza, że unika ludzi jak ognia. Po prostu jest spokojną osobą, nie szukającą nie wiadomo jakiej rozrywki. Dziwne, że z takim nastawieniem dostała się do drużyny Quidditcha. Talent? Wątpiła w to, ale nadawała się no i jest. -Dosłownie wszystkich. Nagle większość ludzi mi z oczu zniknęła - odparła wzruszając ramionami. Szczerze było jej to nawet obojętne. Gdy tak obserwowała Mer, Melanie zastanawiała się czy to nie jest dobra pora na uruchomienie swojego pozytywnego myślenia i chęci do zabawy. -Sama mam dość nauki, to chętnie się od tego oderwę. Dobrze mi to zrobi, co proponujesz? - zadanie domowe. Proszę, Melanie stara się dopinać wszystko na ostatni guzik, ale tutaj wtrącone zostało określenie "stara się" Czyli idealnie być nie musi. Nawet ciekawa była czy koleżanka wymyśli coś na tyle rozweselającego. Nie chciałaby spędzić reszty dnia typowo "zamulając" -Chyba wiesz co lubię, skoro o to pytasz. Do kuchni? - propozycja idealna! Melanie lubi jeść, czego nie widać na szczęście. Od razu dało się zauważyć u niej ten błysk w oku. Niby tylko jedzenie, a jak wiele emocji potrafi wzbudzić. Pianki? Aż na samą myśl czuje w ustach tę słodycz. Podeszła do ławki gdzie były jej rzeczy, zarzuciła torbę przez ramię, odgarnęła włosy i wzięła do ręki pelerynę. -Idziemy! - tak. Zdecydowanie Mel się rozbudziła, ciekawy sposób. Jeśli chcesz by Mel się dobrze bawiła musisz ją nakarmić. jak to się mówi "Przez żołądek do serca" Mer chciała ją poderwać? W każdym razie, chwyciła dziewczynę za dłoń i wyprowadziła z sali by iść prosto do kuchni.
z/t 2x |
| | | Colton Summers
| Temat: Re: Pusta klasa Sro 26 Sie 2015, 02:21 | |
| // z Gabinetu Profesora Summersa. Colton siedział na krześle w rogu opuszczonej sali znajdującej się na czwartym piętrze. Wszystkie wynalazki mugolskiej techniki sprzed ostatnich stu lat znajdowały się teraz w tym właśnie pomieszczeniu, Trzeba przyznać, że zabieg przemieszczenia ich wszystkich tutaj nie był prosty nawet przy użyciu magii. Zwłaszcza jeśli chodzi o komputer. Pomocą okazało się niezawodne zaklęcie zmniejszająco - zwiększające dzięki któremu udało mu się dostarczyć tę szafę o kolosalnej mocy obliczeniowej do tej sali w jednym kawałku, choć i tak nie przywrócił jej do pełnych rozmiarów obawiając się, że po prostu nie da rady jej tu zmieścić. Na środku sali znajdowała się sterta różnych urządzeń, na przeciwko niej zaś pudełka podpisane kolejno: "Sztuka" "Rozrywka" "Nauka" "Ekonomia" "Komunikacja" "Biuro" "Militaria" . Colton popijał kawę rozpuszczalną, która także stanowiła dość świeży z punktu widzenia czasu efekt cudzej kreatywności. Colton spisał przedmioty znajdujące się w pomieszczeniu. Lista prezentowała się następująco: - Radio - Film - Kamera - Maska Gazowa - Krzyżówka - Zamek błyskawiczny - Szkło żaroodporne - Karabin Maszynowy - Plaster opatrunkowy - Światła uliczne - Głośniki - Mikroskop - Ksero - Syntezator Mowy - Długopis - Mikrofalówka - Szafa Grająca - Karta Kredytowa Diners - Rozrusznik Serca - CD - Kalkulator - Bankomat - Czytnik Kodów kreskowych - Drukarka - Komputer - LCD - Telewizor Tak, leżały tu nawet światła uliczne w wersji zminiaturyzowanej wspomnianym wcześniej zaklęciem. Podpisany był tylko mikroskop, maska gazowa, czytnik kodów kreskowych i karta kredytowa. Ponadto zmniejszony został na przykład bankomat i drukarka, która wówczas była również nie małych rozmiarów. Nauczyciel wyglądał trochę jak apacz chcący rozpalić ognisko, by nadać sygnały dymne. Creed miał się tu zjawić lada moment. |
| | | Gość
| Temat: Re: Pusta klasa Sro 26 Sie 2015, 12:11 | |
| Dzisiejszego dnia na lekcjach był bardziej zdekoncentrowany niż zwykle po "przygodowej" nocy. Cały czas myślał o tym, co będzie się działo, gdy już skończy udawać, że przyswaja wiedzę. Często spoglądał w stronę okna, jakby chciał uciec daleko i już nigdy nie wrócić. Co mógł poradzić na wędrówki? Prosić kogoś z dormitorium, żeby go przywiązywał wieczorem i odwiązywał rano? To był raczej głupi pomysł, zważywszy na to, jak głupie pomysły mogły takiej osobie jeszcze przyjść do głowy. Zaraz wylądowałby w gazetce z setką zdjęć i głupimi opisami. Nigdy nie wiadomo, kto im donosi. Od razu po zajęciach ruszył w kierunku czwartego piętra. Odwracał się co chwila, sprawdzając, czy aby nikt go nie śledzi. Nie chciał, by ktoś się dowiedział, gdzie szedł. Przynajmniej na razie. Po referacie eseju o mugolskim sprzęcie w Pokoju Wspólnym może by się przyznał, ale póki co nie chciał psuć sobie humoru i nastawienia o nazwie "pójdę, zrobię, będzie spokój". Im więcej osób będzie go dręczyło, tym gorzej będzie mu przyjść, by odrobić karę. Stanął wreszcie przed drzwiami. Odetchnął głęboko, poprawił mundurek i zapukał niepewny, czy musi to robić. Stwierdził jednak, iż powinien, skoro miał prawie stuprocentową pewność obecności kogoś w pomieszczeniu. Wszedł do klasy, od razu patrząc na urządzenia. Było ich dużo. Było ich tak dużo, że część na pewno musiała być zmniejszona. W końcu mugole nie umieli robić małych rzeczy. No prawie. Creed zwilżył wargi i przeniósł wzrok na nauczyciela. - Dzień dobry, panie profesorze - powiedział spokojnie, zamykając za sobą drzwi. Był zdecydowanie bardziej wyluzowany niż przy ich ostatnim spotkaniu. I przede wszystkim wyglądał jak człowiek. Może to za sprawą związanych włosów, a może raczej braku niezdrowej bladości. Kto wie? Adrien podszedł do swojego "wyzwania", klęknął przed przedmiotami. Rzucił wzrokiem w poszukiwaniu podpisanych rzeczy i znalazł je po krótkiej chwili. Całe szczęście były to rzeczy, których za nic w świecie by nie rozszyfrował. |
| | | Colton Summers
| Temat: Re: Pusta klasa Sro 26 Sie 2015, 22:06 | |
| Zapach rozpuszczalnej kawy na dobre rozprzestrzenił się po całej sali. Zupełnie przyćmił tym samym stęchliznę, odór staroci i zapach starych ksiąg (a raczej podręczników) trzymanych niegdyś w tej sali. Racja chyba tylko ostatnie ze zjawisk można było rzeczywiście nazwać zapachem. W normalnych okolicznościach sam dawno posprzątałby ten bajzel, który dla Ślizgona wyglądał jak stos do ofiary całopalnej w imię czystości krwi. Dobrze, że tolerancja wśród nauczycieli była nieporównywalnie większa, bo inaczej chyba zostałby zlinczowany za posiadanie tak dużej ilości niemagicznych śmieci. Wtem z zamyśleń wyrwał go dźwięk otwierających się nieco opornie drzwi sali. Stał w nich Adrien, zaskakująco punktualny. I rzeczywiście znacznie bardziej ogarnięty niż poprzedniej nocy, kiedy został przyłapany na wałęsaniu się po szkole o nieodpowiedniej porze: - Witaj w miejscu Twojej kaźni na co najmniej kilka godzin, Creed. - powiedział spokojnie uśmiechając się, wyraźnie widać było, że wszystko dokładnie przygotował, choć wyglądało tu jakby było dokładnie odwrotnie - Napijesz się ze mną kawy rozpuszczalnej? Całkiem ciekawe zjawisko, nie trzeba uważać na fusy. Po prostu pijesz samą esencję, coś cudownego. Możesz się czuć po tym najwyżej pobudzony, ale nie jest to absolutnie nielegalny środek. - powiedział i nie czekając na zgodę ucznia, którego twarz wyglądała jakby błagała o dawkę energii w jakiejkolwiek formie. Pora jednak przejść do rzeczy: - Każdego dnia będziesz musiał przeanalizować osiem przedmiotów do odpowiednich pudeł. Nie jest to łatwe szczególnie dla czarodzieja, który nie pała miłością do mugoli. Celowo jednak zdecydowałem o formie takiej, byś poczuł, że to szlaban a nie życiowy bonus jak czytanie ciekawej lektury w biblioteczce szkolnej. Mała wskazówka na dzień dobry - podpisane przedmioty zostawiałbym na koniec. Oglądaj więc uważnie i do dzieła. Nie przewiduję przerw. - uciął z uśmiechem popijając łyk kawy. |
| | | Gość
| Temat: Re: Pusta klasa Sob 29 Sie 2015, 09:00 | |
| Typowy wychowanek domu Węża zacząłby w tym momencie umierać od natłoku przedmiotów obcych. Zacząłby też zapewne narzekać na smród plugastwa i stwierdziłby, że prędzej wytarza się w chlewie ze świniami niż czegoś dotknie. Wszystkie te niezrozumiałe sprzęty mogły spokojnie przyprawić o ból i zawroty głowy, zwłaszcza jeśli zastanowić się nad przeznaczeniem każdego z osobna. Wyglądały różnie, miały różne zastosowania, kształty, rozmiary, barwy. I każdy z nich musiał zostać odpowiednio przypisany do jednego z kilku pudeł w kącie. Najbardziej użyteczna w tym momencie mogła okazać się zabawa w skojarzenia i przede wszystkim dokładne oglądanie wszystkiego. Adrien na moment oderwał wzrok od zminiaturyzowanego bankomatu, gdy usłyszał głos nauczyciela. Kawa? Rozpuszczalna? Nie pijał zwykłej głównie przez nienawiść do fusów, zaś jej smak był już drugą sprawą. Miał niezwykle wybredne podniebienie i zwykle bez dużej ilości cukru oraz mleka się nie obywało. Nienawidził gorzkich rzeczy. Głównie od chwili natknięcia się na niezwykle gorzką fasolkę wszystkich smaków. W tej chwili nie potrafiłby już stwierdzić jaki smak miała ona odwzorowywać, jednak w pamięci zakodowało mu się, by omijać wyzwania typu "kto pierwszy wypluje ten przegrywa". - Czy przypadkiem substancje pobudzające nie są używkami i nie uzależniają? - zapytał dość retorycznie. Unikał wszystkiego co "złe" - w efekcie nigdy nie palił, nie pił (nawet kremowego piwa), a narkotyki ominął szerokim łukiem. Zarówno te magiczne jak i mugolskie. Poza tym, co by powiedzieli rodzice, gdyby uzależnił się od czegokolwiek? Jak dotąd jego jedynym uzależnieniem było czytanie książek, hodowanie roślinek i eksperymenty przy kociołku. A to raczej życia nie niszczyło. Creed powrócił do badania gadżetów. Niczym dziecko, dotykał wszystkiego, przyglądał się z uwagą. Wielokrotnie brał coś i zaraz odkładał, sięgając po coś innego. Starał się powiązać jakieś przedmioty ze sobą. Powrócił do bankomatu, przyjrzał się ledwie widocznym w pomniejszeniu cyferkom, przejechał palcem w pobliżu ekranu. Zauważył wreszcie prostokątny otwór, wręcz szparkę. Zerknął na kartę kredytową, wrócił wzrokiem do bankomatu, następnie znów na kartę. Nie był pewien rzeczywistych rozmiarów przedmiotu, jednakże zdawało mu się, że te dwie rzeczy będą do siebie pasować. Zwłaszcza, że widywał czasami mugoli stojących przy ścianach. Zawsze słyszał wtedy jakąś uwagę o ich kretynizmie. Uwagę któregoś z rodzeństwa, otwarcie gardzących niemagicznymi. Żeby tylko wiedzieli, do czego to służy... Ślizgon musiał jeszcze dojść do przeznaczenia owych tworów techniki. A tu trybiki zaskoczyć już nie chciały. Na pewno nie była to broń. Swoją drogą, czym były "militaria"? Zdecydował się na inną taktykę. Przejrzał przedmioty w poszukiwaniu tych, które kojarzył. Wziął w ręce krzyżówkę, zajrzał na kilka losowych stron. Kwadraciki, pytania. Szybko skojarzył ten rodzaj mugolskiej rozrywki - kilku znajomych często bawiło się w ich rozwiązywanie. Podszedł do pudła "rozrywka" i bez wahania włożył tam przedmiot. Zaraz wrócił do stosu i zaczął przyglądać się radiu. Wyciągnął antenę, przestawiał pokrętła wolnymi ruchami. Przyglądał się też oznaczeniom. O ile dobrze pamiętał, na czymś podobnym można było odbierać magiczne stacje. Pudełko, wystająca, metalowa tyczka, kilka pokręteł. Adrien przechylił nieznacznie głowę na prawo, przygryzł delikatnie dolną wargę, przymrużył oczy. Sprzęt zdecydowanie nie należał do działu "ekonomia". Chyba, że rzucając w przechodniów można było się wzbogacić na ich portfelach. Wtedy tylko zaliczałby się także do broni. Czarnowłosy podniósł ostrożnie radio i przeniósł w kierunku pudeł. Nie było lekkie, ale kary polegały na ciężkości. Poza tym, stwierdził, że nie będzie używać różdżki. Jednak zamiast włożyć przedmiot do pudła "komunikacja", postawił przedmiot tuż przed nim. Nie był pewien. Stwierdził, że lepiej początkowo porozkładać wszystko według przewidywanych kategorii. |
| | | Colton Summers
| Temat: Re: Pusta klasa Pon 31 Sie 2015, 03:58 | |
| Tak, dla mieszkańca Slytherinu kontakt (choćby wzrokowy) z mugolskimi przedmiotami rodził szczere obrzydzenie. Zupełnie jakby mikrofalówka emitowała zapach gorszy niż łajnobomba czy kupa trolla górskiego. Tym różnili się od Gryfonów i reszty, w umysłach których widok tych wynalazków niemagicznej głowy zrodziłby niejedno inteligentne pytanie. Tutaj prawdopodobnie nie miał jednak na co liczyć. Pytanie ucznia dotyczące kawy wywołało zarówno uśmiech jak i ekscytację na twarzy nauczyciela. Oto bowiem Adrien Creed, czarodziej czystej krwi, w dodatku Ślizgon bez najmniejszego skrępowania zagaił odnośnie wynalazku mugoli obalając tym samym panujący zwyczaj. Summers miał ochotę to sobie gdzieś zanotować i zapewne gdyby nie mało sprzyjające okoliczności, to w tym momencie uraczyłby Dom Węża kilkoma punktami: - Na szczęście kawa do nich nie należy. Nie jest substancją o charakterze psychoaktywnym, bo inaczej bym jej tu nie sprowadził. W niepowołanych rękach środki psychoaktywne mogą być skrajnie niebezpieczne. Kawa służy mugolom do tego samego do czego służy czarodziejom. Więc na prawdę nie ma tutaj powodu do obaw. Na stoliku obok jest cukier, śmietanka. Mugole uwielbiają dodawać różne cuda do kawy. - powiedział z wyraźnym zadowoleniem upijając łyk kawy i obserwując równocześnie zmagania chłopaka. Trzeba przyznać, że Creed w jakimś stopniu zaimponował nauczycielowi mugoloznawstwa, kiedy niemal z detektywistycznym zacięciem obserwował każdy przedmiot. Gdy czarnowłosy uczniak skojarzył kartę z bankomatem, Summers od razu to wychwycił, choć na jego twarzy nie było cienia emocji świadczącego o tym. To był przecież szlaban i Colton nie miał zamiaru go uprzyjemniać, a co dopiero chwalić chłopaka. Krzyżówka wylądowała we właściwym miejscu. Zatem zostało jeszcze osiem przedmiotów. Creed wyglądał trochę jak detektyw Monk, kiedy analizował zapewne do czego może służyć radioodbiornik trzymany przez niego w rękach. Colton doszedł do wniosku, że chcąc nie chcąc musi mu pomóc z jednym przedmiotem: - Wingardium Leviosa! - powiedział spokojnie celując w karabin, który nakierowywany różdżką nauczyciela chwilę później opadł z łoskotem do pudła podpisanego "militaria". - Przedmiot, który umieściłem w tym pudle to broń. Jak z resztą jest napisane. Zrobiłem to z dwóch powodów. Po pierwsze jest to diabelnie niebezpieczny przedmiot i szczerze przepraszam, sam nie do końca wiem, co mnie podkusiło, by go tu przynosić. Może fakt powiązania czasowego z innymi? Mniejsza o to. Po drugie ilość przedmiotów potrzebnych do skatalogowania w kolejnych dniach wyrówna się. Na pocieszenie dodam jeszcze, że do tego pudełka pasuje oprócz karabinu tylko jeden przedmiot. Dość uprzejmości. Zabieraj się do pracy, dziś jeszcze siedem przedmiotów. - powiedział chłodnym profesorskim tonem. Oboje wiedzieli, że dla ucznia ta kara to nic, w porównaniu z tym, co czeka go w pokoju wspólnym ślizgonów za kilka dni. |
| | | Gość
| Temat: Re: Pusta klasa Sob 19 Wrz 2015, 09:14 | |
| No bo przecież mugole śmierdzą! Każdy szanujący się czystokrwisty należący obecnie lub w przeszłości do Slytherinu to przyzna. Nieważne czy kiedykolwiek miał jakikolwiek kontakt z niemagicznym - dało się wręcz wyczuć tą woń plugawca, który powinien zginąć śmiercią jak najtragiczniejszą i tym przyczynić się do oczyszczenia świata z wszystkich zbędnych śmieci. Czy było tak naprawdę? Ciężko stwierdzić. Rzadko, bo rzadko, ale zdarzały się przypadki osób, które nie życzyły źle tym, którzy mieli "pecha" przyjść na świat jako nieświadoma magii istota. I Adrien właśnie należał do tych, którzy nic nie mają do mugoli oraz czarodziejów mieszanych. O ile oczywiście nie chwalili się tym na lewo i prawo. Utrzymywał dystans, starał się nie ujawniać ze swoimi poglądami, czasem udawał niezainteresowanego rozmową czy przebywaniem w pobliżu kogos "niegodnego" - zazwyczaj będąc wtedy w towarzystwie kogoś z domu bądź po prostu nie mając odpowiedniego nastroju. - A jakie używki stosują mugole, jeśli mogę spytać? W sensie poza alkoholem, którego niektórzy ponoć wręcz nadużywają - spytał. Mimo zmęczenia i nieodpartej chęci położenia się gdzieś w cichym kąciku, coś wewnątrz serca aż prosiło o chwilę rozmowy. Pragnienie zabicia czasu, a jednocześnie nieznacznie pomagało mu to skupić się na wykonywanym zadaniu. Zmuszanie mózgu do rozmyślań wspierało również jego procesy życiowe i nie pozwalało na zaśnięcie w dowolnej pozie. Akurat w jego przypadku spać mógł wszędzie, choć głównie nie z własnej woli. Dlaczego spytał o takie coś? Z czystej ciekawości, gdyż nigdy nie zetknął się ze środkiem zakazanym. Jego rozrywką niegdyś było łapanie australijskich żądlibąków i chyba to było na tyle, jeśli chodzi o "ćpanie". Podszedł do pudła zaraz po tym, jak nauczyciel mu pomógł. Spojrzał na karabin niezwykle zaciekawionym wzrokiem. Więc to tak zwykli ludzie ze sobą walczyli? Przymrużył oczy, wgapiając się w przedmiot, jakby to była co najmniej Arka Przymierza. Nie śmiał dotknąć broni, bojąc się, że coś zepsuje, więc tylko zbadał wzrokiem każdy z elementów. Długa rurka z otworem, jakiś dziwny języczek, tajemniczy prostokąt dołączony do całości oraz inne bliżej niezidentyfikowane elementy. Całość miała stanowić niebezpieczną rzecz zdolną zabić. - Opowie mi pan coś o tym "karabinie", panie profesorze? Zastanawiam się jak działa - zapytał z ciekawością, zaraz po powrocie do góry przedmiotów. Nie przerwał jednak pracy, decydując się na włożenie bankomatu i karty do pudła "ekonomia". Najwyżej będzie musiał poprawić, a wtedy znów zacznie kojarzyć fakty ze sobą. Jakby nie patrzeć, zdecydował się na to dlatego, iż nie widział w przedmiotach nic rozrywkowego (może poza przyciskami na bankomacie), a z drugiej strony nie wydawało się to być skomplikowane urządzenie stosowane we wszelkich naukowych sprawach. Dodatkowo nie wyglądało groźnie, a militaria mogły zawierać tylko jedną dodatkową rzecz. Gdyby tam właśnie miałaby się znaleźć karta lub bankomat, nie mogłyby być ze sobą powiązane. Chyba, że nie były i Adrien po prostu źle powiązał je ze sobą. Przy okazji, zdecydował się na włożenie radia do komunikacji. Następnie zainteresował się kalkulatorem. Może i był uczony matematyki w dzieciństwie, ale chyba by nie skojarzył, iż na czymś takim można przeprowadzać obliczenia. I choć widział symbole dość znajome, nie potrafił określić, gdzie można to wrzucić.
//Wybacz, że tyle czasu. Początek roku nie był taki łatwy D: |
| | | Colton Summers
| Temat: Re: Pusta klasa Nie 20 Wrz 2015, 00:02 | |
| Dlatego właśnie nie rozumiał Salazara Slytherina. Jak czarodziej tak wybitnie uzdolniony mógł dać się zaślepić nienawiścią wobec czegoś, na co nikt nie ma wpływu. Nienawidzić mugoli, albo czarodziejów półkrwi za ich drzewa genealogiczne, to tak jakby nienawidzić ziemię za to, że się kręci. I to cały czas w tę samą stronę! Niezmiernie cieszył go fakt, że wylądował w Rawenclawie, choć w sumie był zdania, że Tiara Przydziału nie myliła się co do umieszczania uczniów w odpowiednim domu, to miał wrażenie, że w przypadku tego chudego chłopca mogła się pomylić. Sposób w jaki obserwował przedmioty, fakt że pytał o ich działanie zdawał się nie wynikać z odbywanego szlabanu. Przeciwnie, w gabinecie Colton był przekonany, że Creed nie odbiera tego zajścia jako szlabanu, a raczej jako formę bonusowej lekcji. Czy zatem Tiara popełniła błąd umieszczając Adriena w domu węża? Z zamyśleń wyrwało go pytanie ucznia: - Choć zadajesz ciekawe pytanie, to na ten moment ze względu na Twoje bezpieczeństwo nie udzielę Ci na nie odpowiedzi. Mugolskie używki zwane także narkotykami są NIESAMOWICIE NIEBEZPIECZNE dla czarodziejów z jednego powodu - Mianowicie nie da się ich wyleczyć zaklęciem, czy eliksirem. Skutki ich działania można stopniowo ograniczać skomplikowanymi (zwłaszcza dla nas, czarodziejów) mugolskimi metodami medycznymi, o których wiem coś tylko teoretycznie. Myślę, że nawet pani Pomfrey nie ma aż takiej wiedzy, by nie daj Boże móc interweniować, gdyby do czegoś doszło. - powiedział Colton bardzo poważnym, rzeczowym tonem, upiwszy łyk kawy obserwował poczynania ślizgona. - Możesz mi wierzyć, że niejeden czarodziej - jak zwykli mawiać mugole -nie wylewa za kołnierz. Przy czym używamy do tego nieco innych środków, ale i podobnych jak np: wino. - ucichł, by chwilę później jego zmęczoną twarz ozdobił ledwo dostrzegalny uśmiech będący wynikiem satysfakcji z prac i dociekliwości chłopaka. Colton podszedł do karabinu. Obejrzał go uważnie po czym wyjął go z pudła. - Ten mały pojemnik obok uchwytu to magazynek, w którym umieszcza się odpowiednie naboje, następnie pociąga się o tu... - wskazał mały suwaczek nieopodal lufy - służy on do zmiany trybu ognia, czyli tego ile pocisków wystrzeli z lufy. Na górze znajdują się celownik i miejsce na nóż, czyli bagnet. Ten mały języczek to inaczej spust, który służy do oddania strzału. Obsługiwanie go wymaga dużej siły oraz wiedzy, dlatego czarodzieje nie powinni raczej myśleć o używaniu go. A szczególnie przeciwko komuś, łatwo samemu się zabić poprzez nieostrożność i brak doświadczenia w obsłudze. To bardzo niebezpieczna broń. - zakończył mając nadzieję, że Creed nie będzie drążył tematu. Zaraz po odrobieniu szlabanu Summers odeśle karabin do swojego ojca. Gdyby jakiś uczeń się do niego dobrał, mogłoby to skończyć się tragicznie. Wystarczy, że mugole do siebie strzelają. Summers zastanawiał się teraz, czy Adrien domyśli się co to kalkulator, nie zamierzał mu pomagać, choć chłopiec nie wyglądał na takiego, który potrzebowałby rady, co pokazał właściwie umieszczając kartę i bankomat. Oby tak dalej, a oboje będą mogli udać się na upragniony odpoczynek.
|
| | | Mistrz Gry
| Temat: Re: Pusta klasa Pon 02 Lis 2015, 21:47 | |
| W gabinecie profesora rozległo się głośne pukanie. Chwilę później kolejne, bardziej natarczwe. W końcu Colton podszedł do drzwi i lekko je uchylił. W szparze ujrzał twarz woźnego. Wyglądał na bardzo zdenerwowanego. Gdy tylko dojrzał twarz Summersa, zaczął gorączkowo o czymś opowiadać, opływając nieco kropelkami śliny twarz profesora i drzwi. Z natłoku słów można było w końcu wywnioskować, że coś się stało na korytarzu i woźny musi komuś to zgłosić. Po chwili Colton wyprosił Adriena i wyszedł za Filchem.
Z tematu x2 |
| | | Dwayne Morison
| Temat: Re: Pusta klasa Sob 08 Gru 2018, 16:12 | |
| Huk przewracających się krzeseł rozszedł się echem nie tylko po klasie, ale przede wszystkim po korytarzu, ponieważ Dwayne nie przykuł większej uwagi do zamknięcia drzwi – zostały więc uchylone na tyle, aby ktoś mógł się niepostrzeżenie wślizgnąć. Zaraz po donośnym huku rozległ się głuchy odgłos zderzenia, skomentowanego całkiem nieskrywanym: - Auuu…! – Nastolatek siedział na czterech szlachetnych literach w szkolnej szacie o zdecydowanie zbyt małych wymiarach, aby pomieściła jego zmienione ciało. Dwayne masował swoją głowę wolną dłonią, w drugiej dzierżąc różdżkę, która najwyraźniej odzwyczaiła się od jego osoby. Z wielkim grymasem niezadowolenia podniósł się ziemi, wspierając o stojącą nieopodal ławkę. Większość znajdujących się tutaj mebli została rozstawiona tworząc nieporadnie poukładany okrąg, a naprzeciwko chłopaka stało wierzgające na wszystkie strony krzesło. - Uspokój się! – krzyknął basowym głosem, próbując zapanować nad rosnącą potrzebą rzucenia się na tranmutowane zwierzę i powstrzymania dzikiego tańca siłą. Nie był ani trochę zadowolony z przebiegu jego ćwiczeń, ponieważ odkrył kilka bolesnych faktów: 1) szata była ciasna, podarł ją już w trzech miejscach i chyba będzie musiał w końcu poprosić kogoś o pomoc z zwiększeniu jej rozmiarów, bo samodzielne szycie graniczyło u niego z nieosiągalnym marzeniem; 2) nieużywana przez osiem miesięcy różdżka miewa humory i staje się nagle krnąbrna dla właściciela, zamiast pomagać mu w realizacji psikusów dla przyjaciół; 3) jego magiczne umiejętności zaczęły się chyba cofać, bo nie potrafił w swojej głowie odnaleźć prostych zaklęć i celował bezmyślnie kawałkiem magicznego kijka w szaleńcze krzesło naprzeciwko;
Mógł jednak poszukać figurki żmijoptaka, o którym wspominała kilka dni temu Katarina... |
| | | Antonija Vedran
| Temat: Re: Pusta klasa Sob 08 Gru 2018, 18:44 | |
| - Stefan, wracaj natychmiast! - słychać było jej stanowczy głosik kiedy to biegła w górę schodów niczym rasowa wariatka machając przy tym dłońmi. Miała już naprawdę serdecznie dość swojego włochatego przyjaciela kiedy to po raz kolejny, zapewne milionowy z kolei, okazał ewidentną niesubordynację uskuteczniając najzwyklejszą w świecie spierdolkę. Ale ileż to małe stworzonko miało w sobie wigoru! Pokonywał schody z zawrotną szybkością lawirując między stopami młodocianych czarodziejów uważając na siebie na tyle, żeby nie zniknąć pod niczyją podeszwą. Antonija biegła za nim tak szybko jak to było możliwe starając się nie spuszczać wiewiórki z oczu, ale niestety musiała się poddać na piętrze czwartym kiedy to usłyszała najprawdziwszą demolkę. To zatrzymało ją w miejscu dość skutecznie i wciąż dość szybko oddychając wepchała ciekawską głowę do pomieszczenia. Widząc chłopaka w podartej gdzieniegdzie szacie machającego złowrogo w kierunku krzesła jedna z jej brwi powędrowała w górę. - Żyjesz?- zapytała cicho krzywiąc się lekko na swój zziajany głos pełen słowiańskiego akcentu wprost z bajecznie różnorodnej geograficznie Jugosławii. Posłała mu szeroki uśmiech i wskazała palcem na podskakujące krzesło: - Tylko spokój i dobre zaklęcie może uratować nas zanim zamieni się w rogogona węgierskiego który puści z dymem tą budę - zauważyła wesołym tonem bezpardonowo wchodząc do środka. Jak gdyby nic usiadła na jednej z ławek obserwując czekoladowymi tęczówkami podskakujący mebel. Czy ona znała zaklęcie które mogło uratować ich od katastrofy? Oczywiście... że nie. Vedran znała się na roślinkach z których można robić eliksiry, na zwierzątkach których wydzieliny są potrzebne do eliksirów, a przede wszystkim na samych eliksirach które uważała za najpotężniejszą gałąź magii. Jej umiejętność machania różdżką i rzucania zaklęciami jak z rękawa była wysoce mierna. Zdawać zdawała do następnej klasy, ale bez fajerwerków w tej kwestii. |
| | | Dwayne Morison
| Temat: Re: Pusta klasa Sob 08 Gru 2018, 19:04 | |
| Pan Morison przypatrywał się bacznie wierzgającemu na wszystkie strony meblowi, który najwyraźniej nie był zachwycony poprzednim pomysłem i okazywał oznaki niezadowolenia w mało wybredny sposób. Nie zdążył nawet otrzepać kurzu z czterech liter, kiedy usłyszał nieznany mu dotąd głos zadający jakże proste, a zarazem skomplikowane pytanie! - Jeszcze chyba tak, ale za moment zostanę rozczłonkowany przez tą rozszalałą bestię! – odkrzyknął nieznajomej o urokliwie szerokim uśmiechu, zerkając na nią jedynie przelotnie w obawie przed kolejnymi ekscesami krzesła, które krzesłem tak naprawdę nie było. O, właśnie uderzyło o kolejną ławkę, przewracając ją z prawdziwie hałaśliwym łoskotem na bok. - A znasz takie, które powstrzyma tą szaloną sowę przed dalszymi zniszczeniami? – zagadnął do wchodzącej dziwczyny, czując rozlewające się po ramionach poczucie dojmującej ulgi, że nie jest sam w swojej bezpardonowej głupocie i być może, chociaż na kilka minut uzyskał sojusznika w walce. - Wyjaśniając na szybko... – musiał urwać, ponieważ kolejny fragment blatu ławki pomknął w jego stronę i zmuszony został do wykonania uniku. Drewno świsnęło mu tuż nad głową, uderzając ostatecznie w ścianę i tam rozprysnęło się na kawałki. - Ej, pomóż, a nie się gapisz! – wytknął nieznajomej niestosowne zachowanie, ponownie obdarzając ją pośpiesznie spojrzeniem, w którym więcej było skupienia wobec krzesła niż jej osoby. - Może drętwota? – pomysł nie wydawał się wcale kiepski, szczególnie że Dwayne swego czasu wielokrotnie używał tego zaklęcia w celach typowo prywatnych tj. wyrządzając komuś kawał. Poprawił trzymanie różdżki w prawej dłoni, pozostając w zgarbionej pozycji, przygotowany na kolejny atak ze strony rozwścieczonego mebla. - To moja sowa, tylko chyba nie to zaklęcie. Miała się zmniejszyć, a nie zmienić! – Wyjaśnił podekscytowanym tonem, w którym czuć było przede wszystkim zdenerwowanie i presję czasu. Zdecydowanie wolałby zakończyć ten dziki taniec zanim usłyszy go Filch – lub co gorsza – Irytek, a wówczas ucieczka byłaby jedyną stosowną reakcją na zmianę sytuacji. Dopóki Piórodawca (tj. sowa Dwayne’a) tkwił w formie spanikowanego mebla, Puchon nie był w stanie nawet określić czy wcześniej widział w Hogwarcie tę dziwnie mówiącą dziewczynę. Gdzieś kątem ucha usłyszał nietypowy akcent, z którym nie miał jeszcze do czynienia, jednak problem był zbyt boleśnie namacalny – aparycja dziewczyny musiała poczekać. Prawda? Dlaczgo więc pan Morison zerknął ponownie w kierunku siedzącej uczennicy? Zdążył nawet posłać jej najszerszy ze znanych mu uśmiechów, odsłaniając białe zęby i iskry figlarności w oczach. To był jednak błąd. Ponieważ dziewczyna mogła obserwować jak krzesło w dwóch podskokach znalazło się niebezpiecznie blisko Dwayne’a i walnęło go tylnimi kopytami prosto w podbrzusze. - Uhhh... – wypowiedział magiczne zaklęcie łączące go z pewnym Gryfonem, jednak tym razem przepełnione było bólem, kiedy zginał się w pół i pośpiesznie wycofywał z dala od wierzgających kończyn krzesła. |
| | | Antonija Vedran
| Temat: Re: Pusta klasa Sob 08 Gru 2018, 20:46 | |
| Sowę? Jedna brew Puchonki ponownie powędrowała ku górze, ale zanim doszła do wniosku, że ma do czynienia z kimś niespełna rozumu uznała, że jej angielski nie jest wystarczająco dobry. Niby znała język dobrze za sprawą matki-Angielki, ale jej podstawowa funkcja językowa była serbsko-chorwacka, możliwe nawet, że po latach spędzonych na Syberii, że nawet bardziej już rosyjska. Dlatego stała zastanawiając się czy na pewno dobrze to zrozumiała. - Szalone krzesło -poprawiła go jednak niepewnym tonem, bo gdyby nie te prozaiczne problemy translatoryczne zapewne zaczęłaby się z niego dobrotliwie śmiać, że dostał za mocno. Od krzesła. Nie od sowy. Zamiast tego obserwowała go swoimi wielkimi oczyskami machając radośnie nogami. Wygrzebała nawet z kieszeni swojego swetra różdżkę na wypadek gdyby krzesło zmieniło zdanie i to ona miała stać się obiektem jego złości, chociaż sama nie do końca była pewna dlaczego to zrobiła. W razie gdyby miała dostać w łeb to zapewne i tak by dostała, bo była zbyt ślamazarna by zwiać i zbyt głupia by obronić się magią. - Przepraszam kochanieńki, ale nie umiem Ci pomóc. Jestem słaba w zaklęcia. I transmutację. I wszystko co wymaga różdżki. W razie problemów kociołkowych polecam się za to szczerze i serdecznie - cóż za wspaniała autoreklama okraszona szerokim uśmiechem numer sześć. Bądź co bądź trafiła tu przypadkiem, ale bawiła się dość dobrze obserwując jego poczynania. - Biedna sowa! Nie mogłeś spróbować w drugą stronę? Krzesło w sowę? Nic dziwnego, że chce Cię zabić - zacmokała zasmuconym tonem kręcąc z niedowierzaniem głową swoją czupryną pełną loków, której nie powstydziłaby się niejedna czarnoskóra kobieta. Westchnęła jeszcze ciężko, bo naprawdę nie znała odpowiedzi na te pytania które wybawiły go z opresji więc nie pozostawało jej nic innego jak patrzeć na rozwój wydarzeń. Była zbyt ciekawska żeby odpuścić i iść w swoją stronę. Kopniak krzesła sprawił, że poderwała się szybko i ostrożnie podeszła do krzesła mówiąc jak do małego zwierzątka: - Cześć mała. Wiem, że się boisz, ale zaraz przetransmutujemy Cię znów w małą sowę. Musisz być jednak grzeczna. Masz tu słonecznik. Lubisz słonecznik? - mamrotała spokojnie w międzyczasie z kieszeni wyciągając rzeczony słonecznik. Bojąc się o swoje palce rzuciła go od razu na podłogę licząc, że krzesło-sowa zdecyduje się na ten mało oczywisty przysmak. Cóż, wiewiórki burunduk takie jak Stefan lubiły słonecznik, więc nic nie szkodziło spróbować. |
| | | Dwayne Morison
| Temat: Re: Pusta klasa Sob 08 Gru 2018, 21:09 | |
| Nie był do końca pewien co sobie myślał podczas powtarzania znanych mu zaklęć transmutacyjnych na Piórodawcy. Robił to od pierwszego dnia szkoły i chociaż ptaszysko było wykorzystywane do przeróżnych rzeczy, jeszcze nigdy nie zdarzyło mu się przeistoczyć w krzesło. I to żywe krzesło, które jawnie okazywało swoje niezadowolenie. Dwayne dobrze radził sobie ze zwierzętami, a ostatnie tygodnie wzmocniły w nim poczucie empatii względem magicznych stworzeń. Jak widać na załączonym obrazku – niewystarczająco, skoro jeden malutki eksperyment wyszedł spod kontroli i póki co nie wyglądało, aby miał zakończyć się efektywnym sukcesem. Z całą pewnością efektowne będą zniszczenia po dzikich harcach zmeblowanej sowy. Dwayne przyciskał wolną dłoń do bolącego podbrzusza, czując że mimo codziennych treningów, nie potrafi zapanować nad promieniującym po całym ciele bólem. Było to zbyt dotkliwe, aby mógł się teraz wyprostować i rzucić wyszukanym zaklęciem prosto w krzesło, unieruchamiając je i transmutując w tej samej chwili. Z całą pewnością zaprezentowałby się w takich kwiecistych okolicznościach o wiele lepiej niż nieporadny czarodziej w zbyt ciasnej szacie, odsuwający się od ochoczo roztańczonego krzesło-ptaka. - Jakieś… sugestie…? – wyjęczał z zaciśniętych mocno warg, doszukując się jakiegokolwiek wsparcia ze strony nieznajomej dziewczyny, która obecnie stanowiła jedną z namacalnych rozwiązań tej niedorzecznej sytuacji. Oh, jakże często Dwayne bywał w kłopotach – pod tym względem nic się nie zmieniło jak widać, a często one brały się na jego własne życzenia. Doskonale zdawał sobie sprawę z tego, że łatwiej i mniej boleśnie byłoby poprosić o pomoc kogoś bardziej obeznanego w zaklęciach transmutacyjnych niż on i po kilku prywatnych lekacjach pomniejszanie przedmiotów nie przynosiłoby mu żadnych trudności. Chłopak był jednak typem nie-będę-się-prosił-o-pomoc oraz poradzę-sobie-sam, co owocowało dziwnymi sytuacjami. - Hymph…? – podniósł w końcu ciemnozielone spojrzenie na nieznajomą mu dziewczynę, dostrzegając na jej smukłej twarzy błąkające się ślady szczerego rozbawienia, które jego samego ubodły prosto w serce w zaskakująco pozytywny sposób. Dwayne uśmiechnął się szerzej, czując jak ogólna wesołość powoli wypycha zdenerwowanie i strach przed spotkaniem z Irytkiem, które zaczęło przypominać jedną z nieprawdopodobnych do zrealizowania opcji. - Może być i szalone krzesło.. – burknął do samego siebie, zastanawiając się nad właściwością takiego określenia. Sowa prędzej czy później miewała uzasadnione napady wściekłości skierowane w głównej mierze na osobę Dwyne’a – szczególnie, że ostatnimi czasy nie widzieli się zbyt długo, a on już na początek postanowił pobawić się zaklęciami jej kosztem. Nie mniej, logiczne rozumowanie nieznajomej miało całkiem solidne uzasadnienie. - Sęk w tym, że nie pamiętam gestu zaklęcia. – Musiał powiedzieć to znowu głośniej, ponieważ krzesło-sowa kopnęło w kolejną ławkę, na szczęście jeszcze jej nie przewracając. Dwayne wytarł wierzchem dłoni usta i zerknął w stronę nieszczęśnika. - Żeby to pierwszy raz było to bym się zdziwił. Odnoszę wrażenie, że ta sowa nie specjalnie za mną przepada. Od pierwszego dnia. – Oczywiście, że nie ma problemu urządzać sobie swobodnych pogawędek podczas dziwnie niebezpiecznej sytuacji z żywym stworzeniem w roli głównej. Wzruszył spokojnie ramionami, nie specjalnie odczuwając potrzebę dalszego wyjaśniania przyczyn, dlaczego znalazł się tu i teraz, w tej mało wygodnej pozycji. Krzesło na jakiś czas przestało wierzgać, najprawdopodobniej zachwycona bolesnym ciosem dla nastolatka, ponieważ kiedy Antonija zaczęła się ostrożnie zbliżać, nie wydawała się agresywna. Dopiero po dokładniejszym przyjrzeniu się można było dostrzec wyrzeźbioną sowią głowę na oparciu, przypatrującą się dokładnie ciekawskim spojrzeniem prosto w podchodzącą. Na słowo „słonecznik” zdawało się, że sowa nieznacznie spotulniała. Dlatego też Dwayne poprawił trzymanie różdżki i zaczął obchodzić sowę z drugiej strony – tak, aby go nie widziała. Czyżby spontaniczny plan nieznajomej miał zadziałać? Sowa zainteresowała się nią na tyle, że mógł zaplanować „abordaż” na krzesło – wystarczyło podejść na odpowiednią odległość, aby nie trafić nieznajomej i rzucić drętwotą. Tak, to brzmiało jak całkiem dobry plan. Tylko sowo-krzesło musiało stanąć spokojnie. Dlatego też, aby nic nie zepsuć postanowił skupić się na swoim zadaniu i nic nie mówić, raz na jakiś czas wyłapując porozumiewawcze spojrzenie z dziewczyną nieopodal. |
| | | Sponsored content
| Temat: Re: Pusta klasa | |
| |
| | | |
Similar topics | |
|
| Pozwolenia na tym forum: | Nie możesz odpowiadać w tematach
| |
| |
| |