Sprawy wydawały się jeszcze bardziej skomplikowane, niż mógł przypuszczać na początku. Jego myśli błądziły gdzieś w okolicy burzy blond loków i błękitnych oczu. Nie mógł wyzbyć się wrażenia, że to wszystko było początkiem jego kłopotów, co nie do końca mu się podobało. Nie lubił tracić kontroli nad sytuacją, a tutaj wyraźnie do tego dążyło. Normalnie pozbyłby się problemu już dawno, szczególnie, że osoba jawnie go ignorowała, nie dając się złapać w pułapkę, którą zastawiał na nią od kilku dobrych tygodni. Może to właśnie było napędem, który sprawiał, że zamiast dać sobie spokój, ciągnął to dalej, powoli samemu się gubiąc w tym, czego tak naprawdę chciał. Kobieta jeszcze nigdy tak bardzo nie zawróciła mu w głowie, żeby przejmować się nią aż do tego stopnia. Bez przesady, było ich tyle na świecie, mógł mieć je wszystkie, gdyby tylko chciał, a tak… uparł się jak osioł na tę jedną, którą zdobyć było naprawdę ciężko. O co tutaj niby chodziło? Przecież nigdy nie był osobą, która trzymała się jednej, konkretnej kobiety. Nie był z tych. Szalone przemyślenia przywiodły go do Pubu Dziurawego Kotła, w którym ostatnio dosyć często przesiadywał. Postanowił wynająć tam mały pokój, aby nie mieć problemu z dojazdem do Hogwartu, gdy przyjdzie czas ekspresu. Równie dobrze mógłby się teleportować do Hogsmeade i przebyć ten mały dystans pieszo, jednak jakoś ostatnio polubił podróżowanie pociągami i innymi tego typu pojazdami. Pozwalały mu na zobaczenie trochę świata zewnętrznego, który wydawał się naprawdę pociągający i po prostu interesujący. Plus czas spędzony w przedziale poświęcał na runy i księgi. Mnóstwo ksiąg, dzięki którym wzbogacał swoją wiedzę o różne, istotne informacje, pozwalające mu na bycie o jeden krok do przodu od innych. Runy… tak, to jeden z najlepszych, najsilniejszych asów w jego rękawie, który każdy lekceważył nie znając ich wielkiej mocy. Dobrze, to było mu całkowicie na rękę. Wyciągnął rękę ku górze, aby przywołać barmana i uśmiechnął się szeroko, składając zamówienie. Jedna butelka Ognistej na jeden wieczór? Dlaczego by nie? W końcu był osobnikiem, który przyjmował niezliczone ilości alkoholu i nie czuł po nim nic, oprócz lekkiego drżenia palców, ale to już naprawdę pod koniec libacji. Wiedział kiedy skończyć, żeby się nie skompromitować i nie powiedzieć kilku słów za dużo. Na to zdecydowanie nie mógł sobie pozwolić, chociażby dlatego, że nigdy nie mówił prawdy. Wychodził z założenia, że ludzie wolą słuchać kłamstw i to wychodziło mu o wiele bardziej na dobre. Czy nie tak świat był zbudowany? Żył tak, aby zapewnić sobie wysoką pozycję i mnóstwo przyjaciół gotowych spełniać jego prośby, pod którymi kryła się prawie zawsze groźba. Niestety, większość była na tyle ślepa, że tej subtelnej nuty nigdy nie wyczuwała i to ich gubiło, na korzyść Sebastiana. Rozejrzał się dookoła i puścił oko w kierunku ponętnej, długowłosej kobiety o błękitnych, dużych oczach i … ładnych kształtach. Siedziała niedaleko baru, niedaleko niego samego, a więc miał idealny punkt widokowy. Wydawała się zawstydzona, jednak chwilę później odwzajemniła jego gest uśmiechem. Idealnie! Była już jego, a on miał ostatnio zmienianą pościel w swoim pokoju. Podniósł się, po czym chwycił za butelkę alkoholu i z szerokim uśmiechem na ustach, ruszył w jej kierunku, z nadzieją, że nie była zbyt bardzo rozmowa. Dawno nie miał przy sobie kobiety, a ostatnio dosyć mocno to odczuwał. Czas to zmienić i chociaż na chwilę przestać myśleć o jego blondwłosej Valkyrii, która chyba na stałe osiadła się w jego umyśle, robiąc mu niebywałą wodę z mózgu. A niech to szlag by trafił te wszystkie kobiety, które miały trochę więcej oleju w głowie. Dlaczego takie musiały w ogóle chodzić po świecie? Wolał te, które po prostu po kilku słodkich słowach rozkładały przed nim nogi i były jego. Z tą tutaj też nie powinno być jakiegoś większego problemu, skoro była taka chętna na jego zaloty, a on … no cóż, nie oszukujmy się, był niesamowicie przystojnym facetem, znającym swoje zalety, które chętnie wykorzystywał. Nie dotarł jednak do stolika, kiedy ktoś zaszedł mu drogę, a on uderzył w niego mocno ciałem, wypuszczając z ręki butelkę z Ognistą. Szkło rozbiło się na drobne kawałki, pozostawiając po sobie dużą, mokrą plamę alkoholu na drewnianej podłodze. Nie godzi się... przeszło mu przez myśl, zanim podniósł głos. -Kurwa mać… ślepyś?! - warknął, pokazując po sobie niesamowitą wściekłość, której nie miał zamiaru ukrywać. Podniósł rozeźlone spojrzenie na delikwenta, lustrując go intensywnie błękitnymi oczami, w których tańczyły ostre ogniki. Gdyby spojrzenie mogło zabijać, już dawno trafiłby za to do Azkabanu.
Eh, ile już minęło? Miesiąc? To już miesiąc. A może tylko... Przecież nie tak dawno temu był w swojej rezydencji, siedział w fotelu przed kominkiem i słuchał opowieści swojego ojca. Tak. "Ojciec" to było dla niego takie obce słowo. Nigdy go nie miał. Tak samo jak matki, lecz tej nie zdążył poznać. Hm, jego życie zmieniło się o 180 stopni, by potem nabrać tego samego obrotu i wrócić do punktu wyjścia. Tylko, że tym razem z większą dziurą w sercu. No bo... Jego rodziciel, najbliższy krewny odnalazł go! Po tak długim czasie, który Dimitr musiał spędzić w sierocińcu, uczęszczać do Dumstrangu, a także nauczyć się czym jest walka o przeżycie na ulicy. Kiedy się okazało, że nie jest samiutki jak palec na tym świecie miał szanse na nowe życie. Powrócić do Szwecji, której nie pamiętał, ale stamtąd pochodził. Zaznać luksusów jakie niesie bycie arystokratą, czyli czegoś co zawsze mu brakowało! Mógł mieć wszystko, a także poznać tych którzy przez dwadzieścia cztery lata tęsknili za nim. Lecz czemu los chciał go tak ukarać i sprowadzić nieszczęścia? Kiedy krewni zorganizowali jego urodziny i zaprosili prawie wszystkich ważnych czarodziei szwedzkich ten paskudny los postanowił się zabawić. Zniszczyć to co wcześniej mu ofiarował. Zabicie... wszyscy. Masakra i seryjne morderstwo na dworze Cronström. Gospodarz, członkowie znakomitego rodu, goście, muzycy... nikt nie przeżył ataku wrogów ojca Dimitra, z którymi miał zatargi od dawien dawna. Pewnie nawet uszło im to płazem. Rosjanin ponownie musiał radzić sobie samotnie, a ten piękny rok zdawał się tylko cząstką jego odebranych marzeń. Czego zawsze pragnął. Rodziny i domu. Tak więc wyruszył do Anglii by szukać tam życia... Udało mu się dostać posadę nauczyciela od astronomii w Hogwarcie. Albus Dumbledore bardzo się nad nim zlitował, szczególnie biorąc pod uwagę kryminalną przeszłość Dimitra. Dostał nawet własny gabinet w zamku, ponieważ nie miał gdzie się podziać. Przesiedział w szkole miesiąc. Tak właśnie minął ten nudny cholerny miesiąc, spędzony na rozmyślaniu. Z własnej woli postanowił jednak rozejrzeć się po Londynie w końcu. Wakacje się kończyły, co potem pocznie? Stanął przed lustrem i westchnął ciężko. -Dasz radę...- Mruknął do siebie. Było to jakieś mentalne przygotowanie, na ponowne spotkanie się z ludźmi i zewnętrznym światem, który był od niego oddzielony grubymi murami Hogwartu. Tego dnia ruszy się i coś zrobi! Ma jakieś pieniądze zabrane z "domu". Może się napije i uzupełni barek? Jeśli ma wytrzymać rok z tymi głośnymi dzieciakami... to nie na trzeźwo...
Poszło jak z płatka. Deportował się do miasta, kiedy tylko opuścił teren zamkowy. Przydatna ta umiejętność teleportacji. No mniejsza. Rosjanin postanowił odwiedzić słynny pub: "Dziurawy Kocioł" o którym wiele słyszał. Kiedy był już w środku zamówił u barmana dwie butelki whiskey. Ten trunek należał do jego ulubionych. O wódkę już ciężej. To nie Rosja. Tutaj najlepiej by wszyscy herbatki sączyli. No mniejsza. Dimitr już ruszał do stolika, gdy nagle na kogoś wpadł, tłucząc mu butelkę z alkoholem. -Ah...- Jęknął i spojrzał na wściekłego mężczyznę. Zaraz, znał go. To nie ten facet, który zaproponował mu wyjazd to Wielkiej Brytanii? Spotkał go po tej całej tragedii... Jak się zwał? A tak! -Wybacz. Może jednak wynagrodzę Ci to butelką whiskey, Sebastianie?- Spytał z zawadiackim uśmieszkiem. Miał dwie butelki! To chociaż się wynagrodzi. I pogada z nim. Jakiś mu rozmówca się przyda. Zbyt dużo samotności.