Temat: Za kogo się uważasz?! - Thetis i Christopher Wto 13 Sty 2015, 22:42
Opis wspomnienia
Jak potoczy się spotkanie dwójki młodych ludzi? Utrzymują dobre stosunki kiedy ciało dziewczyny przejmuje ta zła wersja, ale co będzie jak Ślizgon spotka się z tą dobrą?
Osoby: Thetis Morgenstern, Christopher Richardson
Czas: kiedy sesja ma miejsce
Miejsce: Miesiąc przed zakończeniem czwartej klasy
Ostatnio zmieniony przez Christopher Richardson dnia Sro 14 Sty 2015, 20:18, w całości zmieniany 3 razy
Christopher Richardson
Temat: Re: Za kogo się uważasz?! - Thetis i Christopher Sro 14 Sty 2015, 11:34
Zbliżało się lato. Niedługo miał opuścić Hogwart, swój jedyny ratunek. W domu musiał mieszkać sam nie licząc chorej matki, która nie pamiętała właściwie nic. Przestała z nim rozmawiać. Niczym nie zawinił, a jednak spadł na niższy poziom. Nie powinna się załamywać, wiedziała, że do wychowania ma jeszcze Christophera. Ale nie pomyślała o nim i teraz to on miał nie myśleć o niej. Tak sobie postanowił. Chciał się zemścić na własnej matce. Bo nie zamierzał co chwilę jej usługiwać. Był jeszcze skrzat domowy, który wszystko podawał mu do ręki, jednak Richardson nienawidził jego towarzystwa. Trzymał go, ponieważ musiał. Kiedy zamieszkiwał Hogwart, on opiekował się domem. Nienawidził oglądać rozweselonych uczniów. Po prostu wkurzali go, ukazując jacy to są szczęśliwi. Parsknął śmiechem. Przystanął obok rozłożystego drzewa. Obrzucił miejsce spojrzeniem. W oddali zauważył te olśniewające włosy należące do wyjątkowej osoby. Jego serce przyśpieszyło rytm swojego bicia. Ruszył w jej stronę. Thetis Morgenstern stała, odwrócona do niego plecami i wertująca jakąś książkę. Uśmiechnął się łobuzersko, po czym po prostu ją objął, mrucząc uwodzicielsko do jej ucha. - Witaj – Nie wiedział co zaraz miało go spotkać. Nie wiedział też, że to nie jest ta „zła wersja” dziewczyny i nie może pozwolić sobie na zbyt wiele.
Thetis Morgenstern
Temat: Re: Za kogo się uważasz?! - Thetis i Christopher Sro 14 Sty 2015, 17:24
Kolejny rok w Hogwarcie dobiegał końca, na około dostrzec można było nadchodzące lato. Wszyscy w koło myśleli już tylko o wakacjach, snuli wielkie plany, nieliczni, zdający w tym roku egzaminy chodzili podenerwowani, wciąż powtarzając, że nic nie umieją a tak mało czasu zostało. Był wyjątkowo piękny i słoneczny dzień. W powietrzu unosił się przyjemny zapach drzew, których czubki kołysały się delikatnie pod wpływem wiatru. Grupki uczniów przesiadywały na błoniach, które mieniły się wszystkimi odcieniami zieleni. Rozmawiali, śmiali się i wygłupiali, wszyscy wyglądali na beztroskich i szczęśliwych. Gdzieś z dala od tego wszystkiego stała mała blondyneczka trzymająca w dłoniach wielki notatnik, zawzięcie w nim coś kreśląc. Jej blond włosy mieniły się w słońcu, a lekki wiatr sprawiał, że od czasu do czasu unosiły się delikatnie. Jej ciało zdobiła niebieska falowana sukienka, która dostała od mamy na Boże Narodzenie. Mała Krukonka tak jak pozostali wychowankowie Hogwartu bardzo cieszyła się z nadchodzących wakacji, w tym roku wraz z rodzicami miała wybrać się do Bułgarii, a to była świetna okazja, aby w końcu na własne oczy zobaczyć smoki. Thetis bardzo dużo o nich czytała, była wręcz nimi zafascynowana, nic więc dziwnego, że jej ręka powoli kreśliła jednego z tej rodziny. Jego ogromne cielsko i skrzydła zajmowały prawie całą stronę. Blondyneczka miała właśnie zabierać się za narysowanie głowy, gdy poczuła jak wokół jej ciała zaciskają się czyjeś ręce. W pierwszych chwili pomyślała, że należą ode do jej przyjaciółki Resy, szybko jednak dotarła do niej przykra prawda. To nie była panienka Anderson. Chłopięcy głos wymruczał jej do ucha powitanie, notatnik panienki Morgenstern upadł na zieloną trawę, zaś ona sama, oswobodziła się z „żelaznego” uścisku stając twarzą w twarz z…..Ślizgonem. -Czego ode mnie chcesz?! – warknęła w stronę chłopaka, sięgając szybko swojej różdżki. Nie wiedziała, czego może spodziewać się po wychowanku Salazara, tacy jak on nie lubili tych nieczystej krwi. Co prawda Krukonka kojarzyła go, nie raz spotykali się podczas wspólnych zajęć, jednak nigdy nie darzyła zbyt wielką sympatią. Christopher Richardson, nie należał do jej ulubionych uczniów tej szkoły, takich jak on, dziewczyna starała się raczej unikać. W Pokoju Wspólnym krąży wiele opowieści o tym jak brutalni i bestialscy potrafią byś Ślizgoni, niezależnie od tego ile mają lat. Blondynka przybrała pozycję obronną, stając pewnie na nogach. Znała już sporą ilość zaklęć, które mogła wykorzystać w takiej sytuacji, lecz teraz w jej głowie panowała całkowita, niczym niezmącona pustka
Christopher Richardson
Temat: Re: Za kogo się uważasz?! - Thetis i Christopher Sro 14 Sty 2015, 21:50
Obserwował, jak dziewczyna odpycha jego ręce, którymi jeszcze przed chwilą obejmował ją w pasie. Panna Morgenstern zawsze mu na to pozwalała, nie miała żadnych przeciwwskazań, by naruszył tę strefę. Dlatego też nie wiedział o co jej chodzi. Zazwyczaj nie miała takich humorków i nie przeszkadzał jej tak bliski kontakt z Richardsonem. Byli najlepszymi przyjaciółmi, większość czasu spędzali w swojej obecności. Była też jedyną osobą brudnej krwi, którą szanował, a nawet wielbił. Nie ukrywał tej znajomości przed innymi Ślizgonami. Mogli się śmiać do woli. Brał ją za kogoś ważniejszego w swoim życiu. Promieniał radością kiedy przebywała w pobliżu i z nim rozmawiała. Nie wiedział co tak naprawdę oznacza słowo „miłość”. Raczej był zauroczony, a poza tym dorastał. Jego towarzyszka była bardzo urodziwa, więc czysto go pociągała. Jednak Christopher był głupim, dorastającym dzieciakiem. Uśmiechnął się jakoś dziwnie. Zmarszczył brwi, wdychając powietrze, po czym szybko je wypuszczając. - Co się stało? – Był bardzo ciekawy. Jeśli miała jakieś problemy to po prostu musiał jej pomóc. Ale przecież ona by mu o tym od razu powiedziała. Spotykali się bardzo często, więc prędzej czy później i tak by się dowiedział, ale wolałby usłyszeć to z jej ust. Jak najszybciej. Bez zbędnego czekania. Chciał wiedzieć wszystko o życiu swojej przyjaciółki. Pomijając niektóre fragmenty, które nie powinny go interesować. Cały czas wpatrywał się w jej rozmierzwione włosy i rysunek, który trzymała teraz w ręku. Przedstawiał smoka. Już miał go komplementować, gdy zorientował się, że czternastolatka celuje w niego różdżką. Uniósł ręce do góry jakby chcąc się poddać. Lepiej było nie zadzierać z wkurzoną Morgenstern. Znała się na zaklęciach, była jedną z najlepszych uczennic. A Christopher… Nie był najlepszym uczniem, ale pojedynkować się umiał. Nie zamierzał się bić z dziewczyną! Poza tym to była Thet, której nigdy przenigdy by nie uderzył! - Masz te dni? – spytał, parskając śmiechem. Taki temat z pewnością nie był dla płci pięknej zbyt miły. A on postanowił sobie tak żartować. Nawet nie wiedział jaki był głupi zadzierając z dobrą jaźnią Thetis. Łobuzerski uśmiech nie schodził z jego twarzy. Był tzw. szczeniakiem, który jeszcze wielu rzeczy nie wiedział. Był pewien, że robi dobrze i ona za chwilę się roześmieje, spojrzy na niego z euforią w swoich hipnotyzujących oczach. Jednak nic z tego. Nadal miała srogą minę i gotowa była rzucić na niego zaklęcie. Postanowił się lekko zbliżyć i ją objąć. Może potrzebowała jakiegoś pocieszenia? Nie chciał robić pochopnych ruchów, ale chciał się też z nią normalnie przywitać. Było to tak jakby jakimś postanowieniem. Nie mógł żyć dopóki jej nie przytuli. Ale jak widać, Thet nie miałą zbyt wielkiej ochoty na otwarte okazywanie uczuć.
Thetis Morgenstern
Temat: Re: Za kogo się uważasz?! - Thetis i Christopher Pią 16 Sty 2015, 13:07
Podobno, gdy człowiek jest zdenerwowany, na wierzch wypływa jego prawdziwa natura. Zostają zerwane wszystkie maski, wszelkie niedopowiedzenia, promienie dnia oświetlają każdą ukrytą niedoskonałość. Całość wad wypływa z ludzi jak sprowokowana błahostką lawina. Tak też było w przypadku Thetis Morgenstern. Zachowanie Ślizgona zdziwiło ją, a jednocześnie zdenerwowało. Jej oczy zasnuła ciemna mgła wściekłości, blada twarz zaczerwieniła się, a dłonie zacisnęły mocniej na różdżce, która nieznacznie drżała pod wpływem emocji. Wyglądała przerażająco. -Czego. Ty. Ode. Mnie. Chcesz? – każde słowo cedziła osobną, a jad w jego głosie kapał stopniowo na jego skórę, parząc ją coraz mocniej. Christopher Richardson postanowił widocznie zabawić się jej kosztem, kim była? W jego oczach, jak i reszty wychowanków Salazara dziewczyna należała do licznego grona osób nie wartych nawet spojrzenia. W jej żyłach płynęła brudna krew, co sprawiało, że postrzegana była jako gorsza, talent i wiedza nie miały w tym przypadku najmniejszego znaczenia. Po chwili na ustach Ślizgona pojawił się nikły uśmiech, blondynka uniosła do góry jedną brew w pytającym geście. Nie rozumiała zachowania chłopaka i jakoś nie miała ochoty słuchać jego wyjaśnień, potrzebowała w swoim życiu chwili spokoju. Poczucia stabilności, które przekonałoby ją, że wszystko będzie dobrze, zwłaszcza że ostatnia wizyta w Szpitalu Świętego Munga nie poszła najlepiej. Krukonce nawet przez myśl nie przeszło, że jej druga jaźń mogła zaprzyjaźnić się z paniczem Richardson, to było zbyt surrealistyczne, by mogło okazać się prawdziwe. Nawet nie zdawała sobie sprawy, jak bardzo się myliła. Jego śmiech odbił się echem w jej głowie. Co on sobie wyobrażał?! Jak mógł do niej tak mówić?! Kpiący uśmiech na twarzy Chrisa jedynie zwiększał jej złość, a dzień zapowiadał się tak pięknie. Jak zawsze ktoś musi go popsuć. -Że co proszę?! - zapytała, tym razem mocniej, bombardując jego wrażliwe na doznania uszy. Stała wyprostowana jak struna, napięta i tylko czekająca na bodziec, który wprawi ją w ruch. Potem byłaby już tylko muzyka jej krzyku, gniewu i złości. To takie typowe dla idealnej Thetis Morgenstern…Jej niebieskie oczy zionęły teraz czymś dziwnym i niezbadanym, a ona sama zdała sobie sprawę, że nagły cień na twarzy Ślizgona daje jej satysfakcję. Gdy ten zrobił krok w przód, blondynka szybko zrobiła krok w tył, nie chciała by brunet zabierał jej przestrzeń osobistą, a widać wyraźnie było, że właśnie ma taki zamiar. Michał ochotę się odwrócić i uciec stąd jak najdalej. Ciekawscy uczniowie zaalarmowani krzykami zaczęli dziwnie na nich patrzeć, co jedynie peszyło dziewczynę. Jej policzki oblały się czerwienią, a ona sama czuła się jak porcelanowa latka wystawiona w sklepie, tak by każdy mógł ją oglądać i komentować. Nie lubiła wścibskich spojrzeć, dlatego też szybko schowała swoją różdżkę, aby ich nie prowokować -Nie wiem dlaczego zachowujesz się w taki sposób wobec mnie, ale to dziwne. – powiedziała po dłuższej chwili ciszy, kiedy jej oddech i głos trochę się uspokoiły.
Christopher Richardson
Temat: Re: Za kogo się uważasz?! - Thetis i Christopher Pią 16 Sty 2015, 18:07
Zmrużył oczy. Przez krzyki Morgenstern zbiegli się inni uczniowie. Mogli posądzić Christophera o jakiś gwałt, czy coś w tym stylu. On jednak miał jedynie czternaście lat i raczej nie naskoczyłby na swoją koleżankę z charakterkiem. Uśmiechnął się do niej promiennie próbując w jakiś sposób rozweselić, ale nie było to takie łatwe. Najprawdopodobniej miała „te dni” i najlepiej było się do niej nie zbliżać. Christopher nie zamierzał odpuścić. Musiał wiedzieć co tak naprawdę się stało i postanowił sobie, że nie odejdzie dopóki ona mu nie wytłumaczy. - Nie rozumiem cię, Thet. Jeszcze wczoraj dobrze się dogadywaliśmy, a teraz strzelasz jakieś humorki. Powiedz o co chodzi – rzucił krótko, wzruszając ramionami. – Tylko tyle – uśmiechnął się, unosząc brwi. Cały czas wpatrywał się w jej piękne, hipnotyzujące oczy. Począł się w nich powoli zatracać. Wyglądała pięknie w blasku słońca. Włosy jej błyszczały. Mimo woli, na jego twarz wkradł się jeszcze większy banan. Nie był odpowiedni do tej sytuacji, bo mógł jeszcze otrzymać cios od Morgenstern. Ale chyba nie zrobiłaby tego swojemu najlepszemu przyjacielowi? Przynajmniej na to liczył, bo nie zamierzał zalewać się krwią przez kolejne kilkanaście minut i narobić sobie wstydu. Nie mógł pokazać, że jest słaby. Musiał też pokazać, że zależy mu na Thet i nie pozwoli jej odejść. Taka była prawda. Może zrobił coś głupiego o czym nawet nie wiedział? Dziewczyny miały swoje humorki, których Christopher nie do końca rozumiał. Nie wiedział, że niedługo rozpęta się burza i może nawet otrzyma jakimś niebezpiecznym zaklęciem. Spróbował lekko obniżyć jej broń i jakoś rozweselić. – Tylko nie używaj żadnych zaklęć – przemknął obok niej i szybko uściskał. Zapewne wyglądało to bardzo dziwnie, a on sam śmiał się z swojego czynu. Dziewczyna musiała być bardzo zdziwiona postępowaniem chłopaka. – Jesteś taka milusia! – parsknął głośno śmiechem. Z jego twarzy nie schodził udawany, łobuzerski uśmiech. Wokół wybuchły śmiechy, a Thetis musiała oblać się purpurą. Tak często ją przytulał, że nie robiło to dla niego większej różnicy. Po prostu teraz robił to dla żartów i, żeby trochę ją wkurzyć. Nieważne, czy wściekła, czy szczęśliwa, Thetis zawsze była tą najpiękniejszą. – Zachowuje się tak, bo przyjaźnimy się od początku szkoły? Już zapomniałaś? Przecież codziennie się spotykamy, rozmawiamy i pracujemy na szlabany – przypomniał sobie te wszystkie chwile spędzone w towarzystwie dziewczyny. W jego oczach pojawiła się nieopisana radość, a w nim samym wybuchła dziwna euforia. Po prostu nie mógł się opanować i miał ochotę skakać dookoła. Był szczęśliwy, że żył. Zapomniał o wszystkich męczących go problemach, pracach i egzaminach. Teraz liczyła się tylko ta chwila, w której mógł spędzić czas z swoją przyjaciółką i żyć jak inny szczęśliwy człowiek. Nie pasowało to do charakteru Ślizgona. Ale on miał tylko czternaście lat i, że Slytherin to nie znaczy, że zły i bez humoru. Miał prawo do radości, do śmiechu. Czekał na jej reakcje. Ryzykował i to bardzo, bo nadal nie wiedział, że nie była to ta dawna Thet...
Thetis Morgenstern
Temat: Re: Za kogo się uważasz?! - Thetis i Christopher Pią 16 Sty 2015, 19:23
Niemal czuła, jak złość rozlewa się po jej ciele niczym śmiertelna trucizna. Ta jego pewność siebie, kpiące spojrzenie i szeroki uśmiech sprawiały, że niemal kipiała ze złości. Gdyby mogła tak jednym ruchem, spojrzeniem czy choćby słowem sprawić, że ten nadęty, przerośnięty przez własne ego, idiota nagle zniknie, z pewnością by to zrobiła. Denerwował ją samą swoją obecnością, nie wspominając o jego głosie. Czy on nie może się zamknąć?! pomyślała. W ostatnim czasie spotykało ją wiele dziwnych, czasami nawet przerażających sytuacji, jednak dziewczyna nigdy nie pomyślała, że to jej druga jaźń mogła tak namieszać. Nigdy wcześniej nie miała z nią aż takich problemu, zawsze w jakiś sposób ze sobą współgrały, choć widocznie okres dojrzewania przechodzą w dwojaki sposób. -To o co Tobie chodzi?! Ja Cię nie znam, nigdy nawet ze sobą nie rozmawialiśmy. Nie było żadnego wczoraj, czy ty aby nie jesteś chory? – odparła na jego słowa, grupka zebrana przy nich z każdą chwilą powiększała się. Teraz nie walczyła jedynie ze spojrzeniem Chrisa, ale również całej reszty. Przyjrzała się lepiej Ślizgonowi, być może coś zaświta w jej pięknej główce. Miał włosy w kolorze brązu, lekko zaczesane do tyłu, a czasem jakby delikatnie potargane, co nadawało mu trochę niegrzecznego wyrazu. Lekko zarysowany podbródek, wąskie wargi, wydatne kości policzkowe i nieco szpakowaty nos. Wszystko to sprawiało, że Thetis miejscu niemal oszalała na jego punkcie. Jednakże to, co sprawiało, że traciła dech w piersiach to oczy. Cudowne morskie tęczówki, iskrzące się jasnym blaskiem, niczym skąpane w promieniach zachodzącego słońca. Tak niebiańskie, niekiedy szmaragdowe, sprawiały, że nogi jej miękły, a serce przyśpieszało. Nie była w stanie oderwać od nich oczu, hipnotyzowały i im bardziej starała się w nie, nie patrzeć, tym bardziej ją pochłaniały. To było istne szaleństwo, był jej aniołem, niebiańską istotą, która zawładnęła jej sercem. Szybko jednak odgarnęła od siebie te głupie myśli, ona tak nie uważała. Dla niej był to tylko kolejny wychowane Salazara, któremu widocznie zbyt się nudziło. -Daj mi spokój – warknęła, kiedy ten zaczął ją przytulać i określił jako „milusia”, czy on był tak głupi czy tylko udawał? Czując że cała rumieni się ze złości, zwęziła oczy i wysyczała, wkładając w swoje słowa cały jad i upokorzenie, jakiego dziś doznała. - Jeszcze raz mnie dotkniesz, a pożałujesz - po tych słowach rzuciła mu pełne pogardy spojrzenie i chwyciła jego dłoń, po czym zaczęła iść przed siebie, miała już dość tych gapiów. Jakieś sto metrów dalej zatrzymała się i ponownie spojrzała na Chrisa. –Słuchaj, Richardson. Nie zrozum mnie źle, w innym życiu może i byśmy się przyjaźnili, spotykali, rozmawiali i pracowali na szlabany, jak to określiła. Z tym że to byłoby w INNYM życiu, w tym tacy jak ty nie zadają się z takimi jak ja. To odwieczna filozofia, którą mało kto zmienia, a nie sądzę byś ty do takich należał. - oznajmiła dobitnie, mając nadzieję że jej słowa trafią do chłopaka i ten przestanie się dziwnie zachowywać –Nie wiem czy ktoś zrobił Ci prawnie mózgu, czy może po prostu masz ze mnie świetny ubaw, przykro mi ale mnie ta cała sytuacja wcale nie bawi, rozumiemy się? – zapytała, patrząc na niego wyczekująco, w odpowiednich sytuacjach nawet ona potrafiła być groźna i waleczna jak lwica. Mimo całej niechęci do Ślizgona w głowie Thetis wciąż paliła się czerwona lampka, która starała się ignorować. Nie dopuszczała do siebie myśli, iż słowa chłopaka mogą być całkowicie prawdziwe, choć sama gardziła ludźmi, którzy szufladkują innych zachowywała się podobnie. Dla niej każdy wychowanek Salazara oznaczał prawdopodobieństwo wroga i kłopotów, a tych miała już naprawdę dużo. Blondynka westchnęła cicho uświadamiając sobie swój błąd w postępowaniu. Wzięła kilka głębokich wdechów, po czym spojrzała przyjaźniej na bruneta –Dobra….przepraszam. Po prostu….eh. – zaczęła mówić bez składu i ładu, wykręcając palce u rąk, robiła tak za każdym razem gdy się denerwowała –Nie chciałam Ci grozić, ja po prostu naprawdę nie rozumiem twojego zachowania, nigdy nawet ze sobą nie rozmawialiśmy, nie licząc wspólnych zajęć. – dodała łagodniejszym tonem.
Christopher Richardson
Temat: Re: Za kogo się uważasz?! - Thetis i Christopher Pią 16 Sty 2015, 21:44
W jego oczach pojawił się nieopisany smutek. Powoli ogarniał on całe ciało Christophera, a uśmiech przestał wykrzywiać jego twarz. Spuścił wzrok, nie chciał jej więcej denerwować. Nie poznawał obecnej Thet. Gdzie podziała się ta pełna energii dziewczyna? Nie wiedział. W jednej chwili cała energia opuściła go, uciekła gdzieś w dal. Nadal nie wiedział o co jej chodzi, nic nie powiedziała. Pokręcił z niedowierzaniem głową, przeczesał ręką włosy i odwrócił się do tłumu. - Spadajcie – wycedził przez zaciśnięte zęby. – Cieszycie mordy jak głupi do sera. To jakieś wielkie wydarzenie? – zapytał z ironią i sarkazmem w głosie. Zdążył zauważyć, że dziewczyna nie mogła znosić tylu spojrzeń na raz. A on postanowił być taki miły i pomóc jej w uniknięciu tego „koszmaru”. Nie zdawali się nim przejmować, dalej wlepiali swoje wielkie ślepia w dwójkę czternastolatków. Richardson przewrócił oczami. Też miał ich dość, ale nie mógł zbyt wiele zrobić. Uśmiechnął się do niej. Nie był to ten prawdziwy uśmiech, ale ten inny, słabszy i udawany. – Thetis, o co chodzi? Obraziłaś się na mnie? Chcę wiedzieć…Przecież wczoraj normalnie gadaliśmy. A dzisiaj… Nie wiem. Co się stało? I nie. Nie jestem chory – parsknął śmiechem. Wiedział, że nie chciała tego użyć jako żartu, raczej jako obelgi, ale mimo wszystko… Nie chciał się z nią sprzeczać. Musiał mieć ją przy sobie i tyle. Wtedy też zauważył, że dokładnie mu się przygląda. Nieuniknione było ponownie spojrzeć w jej jakże piękne oczy. Jej włosy lekko powiewały co jeszcze bardziej dodawało jej urody. Pociągała go w czysty, fizyczny sposób. – Nie dam ci spokoju dopóki nie wytłumaczysz mi o co chodzi. Tak nagle mnie znielubiłaś? To nie jest możliwe – stwierdził zgodnie z prawdą. Nie chciał z nią kończyć tej wspaniałej przyjaźni. Nie w taki sposób. I nie tak nagle. Po prostu nie mógł na to pozwolić. I nie zamierzał jej też odpuścić. Dziewczyna szybko wyrwała się z jego uścisku co jeszcze bardziej go zasmuciło. Przeczesał ręką swoje ciemne włosy, zbliżył się jeszcze bardziej. Poczęła się oddalać, a ten stał, jak słup soli. Westchnął tylko głęboko i patrzył na jej plecy. Był nieco zdezorientowany. W końcu się odwróciła, a w jego sercu pojawiła się iskierka nadziei. Była coraz większa i większa aż… ponownie zgasła. Odeszła z tego świata i być może trzeba było zapracować, żeby ponownie wróciła. Wypowiedziane przez Krukonkę słowa bolały jak jad węża.W innym świecie? Przecież przyjaźnili się w tym. Spotykali się codziennie i rozmawiali na różne tematy. Nie kumał, więc tej poważnej zmiany w ich relacjach. - Przecież przyjaźnimy się od pierwszego roku. Nic nie pamiętasz? A jeśli naprawdę mnie tak nienawidzisz… - westchnął i już miał powiedzieć ostateczne słowo, jednak w porę ugryzł się w język i zacisnął mocno zęby. Teraz nie mógł się poddać. Musiał pokazać, że potrafi walczyć i stać go na to. – Nie pozwolę ci odejść. Nawet jeśli czegoś nie pamiętasz to odnowię te relacje. Nie odejdziesz. Oczywiście, nie będę cię do niczego zmuszał, ale przynajmniej daj mi szansę… – Chciał być stanowczy. – Mogę ci opowiedzieć o kilku naszych spotkaniach. Nie zmyślam, uwierzysz. Myślisz, że gdybym ciebie nie znał to bym tutaj podszedł i cię zaczepiał? Nie. Nie będę robić sobie z ciebie żadnych jaj. Po prostu mówię prawdę – zauważył. Nie zamierzał dawać jej spokoju. Nie teraz kiedy dawała mu kolejną nadzieje na odzyskanie tego wszystkiego. Będzie próbował dopóki mu się nie uda… Tak sobie postanowił i zdania zmienić nie mógł. A nawet nie chciał, bo, gdy już sobie coś postanowił to nikt nie mógł go od tego odciągnąć.
Thetis Morgenstern
Temat: Re: Za kogo się uważasz?! - Thetis i Christopher Sob 17 Sty 2015, 13:24
Widziała jak iskierki radości powoli gasną w jego oczach, jak dopalająca się świeca, która jeszcze chwilę temu dawała tak wiele światła. Może powinna była się tego spodziewać, może to wydawało się takim oczywistym posunięciem w tej sytuacji, a jednak, gdzieś głęboko w środku, poczuła, jak ten smutny wzrok łamie jej serce. Dotkliwie. Kawałek po kawałku, rozdrabniając to, co jeszcze jakimś cudem zostało z tego organu. Nie potrafiła zrozumieć swoich uczuć do Ślizgona, były istną mieszanką nienawiści, złości, ale również swego rodzaju sympatii. Prawda była taka, że nawet jeśliby chciała, nigdy nie byłaby w stanie pojąć tego, co działo się w jej wnętrzu, jak i życiu. Rozerwana między dwoma światami, z trudem dawała sobie radę z rzeczywistością. Z każdym dniem było jej coraz trudniej, a to oznaczało, że choroba idzie na przód, myśl ta wywołała nieprzyjemne dreszcze. Życie ponownie wystawiało ją na próbę, a przecież była dopiero dzieckiem. Uniosła pytając brew do góry, gdy chłopak pogonił niechcianych gapiów Czy nie na ich owacjach mu zależało? pomyślała, zdezorientowana jego zachowaniem jeszcze bardziej. Nie odwróciła wzroku. Jej przepełnione emocjami oczy wwiercały się w niego z natarczywością większą, niż kiedykolwiek u niej zanotowano Wyglądało to tak, jakby chciała wiedzieć, o czym myślał, jakby chciała poznać każdą jego wątpliwość i każdy jego cel. Uśmiechnął się do niej, jednak ten uśmiech był inny niż poprzednie, jakby wymuszony. Nie spodobał się jej, był taki sztuczny, nie pasował do jego pięknych niebieskich oczy, które tak kochała. Przełknęła głośno ślinę, przestępując z nogi na nogę. Jej dłonie drżały nieznacznie, dlatego też zacisnęła je w pięści, obejmując się ramionami w pasie, jakby to miało ją uchronić przed nieuniknionym. Jej głowa pulsowała miarowo, doprowadzając ją do szaleństwa. Miała wrażenie, jakby straciła granicę między swoimi myślami a tymi, które nie należały do niej. Skąd się w ogóle wzięły? Próbowała skupić się na jego słowa, wydawał się teraz taki spokojny. Uważnie mu się przyglądała, by nie umknął jej moment, w którym brunet kłamie. Nie kłamał. To zaskoczyło ją najbardziej, wszystko co mówił było prawda, więc dlaczego ona nie potrafiła sobie niczego przypomnieć?! Niebieskie oczy Christophera lśniły. Skrzyły się pośród chmur, emanowały istnieniem, promieniowały wątpliwościami, atakowały pewnością, topiły się w wierze, negowały nienawiść, szerzyły ból i przede wszystkim oszołamiały. Poczuła się nimi przepełniona, niemal wypchana po brzegi, usatysfakcjonowana, prawie szczęśliwa, zrezygnowana. W tej chwili było tak, jakby nie miała już obowiązku prowadzić wojen, staczać bitew, główkować i poszukiwać sensu tak, gdzie on nie istniał. Ogarniał ją niebezpieczny spokój. Ten, którego zawsze się obawiała. Pragnęła nigdy go nie tracić. Uśmiechnęła się delikatnie, na sekundę owiewając chłopaka swym subtelnym pięknem. -Chris rozumiem….nie tego nie da się zrozumieć. – powiedziała kręcąc głową z zrezygnowaniem. Zaczęła chodzić z miejsca na miejsce, kilka raz otwierając usta, by po chwili je zamknąć. Toczyła się w niej niewyobrażalna wojna. Nie miała powodów by ufać Ślizgonowi, z drugiej jednak strony odniosła wrażenie, że może to zrobić. Widziała jak jej słowa sprawiają mu ból, to nie były udawane reakcje, nikt nie posiadał tak świetnych zdolności aktorskich. Był taki stanowczy w tym co mówił, nie chciał by się od niego odwróciła, być może naprawdę ich coś łączyło. Blondynka westchnęła cicho, próbując poskładać myśli i dobrze ubrać je w słowa. -Nie będę twierdzić, że twoje słowa są kłamstwem, nie jestem w stanie tego dowieść. – oznajmiła siadając na przewróconym nieopodal drzewie. Gestem ręki przywołała do siebie bruneta, a gdy już się przy niej pojawił ujęła jego dłoń w swoją. –Jesteś drugą osobą której zdradzę swoją tajemnicę, dlatego jeśli kiedykolwiek wykorzystasz tą informację przeciwko mnie, zniszczę Cię w najbardziej bolesny sposób, jaki będzie możliwy – zaczęła przybierając złowrogi wyraz twarzy, po czym rozluźniła się nieznacznie patrząc gdzieś w stronę słońca, które powoli zaczęło zachodzić –Od dziecka miała pewne problemy, jakby to niektórzy określili, byłam strasznie humorzastym dzieckiem. Raz zachowywałam się jak prawdziwy anioł, innym razem stawałam się diabłem wcielony. Na początku rodzice myśleli, że to normalne, w końcu byłam tylko dzieckiem. Niestety z czasem te „wybuchy” nasilały się i były coraz dotkliwsze dla osób w moim otoczeniu. Wtedy…wtedy rodzicie postanowili zabrać mnie do specjalistów, odwiedziłam ich całe mnóstwo, w wielu krajach świata, niestety żaden nie potrafił określić na co choruję. Dopiero cztery lata temu, nadano mojej chorobie nazwę „rozdwojenie jaźni”. Mimo, że ciało jest jedno, to żyją we mnie dwie osoby, które są od siebie całkowicie niezależne. Najgorsze w tym wszystkim jest to, że zupełnie nie wiem co robi ta druga jaźń przejmując moje ciało. – wyjaśniał, chciała aby to zabrzmiało najprościej jak się dało. Nie lubiła o tym rozmawiać, do tej pory o chorobie wiedziała tylko jej przyjaciółka Resa, to ona pomagała jej jakoś radzić sobie w Hogwarcie, wspierała blondynkę. –Dlatego zareagowałam tak a nie inaczej. Nigdy wcześniej nie rozmawiałam z tobą, robiła to Thetis, jak wiele innych rzeczy. Ja jestem Thet. A tak nawiasem mówiąc, miło Cię poznać. – dodała, z niepewnym uśmiechem na twarzy.
Christopher Richardson
Temat: Re: Za kogo się uważasz?! - Thetis i Christopher Sob 17 Sty 2015, 18:39
W oczach czternastolatka pojawiła się nieopisana pustka. Przygryzł swoją dolną wargę na tyle mocno, że zaczęły z niej wypływać pojedyncze krople krwi. Robił tak zawsze, gdy się denerwował. Takie chwile zdarzały się często, więc dużo osób mogło zauważyć ślady po spotkaniach z jego białymi, jak śnieg, zębami. Można powiedzieć, że był to w pewnym sensie jego nałóg, którego nie mógł się pozbyć. Był zbyt słaby, w środku, bo fizycznie przygotowany był idealnie. Oblizał ranę, poczuł metaliczny smak krwi. Przełknął głośno ślinę. Chciał się ruszyć, jednak miał wrażenie jakby jego nogi zostały stworzone z ołowiu. Nie mógł zrobić ani jednego kroku, nie mógł pobiec za nią i błagać o wytłumaczenie. Chciał jej coś powiedzieć, pożegnać się, przytulić po raz ostatni. Ale nie mógł. Stało się to czego najbardziej się obawiał. Można było nazwać to jego głębokim lękiem, którego nigdy nie chciał wypuścić na zewnątrz. Bezradność. Gdyby pozwolił jej wyjść na światło dzienne, zabrałaby całe szczęście skrywane w Christopherze. Wypalałby się niczym zgaszona świeca. On po prostu musiał czuć, że jest potrzebny i może coś zrobić. Jego wzrok ponownie pokierował się na rysunek, który trzymała w swojej dłoni. Na jego twarz wkradł się uśmiech. On nie potrafił rysować, nie miał w tym żadnej wprawy i jeśli próbowały naszkicować smoka… Cóż. Na pewno nic dobrego by z tego nie wyszło. Nie urodził się z piórem w ręku. - Dokładnie. Nareszcie się zgadzamy – wypuścił z ulgą powietrze. Zacisnął mocno zęby patrząc na nią z wyczekiwaniem. Nie wiedział na co tak naprawdę czekał. Na przeprosiny? Zasłużone wyjaśnienia? To i to? Miał ochotę parsknąć śmiechem, przewrócić oczami i znowu rozmawiać z nią tak, jak dawniej. Gdzie podziałała się ta stara, dobra Thetis? Może naprawdę był jakiś chory, walnął się w łeb i teraz nie rozróżniał swoich znajomych? Wszystkie opcje mogły być możliwe i tego obawiał się najbardziej. Nie wiedział co przeżywała jego koleżanka. Jego obawy się nie sprawdzały, był przecież normalnym czternastolatkiem pamiętającym każdą chwilą, każdą sekundę spędzoną w towarzystwie Krukonki. Z początku nie chciał się z nią zadawać, bo w końcu była półkrwi, ale jakoś się do niej przekonał. Nie wiedział, jak to było możliwe. Taki uparty, prawdziwy Ślizgon polubił dziewczynę związaną z mugolami? Niespotykane. Wiele razy śmieli się z jego znajomości, jednak on prostował się i dumnie kazał im się zamknąć. Nikt nie miał prawa wybierać mu przyjaciół, nikt nie miał prawa się z nich śmiać. Nikt nie miał prawa im dokuczać. Podszedł do dziewczyny, usiadł na przewalonym drzewie i zatopił swoje spojrzenie w jej pięknych oczach. Złapała jego lodowatą dłoń. Było dość ciepło, zbliżało się lato, jednakże jego dłonie zawsze były zimne. Jakby mógł zamrozić swojego wroga i nie dać mu się ruszyć. Poczuł wypełniającą go euforie. Wyszczerzył się do niej promiennie. Powrócił ten prawdziwy uśmiech Christophera, który był w stanie przekazać jedynie swoim prawdziwym znajomym. Parsknął tylko śmiechem na słowa zniszczenia. Powinno go to zaboleć, jednak zbytnio się nie przejął. Po prostu nie zamierzał tego nikomu mówić i postanowił o tym zaświadczyć. - Przysięgam, że nikomu nie powiem– wypowiedział te słowa całkowicie poważnie. Potrafił dochowywać tajemnic. Sekrety były częścią życia, a istniały po to aby je ukrywać. Klucze do skrzyń, w których były schowane, trzeba było trzymać bardzo daleko, w swoim umyśle, gdzie nie mógł nikt sięgnąć. Sam miał takich wiele, nie opowiadał o nich nikomu. I nie zamierzał dopóki sobie tego dokładnie nie przemyśli. Nikomu nie mógł do końca ufać. A ona jednak mu zaufała… Może powinien jej wtedy o tym powiedzieć? Taka myśl zaroiła się w głowie chłopaka. Ale tego nie zrobił. Po prostu odstawił ją na bok i dokładnie wysłuchał słów Krukonki. Wypowiadała je niemal rzeczowo. Richardson przeczesał ręką swoje włosy i zamruczał. – Rozdwojenie jaźni… To musi być jakaś mugolska choroba – nie zrozumiał tego do końca. Jak w jednym ciele mogły przebywać dwie osoby? Było to niemalże dziwne. I przez tyle lat nauki w Hogwarcie nie zauważył żadnej zmiany? Przecież to było całkowicie niemożliwe. – Miło cię poznać, Thet – uśmiechnął się. --------------------------------------------------- Koniec retrospekcji.
Sponsored content
Temat: Re: Za kogo się uważasz?! - Thetis i Christopher