|
| |
Autor | Wiadomość |
---|
Poppy Pomfrey
| Temat: Re: Gabinet Miltona Sob 25 Kwi 2015, 12:51 | |
| Nie trzeba było nikogo tracić. Poppy cechowała się wielką wyrozumiałością i skupiała się przede wszystkim na czynach danej jednostki a nie na jej pochodzeniu. Tyczyło się to również Harry'ego. Nigdy nie powiedział do niej złego słowa, a dzisiaj postanowił podzielić się z nią swoją prawdziwą tożsamością. Między nimi istniało wiele niedopowiedzeń i nieskończonych słów. Szanując to, Poppy dowodziła swej lojalności i wyrozumiałości. Zbolała mina Harry'ego zagęszczała atmosferę w gabinecie. - Nie trać nadziei, zawsze jest jakieś wyjście, przyjacielu. - jeszcze zanim usłyszała wprost z jego ust prawdę, stała po jego stronie i oswajała się z gorzką prawdą. To trudne do przełknięcia pomimo wieloletnich podejrzeń co do odmienności Harry'ego Miltona. Dźwięk gwizdka czajnika dobiegał jak spod tafly wody. Skinęła głową i odczekała aż powróci z zaparzoną herbatą. Przez ten czas kręgosłup pielęgniarki zesztywniał. Wyprostowała się i nie spuszczała wzroku z mężczyzny. Nie drgnęła gdy wyznał datę swych urodzin. W pierwszej chwili tego nie rozumiała, wszak Harry wyglądał nieco młodziej od niej, nie mógł mieć więc sześćdziesięciu lat. Wiedziała, że jest starszy niż wskazuje na to jego ciało, jednak nie przypuszczała, że aż tak. Dowiedziała się zatem prawdy. Dziedzic jednego z wampirzych rodów. Wampirzych, żywiących się krwią ludzką. Dłoń Poppy powędrowała do ust; zakryła je i powoli wstała z krzesła. Momentalnie pobladła, a jej puls przyspieszył od doznanego szoku. Odwróciła wzrok i zamknęła oczy starając się zachować jasność umysłu. To wszystko wyjaśniało, pasowało idealnie. Na myśl jej nie przeszło mu nie uwierzyć. Pielęgniarka odeszła. Stanęła przy oknie i je uchyliła, wprowadzając do pomieszczenia świeżego powietrza i aby pozbyć się klaustrofobicznego uczucia zamknięcia. Zrodziło się o wiele więcej pytań. W jaki sposób radzi sobie z... krwią? Czy męczy się wśród uczniów, co robi, gdy wyczuwa krew? Długo nie patrzyła na Harry'ego, walcząc z myślami. Poppy bała się lecz nie Harry'ego tylko jego części i martwiła się. Skoro jest w Hogwarcie za błogosławieństwem Albusa, to znaczy, że nie stanowi żadnego niebezpieczeństwa dla młodzieży. Odwróciła się powoli do mężczyzny nie kryjąc dwóch kryształowych łez w kącikach oczu. - Ufam tobie, Harry. Ufa tobie Dumbledore, więc jeśli pan Wilson ma w sobie odrobinę zrozumienia, zaufa Albusowi. - powiedziała powoli, zaciskając paznokcie na wierzchu swej dłoni. Nie podchodziła jeszcze do mężczyzny, bo nie pokonała jeszcze potrzeby dystansu zaraz po usłyszeniu prawdziwej tożsamości Harry'ego. To chwilowe i ulotne aczkolwiek konieczne. - Ta informacja nie może dotrzeć do uczniów i innych nauczycieli, a więc musimy opracować plan jak uciszyć ciekawość pana Wilsona. Czy chcesz przyjąć moją skromną pomoc i pomoc Dumbledore'a, Harry? - mówiła, przemawiała łagodnie aby odwrócić swoją i jego uwagę od silnych uderzeń własnego serca. Wampir zabił małego Victora, a podobnego miała przed sobą. Powtarzała sobie non stop, że jest jej przyjacielem i nigdy nie widziała w nim zła. Tak jak młody Lupin z Gryffindoru różni się od Greybacka, tak Harry różni się od potwora, który zabił niewinne dziecko. Poppy powstrzymała salwę pytań cisnących się na usta. Nie czas na to, muszą koniecznie znaleźć plan A oraz plan B, aby pan Jared Wilson stracił zainteresowanie Harrym przynajmniej na najbliższy czas. |
| | | Harry Milton
| Temat: Re: Gabinet Miltona Nie 26 Kwi 2015, 08:36 | |
| Truizmy wypowiadane przez Poppy raniły go bardziej niż przypuszczał, doprowadzając do wzmocnienia poczucia niskiej wartości. Związany z tym był jej matczyny głos, który właśnie teraz zaczął irytować mężczyznę na tyle mocno, aby przypominać nieprzyjemne wspomnienia z dzieciństwa. Zamiast odpowiedzieć na jej słowa, pozwolił zarysować swoją osobę grubymi kreskami jako zdołowanego człowieka. Pokazanie innej strony tego problemu wzbudziłoby zbyt wiele niepotrzebnych emocji i dopóki nie został zmuszony, wolał przemilczeć decyzję, jaką podjął dzisiejszego wieczoru. Oboje pamiętali o rozmowie w wielkiej sali podczas kolacji, podczas której kobieta próbowała słusznie wycelować w odpowiednią datę jego urodzin. Pośrednio odnosząc się do tamtej chwili, wyprowadził ją z błędu dodając kilka istotnych informacji, rozwiewających jakiekolwiek wątpliwości, że przed nią stoi normalny, zwyczajny mężczyzna. Bez mrugnięcia okiem przypatrywał się dłoniom pędzącym na spotkanie z ustami, aby przykryć krzyk bądź jęk usilnie próbujący wyrwać ze ściśniętego gardła. Gwałtownie zwężone źrenice spotęgowało strach widoczny w gestach kobiety, szczególnie że stała wyprostowana niczym struna i patrzyła na niego dokładnie tak, jak się spodziewał. Nie była w stanie usiedzieć na miejscu, co doskonale rozumiał i bezwiednie oparł się plecami o kant biurka, krzyżując ręce na klatce piersiowej. Wzrokiem śledził niewidzialne dla Poppy ślady przebywających tu wcześniej zwierząt, bezwiednie korzystając z panującego w pomieszczeniu półmroku. Podarował kobiecie chociaż trochę prywatności na wzięcie głębszego oddechu, nie odprowadzając jej sylwetki natarczywym spojrzeniem. Otrzymała niezwykle cenną wiadomość, którą musiała poważnie przemyśleć. Dopiero kiedy się odezwała, podniósł na nią wzrok i serce mu się ścisnęło na widok samotnych, wstrzymywanych łez. Dlatego zanim skończyła mówić, przymknął do połowy powieki i wpatrywał się z lekko zawieszoną głową w poprzedni punkt. Pogodzony z kiepską sytuacją, skinął stanowczo acz powoli głową na znak zrozumienia jej słów. Zaakceptowanie słów zaufania stanowiło dla Harrego niezwykle ciężką próbę, dlatego pytanie pielęgniarki wzmogło jego czujność i spojrzał na nią z mieszaniną podejrzliwości i niedowierzania. - Do tej pory skutecznie unikałem demaskacji, nie zamierzam nagle zacząć odnosić się ze swoimi zdolnościami. Atak dementorów zmusił mnie do pomocy uczniom, w przeciwnym razie nikt z niepowołanych, nie dowiedziałby się o … – przerwał na krótką chwilę, jak gdyby szukał odpowiedniego słowa występującego w społeczeństwie czarodziei – animagii. – Dokończył z nutką irytacji wynikającej z sytuacji pod ostrzałem ostrych pytań szykujących się w Ministerstwie. Pokręcił nieco zdezorientowany głową, nie ruszając się nawet o centymetr. – Pan Wilson nie zna całej prawdy. Uciszenie jego ciekawości na niewiele się zda, ponieważ machina ciekawości już ruszyła. Jeżeli nie on, znajdzie się służbista, który nałoży na mnie karę za niestawienie się przed komisją. Póki co jednak – dopiero teraz podniósł spojrzenie na kobietę, zainteresowany faktem powstrzymywania lawiny pytań, jakie z pewnością cisną się jej na usta. Przez tyle lat znajomości należały się jej wyjaśnienia, podczas gdy ona postanowiła stłumić w sobie prawo do tego i skupić na odnalezieniu rozwiązania. – zaprosiłem go na piątek do mojego gabinetu na rozmowę. Może wtedy dowiem się czy planuje postawić przeciwko mnie jakieś zarzuty. Według akt Milton jest charłakiem. Potrzebował pomocy Poppy głównie ze względu na odnalezienie się w czarodziejskim społeczeństwie i poznaniu ich praw, wymogów uprawniających do używania animagii. Teoretycznie wiedział czym charakteryzuje się charłak, jednak wyjaśnienie tego malutkiego cudu jakim są płynne i gwałtowne przemiany w ptaka pozostawało poza zasięgiem wiedzy Miltona. Nawet na moment nie zdążył zapomnieć o prawdziwej tożsamości, czekając cierpliwie aż kobieta ośmieli zadać przynajmniej kilka pytań na temat jego natury.
|
| | | Poppy Pomfrey
| Temat: Re: Gabinet Miltona Nie 26 Kwi 2015, 10:03 | |
| Harry nigdy nie był zwyczajnym, normalnym mężczyzną i musiałaby być głucha i ślepa, aby tego nie zauważyć. Nie przypuszczała jednakże, że aż tak bardzo różni się od przeciętnego człowieka. Dotychczas uważała go za charłaka, ignorując ciche sygnały, że coś jest z nim nie tak jak być powinno. Prawda wstrząsnęła kobietą, pozbawiając ją wewnętrznej równowagi z jaką przybyła do gabinetu. Splotła ze sobą palce i patrzyła na Harry'ego zszokowana. Znali się tyle lat, jednak nigdy nie przypuściłaby, że jego odmienność sięga wampiryzmu. Rozumiała, że skrywał tajemnicę, a teraz, gdy przypominała sobie ich spotkania i dziwniejsze wymiany słów układało się to doskonale. Harry był wampirem i pracował w Hogwarcie, budynku pełnym uczniów. Gdyby wcześniej o tym wiedziała i zapytałby ją czy ma pracować w szkole, poważnie zastanowiłaby się nad tym. Być może poleciłaby mu rozwinięcie skrzydeł w innym kierunku, wszak przebywanie tutaj jest dlań ryzykowne. Dla uczniów również, Poppy, ale boisz się do tego przyznać. - Do tej pory szło tobie to bardzo dobrze Harry, ale przez przypadek dowiedział się o tym człowiek, którego według mnie będzie bardzo trudno wywieść w pole. Teraz najważniejsze jest twoje bezpieczeństwo i pobyt w Hogwarcie. Boję się pomyśleć co się stanie. - zaczerpnęła głęboki wdech, aby rozjaśnić sobie w głowie sytuację. Odsunęła prawo do pytań, skupiając się na powodzie spotkania. Harry poprosił ją o spotkanie nie dlatego, żeby opowiedzieć jej szczegółowo swoją historię, ale aby w jakiś sposób pomogła mu wyjść z kłopotów. Sądząc po człowieku, z jakim przyjdzie im walczyć - będzie to niebywale trudne zadanie. - Jeśli intuicja mnie nie zawodzi, to jest jeden jedyny sposób, aby odwlec komisję bądź sprawić, aby kto inny ją poprowadził. Ktoś, kogo znam i myślę, że będzie w stanie zrozumieć. Jednak decyzja nie należy do mnie. - dodała ze słyszalnym smutkiem w głosie. Wiązało się to z zaufaniem aurorowi, a to będzie dla Harry'ego bardzo trudne i ryzykowne. Musiałby zaufać Poppy i jej ludzkiej, przeciętnej, kobiecej intuicji oraz zdolności dostrzegania w człowieku dobroci ukrytej pod fasadą twardych mięśni i chłodnych oczu. - Harry, żaden charłak na świecie nie jest w stanie nauczyć się animagii. Co prawda chrałaki mogą uczyć się używać różdżki, jednak ich moc nigdy nie sięgnie tak zaawansowanego poziomu transmutacji. - powróciła do krzesła, usiadła na nie strapiona i poruszona. Poppy była zwykłą czarownicą pracującą w dziedzinie magii leczniczej. Jej wiedza również była ograniczona. Usilnie szukała sensownego wyjaśnienia i nic nie przychodziło jej na myśl. - Napij się herbaty. - poprosiła mężczyznę, koncentrując się na zagadnieniach: charłak i animagia. Nie mają ze sobą nic wspólnego. Wampiry nie byli czarodziejami, a więc nie mogli posiadać różdżki. Kobieta zmarniała, martwiła się bardzo, nie mogąc znaleźć wyjścia z sytuacji. Nie chciała proponować przyjacielowi wzięcia dłuższego urlopu od nauczania ani odradzać mu pobytu w Hogwarcie. Obawiała się, że będzie to bardziej niż konieczne, jeśli chcą uniknąć skandalu. W szkole zaginęło dwoje uczniów podczas, gdy w kadrze nauczycielskiej jest wampir. To będzie katastrofalne w skutkach, jeśli wyjdzie na jaw i odbije się to nie tylko na nim, ale i na całej szkole. - Przykro mi, Harry. Bardzo mi przykro, że nie potrafię znaleźć dla ciebie rozwiązania innego niż... opuszczenie zamku. Jeśli to wyjdzie na jaw... będzie to równe wadze pojawienia się dementorów. Nie będziesz wówczas bezpieczny. - zniżyła głos do szeptu, żałując, że nie jest w stanie pomóc mu bardziej. Bezradność jest okropna. Nie móc pomóc, kiedy ktoś tego potrzebuje. |
| | | Harry Milton
| Temat: Re: Gabinet Miltona Nie 26 Kwi 2015, 12:04 | |
| Mógł jedynie domyślać się, jakie uczucia i wątpliwości krążą po głowie pielęgniarki. Ostrożnie skinął głową, cedząc w umyśle każde z wypowiedzianych słów. Wiedział, że nie chodziło tutaj o podważenie umiejętności kamuflażu, ale wskazanie głównego problemu – Wilson w jakiś sposób dostrzegł zagrożenie w niepozornym człowieku. Przez dostępny mu czas zastanawiał się, dlatego mężczyzna zainteresował w ogóle ktoś taki jak on. Szary, pospolity, nie wyróżniający z tłumu i nie wychylający na przód. Popełnił błąd, jednak jeśli nie zaangażowałby się w ratowanie uczniów, do końca życia czułby wyrzuty sumienia. Bezpieczeństwo brzmiało groteskowo w ustach Poppy i chociaż Harry nie odezwał się, po grymasie na jego twarzy dało się dostrzec pewne rozbawienie. Z rosnącą niecierpliwością czekał na wyjaśnienie tajemniczego rozwiązania, jakie krążyło po jej umyśle. Nawet dłonie wydawały się cieplejsze niż kilka minut wcześniej, kiedy jeszcze stres pożerał wnętrzności. Odprowadził ją wzrokiem na poprzednie miejsce, słuchając bez przerywania krótkiego wykładu na temat charłaków. Pomysł z użyciem tego określenia był niezwykle trafny, jednak dobrze się sprawdził dwanaście lat temu. Od tamtego momentu nastąpiły nieodwracalne zmiany, a dalsze tuszowanie jego tożsamości było zadaniem nie do wykonania. Pokornie spełnił prośbę kobiety, sięgając również drugi kubek – przygotowany dla niej. Starając się, aby nie dotknąć jej ręki, z pewnym ociąganiem przekazał parujący jeszcze napój, uważnie obserwując kolejno następujące po sobie spięcia mięśni ramion. Westchnął ciężko zaraz po tym, jak upił pierwszy łyk i ponownie zaczął rozgrzewać dłonie o ścianki kubka. Spojrzeniem muskał zmartwioną twarz przyjaciółki, dostrzegając żywe i autentyczne zaangażowanie w ich znajomość. – Miałem nadzieję, że znajdziesz inne rozwiązanie – dopiero po chwili skomentował jej słowa, a smutek dostrzegalny w głosie nie niósł aż tak wiele goryczy jak powinno. Milton był przygotowany na taką możliwość, więc rozważał ją od kilku godzin. Pielęgniarka jedynie upewniła go w przeświadczeniu, że ucieczka okaże się najlepszym rozwiązaniem. Zmiętolił w ustach przekleństwo i odłożył z głośnym hukiem kubek, czując silną potrzebę odetchnięcia świezym powietrzem. Wbijając mocno dłonie do kieszeni ruszył dziarsko do okna, wypatrując gwiazd słabo migoczących przez deszczowe chmury na jesiennym niebie. - Tylko niektórzy decydują się na życie w waszym społeczeństwie, Poppy. Jest pewne miejsce, ale… – zawahał się, ponownie kręcąc z niedowierzaniem głową. Kobieta sama musiała domyślić się, że mówi o wampirach. – Nie sądziłem, że tak szybko tam wrócę. Może to najwyższy czas… – ewidentnie mówił to do siebie, nie kończąc rozpoczętych myśli i przerywając przeszyty kolejnym słowem. Przed oczyma zobaczył migotliwy obraz ukochanej z bladym uśmiechem pełnym wyrozumiałości i oczyma tak smutnymi, jak nigdy wcześniej. Zawiesił głowę, podpierając się dłońmi o parapet i przenikliwym szeptem oznajmił: - jestem już za stary na ucieczkę i próbę naprostowania ludzkich poglądów. Mógłbym przekonać jedną bądź dwie osoby, aby porzuciły stereotypy, ale prawda jest zupełnie inna. To są zbyt mroczne czasy, aby ktoś próbował mnie zrozumieć. – Tknięty pewną myslą odwrócił się przez ramię, ostatecznie przekręcając całą sylwetkę naprzeciwko Poppy. Nie podszedł jednak bliżej. – Widzę przecież, że się boisz. Nie każdy potrafi pokonać ten strach. Znasz mnie dwanaście lat czy dałem ci jakikolwiek powód, abyś czuła przede mną lęk? – Nawet nie czekając na odpowiedź, kontynuował dalej. – Większość rodziców nie zada sobie tego trudu i zaskarżą mnie w najwyższych instancjach, oboje o tym wiemy. Będą dążyć nie tylko do wyrzucenia z posady, ale surowszej kary za stawienia dzieci w rzekomym niebezpieczeństwie.. – zamierzał mówić jeszcze o zaufaniu, o wątpliwościach, o strachu. Wszystko to przestało mieć znaczenie, kiedy przysiadł na parapecie czując chłodny powiew wiatru wkradający się pod koszulę. Zawiesił głowę ze smutnym uśmiechem zastygłym na ustach. - Przez większość swojego życia byłem wśród ludzi, zarówno magicznych, jak i tych nieświadomych. Nie widzę innego rozwiązania jak wrócić tam, gdzie się urodziłem i wychowałem – dokończył i zamknął powieki, po raz pierwszy przypominając człowieka boleśnie doświadczonego przez los. Pogrążony w smutku potrzebował słów pocieszenia, czując że nie podoła kolejnym słowom kotłującym się w głowie. Ciężar tęsknoty zawiązał ponownie supeł na jego jelitach, jak gdyby wraz z podjęciem decyzji o odejściu miał porzucić dotychczasowe wspomnienia.
|
| | | Poppy Pomfrey
| Temat: Re: Gabinet Miltona Nie 26 Kwi 2015, 13:18 | |
| Bezsilność spadła na barki kobiety. Pragnęła pomóc i znaleźć dobre rozwiązanie, jednak cokolwiek przyszło na myśl wydawało się niewystarczająco bezpieczne. Żałowała, że tak trudny człowiek musiał się akurat teraz zainteresować Harrym. Harry pomagał uczniom podczas ataku dementorów - czyż to nie jest wystarczający powód, aby nie zagłębiać się w jego niepewną przeszłość i nie wydobywać jej na światło dzienne? To może zniszczyć mu życie, a jako nauczyciel sprawdzał się doskonale. Objęła kubek parującej herbaty, skinięciem głowy dziękując za nią. Nie napiła się jej od razu, nie będąc w stanie przełknąć nawet śliny. Rozczarowała go, liczył na nią i ufał, że jest wyjście z sytuacji. Poppy musiała jednak patrzeć z perspektywy obcej osoby, jeśli mieli nie popełnić błędu i nie stawiać na szali zbyt wiele. Teraz to on podszedł do okna, jakby właśnie w tamtym miejscu człowiekowi łatwiej było rozmyślać. Świeże powietrze obniżało ciśnienie w płucach, gdyż siedząc przy biurku i świecach odnosiło się przytłaczające wrażenie. - Gdyby udało się... nam naprostować pogląd jednej, jedynej osoby, choć postawionej bardzo wysoko, być może nie będzie konieczności walki z rodzicami uczniów. - nie wierzyła sama w swe słowa. Ilekroć wyobrażała sobie pana Wilsona, smuciła się, bowiem przekonanie tego człowieka do swych racji imało się niemożliwego. Czy istnieje na świecie choćby jedna osoba, która byłaby skłonna go powstrzymać przed bardzo niebezpieczną ciekawością? Wystarczy jeden człowiek, aby wprowadzić zamęt w życie Harry'ego, który nie zasługiwał na więcej cierpienia. Należał mu się spokój i dostatek. Nie powinien ciągle oglądać się przez ramię. - Znam cię i jesteś dobrym człowiekiem, Harry. Dla mnie osobiście tylko to się liczy a nie to... kim jesteś. - nie zaprzeczyła lękowi przed jego mroczniejszą naturą. Ponownie odezwała się potrzeba pytań. Jak sobie radzi? Czy to trudne? Czy stracił kontrolę nad sobą? Tysiące pytań kierowanych troską i uciszenia strachu. - Wiem, że nie skrzywdzisz żadnego dziecka. Widziałam ciebie w wielkiej sali i każdy kto ciebie wówczas zauważył widział też z jakim zaangażowaniem chroniłeś dzieci. Liczą się czyny, Harry. Pan Wilson musiał to dostrzec. - Harry momentalnie rzucił się pamiętnej nocy w wir walki i nie zważając na własne zdrowie, osłaniał sobą najbardziej podatną na cios młodzież. Robił wszystko co mógł bez użycia różdżki i to mówiło o jego potędze i dobrym sercu. To bohaterstwo, bo przykładowo pan Filch, charłak z prawdziwego zdarzenia, zwiał gdzie pieprz rośnie i przeszkadzał podczas ewakuacji. Zamknęła oczy, smutniejąc dwakroć bardziej gdy wspomniał o uciecze w ojczyste rejony. Bardzo daleko, być może ponownie nie zobaczą się przez wiele lat. - Nie musisz tam wracać, Harry. Urlop zdrowotny w ulubionym miejscu na świecie do czasu aż w Hogwarcie wrzawa nie ucichnie jest pośrednim rozwiązaniem. To będzie dla ciebie korzystne, przyjacielu, jeśli porządnie wypoczniesz. - spojrzała nań znacząco, gdyż kilkakrotnie przypominała mu, aby stawiać na pierwszym miejscu swoje zdrowie, dopiero następnie reszty. - Jestem jednak za tym, abyś zaufał Dumbledore'owi. To potężny człowiek, będzie w stanie tobie pomóc bardziej niż ja. - uniosła do ust kubek z gorącą herbatą. - Będziesz mógł tutaj bezpiecznie wrócić. |
| | | Harry Milton
| Temat: Re: Gabinet Miltona Pon 27 Kwi 2015, 09:47 | |
| Z pomocą kobiecej intuicji Poppy wiedziała, jak wiele cierpienia musiał znieść Harry i chociaż nie powiedział tego wprost, żałował tych wszystkich bezowocnych lat. Zerknął na nią z powątpiewaniem, ponieważ przekserowanie myśli Jareda Wilsona graniczyło z cudem – głównie ze względu na zatwardziałość, którą widział każdy z pedagogów. Auror nie powinien uczyć młodzieży, wykorzystując metody stanowczo przekraczające delikatne postępowanie z wrażliwymi jednostkami, a jednak dyrektor wyraził zgodę na przeprowadzenie zajęć. Niosły one ze sobą potężną wiedzę, dlatego Milton nie podważał decyzji wyżej postawionego człowieka. Zastanawiał się tylko dlaczego Wilson? Czy z tym zadaniem nie poradziłby sobie ktoś taki jak Alex Hall albo Sofia Clinton? Zatopiony w odmętach myśli pozwolił milczeniu rozciągać się między nimi wygodnie, powolnymi ruchami gładząc niewielką szczecinę porastającą podbródek. Była jeszcze jedna osoba, która miała wpływ na podwładnych z Ministerstwa Magii i ten nikły płomyk nadziei zaprzątnął bez reszty umysł mężczyzny. Podniósł głowę, ale dopiero po chwili z jego spojrzenia odpłynęła mgła zamyślenia. Ciepło otuliło ściśnięte serce byłego egzekutora, jednak bronił się przed uczuciami ulgi. Daleko było do rozwiązania problemu i skupianie na pozytywnych słowach podsycało tę nikłą nadzieję. Wiedział, że powinien kierować się rozsądkiem, szczególnie teraz, ale nic nie mógł poradzić na spokój wypełniający duszę wraz ze świadomością sojusznika po tej samej stronie barykady. Odciągnął na bok wojenne, nieprzystające określenia i posłał Poppy słaby, acz szczery uśmiech. – Doceniam twoje słowa, Poppy, nawet nie wiesz jak wiele one dla mnie znaczą – odpowiedział dopiero, kiedy kobieta z mocą próbowała zakończyć swoją wypowiedź. Nie potrafił zarazić się od niej całkowitym optymizmem, ponieważ z jego wnętrza wychodziła natura pesymisty. Chciał dodać jeszcze trochę podziękowań, ale sprawiały wrażenie oderwania od głównego nurty ich rozmowy. Na odpowiednią formę wdzięczności nadejdzie stosowna chwila. Westchnął ciężko, po raz kolejny tego wieczoru krzyżując ręce na klatce piersiowej i opierając się o krawędź parapetu. Urlop zdrowotny był całkiem kuszącą alternatywą w porównaniu do powrotu, jaki odkładał latami. Niekomfortową sytuację z Wilsonem w roli głównej odebrał jako wyraźny znak od losu, aby porzucił mrzonki na temat szczęścia wśród czarodziejów i udał się tam, gdzie go zaakceptują bez lęku o życie. Miał cichą pewność, że tylko tam odnajdzie kobietę, która z przyjemnością spędzi z nim kolejne sześćdziesiąt lat w szczęściu i zdrowiu. Przymknął powieki z wyraźnym wahaniem nad odpowiedzią, rozważając poważnie propozycję Poppy. Już teraz wiedział, że rozmowa z pielęgniarką odjęła kilka kilogramów ciężaru z jego barków i choćby dla tego uczucia warto było zaryzykować. Uśmiechał się pod nosem, kiedy obdarzył ją przenikliwym spojrzeniem. – Masz rację, nie wszystko jest odgórnie przekreślone. Być może… – przerwał na moment, odsuwając na granice podświadomości ocenę krążącego po głowie pomysłu. – Wiem, że dyrektor Hogwartu się za mną wstawi. Jeżeli pojadę do świętego Munga po kartotekę i przeprowadzą odpowiednie badania… zarówno pan Wilson, jak i inni dostaną wyraźny dowód, że nie atakuję ludzi. – Wolno cedził słowa, ponieważ elementy układanki powoli zaczynały przypominać spójną całość. Pod wpływem euforii wynikającej z podjęcia konkretnych działań, podniósł się z miejsca i zrobił wzdłuż okien kilka powłóczystych kroków. – W poniedziałek zahuczy w mediach, jeżeli na komisji okaże się kim jestem. Muszę wyprzedzić wydarzenia... – zatrzymał się w końcu, podnosząc porozumiewawcze spojrzenie pielęgniarce. Szukał w nich zrozumienia i wsparcia, że kobiecie przejdą przez gardło te idiotyczne słowa. Czuł, że mimo wszystko ma przewagę nad Wilsonem i powinien to wykorzystać jak najprędzej.
|
| | | Poppy Pomfrey
| Temat: Re: Gabinet Miltona Pon 27 Kwi 2015, 17:57 | |
| Cała sytuacja zaczynała i kończyła się na jednym człowieku - Albusie Dumbledorze i zaufaniu jego postępowaniu. Poppy nie podważała nigdy decyzji Dyrektora, a co za tym idzie, metody wychowawcze pana Wilsona z trudem akceptowała. Przymykała na to oko, tak jak reszta kadry pedagogicznej. Trzymanie w murach zamku szefa aurorów i jego współpracowników zwiększało bezpieczeństwo szkoły - co by poczynili bez ich patronusów na balu? Wiązało się to jednakże też z minusami, czego dotkliwym przykładem jest sytuacja Harry'ego. Bardzo przykra sytuacja. - Przykro mi, Harry. Jestem tylko pielęgniarką, nie potrafię poruszyć świata. - odczuła pewnego rodzaju ulgę, że nie poczuł się tak bardzo urażony jej brakiem... rozwiązania. Niedawno, bo wczoraj, być może odzyskała właśnie przyszywanego bratanka, którego nie widziała dwadzieścia parę lat. Nie miała pojęcia, że żyje, a dowiedziawszy się o wspólnej historii, zyskała również za sojusznika - miała taką nadzieję - dobrego aurora stojącego nader blisko pana Wilsona. To była jedyna nadzieja, jeśli ucieczka (ush, to tak smutno brzmi) ma stać się ostatecznością, a nie koniecznością. - Och. Cieszę się, że przynajmniej tutaj będę w stanie tobie pomóc, Harry. Skontaktuję się z dobrym uzdrowicielem ze świętego Munga, który mnie niegdyś uczył. Jeśli pozwolisz, zarysuję mu sprawę i umówię was na spotkanie, abyś mógł bez obaw wyprzedzić wydarzenia. - odstawiła naczynie z herbatą, nie ruszając się z miejsca. Martwiła się, a serce wciąż kurczyło się niespokojnie. Nie atakował ludzi - dobrze o tym wiedziała, potrafiła to wyczytać z toni jego dobrych oczu. Kobieta milczała chwilę, przyglądając się przyjacielowi - wciąż nim był pomimo wstrząsającego wyznania, który spędzi sen z powiek pielęgniarki przez najbliższe noce. - Odetchnij, Harry. Nie jesteś już z tym sam. - poprosiła go łagodnie. Już dosyć skrępowania i spiętych mięśni we własnym towarzystwie. |
| | | Harry Milton
| Temat: Re: Gabinet Miltona Wto 28 Kwi 2015, 07:54 | |
| Podkreślił swoje stanowisko jedynie krótkim skinięciem głowy, nie czując powinności ani sił do zaprzeczania wypowiedzianemu właśnie faktowi. Oczekiwał od przyjaciółki zaufania, związanego z pozostawieniem ich relacji na takim samym poziomie jak wcześniej, uwzględniając jedynie nowe informacje odnosząc się do tożsamości jednego z nich. Podniósł na nią zaskoczone, może lekko pobłażliwe spojrzenie, równocześnie zaprzeczając ruchem głowy. – Nie trzeba tego robić, Poppy. Pewna uzdrowicielka posiada pełny dostęp do moich akt, leczyła moje rany wielokrotnie i wie dokładnie kim jestem. Wątpię, aby pojawił się jakikolwiek problem z przesłaniem kopii – poinformował przyjaciółkę nie tylko o zaradności, ale również szerszych znajomościach związanych ze światem zewnętrznym, przepełnionym czarodziejami. Dotychczas podejrzewał, że pielęgniarka uważała go za całkowitego samotnika wykluczonego świadomie, z własnej woli ze społeczeństwa i życia towarzyskiego. Dlatego też obserwował czy w jej oczach pojawi się błysk zaskoczenia, albo usta zmienią swoje położenie podczas przyswajania nowej informacji. Słysząc podsumowanie ich rozmowy poczuł, że lepszego zakończenia nie mógł wymarzyć i posłał jej pełen wdzięczności uśmiech, sięgający nawet jasnych tęczówek. Pokiwał ze zrozumieniem głową, spoglądając przelotnie na zachmurzone niebo, z którego zaczął siąpić deszcz. Przymknął okiennice, jednak nie zamknął ich całkowicie, witając z otwartymi ramionami chłodne powiewy nocnego powietrza. Podszedł do biurka przystając przed nim, aby sięgnąć po pergamin i pióro do napisania kilku słów do osoby, która potrafiłaby pokierować plotkami w odpowiedni sposób. - Wiem, że masz wiele pytań, Poppy. Postaram się odpowiedzieć chociaż na kilka z nich – w międzyczasie podniósł na krótko spojrzenie, posyłając kobiecie zachęcający uśmiech. Kiedy skończył podpisywać się, zawinął kartkę do koperty i podszedł do sowy przysypiającej w rogu komnaty. Kiedy zapłacił smakołykiem schowanym wczesniej do kieszeni, pupil przebudził się, aby przekazać wiadomość. Pożegnał się z cichym huknięciem, pozostawiając dwójkę dorosłych samym sobie. Mężczyzna odwrócił się, aby spojrzeć na pielęgniarkę, której uroda została zniekształcona przez płomień świecy i zmartwienie, jakiego nie widział u niej od momentu śmierci męża. |
| | | Poppy Pomfrey
| Temat: Re: Gabinet Miltona Wto 28 Kwi 2015, 17:13 | |
| Niewiele się zmieni w ich wzajemnych stosunkach. Gdy minie pierwszy szok i drżenie serca, wszystek wróci do normy. Pozostanie uporać się z nadchodzącymi problemami i poradzić sobie ze zbyt intensywnym zainteresowaniem człowieka niezdolnego do wyrozumiałości czy chociażby wysłuchania opinii innych. Uśmiechnęła się łagodnie do Harry'ego, zaskoczona trochę jego zaradnością. Tacy bywali mężczyźni - wszystko sami, samodzielnie. Sądząc po naturze... po charakterze Harry'ego, ten chodził samotnymi ścieżkami, stroniąc od intensywnego towarzystwa. Nie miała pojęcia, że zdążył zdobyć zaufanie kilku osób więcej. Takich, które są w stanie udzielić mu pomocy. Uspokoiła się i kamień spadł jej z serca. W ten oto sposób mogli iść krok przed panem Wilsonem i zyskać mocny, solidny argument. Zapisała sobie jasny, wdzięczny uśmiech Harry'ego głęboko w pamięci. Jego tajemnica będzie zawsze bezpieczna i mógł widzieć w niej sojusznika, jeśli zajdzie taka potrzeba. Zamoczyła usta w stygnącej herbacie, obserwując w ciszy ruchy przyjaciela. Dopiero gdy uchylił okna dostrzegła, że padał deszcz. Pogoda idealnie odzwierciedlała nastrój w zamku. Jesień przyszła wyjątkowo w paskudnej oprawie. Nie było kolorów, złota, czerwieni, brązu, a jedynie przygnębiająca szarość. Nie zapytała dokąd śle sowę. To dorosły mężczyzna, ciężko doświadczony przez los. - Odpowiedziałeś już na podstawowe pytanie. To najważniejsze. - miała na myśli jego dietę bądź jak kto woli - przypadłość. Domyśliła się bez problemu, że uszczuplał zapasy zwierzęce w Zakazanym Lesie - gdzieżby indziej? Nie zagłębiała się w szczegóły i nie pytała o nie, decydując, że to powinno pozostać jego tajemnicą nawet przed nią. - Zauważyłam wrażliwość na słońce, przemianę w niemądrego kruka niezważającego na własne bezpieczeństwo... czy jest coś, czym jeszcze potrafisz zaskoczyć, Harry? - spojrzała mu w oczy, odwzajemniając stoicki uśmiech i przez chwilę przypominając siebie z dawnych lat. Poppy nie posiadała głębokiej wiedzy na temat... istot odmiennych i zamieszkujących między czarodziejami. Z pewnością odwiedzi panią Pince i z błahej przyczyny wypożyczy książki traktujące o wampiryzmie z Działu Ksiąg Zakazanych, aby móc zapoznać się lepiej ze stronami natury Harry'ego. Preferowała dokładne przygotowanie, poza tym zadawanie szczegółowych, wręcz intymnych pytań nie przychodziło kobiecie zbyt łatwo. |
| | | Harry Milton
| Temat: Re: Gabinet Miltona Czw 30 Kwi 2015, 07:42 | |
| Jego myśli zaprzątał wysłany przed chwilą list w duchu wyprzedzenia Wilsona o dwa kroki w przód, jeszcze nie mając świadomości jak wielką dogodność wykona Lustro nie zmuszając go do spontanicznych odpowiedzi. Obie strony mogły zyskać na tym niecodziennym układzie, dlatego nie wahał się. Wrócił spojrzeniem do kochanej Poppy, ledwo powstrzymując parsknięcie śmiechem na delikatne uchwycenie jego nieostrożnej postawy podczas walki z dementorami. Na krótki moment zapomniał o tęsknocie i bólu, jaki odczuwał przy bliższym kontakcie z upiorami. Dostrzegając rozluźnioną postawę pielęgniarki podszedł do niej, aby usiąść ponownie naprzeciwko niej i opowiedzieć, dlaczego udało mu się unikać przeraźliwie zimnych łap dementorów. Nim czas zdążył o sobie przypomnieć, do Miltona nadeszła sowa zwrotna z odpowiedzią od Redakcji. Nie martwił już Pomfrey podjętymi decyzjami, z ulgą odsuwając możliwość powrotu do korzeni. Może rzeczywiście, urlop zdrowotny znajdzie zastosowanie? Wystarczyło czekać do piątku, kiedy próg gabinetu pokona ciemna postać.
[zmiana tematu x2]
|
| | | Sponsored content
| Temat: Re: Gabinet Miltona | |
| |
| | | |
Similar topics | |
|
| Pozwolenia na tym forum: | Nie możesz odpowiadać w tematach
| |
| |
| |