|
| |
Autor | Wiadomość |
---|
Tanja Everett
| Temat: Re: Gabinet Halla Pon 29 Lut 2016, 23:21 | |
| Nigdy nie przepadała za pracami domowymi, ale z racji wiecznie zmęczonej mamy, Tanja przejmowała jej obowiązki. Wyuczyła się pewnych zachowań, które pomagały jej skupić się na czymś zupełnie innym, machinalnie wykonując wszystkie czynności. Teraz było podobnie. Odcinała się od świata zewnętrznego i polerowała te pieprzone buteleczki, aby można było widzieć najmniejszy pyłek kurzu po drugiej stronie na półce oddalonej o metr. Pieczołowicie czyściła szmatką każdy cal szkła, nie patrząc nawet na Halla. To jej odpowiadało. Zrobić co miała zrobić i zniknąć. Nie pojawiać się tu więcej, a kiedy znowu oberwie szlaban u Smoczycy, na kolanach ubłaga ją, aby wylądowała u Filcha. Świerzbiły ją palce na widok stażysty. Oczywiście nie było w nim epicentrum winy, ale pod wpływem adrenaliny oskarżało się przypadkową osobę. O wszystko. Padło na Halla i chyba tylko cud mógł zmienić spojrzenie Tanji na tę sytuację. Niski tembr głosu stażysty podrażnił jej bębenek, wspominając coś o strachu przed butelkami. Gryfonka powstrzymała prychnięcie, jakie zrodziło się w gardle i nadal polerowała butelkę. Jednak na kolejną wypowiedź zareagowała instynktownie, nieco niespodziewanie dla niej samej. Samo nawiązanie do metalowych narzędzi tortur i procesu kary sparaliżował wszystkie nerwy Gryfonki. Ostry ból przeszedł przez jej nerwy, czego skutkiem było upuszczenie szkła. Głośny brzdęk oznajmił rozsypanie się naczynia w drobny mak. Serce Everett zaczęło bić nieprzyjemnie szybko, oddech stał się płytki i urywany, zapanowało uczucie duchoty. Mroczki tańczyły przed jej oczami, ale ona i tak tymi wyobraźni była w swoim spalonym domu, gdzie ojciec takim łańcuchem zdzielił ją po plecach. Raz. Tanja myślała, że złamał jej kręgosłup. Skończyło się na złamanym żebrze, gdyż po pijaku chybił. Tanja zatoczyła się w gabinecie Halla i po omacku natrafiła dłonią na ścianę. Oparła się o nią plecami i zjechała po tynku na podłogę. Odpięła guziki u góry bluzki, chcąc złapać więcej powietrza. Na pytanie Halla, jakiekolwiek by nie zadał, nieobecnym spojrzeniem odnalazła jego twarz i wychrypiała: -Wody... proszę. Starała się nabrać spokojnie powietrza do płuc, a kiedy otrzymała odrobinę napoju, wypiła go duszkiem, czując nieprzyjemne dreszcze. Nie oponowała przed pomocą Halla, sadowiąc się na krześle. Po chwili schyliła głowę do kolan i objęła się rękoma za kark, kołysząc się lekko do przodu i do tyłu. Pierwszy raz od dawna doznała tak silnego napadu paniki, który ją sparaliżował. Była zła na siebie, jeszcze nigdy tak mocno nie oberwała z powodu przeszłości. |
| | | Alex Hall
| Temat: Re: Gabinet Halla Sob 05 Mar 2016, 20:33 | |
| Zawsze miał zbyt długi jęzor i niech mu wszyscy święci mugolscy świadkiem, Hall powinien się już dawno temu nauczyć, że w pewnych momentach należało zagryzać zęby, a nie chlapać nim bezmyślnie na prawo i lewo. Właśnie jak teraz, choć nie można było winić aurora za gwałtowną reakcję Tanji – w końcu nic o niej tak naprawdę nie wiedział i nie próbował specjalnie pogorszyć jej nastroju. Atak paniki zaskoczył go chyba jeszcze bardziej niż Gryfonkę, bo gdy buteleczka z eliksirem rozbiła się na podłodze z głośnym brzękiem, na moment zamarł. Zamarł, a potem wystrzelił jak sprężyna, z aurorskim instynktem wyjącym na alarm, kiedy dziewczyna się zatoczyła. Nie zdążył jej chwycić, zanim oparła się o ścianę, w duchu dziękując wszystkim siłom, że po prostu nie upadła jak długa na podłogę. Nie myśląc o niczym, całkowicie skupiony na tym, co się przed nim działo, Hall znalazł się przy Tanji, przykładając dwa palce do szyi, na której dziko pędził puls. W mgnieniu oka jego nieoficjalna podopieczna oblała się zimnym potem i zaczęła drżeć jak przy ataku jakiejś wyjątkowo złośliwej gorączki. Gdyby praca aurora nie przygotowała go do sytuacji podbramkowych, Alex pewnie spanikowałby, gapiąc się na dziewczynę jak ciele w malowane wrota – na szczęście dla wszystkich obecnych zachował głowę tak chłodną, że świat mógłby się walić za oknem, a on zacząłby się zastanawiać, jak ewakuować cywilów oraz który plan będzie najlepszy, by skutecznie wyrwać serce odpowiedzialnego za to sukinsyna. Emocje, które zwykle odczuwał zbyt intensywnie, milkły całkowicie, kiedy w grę wchodziło czyjeś bezpieczeństwo. Zgodnie z prośbą podał Gryfonce wody, powoli przechylając kubek przy jej ustach, by się nie zachłysnęła – a jeśli wpuścił tam parę kropel eliksiru na otrzeźwienie i uspokojenie, to nikt go za to nie opieprzy. - Do góry, powoli – zarządził spokojnym, ale nie znoszącym sprzeciwu tonem, wsuwając rękę za plecy Tanji i odruchowo łapiąc jej dłoń, by miała lepsze oparcie przy wstawaniu. - Tutaj, chodź – podprowadził Gryfonkę kilka kroków do fotela, z którego dużo trudniej było spaść niż z krzesła i pomógł jej usiąść głęboko w miękkie siedzisko. Nie przeszkodziło to niestety w kiwaniu, którego Alex kompletnie nie wiedział, jak powstrzymać. W takich przypadkach był chyba zawsze skazany na czekanie, aż przejdą – przykucnął więc u stóp mebla, opierając dłonie na ramionach dziewczyny i mamrocząc jakieś uspokajające, bliżej niezrozumiałe dźwięki bez konkretnych znaczeń, próbował złowić spojrzenie Tanji. Mógł mieć tylko nadzieję, że eliksiry zadziałają tak szybko, jak powinny, załagadzając krytyczną sytuację, która pojawiła się znikąd. |
| | | Tanja Everett
| Temat: Re: Gabinet Halla Nie 06 Mar 2016, 20:18 | |
| Jak dotąd oskarżała o wszystkie błędy stażystę, ale za owy atak paniki winiła jedynie siebie. Dawno nie miała podobnego ekscesu, dlatego jego pojawienie się w tak nietypowym miejscu jakim jest gabinet Halla było ciosem poniżej pasa dla Gryfonki. Nie lubiła okazywać swoich słabości, a owe osłabnięcie było właśnie czymś takim. Odkryła swój słaby punkt, nieświadomie, bo przecież raptem dwa dni temu rozmawiała z profesorem Wattsem o możliwościach zniewolenia młodego testrala i stanowczo odradzał jej metalowe łańcuchy. Może sama myśl o karze tak na nią wpłynęła? Serce biło jak oszalałe, wydawało się, że za chwile wyleci z młodej piersi. Z trudnością łapała każdy oddech. Łapczywie wypiła podaną jej wodę, nie wiedząc o eliksirach. Po czasie ten fakt uznałaby za zbawienny, bo ciężko byłoby jej samej się uspokoić. Z pomocą Halla zasiadła w miękkim fotelu, który przywrócił jej wizję bezpieczeństwa. Kiwanie się miało przywrócić jej równowagę duchową, a mruczenie z ust Halla dodatkowo koiło zszargane nerwy. Eliksiry krążyły po żyłach, uspokajając serce oraz oddech. W końcu podniosła głowę, spotykając się spojrzeniem ze stażystą. Oparła bezwiednie głowę na kolanach i ciągle patrzyła w jego stronę. Nie wiedziała co powiedzieć. Przeprosić? Wkurzyć się? A może wyjść bez słowa? Drgnęła nagle, stawiając stopy na podłodze i podnosząc się na nich do pionu, pozbywając się rąk stażysty. Słowa nic nie wytłumaczą. Jak w jakimś transie rozpięła bluzę i rzuciła ją na fotel. Następnie zaczęła podwijać bluzkę jednocześnie się odwracając plecami do Halla. Może mogło z początku go to zmieszać, ale na pewno nie chodziło teraz o fizyczne zbliżenie. Raczej o duchowe zrozumienie. Plecy Tanji wyglądały, jakby ktoś zrzucił ją z wieży Gryffindoru, przeturlała się po szkle, gwoździach, ostatecznie lądując w żarze. Jednak była to zupełnie inna historia. Każda blizna - inna historia. Prawy bok nosił okropne poparzenie, które zniekształciło gładką skórę w coś pofałdowanego i ohydnego. Wzdłuż całego kręgosłupa ścieliły się bliny po ranach ciętych, po silnych uderzeniach, które rozerwały skórę... a ślad na lewym boku miał wyraźny kształt ogniw łańcucha. W tym miejscu miała złamane żebra. Gryfonka powoli odwróciła się przodem do stażysty, pozostawiając odsłonięty tylko brzuch, który był nie mniej oszpecony. Materiał opadł, idealnie zakrywając wszystkie ślady. Czy musiała coś mówić? Chyba jej atak paniki był teraz zrozumiały. Stała tak dłuższą chwilę, wpatrując się niemo w stażystę, aż opuściła wzrok, po omacku sięgając po bluzę. Nałożyła ją na ramiona i mocno się opatuliła, czując chłód, wcale nie wynikający z pomieszczenia. Dochodził z środka. |
| | | Alex Hall
| Temat: Re: Gabinet Halla Nie 06 Mar 2016, 23:50 | |
| Hall może i nie wiedział, co się właśnie stało, ale próbował zaadaptować się do zaistniałej sytuacji najlepiej, jak potrafił. Wyrzucał w tym celu własne potrzeby i emocje z większego równania, nastawiając się na odbiór, zmieniając się w twór przystosowany tylko i wyłącznie do reagowania oraz rozwiązywania problemów. Był to mechanizm wdrukowany w jego jestestwo, coś tak naturalnego jak oddychanie – na pewno fantastycznie służył mu w pracy aurora, ale życie nie było tylko i wyłącznie pracą. Być może kiedyś miał się tego nauczyć, na chwilę obecną jednak Alex po prostu działał, nie zamartwiając się i nie roztrząsając. Obserwował, reagował, rozwiązywał problem. Nieważne, że Tanja nie chciała mieć z nim nic do czynienia i najchętniej wysłałaby Halla na księżyc z miotłą w zadku – zajmie się nią, póki ten kryzys nie minie, traktując z całą ostrożnością i uwagą. Jakby była kimś ważnym oraz wartym ochrony. Kiedy wreszcie udało mu się złowić spojrzenie Gryfonki, mężczyzna umilkł, pozwalając by wcześniejsze mamrotanie zginęło w ciszy, która nagle otoczyła ich oboje jak miękki koc. Po prostu patrzył w parę jasnych oczu, będąc obok w taki sposób, w jaki potrafił. W jaki było go stać. Brwi Alexa zmarszczyły się nieco wraz z gwałtowniejszym ruchem panny Everett – musiał wyprostować plecy i odchylić do tyłu w swoim półprzysiadzie, by przypadkiem nie dostać łokciem w nos. I... No tak, tego się zupełnie nie spodziewał, czując na karku smagnięcie paniki i zażenowania, kiedy ubrania zaczęły spadać, a Tanja odsłoniła połacie jasnej skóry. Skóry, która bardziej przypominała pobojowisko i pole po krwawej bitwie, a nie ciało nastolatki. Auror gwałtowniej wciągnął powietrze, mimo mechanizmów odsuwających na bok uczucia, uderzony wściekłością i palącą potrzebą ukręcania łbów jak taranem. Na krótki moment przed oczami zatańczyły mu migoczące, podobne do gwiazd punkty, a ciało spięło się, podświadomie chętne do walki oraz wymierzania zemsty. Za tę dziewczynę, której tak naprawdę nie znał, która przecież powinna być dla niego nikim. Część tych iskier i żaru odbiła się w jego oczach, kiedy sprężystym, pewnym ruchem unosił się z przysiadu, chwytając materiał na karku i ciągnąc go do przodu. Nie był pewien, co chciał uzyskać, ani dlaczego to robił, ale odsłonięcie własnych blizn, pokazanie w jakiś sposób, że Gryfonka nie była w tym wszystkim sama, w pewien pokręcony sposób miał sens w jego głowie. Czarny sweter zawisnął w jednej dłoni aurora, trzymany luźno, a Tanja mogła dokładnie, z bliska obejrzeć tors oraz umięśniony brzuch i ramiona – nie były wielkie, ani szczególnie ohydne, ale gdzieniegdzie połyskiwały srebrem zaleczone blizny, pewnie w większości pamiątki po interwencjach. Najgorsze były dwie, krótkie i poszarpane tuż przy szyi oraz na obojczyku nad tatuażem, jakby zadano je jakimś paskudnym, pordzewiałym narzędziem. Nie wyglądało to tak najgorzej, na pewno dużo lepiej niż w przypadku Gryfonki, potem jednak Alex się odwrócił, pokazując jej swoje plecy. Wybrzuszone, nierówne szramy po pazurach, które z pewnością nie należały do rozochoconego kociaka, a do czegoś znacznie, znacznie większego i krwiożerczego ciągnęły się od prawego ramienia Halla nieco na skos ku przeciwległemu biodru. Jeśli wierzyć skojarzeniom i wyglądowi fragmentu znamienia, to co go zaatakowało, wyrwało fragment mięsa i mięśni w okolicy barku. Oddychał powoli, zwrócony tyłem do Tanji próbując uspokoić emocje, jakie wywołała niemym wyznaniem o przemocy, której doświadczyła. |
| | | Tanja Everett
| Temat: Re: Gabinet Halla Sro 09 Mar 2016, 00:36 | |
| Lęk jaki ją ogarniał przed fizyczną bliskością, nawet tą na odległość, wywołaną jedynie spojrzeniem nie był w stanie przebić siły uporu, który chciał uświadomić co nieco aurorowi. Tanja nie potrafiła tak po prostu przeprosić za swój nagły atak paniki, wyjaśnić tego lub po prostu przemilczeń. Nie chciała wyjść ani na chorą ani na obłąkaną, a już na pewno nie na migającą się od szlabanu uczennicę. Poza tym, Hall nie dałby jej spokoju. Musiałaby jakoś to wytłumaczyć. Dlatego ujawnienie całej mapy paskudnych blizn wydawało się najlepszym rozwiązaniem. Walcząc z wstydem, że musi się pokazać bez koszulki przed dorosłym, obcym jej mężczyzną pokazała tylko to, co była w stanie. Nogi pozostawały okryte materiałem i nie prędko zapowiadało się, aby Gryfonka je odsłoniła. Po skończonym pokazie, tym razem to Tanja musiała wstrzymać na chwilę oddech. Przerażona przez moment nawet pomyślała, że jej małe rozbieranie zamiast stażystę zaniepokoić czy wzburzyć to w jakiś zboczony sposób podnieciło. Jedynie oczy, tak jasne jak jej własne wyrażały zupełnie inne odczucia. Lekko uspokojona wpatrywała się w rany tak bolesne jak jej. Chociaż nigdy nie chciała jakichkolwiek wspólnych spraw z Hallem, delikatna, cienka niczym pajęcza nić wiązka zrozumienia zawiązała się między tą dwójką. Blizna za blizną, ból za bólem. Wszystko to - przeżywane razem, dawało Tanji poczucie, że Alex ją rozumie. Jak nikt inny. Cisza, jaka zapadła należała do gatunku tych najcięższych i duszących. Nikt nie śmiał przerwać milczenia bojąc się, że padną niewygodne lub bolesne słowa. Ktoś jednak musiał to zrobić. -Czyli wi... czyli Pan wie, co to znaczy piekło. -ciche słowa wyszły z ust Everett. Nie chciała, aby on tłumaczył się z ran. Nabyte w pracy, w szkole, w dzieciństwie. Przypadkowe, zamierzone, dobrowolne czy przymusowe. Nie liczyło się to teraz. Tanja niepewnie obejmowała się ramionami, aby dodać sobie otuchy. Opadła na fotel, na którym wcześniej siedziała. -Jest... jest Śmierciożercą. Rok temu znalazł mnie w Hogsmeade i podpalił bok, jakbym była zapałką. W domu używał wszystkiego, co było pod ręką, noża, pasa, szkła, pręta, łańcucha, kawałków mebli, a na samym końcu różdżki. -podniosła niepewnie głowę, ale w jej oczach nie szkliły się żadne łzy. -Klątwa Cruciatus to moja dobra przyjaciółka. -uśmiechnęła się cynicznie, jakby właśnie opowiadała jakiś czarny dowcip. -W te wakacje na moich oczach podpalił matkę, która spłonęła żywcem. Jej krzyki śnią mi się po nocach. Jego obsesją jest... zabić mnie. W imię bzdurnej idei. Parę lekko skleconych zdań, które nie oddały nawet ułamka procenta jej historii. Powiedziała wszystko, co Hall powinien wiedzieć. Śmierciożerca. Tyran. Morderca. Wariat. Psychopata. Oto, kim był jej ojciec, a raczej mężczyzna, który zmienił jej życie w piekło. |
| | | Alex Hall
| Temat: Re: Gabinet Halla Sro 09 Mar 2016, 21:01 | |
| Tego Hall nie wymyśliłby sobie nawet w najbardziej szalonych, pijackich zwidach. Ona i on, jeden gabinet, jeden atak paniki i prezentacja fizycznych obrażeń. Nie, choć zainteresowania Alexa zmierzały w kierunkach, które większości społeczeństwa wydawały się nienaturalne i wynaturzone, daleko mu było do fetyszyzowania blizn na czyimś ciele. Nie dało się jednak ukryć, że Tanja wstrząsnęła aurorem przyzwyczajonym do brudu i kurestwa tego świata – wstrząsnęła na tyle, że odsłonił przed nią w podobny sposób pozostałości po swoim bólu, choć starał się raczej, by nikt ich nie oglądał. Szczególnie szram na plecach po pazurach wilkołaka, które uważał za najobrzydliwsze znamię, jakie mógł dostać. Cały czas starał się oddychać równo i głęboko, by zdradzać jak najmniej ze swojego wzburzenia, ale gwałtowniejsze szarpnięcie tu, drgnięcie mięśnia tam, zaciśnięcie zębów, wszystko to składało się na obraz człowieka do głębi poruszonego i rozdartego. Bo Hall nie chciał naprawdę zacząć się troszczyć o Tanję, nie chciał, żeby zagnieździła się w jego sercu, a ona bezczelnie i nieświadomie wpuściła w nie korzeń. Bolało, tak cholernie bolało. Pokryty siniakami, obtłuczony ze wszystkich stron organ wcale nie życzył sobie czyjejś ingerencji w swoje struktury, nie chciał czuć jak kiedyś. Uczucia prędzej czy później oznaczały katastrofę. Nie przerywając ciszy, Alex wciągnął z powrotem sweter przez głowę, ukrywając blizny znaczące jego skórę. Z gorącą rozedrganą iskrą tańczącą w zielonych oczach zwrócił wzrok na Gryfonkę, gdy zaczęła mówić – na jej stwierdzenie kiwnął tylko powoli głową, bezwiednie sięgając ku rzemykach na jednym z nadgarstków. Skubanie ich, pociąganie za pojedyncze koraliki o różnych funkcjach stanowiło ostatnimi czasy jego sposób na odstresowanie. Przykucnął znów przed panną Everett, czując w napięciu, jakie roztaczała, że zaraz otworzy usta i coś powie. I fakt, Hall nie pomylił się, choć zwykle robił błędy w odczytywaniu języka ludzkiego ciała poza polem walki. Zamarł, wpatrując się w Tanję jak w niezrozumiałe zjawisko, gdy opowiadała o kimś, komu nie chciała nadać imienia ani konkretnej funkcji – i było to całkowicie zrozumiałe po cierpieniu, jakie jej zadał. Twarz Alexa wykrzywiła się w grymas, górna warga uniosła lekko odsłaniając zaciśnięte zęby, a w zielonych oczach szalał istny sztorm gotów wciągnąć wszystko, co tylko stanie mu na drodze. Taki był, ten prawdziwy Hall – zbyt emocjonalny, gotów spalić świat do gołej ziemi, by zadość uczynić krzywdzie ważnej dla niego osoby. A chcąc, nie chcąc, odsłaniając tę pokiereszowaną część siebie, Tanja właśnie zyskała status kogoś takiego. Choć mogli o tym nie wiedzieć, byli zbyt podobni w uporze, braku chęci zaufania i samotności, by nie potrzebować się nawzajem. - Ja cię nigdy nie skrzywdzę. W żaden sposób – odezwał się wreszcie z takim żarem w głosie, że ciężko byłoby go oskarżyć o brak zaangażowania - Nie mogę ci dużo obiecać, ale tego bądź pewna. Nigdy. Ze mną będziesz bezpieczna. |
| | | Tanja Everett
| Temat: Re: Gabinet Halla Nie 13 Mar 2016, 01:13 | |
| Tak mało słów padło w tym gabinecie, a atmosfera wydawała się przypominać tę po kłótni. Powietrze tak gęste, że aż ściskało płuca i uniemożliwiało oddychanie. Tanja dobrze znała to uczucie, kiedy nie może nic z siebie wydusić. Kiedy gesty i spojrzenia wywoływały burzę w żyłach. Wszystko to bez jednego słowa. Everett zaczynała czuć się niezręcznie. Koniec końców obydwoje obnażyli się przed sobą. Nie fizycznie, o wiele dotkliwiej. Psychicznie. Ukazując sobie nawzajem blizny zasiali w sobie ziarna zaufania, którego tak się wyrzekali. Cholera, tak bardzo się wzbraniała przed jakąkolwiek relacją z Hallem, a na przekór wszystkiemu czuła, że coś ich łączy. Tajemnica. Tajemnica, która nie była wyjaśniona, ale już umiejętnie wkradła się w uczucia tej dwójki. Nie było trudno zauważyć, że byli po prostu bardzo do siebie podobni. Gryfoni, którzy potrafili rzucić się w ogień, jeśli tylko miało to przysłużyć się sprawie. Tak samo szaleni i nierozważni, odważni ponad miarę i lojalni aż do śmierci. Jednak nieufni na tyle, że potrafiło to sprawiać problemy. Zbyt mocno zranieni przez osoby, które miały być im najbliższe. Wszystko składało się do kupy. Tanja zauważyła, jak Alex skubie rzemyki. Nerwowy tik, który dobrze rozumiała. Właśnie pokazali swoje słabsze strony. Ona sama targała nitki w rękawie bluzy. Czuła, jak jej serce bije niemiłosiernie szybko i boleśnie. Stresowała się po raz pierwszy od dawna. Nie potrafiła nazwać kogoś, kto śmiał nazywać się ojcem. Który ojciec znęca się nad córką w taki sposób? Który ojciec świadomie zadaje ból tak mocny, że córka znajduje się o cal od śmierci? Aż dziw, że magomedycy starali się jeszcze ją ratować. I to wszystko znosiła dla kogo? Dla mamy. Nie chciała być męczennicą, ale każdy cios wymierzony w nią, zamiast w Nikitę był dla niej warty starań. Jej mama, tak wątła i krucha za życia mogła nie przeżyć połowy tych okaleczeń. Tanja mogła. Siedząc na fotelu starała się w niego wcisnąć jak najdalej, jakby szukając schronienia. Kucający przy meblu stażysta nie polepszał jej odczucia, że nić relacji jest zbyt silna. Słowa Halla, dobitnie szczere i żarliwe zapukały mocno w serce Gryfonki. Wzbraniała się przed tym tak długo... Wpatrując się w zielone tęczówki Halla, starała się dojrzeć jego zamiary. Chęci. Odczucia. -Nie miałam na celu wzbudzania litości moją osobą. -rzuciła, co bardzo przypominało ton rozmów prowadzonych do tej pory. Zapadła krótka cisza, którą ponownie przerwała uczennica. -Sama nie dam sobie rady. Pan... pański przyjaciel to rozumiał i obiecywał mi to samo.-mówiła cicho, jakby w transie przypominając sobie spotkania z Lewisem. Cholera, polubiła go. -Po prostu... ja chcę tylko żyć. O nic więcej nie proszę. -te słowa mogły wywrzeć niemałe wrażenie. Tanja wstała i odczekała, aż Hall się z nią zrówna postawą, co wzrostem nie było możliwości. -Jeśli ja pragnę żyć... oraz pan pragnie... to nie pozostaje nam nic innego. -kończąc wypowiedź, uniosła dłoń w kierunku Halla, mając nadzieje, że ten ją uściśnie. Na znak niepisanej umowy. Umowy o życie. |
| | | Alex Hall
| Temat: Re: Gabinet Halla Sro 23 Mar 2016, 19:04 | |
| To było trudne. Trudne, niechciane i bolesne, a kto z własnej nieprzymuszonej woli pisałby się na coś, co mogło mu potencjalnie przynieść więcej cierpień oraz wyzwań o nieprzewidywalnych skutkach? Wszystko, co działo się w tym gabinecie, było wymianą ogromnego kredytu zaufania, niezapowiedzianym sprawdzianem, którego wynik wcale nie musiał zostać podany. Czy zdadzą czy nie, będzie tylko wiedziała druga obecna osoba z perspektywy własnych uczuć i doświadczeń. Hall twierdził, że nie umiał dogadywać się z nastolatkami – w żadnym wieku, żadnej płci, ale to czego doświadczał z Tanją, coraz dobitniej ukazywało, iż cały ten czas się oszukiwał. Gryfonka stanowiła swego rodzaju przełom, zewnętrzną siłę, która zrywała mu z oczu jedną z opasek, jakie sam założył i trzymał się jej kurczowo, jako jednej z niezmiennych prawd swojego świata. Nie umiem rozmawiać oraz zajmować się dzieciakami. Gówno prawda, panie Hall. A Felicia? Jolene, Claire? Obie grupy, z którymi prowadził zajęcia z zaklęcia patronusa? Wszystkie dzieci, które zabawiał, odciągając ich uwagę od tragicznych wydarzeń, których był świadkiem jako auror? Serce mocniej uderzyło w piersi Anglika, gdy prawda zwaliła mu się na głowę z mocą kamiennej lawiny, zmieniając coś w jego wnętrzu, nieśmiało odblokowując zapadkę powstrzymującą dotąd zrozumienie na tej konkretnej płaszczyźnie. Na wszystkie galopujące hipogryfy... Ucieczka przeszła Alexowi przez myśl – przeszła i szybko zniknęła, gdy wrodzona, gryfońska odwaga ryknęła na nią, przepędzając na trzy wiatry. Jak to było? Na zawsze ponosisz odpowiedzialność za to, co oswoiłeś? Palce aurora w końcu przerwały nerwowe szarpanie rzemyków oplatających nadgarstek, ale niepokój który w sobie miał, nigdzie nie zniknął – został tylko przykryty i zepchnięty gdzieś na dalszy plan. W tym układzie, to Hall był dorosłym, filarem na którym Tanja powinna móc się wesprzeć, szczególnie w tak popieprzonej sytuacji jak ta, która stała się ich udziałem. Bydlę odpowiedzialne za blizny na jej ciele powinno cierpieć, przynajmniej tej jednej rzeczy był teraz absolutnie pewien. Kąt ust Alexa drgnął nieznacznie na wspomnienie Williama oraz faktu, że zanim umarł, zdążył obiecać pannie Everett dokładnie to samo, co teraz on. W jakiś sposób wywołało to w mężczyźnie uczucie ciepła. Nie takiego parzącego, wypalającego wszystko, co stanie mu na drodze, a iskry rozgrzewającej w zimny wieczór oraz przeganiającej dreszcze. Nikt tak młody oraz niewinny nie powinien prosić o prawo do życia – koniec końców, chyba właśnie to jedno stwierdzenie było przeważającym szalę, wykrawając dla Tanji miejsce w alexowym sercu. Dla tej nieznajomej, nieufnej dziewczyny, która mogła go teraz zranić nie gorzej niż najwymyślniejszy Cruciatus, gdyby tylko zechciała. Mężczyzna przeciągnął moment, w którym Gryfonka oczekiwała, aż podniesie się z powrotem na nogi, patrząc jej w oczy i szukając najmniejszych oznak tego, że wszystko co tu zaszło było mrzonką, a on powinien wsadzić sobie swoje współczucie głęboko w rzyć i najlepiej iść się powiesić. Nic takiego jednak nie dojrzał, oparł więc dłonie o kolana i dźwignął się do góry, łatwo górując wzrostem nad uczennicą. Dopiero pakt, który zaproponowała w zawoalowany sposób sprawił, że Alex odetchnął głęboko, niepewny czy na pewno chce uściskiwać drobną rękę panny Everett – bo czy Hall naprawdę chciał dalej żyć po tym, co mu się przytrafiło? Wciąż nie umiał wyobrazić sobie świata, w którym starzeje się bez Williama przy boku, od miesiąca bardziej pchany dalej siłą rozpędu niż faktyczną, świadomą wolą, a ten napęd kiedyś się skończy. Wytraci się, sprawi, że Hall wyhamuje, a wtedy nie wiadomo, co mogło się stać. Być może nie będzie już niczego, co miałoby powstrzymywać aurora przed zaaplikowaniem sobie jakiejś śmiertelnej trucizny. Nie był tego pewien. Nie był, ale w tej sytuacji nie miał innego wyjścia jak mocno uścisnąć dłoń Tanji. - Tylko nie mów do mnie pan poza lekcjami – odezwał się po dłuższej chwili milczenia, ostrożnie przyglądając się twarzy Gryfonki. - Po imieniu. Albo Hall, jeśli nie chcesz się tak spoufalać. Chociaż na to już chyba za późno. |
| | | Tanja Everett
| Temat: Re: Gabinet Halla Nie 10 Kwi 2016, 18:24 | |
| Przekornie zwykłe spotkanie w gabinecie, które miało głównie polegać na czyszczeniu naczyń, przerodziło się w wyczerpujące nawiązywanie nici porozumienia. Głęboko skrywane blizny i cierpienia wyszły na światło dziennie. Wbrew pozorom zamiast się tym przerazić, Tanja zyskała dziwnej siły. Nie przyzna się oczywiście, że źle oceniała Halla. Jej dziwna, gryfońska duma nie pozwala na takie zginanie karku, jednak te milczące spojrzenia oddawały wszystko z nawiązką. Nie czuła przejmującej radości w sercu ani dołującego smutku. Można to było nazwać czymś na wzór spokoju ducha. Malutka iskierka nadziei rozgorzała w jej sercu i uczepiła się, nie dając spokoju. Była szansa, że dożyje starszego wieku. Chciała żyć, miała mnóstwo planów i marzeń, których realizację musiała przenieść na dalszy plan, jako główne życzenie mając po prostu życie. Uścisnęła dłoń Halla, czując postępujące rozluźnienie. Odetchnęła cicho. Teraz ich już trzymała niewidoczna więź. Oboje byli Gryfonami, więc wiedzieli, że nie potrzeba żadnych pism, aby mieć pewność, iż dotrzymają swoich zobowiązań. Kiedy padła prośba o nie używanie "pana" poza lekcjami, na zmęczonej dziewczęcej twarzy pojawił się nikły uśmiech. -Dobrze, Hall. -skinęła głową, wstając. -Dobranoc. -rzuciła na pożegnanie i wyszła z gabinetu, bogata o wodospad myśli, nie dający jej złapać tchu. Na razie.
Z tematu x2. |
| | | Alex Hall
| Temat: Re: Gabinet Halla Wto 12 Kwi 2016, 16:01 | |
| Alex naprawdę cieszył się, że święta już minęły i mógł bez przeszkód wrócić do swoich zajęć, nie niepokojony zdziwionymi spojrzeniami znajomych. No bo jak to tak, czemu się nie uśmiechał jak kiedyś, czemu nie wyrywał do pomocy w ozdabianiu biura aurorskiego tymi głupimi girlandami? Nawet jemiołę omijał, albo w ogóle udawał, że jej nie widzi, kiedy koleżanki z pracy próbowały go pod nią wciągnąć, by się trochę uśmiechnął i chociaż na chwilę porzucił tę marsową minę. Hej, to że nieco ponad miesiąc wcześniej zamordowano mu najlepszego przyjaciela i pierwszą miłość w jednym nie oznaczało przecież żałoby i celibatu do końca życia, nie? Wciąż był młody, życie dopiero się zaczynało, nie warto tracić czasu na roztrząsanie czegoś, co już minęło. Sam sobie przecież to udowadniał, choćby faktem coraz częstszego zadawania się z Nikolaiem, anektowania miejsca w jego pościeli i częściowego wypełniania w ten sposób pustki, która powstała po śmierci Williama. Bo chociaż spalił wszystkie jego rzeczy, znalazł źródło bliskości gdzie indziej, zajmował się wszystkimi obowiązkami i generalnie jak sądził, był na dobrej drodze do poukładania sobie życia na nowo, to jednak strata została tylko zagłuszona. Od czasu do czasu podnosiła paskudny łeb, mrużyła błyszczące ślepia przecięte pionowymi źrenicami i wyszczerzała zęby w uśmiechu godnym samego Grincha przypominając Hallowi, że wciąż tu była i nigdzie się nie wybierała. W takim momencie mężczyzna miał dwa sposoby na radzenie sobie – albo brał kota na kolana i butelkę Ognistej, zapijając się, aż usnął, albo wybierał się bez zapowiedzi do Asena, od samego progu więcej niż bezczelnie pokazując, że potrzebował go w ten niekoniecznie grzeczny sposób, na jakiejkolwiek powierzchni względnie płaskiej. Działało. Przynajmniej na razie, bezpośrednio na skutki, a nie źródło problemu. Tak czy inaczej, Alex spędził święta w biurze, a jedyną rzeczą pokazującą, że w ogóle zauważał, do jakich dat się zbliżali, było wysłanie w wigilię trzech sów – jednej do Tanji, drugiej do Nikolaia, a trzeciej do Iwana i Felicii. W każdej znajdowała się żałośnie krótka wiadomość Wesołych świąt, Alex wraz z upominkiem i choć sam niczego nie oczekiwał, czułby się źle, nie okazując choć odrobiny zainteresowania osobom, które po odejściu Lewisa stały mu się w jakiś sposób najbliższe. Bo jemu, niestety, w te święta poświęcił najwięcej czasu zaraz po pracy, przesiadując na cmentarzu wśród sypiącego śniegu, póki nie zaczął tracić czucia w palcach i stopach, nie mówiąc już o tym, że później wracał do domu drżąc jak osika, a kolejnego dnia obudził się z katarem. Dobrze, że eliksir pieprzowy dało się ważyć z cieknącym nosem i niekoniecznie cudowną precyzją, bo by się otruł i załatwił do końca. I tyle by było z szanownego pana Thomasa Alexa Halla. Teraz jednak, kiedy ten wredny, świąteczny czas w końcu zabrał dupę w troki i wyniósł się z jego życia, Anglik czuł się zdecydowanie lepiej – w wirze pracy nie znajdowało się tyle czasu na rozmyślanie, wszelkie zaczątki smutku przemykały bokiem zupełnie niezauważone, no nie znalazłoby się nic cudowniejszego. No i Hall lubił się solidnie zmęczyć, tak po prostu. Czasem przekładało się to na pożytkowanie energii w sposób czysto fizyczny (czy to uganiając się w terenie za podejrzanym, czy nie dając Nikolaiowi odsapnąć) lub w tak zwanym artystycznym szale. A dzisiaj zdecydowanie Alex miał za dużo energii, brak pewnego Bułgara pod ręką, za to kociołek wdzięczył się pod ścianą i wabił syrenim śpiewem, wystawiając seksowne, cynowe nóżki jako przynętę. No i jak tu się opierać, no jak? Auror nie zastanawiał się właściwie wcale, przearanżowując nieco przestrzeń gabinetu – fotel pod ścianę, dywan zwinąć, stół do krojenia/wyciskania/miażdżenia na środek zaraz obok kotła, okno uchylić. No i gruby notes oprawiony w skórę ze wszystkimi mniej lub bardziej dziwacznymi recepturami, nad którymi kiedyś lub aktualnie pracował i kawałek zaostrzonego ołówka, bo pióro z atramentem stanowiło potencjalne ryzyko dolania niechcianego składnika do wywaru. Już kiedyś to przerabiał, tego konkretnego eksperymentu wolałby nie powtarzać, mając w pamięci, jak atrament w reakcji z gotującymi się ingrediencjami wyrwał dno w kociołku z takim hukiem, że żaden mugolski granat by się nie powstydził. Przerzucając szybko stronice swojego tajnego notesu, przypadkiem znalazł przepis, do którego działania nie poczynił żadnych notatek – dziwne, formuła wyglądała na skończoną... Alex podwinął tylko rękawy do łokci, zabierając się za sprawdzenie, co właściwie kiedyś stworzył, a czego jak kretyn nie opisał. Dwie kocice, jedna czarna, druga ruda, z zadowoleniem przemknęły na fotel, układając się w nim jak panie świata wśród odgłosów pełgającego pod kociołkiem płomienia, krojenia i aurorskiego pogwizdywania. |
| | | Mikhail Asen
| Temat: Re: Gabinet Halla Sro 13 Kwi 2016, 08:14 | |
| Obiecał coś Jonathanowi i naprawdę szczerze chciał tej obietnicy dotrzymać, choćby miało się to wiązać z proszeniem Halla o cokolwiek. Na Merlina, krew nietoperza to nie coś, co można dostać za każdym rogiem w Hogsmeade i Misza wciąż zachodził w głowę, po co komuś takiemu jak Lyar, Lyra, czy jak jej tam, tak niespotykany składnik. Zastanawiał się też jakim cudem Prior się na to zgodził, ale coś mówiło mu, że w akcie desperacji i sam Asen poszedłby na coś takiego, więc chcąc nie chcąc zebrał się w sobie i przekraczając próg Pokoju Wspólnego ślizgonów przyrzekł sobie, że będzie dla Alexa miły. Albo przynajmniej znośny. W końcu to Misza chce prosić o coś jego, a nie na odwrót. Nie znalazł póki co żadnego wytłumaczenia, po co mu ta cała krew nietoperza, a przecież to raczej bardziej niż pewne, że stażysta eliksirów o to zapyta. W głowie dotąd nieustannie pełnej pomysłów teraz grały świerszcze, ale Asen wierzył, że w chwili gdy uniesie dłoń i kłykciami zastuka w ciężkie, dębowe drzwi prowadzące do gabinetu, oświecenie spłynie na niego magicznie powodując, że ślizgon błyśnie elokwencją i zadziwi sam siebie. Tak będzie. Tak zawsze przecież było. Nigdy w całym swoim życiu nie przygotowywał się do niczego, był przyzwyczajony do chodzenia na żywioł i przynosiło mu to same korzyści. Dlaczego więc miałby coś nagle zmieniać? Po co rezygnować z czegoś, co jest dobre? Kandelabry oświetlały mu drogę przez kamienny korytarz w lochach. Godzina może nie była zbyt późna, ale lekcje już dawno się skończyły, toteż z sali lekcyjnych dobiegała martwa cisza. Mikhail mijał co chwilę jakiegoś marudera wracającego najpewniej z biblioteki, Wielkiej Sali, albo randki, samemu zastanawiając się, czy podoła spędzeniu z Alexem kilkunastu minut sam na sam w jego gabinecie, bez wyobrażania go sobie ze swoim ojcem. Wątpił w to naprawdę szczerze. Mógłby nawet postawić własną różdżkę na śmiałe stwierdzenie, że nastąpi to już w trakcie pierwszych pięciu sekund, bo znał siebie doskonale. Cała ta sytuacja była dla Miszy trochę niewygodna, bo ślizgon nie ukrywał, że poczuł się oszukany. Bądź co bądź przez całe życie wierzył, że jego rodzice kiedyś się w końcu zejdą. Że jakiś cud sprawi, że będzie mógł w końcu wyrzucić do śmieci bilet miesięczny z Tyrnewa do Londynu. Że stworzą w końcu normalną rodzinę. Otrzymał coś zgoła zupełnie innego. Coś, czego nie spodziewałby się w najśmielszych nawet snach. Gdy wyszło na jaw, że Nikolai urozmaica sobie życie nie tylko z płcią piękną coś w Asenie drgnęło. Znaczy, wywróciło żołądek na lewą stronę i tylko Prior jeden wie jak długi czas chłopak spędził w toalecie robiąc przegląd tygodnia w menu, jakie skrzaty przygotowały dla uczniów. A rzygał długo i namiętnie. Z każdą myślą więcej jego ciałem trzęsły konwulsje i Misza był naprawdę wdzięczny swojemu przyjacielowi, że ten tak dzielnie stał na straży i odganiał wszystkich od męskiej łazienki na pierwszym piętrze wymawiając się Jęczącą Martą, która niby nagle postanowiła wyskakiwać z rur kanalizacyjnych w czasie posiedzenia na tronie. Asen nie wiedział, co by bez niego zrobił. Od tamtego pamiętnego dnia minęło już trochę czasu, w którym ślizgon mógł przemyśleć sobie co nie co, a nawet jeśli tego nie zrobił to miał sposobność chociaż przyzwyczaić się do myśli, że jego ojciec i Hall robią różne rzeczy zarezerwowane dla pełnoletnich. Misza nie był uprzedzony. A przynajmniej dotąd tak myślał. Gdy w grę wchodził jednak jego własny ojciec musiał postawić pod wątpliwość swój światopogląd i zweryfikować czy jego tolerancja jest nadal aktualna. No i musiał dziś przemóc się i pójść do Alexa, bo przecież Jonathan i jego potrzeby były najważniejsze. Ważniejsze niż to, co Misza myślał na temat całej tej chorej sytuacji. Zapukał więc, będąc pewnym, że w środku ktoś jest bo dźwięki dochodzące z wnętrza gabinetu postawiłyby na nogi nawet trupa. I to gwizdanie. Misza nie był pewny, czy z tego wszystkiego auror w ogóle usłyszał to jego pukanie, przewracając więc oczami przekręcił mosiężną gałkę i wkroczył do środka. Stanął na wejściu i przypatrując się Hallowi schował dłonie w kieszeni chrząkając znacząco. Jego twarz nie wyrażała żadnych uczuć, a przynajmniej taką Asen miał nadzieję. - Cześć. Znaczy, dobry wieczór. Znaczy... W sumie to nie wiem jak mam się do ciebie zwracać. Wujku? |
| | | Alex Hall
| Temat: Re: Gabinet Halla Czw 14 Kwi 2016, 00:40 | |
| Szał nad kotłem miał to do siebie, że zwykł pochłaniać Alexa całkowicie. Tak bezczelnie i bez pytania, niezmiennie od pierwszego razu, gdy młody Hall stanął na lekcji eliksirów przed kupką składników oraz srebrnym nożykiem. To była miłość od pierwszego wejrzenia, taka na całe życie, silniejsza niż to, co ludzie zwykli nazywać pasją – w końcu znajomi i przyjaciele mogli przychodzić i odchodzić, a kotły pozostawały przy twoim boku nieważne, czy popełniłeś jakieś gafy, czy puściły ci dzisiaj nerwy lub czy uważałeś się za godnego zainteresowania. Kociołek nie oceniał, kociołek rozumiał. Oczekiwał w zamian tylko niepodzielnej uwagi, wystosowując argument, że inaczej się nie dało, jeśli nie chciałeś własnoręcznie się otruć. Alex to szanował, doceniał i nigdy nie wątpił, że jego miłość do eliksirów była jedyną pewną rzeczą na tym popieprzonym padole łez – pierwszą był William, ale wobec zabójczego zaklęcia okazał się być bardzo, bardzo śmiertelny. Chyba dlatego jego morderstwo z rąk śmierciożercy stanowiło dla Halla tak wielki szok. W końcu zawsze wierzyło się w to, że najbliżsi nigdy nas nie opuszczą i będą wiecznie trwać u naszego boku, a tu ups, wystarczył jeden rozbłysk zielonego światła, by wyrwać podpórki z konstrukcji świata, zostawiając cię oszołomionego wśród zgliszczy. Uczucie wcale nie było miłe, ale póki nie myślał o tym wszystkim zbyt intensywnie, auror był w stanie funkcjonować, wykonywać obowiązki i nabierać wszystkich dookoła, że czuł się świetnie i wcale a wcale nie miał ochoty powiesić się na belce u sufitu w swoim salonie lub wypić jakiejś paskudnej trucizny. Bo w większości przypadków nie chciał tego zrobić, tłumacząc sobie, że nie mógł, bo wciąż czekało zbyt wiele obowiązków, a niektórzy być może by się zasmucili. Wredny, cichy głosik podpowiadał wtedy, że czuliby żal tylko chwilkę, a ludzi niezastąpionych zwyczajnie nie było i ktoś zaopiekowałby się tymi wszystkimi rzeczami, nad którymi dotąd Alex sprawował pieczę. Auror zwykł w takich chwilach przysuwać się bliżej ciepłego ciała starszego Asena i opierać głowę o jego klatkę piersiową tak, by słyszeć równe bicie serca – dźwięk ten miał działanie niemal terapeutyczne, a na pewno wyciszające wszystkie złe myśli. Nikolai nie musiał i nie powinien wiedzieć, jak wielki posiadał wpływ na samopoczucie Halla, jego wolę do życia oraz samoocenę. Ich relacja miała być tylko grą przynoszącą obustronne zadowolenie, niczym więcej, niczym mniej. I tak było dobrze, naprawdę. Alex nie chciał znów wikłać się w coś bardziej skomplikowanego, w coś poznaczonego problematycznymi uczuciami, dlatego nic nie mówił, w ciszy biorąc to, czego w danej chwili potrzebował, ten sam przywilej dając też Bułgarowi. Pochylony nad słojami, w których pływały jakieś dziwne, segmentowane kształty oraz ropuchopodobne stwory o różowo-złotej skórze, Hall rozgniótł brzegiem ostrza leżący na desce pomarszczony owoc i ścisnął go w dłoni nad kotłem, dodając do mieszanki kilka kropel ciemnego soku. I faktycznie, gdzieś między beztroskim gwizdaniem i zaaferowaniem przy kotle, nie usłyszał pukania. Wstyd, panie Hall, wstyd. W momencie, w którym Mikhail wszedł do jego gabinetu, auror akurat wbijał nóż w rozłożone na desce stworzenie podobne do ropuchy – zmiażdżony kręgosłup trzasnął obrzydliwie, a długie odnóża zadrgały, jakby cokolwiektobyło jeszcze żyło. Przerywając nagle w trakcie bliżej niezidentyfikowanej melodii, Alex podniósł głowę, obrzucając młodego Asena krótkim, uważnym spojrzeniem zielonych oczu. - Wujek brzmi staro – stwierdził zamiast powitania, pozwalając kątowi ust unieść się nieco, jakby nagłe pojawienie się Asena juniora w ogóle nie wytrąciło go z równowagi. Jak gdyby nigdy nic mężczyzna wrócił do patroszenia swojego żabska, wydłubując z niego kilkoma wyćwiczonymi ruchami zzieleniałe serce, które dorzucił do kotła z cichym pluskiem. - Ale jak chcesz. Możesz Alex, możesz Hall, a jak wolisz zostać przy oficjalnym profesorze, nie będę narzekał. Wycierając dłonie w nieduży ręcznik (żabie flaki na rękach nie były najprzyjemniejszym z doznań), wzruszył lekko ramionami, zerkając ku Ślizgonowi. - Wejdziesz, czy będziesz tak stał na progu? Nie pogryzę cię. Myślał, że czająca się gdzieś nieubłaganie rozmowa z Mikhailem będzie dużo dziwniejsza, biorąc pod uwagę, co na porządku dziennym wyrabiał z jego ojcem, ale jakoś nie było wcale tak źle. A może tylko mu się wydawało i to wszystko pójdzie zaraz do wszystkich diabłów? - Chciałeś coś ode mnie? Pogadać? |
| | | Mikhail Asen
| Temat: Re: Gabinet Halla Czw 14 Kwi 2016, 10:56 | |
| Mikhailowi gdzieś z tyłu głowy tkwiła informacja, że cały ten Hall jest od niego o dobre dziesięć lat starszy, co i tak nie zmieniało jego nastawienia. I tak był dużo młodszy od jego ojca i wpatrując się w niego uważnie, z nad wyraz ogromną intensywnością ślizgon zastanawiał się jak to się stało, że Nikolai wymienił jego matkę na Alexa. Asen nie chciał określać, czy auror jest przystojny czy nie. Wzbraniał się przed tym jak przed wypiciem dziegciu, bo sądził, że to zrobi z niego osobnika podobnego do nich, a przecież Misza był psem tylko i wyłącznie na baby. Nic poza tym. No i nie potrafił przegonić z przed oczu wyobrażeń tych dwoje razem. Zgodnie z przypuszczeniami pojawiły się zaraz po przekroczeniu progu gabinetu Halla i torturowały umysł młodego Bułgara bezlitośnie podsuwając mu coraz to paskudniejsze obrazy. Wujek brzmi staro. Oczywiście, że brzmi dla kogoś, kto ledwo przekroczył ćwierć wieku. Chłopak powiedział to specjalnie, a w jego słowach kryła się czysta i niczym nie zmącona ironia. Nie mógł się powstrzymać, bo przecież w końcu był ślizgonem i pojęcie sarkazmu nie było mu obce. Nikolai niby i był dorosły, miał więc prawo do tego, by żyć tak jak się mu podoba, ale nie oznaczało to wcale, że Mikhail się z tym tak łatwo pogodzi. Jeśli kiedyś jakimś cudem to nastąpi, trzeba będzie ogłosić święto narodowe. Serio. Nie wyjmując dłoni z kieszeni spojrzał na Alexa częstując go wymownym uniesieniem brwi. Drgnął lekko w przód ukrywając bezlitosny uśmiech, który cisnął mu się na usta. - Profesorze? Przecież ty nie jesteś profesorem - zauważył zaczepnie, od razu decydując się na porzucenie formalności i zbędnych frazesów zwanymi przedrostkami. Nie przeszłoby mu przez gardło panie Hall. Wybrał mniejsze zło, skoro już musi. Ale zaraz, miał być miły. W końcu przyszedł tu w jakiejś sprawie. Nie może zawieść Jonathana, chociaż gryfon pewnie by zrozumiał dlaczego Asen wyszedł z gabinetu z pustymi rękoma. To wcale nie była łatwa misja i Prior miał szczęście, że był jego przyjacielem. Dla nikogo innego by się tak nie poświęcił. Dla nikogo. Chrząknął więc, starając się przybrać na twarzy skruszoną minę. - ... znaczy, jeszcze. Jeszcze nie jesteś profesorem. Przez głowę przeszła mu myśl, że mu trochę współczuje. Będąc zmuszonym do ciągłego towarzystwa Smoczycy Lacroix nawet mógł pokusić się o stwierdzenie, że Misza się wcale Alexowi nie dziwi, że ma uraz do wszystkiego co ma biust. Ta kobieta potrafiła uprzykrzyć życie doszczętnie, ale nie powiedział tego na głos. Zostawił to spostrzeżenie dla siebie, bo przecież nie przyszedł tu, by się z Hallem spoufalać. Właściwie to spoufalania się chciał za wszelką cenę uniknąć, dlatego też przed przyjściem tu obiecał sobie, że przywdzieje na twarzy maskę chłodnej obojętności i będzie go trzymał na dystans. Okej, może i Nikolai lubił się z nim dotykać w różnych miejscach, to nie oznaczało jednak wcale, że panicz Asen umieści go w swoim albumie rodzinnym. Tak naprawdę to nikt nie zmuszał go do tego, by za Hallem w ogóle przepadać. Szczerze mówiąc, gdyby nie Prior, noga Miszy nie przekroczyłaby nigdy progu tego gabinetu. Po co. Wystarczyła mu świadomość, że taki człowiek jak Alex istnieje, gdzieś tam krąży po zamku ale co z tego, bo przecież nie muszą wcale rozmawiać. No ale trudno. Dziś tu był i jeśli chciał stąd jak najszybciej wyjść to wypadałoby się odezwać. I nie ociekać przy tym jadem. - Potrzebuję trochę krwi nietoperza i... - tu przerwał by wyciągnąć z kieszeni mały zwitek pergaminu, który nieświadomie wciąż gniótł gdy tak stał. Przebiegł wzrokiem po niedbałym piśmie przyjaciela i dokończył - i kłów węża. Ale nie wiem jakiego, bo to nie dla mnie. Szczerze mówiąc liczyłem na to, że po znajomości uda nam się jakoś dogadać - powiedział i przechylił głowę czekając na reakcję Halla. Nie był w nastroju na zmyślanie. Cichy głosik w jego głowie podpowiadał mu, że żadne łgarstwa i tak by nie przeszły. Skoro już tu był i skoro już się o coś prosił, to jednocześnie mógł nie robić z siebie debila. - I tak je zdobędę, ale wolałem najpierw skorzystać z legalnego źródła, żeby potem nie było - dodał jeszcze.
|
| | | Alex Hall
| Temat: Re: Gabinet Halla Nie 17 Kwi 2016, 22:47 | |
| Wystarczyło ledwie kilka chwil, by Hall uświadomił sobie, że w rodzinie Asenów niedaleko padało jabłko od jabłoni – w kwestii bezczelności i przedstawiania konkretów Misza był zdecydowanie kalką ojca. Choć za stwierdzenie kalka zapewne by się obraził, jak każdy młody człowiek przywiązany do podkreślania swojej indywidualności, więc stańmy na tym, że Asen junior był do Asena seniora bardzo podobny z charakteru. Przynajmniej na pierwszy rzut oka. Nie żeby aurorowi to w jakikolwiek sposób przeszkadzało, wyciągnięcie tego wniosku po prostu nieco go bawiło, nawet jeśli niekoniecznie wiedział dlaczego. Może uważał, że jeśli udało mu się oswoić Nikolaia to i na Miszę prędzej czy później znajdzie sposób? Nie miał co prawda obowiązku lubić czy próbować zakumplować się z synem mężczyzny, którego w pewnym sensie mógł nazywać swoim, ale byłoby miło nie mieć w nim wroga – takie absolutne minimum, pozwalające na w miarę zgodne życie na jednej płaszczyźnie. Bo choć myśl ta była cholernie bolesna i niechciana, Alex zdawał sobie sprawę, że w przypadku konfrontacji, zmuszony do wyboru jednego lub drugiego, Asen bez wahania wskazałby swoje dziecko i nie byłoby w tym nic dziwnego. Więzy krwi, latorośl przedłużająca ród... Hall chyba zaczynał go za to pierwszeństwo odrobinę nie lubić. Wyraz twarzy aurora nie zmienił się ani odrobinę, gdy Mikhail odpowiedział w sposób, który mimo wszystko nie przystoił uczniowi, nawet jeśli na wstępie dostał pozwolenie na skrócenie dystansu między nimi – niechęć i ironia nie były aż tak niespodziewane, by strącić mężczyznę z pantałyku i wywołać gwałtowniejszą reakcję. Miał tylko ochotę gorzko się uśmiechnąć, że miał rację co do możliwego podejścia Asena juniora. On też najwyraźniej czuł się w jakiś sposób zagrożony obecnością Alexa – wystarczyło kilka nieostrożnych słów i utkwiliby w naprawdę paskudnym impasie. Dlatego Hall nie komentował w żaden sposób chamskiej odzywki Ślizgona, tylko przyglądając mu się uważnie i dając chwilę na skorygowanie zachowania, co na szczęście dla nich obu uczynił. - Nie zamierzam być profesorem. To tylko zwrot grzecznościowy bardziej pasujący do szkoły niż ministerialny wicedyrektor – w jego głosie przebrzmiała drobna nuta rozbawienia, choć samemu Alexowi jakoś niekoniecznie było do śmiechu. Szczególnie, kiedy chłopak przeszedł do rzeczy, przedstawiając swoją listę zakupów i to w dodatku z małą, pomocną karteczką! Co za spryt, co za dokładność! No może dokładność już niekoniecznie... - Mhm – mruknął tylko na wstępie, gdy Asen wyłożył po co tu właściwie przyszedł. Na moment odwrócił od niego wzrok, obserwując powierzchnię wywaru, który gotował się w kociołku – coś mu najwyraźniej w nim nie leżało, bo krótkim ruchem różdżki zmniejszył płomień. - Więc się dogadujmy – nagle podjął dalej - Lepiej, żebyś nie upuszczał krwi czyjemuś nietoperzowi czy wyrywał zębów wężowi, jak źle to zrobisz, to eliksir nie wyjdzie i można kogoś otruć. Bo strzelam, że to o eliksiry chodzi, a nie fajerwerki czy inne równie ciekawe rzeczy – podniósł na moment wzrok, po czym wrócił nim do jednego ze słoików ułożonych rządkiem na stole. Z jednego wyjął coś czarnego i błyszczącego, co chwycone w palce rozwinęło się z ciasnej kulki, ukazując drobne, drgające wściekle odnóża i zaraz wylądowało w kotle, wrzucone do niego ruchem co najmniej niedbałym. - Ja mam fiolkę krwi nietoperza i kły jakiegoś niejadowitego wężyska. Co proponujesz w zamian? No właśnie, co takiego mógł mieć Misza na wymianę? Co ciekawego kłębiło mu się pod czaszką? |
| | | Mikhail Asen
| Temat: Re: Gabinet Halla Pią 22 Kwi 2016, 22:33 | |
| Cóż, prawdę mówiąc Asen, przed tą całą sprawą z Hallem i jego ojcem nawet dość mocno stażystę eliksirów lubił. Co tam, mimo, że Lacroix nie była dla ślizgonów przesadnie ostra to i tak wolał towarzystwo Alexa. Młody człowiek zawsze woli, by jego opiekunem był facet, a nie jakaś baba. Na dodatek baba, przed którą respekt czuje praktycznie cała szkoła. Wszystko się jednak zepsuło. Teraz Misza już nie patrzył na Halla tak jak wcześniej, gdy jeszcze wszystko było po staremu. Poza tym bał się nadchodzących wielkimi krokami wakacji. Obawiał się spotkania z ojcem sam na sam, bo Nikolai z pewnością będzie chciał zaistniałą sytuację obgadać, a czego jak czego, ale rozmawiania na tematy intymne starego ślizgon wolał uniknąć. Kurde, czy nie mogłoby być jak dawniej, kiedy to rozmawiali tylko i wyłącznie o Quidditchu? - Nie zamierzasz? To po co w ogóle ta szopka z byciem stażystą? - zapytał, zanim to w ogóle przemyślał. Zdziwił się, ale chciał sprawiać wrażenie, że to go kompletnie nie obchodzi. Chciał być ponad to, chciał wziąć tylko to po co tu przyszedł bez wdawania się w zbędne dialogi. Czasem jednak fakt, że nie potrafił ugryźć się w język na czas komplikował mu pewne sprawy, tak jak teraz, gdy stał pod drzwiami gabinetu młodego aurora i próbował udawać, że jego słowa wcale go nie zaciekawiły. Oh Misza, doprawdy, jesteś takim buntownikiem... Całe szczęście, że nie powiedział tego jak żądny informacji trzecioklasista. Bo przecież w jego tonie słychać było tę odrobinę ironii? Tę odrobinę ślizgonowatej złości? Jeśli tak, to dobrze. To nawet super. To by świadczyło, że młody Asen nie zrobił z siebie głupka przed samym sobą. Bo właściwie po co mu ta wiedza? Chciał Alex uczyć przez chwilę w szkole to jego sprawa. Misza osobiście, gdyby był wicedyrektorem aurorów nigdy nie porzuciłby tego stanowiska na rzecz nauczania bandy matołów, ale to tylko jego zdanie. Nauczył się już, że jego zdanie to zaledwie kropla w morzu innych zdań, toteż wzruszył tylko ramionami, nadal uparcie trzymając dłonie w kieszeniach i stwierdzając: - A zresztą, co mnie to. A wracając do tych cholernych składników, po które przysłał go tu Prior to... Przeklęty Prior. Świat byłby piękniejszy, gdyby ta norweska gnida miała bardziej czytelne pismo. Jak on miał odczytać nazwę tego węża, którego kłów potrzebował, skoro ten gryfoński pomiot nabazgrał mu to na kolanie? Trudno, jego wina, dostanie co będzie pod ręką. Wnioski reklamacyjne zostaną przez bułgara automatycznie odrzucone. Czekał na reakcję Alexa dość mocno zaintrygowany. Gdy ten przystał na jego propozycję dogadania się, Misza zacisnął szczękę, powstrzymując uśmiech zadowolenia, który cisnął mu się na usta. Mięśnie na policzkach zagrały, a chłopak słuchał dalej tego, co stażysta miał do powiedzenia. Wypuścił powietrze przez nos i drgnął lekko, robiąc krok w przód. Transakcja wymienna? Tego nie przewidział. W zasadzie był na tyle rozpieszczony, że zazwyczaj dostawał to czego chciał, bez oczekiwania niczego w zamian. Zastanowił się chwilę i nie mogąc obecnie wymyślić niczego lepszego odpowiedział, choć uwierzcie mi, robił to z naprawdę ciężkim sercem. - Obiecam, że zlikwiduję wszystkie niepochlebne napisy, jakie wyryte są na ławkach w całym zamku na twój temat. I będę dla ciebie miły. - Zrobił minę, która wyrażała wysiłek, jaki kosztowała go ta deklaracja. - Naprawdę nie wiem, co mógłbym ci oferować w zamian. Codzienną porcję muffinek posypanych miłością na dobry początek dnia? Obserwował stoicki spokój, z jakim Hall przygotowywał swój eliksir, nie zważając zupełnie na próby prowokacji młodego Asena. Zastanawiał się na jak wiele mógłby sobie pozwolić dzisiejszego wieczoru, ale postanowił na tym poprzestać. Bądź co bądź Alex był szychą wśród aurorów, i nie dostał tej posady za ładne oczy. |
| | | Sponsored content
| Temat: Re: Gabinet Halla | |
| |
| | | |
Similar topics | |
|
| Pozwolenia na tym forum: | Nie możesz odpowiadać w tematach
| |
| |
| |