|
| |
Autor | Wiadomość |
---|
Poppy Pomfrey
| Temat: Re: Gabinet Halla Sob 04 Kwi 2015, 14:31 | |
| Zajęła wskazane miejsce, siadając na kawałku miękkiego fotela. Przyglądała się łagodnie młodemu mężczyźnie oddającemu się swemu powołaniu z niecodzienną zaciętością. Z tego co słyszała w pokoju nauczycielskim i z rozmowy z profesor McGonagall, Alex sam zgłosił się do pomocy przy nauce zaklęcia patronusa na wieść, że głównym nauczycielem miał być pan Wilson. Dodatkowo wziął staż eliksirów w Hogwarcie oraz był dobrym, zyskującym sławę aurorem. Zaiste pochwycił na swe barki duży ciężar w tak młodym wieku. W czasach wiszącej na włosku wojny nauczyciele, aurorzy i inni czarodzieje przepracowywali się, aby dać z siebie jak najwięcej. Poppy martwiła się czy nie przedobrzą i nie odbije się to na ich zdrowiu. Harry'emu zaaplikowała herbatki wzmacniające i ilekroć go spotykała, przypominała mu, aby pozwalał sobie odpocząć. Dbała o tych, o których mogła z największą gorliwością. Mogło się wydawać, iż Poppy matkowała każdemu pacjentowi, ale czyniła to z troski o zdrowie. Według niej, Alexowi groziło przepracowanie i chociaż był nowym nabytkiem Hogwartu, będąc pod skrzydłami Dumbledore'a był również pod skrzydłami pani Pomfrey. Uśmiechnęła się ciepło doceniając komplement. - Dziękuję, Alexie. Sok dyniowy brzmi ciekawie, wszak alkoholu nie powinno spożywać się w pracy. - spojrzała nań surowo, karcąc jego pomysł zaproponowania kobiecie alkoholu. Nie wpędzała go jednak w zakłopotanie, a zwracała uwagę. Z uwagą przyglądała się jego minie, będąc pewną, że usłyszy potwierdzenie. Dałby jej wówczas szansę, aby zredukować własne poczucie winy z powodu nieobecności na pogrzebie przyjaciół. Nie potrafiła odnaleźć wystarczająco dużo czasu, aby pozwolić sobie na podróże. Hogwart pochłaniał cały jej czas, a pacjentów nie brakowało. Zeszłego roku była zmuszona dostawić kilka łóżek w skrzydle szpitalnym w czasie epidemii grypy oraz ryzyka pojawienia w murach groszopryszczki. Dzień w dzień jej obecność była niezbędna w szkole na pierwszym piętrze. Pomimo otrzymywanej pomocy ze świętego Munga, stażyści nie zagrzewali na stale miejsca u jej boku. Ciągnęło ich ku intensywnej pracy w szpitalach, a co za tym idzie, Poppy miała dwakroć więcej obowiązków. Nie miała serca zostawiać podopiecznych samych nawet na chwilę. Nocami czuwała przy ich łóżkach i dbała, aby wracali do zdrowia i opuszczali skrzydło w pełni sił. To uniemożliwiało wycieczki dalsze niż Hogsmade. Dłużące się milczenie dało pielęgniarce wszelakie odpowiedzi. Młody Alex również dostrzegł zaskakujące podobieństwo i zbieg okoliczności. Ze smutkiem przyjęła odpowiedź odmowną. - Tak, nazywał się James Hall. Przykro mi, że go nie znasz. Teraz rozumiesz jakie odniosłam wrażenie podczas spotkania w gabinecie profesor Lacroix. - uśmiechnęła się łagodnie do młodego mężczyzny, dostrzegając jego zainteresowanie fotografią. - To bardzo smutna historia. W jego domu wybuchł pożar. Zginął na miejscu ze swoją małżonką i co smutniejsze, z niespełna rocznym synkiem. - przygasła na chwilę, wspominając tragedię sprzed lat, w którą było jej tak trudno uwierzyć. Nie kontynuowała przygnębiającej opowieści, aby nie wprowadzić do gabinetu smutnej atmosfery. Na jej usta powrócił łagodny uśmiech. - Przypomniałeś mi, abym odwiedziła cmentarz w Plymouth. Być może długo nie będzie jeszcze okazji, aby złożyć wizytę dawnym przyjaciołom. - przyznała szczerze, krzyżując pomarszczone dłonie na kolanach. Nie uraził jej zapytaniem ani swoją naturalną ciekawością. To zrozumiałe, że chciał uzyskać więcej informacji na temat tak do siebie podobnego człowieka. Poppy potrafiła być surowa i groźna, gdy w grę chodziło dobro pacjentów, jednak w tym przypadku Alex miał prawo pytać i otrzymać odpowiedzi. Wystarczy do tego jedno życie, pozostałe osiem przyda mu się na inne okoliczności. |
| | | Alex Hall
| Temat: Re: Gabinet Halla Sob 04 Kwi 2015, 19:01 | |
| Spotkanie, które nie miało na celu roztrząsania spraw związanych z pracą, uczniami bądź zajęciami dodatkowymi, w jakie zaangażował się Alex, stanowiło miłą odmianę. Młody auror nie zabiegał o chwile oddechu, posiadając zbyt mocno rozwinięte poczucie obowiązku, ale nie zamierzał też z nich rezygnować, jeśli akurat pojawiła się taka możliwość. Poza tym, choć de facto nie znał szkolnej pielęgniarki (sam aplikował sobie eliksiry nasenne, wzmacniające i wszystkie inne, które mogły zawierać się w zakresie jej kompetencji), jej obecność nie przytłaczała, a wręcz przeciwnie. Wprowadzała atmosferę spokoju, stateczności, jakby kobieta posiadała moc spowalniania czasu i wyciszania każdego, kto znalazł się odpowiednio blisko. W pewnym sensie przypominała Williama, któremu często jednym gestem udawało się uspokoić rozszalałe nerwy Alexa – nie miał pojęcia, skąd brali się tacy ludzie, ale był niezwykle wdzięczny, że istnieli. Tak w ramach przeciwwagi dla wszystkich sukinsynów pałętających się po ulicach. - Oczywiście, rozpędziłem się trochę – przyznał z nieznacznym, niemal nieśmiałym uśmiechem, sięgając do jednej z niżej usytuowanych szafek w swoim wielkim regale. Zmiana cokolwiek ciekawa, jeśli miało się okazję obserwować jego nieco bezczelne zachowania i częsty brak werbalnego filtra w rozmowach. Poppy nie musiała się w żaden sposób wysilać, by wywołać w młodym Hallu potrzebę pokazania się z jak najlepszej strony i przytemperowania wybuchowego temperamentu. Na ile mu się to uda, nie miał zielonego pojęcia. Puchar, który zdecydowanie nie był tak ozdobny jak te stojące zwykle w Wielkiej Sali, został szybko napełniony wspomnianym sokiem z dyni i podany pielęgniarce. Rozmowa na temat nieruchomej, choć fascynującej z innego powodu fotografii szła lekko, zupełnie niewymuszenie. Pełen zaciekawienia, które wyraźnie odbijało się w jego jasnych oczach, były Gryfon zdawał się spijać słowa padające z kobiecych ust , choć im dalej w las, tym bardziej coś zaczynało się zmieniać. Fragment grubego papieru trzymany między palcami smagnął dłoń Alexa fantomowym uczuciem gorąca, które zmusiło kręgosłup do bezwzględnego wyprostowania. Milczący, ze spojrzeniem utkwionym w pani Pomfrey i napięciem w mięśniach widocznym tylko dla wprawnego oka, przez dłuższy moment przypominałby posąg gdyby nie ruchy klatki piersiowej przy każdym oddechu. Aurorzy od samego początku byli trenowani, by nie dać się zaskoczyć absolutnie niczemu, ale na ten niespodziewany obrót spraw nic nie mogło go przygotować. Nieświadomie i na pewno nie mając ku Alexowi złych intencji, hogwardzka pielęgniarka wstrząsnęła głęboko ukrytą podstawą, dotknęła czegoś, co pozornie nigdy nie miało znaczenia, a jednak wywołało w kolanach nagłą miękkość. Zgadzało się zbyt wiele szczegółów, by mogło chodzić o kogoś innego. Hallowie, pożar i Plymouth, przeklęte Plymouth, niewielka mieścina, gdzie wszyscy się znali... Tylko jeden element nie pasował do starej układanki. Blondyn odruchowo uchwycił zębami dolną wargę, zwilżając spierzchniętą skórę. Choć jego spokój został rozbity w pył krążący gdzieś teraz we wnętrzu mężczyzny, szybko uchwycił się mocniej jednej z masek, które pozwalały ukrywać przed światem jego prawdziwe myśli i uczucia. - Byli mugolami? – zagaił, dumny że głos mu nie zadrżał ani odrobinę. – Ojciec miał na imię James, a reszta rodziny? Może to jacyś krewni. Doskonale wiedział, iż nie to miał na myśli, ale próbował jak najdokładniej ukryć prawdziwą ważność odpowiedzi na to konkretne pytanie. Przeczuwał już, co zaraz zwali mu się na głowę z siłą zerwanego z podnośnika kowadła, ale jeszcze nie chciał tego do siebie dopuszczać. Nie, zanim wszystkie karty nie zostaną przed nim jasno i wyraźnie rozłożone, gdy nie będzie miejsca na żadne wątpliwości. Częścią siebie chciał, by Poppy udowodniła mu, że się myli. |
| | | Poppy Pomfrey
| Temat: Re: Gabinet Halla Nie 05 Kwi 2015, 12:10 | |
| Z natury uzdrowiciele oraz pielęgniarki, pielęgniarze wzbudzali zaufanie, mieli wnosić spokój i ciszę umożliwiającą naturalny powrót do zdrowia. Poppy starała się tworzyć atmosferę spokoju i bezpieczeństwa wokół siebie, co się jej niewątpliwie udało. Każdego rozmówcę traktowała łagodnie i miała dlań dobre słowo. W ten sposób mogła wzbudzać chęć zachowywania się bardziej wzorowego, jednak Poppy nikogo nie oceniała. Tchnęła spokojem i harmonią, dzięki czemu zyskała sobie szacunek wśród uczniów i nauczycieli. Wzbudzała zaufanie, co było niezbędnym elementem jej pracy. Nie wywierała presji na Alexie i prawdopodobnie podziękowałaby mu za poświęcony cenny czas, aby jeszcze dziś powrócić do wieczornych obowiązków. Być może nie dane będzie jej naprawić nieobecności zeszłych lat. Alex niewątpliwie zapadnie w jej pamięci głównie ze względu na uderzające prawdopodobieństwo z dawnym przyjacielem. Nie będzie musiał wykazywać się ponadprzeciętnymi umiejętnościami i czynami, aby zostać dobrze zapamiętanym przez pielęgniarkę. Na zawsze będzie majaczył we wspomnieniach, a w dzisiejszych czasach pamięć o drugim człowieku była potężnym darem, często niedocenianym przez bliźnich. Im dłużej się mu przyglądała, tym więcej widziała podobieństw, choć niemożliwym było przypuszczać, że... przypuszczała, że jest spokrewniony z Hallami i o tym nie wie, wszak świat jest maleńki; potrafi zaskakiwać na każdym kroku. Kobieta zamoczyła usta w domowej roboty soku dyniowym, wsłuchując się w niekrępującą ciszę w gabinecie. Towarzystwo Alexa było bardzo łatwe i miłe. Bardzo różnił się od znanych Poppy aurorów, ponieważ samym wyglądem i szacunkiem wobec drugiej osoby zyskiwał sobie pewien autorytet, w szczególności wśród młodzieży. To rzadko spotykany talent wśród tak młodych ludzi. Czarodzieje często pracowali wiele lat na możliwość bycia wzorem do naśladowania, zaś Alexowi przychodziło to z wrodzoną łatwością. Wyczuła w powietrzu spięcie jeszcze zanim skrzyżowała wzrok z aurorem. Dostrzegła ulotny błysk w oku jednak jego opanowanie perfekcyjnie zatuszowało zaskoczenie wypowiedzianymi słowami. - Tak, byli mugolami, chociaż wydawało mi się, że podejrzewali istnienie magii... Żona Jamesa miała na imię Amanda. Doprawdy urocza kobieta. Zaś mały Thomas... tak bardzo żal mi ich śmierci. - zacisnęła usta w bladą, niewidzialną linię, aby zatuszować łamiący się głos. Wspomnienia budzą emocje. Dzień w dzień Poppy odczuwała smutek w związku z utraconą przeszłością. Czas przemijał, wspomnienia pozostawały. Każdy człowiek narażony był na utratę bliskiej osoby. Poppy załamywała ręce nad numerami Proroka Codziennego dowiadując się o licznych zaginięciach i śmierciach, boleśnie odbijających się na uczniach. Byli zbyt młodzi, aby kogoś tracić. To głównie śmierć pana Whispera tak poruszyła kobietę; czytała o osieroconej dwójce uczniów w gazetach - uczniów widywanych codziennie w Wielkiej Sali. Tragedia pełzła coraz bliżej Hogwartu.. - Zależy czy masz krewnych mugoli mieszkających niegdyś w Anglii. Może twoi rodzice będą potrafili coś na ten temat powiedzieć? Świat jest mały, Alexie. Odnalezienie rodziny w dzisiejszych czasach jest czymś niezwykle cennym. - przytoczyła słowa Dumbledore'a naciskającego na trzymanie się razem, w rodzinie, wśród przyjaciół, bo w gronie najbliższych można odnaleźć nieznaną dotąd potęgę. - Och, przepraszam. Nie zapytałam czy mogę zwracać się do ciebie po imieniu. - zakłopotała się, podświadomie nawiązując z aurorem nić sympatii i przechodząc na "ty" pomimo dzielącej ich różnicy wieku. Powietrze wokół nich zgęstniało bądź Poppy odniosła wrażenie wyczekiwania. Zawiesiła wzrok na trzymanym przez mężczyznę zdjęciu. Nie widząc fotografii, potrafiła bezbłędnie odtworzyć uśmiech drogiego Jamesa, usłyszeć śmiech małego Thomasa i ujrzeć czułość w oczach Amandy. Postanowiła jeszcze dzisiaj sporządzić eliksir o nieznanej jej nazwie, potrafiący wydobywać z mugolskich fotografii kilka sekund prawdziwego wspomnienia. Drugą możliwością jest poproszenie o to Alexa, a nuż przypomni sobie bądź skojarzy wuja Jamesa bądź dalekiego, bardzo dalekiego krewnego, którego nosi w sobie geny. |
| | | Alex Hall
| Temat: Re: Gabinet Halla Pon 06 Kwi 2015, 19:21 | |
| Pewną częścią siebie Alex żałował, że nie posiadał zmieniacza czasu. Jak łatwo byłoby obrócić niewielkie złote pokrętło, patrzeć jak piasek wewnątrz klepsydry przesypuje się pod twoimi palcami. Auror użyłby go, by sprawić, iż spotkanie z Poppy Pomfrey nigdy nie będzie miało miejsca. Szkolną pielęgniarką nie kierowały złe intencje, zapewne szukała tylko prawdy i może pewnego rodzaju zrozumienia, jakiegoś zamknięcia bardzo starej sprawy, która ciążyła jej na sercu i umyśle. Nie mogła mieć najmniejszego pojęcia, że jej postępowanie dotknie tych głęboko położonych, pozornie zapomnianych elementów większej konstrukcji, zachwieje nią bez pytania o zdanie, grożąc widowiskowym zawaleniem. Młody Hall bardzo szybko przestał myśleć o rodzinie, której nie było mu dane poznać, a którą stracił nim samodzielnie nauczył się celować łyżką do ust czy mówić łamane „mama”. Był zbyt mały, by zrozumieć, że nie tak powinno wyglądać jego życie – że domu oraz mamuś i tatusiów nie zmieniało się co kilka miesięcy, bo bali się dziejących dookoła ciebie anomalii. Swojego losu się nie wybierało, należało go zaakceptować i żyć lub wpaść w spiralę złości oraz pretensji prowadzącą prosto na dno. Alex był kiedyś bardzo blisko, przesiadywał na samej górze tej potwornej zjeżdżalni, nogi wisiały mu nad przepaścią, gdy zerkał w dół coraz chętniej, z dnia na dzień przygniatany rzeczywistością. Miał szczęście, że w ostatniej chwili, kiedy już prawie się odpychał gotów na szaleńczą jazdę w dół, ktoś chwycił go za kołnierz i odciągnął. Złapał za rękę i nie puszczał, spojrzeniem niebieskich oczu od czasu do czasu sprawdzając, czy Hall trzymał równie mocno, aż w końcu przestało być to konieczne. Jego rodzina była mała i rozbita, ale innej nie potrzebował. Nie chciał. Samo myślenie i wzmianki o ludziach, którzy niegdyś dali mu życie, stanowiło dziwne przeżycie – jak spoglądanie przez brudną szybę do wnętrza ciemnego magazynu. W środku majaczyły jakieś kształty, ale żaden z nich nie wyglądał znajomo, nie budził skojarzeń. Były przypadkowymi bryłami bez ładu i składu, układanką, której finalnego kształtu nie znał, a oczekiwano że dopasuje do siebie elementy. Mimo wszystko, na twarz młodego aurora bez wahania wypełzło współczucie, gdy w głosie siedzącej na jego fotelu kobiety przebrzmiały nuty czegoś niezwykle wrażliwego i smutnego. Nawet w tym stanie, ledwie odpychając od siebie odruch pocieszania, skrzywił się nieznacznie na dźwięk imienia „Thomas” - porzucił je dawno temu, w żaden sposób nie identyfikując się już z tym zlepkiem liter, a jednak wciąż przywoływał wspomnienia, o jakich wolałby zapomnieć. Kiwnął uprzejmie głową, słuchając cytatu ze słów profesora Dumbledore'a, choć w tej chwili nie skojarzył, że należały właśnie do niego. - Nic nie szkodzi – zaczął, odpychając się lekko od biurka, które służyło mu za oparcie. - Wolę, kiedy mówi mi się po imieniu. Brzmi to jakoś - uciął na krótki moment, odruchowo wyginając usta w zabawny grymas - Nie wiem, naturalniej? Czuję się jak stary dziadek z tą całą tytulaturą. Alex obrócił trzymane zdjęcie w palcach, ostatni raz spoglądając na uchwyconą na nim w czerni i bieli twarz mężczyzny, którego (jak teraz był już pewien) krew krążyła w jego własnych żyłach, który częściowo wyzierał z każdego mijanego lustra. Byłby głupcem próbując zaprzeczać podobieństwu i historii, jaką opowiedziała mu Poppy – a jednak choć czuł dziwną miksturę znużenia i ciężkości w dole brzucha, nie czuł żalu. Byłby o wiele spokojniejszy, gdyby do tego spotkania nigdy nie doszło, ale nie wrzuciło mu ono na barki więcej, niż byłby w stanie udźwignąć. Pytanie teraz brzmiało, czy zdradzić kobiecie, kogo przed sobą miała? Spojrzenie zielonych oczu przeniosło się na twarz pielęgniarki, wyraźnie szukając czegoś w jej wyrazie, zatrzymując się na wciąż ściśniętych wargach, na uwydatnionych liniach zmarszczek. - Być może robię błąd... Nawet jeśli, nie powinienem o tym mówić na głos, ale czasem język chlapnie, zanim go powstrzymam – zaczął i oddał fotografię pani Pomfrey, bezwiednie uważając, by ich palce nie weszły w kontakt. Kilka kroków od fotela, zawieszony na ścianie tuż nad ferią różnorakich ruchomych zdjęć wisiał oprawiony w szkło dokument. Alex ostrożnie zdjął go z haczyka, przez moment zaciskając jeszcze palce na ramie. A potem odetchnął, w nagłym przypływie szaleństwa mijając ostatni zjazd pozwalający na ucieczkę i obrócił całość w kierunku kobiety, pozwalając jej na odczytanie starannie wykaligrafowanych na pergaminie słów opatrzonych woskowymi pieczęciami Ministerstwa oraz Biura Aurorów: Dyplom ukończenia szkolenia aurora z ramienia Brytyjskiego Ministerstwa Magii przyznany Thomasowi Alexowi Hallowi urodzonemu 24 października 1952 roku. - Jestem sierotą, z tego co wiem brudnej krwi. Wychowywałem się w sierocińcu w Birmingham, ale dokumenty mówią, że pochodzę z Plymouth – nie poznawał własnego głosu, choć wcale nie czuł się inaczej niż jeszcze kilka chwil wcześniej. Nawet uśmiech, który próbował przywołać na twarz w dziwny sposób ciągnął mięśnie, nie chcąc się uformować z przejawianą na co dzień wrodzoną łatwością. Wyjawieniem prawdy o sobie nie chciał uzyskać nic konkretnego – być może tylko spróbować uspokoić kobietę, która niepotrzebnie nosiła ze sobą winę. |
| | | Poppy Pomfrey
| Temat: Re: Gabinet Halla Pon 06 Kwi 2015, 20:29 | |
| Najmniejsze nic nie znaczące słowa mogą zburzyć czyjąś konstrukcję. Nieopatrzny krok potrafi zburzyć stalową konstrukcję, nad którą człowiek pracował dzień i w nocy, poświęcając swoje życie. Bardzo łatwo było niszczyć, a o wiele trudniej budować. Nieświadome krzywdy można wybaczyć, jednak wybaczenie ma to do siebie, że nie przychodzi łatwo. To takie małe żyjątko, dzikie zwierzątko, które pragnie ludzkiego zaufania. Trzeba je oswajać, przywoływać do siebie codziennie, często, pamiętać o nim i nosić je w sercu, aby w efekcie je oswoić i żyć z nim po kres dni. Wówczas wybaczenie i człowiek stają się partnerami i przychodzi ono łatwo, chętnie. To trudne zadanie, z którym istoty ludzkie nie zawsze potrafią sobie poradzić. Niełatwo sprostać wybaczeniu, szczególnie gdy krzywda zadawana jest świadomie. Poppy nie miała złych intencji. Nieumyślnie poruszyła niewidoczny kamyk podtrzymujący duży głaz dźwigany na barkach młodego Alexa. Kłamałaby przecząc, że nie miała nadziei. Nadziei, że jest spokrewniony z jej przyjaciółmi. Mogłaby stać się rodziną, którą fizycznie nie była. Mogłaby otoczyć opieką osobę, która potrzebowała kogoś, kto się może o nią troszczyć. Nawet, jeśli ta osoba od lat zdana była tylko na siebie i żyła na własny rachunek. Człowiek potrzebuje człowieka tak samo jak wybaczenia. Być może wystarczy zmrużyć powieki i przyjrzeć się szklanej, brudnej szybie, przetrzeć ją rękawem, aby zobaczyć kto stoi po drugiej stronie. Ktoś, kto choć oddalony też chce przedostać się na drugą stronę i oczyścić drogę z brudu. - Dziękuję zatem, Alexie. - w ciągu kilkunastu minut pielęgniarka potrafiła wyciągnąć poprawny wniosek na temat tego młodego mężczyzny. W rysach jego twarzy widziała zalążki smutku przeżytego w przeszłości. Dzięki wieloletniemu doświadczeniu i pracy z chorymi, Poppy potrafiła odczytywać niemal bezbłędnie uczucia z każdej zmarszczki. To rysy w idealnej rzeźbie; każda z nich skrywała oddzielną historię, wspomnienie i bagaż towarzyszący przez resztę życia. Dzięki wyuczonej przenikliwości spostrzegła niewidzialną zmianę w Alexie, choćby poprzez ostrożniejsze stawianie kroków, wolniejsze ruchy sylwetki czy niesłyszalną zmianę tonu. Wyciągnęła dłoń ku mężczyźnie, pozwalając mu położyć fotografię bez kontaktu skóra do skóry. Pieszczotliwie przesunęła opuszkiem palców po krawędzi papieru, chowając na dnie serca wspomnienie tego spotkania. Być może miała tutaj przyjść i przeprowadzić tę rozmowę. To rażące przeznaczenie popchnęło ją do zaproszenia Alexa do rozmowy, do spotkania go w gabinecie profesor Chantal. Tak samo jak jemu kazało wziąć staż w Hogwarcie, aby mogła go wówczas spotkać. Odprowadziła go wzrokiem, śledziła ruchy, szukając odpowiedzi. Błąd? Błędy należy popełniać, aby się z nich uczyć. Wzmocnić, wyciągnąć wnioski i pamiętać je w przyszłości. Błędów nie należy unikać. Kobieta odstawiła kielich z napoczętym sokiem dyniowym na biurko i podniosła się, aby móc rozmawiać z mężczyzną z równej pozycji. Marszcząc brwi z uprzejmym zainteresowaniem dotknęła chłodnej ramki i przeczytała treść. Brytyjskie relikwie, podpisy Ministra, Szefa Aurorów, daty, znaczki potwierdzające kwalifikacje aurorskie. Przebiegła wzrokiem niżej na eleganckie pismo. Thomasowi Alexowi Hallowi urodzonemu 24 października 1952 roku. Puzzle wskoczyły na swoje miejsce, tworząc całość. Kobieta zakryła usta dłonią, porażona jedną jedyną linijką mówiącą wszystko. Wstrzymała gwałtownie oddech w płucach, zaś każde wypowiedziane przez Alexa słowo zdawać się mogło uwydatniać wszystkie zdobyte dotychczas zmarszczki na twarzy czterdziestoletniej kobiety. Przeżyła wiele, była świadkiem narodzin, świadkiem śmierci, miłości, kłótni, nostalgii... lecz nigdy nie przeżyła tak intensywnej ulgi i pewnego rodzaju radości jak najbardziej oczekiwanej tego wieczoru. Powoli uniosła wzrok na Alexa, powróciła do trzymanej ramki i fotografii. - To niemożliwe... - szepnęła, zdając sobie sprawę jak bardzo to było możliwe i jak bardzo jest to zaplątana wola losu. - Powiedziano mi, że zginęli wszyscy, włącznie z tob... - urwała zaskoczona z jaką łatwością przypisała maleńkiego chłopczyka z jednym zębem i lokiem na czubku głowy sprzed lat do rosłego mężczyzny stojącego naprzeciw. Z drżącymi rękoma odłożyła fotografię oraz ramkę na biurko, czując jak jej ciało ożywia się ze szczęścia i wzruszenia. Do czysto błękitnych oczu Poppy napłynęły łzy. - Och, Thomasie. - wyciągnęła pomarszczoną, naznaczoną doświadczeniem dłoń, aby dotknąć jego szorstkiego policzka z matczyną czułością. Nie potrafiła najpierw poprosić o pozwolenie, aby go nie urazić. Potrzebowała osobiście sprawdzić, że jest z krwi i kości, że stoi przed nią i jest potomkiem Hallów, których znała i po których nosiła żałobę w sercu. - Musiała uratować cię magia... tak... tak się cieszę... przepraszam cię najmocniej. Gdybym wiedziała... nie byłbyś w sierocińcu. - nikt nigdy jeszcze nie słyszał łamiącego się głosu Poppy słynącej ze stalowych nerwów i surowości tak widocznej w jej codziennej pracy. Tyle lat żyła w przekonaniu, że straciła troje mugolskich przyjaciół z rodzinnego Plymouth, a dziś okazuje się, że jeden z nich uchronił się przed katastrofą i żył, nieświadomy, że na świecie był ktoś, kto mógłby się nim zaopiekować, gdyby wiedział, że przeżył. Zabrała rękę i poszukała w połach pielęgniarskiego uniformu chusteczki. Otarła materiałem kąciki oczu od błyszczących łez; oczu, które chciały powiedzieć tak wiele, a czasu było na to za mało. - W-wyrosłeś na wspaniałego mężczyznę. Twoi rodzice na pewno byliby z ciebie dumni, Thomasie. Żałuję, że nie wiedziałam wcześniej. Tak mi przykro. - otarła gorliwie policzki z nieprzystojnych łez, poruszona w głębi serca tym, co się stało. Nie przestawała przyglądać się Alexowi, chłonęła jego widok, a jej wzrok mówił, jak bardzo pragnie przelać na niego wszystkie piękne wspomnienia i uczucie noszone tak długo w sercu. Gdyby zapragnął, to Poppy mogłaby się stać osobą, która będzie się o niego troszczyć. Z drugiej strony, nawet jeśli tego nie pragnie, nic nie odwiedzie pielęgniarki od tego, aby nie uczestniczyć aktywnie w jego życiu. Była mu winna bardzo wiele nawet, jeśli była dlań obcą, niespokrewnioną osobą. |
| | | Alex Hall
| Temat: Re: Gabinet Halla Wto 07 Kwi 2015, 20:31 | |
| Splotów wydarzeń nie da się zaprojektować wedle własnego uznania i żyć tylko tak, jak by się tego pragnęło. Prosta prawda, logiczna kalkulacja nie podlegająca anulacji niezależnie od potęgi czy wiedzy człowieka. Wyjątków nie było i być nie mogło. Podając Poppy ramę z dokumentem zawierającym jego pełne personalia, Alex poczuł gwałtowne ukłucie niepewności. Odniósł wrażenie, że właśnie zdarł z siebie wierzchnią warstwę skóry, odsłaniając wrażliwe ciało i delikatne trybiki poruszające się między mięśniami. Nie lubił stawiać się w takiej pozycji , nienawidził tego każdą częścią siebie, każdym nerwem, każdą komórką. Ukryta głęboko część jego natury, której pozwalał ostrzyć pazury i hodować zabójcze kły, zasyczała groźnie, poruszyła się niespokojnie, ocierając łbem o wnętrze klatki piersiowej aurora. Poppy Pomfrey nie była jednak Śmierciożercą ani innym czarnoksiężnikiem, w walce z którym mógłby wyładować całą swoją frustrację. Była tylko ciekawą kobietą pełną smutku i żalu, jaki chciał złagodzić – niestety zwykle nie myślał o konsekwencjach, które musiał sam ponosić, by przynieść komuś trochę ukojenia. W sytuacji, gdy ktoś potrzebował pomocy, jego własne dobro i spokój schodziły na daleki plan. Czasem miewał trudności, by znów je dojrzeć i przygarnąć do siebie. Obserwował zmieniającą się twarz kobiety, milknąc na dobre, gdy dodał wzmiankę o swoim statusie krwi oraz pochodzeniu. Wargi zacisnął w wąską, niemal niewidoczną linię, krzyżując ręce na torsie, pozwalając sytuacji się rozwinąć w sposób zupełnie naturalny. Nie miał doświadczenia w tak zawiłych przypadkach, nie był też w żadnym razie mistrzem rozgryzania ludzkiej psychiki i choć to on nadał ton dalszej części tej rozmowy, odnosił wrażenie, że to Poppy stała na wygranej pozycji. Alex wzdrygnął się najpierw na dźwięk swojego pierwszego imienia, a potem gdy dłoń szkolnej pielęgniarki dotknęła nieogolonego policzka. Nie mogła mu zagrozić, nie chciała ranić, ale Hall od zawsze nosił w sobie wstręt przed dotykiem, który miał wyrażać pozytywne uczucia przekraczające zwykłą, łatwą sympatię. Wyjątkiem był tylko William, ale jego osoba nie imała się standardowo stwarzanych kategorii odnoszących się do relacji z ludźmi. Stał gdzieś ponad, poza zaklętym kręgiem form i norm, głęboko w sferze Alexowego komfortu, nie zakłócając równowagi, a podtrzymując ją samym faktem, że wciąż oddychał i był. Zieleń tęczówek mężczyzny nie zasnuła się mgłą, jak można by się tego spodziewać, a wręcz przeciwnie – rozjarzyła się jakimś wewnętrznym światłem, wyostrzyła, pozwalając dojrzeć ukryte w niej złotawe plamki. Nim się jednak odezwał, odczekał, aż Poppy przestanie mówić i uniesie chustkę, by otrzeć wilgoć, która nieproszona wylała się poza kąciki oczu. - Nie masz za co mnie przepraszać – pokręcił lekko głową, po czym uniósł dłoń i potarł kark smagnięty uderzeniem gorąca. - Nie byłem i wciąż nie jestem fanem sierocińców, ale znalazłem tam najważniejszą osobę w moim życiu. A właściwie on znalazł mnie. Tego nie zamieniłbym na nic – dodał z taką pewnością i mocą w głosie, że sam siebie zaskoczył. Nie to zamierzał powiedzieć, ale jak sam wcześniej wspomniał, język bywał w jego przypadku szybszy niż świadoma myśl. - Obiecaj mi coś, proszę? – odruchowo oblizał spierzchniętą dolną wargę, nim kontynuował. - Nie zadręczaj się tym. Stało się, poradziłem sobie i dorosłem. Myślenie, jak mogłoby być, nigdzie nas nie zaprowadzi. To, co mówił, być może brzmiało szorstko, ale młody Hall nie chciał świadomie sprawiać przykrości stojącej przed nim kobiecie. Miał po prostu jak najprostsze podejście do spraw, których nie dane mu było kontrolować – czasem pomagało też uciszyć uczucia, jakie mimo wszystko nie chciały odejść. Uśmiechnął się lekko, opuszczając ręce, z których odruchowo zrobił sobie tarczę nie wiadomo przed czym. - Tylko... Mów mi Alex. Ktoś zadbał o to, że rzuca mnie za każdym razem, gdy używa się tego pierwszego imienia. Nie chciałbym cię przypadkiem ugryźć. |
| | | Poppy Pomfrey
| Temat: Re: Gabinet Halla Sro 15 Kwi 2015, 13:37 | |
| Rodzina Poppy składała się zaledwie z trzech osób: córki, zięcia i samej Poppy. Każdy nowy członek witany był z otwartymi ramionami i autentyczną radością. Trzeba na świecie mieć kogoś, kto cię odwiedza w domu, przyjeżdża na niedzielne obiady, na święta; kogoś, kogo można obdarować prezentem i przypilnować, aby zjadł pełnowartościowe śniadanie. Spoglądając w oczy Alexa, kobieta odczytywała w nim wiele pokładów niepewności. Nie łączyły ich więzy krwi ani wspólne wspomnienia, a potrafiła potraktować go jak swoje własne dziecko, przygarnąć w swe ramiona i troszczyć się o niego jak matka, której nigdy nie poznał. Będzie musiał jej wybaczyć najbliższą przyszłość. Czas, kiedy ktoś będzie o niego niezauważenie dbał. W wykonywanym zawodzie Poppy opatrywała i opiekowała się wieloma młodymi mężczyznami. Połowa z nich nie potrafiła podporządkować się surowym nakazom odpoczynku i nie umiała zdobyć się na pozwolenie na zatroszczenie się o siebie. Męska duma jest ciężkim orzechem do zgryzienia i taki przykład miała właśnie przed sobą. Alex nie znał jej i zajmie wiele czasu zanim pozwoli jej na zaopiekowanie się sobą, nawet żyjąc w przekonaniu, że tego nie potrzebuje. Ach, ci aurorzy. Szczególnie młodzi. Nie próbowała więcej dotknąć Alexa, powstrzymując potrzebę objęcia jego ramion, pogłaskania po głowie i zapewnienia o zyskaniu jednej osoby w rodzinie. Splotła dłonie przed sobą, załamując je nieraz nad zagadką dotyczącą ludzkiej psychiki. Zaufanie wchodzi schodami, a zjeżdża windą. To wymaga czasu. Pozostało jej domyślać się jak wiele przeszedł i jak bardzo czuł się samotny, skazany na sierociniec, bez poznania swych korzeni i rodziców. Sama świadomość, że mały Thomas okazał się czarodziejem poruszały wrażliwe struny w sercu pielęgniarki. Powinna wówczas przy nim być jako najbliższa jego rodzinie czarownica. Żadne dziecko nie powinno samotnie wkraczać w nowy, nieznany świat. Zmarszczki na buzi kobiety wygładziły się w przeciwieństwie do pogłębionych pajączków wokół oczu, zmrużonych od ciepłego uśmiechu jaki zawitał na bladych ustach. Najważniejszą osobę w życiu odebrała jako dziewczynę, narzeczoną bądź małżonkę. Na myśl jej nie przyszło, że Alex mówi o mężczyźnie. - Najwyraźniej tak miało się stać. Spotkałeś tę osobę i uczyniłeś ją najważniejszą, a dzisiaj poznałam syna swych przyjaciół i wierz mi, chłopcze, to bardzo piękny nieoczekiwany prezent. - przemawiała doń łagodnie, aby nie wpędzać go w zakłopotanie i nie zmuszać do składania obietnic. Nie chciała go do siebie zobowiązywać ani wkraczać z obcasami w jego życie bez zaproszenia. Co nie znaczyło, że nie zajrzy do środka i nie będzie w ciszy pilnować, aby niczego mu nie brakowało. - Och, Alexie. Nie mogę przestać patrzeć jak wyrosłeś i jak zmężniałeś. Nie przepracowujesz się, złotko? Czy czegoś potrzebujesz? - rozumiała uczucia Alexa i delikatność atmosfery w tym gabinecie. W Poppy obudziło się silne pragnienie zadbania o niego i zadośćuczynienia straconych lat. Chciała upewnić się, że jest szczęśliwy, a jeśli jest coś, co może pomóc mu otrzymać, poruszyłaby ziemię, aby tak się stało. Być może nigdy nie potraktuje starej pielęgniarki jako swej rodziny; nie oznaczało to jednak, aby ona nie traktowała tak jego. - Jeśli sobie tego życzysz, będę zwracać się do ciebie drugim imieniem. - na myśl nie przyszła jej odmowa. Szanowała jego zdanie pomimo cisnących się na usta pytań kto odpowiada za uraz wobec prawdziwego imienia. Poznała go wszak jako Thomasa i tak został ochrzczony. - Mam nadzieję, że profesor Lacroix i pan Wilson o ciebie dbają. - opuszczenie ramion uznała za dobry znak. Być może jeśli będą spędzać ze sobą więcej czasu, porozmawiają o przeszłości czy też o błahych sprawach codzienności to będzie mu łatwiej przebywać w jej towarzystwie. Oboje potrzebowali dostosować się do nowej sytuacji i do kroku milowego w relacji. Dotychczas ledwie się znali aż tu nagle odkryli, że przeszłość łączy ich w pokrętny sposób. Przystosują się do siebie i w przyszłosci być może Alex zgodzi się, aby przyszywana ciocia go trochę rozpieściła i nakarmiła. |
| | | Alex Hall
| Temat: Re: Gabinet Halla Wto 21 Kwi 2015, 23:26 | |
| Jak rozmawiać z ludźmi, którzy chcą być dla ciebie kimś więcej niż przypadkowym cieniem czy kolejną woskową figurą bez twarzy mijaną w tłumie? Alex nigdy nie posiadł umiejętności sprawnego komunikowania swoich uczuć – zawsze, gdy próbował, zdawały się go zatykać, odbierały głos, w zamian przyklejając na usta uśmiech błogo nieświadomego życia lekkoducha. Tak było łatwo, bezpieczniej. Jeśli ludzie uważali cię tylko za półgłówka o ładnej buzi, prościej było wywieść ich w pole, w jednej chwili rozłożyć na łopatki i spojrzeć, jak patrzą na ciebie z niedowierzaniem. Tutaj nie było z kim walczyć, bo Poppy nie widziała w nim przeszkody czy darmozjada niewartego uwagi, a osobę. Nie urząd, nie jednostkę posiadającą potrzebną jej wiedzę oraz umiejętności, a człowieka posiadającego własny zestaw uczuć, myśli i marzeń. Niewielu obdarzało Alexa takim spojrzeniem, a jeszcze mniej znosiło próbę czasu oraz podświadomego odpychania – mógł policzyć ich na palcach jednej ręki. Nic więc dziwnego, że podchodził do tego wszystkiego z pewną rezerwą i ostrożnym zainteresowaniem. Nie był do końca pewien, jakie uczucia wzbudzał w nim temat rodziny, o której w pewnym momencie po prostu przestał myśleć – imiona Jamesa i Amandy stanowiły dla niego dwa słowa bez konkretnych powiązań. Nawet jeśli byli jego biologicznymi rodzicami, to Will przez te wszystkie lata stał obok jako jego brat, powiernik i kompas. I kto miał większe prawa do bycia nazwanym „rodziną”? Alex przekrzywił nieco głowę, słuchając słów kobiety, w której choć bardzo chciał, nie potrafił doszukać się fałszu. Jej radość wydawała się jak najbardziej autentyczna, choć czemu miałaby cieszyć się z powodu odkrycia, że pokrętnie zna kogoś, kto ledwie potrafi zachowywać się jak przyzwoita jednostka ludzka? Bezgłośnie odetchnął z pewną ulgą, opuszczając skrzyżowane ręce. Porozmawiają trochę, zobaczy czym to pachnie i sama ucieknie - był pewien, że tak właśnie się stanie i myśl ta uspokajała go w jakiś pokrętny sposób. - Lubię pracować, ciężko mi stwierdzić, czy za dużo czy w sam raz – rzucił, po czym skinął lekko głową w podziękowaniu za zrozumienie w używaniu innego imienia, niż zostało jej wpojone. Nie zamierzał tłumaczyć się z powodów takiej prośby, bo leżało ono gdzieś w sferze tego, czego auror nie nawykł odsłaniać i o czym zwyczajnie nie lubił mówić. Wmawiał sobie, że temat sierocińca w żaden sposób już go nie wzburzał ani nie dotykał, ale chyba nie do końca było to prawdą. Wspomnienie profesor Lacroix i Wilsona tylko poszerzyło uśmiech na twarzy mężczyzny, wyrwało z jego gardła szczery, pogodny śmiech, który zmarszczył kąciki oczu. - Profesor Lacroix to specyficzna kobieta, ale powoli wgryzam się w jej łaski. Chyba – urwał na moment, jakby się nad czymś zastanawiał. Nagle wzdrygnął się nieznacznie, przewracając oczami. - Temat mojego szefa przemilczę, jesteśmy na niego zdecydowanie zbyt trzeźwi – odruchowo uniósł dłoń, gestykulacją pokazując jak daleko im jeszcze było do odpowiedniego stanu umysłu. - Choć jakby nad tym pomyśleć, to nie jest dobry temat. W ogóle. Potrafi utrzymać biuro w ryzach, ale marna z niego istota ludzka. Chociaż co ja tam wiem, wcale nie jestem lepszy. Iii to jest ten moment, kiedy się zamykam, zanim na dobre zacznie się słowotok – urwał, zaciskając usta i lekko przygryzając wnętrze policzka. Wsunął dłonie do kieszeni spodni, garbiąc się lekko. Bardziej przypominał teraz swoją postawą chłopca, który coś zbroił, niż dorosłego, poważnego mężczyznę. |
| | | Poppy Pomfrey
| Temat: Re: Gabinet Halla Czw 23 Kwi 2015, 19:57 | |
| Pracując w zawodach prawniczych, urzędniczych czy magomedyczny po jakimś czasie człowiek narażony bywał na społeczną znieczulicę, obojętniał wobec drugiej osoby pochłonięty wykonywaniem obowiązków. Nie każdy potrafił znieść lata trudnego zawodu i zachować w sobie jednocześnie empatię, pozwalającą traktować rozmówcę jako człowieka, a nie element ewolucji i jednostka wyrabiająca ponad normę na rzecz Wielkiej Brytanii. Poppy była tą z nielicznych widzących najpierw człowieka z krwi i kości, a dopiero w następnej kolejności pracownika. Spoglądając w oczy Alexa dostrzegała jego niepewność i nieufność wobec tego, co mu mówiła. Obca kobieta pragnie potraktować go jak własnego syna mimo, że ledwie się znają. Zrozumiała, że potrzeba mu czasu na uporanie się z nabytymi informacjami i nowym położeniem. Odgrzebała przeszłość, o której być może chciał zapomnieć bądź też nie chciał sobie jej nie przypominać, żywiąc wobec niej mieszane uczucia. Przydałoby mu się odrobinę ogłady i kobiecej ręki, nie zaprzeczała, ale na to miał jeszcze czasu. Miała wiele pytań, które pragnęła mu zadać, a nie był to odpowiedni czas. Gdy się uśmiechnął, atmosfera w gabinecie zelżała. Poppy zastygła w bezruchu porażona zmianą mimiki Alexa, przez dłuższą chwilę widząc przed sobą Jamesa. - Profesor Lacroix jest surową i wspaniałą kobietą, ale widzę w tobie błyski w oczach. Przekonasz ją do siebie, Alexie. To kwestia czasu. - przekrzywiła głowę zaskoczona jego reakcją na dźwięk nazwiska szefa departamentu aurorskiego. Uśmiechnęła się doń ciepło. - Pan Wilson wygląda na człowieka niosącego na swych barkach ciężkie brzemię. Nie sądzę, abyś był do niego podobny, chłopcze. - sięgnęła po fotografię Jamesa i wręczyła ją mężczyźnie bez zbędnych słów. - Nie miej takiej strapionej miny, złotko. Mam dobry słuch i znam plotki krążące po tym zamku. - przez skrzydło szpitalne przewracało się wiele istot z różnorakimi urazami i chorobami, których źródła Poppy się domyślała z góry. Żyła w małym skrawku zamku, a i do niej docierały rozmaite tajemnice czy też powszechne opinie na temat nauczycieli. Pewien trzecioklasista nawet i ją po cichu nazwał upartą starą wiedźmą, co przyjęła ze szczerym rozbawieniem. - Nie będę zabierać tobie więcej czasu. Robi się późno. - przyglądała się mu łagodnie, odczytując z niego mieszane uczucia, z którymi musiał uporać się sam, bez świadków. Wyciągnęła doń ręce i ścisnęła jego obie dłonie. - Cieszę się, że mogłam cię poznać, Alexie. - zabrakło jej słów, aby wyrazić to, co czuła. Cofnęła się i skinęła głową młodemu mężczyźnie w imię dobrych manier. Zamykając drzwi, w jej oczach lśniły łzy doświadczonej przez los kobiety, której dano szansę zaopiekować się dzieckiem zmarłych przyjaciół.
[zt] |
| | | Alex Hall
| Temat: Re: Gabinet Halla Nie 06 Wrz 2015, 17:44 | |
| Zajęcia dodatkowe z patronusa - Cytat :
- Kilka zasad:
*napisanie tutaj nie jest obowiązkowe, ale zalecane, jeśli chcecie, żeby wasze patronusy szybciej zaczęły przyjmować konkretniejsze formy, *dzięki uprzejmości Jas obowiązuje bilokacja, *całość zawieracie w jednym poście (minimum 350 słów) i kończycie z/t, *każdy bez względu na to, ile wykula oczek, ma zagwarantowane +5% do wyniku ogólnego za samo napisanie posta w gabinecie; maksymalna ilość % jaką można tutaj zdobyć na plus to 15 (w przypadku Joe 21), *tak jak na zajęciach, przed napisaniem posta kulacie k6 - 5 razy (Joe kula 7), *za naprawdę porządnie napisane posty z ładnymi opisami wspomnień mogę dodać bonus do wyniku, *promocja obowiązuje do 11.09 (piątku), do godziny 21 wszystkie posty muszą być uzupełnione, samego kulania nie zaliczę. Gabinet nie wyglądał inaczej niż zwykle – pogrążony w przytulnym półmroku sprawiał raczej zachęcające wrażenie, mimo papierzysk rozłożonych na biurku Halla i wielkiego sztandaru Gryffindoru pokrywającego sporą połać ściany. Ludzie na fotografiach przyczepionych do ściany byli w tym świetle niemal niewidoczni, zlewali się w przemykające gdzieś cienie. Fotel Halla został odwrócony przodem do reszty pomieszczenia oraz idealnej kopii mebla, przy której na niewielkim stoliku stała karafka eliksiru i kubki. Wywar pachniał całkiem przyjemnie, trochę jak połączenie wody różanej i korzennych ciastek. Auror nie silił się nawet na odrobinę elegancji, paradując po gabinecie w wyciągniętej koszulce, startych jeansach i z puchatą, rudą kocicą rozlaną na niemagicznej ręce. Pojedynczo zapraszał uczniów do środka, kierując ich do wolnego fotela oraz karafki. Odczekiwał, zanim zostanie wypity przydział eliksiru, instruując, by skupić się na pierwszym dobrym wspomnieniu, które przychodziło do głowy i spróbować kilka razy rzucić zaklęcie. Jeśli pojawiły się jakieś pytania czy niepewności, odpowiadał spokojnie i rzeczowo, nie próbując nikogo straszyć. Dzisiaj stosował zupełnie inne metody nauki. Działanie eliksiru: powoduje lekkie zwiotczenie ciała, przyjemną ociężałość i senność. Jednocześnie ułatwia odtwarzanie nawet odległych wspomnień i towarzyszących im emocji, skupiając maksimum uwagi na zagadnieniu, ku któremu zwraca myśli pijący. Kostki:0-2 – nie zadziało się nic 3,4 – na końcu różdżki zamigotało światełko, odrywające od jej końca pojedyncze smużki srebrnego dymu 5,6 – migoczący obłoczek rozświetla nieco półmrok pomieszczenia, stabilnie utrzymując się w powietrzu od kilku do kilkunastu sekund |
| | | Jolene Dunbar
| Temat: Re: Gabinet Halla Nie 06 Wrz 2015, 20:28 | |
| Piątek wieczór. Biegnąc po schodach Jo przeklinała stażystę eliksirów za zajmowanie piątku wieczór podczas, gdy w piątek wieczór można na przykład podbijać świat bądź służyć za łóżko Emanuela Kota. Zamiast tego poświęcała wolne popołudnie na nadrobienie zaległości z patronusa. Problem w tym, że Jo nie czuła się jeszcze na siłach być dzielną, silną i gotową stawić czoła światu - głównie ze względu na brak istotnego elementu - Dwayne'a. Bez niego nawet oddychanie było trudniejsze, a Merlin wie, kiedy piotrusiowaty raczy wrócić do domu. Przeklinając w myślach swojego chłopaka, pokonywała schodek za schodkiem, próbując pogodzić się z nim mentalnie. Lekko zziajana otwarła na szerz drzwi biura pana aurora. - Jestem! - zakomunikowała, wsypując swą puchatość do ciasnego pomieszczenia zwanego też gabinetem Alexa Halla. Zatrzymała się w progu zaskoczona liczebnością zainteresowanych korkami uczniów. Wzruszyła ramionami sama do siebie stwierdziwszy, że więcej miejsca dla niej. Im mniej osób, tym łatwiej jest skupić się na własnych myślach. Odwróciła się na pięcie, odnajdując oczy Alexa. Posłała mu szeroki uśmiech. - Proszę pana, naprawdę? Naprawdę piątek? - zamrugała pomalowanymi rzęsami, wywróciwszy oczami. - Jestem zwarta, gotowa i ma pan ślicznego kota. Mogę go później bardzo przytulić? Emek został zalany miłością i przytulaniem, ale mogę się nim z panem podzielić, jeśli pan go nakarmi. - na powitanie przedstawiła standardową gadkę na temat każdy, a nie dotyczący lekcji. Skierowana po chwili do stolika, nachyliła się nad kubkiem eliksiru i przyglądała się mu nieufnie. Wypiła posłusznie duszkiem całą zawartość i wysłuchała instrukcji. Raz kozie śmierć, przecież nauczyciel nie otruje ucznia, a przynajmniej nie ktoś taki jak Alex. Zanim ten skończył wyjaśniać zasady ćwiczeń, Jo przestała go słuchać. Na jej buzi pojawił się leniwy uśmiech, gdy w głowie zrobiło się czysto, luźno i przestrzennie. Wszystkie zbędne myśli i problemy zeszły na dalszy plan. Przestała się martwić planem zdobycia galeonów na wyjście do Miodowego Królestwa, a z łatwością skoncentrowała się na sobie. Stłumiła ziewnięcie i przymknęła powieki, odczuwając dużą potrzebę przemienienia się w żbika i wtulenia w miękką poduszkę/żyjącego człowieka/w puste pudełko po ciastkach. Wyciągnęła ręce nad siebie i przeciągnęła się leniwie. Teraz z łatwością mogła przywołać piękne wspomnienia, gdyż wszystkie zaatakowały ją w jednym momencie - a mianowicie w chwili przywołania buzi Dwayne'a. Działało to automatycznie, bez użycia wolnej woli. Ocknęła się przy głośniejszym szmerze, gotowa zapaść w popołudniową kocią drzemkę. Wyprostowała się i z lekkim zagubieniem na twarzy rozejrzała się po sali, odnajdując po chwili nauczyciela. Nie ważne od kogo wziął składniki na wywar - był genialny. - Czadowy eliksir. - posłała mu szeroki, nienaturalnie wręcz szczęśliwy i naćpany uśmiech. Zatrzepotała rzęsami i po omacku zaczęła szukać różdżki. Po dwóch długich minutach znalazła ją doczepioną do paska spodni, co skomentowała przesadnie entuzjastycznym "yeah!" Po upływie kolejnych chwil, Joe uznała, że jest gotowa do działania. Zdjęła z siebie gruby sweter i poluzowała puchoński krawat, poświęcając swemu wyglądowi wystarczająco zbyt dużo czasu, aby Alex musiał raz czy dwa chrząknąć (bądź w inny sposób ją ponaglić czy też zaznaczyć, że się obija i traci czas). Po zbywającym "już już" i niewypowiedzianym "proszę nie przeszkadzać", przystąpiła do celu tejże lekcji. Zacisnęła palce na różdżce i pozwoliła sobie utonąć we wspomnieniach. Zatopiła się po uszy w każdym obrazie, w którym pojawiała się choćby ręka Dwayne'a. To on był źródłem jej szczęścia, także tylko jego potrafiła zmielić na czyste szczęście. Poddała się ociężałym mięśniom i ledwie słyszalnym mruczeniem rudej kocicy Alexa. Jo miała w czym przebierać. Przeżyła z Morisonem dziewięć lat, a w ciągu dziewięciu lat można uzbierać mnóstwo pięknych wspomnień, śmiesznych, doprowadzających do łez jak i wzruszających. Pierwszym obrazem, który zobaczyła były wakacje nad morzem dwa lata temu. Bieganie na boso, zbieranie piór różnorakiego ptactwa, wspinanie się na drzewa, pożeranie w ogromnych ilościach waty cukrowej i lodów o smaku gumy balonowej, lepienie zamku z piasków, kąpiel Emanuela Kota. Tak łatwo było zobaczyć szczęście i je do siebie przywołać. Z uśmiechem na ustach wczuwała się w smak szczęścia każdą komórką ciała, chłonąc je jak powietrze. - Expecto patronum. - delikatnie poruszyła nadgarstkiem i otwarła powieki, aby sprawdzić efekty. Pojaśniała nie tylko na widok Bena, ale również gdy z jej różdżki oderwał się błękitny obłok. Ucieszyła się dostrzegłszy spory postęp. Na lekcji patronusa niezbyt radziła sobie bez wcześniejszej rozgrzewki,a teraz wystarczyła chwila, aby zaczęła wykazywać jakiekolwiek objawy talentu magicznego. Na próżno doszukiwała się kształtu, a więc ponownie przywołała przed oczy buzię i rozczochraną łepetynę Dwayne'a. Nie umiała znaleźć szczęścia w żadnym innym wspomnieniu. Przez ciało Jo przebiegł cudowny dreszcz podniecenia, gdy ujrzawszy w głowie wyścigi na miotłach zrozumiała jak bardzo wówczas była szczęśliwa - wystarczyła ku temu obecność Piotrusia Pana. Drugie "Expecto patronum" również się udało jak na osobę na jej poziomie. Z trzonka rozgrzanej różdżki oderwał się obłok i rozświetlał cienie w klasie, rzucając nikłe światło na buzie zebranych. W Jo wlała się nadzieja. Z jeszcze większym zapałem ponownie odnalazła Dwayne'a we wspomnieniu - jakimkolwiek. Zawsze tam był. Dopóty czuła jego obecność na odległość, tak też wychodziło jej zaklęcie patronusa wyczarowywanie grubych błękitno-srebrzystych pąków. Uniesiona radością na widok postępu, straciła czujność. Pewna swego niechcący spojrzała na świeże wspomnienie z udziałem przyjaciela. Rozstanie, odejście i niepewność. Zerknęła strachowi w oczy i przepadła. Spanikowała i pragnęła za wszelką cenę wrócić do poprzedniego stanu słodkiego uniesienia. Nie pozwalała sobie rozdrabniać się nad gorzko-słodkim pożegnaniem chłopaka na wiele miesięcy, aby zagłuszyć ostry niepokój rodzący się już w sercu. Choćby jednakże próbowała, nie zdołała wrócić. Przełknęła gulę w gardle, gdy z następnego "Expecto patronum" nic się nie wydostało. Zła intonacja, zły ruch nadgarstka, ciemność stała się zbyt przytłaczająca. Puchonka zamrugała i rozejrzała się po sali, zdziwiona półmrokiem. Przed chwilą było jasno, miło, ciepło, a nagle spadło nań zimno. Zasznurowała usta niczym profesor McGonagall i z widoczną determinacją ponawiała zaklęcia raz za razem. Nic. Nic się nie wydobyło, można było tylko pokusić się o przypuszczenie pojawienia się małego błysku. Niechcący rozstroiła się i rozpoczęła zaległe zamartwianie się o chłopaka. Napisała doń list pełen fałszywej naiwności i dziecięcej paplaniny zamiast podejść do sprawy jako osoba dorosła. Puchonka po omacku podeszła do najbliższego krzesła i tam usiadła. Oddychała płytko i patrzyła przed siebie, porażona faktem, że właśnie wpada w panikę. Wahała się czy ma poprosić o trochę więcej wywaru. Ni stąd ni zowąd Jolene poczuła się bardzo, bardzo zmęczona. Psychicznie i emocjonalnie, bo non stop przed czymś podświadomie uciekała. - Klapa. - powiedziała sama do siebie, schowała różdżkę i wplotła ręce we włosy, opierając o dłonie głowę. Westchnęła, zapominając z jaką werwą wpadła do klasy. Podniosła się dopiero, gdy ktoś coś do niej powiedział lub przy głośniejszym szmerze powietrza. Wyprostowała się, zaskoczona swoim zmęczeniem. Zebrała wszystko, co swoje, podeszła do Alexa posyłając mu tylko miły (nie oślepiający) uśmiech. Pogłaskała kocicę za uchem tak, jak to jej i sobie obiecała, a następnie zadziwiająco cicho czmychnęła z klasy. Mimo wszystko zrobiła pewien postęp, powinna się teraz na tym koncentrować a nie na zamartwianiu Dłejnem. Nie daj Merlinie, dorobiłaby się jeszcze zmarszczek takich jakie ma profesor McGonagall.
[z tematu]
Ostatnio zmieniony przez Jolene Dunbar dnia Sro 09 Wrz 2015, 20:41, w całości zmieniany 2 razy |
| | | Huncwot
| Temat: Re: Gabinet Halla Nie 06 Wrz 2015, 20:28 | |
| |
| | | Ben Watts
| Temat: Re: Gabinet Halla Nie 06 Wrz 2015, 22:15 | |
| Od samego rana miał problem ze skupieniem myśli. Uwagę rozpraszała najmniejsza niedogodność, pamięci umykały informacje wypowiedziane ledwie chwilę wcześniej, a sam Ben miał dziwne wrażenie, jakby wszystko dookoła niego przyspieszyło, podczas gdy stał jak zaklęty w miejscu. Najgorsze, że nie potrafił przypisać tego stanu do żadnej konkretnej przyczyny – po prostu wstał z łóżka z uciskiem w żołądku i odległym wrażeniem, że niedługo stanie się coś złego. Nie wiedział jeszcze co, ale zdawał się to przeczuwać w sposób, w jaki starzy, doświadczeni żeglarze potrafią stwierdzić w słoneczny dzień, iż skończy się on paskudnym sztormem. Jakaś nieuchwytna zmiana w powietrzu, niepisane ostrzeżenie. Cud, że nie zapomniał o dodatkowych zajęciach w gabinecie Halla – ucieszył się nawet na wizję wysiłku i dalszych ćwiczeń, choć była ona wyjątkowo blada w obliczu stresu spinającego członki. Odruchowo skrzyżował ręce na klatce piersiowej, czekając na swoją kolej, przy czym uśmiechnął się lekko, witając każdą z przybyłych dziewcząt. To, że miał jakiś niewyraźny dzień, nie usprawiedliwiało zwykłego chamstwa i braku manier. A przynajmniej Ben tak sądził i starał się tego trzymać, jak każdej z pokręconych zasad składających się na jego osobisty kodeks. Wreszcie zaproszony do wnętrza gabinetu odetchnął krótko, wchodząc do domeny młodego aurora. Pierwszym, co zdecydowanie rzucało się w oczy, był wielki sztandar Gryffindoru, który wyglądał łudząco podobnie do jednego z tych, które wisiały nad domowymi stołami w Wielkiej Sali. Czyżby Hall go zwędził w ramach patriotycznego odruchu? Bo to, że wciąż czuł się mocno związany z wyborem Tiary Przydziału, było aż nadto oczywiste. Kąt ust Krukona drgnął lekko, gdy wyobraził sobie aurora włamującego się do pralni pod osłoną nocy. Nie żywił do niego szczególnych sentymentów ani niechęci – po prostu uważał, że był kompetentnym, odpowiednim człowiekiem na odpowiednim miejscu i wcale by się nie obraził, gdyby prowadził więcej zajęć. Witając się i zajmując miejsce na fotelu, Szkot mimowolnie zaczął się uspokajać – niezobowiązujący strój prowadzącego i przytulna atmosfera gabinetu sprawiały wrażenie, że przyszło się na miłą pogawędkę, a nie by ćwiczyć zaklęcie po godzinach. Miauknięcie puszystej, rudej kocicy, która aktualnie kręciła Alexowi kółka na kolanach, próbując znaleźć najwygodniejszą pozycję, rozciągnęło usta Wattsa w krótkim uśmiechu, jaki zaraz ukrył za kubkiem z eliksirem. Zapach wywaru nie przypominał niczego, co potrafiłby zidentyfikować, ale z pewnością nie odpychał – nawet jeśli aromat korzennych ciastek niemiłosiernie kręcił w nosie i powodował chęć kichania. Nagłe, choć delikatne zwiotczenie mięśni sprawiło, że prefekt oparł pusty już kubek o udo, w tym momencie nie znajdując w sobie wystarczająco silnej woli, by unieść rękę i odstawić go na stolik. Przyjemna mgiełka podobna wacie cukrowej zaczęła zasnuwać myśli, wyciągać z ich splątanego kłębowiska obrazy i wrażenia. Piasek łaskoczący stopy, podmuchy wiatru pachnącego solą, szarpiące ubraniem. Znajome głosy nawołujące, że wystarczy na dziś i trzeba wracać do domu, bo babcia Silver zdzieli ich ścierką po głowie. Z ostrym pomarańczem wakacyjnego zachodu słońca pod powiekami, chłodem nadchodzącej szybko nocy łaskoczącym skórę, Ben nagle wyraźnie wyczuł kształt różdżki leżącej w dłoni i wymamrotał zaklęcie raz, a potem drugi. Srebrzyste smugi przypominały dym unoszący się z końca rozpalonego świeżo kadzidła, były nikłe i ulotne, niepodobne do efektów zaklęcia, jakie uzyskiwał wcześniej na zajęciach. Czując ukłucie irytacji związane z niejaką porażką, chłopak nie skupił się należycie, a próbował na siłę przywołać znów ten sam obraz tylko w wyraźniejszej, ostrzejszej wersji. Kiedy nie zadziało się zupełnie nic, nawet drobnego światełka, odetchnął z niezadowoleniem, zapadając się mocniej w wygodny fotel. Nic dziwnego, że tak wielu czarodziejów nie potrafiło zaklęcia patronusa – wymagało ogromnej ilości ćwiczeń, samodyscypliny i nauki panowania nad emocjami. A czy właśnie nie to było niejako specjalnością Bena? Odcinając się niewidzialną ścianą od Halla namawiającego spokojnie, by ćwiczył dalej, Krukon otoczył się przezroczystą, szklaną klatką blokującą dźwięki, odcinającą powoli od toczącego się obok życia. Wpadał w swego rodzaju świadomy letarg, w którym jedyną ważną rzeczą stawały się splątane nici myśli i wspomnień. Wciąż słyszał jeszcze z tyłu głowy głos Petera, kierującego poczynaniami ucznia, podpowiadającego, jak opanować swój umysł, by móc bez przeszkód przeglądać cudzy, nie przejmować uczuć i wrażeń jako własnych. I choć Watts nie zamierzał wycelować w młodego aurora legilimensem, ćwiczenia tej sztuki pomagały mu w wielu innych obszarach życia. Kiedy sięgnął po kolejne wspomnienie podsuwane przez eliksir, czuł szybsze uderzenia serca, słyszał w uszach szum krwi. Twarze wujka i ciotki ze wszystkimi liniami i skazami były ostre jak fotografie, zapach pieczonego chleba tak prawdziwy, jak wnętrze gabinetu Halla, a gwałtowne, palące uczucie wiążące się z dziecięcym zrozumieniem, że znów miało się rodzinę, popchnęło do niebieskich oczu łzy. Łzy, które nigdy nie potoczyły się po policzkach, odpędzone gwałtownym mruganiem. Obłok, jaki zawisnął w powietrzu, wyraźnie rozświetlił półmrok pomieszczenia, wydłużając i wyostrzając cienie znajdujących się w nim przedmiotów. Gdy zalążek patronusa się rozpłynął, Ben poczuł się nagle bardzo zmęczony, jakby Alex właśnie zmusił go do przebiegnięcia maratonu. Mimo najlepszych chęci prowadzącego, tego wieczora nawet strzęp światła nie wydobył się już z różdżki Krukona. Wstając, pożegnał się uprzejmie i opuścił gabinet z gorzką nutą niedoprecyzowanej porażki utrzymującej się w tyle języka.
[z/t]
Ostatnio zmieniony przez Ben Watts dnia Pią 11 Wrz 2015, 20:28, w całości zmieniany 1 raz |
| | | Huncwot
| Temat: Re: Gabinet Halla Nie 06 Wrz 2015, 22:15 | |
| |
| | | Aria Fimmel
| Temat: Re: Gabinet Halla Pon 07 Wrz 2015, 12:10 | |
| Wiadomość o dodatkowych zajęciach wzbudziła w Arii mieszane uczucia. Dziewczyna nie była pewna, czy powinna w ogóle się na nich pojawiać. Ani na kolejnych, po ostatniej ucieczce. Po porażce musiała się podnieść, tego oczekiwałaby od niej Ingrid. W piątek o wyznaczonej godzinie zjawiła się w gabinecie, trzymając w dłoniach ogromny kosz - wypełniony po brzegi słodkościami. Nie wiedziała, czy auror w ogóle za nimi przepada, więc na wszelki wypadek powrzucała do środka wszystko, co udało jej się zdobyć. Czymś chyba trafiła, prawda? A jeśli nie, to będzie mógł je komuś porozdzielać. Wcześniej przygotowała również krótki liścik, w którym zapewniła, że jej wybuch paniki nie spowodował trwałych zniszczeń ani ofiar w postaci wielkich Krukonów. Przemknęła przez pomieszczenie niczym cień, wręczając mężczyźnie z cichutkim przepraszam podarunek. Przy okazji delikatnie musnęła palcami futerko rudej kotki, nie mogła się oprzeć. Zgodnie z zaleceniem, skierowała kroki w stronę fotela oraz podejrzanego eliksiru. Trzymając kubek na chwilę zamknęła oczy, wąchając jego zawartość. Spodziewała się czegoś okropnego, lecz zapach zdawał się być nawet całkiem przyjemny. Wypiła zawartość kubka, zapadając się w wygodnym fotelu. Nie chciała ponieść kolejnej porażki, a choć uczucie niepokoju było ogromne gdy wchodziła do gabinetu, powoli zaczynało zanikać w niepamięć. Przyjemne rozluźnienie zawładnęło jej ciałem, a ona cicho westchnęła, poddając się w zupełności chwilowemu otępieniu. Przymrużyła powieki, przyglądając się przez krótką chwilę pogrążonemu w półmroku pomieszczeniu. Mogłaby teraz zamknąć oczy i odpłynąć, nie martwiąc się o nic. Wiedziała, że nie powinna tracić czujności - w innych warunkach mogłoby to być jej zgubą. Spojrzała nieco zaspanym wzrokiem na aurora, upewniając się, że nadal znajduje się na swoim miejscu, by za chwilę wbić wzrok w przestrzeń przed sobą. Nie przyglądała się niczemu konkretnemu, w ten sposób próbowała zatopić się we wspomnieniach. Dzięki eliksirowi wszystko przychodziło z niezwykłą łatwością. Aria nie musiała nawet próbować się skupiać, a wspomnienia zamajaczyły przed otwartymi oczami. Gładziła opuszkami wyciągniętą różdżkę, jakby chciała się jeszcze bardziej uspokoić. Wędrowała jasnymi, pięknymi ścieżkami wydrążonymi przez pamięć w umyśle, szukając tej wyjątkowej chwili, która pomogłaby jej wyczarować patronusa. Oczywiście pierwsza myśl popłynęła wraz z nią do Porunn, a gdzieżby indziej? Na ustach zamajaczył ledwie zauważalny uśmiech, gdy w uszach zadźwięczał znajomy śmiech bliźniaczki. Gabinet Halla wydawał jej się taki przytulny, że mimowolnie nagle znalazła się w zupełnie obcym, lecz równie przyjaznym miejscu - na kanapie przed kominkiem. Sięgała właśnie po gorące kakao, udekorowane przez skrzaty bitą śmietaną, którą zawsze udało jej się ubrudzić sobie nos. Porunn ze śmiechem starła biały puch z jej twarzy dokładnie tak, jak zawsze. Niemalże czuła delikatne muśnięcie na skórze oraz ciepło rozlewające się po całym ciele, gdy upiła kolejny łyk smacznego napoju. - Expecto patronum - powiedziała cicho, a koniec różdżki zamigotał delikatnym światłem. Zawsze mogło wyjść lepiej, choć lepsze pojedyncze smużki zaklęcia, niż głucha cisza. Ponownie wróciła do ciepłego pomieszczenia, w którym czekało na nią wspomnienie Porunn. Aria chciała sięgnąć jeszcze dalej, głębiej, by znaleźć w sobie odpowiednie pokłady mocy. Ponownie rzuciła zaklęcie, a z różdżki wypłynęły kolejne strużki srebrnego dymu. Zamknęła oczy, choć tym razem przyjemne wspomnienie miało zostać zagłuszone. Odbicie jej samej, które znajdowało się przy siostrze, spojrzało na tańczące w rozpalonym kominku płomienie. Ich jasne światło przywołało obraz bogina, który przyjął postać Porunn. Aria natychmiast otworzyła oczy, a choć działanie eliksiru przytępiło rwącą chęć ucieczki, nie powstrzymało serca przed mocniejszym biciem. Krukonka przełknęła ślinę, a trzymająca różdżkę dłoń przez moment zadrżała. A może tylko jej się tak wydawało? Wzięła kilka głębokich oddechów, ponownie rozluźniając więzy umysłu - bo to właśnie on podtrzymywał nieprzyjemne emocje, a nie ociężałe ciało. Mimo wszystko kolejne dwie próby zakończyły się fiaskiem, gdyż nie stało się zupełnie nic. Czy tym niepowodzeniem miała zakończyć dodatkowe zajęcia? Przyszła tu po to, by coś z nich wynieść. Coś innego, niż uczucie porażki. Nie chciała nawet spojrzeć w stronę aurora, bojąc się, że na jego twarzy ujrzy tylko niezadowolenie. Może już dawno stwierdził, że Krukonka nie nadaje się do nauki? Tyle różnych myśli krążyło teraz po jej głowie, lecz Aria ponownie zamknęła powieki, odcinając od siebie zupełnie wszystko. Wyobraziła sobie puste pomieszczenie, bez możliwości wyjścia i wejścia. Była w nim tylko ona, zupełnie sama. Wiedziała, że niedaleko znajdowały się drzwi, które w tym samym momencie zostały otoczone delikatnymi zarysami światła - jakby ktoś, kto stał za nimi, właśnie zapalił światło. Nie słyszała bezgłośnych kroków, ani skrzypnięcia drewna, które towarzyszyło otwieraniu drzwi. W głowie natomiast odbił się dźwięk łamanych gałązek, gdy wyszła na zewnątrz. Pobiegła przed siebie, próbując złapać unoszone przez wiatr kolorowe liście. Nie była w stanie stwierdzić, czy znajdowała się w jednym ze swoich wspomnień, czy może było to już marzenie? Wolna, nieograniczona. Bezpieczna. Znajomy zapach lasu uderzał w nozdrza, gdy brała głębszy wdech. Wszystko było niesamowicie piękne, mogła jeszcze tyle odkryć... Nie chciała jednak być sama, co uderzyło ją tak mocno, że na krótką chwilę przestała oddychać. Chciała być wolna, lecz tego samego również pragnęła dla osób, które kochała. Chciała czuć się potrzebna. Czy ktoś jej jeszcze potrzebował? Powróciła wspomnieniami do przyjaciół i siostry. Każda spędzona z nimi chwila była cenna, cenniejsza od wszystkiego. Szczęścia nie można było kupić, lecz wspólnymi siłami mogli być dla siebie oparciem. Pomyślała o Yumi i Skai, przesiadywaniem w bibliotece, o ich wesołych rozmowach. O uśmiechu obu dziewczyn. Pomyślała o Dorianie, któremu nie potrafiła pomóc, a który tak bardzo zdołał pomagać jej. Nawet znalazła się w dormitorium z Benem, przypominając sobie ciepło jego ciała. Wiele innych osób pojawiło się przed nią, a umysł wręcz atakował ją wszystkimi przeżytymi chwilami, które pozostawiły po sobie słodki posmak zadowolenia. Z uśmiechem na twarzy uniosła różdżkę, wypowiadając zaklęcie. Brązowe oczy rozjaśniły się wraz z pomieszczeniem. Choć obłoczek wciąż był niezwykle słaby i ulotny, wyglądał zdecydowanie lepiej od poprzednich efektów jej zaklęcia. Delikatny uśmiech wciąż majaczył na twarzy Krukonki, która powoli podniosła się z fotela. Cieszyła się, że nie opuści tego pomieszczenia z uczuciem porażki, choć zaledwie ostatnia próba okazała się być najowocniejszą. Pożegnała się, obiecując sobie, że nie zrezygnuje z kolejnych starań.
[z/t]
Ostatnio zmieniony przez Aria Fimmel dnia Pią 11 Wrz 2015, 18:20, w całości zmieniany 1 raz |
| | | Sponsored content
| Temat: Re: Gabinet Halla | |
| |
| | | |
Similar topics | |
|
| Pozwolenia na tym forum: | Nie możesz odpowiadać w tematach
| |
| |
| |