IndeksIndeks  SzukajSzukaj  Latest imagesLatest images  RejestracjaRejestracja  ZalogujZaloguj  

Share
 

 Gabinet panny Guardi

Zobacz poprzedni temat Zobacz następny temat Go down 
AutorWiadomość
Alice Guardi
Alice Guardi

Gabinet panny Guardi Empty
PisanieTemat: Gabinet panny Guardi   Gabinet panny Guardi EmptySob 06 Gru 2014, 00:36

Proszę pukać i nie drażnić śpiącego kota!
Francis T. Lacroix
Francis T. Lacroix

Gabinet panny Guardi Empty
PisanieTemat: Re: Gabinet panny Guardi   Gabinet panny Guardi EmptySob 06 Gru 2014, 00:38

Jeszcze niedawno schłodzony deszczem policzek rozgrzał się, nie do końca wiedzieć kiedy, z sekundy na sekundę, między jednym wydarzeniem a drugim, nie dając nawet szansy na powstrzymanie zdradliwego odruchu. Poczuł nagłe ciepło drugiego ciała przy swoim, dużo bliżej, niż by się tego spodziewał, bliżej, niż zdarzało mu się doświadczyć. W pierwszym momencie, reagując naturalnie, próbując utrzymać równowagę, którą zaburzyła Alice rzucając mu się na szyję. Ręce wylądowały wokół talii, a sam Francis zrobił delikatny krok w tył, próbując utrzymać dwójkę w pozycji pionowej. Oparł dłoń na kręgosłupie, czując pod palcami materiał, który zdążył już przylec do skóry, właściwie sprawiając, że ta cienka warstwa tkaniny niewiele zmieniała, a właściwie - mogłoby w tym momencie już jej nie być i niewiele by to zmieniło. Delikatne uderzenie nosem w policzek zapewne ją zabolało bardziej niż jego, odruchowo odwrócił głowę nieco, co poskutkowało delikatnym muśnięciem w kącik ust. Delikatnym, zdecydowanie cieplejszym i przyjemniejszym, może nawet nieco łaskoczącym wargi, trwającym nie więcej niż krótki, ulotny moment. Woda spadająca na skórę rozpraszała skutecznie myśli, jednak na te parę sekund cała jego uwaga skupiła się na tym jednym ruchu, jednym bodźcu, który, chociaż wynikiem przypadku, jedynie jakimś skrawkiem możliwej bliskości, zdawał się mu czymś przyjemnym, czymś, przez co może nawet na moment zapomniał o swoim skrępowaniu. Francis zmieszał się lekko i zabrał dłoń z pleców Alice, jadąc nią jeszcze przez moment w górę, wzdłuż kręgosłupa. Odwrócił się i odgarnął włosy z czoła, które znowu zasłaniały mu widok na całe otoczenie. Uciekał wzrokiem od Alice, chociaż widział kątem oka, że bawi się sukienką, zwykle tak zwiewną, a teraz opadającą pod ciężarem wody, i, że jest równie zmieszana jak on sam. Nie mógł ukrywać, to było przyjemne. Chociaż był cały przemoczony, podobnie jak Panna Guardi, chociaż powinien czuć chłód spowodowany wiatrem to było mu przyjemnie ciepławo, serce łomotało w piersi dużo głośniej, donośniej niż wcześniej, a gęsia skórka powoli dopiero zaczynała umykać z pleców, maskując sytuację sprzed chwili.
-Nie ma za co. Nic się nie stało. - odpowiedział pośpiesznie. Zmrużył oczy i zerknął w kierunku zamku. Nie było sensu biec. I tak byli mokrzy od stóp do głów. Większość uczniów zapewne była zajęta swoimi sprawami, dotarcie do gabinetu Panny Guardi bez zwracania większej uwagi nie powinno być problemem. No i zawsze były ukryte przejścia.
Kiwnął głową na propozycję Alice i ruszył w kierunku zamku, po drodze delikatnie muskając jej ramię dłonią, na znak, żeby już szli. Bał się zrobić coś więcej, zwłaszcza po sytuacji sprzed paru sekund. Nadal nieco spięty wędrował razem ze Stażystką przez błonia w kaskadach deszczu oraz powoli nastającej, coraz to większej ciemności, zwiastującej nadchodzącą potężną burzę. Jakby grzmoty nie sugerowały tego dostatecznie dosadnie. Pozwolił jej się prowadzić przez ukryte przejścia i korytarze do jej gabinetu. Oboje skapywali na podłogę niezbyt dyskretnie pozostawiając wilgotny ślad na posadzce. Cóż. Pogoda nie wybiera, podobnie jak miłość.
Nieco skrepowany pozwolił się zaprosić do gabinetu, stanął na środku, skapując nieszczęśliwie i niezbyt pewien co właściwie ma zrobić. Niezbyt często znajdował się w takiej sytuacji. Ba. Właściwie nigdy mu się nie zdarzało. Materiał koszuli lepił się do niego, spodnie uniemożliwiały stanięcie w zbyt wygodnej pozycji, a buty chlupały przy każdym kroku, dlatego Francis Lacroix postanowił podjąć bohaterską próbę stania.
-No. To… tak.- zagaił kiwając głową i przecierając mokrą twarz mokrym rękawem. Bez większego skutku. Pech chciał, że nie wziął ze sobą różdżki. Wybitny pedagog i wychowawca. Cały on. Francis. Posłał Alice lekko skrępowany uśmiech, czując kropelki wody spływające mu po nosie, by w końcu opaść bezwładnie na podłogę.
-To może… - to może ja pójdę, bo nie wiem, czy to co się stało jest dobre i właściwie co o tym myślisz, Alice. Nie. Oczywiście, że nie dokończył. Nie byłby sobą. -Miałabyś pożyczyć jakiś ręcznik? Albo jakoś… - tutaj wykonał niekreślony ruch ręką, wskazujący na niego samego. -Użyć magii i mi pomóc? Nie mam różdżki. - stwierdził wyjaśniająco.
Alice Guardi
Alice Guardi

Gabinet panny Guardi Empty
PisanieTemat: Re: Gabinet panny Guardi   Gabinet panny Guardi EmptySob 06 Gru 2014, 00:40

Sytuacja sprzed chwili wydawała się taka nierealna. Nie mogła się wydarzyć, a jednak się wydarzyła. Los stroił sobie żarty z panny Guardi, zsyłając na nią potężny grzmot. To znaczy nie na nią. Obok niej. W powietrzu. Przez to rzuciła się na szyję Francisa. Czuła się w tych ramionach dobrze. Pewnie. Tam żadna błyskawica nie miała prawa jej dosięgnąć. Nie myślała o konsekwencjach swego czynu, zareagowała instynktownie. Szukała schronienia, to był niejako odruch. Instynkt przetrwania. Ubranie przemoczone do suchej nitki lepiło się tak bardzo, że w sumie mogło by uchodzić już za wtopione całkowicie w skórę. Przez to dłoń Francisa, tak przypadkowo zlokalizowana na kręgosłupie działała na wyczulone zmysły Alice. To aż dziw, że w tej niewinnej, niepokornej rudej główce zrodziło się coś, coś co napawało ciepłem, łaskotało nerwy pod skórą i domagało się intensywnego rozwinięcia. Dobrze, że padał deszcz, gdyż chłodził rozpalone policzki Alice i niwelował rumieńce, jakie się na nich pojawiły. Przecież nie zrobiła tego specjalnie. A już na pewno nie miała nawet pomysłu, aby całować Frania. Wróć, ona go nie pocałowała. Musnęła swymi poziomkowymi usteczkami kącik warg Francisa. Czule, lekko... mógł tego nie poczuć, desantowany przez ciężkie krople deszczu, ale poczuł. Poczuł tak samo mocno jak ona. I to było najpiękniejsze w tym wszystkim. Przez sekundę Alice nawet chciała powtórzyć ten manewr, ale skrępowała się na tyle, aby tylko się odsunąć z przepraszającą miną. Skraj sukienki tak mocno wyeksploatowany przez palce zaczynał się strzępić, więc ruda osóbka uderzyła się prowizorycznie po paluszkach, aby tego już nie robić. Uśmiechnęła się słodko do chłopaka i poprowadziła go do drzwi. Nie odzywali się do siebie, zanim nie znaleźli się w murach zamku. Tam pojawiło się ciepło, takie rozkoszne, rozpływające się po ciele. Alice marzyła już tylko o herbacie. Doprowadziła po kryjomu Frania do swego gabinetu, w którym był po raz pierwszy. Panna Guardi nie zapomniała posprzątać po sobie mokrych śladów. Wpadła do gabinetu, zostawiając za sobą Frania. Gabinet był.... zaskakujący. Był podzielony na dwie części. Sypialnię z łazienką oraz część biurową, z biurkiem. No właśnie. Na ścianach i suficie panowała granatowa farba. NA suficie migotały wszelakie konstelacje gwiazd, wyglądało to prawie jak niebo w Wielkiej Sali, lecz pokazywało tylko obraz nocny. Na ścianach znajdowały się srebrne esy i floresy różnej maści. Na jednej, ogroooomnej półce znajdywały się puszki z herbatami. Sto? Dwieście? Coś koło tego. I czajnik Koniecznie czajnik w biedronki, które zgubiły swoje ogonki. Biurko było najnormalniejsze z tego wszystkiego, ustawione pod półką. Z mahoniu. W kałamarzu tkwiło ogromne pióro bociana. Czarno-białe. Na drugiej ścianie oraz prostopadłej do niej wisiały kapelusze. Każdy miał swój osobny haczyk. Z piórkiem, z woalką, z rondem, z wstążką... mnóstwo. Nie sposób ich opisać. Pod nimi trzaskał ogień w marmurowym kominku. I tuż przed samym wejściem do sypialni stała duża biblioteczka. I wisiały dwa fotele. Wisiały. Zaczepione przy suficie. Bujały się lekko, ale stabilnie. W jednym z nich drzemał Filemon, który się nagle ożywił na widok swej mokrej pani. Nie ruszył się jednak z miejsca. Alice w jednej chwili osuszyła się z wody. SPojrzała na skrępowanego Frania.
-Oh! Już, oczywiście! -machnęłą zgrabnie różdżką i jego cuchy stały się suche jak pieprz. Lub żarty niektórych osób. Zajrzala na chwilę do sypialni i wróciła z dwoma kocykami. Jeden zarzuciła na ramiona Francisa i opatuliła go czule. Był błękitny w białę, puchate chmurki.
-To mój ulubiony. I najcieplejszy. Skoro tu jesteśmy... to może zrobię herbaty? Rozgość się i uważaj na Filemona. -uśmiechnęła się lekko. Chwilę majstrowała przy czajniczku w biedronki, a w powietrzu rozniósł się zapach rabarbaru. I bezy? Zabawne, ale nie piekłą żadnego ciasta. Wróciła do Frania, moszcząc się w swoim fotelu. Nalała do kubków w cylindry w czerwone grochy herbaty o kolorze ciemno-różowym. A gdzieś w powietrzu zawisła taca z ciasteczkami. Piernikowymi traszkami. Alice wpakowała nogi pod koc, czerwony w zielone koniczynki. Irlandzko. Upiła łyk herbaty.
-Fajna niespodzianka na spacerze. Mam nadzieję, ze się nie rozchorujesz. -westchnęła cicho. Wzięła kolejny łyk. Filemon zamiauczał i zeskoczył, chowając się przed kominkiem na drugim końcu pokoju. Alice trochę za długo wpatrywała się w frędzelki na szaliku Frania. Ot. Przypadek.
Francis T. Lacroix
Francis T. Lacroix

Gabinet panny Guardi Empty
PisanieTemat: Re: Gabinet panny Guardi   Gabinet panny Guardi EmptySob 06 Gru 2014, 00:42

Chwile miały to do siebie, że tak samo jak nagle i szybko zdarzały się pojawiać, tak samo prędko umykały gdzieś w niepamięć zostawiając po sobie jedynie wspominkę. Małą, czasami pozornie tak trywialną, ale wbrew wszystkiemu zapadającą gdzieś w pamięci. Tak też było tym razem. Może Francis już nieco zapomniał jak cała sytuacja wyglądała, nie byłby w stanie odtworzyć jej dokładnie, bez przekręcania żadnego szczegółu, bo zapewne pominąłby wiele detali o których istnieniu nawet nie zdawał sobie do końca sprawy, ale przyjemnie szybsze bicie serca ustawało powoli, nie dając jednak tak łatwo uciec przykrytej płaszczykiem skrępowania ekscytacji. Więc Francis Lacroix stał niewinnie na środku gabinetu, skapując bezczelnie na dywan i zawieszał wzrok na coraz to kolejnych elementach wystroju, żeby zbić nieco poziom swojego zakłopotania. W końcu Alice postanowiła zrobić mu tę przyjemność, kolejną tego dnia, jak się w pewien paradoksalny sposób okazuje, i osuszyć go z wody. Jak pieprz. I jak dowcipy niektórych osób. Każdy z nas, zna takiego kogoś. Czasami może się przydać, na przykład, podczas deszczu. Słuszna uwaga.
- Dziękuję - rzucił, właściwie do pleców Alice, bo ta zdążyła już zniknąć w sypialni. Pokiwał głową sam do siebie i zrobił krok w nieokreślonym kierunku, dalej niezbyt pewny siebie i swojego położenia. Niezbyt często zdarzało mu się być w takiej sytuacji. Ba. Właściwie nie zdarzało mu się być w takiej sytuacji, sam na sam i w takim ‘nastroju’. Nawiązał kontakt wzrokowy z Filemonem. Przyglądał się moment kotu i obejrzał, w kierunku w którym poszła Alice, żeby upewnić się, że raczej go nie usłyszy. Ponownie spojrzał na Filemona. Kichnął dwa razy, niezbyt dyskretnie.
- Kicikici. - szepnął zdeterminowany, wpatrując się w oczyska kota, który nie drgnął nawet. -No kicikici, kotku. Mru mru. - mruknął, kucając lekko i wyciągając rękę, ale nadal był uparcie ignorowany. Typowy kot. Usłyszał kroki za plecami więc błyskawicznie wyprostował się i obrócił do Alice z niewinną miną. Dość szybko poczuł ciepły materiał koca na ramionach w który stażystka go opatulała. Wygrzebał jakoś dłoń spod przyjemnego materiału i delikatnie dotknął ręki Panny Guardi, która była zajęta szczelnym owijaniem Francisa w koc. Była ciepła, jeszcze cieplejsza niż koc, niż wnętrze zamku, prawdopodobnie też sporo cieplejsza niż jego własna. Trzymał ją tam moment, krótką chwilę. Odrobinę nieświadomie chcąc znowu poczuć to ciepło blisko. Uśmiechnął się delikatnie, świadomy, że pewnie cała uwaga Alice była teraz skupiona na czymś innym. Co prawda nim, w pewnym stopniu, ale mógł sobie pozwolić na chwilę dłuższego spojrzenia, braku konieczności pilnowania się. Wiedział, że ma moment. Krótki, ale dostatecznie długi na niektóre rzeczy. Chociaż, prawdopodobnie, dłuższy byłby równie dobry.
- Dziękuję. - powtórzył, po raz kolejny, zabierając delikatnie dłoń i chowając ją pod kocem. Kaszlnął, lekko zakłopotany i szepnął coś na kształt ‘dokładnie’ pod nosem, odwracając się i uśmiechając delikatnie pod nosem radośnie.
Usiadł na fotelu obok i zerknął na kota. Filemon. Ah tak. To jest ten sławny, osławiony i wysławiony Filemon. Nawiązał z nim ponowny kontakt wzrokowy siłą woli powstrzymując się przed robieniem ‘kici kici’. I kichnął, ponownie. Podziękował, znowu, za herbatę i przyjął z wdzięcznością ciepły, rozgrzany od naparu kubek o specyficznym zapachu. Powąchał go dokładniej i nieco zaintrygowany upił łyk.
- Nie sądzę. Złego licho nie bierze, więc bardziej martwiłbym się o ciebie. - zaśmiał się cicho, obracając kubek w dłoniach, pozwalając mu grzać swoje dłonie przyjemnym ciepłem, które rozchodziło się powoli, od koniuszków palców aż do nadgarstków. Skupił się przez dłuższą chwilę na kubku, ale po momencie poczuł spojrzenie na sobie. Zerknął na Alice, która przyglądała mu się wyraźnie i spojrzał w dół, z pewną dezorientacją, zastanawiając się, czy może się oblał, albo siedzi na nim jakieś stworzonko, albo właściwie stało się cokolwiek, odbiegające od normy. Spojrzał ponownie na Alice w wyraźnej konsternacji.
- Czy coś się stało? - zapytał zdezorientowany. Co przerwał mu kolejny grzmot. Zapowiadało się na całkiem burzowy wieczór i niemniej burzową noc. Tak już czasami się zdarzało i nikt nie mógł na to nic poradzić.
-Oh. Chyba zapowiada się dość pokaźnie.-rzucił, wyglądając przez okno nieco zmartwiony, widząc jak ciemno się zrobiło. Sam uwielbiał burzę, zawsze spało mu się przy nim dużo lepiej, powietrze miało przyjemny zapach, wydawało się o wiele bardziej rześkie. Ale nie wymagało to sprawności detektywa, żeby zauważyć, że Alice nie była wielką fanką tego zjawiska atmosferycznego.
Bardzo spostrzegawcze, Panie Lacroix.
Alice Guardi
Alice Guardi

Gabinet panny Guardi Empty
PisanieTemat: Re: Gabinet panny Guardi   Gabinet panny Guardi EmptySob 06 Gru 2014, 00:45

Chwile miały to do siebie, że były ulotne. Trwały, raptem jak mrugnięcie powiekami. Mogły być nieistotne. Nierealne. Jednak istniały. Czasem też były niespodziewane. Przewracały wszystko do góry nogami. Nikt już nie pamiętał co dokładnie się stało i jak się to stało. Ważne, że się stało. Alice również czuła, że coś się stało. Wielkie COŚ. Może niezbyt efektowne, przypadkowe, ale zostawiło wyraźny ślad. Ruda główka zaczynała sobie wmawiać, ze to wcale nie było tak. Wcale nie był to kącik ust. Raczej policzek. Dziwnie gładki, miękki kawałek skóry.
No nie, Alice. To był jednak kącik. Nie wyprzesz się tego. Jej niewinne, wykrzywione w uśmiechu poziomkowe usteczka nadal miały na sobie cień tamtego wydarzenia. Nawet hektolitry deszczu nie potrafiły tego zmyć. Ani rabarbarowa herbata. Koniecznie z posmakiem bezy. Alice nie przejmowała się bytnością Filemona, gdyż ten zawsze chodził własnymi ścieżkami. Nie przepadał za obcymi, za swą panią uznając tylko pannę Guardi. Jej też robił psikusy. Czasami. Szukając koców, których notabene Alice miała mnóstwo we wszelkich możliwych kolorach tęczy, stażystka usłyszała ciche kichanie. Raczej męskie aniżeli kocie. Zmartwiła się lekko, myśląc, że to przeziębienie, a nie objaw alergii. Wróciłą z determinacją wypisaną na twarzy, aby ukrócić cierpienie Francisa i opatulić go swoim najlepszym kocykiem. Przy okazji ten kocyk potem będzie pachniał jego perfumami... Alice, stahp.
Narzuciła koc na ramiona panicza Lacroix, sama czując, że jest jej cieplej. Dziwne uczucie. Poprawiając fałdy materiału poczuła dotyk. Nie byle jaki. To było muśnięcie, nieco pewniejsze niż kiedykolwiek. Nie musiała patrzeć na swoją dłoń, aby wiedzieć, kto jest autorem gestu. W miejscu zetknięcia się dłoni wytworzył się przyjemny w odczuciu, pulsujący ciepłem punkt. Punkt, który swym zasięgiem obejmował coraz większy fragment skóry. Później całą dłoń. Wnikał do ramion, obojczyków, aż dotarł do klatki piersiowej. Eksplodował cicho, niewyczuwalnie dla innych, rozlewając się wnikliwie po wszystkich komórkach. Alice spojrzała przelotnie na twarz Frania, nie przerywając tego gestu. Złapała z nim kontakt wzrokowy. Zatrzymała na chwile dłonie i posłała chłopakowi uśmiech. Pogodny, szczery uśmiech. Niepotrzebne były słowa. Rozumieli się bez nich.
Rozsiedli się w fotelach, a Alice zatroskała się ponownym kichnięciem.
-No nie wiem, nieładnie kichasz. -zauważyła. Upiła łyk napoju. Nie czuła się chora, ale zarazki atakowały niespodziewanie po jakimś czasie. Wolała nie być chora, ale nigdy nic nie wiadomo. Filemon przeciągnął się przed kominkiem i podreptał do foteli. Uniósł ciemny łebek na Alice, a potem na Francisa. Hyc!
-Oj! Wybacz mu, czasem jest nieprzewidywalny. -zauważyła rozbawiona panna Guardi, gdy jej kot postanowił ją zdradzić, wskakując na kolana Francisa. Może temu, że ona miała nogi podkurczone na fotelu. Może. Kto to wie. Filemon wyprostował łapki, ukazując pazurki, które tylko trochę zahaczyły o kocyk.
Kocyk. Może kocyk przepełniony zapachem jego pani miał w tym jakiś udział? Skoro pachniał podobnie jak jego właścicielka, to musiał być dobry. A Filemon lubił dobrych ludzi.
-Ja? Może będę, kto to wie. Jednak liczę na to, że jakbym była, to się mną zaopiekujesz, jako współwinny. -rzuciła, biorąc kolejny łyk. Gdy dotarł do niej sens tych słów, spąsowiała troszkę.
-Znaczy... wiesz. Odwiedzisz. Czasem. Nie musisz. Ale było by miło. -rzuciła dodatkowo, biorąc do łapki piernikową traszkę. Odgryzła kawałek. Nawet nie zauwazyła, kiedy się tak rzekomo zapatrzyła. Ocknęła się raptem.
-Oh. Nie. Wyobrażałam sobie Ciebie na lekcji. Chciałabym kiedyś zobaczyć, jak prowadzisz lekcje. Czy jesteś taki czarujacy jak powinien być nauczyciel zaklęć. -zachichotała cicho i posłała niewinne oczko do pana Lacroix. Wzdrygnęła się, słysząc kolejny grzmot. Tutaj jednak nic jej nie groziło.
-Burza jest fajna, ale gdy jestem w pomieszczeniu. Wiesz Franio... powiem Ci sekret. -zniżyła głos. -Kiedy pada deszcz, siadam na parapecie z moim kocykiem w chmurki i zasypiam, słysząc jak kropelki uderzają o szybę. To bardzo koi zmysły. I brzmi jak melodia. -skończyła z uśmiechem i poprawiła się na fotelu. -Teraz Ty mi powiedz jakiś swój sekret. -poprosiła cicho.
Francis T. Lacroix
Francis T. Lacroix

Gabinet panny Guardi Empty
PisanieTemat: Re: Gabinet panny Guardi   Gabinet panny Guardi EmptySob 06 Gru 2014, 00:48

Koty. Koty to dranie, głosiło stare porzekadło i Francis Lacroix był gotowy zgodzić się na takie stwierdzenie. Nie miewał zbyt obszernych i zbyt długich kontaktów z tymi futrzanymi stworzeniami, które stanowiły dziwnie zabawne przeciwieństwo psów, ale cóż, nie można było ukrywać jakże istotnego faktu, że były puchate. Małe i puchate, co automatycznie sprawiało, że wybaczało się im wszelkie wady charakteru na rzecz wspominanej przed chwilą puchatości. Filemon nie był wyjątkiem, od tej zasady. W swojej kociej nonszalancji i ogólnej tendencji do ignorowania spraw oraz osób niepraktycznych bądź zębnych w jego mruczącej gestii jednak postanowił zadomowić się na francisowych kolanach.
Przejechał dłonią po gładkim futrze Filemona, a drugą potarł się pod nosem, żeby powstrzymać nadchodzące kichnięcie. Bez efektu. Kolejne, pozbawione jakiejkolwiek gracji ‘apsik’ wypełniło gabinet, co nie spłoszyło kota z jego kolan. Usłyszał słowa Alice, które brzmiały jeszcze moment głucho w jego głowie, zanim właściwe ich znaczenie do niego dotarło. Zaśmiał się, nieco skrępowany skupiając spojrzenie na kocie, którego uszami aktualnie się bawił.
-Cóż. W takiej sytuacji nie wypada mi odmówić, bo i nie chcę. - stwierdził, uśmiechając się pod nosem. Zamilkł na moment. -Chociaż prawdopodobnie byłoby lepiej, gdyby nie była konieczna do tego choroba. - dodał po chwili, zakręcił młynka palcami .
-Wiem. Odwiedzę. Często. Nie muszę, ale chcę. Jeśli ty też chcesz, oczywiście. - zapewnił, dość pośpiesznie, powtarzając praktycznie słowo w słowo po niej. Zaśmiał się cicho i po chwili milczenia, kiedy to miętosił fragment koca między ścierpniętymi nieco jeszcze chłodem dłońmi, zdecydował się poczęstować ciastkiem, które zamoczył w herbacie.
-Mnie na lekcji? Oh. To prawdopodobnie nic ciekawego. Uświadamiam im, dlaczego warto się zaklęć uczyć i, że to najzwyczajniej praktyczne, jeśli nie planują kariery typowo w tym kierunku. - stwierdził, nie przestając mieszać piernika w gorącym naparze. Zjadł go i mruknął zadowolony. -Swoją drogą, też jestem ciekawy twoich zajęć. Wtedy, na wieży astronomicznej, bardzo mnie zainteresowałaś. - dodał, uśmiechając się lekko na wspomnienie tamtej nocy. Tak. Zdecydowanie był ciekawy jej zajęć. I chciał, żeby mu pokazała więcej. Bo i chciał wiedzieć. Chciał się uczyć. Taki z niego ciekawski chłopak.
-Sekret? Nie umiem tańczyć. Ani trochę. Jestem w tym tragiczny, okropny, nie nadaję się do tego wcale. - powiedział, kiwając głową w powątpiewaniu dla samego siebie. On dostał sekret, ona też dostała. Chociaż nie było to aż taką tajemnicą. Przecież zauważenie, że nie grzeszy talentami w tej kwestii nie wymagało specjalnej spostrzegawczości. Siedział moment w ciszy, niepewny, czy właściwie powinien. Jednak coś go pchnęło. Jakaś banalna potrzeba, a może zwykłe poczucie, że nie chce zmarnować okazji, że w innych okolicznościach sobie na to nie będzie mógł pozwolić.
Stanął przed nią i wygładził wolną dłonią powierzchnię koca, niepewien co powinien zrobić z rękoma, palcami śledząc delikatnie chropowatą i nieregularną fakturę ciepłego materiału. Odkaszlnął cicho i uśmiechnął, nieco skrępowany.
-Korzystając z okazji może… - zaczął i przestąpił nieco nerwowo z nogi na nogę, speszony własnym krokiem, jakiego się podjął. Niezbyt pewny siebie, co nie było niczym niezwykłym, ale także bez pewności skąd właściwie wziął się impuls, który popchnął go do takiego działania, który sprawił, że chciał odrobinkę więcej, za każdym razem, kiedy dostawał tylko trochę. Odrobinę jak z ciastem. Wyciągnął rękę w kierunku Alice licząc cicho na to, że koc mu nie spadnie z ramion. Było mu ciepło i przyjemnie, nie był jedynie do końca pewien dlaczego właściwie było mu aż tak ciepło i aż tak przyjemnie. -Może mnie nauczysz? Też potem mogę cię czegoś nauczyć. Nie wiem czego, ale coś się powinno znaleźć. - dokończył, nachylając się delikatnie i szukając dłoni Alice swoimi. Ujął je łagodnie, czując dopiero aż tak różnicę w ich rozmiarze i subtelnie potrząsnął, jakby chcąc zaprosić do wstania. Poruszył ustami, jakby chciał powiedzieć ‘no chodź.’ bez zaburzania ciszy pomieszczenia oraz repertuaru przedstawianego przez dzisiejszą burzę.

Brawo, Panie Lacroix.
Alice Guardi
Alice Guardi

Gabinet panny Guardi Empty
PisanieTemat: Re: Gabinet panny Guardi   Gabinet panny Guardi EmptySob 06 Gru 2014, 00:52

Atmosfera w gabinecie zaczęła powoli tężeć jak szybko tężejąca galaretka. Agrestowa, a co. Lepiej, poziomkowa. Jak kolor ust panny Guardi. Niektóre uczucia mają kolor i zapach poziomkowej galaretki. Tak było i teraz. Tylko, że na przekór temperatura zamiast spadać, wzrastała powoli jak rosnąca funkcja logarytmiczna. Alice to wszystko okrasiła smakiem niesamowitej w swej kompozycji herbaty. I piernikowych traszek. Czasem było jej żal jeść tak dobre ciastka, gdyż kształtem faktycznie przypominały żywe stworzonka, ale przemożna chęć zjedzenia wygrywała. Alice była łakomczuchem wyższego poziomu i rzadko kiedy radziła sobie z pokusą. Nie ma nic lepszego jak odrobina słodyczy. Tak samo nie potrafiła zapanować nad swoim nierozgarniętym językiem, który żył własnym życiem i mówił, co ślina przyniosła. Oczywiście, nie chciała być chora. Jednak jak by była, to fajnie się choruje z kimś. Albo raczej, jak ktoś się Tobą opiekuje. Alice zyskiwała sobie sympatię uczniów, ale nie poprosiłaby żadnego, żeby podał jej herbatę. Franio był jej bliższy wiekiem i także lubiła z nim spędzać czas. Zawsze mieli milion tematów do rozmów. Filemon leniwie wywijał swoim ogonem, kreśląc w powietrzu różne esy i floresy. Zamruczał cicho, chociaż po chwili gwałtowne ruchy Francisa zaczęły mu przeszkadzać. Przeciągnął się i wdrapał na oparcie fotela. Swoimi zielonymi oczami przyglądał się ciekawsko kichającemu Francisowi.
-Lubię rzeczy na F. Fiołki. Fistaszki. Faworki. Filemona. Frania...oh. No tak. -uśmiechnęła się do chłopaka, nie kryjąc swojej sympatii do stażysty. Alice machała nóźkami, nie dosięgając na wiszącym fotelu do podłogi, mimo faktu, że była wysoka jak na dziewczynę. Kobietę, pomyłeczka. Chociaż czasami przypominała taką dziecinną osóbkę z świata baśni. Chyba po prawdzie taka była. Gdzieś tam.
-Chcę! -stwierdziła szybko, zaraz zamykając sobie usta traszką. Było to bardzo entuzjastyczne stwierdzenie. Co to dla niej.
Alice zamrugała lekko, słuchając o tym, że zainteresowała go swoimi opowieściami.
-Hmm... to ja przyjdę kiedyś do Ciebie na lekcję, a Ty do mnie. I będzie sprawiedliwie. -skinęłą głową w zamyśleniu. Upiła kolejny łyk nieco chłodniejszej już herbaty. Skrzywiła się, bo nie lubiła zimnej herbaty. Ciepła miała swój urok. Jednak nie można było zmarnować tak dobrego napoju. Podniosła głowę z zaciekawieniem słuchając, jaki sekret ma Franio.
-Oh. No wiesz, nie każdy potrafi tanczyć. To nie zbrodnia. I nikomu nie powiem. -szepnęła, śmiejąc się cicho. Chciała dopić herbatę, ale ktoś postanowił ją zaskoczyć. Poderwałą głowę, słysząc kaszlnięcie.
Przez chwilę nie wiedziała co się właściwie stało. Nigdy nikt tak jej nie zaskoczył, głównie to ona zaskakiwała innych! W końcu przypomniała sobie, jak się mówi. Wyciagnięta dłoń kusiła i nęciła, bardziej jak herbata. Alice nie była jeszcze pewna, czy powinna.
-Francis, ja..... -zaczęła, ale słowa ugrzęzły w jej gardle. "...wcale nie umiem lepiej tańczyć niż Ty". Jedno spojrzenie w oczy stażysty i jego prośba wypisana w ich wnętrzu.... ciepły dotyk dłoni na jej własnej wybudził ją z transu. Serduszko zabiło bardzo szybko. Podniosła się z fotela, nieco speszona. Jednak zaraz odzyskała rezon. Uśmiechnęła się do Francisa.
-Mm.... to tak. Te ręce trzymamy razem jak teraz... a tę dłoń dajesz na moją talię. -wzięła jego lewą rękę i położyła na pasie. Swoją przesunęła lekko po jego ramieniu, by tam ją zostawić. Wzięła głęboki wdech.
-Powinieneś prowadzić. Raz dwa trzy cztery.Ty robisz krok do przodu, a ja w tył. I potem.. potem powoli się obracamy. Zobacz. -zaczęła powoli tłumaczyć wraz z nauką kroków. Raz dwa trzy cztery. Raz dwa trzy cztery. I delikatne zataczanie kół. Angielski walc.
-I uważaj na moje stopy. -zażartowała, drobiąc lekko na parkiecie. Było tak dobrze.
Francis T. Lacroix
Francis T. Lacroix

Gabinet panny Guardi Empty
PisanieTemat: Re: Gabinet panny Guardi   Gabinet panny Guardi EmptySob 06 Gru 2014, 00:53

Nie tylko ciepła herbata miała swój urok. Wysoka temperatura zazwyczaj wiązała się z rzeczami przyjemnymi, chociaż nie można zawsze umniejszać zasług rzeczy zimnych. Śnieg, chociażby, w odpowiednich ilościach, był przyjemny. Jednak wracając do spraw sympatycznie rozgrzewających od środka. Francis ujął delikatnie dłonie Panny Guardi w swoje i przytrzymał je przez moment, kiedy ta wstawała. I właśnie takie były, kiedy łagodnie ich dotknął. Ciepłe. Przyjemnie miękkie i delikatne. O nieznanej mu do tej pory fakturze, kształcie, więc z pewną dozą zainteresowania, w sporym stopniu nieświadomie, gładził jej powierzchnię kciukiem, wyczuwając przy tym jej kształt, powierzchnię.
- Alice, ty…? - powtórzył, kiedy urwała nagle, niespodziewanie. Zostawiając w nim uczucie pewnego oczekiwania i może nawet drobnej ekscytacji. Jednak szybko wymazał to uczucie, uznając, że widocznie miała powód, skoro urwała. Uśmiechnął się nieznacznie, kącikiem ust, chociaż jego oczy zdradzały go, obdzierając z barier i w otwarty sposób pokazując, jak bardzo mimo lekkiego skrępowania cieszy się, że jest, tak jak jest.
Oparł dłoń na jej boku, tam gdzie ją sama umiejscowiła moment wcześniej. Najpierw nieco niepewnie, a potem odważniej przylgnął palcami do powierzchni tkaniny, odczuwając najpierw łagodnie chropowatą fakturę, a potem miękkość ciała pod nią. No i ciepło. Ciepło, przebijające się przez materiał, jeszcze tak niedawno mokry od deszczu, a teraz suchy i przyjemny w dotyku. Przesunął ją nieco wyżej i w kierunku pleców, czując opuszkami palców, ze przesuwa i marszczy delikatnie cienką tkaninę, samemu w naturalny sposób stając nieco bliżej.
- Tak jest dobrze? - mruknął z pewną dawką niepewności, odrywając na moment wzrok ze swoich rąk, kiedy próbował umieścić je na właściwej pozycji, nie przekraczając pewnych, niepisanych, granic. Delikatnie. Pozwolił sobie zerknąć w jej oczy na moment, znowu. I znowu kiedy była skupiona. I tym razem bardziej zmieszania niż on, chociaż i tak dzielnie tego nie okazywała. Opierała się na jego ramieniu lekko, ale zostawiając jakiś ślad i wyraźne ciepło. Siedzenie pod kocem dużo zmieniło. Troszkę, jakby tańczył z grzejnikiem. Uśmiechnął się nieco na tą myśl, wyraźnie rozbawiony. Uwielbiał grzejniki.
- Raz. Dwa. Trzy. Cztery. Liczyć już umiem, udało się. Teraz postaram się cię nie podeptać, więc ostrożnie, Alice. - rzucił, dla rozluźnienia i westchnął. Kierując wzrok na swoje stopy. Próbował nie nadepnąć i owszem, bez większych strat udało mu się na moment nawet wejść w pewien rytm kroków, wyznaczany przez przyjemny głos Alice oraz deszcz padający za oknem. Może nawet przestał aż tak słyszeć grzmoty, które przewijały się co jakiś czas na zewnątrz. Był zbyt pochłonięty tym co było tu i teraz. Wziął głęboki wdech, dalej w pełnym skupieniu i z pełną namiętnością możliwą dla tej czynności, wpatrując się w podłogę i ich stopy. Nieporadnie. Tak mu szło, w najlepszym wypadku. Raz nadepnął jej na nogę delikatnie, ale zaraz mruknął ciche i nieco speszone słowa przeprosin, próbując się skupić i wrócić do rytmu, by nie powtórzyć takiej sytuacji.
Po chwili krążenia, wydawało mu się nawet, że przyzwyczaił się do układu kroków, przestał się mieszać, nie musiał ciągle wpatrywać się pod nogi, a mógł skupić się na o wiele bardziej interesujących i pociągających widokach. Uśmiechnął się nieco zawadiacko, z pewną dumą, że nie plącze się już aż tak bardzo, a własna koordynacja ruchowa nie płata mu figli przy tej okazji. Zerknął na Pannę Guardi. Ładnie wyglądała, w tym świetle. Właściwie w każdym wyglądała ładnie, wiec nie mógł pretendować do miana odkrywcy w tej kwestii. Ale najładniej wyglądała wtedy wieczorem, w wieży astronomicznej. W swoim żywiole. Wśród tego, co kocha. Uwielbiał oglądać ludzi, którzy robią to, co szczerze lubią. Była w nich jakaś dobra energia, jakaś skryta radość z życia, która nagle się uwalniała i wychodziła na wierch, bardzo często nawet nieświadomie. Po prostu. Często przypadkiem. Często odruchowo. Często po raz kolejny, zalewając przy tym znanym uczuciem specyficznego szczęścia i równowagi. Bo znowu się robi to, co się robić chce. Pełność. Dokładnie to. Przymrużył oczy i mruknął cicho coś niezrozumiałego. Krążyli jeszcze moment w połowicznej ciszy, przy akompaniamencie z deszczu.
- Jak widzisz, nie jestem mistrzem, ale z takim nauczycielem mogę zrobić się jeszcze ‘przyzwoity’ w tańcu zaskakująco szyb… - zaczął, ale oczywiście, zgodnie ze wszelkim zasadami panującymi wszechświatem, to, co pochwalone szybko musi zawalić się z prędkością, paradoksalnie, uderzenia błyskawicy. Tak więc Francis Lacroix w przeciągu mniej niż 5 sekund z domniemanego, potencjalnego prawie-przyzwoitego-tancerza-tańców-niezbyt-skomplikowanych zamienił się w człowieka prawie upadłego. W całej tej radości i dumie z własnych prawie-umiejętności i zapatrzeniu w Pannę Guardi nie zauważył jakże istotnego elementu otoczenia, jakim jest dywan. Już miał zatoczyć następne koło, już miał zrobić krok na trzy, już miał przejść do cztery, kiedy zahaczył czubkiem buta o zdradliwy materiał. Stracił równowagę, wspólnie z Alice, czego nie trudno było się domyślić w tej sytuacji. Przeszedł parę niezdarnych kroków, próbując utrzymać pion ich obojga. W końcu mu się udało, bez większych strat. Przechylony jedynie pod kątem, w przekroku, podtrzymując mocniej Alice, żeby w wyniku jego własnego błędu ona nie poniosła konsekwencji. Stał tak moment w bezruchu, uspokajając bijące niemiłosiernie szybko serce, łomoczące w klatce piersiowej, pod wpływem nagłego impulsu, który przerwał spokojny, płynący wręcz, moment.
- Jednak uczenie mnie czegokolwiek jest sporo trudniejsze, niż myślałem. - wyrzucił cicho na jednym oddechu, dalej próbując uspokoić się po sytuacji sprzed chwili. Mała wpadka, Panie Lacroix. Wyprostował się i zrobił delikatny krok do tyłu, oddzielając ich nieco od siebie.
- Przepraszam. - mruknął i zabrał dłoń z jej talii, z pewnym żalem żegnając się z przyjemnym ciepłem do którego już przywyknął, a zdawało się być bardzo naturalne i bliskie. To samo zrobił z drugą dłonią, której palce nie wiedzieć kiedy zaplótł z palcami Panny Guardi, prawdopodobnie w chwili desperackiej próby uniknięcia upadku obojga. Zmieszał się nieco i skinął lekko głową, unikając kontaktu wzrokowego.
- To ja… to ja chyba już pójdę do siebie.
Alice Guardi
Alice Guardi

Gabinet panny Guardi Empty
PisanieTemat: Re: Gabinet panny Guardi   Gabinet panny Guardi EmptySob 06 Gru 2014, 00:56

Było coś takiego w jego oczach, że nie mogła odmówić, chociaż nie potrafiła jakoś wybitnie tańczyć. Nawet można powiedzieć, że w parze tanczyła na tyle rzadko, by umieć to tylko troszeczkę. Jeśli już to robiła to sama. Mniejsza szansa, że się kogoś podepcze. Kiedy jednak tak ochoczo Francis ujął jej dłoń i samym tylko spojrzeniem prosił, aby mu nie odmawiała... Nie odmówiła. Coś w stylu "jejutakbardzoniepotrafieitozłypomysł TAK". Uśmiechnęła się lekko, jakby pocieszajaco do samej siebie, że nie będzie aż tak źle. Poinstruowała uważnie chłopaka, sama przypominajac sobie z czym się to je. Z masłem czy z margaryną. W końcu wzięła głęboki wdech i dyskretnym skinieniem głowy dała znak, aby zaczynał. Było bardzo dobrze. Alice czuła, jak spięcie utrzymuje się na jej ramionach. Jakby Francis tańczył z kijem od mopa Filcha. Alice w myślacz liczyła takty i zerkała co chwila pod nogi, aby go nie podeptać. A jednak raz się zdarzyło, bo panna Guardi niedostatecznie szybko zrobiła krok w tył.
-Oh. To nic. To Ty wybacz. -odpowiedziała szybko, słysząc mruczane przeprosiny. Powoli stawała się ulęgła i rozluźniona, a to taniec zaczął ją porywać w swój własny świat. Nawet po paru minutach przestała spoglądać na ziemię i wymieniała uśmiechy z panem stażystą od zaklęć. Ciepło na talii i na dłoni dawało jej poczucie bezpieczeństwa, nie chciała stracić takiego oparcia w razie, gdyby dywan albo stolik zechciały ją przewrócić. Obroty nabrały płynności, nogi tańczyły same, a Alice dawała się prowadzić po swojej nierównej podłodze. Chciała być tak prowadzona, bo sama by się potknęła. W szmaragdowych oczach zalśnił znajomy, radosny błysk. Zaciekawiona słuchała wszelkich komentarzy Frania na temat tańca, który szedł mu bardzo dobrze!
-Ale z Ciebie kłamczuch, idzie Ci bardzo dobrze! -pochwaliła go. Potem nie mówiła już nic. Skupiała się na jego oczach, zaciskała mocniej palce na jego dłoni... wsłuchiwała się w deszcz. Nawet zapominała o tym, że jest burza. Grzmoty były już daleko poza jej świadomością, a nawet jesli występowały, zaznaczały kolejny takt niesłyszalnej dla nikogo poza nimi muzyki. Tylko te urocze i ciche kap kap... kap kap kap...
-Bardzo przyzwo...-chciała dodać do jego wypowiedzi, lecz wtedy to zdradziecki dywan jak nie mógł zaatakować jej, zaatakował Francisa, wywołując zaburzenia równowagi. Z poziomkowych usteczek Alice wydarł się cichy pisk, chociaż utraty pozycji pionowej w jej wypadku nie były czymś nowym. Włosy spadły łagodną kaskadą, prawie zamiatając podłogę. Już, już plecy miały się witać z twardym gruntem, lecz tylko szarpnęło i Alice zawisła nad powierzchnią ziemi.
-Oj! -wyrzuciłą na wydechu, ale serce też jej mocno biło. Nawet wydawało się, że tkanina na piersi unosi się w rytm uderzeń serca. PRzyjrzała się przez ten czas aparycji stażysty. Był nieco wystraszony. Miał ulgę w oczach. Niepokój znowu wdzierał się do kącików ust. Alice wróciłą do pozycji pionowej i odetchnęła. Posłała Franiowi uśmiech pełen wdzięczności.
-Przestań, właśnie udowodniłeś że potrafisz wyjść obronną ręką z każdej sytuacji. -rozesmiała się cicho. Teraz niepokój wdarł się do jej warg, gdy Franio zabrał dłoń z jej talii i chciał wyplątąc drugą z jej własnej. NA przekór zacisnęła palce mocniej.
-Zostań! -wyrzuciła, zanim zdążyła ugryźć się w język. Jej policzki spowiły rumieńce i nieco zelżała ucisk. -To znaczy możesz zostać jeśli jeszcze chcesz, ale jak masz zajęcia to nie nalegam, innym razem możemy.. my.. też. -zakończyła kulawo, z żalem puszczając dłoń Frania. Skoro chciał.
-Ale i tak dobrze się tanczyło, dziękuję. -skinęłą rudą główką ochoczo.
Francis T. Lacroix
Francis T. Lacroix

Gabinet panny Guardi Empty
PisanieTemat: Re: Gabinet panny Guardi   Gabinet panny Guardi EmptySob 06 Gru 2014, 00:56

Stare porzekadło głosiło, że oczy są zwierciadłem duszy. Francis Lacroix nie miał pojęcia ile w tym stwierdzeniu jest prawdy, był natomiast pewien, że mówią same za siebie. Przynajmniej w sytuacjach takich, jak ta, gdzie słowa bywały czymś zbędnym, a może nawet odrobinę ujmującym z magii sytuacji.
Z niemałym zaskoczeniem przyjął fakt, że udawało mu się w miarę znośnie prowadzić, oraz, że Panna Guardi pozwalała mu się prowadzić. Był święcie przekonany, że będzie dokładnie odwrotnie. Ale czuł się dobrze, nawet bardzo dobrze. Dawno nie miał tak blisko siebie kogoś innego, dawno nie odczuwał takiego ciepła. Zarówno tego promieniującego od drugiej osoby, ale tego w środku, w sobie. Prostej, dziecinnej radości z ulotnej sytuacji. Chęci chłonięcia jej i zapamiętania każdego momentu, żeby mieć do czego wrócić, kiedy już minie bezpowrotnie.
Jak tylko Alice znalazła się centymetry nad ziemią właściwie, podtrzymywana jedynie dłońmi Francisa poczuł przyśpieszające bezlitośnie serce, wzmożone nagłym impulsem.
- Ojoj. - powtórzył niezwykle elokwentnie. Gdy tylko stanęli oboje w pionie westchnął z ulgą. Głośno. I otarł delikatnie czoło ręką.
- No patrz. Tylko mnie pochwaliłaś, to już się wywracam. - westchnął, śmiejąc się cicho, pozwalając ujść z siebie adrenalinie. Zbyt pochłonięty wyrównywaniem oddechu nawet nie poczuł, kiedy Alice przyglądała mu się w tej krótkiej chwili. Mocniejszy uścisk na dłoni zwrócił jego uwagę i spojrzał pytająco na stażystkę, przestając przez moment próbować puścić jej rękę, napawając się jeszcze tym obcym nieco rodzajem ciepła.
- Zostanę… ale nie dzisiaj, Alice. - powiedział cicho, mimo akompaniamentu dziwnego, zabawnego ukłucia gdzieś pod żebrami. - Już późnawo, a odrobinę się i tak zasiedziałem. - dodał.
Serce łomotało niemiłosiernie szybko nieprzerwanym rytmem grzmiąc mu w uszach. Francisowi wydawało się, że ten hałas słychać w całym pomieszczeniu, jednak głos rozsądku podpowiadał, że do nikogo poza nim samym nie docierają rytmiczne uderzenia.
- To ja dziękuję. I polecam się, na przyszłość. - powiedział, przez moment nie zauważając, że nadal podtrzymuje dłoń panny Guardi. Puścił ją delikatnie, nieco niechętnie i uśmiechnął, tak minimalnie. Na moment. Zdjął z siebie koc, Złożył go na cztery i położył na fotelu, na którym niedawno jeszcze siedział. Odwrócił się, krok przed wyjściem i w milczeniu skinął głową, delikatnie unosząc kąciki ust. Wyszedł, zamykając za sobą drzwi, zostawiając Alice samą, z mijającą już powoli burzą i zapachem herbaty w powietrzu.

z.t x2

A jednak nie! Po chwili ciężkie, drewniane drzwi uchyliły się i zza szpary wyjrzał nie kto inny jak Francis Lacroix. Milczał moment, przechylając się.
- Dobrej nocy, Panno Guardi. - szepnął jeszcze i posłał Alice ostatni uśmiech, zanim zniknął. Już na dobre.

z.t x2. Tym razem na pewno.
Sponsored content

Gabinet panny Guardi Empty
PisanieTemat: Re: Gabinet panny Guardi   Gabinet panny Guardi Empty

 

Gabinet panny Guardi

Zobacz poprzedni temat Zobacz następny temat Powrót do góry 
Strona 1 z 1

 Similar topics

-
» Gabinet panny Blackwall
» Alice Guardi
» Alice Guardi, pilnie wzywana!
» Relacje panny McDonald.
» Dean Street - Dom panny Clinton.

Permissions in this forum:Nie możesz odpowiadać w tematach
Marudersi :: 
Fasolkowo
 :: 
Archiwum
 :: Fabularne
-