|
| Leśniczówka Ingrid i okolice [Norwegia Północna] | |
| Autor | Wiadomość |
---|
Ingrid Skarsgard
| Temat: Leśniczówka Ingrid i okolice [Norwegia Północna] Sro 12 Lis 2014, 15:38 | |
|
Opuszczona leśniczówka w lesie mieszanym w samym sercu Norwegii Północnej. Ingrid zrobiła z niej miejsce zupełnie niedostępne dla zagubionych mugoli, dzięki czemu może składować tam swoje trofea w różnych postaciach. |
| | | Ingrid Skarsgard
| Temat: Re: Leśniczówka Ingrid i okolice [Norwegia Północna] Sro 12 Lis 2014, 16:28 | |
| STOP!
Jeśli ktoś wymagał czegoś od Ingrid, a był dla niej kimś więcej niż tylko kolejną zwierzyną, to z pewnością mógł to dostać za o wiele mniejszą cenę, niż zazwyczaj. Alexander Carrow miał jednak coś, czym kobieta interesowała się od dłuższego czasu, więc przyjęła propozycję z otwartymi rękami, nie zastanawiając się minuty dłużej. Była zainteresowana od dłuższego czasu jego synem, Amycusem. Los jak zwykle był dla niej na tyle łaskawy, aby zdobycz po prostu sama wpadła jej w ręce bez żadnego większego wysiłku z jej strony. Znakomicie. Wystarczyło teraz tylko wykorzystać szansę od życia i zdecydować którą ścieżką poprowadzić młodego Carrowa, aby był wykrzesać w nim całą moc, którą dawała złość i chęć niesienia każdemu cierpienia, wymierzając tym samym ogólnie pojętą sprawiedliwość. Każdy rodził się taki sam, jednak dopiero później można dostrzec w niektórych tę specyficzną wyjątkowość, która wręcz od nich biła, przyciągając tym samym do siebie mnóstwo innych osób. Ingrid widziała chłopaka bardzo wyraźnie, dostrzegając to, czego inni nie potrafili – niesamowity i nieograniczony potencjał. Nie musiała się obawiać, że zawiedzie i nie sprosta jej wyzwaniu. Raczej powinien zdać wszystko śpiewająco, a nawet jeśli w pewny momencie się zawaha, to ona spokojnie popchnie go do przodu, rozmywając wszystkie dzielące go granice wytrzymałości, aby mógł wspiąć się na same wyżyny. Pozwoli poznać mu swoje głęboko zakorzenione pragnienia, którym w końcu będzie mógł dać upust, będzie mógł poczuć jak to jest mieć czyjeś życie w rękach. Pozwoli mu być kreatorem, architektem tworzącym wyjątkowe rzeczy za pomocą wyobraźni i własnych, nieograniczonych możliwości. Na spotkanie wybrała bardzo przyjemne miejsce, jakim jest las. Mieli się spotkać na terenie opuszczonej leśniczówki, do której tak naprawdę już nikt nie zaglądał, bojąc się, że konstrukcja po prostu runie. Dzięki magii trzymała się całkiem nieźle, a Ingrid mogła spokojnie ją użytkować bez wzbudzania żadnych podejrzeń. W końcu na pierwszy rzut oka wydawała się tylko kolejnym opuszczonym, drewnianym budynkiem, który w tej chwili po prostu stał się częścią leśnego krajobrazu. Od dawna nikt nie zapuszczał się w głąb lasu więc nie było możliwości, żeby ktoś przyszedł akurat wtedy. Gdy Carrow pojawi się na horyzoncie, to na wszelki wypadek rzuci zaklęcie maskujące, aby mieć stuprocentową pewność. Poza tym – przygotowała dla niego tyle atrakcji, które z pewnością nie ograniczą się tylko do tego miejsca, a do całego lasu! Usiadła na stopniu przy drzwiach i objęła ramieniem swojego wielkiego doga niemieckiego, który jak zwykle to bywało towarzyszył jej podczas wypraw do lasu, jako nierozłączny towarzysz. Przesunęła dłonią po kruczoczarnej sierści, spoglądając w jeden punkt, w kierunku z którego najprawdopodobniej miał przybyć chłopak. Najprawdopodobniej użyje teleportacji. Dała mu wszystkie potrzebne informacje dotyczące miejsca spotkania i nie przewidywała żadnych pomyłek ani spóźnień. A wybijała już powoli godzina spotkania, na które oczekiwała z niecierpliwością.
Ostatnio zmieniony przez Ingrid Skarsgard dnia Sro 19 Lis 2014, 20:08, w całości zmieniany 1 raz |
| | | Amycus Carrow
| Temat: Re: Leśniczówka Ingrid i okolice [Norwegia Północna] Sro 12 Lis 2014, 16:54 | |
| Wszystko co się dotychczas rozegrało w życiu Amycusa posiadało namacalne zapewnienie o chaosie wkradającym się do jego życia, aby powoli rozerwać na strzępy jego dotychczasową ostrożność i wstrzemięźliwość względem doświadczeń dnia codziennego. Kłótnia z Yumi utkwiła niczym zadra w umyśle Ślizgona i chociaż powrót bliźniaczki zmazał na kilka godzin wszelkie konsekwencje prowadzące do zniszczenia kompromisu między młodymi, właśnie teraz podejmował odpowiednie kroki do postawienia kolejnych ciosów burzących prowizorycznie ustawiony przez nastolatkę progów zabezpieczających ich przyszłość. Usłyszawszy od ojca wieść o teście sprawdzającym jego umiejętności wkroczenia w szeregi Czarnego Pana, zwątpił we własne siły podjudzany poszczególnymi zabiegami Alecto, zastanawiając się nad zniszczeniem jedynej słabości trawiącej bólem jego ciało. Od momentu operacji minęło zaledwie kilka dni, zaś szczególnie dzisiaj musiał utrzymać rezonans równowagi w podejmowanych przez siebie decyzjach, odstawiając o poranku wszelkie eliksiry uśmierzające tępy, pulsujący ból w kończynie. Ubrany w ciemny strój deportował się w miejsce wyznaczone przez Ingrid, bez najmniejszego zainteresowania otoczeniem ruszyć w stronę opuszczonej chaty pośrodku lasu. Intensywny zapach igliwia wdzierał się w jego nozdrza pozostawiając w nienaruszonym stanie beznamiętnie wygładzoną twarz obojętności, a kiedy w końcu dostrzegł sylwetkę kobiety pochylającej się nad jakimś zwierzęciem – zapragnął po raz kolejny amputować prawą rękę z mierną nadzieją odzyskania poprzedniej sprawności. Przygotowywał się latami na dzisiejsze spotkanie podejrzewając, że właśnie w chwili największej słabości jego ojciec postanowi sprawdzić umiejętności pierworodnego, poddając go próbom najcięższym z wyobrażalnych, co do których chłopak nie miał żadnych wątpliwości. Jedyne co mogło mu zaszkodzić to wybuch niekontrolowanego gniewu przy poruszeniu przez nauczycielkę nieodpowiedniej struny w jego wnętrzu, a pomocą w ujarzmieniu własnego ciała miały przyjść wspomnienia dni spędzonych w towarzystwie bliźniaczki. Bez żadnego drapieżnego uśmiechu pokonał leśną gęstwinę, wychodząc naprzeciw zagadkowo ciemnym oczom Ingird. Nogawki dresowych spodni przykrywały sportowe obuwie, podczas gdy na tors zarzucił ciemnozieloną koszulkę z długim rękawem. Zadziwiająco dokładna iluzja umożliwiała przykrycie defektu w jego dumnej sylwetce, jednak przy odrobinie wysiłku Ingrid mogłaby złamać ją i dostrzec przywiązaną nieruchomo rękę na wysokości klatki piersiowej nastolatka. Zwyczajowo miewał problemy z rozpoczęciem rozmowy nasączonej odpowiednio dużą dawką życzliwości i uprzejmości, tym razem stawiając na szczerość własnego zachowania i odsłonięcie się tak, by Ingrid mogła złożyć pełny obraz jego osoby Czarnemu Panu – jeśli okaże się odpowiednio godny i przygotowany na sprostanie wszystkich testów przez nią przygotowanych. Zamiast strzępić język na niepotrzebne gadanie, utrzymując z nią twardy kontakt wzrokowy skinął głową, wyczuwając znane mu dobrze mrowienie na wysokości karku, kiedy niebezpieczeństwo znajdowało się od niego na wyciągnięcie ręki. |
| | | Ingrid Skarsgard
| Temat: Re: Leśniczówka Ingrid i okolice [Norwegia Północna] Sro 12 Lis 2014, 16:54 | |
| Gdy przed jej oczami pojawił się obraz chłopaka z uszkodzoną ręką, który najwyraźniej nie był zadowolony z tego, że w ogóle się tutaj znalazł, pomyślała, że Alexander zrobił sobie z niej żarty. Nie lubiła, kiedy ktoś drwił z jej osoby, jednak nigdy nie dawała po sobie tego poznać, ukrywając się pod maską obojętności, która stale gościła na jej twarzy. Podniosła się ze stopnia i ruszyła w kierunku Amycusa, obserwując go uważnie ciemnymi, orzechowymi oczami. Tuż przy jej nodze szedł wiernie pies, lustrujący chłopaka tym samym, badawczym spojrzeniem co właścicielka. Był idealnie wytresowany i podporządkowany. Można więc rzec, że bez zawahania rzuciłby się na swoją ofiarę, gdyby takie było życzenie jego właścicielki. Na szczęście Amycus nie był jej celem ani zwierzyną, która przy odrobinie fantazji mogła przerobić na dywan lub całkiem ciepłą, skórzana kurtkę. Wychodziła z założenia, że niektórzy tylko do tego przeważnie się nadawali. Obeszła chłopaka dookoła, aż w końcu zatrzymała się tuż za nim, przysuwając usta do jego ucha. - Wydajesz się trochę niedysponowany - powiedziała, a jej głos zdawał się nie pokazywać żadnych emocji, tak samo jak jej wyraz twarzy. Był pusty, chłodny i nieodgadniony. Trudno było stwierdzić czy ta sytuacja w której znalazł Amycus ja bawiła czy też złościła. A może zupełnie nie interesował ją stan w jakim się znalazł? To mogło być najbardziej prawdopodobne ze wszystkich hipotez. Ingrid zawsze wychodziła z założenia, że dobry myśliwy powinien poradzić sobie w każdej sytuacji, nawet jeśli nie sprzyjały ku temu warunki i samopoczucie. To była podstawa przetrwania w dzisiejszych czasach. A ona miała za zadanie nauczyć go jak przeżyć. - Nie jest to przeszkodą, a nawet jeśli, to będziesz musiał dalej myśleć, że nie jest - mruknęła po czym machnęła krótko ręką, nakazując mu tym samym ruszyć za nią. Poprowadziła go za leśniczówkę, po czym prostym zaklęciem otworzyła zewnętrzne wejście do piwnicy, po czym weszła do środka pierwsza. Carrow czy tego chciał czy nie, musiał wejść za nią, gdyż Alexander łypał na niego groźnie stojąc tuż za nim. Cichym powarkiwaniem sygnalizował, że żadna zwłoka nie była pożądana. Gdy zszedł na dół usłyszał, że drzwi z trzaskiem się zamknęły, pozostawiając psa na zewnątrz. Piwnica jak na tak stara konstrukcje leśniczówki była całkiem w dobrym stanie, jednak nie to zwracało największą uwagę. Na półkach były poustawiane słoiki wypełnione żółta cieczą, w której pływało coś co do złudzenia przypominało ludzkie części, organy wewnętrzne jak i zewnętrzne. Jeden słoik był wypełniony po brzegi gałkami ocznymi, w jeszcze innym pływały nerki lub wątroba... i tak dalej, jakby Ingrid posiadała całą gamę przeróżnych narządów, na każdą okazję. Jednak nie to było główna okazją dla Amycusa. W głębi piwnicy dostrzegł młode, przerażone dziewczę, związane za dłonie grubym sznurem i powieszone na wystającym z sufitu hakiem. Nie krzyczała, najprawdopodobniej uciszona zakleciem. - To Amelia, przywitaj się - mruknęła po chwili Ingrid, obserwująca uważnie chłopaka, stając tuż przy nim, ramię w ramię. |
| | | Amycus Carrow
| Temat: Re: Leśniczówka Ingrid i okolice [Norwegia Północna] Sro 12 Lis 2014, 16:55 | |
| Bez krztyny zawahania w oczach przyglądał się jak okrąża go uważnie, utrzymując psa na pozornie długim dystansie, panując nad nim w sposób zupełnie niewyobrażalny dla człowieka pozbawionego zmysłu wyczucia jakim powinien się zdolny manipulator. Ingrid z całą pewnością posiadała tą istotną cechę, a kiedy utkwił w niej pochmurne spojrzenie z odwróconą w jej stronę twarzą, próbował odczytać z mimiki twarzy kobiety drobne chociaż przejawy emocji. Trzymając je mocno w kajdanach nie zdradziła się nawet skurczem mięśni brwi wypowiadając żartobliwe stwierdzenie niszczące iluzję zakładaną przez osobę wystarczająco niewprawioną w tym, aby przegrać z potęgą stojącej za jego plecami łowczyni. - Istotą pozorów jest ich mylność. – Odpowiedział nieśpiesznie, dobierając słowa z lekkim wyczuciem obojętności charakterystycznej dla człowieka pozbawionego wyższych uczuć, jeśli kiedykolwiek Ingrid miała możliwość zetknięcia się z takowym. Maska nałożona na sylwetkę Ingrid nie pozostawiała żadnych złudzeń, że przekroczył granicę dzielącą go od brutalnego świata, gdzie popełnienie najmniejszego błędu groziło śmiercią poprzedzoną nieprzyjemnymi doznaniami bólu, o jakich nikt nie byłby w stanie zapomnieć. Przyszłość zawsze jawiła mu się jako jarzmo sztywnej kontroli, którą zarzucał na siebie ilekroć podejmował daleko posunięte kroki, sięgając tam gdzie większość ludzi gubiła się i tylko wybrani potrafili dobrnąć do sedna sprawy. Czy jeśli ujrzałby w piwnicy Yumi, gotowy byłby przejść test pozytywnie? Dumna godność młodego Carrowa nie kazała czekać na siebie kiedy Ingrid zaprosiła go władczym gestem do podążenia w nieznanym mu kierunku, otwierając drzwi nie tyle piwnicy co nowego świata oferującego bezpieczeństwo wobec popełnianych przestępstw, rozlewając się wraz z nabywaną świadomością kolejnego etapu w jego życiu. Dotychczas silne poczucie bezsilności zmniejszyło swój rozmiar za sprawą czułych gestów Alecto, oferując w zamian utrzymanie bolesnego faktu unieruchomienia magicznej ręki przez najbliższe miesiące jako element niezbyt przychylny nastawieniu chłopaka. Ciemna różdżka znajdowała się wciąż w bezpiecznym miejscu na wysokości uda chłopaka w ukrytej kieszeni, zabezpieczona przed jakąkolwiek interwencją z zewnątrz, swoim ciepłem przypominając o swojej potrzebie wykorzystania do celów przepływających przez ciało Amycusa w każdej sekundzie życia. Od moment wypadku wielokrotnie utrzymywał ją w swojej dłoni starając się użyć najprostszego zaklęcia niewymagającego finezji nadgarstków przy drobnych skurczy mięśni, uzyskując niemrawy obłok nieudanego czaru. Alternatywą wciąż pozostawała drzemiąca w nim potęga, jednak dopóki nowy nauczyciel Transmutacji nie zaproponuje rychłego spotkania – musiał korzystać z własnych źródeł uchwycenia istoty magii jako tej, która kreowała świat dookoła. Schodząc po zamroczonych ciemnością schodach nie zwrócił większej uwagi na zatrzaskujące się nad nim drzwi, dostrzegając jedynie brak odwrotu przyjętej sytuacji zupełnie tak, jakby Ingrid próbowała nastraszyć go i sprawdzić wytrzymałość psychiczną na ludzkie obawy. Równie dobrze mógł podejrzewać ojca o stworzeniu spisku mającego na celu wykluczyć go z rodu raz na zawsze, a spotkanie z nauczycielką nagrodą samą w sobie za spełnienie prośby przyjaciela – czy z takim podejściem przyszedłby w głęboki las, stawiając czoło nieuchronnemu niczym anonimowy bohater zwalczający własne słabości? Odpowiedź sama nasuwa się na usta, kiedy pierwszy błysk pożądania odbija się w brązowych tęczówkach chłopaka, łakomym pragnieniem pochłaniając organy zachowane w nienaruszonym wręcz stanie. Świątynia Ingrid stanowiła odgórnie ustalone sacrum na jakie nastolatek nie mógł sobie pozwolić, z marną imitacją prowadząc w podziemnym pomieszczeniu domostwa własną salę – czyszczoną z regularną ostrożnością i sumiennością, aby podczas ewentualnej wpadki nikt nie mógł znaleźć chociażby plamki krwi należącej do ofiary. Dopiero szelest ubrania i drobne poruszenie wyłapane kątem oka sprawiło, że odwrócił zmieniającą się twarz w kierunku nieznanej mu dziewczyny, porzucając chwilowe zainteresowanie zawartością słojów tylko i wyłącznie na niekorzyść niewinnej. Z wyczuwalnym szacunkiem przysunął się po skrzypiących deskach w głąb pomieszczenia, gdzie mrok gęstniał i jedynie niewielkie fragmenty były w stanie podsycić naturalną fascynację Carrowa nad wstrzemięźliwością, która chwiała się na granicach cierpliwości. Pozwolenie płynące z żelaznych ust pchnęło go w ramiona pieszczoty posuniętej o wiele dalej niż można sobie wyobrazić i kiedy nastała kolejna sekunda ciszy zmącona równymi oddechami dwójki oprawców, pochłonął spojrzeniem sylwetkę bezbronnej dziewczyny. Pozycja w jakiej się znajdowała nie należała do atrakcyjnych, jeśli Amycus wiedział o gotowym posiłku przygotowanym przez Ingrid, żałując że nie dane mu było wybrać ofiary i obserwować rodzącą się panikę, gasząc ostatnie płomyki nadziei na uratowanie z potrzasku. To właśnie rozczytywał w oczach Amelki, kiedy robił pierwszy prawdziwy krok w jej stronę, utrzymując jej wiarę pokrzepiającym uśmiechem na ustach, który złagodził rysy twarzy Ślizgona i umożliwił zaprezentowanie aktorskich umiejętności pani Sędzi oceniającej jego naturalność. Ostrym szarpnięciem dziewczyna próbowała się cofnąć, a krępujące jej ruchy liny umożliwiły jedynie paniczne wycofanie w mrok jedynie dolną częścią ciała. - Cii.. – Wyszeptał, uspokajająco unosząc dłonie w geście wyznaczającym pokojowe zamiary, a utrzymująca się iluzja w perfekcyjny sposób naśladowała ruchy zdrowej kończyny. Przynajmniej na moment, a zaledwie na chwilę pozwolił jej spiętemu ciału na odrobinkę nadziei, że porwanie w obskurnej piwnicy nie zagraża w żaden sposób życiu i ten chłopak o ciepłych oczach z pewnością pomoże przywrócić wolność jej zmęczonemu ciału. Dopiero wtedy ośmielił się smakować ją wzrokiem, zaciągając zapachem spoconego ciała przesiąkniętego zapachem otaczającego ich lasu, próbując wyłapać w tym wszystkim nutkę przerażenia i paniki przyszłej ofiary. Była brutalnie wręcz przeciętna, ubraniem prezentując średnią zamożność rodziców, wiekiem dorównując zapewne Yumi, o równie szczerych oczach co wspomniana wcześniej dziewczyna. Nie ośmielił się zbrukać swoimi dłońmi ofiary Ingrid, podążając za zgodą na przywitanie wedle własnych zasad i przyjętych norm, wykorzystując tę chwilę swobody w najlepszy możliwy sposób jaki mógł wybrać. – Witaj Amelia, miło mi ciebie poznać. Z każdą chwilą wiem o tobie trochę więcej, więc ufam że również i ty będziesz czerpać korzyści z tego spotkania. – Czułym szeptem przemawiał do dziewczyny próbującej odsunąć się od niego, łapiącej spod byka spojrzeniem w stronę Ingrid, w jednej chwili rozumiejąc jak wiele złego może się jej stać w tej piwnicy. Pieszczota ukryta w ciepłym barytonie Amycusa zezwalala na rozluźnienie mięśni, jeśli tylko znaleźliby się w innych okolicznościach i miejscu bardziej dogodnym dla dziewczyny. - Mugolka? – Czysta ciekawość nie miała miejsca w umyśle chłopaka, chociaż pytanie mogło zostać zinterpretowane na dziesiątki sposób, w zależności od osobowości drugiego człowieka. Chmurne i nieodgadnione spojrzenie spoczęło na twarzy Ingrid w oczekiwaniu na odpowiedź, rozszerzając zakres wiedzy chłopaka z zakresu, jaki był dla niego zakryty aż do tej pory. |
| | | Ingrid Skarsgard
| Temat: Re: Leśniczówka Ingrid i okolice [Norwegia Północna] Sro 12 Lis 2014, 16:55 | |
| Czymże było dla Ingrid życie obcej osoby, która niczego nieświadoma została schwytana jak zwierzyna podczas jednej z wypraw do lasu? Niczym. Było tak samo nic nie znaczące jak większości społeczeństwa, zarówno tego magicznego jak i mugolskiego. Nie robiła podziałów, uważając, że zarówno mugole jak i czarodzieje, nieważne jakiego statusu krwi, byli identycznie skonstruowani biologicznie. Mogli posłużyć jej jako przynęta, jako obiekt, na który się poluje a także jako po prostu dobra rozrywka. Odebranie komuś życia było po prostu zabawne, czasami konieczne, biorąc pod uwagę pogańską religię, którą wyznawała. Najlepszym darem dla bogów była ofiara złożona z człowieka, najlepiej prawego, dzielnego, dobrego. Nic dziwnego, że właśnie takie osoby najczęściej ginęły jako pierwsze z jej rąk. Tak powinien funkcjonować świat, a przynajmniej jej tak funkcjonuje. W lesie przebywała znacznie więcej czasu, zdawało się więc proste, że zaczęła powoli myśleć tak, jak myślały zwierzęta, a zgodnie z łańcuchem pokarmowym ci najsłabsi zostawali zjedzeni przez silnych drapieżników, aby te mogły przeżyć. Normalna kolej rzeczy. Nie rozumiała więc dlaczego nikt nie postanowił żyć jak ona, według zasad nałożonych przez naturę. Obserwowała przenikliwymi, brązowymi oczami Amycusa, któremu wraz z kolejnym krokiem w głąb piwnicy, twarz wydawała się jaśnieć. Może to tylko zasługa światła bijącego od ognia pochodni, jednak mogłaby przysiąc, że to miejsce bardzo przypadło mu do gustu. Doskonale, ponieważ zamierzała spędzić z nim w tym miejscu trochę czasu, może dni. Powinien się przyzwyczaić do tego widoku, ba, może obudzi w nim chęć kolekcjonowania tego samego? Bardzo by jej się to podobało, szczególnie, że to, czym ona się zajmowała, było przez niektórych śmierciożerców odbierano za syndrom choroby psychicznej. Nic bardziej mylnego. Ingrid wydawała się patrzeć na świat zupełnie innymi oczami, dostrzegając jego wewnętrzne piękno. Nie była ograniczona, nie patrzyła na wszystko przez pryzmat czystości krwi, sięgając wzrokiem znacznie dalej, dzięki czemu potrafiła się odnaleźć w świecie. Potrafiła żyć z jego pierwotną naturą, niczego nie zmieniając. Oczekiwała od Amycusa, że się wykaże, pokazując jej jak szeroko sięga jego wyobraźnia, jak daleko jest w stanie sięgnąć wzrokiem, aby wydobyć ten jednej, najbardziej znaczący szczegół, który mógł powiedzieć mu dosłownie wszystko. Przesunęła spojrzeniem po słoikach, w których trzymała różnego rodzaju wnętrzności. Każde miało swojego właściciela, każde swoją indywidualną historię, którą każdą jedną Ingrid pamiętała. Było to dla niej czymś w rodzaju wspomnień. Niezliczona ilość żyć, które posiadła w swoje ręce, odbierając je tym samym prawowitym właścicielom. Wszystko tylko dlatego, aby mogła zaspokoić swoje żądze, aby dopełnić rzekomy łańcuch pokarmowy, który funkcjonował we wszechświecie, zapewniając tym samym porządek. Szybko jednak zainteresowanie Carrowa przeszło na osobę, którą mu przyszykowała. Amelia, dziewczyna w wieku na oko piętnastu lat, która wybrała się z rodzicami na spacer po lesie w niedzielne popołudnie. Nie dane było jej jednak wrócić żadnemu z nich do domu. Ingrid nie lubiła kiedy ktoś niepożądany włóczył się samotnie po jej terenie, nieważne czy tylko dla rozrywki, czy też po to, aby okraść cały dorobek biosfery. Nie interesowały ją powody, dlaczego ludzie zapuszczali się w głąb lasu, tak, jak wilk nie pytał o to królika czy też jakieś inne, słabsze stworzenie. Polowała, aby dać upust wewnętrznej agresji, aby oczyścić umysł, aby móc swobodnie funkcjonować w środku tego zepsutego społeczeństwa. Obserwowała uważnie poczynania chłopaka. Zdawał się bawić losem tej nieszczęsnej istoty, badać każdy jej ruch, sprawiając, że bała się jeszcze bardziej. Odbierał jej nadzieję na to, że ujrzy światło dzienne, że ujrzy rodziców, którzy gdzieś tam byli, może jej szukali. Ingrid śledziła każde posunięcie Amycusa, każdy następny krok. Jego mowa ciała zdradzała naprawdę dużo, jakby był wytrawnym łowcą, który nie powinien dostawać żadnej nauki od kogoś innego, kierując się swoją ideologią i filozofią. Akceptowała to, podobało jej się podejście, jakie miał, jak ostrożnie dobierał słowa, które barwą zupełnie nie świadczyły o tym, że miał złe zamiary. Zakładał maskę, udawał, kłamał, starając się zbyć swoją przyszłą ofiarę, chciał, aby straciła czujność, aby móc zabawić się później jej kosztem. Nie oszukał jednak Ingrid, która bez problemu potrafiła odgadnąć jego ruchy. Zdradzały go gesty, powolne stawianie kolejnych kroków w stronę ofiary. Kobieta doceniała cały kunszt, jakim się posługiwał. Nie mogła trafić na nikogo lepszego, aby odegrał swoją rolę, aby poznał swoje przeznaczenie. Zadając jej pytanie, wyprowadził ją z pewnego rodzaju nostalgii, która nagle ją ogarnęła. Przypominał ją samą, kiedy była nastolatką. Kto by pomyślał, że mogła być taka sentymentalna? - Status krwi nie ma tu żadnego znaczenia. Równie dobrze mogłaby być to czarownica czystej krwi. Jeśli została złapana, to tym samym stała się obiektem doświadczeń, zwierzyną, której można zrobić dosłownie wszystko – powiedziała chłodno, lustrując go spojrzeniem, który nie wyrażał zupełnie nic. Nie mógł rozpoznać czy była zła, zirytowana, czy może zadowolona. Z tonu jej głosu można było tylko rozpoznać jak zwykle wszechobecną obojętność. W tym miejscu nie liczyło się to, kto ma jaką krew, czy jest magiczny czy też nie. Zdaniem Ingrid każdy, kto był słaby i nie potrafił szybko uciekać, ani się bronić zasługiwał na rychłą śmierć. Tak też miało być i tym razem, tylko, ze ona postanowiła spoglądać na wszystko z boku. Oceniać, doradzać. To był swojego rodzaju prezent dla Amycusa, który powinien przyjąć z otwartymi ramionami, docenić i wykorzystać do swoich celów, które niekoniecznie miały się pokrywać z jej filozofią. Każdy jednak był kreatorem, każdy wybierał w jaki sposób ktoś powinien stracić życie. - Chciałbyś zapoznać się z nią bliżej? Nie krępuj się – mruknęła na zachętę, podchodząc do Amelii bliżej. Odgarnęła jej włosy z twarzy, a gdy ta szarpnęła się, uciekając od jej dotyku, Ingrid pokręciła tylko głową, zaciskając tym samym dłoń na jej włosach. Odchyliła jej głowę do tyłu, aby spojrzeć w te przerażone ślepia, które powoli traciły blask, jakby chęć życia powoli się ulatniała. Strach był pięknym uczuciem. Ból i cierpienie pokazywały jak słabi byli ludzie, nie mogąc znieść takich pieszczot, jakie darowała im osoba pastwiąca się. To był dar, niedoceniony, a jednak wywierający największe piętno na ludzkim istnieniu. - Nie zabij jej jednak – powiedziała ostrzegawczo. – Jeśli to zrobisz, będę bardzo niepocieszona – dodała, aby dać mu do zrozumienia, że nie śmierć tej młodej dziewczyny była kluczowa, a coś zupełnie innego. Dłonią wskazała na różnego rodzaju narzędzia chirurgiczne, leżące tuż obok dziewczyny, na zimnym, metalowym stoliku. Ułożone były w perfekcyjnej kolejności od największego do najmniejszego, dając tym samym duże pole do manewru i nieskończenie duży wybór. Carrow miał za zadanie poznać co to znaczy mieć życie w czyichś rękach i nauczyć się, jak nie wypuszczać go tak szybko z rąk.
|
| | | Amycus Carrow
| Temat: Re: Leśniczówka Ingrid i okolice [Norwegia Północna] Sro 12 Lis 2014, 16:56 | |
| Zapach roznoszący się po piwnicy wyostrzał jego zmysły nakierowując je na odpowiednie tory ekstazy, która znajdowała się na wyciągnięcie ręki przy odrobinie wysiłku i zdolnej manipulacji przyszykowanymi uprzednio przedmiotami. Zamiast rzucać się od razu na przyszykowaną dla niego ofiarę, w umyśle pogrążonego w gniewie chłopaka pojawiła się ostra i chłodna niczym sopel lodu myśl, która pchnęła go do odwrócenia spojrzenia w stronę Ingrid, aby w następnej kolejności obdarzyć ją spojrzeniem o wiele bardziej opanowanym niż sprzed chwili. Obojętność odbijała się od przeciwnika bardziej dojrzałego i doświadczonego, a możliwość zawiązania sojuszu między łowczynią stanowiła niewyobrażalnie wręcz niebezpieczną pokusę jakiej nie potrafiłby się oprzeć żaden rozsądnie myślący śmierciożerca. Stosunkowo duży brak wyczucia w kwestiach jakich nie powinno się poruszać umożliwiał mu utrzymywania milczenia bardziej niż to było potrzebne, łapczywie szarpiąc w umyśle wypowiadaną przez nią obietnicę wolności w rozkoszy, jaką lada moment będzie mógł rozpocząć. Nie wszystko jednak było tak doskonale piękne jak mu się wydawało, a pozostałości podejrzliwości i fanatycznej wręcz ostrożności nie pozwalały mu sięgnąć po pierwszy lepszy przedmiot ustawiony na stoliku, czyniąc z niego oprawcę pozbawionego gustu i wyczucia. Zamiast przyjąć z wdzięcznością prezent od Ingrid, doszukiwał się w tym wszystkim drugiego dna i świadomości, że nie jest wystarczająco sprawny po wypadku, ażeby samoistnie zapolować na zwierzynę łowną tak, jak ustrzelił ostatnim razem desiderę kierowaną słowem właśnie tej kobiety. Potęga opanowania miała kolor powietrza. Beznamiętny wyraz twarzy ustępował obudzonemu z drzemki pożądaniu władzy, jaką zyskiwał podczas ćwiczeń z Regulusem bądź Evanem, nie oszczędzając się w żadnej mierze i docierając do wyżyn wiedzy takiej, jaka była niedostępna w sposób rozumiany jako legalny. To co miało się rozegrać za kilka chwil z całą pewnością nie zostałoby zaakceptowane przez społeczeństwo czarodziei dlatego też szach, w jakim będzie go trzymała Ingrid była równoznaczna z samobójstwem, a głos rozsądku zakazywał pochwycenie za zachęcający do działania skalpel. Od chwili ponownego złączenia z Alecto nie liczył się już nikt, kto mógłby rozerwać rodzeństwo i jedynie słabo utrzymywane granice moralne nakazywały stawić czoła rzeczywistości takiej, jaką była – bez zastanawiania się komu należy zaufać, a kogo bezzwłocznie zabić. Pragnąc usilnie dostać się w szeregi Czarnego Pana nie mógł zawahać się ani przez chwilę, czerpiąc korzyści z kontaktów swego ojca i zamieniając je na swe własne, zabrać odpowiedzialność za podejmowane decyzje. Dlatego ustępując chwilowo pola nauczycielce z przyjemnym dreszczem w okolicach karku wyczekiwał pierwszego pisku wyrywającego się z zakneblowanych ust dziewczęcia, praktycznie jeszcze dziecka pozbawionego właśnie w tej chwili wolności wyboru, obdartego ze swego dzieciństwa. Co czuje taka osoba, w której oczach iskrzą się błyski, a cała krew odpływa z twarzy umiejscawiając się gdzieś we wnętrzu serca? Rejestrował ściągniętą mimikę Amelii wiedząc, że to jedynie przedsmak szerokiej gamy reakcji jaką mogła im obojgu zaserwować w nadchodzących minutach cierpienia. Tępy ból roznosił się po prawej ręce Amycusa miarowym pulsowaniem i świerzbieniem do działania, więc jeśli tylko otrzymał pozwolenie – zapoznał się bliżej z przygotowanymi dla niego narzędziami i wtedy dopiero obrał kolejną możliwość. Ingrid mogła zdać raport Czarnemu Panu z dzisiejszego przebiegu zdarzeń, ale będąc tak obojętnie cudowną osobą z pewnością miała w tym jakiś cel. Możliwość podobieństwa ich podejść była abstrakcyjna, jednak musiał brać pod uwagę możliwość przeciągnięcia swej osoby w stronę grupy sojuszników kobiety. Mrowienie w wyciągniętych w stronę zwykłego skalpela palcach nasiliło się, a na twarzy młodego Carrowa pojawił się pierwszy szczery uśmiech od kilku tygodni. Wakacyjny obóz zamykał mu drogę do rozwijania własnych możliwości i dopiero teraz rzeczywiście czuł władzę nad własnym ciałem, odzyskując nie wiarę, ale pewność dotarcia do celu pomimo wad organizmu. Pogodzenie z tym faktem właśnie teraz następowało, nie podczas usilnych prób Yumi, nie podczas czułego oddania Alecto, ale właśnie teraz – przy obcej personie, która mogła uzdrowić jego umysł i nadać prawdziwy sens. Zadziwiająco zgrabnie przesunął przedmiot między swoimi palcami witając się w krótkiej pieszczocie z chłodem sterylnej stali, bez najmniejszego drżenia podchodząc do Amelii od tyłu. Ostrzegawcze skrzypienie desek nakazywało czujność, więc dziewczyna nie wiedziała w którą stronę powinna odwrócić twarz – dlatego szamotała się raz w jedną raz w drugą stronę, nie do końca wiedząc co nieznajomy chłopak planuje jej zrobić. Wniknięcie w przestraszony umysł nie było dokładnie tym, czego pragnął, przecząc temu w kolejnej sekundzie, chwiejąc się wciąż między powinnością a odczuciami. Unieruchomiona ręka z całą pewnością utrudniała wcielanie planów w życie, dlatego wsunąwszy skalpel między swoje zęby zbliżył się do drżącej Amelii unosząc zaledwie fragment jej koszulki. Mocne uderzenie w piszczel zmusiło go do cofnięcia się o kilka centymetrów, a wierzgająca ofiara przestała być tak bezsilna jak początkowo zakładał. Przełożył drobny przedmiot do swojej dłoni. Przypływ adrenaliny wzmocnił chęć dominacji nad słabym umysłem, niszcząc powoli ciało dziewczyny i zamiast skierować prośbę o niewtrącanie się wycelowaną do Ingrid, nasączył głos jadowitym wręcz ciepłem. - Amelia, nie jesteś grzeczna. Jeśli nie będziesz grzeczna, będzie boleć bardziej. Nie chcesz przecież, aby ciebie bardzo bolało, prawda? – Przemawiając niczym strapiony ojciec podszedł z lekkim ociąganiem z boku dziewczyny, bez ostrzeżenia zatapiając skalpel na ostatnim wolnym żebrze i tnąc koszulkę wraz ze skórą przypatrywał się jej twarzy. Milczał, ponieważ to był ten moment w którym walczyła ze strachem i bólem, była jeszcze zbyt krnąbrna, aby wsłuchać się w jego głos i wypełniać polecenia jakie dla niej szykował. Wyciągnął z szamoczącego się ciała przedmiot, odsuwając się na chwilę tylko po to, aby obserwować szybko unoszącą się klatkę piersiową i błaganie w oczach małoletniej. – Musiałem to zrobić, Amelio. Kopnęłaś mnie, a to nie było przyjemne. – Wyjaśnił niczym niesfornemu dziecku: spokojnie, z pobłażaniem i miną rozczarowanego, smutnego ojca sprowokowanego do ciosu. Nie liczył go jako pierwszą ranę, a jedynie zapuszczał pnącza w głąb umysłu dziewczyny czekając, aż skinie mu głową na pytanie: - Będziesz grzeczna, prawda?
Ostatnio zmieniony przez Amycus Carrow dnia Sro 12 Lis 2014, 16:58, w całości zmieniany 1 raz |
| | | Ingrid Skarsgard
| Temat: Re: Leśniczówka Ingrid i okolice [Norwegia Północna] Sro 12 Lis 2014, 16:57 | |
| Ingrid przyglądała się poczynaniom Amycusa w skupieniu, badając każdy jego ruch, każdą zmianę na twarzy. Nawet nie zdawał sobie sprawy jak bardzo się w tej chwili zdradzał, nerwowe, napędzane podnieceniem ruchy, drżenie kącika ust, marszczenie brwi. Mimo, iż były one nieznaczne, kobieta miała dar widzenia szczegółów, które na pierwszy rzut oka nie były widoczne. Lata praktyki i ćwiczenia swojego opanowania pozwoliły jej na zachowanie całkowitej anonimowości, dzięki czemu potrafiła owinąć sobie ludzi wokół palca, nie zważając na konsekwencje. Większość osób było dla niej pionkami, które przesuwała wedle własnej wyobraźni i fantazji, nie interesując się tym ile żyć musiało przez to ucierpieć. A to wszystko dla zaspokojenia swojego widzimisię, dla uzyskania wewnętrznej harmonii, która była napędem dla okrucieństwa w niej drzemiącego. Carrow musiał się jeszcze wiele nauczyć, aby uzyskać taki stopień opanowania, jaki ona osiągnęła. Był jeszcze młody, nieco impulsywny, jednak to w żadnym wypadku nie odbierało mu tej iskry, którą od razu w nim dostrzegła. Wiedziała, że wystarczyło tylko delikatnie nakierować go na właściwy tor, a później sam będzie mógł podążać wybraną przezeń ścieżką. Kto wie, może będzie miał taką siłą przebicia i pociągnie za sobą innych, który wpatrzeni w niego jak w obrazek, zrobią wszystko czego będzie chciał. Taka wizja nie była daleka od prawdy, biorąc pod uwagę fakt, że chłopak posiadał niesamowity dar manipulacji. Ostrożnie dobierał słowa, dając ofierze złudne poczucie bezpieczeństwa. Jednak im więcej mówił, tym wszystko go zdradzało. Z każdą chwilą odsłaniał coraz większą część siebie, dając poznać ofierze z kim tak naprawdę miała do czynienia. To zdecydowanie nie było dobrymi posunięciami. Dawanie ponieść się emocjom, aby psychicznie wykończyć dziewczynę nie do końca przypadło do gustu Śmierciożerczyni. Za dużo słów, za mało działania, a to z całą pewnością tak pójść nie mogło. Dopiero po pewnym czasie wybrał narzędzie, które miało za zadanie przelać pierwsze krople krwi. Skalpel był prostym, jej zdaniem dosyć prymitywnym narzędziem, który zadawał rany cięte i mimo, iż sprawiał ból, to ofiara potrafiła się mu oprzeć. W tej chwili Skarsgard nie patrzyła na to, w jakim wieku była Amelia. Może miała te piętnaście lat i była niedoświadczona, ale każda istota żywa miała swój honor i dumę, które nawet w obliczu śmierci, starała się zachować nienaruszone. Amycus, zatapiając skalpel w delikatnej, alabastrowej skórze, sprawił dziewczynie ból, jednak ona nie zaczęła się wić z tego powodu. Była za bardzo przerażona, aby cokolwiek w tej chwili czuć, oprócz buzującej w ciele adrenaliny, napiętych mięśni i zimnego potu oblewającego jej ciało. Chłopak musiał podejść do tego zupełnie inaczej, jeśli zamierzał cokolwiek osiągnąć. Za dużo mówił, co wpływało na ofiarę znacznie bardziej niż zadawanie ran ciętych. Ingrid jednak miała zaplanowaną dla niego jeszcze jedną lekcję, dzięki której powinien w końcu zrozumieć na czym polega zadawanie komuś cierpienia, które niszczyło ludzkie zmysły. Wyjęła różdżkę, niespiesznie rzucając na nią okiem. Przesunęła opuszkami palców po jej powierzchni, jakby z pewnym rodzaju namaszczeniem. Powoli przeniosła spojrzenie na Amycusa, który całą uwagę poświęcał ofierze, która wpadła mu w ręce. Irytacja, jaką poczuła kobieta, była równoznaczna ze złością i w pewnym rodzaju znużeniem. Nie wykazał się zbyt wielką kreatywnością, a przecież miał taki talent i potencjał, który poprzez wpływanie emocjonalne na ofiarę, po prostu marnował. Musiała go spotkać kara, która raz na zawsze powinna wybić mu te bzdury z głowy. Różdżkę niespiesznie wycelowała w stronę Carrowa, po czym zmarszczyła brwi, wypowiadając chłodno zaklęcie: - Crucio. Jeżeli coś miało go nauczyć, to tylko i wyłącznie doznanie takiego samego bólu, jaki miał zadawać w przyszłości innym. Nie starała się być dla niego nawet trochę delikatna, doprowadzając tym samym do rozbicia bariery, która między nimi była. Jeśli miała zostać jego nauczycielką, mentorem prowadzącym przez życie, to nie mogła pozwolić sobie na chwilę zawahania i słabości. To samo dotyczyło chłopaka. Musiała go jeszcze wielu rzeczy nauczyć, jednak spokojnie, na wszystko przyjdzie pora. Zdawał się rezolutny i pojętny, więc nie powstrzymywała się, wiedząc, że wyniesie z tego kolejne doświadczenia, które później sam będzie mógł wykorzystywać. Patrzyła więc na wijące się jego ciało z milczeniu, nie przerywając jeszcze przez pewien czas, dając mu do zrozumienia, że prędko powinien zmienić taktykę, którą wcześniej przyjął. Chciała, aby stał się łowcą, bezwzględnym mordercą, który działał, nie zwlekał i nie bawił się ze swoją zwierzyną w słowa. Ofiara miała czuć wszystkie swoje mięśnie, każdą komórkę nerwową w ciele. Amycus miał patrzeć jak powoli ulatuje z niej życie, jak oczy tracą swój naturalny blask. Wszystko tylko po to, aby nauczyć go jak to jest zadawać ból i cierpienie, które wywierało największe piętno na ludzkim życiu. To była w pewnym rodzaju przysługa, za którą musiał jej dziękować. Najlepszy morderca, to doświadczony, naznaczony morderca. Takiego chciała stworzyć, a była już naprawdę na dobrej drodze do wyzwolenia w nim potwora, który jeszcze spokojnie sobie drzemał w ciele Carrowa. Jeszcze trochę, a będzie katem idealnym. Kończąc zaklęcie, zmierzyła chłopaka chłodnym spojrzeniem ciemnych oczu i pokręciła głową, chwytając go za przód koszuli i przyciągając brutalnym szarpnięciem do siebie. Ich twarze dzieliło naprawdę niewiele. Mógł bez problemu spojrzeć jej w oczy i ku wielkiemu zdziwieniu, nie zobaczyć zupełnie nic. Tylko wszechobecną pustkę, która zdawała się opanować już cały jej umysł. - Przestań gadać i zacznij działać, bo uznam, że straciłam tylko swój cenny czas na próby wykrzesania z ciebie czegoś pożytecznego – słowa, choć zimne i brutalne, zdawały się być kolejną próbą dla Amycusa. Z tego do zdążyła się o nim dowiedzieć, to łatwo było go wyprowadzić z równowagi, a to zdecydowanie trzeba było wytępić. Testowała go, sprawdzała jak daleko jest się w stanie posunąć, zachowując tym samym zdolność racjonalnego myślenia i opanowania własnych emocji, własnego ciała.
//Użycie zaklęcia niewybaczalnego było ustalone pomiędzy dwoma graczami i w pełni zaakceptowane. |
| | | Amycus Carrow
| Temat: Re: Leśniczówka Ingrid i okolice [Norwegia Północna] Sro 12 Lis 2014, 18:01 | |
| Perfekcjonizm Amycusa uleciał wraz z pierwszym okrzykiem bólu podczas pamiętnego dnia w podziemiach, kiedy drugi głaz przygniótł ramię wystarczająco mocno, aby wybić bark i doprowadzić do rozerwania ścięgien wraz z nerwami. Niezliczone były dla niego godziny utrzymywania maski społecznie przystosowanego nastolatka, a kiedy w końcu siadał naprzeciwko Alecto mógł rozluźnić ramiona i w pełni odprężyć umysł rozwijając umiejętności odpoczynku dla wytężonego pracą umysłu. Od kilku miesięcy nie pozwalał sobie na uchylenie rąbka tajemnicy własnej osobowości nikomu spoza wąskiego grona osób, w odpowiednio umiejętny sposób usuwając wspomnienia z minionych doświadczeń, jakie mogłyby w niekorzystny sposób rozwinąć się dla młodego Carrowa. Alexander Carrow wbrew poglądom syna doskonale wiedział jakie należy podjąć kroki, aby pokierować we właściwym kierunku przyszłość dziedzica majątku oraz poglądów, wybierając na nauczycielkę zaufaną personę. Łowczyni bezbłędnie odczytywała szeroki wachlarz gniewu i podniecenia przepływającym po ciele chłopaka, który tracąc kontrolę nad emocjami nie potrafił uzyskać starej równowagi od zdecydowanie zbyt długiego czasu. Na wpół oszalały z bólu upadł na podłogę ze zduszonym okrzykiem bólu, jaki przepełnił piwniczne pomieszczenie trwając w nieskończoności cierpienia, zesłane z ręki doświadczonej i w pełni dojrzałej mentorki. Ciężko było ocenić czy Amycus najpierw skulił się starając umniejszyć ból czy też wygiął plecy w łuk ofiarując siebie samego w zamian za odświeżającą dawkę cierpienia, dawno zapomnianego już i dotkliwego tak mocno, jak tylko mógł sobie to przypomnieć torturowany Cruciatusem człowiek. Można by użyć tutaj słowo „tęsknota” w stosunku do podejścia chłopaka, kiedy przepływający urok napełniał każdy mięsień ciała, otaczał każdą najmniejszą komórkę ciała i trwając w nieskończoność, potęgował doznania zdecydowanie zbyt intensywnie, aby można było to znieść ze stoickim spokojem. Dotychczasowy mętlik myśli rozprysnął się na tysiące kawałków, a umysł Amycusa dawno już nie był tak nieskazitelny jak w tym momencie, kiedy nie kontrolował ciała i poddawany był instynktownym skurczom mającym rzekomo umniejszyć doznania. Jasność zlewała się z ciemnością, a na wewnętrznej stronie powiek dostrzegał zielone przebłyski, jakich już dawno nie widział. Chciał przywitać je z czułością i podziękować z wdzięcznością za ich obecność, jednak orzeźwiający ból pozostawiał po sobie nienaturalne zmęczenie organizmu, pobudzając wbrew wszystkiemu adrenalinę potrzebną do działania. Tylko na krótki moment opadł bez czucia na podłogę uderzając przy tym skronią, rozchylonymi szeroko oczyma wpatrując się w ustawiony na brzegu szafki słoik, którego wnętrzności nie potrafił dostrzec z powodu rozmazanej ostrości spojrzenia. Właściwie nie czuł kiedy kobieta szarpnęła nim po raz pierwszy, zmuszając ciało do słuchania i spięcia karku, aby utrzymać głowę w pozycji pionowej, ignorując przemożoną chęć snu w trybie natychmiastowym. Powstałe na czole krople potu tkwiły na swoim miejscu, a Amycusowi w połowie wypowiedzi kobiety udało się zogniskować spojrzenie na beznamiętnie obojętnych oczach, za jakie mógłby wymordować tysiące ludzi na ziemi. Jak dojść do takiej potęgi? Jak osiągnąć taki poziom umiejętności? Nie musiał widzieć się w lustrze, aby wiedzieć jak wiele można odczytać z jego oczu, nawet nie łudząc się ukryć czegokolwiek przed mentorką. Orzeźwienie bólem ustępowało w mgnieniu oka, a Amycus przypominał do złudzenia rozwścieczonego szczeniaka, któremu macha się stekiem prosto przed pyskiem. W końcu oparł się lewą dłonią o podłogę skupiając część woli do ukrycia drżenia mięśni, szarpiąc drugim barkiem w tył, ażeby zwiększyć chociaż na chwilę dystans między nimi i skupić się na wyprowadzeniu odpowiedniego scenariusza działania. Zyskując kilka ułamków sekund zdołałby ustalić, co ma uczynić w następnej kolejności. Póki co zaciskał mocno szczęki i nie pozwolił niewyparzonemu językowi na użycie zbyt ostrych słów w stosunku do silniejszej persony.
|
| | | Ingrid Skarsgard
| Temat: Re: Leśniczówka Ingrid i okolice [Norwegia Północna] Sro 12 Lis 2014, 19:33 | |
| Cierpienie można było zdefiniować na wiele sposobów. Każde z nich można było określić w skali, w jakiej odczuwało się ból. Równało się ono z utratą ukochanej osoby, byciem samotnym, bólem fizycznym lub psychicznym. Wszystkie rodzaje miały w sobie tę specyficzną wyjątkowość, która albo pobudzała człowieka do działania, albo całkowicie go wyniszczała, krok po kroku. Ingrid uważała, że największa krzywda, jaka może się zdarzyć człowiekowi była nagła, niespodziewana, bolesna, zapadająca na wieki w pamięć. Carrow otrzymał od niej cenną lekcję. Obserwowała jego wijące się ciało w milczeniu. Zawsze wiedziała, że w takim widoku było coś wyjątkowego, niesamowicie pociągającego i jedynego w swoim rodzaju. Nikt nie uczył się lepiej niż wtedy, kiedy dostawał karę w taki, a nie inny sposób. Nie miała delikatnego podejścia, uważając, że jeśli ktoś chce osiągnąć coś naprawdę wielkiego, to musiał przejść nawet przez ścieżkę rozżarzonego ognia. Widziała już wiele osób, którym taka metoda zadawania sobie bólu w pewnym momencie zaczęła sprawiać przyjemność, jakby się uodpornili. Chciała, aby i Amycus doszedł do tego punktu, kiedy cruciatus stanie się dla niego łaskotką, czymś, co uprzyjemniało mu życie. Zastanawiała się nad tym, czy wygięte jak struna ciało chłopaka długo opierało się bólowi, czy od razu przyjęło go z otwartymi ramionami, jakby witało swojego dawnego przyjaciela. Sprawdzała jak długo był w stanie wytrzymać, aż w końcu się złamie. Okrzyk bólu uznała za efekt zaskoczenia, w końcu kto mógłby się spodziewać, że w potencjalnie bezpiecznym miejscu można było dostać czymś w rodzaju jak nóż w plecy. Kobieta nie bawiła się w subtelność, miała za zadanie wykrzesać z niego coś dobrego, a więc robiła to, na swój sposób. Gdy skończyła, a Carrow się pozbierał, wskazała dłonią na narzędzia, po czym podeszła do stolika, zupełnie nie zwracając uwagi na wierzgającą się z przerażenia dziewczynę, która mimo iż przewidywała jaki będzie jej koniec, to nie poddawała się, wciąż mając nadzieję, że uda jej się uciec. Ujęła w dłonie cążki, po czym obróciła je kilka razy w palach, spoglądając na narzędzie w zamyśleniu. - Jeszcze wiele musisz się nauczyć. Czasami rzucanie zaklęć nie jest najlepszym wyjściem, szczególnie na terenie mugoli, gdzie Ministerstwo najbardziej zwraca uwagę na nadużycia – powiedziała beznamiętnie, po czym spojrzała na Amycusa. Jej ciemne, orzechowe ślepia zdawały się go pochłaniać, a jednak mimo wszystko, chłopak dalej nie był w stanie nic wyczytać z jej ruchów, z mimiki twarzy, słów. Zdawała się być pusta jak czysty pergamin. - Lepiej zastąpić to czymś innym, jak na przykład cążki. Musisz wiedzieć, że najczulszym miejscem przy zadawaniu komuś świadomego bólu jest skóra pod paznokciami – wyjaśniła, po czym podeszła do dziewczyny, spoglądając na nią lekko z ukosa. Już się wydawało, że zademonstruje mu jak się to robi, gdy wyjęła nagle różdżkę. Machnęła nią lekko, zdejmując czar silencio, aby ofiara miała możliwość wyrażania się poprzez krzyk. Nic nie było tak odświeżające jak agonalny wrzask, który wstrząsał całym ciałem, powodował ciarki, dreszcze. Wtedy dopiero Ingrid chwyciła swoim niepozornym narzędziem tortur za paznokieć Amelii, po czym szybkim szarpnięciem w górę pozbyła się go, zostawiając krwawiącą ranę. Ignorując paniczny krzyk, połączony z płaczem ofiary, podeszła do Amycusa, wkładając mu cążki w dłonie. - Teraz Ty. Później wybierz coś bardziej interesującego niż skalpel. Do niego też dojdziemy, ale w swoim czasie. Wykaż się odrobiną fantazji, może coś jeszcze z ciebie wtedy będzie – powiedziała oschle, po czym usiadła na krześle niedaleko chłopaka, obserwując każdy jego ruch, najmniejszą zmianę w zachowaniu. Wiedziała, że teraz będzie mógł się wykazać, kiedy sama dała mu przykład jak trzeba było się zabrać do rzeczy. Chciała doprowadzić do go apogeum jego możliwości, jego opanowania, aby w pewnym momencie rozwścieczyć go jeszcze bardziej. Wszystko jednak w swoim czasie, po kolei, dokładnie. Nigdzie się nie spieszyli, mieli cały dzień i całą noc. |
| | | Amycus Carrow
| Temat: Re: Leśniczówka Ingrid i okolice [Norwegia Północna] Czw 13 Lis 2014, 18:15 | |
| Truizmy wypowiadane ustami niebezpiecznej kobiety zakrawały o niemożność sprostania jej oczekiwaniom, dlatego też zamiast przeszkadzać jej podczas prezentacji – otrzepał prawe ramię z drobin kurzu, jaki przyczepił się do bluzy narzuconej luźno na ciało. Iluzja zawachlowała wdzięcznie, jednak nikt właściwie nie zwrócił na to uwagi, a już na pewno nie biedna Amelia próbująca odsunąć się jak najmocniej od swojej oprawczyni. Sam fakt, że została porwana wystarczył do tego, aby bać się nieznajomej. Krople nienamacalnego bólu na nowo zaczęły pochłaniać okaleczoną rękę, jednak pamięć po cruciatusie była zbyt świeża, ażeby mógł uciec przed spojrzeniem zachmurzonych pustką oczu, prowadzące go w otchłań daleko ciemniejszą niż można to sobie wyobrazić. Chłonął więc rozgrywającą się sztukę wszystkimi swoimi zmysłami, wyczekując na agresywnie zwierzęcy instynkt w ruchach kobiety aż do momentu, w którym ujrzał dokładnie cążki w jej dłoni. Dostrzegając podobieństwa wyszukiwał automatycznie różnic, jakie powstrzymywały go przed całkowitym zanurzeniem się w szaleństwie, chwytając się ostatnich resztek rozsądku i ostrożności jakie mu pozostały. Cisza zalegająca w umyśle Amycusa wypełniona była orzeźwiającym wrzaskiem ofiary wystarczająco mocno, aby chłodny dreszcz skumulował się na wysokości karku chłopaka i tam też pozostał – nawet wtedy, kiedy Ingrid przekazała mu zakrwawiony przedmiot. Pytania pojawiły się niemalże natychmiast, jednak zamiast odpowiedzieć na nie i pokusić się o utarte schematy, postanowił spróbować czegoś, co mogło w przyszłości przynieść mu jawną zgubę – spontaniczność. Daleko mu było do błogiego spokoju, kiedy w ciele rozgrywały swoje marsze gniewne emocje, a ich pohamowanie nie miało wcale nastąpić w najbliższym czasie. Postanowił więc pójść drogą naznaczoną przez Ingrid i spróbować sposobu prezentowanego przez nią, bez zbędnych monologów i pytań, jakie pozostawały na granicy świadomości Carrowa. Podchodząc do łkającej dziewczyny zastanawiał się nad zmaltretowaniem drugiej dłoni, aby ból mógł być porównywalny z obu stron, pobieżnie przesuwając spojrzeniem po krwawiącej ranie drżącego palca Amelii. Nie pozwalając Ingrid zanudzić się czekaniem, przeklął w myślach niesprawną rekę, po czym pochwycił paznokieć dziewczyny i szarpnął. Zrobił to niestety na tyle nieudolnie, że musiał poprawiać i dopiero za drugim razem udało mu się w odpowiedni sposób unieruchomić dziewczynę, aby nie musiał kląć na własne ułomności. Niechybnie – po jego minie widać było, że precyzja stoi u niego na niezwykle wysokim poziomie, po samym wyrazie niezadowolenia kiedy podchodził do stołu z przyrządami. Cążki zdecydowanie nie były tym narzędziem, którym może dobrze operować, nie mniej nie zamierzał poddać się i chwycił w dłoń wybrzuszony z jednej strony lancet, zamaszystym krokiem stojąc za plecami Amelii bujającej się właśnie na boki w nieudolnych próbach oswobodzenia się. Wsunął rękojeść nożyka między swoje wargi, przytrzymując go z lekkim zgrzytem zębami, a w nastepnej kolejności wsunął ramię między głowę dziewczyny a jej przywiązaną do haka dłoń. Podejrzewając, że Amelia będzie próbowała ugryźć go przygotował się na dawkę bólu, która nie była w stanie przerwać jego zamiary – dlatego też wbijając łokieć w policzek dziewczyny, przejął z ust narzędzie chirurgiczne, aby w następnej kolejności zadrzeć naskórek tuż pod sznurem. Dziki i chaotyczny taniec był powstrzymywany przez Amycusa w solidnym uścisku, równocześnie nakładając Amelce łagodną dźwignię na staw łokciowy, samemu interesując się zagłębiającym się ostrzem. Tylko i wyłącznie po to, aby po chwili krwawy ochłap skórny przykleił się do rękawa Carrowa, który z zegarmistrzowską koncentracją obserwował tworzący się kwadrat na kończynie dziewczyny. Dopiero jeśli Ingrid przywołała go do rzeczywistości spojrzał na nią i odsunął się, nie patrząc na strumyk krwi wypływający z rany, zapominając o tak istotnym fakcie jak krople krwi na własnym odzienku i twarzy. On, perfekcjonista do bólu powoli poddawał się szaleństwu, podatny w pełni na zabiegi Ingrid, przypominając elastyczną plastelinę, z jakiej można ulepić co tylko się chce. Prawda czy pozory?
|
| | | Ingrid Skarsgard
| Temat: Re: Leśniczówka Ingrid i okolice [Norwegia Północna] Nie 16 Lis 2014, 23:56 | |
| Ingrid zdawała sobie sprawę z tego, że Amycus czuł się tak, jakby został panem życia i śmierci. Władza była kusząca, popychająca do robienia strasznych rzeczy, których później człowiek obdarzony uczuciami powinien żałować. Zastanawiała się czy chłopak należał do osób, które później czuły wyrzuty sumienia, czy też nie. Zawsze mógł usprawiedliwiać swoje zachowanie, które z pewnością było napędzane żądzą władzy, żądzą posiadania czyjegoś życia w rękach i patrzeć jak ono gaśnie w zależności od własnej woli. - Ciekawe – powiedziała bezbarwnym tonem głosu, po czym podeszła do chłopaka, przesuwając dłonią po jego włosach, zjeżdżając delikatnie palcami w dół, aż dotknęła szyi. Jej skóra chociaż zimna jak lód, zdawała się wręcz parzyć, jakby drobne, rozżarzone igiełki wbijały się w szyję chłopaka. Wyczuła puls, mimo iż najpierwszy rzut oka tego widać nie było, to był on nerwowy, przyspieszony. Opanowanie polegało przede wszystkim na uspokojeniu pracy serca, sprawienie, że będzie ono niewzruszone na każdy bodziec, cokolwiek co mogłoby naruszyć jego rytm. Emocje, adrenalina, pożądanie, wszystko wpływało na ostateczny werdykt. To mogło zdradzić, trzeba było więc ćwiczyć, wyeliminować to, co przeszkadzało w zostaniu wytrawnym łowcą, wytrawnym mordercą. - Musisz się jeszcze wiele nauczyć, jednak podoba mi się sposób w jaki do tego podchodzisz – mruknęła, obserwując odpadający płat skóry, Ślizgon który usunął za pomocą lancetu. Wyciągnęła dłonie w kierunku rany, dotykając jej opuszkami. Odsunęła ją dopiero po chwili, po czym przesunęła palcami po ustach Amycusa, plamiąc je krwią ofiary. – Zapach i smak krwi to coś, co pobudza zmysły, wyostrza je, sprawiając, że chcesz więcej i więcej – wyjaśniła, po czym sama oblizała zakrwawione palce i zamknęła na chwilę oczy, aby po chwili znów spojrzeć w te chłopaka. Nagle wyjęła różdżkę, zmuszając go, aby się odsunął kilka kroków od ofiary. Wolną dłonią chwyciła za sznur, rozwiązując go sprawnym ruchem, tym samym puszczając dziewczynę na zimną, twardą i brudną podłogę. – Sprawdźmy czy będziesz tak samo żywy w terenie. Wiadomo, że każdy łowca najpierw swoją ofiarę musi zdobyć sam, własnoręcznie – wycedziła przez zaciśnięte zęby, aby po chwili jej kącik ust delikatnie drgnął ku górze. Zabawa wybitnie jej się spodobała, a uśmiech, którego Amycus doświadczył nie wróżyło nic dobrego. Było w nim coś przerażającego, gdy połączyło się go z tą pustką w jej ciemnych ślepiach, które w tej chwili przeszywały go niemalże na wylot. Amelia niemalże od razu rzuciła się do klapy, która jak na zawołanie otworzyła się. Mogli usłyszeć warszenie psa, jednak nie zrobił nic, póki Ingrid nie dała mu znaku. Dziewczyna wydostała się z pułapki i jak oparzona pobiegła w stronę lasu, próbując szczęścia. Jaka szkoda, że nie znała tego miejsca jak własną kieszeń, w przeciwieństwie do Śmierciożerczyni. Spojrzała na Carrowa i przesunęła usta do jego ucha, przyciskając różdżkę do jego klatki piersiowej. - Denerwujesz się, a to nie jest dobry znak – mruknęła, a jej ton głosu był zimny jak lód. Nie podobało jej się to, chciała, aby uspokoił oddech, przestał się trząść. Miał oczyścić umysł, stać się łowcą. Gdyby mu się to udało, Skarsgard opuściłaby różdżkę i wskazała dłonią w stronę klapy, mówiąc: - Bierz ją. Rozerwij na strzępy. |
| | | Amycus Carrow
| Temat: Re: Leśniczówka Ingrid i okolice [Norwegia Północna] Pon 17 Lis 2014, 12:08 | |
| Obserwacja otoczenia należała do jednych z podstawowych elementów życia Amycusa, który nauczony już Cruciatusem, nie pozwolił sobie na całkowitą koncentrację uwagi w stronę wykonywanego zajęcia, ale również kącikiem oczu podążał za Ingrid tak długo aż nie zniknęła mu z pola widzenia. Dłoń wsuwająca się w jego włosy zachwiała poważnie pewnością siebie chłopaka, którego ręka z narzędziem zatrzymały się nad otwartą raną Amelii wystarczająco długo, aby upewnić się co do możliwych sensów takiego gestu. Brak uśmiechu ze strony łowczyni utrzymywał sytuację w nienaturalnie swobodnej dyscyplinie, nie pozwalającej na dekoncentracji w kierunku zgoła innym niż uprzednio zaplanowała. Przyjemnie ostre palce sunęły po rozgrzanym karku chłopaka, przytrzymując go żelaznymi uściskami w rzeczywistości na tyle mocno, aby nie wyrywał się z tego i przyjął z otwartymi ramionami tę nietypową pieszczotę, wyciągając z tego coś więcej poza granice przyjemności. Wciąż przytrzymując szarpiącą się z bólu Amelię, wsłuchując się w szum wypowiadanej od niechcenia pochwały wyraźnie stawiającą poprzeczkę zdecydowanie wyżej niż podejrzewał przed deportacją w to miejsce. Spinające się mięśnie dziewczynki rozgrywały niecodzienny taniec, jednak dopiero opuszki palców zagłębiające się w ranie stanowiły zwieńczenie aktu. Przysunął twarz bliżej niecodziennemu smakowi, obserwując z jaką chłodną kalkulacją pozwala mu zasmakować krwi ofiary, bez konsekwencji związanych z nieprawidłowym zachowaniem odbiegającym od wymogów społeczeństwa. Wszelkiego rodzaju zabiegi Alexandra i Abigail, aby utrzymać w ryzach tego małego potwora spełzły na niczym. O wiele wygodniej było prezentować światu postawę opanowania tak perfekcyjnego, jak opanowała to Ingrid, i tylko w zaciszu własnego sanktuarium uwolnić bestię łakomie pochłaniającą ofiary. Przesunął koniuszkiem języka po dolnej wardze smakując metalicznego smaku szkarłatnej cieczy, próbując wykorzystać oferowaną mu naukę w najwłaściwszy sposób – całym sobą. Zapach dotarł do niego z niewielkim opóźnieniem, jednak atmosfera wprowadzająca go na inny tryb myślenia zaczęła zbierać swoje plony małymi kroczkami. Z łatwością odrzucał kajdany kodeksu odziedziczonego przez dziadka, kierując się nie tyle zdrowym rozsądkiem co potrzebą władzy i zatopienia własnych dłoni w żyjącą jeszcze istotę, słuchając z namaszczeniem wrzasków agonii. Wysunąwszy gwałtownie ramię, odsunął się z lekko pochyloną głową i podejrzliwością zmieszaną z resztkami gniewu pozostawionego przez cruciatusa kobiety. Bez słowa sprzeciwu przyglądał się sprawnym rękom odwiązującym sznur i z nadzieją ruszenia natychmiast za ofiarą, wykonał zaledwie połowę kroku. Dopiero różdżka przytwierdzona na wysokości serca chłopaka sprawiła powstrzymanie zamiarów, hamując jego popędy wystarczająco mocno by spojrzał w nieugięte oczy nauczycielki. Nie było w tym wszystkim miejsca na niezrozumienie oraz wątpliwości, jeśli miał wykorzystać spędzony z nią czas w najbardziej kreatywny sposób jaki można sobie wyobrazić. Niezwykle ciężko było opanować rwący oddech i drżącą z hamowanej złości rękę, kiedy w tors wbija się koniuszek śmiercionośnej różdżki. Tylko osoby, które nie mają niczego do stracenia na tym świecie stanowią najbardziej niebezpieczne jednostki. Istnieją jednak persony tak wybitne jak Lord Voldemort, dzięki którym najmniejsza wada może zamienić się w zaletę daleko posuniętą dla czystości głoszonych idei. Strach nie był dla Amycusa obcym zjawiskiem, chociaż samemu nie doświadczył go na tyle mocno, aby potrafił zinterpretować reakcje swego organizmu jako te właściwe. Wielokrotnie przeglądał się w oczach zwierząt, sycił się strachem pewnej małej Krukonki, dostrzegał obawy wielu, wielu istot. Sam jednak pozostawał względem temu obojętny, dlatego oczyszczenie umysłu było najwłaściwszą z możliwych scenariuszy, a im szybciej to osiągnie – tym bliżej znajdzie się Amelii. Trzymany w lewej ręce nóż stanowił jedyną broń chłopaka i kiedy wizja szykującej się szamotaniny nie pomagała, wypuścił ciepłe powietrze ze swoich płuc ustami. Wpatrując się w bezgranicznie puste spojrzenie Ingrid asymilował jej opanowanie z wyuczoną zręcznością, a głębokie wdechy rozluźniały jego mięśnie na tyle by po kilku minutach gotowy był ruszyć za ofiarą. Alecto, Yumi, Ingrid, Franz, Derek, Natalie, Wanda, Evan, Regulus, Joseph Mereberet, Brooklyn, Adral – wszyscy oni przestali istnieć dla budzącego się łowcy, porzucającego myśl o konsekwencjach swojego czynu na przyszłość. Nieskazitelna pustka ogarnęła go tak mocno, że pojawiła się w nim myśl, jakiej próbował odnaleźć w sobie przez całe swe życie. Zabłysnęła niczym światło w tunelu i zgasła, pozostawiając po sobie echo rozbrzmiewającej pewności siebie. Zgasła, zanim zdążył przyjrzeć się jej dokładnie. Zgasła, zanim zdążył ją zapamiętać. Wciąż jednak w nim była i przepełniała na wskroś każdą, najmniejszą nawet komórkę ciała Carrowa przygotowanego na zebranie plonów podjętych decyzji. Cisza i spokój jakie go opanowały stanowiły bezpieczną przystań od wszystkiego, co przeszedł w przeciągu ostatnich tygodni. Po raz pierwszy przyjął z otwartymi ramionami milczenie, mierząc się z własnymi demonami, pochłaniając je jako naturalną część jego istnienia. Kiedy został zwolniony z komendy Ingrid, rzucił się od razu w stronę schodów, pokonując dwa przy jednym skoku i dopadłszy do wyjścia – rozejrzał się w poszukiwaniu złamanych gałązek, zgniecionej trawy. I tylko myśl o złapaniu Amelii przepełniały go dotkliwie. Żył tu i teraz. Po raz pierwszy od 17 lat. |
| | | Ingrid Skarsgard
| Temat: Re: Leśniczówka Ingrid i okolice [Norwegia Północna] Sob 22 Lis 2014, 09:03 | |
| Ludzie na różne sposoby starają się dać upust swoim emocjom. Jeśli byli przekonani, że są dobrzy, to nawet jeśli by chcieli kogoś skrzywdzić, nie zrobiliby tego. Powstaje więc pytanie jak ci „źli” definiowali termin dobro. Wewnętrzne przekonania, filozofia wpajana od dziecka, własna logika i co najważniejsze – wybór, sprawiały, że człowiek mógł być każdym, kim tylko chciał. Wystarczyło nacisnąć odpowiedni guzik, aby pobudzić komórki nerwowe, tworząc tym samym impuls nie do pokonania. Czasami prawdziwa natura wychodziła na jaw w określonych momentach, sytuacjach, którym nie sposób się oprzeć. Tak był skonstruowany ludzki umysł i choćby starać się ile sił powstrzymać własne ciało, niestety zawsze kończyło się to z marnym skutkiem. Unikało się więc takich sytuacji, aby nie doszło do czegoś, czego nie dałoby się opanować. Ingrid była łowcą, drapieżnikiem, który aby zaspokoić swoje potrzeby polował, a później zabijał, dając w tej sposób upust swoim wewnętrznym demonom. Starała się wyzwolić je także w tym o to chłopaku, który myślał, że sztuką jest nieokazywanie swoich emocji, poprzez zakładanie porcelanowej maski na twarz. Żył w złudnym przekonaniu, że to była droga do stania się prawdziwym potworem w ludzkiej skórze. Chciała mu pokazać świat znajdujący się po drugiej stronie lustra, gdzie przemoc i agresja dawała to, czego się tak naprawdę chciało – wyzwolenia. Pokazywanie prawdziwych uczuć, emocji było znacznie bardziej skomplikowane niż zamykanie umysłu przed światem. Złość, smutek, rozpacz, radość. Tak bardzo odmienne uczucia, a jednak wciąż łączyło je jedno - trudność w ich wyrażaniu. Obserwacja Amycusa zdawała się być ciekawym doświadczeniem. Tyle sprzecznych emocji, które chociaż na pierwszy rzut oka niedostrzegalne, były nie do ogarnięcia. Miała wrażenie, że w tej chwili myśli chłopaka galopowały gdzieś dalej, a on nie potrafił ich doścignąć. To była sztuka! Dawał się ponieść w nieznany mu świat, którego piękno właśnie odkrywał. Nic nie było tak odświeżające jak zwolnienie blokady i robienie to, czego tak bardzo się pragnęło. Niestety, nie każdy to potrafił, marnując tym samym niesamowity potencjał, który można tak łatwo wykorzystać na tysiące sposobów. Nie zawiodła się więc, dostrzegając w Carrowie coś, co niemalże od razu ją zainteresowało, od pierwszego spotkania. Nie marnował danych mu talentów, robiąc to, na co mu pozwalała, czerpiąc przy tym przyjemność. To dobrze, bardzo dobrze. Była zadowolona ze swojego ucznia, zastanawiając się jak daleko mógłby się posunąć. Nie oczekiwała od niego morderstwa, którego można było się spodziewać prędzej czy później, aby pozbyć się niewygodnych świadków. Chciała, aby pokazał jej jak daleko sięga jego wyobraźnia, był artystą.
Amelia biegła ile sił w nogach. Las był wielki, w dodatku było ciemno, a ona nie znała go wcale. Potykała się o wystające korzenie, kilka razy upadając przez to na ziemię. Ból, jaki zaznała w leśniczówce był niczym w porównaniu z tym, czego mogła doświadczyć, kiedy zostanie złapana. I chociaż przeczuwała, że jej koniec był bliski, to nie poddawała się, chcąc oszukać tym samym swoje przeznaczenie. Ostre gałęzie drzew, krzewów raniły jej delikatne, zmęczone ciało, znacząc tym samym niezliczonymi już ranami. Była słabym ogniwem i wszystko wskazywało na to, że to się nie zmieni tak szybko, wcale. Uciekała jednak, chcąc ratować swoje życie, które w obliczu ludzi, chcących zrobić jej krzywdę, po prostu była nikim ważnym. Tylko kolejną, delikatnie migocącą iskierką, która tliła się tylko dlatego, że wola życia i duma ją podtrzymywały. Instynkt przetrwania kazał jej schować się w powalonym, spróchniałym drzewie, a ona marzyła już tylko o tym, aby wszystko się skończyło szybko. Nie rozumiała tej zabawy, gry w kotka i myszkę, w którą postanowili bawić się jej oprawcy. Widziała w nich potworów, nie mogąc pojąć jak można być tak złym.
Ingrid ruszyła za Amycusem niemalże od razu, nie chcąc stracić go z oczu. Byłoby to naprawdę wielką stratą, nie mogąc zobaczyć jak wyzwala z siebie ukrytego potwora, zdegenerowanego sadystę. Rozumiała go, a chęć widowiska była tak silna, że na moment przypomniała sobie jaka była w jego wieku. Była zła? Zależy to od tego, co rozumiało się poprzez to słowo. Można było je interpretować na wiele sposobów i każdy o dziwo byłby trafny. Rozejrzała się po okolicy dosłownie przez ułamek sekundy, aby określić ich położenie. Wierny dog niemiecki wciąż był u jej boku, czekając tylko aż właścicielka da mu znak. - Bez użycia magii, Carrow – powiedziała tylko, a na jej twarzy znów zagościł przerażający uśmiech. Może mało skomplikowane zaklęcie pomogłoby mu w odnalezieniu swojej ofiary, jednak Ingrid postawiła pewne warunki, których nie można było lekceważyć, jeśli nie chciało się zostać przez nią dotkliwie ukaranym. Dogoniła go szybko, jakby przemieszczanie się po tym lesie opanowała do perfekcji. Złapała jego ramię, wbijając w nie palce. Zatrzymała go, nie dając pójść dalej. Pochyliła się nad jego uchem, dotykając je delikatnie ustami, aby szepnąć kilka słów, wskazówek, które powinien bez problemu wykorzystać. - To, że jest trochę ciemno nie znaczy, że jesteś ograniczony. Użyj innych zmysłów, takich jak słuch, węch, dotyk. Wzrok nie jest ci do niczego potrzebny, tym bardziej różdżka, która może sprowadzić na ciebie kłopoty. Nałożone przeze mnie ograniczenia mają Ci jak najbardziej pomóc, a nie przeszkadzać. Skup się, oczyść umysł i zdaj się na intuicję. Posłuchaj co Ci podpowiada. Metody, jakimi się posługiwała przez wielu mogły być odebrane przez innych śmierciożerców jako dziwne. A jednak stała bardzo blisko Voldemorta, który z pewnością jej ufał i akceptował przekonania oraz technikę wykonywania powierzonych zadań. Ważna była skuteczność, odniesiony sukces i anonimowość. Była przecież ważną osobistością w Ministerstwie Magii, a dzięki doświadczeniu stała się nie tylko znakomitym poplecznikiem Czarnego Pana, a także doskonałym kłamcą. Mogła być każdym. W świecie magii istniały ograniczenia, które ona bez problemu potrafiła ominąć Przesunęła dłonią wzdłuż ramienia Amycusa, drażniąc przy tym jego ciało. Sprawdzała jego wytrzymałość, opanowanie. I chociaż wiedziała, że wszystko było tylko grą, nie powstrzymała się, mimo iż bez problemu mogła to zrobić. Po co się ograniczać, skoro można robić więcej i więcej, wspinając się na wyżyny wytrzymałości psychicznej. W końcu jednak popchnęła go na przód, dając tym samym przyzwolenie na dalsze działanie. |
| | | Amycus Carrow
| Temat: Re: Leśniczówka Ingrid i okolice [Norwegia Północna] Czw 27 Lis 2014, 10:20 | |
| Uczucie sytości miało wiele poziomów bezpośrednio związanych z samopoczuciem człowieka, odnoszącym się nie tylko do jego wewnętrznych schematów, ale przede wszystkim kwestii, z jakimi było związane to pojęcie. Amycusowi nie chodziło o napełnienie swojego żołądka fragmentami ciała dziewczyny czy krwi, chociaż musiał przyznać, że tych kilka kropelek jakie spadły na jego twarz i bluzę tkwiły głęboko na krawędzi podświadomości, kiedy metaliczny posmak wciąż pozostawał na nieco spierzchniętych wargach. Nie potrzebował napełniać się do syta przerażeniem dziewczyny, ponieważ to w żaden sposób nie poruszało w nim delikatnych strun ludzkich emocji, ale mogło zablokować dopiero co uwolnioną siłę niezależności, jaka z każdą mijaną sekundą przyprowadzała ze sobą świadomość potęgi drzemiącej w nieco skaleczonym ciele. Uczucie sytości nie miało prawa bytu teraz, kiedy zaczął w końcu jaśniej myśleć, oddzielając się od zbędnych emocji. Nie oczekiwał, że zostanie zrozumiany przez Ingrid i ani przez chwilę nie oczekiwał od niej nieskazitelnego autorytetu, wiedząc zbyt mocno iż człowiek ma to do siebie, że brakuje mu wiele do osiągnięcia doskonałości. Perfekcjonizm w jakim się wychował, pozwalał mu na osiąganie wyznaczonych celów wedle własnego pomysłu – przynajmniej tak myślał jakiś czas temu, dopiero teraz otwierając się na prawdę, która nie była ani trochę przyjemna. Manipulacja, jaką uskuteczniała jego rodzina zmusiła go do trzymania w ryzach swojej obojętności i wszechogarniającej pustki, zaś dostosowanie się do wymogów społecznych stanowiło dla niego nie lada wyzwanie. Ingrid prześwietliła go jako marnego aktora, który próbuje ukryć się za maską obojętności, nie dostrzegając wręcz skrajnie odwrotnej rzeczywistości. Amycus musiał zbyt głęboko zatopić się we własnym mętliku myśli, aby dopiero teraz pozwolić sobie na pełnię obojętności, na jaką nie pozwalał sobie w towarzystwie narzeczonej aż do ostatniego spotkania. Nauczycielka obdzierała go ze złudzeń, nieświadomie przyznając mu szeroką gamę umiejętności znajdujących się na wysokim poziomie, jako człowiekowi pozbawionemu uczuć wyższych i potrafiącemu manipulować własnym ciałem w celu okazania tych bardziej… niedostępnych dla jego umysłu. Był zdolnym obserwatorem, dumnym i świadomym własnych kompetencji na tyle, aby poznawać granicę własnego ciała i wykraczać poza nie, jeśli tylko zaistnieje sposobność dosięgnięcia kolejnego poziomu wiedzy. Po omacku, nieco instynktownie próbował odczytywać instrukcje podawane przez Ingrid, pozostając przede wszystkim czujnym obserwatorem czekającym na właściwe zastosowanie umiejętności i zaprezentowanie zachowania nie tylko odbiegającego od wyobraźni mentora, ale przekraczającą wyobraźnię. Szkopuł tkwił w tym, że Amycus wcześniej nie wcielał się w rolę artysty. Bywał kimś w rodzaju drapieżnika zarzucającego siatkę na swoją ofiarę i ciągnąc ją w osłonięte od niepowołanych oczu miejsce, zabawiał się z nią na swój sposób, indywidualnie do tego podchodząc i odsłaniając się zbyt mocno. Czas na analizę własnego zachowania przyjdzie z pewnością później, jednak teraz był skupiony przede wszystkim na próbie dostrzegania tych wszystkich drobnych elementów, mających zaprowadzić go prosto do cichutkiej Amelii. Był w trakcie oceniania ogromu połamanych gałązek pobliskich krzaków, stojąc naprzeciwko nich i badając opuszkami palców lewej dłoni, kiedy kobieta zza jego plecami przypomniała o truizmie zatruwającym organizm młodego Carrowa. Mógł użyć wiele słów uwłaczających godności mentorki skazując się na słodki ból kolejnego uroku; mógł tak wiele zdziałać i zaprzeczyć doznawanej przemiany, a w następnej kolejności wybuchnąć gniewem; mógł rzucić się ponownie do biegu i pozwolić, aby gniew rozgrzał w jego żyłach i spowodował wybuch prostego zaklęcia z lewego ramienia. Zamiast tego przeniósł spokojne spojrzenie na unieruchomioną kończynę, przypatrując się jej w taki sposób, jakby nie tylko nie należała do niego, ale również stanowiła niebagatelnie cenny okaz, niezwykle cenny zresztą. Dopiero po dwóch sekundach trwania w zawieszeniu, ruszył w obranym przed chwilą kierunku, przedzierając się swobodnie przez krzaki z wysoko uniesionymi kolanami podczas skoków. Dzięki wypadkowi zaczął stawiać sobie jeszcze wyższe granice dla własnej wytrzymałości, ściągając nie tylko Kruegera do posiadłości na kilka treningów, ale korzystając z wszelkich możliwych i dostępnych mu środków. Dlatego kondycyjnie był wytrzymały na tyle, aby zatrzymać się bez większej zadyszki kiedy Ingrid szarpnęła jego ramię. Wsłuchując się w dobre rady czuł ciepło drażniące płatek ucha tak silnie, że jeśli tylko skupiłby się na tym zbyt mocno, rozchwiałby osiągniętą równowagę na tyle, aby zostać przekreślonym przez Ingrid. Rytmiczny oddech tłumił chęć zerwania się do szaleńczego biegu serca, chłodno trzymając gniew i pożądanie w zimnych kajdanach, bez możliwości wypuszczenia ich przedwcześnie. - Na wszystko przyjdzie czas. – Wyszeptał wyraźnie trochę głośniej niż szelest ich ubrań kiedy kobieta podała mu kilka kolejnych wskazówek, mających rozjaśnić jego umysł na złapanie ofiary. Otaczająca ich ciemność była dla Amycusa przeszkodą, który jedynie nie zwracał uwagi na drobne ranki pojawiające się podczas biegu na twarzy i dłoni, zbyt zajęty odnalezieniem nagrody za cały trud. Posługując się Panią Dobra Rada zamknął powieki, jednak nie czuł niczego prócz metalicznego posmaku krwi Amelii oraz mieszaniny zapachów należący do kobiety przed nim i jego samego. Nic prócz igliwia, potu i piżma nie potrafił oddzielić od ich postaci, nie rozumiejąc w jaki sposób może jeszcze bardziej otworzyć się na proponowane przez nią doświadczenia. Nawet wtedy, kiedy go popchnęła i ruszył przed siebie, potykając o wystający korzeń drzewa – złapał równowagę nie potrafiąc odnaleźć w sobie wystarczających mechanizmów otwierających umysł na nowe sposoby badania rzeczywistości. Ostry dźwięk łamania suchych gałęzi wyrwał go ponownie z ciemnej głębi czyhającej na niego pułapki gniewu i bezsilności, zmuszając go do działania instynktownego: zgarbił się i zgiął kolana, znikając poza zasięg uciekającej z ich lewej strony istoty. Zasięg jego wzroku był niezwykle krótki, nie potrafił dostrzec czającego się zwalonego konaru w odległości kilku kroków od siebie.
To, co się działo potem - tylko im znane.
[zmiana tematu oboje] |
| | | Sponsored content
| Temat: Re: Leśniczówka Ingrid i okolice [Norwegia Północna] | |
| |
| | | | Leśniczówka Ingrid i okolice [Norwegia Północna] | |
|
Similar topics | |
|
| Pozwolenia na tym forum: | Nie możesz odpowiadać w tematach
| |
| |
| |