O to to, właśnie o to mi chodzi! Claire wszystkie zauroczenia przeżywa intensywnie, a to zawsze idzie w parze z nadinterpretacjami czy rozumieniem na opak. A gdyby już - nie daj Merlinie - zobaczyła, jak Joe faktycznie Gallaghera przytula, wtedy byłaby rozpacz krótka, ale głęboka. Bo, oczywiście, Annesley do głowy by nie przyszło, czy faktycznie jest o co rozpaczać.
Generalnie więc widzę tu uczucia ambiwalentne - Claire bardzo Joe lubi (sama się lubi do niej przytulać, ha!), z chęcią spędza z nią czas, ale gdy sobie przypomni o stosownie wyolbrzymionej zażyłości J. z A., wtedy nie wie, co ma myśleć. W grę wchodziłby też jakiś mały dramat, gdy C. miałaby gorszy dzień i wyrzuciłaby z siebie wszystkie te chore domysły i wyobrażenia. Popłakałaby się, pochlipała, ale ostatecznie mogłyby sobie wszystko wyjaśnić i uspokoić naiwne serce Annesleyówny ^^