|
| |
Autor | Wiadomość |
---|
Mistrzyni Proxy
| Temat: Re: Pułapki Pon 29 Wrz 2014, 10:49 | |
| Henry nie mógł wiedzieć. Bo skąd? I jak? Najgorsze jednak, że w tym momencie sytuacja wymknęła się chyba spod kontroli nie tylko czwórce uczniów, ale także organizatorom. Oczywiście, że tor nie był bezwzględnie bezpieczny. Miał zawierać w sobie realne zagrożenia i wymuszać stosowne reakcje w sytuacjach dotykalnie rzeczywistych, ale nie powinien i w zamyśle nie miał być śmiertelnie niebezpieczny. W przeciwnym wypadku żaden rodzic przy zdrowych zmysłach nie puściłby na niego swojego dziecka. Należało oczekiwać, że pomoc przybędzie już wkrótce, bo ostatecznie byli raczej pod obserwacją, ale do tego czasu zbyt wiele się mogło jeszcze wydarzyć. Stanowczo za dużo rzeczy, których skutki mogły przedstawiać się tragicznie. Wysiłki Amycusa, aby bez pomocy różdżki unieść kamień, nie przyniosły większych sukcesów. Być może to rozmiar skalnego odłamka determinował te niepowodzenia, bo w połączeniu z niewielkim doświadczeniem Carrowa, po prostu przerastał jego możliwości. Tym niemniej został spod kawałka stropu w miarę szybko uwolniony, bo połączone wysiłki Gwen i Jasmine oswobodziły go i umożliwiły przedostanie się do w miarę bezpiecznej strefy. Problem w tym, że stos odłamków pomiędzy dwoma parami rósł w każdej chwili, co pierwszy zauważył chyba Henry i w związku z tym odciągnął pannę Vane od niebezpiecznego usypiska. Problem w tym, że przemieszczając się, wyszli spod zaklęcia tarczy, które jeszcze przed chwilą osłaniało (na tyle na ile) ich głowy. I nagle kolejny, spory kawałek skały odłamał się od pokruszonej płaszczyzny stropu, blisko niebezpiecznie drobnej Ślizgonki. Nie było czasu na zaklęcia, ty były ułamki sekund. Tymczasem Amycus powinien chyba zająć się zabezpieczeniem swojej ręki, bo zaniedbanie tego teraz, nawet za cenę zaniechania pomocy towarzyszom z drużyny, mogło mieć tragiczne skutki. Skórę od nadgarstka do ramienia pokrywały krwiaki i sińce, staw wciąż był wystawiony, a z głębokiej rany obficie płynęła krew, gdzieś w głębi dało się dostrzec nawet biel kości. Słowem… to nie wyglądało dobrze. A wręcz przeciwnie.
|
| | | Henry Lancaster
| Temat: Re: Pułapki Pon 29 Wrz 2014, 17:05 | |
| / pozwoliłem sobie na przyspieszenie tego, co nieuniknione, bo nie chciało mi się czekać aż Lili odczyta PW i rozważy
Gdy tracił kontrolę, wszystko szlag trafiało. Umysł przesłaniała mu wściekłość, że sprawa się sypie i nie ważne było, czy to z winy organizatorów czy z winy przypadku. Odkąd dostał Oblivate w głowę, od tamtej pory kłębiło się w nim wiele złości, którą musiał na coś wylać. Nie mając chętnych, wylewał ją na siebie i na różdżkę, rozpaloną od emocji właściciela. - Diminuendo! - przechylił się strzelając zaklęciem w głaz przygniatający ramię Amycusa, jednocześnie wypuszczając rękę ślizgonki. Nie miał pojęcia czy trafił, mając tak małą przestrzeń i miejsce na przelot zaklęcia. Raca wystrzelona, a więc pomoc przybędzie już za chwilę. Muszą do tego czasu dotrwać, przeżyć. Henry nie miał czasu przejmować się czy Jasmine podoba się, że ją trzyma za rękę czy nie. Powinna skupić się na tym, aby nie oberwać i nie zginąć pogrzebana żywcem, a nie na tym czy ktoś ją dotyka. Zaklęcie tarczy zniknęło, gdy zmuszeni byli cofnąć się przed jednym z niebezpiecznych głazów. Wbił się dosłownie w tym samym miejscu, gdzie przed chwilą stali. Serce Puchonowi łomotało, gdy zdał sobie sprawę, że nikt nie zapanuje nad tą sytuacją. A na pewno nie oni, zwykli nastolatkowie. Coś zagrzmociło nad ich głowami, zaś całe kamienne sklepienie burczało gotowe ich pozabijać. Po co on przyjechał na ten obóz? Czego on tutaj szukał? Co mu przeszkadzało w spokojnym domu, gdzie wszyscy podstawiali mu wszystko pod nos? Odwrócił się, aby znaleźć wyjście, żeby odstawić przynajmniej jedną osobę w bezpiecznym względnie miejscu.I wtedy zobaczył na co się zanosi. Niczego nieświadoma Jasmine stała wprost pod szpiczastym głazem niebezpiecznie się chwiejącym w prawo i w lewo, gotowym ją zabić, jeśli w ciągu sekundy czegoś nie zrobi. I nim Henry mógł pomyśleć jakie są szanse na przeżycie, przeskoczył dzielący ich metr i z całej siły ją popchnął przed siebie, w miejsce mniej więcej jeszcze wolne od głazów. Zajął jej miejsce, nie przemyślawszy jak się z tego wykaraska. Nie zdążył się już uciec z pola rażenia, nie miał na to najmniejszej szansy. Zabrakło mu na to około minuty. Wraz z potężnym uderzeniem w tył głowy, pociemniało mu w oczach. Czy to zdawało mu się czy słyszał dźwięk wbijania czaszki wgłąb głowy? Nie zdążył się nad tym zastanowić, gdy przed oczami pojawiła mu się twarz Soleil. Aha, czyli to prawda, że przed umieraniem widzi się ukochaną osobę? Szkoda, że nie będzie mógł się podzielić tym doświadczeniem już z nikim. Henry posłał Jasmine dziwne spojrzenie, a potem runął na ziemię, podrywając wokół siebie piach. Huk spadającego sufitu ucichł, głośne myśli i poszukiwanie pomocnych zaklęć zostało gwałtownie przerwane, a spięte ciało chłopaka zwiotczało. Wokół jego głowy zaczęła tworzyć się kałuża ciemnoczerwonej, gęstej krwi. Powiększała się z każdą upływającą sekundą, a sam Henry przypominał teraz trupa. Nie ruszał się ani nie oddychał, a z jego barków został zdjęty ciężar i obowiązek zapanowania nad sytuacją. Pytanie czy Soleil to jakoś odczuła, gdy dzieliło ich tak wiele kilometrów. Drugi raz na granicy śmierci, teraz jeszcze bliżej niż pół roku temu. Los sobie chyba z niego zakpił, że po raz kolejny Jasmine była obecna fizycznie czy słownie przy jego osobistej tragedii. Miała pecha do Puchonów. Umierali przy niej. Drugi trup w Hogwarcie? Dumbledore nie będzie zadowolony. |
| | | Jasmine Vane
| Temat: Re: Pułapki Pon 29 Wrz 2014, 20:53 | |
| Jasmine miała przeczucie, że nie podobało jej się na tym drugim etapie. Może i sama historia, przygotowanie były warte poklasku, ale Merlinie - chyba coś zawiodło, skoro nie przewidzieli, że to może się tak źle skończyć. Może byli tylko ludźmi, ale biorąc odpowiedzialność za zgraję uczniów, często lekkomyślnych, raczej powinni byli przewidzieć milion scenariuszy danej sytuacji. Chyba, że to był milion pierwszy, na który nie zwrócili uwagi. W sumie człowiek ma prawo się pomylić. Panna Vane miała cichą nadzieję, że ten błąd nie będzie kosztował ich życia. W ciągłym naporze ze strony spadających skał, przez myśli dziewczyny zaczęła się przebijać myśl o Franzu. Ten młody, dość krnąbrny typ dość brawurowo wkradł się do jej życia i zagościł w jej sercu, chociaż ona sama nie potrafiła jeszcze nazwać tego głośno uczuciem. Bała się. Słowa miały miażdżącą moc, należało ich używać ostrożnie. Jego nieco nonszalancki uśmiech pojawił się w jej myślach i dodał jej odwagi. Determinacji. Nie da się zabić ani nawet ukamienować, skoro gdzieś tam, na końcu tego cholernego drugiego etapu czekał on. Franz Krueger. Ślizgon, któremu wpadnie w ramiona, któremu powie, że ta cała maskarada była denna i że chce już wracać do domu. Z nim. Ta mobilizacja była jej bardzo potrzebna. Odratowała razem z Gwen Amycusa ale to nie był koniec. Trzeba było pozbyć się reszty głazów. -Reducto! -Jasmine na zmianę rzucała zaklęcie w spadające głazy, aby zmieniło się w lawinę pyłu i okruchów. Mniej śmiercionośne jak wielkie głazy. Nie była jednak świadoma tego, że jeden z nich miała nad głową. Z transu w jaki wpadła, chcąc pozbyć się zagrożenia, wyrwało ja nagłe uderzenie i potem upadek. Zakaszlała, czując pył w ustach. Podniosła głowę, zaskoczona tym, że ktoś ją pozbawił równowagi. Zamarła, gdy dojrzała, kto to był i dlaczego to zrobił. Jak sparaliżowana patrzyła na powiększająca się kałużę krwi pod głową Puchona. Dobra, może go lubiła, ale nikomu nie życzyła śmierci i na niczyją śmierć nie chciała patrzeć. I na pewno nie na śmierć Puchona, który nie był niczemu winny. -Immobilus! -Jasmine ocknęła się i rzuciła czas na spadające kamienie, aby się zatrzymały. Zawisły. I tam pozostały. Zerwała się z kolan i dopadła do Lancastera. Nerwowo zaczęła oceniać rozmiar szkód. Musiał oberwać kamieniem w głowę. Nie wyglądało to dobrze. W dodatku Amycus też był ranny. I gdzie Ci cholerni nauczyciele?! Z zaciętym wyrazem twarzy oderwała materiał z koszulki. Potargała o pospiesznie i delikatnie uniosła głowę Puchona, brudząc dłonie krwią. Zaczęłą mu robić prowizoryczny opatrunek, obwiązała go wokół głowy i mocno dociskała, aby jak najmniej krwi upływało z ciała Puchona. Jednocześnie nachyliła się nad nim, aby sprawdzić, czy żyje. Czy oddycha. Czy jego serce bije. -Nie umieraj. -wyszło z jej ust, wręcz błagalnie. Nie była tak niewzruszoną dziewczyną, aby patrzeć na krzywdę i śmierć kogoś, kogo nie darzyła sympatią. Jego krew była krwią niewinnego. Poza tym, on właśnie uratował jej życie. Wcale nie musiał. |
| | | Amycus Carrow
| Temat: Re: Pułapki Sro 01 Paź 2014, 10:17 | |
| Życie potrafiło płatać niezbyt wybredne figle i chociaż człowiek starał się przygotowywać na wszelkie niespodzianki od losu, zdarzały się takie konkretne chwile, w jakich pozostawało oczekiwać na dalszy rozwój wypadków, pokładając nadzieję w postronnych obserwatorach. Amycus nigdy nie należał do grona osób lubujących się w pracy zespołowej i chociaż starał się ukrywać swoje aspołeczne zachowania, w chwilach takich jak ta przeklinał głupotę innych byleby nie dostrzec własnej nieuwagi i braku ostrożności. Posądzając się o brak podejrzliwości musiałby przekreślić całe swoje dotychczasowe życie, pozwalając na wkradnięcie się do świadomości tych niewielkich, acz dotkliwych w swym chłodzie macek bezsilności i braku kontroli nad własnym życiem. Coś się zmieniło a oba zaklęcia trafiły w ogromny kawał gruzu umożliwiając mu odpełźnięcie na bezpieczną odległość, obrzucając zmiażdżoną i promieniującą bólem kończynę, tylko na chwilę, tylko na dwie sekundy dopóki nie ujrzał kontury pochylającej się nad nim sylwetki, z trudem wyostrzając wzrok na twarz wybawicielki. Gorzki komentarz wsiąkł głęboko w język Amycusa i rozlał się po całej jamie ustnej, oferując Gwen wrogie spojrzenie pochmurnych oczu rozszalałego z bólu człowieka, a gdzieś na dnie, gdzieś między bezdenną głębią a błyskiem mogła wyczuć czające się niebezpieczeństwo w nieprzewidywalności chłopaka, przykryte już po chwili taflą pierwotnego cierpienia. - Musisz pomóc mi wstawić bark, robiłaś to już kiedyś? – Twardy głos Ślizgona łamał się na każdej głosce kiedy próbował odsunąć buzujący w nim gniew na korzyść naturalnej dla jego wnętrza obojętności, a wystarczyło tylko krótkie spojrzenie na wyraz twarzy Krukonki, aby poznał odpowiedź. Praktycznie nie musiała nic mówić, a chłopak ze słabym, wyraźnie skrywanym jękiem przeturlał się na brzuch ciągnąc za sobą zdeformowaną pod nienaturalnym kątem kończynę. – Chwyć za bark nad łopatką i pchaj ile będziesz miała siły. Tak długo, aż nie poczujesz przemieszania się kości. – Instruował ją nie oceniając nawet jej możliwości oglądania otwartej rany, przekonany iż nawet jeśli nie wykona w prawidłowy sposób wstawienia barku, będzie to i tak zdrowsze niż pozostawienie go w takiej formie jak był obecnie. Przygotowany był na nieziemską falę monotonnego bólu, jednak brakowało czasu z wysunięciem przemoczonego paska od spodni i wsunięcia go między zęby, pozostawiając sobie jasną myśl uważania na język. Nie chciał, aby ktokolwiek musiał go zszywać. Rumor nie ucichł wcale, ale jedno solidne tąpnięcie spowodowało przebieg chłodnego dreszczu wzdłuż kręgosłupa Amycusa. – Pospiesz się. – Popędził ją mało uprzejmie, wpatrując się z zaskoczeniem zmieszanym z fascynacją z delikatną fontannę krwi wydobywającą się z prawej ręki.
|
| | | Gwendolyn Scrimgeour
| Temat: Re: Pułapki Nie 05 Paź 2014, 20:47 | |
| Gwen usiłowała zachować obojętny wyraz twarzy, ale nie bardzo jej się to udawało. Nagle odczuła ogromną ulgę, że nie zjadła obiadu. Wielkie plany zostania uzdrowicielką niekoniecznie przewidywały otwarte złamania, których opanowanie równało się z użyciem iście mugolskich metod. Ale co zrobić, kiedy sytuacja tego wymaga. Otworzyła usta, by dodać kąśliwą uwagę w temacie ordynarnego tonu Ślizgona, ale powstrzymała ową chęć, chwilowo dopuszczając do makówki powagę położenia w którym się znajdowali. Bezgłośnie przeklęła i pochyliła się nad leżącym na brzuchu Amycusem, wkładając różdżkę do tylnej kieszeni spodni.- Pomyśl o czymś miłym.- Powiedziała po chwili, nieomalże kwitując głośnym parsknięciem groteskowość tak jej słów jak i tego, co właśnie miała zrobić. Postanowiła tuż po użyciu siły mięśni, wykorzystać nieco funkcji mózgu i magii. Podążając za instrukcjami Slizgona, z powątpiewaniem wyraźnie odciskającym ślad na jej facjacie, złapała bark chłopaka i starając przenieść cały ciężar ciała na swe cherlawe łapki, zaczęła napierać. Kiedy dosłyszała dobiegające z niedalekiej odległości, acz stłumione poprzez wszelakiej maści odgłosy strzyknięcie, niczym oparzona odskoczyła w bok. Pozbawionym wyrazu spojrzeniem przyglądała się Amycusowi. Czuła przemożną chęć wyciągnięcia ręki po któryś z odłamków leżących w tunelu i walnięcia ślizgona w głowie. Zastanawiała się po cichu, co by się zdarzyło, gdyby naprawdę to zrobiła. Niewątpliwie wreszcie by się zamknął, aczkolwiek przypuszczalnie zostałaby oskarżona o nieuzasadniony atak na towarzysza podróży. Odepchnęła tę myśl. Człowiek cywilizowany nie może poddawać się takim impulsom, niezależnie od tego, jak bardzo druga strona wyprowadzałaby go z równowagi, przykładowo krzycząc z bólu. Obierając nieco odmienny koncept wydobyła różdżkę z tylnej kieszeni i celując w uszkodzoną kończynę blondyna, dając niewielką szansę powodzenia mugolskim sposobom,wydukała.- Episkey , próbując w sposób nieco mniej inwazyjny zniwelować zaistniałe uszkodzenia ciała. Jej wzrok spoczął na z każdą chwilą powiększającej się kałuży krwi, której źródłem rzecz jasna była prawa ręka czarodzieja. Niemożliwym było by jakikolwiek z nauczycieli postawił ich przed takim niebezpieczeństwem. Coś ewidentnie musiało pójść nie tak, ktoś musiał maczać w tym palce.- Spróbuję zatamować krwawienie i unieruchomię ci rękę. Nie ruszaj się. Jak powiedziała, tak też zrobiła. Sprawnie rzucając po sobie zaklęcia Verenvuolopussa i Tegeuatu wreszcie skupiła uwagę na czymś innym, aniżeli „kalekim” Ślizgonie. Ściana gruzu, która wytworzyła się z opadającego stropu całkowicie odcięła ich od niedawnych towarzyszy. O ile ci jeszcze żyli. Powoli obracając w palcach cisową różdżkę, utkwiła spojrzenie lazurowych ślepi na górze głazów, rozważając czy Reducto przyspożyło by im więcej dobrego czy złego. |
| | | Mistrzyni Proxy
| Temat: Re: Pułapki Nie 05 Paź 2014, 23:28 | |
| /wybaczcie mi długość i jakość, ale nie chcę was przetrzymywać po prostu/
Nauczyciele przybywali. Odkąd tylko zorientowali się, że coś jest nie tak, zaraz zabrali się za interwencję, ale wparowanie gromadą do walącego się podziemnego korytarza nie byłoby zbyt mądre. Dlatego Tak naprawdę ratować ich miała jedna tylko osoba, nie byle jednak jaka, bo sam dyrektor. Ubrany w niebieską szatę haftowaną w złote gwiazdy, wyglądał bardzo nie na miejscu pośród gruzu, pyłu i brudnych, poharatanych uczniów. Razem z nim pojawiło się kilka skrzatów, którym starszy mężczyzna wydawał półgłosem, spokojnie i bez paniki rozkazy. Dało się spośród szmeru słów wyłowić "Mung", "szybko" i "rodziny", ale cała reszta umykała w rozrywanym wciąż stukotem kamieni korytarzu. Kilka ruchów różdżką i czas jakby się zatrzymał. Jedynie dyrektor i skrzaty uniknęły działania klątwy, dostając się po kolei do każdego z uczniów i zgodnie z jego potrzebami przenosząc go do Św. Munga lub Pani Pomfrey, która szalenie zdenerwowana oczekiwała dziewcząt w bazie głównej obozu, w celu zbadania ich kontrolnie.
z/t wszyscy. Henry i Amycus mogą pisać w Mungu. Wy dziewczyny jesteście wolne. |
| | | Sponsored content
| Temat: Re: Pułapki | |
| |
| | | |
| Pozwolenia na tym forum: | Nie możesz odpowiadać w tematach
| |
| |
| |