|
| |
Autor | Wiadomość |
---|
Mistrzyni Alpacalipsa
| Temat: Alegorie Pią 05 Wrz 2014, 13:13 | |
| Mistrzyni Alpacalipsa Uczestniku! Uczestniczko!
Skoro czytasz ten list oznacza to mniej więcej tyle, ze rozpoczął się II. etap obozu, a Ty jesteś jego szlachetnym uczesnikiem. Gratulacje! To już pierwszy sukces na tej wyboistej ścieżce, jednak zanim będziemy wspólnie świętować Wielkie Zwycięstwo musisz poznać parę detali.
Nie. Nie możesz zrezygnować ani uciec. Zostaliście podzieleni w zespoły, a Waszym zadaniem jest współpracować i wspólnymi siłami realizować postawione zadania. Wskazówka po wskazówce dotrzecie do miejsca w którym znajdziecie nagrodę. Puchar. Panno Pierunn, prosimy się tym razem powstrzymywać. Szczególny nacisk połóżcie na pracę zespołową, to klucz to zwycięstwa.
Jeśli zrobi się zbyt niebezpiecznie, co oczywiście się nie stanie, bo jesteście w pełni bezpieczni i pod opieką, to możecie wezwać pomoc przy użyciu czerwonej racy.
Powodzenia. Patrzcie pod nogi i noście szaliki. P.S: Niech ktoś dopilnuje, by pan Kayneth nie rzucał zaklęć |
| | | Mistrzyni Alpacalipsa
| Temat: Re: Alegorie Sob 06 Wrz 2014, 19:16 | |
| 1. 48 godzin. Tyle macie na umieszczenie odpisu dokładnie co do minuty od momentu pojawienia się posta MG. W razie kompletu odpowiedzi post MG pojawi się oczywiście szybciej. Tempo zależy od was. W razie wypadków losowych/nieobecności, proszę o uprzedzanie. W przeciwnym razie postać zapłaci za wasze niedbalstwo. 2. Napiszcie PW, zostawcie wiadomość na GG. W razie skarg, zażaleń, problemów, załamań nerwowych, niepewności, depresji, płaczu lub ogólnie pojętej histerii - uprasza się o nieobsmarowywanie MG zacnych liter za plecami. Dogadamy się. 3. 600/700 słów. Tyle wynosi limit, jednak nie więcej. Kary za przekraczanie limitu będą niegroźne, acz uszczypliwie denerwujące. 4. Dwie kolejki. To ilość tur, które możecie opuścić. Ominięcie trzeciej będzie skutkowało usunięciem postaci z II etapu. Uwierzcie mi, ma kreatywność pod tym względem nie będzie znała granic.
Członkowie drużyny: Michael Bonner Daemon Blackrivers Tanja Everett Tanesha Hanyasha
Szum wody był tym, co uderzyło w ich uszy w pierwszej chwili od odzyskania władzy nad ciałami. Słony smak powietrza na wargach, ciężka, morska bryza, chlupotanie fal rozbijających się o drewniany kadłub ogromnej... Łodzi. Tak, moi mili, znaleźliście się na statku! Białe jak chmury żagle miniaturowej galery trzepotały radośnie na wietrze, słońce przyjemnie grzało w plecy, choć gdy opuszczali pogrążony w chaosie obóz wciąż panowała noc. Do masztu w iście pirackim stylu przybito sztyletem list, napisany na miejscami nadpalonym pergaminie, a na jego rękojeści dyndała radośnie czerwona raca. Nasz dzielny okręt dryfował spokojnie u wylotu rzeki, ginącej w leśnej głuszy. Możecie zejść na ląd, lub zewrzeć szyki i popłynąć. W końcu nie może być to takie trudne, czyż nie? |
| | | Daemon Blackrivers
| Temat: Re: Alegorie Sob 06 Wrz 2014, 23:37 | |
| Nie zauważył go. Przecież każdemu może się zdarzyć, prawda? Po prostu w trosce o Tanję, nie zauważył znajomych rysów, postury, błysku w oku. No dobrze, teoretycznie mogło mu się należeć. W końcu nie dawał znaku życia, zniknął na trzy, prawie cztery miesiące, co mogło być niewybaczalne jeżeli robiło się to w stosunku do człowieka, którego nazywało się bratem i dzieliło się z nim każdym aspektem życia. A przynajmniej prawie każdym. To zniknięcie było właśnie okolicznością, którą się przemilcza. Z czystego egoizmu oczywiście. Uderzenie w tył głowy, nie było zbyt bolesne. Bardziej irytowały kawałki kory, latające dookoła głowy, plączące się we włosy i wpadające za koszulkę. Loki, oburzony takim zachowaniem schował się aż pod koszulkę Tanji. Spojrzał na Aerona z lekkim uśmieszkiem i miną, która zapewne miała być groźna. Ostatecznie wyszła trochę tragikomiczna. - Ciebie też miło widzieć. – mruknął. Nie zdążył jednak, pomimo wybuchów, krzyków i dziwnych świateł, wyściskać przyjaciela, ponieważ pojawił się mały skrzat, który chwycił jego i Tanję oraz Bonnera i Taneshę, by ich teleportować. Tak po prostu, bez ani jednego słowa. To nie była ewakuacja. To była pierwsza myśl, która wpadła mu do głowy kiedy upadł na twarde deski pokładowe. Loki leżał koło niego, kręcąc głową, jakby chciał zrozumieć co się właśnie stało. Na próżno, bo jego mały żabio-małpi móżdżek nie był w stanie pojąć czym jest teleportacja lub co się właśnie stało. Daemon wstał, zwinnym ruchem i rozejrzał się. Jak nic znajdowali się na galerze. Ciężkie buty terenowe, które nosił w czasie obozu, przyjemnie stukały w drewno. Wolnym ruchem podszedł do masztu, do którego przyczepiony był list i raca. I o ile czerwoną pałeczkę schował do tylnej kieszeni spodni, to pergaminowi przyjrzał się trochę dłużej. Ba! Nawet przeczytał reszcie wesołej kompanii, która nadal rozglądała się zdezorientowana dookoła siebie. - No dobrze, czyli innymi słowy, staruszek Drops ma przerażające poczucie humoru i robi nam obóz przetrwania. – mruknął, odkładając list na stos lin, leżących niedaleko niego, a sztylet pozwolił sobie przywłaszczyć, chowając go za pasek spodni. – Wypadałoby określić jak lepiej dostać się do tego Pucharu. Lądem… - wskazał ręką na chaszcze po lewej stronie burty – czy wodą. – tutaj spojrzał w górę rzeki i zmarszczył brwi. Tak bardzo starał się nie myśleć o tym, że Tanji nie powinno tutaj być. I o tym, że gdzieś tam jest Chiara, Aeron, czy Chayenne.
|
| | | Michael Bonner
| Temat: Re: Alegorie Nie 07 Wrz 2014, 23:34 | |
| Pojawił się na apelu wraz z większą grupką uczniów. Nie wiedział czy jest spóźniony, z namiotu wyszedł pięć minut przed wyznaczoną godziną, a kiedy zjawił się na polanie, od razu zaczął szukać swym spojrzeniem znajomej twarzy z Gryffindoru. Tanja rozmawiała z jednym z przedstawicieli Domu Weża, Blackriversem, co kazało się chłopakowi zastanowić nad tym, jakie relacje łączą tę dwójkę. Wyglądali na takich, którzy znają się dość dobrze, a to wydawało się podejrzane, zważając na fakt, że Bonner nigdy nie widział ich w swoim towarzystwie. A może po prostu nie zwracał wcześniej uwagi na pannę Everett? Jedno jednak było pewne – to nie był Xavier. Nie zdążył nawet podejść do dziewczyny, która tak mocno zawróciła mu w głowie. Poczuł dotyk czyjejś dłoni, a zaraz po tym upadł na statku płynącym po nieznanej mu rzece. Nieprzyjemna podróż nadal o sobie przypominała uczuciem wywrócenia wszystkiego w żołądku do góry nogami. Jak on nienawidził teleportacji… nie to jednak było teraz istotne. Michael podszedł do powieszonej na maszcie kartki, odczytując jej treść, która, miał nadzieję, że wyjaśni mu zamieszanie na apelu. Zrozumiał tylko tyle, że zostali podzieleni na grupy i mieli ganiać za jakimś pucharem. Właściwie, cała ta gra była mu obojętna, jednak był szczęśliwy z tego, że podczas drugiego etapu obozu będzie mu towarzyszyła Tanja. Zbliżył się więc do Gryfonki z szerokim uśmiechem na ustach, całując delikatnie jej policzek. - Cieszę się, że jesteśmy razem w drużynie. – mruknął tylko, po czym odwrócił swoje spojrzenie na Daemona. Nie miał mu za złe tego, że przeszkodził mu w jego czułościach. Poza tym, miał rację, musieli podjąć decyzję, od której zależała ich dalsza podróż w kierunku zwycięstwa. - Ktoś ma w ogóle pojęcie o pływaniu łodzią? Ja niestety nie. Jeżeli miałbym wybierać, poszedłbym lądem. – odparł krótko, chociaż gotów był zmienić zdanie, jeśli cała drużyna zadecyduje inaczej. On sam nie miał okazji przemieszczania się statkiem, więc nie znał się zupełnie na podróżach takim środkiem transportu.
|
| | | Tanesha Hanyasha
| Temat: Re: Alegorie Pon 08 Wrz 2014, 01:43 | |
| Czy na tym obozie nic nie mogło iść zgodnie z planem? O jednych rewelacjach dowiadywała się pocztą pantoflową, inne widziała na własne oczy. I tym razem musiało dojść do zamieszania, które zakończyło się niespecjalnie przyjemnym przewróceniem w trzewiach i łupnięciem o pokład statku. Przeleżała którą chwilę w bezruchu, zastanawiając się w co tym razem się wpakowała. Odpowiedź dostała niemalże od razu. W czasie kiedy Blackrivers czytał wiadomość, jaką im pozostawiono, podniosła się do siadu i zerknęła za dekolt. Wąż, którego wyjątkowo zabrała ze sobą z namiotu, wyglądał jedynie na nieco przestraszonego. Brunetka pogłaskała łysą głowę Lorda Henryka i ostrożnie zapięła bluzę niemalże pod szyję. - Niech się wypchają tą współpracą... - warknęła pod nosem dźwigając się z twardych desek. Niedbale otrzepała spodnie i spojrzała na towarzyszy kolejnej chorej atrakcji. Ten nacisk na pracę zespołową, przewijający się przez cały obóz zaczynał ją ostro drażnić. Doskonale zdawała sobie sprawę, że w obliczu narastającego zagrożenia, w pojedynkę co najwyżej zostanie im błagać o litość... ale 'wycieczka' kooedukacyjna była niewiele lepsza. Według Hanyashy - wręcz fatalna. Zwłaszcza po tym co miała okazję zaobserwować w kwestii relacji panujących między tą trójką. Obrzuciła ich nieprzyjemnym spojrzeniem i podeszła do burty opierając się o nią niedbale. Przymknęła oczy wystawiając twarz do słońca. Wiatr przyjemnie rozwiewał włosy i pozwalał się skupić na tym co chwilę wcześniej usłyszała. - Co za różnica, czy pójdziemy czy popłyniemy. - odezwała się po chwili odgarniając część włosów za ucho - Istotniejszym jest... DOKĄD. - brunetka odwróciła się krzyżując ręce na piersiach. - Czysto teoretycznie mamy się kierować w górę rzeki. Inaczej umieszczenie nas na statku jest bezsensowne. Chociaż po wymysłach tego starca, nie zdziwię się, jeśli to sugestia, że powinniśmy jednak polecieć i to w przeciwnym kierunku. - rzuciła z przekąsem przyglądając się badawczo wszystkim po kolei. - Mi wszystko jedno. I przedzieranie się przez chaszcze i płynięcie pod prąd łatwe nie jest. Tak, jak miała w zwyczaju pchać się na posadkę dowódcy i dyrygować wszystkimi, tak dzisiaj zirytowana ostatnimi wydarzeniami postanowiła zostawić tą ciężką robotę komuś innemu. Pewnie jednemu z uczniów z Domu Węża. Wątpiła, żeby Everett paliła się prowadzić ich po krzakach według swojego widzimisię. - A ty, niesiostro? Wolisz, żeby zeżarły nas krakeny i przerośnięte węgorze, czy raczej akromantule i pełzającodreptające stworzenia, nieznane nauce? - spytała przekrzywiając głowę i przyglądając się Gryfonce z zaciekawieniem. Nie wnikała, czy takie ułożenie grup było celowe czy przypadkowe, ale miała wrażenie, że będą jeszcze z tego kłopoty. A jak nie kłopoty, to przynajmniej jakiś kwas. Z Tanją w roli głównej. Intuicja podpowiadała jej, że została wrzucona między jakiś konfliktowy układ Blackrivers-Everett-Bonner. A jej przypadnie niewdzięczna funkcja 'parawanu'. Albo 'pięści sprawiedliwości', znając jej podejście. |
| | | Tanja Everett
| Temat: Re: Alegorie Pon 08 Wrz 2014, 03:15 | |
| Nie wiedziała, co się wokół niej dzieje. Krzyki, odgłosy walki... i stojący w miejscu nauczyciele? Dopiero po chwili zrozumiała anormalność, zbyt zajęta zamieszaniem i przede wszystkim pojawieniem się Daemona. Faktycznie, utrzymywała z nim kontakt, ale listy były w podróży dośc długo (w końcu do Tybetu był kawał drogi!), a ostatnie wydarzenia w ogóle wywiały jej z głowy bardziej rozwlekłą w słowach korespondencje. Otworzyła szerzej oczy, gdy dojrzała walające się kawałki kory wokół Blackriversa i postać Aeron, który chyba był "zachwycony" z powrotu Daemona. Musieli się znać. I to utrzymywać dość zażyłe stosunki. Loki wskoczył jej pod koszulkę, na co Rubin zareagował dość agresywnie i dziewczyna musiała wyjąć stwora spod ubrania.Tanja zamrugała tylko speszona takim powitaniem. Nagłe szarpnięcie w okolicach żołądka uświadomiło ją nagle, że musiała zostać deportowana. Po chwili widziała już bezkres nieba, leniwie płynące chmury i czuła twardość podłoża na swoich kolanach. Zaklęła cicho pod nosem i podniosła się. Byli na jakimś... statku? Rubin wyskoczył z jej kieszeni i zaczął obwąchiwać pokład. Tan błogosławiła w duchu długie spodnie i sportową bluzę na zamek. Dojrzała przed sobą Daemona, który sięgał po list. Po jej prawicy stał Michael, którego widok uspokoił nieco Everett. Była także Tanesha, do której dziewczyna uśmiechnęła się z ulgą. Dochodziło do niej, że ktoś zrobił jej na złość, kumulując w jednej grupie ją, Michaela, Daemona i Taneshę. Chociaż co do ostatniej Tanja nie miała żadnych zastrzeżeń. Tanja skrzyżowała ręce pod biustem i wysłuchała treści listu. Zabawa? Puchar? No ładnie. -Na Twoim miejscu bym tego nie robiła... -wskazała na racę, którą Daemon chował do tylnej kieszeni spodni. Posłała mu uśmiech. Powinna też być zła na niego, że pojawił się jak królik z kapelusza, ale chyba na rozmowę przyjdzie czas później. Ten sam łagodny gest posłała Michaelowi, gdy poczuła jak cmoka ją w policzek. Musiała po raz pierwszy od czasu śmierci matki wziąć się w garść. Ogarnąć ten burdel. Mieć nadzieje, że nie zostanie wciągnięta w dziwne gry chłopaków. -Płyniemy. -oznajmiła butnie, jakby chciała obrać dowództwo nad resztą. Nie było przypadkowe, że byli na łodzi. Podeszła do czegoś, co chyba było wiosłem i spojrzała w dal. Zdjęła z ramion bluzę i zawiązała ją w pasie. -Trzeba to jakoś ruszyć. -zaczęła mruczeć pod nosem. W sumie zadecydowała dość samolubnie, ale podejrzewała, że ludzie ją poprą, chociaż jak reszta nie miała pojęcia jak się steruje statkiem. -Myślicie, że wprawimy to w ruch zaklęciem? -zapytała, stukając różdżką w wiosła. Jeśli zaklęcie podziałało, ułatwiło im to podróż... a jeśli nie, Tanja była gotowa zakasać rękawy i ręcznie wiosłować. |
| | | Mistrzyni Alpacalipsa
| Temat: Re: Alegorie Pon 08 Wrz 2014, 16:39 | |
| Niezbyt to mądrze, panie Blackrivers, niezbyt roztropnie, wciskać produkt łatwopalny do kieszeni w portkach. Jeśli ceni pan własne pośladki, zaklinam, proszę to natychmiast wyciągnąć! Łódź kołysała się powoli na wodzie, gdy troje Ślizgonów i jedna, biedna Gryfonka, rzucona wężom na pożarcie... Zaraz. Właściwie, to lwy pożerają węże. Głowa do góry, panno Everett, powinna wyjść panienka cało z tego niezbyt fortunnego wydarzenia! Zwłaszcza, że zaczęła panienka całkiem nieźle. Posłuszne sile magii wiosła zaczęły się mozolnie obracać, najwyraźniej niezbyt zadowolone, że same mają odwalać całą brudną robotę. I chociaż jęczały, trzeszczały, stękały i klekotały jedno o drugie, zaklęcie było nieubłagane, a mała galera uparcie sunęła do przodu, przedzierając się przez prąd rzeki niezbyt zgrabnie, lecz stabilnie. Wiatr szumiał im we włosach, woda niosła swoją chlupoczącą piosenkę i wydawało by się, że wszystko jest cudownie... gdyby nie malutkie iskierki, ni stąd, ni z owąd pojawiające się w powietrzu. Wygasały wprawdzie szybko, przyniesione podmuchami, jasnym jednak było, że gdyby grupa odważyła się zejść na ląd, mogłaby wpaść prosto w objęcia całej chmary ognistych drobinek. A to mogłoby im się zdecydowanie nie spodobać. Jednak skoro wszyscy skupili się na wpatrywaniu w te iskrzące cuda... Kto, na Merlina, trzyma ster?! Potężne uderzenie sprawiło, że przynajmniej połowa dzielnej załogi przywitała się bliżej z drewnianą podłogą (Panie Bonner, prosimy stać prosto, na litość!), a gdzieś za burtą rozległy się rozpaczliwe odgłosy wydawane przez istotę niewątpliwie przerażoną. W rozbitym na proch gnieździe złożonym z odłamków skorup pobitych jaj, gałęzi, piasku i mokrego błota, oszalały ze strachu, siedział mały, zielony... Krokodyl. Jesteście z siebie dumni, moi mili?
|
| | | Michael Bonner
| Temat: Re: Alegorie Wto 09 Wrz 2014, 16:55 | |
| Wysłuchał uważnie słów obu panienek, zerkając niekiedy podejrzliwie w kierunku Daemona. Nie mógł wiedzieć, co go łączyło z Tanją, a mimo wszystko, w jakimś stopniu czuł się zagrożony. Być może dlatego, ledwie odszedł od listu, by pocałować swoją wybrankę i pokazać, że to on jest jej pisany. Pewnie było to głupie i dziecinne, swego rodzaju znaczenie terenu, ale cóż, czasami najwyraźniej niezbędne. - Myślisz, że Dumbledore chce nas zmylić, celowo wskazując zły kierunek? – zapytał wreszcie, kierując swoje słowa do dziewczyny ze Slytherinu, której jednak nie znał zbyt dobrze. Kojarzył ją ze szkolnych korytarzy, z dormitorium, ale nie była jego bliższą znajomą, toteż nie był świadomy tego, czego można się po niej spodziewać. Niewątpliwie nie przepadała za Albusem, choć akurat nie ona jedna, jeśli mowa o Domu Węża, nie kryła się z niechęcią do jego osoby. Mike nie oceniał dyrektora, nie w takich kategoriach. Nie mógłby jednak wyrażać się o nim w ten sposób z racji tego, że to on pomógł mu, kiedy przyszedł do Hogwartu, a także chronił tajemnicy na temat jego przeszłości, jego rodziców, jego prawdziwej natury kojarzonej z sierścią, kłami i krwią. - Mam nadzieję, że szybko znajdziemy jakąś wskazówkę. – dodał po chwili, nie próbując się na razie wymądrzać. Tak, jak i inni, nie był przekonany, co do tego, którą drogą powinni podążać. Póki co musieli liczyć na łut szczęścia. Bonner zbliżył się do Gryfonki, starając się pomóc jej za pomocą swojej różdżki wprawić w ruch wszystkie wiosła. Uśmiechnął się przy tym do niej, nie mogąc oderwać wzroku od tej twarzyczki, która sprawiała, że stawał się szczęśliwszym chłopakiem. Nie potrzebował już poklasku wśród swoich pobratymców, chciał ją wesprzeć swoim silnym ramieniem i razem z nią dzielić los. Rozmarzył się, a nie powinien, nie w takich okolicznościach. Poczuł po chwili potężne uderzenie i upadł na twarde deski. Szybko jednak odbił się od podłoża, zastanawiając się w co uderzyli. Pochylił się lekko, wyglądając ze statku, chociaż tym razem trzymał się mocno, aby nie wypaść. Mały, wystraszony krokodyl? - Cholera! Ster! – krzyknął, zdając sobie sprawę z tego, co się stało. Nie znał się zupełnie na pływaniu statkami po rzekach, ale ta informacja jakoś samoistnie pojawiła się w jego głowie. Chłopak przebiegł wzdłuż drewnianych desek, łapiąc za ster. Mimo wszystko, w duchu modlił się o to, by ktoś go wspomógł i pokierował tą łodzią, bo jego stery raczej nie mogły zaprowadzić ich daleko. Ślizgon może i wierzył w siebie, ale nie w sytuacji, gdy wiedział, że nie ma niezbędnych umiejętności. A nie przypuszczał, by sterowanie taką galerą było czymś prostym, skoro ludzie pływający na nich wcześniej przechodzili odpowiednie szkolenie.
|
| | | Tanja Everett
| Temat: Re: Alegorie Wto 09 Wrz 2014, 20:19 | |
| Z ulgą powitała ruch wioseł, które same zaczęły się poruszać i wprowadzać statek w ruch. Oszczędziło im to czasu i energii. Tanja wychyliła się za burtę, próbując dostrzec, dokąd właściwie zmierzali. Chociaż pochodziła z rodziny, gdzie matka miała mugolskie korzenie, to nie miała pojęcia jak właściwie zbudowany jest statek i jak należy nim kierować. Dojrzała wiosła, więc wprowadziła je w ruch. Chociaż tak inteligentna, umknęło jej, że jakoś należy jeszcze galerą kierować. Chociażby sterem. Dziewczyna podniosła głowę, czując łagodną bryzę na twarzy. Wiatr porwał jej włosy, a oczy o barwie zimnego lodu zaczynały bardziej przypominać kolor nieba. Zawitały w nich ciepłe iskierki, po raz pierwszy od bardzo, bardzo dawna. Trzymała jednak w pogotowiu różdżkę. Zaciekawiła ją obecność iskrzących się drobinek w powietrzu. Co to do licha było?! Chciała się im przyjrzeć, wychylając się niebezpiecznie. Ale żeby przypomnieć sobie o istnieniu steru, to już nie pomyślała.. Silne uderzenie zwaliło ja z nóg i boleśnie wylądowała na podłodze. Jęknęła czując, że na jej plecach pojawi się za niedługo spory siniak. Rozmasowała go i wstała, chcąc pojąć, kto tak płacze... piszczy... obejrzała się na biegnącego do steru. Tanja wyjrzała za źródłem dźwięku i aż otworzyła szerzej oczy. Krokodyl?! -Znając zamysł autora obozu, pewnie musimy naprawić swoje błędy.. -jęknęła. Jak niby miała zejść tam i nie zostać zjedzoną przez krokodyla? Spojrzała na Taneshę i Dema. -Chodźcie ze mną ktoś. Ja.. zajmę się krokodylem, a ktoś spróbuje naprawić to gniazdo. Ty niesiostro masz doświadczenie. -zakpiła, patrząc na dekolt Ślizgonki, mając na myśli Henryka Łysego. Nie bacząc na ryzyko, jakiego się podejmowała i zaczęła schodzić po linie na wysepkę. Zeskoczyła, majac różdżkę w pogotowiu. -Ładny krokodyl.. grzeczny krokodyl... nazwę Cię Stefan. -zaczęła kojącym tonem Tanja, ale wiedziała, że to na nic moze się zdać. Swoją drogą pasowało do niego to imię. I brzmiało lepiej jak - krokodyl. -Sominatio. -rzuciła czar na krokodyla, aby ten się nieco uspokoił i zasnął. Gdyby to nie pomogło była gotowa rzucić "drętwotę" by potem wybudzić go prostym "enervate". Ciekawe, czy im się uda. |
| | | Daemon Blackrivers
| Temat: Re: Alegorie Wto 09 Wrz 2014, 22:20 | |
| Kątem oka obserwował Michaela, który podchodzi do Tanji i składa jej na policzku całusa. Zmrużył oczy, jednakże nie zareagował jakoś gwałtowniej. I chociaż żyłka na szyi mu pulsowała, tak samo jak mięśnie zaciskanej szczęki, jego jedynym znakiem zdenerwowania było wyjęcie sztyletu zza paska i swobodne bawienie się nim, podrzucanie, balansowanie ostrzem na czubku palca wskazującego. Racę, która była w kieszeni spodni wyjął również i położył koło listu na zwoju lin. Obrócił się na pięcie i niewiele sobie robiąc z tego czym zajmują się inni, przeszedł się wolnym krokiem wzdłuż lewej burty, rytmicznie stukając butami w stare deski pokładowe. Szedł w stronę dziobu, koło głowy na wolno wiszącej linie, bujał się mu Loki, radosny jak nigdy. Typowa małpka okrętowa. Odetchnął, kiedy poczuł wiatr na swojej twarzy i jak targa, dosyć krótko jak na niego ścięte włosy. Podwinął koszulkę i spojrzał z konsternacją na tatuaż na lewym boku. Z gniewem opuścił ją i westchnął. Stał się kim się stał, nie było odwrotu. Pokręcił głową widząc pełne troski spojrzenie żółtych ślepi jak u kota. Loki, jedyne stworzenie które go rozumiało. Podniósł głowę i zauważył, że niebezpiecznie skręcają w stronę brzegu. Obrócił się i zauważył, że nikt nie trzymał steru. Szlag by to! Nie zdążył krzyknąć. Zresztą było za późno, by wykonać jakikolwiek sensowny manewr przy takim wietrze. Chwycił się jednej z lin i starał nie wpaść do wody. Pokręcił z niedowierzaniem głową i zeskoczył z pokładu, wpadając po kostki do wody. Po pierwsze chciał sprawdzić czy kadłub jest cały. Po drugie był ciekaw co wydaje takie niesamowite jęki. - Daj kretynowi prowadzić statek, a po pięciu minutach sprowadzi katastrofę w ruchu drogowym. – mruknął do żaberta siedzącego mu na ramieniu. A potem przystanął jak sparaliżowany. Krokodyl. Trafili na krokodyla. Daemon podszedł spokojnym krokiem, obserwując z zafascynowaniem zielony grzbiet najeżony małymi wypustkami. Tak naprawdę krokodyl był za mały, ewidentnie zmusili go swoim zderzeniem do przedwczesnego wyklucia. Nagle zauważył jak Tanja kieruje różdżką w to małe urocze stworzonko. Jak poparzony, machając rękoma na prawo i lewo (niczym Jack Sparrow, ale tego nie mógł wiedzieć), podbiegł do niej i podbił jej rękę do góry, tak by nie trafiła małego, uroczego, zielonego gada. - Tanja! Co ty wyprawiasz, przecież to maleństwo! Co on ma ci zrobić niby? Uszczypnąć w bardzo uroczy tyłek? – spojrzał na nią z niedowierzaniem, zastanawiając się czy za mocno nie przywaliła w deski pokładowe kiedy Bonner mało umiejętnie próbował ich uratować od katastrofy. I tak mu się nie udało. I dobrze. Podobno za spowodowanie katastrofy w ruchu wodnym grozi piętnaście lat Azkabanu. Bez dostępu do kreskówek. A nie, czekajcie. Czarodzieje nie oglądają kreskówek. Odwrócił się w kierunku krokodylka i podchodząc bardzo ostrożnie, nucił pod nosem „Never Smile At A Crocodile” i nie pytajcie skąd to znał. |
| | | Tanesha Hanyasha
| Temat: Re: Alegorie Wto 09 Wrz 2014, 23:08 | |
| - Powiedzmy, że nie będę szczególnie zdziwiona. - wzruszyła ramionami. Może i jej poprzednia wypowiedź daleka była od okazania należytego szacunku, ale wynikało to jedynie ze stanu irytacji w jakim aktualnie się znajdowała. Ceniła dokonania dyrektora, jednak zdaniem Ślizgonki mógłby się czasem zachowywać nieco bardziej poważnie. Najwyraźniej mieli z goła inne poczucie humoru. - Brawo, Everett. Płyniemy. - oparła się o burtę obserwując przez dłuższą chwilę brzeg, jakby spodziewała się ataku tubylców albo innych niepożądanych pasażerów na gapę. Duet Tanji i Michaela całkiem sprawnie napędzał ich statek... ale zanim brunetka pomyślała o tym, że poza machaniem wiosłami poruszają się raczej w sposób niekontrolowany... było już za poźno. Jedynie zdążyła mocniej chwycić poręcz, kiedy uderzenie wyrzuciło ją z pokładu. Poobijanie się o bok galery skomentowała jedynie niezrozumiałym warknięciem i szybko podciągnęła się na poręczy żeby wejść na pokład. Hanyasha nie zdążyła ocenić strat w estetyce swojego wyglądu, kiedy kątem oka zauważyła, że Tanja i Daemon zeszli na wysepkę. Czy Tanesha była jedyną osobą na statku, którą krokodyle łzy nie rozczuliły? Na to wyglądało. Na słowa niesiostry prychnęła tylko z irytacją i wyciągnęła różdżkę, chcąc potraktować gada jęzzlepem. - Czy wy na głowę upadliście do cholery?! - spytała bacznie obserwując powierzchnię wody i trzymając różdżkę w pogotowiu. W przeciwieństwie do nich nie zamierzała się ruszać z pokładu. Z wysokości miała lepszy widok na ewentualne dorosłe krokodyle, które mogłyby się chcieć zjawić i pomóc 'maluchowi' - Może i to gadzie dziecko na groźne nie wygląda... ale jak jego mamusia się zjawi, to zamiast tyłka mojej niesiostry będziesz oglądał pręgowane podniebienie. Pod wodą. - burknęła do Blackriversa. Może i intencje mieli dobre, ale instynktu samozachowawczego za grosz. Wyraźnie ludzie, których nie próbowało pożreć jakiś tuzin węży przez całe życie mieli małe pojęcie o tym, jakie to niespecjalnie komfortowe uczucie oglądać rozdziawioną paszczę z odległości przyprawiającej o zeza. - Zbierzcie to jakoś do kupy i lepiej stąd spadajmy. |
| | | Mistrzyni Alpacalipsa
| Temat: Re: Alegorie Sro 10 Wrz 2014, 10:40 | |
| Właściwie każde z nich miało trochę racji w swoich czynach. Pan Bonner, przytomnie chwytający za ster dryfującej ku nieszczęściu galery, panna Everett, wydobywająca małe, bezbronne stworzenie z potrzaskanych zgliszczy jego domu, pan Blackrivers, powstrzymujący powyższą panienkę przed potraktowaniem malucha zaklęciem (panno Everett, jest pani potworem!), a także panna Tanesha, która doskonale wiedziała, że płacz młodego przyzwie w końcu starsze osobniki. W tym wypadku jednak, okazuje się, mieli więcej szczęścia niż rozumu, lub właściwie wszystkiego po trochu w okolicach równi, bo żaden większy okaz nie pokazał się jeszcze na horyzoncie. Galera odzyskała równowagę, wypłynęła na środek rzeki, a jej nurt niespodziewanie i w tajemniczy sposób odwrócił swój bieg sprawiając, że łódź nie potrzebowała już wsparcia wioseł. Nie dało się ukryć, nastroje na pokładzie były dość napięte, a atmosfera gęstniała z każdą chwilą. Jeśli mogę coś zasugerować, moi drodzy, proponowałabym zawieszenie broni – zwłaszcza, że już za kilka chwil wpłyniecie na spokojne wody jeziora... Kompletnie skutego lodem. Droga została zablokowana. Co dalej, moi mili?
|
| | | Michael Bonner
| Temat: Re: Alegorie Czw 11 Wrz 2014, 18:12 | |
| Michael złapał za ster tylko z tego względu, że najwyraźniej nikt inny się do tego nie kwapił. A szkoda, że druga połowa drużyny o tym nie pomyślała, kiedy on i Tanja wprawiali w ruch wiosła. W każdym razie, Bonner nie winiłby pewnie za tę nieuwagę nikogo, skoro i on sam pomyślał o kierowaniu statkiem za późno, gdyby nie fakt, że Daemon za wszelką cenę próbował zrzucić winę na niego. Nerwowo zacisnął dłoń w pięść, ledwie hamując się przed tym, by nie uderzyć tego irytującego Ślizgona. Niby zdawał sobie sprawę z tego, że niesnaski nie pomogłyby im w dążeniu do celu, a panna Everett niewątpliwie nie byłaby szczęśliwa z ich mordobicia na pokładzie, a jednak… ręka świerzbiła go niemiłosiernie. - Szkoda, że inny kretyn nie pomyślał o tym, żeby w ogóle złapać za ster, kiedy wprawialiśmy w ruch wiosła. – warknął więc tylko, kierując swoje słowa do Blackriversa. Mimo wszystko, nie mógł odejść od obranej pozycji, bo najwidoczniej nikt nie miał ochoty go zastąpić. Starał się jakoś kierować galerą na tyle, na ile potrafił, jednak z oddali dostrzegł oblodzone jezioro, co nie napawało go wcale pozytywnym myśleniem. - Musimy zwolnić! I roztopić ten lód! – krzyknął do swoich towarzyszy, nie zdejmując rąk ze steru. Sam najchętniej zająłby się ognistym zaklęciem i topieniem zamrożonej wody, ale wolał nie ryzykować kolejną katastrofą. Westchnął więc tylko ciężko, ubolewając nad swoim losem. Stwierdził, że jak tylko ich drużyna rozprawi się z mroźną przeszkodę, wyśle za stery kogoś innego. - Mógłby mnie ktoś zastąpić? – dodał jednak po chwili namysłu, odnosząc wrażenie, że im szybciej zrezygnuje z najmniej odpowiadającej mu roli, tym lepiej dla wszystkich. Oczywiście, najlepiej było zmusić do sterowania statkiem osobę, która nigdy w życiu nie pływała ani na rzece, ani na morzu, nawet jako turysta, i nie miała o tym zielonego pojęcia. Jeżeli zaś mowa o krokodylu, uśmiechnął się nawet, gdy Tanja nazwała go Stefanem, jednak, szczerze powiedziawszy, było mu obojętne, co z nim zrobią. On sam najpewniej wypuściłby go do wody i zapomniał o całej sprawie. W końcu to niebezpieczne zwierzę, nawet, jeśli było małe i mogło przynieść im jeszcze wiele kłopotów. |
| | | Tanesha Hanyasha
| Temat: Re: Alegorie Czw 11 Wrz 2014, 21:59 | |
| Atmosfera na statku robiła się iście gorąca. Panowie wyraźnie działali sobie powoli na nerwy i możliwe było, że niedługo dojdzie do rękoczynów. Jeśli jednak myśleli, że obie właścicielki imienia, które można było skrócić do 'Tan', będą stały i patrzyły na te wybryki... to mogli się mocno przeliczyć. Było wielce prawdopodobne, że niesiostry wkroczą do akcji i rozstawią ich po kątach. W każdym razie, Hanyasha na pewno nie zamierzała oglądać walki kogutów. Koguty nadawały się co najwyżej do wysiadywania jajek z bazyliszkami i na rosół. - Roztopić? Ja bym go raczej skruszyła. Będzie wesoło, jeśli przypadkiem podpalimy statek... no ale róbcie jak chcecie. - wzruszyła ramionami. Zawsze zakładała najczarniejszy scenariusz. No ale gdyby ona układała tor przeszkód to było spore prawdopodobieństwo, że nikt by go nie przeżył. Nie mniej jednak, o lód z substancji łatwopalnej można było kadrę podejrzewać. A przynajmniej Ślizgonka lubiła snuć takie domysły. - Poza tym, co to będzie jak woda się zagotuje i biedne żyjątka poumierają? - odezwała się po chwili roztrzęsionym głosem. Ale tylko głosem, bo oczy Hanyashy wyraźnie wskazywały, że sobie kpi. Możliwe, że nadal z tej dobrodusznej próby ratowania krokodyla, który o zgrozo, znajdował się teraz z nimi na pokładzie. - Na mnie nie licz. Nie wezmę się za coś, o czym kompletnie nie mam pojęcia. - brunetka jako pierwsza postanowiła odmówić niewdzięcznej funkcji kierującego statkiem. Nikt z tu obecnych z pewnością kwalifikacji nie posiadał, ale nie uśmiechało się jej stać za sterem i obserwować jak reszta ekipy ściąga na pokład jakieś niewyrośnięte gady i kałamarnice bo przecież są takie biedne. Drops absolutnie wyskoczył nie w porę z tą pracą zespołową. Tanesha była nie w nastroju na jakiekolwiek towarzystwo, a zwłaszcza przymusowe. Niech jak najszybciej znajdą ten cholerny puchar i zawijają się stąd do domu. Przeszła bliżej dziobu statku po raz kolejny sięgając po różdżę z zamiarem potraktowania zbliżającej się tafli lodu zaklęciem. Oceniając odległość i ewentualne, latające odłamki, wycelowała winoroślą by użyć Bombardy, póki nie byli jeszcze za blisko by oberwać fragmentami lodu. - Everett, gadzia bohaterko, chodź tutaj i mi pomóż. Tylko trzymaj to stworzenie z dala ode mnie. Nie ufam niczemu co jest łyse a posiada kończyny. Zwłaszcza, jak nosi dresy. Przywołała Gryfonkę gestem, nadal obserwując taflę lodu i szukając dogodnych punktów do uderzenia zaklęciem. |
| | | Tanja Everett
| Temat: Re: Alegorie Pią 12 Wrz 2014, 02:26 | |
| Może chęć uśpienia krokodylka została przez innych źle odczytana? Dziewczyna nie chciała mu zrobić krzywdy, jedynie go uspokoić, uciszyć.. a co lepiej działało jak parę minut snu? Widocznie jednak los zgotował Stefankowi inny tok wydarzeń. Zabawne, ale Tanja już w myślach zaczęła o nim myśleć jak o Stefanku. Chyba polubiła to imię. Spojrzała na Daemona z wyrzutem, gdy tak odbił jej dłoń. Po chwili namysłu trochę przyznała mu rację, ale nie powiedziała tego na głos. Rozmasowała nadgarstek, patrząc jak chłopak podchodzi do krokodyla. Fakt, nie przemyślała sprawy, że skoro są tu małe to musi być i mamusia. Puściła mimo uszu uwagę chłopaka odnośnie jej tyłka. Skryła pod ciemnymi włosami lekki rumieniec na policzkach, mając nadzieje, że Michael tego nie słyszał. Dziewczyna mimo sympatii do krokodylka musiała przyznać, że chyba wypadało by go uwolnić. Tylko jak i kiedy? Westchnęła tylko. Oczywiście ona będzie musiała się nim zająć i potem to ona będzie winna wszelakich kłopotów. Miała już dość robienia za kozła ofiarnego. Odebrała od Blackriversa Stefanka, uspokajając go kojącym szeptem. Wpłynęli na pełne jezioro, które było.... skute lodem. Niezły początek. Tanja stanęła obok Michaela, posyłając mu zaskoczone spojrzenie. -Nie mam bladego pojęcia, jak się tym steruje... chociaż.. kiedyś widziałam jak się kieruje samochodem, może to coś podobnego. -chwyciła ster z jednej strony i dokonała lekkiego odbicia w prawo. Ciekawe, czy to działo na tej samej zasadzie. -Może potraktuj je zaklęciem jak wiosła? -zaproponowała, ale zaraz usłyszała swoje imię. Podniosła głowę, gdy Tanesha ją zawołała. -No tak, albo spalimy statek albo go przedziurawimy... Rubin, nie plątaj się pod nogami, jasna cholera. -zrugała fretkę, wyciagając różdżkę. -Może Ty rozwalaj lód, a ja postaram się rzucać Reducto na te wielkie kawałki. Lepiej by nic nam nie podziurawiło żagli. -mruknęła Tanja. -Daemon, może nam pomożesz? -rzuciła do Ślizgona, mając na uwadze, by pomóc jakoś Michaelowi ze sterem. Nie dało się pomagać w dwóch miejscach jednocześnie. |
| | | Sponsored content
| Temat: Re: Alegorie | |
| |
| | | |
| Pozwolenia na tym forum: | Nie możesz odpowiadać w tematach
| |
| |
| |