|
| Magia Lecznicza - Katherine Wilson | |
| Autor | Wiadomość |
---|
Gość
| Temat: Magia Lecznicza - Katherine Wilson Sro 13 Sie 2014, 11:09 | |
| Nieco na tyłach obozowiska, w bliskim sąsiedztwie ze strumykiem, późnym popołudniem miało miejsce... małe zamieszanie. Lewitujące fiolki oraz słoiki, z barwną zawartością, wirowały w powietrzu, samowolnie wyskakując z kufrów i zajmując miejsce w szeregu na rozłożonym stole. Za nimi ustawiały się bandaże, sterylne gazy, a nawet puzderko z narzędziami chirurgicznymi prosto ze świętego Munga. Wszystkim dyrygowała filigranowa czarownica, nie do końca znana podopiecznym Hogwartu. No, chyba że ktoś miał okazje się natknąć na aurorów obecnych przez ostatni miesiąc w zamku, ale tylko tylko wtedy, kiedy wyraźnie... łamał regulamin i włóczył się po nocach bądź po Zakazanym Lesie. Katherine spokojnymi machnięciami różdżki, zapewniała kolejnym składnikom miękkie lądowanie. Na wydzielonym terenie dymiły się już dwa kotły, dzięki uprzejmości profesor Lacroix. Kawałek dalej, miejsca dla siebie szukały nosze. Nie było standardowych ławek, uczniowie musieli na chwilę przysiąść na leżankach. Czy coś jeszcze przykuwało uwagę? Ach tak! Pare szkieletów anatomicznych machało do każdego zbliżającego się ucznia, kilku z nich nawet dźgało zaczepnie. No ale czy ktoś miałby za złe kupie ożywionych kości? |
| | | Henry Lancaster
| Temat: Re: Magia Lecznicza - Katherine Wilson Sro 13 Sie 2014, 13:22 | |
| Nie mógł przegapić takich zajęć. Magia lecznicza na obozie? Nie miał pojęcia, że będą takie lekcje. Puchon trochę pobladł czytając nazwisko osoby prowadzącej. Był pewien, że to jakiś uzdrowiciel zrobi im wykład i zademonstruje działanie zaklęć. Pięc razy powtórzył sobie, że nie ma czym się przejmować i z pogodną miną znalazł się w odpowiedniej części obozu. To obóz, a nie przesłuchanie. To też musiał sobie przypominać co parę chwil. Po drodze Henry został dźgnięty przez kościotrupa, którego z początku nie zauważył. Zemścił się i też go dźgnął, a nawet zakręcił wokół własnej osi. - Dzień dobry pani Wilson. - uśmiechnął się do aurorki, która notabene przesłuchiwała go, dzięki czemu miał tę przyjemność ją poznać. Nie były to okoliczności miłe, bo Henry przecież był wówczas w stanie nie najlepszym psychicznie. Miał nadzieję, że teraz nie będzie żadnych wnikliwych spojrzeń ani poruszania tematu jego wypadku. Po przywitaniu się z aurorką, zwinął się w tył, aby nie prowokować do pogawędek. Rozejrzał się wokół, witając z uśmiechem latające nosze. Ktoś będzie się kładł na nich i będzie trzeba go przetransportować, nie uszkadzając go przy tym? Był ciekaw czy czegoś nowego się nauczy. Nie przychodził tutaj zielony, znał pewne podstawy, czym mógłby się wykazać przy okazji. Nie zmieniało to faktu, że wolał stać bardziej z boku. Porwał do siebie kościotrupa i złapał go za kość. Uczył go przybijać piątkę i "żółwia", z czego miał większy ubaw niż zaczarowany stos kości. Nie podtrzymywał rozmowy (z aurorką, nie z kościami) ani też nie doprowadzał do niej. Nie mógł nic poradzić, że miał uraz do pani Wilson. Była wtedy miła, nawet bardzo, chociaż traktowała go tak... rzeczowo, śmiertelnie poważnie niczym sędzia w Wizengamocie. Najadł się wtedy mnóstwo stresu, więc wybrał stanie na uboczu i wyginanie piszczeli modelu pod różnym kątem. |
| | | Luca Chant
| Temat: Re: Magia Lecznicza - Katherine Wilson Sro 13 Sie 2014, 15:53 | |
| Po południu postanowił odwiedzić ponownie odkryty rano strumyk. Tym razem szedł od strony lasu, trochę na około, na wszelki wypadek, gdyby jakiś Puchon go zauważył i koniecznie chciał być nadmiernie towarzyski. Po kilkunastu minutach marszu usłyszał szmer wody, a chwilę później szedł już na bosaka dnem płytkiej strugi. Stopy przyjemnie zapadały się odrobinę w piasek, buty związane sznurówkami dyndały mu przy pasku, a Luca Hercules Chant bawił się, odrywając listki lawendy z gałązki. Już poprzedniego dnia zauważył, że flora była tu nieco inna, niż w okolicach Hogwartu czy w pobliżu domu. Musieli znajdować się spory kawałek dalej. Dreptał tak już dłuższą chwilę, gdy z zamyślenia wyrwał go dźwięk szkła uderzającego o szkło. Podniósł głowę i zdziwiony ujrzał lewitujące w powietrzu butelki. W tym odcinku strumyk płynął jakby płytkim wąwozem, wąski pas drzew i obozowisko znajdowały się nieco wyżej. Wyszedł z wody, chwilę podreptał po bujnym w tym miejscu mchu i włożywszy skarpetki i buty, wspiął się na wał. Czyżby pani Pomfrey rozkładała tu swoje medyczne obozowisko? Zmarszczył brwi. To musiało oznaczać, że zajęcia będą o wiele mniej bezpieczne, niż wszyscy dookoła myśleli. Czy miało to związek z drugą częścią obozu, na którą nie pojawił się jeszcze plan zajęć? Może... po prostu nie będzie planu zajęć. Od początku wydawało mu się to dziwne. Skoro zorganizowano obóz mający nauczyć ich umiejętności przydatnych w niepewnych czasach, musiało być to coś nie do przeprowadzenia w szkole. Gdyby chodziło o zwykłe kilka godzin zajęć dodatkowych Dumbledore po prostu kazałby dopisać je do planu lekcji każdego domu. Może nie wszystko tutaj będzie takie, jakiego się spodziewali. Jednak drobna czarownica krzątająca się pomiędzy kociołkami nie przypominała Poppy Pomfrey. Może była to jej pomocnica od czarnej roboty? Podszedł bliżej i zatrzymał się na skraju kącika medycznego. W pierwszej chwili myślał, że jest to uczennica. Była drobna i miała delikatne rysy twarzy, jednak... Po chwili intensywnego myślenia rozpoznał w niej jedną z aurorów kręcących się w tym roku po zamku. Kiedyś prawie go zdybała, kiedy wybierał się na wycieczkę do Zakazanego Lasu. Czyżby były to dodane w ostatniej chwili zajęcia z magii leczniczej? Skinął głową aurorce i rzucił krótkie powitanie, a potem całą jego uwagę zajęły szkielety. Były wspaniałe. Marzył, żeby mieć taki w pokoju, biegał po targach staroci jak oszalały, bo cena nowego przekraczała jego wątłe możliwości. Zaraz podbiegł do jednego z modeli i zaczął się z nim bić o magicznie ożywione żebro. |
| | | Lily Evans
| Temat: Re: Magia Lecznicza - Katherine Wilson Czw 14 Sie 2014, 10:36 | |
| To było oczywiste, że ona, Lily, nigdy i za nic nie odpuści sobie zajęć z magii leczniczej! Ostatecznie przecież to właśnie było to, co chciała robić całe swoje dorosłe życie, czym zajmowała się najpilniej przez ostatnie lata i w stosunku do czego przejawiała jeszcze bardziej nienasyconą ciekawość nić wobec innych rzeczy. Dźwigając na ramieniu swoją nieodłączną torbę, pojawiła się na skraju lasu, doceniając radosne szemranie niedalekiego strumyka. Musiała wykonać kilka gwałtownych manewrów, aby uniknąć latających w powietrzu fiolek, a jedne z noszy podłożyły jej bezczelnie nogę i gdyby nie wrodzona gracja i spostrzegawczość, zapewne zaliczyłaby bliskie spotkanie z podłożem i może nawet z uczestnika zajęć stałaby się ich przedmiotem. - Dzień dobry, pani Wilson. – zwróciła się do aurorki, której imię widniało na rozkładzie zajęć i zaśmiała się przyjaźnie na widok dwóch zabawiających się z kościotrupami kolegów. Jeden z modeli machnął do niej przyjaźnie dłonią, jakby także zachęcając ją do zabawy, ale ona skierowała się do jednego z płóciennych posłań i przysiadła na jego brzegu, czekając na dalszy rozwój sytuacji. |
| | | Wanda Whisper
| Temat: Re: Magia Lecznicza - Katherine Wilson Pią 15 Sie 2014, 13:01 | |
| Wanda nie była zadowolona z tego, że jednak trafiła na obóz. Nie po tym co ostatnio w jej życiu się wydarzyło – chodziło mianowicie o śmierć jej ojca, ukochanej osoby, która ostatnimi laty ciągle jej doglądała, rozwiązując praktycznie wszystkie jej problemy. Dowiedziała się jak zwykle od brata, to on informował ją o wszystkim co działo się złego w ich rodzinie. Z początku nie chciała wierzyć w co się stało, jednak gdy spojrzała na Doriana doskonale wiedziała, że nie kłamał. Potem był ból, łzy i cierpienie. Wanda niewiele pamięta z tych dni kiedy to przeleżała samotnie w domu, w łóżku ojca rozpamiętując każde słowo czy gest jakim ją obdarzył. Depresja w jaką wpadła nie malała, a wręcz pogłębiała się z dnia na dzień. Do tego wymowna wyprowadzka jej brata, który również nie miał łatwo. Ciężka sytuacja nie pozwalała Wandzie na normalne funkcjonowanie, dlatego też postanowiła zrobić coś ze swoim życiem i wybrać się na ten obóz dla uczniów Hogwartu. Pozostał jej ostatni rok w szkole dlatego też chciała wykorzystać go jak najlepiej. Chociaż, przez myśl przebiegł jej pomysł z opuszczeniem szkoły i uczeniu się magii na własną rękę. Było to jednak chwilowe, w końcu ojciec chciałby żeby ta ukończyła szkołę z wyróżnieniem. Więc… pozostało jej wyjechać na obóz z innymi. Nie mając za bardzo pomysłu na to czym mogłaby się zająć, postanowiła pójść na zajęcia z magii leczniczej. Skoro wszyscy wokół niej umierali to może przyda się jej wiedza na temat tego jak kogoś uleczyć? Skierowała się powolnym krokiem do miejsca gdzie to się wszystko odbywało, zerknęła na tabliczkę z nazwiskiem czarownicy, która to organizuje i powlokła się za innymi, którzy będą uczestniczyć w tym wydarzeniu. Nie zwracając uwagi zbytnio na strój – ubrała się w czarną sukienkę z kołnierzykiem, bez makijażu przystanęła niedaleko kolejnego kościotrupa. Wcześniej jednak skinęła głową na powitanie do nauczycielki jak i do reszty uczniów, których oczywiście kojarzyła. Nie odezwała się jednak ani słowem. Nie była pewna czy przypadkiem z jej ust nie ujdzie zdławiony szloch.
|
| | | Gość
| Temat: Re: Magia Lecznicza - Katherine Wilson Pią 15 Sie 2014, 22:21 | |
| Henry'ego, który pojawił się jako jeden z pierwszych, Katherine powitała zatroskanym uśmiechem, aczkolwiek nie wracała do dla niego na pewno bolesnych wydarzeń z ostatnich miesięcy. Nie po to tutaj była. Jeszcze przez chwilę śledziła kolejne sylwetki, które nieco nieśmiało przystawały gdzieś na skraju wydzielonego terenu. - Dzień dobry, moi drodzy. Jak wiecie, magia lecznicza jest bardzo obszerną dziedziną. Bierzmy się więc do pracy, gdyż czas mamy ograniczony. Na dobry początek... Nie dokończyła celowo, gdyż dokładnie w tym momencie jeden z kościotrupów zakręcił się wokół własnej osi i... jak długi padł na nosze, które znalazły się za nim na chwilę przed tym, jak stracił przytomność. I przestał się ruszać. Katherine podeszła bliżej, zachęcając pozostałych, aby uczynili to samo. - Połamane kości. I brak przytomności. Jakie zaklęcia, zioła i eliksiry pomogą nam w takim przypadku? I... Czy ktoś z was może wie, jak usztywnić nasze złamanie? Nie okłamujmy się, magia jest nam naprawdę pomocna, ale nie oszukamy nią biologii w każdych aspektach. |
| | | Luca Chant
| Temat: Re: Magia Lecznicza - Katherine Wilson Pon 18 Sie 2014, 15:39 | |
| Zachwycał się manekinami, co chwilę z zazdrością spoglądając na aurorkę. Dlaczego miała ich tyle, a on ani jednego? Kiedy usłyszał, że lekcja się zaczyna, odrzucił na bok zazdrość i podszedł do leżącego szkieletu, uważnie słuchając nauczycielki. Od razu spoważniał, wyprostował się i zaczął intensywnie myśleć. Mógł wykorzystać swoją wiedzę w praktyce. Rozejrzał się dookoła. Na zajęcia przyszło tylko kilku uczniów, nie tak jak na te odnoszące się bezpośrednio do walki. Może to i dobrze, nie będzie zbędnego zamieszania i hałasu, które tutaj mogłyby tylko przeszkadzać. Przyjrzał się pacjentowi. Usztywnienie kości było czymś, czego mugole uczyli się nawet w szkole. Kiedy ukończył mugolską podstawówkę i rozpoczął naukę w Hogwarcie był chyba trochę za młody, żeby przejmować się takimi rzeczami, ale matka zadbała, by znali chociaż podstawy pierwszej pomocy, gdyby coś miało im się przydarzyć w lesie. Później sam uzupełnił tę wiedzę, czytając mugolski podręcznik i wiele książek ojca o zarówno czarodziejskim jak i nieczarodziejskim leczeniu ziołami. W szkole uczyli się robić uzdrawiające eliksiry. Ale w tej chwili musieliby go uwarzyć, a to mogło zająć nawet dwa dni. Nikt się nie odzywał, więc postanowił sam rzucić jakąś propozycję. - Można zastosować żywokost na złamanie. - Odezwał się cicho. - Ocucić podtykając materiał nasączony amoniakiem pod nos. Albo olejkiem z mięty polej. I usztywnić złamanie stosując prawo Potta, zabandażować złamaną kość i dwa sąsiednie stawy razem z na przykład patykami. Nie wiedział do końca, czym dysponowali. Na pewno była lepsza, łatwiejsza odpowiedź ale akurat to przyszło mu do głowy. Przedłużająca się cisza i brak odpowiedzi z czyichkolwiek ust denerwowały go. |
| | | Wanda Whisper
| Temat: Re: Magia Lecznicza - Katherine Wilson Wto 19 Sie 2014, 22:30 | |
| Dziewczyna to raz zerkała na swoich kolegów uczestniczących w zajęciach to potem spoglądała na nauczycielkę. Nie wyglądała zbytnio na przejętą tym co się dzieje wokół niej, była bardziej zamyślona i apatyczna, więc tylko słuchała pobieżnie tego co mówiła Kath. Kiwnęła głową na znak, że w ogóle rozumuje, że jeszcze jest wśród żywych i tylko przeniosła spojrzenie z twarzy kobiety na kościotrupa, który przez chwilę poczuł bluesa, a zaraz padł jak trup [no proszę.] na nosze. Dziewczyna zachęcona gestem czarownicy podeszła czym prędzej by obserwować dalsze jej poczynania. Wzrokiem przesuwała powoli po wszystkich kosteczkach, aż natrafiła na wzrok swojego kolegi z grupy, który zaraz to się odezwał odpowiadając tym samym na pytanie kobiety. Wanda nawet nie zamierzała otwierać jadaczki, bo tak naprawdę mało interesowało ją w tej chwili co trzeba zrobić gdy jakiś dziadek złamie nogę. Nie myślała racjonalnie, nie chciała tutaj przebywać, czuła się paskudnie. Najchętniej poszłaby sobie stąd, wróciła do domu, czy poszła na cmentarz, gdzie mogłaby porozmawiać ze swoim ojcem. Teraz jednak spuściła głowę, wpatrując się w czubki swoich butów i by nie wyjść na niegrzeczną po prostu odsunęła się na bok, robiąc przy okazji więcej miejsca dla swoich kolegów, którzy wraz z nią uczestniczyli w zajęciach. Wolała na razie się nie odzywać, chyba, że faktycznie będzie trzeba coś powiedzieć. Bała się jednak, że kiedy przyjdzie ta chwila to jedyne co wypłynie z jej ust to głęboki żal po stracie taty, niż skład lekarstwa na ból głowy. Milczała więc dalej mając w duchu nadzieję, że nikt się do niej nie przyczepi tylko dlatego, że nie otwiera buzi. Oby.
|
| | | Lily Evans
| Temat: Re: Magia Lecznicza - Katherine Wilson Sro 20 Sie 2014, 11:26 | |
| Chociaż te zajęcia jak najbardziej odpowiadały zainteresowaniom Lily, jej uwaga w dużej mierze skupiała się na Wandzie. Czytywała Proroka, wiedziała co się stało i choć nigdy nie trzymała się z dziewczyną specjalnie blisko – współczuła jej. Zbyt wiele było ostatnio śmierci, za dużo rozbitych rodzin i osób niepotrzebnie osieracanych. James, Dorcas, teraz także i jej krukońska koleżanka. Zamiast skupić się na szkieletach i metodach leczenia złamań, podeszła ostrożnie w kierunku Wandy i ujęła na moment jej dłoń, nie mówiąc nic, zupełnie nic. Bo nie potrafiłaby chyba znaleźć słów? Współczuję Ci? Moje kondolencje? Wiem jak się czujesz? Nie, to wszystko było puste i niepotrzebne. Ale chciała dodać dziewczynie jakoś otuchy, pokazać, że nie jest sama. Poza tym, czasem wystarczy być, może to właśnie jedna z takich sytuacji. - Jeśli chodzi o zaklęcia, to do przywracania przytomności służy enervate, czasem jednak lepiej się zastanowić, czy omdlenie nie jest reakcją obronną ciała na choćby zbyt intensywny ból. Kończyny usztywnia się za pomocą tegeuatu, a regenerację kości przyspiesza najlepiej esgrymeje. – wyrecytowała z pamięci, głosem spokojnym i wyważonym. Nie potrafiłaby pewnie zastosować wszystkich tych zaklęć skutecznie, ale teorię znała doskonale. Przeczytała chyba wszystkie dostępne w Hogwarcie książki traktujące o magii leczniczej, wychodziła z założenia, że jak człowiek wie jak coś zrobić, to jest o krok bliżej do tego, żeby ostatecznie daną czynność opanować. I chyba miała rację, jeśli o to chodzi.
|
| | | Poppy Pomfrey
| Temat: Re: Magia Lecznicza - Katherine Wilson Pon 25 Sie 2014, 09:40 | |
| Podwinęła poły munduru zawodowego, kierując się w okolice, gdzie trwała lekcja z magii leczniczej. Włosy związane w ciasny kok nie przeszkadzały, znowuż fartuch lśnił czystością. Pierwsza zasada magomedii: perfekcyjna czystość. Powitała paru uczniów skinięciem głowy oraz szybkim " dzień dobry, młodzieńcze", "witaj, złotko". Znajdując się już na miejscu, posłała uśmiech młodym uczniom i kobiecie, prowadzącej zajęcia. - Dzień dobry. Pani Wilson, jest pani wzywana pilnie przez panią Odinevę. Zastąpię panią. - uśmiechnęła się życzliwie, zerkając na zebranych uczniów. Przyglądała się im z matczyną czułością lecz również sokolim wzrokiem, taksując ich od góry do dołu. Pożegnała aurorkę uprzejmym uściskiem w ramię i poprawiła swój fartuch. - Macie tutaj urocze szkielety... pozwólcie, że przystąpimy do praktyki. - wyjęła z kieszeni różdżkę i machnęła nią zgrabnie w powietrzu pobudzając szkieletowych jegomości do życia. Cała czwórka zeszła się na środek "sali", przodem do uczniów. Ukłoniła się nisko, co wyglądało zabawnie. Następnie usiedli na podsuniętych drewnianych krzesełkach. Poppy podeszła do nich i wypowiedziała po kolei, cztery zaklęcia. Fantomy zostały uszkodzone. - Nasi przyjaciele zostali ranni, drodzy uczniowie. Waszym zadaniem będzie naprawienie kości. Za waszymi plecami są niezbędne chemikalia. Uważajcie proszę, kochani. Koledzy są zaczarowani. Jeśli będziecie mało delikatni, będą szczękać głośno zębami na znak, że coś ich boli. - machnęła pierwszy z brzegu szkielet, który zazgrzytał zębiskami wystarczająco głośno, aby odbijało się to echem w lesie. Dostępne były wszelakiej maści eliksiry znieczulające, nawilżające, regenerujące, latające nosze, bandaże, fartuchy, rękawiczki, koce, a nawet miękkie poduszki przeznaczone oczywiście dla "pacjentów".
Szkielet nr 1. Złamany na dwie części piszczel lewej ręki oraz skręcony nadgarstek. Kości pobrudzone błotem. Szkielet nr 2. Zraniona rzepka prawej nogi. Pacjent szczęka zębami cały czas. Oprócz rzepki podejrzanie wygląda kostka tej samej nogi. Kości pobrudzone ziemią. Szkielet nr 3. Wybity ząb trzonowy, kość ręki jest galaretowata + szczękanie zębami. Szkielet nr 4. Złamana ręka, brak kości piszczelowej + szczękanie zębami.
- Do dzieła! Nie bójcie się pytać, korzystać z eliksirów i dostępnych ksiąg. - uśmiechnęła się do czwórki uczniów pozwalając, aby samodzielnie wybrali swych "pacjentów". |
| | | Henry Lancaster
| Temat: Re: Magia Lecznicza - Katherine Wilson Pon 25 Sie 2014, 15:26 | |
| Henry gapił się sceptycznie na szkielety. Podszedł do tego, którego wcześniej dźgał, czyli do szkieletu z numerem 2. Dźgnął go na próbę, a ten szczęknął głośniej. - No siema. - podrapał się w głowę, bo trafiło mu się łatanie rzepek w kolanie. - Musiałeś koleś nieźle oberwać... - zagadał, wcale ale to wcale nie czując zażenowania z tego, że gada do stosu szczękających kości. Henry kucnął i wyprostował nogę "pojękującego pacjenta", oglądając ze wszystkich stron poluzowaną rzepkę. - Nie ruszaj się z miejsca koleś. - wskazał paluchem na niego i poszedł trochę dalej w poszukiwaniu jakiegoś eliksiru. Uśmiechnął się do całej trójki, bo każdego znał, przynajmniej z widzenia. Z Luca dzielił nawet namiot. Wyminął ich i nachylił się nad stołem z eliksirami. Wziął wodę utlenioną i bandaż i wrócił do szkieletu numer dwa. Jego chudą nogę położył na drugim krześle, wysłuchując przy okazji tyrady jęków szczególnie przy Tegeuatu, które unieruchomiło mu kończynę od uda do stopy. Wylał na jego kolano wody utlenionej i przetarł je z ziemi, odsłaniając biel kości. - Ditauarrie. - zaklęcie owionęło całą rzepkę przez co "pacjent" zaczął jeszcze głośniej szczękać i hałasować, przeszkadzając Henry'emu w pracy. Dźgnął go, aby siedział cicho, ale ten robił swoje. Wciąż szczękał, głośniej niż dotychczas. Wybita rzepka powoli przemieszczała się na swoje miejsce, a żuchwa pacjenta non stop hałasowała. - Oj, nie szczękaj tak! - wywrócił oczami, bo nie robił przecież nic złego! To tylko szkielet, a nie żywa osoba. Henry nic nie myślał o środkach znieczulających ani ułożeniu "pacjenta" na noszach. Problem w tym, że musiał powtórzyć zaklęcie, co się nie spodobało kolesiowi. Pozostawił więc działające wciąż zaklęcie i zajął się kostką. Zużył połowę wody z butelki, aby pozbyć się ziemi z kostki. Pomacał ją z kilku stron i oparł głowę o rękę, a łokieć o zgięte swoje udo. Dopóki szkielet nie przestanie szczękać, a zaklęcie lecznicze nie przestanie goić rzepki, nie mógł zająć się kosteczkami stopy. |
| | | Mistrzyni Alpacalipsa
| Temat: Re: Magia Lecznicza - Katherine Wilson Pon 01 Wrz 2014, 14:42 | |
| Ktoś jeszcze pojawił się na miejscu zajęć, gdy Katherine została wymieniona na panią Pomfrey. Wysoki, poważny mężczyzna przeczesywał wzrokiem grupę uczniów, niebieskie oczy wyrażały zaniepokojenie i napięcie, jakie przechodziło przez wszystkie jego mięśnie. Zajęcia dopiero się zaczęły, a tu takie komplikacje. Diarmuid Ua Duibhne uchodził za człowieka opanowanego, uchodził za idealistę i bałaganiarza, choć w szale papierów latających po jego gabinecie w Biurze Aurorów zawsze panował bliżej nieopisany, chaotyczny ład. Być może jedno wyklucza w naturze drugie, jednak właśnie takim człowiekiem był szef brygady uderzeniowej. Chaotycznym w otaczającym go ładzie. Nie lubił jednak, gdy ład ten wymykał się spod kontroli, a jakakolwiek ingerencja sił trzecich w organizację obozu i uczestniczących w nich uczniów stanowiła dla niego nieprzyjemny zewnętrzny bodziec, podpowiadający, że niedługo stanie się coś niemiłego. Powiecie pewnie, że przesadza i jest nadwrażliwy, jednak w jego fachu ta nadwrażliwość, ta przesada i daleko idąca ostrożność były w cenie. Ratowały życia. Pomysł odstawienia panny Whisper do Londynu nie podobał mu się ani trochę, cóż mógł jednak poradzić na decyzję Dumbledore’a? Nie krył niezadowolenia, gdy mijał uczniów, wypatrzywszy wreszcie panienkę Wandę, stojąca jak samotna, smutna figurka z tyłu grupy. Czuł gniew, a pięści zaciskały mu się bez silnie; to dziecko przeszło wystarczająco dużo, a teraz jeszcze to. Nikt nie widział jak auror podchodzi do dziewczyny, jak chwyta ją za ramię i spokojnie wyprowadza z pomieszczenia. Zadbał o to, zadbał jednym, krótkim zaklęciem, zadbał dobrą myślą, nakazująca mu chronić Krukonkę przed ciekawskimi spojrzeniami, przed plotkami, przed kolejnym ciężarem na karku. Chwali się, panie Ua Duibhne, chwali tą daleko idącą troskę o uczniów. Jeszcze będzie z pana pedagog! Zgodnie z życzeniem Dumbledore’a i zgodą, wyrażoną przez prawnego opiekuna panny Wandy Whisper, jej brata, Doriana Whispera, panienka Whisper została w trybie natychmiastowym usunięta z terenu obozu. Oddelegowana do zadania dwójka aurorów odstawiła dziewczynę pod same drzwi Świętego Munga, pilnując, by trafiła do sali na oddziale, na którym jej brat leczył usunięte kości i zbrukany honor, cierpiąc ze względu na nieprzyjemności związane z uszkodzeniem powyższych. |
| | | Lily Evans
| Temat: Re: Magia Lecznicza - Katherine Wilson Wto 02 Wrz 2014, 13:03 | |
| Lily bez zbędnej zwłoki podeszła do szkieletu, który znajdował się najbliżej niej. Wypadło akurat na nr 4. Uśmiechnęła się przyjaźnie do nietypowego pacjenta i dokładnie zbadała go wzrokiem, identyfikując obrażenia. A więc złamana ręka i brak kości piszczelowej? Zamyśliła się lekko, muskając palcem wskazującym usta, aby po chwili przygryźć w typowym dla siebie odruchu dolną wargę. - Wiem, że boli. Zaraz postaram się coś na to poradzić. – odezwała się uspokajającym tonem do leżącej przed nią kupki kości, którą postanowiła jednak traktować jak prawdziwego pacjenta. Leczenie dwóch różnych obrażeń związanych z kośćmi, nie było takie proste. Nie należało podawać mieszanek eliksirów, z tego mogło wyjść coś znacznie gorszego niż pęknięta ulna. Podeszła do stolika, na którym pielęgniarka wyłożyła medykamenty i wybrała eliksir uśmierzający ból oraz Szkiele-Wzro. Tęsknie spojrzała na Coxossis, ale tym razem musiała obyć się bez tego. Wróciła do swojego pacjenta i podała mu odpowiednią dawkę substancji, która miała w efekcie sprawić, że ominie go cierpienie związane z brakiem i odrastaniem kości. - To powinno zaraz uśmierzyć ból, proszę wypić - Odczekała stosowną chwilę i kiedy kościotrup przestał w końcu szczękać zębami, podała mu kubek z ohydnie pachnącym i wyglądającym napojem. Cóż, nikt nie mówił, że lekarstwa muszą być smaczne. Prawdopodobnie nie byłoby nawet dobrze, gdyby tak to wyglądało. Widząc opory szkieletu, mruknęła wesoło: - Lepiej zatkać nos i przełknąć ohydztwo, niż skończyć bez dość potrzebnej do chodzenia kości. - Kiedy zadbała o sprawy najpilniejsze, przyjrzała się ręce trochę spokojniejszego pacjenta. Cóż, w tej chwili nie mogła wyleczyć jej całkiem do końca, ale była w stanie zadbać o to, aby niczego sobie nie poprzestawiał. Wyciągnęła różdżkę i skierowała ją na pękniętą kość. - Esgrymeje – mruknęła i po chwili dodała jeszcze – Tegeuatu – uśmiechnęła się do pacjenta i przysiadła przy nim. - Teraz musi Pan zostać tutaj na noc i przez tydzień się oszczędzać. Ale wszystko powinno być w jak najlepszym porządku. |
| | | Poppy Pomfrey
| Temat: Re: Magia Lecznicza - Katherine Wilson Pią 05 Wrz 2014, 17:39 | |
| Odczekała stosownie długo aż uczestnicy zajęć wybiorą sobie pacjentów i przystąpią do działania. Od czasu do czasu przeszła się wokół, stukając głośno obcasami. Nie przeszkadzała i uśmiechała się życzliwie ilekroć ktoś z dzieci postanowił obdarować ją uśmiechem. Kiwnęła głową przy Puchonie. - Panie Lancaster, nie traktuje go pan jak pacjenta. Odczuwa ból. Chyba pan o czymś zapomniał. - puściła doń oczko ufając, że zrozumiał przekaz na temat znieczuleń i środków uśmierzających ból. Szczękanie zębami to nic w porównaniu z żywym człowiekiem, bardzo cierpiącym dolegliwości. Z uznaniem kiwnęła głową wysłuchując podejścia panny Evans do szkieletu. - Świetnie sobie poradziłaś z zaklęciami. Zwróć uwagę, że niektóre leki można stosować również na skórę, jeśli nie doraźnie. - Poppy była z nich bardzo dumna. Dobrze im szło, wiedzieli mniej bądź bardziej co zrobić. Zrastanie kości nie jest łatwym zadaniem aczkolwiek miała przed sobą utalentowanych czarodziejów interesujących się magią leczniczą poza szkolnym programem zajęć. - Dziękuję wam wszystkim za przybycie. Na stole leżą broszury Leady Clinton na temat radzenia sobie ze stresem; mianowicie magomedyka nie polega tylko na łataniu ran i kości. Poczęstujcie się broszurkami i możecie wesoło biec na dalsze zajęcia. - szkielety ucichły i podniosły się z krzesełek. Ukłoniły się przed uczniami bardzo nisko w podziękowaniu za poświęcony czas.
| koniec lekcji, z tematu wytuptani wszyscy :) | |
| | | Sponsored content
| Temat: Re: Magia Lecznicza - Katherine Wilson | |
| |
| | | | Magia Lecznicza - Katherine Wilson | |
|
Similar topics | |
|
| Pozwolenia na tym forum: | Nie możesz odpowiadać w tematach
| |
| |
| |