|
| |
Autor | Wiadomość |
---|
Jared Wilson
| Temat: Re: Kwatera Główna Aurorów Sro 25 Lut 2015, 22:37 | |
| Panna Clinton była masochistką. Wilsona ciężko było polubić, bo on nie lubił nikogo, a przyjaciół dobierał z wielką ostrożnością. Ba, prawie nie miał tych zaufanych. Rzadko się zaprzyjaźniał. Nie potrzebował tego do szczęścia, bo miał inne zajęcia niż codzienne pytanie "Jak leci?" skoro go to nie interesuje. Clinton miała o tyle dobrze, że jeszcze nie przesadziła i mógł jej docinać i czekać aż w końcu ją zrani. Nie uciekała sama, gdy ją spławiał albo wyrażał się o niej negatywnie w towarzystwie. Non stop chodziła z wysoko uniesioną brodą. Przeklęta była Gryfonka. A mawia się, że uczeń Gryffindoru i Slytherinu nie zawrze nigdy porozumienia. Jego dzieci były znane w Ministerstwie. Nie tylko bo miały ciemny kolor skóry, ale i dlatego, że go odwiedzały nie jeden raz. Jared zawsze otwierał przed nimi swój gabinet, nawet wtedy, gdy był zarobiony po uszy albo prowadził zebranie. Przerywał wtedy wszystko i zapraszał pociechy do środka, pytając o samopoczucie. Stąd kilku aurorów kojarzyło dwójkę słodkich maluchów, które łaknęły towarzystwa ojca i odwiedzały go w pracy. I chociaż ich rodziciel był nienawidzony w Ministerstwie i wielu nie chciało mieć z nim do czynienia, do jego dzieci odnoszono się ciepło. Niech ktoś spróbowałby na nie krzywo spojrzeć... Ta dwójka była dla niego najważniejsza, chociaż tego nie okazywał. Miał niebo na ziemi, ale tego nie doceniał niesiony odwieczną zemstą, która zabijała go od dwudziestu pięciu lat. To powolna, przewlekła i trudna śmierć. W końcu się wściekła i ciskała w niego błyskawicami. Nie twierdził, że się spoufalają. On tylko szedł do biurka naprzeciw, a Sofia stała mu na drodze. To oczywiste, że musiał się przed nią zatrzymać na krótką lub dłuższą chwilę i ją wyminąć. Sofia miała brudne myśli, skoro widziała w tym spacerku coś, czego nie było. Przynajmniej jeszcze. Jego gburowate serce nie reagowało już na kobiecą bliskość. Odwykło. - Nie wiem o czym mówisz, Sofi-ja. Nawet ciebie nie dotknąłem. Wydaje ci się. - kpił dalej. Oboje wiedzieli, że specjalnie przespacerował się tuż obok niej, ale oficjalnie Wilson był święty jak aniołek. Co innego patrzenie na biust, a co innego nawiązywanie kontaktu fizycznego. I co innego nieczyste myśli, których nie powinien mieć skoro formalnie miał jeszcze żonę. Z szacunku do niej powinien zachować chłodny umysł, a robiło się to coraz trudniejsze. Przez siedem lat nie spojrzał na tę pannicę inaczej niż na przerośniętego chochlika kornwalijskiego, bo po pierwsze, był grubo starszy, po drugie, nie miał czasu, po trzecie, był żonaty. Teraz zmieniło się to ostatnie i Sofi-ja zaczęła go drażnić swoimi perfumami. Trzymał przez chwilę rękę w powietrzu po tym jak mu wyrwała dokumenty. Niepoprawnie wychowana. Chyba nie pojęła, że Wilson mówił poważnie. Miał ją awansować. Nie poprzez łóżko, chociaż nie miałby nic przeciwko temu, a ze względu na jej umiejętności. Teraz zaczął temu wątpić. - Zajmiesz się czymś zamiast mi tu ględzić o uczestniczeniu w bitkach. - wzruszył ramionami (cholera jasna, co się ruszył to go rozrywało od środka na strzępy pomimo maści znieczulających) i schował różdżkę do kieszeni. Kontynuował sprawdzanie papierów i odnoszenie ich do mapy Wielkiej Brytanii. Zatrzymał się w połowie drogi do mapy, słysząc ostre słowa podwładnej. Czy on musi ją zamknąć w patrolu w Azkabanie, żeby w końcu powściągnęła cięty język czy wystarczy jak pójdzie z nią do łóżka? - Jeśli jeszcze raz wysuniesz groźbę pod adresem swojego szefa, będziesz przez trzy miesiące pilnować dementorów. - mówił serio. Nie podobał mu się ton tej małolaty. Nikt nie chciał siedzieć przy dementorach i więzieniu. Tkwienie tam było najpopularniejszą i najokrutniejszą karą dyscyplinarną za drobne i większe przewinienia pracowników, którzy uniknęli zwolnienia. Wilson był tam tylko raz na początku swojej kariery, gdy olał rozkazy swojego szefa. Od tamtej pory nauczył się słuchać wyżej położonych od siebie i teraz tego samego wymagał. Prowokowała go, żeby do niej podszedł i sprawdzić czy urwie mu rękę czy to tylko czcze pogróżki. Spojrzał na nią z ukosa i ostrzegał niemo, aby nie przesadzała. - Możesz się już stąd wynosić. - dodał "uprzejmie", bo skoro wypił jej kawę, doprowadził ją do szewskiej pasji, załatwił jej prowadzenie śledztwa to nic tu po niej. Wilson nie chciałby spełnić jej prowokacji. Ona też by raczej nie chciała. Mogłoby się to skończyć kraksą, a więc dlaczego jeszcze śmiała gapić się na niego tak buntowniczo? Jeśli chciała się przekonać czy spełni swoją groźbę, miała ku temu prostą drogę. Nie będzie potem zmiłuj, gdy po pierwszym dniu w murach Azkabanu będzie płakać i błagać o oddelegowanie. Wilson był chamem. Nie wolno o tym zapominać. |
| | | Sofia L. Clinton
| Temat: Re: Kwatera Główna Aurorów Sro 25 Lut 2015, 22:38 | |
| Fakt. Zosia nie była zwykłą kobietą. Miała dziwne upodobania, obracała się głównie w męskim towarzystwie, a jej przyjaciółką była sama Smoczyca. Może i nie była zbyt normalna, może to praca ją tak zmieniła, może nie każdy rozumiał jej zdziczałe poczucie humoru, ale Sofia miała w sobie coś, co ciągnęło do niej ludzi. Czasami potrafiła być miła i taka bywała, ale dla niektórych. Dla osób jej życzliwych, spokojnych, nie tych, które kradną jej kawę z rana. Nie podobało się jej to, że Wilson wykorzystywał sytuację, a potem jak gdyby nigdy nic zrzucał wszystko na nią, na jej niedopatrzenie, kiedy jego dziwne zagrywki uchodziły mu płazem. Ponownie zacisnęła zęby, a mięśnie zadrgały falami, kiedy ta usilnie starała się nie wydrapać mu oczu. - Oczywiście. Wydawało. – Powtórzyła za nim jak echo rozzłoszczona. Starała się opanować, chociaż krew ją zalewała kiedy widziała jak ten bezczelnie się uśmiecha. Był chyba z siebie zadowolony, ze udało mu się ją doprowadzić do takiego stanu, kiedy ta rozmyśla czy jego głowa ładnie wyglądałaby nad jej kominkiem. Fuknęła coś znowu, pod nosem chowając różdżkę za pasek spodni i zamrugała odwracając spojrzenie od starszego aurora, na którego w tej chwili nie miała po prostu ochoty patrzeć. Ponownie rozpostarła dokumenty dotyczące sprawy i tym razem skrupulatniej zaczęła czytać nagłówki i poszczególne akapity zatrzymując się przy ważniejszych wydarzeniach czy wnioskach. Nie wiedziała co robi Jared, bo skupiała się głównie na dokumentach. Podniosła wzrok dopiero wtedy kiedy Wilson ponownie się odezwał, już nie tak miło i słodko jak przedtem. Zrozumiała, że może odrobinę przesadziła, ale jakoś zbytnio się tym nie przejęła. Nie pokazała nawet, że ją to w jakikolwiek sposób obeszło, skoro nawet tak nie było. Pokiwała głową. - Naturalnie, szefie. Wszystko zrozumiałam i jeszcze raz dziękuję za możliwość wykazania się umiejętnościami. – Wyrecytowała na głos, spokojnym i wyważonym tonem akcentując słowo odnoszące się do jego pozycji. Nie miała nic przeciwko prowadzeniu tego śledztwa, zawsze coś nowego, można było się czegoś nauczyć, kogoś poznać. W Hogwarcie poza tym miała kilku znajomych – między innymi Francisa, który namiętnie męczył ją o rewanż oraz tego dziwnego Rosjanina, którego spotkała na początku roku w księgarni. Twierdziła od zawsze, że da się połączyć pracę z czymś przyjemnym, dlatego nie oponowała. Do Azkabanu nie zamierzała się jeszcze wybierać. Jeszcze nie, bo to kwestia kilku dni, tygodni czy miesięcy kiedy ponownie uda się jej wpakować tam jednego z popleczników Voldemorta. - Zaraz się stąd wyniosę, szefie. Prosiłabym jednak o oddanie mi kawy. – Powiedziała całkowicie na luzie, czując tylko jak chce się jej śmiać. Powstrzymywała się jednak dzielnie i dalej siedziała tak oparta o blat biurka mieląc w dłoni papierzyska. Jej mina mówiła wiele – coś w stylu Cholera, jestem tak bardzo rozbawiona, że zaraz rozgryzę Ci szyję – jej wargi owszem, wygięte były w półuśmiechu, natomiast oczy zdradzały, że ta dalej jest jak chmura gradowa. Oczekiwała kawy, bo to ona codziennie rano ją sobie zaparza, a ten jej ją podbiera. Niech sobie znajdzie jakąś durną asystentkę czy sekretarkę, a od niej niech się odwali. Mignęła jej przed oczami jego zwalista sylwetka, a ona przyuważyła rozdarty rękaw szaty. - Przydałoby się to naprawić. – Mruknęła melodyjnym głosem.
|
| | | Jared Wilson
| Temat: Re: Kwatera Główna Aurorów Sro 25 Lut 2015, 22:38 | |
| On nie chciał od Sofii słodkich słówek i uroczych uśmieszków, bo to było nudne i to dawała każdemu. Wilson chciał od niej coś, co zarezerwowane jest tylko dla niego. Ta wredna mina, wkurzanie się, czerwienienie, groźby i rzucanie nożami. Pomstowała na niego, wrzeszczała i życzyła najgorszego na swój sofi-jowy sposób, co go intrygowało i zaciekawiło. Dlatego chciał u niej wywoływać jak najgorsze odruchy wobec siebie, bo to było specjalnie dla niego. Nie przejmował się nią teraz. Wkurzyła się, urozmaiciła mu dzień, trochę poprzeszkadzała i wyszła z tego żywcem. A przy okazji pozbył się jednego śledztwa, które wlokło się za nim już parę miesięcy. Musiał skupić się na Whisperach, więc Everettów przekazał Sofii, aby miała gdzie dać ujście swojej energii. - Weź ze sobą Halla do tej sprawy. Trochę się obija w Hogwarcie. - dorzucił, ignorując zjadliwy ton na temat wykazania się swoimi umiejętnościami. Po chwili zapomniał o jej obecności, pochłonięty dokańczaniem sortowania. Poszło mu sprawnie, bo ramię przestało tak dokuczać. Wszystkie pionki zostały ułożone i były to aktualne położenia i ruchy Śmierciożerców. Wilson wyjął różdżkę i zaczął rysować na mapie nierówne koła, oddzielając od siebie po kilka pionków, dzieląc je na strefy, a strefy na kwadraty podpisane cyframi rzymskimi. Zdziwił się, że Clinton jeszcze stąd nie wyszła, skoro ją odesłał. Zerknął przez ramię i prychnął. - Przynieś mi taką jutro, to porozmawiamy wtedy o jej oddaniu. - powiedział i nie dało się nie zauważyć tajemniczego uśmiechu, który trwał raptem dwie sekundy. Coś knuł, ewidentnie nie miał czystych planów na nazajutrz, skoro już się umówili, że go odwiedzi i przyniesie mu świeżo zaparzoną mieloną włoską czarną kawę i to w swoim kubku. Po siedmiu latach wciąż ta sama gadka "Oddaj mi kawę, no oddaj, masz mi oddać, oddaj noo". A czy Wilson kiedykolwiek jej posłuchał? Właśnie. Zmarszczył krzaczaste brwi i podrapał się po zapuszczonej brodzie. Najpierw kazał przyprowadzić do siebie Clinton, a teraz nie mógł się jej pozbyć. Jerry zaczął rozważać zapakowanie jej do pobliskiego kominka i wysłanie do Honolulu. - Nie będzie naprawione. - bo nie miał już żony,która by się tym zajęła. Później, jeśli nie będzie miał już szaty roboczej na przebranie zmusi się do poszukania kogoś, kto nazywa się krawcową. Wilson nigdy nie umiał wyczarować nawet porządnego Chłoszczyść, a więc nie zabierał się nawet za naprawienie rozprutego rękawa. Schował lewe łapsko do kieszeni szaty i zaczął podpisywać ponumerowane kwadraty i sfery trudnymi do rozczytania nazwiskami. |
| | | Sofia L. Clinton
| Temat: Re: Kwatera Główna Aurorów Sro 25 Lut 2015, 22:39 | |
| Tak, można było tak powiedzieć. Tylko na niego wrzeszczała tak otwarcie z nieskrywana radością, życząc mu by jak najszybciej opuścił ten ziemski padół, by to ona mogła zająć jego miejsce. To on ją najbardziej wnerwiał ze wszystkich obecnych tutaj mężczyzn, to on jej działał na nerwy gorzej niż bolące odciski i to sprawiał, że miała ochotę przychodzić do pracy i bezczelnie śmiać się mu w twarz. Bo tylko ona mogła tak robić. Nikt inny. I się tym szczyciła. Cały czas, bo dlaczego by nie? Była dumna i z dumą obchodziła się wieloma sprawami. Takimi jak ta, że to właśnie Jaredowi podbiera dzień w dzień gazetę – tak właściwie to on kupuje dodatkowe wydanie, ale to inna sprawa. Teraz jej myśli zajęły inne rzeczy, trochę bardziej niepoważne, o których myśleć wcale nie powinna. Współpraca z Hallem? Uniosła łepetynę i tylko kiwnęła nią na znak zgody – tutaj nie miała zamiaru się wykłócać, bo do Alexa niby nic nie miała. Był dobrym kompanem podczas misji i całkiem zdolnym, więc w gruncie rzeczy mogła i pójść na taki układ. Były Gryfon nie będzie jej przeszkadzał w załatwianiu innych spraw – przecież ten będzie musiał się zając uczniami, skoro jest stażystą eliksirów – tym samym współpracując z Chantal, z którą ta była dosyć blisko. - Jasne. Wezmę go. – Potwierdziła jeszcze, co by nie wyszło, ze go nie słucha czy coś. Znowu zatopiła się w dokumentach, które po chwili wydały się jej wyjątkowo nudne i powróciła wzrokiem do Jareda, który stał przy wielkiej mapie i coś kreślił. Kółka, kwadraty? Uniosła jedną brew i przyglądała się zaciekawiona, na moment odrywając się zupełnie od sprawy Everettów. Jak urzeczona spoglądała również na twarz Wilsona, na której pojawił się, chociaż na krótko uśmiech. Poczuła dziwny skurcz w okolicach brzucha, jednak nie dała po sobie nic poznać. Poruszyła się tylko niespokojnie i chrząknęła. - Mam dość ograbiania mnie z mojej kawy, Wilson. Znajdź sobie jakąś panienkę, która będzie Ci ją rano parzyć. – Znowu powróciła do swojego poprzedniego, lekko zgryźliwego tonu i odsunęła się od blatu, podchodząc bliżej mężczyzny. Rzeczone papiery rzuciła na stół i westchnęła, chwytając między palce skrawek szaty czarodzieja przyglądając mu się krytycznie. - Zajmę się tym, byś nie wyglądał jak menel. Musisz coś sobą prezentować. – Burknęła niemal wyrzucając z siebie ów słowa i dobyła ponownie różdżki, którą stuknęła w bark czarnoskórego – lekko, by go nie skrzywdzić. Koniec orężu się zajarzył błękitnym światłem, a materiał szaty napiął momentalnie zszywając się. Tak sam z siebie, gładko, bez zająknięcia, bez bólu, bez niczego. Ot, użycie zwykłego zaklęcia użytkowego, które każda kobieta znać powinna. Trochę to zajęło, dlatego zanim Zofia się odsunęła mogła trochę poprzeszkadzać mu swoja obecnością, bliskością włoskiego ciała, zapachem drzewa sandałowego i tytoniu. Gdy zauważyła, że rękaw wygląda tak jak powinien uśmiechnęła się pod nosem zadowolona z efektów swojej pracy. - Bardzo proszę, Wilson. Teraz wyglądasz prawie jak człowiek.
|
| | | Jared Wilson
| Temat: Re: Kwatera Główna Aurorów Sro 25 Lut 2015, 22:39 | |
| Nie, nie mogła nic takiego robić. Nie miała prawa i testowała jego cierpliwość. Wilson mówił poważnie ostrzegając ją przed jej niewyparzonym językiem i konsekwencjami jej śmiałego zachowania. Drażniła go, ale nie na tyle, aby musiał traktować ją poważniej, co nie znaczyło, że ma prawo mu pyskować kiedy jej się żywnie podoba. Nie miał na myśli wdrażania tej dwójki do współpracy, bo nie był psychologiem zawodowym specjalizującego się w dbaniu o zdrowie psychiczne aurorów (ha-ha), tylko na rękę będzie mu pozbycie się Halla z Hogwartu. Biedak tkwił tam po uszy na pastwie Smoczycy i bandy rozwydrzonych dzieciaków. Wilson nigdy nie zrozumiał co u licha strzeliło młodemu do głowy, żeby pakować się w edukowanie młodzieży. Mało miał wrażeń na patronusie? - Po co mam szukać, skoro ty mi parzysz codziennie kawy i użyczasz swojego kubka? Powinnaś się cieszyć. Dbasz o szefa, aby miał siły gnębić podwładnych. - odparł tak samo obojętnie jak wcześniej. Nawet nie spojrzał na Sofi-ję, rozdzielając sektory do aurorów. Będą pod ścisłą i szczególną kontrolą. Wilson bardzo się cieszył, że minęły czasy, gdy to on musiał zapierdzielać po domach i marznąć na dworze dzień i w nocy, bo przełożony kazał mu patrolować. Teraz to on był przełożonym. Nie krył się z tym, że mu się to bardzo podobało. Zamknął ślepia i westchnął, opuszczając różdżkę. Wolał, aby się nim nie zajmowała, bo zajmowała się nim żona i Sofi-ja nie była odpowiednią osobą do jakiegokolwiek operowania wokół niego. Zacisnął zębiska i jeszcze raz westchnął. Otworzył oczy i korzystając z tego, że panna Sofi-ja tak chętnie pomagała mu prezentować się lepiej niż menel, zaczął w duchu prawić komplementy jej cyckom, które mógł teraz oglądać bez końca. Tylko dzięki temu nie narzekał i się nie wiercił, gdy szyła materiał. Nie podziękował za nic. Ba, wyglądał, jakby go tym zirytowała. - Prawie robi wielką różnicę. - schował różdżkę i zabrał segregator i raporty, a potem wyminął czarownicę i bez słowa pożegnania wyszedł z Kwatery Głównej Aurorów. Dzień jak co dzień.
[zt x 2] |
| | | Gość
| Temat: Re: Kwatera Główna Aurorów Sro 25 Mar 2015, 00:26 | |
| Jeden z aurorów nagle krzyknął, gdy mała strzałka ugodziła go w cztery litery. -Horris! Do cholery, co Ty robisz?!- Krzyczał na detektywa, który chyba przygotowywał się do kolejnego rzutu. -To był tylko błąd w założeniach. Miałem zamiar trafić w co innego.- Wytłumaczył się. Chwilę później rzutka wbiła się w czarną plamę na biurku wcześniej wspomnianego służbowego. -Abernat, może zajmiesz się czymś bardziej pożytecznym? Znajdziesz jakiegoś zabójce, albo dziewczynę... choć to drugie może być trudniejsze.- Dobiegł nagle głos niskiego jegomościa zza rogu. Był jakimś dziennikarzem współpracującym z biurem aurorów. -Nie ma ciekawego śledztwa. Ostatnio miałem okazje dostać sprawę mordercy z zaburzeniem tożsamości. Odnalezienie go było banalne, także nie dał wielkiego wyzwania. Nudzę się. Co do dziewczyny...- Rzucił kolejną strzałką w stronę pisarza, które wbiła się w ścianę przy jego uchu. O mały włos... -Myślisz, że nie potrafię? Ja nie robię tego bo... po prostu nie mam zamiaru. Wciąż dziwią mnie te założenia, że każdy powinien być z kimś. Po co?- Odparł spokojnie. -Aseksualny samotnik tego nie zrozumie.- Wtrącił jeden auror. Śledczy zawsze denerwował się słysząc pojęcie "aseksualny". Zawsze tak brat gadał. A on był całkowicie hetero! To, że ma ciekawsze zajęcia od romansów to nie powód do... eh, mniejsza. Szkoda rozwijać się na temat już wiele razy poruszany. Horris zdecydował opuścić towarzystwo i udać się do domu. Oczywiście jest w pracy, ale brak zajęcia, co zrobić? Wyjął papierośnice, wyciągnął fajkę, pudełeczko znów schował w kieszonce płaszcza, a końcówkę papierosa odpalił za pomocą różdżki. Lepsze niż zapalniczki, które ciągle gubił. Zaciągnął się dymem i ruszył do wyjścia z kwatery głównej, ale natrafił na Clinton. Kobietę o nazwisku podobnym do imienia jego brata. Co za ironia. -Witam.- Przywitał się szybko mając ochotę iść dalej, ale chyba to nie wszystko... |
| | | Sofia L. Clinton
| Temat: Re: Kwatera Główna Aurorów Sro 25 Mar 2015, 14:52 | |
| Nie, nie wszystko. To nie mogło być wszystko zważywszy na fakt, że Horris minął właśnie diabolo atrakcyjną kobietę, która dzierżąc miliard teczek z dokumentami tak ważnymi, że w głowie się nie mieściło wychodziła z jednej z niewielkich sal, w których odbywały się zazwyczaj przesłuchania naocznych świadków jakiś wydarzeń. Tym razem nie działo się nic nadzwyczajnego, zwykłe morderstwo przy użyciu czarnej magii, z czego sprawca oczywiście zwiał. Żadna nowość, ot, kolejny taki przypadek, który nasilał się w ciągu ostatnich kilkunastu tygodni. Wilson najprawdopodobniej nie będzie zadowolony z tego typu zdarzeń, ale co oni mogą zrobić? Nie dadzą przecież każdemu obywatelowi osobistej ochrony z przyczyn bardzo prostych – nie stać ich na to, a i aurorów z misji na misję jest coraz mniej. Z głową pełną myśli, z głodem nikotynowym przemierzała korytarze nie będąc świadomą tego co się aktualnie na nich dzieje. Miała iść do swojego stanowiska, po drodze zabrać jakąś kawę z automatu, a jedyne co zrobiła to wpadła na Abernata, który wcześniej zapewne obijając się zirytował resztę towarzystwa. Wpadła – dosłownie na wysokiego mężczyznę, który przewyższał ją co najmniej o głowę, chociaż ta dalej na stopach miała zgrabne szpilki, zwykłe dżinsy i białą, ewidentnie za dużą białą koszulę z podwiniętymi rękawami. Impet z jakim weszła na czarodzieja był mocny, gdyż wszystko co dotychczas znajdowało się w jej łapach zsunęło się z objęć kobiety i wylądowało z malowniczym plaśnięciem na podłodze, tuż przy stopach detektywa, który jak gdyby nigdy nic popalał sobie papierosa. Kuszący, nęcący zapach dymu omiótł młodą Włoszkę, która skrzywiła się niemal natychmiast – miała ogromną chęć na palenie, ale nie mogła z kilku względów. Starała się ograniczać fajki i dalej wmawiać znajomym, żeno przecież nie palę. Raz się udawało, raz nie. Dzisiaj miał yć dzień czystości. A przynajmniej od teraz. - Dammit. – Zaklęła w ojczystym języku temperamentnie i schyliła się zaraz by zacząć zbierać wszystkie dokumenty i papierzyska, które najpewniej pod wpływem upadku zwyczajnie się pomieszały. Zmarszczka między ciemnymi brwiami powiększyła się naznaczając gładkie czoło, a ciemne spojrzenie powędrowało na niewzruszoną twarz starszego kompana. - W budynku obowiązuje zakaz palenie. – Poinformowała go zjadliwie i z zazdrością, bo najpewniej sama chciała poczuć smak tytoniu w swoich ustach. Nie przyznała się jednak do tego tylko dalej zbierała wypełnione po brzegi karty pergaminu i składała je do poszczególnych teczek. Nie prosiła o pomoc, bo wiedziała, że jej nie otrzyma. Nastały takie czasy, że mężczyźni z roku na rok zapominają jak powinni zachowywać się względem kobiety, a i Sofia była ewenementem, która doskonale zdaje sobie sprawę z tego jaka jest. - Dlatego proszę o zgaszenie papierosa albo też wyjście na zewnątrz. – Dopowiedziała swoją kwestię kiedy wszystkie pliki znalazły się na swoim miejscu, a i ona wstała prezentując się w całej swojej włoskiej okazałości. Zmierzyła mężczyznę krótkim i bacznym spojrzeniem zastanawiając się też co ten tutaj robi.
|
| | | Gość
| Temat: Re: Kwatera Główna Aurorów Sro 25 Mar 2015, 20:52 | |
| A to dziwne, że akurat na niego wpadła. Czyżby płaszcz Abernata miał tak silne działanie magnetyczne, że wszystkie kobiety ciągle się z nim zderzały? Dziwne. No nic. Tym razem owej osóbce wyleciały wszystkie papiery i musiała je na nowo zbierać. Zdążył przeczytać nagłówki niektórych kartek. Nie znalazł nic ciekawego, więc też nie śpieszył się do pomocy. Bo po co? Może to mało uprzejme, itp. ale czego się po nim spodziewać? Usłyszał włoski? Chyba tak, bardzo "barwne" słowo, które nie brzmiało tak źle jak po angielsku. Kim była młoda dziewczyna? Ah, Sofia. Teraz ją rozpoznał. Jej miłe słowa trafiały prosto w martwe serce detektywa. -W tym budynku obowiązuje sporo zakazów, które już złamałem, a nikt nic z tym nie zrobił. Palenie jest chyba mało znaczące. Choć patrząc na Ciebie wnioskuje, że przemawia przez Ciebie głód nikotynowy, a nie obowiązek przestrzegania zasad.- Nie trzeba być Shelockiem, aby to zauważyć. Zgryźliwość w tym wypadku była oczywista. Ale zrobił coś więcej poza odpowiedzią... wyjął papierośnice. -Może chcesz jedną?- Spytał jak jakiś Szatan namawiający do oddania się pokusie. Może chciał wiedzieć jak się zachowa, albo po prostu był uprzejmy. Lecz, czy uprzejmością jest proponowanie papierosa osobie rzucającej nałóg? Em, chyba nie. -Miałem zamiar wyjść, ale mnie zatrzymano...- Dodał. Teraz zauważył, że jest od niej sporo wyższy. To bez znaczenia, ale zawsze jakaś ciekawostka. -Horris! Zobacz!- Nagle przybiegł znów ten niski dziennikarz i wręczył Abernatowi akta jakiejś sprawy. Śledczy zaczął czytać. Zrozumiał tyle, że w Londynie pojawił się kolejny "Rozpruwacz" robiący z narządów wewnętrznych ozdóbki. -Czy to Ci czegoś nie przypomina? Oh, witaj Cilnton.- Spytał, po czym przywitał aurorkę. Ab zaczął intensywnie myśleć. Dwa lata temu prowadził sprawę kanibala, który z pewnego człowieka zrobił ozdobę na choinkę. Nie znaleziono sprawcy bo ucichł. Czyżby teraz wrócił, a śledztwo wznowiono? -Znów zabija, świetnie!- Powiedział pod nosem z uśmiechem. Te słowa mogły być źle odebrane, ale wiadomo, że dla Pana H. to szansa kontynuowania swojej zabawy i rozwiązania zagadki. -Biorę to.- Oddał papiery dziennikarzowi, a ten lekko zmieszany odszedł. Ciekawe, gdyby tego aurora zamordowano, to pojawiłby się jako duch i nie spoczął nim nie znalazłby swojego mordercy... Wrócił spojrzeniem do Włoszki. Całkowicie o niej zapomniał. -Sofio, zajmujesz się czymś teraz?- Spytał poważnie, mimo, że wyglądała na zajętą papierkową robotą. Ale można próbować. Potrzebował teraz partnera, bo poprzednio działanie w pojedynkę kończyło się niepowodzeniem. Ona była akurat w pobliżu... |
| | | Sofia L. Clinton
| Temat: Re: Kwatera Główna Aurorów Czw 26 Mar 2015, 08:22 | |
| Przypadki często chodzą po ludziach. Tak samo jak nieszczęście. Dzisiaj było to pierwsze, bo faktycznie bardzo rzadko wpadała na wysokiego mężczyznę, którego znała jeszcze za czasów szkolnych, o których teraz rzadko kto mówił. Ab nie był facetem, na którego zwracała przesadną uwagę – ot po prostu był i wykonywał dobrze swoją robotę, o której ktoś tam jej kiedyś mówił. Nie miała zbyt wielu okazji, by z nim współpracować, czego w gruncie rzeczy nie żałowała, bo nie poznała jegomościa na tyle, by płakać w poduszkę na wieść, że ten otrzymał misję gdzie indziej niż ona. Ceniła jednak go za wykonywaną pracę, za to co robił, a czego nie. Słyszała, że jest nieco odmienny niż reszta, ale kto teraz nie był oryginalny? Nie oceniała go i póki nie wyrządził jej krzywdy to miała o nim dobre zdanie. Był póki co niezapisaną kartą w jej pamiętniku. Okej, poprawka. Miał małego minusa, bo choć naprawdę nie potrzebowała jakiejkolwiek pomocy i nie musiał nic robić to byłoby naprawdę miłe gdyby zwyczajnie spytał, czy może nie potrzebuje męskiej dłoni. Spojrzała na niego z dołu i fuknęła tylko coś jeszcze po włosku pod nosem najpewniej i zwyczajniej na świecie złorzecząc na męskie formy życia. Gdy zebrała już wszystko, a ten raczył się odezwać Zośka w pierwszej chwili nie wiedziała czy wywrócić patrzałkami, co mogłoby zostać odebrane za pewną formę znudzenia czy może powstrzymać się od komentarzy. Nie potrafiła. - Niestety niektórzy mają sobie za nic zakazy i łamią je regularnie, czego dowodem może być sam mój szef. Proponuję jednak nie mówić o tym głośno, bo ktoś przypadkiem może się o tym dowiedzieć, Abernacie. – Powiedziała gładko i poprawiła papierzyska w swoich ramionach. To prawda, potrzebowała nikotyny, ale nie dlatego, że rzucała palenie [dobry Merlinie, w życiu!], a dlatego, że miała mnóstwo roboty papierkowej, a nie mogła wytrącać się z równowagi papierosem i jego kuszącym i otumaniającym zapachem, smakiem. Pokręciła głową po dłuższej chwili i zagryzła wargę zastanawiając się czy może się nie skusić. - Nie, nie ma mowy. Mam swoje, a takich nie palę. - odpowiedziała natomiast szybko, podczas gdy Aba w tym samym czasie dorwał jeden z dziennikarzy, który wyjątkowo upierdliwie krążył wokół ich wspólnego pokoju. Nie podobało się to, nie lubiła tych piśmienniczych hien, dlatego gdy ten łaskawie się z nią przywitał nawet nie odpowiedziała. Przygryzła mocno policzek od środka, aż ją zapiekło i tylko czekała aż pan oddam-się-za-dobry-materiał odejdzie i zniknie za drzwiami sal, w której znajdować się nie powinien. Odprowadziła go ciemniejącym spojrzeniem niezadowolona z faktu, że ktoś tak nieważny kręci się po Ministerstwie i śmie zaczepiać zapracowanych aurorów. Wróciła wzrokiem do Abernata, który zaproponował jej nie wiadomo co, które skomentowała jednak nikłym uśmiechem na czerwonych wargach. Przez chwilę tylko się uśmiechała, zupełnie jakby zaraz miała mu się rzucić w ramiona i krzyknąć Och, tak! Abernacie, zabierz mnie stąd, nie mogę patrzeć na nich wszystkich. Zabierz mnie i weź mnie całą!- zamiast tego przybrała niezwykle poważny wyraz twarzy i bez mrugnięcia okiem powiedziała. - Jestem w pracy, a na randki się nie umawiam. – Formalny ton wyszedł spomiędzy jej kuszących i pełnych warg, a ona sama wyminęła stojącego detektywa, by zaraz zniknąć za rogiem, zupełnie jakby jej tutaj wcześniej nie było. Rzuciła jeszcze na pożegnanie kilka słów i nie odwracając się wymknęła się z Ministerstwa, by móc wreszcie nie tylko uwolnić się od tego wszystkiego, natłoku obowiązków, ale i by móc skosztować smaku, który kręcił ją teraz najbardziej.
Z tematu. Zapewne i Horris też się zmyje.
|
| | | Dimitr Cronström
| Temat: Re: Kwatera Główna Aurorów Nie 29 Mar 2015, 03:02 | |
| Dzień jak co dzień. A może nie? Dobra, ten był trochę inny. Wstał rano i zabrał się za sprawdzanie testów. Była sobota, a robi to zazwyczaj w niedziele. Co go wzięło na to? Musiał zająć czymś głowę. Dimitr cierpiał na porażenie zwane przez wszystkich "zauroczeniem". Oczywiście nie chodzi tu o Katje... dziwnie mu tak wspominać ten wieczór pełen dramatów i alkoholu. Profesor zasnął w objęciach wcześniej wspomnianej kobiety i obudził się już sam. Rosjanin teraz unikał tej osóbki za wszelką cenę. Nie mógłby spojrzeć jej w oczy i nie poczuć wstydu. Zastanawiało go co Ona pamiętała z tamtejszego dnia... nocy. Pewnie nie za wiele. Liczył na to jednak, że... do niczego nie doszło. Był ubrany, więc z pewnością nie! Emm. Ale co do zauroczenia. Chodziło tu o Sofie Clinton. Zapewne większość uzna mężczyznę za idiotę, ponieważ myśli o kobiecie którą spotkał tylko raz i to tylko na krótki moment. Nawet coś go podkusiło na napisanie listu z zaproszeniem na kolacje. Nie miał jednak odwagi odpisać na jej odpowiedź. Głupota, nie? Uznał, że jest totalnym imbecylem i nie powinien się pakować w coś takiego. Ale z każdym dniem zwlekania z wysłaniem sowy czuł się gorzej. Sprawdzanie klasówki i wstawianie Trolli zajmowało uspokajało tylko na chwilę. Przez następne godziny męczył się ze swoim sumieniem. "Co ze mnie za kretyn! Muszę jej odpisać! Nie, nie... teraz to tak głupio... Dimitra, rób coś!" Myślał intensywnie. Odwiedził mugolski bar. Musiał obalić kielicha lub dwa. Gdy zauważył całującą się parę zrobił z palców "pistolet" i przyłożył je do skroni co mogło przypominać chęć zabicia się. Barman widząc wszystko tylko się uśmiechał. To sprawiało, że rusek chciał urżnąć się w trupa, ale powstrzymał pragnienie. Następnie włóczył się po Londynie. Może wybiła 17 jak natchnęło go, aby odwiedzić Ministerstwo Magii. Czemu? Tam pracuje Sofia! Oh nie! Dimitr nie jest pijany! Za mało wypił, aby wprowadzić się w ten stan nadający odwagi. No, ale nie wnikajmy. Cronström po dość ciekawych "przygodach" w magicznej toalecie znalazł się w kominku. Oczywiście nie takim zwykłym. Buchającym zielonym płomieniem z którego wychodzą śmieszne ludziki. Oh, dobra. Gburowate ludziki. Nauczyciel szukał odpowiedniego sektora. Wlazł do windy i zamknął oczy. -Spokojnie... "Witam Panno Clint... Sofia, wybacz, że nie pisałem, chciałem porozmawiać, nie! Chciałem przekazać... em..."- Powiedział, po czym się zorientował, że nie jest sam. -Em, dzień dobry.- Gdy tylko kraty się rozsunęły, zmieszany prof ruszył dalej. Po paru minutach znalazł się przed drzwiami do gabinetu uroczej Sofii. Zastanawiało go, czy Ona tam jest. Przybył niezapowiedzianie i to bez kwiatka! Ale cóż. Zapukał. |
| | | Lily Evans
| Temat: Re: Kwatera Główna Aurorów Sro 20 Maj 2015, 11:45 | |
| STOP Czuła bolesne ściskanie w żołądku, które wbrew pozorom nie było wywołane tym, że od chwili kiedy dostała wezwanie z Ministerstwa, praktycznie nic nie mogła przełknąć. Oh, dobrze wiedziała, że nikt nie będzie jej o nic oskarżał, że chcą jedynie dowiedzieć się, co miało miejsce na obozie albo konkretniej w momencie, kiedy ten obóz opuściła, ale nie wiedziała, czy będzie w stanie komuś o tym opowiedzieć, nie załamując się, nie stając się na powrót tym cieniem samej siebie, którym pozostawała przez kilka letnich tygodni, które spędziła w domu. Doszła już mniej więcej do siebie, znalazła motywację i cel trzymania wspomnień w ryzach, ale to wszystko, to mogło mieć nie najlepsze dla niej skutki. Tym niemniej, nie było nikogo innego. Wiedziała, że James odmówił rozmowy na ten temat i rozumiała go, ale w tej sytuacji tylko ona mogła sprawić, że odpowiedzialni zostaną ukarani. Dlatego właśnie zgodziła się, wbrew obawom i od samego rana nie potrafiła skupić na niczym innym prócz nadchodzącego przesłuchania. Miała przenieść się do siedziby Ministerstwa Magii za pomocą proszku fiuu i kominka w gabinecie profesor Odinevy. Wcześniej musiała jednak doprowadzić się do porządku. Ubrała elegancką acz skromną, czarną sukienkę, związała włosy w gruby warkocz i otuliła się wełnianym swetrem, który mama podarowała jej w minione święta. Chciała mieć przy sobie coś, co dawałoby jej minimalne poczucie bezpieczeństwa. Żegnana odrobinę nawet zatroskanym spojrzeniem nauczycielki, wskoczyła w płomienie i już po chwili znajdowała się w innym kominku, setki kilometrów od Hogwartu. Zagubiona rozejrzała się dookoła, ponieważ poprzedniego wieczora otrzymała informację od profesora Diarmuida, że będzie jej towarzyszył. Uznała to za bardzo miły gest opatrzności, bo nie wyobrażała sobie ściągania tutaj swoich rodziców. I tak dostatecznie trudno było jej przekonać ich, że zatrzymywanie jej w domu w niczym nie pomoże, po tym co stało się z nią w wakacje. Wkrótce dostrzegła wysoka, wysportowaną sylwetkę. Jej opiekun załatwił szybko i z wprawą zdradzającą doświadczenie wszelkie formalności, po czym poprowadził ją na miejsce przesłuchanie. Poza powitaniem żadne z nich nie odzywało się zbyt wiele. Lily, ponieważ była zdenerwowana i nadal onieśmielona towarzystwem tak wielkiego czarodzieja, Diarmuid zaś wydawał się pogrążony we własnych myślach. W końcu, po szalonej podróży windą i pokonaniu labiryntu korytarzy, znaleźli się przed drzwiami, które mężczyzna bez wahania otworzył, przepuszczając Gryfonkę przodem. W środku znajdowała się garstka ludzi, wszyscy z poważnymi i dość srogimi minami. Ktoś wskazał jej krzesło, na brzeżku którego usiadła, a ktoś inny przerwał pełną napięcia ciszę. |
| | | Mistrzyni Proxy
| Temat: Re: Kwatera Główna Aurorów Sro 20 Maj 2015, 21:26 | |
| Atmosfera w Biurze Aurorów tego dnia była jak tona smoły. Bardzo ciężka i niezwykle gęsta, chociaż nie do końca było jasne (albo ciemne, ostatecznie, smoła nie była jasna) co się dzieje, pomniejsi aurorzy chodzili korytarzami niepewni co jest powodem tego kiepskiego nastroju, a przełożeni, ci ważniejsi w tym całym towarzystwie wydawali się przynajmniej nieobecni albo lekko skołowani. Sowy z Ministerstwa były szybkie, sprawdzone, a przede wszystkim, niestety, nie zawsze przynosiły do końca dobre informacje. Chociaż zawiadomienie o przesłuchaniu nie musiało zaraz koniecznie zostać uznane za wielki problem czy powód do strachu, teoretycznie. Bo często było wręcz przeciwnie, a przesłuchanie niepotrzebnie rozdrapywało niektóre myśli, które dawno powinny zostać odłożone na bok, dla dobra zeznającego. Odpowiedzialny za przesłuchania Cecil Rodwer siedział na krześle w przestronnym pomieszczeniu i stukał palcami w ciężki hebanowy stół. Po jego prawej stronie siedziała protokolantka z mugolską maszyną do pisania. Nie zwykł w takich przypadkach ufać samopiszącym piórom, które miewały dziwną tendencję do przekręcania niektórych rzeczy, o czym czytelnicy Proroka Codziennego bardzo często mogli zaświadczyć. Kiedy tylko duet z Hogwartu wszedł do sali wstał i uścisnął dłoń wysokiemu profesorowi, a do młodej uczennicy uśmiechnął się pokrzepiająco, chcąc dodać jej odrobinę otuchy, zaraz jednak jego twarz znowu przybrała ten sam, neutralny i wiecznie spokojny wyraz. Wskazał ruchem dłoni Lily krzesło naprzeciwko niego, a on sam opadł na swoje miejsce i oparł brodę na ręce. Cecil Rowder w swojej dwudziestusiedmio letniej (bez trzech miesięcy!) karierze nie miał zbyt wiele okazji przesłuchiwać młodzieży, ostatni raz zdarzyło mu się to niespełna rok temu (11 miesięcy). Właściwie, częściej jego koledzy z wydziału zajmowali się młodszymi gośćmi Biura Aurorów, ale ten przypadek był szczególny. Cecil przeczesał nadal gęstą, krótko przystrzyżoną siwą fryzurę i odkaszlnął. Przez te wszystkie lata doszedł do pewnej wprawy i na pierwszy rzut oka potrafił wyczuć zdenerwowanie czy zakłopotanie bijące od jakiejś osoby. Cóż, to miejsce nawet zupełnie niewinnych wprowadzało w ogromne zmieszanie i sprawiało, że zaczynali trząść się. A może to chodziło o rzeczy, o których mieli, zmuszeni byli w pewnym stopniu mówić. - Witam. - odezwał się w końcu lekko chropowatym, zniżonym głosem. - Nazywam się Cecil Rowder. A ty, jak mniemam, nazywasz się Lilianne Evans, trzydziesty stycznia tysiąc dziewięćset siedemdziesiąt. Cokewroth. - recytował z pamięci, nie zerkając nawet w akt leżący przed nim na stole. Protokolantka poprawiła okulary na czubku swojego nosa i zaczęła stukać w maszynę, która, o dziwo, nie wydawała z siebie prawie żadnego dźwięku, oprócz mechanicznego uderzenia na końcu każdego wersu. Rodwer splótł palce i uśmiechnął się blado do Gryfonki. Sprawy były… poważne, zadziwiająco poważne. Poważne na tyle, że powołano właśnie jego, a nie kogoś innego, kto zwykle odpowiadał za rutynowe przesłuchania. Jednak ciężkie czasy nadeszły, jakkolwiek nienawidził tego stwierdzenia, i należało podejść do rzeczywistości, ze szczególną ostrożnością należną postępowaniu z kimś takim jak Sami Wiecie Kto. - Opowiedz mi proszę o wydarzeniach z Obozu Letniego, organizowanego przez twoją szkołę, Lily. Po kolei. Nie musisz się śpieszyć, mamy czas. Proszę jednak, żebyś niczego nie omijała. |
| | | Sofia L. Clinton
| Temat: Re: Kwatera Główna Aurorów Wto 22 Gru 2015, 11:22 | |
| / po wszystkich grach.
Tuzin wypalonych papierosów, pół tuzina wypitych kaw i jeszcze więcej niezydentyfikowanych dokumentów, które panna Clinton musiała przejrzeć i porównać do tych, które już posiadali w swych aktach. Robiła to dokładnie od wczoraj - przesiedziała tutaj całą noc, pośród innych, zagubionych czarodziei, dla których praca była ważniejsza niż życie prywatne. Tego drugiego Sofia już nie miała. Cieszyła się natomiast, że ani matka ani ojciec jej nie widzą, gdy siedzi zgarbiona, w zbyt dużej koszuli z jedwabiu, która utraciła już swą miękkość, a przesiąkła zapachem wypalonego tytoniu, kawy i jej perfum. Ciemne włosy opadały luźno na prawe ramię, a piwne tęczówki wpatrywały się w zlepek słów, który uciekał gdzieś jej bokiem. Była na siebie zła, była złą na innych, że nie pozwolili jej robić tego u siebie w gabinecie - który o dziwo dostała! - a musiała robić to na widoku, kiedy wszyscy na nią patrzyli, patrzyli na jej dłonie. Była też zmęczona, nie miała ochoty na jakiekolwiek rozmowy i z kimkolwiek dlatego jedyne na co się zdobywała to tylko ciche burknięcia czy pomruki - w zależności o co się ją zapytało. Obecnie jednak dała sobie spokój, odchyliła się na wygodnym fotelu i odetchnęła głęboko wyciągając ręce ponad siebie, by chociaż trochę dać im odpocząć od trzymania plików kartek, która i tak finalnie się spali. Przesunęła potem dłonią po karku rozcierając go i myśląc, że przydałby się jej dobry masaż. Parsknęła potem śmiechem uświadamiając sobie, że nie ma kogo poprosić o takowy. Ewentualnie ze swego magicznego kalendarzyka mogłaby wykrzesać kontakt do jednego z tych napaleńców, ale jakoś nie miała ochoty sztucznie się uśmiechać, po to by coś dostać. Dlatego wolała przecierpieć. Nie powinno być tak źle zważywszy, że jest już godzina dziesiąta rano. Czyli za jakieś sześć godzin powinna już sobie stąd pójść, tym samym przepracowywując pełną dobę. Brawo, panno Clinton. Tylko pozazdrościć.
|
| | | Brandon E. Colle
| Temat: Re: Kwatera Główna Aurorów Wto 22 Gru 2015, 16:41 | |
| Zimowy, ostry wiatr, który kąsa nos i policzki wszystkim odważnym, maszerującym przez zaspy w przeróżne miejsca, minusowa temperatura, która wzmaga pieczenie dłoni wystawionych na mróz, bo przecież kolejna para rękawiczek zaginęła w akcji... Tak - idealna pogoda na długie godziny spędzone w Kwaterze ze stosem raportów. No cóż, tutaj przynajmniej jest ciepło. Bran nie miał nigdy powołania do papierkowej roboty, jednakże jakoś kolejny stopień trzeba zdobyć, trzeba robić wszystko, by zapobiec katastrofie, która nieuchronnie wisi nad światem Czarodziei. Trzeba robić coś pożytecznego, coś dla dobra innych... Cholera jasna! Czy na tym to właśnie polega? Kolejne kilogramy pergaminu ocalą nas przed mroczną magią? Oczywiście, że nie... Colle wolałby pracować w terenie, nawet w takich warunkach, ale... pracować. A nie zajmować sobie czas wypełnianiem formularzy. Ponoć to także ważne... No dobrze, skoro tak - odwali tę brudną robotę. Może gdy już zdobędzie IV stopień, wtedy zaczną się z nim liczyć. Może wtedy będzie mógł sprawować pieczę nad Hogwartem, dać jakieś poczucie bezpieczeństwa uczniom. I może... może wyrwałby się z monotonii? Wszedł dziarskim krokiem do sali, strzepnął z płaszcza śnieg i zdjął kaptur. Włosy miał suche, ale i tak zmierzwione... - Cześć! - rzucił względnie pogodnie, zdejmując wierzchnie odzienie i wieszając je w kącie. Wyciągnął z torby plik pergaminowych kartek i niedbale rzucił je na stolik obok. Przeczesał palcami włosy i wziął głęboki wdech... - Sofia? Chyba za dużo palisz... - uśmiechnął się, krztusząc lekko. Sam nie palił, uważał to za zły, mugolski nałóg, który nie przystoi czarodziejom. Dlatego też nie za bardzo tolerował sam zapach papierosów w pomieszczeniu. No, ale jakoś się przecież przemęczy. Receptory węchu się przyzwyczają, on skupi się na swoich obowiązkach. Prawdę mówiąc - nie spodziewał się jej tutaj. Zazwyczaj to sam siedzi gdzieś w kącie i albo pracuje, albo czyta książki. Dlatego też naprawdę nieczęsto się widują. Jedynie przy większych, poważniejszych akcjach czy patrolach mają okazję współpracować. Clinton to typ kobiety, który w pewien sposób fascynuje Brandona. Mężczyzna jednak stara się stłumić to odczucie, choćby przed samym sobą. Wraz ze swoją "pracą na dziś" podszedł do kobiety. Przed oczami miał silną, niezależną czarownicę, trochę inny wizerunek niźli taki, jaki utrwalił mu się za czasów pobierania nauki w Hogwarcie. Wtedy nie przypuszczał, że będą razem spędzać zimowe poranki w Kwaterze Głównej Aurorów... Uśmiechnął się lekko na tę myśl, co mogło z boku wyglądać dość... nonszalancko. Spojrzał na jej ubiór... Było w nim coś intrygującego, pomimo jego prostoty i... pomimo tego okropnego zapachu fajek. W każdym razie - cały jej wizerunek stanowił jedność i swoisty klimat.
|
| | | Sofia L. Clinton
| Temat: Re: Kwatera Główna Aurorów Wto 22 Gru 2015, 18:14 | |
| Wiele osób przewaliło się w tym czasie przez główną kwaterę aurorów - na jednych kobieta spoglądała, na innych nie, nie zawracając sobie kompletnie nimi głowy. Nawet gdy w powietrzu pojawiało się nazwisko Moody’ego ta niewzruszenie przerzucała papiery z jednej kupki na drugą nie bojąc się Alastora - z jego poprzednikiem miała na pieńku od momentu pojawienia się jej persony w Ministerstwie z czym ten również miał problem. Jak ze wszystkim. Jej nowy szef przynajmniej się za nią nie oglądał, a co najwyżej ganił za niesubordynację. I ciągłe spóźnienia. Nie miała ochoty tutaj siedzieć, chciałaby rozprostować kości i przejść się gdziekolwiek, gdzie nie musiałaby patrzeć na te wszystkie zakazane twarze. Ciągle te same, powtarzające się dzień w dzień. Włoszka aż wykrzywiła wargi niezadowolona i pacnęła otwartą dłonią w blat biurka w momencie, gdy obok niej rozgościł się niejaki Colle - typek ze szkoły, z tego samego rocznika nawet. Wspólnie piastowali rolę prefektów określonych domów - idealista. Rzuciła mu pełne powagi spojrzenie - jej ciemne oczy zaiskrzyły gdy mierzyła go wzrokiem - wyglądał całkowicie zwyczajnie, nie robiąc żadnego szału pośród płci przeciwnej. Miał jednak interesujący sposób bycia, co zauważyła już dość dawno, po ukończonym wraz z nim kursie aurorskim. Nigdy jednak blisko siebie nie byli, bo taki narwaniec jak Clinton zawsze zostawała oddelegowana do zadań, w których liczyło się skupienie, nie siła i wrzask. Różnili się i to bardzo - chociaż łączyło ich jedno. Dokładność i chęć ratowania skóry osobom, które same nie potrafiły o to zadbać. - Chyba? Raczej nie. - odpowiedziała zdawkowo nie siląc się na jakiekolwiek wytłumaczenie tego, że pochłonęła właśnie całą paczkę. Zdezorientowana zerknęła do srebrnej papierośnicy w poszukiwaniu kolejnej fajki, ale przywitał ją tylko ulotny zapach tytoniu i powietrze. Westchnęła zamykając opakowanie dosyć stanowczo. Rzuciła je lekko z powrotem na blat i podparłszy dłonią policzek zaczęła wypełniać kolejne dokumenty. Robiła to automatycznie, praktycznie nie patrząc na druki - doskonale wiedziała co się na nich znajdowało. Nie pilnowała tego, pozwoliła swojej dłoni działać. Instynktownie. Instynktownie również podniosła głowę wyczuwając obecność drugiej osoby, jaką był Brandon, który na nią spoglądał z góry. Nad jej głową pojawił się ten zabawny pytajnik rodem z filmów kreskówkowych, a jej brwi powędrowały ku górze. Czarnulka otworzyła usta przerywając pracę i krzyżując ramiona na piersi - te pierwsze oparła o stół odwzajemniając spojrzenie. - Widziałeś. Nie mam już papierosów. O to chodziło? - Spytała wiedząc, albo domyślając się, że pewnie chciał jej prawić kazania na temat palenia i szkodzeniu swemu zdrowiu. Ją to nie interesowało i tak wiedziała, że długo nie pociągnie - miała zbyt niebezpieczną pracę, której poświęcała się cała, a co jej pozostało jak nie alkohol i inne używki, które chociaż na moment pozwolą jej stać się innym człowiekiem? Wciąż się w niego wpatrywała - zsunęła wzrok niżej na papiery dzierżone w jego dłoni zachęcając go gestem ręki by coś z nimi zrobił. Cokolwiek.
|
| | | Sponsored content
| Temat: Re: Kwatera Główna Aurorów | |
| |
| | | |
Similar topics | |
|
| Pozwolenia na tym forum: | Nie możesz odpowiadać w tematach
| |
| |
| |