Temat: Re: Mistrz i uczeń 2 Sro 27 Maj 2015, 20:20
Co mogę ukraść, co mogę ukraść, co mogę ukraść? Po przemierzeniu wzdłuż i wszerz po raz dziesiąty hogwarckich korytarzy, zrozpaczona i bliska załamania nerwowego Ślizgonka osunęła się po chłodnej ścianie na piątym piętrze i ukryła twarz w dłoniach. Znalezienie przedmiotu, który mogłaby ukraść i który wywarłby na, jak podejrzewała, wybrednej pani Lestrange jakiekolwiek wrażenie, graniczyło z cudem. Spodziewała się różnych zadań, różnych oczekiwań – ale kreatywność w odnalezieniu wartościowej dla kobiety rzeczy okazała się zadaniem nie tyle problematycznym, co po prostu trudnym. Zważywszy na fakt, jak małą wiedzę na temat kobiety posiadała oraz przeświadczenie, że powinna zdać się na własną intuicję i przypuszczenia, sprawdzian ten powoli zmierzał ku totalnej klapie. Początkowo – co było pierwszą myślą jaka nasunęła się blondynce – była gotowa na wyrządzenie komuś, najpewniej jakieś Puchonce, wyjątkowo brutalnej krzywdy i dostarczenie do Bellatrix niepodważalnych dowodów w postaci wyrwanych zębów czy paznokci. Stwierdziła jednak, bardzo szybko zresztą, że pomysł ten jest wybitnie głupi i oczywisty, a miała nadzieję wywrzeć na kobiecie jak najlepsze wrażenie i uzyskać kolejne, nawet najmniejsze i najsubtelniejsze wyrazy aprobaty. Wspomnienie klaszczącej pani Lestrange wypełniało ją przyjemnym ciepłem, dodawało niezbędnej motywacji, a co najważniejsze – przypominało, że nie zważając na nic (no, prawie...) musi jej zaimponować. Przyłożyła palce do ust, siedząc na zimnej jak lód podłodze i głęboko rozmyślając nad swoim położeniem i miejscem, w którym znalazłoby się coś czego naprawdę potrzebuje i będzie zdolna to wykraść. Byle jaki nauczyciel nie jest w stanie zaspokoić oczekiwań Śmierciożerczyni, a niestety o gabinecie Dumbledore’a mogła tylko pomarzyć; nawet jeżeli udałoby się Rose jakimś cudem tam dostać, była pewna, że dyrektor ją złapie i możliwie wydali ze szkoły, a na to nie mogła sobie pozwolić. Zresztą, pani Lestrange z domu Black najpewniej również nie byłaby zadowolona. Westchnęła przeciągle, głęboko, tak jakby w powietrzu zawarta była odpowiedź na nurtujące ją pytanie i w tym momencie poczuła, że marmur na którym opierała plecy zmienił swoją strukturę na nieco miększą i cieplejszą – odwróciła się, odrobinę przestraszona i zdezorientowana, by sprawdzić co właściwie się dzieje, a wtedy jej oczom ukazały się stare, dębowe drzwi z ozdobną, metalową klamką wygrawerowaną kilkoma różami. Rose rozejrzała się pospiesznie po korytarzu dla pewności, czy nikt nie zmierza w jej kierunku i wróciła spojrzeniem do drzwi, unosząc niepewnie dłoń i naciskając klamkę. Popchnęła je lekko, zaglądając przez niewielką szparę do środka. Pełno rozrzucanych rzeczy w wielkich kopach najróżniejszych przedmiotów – Rabe pchnęła mocniej i stanęła na prostych nogach podpierając się o framugę. Przez moment wbiło ją w ziemię – nigdy wcześniej nie widziała tego pomieszczenia. Zdawała sobie sprawę, że Hogwart ma jeszcze sporo pokoi do odkrycia, o które najpewniej nie zdąży nawet zahaczyć wzrokiem, ale miejsce to przerosło jej najśmielsze oczekiwania – nie uwierzyła, że mogło umknąć jej coś takiego przez ponad pięć lat nauki w szkole. Weszła do środka, zamknęła pospiesznie za sobą drzwi i podeszła do najbliżej znajdującego się stosu; przełożyła kilka przedmiotów, delikatnie, tak by przypadkiem żaden nie spadł na podłogę i broń boże się nie potrzaskał. Co jakiś czas na dłuższą chwilę bawiła się daną rzeczą, sprawdzając czy na pewno jest prawdziwa. Udała się głębiej między stosy piętrzących się obiektów, z niewielkim pudełkiem w dłoni oraz ogromną nadzieją na znalezienie czegoś właściwego między kolejnymi, potrzaskanymi, porcelanowymi lalkami.
***
Rosalie stała w cieniu budynku znajdującego się w jednej z uliczek Hogsmeade, na której najpewniej w ładną pogodę stałoby pełno straganów z magicznymi słodyczami i najnowszymi modelami mioteł. Teraz jednak – zważywszy na deszcz i chłód ostatnich zimowych chwil – ta część miasteczka świeciła pustkami i ciszą; jedynie stłumione śmiechy z pobliskiego pubu świadczyły o obecności innych żywych dusz w okolicy. Dziewczyna przystępowała z nogi na nogę starając się bezskutecznie ogrzać i wypatrywała sylwetki wytęsknionej kobiety, która lada chwila powinna stawić się w umówionym miejscu. Jedną dłonią Ślizgonka dotykała przedmiotu w środku skórzanej torby, jakby bojąc się, że sam z niej wyskoczy i ucieknie, drugą natomiast ściskała różdżkę w kieszeni płaszcza. Tak tylko na wszelki wypadek.
Bellatrix Lestrange
Temat: Re: Mistrz i uczeń 2 Czw 28 Maj 2015, 09:46
Rose poczuła, jak czyjeś drobne dłonie zakrywają jej oczy. Ktoś zakradł się do niej od tyłu, a przy jej uchu rozległ się radosny chichot. Bellatrix zmarszczyła brew, wyraźnie zirytowana tym, że ów śmiech ją zdradził. Mroził on krew w żyłach dorosłych czarodziei, ale uczennica w ten sposób mogła się upewnić, że nie jest ofiarą porwania, ani głupiego żartu swoich rówieśników, a jedynie pani Lestrange postanowiła się z nią wylewnie przywitać. Była w wyśmienitym nastroju, którego powodem mógł być równie dobrze tort bezowy jak i brutalne morderstwo. A może Czarny Pan dziś zatrzymał na niej wzrok o ćwierć sekundy dłużej? - Masz dla mnie prezent, moja śliczna? – miejmy nadzieję, że zwracała się do Rose tak w ramach komplementu, a nie dlatego że zapomniała jak jej uczennica się nazywa. Intensywne, przytłaczające perfumy musiały drażnić nos Ślizgonki, a ich woń już na zawsze kojarzyć się będzie z tą szaloną kobietą za jej plecami. Słodkawa woń piżma i fiołków. Bella odsłoniła jej oczy i zrobiła krok w tył, czekając aż panna Rabe się do niej odwróci. Znów na głowie miała zarzucony kaptur, nie chcąc być szybko rozpoznana przez postronne osoby. Wystarczy już, że Fenrrir robił brzydką reklamę Śmierciożercom i przejawiał niezdrowe zainteresowanie dzieciakami. Nie osądzała go jednak, w końcu sama była zafascynowana seryjnym mordercą, chcącym zdemolować świat, a potem przejąć nad nim władzę. Odrobinę się niecierpliwiła, co takiego przyniosła ze sobą ta dziewczyna. Czasami zaczynała podejrzewać, że wyznaczyła jej to zadanie tylko po to, żeby otrzymać podarunek niespodziankę. Misja jest ważna, ale coś jej się należy za użeranie z małoletnim, nieopierzonym kurczakiem. Czekała tylko na potwierdzenie, by zabrać Rosalie w bezpieczne miejsce, gdzie będzie mogła odpakować swój prezent. Specjalnie w tym celu wynajęła obskurny pokój na obrzeżach wioski. Nie chodziło o wystrój, a o to by nikt im nie przeszkadzał nawet, gdy Rose już będzie wyć z bólu. Była bardzo niezadowolona, kiedy ktoś wtrącał się w nie swoje sprawy, przerywając jej zabawę i zmuszał ją do udzielania lekcji dobrych manier. Przygotowała się na to, że uczennica ją zawiedzie, wtedy nawet nie musiałaby się uciekać do użycia zaklęcia, by ją ukarać. Bella skrzywiłaby usta w pogardliwym grymasie, który miała wypracowany do perfekcyjni i kazała jej się wynosić, nazywając nudną idiotką. Wiedziała, że żaden ból fizyczny nie dorówna niespełnionej ambicji. Piekło nie powinno być wybrukowane dobrymi chęciami, a straconymi szansami.
Rosalie Rabe
Temat: Re: Mistrz i uczeń 2 Pon 08 Cze 2015, 19:55
Blondynka wzdrygnęła się nieco, gdy zimne, lecz jak na kobietę zabijającą noworodki miękkie dłonie przysłoniły jej lekko iskrzące się niepokojem oczy; mały zawał serca nie trwał długo z racji rozbrzmiewającego charakterystycznego chichotu tuż przy uchu Rosalie. Uśmiechnęła się słabo, pomimo zdenerwowania nie chcąc zdradzić się przed Bellatrix ze swoją dezorientacją, bo tak jak pani Lestrange wzbudzała w Ślizgonce dziwne odczucie potrzeby aprobaty, tak samo dogłębny i paraliżujący strach. Czysto intuicyjny, końcem końców kobieta nie dała się poznać do tej pory Rabe. Jeszcze. Ukłoniła się odrobinę, pamiętając o zbytecznym nie wyolbrzymieniu tego gestu. -Oczywiście, pani Lestrange. – przytaknęła, rozszerzając nieco uśmiech i zabarwiając go dodatkowo malutką kroplą satysfakcji. – Mam nadzieję, że przypadnie pani do gustu. Ostatnie pożegnanie nauczyło ją, by zwracać się do Bellatrix z należytym szacunkiem; złudnie wydało się Rosalie, że kobieta oferująca przyjaźń naprawdę tę przyjaźń miała na myśli. Teraz wiedziała, że chodziło o coś innego, a obranie takich kontaktów w nieodpowiednie słowa miało za zadanie uśpić jej czujność. Trudno, jakoś udało jej się z tym pogodzić i niepotrzebnych łez wylewać nie będzie – musi uzbroić się w grubą skórę jeżeli ma spędzić trochę czasu z tą charakterystyczną kobietą. W głowie panny Rabe błyskała lampka ostrzegawcza krwistą czerwienią, ale nawet w połowie nie mogła przewidzieć co ją czeka. A czeka ją wiele, o ile tylko „wykradziony” prezent spodoba się pani Lestrange. Udała się za nią posłusznie do pokoju; oczywiście, była nieco zaniepokojona wybranym przez Ciemnowłosą miejscem, ale bardziej denerwowała się jej reakcją na przedmiot, który zaraz dostanie w swoje zapewne splamione krwią miliona mugoli ręce. Westchnęła głębiej kilkakrotnie i wyjęła ze skórzanej torby owinięty w zieloną chustę – nie dla ozdoby, a tylko bezpieczeństwa – prezent. Uniosła wzrok znad przedmiotu na panią Bellatrix Lestrange, by ostatni raz przed wypełnieniem zadania przyjrzeć się jej rysom; co zrobi, gdy otrzyma diadem? Ucieszy się, czy zawiedzie? Czy jej stosunek do dziewczyny ulegnie zmianie, czy potraktuje ją jakimś ohydnym zaklęciem, czy po prostu odejdzie? Przełknęła głośno ślinę i unosząc brwi, wykrzesując tym samym w sobie resztki odwagi, podała kobiecie zawiniątko. Dosłownie mogła wyczuć gromadzące się kropelki potu na jej skroniach; świat jakby stanął w miejscu, jedynie tykanie zegara w kącie przypominało o nieprzerwanej ciągłości czasu. Splotła dłonie na podbrzuszu i przyglądała się długim palcom odwijającym chustę, w której znajdowało się nic innego jak słynny Diadem Roweny Ravenclaw. Tyle, że sama Rosalie o tym nie wiedziała.
Bellatrix Lestrange
Temat: Re: Mistrz i uczeń 2 Czw 11 Cze 2015, 20:51
Wydawałoby się, że Bellatrix powinna teraz rozpakowywać podarunek ze skupieniem i radością obdarowanego dziecka. Po przekroczeniu progu stała się jednak ostrożna, uważna. Nie dotknęła diademu, obawiając się, że to świstoklik, który przeniesie ją na przyjęcie z aurorami. Odłożyła świecidełko na stolik z tak obdrapaną krawędzią, jakby otworzono na niej setkę piw kremowych. Na jej ustach pojawił się figlarny uśmiech, który jak na razie stanowił jedyną reakcję na ten nieszczęsny prezent. Zaraz potem Bella złapała za różdżkę i bez chwili namysłu wymierzyła ją Rose w nadziei, że ta nie będzie wzbraniała jej dostępu do swoich wspomnień. Jeśli stawi opór, kobieta będzie musiała użyć sprawdzonego crucio. Chciała wiedzieć, w jaki sposób diadem znalazł się w posiadaniu dziewczyn i czy ta dochowała tajemnicy. Młode pannice uwielbiają dzielić się sekrecikami, a Bellatrix nie chciała paść ofiarą plotek, nawet jeśli te miały jedynie sławić jej wybitne zdolności w zjednywaniu sobie sympatii szalonych dziewcząt ze skłonnościami masochistycznymi. Legilimencja mogła dać kobiecie dostęp do najbardziej skrywanych odczuć Rose, ale w tej chwili nie one zaprzątały uwagę czarownicy, a pewność, co do własnego bezpieczeństwa. Wyjęła diadem i założyła na swoją głowę, gdy tylko upewniła się, że nic jej nie grozi. Zawirowała w nim, poprawiając go pośród burzy loków. Zachichotała niczym zawstydzona panieneczka i zaprezentowała się Ślizgonce, czemu towarzyszyło delikatne, bardzo dziewczęce dygnięcie. Bella była prawdziwą damą, której niestety twarz oszpecił nagle grymas wściekłości, szybko przerodził się zresztą w wykrzywienie usteczek w coś w rodzaju minki, jaką robią dzieci na widok znienawidzonego obiadku. - Naprawdę, panno Rabe? Podarowałaś mi owoc swoich bezsilnych prób. To, co wpadło Ci w ręce w momencie, gdy byłaś zrozpaczona, bezradna i gotowa się poddać. Kochanie, bardzo się cieszę, że się starałaś, ale do stóp rzuciłaś mi najwyżej swoją porażkę – podeszła do niej wciąż mając wyciągniętą różdżkę. Była niemal zatroska głupotą dziewczyny i jej naiwnością. Świecidełko było dla Bellatrix bez wartości i bardziej ucieszyłaby się z odciętego palca najlepszej przyjaciółki Rose. Przesunęła pieszczotliwie różdżką po jej szyi, przekrzywiając zasmucona główkę, na której wciąż znajdował się symboliczny, niedoceniony podarunek. Drewno łaskotało skórę i zatrzymało się pod podbródkiem blondynki. - A ja… nie znoszę porażek – wyszeptała jej do ucha, choć wargi zapewne równie dobrze mogły ułożyć się w inne, ukochane przez Bellę słówko. Może to był prawdziwy test? Może na próbę teraz było wystawiane jej oddanie, wierność i gotowość do naprawienia swoich błędów? A może po prostu tej kobiecie sprawiało przyjemność okrutne, bezlitosne ubliżanie bezbronnej, wpatrzonej w nią dziewczynie. Wbiła długie paznokcie w jej ramię i brutalnie pociągnęła ją w stronę drzwi. Zachowywała się teatralne, ale była oburzona tym księżniczkowym podarunkiem, w którego zdobycie Rose włożyła może jedynie trochę łez. - Pokażę Ci, co jest wart ten Twój podarunek -
Rosalie Rabe
Temat: Re: Mistrz i uczeń 2 Sro 17 Cze 2015, 19:36
Legilimencja. Rosalie, oczywiście, słyszała co nieco o zaklęciu, jakim niewerbalnie potraktowała ją kobieta. Nie dało się nie zauważyć nieprzyjemnego przeszycia ciała, umysłu, niekontrolowania własnych myśli. Dziewczynę ogarnęła panika; tęczówki zwęziły się jak u sarny mającej za moment zderzyć się z pędzącym samochodem, po plecach nawet nie przeszedł dreszcz, co widoczne drgawki. Ze strachu. Bo jak Ślizgonka nie obawiała się samego bólu fizycznego, tak odkrycie skrywanych, prawdziwych lęków zakopanych naprawdę głęboko i sekretów, jakimi nie podzieliła się nawet ze swoją babcią, paraliżowało ją od stóp do głów. Musiała przytrzymać się stojącego obok krzesła, by nie upaść, a dłoń przycisnąć do klatki piersiowej tak, jakby miało to pomóc zaczerpnąć powietrza. Właśnie zderzyła się ze swoim boginem, nie przewidziała takiego obrotu spraw. Nogi jak z waty ugięły się w kolanach, rozdziawiła usta w niemym krzyku przerażenia i wtopiła niebieskie tęczówki w zimny wzrok Bellatrix, która z kilkusekundowej ekscytacji przeszła w stan pomiędzy złością, a obrzydzeniem. Zabrzmi to absurdalnie, ale Rosalie ulżyło. Znaczyło to, że jedyną rzeczą, na jakiej Śmierciożerczyni się skupiła, był diadem. Nie zależało jej na wejściu głębiej w myśli dziewczyny, przynajmniej na razie. Widziała, że zbliża się coś wyjątkowo nieprzyjemnego ze strony pani Lestrange, ale ta, czując, jak wzbiera w niej radość, zaczęła niekontrolowanie chichotać. Pomimo wyuczonego na siłę szacunku do kobiety nie przeskoczy tego, kim jest, nie poskromi groteski emocjonalnej, choćby chciała. Zawiodła, chociaż się starała, nie wypełniła zadania jak należy, tylko poszła na skróty. Tak czy inaczej – była z siebie dumna. Wykazała się cechą prawdziwego Ślizgona, potrafiła kombinować i to udowodniła. Wiedziała, że nie uniknie kary, ale była cholernie pyszna. Nawet, jeżeli Bellatrix zostawi ją teraz bez słowa, zrezygnuje z nauki, Rosalie już zdążyła wyciągnąć coś bardzo ważnego. I tego się trzymała, gdy nieco histeryczny chichot zamieniał się w gromki śmiech, wypełniając ciemny pokój najczystszym absurdem. Nie odkryła sekretów, nie odkryła sekretów, NIE ODKRYŁA SEKRETÓW. To jedno zdanie obijało się o ściany jej umysłu jak kościelne dzwony w niedzielne południe. Ale końcem końców wiadro zimnej wody by się przydało. -Patrzysz na wszystko z jednego punktu widzenia – powiedziała nieco drżącym głosem, w którym jednak nie dało się usłyszeć nawet nuty strachu. – może i dla pani to porażka, ja rozpatruję to w trochę inny sposób. – zbyt pyskata, zbyt nieświadoma sytuacji, w której się znajduje, by myśleć logicznie. Chociaż, czy jasnowłosa Ślizgonka z zamiłowaniem do krzywdzenia innych kiedykolwiek myślała logicznie? Z końca różdżki zdawały się wypływać ostrzeżenia o nadchodzącym bólu, głośne, chcące jak najszybciej sprawić, by zaczęła krzyczeć i błagać o wybaczenie, przepraszać za swoją głupotę i tupet. Jednak nie odwróciła wzroku od pani Lestrange, zmusiła się do przeprowadzenia tej małej wojny na spojrzenia, mówiącej jasno – nie boję się. A powinna. Bo o ile dziewczyna była całkiem inteligentna i sprytna, brakowało jej wyczucia, balansowała na cienkiej linii pomiędzy różnymi emocjami i nie potrafiła tego opanować. Nie trudno było doprowadzić Rabe z ekstazy i podniecenia do depresji i histerii, co niekiedy bywało niezwykle uciążliwe. Najgorsze przebłyski szaleństwa szesnastolatki i tak miały jeszcze nadejść. Była po prostu chora. Nawet wiedząc, że dwoma słowami Bella w sekundę może odebrać jej życie, a jednym zgarnąć resztki zdrowego umysłu, stała wyprostowana, uśmiechnięta, aż do momentu szarpnięcia ją w stronę drzwi. Gotowa zapłacić za nieposłuszeństwo.
Bellatrix Lestrange
Temat: Re: Mistrz i uczeń 2 Nie 28 Cze 2015, 22:45
Chichot nie robił na niej wrażenia, podobnie jak skłonności samobójcze ślicznej panienki. Powinny ją raczej niepokoić, ale tak naprawdę to mało obchodziły. Odrobinę zaskoczyły ją słowa, które wydostały się z tych różowych usteczek, stworzonych do opryskliwych uwag. Nie zaciekawił jej poziom bezczelności wymamrotanych słów, a raczej ich treść. Zatrzymała się, nie przestając jednak wbijać paznokci w drobne ramię. - Kochanie – zaczęła z jadowitą czułością - jedyny punkt widzenia, jaki powinien Cię obchodzić, to mój – miała nadzieję, że tym jednym zdaniem rozwiała raz na zawsze wszystkie wątpliwości, jakie mogły zrodzić się w tej niemądrej blond główce. Postarała się zatrzeć złe wrażenie szerokim uśmiechem, który oczywiście był zwiastunem najgorszego. Zaciągnęła ją na brudny korytarz, gdzie niemal wpadły na poczciwą staruszkę. Odrobinę zakurzoną, zgarbioną i roznoszącą ten charakterystyczny zapach znoszonych, starych swetrów. Ta spojrzała w ich kierunku, opierając drżące dłonie na łasce, uśmiechnęła się z dumą, ukazując tylko dwa zęby. Siatka zmarszczek na jej twarzy poruszyła się, odsłaniając kolejne bruzdy. Bellatrix przyglądała się temu z fascynacją kogoś, kogo pociągają wszelkie okropieństwa życia i czasu. Uścisk na ramieniu Rose zelżał. - A co to panieneczki takie śliczne w takim brzydkim miejscu? – zagadała staruszka z tym typowym dla osób samotnych przemożnym pragnieniem nawiązania kontaktu ze światem, szczególnie w postaci tak młodej i pełnej życia. Bellatrix zdjęła z głowy cenny diadem i bez słowa wcisnęła go na siwe włosy tej nieznajomej. Można sądzić, że właśnie zrobiła dobry uczynek. Staruszka wyglądała nie tylko jakby dawno nie brała kąpieli, ale też jakby już od wielu lat nikt nie okazał jej troski. Pani Lestrange zgarnęła siwy kosmyk z czoła kobiety, a szaleńczy uśmiech nie znikał z pełnych warg najlepszej kandydatki na żonę Czarnego Pana. Ona jednak nie myśląc o dobrym uczynku, ukarała Rose. Podarunek, nad którego zdobyciem dziewczyna się tak głowiła, wylądował na głowie tej prawdopodobnej bezdomnej, cuchnącej kobiety. Praca zmarnowana, a czułostkami, na które liczyła z rąk Belli, zostaje obsypana ta nieznajoma. - Będziesz się musiała jeszcze wiele nauczyć, panno Rabe – szepnęła w końcu Śmierciożerczyni, przekazując tym samym jeszcze jedną, cenną dla dziewczyny informacje. Rose nie zaprzepaściła swojej szansy, ta kobieta była gotowa podzielić się z nią zakazaną wiedzą i swoim talentem. Mogła jeszcze liczyć na kilka rozkosznych, wariackich wieczorów w tym doborowym towarzystwie. A diadem? Cenna błyskotka z jeszcze cenniejszą zawartością? Bella nie wiedziała, że właśnie przyozdobiła głowę poczciwej staruszki cząstką duszy swojego ukochanego.