|
| Starożytne Runy - Sebastian Machiavelli | |
| |
Autor | Wiadomość |
---|
Chiara di Scarno
| Temat: Re: Starożytne Runy - Sebastian Machiavelli Pon 18 Sie 2014, 20:34 | |
| Przejrzawszy pobieżnie leżącą na stole książkę, Chiara zyskała niemalże pewność, że tematem zajęć będą runy nordyckie, czyli te najbardziej rozpowszechnione, te od których ostatecznie wzięła się nazwa przedmiotu i te, które dziewczyna znała najlepiej, niemalże na wylot. No ale trudno było chyba oczekiwać, że zajęcia będą dopasowane do jej poziomu, skoro większość uczniów Hogwartu nie potrafiłaby rozróżnić runy Ehwaz i Wyrd, nie mówiąc już o wyborze tej, od której należało się trzymać z daleka. Nie zdziwiło jej pojawienie się Jasmine. Wiedziała, że dziewczyna podziela jej fascynację tym przedmiotem, choć nigdy nie była aż tak skoncentrowana jak Włoszka na tej dziedzinie wiedzy, a co za tym idzie, nie osiągnęła podobnego poziomu wtajemniczenia. Nadrabiała to za to w innych przedmiotach, Chiara była egocentryczką, ale nigdy nie twierdziła na przykład, że byłaby dobra w pojedynkach. Cóż, właściwie była pewna, że rzecz miałaby się zupełnie odwrotnie, gdyby kiedyś w jakimś zechciała wziąć udział. Przyjęła powitanie przyjaciółki lekkim uśmiechem, który przekształcił się w grymas, kiedy podszedł do nich Franz. Nie przepadała za tym facetem i nie ukrywała tego. Tyle dobrego, że nie należała do ludzi, którzy by nadmiernie epatowali swoim brakiem sympatii. Nie próbowała się z nim wykłócać, nie usiłowała go ośmieszyć i wydrwić; po prostu zachowywała swój chłodny dystans i traktowała go trochę z góry. Przywitała go sztywnym skinieniem głowy i kiedy urocza ślizgońska parka zajmowała się sobą, ona ponownie utkwiła wzrok gdzieś w okolicach prawego ramienia nauczyciela. Zupełnie nie obchodziły jej dziecinne problemy Franza z innymi ludźmi, ale chyba wolałaby pracować z Yumi, więc jego „scena” wzbudziła w niej pewien niesmak. Przełknęła go, bo tyle była w stanie jeszcze zrobić dla Jasmine. Chyba. Skrzywiła się lekko, słysząc zadanie. Popchnęła pergamin w kierunku Franza, skoro najprawdopodobniej nie miał zielonego pojęcia o czym mowa, mógł chociaż wykazać się i notować. - Zadośćuczynienie wydaje Ci się bez sensu? – zapytała chłopaka bezosobowym tonem, odchylając się na krześle. - A Sif to ona. Była kobietą, w zależności od przekazów żoną albo kochanką Thora. Dała mu syna, niektórzy mówią nawet, że większą ilość potomków. Miała też syna z innego związku. Słynęła przede wszystkim ze swojej urody, precyzując – piękna włosów. Loki, który z resztą chełpił się romansem z nią, pewnego dnia obciął jej pukle, ponoć dla żartu. Zmuszony przez Thora musiał udać się do karlich kowali, aby wykuli dla Sif złote nakrycie głowy. Tak ich wtedy omotał, że wykuli jeszcze kilka przedmiotów, w tym sławny młot Thora. – streściła im po krótce swoją wiedzę i uśmiechnęła się lekko pod nosem. - Życie i śmierć Baldura też są bezpośrednio związane z Lokim. Dostali nam się sami pozytywny bohaterowie… – zadrwiła lekko – Baldur był faktycznie, tak jak mówisz, synem Odyna i Frigg. Kochali go wszyscy, był piękny, młody, po prostu uosobienie wszelkich cnót. Jemu i matce przyśniła się jednak przepowiednia – miał zginąć i to z ręki swojego młodszego, ślepego brata. Frigg kazała przysiąc wszystkiemu, że nie skrzywdzi jej syna, pominęła jednak jemiołę, uznając ją za zbyt niepozorną i słabą. Zazdrosny Loki to wykorzystał. Zrobił z jemioły strzałę i włożył ją w ręce rozgoryczonego Hoda. Baldur zginął, a wraz z nim także jego żona, która jakże przeheroicznie rzuciła się na stos pogrzebowy męża. Posłaniec udał się do podziemnego świata i otrzymał warunki zwrócenia Boga „żywym”. Wszystko, każda rzecz, musiało zapłakać. I tutaj znowu Loki popisał się sprytem, zamieniając się w olbrzymkę i twardo odmawiając rozpaczy po stracie tak znamienitego młodego człowieka. Baldur został stracony po raz drugi, a pomimo niezaprzeczalnej inteligencji Lokiego, jego knowania wyszły na jaw, a jego samego spotkała kara. Został uwięziony w jaskini, a nad nim umieszczono węża, z którego kłów kapie jad. Póki jego żona trzyma miskę, cierpienie go nie dosięga, ale kiedy ta głupia kobieta opróżnia miskę, żrąca substancja ląduje na jego nagim ciele. Tak z resztą ówcześnie tłumaczono trzęsienia ziemi – jako konwulsje cierpiącego Lokiego. – była to chyba najdłuższa wypowiedź Chiary. Dziewczyna z natury była oszczędna w słowach i raczej milcząca. Gdyby nie to, że w przeciwnym wypadku czekałoby ich zapewne nerwowe kartkowanie książek, nie odezwałaby się więcej, niż kilkoma krótkimi zdaniami. Nie wiedziała nawet, że potrafi tak opowiadać. |
| | | Ben Watts
| Temat: Re: Starożytne Runy - Sebastian Machiavelli Pon 18 Sie 2014, 20:48 | |
| Krukon był w pełni przygotowany na samotną pracę, ale pojawienie się Cu przywitał swobodnym, niewymuszonym uśmiechem, który sięgnął oczu. Ben wbrew pozorom nie stanowił tak aspołecznej i cichej jednostki za jaką uważała go większość szkolnej społeczności – po prostu nie wybierał pochopnie znajomych. Może było to zarozumiałe a może ostrożne, sam nie wiedział. - Jakoś daliśmy radę, chociaż... A zresztą – machnął krótko ręką, odruchowo oblizując dolną wargę. Wolał pamiętać o sukcesie i fakcie, że jako pierwsza para ukończyli z Porunn zadanie profesor Odinevy, a nie momenty gdy jej działanie wydawało mu się bezsensowne. - Nie byłem na niczym, na czym byś mnie nie widział – dodał, powstrzymując się przed zaśmianiem się. O'Connor zdawał się być lepszym stalkerem niż jak dotąd panna Fimmel, która magicznie pojawiała się dokładnie tam, gdzie i Watts. Wyczuwał w tym jakiś podstęp wszechświata. - W ogóle się dziwię, że mamy coś w „klasach” - gestem zrobił palcami cudzysłów w powietrzu. - Ale i tak patrz, ile osób przyszło. W tym ty – dźgnął Gryfona w ramię w nagłym przypływie dobrego humoru. Jeszcze trochę i zacznie rozdawać swoje ulubione nugatowe bryły z tego nadmiaru miłości. Uch. Skup się, Watts. Nauczyciel do was mówi. Nieważne czy w zamku czy na obozie, zachowanie oraz sposób bycia profesora Machiavellego nie różnił się ani o jotę – tak samo pozornie niedbały i rozluźniony, czarujący klasę swobodą wypowiedzi. Brwi Bena podjechały nieco do góry, gdy jako pierwsze zadanie dostali skonstruowanie krótkiego wypracowania. Czy też wypowiedzi, mała różnica. Miał tę przewagę, że uczęszczał na zajęcia z run, natomiast Cu... Pomoże mu, ot cała filozofia. - Thor i Fenrir, tak? - mruknął pod nosem, spoglądając na tytuły książek leżących na ich stoliku. Wszystkie postacie, o których mówił Sebastian, były dosyć znane w skandynawskiej mitologii, nawet ci nie mający pojęcia o starożytnych runach powinni poradzić sobie bez większego kłopotu. Wyciągnął ze stosu odpowiedni podręcznik, przesuwając go w stronę Gryfona. - Poczytaj o Fenrirze, to coś dla ciebie – powiedział, klepiąc skórzaną okładkę. - Ja się zajmę gromowładnym. Był taki mit, gdzie olbrzymy ukradły mu młot, więc przebrał się w kieckę, żeby go odzyskać. Tak w wielkim skrócie – dodał z rozbawionym uśmieszkiem błądzącym gdzieś w kącie ust. Wyrwany do odpowiedzi potrafiłby powiedzieć całkiem sporo, ale i tak zajrzał do jednego z tomów, by upewnić się, że nie zapomniał o niczym istotnym. Ot irytujący perfekcjonizm. Przerzucając zażółcone i miejscami poplamione stronice, naszła blondyna pewna myśl – właśnie miał na wyciągnięcie ręki Cu, którego łączyły z pewną wiecznie wściekłą ślizgońską panną stosunki wyjątkowo ciepłe. A gdyby tak... - Porunn zawsze tak leje każdego, kto jej się nawinie pod rękę? - zapytał po dłuższej chwili ciszy, odpowiednio obniżając głos, by nie zwrócić na nich uwagi nauczyciela. Miał okazję dowiedzieć się, czy należał do jej wyimaginowanej kolekcji worków treningowych z jakichś specjalnych powodów, czy po prostu znalazł się w nieodpowiednim miejscu o nieodpowiednim czasie. |
| | | Cú Chulainn O'Connor
| Temat: Re: Starożytne Runy - Sebastian Machiavelli Wto 19 Sie 2014, 01:35 | |
| Postać nauczyciela była... dziwna, jeśli miał być szczery. Był taki swobodny i radosny, wyluzowany poniekąd i przez moment Cu miał wrażenie, że w pewien sposób chce zostać takim "kumplem" wśród uczniów. Niektórzy mieli taki syndrom, a powód nie był jeden konkretny. Chęć dogadania się z uczniami, odmłodzenia samego siebie w oczach innych lub swoich, jeden czort to wiedział. Póki co Irlandczyk miał mieszane odczucia, szczególnie po tym jak został nazwany przy rozdzielaniu zadań. - Ja pana też nie znam, ale przynajmniej znam nazwisko. - odparł na wpół do nauczyciela, na wpół do siebie. No dobra, nazwisko względnie znał. Na początku uparcie umysł podpowiadał mu słowo Maccaroni, ale w końcu skojarzył, że to nie do końca tak miało brzmieć. Następnie wyszczerzył się do Bena jak do kompana i współpracownika, po czym przysunął swoją ławkę do Krukona. Mitologia nordycka, no proszę. Co nieco z niej kojarzył, popularna była w Irlandii. Miał jakieś tam książki w domu, ale przeglądał je tylko przelotem raczej w poszukiwaniu wskazówek do transmutacji niż samej w sobie wiedzy na temat wierzeń nordyckich. Fenrira na przykład nie kojarzył w pierwszej chwili, ale po przewertowaniu podręcznika znalazł odpowiedni fragment. - Więc mówisz, że to temat dla mnie, co? Fenrir. Zaczął czytać wspomniany rozdział i mimowolnie uniósł kącik ust. Wielki wilk, już rozumiał uwagę Wattsa. Faktycznie, przyjemnie mu się czytało ten tekst i według niego pomysł z Gleipnirem był jak najbardziej ciekawym elementem całości. Tylko sam fakt, że ta monstrualna bestia była dzieckiem Lokiego trochę go ...odrzucał? Nie do końca to było to słowo, którego szukał, ale sens polegał na tym, że było to dla niego po prostu chore. Jeszcze miał jakąś siostrę, na wpół trupa(coraz lepiej) i wielkiego węża za "brata"(...okej, jasne). Doprawdy mitologie czasem go przerastały.Ale pewnie jutro rano poskłada to w całkiem sensowną całość i nagle stwierdzi, że bardzo mu się to podoba i chce wiedzieć więcej. Czasem Cu miał takie napady. Na pytanie Bena spojrzał na niego unosząc brwi, a potem roześmiał się cicho. No proszę, nadszedł czas, by wdrożyć "nowego" w tajniki istoty Pierun. To będzie dobre. - Zaufaj mi, stary, byłem z nią kiedyś. Jeśli oberwałeś kamieniem, butelką czy jakąs inną doniczką to właściwie jest to dobry znak. Interesuje się tobą, tak sądzę, bo inaczej by cię olała, albo potraktowała o wiele nieprzyjemniej. To normalka a początku znajomości z Fimmel, podczas kłótni jest gorzej. - powiedział, kończąc wypowiedź szerokim uśmiechem chochlika, którego domeną była złośliwość. Zaraz potem zauważył gryfona w namiocie. Zaraz, jego tu nie było. A, spóźnialski. I to jakiś mało kumaty, bo chce się jeszcze przyznać i przeprosić, z tego co zauważył O'Connor. No naprawdę, kolejnego ma prowadzić przez życie? A co tam. Szarpnął chłopaka za rękaw tak mocno, że ten gwałtownie usiadł na krześle obok Irlandczyka. - Zasada numer jeden. Wślizgujesz się spóźniony i nie wita cię ochrzan? Udawaj, że byłeś w tym miejscu od początku. - rzucił do niego ciszej z typowym uśmiechem łobuza-mentora, który prowadzi swoją małą szajkę na manowce. - Łap za książkę i szukaj informacji o Thorze i Fenrirze, bo takie mamy zadanie. Pamiętaj, byłeś tu cały czas. |
| | | Sebastian Machiavelli
| Temat: Re: Starożytne Runy - Sebastian Machiavelli Wto 19 Sie 2014, 02:14 | |
| Sebastian, gdy skończył kolejną paczkę Fasolek Wszystkich smaków, zaczął przechadzać się po klasie, wysłuchując co też do powiedzenia mieli uczniowie. Nie zatrzymywał się przy ławkach dłużej niż to było konieczne, ale słysząc długą opowieść Chiary uśmiechnął się szeroko, czekając aż skończy. Widać miał do czynienia nie tylko z osobami, które przyszły na jego zajęcia przez . Kiwnął głową na znak aprobaty, po czym rzucił krótkie spojrzenie w kierunku Franza. - Syf to wyskakuje czasami na twarzy… Jak się rzuci specjalne zaklęcie – mruknął, po czym odwrócił się od nich i ruszył dalej. Przechodząc obok Yumi i Kaya, pochylił się nad nimi i spojrzał na dziewczynę. Przez chwilę słuchał co Kay miał do powiedzenia na temat postaci, które oboje dostali. Wyjął w końcu z kieszeni opakowanie czekoladowej żaby i dał Merberetównie. - Wcale nie jesteś takim maluszkiem, na jakiego wyglądasz, a ty El-Melloi… Nawet masz coś w tej głowie pożytecznego – stwierdził i odszedł w kierunku następnej, ostatniej grupy. W końcu znalazł się przy stole… gdzie było trzech uczniów, zamiast dwóch. Jeśli spóźnialski myślał, że uda mu się tak bez żadnych konsekwencji przeżyć te zajęcia, to grubo się mylił, jednak Sebastian postanowił, że niespodzianka jeszcze na niego trochę poczeka. Bardziej interesowały go rozmowy Bena i Cu, które na pewno nie były na temat, który im zdał. Pochylił się nad nimi, po czym opadł łokcie na stole, uśmiechając się szeroko do nich. - Później też chcę usłyszeć tę niesamowitą historię, która jest ciekawsza od tematu, który wam zadałem – powiedział wesoło, po czym wrócił na swoje miejsce i jeszcze chwilę poczekał, aż skończą. Gdy uznał, że czas minął, klasnął w dłonie, aby zwrócili na niego swoją uwagę.
- Dobrze, teraz się zabawimy, a później przejdziemy do innej części zajęć – powiedział, po czym machnął różdżką, z dwa kufry stojące pod ścianą otworzyły się. - Zdaję sobie sprawę, że większość osób znalazło się tutaj trochę przez przypadek i nie będą potrafiły odczytać tekstu zapisanego pismem runicznym… Wybiorę teraz po jednej osobie z grupy, które będą w stanie to zrobić. Chiara di Scarno, Kayneth El-Melloi i Ben Watts, będziecie narratorem. – podszedł do każdego z uczniów i rozdał im teksty. - Zadaniem pozostałych osób będzie się wcielić w postaci, które dostaliście i odegrać krótką scenkę. Liczę na waszą inwencję twórczą, dla rozluźnienia. W kufrach macie stroje i potrzebne atrybuty i tak dalej. – powiedział, po czym uśmiechnął się szeroko, siadając znów na swoje miejsce. Odwrócił się w stronę Carneya, mówiąc krótko: - Po klasie skacze moja czekoladowa żaba, w ramach spóźnienia złap ją pod koniec zajęć – uśmiechnął się, po czym już nic więcej nie powiedział. Czekał.
1) Chiara di Scarno: Mit o Baldurze 2) Ben Watts: Mit o Thorze 3) Kayneth El-Melloi: Mit o Lokim |
| | | Franz Krueger
| Temat: Re: Starożytne Runy - Sebastian Machiavelli Wto 19 Sie 2014, 02:46 | |
| Nawet ślepy dostrzegłby po zachowaniu Chiary, że ta nie akceptowała jego osoby, a przed ostrzejszymi słowami lub bardziej nieprzychylnymi gestami zatrzymywał ją jedynie fakt, że Franz był ukochanym jej najlepszej przyjaciółki. Krueger jednak zdążył już do jej niechęci względem niego przywyknąć, toteż nie zwracał uwagi, ani na grymas na jej twarzy, ani też na jej próby okazywania swojej wyższości. Może, gdyby była mężczyzną, doszłoby do jakichś spięć pomiędzy nimi, ale tak, Niemiec rezygnował z równie kąśliwych odpowiedzi, twierdząc, że spieranie się z bliską sercu Jasmine dziewczyną w jej obecności nie przyniesie niczego dobrego. - Nie pamiętam dokładnie tego mitu, chętnie posłucham. – mruknął więc tylko równie bezuczuciowo, co młoda Włoszka, a zaraz po tym skoncentrował swoją uwagę na jej opowieści, notując to, co jego zdaniem było najważniejsze. Ostatecznie jednak, pominął pewnie wiele istotnych elementów nordyckiej historii, bo przy braku jakiekolwiek zorientowania w temacie, nie zdołał nadążyć za głosem panny di Scarno. Odetchnął więc z ulgą, kiedy ta wreszcie przestała mówić, a następnie podsunął pergamin wpierw w stronę swojej lubej, by ta naniosła potrzebne poprawki. Oczywiście, od rozmyślań o niebieskich migdałach i ponętnym biuście panny Vane, musiał odciągnąć go jej irytujący kuzyn. Chłopak odwrócił na niego wzrok, a jego mina nie wyrażała nic innego prócz politowania. - Co Ty nie powiesz… - niemal wyszeptał tak, że wypowiedź słyszalna była jedynie dla niego. Obiecał w końcu Jasmine, że tym razem nie stanie się inicjatorem żadnego mordobicia, ani kłótni, choć prawdę powiedziawszy, Machiavelli sam prosił się o parę jadowitych słów albo mocne, otrzeźwiające, uderzenie w twarz. Może i był nauczycielem, a Krueger powinien zachować odpowiedni dystans i nie narażać się na ujemne punkty dla swojego domu (o ile takowe mogły w ogóle być przyznawane podczas obozu), ale od kiedy dowiedział się od swojej drugiej połówki, że to jej rodzina, przestał widzieć w Sebastianie członka grona pedagogicznego. Patrzył na niego przez pryzmat jednego z tych mniej akceptowalnych samców należących do familii jego partnerki. Co gorsza, mężczyzna wpadał na coraz gorsze pomysły. O ile fakt, że nie zaciągnął Niemca do czytania pisma runicznego, był ucznowi na rękę, tak wizja przebierania się w jakieś ciuszki powyciągane z kufrów i odgrywania nordyckich bożków, czy kimkolwiek oni byli, wcale nie była Ślizgonowi w smak. Wywrócił więc oczami z wyrazem zrezygnowania, zdając sobie sprawę z tego, że skoro już pojawił się na tych zajęciach, to musi dostosować się do ich praw. W porządku, mógł też zapomnieć o całej sprawie i wrócić do namiotu, ale nie lubił poczucia zmarnowanego czasu, a wystarczająco dużo go już stracił, by pozostać na wykładzie o runach do samego końca. Nagle jednak wydawało się, że coś poprawiło siedemnastolatkowi humor, co zwiastował zresztą szeroki, szelmowski uśmiech, który znikąd pojawił się na jego twarzy. Franz nachylił się nad uchem Jasmine tak, by inni nie musieli wysłuchiwać jego niemoralnych propozycji względem ślicznej brunetki. - Może my też powinniśmy pomyśleć o taki przebierankach? – pozwolił sobie zażartować, bo nigdy wcześniej nie przyszły mu do głowy takie zachcianki. Właściwie, to chyba nie do końca odpowiadało jego naturze. Z drugiej strony jednak, kiedy wyobraził sobie pannę Vane w stroju seksownej uczennicy lub nauczycielki, musiał przyznać, że wyglądałaby naprawdę pociągająco. - Dobra, mogę być tym całym Baldurem? Przynajmniej szybko zginę i odpadnę z tej maskarady. – rzucił już głośniej, kierując swoje spojrzenie w stronę Machiavellego. Jeśli miał być szczery, o innych postaciach nie miał zielonego pojęcia, więc taki dobór ról również z tego powodu działałby na jego korzyść. Krueger liczył zaś na to, że czegokolwiek pożytecznego dowie się z ust trzech narratorów. Nawet, jeżeli jednym z nich miał być Kayneth, na którego widok, Franzowi otwierał się nóż w kieszeni. |
| | | Carney Ua Duibhne
| Temat: Re: Starożytne Runy - Sebastian Machiavelli Wto 19 Sie 2014, 12:55 | |
| Zanim wydarzyło się to, czego spodziewał się Carney, ktoś pociągnął go za rękaw i usadził jednym ruchem na znajdującym się nieopodal stołku. Odwrócił się i ujrzał twarz starszego o rok Gryfona, którego kojarzył z ich wspólnego pokoju, ale jakoś nigdy nie mieli ze sobą większego kontaktu. Naprzeciwko niego dopatrzył się Bena – chłopaka ze swojego namiotu. Na uwagę O’Connora zasalutował, choć nie upiekło mu się całkowicie. - Eeee... ok? – odparł do profesora Machiavelliego, zaskoczony tak łagodnym wymiarem kary. Szybko wsadził nos w książkę, która znajdowała się na blacie, by zapoznać się z mitem, który mieli odegrać. Ucieszył się, bo ten znał akurat całkiem dobrze, gdyż mitologia skandynawska była jedną z jego ulubionych, tak jak sam przedmiot wykładany przez Sebastiana. Zdolności teatralnych nie miał za to za grosz, zadanie więc wprawiło Ua Duibhne w lekką konsternację, ale jak trzeba, to trzeba. Skoro Ben miał być narratorem, to on i Cú musieli wystąpić. Car ocenił swoją posturę i posturę młodego czarodzieja. - Biorę Lokiego – był drobniejszej budowy, więc to był logiczny wybór. No i możliwość niezakładania sukienki też robiła swoje, w końcu to Thor miał być pięknością, a Loki jedynie przyzwoitką. Carney podszedł do skrzyni, poszukał jakiś nadających się szmatek dla siebie i "nowego kolegi", który, miał nadzieję, przystanie na ten podział ról. Zastanawiał się teraz, co robi obecnie Brooklyn. Widział, że też przyjechała na obóz, ale nie mieli jeszcze okazji ze sobą porozmawiać. Cały ten mit o udawanych zaślubinach przypomniał mu, jakie są plany wobec niego i panny Lowsley. Chłopak czuł się mocno zdezorientowany, bo z jednej strony wiedział, że to nie ma przyszłości, obydwoje układają sobie życie po swojemu, ale z drugiej... to jest pokręcone jak czarcie rożki. Układ nie został unieważniony, a Ua Duibhne sam nie wiedział, czy tego chce, czy nie. Tak sobie to wisiało w niebycie i na razie nie zamierzało się nic zmieniać, więc Car przetarł oczy, próbując wyzwolić się od niechcianych rozważań i odsunąć je od siebie jak najdalej, aż nadejdzie odpowiednia pora. - Nie masz nic przeciwko? – zapytał O’Connora dla pewności, wracając do zajęć. |
| | | Yumi Mizuno
| Temat: Re: Starożytne Runy - Sebastian Machiavelli Wto 19 Sie 2014, 19:11 | |
| Na jej dłonie spadła czekoladowa żaba. Nie została powitana z entuzjazmem z prostego powodu: Yumi była śmiertelnie obrażona za nazwanie jej "maluszkiem", tak więc nie dała się udobruchać byle smakołykiem. Pozwoliła żabie uciec, nie poświęcając jej żadnej uwagi. Poczekała aż nauczyciel odejdzie. Na jej ustach pojawił się grymas. Miała odgrywać rolę? Nie lubiła być aktorką, w dodatku męską. Do tego są chłopcy, oni lubią robić z siebie pajaca. Yumi uważała się za zbyt dorosłą na udawanie olbrzyma. - Aha, mam odgrywać faceta. Po moim trupie. - burknęła pod nosem zerkając do pergaminu i odwracając się tyłem do nauczyciela. Otworzyła nawet księgę w poszukiwaniu inspiracji. Kaynethowi upiekło się. Musiał tylko czytać grobowym tonem co się dzieje, a to ona musiała wymachiwać włócznią, której nie umiała ożywić ani wyczarować. Przychodząc tutaj Yui była pewna, że nauczą się pisać runami, a nie odgrywać scenkę. Westchnęła i zamknęła na chwilę oczy, ignorując wycie i krakanie wydobywając się ze stronic. W jej głowie pojawił się pomysł, winny uśmiechowi na twarzy. Yu otworzyła powieki i nachyliła sie nad biurkiem do Kaya, aby przedstawić mu plan. - Nigdy nie założę ciuchów przepoconego neandertalczyka. Kto wie czy nie ma tak korników czy pcheł... Ale mam alternatywę. - zerknęła spode łba na profesora. - Gra cieni, Kayneth. Przewróć biurko i zrób z niego ścianę. I najlepiej podpal kilka świec albo lamp oliwnych, ale nie las. Umiem zaczarować cienie. Będzie miał swoją scenkę, potrzebuję tylko dużo cienia. Dobrze, że ściemnia się. A, i niech one wszystkie lewitują równo. Tylko Kay, pilnuj, żeby nie podpalić lasu, bo inaczej on nas pozabija. - wyszeptała do Puchona, a jej skośne oczęta były śmiertelnie poważnie. Jeśli nie Sebastian ich pozabija, Yumi to za niego zrobi. Nie wiedziała czy Kay zabierze z ławek lampy oliwne czy je sam wyczaruje - po prostu ich potrzebowała. Miał na pergaminie to, co musiał opowiedzieć, a więc musiała wykorzystać go do roboty fizycznej. Yumi nawet nie spojrzała na kufer ze strojami. Sebastian sobie kpił żądając od niej założenia ciuchów mających w sobie z pewnością mnóstwo szkodników i robaków. Przedstawi mu mit, ale nie sobą, tylko swoją różdżką, którą już notabene wyjęła, przesuwając po niej opuszkiem palca. Uśmiechnęła się kącikiem ust do Puchona. Czy aprobował jej rozwiązanie czy nie, musiał jej posłuchać. Wstała i odsunęła się kawałek robiąc miejsce chłopakowi na przygotowanie rekwizytów. |
| | | Chris Dolmeth
| Temat: Re: Starożytne Runy - Sebastian Machiavelli Sro 20 Sie 2014, 14:24 | |
| No proszę - cóż za komplement! Sebastian zdecydowanie był dobry w prawieniu komplementów, po których ktoś nie wiedział czy powinien skakać z radości czy raczej zrobić oburzoną minę - no bo jak to tak "nawet"? To zabrzmiało conajmniej jakby Kay był osiłkowatym, bezmózgim Ślizgonem, których swoją drogą w Hogwarcie było pełno. Pomysł z teatrzykiem bardzo mu się spodobał, natomiast plan żeby robić to cieniami już mniej - z prostego powodu, bardzo chętnie zobaczyłby Yumi w roli Lokiego. Cóż...zamierzał udowodnić Yumi że wcale nie miał obowiązku jej słuchać, co więcej, wcale nie zamierzał - pokusa aby zobaczyć maleństwo w roli zdradliwego prawie-olbrzyma była zbyt wielka, żeby mógł się zgodzić na cienie, więc zamierzał oponować. -Jak to tak? Zresztą...Loki nie był neandertalczykiem! Aż tak dużo to w nim Ślizgona nie ma, wręcz przeciwnie - ta kłamliwa menda była akurat mądra i sprytna. Poza tym - przy innych olbrzymach wyglądał na...maleństwo no, co ja Ci poradzę, po prostu pasujesz na Lokiego, nawet jeśli Ci sie to nie podoba. No i wbrew pozorom, jak na tamte czasy był całkiem dobrze ubrany. Poza tym, chce zobaczyć jak produkujesz Fenrira, no i ładnie by Ci było w łańcuchach, sądzę że to naprawdę by było urocze. Dlatego też sądzę że powinnaś się przebrać.-odszepnął jej starając się wypowiadać wszystko tak spokojnie i dojrzale jak tylko mógł, aby zdecydowanie ją przekonać. Był też stanowczy, w takim stopniu na jakim pozwalało mu jego dobre serduszko - uważał że czy chce czy nie, nie może się zgodzić z Krukonką, bo na pewno w roli Lokiego byłaby perfekcyjna. Co z tego że doskonale wiedział, że nie jest w stanie się z nią kłócić na ten temat i że bez problemu by go do tego przekonała gdyby popróbowała jeszcze przez chwilę - przynajmniej na ten moment wychodził na asertywnego. |
| | | Yumi Mizuno
| Temat: Re: Starożytne Runy - Sebastian Machiavelli Sro 20 Sie 2014, 16:19 | |
| Kayneth nie był tępym osiłkiem i było mu do tego daleka. Trzeba jednak zauważyć, że gdyby poprawnie zinterpretował minę i ton głos Yumi, nie próbowałby sprzeciwić się jej pomysłowi ani próbować ubrać ją w jakikolwiek męski przepocony strój wyszedłby na tym lepiej. Gdy tylko rozpoczął swój monolog, mógł poczuć na sobie zimne pioruny cisnące z oczu "maleństwa". - Ty sobie żartujesz, prawda? - zapytała, nie kwapią się do zrozumienia intencji Kaynetha. Nawet gdyby oferował jej sto galeonów, Yui nie założy nigdy na siebie żadnego ubrania mitycznych postaci. - Nie założę stroju średniowiecznego olbrzyma, Kay. Zapomnij o tym. - burknęła ostrzejszym tonem, prostując sztywno plecy. Z każdym słowem El- Melloi pogrążał się i rozwścieczał Yumi. Przykuć do łańcucha? Miałoby to być urocze? Produkowanie jakiegoś Frenira? Pasuje na olbrzyma? Zamrugała gęstymi rzęsami i zacisnęła usta w wąską linię. Złapała niebieski atrament i wylała go na głowę Kaya, oburzona do stopnia niebezpiecznego. Dążył do zabawienia się jej kosztem i rozpuszczenia później plotek na temat jej odgrywania olbrzyma. Pomysł wydawał się jej absurdalny, a zachowanie Kaynetha przechodziło ludzkie pojęcie. I on nagrabił sobie u Yumi, a dotychczas była nim prawie zadowolona skoro błyskał wiedzą na temat run. - Z niebieskim ci do twarzy, Kay. Możesz z powodzeniem zakładać kieckę Syglin. - syknęła zbulwersowana i odwróciła się na pięcie. Podeszła do kufra, wyminęła Careya i wygrzebała stamtąd łańcuchy. Były tam, bo należały do rekwizytów Lokiego, który był w ostateczności przywiązany do skały w ramach kary za krzywoprzysięstwo. Tam jego wierna żona trzymała misę, aby chronić jego twarz przed kroplami jadu węża. Dlatego je wykorzystała. Dotknęła ich końcówką różdżki, wyszeptała zaklęcie i puściła... łańcuchy podreptały do Kaynetha i zamknęły się z trzaskiem na jego kończynach dolnych (jeśli nie uciekł w porę, a jeśli chciał uciec to i tak próbowały go dopaść karmione zaklęciem Yui), aby następnie przywiązać się do nogi drewnianego krzesełka. - Wyglądasz z nimi uroczo, El-Melloi. - warknęła wciąż rozwścieczona na jego grubiańskie zachowanie. Yumi przyjęłaby szlaban z otwartymi ramionami. Chwaliłaby się znajomym, że przywiązała kolegę łańcuchami do mebla. Zasłużył. Porównał ją do olbrzyma, chciał widzieć jak przebiera się oraz "produkowanie Frenira". Za takie coś nie można spodziewać się przytaknięcia. Wkurzył kobietę... |
| | | Jasmine Vane
| Temat: Re: Starożytne Runy - Sebastian Machiavelli Sro 20 Sie 2014, 22:08 | |
| Jasmine faktycznie interesowała się runami i ciekawiły ją podania, z których wywodziły się same antyczne znaki. Miała o nich pojęcie, czytała te mity nie raz i nie dwa, ale nigdy nie przykładała szczególnej wagi do nazw. Dlatego zarzuciła tylko okrojoną wiedzą, zasłyszaną kiedyś tam na jakiejś lekcji, na której akurat słuchała. Wiedziała, że Franz ma mierne pojęcie o tym przedmiocie, dlatego reakcja Chiary, która chyba nie lubiła ignorancji ze strony chłopaka do tak pasjonującego przedmiotu ją rozbawiła. Schyliła głowę, by ukryć swój uśmieszek. Nie chciała wchodzić między tę dwójkę. Domagała się, aby Chiara tolerowała Franza, a Franz ją. Jedynie tyle, żadnego stanu otwartej wojny. Ich prywatne dogaduszki były czymś w rodzaju paskudnej komedii, a Jas była tego widzem. Nie czuła się w obowiazku wchodzić w środek dyskusji. Odczekała, aż dziewczyna skończy swój wykład. Wtedy wyprostowała się i zaklaskała krótko i cicho. -Moja runiczna mistrzyni. -Jas posłała Chiarze uśmiech i nachyliła się, by ucałować ją w kącik ust. Nigdy nie szczędziła przyjaciółce uczuć i nie zmieniło się to nawet od czasu, jak Vane zaczęła być z Kruegerem. Odwróciła wzrok na Sebastiana i posłała mu spojrzenie pełne politowania. -Przebieranki? Serio? -uniosła brew i poczułą przyjemny dreszczyk w okolicy ucha, gdy usłyszała szept Franza. Posłała mu dwuznaczny uśmieszek. -Co powiesz na panią nauczycielkę i krnąbrnego ucznia? Przeleć notatki, bo inaczej postawię Ci pałę... -zamruczała mu do ucha taki cicho, że tylko on by mógł to usłyszeć. Znowu skupiłą uwagę na Sebastianie. -Czyli co, zostanę Friggą? Czy żoną, która rzuci się na stos ofiarny? -zapytała znudzonym tonem. Chyba byłą za duża na przebieranki, ale nie chciała robic przykrości nauczycielowi. Westchnęła i przeszła się kawałek, by zobaczyć te wspaniałe kostiumy. |
| | | Cú Chulainn O'Connor
| Temat: Re: Starożytne Runy - Sebastian Machiavelli Czw 21 Sie 2014, 18:12 | |
| Im dłużej siedział na tych zajęciach tym trudniej mu było określić czy lubi tego profesora czy też nie. Niby był sympatyczny, w Hogwarcie może i z miejsca zostałby uhonorowany niematerialnym orderem akceptacji O'Connora, jednakże tutaj, na obozie... Irlandczyk miał mieszane odczucia, ponieważ wybitnie nie przemawiały do niego zajęcia w klasie, odbywające się w środku lata i to na obozie, a nie przed jakimś egzaminem poprawkowym. No naprawdę? I jeszcze ta uprzejmość i poczucie humoru Sebastiana były dosyć...zastanawiające. Cu nie do końca wiedział czy mężczyzna po prostu tak ma, czy też próbuje się zakumplować z uczniami. Jeden Merlin wiedział, a to drobne upomnienie o "rozmowach nie na temat" przyjął z dystansem. Przynajmniej Carneyowi odpuścił, bo łapanie czekoladowej żaby często było raczej zabawą niż katorgą. Kiedy został im przydzielony konkretny mit do odegrania O'Connor nie wiedział czy się śmiać czy zmienić wygląd i wyśliznąć się z namiotu. Scenka teatralna? No naprawdę? Z niego był taki aktor jak z Evana baletnica, więc podejrzewał, że o ile nie zabiorą się do tego humorystycznie to czeka ich spektakularna porażka. Na propozycję Ua Duibhne przytaknął, bo cóż mu pozostało? Chłopak miał trochę racji z doborem ról, bo różnice między postaciami powinni w miarę zachować. Chociaż w sumie jeśli tylko Cu znajdzie jakiś hełm ze skrzydłami czy coś... O, właśnie. Wstał i podszedł do skrzyni z rekwizytami, by przerzucić kilka przedmiotów, a w końcu znaleźć ten, o który mu chodziło. Znalazł hełm wyglądając na ten wikingów i jakiś mały młoteczek. Wrócił do reszty swojej drużyny, gdzie powiększył młotek zaklęciem, by wyglądał bardziej imponująco. W sumie czemu nie skorzystać, ze swoich zdolności na potrzeby charakteryzacji? - Dobra, będę Thorem. Jak już mamy wszyscy się wydurniać na potrzeby zaliczenia zajęć to chociaż wyglądajmy reprezentacyjnie. - uśmiechnął się łobuzersko, spoglądając po twarzach kompanów, po czym skupił się na ilustracji Thora z jednej z ksiąg. Nie zmienił się o wiele. Po prostu zmienił kolor włosów na blond, wydłużył je do ramion, no i trochę przypakował w kwestii postury. Tylko trochę, nie chciał wyglądać też groteskowo. Założył hełm, chwycił młot i zrobił pozę a'la wojownik tysiąclecia. - No, może być? - zapytał poważnym, nieco niższym niż normalnie głosem, choć jego oczy zdradzały, że stara się nie roześmiać. |
| | | Sebastian Machiavelli
| Temat: Re: Starożytne Runy - Sebastian Machiavelli Czw 21 Sie 2014, 19:29 | |
| Sebastian przewrócił oczami, spoglądając na przedstawienie, które odgrywała Yumi. Miała dziewczyna temperament, co nie do końca mu się podobało, w szczególności, że jako pierwsza tak otwarcie zlekceważyła jego polecenie. Nie lubił, jak ktokolwiek ignorował to, co on powiedział. Może i cała sytuacja była śmieszna dla innych, ale nie dla niego. El-Melloi był chłopakiem, który pomyślnie przeszedł jego test osobowości, w dodatku znał się i lubił jego przedmiot. W przeciwieństwie do Yumi, która nie miała zielonego pojęcia nawet jak się czytało poszczególne znaki pisma runicznego. Rozgardiasz, jaki zapanował dzięki młodej Krukonce. Zauważył, że chłopak, Którego-Imienia-Nie-Mógł-Zapamiętać zmienił się w prawdziwego Gromowładnego. Zaklaskał z entuzjazmem i uśmiechnął się szeroko, szczerze rozbawiony. - Ty, nieźle, nieźle. Będę cię już pamiętał, Thorze – powiedział i znów na chwilę zamilkł z ponurą miną. W końcu podniósł się z krzesła, po czym machnął różdżką, a wszystkie stroje potrzebne do tej części zajęć, którą chciał zrealizować, wróciły do skrzyń, a te zamknęły się z głośnym trzaskiem. Nie odzywając się do uczniów, otworzył szufladę biurka i wyjął z niej kilka materiałowych woreczków. W jednym z nich były kamienie szlachetne, wszelkiego rodzaju. W następnym natomiast znajdowały się zawieszki z wolnym otworem na kamień – można było tam znaleźć pentagram, młot mjolnir, krzyż celtycki i inne znane symbole. W ostatnim woreczku znajdowały się pędzle i atramenty. -Amulety to dosyć specyficzne, niebezpieczne przedmioty skrywające tajemną moc, którą wzmacniają runy wyryte na kamieniach. Połączenie prawidłowego kamienia z runą, a następnie dobranie odpowiedniego symbolu może dać nam naprawdę potężny amulet, który będzie przynosił nam szczęście, chronił nas, dodawał wiedzy. Stworzycie amulety, które później będą wam towarzyszyć w codziennym życiu. Uważajcie jednak, bo gdy odwrócicie runę, otrzymacie jej przeciwne działanie. Tym samym, dajmy na to odwrócona runa fehu przynosząca bogactwo sprawi, że będziecie mieli pecha w zarabianiu pieniędzy – mruknął, siadając przy biurku. – W książkach znajdziecie przeróżne kombinacje, wystarczy poszukać, orientować się w symbolach, umieć czytać runy. Kończąc swój wykład wskazał dłonią na woreczki, leżące na biurku, zachęcając uczniów, aby podeszli i wybrali to, co ich najbardziej interesuje.
Gdy napiszecie kombinację, rzucę na nie okiem wraz z Lilką i ustalimy razem czy tak skonstruowany amulet będzie działał, czy też nie. Róbcie, bawcie się, myślcie, szukajcie w Internetach. Powodzenia. |
| | | Franz Krueger
| Temat: Re: Starożytne Runy - Sebastian Machiavelli Czw 21 Sie 2014, 19:59 | |
| Na szczęście niesprzyjająca naturze Franza maskarada nie trwała zbyt długo. Chłopak uśmiechnął się szczerze do Jasmine, szczęśliwy, że może pozbyć się zbędnych mu rekwizytów. O ile przebieranki na zajęciach były dla niego udręką, tak jednak pomysł panny Vane naprawdę przypadł mu do gustu. - Brzmi seksownie. Szczególnie ostatnia z propozycji. – szepnął więc na ucho swojej partnerce, a kąciki jego ust uniosły się jeszcze wyżej. Dziękował losowi, że sprowadził mu tę Ślizgonkę, która potrafiła zaskoczyć go na każdym kroku. Nie wyobrażał sobie życia bez niej, potrzebował jej bardziej niż tlenu. Odwrócił swoje spojrzenie od ślicznej brunetki dopiero wtedy, kiedy Sebastian zaczął tłumaczyć kolejny etap zajęć. Ten wydawał się o wiele bardziej atrakcyjny, niż poprzednie. Ba, zachęcił nawet Kruegera do zajrzenia do podręcznika traktującego o starożytnych runach. Chłopak wertował kolejne kartki, zagłębiając się w symbolikę i ochronne działanie run i kamieni szlachetnych. Jeżeli miał być szczery, nie był pewien czy te amulety rzeczywiście działają, ale czemu miałby nie spróbować? Problem tkwi w tym, że trudno było wybrać odpowiednią runę i minerał, dlatego też siedemnastolatek postanowił przejrzeć wszystkie, zanim podejmie ostateczną decyzję. Po namyśle stwierdził, że szczególnie jedna z run przykuła jego uwagę. „Thurisaz - Olbrzymie moce są po twojej stronie. Dzięki nim możesz odnieść zwycięstwo. Przezwyciężyć wszystkie przeszkody, rozgromić wrogów. Warunkiem jest konsekwencja w działaniu, panowanie nad przeciwieństwami. Możesz spodziewać się miłości i życzliwości.” Przeczytał w jednej z ksiąg i sięgnął do woreczka, by znaleźć odpowiedni kamień runiczny. Oczywiście zerkał co chwila do otwartego tomu, aby przypadkiem nie odwrócić runy w nieodpowiednim kierunku. Nie chciał sobie stworzyć amuletu, który miał mu przynieść pecha. Wręcz przeciwnie, Franz liczył na to, że ten czarodziejski artefakt wzmocni jego bojowe umiejętności w zakresie zaklęć ofensywnych lub defensywnych. Akurat wydawało mu się, że konsekwencji w działaniu mu nie brakowało, a z przeciwnościami losu jakoś dawał sobie radę, skoro jeszcze stąpał po tej ziemi. Pozostał mu tylko wybór kamienia szlachetnego. Otworzył więc drugą księgę na odpowiedniej stronie i wyciągnął z woreczka niewielki odłamek turkusu – tego, który symbolizował świeżość umysłu, siłę i opanowanie, czyli cechy, które przyświecały niemieckiemu czarodziejowi. Ponadto, podobno turkus miał chronić przed nieszczęśliwymi wypadkami, chorobami, niebezpieczeństwem, ubóstwem jak i przed nienaturalną śmiercią. Jego zdaniem, więc, minerał idealnie zgrywał się z Thurisazem, dając moc do przezwyciężenia przeciwności losu i stawienia czołom nawet potężnym przeciwnikom. Franz, kiedy tylko skończył, podszedł do Sebastiana, podając mu runiczny znak ułożony w dokładnie tę stronę, którą wskazywał podręcznik oraz odłamek turksusu. - Thurisaz i turkus. Myśli pan, że to odpowiednie połączenie? – zapytał, wbijając swoje zaciekawione spojrzenie w oczy profesora nauczającego starożytnych run. Chciał usłyszeć jego opinię i ewentualnie dokonać niezbędnych poprawek. |
| | | Carney Ua Duibhne
| Temat: Re: Starożytne Runy - Sebastian Machiavelli Pią 22 Sie 2014, 13:08 | |
| Car nie zdążył jeszcze nawet przebrać się w swój strój, kiedy nauczyciel machnięciem różdżki pozabierał im kostiumy oraz rekwizyty i pochował je tym samym do kufra. Czy to znaczyło, że dostrzegł potencjał na katastrofę i odpuścił im odgrywanie scenek? Idealnie. Otrzymali za to nowe polecenie, które brzmiało o wiele ciekawiej i zdecydowanie mogło im się to przydać. Zadanie, jakie zlecił im Sebastian, wydało się Carneyowi dość proste. Runy nie były skomplikowanym pismem, a skoro mogli jeszcze korzystać z książek, to tym bardziej wszystko powinno pójść dobrze. No i był to jeden z ulubionych przedmiotów Ua Duibhne. Młody czarodziej podszedł do biurka i zerknął na przedmioty leżące na blacie. Rozejrzał się najpierw po kamieniach szlachetnych, wybierając ostatecznie czerwony jaspis, dość płaski o kształcie zbliżonym do koła – skała sama w sobie ma już właściwości ochronne, a w dodatku idealnie pasuje do barwy jego domu oraz cech, jakie Gryfon bezsprzecznie powinien posiadać: odwagi i niezależności. Zabrał również czarną farbkę i malutki, cienki pędzelek plus młot Thora (kto mógłby być lepszym stróżem, niż Gromowładny?), po czym udał się na swoje miejsce, by wykonać amulet. Poszperał nieco w książce i wyczytał, że silne działanie mają bindruny – zapisy złożone z kilku run, które się na siebie nakładają. Postanowił więc umieścić właśnie taki malunek, wybierając Algiz (ochrona), Tiwaz (prowadząca we właściwym kierunku, pomocna dzięki temu w osiąganiu sukcesów; pomaga w każdej walce, w tym z samym sobą) i Wunjo (również sukces) oraz coś na szczęście – Uruz. Wetknął kamyk w otwór w zawieszce z młotem i wyszeptał zaklęcie, dzięki któremu połączyły się w jedno bez używania specyfików do łączenia. Całość prezentowała się tak: Carney zerknął na to, co udało mu się stworzyć i uznał, że chyba wszystko jest okej. Zobaczymy, co powie na to Machiavelli. Nie konsultował się z nim, gdy siadał do pracy, co było ryzykowne, ale ufał swojej wiedzy i wiedzy podanej w książkach. Byle tylko odpowiednio ją zastosować. |
| | | Chiara di Scarno
| Temat: Re: Starożytne Runy - Sebastian Machiavelli Pią 22 Sie 2014, 14:01 | |
| Scenki? Doprawdy? Chiara wiedziała, że niektórzy nauczyciele wyznają ideę „nauki przez zabawę”, ale ten pomysł był w jej oczach zupełnie idiotyczny. Całe szczęście, że miała być tylko i wyłącznie narratorem, więc nie musiała się za bardzo przejmować perspektywą zakładania na siebie jakichś śmierdzących ubrań nie wiadomo skąd i po kim. Nie zaangażowała się też w dyskusję Jasmine i Franza, która szybko odbiegła od tematu i zaczęła krążyć w rejonach, których Włoszka nie miała najmniejszej ochoty z nimi zwiedzać. A przynajmniej z Kruegerem. Odetchnęła z ulgą, kiedy okazało się, że nie muszą tego przedstawienia „wystawiać” przed wszystkimi uczestnikami zajęć i zamiast tego zabiorą się za coś, co ona mogłaby robić z zamkniętymi oczami. Właściwie sposób, który proponował im Sebastian był raczej laicki i nie mógł być podstawą dla run o dużej sile i trwałości, ale przypuszczała, że mało który zebrany miałby ochotę karmić runy swoją krwią i w ten sposób im zapłacić za ich przysługę. Nie zamierzała tworzyć amuletu. Nie przywoływała run bez potrzeby, jeśli okoliczności nie wymagały od niej odwołania się do nich. Talizman jednak, to co innego. Podniosła się ze swojego miejsca i podeszła do stołu nauczyciela, dobierając do siebie onyks, zawieszkę z okiem Horusa i ignorując zupełnie ostatni przystanek. Atrament był dla amatorów. Wróciła na swoje miejsce i rozłożywszy przed sobą przedmioty, sięgnęła do torby po niewielki, piekielnie ostry nożyk i rylec z drewnianą, wygładzoną od częstego używania rączką. Staranie, ale sprawnie, z doświadczeniem widocznym w ruchach, połączyła cztery runy w bardzo określony skrypt. Eihwaz, Wunjo, Ansuz i Nauthiz. Nie nałożone na siebie, ale pozostające w równym, zgrabnym rządku. Właściwie wszyscy zdawali sobie sprawę, że runy służyły kiedyś także do komunikacji, były zapisem języka, a nie jedynie alfabetem okultystycznym, niewiele osób doceniało jednak wartość, jaką mógł mieć talizman z imieniem. Chiara posiadała jeden od wielu lat i właściwie się z nim nie rozstawała. Nie był on wykonany przez nią, na tamtym poziomie zaawansowania najprawdopodobniej coś by jej nie wyszło, ale to już zupełnie inna historia. Ze skupieniem widocznym na twarzy, przeciągnęła nożykiem po kciuku lewej ręki, z fascynacją przyglądając się kroplom krwi, które zaczęły jej ściekać aż do nadgarstka. Przesunęła palcem po onyksie ruchem, który dla znających ją od określonej strony osób, mógłby się nawet wydawać pieszczotliwy. Uśmiechnęła się kącikami ust do samej siebie, tamując krew za pomocą materiałowej chusteczki i ostatecznie wsuwając kamień, teraz już runiczny, w zawieszkę. Czekała na dalsze instrukcje, choć prawdopodobnie zajęcia dobiegały końca. |
| | | Sponsored content
| Temat: Re: Starożytne Runy - Sebastian Machiavelli | |
| |
| | | | Starożytne Runy - Sebastian Machiavelli | |
|
Similar topics | |
|
| Pozwolenia na tym forum: | Nie możesz odpowiadać w tematach
| |
| |
| |