Temat: Machiavelli, co z ciebie wyrosło? Sro 23 Lip 2014, 20:52
Opis wspomnienia
Gdy dwóch Gryfonów zaczepia młodszego Malfoya, to nie może skończyć się dobrze. W szczególności, że jeden z oprawców jak na swój wiek i bycie na siódmym roku naprawdę nie zachowuje się tak, jak powinien.
Osoby: Alex Hall, Sebastian Machiavelli, William Lewis, Lucjusz Malfoy, Chantal Lacroix
Czas: Połowa Grudnia, 1965r.
Miejsce: Korytarze Hogwartu
Ostatnio zmieniony przez Lucjusz Malfoy dnia Sro 23 Lip 2014, 21:59, w całości zmieniany 2 razy
Lucjusz Malfoy
Temat: Re: Machiavelli, co z ciebie wyrosło? Sro 23 Lip 2014, 20:55
Był to mroźny, zimowy poranek. Prawie wszyscy wrócili na święta do swoich domów, jednak pozostała mała garstka uczniów, którzy zdecydowali się zostać. Jednym z tych uczniów był Lucjusz Malfoy. Szedł samotnie przez korytarz na pierwszym piętrze znudzony. Zajadał się Fasolkami Wszystkich Smaków i miał wrażenie, że jeszcze trochę, a zacznie wyglądać jak Hagrid, ten imbecyl i mieszaniec, z którym na szczęście nie często miał styczność. Nie mógł spędzić świąt w domu z prostych przyczyn – praca rodziny wykluczyła Lucjusza z powrotu do domu na ferie. Czuł się bardzo rozczarowany z tego powodu. W duchu Lucjusz trzymał wielką urazę do ojca, jednak został wychowany tak, żeby nie zdradzać swoich prawdziwych uczuć. Musiał trzymać głowę wysoko, aby nikt nie uznał go za słabeusza. To by całkowicie zrujnowało jego reputację, jaką sobie zdążył w tak krótkim czasie wyrobić. Twardy, zimny i niewzruszony… oraz budzący strach, bo przecież tak było, prawda? Wymamrotał coś pod nosem i rozejrzał się dookoła. Uczniów było naprawdę mało, w tle leciała cicha świąteczna melodia. Nie tylko korytarz, co klasy na każdym piętrze były udekorowana świątecznie, co jeszcze bardziej wprawiało Lucjusza w ponury nastrój. Musiał z tym jak zwykle walczyć, aby na jego twarzy nie pojawił się nawet cień słabości. Było to ciężkie, jednak nie niemożliwe. W końcu był Malfoyem – dumnym i szanowanym przez wszystkich! Gdy tak szedł, zainteresowało go małe poruszenie na końcu korytarza. Dwóch, starszych rocznikowo chłopaków coś kombinowało, co nie mogło ujść im na sucho. Lucjusz jednak pokonał chęć pójścia od razu do Filcha - nie będzie się zadawał z podrzędnym charłakiem, to poniżej jego godności. Zmarszczył brwi i podszedł bliżej. Jeden wyglądał jak przerośnięty potwór... przerośnięty i zarośnięty. Oh, czemu musiał trafić na ucznia na siódmym roku? W dodatku z Gryffindoru... Jeszcze w towarzystwie młodszego, Alex Hall, tak, to na pewno on. Był dwa lata starszy, jednak Lucjusz już zdążył go nie lubić - mugolak, tak słyszał.
Alex Hall
Temat: Re: Machiavelli, co z ciebie wyrosło? Czw 24 Lip 2014, 15:51
Przerwy świąteczne były dla Alexa ulubionymi okresami w całym roku szkolnym – prawie dwa tygodnie słodkiego lenistwa w miejscu, które mógł nazywać domem. Czasem łapał się na tym, że właśnie to słowo „dom” w jakiś dziwny sposób nie chciało gładko spływać z języka, a zdawało się okazjonalnie cofać w tył gardła, jakby chciało go udusić i ukarać za szczęśliwe myśli. Bo przecież jego życie od samego początku zdawało się nie być przeznaczone na jedną z tych historii opatrzonych magiczną formułką happy endu. Nie miał żadnych wspomnień o ludziach, którzy byli jego rodzicami, a sierociniec sióstr zakonnych w Birmingham niespecjalnie próbował jakoś zapełnić powstałą dziurę – przynajmniej jeśli liczyć od momentu, w którym zaczynała się długotrwała pamięć chłopaka. Szczęście w nieszczęściu, chociaż skazany na porażkę i szybki zjazd w największe społeczne niziny, ktoś chwycił go za kołnierz i zmusił, by się na chwilę zatrzymał. O dziwo nie był to żaden dorosły, solidny autorytet na którym mogłoby polegać dziecko, a zaledwie rok starszy wychowanek tego samego sierocińca. Życie czasem układa się wyjątkowo dziwnie, hm? Nie z nim jednak Alex włóczył się teraz po korytarzach, a cztery lata starszym Sebastianem Machiavellim, Gryfonem z krwi i kości, którego młody Hall wprost uwielbiał. Sprytny, obyty z dziewczynami i skory do robienia żartów idealnie wpisywał się w typ osoby, z którą chciał spędzać czas. Robili właśnie mały obchód po wyludnionym zamku, szukając dogodnych miejsc do ukrycia pułapek z łajnobombami – taki prezent dla uczniów, którzy wrócą po przerwie świątecznej. Nikomu w końcu nie stanie się krzywda, wszyscy dookoła się pośmieją, w tej sytuacji nie ma przegranych! A przynajmniej chłopak tak sobie wmawiał, pozwalając swojemu wewnętrznemu żartownisiowi przejąć stery. - Łazienka dziewczyn pod deską klozetową – zasugerował nagle w przypływie niecnego, twórczego natchnienia, rzucając Sebastianowi krótkie spojrzenie zielonych oczu.
Sebastian Machiavelli
Temat: Re: Machiavelli, co z ciebie wyrosło? Czw 24 Lip 2014, 19:12
Sebastian nie miał ochoty wracać na ferie świąteczne do Watykanu. Nigdy nie czuł się wtedy dobrze, szczególnie biorąc pod uwagę fakt, że mnóstwo mężczyzn przychodziło wtedy do Domu Nocy… wiadomo po co. Nie mógł pojąć faktu, że większość z nich zamiast spędzać ten czas z żoną, spędzało go w łóżku z cycatą prostytutką. No cóż, każdy miał jakieś upodobania, a Gryfon nie miał zamiaru się w nie zagłębiać, szczególnie, że nie było mu to do szczęścia potrzebne. Dlatego został w Hogwarcie wraz z kilkoma innymi uczniami, z którymi chętnie spędzał czas. Jednym ze szczęśliwców był Alex Hall, z którym właśnie w tej chwili upiększał szkołę. Kilka łajnobomb tam… kilka tam… Oh, co to będą za święta! Sebastian nie mógł się doczekać, aż zejdą do Wielkiej Sali i zaczną jeść, był już taki głodny, że burczenie mu w brzuchu mogło zbudzić niedźwiedzia ze snu zimowego. Posłał lekki uśmiech w stronę swojego młodego ucznia, Alexa, który zdawał się traktować Sebastiana jak kogoś w rodzaju mistrza. Oh, on to naprawdę bardzo doceniał, przecież już niedługo i opuści szkolne mury, komuś musiał przekazać wszystkie tajniki rozrabiania… plus jak wkurzać woźnego nie dając się przy tym złapać. Sebastian musiał uczyć się na błędach i niestety u Filcha przesiadywał dosyć często, chociaż charłak dopiero zaczynał pracę w Hogwarcie. Już zdążył znielubić tego człowieka i jego kotkę, która śmierdziała gorzej, niż odpady z rynsztoku. Przeciągnął się i wyprostował, odwracając do tyłu. Na jego twarzy pojawił się szeroki uśmiech, gdy ujrzał przyglądającego się im młodego Malfoya. Ten dzieciak wybitnie działał mu na nerwy swoją wyniosłością i faktem, iż szczycił się tym, że był wysoko urodzonym czarodziejem, któremu z góry należał się szacunek. Oh, szkoda, że Sebastian był trochę innego zdania, iż na szacunek trzeba było sobie zapracować. - Kogo my tu mamy… Malfoy we własnej osobie – mruknął, po czym klasnął z zadowoleniem w dłonie. Wcale nie przejmował się faktem, ze był około sześć lat starszy od Lucjusza. Ważne było dla niego tylko to, że ten mały już dawno powinien trafić w jego sidła i zostać nauczony dobrych manier, w szczególności jeśli chodziło o jego stosunek do mugolaków, jakim był Alex. Sebastian bardzo nie lubił selekcji uczniów, a Ślizgoni niestety robili to nagminnie, co tylko pogarszało jego zdanie o nich. Podszedł do Lucjusza, który nawet nie ruszył się z miejsca. Chwycił go za ramię i szarpnął niezbyt delikatnie. – Szukaliśmy osoby chętnej do przetestowania naszych łajnobomb. Jakie szczęście, że przyszedłeś! – powiedział przesadnie uprzejmym i wesołym tonem.
Lucjusz Malfoy
Temat: Re: Machiavelli, co z ciebie wyrosło? Czw 24 Lip 2014, 19:13
Lucjusz zmarszczył brwi, obserwując obydwu chłopców, nie ruszając się z miejsca nawet o cal. Był bardzo ciekawy, co też Gryfoni wymyślili. Był niemalże pewien, że nie było to nic dobrego, a już na pewno wykraczało poza regulamin szkoły. Koło takiego zachowania nie mógł przejść obojętnie, wręcz musiał coś z tym zrobić i to tylko dlatego, żeby narobić problemów tym o to brudnym czarodziejom. Cała szkoła znała pochodzenie Sebastiana, matka prostytutka, która dała się zamordować głupim mugolom i ojciec… mugol, w dodatku należący do czarnej, kościelnej organizacji chrześcijańskiej. Szczyt hańby i wstydu, jak taki ktoś mógł się tak panoszyć po Hogwarcie, w dodatku w otoczeniu takich osobistości, jak on sam, członek najwspanialszej rodziny na świecie – Malfoyów. Już od dawna uważał, że dyrektor przyjmował uczniów, którzy przynosili wstyd szkole, jednak on, jako jedenastolatek nic nie mógł na to poradzić. Mógł tylko biernie przyglądać się jak szlam się rozrastał z każdym następnym rokiem. Spojrzenie jego jasnych, szarych oczu padło tym razem na Alexa, a w brzuchu Ślizgona coś nieprzyjemnie się przewróciło. A ten? Na niego nawet słów mu brakło. Patrzył tylko z pogardą, jak obaj coś kombinowali. Niech tylko ktoś z grona pedagogicznego się o tym dowie, już nie będzie tak miło i wesoło. Wtedy Sebastian spojrzał na Lucjusza i niemalże od razu ruszył w jego stronę. Chłopiec zmarszczył brwi i wzdrygnął się, gdy odległość między nimi zmniejszyła się niemalże do zera. Łypnął groźnie w stronę Sebastiana i zacisnął pięści nie odzywając się, dopóki ten nie dotknął jego ramienia i nim nie szarpnął. Tego było wręcz za wiele, on, Lucjusz Malfoy był traktowany przez podrzędnego czarodzieja półkrwi w taki sposób! Niewybaczalne! Blondyn wydał z siebie niebezpieczny syk i chwycił za nadgarstek Gryfona, jednak tak jak się spodziewał… uchwyt tego dryblasa był zbyt silny, nawet go nie ruszył. -Puszczaj mnie… brudny zdrajco krwi, bo... bo i inaczej… - wycedził przez zęby, starając się chociaż brzmieć groźnie. Nikt, nikt nie miał praw tak go traktować.
Chantal Lacroix
Temat: Re: Machiavelli, co z ciebie wyrosło? Pią 25 Lip 2014, 23:35
Może to było zbyt daleko idące przeświadczenie, ale to był jej zamek. Znał ją praktycznie każdy i wcale nie była to kwestia popularności. Już teraz ta siedemnastoletnia Ślizgonka zamiatała krańcem szaty podłogę w korytarzu z taką gracją, że napawała widzów zachwytem, ale i przerażeniem. Chantal Lacroix. Niektórzy może i mieli problem z wymówieniem tego nazwiska, lecz słysząc je każdy miał gęsią skórę na ciele. Trudno było znaleźć kogoś, kto poznałby subtelną i wrażliwą sztukę eliksirów lepiej niż ona. Chodziły słuchy, że zdała egzaminy do najlepszej szkoły warzenia eliksirów na świecie zlokalizowanej w Bułgarii. Nie to jednak było powodem jej posłuchu w szkole. Jej nader.. specyficzny charakter, niewyparzony język i podejście do innych mroziło krew w żyłach. Nie musiała się czasem odzywać, bo wystarczyło, że obdarzyła kogoś spojrzeniem swych chmurnych, niebieskich oczu. Nie znaczyło to, że Chantal miała samych wrogów i przerażonych wielbicieli. Otaczała się kręgiem selektywnie wybranych ludzi, których mogła nazwać przyjaciółmi. Mieli u niej poszanowanie, lecz i tak byłą wobec nich wymagająca. Święta przyniosły ze sobą wręcz bajkową, zimową aurę. Chantal nie wróciła do domu na ferie zimowe.. bo nie miała do kogo wracać. Chant była w małym konflikcie z ojcem.. a ktoś o wiele jej bliższy zniknął z jej życia prawie dwa lata temu. Nadal była to świeża rana w sercu. Ślizgonka przechadzała się korytarzem wracając z lochów w czarnych jeansach i ciemnofioletowej tunice, byle jak przepasaną czarnym paskiem. Ciemne loki poprzetykane były pasemkami w kolorze tuniki. Z daleka dojrzała parę znajomych twarzy. Uniosła brew do góry. Machiavellii i Hall nie byli jakimś dziwnym widokiem, ale co z nimi robił młody Malfoy? Chantal uczęszczając do siódmej klasy miała w obowiązku zajmować się młodszymi, ale robiłą to dosyć niechętnie i tylko wobec tych, którzy jakimś cudem zaskarbili sobie jej serce. -Sebastian, zawsze uważałam, że jesteś niespełna rozumu, ale żeby znęcać się nad dzieckiem? -Chantal podeszła z wolna do zbiegowiska i oparła dłoń na biodrze. Przekrzywiła głowę, przez co jej ciemne loki opadły swobodnie. -Jeżeli już chcesz się z kimś zmierzyć lub zrobić go obiektem swoich żartów, to chociaż na swoim poziomie. -na ustach Chantal pojawił się delikatny uśmieszek. Położyła dłoń na ramieniu Lucjusza i obdarzyła go krótkim spojrzeniem. -Chociażby ze mną. -kącik ust wyraźnie podniósł się do góry. -A jego zostaw, napatrzy się jeszcze w swym życiu na Gryfonów, którym nierówno pod sufitem. Mogło się wydawać, że Chantal nie darzy sympatią Sebastiana, prawda jednak była bardziej zaskakująca. Lubili się, ale nie byli by sobą, gdyby nie obdarowywali się komentarzami i docinkami. Niekiedy bardzo dosadnymi.
Sebastian Machiavelli
Temat: Re: Machiavelli, co z ciebie wyrosło? Pon 28 Lip 2014, 18:43
Sebastian spojrzał na Lucjusza z rozbawieniem, widząc, jak młody Ślizgon próbuje zachować resztki swojej godności. Dziwne, że nie uciekł jak tylko zobaczył Sebastiana na horyzoncie, miał dziwne przeczycie, że chłopiec tak naprawdę chciał coś udowodnić, co niekoniecznie mu wyszło tak, jak wcześniej zakładał. Słowa Malfoya nie zrobiły na nim większego wrażenia. Dosyć często był nazywany przez innych Ślizgonów Zdrajcą Krwi, jakby czystość krwi była najważniejszą rzeczą na świecie. Uważał, że takie myślenie jest dosyć ograniczone i wcale nic sobie z tego nie robił. Jeśli uczniowie Slytherinu chcieli sobie podnieść wyżej swoje ego, to proszę bardzo… Jeśli tylko ma ich to zadowolić. Obrzucił Lucjusza krótkim, rozbawionym spojrzeniem i już miał coś odpowiedzieć, gdy na horyzoncie pojawiła się Chantal Lacroix. Już samo nazwisko sprawiało, że większość uczniów czuło gęsią skórkę, jednak nie on, nie Sebastian. Alexowi też próbował wpoić, że tej dziewczyny się nie trzeba bać. No, chyba, że ktoś specjalnie chciał jej podpaść, to wtedy raczej powinien brać nogi za pas. Machiavelli posłał Ślizgonce zawadiacki uśmiech, nie odpowiadając od razu na jej oskarżycielskie słowa. Oh, cóż on takiego zrobił? Przecież dawał tylko życiowe wskazówki młodszemu koledze Alexowi i temu smarkowi Lucjuszowi. Wzrurzył ramionami i dopiero wtedy jego spojrzenie powędrowało na twarz Chantal. Uśmiechnął się szeroko do dziewczyny i przeciągnął się leniwie. - Zachowuję się bardzo odpowiedzialnie, przecież uczę młodego jak to być dobrym czarodziejem, czy jak to szło – powiedział poważnym, uczonym tonem, po czym objął Alexa ramieniem i przyciągnął do siebie, aby ten przypadkiem nie uciekł w popłochu i nie zostawił go samego. Co jak co, ale Machiavelli nie chciał zostawać sam w towarzystwie tej harpii, która tylko czekała, aż zostanie sam, żeby wbić mu szpony w gardło i patrzeć, jak się wykrwawia. Pochylił się nad uchem Alexa i szepnął cicho: - Pomóż mi – po czym znów spojrzał na Chantal. Zmarszczył brwi i nie puszczając swojego kompana Gryfona, wyprostował się aby nadać swojej posturze chociaż trochę więcej powagi, której i tak miał zbyt mało. Po co być poważnym, skoro miało się tyle rzeczy do zrobienia, do zepsucia… i tak dalej. - Mam się z Tobą mierzyć? – zamrugał, puszczając mimo uszu wzmiankę o Gryfonach, którzy mieli nierówno pod sufitem. Oh, przecież on to doskonale wiedział, jednak… po co być normalnym, skoro można zrobić mnóstwo ciekawych i zabawnych rzeczy! – Wybacz, o wielka Lacroix, ale nie śmiałbym się z Tobą mierzyć. Jeszcze powaliłabyś mnie na łopatki tym swoimi piersiami, czy coś – powiedział, trzymając przed siebie ręce w obronnym geście. Co jak co, ale śmierć poprzez przyduszenie krągłościami akurat tej konkretnej kobiety było dosyć przyjemną perspektywą. Jednak problem był taki, że Sebastianowi naprawdę było wygodnie na tym świecie i wcale nie miał zamiaru się z nim żegnać. Miał tylko nadzieję, że Alex wymyśli coś i szybko wyciągnie ich obu z opresji. No cóż, przyszedł czas, aby chłopak pokazał jak bardzo jest odważny.
Alex Hall
Temat: Re: Machiavelli, co z ciebie wyrosło? Wto 29 Lip 2014, 16:45
Szwędając się po szkole z zamiarami natury łobuzerskiej trzeba się było liczyć z faktem, że prędzej czy później spotkanie z kimś, kogo facjaty wolałoby się nie oglądać, nabierało na prawdopodobieństwie. Tak jakby stary zgrzybiały dziadunio Los chciał w jakiś sposób ukarać żartownisiów wnoszących do codziennego życia trochę koloru i zamętu, bo sam nie mógł się bawić ze swoim reumatyzmem i trzeszczącym kręgosłupem. Gdyby dziadzio Los miał przybrać ludzką postać, Alex nie byłby wcale zdziwiony, gdyby stał się woźnym Filchem. Na widok Lucjusza w zielonych oczach Gryfona przemknął cień ponurego rozbawienia, który usadowił się gdzieś w ich kącie i z leniwym ziewnięciem wyciągnął pazurki. Stwierdzenie, że się nie lubili stanowiłoby kolosalne niedopowiedzenie – młody Malfoy od pierwszego dnia nie ukrywał pogardy dla uczniów, których krew nie była czysta. Nieważne ile byli starsi i w jakim domu, choć szczególnie upodobał sobie Gryfonów z racji naturalnej opozycji w jakiej stały wartości Gryffindoru i Slytherinu. Alex nie potrafił wznieść się ponadto i ignorować spojrzeń czy przytyków Lucjusza odnośnie swojego mugolskiego pochodzenia – irytował go najbardziej ze wszystkich wielbicieli czystości krwi i nie rozumiał dlaczego tak się działo. Świetnie za to pojmował cichą potrzebę ukręcenia mu łba w jakimś ciemnym kącie nie tylko za uwagi skierowane w swoją stronę, a również wobec innych. Innych, których chłopak widział później snujących się jak cienie z klasy do klasy, czy wycierających oczy, gdy myśleli, że nikt nie widział. Poczucie sprawiedliwości młodego Halla trzymało się w takich przypadkach blisko granicy ekstremum. A teraz ta mała ślizgońska gnida niespodziewanie znalazła się na łasce jego i Sebastiana, a Alex miał w kieszeni szaty dwie ostatnie łajnobomby. - Gdzie zgubiłeś kolegów? Zapomnieli smoczków z dormitorium? - zagadnął, choć jego głos nie był tak spokojny i wesoły jak ton Machiavellego. Wsunął dłoń do kieszeni i zaciskając palce na okrągłym przedmiocie zniszczenia już planował wrzucić go za koszulę Ślizgona... Gdy małej gnidzie na pomoc niespodziewanie przyszły posiłki w postaci Chantal Lacroix, ciemnowłosej siódmoklasistki, którą znała chyba cała brać uczniowska. A jeśli nie znała, to chociaż o niej słyszała – tak jak Alex, choć konfrontacja informacji ogólnodostępnych z tymi, które w wolnych chwilach wtrącał Sebastian zgoła się różniły. Miały tylko jeden wspólny punkt: nie pyskować i nie podpadać bez potrzeby. Tego postanowił się trzymać ze zwykłego zdrowego rozsądku i bez namów, bo starsza Ślizgonka nigdy nie zrobiła mu nic złego, nie słyszał też, by piała peany na temat czystokrwistości. Jedyne, co mógł jej w tej chwili zarzucić to próba obrony Lucjusza, gdy należało mu się solidne manto i łajnobomba za koszulą. Albo dwie, akurat tyle miał. Roztrząsając po cichu najlepsze sposoby rozczłonkowania Malfoy'a oraz potencjalne miejsca ukrycia resztek nie słuchał wymiany zdań między Chantal a Sebastianem, dopóki nie został nagle objęty silnym ramieniem i gwałtownie przyciągnięty do starszego Gryfona. Ka cholera...? - Co ja, laska na breloczek? - syknął i prawie parsknął śmiechem słysząc prośbę o pomoc. Prawie. Jakby nie patrzeć w pewien sposób było to komiczne – on, Sebastian Machiavelli, zdobywca niewieścich serc oraz wirtuoz słodkich słówek szukający wsparcia przeciw jednej kobiecie uzbrojonej w ciemne loki i cięty język. Gdyby wściekłość i adrenalina wywołane spotkaniem Lucjusza nie buzowały mu tuż pod skórą, Alex najprawdopodobniej pozwoliłby koledze samemu zająć się sytuacją tylko po to, by zobaczyć, jak się z niej wykaraska. Lubił obserwować swoje pokrętne autorytety w sytuacjach sprawdzających słuszność nadanego im miana. Odetchnął więc krótko, zerkając na niego, po czym rzucił: - Czemu nie? We wspólnym marudziłeś, że przydałby ci się okład z cycków. Och, dobrze zdawał sobie sprawę z głębszego wkopywania Sebastiana, ale miał w tym pewien plan. Napuścić na siebie starszych, a potem niepostrzeżenie zawinąć Malfoy'a i zapoznać go z każącą ręką sprawiedliwości.
Chantal Lacroix
Temat: Re: Machiavelli, co z ciebie wyrosło? Sro 30 Lip 2014, 02:01
Widocznie ten dzień zdawał się być o wiele ciekawszy niż początkowo wydawało się Chantal. Spotkać niepokornego Gryfona w towarzystwie młodszego ucznia i niezbyt zachwyconego sytuacją Ślizgona. I w to wszystko wkracza ona - dorosła kobieta w zielonych barwach. Najlepiej było ryknąć na nich i rozgonić towarzystwo. Właśnie, jednak tutaj były obecne osoby mniej lub bardziej zaskarbiające sobie sympatię tej kobiety i należało urozmaicić sobie dość nudny i samotny dzień w szkole. Chantal wsunęła dłonie do kieszeni spodni i z nieodgadnionym uśmiechem przyglądała się zbiegowisku. Sebastian nie był osobą, którą należało lekceważyć. Wysłuchała Gryfona i wybuchnęła śmiechem. Jej niebieskie oczy zalśniły w tym nagłym ataku wesołości. I gdzie tutaj była obecna ta postrach Hogwartu? Kobieca natura była tak zmienna i niebezpieczna, że nigdy nie było wiadomo, co Cię czeka.. -Ty i odpowiedzialność? Seba, to są przeciwieństwa. -Chantal pokręciła głową rozbawiona. Cały czas koło niej stał ten pierwszak, którego Gryfoni chcieli najwyraźniej uraczyć jakimś niemiłym żartem. Ogólnie mogła by nawet na to pozwolić, ale solidarność w domu, troska nad młodszymi, dorosłość bla bla bla.. Poza tym - jak miała sobie odmówić okazji do zabawy i uatrakcyjnienia dnia w postaci wymiany ripost z Gryfonem. Dziwne, że miała znajomych w wrogim domu, czyż nie? Najwidoczniej nie zawsze stara czapka miała rację w swoich wyborach. Chantal uśmiechała się tajemniczo, co mogło przywoływać na myśl wiele, niezbyt miłych rzeczy. Spojrzała na chłopaka obok Seby. -Twój uczeń? Przejmuje schedę po Tobie co by zamek nie zaznał odrobiny spokoju? -zapytała całkiem miło jak na nią. -I sądziłam, że wolisz kobiety.. -dodała, widząc jak obejmuje kolege. Oczywiście to był gest pozbawiony drugiego dna, ale dla Chant idealna okazja do kpiny. Skorzystała z okazji, że Sebastian coś szeptał Alexowi i sama zwróciła się do Lucjusza. -Uważaj na nich, jeśli nie chcesz skończyć w damskim kiblu głową w muszli. -ostrzegła go. Nawet teraz z racji dobrego humoru okrasiła swą twarz dobrotliwym gestem wygiętych do góry ust. Oglądać ją w tak dobrym humorze to była nowość. Podniosła wzrok na Sebę i zaraz przekrzywiła głowę. -Wielka? Insynuujesz mi, że jestem gruba? -zapytała go, mrużąc niebezpiecznie oczy. Końcówki włosów nabrały bordowy odcień, który zawsze pojawiał się w momentach poirytowania. Gdyby nie dodatkowy komentarz Seby o piersiach i Alexa, że Machiavelli miał niedobór okładów, najpewniej kobieta wybuchnęłaby złością. Teraz znowu na jej twarzy pojawiła się ta zadziorna mina.. -Ah, Sebastian, trzeba było tak od razu. -kobieta podeszła do Gryfona ochoczo i spojrzała mu w oczy. Był trochę wyższy od niej, ale wcale jej to nie przeszkadzało. Wyciągnęła ręce na boki. -Możesz korzystać o każdej porze dnia i nocy. Najwyraźniej nie ma innego leku na Twoją przypadłość. -wesoły ognik zalśnił w jej chmurnych oczach. Zaraz zrobiła jeszcze jeden krok i znalazła się niebezpiecznie blisko Sebastiana. Położyła dłoń na jego policzku. Jeszcze jedno spojrzenie i tuż po nim Chantal stanęła na palcach, przyciągnęła do siebie Gryfona i złożyła na jego ustach pocałunek. Pogłębiła go zadziornie i umiejętnie. Dlaczego miała sobie odmówić czegoś, co jest przyjemne i pożyteczne? Odsunęła się po chwili i na powrót wróciła dłonie do kieszeni. -W niektórych dyscyplinach mamy dość wyrównane szanse i o moje cycki się nie martw... nie zawsze używam ich jako śmiercionośnej broni. -odgarnęła włosy z czoła, wyraźnie zadowolona z tego, co uczyniła. A przynajmniej satysfakcję dawała jej ta chwila zaskoczenia na twarzy starszego Gryfona.
Sebastian Machiavelli
Temat: Re: Machiavelli, co z ciebie wyrosło? Nie 24 Sie 2014, 00:31
Sebastian otworzył szeroko oczy, spoglądając na Chantal, która nagle pocałowała go w usta. Wcześniej na żadne z jej pytań nie odpowiedział, było ich za dużo, a miał na głowie tego wstrętnego Malfoya. Miał nadzieję, że jego przyjaciel załatwi sprawę należycie. Wracając myślami do Chantal, objął ją mocno w pasie i nie pozwolił na to, aby odsunęła się od niego. Wychodził z założenia, że jeśli raz się czegoś podjęła, to nie mogła ot tak nagle skończyć, pozostawiając go z niedosytem i dziwnym posmakiem w ustach. - Dokąd uciekasz? – mruknął tylko w odpowiedzi, uśmiechając się półgębkiem, po czym na nowo złączył ich usta w namiętnym pocałunku. Położył dłoń na jej potylicy, wplatając palce w ciemne, gęste włosy. Pachniała smakowicie, jednak nawet ten zapach nie sprawił, że poczuł do niej coś więcej niż przyjaźń, która ich łączyła. Dziwna relacja, a jednak naprawdę barwna, opierająca się na wzajemnym dokuczaniu. W końcu ją puścił, oblizując ostentacyjnie usta i spojrzał na Alexa. - Kiedyś też będziesz miał okazję, może nie ze smoczycą Chantal, ale jakaś gorąca laska na pewno ci się napatoczy – powiedział, posyłając chłopakowi zadziorny, łobuzerki uśmieszek. Klepnął Alexa po plecach i znów spojrzał na kobietę, przechylając głowę lekko w bok. Westchnął teatralnie, zerkając na Lucjusza, który wydawał się, jakby miał zaraz wybuchnąć… Czy jego głowa zrobiła się tak czerwona, bo się zawstydził, czy po prostu się zdenerwował? Oh, przecież tak młode pokolenie nie powinno oglądać pocałunków starszych i dojrzałych ludzi. No cóż, Sebastianie… I jaki ty przykład dajesz młodym ludziom?
Alex Hall
Temat: Re: Machiavelli, co z ciebie wyrosło? Pon 25 Sie 2014, 19:23
Sebastian i Chantal zdawali się świetnie bawić w swojej małej grze pełnej słownych przepychanek i metaforycznego ciągnięcia za warkocze, spychając zarówno Alexa jak i Lucjusza na pozycje niechętnych słuchaczy. Dobrze, Gryfon mógł chwilę odczekać, uśmiechnąć się głupio i potwierdzić w oczach panny Lacroix, że istotnie był kretynem ślepo wpatrzonym w starszego kolegę, nawet jeśli uważał to za wybitnie irytujący pogląd. Trudno, stawianie się w pozycji, gdy ktoś go nie doceniał zawsze koniec końców przynosiło chłopakowi korzyść i czasem mógł zniżyć się do tego typu sztuczek. Ale tylko czasem. Pierwszy pocałunek siódmoklasistów skwitował przewróceniem zielonych oczu, rzucając niezbyt subtelne: - Znajdźcie sobie jakiś kąt, serio. Gdzieś w jego trakcie, gdy usiłował nie patrzeć na język Ślizgonki znikający w ustach Sebastiana, przyszła mu do głowy myśl tak genialna w swojej prostocie, że prawie uderzył się otwartą dłonią w czoło. Hall, wcale nie musisz być w Ravenclawie, żeby błyszczeć geniuszem. Z trudem opanował chęć złośliwego zarechotania, przygryzając mocno dolną wargę, aż poczuł w ustach gęsty metaliczny posmak krwi. Przenosząc ciężar ciała z jednej nogi na drugą, spojrzał wyczekująco na Machiavellego, mając nadzieję, że w jakiś sposób odczyta jego myśli i zrobi dokładnie to, co powinien – szczęście mu dziś sprzyjało, bo uwaga Chantal została odwrócona kolejnym pocałunkiem. Zadziałał bardzo szybko, rzucając się do przodu i chwytając brzeg szaty Lucjusza ze złośliwym uśmiechem. Nawet gdyby młody Malfoy próbował zacięcie się bronić, Alex miał nad nim przewagę w postaci fizycznej siły, której użył, by spacyfikować Ślizgona i wrzucić mu za koszulę ostatnią, odbezpieczoną łajnobombę. Cofał się akurat o kilka kroków w tył, gdy Sebastian skierował w jego stronę uwagę o tym, że też kiedyś zaliczy i klepnął go w plecy. Chłopak zdążył tylko rozciągnąć usta w uśmiechu, który był zdecydowanie za szeroki oraz odskoczyć za starszego kolegę, gdy Lucjusz eksplodował. No może nie on sam, ale łajnobomba w jego ubraniach. A szkoda, mieliby fajerwerki...
Chantal Lacroix
Temat: Re: Machiavelli, co z ciebie wyrosło? Sob 27 Wrz 2014, 22:13
Liczyła na to, że swoim zagraniem rozproszy plany Sebastiana. W końcu nie od parady się mówiło, że zostać pocałowanym dobrowolnie przez Chantal to większy cud niż znaleźć złoto leprokonusów na końcu tęczy. Poza ty Chantal skłamałby twierdząc, że Sebastian w żadnym kontekście jej się nie podobał. Może inaczej. Pod względem fizycznym trafiał w jej gust i to bezbłędnie. Chyba tylko Diarmuid był wyżej w jej rankingu, był tylko jeden mankament. Była skłócona z byłym Ślizgonem i nie było wiadomo, czy jeszcze kiedykolwiek go spotka. Smutne. Pod względem emocjonalnym wcale nie zapałała do Sebastiana niczym więcej poza delikatnym, subtelnym, kobiecym pożądaniem, jakie wywołuje nagłe zbliżenie fizyczne. Planowała szybki, krótki pocałunek. Spodziewała się zszokowanej miny, ale nie, że Seba ją przyciagnie do siebie i będzie miał czelność zganić, że się odsuwa. Na nowo powitała jego usta, ale tym razem to Gryfon nadawał tempo. Merlinie drogi. Gryfon i Ślizgonka, toż to nie wypada! Guzik, nieważne. Chantal z uśmiechem kontynuowała pocałunek, pogłębiając go zadziornie. Mogła korzystać do woli. Nieświadoma tego, co robił właśnie Alex. Kiedy - niestety - czułość dobiegła końca, dotarł do niej sens słów Seby. -Musimy to robić częściej, ot, dla praktyki. -mruknęła. Zmrużyła nieco powieki, ale z uniesionymi do góry ustami nie sprawiało wrażenia, jakoby Chantal była zła. -Smoczyca? W takim razie zostaniesz okrzyknięty treserem smoków.... -rzuciła, lecz wtedy rozległ się wybuch. Chantal szybko łączyła fakty. Gdy się całowała z Sebastianem, Alex musiał wrzucić Luckowi za koszulę łajnobombę, na co wskazywał smród. I wygląd blondyna. Chantal zasłoniła usta dłońmi. -Wy podstępni Gryfoni, uh.... Malfoy szoruj do łazienki. -wysłała zduszonym tonem chłopaka pod prysznic. Obrzuciła obu chłopaków oburzonym spojrzeniem. -Nie mam siły nawet na was wrzeszczeć, ale zemszczę się! -zagroziła ostrym tonem. Może nieco łagodniej skierowanym do Seby. -A na Tobie w szczególności. -dodała na odchodne do Machiavellego.