IndeksIndeks  SzukajSzukaj  Latest imagesLatest images  RejestracjaRejestracja  ZalogujZaloguj  

Share
 

 Cmentarz

Zobacz poprzedni temat Zobacz następny temat Go down 
Idź do strony : Previous  1, 2, 3
AutorWiadomość
Katja Odineva
Katja Odineva

Cmentarz - Page 3 Empty
PisanieTemat: Re: Cmentarz   Cmentarz - Page 3 EmptyPon 09 Lis 2015, 17:43

Pogrzeb Vincenta - obowiązuje bilokacja.

Życie zdawało się dążyć do tego, aby zwalić Katję z nóg. Zupełnie niepotrzebnie! Nie zdawało sobie chyba sprawy, że kobieta radzi sobie całkiem dobrze sama, za pomocą nie kończących się „ostatnich” butelek wódki, które, gdyby nie niestrudzone skrzaty, ścieliłyby już całą podłogę jej zamkowego gabinetu.
Wiadomość o śmierci Vincenta zastała ją na wpół śpiącą przy blacie zasypanym niesprawdzonymi, zalanymi alkoholem pracami uczniów którejś z najmłodszych klas. Sowa o niepokojąco ciemnym upierzeniu zapukała do jej okien, nie bacząc na późną godzinę ani stan adresata krótkiego listu. Początkowo nie mogła zrozumieć ani słowa z krótkiej, sporządzonej urzędowym językiem notatki. Litery tańczyły przed jej oczami, sugerując zupełnie nowe znaczenia, odmienne od tego, tak dobijająco ostatecznego i nieodwracalnego w swojej prostocie.
Proszono ją o przybycie w jak najszybszym możliwym terminie do Św. Munga w celu odebrania ciała, świadectwa zgonu oraz podpisania jakichś dokumentów. Kiedy Vincent trafił do szpitala bez zastanowienia podała się za jego narzeczoną, uznając, że mężczyźnie potrzeba teraz kogoś, kto będzie miał do niego dostęp w każdej chwili i możliwość podejmowania pewnych decyzji medycznych. Jego rodzice nie żyli, nie znała zaś nikogo z dalszej rodziny, nie wiedziała kto, jeśli nie ona, mógłby się zająć opieką nad nim w tak trudnym dla niego momencie. Nikogo z resztą innego nie szukała, czuła się za niego odpowiedzialna, czuła się gotowa, czuła, że jest jak najbardziej upoważnioną do tego drobnego kłamstwa.
Klęcząc jednak nad tym krótkim liścikiem, który wypadł z jej drżących palców, zaczęła wyrzucać sobie głupotę, zaczęła żałować, że nie poczyniła większych wysiłków w celu odsunięcia od siebie udziału w tej tragedii, że nie zdystansowała i nie odcięła od Vincenta, próbując chronić siebie i swoje serce. Resztki swojej trzeźwości, może resztki rozumu. Nie mogła jednak przewidzieć końca. Cały czas wierzyła, miała nadzieję graniczącą z pewnością, że uzdrowiciele wyleczą go, uratują, przywrócą zdrowiu i jej samej, która była przy nim przez cały czas, udowadniając tym samym najlepiej jak potrafiła, co do niego czuje.
Nie pojechała do Św. Munga tej nocy. Upiła się do nieprzytomności, zasnęła w kałuży własnych wymiocin. Obudził ją jeden ze skrzatów, próbujący posprzątać bałagan, który tak niesfornie stworzyła. Zaprowadził ją nawet do łazienki, pomógł się wykąpać, uważając aby od czasu do czasu wynurzała się ponad powierzchnię wody i brała kolejny oddech. Nie potrafiła powiedzieć, czy czuje wdzięczność za te przejawy troski. Odprawiła go wkrótce, stanęła przed szafą i wyciągnęła spraną czarną koszulę, ubarwioną niezliczonymi naszywkami z nazwami bądź rozpoznawalnymi symbolami miast, które odwiedziła w swoim życiu. Wsunęła dłonie w rękawy, przytuliła policzek do kołnierzyka. Szybko dobrała do tego jakieś ciemne spodnie, chwyciła płaszcz i wskakując do kominka, przetransportowała się do szpitala, w  którym oczekiwał na nią Vincent, a przynajmniej jego doczesne resztki. Nie powiadomiła nikogo, o swoim wyjeździe. Liczyła na to, że jej praktykant przejmie wszystkie jej obowiązki podczas jej nieobecności. Prawdę mówiąc zrobił to już jakiś czas temu, lepiej niż inni zdając sobie sprawę z opłakanego stanu, w jakim znajdowała się jego przełożona. Nie wpadło jej do głowy, że ktoś może się niepokoić jej zniknięciem, nie potrafiła myśleć o niczym innym oprócz tego, co czekało ją w najbliższych dniach. Nie było bowiem wątpliwości, że to ona będzie odpowiedzialna za zorganizowanie pogrzebu.
***
Ciało spoczywało w trumnie wykonanej z czarnego, połyskliwego drewna. Pokrywa była zamknięta, bowiem ciało Vincenta, wymęczone długą walką z nieustępliwą trucizną, nie prezentowało się najlepiej i Katja postanowiła nie pokazywać go ewentualnym gościom. Wolała, aby pozostał w ich pamięci takim, jakim był za życia. Przystojnym, postawnym, pełnym energii.  Na miejsce pochówku wybrała cmentarz w Dolinie Godryka. Uznała, że Roginsky na pewno wolałby spocząć na wieki gdzieś w Anglii, niżeli w mroźnej, niedostępnej Rosji. A może kierowała się swoją własną wygodą? Ponadto udało jej się dowiedzieć, że w tym konkretnym miejscu żadne groby nie pozostają zaniedbane, dba bowiem o nie miejscowa społeczność. Nie chciała, aby Vincent pozostał sam, zapomniany przez wszystkich, wzgardzony… Wolała, aby o jego miejsce pochówku dbali obcy niżeli nikt. Nie wiedziała zaś jak długo ona sama będzie pozostawała w odległości pozwalającej na wizyty choć od czasu do czasu.
Informacje o śmierci i pogrzebie umieściła w Proroku Codziennym oraz jego rosyjskim odpowiedniku. Nie obracała się w tym samym towarzystwie co Vincent, nie znała jego dawnych ani tym bardziej obecnych znajomych, tych drugich poznać zwyczajnie nie miała czasu. Twarze z czasów Durmstrangu zatarły się zaś, przepadając wraz z przynależnymi im nazwiskami. Miała nadzieję, że osoby zainteresowane natkną się na obwieszczenia w gazetach i przybędą na czas lub później, kiedy pozwolą im na to obowiązki. Przy przygotowanej do pochówku dziurze w ziemi, prócz niej, stało jeszcze kilku nauczycieli z Hogwartu, paru uczniów z najstarszych klas i grupka nieznanych jej osób, co pozwalało przypuszczać, że jej działania odniosły niejaki sukces. Nie czuła jednak satysfakcji. Pusty wzrok wbijała w umieszczoną na długich sznurach trumnę, którą obsługujący ceremonię mieli niedługo przysypać ziemię. W dłoniach trzymała maleńki bukiecik czerwonych róż, miniaturek. Miłość. Nigdy nie wyznała mu jej za życia, chciała to z siebie wyrzucić chociaż teraz, po jego śmierci. Kiedy było już na to za późno.
Nie słuchała słów Mistrza Ceremonii, który opowiadał jakieś bzdury o tym, jak wielkim człowiekiem był Vincent i jak bardzo będzie im wszystkim go brakowało. Co on w ogóle o tym wiedział? Pewnie mówił to samo nad grobem każdego zmarłego. Nie wiedział, że Roginsky potrafił być niezłym chujem. Że był wplątany w niezdrowe relacje z Voldemorem, że miał romans z uczennicą, że parał się czarną magią… Tak samo jak nie wiedział, że był lojalny, troskliwy, inteligentny i odważny. Zdolny do poświęceń. Przetarła dłonią w rękawiczce wilgotne oczy, odsunęła pojedynczy kosmyk, który wyswobodził się z nazbyt aż ścisłego koka i nie przejmując się, co powiedzą inni, pociągnęła solidny łyk z piersiówki, którą trzymała za pazuchą płaszcza. Twoje zdrowie, Rogogonie., wyszeptała w myślach, patrząc jak pierwsze łopaty ziemi lądują z charakterystycznym dźwiękiem na drewnianej pokrywie trumny. Zacisnęła oczy nie chcąc się temu przyglądać. Otworzyła je dopiero, kiedy ludzie zaczęli ją potrącać w drodze do zasypanej już dziury, na której kładli wielkie wieńce kwiatów. Z niejakim rozbawieniem spojrzała na skromny bukiecik w swoich dłoniach. To był pierwszy uśmiech, jeśli grymas na jej twarzy można tak w ogóle określić, od kiedy dowiedziała się o śmierci Vincenta. Kiedy goście powoli zaczynali się oddalać, ona zrobiła te kilka kroków w stronę kopca ziemi zaściełanego kwiatami, który krył gdzieś w głębi tak ukochane przez nią ciało. Wyciągnęła z kieszeni mały słoiczek, napełniła go wodą za pomocą różdżki i wsadziła swój lichy bukiecik do środka, stawiając go gdzieś przy wezgłowiu. Później, niespecjalnie przejmując się chłodem czy brudem, usiadła na piasku, obejmując dłońmi podwinięte nogi. Oparła czoło o kolana i zamarła w tej pozycji, ciesząc się ciszą, zakłócaną jedynie oddalającymi się krokami wcale nie tak licznych osób, które przybyły na to ostatnie pożegnanie.
Matthias Le Chiffre
Matthias Le Chiffre

Cmentarz - Page 3 Empty
PisanieTemat: Re: Cmentarz   Cmentarz - Page 3 EmptyPon 09 Lis 2015, 22:43

Wstyd przyznać, że o śmierci jednego z niewielu swoich przyjaciół przyszło mu dowiedzieć się przy okazji lektury Proroka Codziennego, która od czasu opuszczenia Azkabanu stała się niejako jego porannym nawykiem. Zupełnie tak, jakby Le Chiffre miał nadzieję, że dzięki temu nadrobi trzy lata spędzone w najbardziej przeklętym miejscu na ziemi, w oderwaniu od świata i pięknej, choć niemniej bolesnej, co pobyt w więzieniu pełnym dementorów, rzeczywistości. Mężczyzna nie mógł uwierzyć w to, że Rogiński wyruszył w podróż na tamten świat, stąd jeszcze kilkukrotnie przeczytał nagłówek, by pozwolić odejść wszelkim trapiącym go wątpliwościom. Nie mógł przede wszystkim uwierzyć jednak w to, że Vincent zginął w tak tragicznych i beznadziejnych okolicznościach. Zdecydowanie bardziej wiarygodna w jego przypadku zdawała się przecież śmierć w boju, przynajmniej honorowa dla takiego wojownika, jakim był Rosjanin, niżeli powolny, przeciągający się w nieskończoność finał w czterech ścianach sterylnej sali szpitalnej w św. Mungu. Łza zmieszana z krwią spłynęła po lewym policzku mężczyzny, który nawet nie silił się na poszukiwanie chusteczki, ocierając ją grzbietem dłoni. W świetle tak niespodziewanych wydarzeń czuł jeszcze większą radość z tego, że zdecydował się pójść na ugodę z ministerstwem, opuszczając kilka miesięcy temu Azkaban w zupełnie nowej roli. Być może tak miało być - miał jeszcze okazję spotkać się z Rogińskim niedługo przed tym przeklętym incydentem w szkole. Później odwiedził go także w szpitalu, wpuszczony rzecz jasna na salę jedynie dzięki swym licznym koneksjom. Wówczas nie przyszło mu jednak do głowy, że może to być ich ostatnie, bezgłośne spotkanie. A właściwie przedostatnie, jako że Matts nie przyjmował do siebie myśli, jakoby miał nie pojawić się na pogrzebie.

Czarny idealnie skrojony garnitur, prosto od krawca, pachnący jeszcze nowością. Czarne, wypastowane lakierki, czarna kamizelka z czarnym krawatem i podobnie czarną, o ile nie bardziej jeszcze czarną, poszetką. Mimo że Le Chiffre nie stronił wcale od pełnego stroju w barwie smoły, niezależnie od okoliczności, tego dnia czerń niosła za sobą znacznie głębsze przesłanie. Bo czy można było sobie wyobrazić bardziej rozpaczliwą sytuację niźli pożegnanie bliskiej osoby? Matthias mógł przeklinać samego siebie, winić się za to, że nie dopilnował Rogińskiego, na którego przecież od czasu wyjścia na wolność miał oko... Nie mógł jednak uczynić nic więcej dla człowieka, który podpisał na siebie wyrok śmierci. W szczególności zaś nie mógł przewidzieć tego, że Rosjanin zostanie otruty w Hogwarcie, który najwidoczniej wcale nie był najbezpieczniejszym miejscem na ziemi, tak jak twierdził Dumbledore. Cóż, Matts wiedział, że Vincent od dawna już stąpał po niestabilnym gruncie. W pewnym sensie byli dość podobni; obaj skłonni do podjęcia ryzykownej gry, balansowania na krawędzi. Z jednej strony można było się spodziewać takiego zakończenia, z drugiej jednak, tego rodzaju pożegnania zawsze przychodziły zbyt prędko.
Brytyjczyk nie zamierzał się wcale wychylać, zamiast tego stając gdzieś z tyłu, za tłumem czarnych postaci z opuszczonymi głowami i spojrzeniem skierowanym w dół jak przy odmawianiu modlitwy. Matts jednak patrzył cały czas przed siebie, nie składając nawet swych rąk, co na pewno wytknęłaby mu jego matka, która skrzętnie starała się wychować w syna w duchu chrześcijańskim, a którą tenże syn pamiętał niemal jak przez mgłę, a więc prawie wcale. Mężczyzna nie mógłby powiedzieć, że całkiem przestał wierzyć w Boga - ktoś pewnie pociągał za te wszystkie sznurki. Z pewnością jednak nie zamierzał się do niego modlić, ani prosić o łaskę, czy to dla siebie, czy dla któregokolwiek ze swoich bliskich. Jeśli bowiem Bóg w ogóle istniał, najwyraźniej morderstwo sprawiało mu wielką przyjemność, skoro on sam dopuścił się go tak wiele razy. Ilu ludzi ginęło w końcu na skutek naturalnych katastrof? Może i Rogiński miał szczęście, że przynajmniej poległ z rąk kogoś równego sobie, a nie przez głupi kaprys jakiegoś guru, którego tłumy wyznawców chwaliły nad niebiosa. Właściwie to zabawne, bo czy nie podobnie było ze słynnym Voldemortem, którego imienia wedle większości czarodziejów nie wolno było nawet wymawiać?
Matthias starał się odsunąć na bok pesymistyczne przemyślenia, które zawsze dręczyły go przy tego rodzaju okolicznościach. Zamiast tego zwrócił swe, puste do tej pory, spojrzenie, na ludzi stojących przed nim. Niektórzy nadal skupieni na modlitwie, inni rzucali kwiaty na grób człowieka, który przynajmniej pięciokrotnie został nazwany przez prowadzącego ceremonię bohaterem. Pomijając już fakt, że zawodowy mówca określał tym mianem najprawdopodobniej każdego nieboszczyka, nie dało się ukryć, że żadne przemówienie nie byłoby w stanie opisać kogoś takiego jak Rogiński. Ten Rusek miał wiele za uszami, ale na pewno mało kto zdawał sobie sprawę z tego, że gotów był poświęcić życie, do samego końca pozostając wiernym swoim ideałom.
W oczy Le Chiffre'a rzuciła się niezwykle piękna, szczupła kobieta o jasnobrązowych ślepiach. Jednak to nie jej uroda przykuła uwagę mężczyzny na dłużej. Nieznajoma odwróciła się dosłownie na ułamek sekundy, ukazując mu swoje oblicze i niewielką piersiówkę skrywaną pod pazuchą płaszcza przed wzrokiem współuczestników tej jakże wzniosłej uroczystości. Brytyjczyk uśmiechnął się nawet gorzko na myśl o tym, że poczynił podobne przygotowania do pożegnania z przyjacielem. Był święcie przekonany, że właśnie takiego pożegnania oczekiwałby sam Vincent, który goryczą whiskey próbował zatuszować gorzki smak życia. Zawsze witał swoich gości butelką szlachetnego trunku, więc dlaczego i podczas ostatniego spotkania mieliby się nie napić? "Dla zdrowotności, Matts, dla zdrowotności".
Kolejni czarodzieje opuszczali cmentarz, wymijając Matthiasa, którego spojrzenie nadal tkwiło w jednym punkcie. Im dłużej zaś Le Chiffre spoglądał na siadającą przed nagrobkiem kobietę, tym częściej przez jego głowę przemykała myśl, że spotkali się już gdzieś wcześniej. Miał jednak świadomość tego, że to niemożliwe, a złudne poczucie, że zna tajemniczą postać, która najwyraźniej zdecydowanie gorzej niż inni radziła sobie ze stratą Rogińskiego, przypomniało mu nagle o słowach zmarłego, rzuconych kiedyś pomiędzy wierszami. Słów, które dopiero teraz nabrały znaczenia. "Gdyby coś się stało, zaopiekuj się nią". Vincent już kilka miesięcy temu przeczuwał, że jego koniec jest bliski, a mimo to, jego jedyną prośbą było objęcie przez przyjaciela pieczy nad najbliższą mu kobietą. Jeśli Matts dobrze pamiętał, jego przyjaciel nazwał ją Katją. A jeśli rzeczywiście łączyły ich tak zażyłe relacje, wszystkie znaki na niebie i ziemi wskazywała, że to właśnie ona opłakuje jego śmierć, od czasu do czasu, wychylając łyka trunku ze swej piersiówki.
Le Chiffre ruszył do przodu, stając tuż obok nieznajomej, która w swej pozie bardziej przypominała pomnik niż żywą personę. Nie wiedział dlaczego, ale dopiero teraz poczuł podniosłość tej chwili, patos pożegnania na wieki. Najwyraźniej żadna przemowa, nieważne jak piękna, nie mogła oddać tego, co spotkanie oko w oko z rozpaczą drugiego człowieka, tak bliską emocjom zagrzewającym miejsce w jego sercu na dłużej. Mężczyzna sięgnął do marynarki, wyciągając swoją piersiówkę, po czym wzniósł toast, którego chyba sam po sobie by się nie spodziewał.
- Na pohybel przyjaciołom, którzy ośmielili się odejść bez pożegnania. Cholerny Vince. - Przeklął jeszcze dosadniej, lecz słowa stały się niewyraźne, a Matts przechylił srebrzystą piersiówkę, upijając potężny łyk wspaniałej whiskey. Roześmiał się po tym, choć daleko było tej reakcji do wiarygodności; prędzej dało się wyczuć w tym śmiechu nutę histerii, wściekłości i niedowierzania. Wszystko zaś w połączeniu z cynicznym toastem "na zgubę" Rogińskiego skłaniało tylko do przypuszczenia, że Le Chiffre najchętniej wyciągnąłby zwłoki tego przeklętego Rosjanina, ostatni raz uderzając go pięścią w twarz, choćby tylko za to, że sam sobie zgotował ten los, zostawiając jego i siedzącą na piachu kobietę samych sobie. Nie tak traktuje się przyjaciół... Kolejna krwista łza spłynęła po twarzy Mattsa, który tym razem sięgnął po bawełnianą chustkę do kieszeni spodni. Kiedy ocierał policzek, z jego twarzy zniknął też skrzywiony, nieszczery uśmiech.
Nie wiedział co ma zrobić. Odnosił wrażenie, jakby jego duszę wypełniła pustka, niczym w próżni, a umysł został oczyszczony ze wszelkich myśli. Tylko uczucie smutku i tęsknoty za starym druhem przebijało się gdzieś pięściami do jego świadomości. Mężczyzna usiadł obok nieznajomej, obdarzając ją jednie krótkim, przelotnym spojrzeniem, które nie wyrażało zbyt wielu emocji poza najzwyklejszą w świecie bezradnością.
Katja Odineva
Katja Odineva

Cmentarz - Page 3 Empty
PisanieTemat: Re: Cmentarz   Cmentarz - Page 3 EmptyCzw 12 Lis 2015, 20:14

Życie było przewrotne. Vincent nie prowadził bezpiecznego życia w domowych pieleszach. Rola podwójnego szpiega wystawiała go na nieustanne zagrożenie. Katja nie wiedziała o tym tak dużo, jak by chciała, ale… Wróć, nie wiedziała o tym dużo i wcale nie chciała wiedzieć. Nie chciała, bo bała się, że okaże się, że ten Vincent, do którego przyjechała, kiedy tylko udało jej się znaleźć w miarę wiarygodny pretekst, wcale nie jest tym samym Vincentem, którym był za ich szkolnych czasów. I miała rację. Był inny, znacznie bardziej poważny, można powiedzieć, że zniszczony, życiem, Azkabanem, używkami, a równocześnie tak bardzo bliski, tak bardzo ukochany. Niezależnie od wszystkiego. Cokolwiek.
Była najmniej elegancko ubraną osobą spośród znajdujących się na cmentarzu. Na koszulę, z którą ostatnio praktycznie się nie rozstawała, narzuciła płaszcz, spod połów którego wystawały jeszcze falbany szarej, półdługiej spódniczki. Nie miała w swojej szafie zbyt wielu ubrań w tak ponurych kolorach. Lubiła barwne, wzorzyste rzeczy. Czerń ją przygnębiała. W tym na pewno różniła się od Matt’a. Właściwie od bardzo wielu znanych jej osób. Tym bardziej w okolicznościach pogrzebowych, kiedy to ten właśnie kolor wiódł prym, począwszy od ubrań i skończywszy na wstążkach, którymi przyozdobione były bukiety.
Nie mogła poszczycić się równie przenikliwymi spostrzeżeniami co Le Chiffre. Nie widziała twarzy ludzi stojących obok, jej wzrok był szklisty, nieobecny, nie miała pojęcia kto, poza kilkoma osobami, które wraz z nią zabrały się świstoklikiem z Hogwartu, właściwie znajduje się dookoła niej. Nie zauważyła, że pewien mężczyzna przygląda się jej z wyraźnym zainteresowaniem, może nawet nutą aprobaty we wzroku. Cóż, wszyscy inni na pewno byli zdziwieni. Bo czyż nie zachowywała się skandalicznie? Popijając, ubierając się niestosownie i uśmiechając w całkowicie niewłaściwych momentach? Nawet jeśli, opinia otoczenia nic dla niej nie znaczyła. Jedna z niewielu osób, których zdanie przedstawiało dla niej wartość, właśnie zasypywana była ziemią i to był wystarczający powód aby wyglądać, czuć się i zachowywać podle, jeśli ten właśnie przysłówek wydawałby się odpowiedni pozostałym obecnym na pogrzebie.
Nie zdawała sobie sprawy, że ktoś prócz niej pozostał na cmentarzu, kiedy ceremonia się skończyła. Nie sądziła, aby ktokolwiek miał po temu powód. Przecież uczynili zadość tradycji i wymogom dobrego wychowania. Przyszli, postali, pomodlili się, jeśli wierzyli w obecność jakiejś wyższej inteligencji gdzieś tam we wszechświecie, przynieśli kwiaty, wyglądali na smutnych, przybitych wręcz. Katja nie chciała być niesprawiedliwa, cieszyła się, że się zjawili, że chcieli pożegnać Vincenta, że nie zostawili go samego w tej ostatniej drodze, a równocześnie czuła się rozpaczliwie samotna. Tak jakby była tak naprawdę jedyną osobą, w którą ta śmierć uderzyła, dla której ta śmierć oznaczała koniec pewnego ważnego etapu w życiu, której ta śmierć odbierała chęć życia albo przynajmniej odbierała cele, do których kobieta dążyła od wielu lat, zdawałoby się, że od zawsze. Ilu z nich naprawdę go znało? Ilu? Dlaczego nie widziała nikogo w Św. Mungu? Dlaczego tam pozostawał samotny?
Męski głos, który nagle odezwał się za jej plecami, przestraszył ją. Drgnęła nerwowo, nie podrywając się co prawda na nogi, zdrętwiałe od tkwienia w tak niewygodnej pozycji, ale odwróciła głowę, poprawiając drżącymi palcami niesforne kosmyki, które opadły na jej twarz. Zatrzepotała powiekami, jakby mając nadzieję, że kiedy zamruga dostateczną ilość razy, ta dziwna fatamorgana zniknie i znowu będzie sam na sam ze swoją rozpaczą, ze swoim zakopanym pod ziemią, wymarzonym życiem.
- Przepraszam? – wydusiła z siebie ochrypłym tonem. Tego dnia nie odezwała się jeszcze do nikogo i struny głosowe najwyraźniej nie były przygotowane na najmniejszy wysiłek. Nie zaprotestowała, kiedy mężczyzna usiadł obok niej, także pociągając z piersiówki. Jego ubrania sugerowały, że także przybył na pogrzeb, mógł jednakże być jedynie eleganckim mężczyzną odwiedzającym jakichś bliskich zmarłych w okolicy, który zainteresował się nie najlepszym stanem przypadkowo napotkanej kobiety.
Wystarczyło jednak jedno spojrzenie na jego twarz, aby wszystko stało się jasne. Bezradność, smutek, tęsknota, to wszystko czaiło się w jego oczach. Wydawał się być twardym mężczyzną, przygotowanym na ciosy, które zadaje codzienność, a jednak w tej chwili to wszystko nie miało znaczenia, bo odszedł nieoczekiwanie ktoś bliski. Katja doskonale wiedziała, co mężczyzna musi czuć. I, impulsywnie, bo inaczej nie byłaby sobą, zrobiła to, czego chyba sama potrzebowała najbardziej. I to potrzebowała nie od byle kogo, lecz właśnie od niego, choć dopiero teraz, kiedy go spotkała, uświadomiła to sobie. Nie znała go, a jednak objęła go mocno ramionami, położyła policzek na szerokiej klatce piersiowej, przysunęła się i pozwoliła płynąć łzom, tak haniebnie, prosto na jego nową koszulę. Po prostu, zupełnie bez słowa.
Matthias Le Chiffre
Matthias Le Chiffre

Cmentarz - Page 3 Empty
PisanieTemat: Re: Cmentarz   Cmentarz - Page 3 EmptyPią 13 Lis 2015, 20:47

Wbrew pozorom, to wcale nie moment opuszczania umieszczonej na sznurach trumny był najgorszy, ani nawet nie chwila przysypywania grobu ziemią, a wszystkie wspomnienia, które wyświetlały się jak klatkowy film przed oczami najbliższych żałobników. W końcu każdy z pewnością myślał o tym czy zmarły będzie szczęśliwy tam, gdzie właśnie trafił, ale była to myśl drugorzędna - myśl, która miała jedynie przyćmić doskwierające wyrzuty sumienia, pozwolić zapomnieć o pytaniu: czy mogłem zrobić dla niego coś więcej? Przede wszystkim natomiast w tej mieszaninie emocji naprzód wybijały się wściekłość na zmarłego, jak i strach przed samotnością. Egoistyczna obawa przed tym jak poradzić sobie z pustką, z wyszarpaną dziurą w sercu, którą trzeba było w jakiś sposób załatać. Można było oszukiwać samego siebie, udawać altruistę, mówiąc, że przecież "był za młody, żeby umierać", czy że "tak wiele mógłby jeszcze dokonać", podczas gdy tak naprawdę zawsze myślało się o tym "jak wiele moglibyśmy dokonać razem". Matthias nie mógł dłużej walczyć z bolesną prawdą, zdając sobie sprawę z tego, że to już koniec i że nic nie da się na to poradzić. Przeklęty Rosjanin opuścił go przedwcześnie, pozostawiając go z garstką wspólnych wspomnień, z których nawet te najszczęśliwsze nie przynosiły teraz nic poza cierpieniem. Le Chiffre poczuł się jednak znacznie lepiej po swym jakże nieprzystającym do okoliczności toaście. Dał upust swej furii, co pozwoliło jego sercu choć na chwilę zaznać spokoju. W jego umyśle nastała cisza, zupełnie tak, jakby mężczyzna pogodził się z brutalną rzeczywistością, starając się odnaleźć najlepszy sposób na to, by ocalić swego przyjaciela od zapomnienia, swą duszę zaś od wędrówki ku ciemności, w pogoni za miłością do zmarłego brata.
Poza tym, zachrypiały głos siedzącej obok niego kobiety, jedno tylko słowo w zestawieniu z nieobecnym spojrzeniem, uświadomiły Mattsowi, że jest ktoś, kto znacznie bardziej potrzebuje ratunku. On był wystarczająco twardy i uparty, by przeciwstawić się śmierci, by zaśmiać się jeszcze okrutnemu losowi w twarz, rzucając mu kolejne wyzwanie. Ale jego towarzyszka zdawała się położyć do trumny razem z Vincentem, pogrzebując wraz z nim wszelkie nadzieję na szczęśliwe zakończenie. Dlatego nie zastanawiał się ani chwili, kiedy Rosjanka wtuliła się w jego ciało, kładąc policzek na jego koszuli. Od razu objął ją swym ramieniem i zamknął oczy, starając się czerpać z tego momentu całymi garściami. Oboje potrzebowali przecież jedynie, i aż, ciepła i zrozumienia drugiej osoby, a mimo że się nie znali, wydawało się, że są sobie niezwykle bliscy. Le Chiffre czuł jak materiał jego koszuli chłonie kobiece łzy - nawet najpiękniejszy pogrzeb wystawiony Rogińskiemu nie mógł dać im tak wiele jak intymny nastrój, który wytworzył się pomiędzy nimi. Przez chwilę Mattsowi wydawało się nawet, że wyczuwa obecność Vincenta, chociaż miał świadomość, że to tylko wybryk jego wyobraźni. Wreszcie przestał jednak walczyć z uczuciem pustki, pozwalając mu przejąć nad sobą kontrolę, co sprawiło, że odzyskał stan równowagi psychicznej. Wystarczyło po prostu zrozumieć i przestać opierać się czemuś, co nieuniknione.
- Wyrzuć to z siebie, Katjo. - Wyszeptał, kiedy przesunął głowę na bok, układając ją delikatnie na ramieniu towarzyszki. Mimo że sam znalazł się w stanie rozsypki, nie mógł pozwolić na to, by kobieta, o której Rosjanin wspominał, kiedy już wiedział, że przeniesie się na łoże Abrahama, zginęła wraz z nim. Była kimś, kogo Rogiński zostawił mu po sobie, jego największym skarbem, o który on miał należycie zadbać. Wiedział natomiast doskonale, że to ona już od chwili, kiedy ujrzał w jej dłoniach znajomą mu piersiówkę. Nikt z zebranych na uroczystości nie znał Vincenta tak jak ich dwójka i nikt nie żegnał go tak żarliwie jak oni, pomimo że każde z nich znalazło swą własną drogę na uzewnętrznienie najskrytszych katuszy.
- Dopiero, kiedy pogodzisz się z prawdą, będziesz mogła zrobić krok naprzód. - Dodał po chwili, otwierając oczy. Nie patrzył już na oświetlony blaskiem księżyca nagrobek tak samo jak wcześniej. Postanowił jednak wziąć ten ciężar na swoje barki, przysięgając przed samym sobą, jak i Vincentem, że dotrzyma złożonej mu obietnicy.
Nie zamierzał wcale poganiać swojej towarzyszki, skoro potrzebowała znacznie więcej czasu niż on. Słyszał jej niespokojne bicie serca, czuł jej łzy na swojej piersi i lekkie drżenie ciała pod swoim ramieniem. Siedział więc cierpliwie, patrząc w gwiazdy i zastanawiając się co dalej. Nie chciał zostawiać Katji samej, ale jakiekolwiek słowa, propozycje wspólnej herbaty czy zaproszenia na drinka, wydawały mu się w tym momencie zbyt banalne, by wypowiedzieć je na głos. Ba, wiedział, że nawet jej się nie przedstawił, ale nie miało to aktualnie większego znaczenia. Dopiero, kiedy był pewien, że kobieta jest na to gotowa, pomógł jej wstać, ale nie wypuszczał jej ze swego objęcia.
- Nie powinnaś być dzisiaj sama. - Wymruczał dopiero po chwili, odsuwając się od niej, tylko po to, by spojrzeć w jej oczy i tym samym wzbudzić jej zaufanie. Mówił szczerze, a w jego tonie rozbrzmiewała, nieczęsto w jego przypadku spotykana, troska.
Katja Odineva
Katja Odineva

Cmentarz - Page 3 Empty
PisanieTemat: Re: Cmentarz   Cmentarz - Page 3 EmptyPią 20 Lis 2015, 19:32

Mówi się, że wszystkie te obrzędy ku czci zmarłych, które praktykują żywi, bardziej służą im niżeli nieobecnym już bliskim. Że pozwalają w sposób zdrowy i cywilizowany poradzić sobie z bólem. Że, pozostawiając jakąś (choćby cienką) nić łączącą nas z bliskimi, którzy odeszli, nie rzucają nas aż tak brutalnie na głębokie wody samotności. Mówi się, że łzy, które wylewamy, są egoistyczne, wynikają nie z tego, że zmarłym jest gorzej niż na ziemi, większość religii mówi coś wręcz przeciwnego, lecz z naszej tęsknoty, naszego bólu, naszej nieumiejętności pożegnania się raz na zawsze z kimś, kto coś dla nas znaczył. Katja to wszystko wiedziała. Gdyby ktoś postanowił ją o to spytać, zapewne odpowiedziałaby, że to wszystko, co się w niej kotłuje, jest mocno egoistyczne, bo Vincent przynajmniej nie cierpi, nie musi walczyć o każdy dzień, każdy oddech. Że nawet nicość lub niebyt musi być lepsza od nieustającego bólu życia. Co z tego jednak? Przecież sama świadomość tych faktów nie zmieniała zupełnie nic, właściwie może nawet pogłębiała rozpacz Kat, która nie widziała możliwości zmian na lepsze w przyszłości. Wiedziała, że czas leczy rany, że przynajmniej tak się mówi, że być może któregoś dnia zacznie się uśmiechać, a dużo później odczuwać na nowo radość każdego poranka. Ale nie mogła być pewna i w tej konkretnej chwili wydawało jej się to tak abstrakcyjne i dalekie, jak gwiazdy na niebie.
Czuła wdzięczność w stosunku do mężczyzny, który w tej trudnej dla niej chwili ofiarował jej, zupełnie nie mając po temu powodów, swój czas, zrozumienie i ramię (a konkretniej koszulę) aby mogła się wypłakać. Potrzebowała w tej chwili chyba koło siebie kogoś, kto znał Vincenta, kto go cenił i kto choć w niewielkim ułamku mógł zrozumieć jej uczucia. Przez te kilka chwil wydawał jej się bliższy niż ktokolwiek z żywych, choć nie wiedziała nawet, jak ma na imię. Nie czuła się głupio z tego powodu, nie koniecznie dlatego, że czasem zdarzało jej się nawiązywać dość intymne relacje z osobami, których nie znała najlepiej, ale właśnie ze względu na tę zbieżność stanów emocjonalnych, w których teraz trwali. Dopiero, kiedy mężczyzna się odezwał, uświadomiła sobie osobliwość tej całej sytuacji. Drgnęła nawet, jakby odrobinę wystraszona, ale nie odsunęła się, nawet nie podniosła głowy z klatki piersiowej Mattsa. Westchnęła, zanim udzieliła odpowiedzi. Ale nie było to westchnienie kogoś poirytowanego pytaniem, raczej odgłos wydawany przez osobę całkowicie bezsilną, która nie znajduje nawet dobrych słów, aby komunikować się ze światem i uświadomić mu głębię swojego nieszczęścia. Chociaż użalanie się nie było najzupełniej w stylu Katji. Wbrew pozorom i obecnemu stanowi, była twardą, wytrzymałą kobietą, niezależną i przyzwyczajoną do tego, aby sobie radzić w najbardziej ekstremalnych sytuacjach. Ta jednakże zdawała się zdecydowanie ją przerastać.
- Nigdy mu tego nie powiedziałam. – odezwała się w końcu cichym tonem, niepewnym, jakby od nowa uczyła się mówić po wielu dniach milczenia. – Nie powiedziałam mu, że go kocham. Kochałam. – uściśliła jeszcze ciszej, na moment odwracając wzrok na skromną wiązankę, która tkwiła w szklanym naczyniu, wyróżniając się już choćby samym rozmiarem spośród wielkich, bogatych wiązanek.
- Nie wiem, czy chcę iść naprzód. – wydusiła z siebie w końcu, szybkim ruchem ocierając łzy, które znowu zaczęły zbierać się w jej oczach. To była prawda, nie widziała za bardzo sensu parcia do przodu teraz, kiedy nie miała już celu drogi.
Pozwoliła się podnieść, pozwoliła się objąć, była niczym szmaciana lalka w rękach właściciela. Kiedy mężczyzna zasugerował, właściwie stwierdził, że być może nie powinien jej zostawiać, wzruszyła ramionami, równocześnie skinęła głową (czy może pokręciła), wyglądając przy tym jak zagubione, bezradne szczenię, które właściciel pozostawił bezlitośnie w środku lasu. Na potępienie.
- Kim Pan właściwie jest? – zapytała, chyba w obronnym odruchu, aby nieznajomy nie widział jej, albo przynajmniej nie mógł w pełni skupić się na jej niezbyt reprezentacyjnym stanie.
Matthias Le Chiffre
Matthias Le Chiffre

Cmentarz - Page 3 Empty
PisanieTemat: Re: Cmentarz   Cmentarz - Page 3 EmptyWto 24 Lis 2015, 16:55

Słońce powoli zachodziło za horyzontem, pozwalając światu pogrążyć się w coraz głębszym mroku; zdawało się przy tym, że temperatura powietrza obniżyła się przynajmniej o kilka stopni, choć dwoje przyjaciół Rogińskiego nawet nie zdawało sobie chyba z tego faktu sprawy. Nadal tkwili oboje przed jego grobowcem, który wszyscy inni żałobnicy pozostawili już dawno za sobą. Matthias wiedział, że i oni powinni pójść ich śladem, ale nie zamierzał zostawiać tutaj panny Odinevy samej. Ta z kolei dopiero powoli dochodziła do siebie, wreszcie obrzucając mężczyznę dość przytomnym spojrzeniem, szczególnie zważywszy na jej dotychczasowy, raczej nieobecny stan. Ciche, beznadziejne westchnięcie, które mimowolnie uwolniło się z jej ust z pewnością nie oddawało jeszcze w pełni tego, co kobieta przeżywała w swoim wnętrzu, jednak Rosjanka zdołała ten potok emocji uspokoić na tyle, by przywrócić w sobie cechę międzyludzkiej komunikatywności. Le Chiffre nie znał jej, a jednak jej słowa wcale nie okazały się dla niego żadnym zaskoczeniem - jakby od dawna wiedział, że Katja darzyła Vincenta niebywale silnym uczuciem. Cóż, nie dało się ukryć, że  najtrudniej było pogodzić się ze stratą tym najbliższym, którzy szczerze, bezgranicznie kochali; tym, którzy nie zdołali przekazać swojej drugiej połowie tego, co najważniejsze: siebie.
- Czasami słowa wydają się zbędne. - Odpowiedział spokojnie, nie odrywając wzroku od twarzy swojej rozmówczyni. Nie dziwił się, że była rozżalona, a pewnie w głębi duszy także i wściekła z racji zwyczajnej niesprawiedliwości. Okrutny los odebrał jej w końcu te romantyczne chwile sam na sam z Rogińskim, których nigdy miała już nie odzyskać. Matts sam czuł się z tego względu podobnie, choć na pewno na swój jedyny, pokręcony sposób. Żałował bowiem teraz, że to nie on zamordował swojego przyjaciela. Przynajmniej wówczas nikt nie zdołałby mu wykraść tej największej intymności, która łączyłaby go przy ostatnim tchnieniu z nauczycielem historii magii w Hogwarcie. Brytyjczyk nie zamierzał jednak oszukiwać samego siebie. Vince był mu nad wyraz bliski, co utrudniało myśl o przedwczesnym pożegnaniu. A nawet, jeżeli mężczyzna mimo tego pomyślałby o wbiciu Rogogonowi noża w serce, wahałby się na tyle długo, że i tak ktoś z pewnością by go w tym procederze uprzedził. Zwłaszcza, jeśliby spojrzeć na to, jak wielu czarnoksiężników czyhało na niego tuż za rogiem.
- On wiedział, Katjo... i czuł dokładnie to samo. - Wymruczał cicho dopiero po dłuższej chwili milczenia. Zastanawiał się czy w ogóle powinien wypowiadać takie słowa, czy bolesna prawda nie zniszczy jej doszczętnie, nie upuści z jej zranionego serca ostatniej kropli krwi. Ostatecznie stwierdził jednak, że nie powinien i nie ma prawa niczego przed nią ukrywać, a już na pewno nie tego, o czym najprawdopodobniej sama doskonale wiedziała, nawet jeśli na razie próbowała nie dopuścić do siebie myśli o tym, że właśnie tak było naprawdę. Oboje z Rogińskim nie zdążyli sobie powiedzieć wielu rzeczy, oboje wiedzieli jakich i oboje rozumieli dlaczego tak się stało. Tak wydawało się po prostu bezpieczniej. Matthias domyślał się natomiast, że Vince celowo utrzymywał pewien dystans między nimi, nie chcąc pociągnąć panny Odinevy za sobą w przepaść. Nie zdziwiłby się także, gdyby Rosjanin naiwnie myślał, że dzięki temu uchroni ją przed opłakiwaniem niespełnionej miłości, mimo że nie było to możliwe.
- To, czy chcesz, nie ma tutaj żadnego znaczenia. Tak naprawdę nie masz innego wyjścia. Oboje nie mamy. - Po tych słowach mężczyzna sięgnął po swoją piersiówkę, częstując Katję, po czym uniósł ją lekko ku górze, jakby chciał za pomocą tego jednego gestu wznieść toast za nowy początek. Wychylił łyka, krzywiąc się delikatnie na skutek gorzkiego smaku alkoholu. Może i nie powinien odpowiedzieć jej tak bezpośrednio, bez owijania w bawełnę, ale czy nie był to w rzeczywistości lepszy sposób na to, by postawić kogoś na nogi? Oboje byli zbyt twardzi, żeby poddać się tak łatwo, niezależnie od tego, co czuli w tym momencie. Rany ostatecznie się zabliźnią, a oni będą musieli ruszyć dalej, jedynie ze wspomnieniem Vincenta w swej pamięci. Matts już teraz wiedział, że dokładnie tak postąpi, a chociaż nie znał swojej towarzyszki, był pewien, że nie pomylił się również co do niej. Nawet w stanie rozsypki nie wyglądała na osobę o skłonnościach suicydalnych - dlatego o jej spotkaniu z Rogińskim należało raczej myśleć w perspektywie znacznie dalszej przyszłości.
- Matthias Le Chiffre. Wystarczy Matts. - Przedstawił się, kiedy panna Odineva zapytała kim w ogóle jest, chociaż nie przeprosił nawet za to, że nie zrobił tego wcześniej. Na pewno w innych okolicznościach zachowałby się inaczej, ale te zdecydowanie nie przystawały do normalnej, codziennej sytuacji, zaś do tej pory jego imię zdawało się tak samo nieistotne jak i zeszłoroczny śnieg.
- Był mi jak brat, ale to nie znaczy, że powinniśmy już teraz do niego dołączyć. - Dodał zaraz na dowód tego, że nie wziął się tutaj znikąd i że kobieta może mu zaufać. Na razie nie wspominał jednak wcale o tym, że to sam Vincent prosił go, aby zaopiekował się Katją, jeżeli "coś się stanie". Po pierwsze, wolał na razie nie powracać do tego tematu i nie rozdrapywać ran, po drugie, nie chciał, by Rosjanka myślała, że tylko z tego względu poczuwa się do swojego obowiązku roztoczenia nad nią opieki.
- Zapraszam na herbatę, kawę, cokolwiek zechcesz. Może to niezbyt odpowiedni moment, ale z drugiej strony, który miałby nim być? - Rzucił na koniec, unosząc delikatnie kąciki ust na znak tego, że naprawdę na próżno doszukiwać się u niego złych intencji. Zdecydowanie jednak uśmiechowi temu było daleko do szczęścia i radości, a prędzej dało się odnaleźć w nim nutę troski, ale i stanowczości. Mężczyzna nie zamierzał wcale pytać "czy miałabyś ochotę" albo "czy może pójdziemy", a raczej postarał się postawić sprawę jasno: musimy pogodzić się ze stratą i pozwolić sobie na wzajemną pomoc.

z/t x2
Katja Odineva
Katja Odineva

Cmentarz - Page 3 Empty
PisanieTemat: Re: Cmentarz   Cmentarz - Page 3 EmptyWto 03 Kwi 2018, 23:27

Biedna biedna Chant. Nie miała kobieta szczęścia w życiu. A przynajmniej nie miała go do znajomych, bo Ci albo znikali w niewyjaśnionych okolicznościach, albo ginęli, albo też ewentualnie uzależniali się od substancji degenerujących ich zachowanie oraz wizję świata. I co tu się dziwić, że wyrosła z niej właśnie taka Smoczyca. Jakoś sobie trzeba przecież radzić!
- Zastanawiałam się nad tym. Ostatecznie doszłam do wniosku, że do Azkabanu trudno przemycić alkohol. – czyżby zażartowała? Czyżby to był cień uśmiechu na jej niepokojąco popękanych ustach (jak wiadomo, nadmierne spożycie alkoholu powoduje odwodnienie!)? Trudno było to jednoznacznie stwierdzić, ale najwyraźniej Katja podjęła właśnie nie do końca udaną próbę rozluźnienia atmosfery, co znacznie lepiej pasowało do jej „ja” z przedwczoraj niżeli dziś.
Na cyniczne stwierdzenie Chant odnośnie do jej reputacji, wymamrotała jedynie pod nosem zdziwiłabyś się, na poły zresztą niezrozumiale. Nie chciało jej się chyba wkraczać na ten teren. Był prawdopodobnie gęsto zaminowany.
Znacznie przyjemniej było uciec. Od tematu, od gwaru głosów wypełniających trzy miotły, od duszącego ciepła ognia i oceniających spojrzeń. Na krótką chwilę przystanęła przed drzwiami do gospody i zachłysnęła się rześkim powietrzem, którego świeżość zwiastowała nadchodzącą wiosnę. Niedbale zawiązała pasek płaszcza w supeł i ponownie obejrzała się przez ramię, wyławiając z półmroku twarz przyjaciółki. Nagle coś jej musiało strzelić do głowy, bo uśmiechnęła się w sposób raczej niepokojący i bez zbędnych ceregieli pochwyciła dłoń Lacroix.
Rozległ się głośny trzask.
I już w kilka sekund później były na cmentarzu w Dolinie Godryka. A Katja, jakby nie przejmując się zupełnie tym, że nie była sama, a jej towarzyszce należały się prawdopodobnie jakieś wyjaśnienia, wypuściła z uścisku jej rękę i bez słowa zaczęła lawirować pomiędzy nagrobkami. Nie przyglądała się nazwiskom na mijanych tablicach. Zdecydowanie wiedziała, dokąd zmierza. Zatrzymała się zresztą niedaleko, przy grobie, na którym wciąż jeszcze świecił się znicz, a w wazoniku spoczywał świeży bukiecik z czerwonych róż miniaturek. Blask świecy rozjaśnił twarz Katji, kiedy pochylała się i przecierała dłonią nieskazitelnie czyste litery, którymi wypisano imię i nazwisko zmarłego. Wydawało się, że zapomniała o Chantal na śmierć.
Całkiem na miejscu.
Sponsored content

Cmentarz - Page 3 Empty
PisanieTemat: Re: Cmentarz   Cmentarz - Page 3 Empty

 

Cmentarz

Zobacz poprzedni temat Zobacz następny temat Powrót do góry 
Strona 3 z 3Idź do strony : Previous  1, 2, 3

 Similar topics

-
» Cmentarz
» Opuszczony Cmentarz

Permissions in this forum:Nie możesz odpowiadać w tematach
Marudersi :: 
Inne Magiczne Miejsca
 :: 
Dolina Godryka Gryffindora
-