|
| |
Autor | Wiadomość |
---|
Mikhail Asen
| Temat: Re: Ulica Wto 05 Lip 2016, 20:28 | |
| Mimo późnej pory w zamku wcale nie było tak cicho. Gdzieś w oddali dało się słyszeć rozmawiające ze sobą duchy, skrzypienie z broi, trzaskające drzwi na czwartym piętrze albo wracającą z nocnych łowów sowę, wlatującą do sowiarni. Mimo wszystko i tak dosłyszał kroki dobiegające od strony schodów. Już wydawało mu się, że Tanja zwątpi, a kiedy okazało się, że jednak nie, znów poczuł narastające w jego wnętrzu podniecenie. Gdy tylko dostrzegł dziewczynę na horyzoncie na ustach mimowolnie pojawił mu się złośliwy uśmiech. Znaczy, taki złośliwy ale zmieszany z radością. Mogła go wystawić a jednak przyszła. Misza chciał myślec, że to dla niego, ale nie był głupi. Dobrze wiedział, że zrobiła to dla siebie ale to się jeszcze zmieni. Nawet jeśli nie dziś to jutro. Odkleił plecy od ściany ale nie wyjął rąk z kieszeni. Gdyby to była randka najpewniej czekałby tu z jakimś chwastem, ale Tanja przecież broniła się przed nim jak mogła, więc podarował to sobie i odłożył takie frazesy na później. Jeszcze zdąży podarować jej kwiatka. - Sterczę tu już od siódmej. Nie musiałaś się malować tyle czasu, jest noc. Nikt cię przecież nie zobaczy - zażartował w swoim stylu, a potem ruszył za nią w stronę lustra. Osobiście wolałby przejście w którym nie roiło się od pajęczyn i ich właścicieli ale jeśli Everett wolała przezorność to proszę bardzo. Misza baaaardzo chętnie się gryfonką zajmie i powyjmuje zwłoki owadów z jej włosów. Szedł pół kroku za nią obserwując czubek jej buntowniczej głowy. Zastanawiał się o czym właśnie myśli, choć mógł postawić całe swoje oszczędności na to, że snuje plany zabicia go. A jeśli nie tak drastycznie to chociaż go wyzywa na czym świat stoi. Uniósł brwi zdziwiony gdy zadała pytanie o Priora. Oczywiście, że czasami ludzie brali ich za jednojajowe bliźniaki, tylko od innych matek ale bez przesady. Jonathan też nie zwierza mu się ze wszystkiego co robi ze swoimi pannami, ani co one robią z nim. Szczerze mówiąc nawet wiedzieć nie chciał. - A skąd pewność, że mu o tym powiedziałem? - spytał już nieco głośniej bo kiedy zniknęli za lustrem nie musieli się obawiać, że ktoś ich przyłapie. - Nie założyłem się. Prior śpi w swoim dormitorium nieświadomy. Gdybym mu powiedział już dawno byś o tym wiedziała - mrugnął do niej. Westchnął, bo przecież został właśnie niesprawiedliwie osądzony. Pokręcił głową postanawiając, że dziewczyna jeszcze odszczeka wszystkie niepochlebne słowa i myśli o nim. - Wam wszystkim wydaje się, że my z Priorem czytamy sobie w myślach. Prawda jest taka, że nawet z nim dziś nie gadałem. Nie jesteśmy jak baby, że jak jedna do drugiej się przez godzinę nie odezwie to ta pierwsza już projektuje sobie jakieś bezsensowne scenariusze, że może czymś drugą uraziła albo coś. Mógłbym go nie widzieć tydzień a potem jakby nic on postawiłby mi swoją najlepszą whiskey i to jest normalne. Na tym polega męska przyjaźń, mówi ci to coś? W końcu dotarli do wioski. O tej godzinie była opustoszała, jeśli nie liczyć bezdomnego kota, który zniknął ze skrzekiem za rogiem. Na niebie nie widać było gwiazd. Ciemność rozpraszały przydrożne latarnie, a na ulicach zalegał wczorajszy śnieg. Misza wpatrując się w Tanję zacmokał z aprobatą. - Okej, udowodniłaś, że masz odwagę, ale to już wiedziałem. Musisz mi teraz udowodnić, że umiesz się dobrze bawić - powiedział zaczepnie. Następnie pochylił się i zgarnął trochę śniegu w dłonie. Nie rzucił jednak w dziewczynę. Wycelował w powietrze, w stronę gdzie była Wrzeszcząca Chata. Czy sam miał odwagę tam pójść? To mogła być pochopna decyzja, dlatego w końcu rzucił śnieżkę w stronę wzgórza, znajdującego się tuż za wioską. - Masz ochotę na spacer w blasku księżyca?
|
| | | Tanja Everett
| Temat: Re: Ulica Wto 05 Lip 2016, 21:35 | |
| To, że szła na miejsce spotkania spokojnie, nie znaczyło, że się nie obawiała zdemaskowania. Nasłuchiwała każdego najmniejszego szmeru, po tylu latach samotnych wojaży bezbłędnie rozpoznając hałasy. Filch chociaż poruszający się bezszelestnie, co jakiś czas sapał zdradzając swoją obecność. Norriska stawiała łapy miękko, ale wydawała miauknięcie za każdym razem, gdy dojrzała pająka. Świadomie więc Tanja obierała trasy o największej ilości pajęczyn. Irytka słychać było z kilometra i nie było w tym żadnej zasady. Cała reszta odgłosów była względnie bezpieczna. Trasy nocnych wart prefektów były znane Gryfonce na pamięć. Widok złośliwego uśmieszku Asena był dostrzegalny z samego zakrętu, co nie poprawiło Tanji nastroju. Był remis, jeden do jednego. On się zjawił, a i ona go nie wystawiła. Pora na kolejną rundę, czyli podróż do wioski. Będzie musiała się bardziej wysilić, by utrzeć Asenowi nosa, co wbrew pozorom jednie uradowało Tanję. Nie lubiła łatwych celów do miażdżenia. Ucieszył ją natomiast akt, że Mikhail darował sobie wiechcie kwiatów czy inne drobiazgi. Chyba ostatecznie pojął, że ich spotkanie nie należało do rangi „randki”. Jednak Asen był bystrzejszy niż się Tanji wydawało. Uniosła brew na zaczepkę chłopaka. Ona i malować się? Nie umiała obsługiwać tych pokrętnych mazideł, chyba, że malowała ją Tanesha. Wtedy był z tego jakiś efekt. -Od siódmej? Aleś się podjarał, trzeba trochę ugasić Twój zapał. Co do makijażu… nie jest mi potrzebny. –uśmiechnęła się kwaśno. Ta chwila, w której widziała przez parę sekund siebie i Asena pozwoliła na moment zadumy. Nie spodziewała się chyba nigdy, że będą stać koło siebie i nie będą rzucać się sobie do oczu. Jeszcze. Przechodzenie przez ciasny korytarz pełen pajęczyn wcale Tanji nie wadził. W przeciwieństwie do większości dziewczyn nie bała się byle owada, który co najwyżej ją połaskocze za kołnierzem. Co właśnie myślała? Ciężko powiedzieć. Wertowała w głowie miejsca, w których mogła cokolwiek zrobić Asenowi, by ten przestał się czuć przy niej tak swobodnie. Odwróciła głowę w stronę Asena. -Nie mam pewności, dlatego postawiłam pytajnik na końcu zdania. –poprawiła chłopaka z lekką zgryźliwością. Mogła to podejrzewać, w końcu nie wierzyła w czystość intencji Ślizgona. Może to specjalne zagranie przygotowane przez ich dwójkę, by bardziej Tanji dokopać? Nie mogła tego wykluczyć. Wzruszyła ramionami, odnajdując logikę w słowach towarzysza. -Ma to sens. –przyznała rację, wsłuchując się w dalsze tłumaczenia. Ton Asena wskazywał na to, że jest już nieco rozdrażniony tym ciągłym wypominaniem, że są z Priorem nierozłączni. Pytanie, jakim Asen zakończył swą wypowiedź nieco zakuło Tanję w to miejsce, gdzie zwyczajowo znajdowało się serce. Ledwie widoczny cień przeszedł przez jej twarz. -Jak sam chyba już zauważyłeś, nie jestem facetem, więc nie znam się na męskiej przyjaźni. Na damskiej też niezbyt. –uśmiechnęła się jadowicie, ale coś w oczach pokazywało jej lekką urazę do pytania. Fakt był taki, że dopiero uczyła się zaufania i relacja z Taneshą była na dobrej drodze, aby stała się przyjaźnią do końca życia. Tak, ją mogłaby nazwać przyjaciółką. Niemniej, nie spędzała z nią każdej minuty. Można wręcz powiedzieć, że czasem nie widziały się dniami.–Ja zwykle spędzam czas z Rubinem. –ucięła pogawędkę. Cała jej wypowiedź na temat przyjaźni była niezwykle spokojna i pozbawiona emocji jak na nią. Dalszą podróż przebyła w milczeniu. Wyszli na zewnątrz, a mroźny wiatr wywołał lekki uśmiech na twarzy Gryfonki. Wioska była opustoszała. Tanja przyglądała się niebu, starając się udawać, że nie dostrzega spojrzenia Ślizgona. -Udowodnić? –zapytała, spoglądając w końcu na Asena. Jej mina nie wyrażała jakiejkolwiek aprobaty do tego pomysłu. Zastanawiała się, co takiego w zanadrzu miał Ślizgon. Obserwowała ruchy chłopaka, nie drgnąwszy nawet, gdy sięgnął po śnieg. Nie celował w nią, ale najpierw w Chatę, a później w wzgórze. Odczekała, aż Asen nie będzie widział jej ruchów i sięgnęła sama po śnieg. Zamachnęła się, uderzając wprost w tył głowy Ślizgona. Uśmiechnęła się wtedy rozbrajająco. -Szkoda, że nie ma pełni, może chociaż wtedy byłby koło mnie ktoś o dużej dawce testosteronu. –zaśmiała się, zbierając kolejną pigułę śniegu z ziemi i mierząc nią w Asena. Znęcanie się nad chłopakiem dawało jej odrobinę rozrywki, a jakby nie było, miała udowodnić, że umie się dobrze bawić. |
| | | Mikhail Asen
| Temat: Re: Ulica Wto 05 Lip 2016, 22:45 | |
| Podjarał się? Nawet nie zdawała sobie sprawy jak bardzo. Mikhail był tak zdeterminowany do tego by móc zabrać Tanje na randkę i żeby przy wyrażaniu na to zgody nie wykrzywiała ust w grymasie obrzydzenia, że był gotów do wielu poświęceń. Jakoś tak zaczęło mu zależeć bardziej niż zwykle, chociaż zrzucał winę na poziom trudności zadania. Do tej pory zdobywał dziewczyny bez większego wysiłku. Tym razem musiał pogłówkować, co sprawiało, że gdy już mu się uda, satysfakcja będzie o wiele większa. Zupełnie nie brał pod uwagę faktu, że mógł się w Tanji zwyczajnie zauroczyć i to w takim stopniu, w jakim mu się jeszcze nie zdarzyło. Chciał sprawić jej komplement, że oczywiście, że ktoś taki jak ona nie musi się malować. W ułamku sekundy jednak zrezygnował, bo przez głowę przeszła mu myśl, że chyba go pogięło. Spędzili razem zaledwie dwie minuty a on już zamieniał się w miękką faję. Wykrzywił twarz przedrzeźniając ją, gdy odpowiedziała na jego pytanie dotyczące Priora. Pytajnik, też coś. - Jestem sportowcem, nie humanistą - odpowiedział jej. - I wiesz, czasami trudno mi łączyć te funkcje. Misza często żartował sam z siebie. Może to był właśnie powód przez który nie brał do siebie opinii innych. Podobało mu się też to, że Everett potrafiła odpowiedzieć mu w podobnym tonie. Mało było dziewczyn z naprawdę ciętym językiem, które nie były przy tym sztuczne a gryfonka z pewnością do sztucznych nie należała. Chciał jak najszybciej znaleźć się w wiosce. Chociaż nie czekała tam na nich żadna atrakcja, to jednak nie mógł się doczekać aż wyjdzie z tego ciasnego, klaustrofobicznego tunelu, bo w nim prawie nie mógł spoglądać na towarzyszącą mu dziewczynę. Oczywiście, że Tanja nie była facetem. W końcu osobiście to sprawdził. Dowód na jej kobiecość został perfidnie przez niego zmacany. Słowa Tanji jednak dały mu trochę do myślenia. Właśnie oświadczyła mu, że w zasadzie z nikim się nie przyjaźni i chłopaka zastanowiło dlaczego. Zanotował sobie kolejne pytanie, które musi zadać Priorowi, gdy już się w końcu spotkają i porozmawiają. - W zasadzie gdyby nie Jonathan, też bym się tu z nikim nie trzymał - odpowiedział niespodziewanie szczerze. Trochę gryfonkę rozumiał. Miał kolegów, znajomych z drużyny, koleżanki z domu, byłe dziewczyny. Nikt jednak, oprócz Norgwega, nie zasłużył na zaufanie ślizgona. Musiał przyznać przed sobą, że nie przemyślał do końca tego wieczoru. Gdyby na miejscu Tanji stała każda inna dziewczyna, sprawa byłaby prosta. Kilka miłych słówek, krótki spacer i już. Pannie Everett na pewno nie zaimponują takie proste chwyty, dlatego na sam początek chciał zabrać ją na wzgórze by po prostu podziwiać widoki. Zapomniał o czapce, przez co teraz włosy z tylu głowy miał mokre od śniegu. Odwrócił się od razu z wyrazem niedowierzania na twarzy. To on ja oszczędził a ona bez skrępowania rzucała w niego śnieżkami? No nieźle. Oddalając się od dziewczyny zebrał kolejną porcję białego puchu. Parsknął śmiechem na jej ostatnie słowa. W oczach zagrały wesołe ogniki. Miał przeogromną ochotę pocałować Tanję, ale wiedział, że to nie czas i pora. Przystanął. - Myślałem, że nie należysz do tego typu dziewczyn, którym imponuje testosteron - zawołał uszczypliwie. - Widocznie się myliłem. Rzucił śnieżką w stronę dziewczyny, a potem wyciągnął z kieszeni różdżkę, by wyczarować ich więcej. Chciała się tak bawić? Okej. Nie wygra z nim nigdy w życiu. Był od niej wyższy o dobre dziesięć centymetrów i chociaż nie błyszczał talentem magicznym to nadrabiał sprytem. Machnął różdżką i posłał wszystkie wyczarowane wcześniej śnieżki w Tanję śmiejąc się przy tym głośno. - Daj znać jak zmarzniesz zbyt mocno, to cię ogrzeję - powiedział jeszcze. |
| | | Tanja Everett
| Temat: Re: Ulica Sro 06 Lip 2016, 00:06 | |
| Gdyby tylko Tanja znała pragnienia Miszy... najpewniej wtedy by zrobiła w tył zwrot i skryła się w swoim dormitorium w najciemniejszym kącie. Nie miała ochoty na żadne randki i związki, a aktualne spotkanie z Asenem miało na celu tylko coś mu udowodnić. I tyle. Jakiekolwiek interakcje damsko-męskie w dodatku z synem Nikolaia nie wchodziły w grę. Za bardzo sparzyła się na tych wszystkich mężczyznach. Miała świadomość swojej cery i wiedziała dobrze, że nie ma na niej niczego co mogłaby zakryć ani też niczego, co należało by dyskretnie uwydatnić. Nie zależało jej aż tak na opinii płci przeciwnej by tracić ciężko zarobione pieniądze na takie bzdety. Dopóki mogła na siebie patrzeć w lustrze było całkiem dobrze. Jakiekolwiek myśli, że Asen faktycznie chce się z nią spotkać na stopie towarzyskiej i wynikało to z jego nieświadomego jeszcze afektu nigdy nie pojawiły się w głowi Tanji. Zrzucała wszystko na grzbiet braku zaufania. Spojrzała na chłopaka spod powiek z zagadkowym uśmiechem, kiedy pojechał po samym sobie. -To widać. I chyba częściej niż czasami. –dodała, zanim zniknęła za lustrem kierując się wąskim przejściem. Już o wiele wcześniej miała zaplanowane, że da posmakować Asenowi trochę śniegu, nim powiedzie go w dość niebezpieczne miejsca w wiosce. Chciała sprawdzić jego odwagę, która w domu Slytherina miała dość wątłą opinię. Tanja po cichu doceniała kunszt ripostowy Mikhaila. Był godnym przeciwnikiem i dawał jej frajdę. Tanja sama nie przepadała za ciemnymi i wąskimi przejściami, co można było zrzucić na lekką klaustrofobię. Trzymała jednak głowę wysoko, uważając tylko by w nic nie zahaczyć. Nie mogła pokazać cienia strachu, bo Asen najpewniej by to wykorzystał. Nie czuła dyskomfortu z faktu, że po trochu zdradzała się z niektórymi rzeczami, ale prawda była taka, że wszystko to nie było żadną nowością i Misza mógłby się tego dowiedzieć sam od znajomych. Szczera wypowiedź Miszy nieco złagodziła dziwne odczucia Tanji co do własnej osoby. -Prior wystarczy za tuzin znajomych z jego pomysłami. –mruknęła, odczuwając już pierwsze powiewy świeżego powietrza u końca tunelu. Miał rację, jej byle co nie zaimponuje. Co więcej, nie miała w głowie żadnych wymagań co do niego, żeby miał okazję się wykazać. Chciała odbębnić swoje, wyśmiać na koniec Miszę lub ewentualnie mu pogratulować i rozejść się w swoje strony. Okazja nadarzyła się sama, podsuwając Tanji świeży śnieg do gołych dłoni. Już po chwili trzymania zimnego opadu poczuła szczypanie skóry, ale nie zaprzestało to jej planu. Trafiła idealnie, co tylko napawało ją to dumą. Gdy zobaczyła jego minę, wybuchła śmiechem i sięgnęła po kolejną śnieżkę. Wstrzymała się chwilę, gdy dosłyszała komentarz Miszy. Nachmurzyła się okropnie. -No wiesz, włosy na klacie, czad. –odparła z uśmiechem i rzuciła kolejną śnieżkę. Zrobiła unik przed odwetem. Gdy podniosła głowę – zamarła. Co to miało znaczyć?! -Ej, to niesprawiedliwe! –krzyknęła, chowając się przed lawiną śnieżek. Obrywała raz po raz. –Ładnie to tak bić dziewczynę?! –zapytała, chowając się za połą kurtki. Sama dyskretnie wyjęła swoją różdżkę. Podniosła drugą rękę w geście kapitulacji. -Dość, dość! Wygrałeś, jest mi zimno! –zawołała. Odczekała, aż śnieg przestanie w nią uderzać. Wyłoniła swoją głowę zza kurtki. Zrobiła smutną minę. Uniosła się lekko... i zgrabnie wycelowała różdżką w Asena i pchnęła go zaklęciem w stojącą za nim zaspę miękkiego puchu. Tym razem to ona zaczęła się śmiać. -Nigdy nie ufaj Gryfonom, pierwsza zasada. –spojrzała na Ślizgona z triumfem. Tym razem to ona zaczęła posyłać w niego białe kule.
|
| | | Mikhail Asen
| Temat: Re: Ulica Sro 06 Lip 2016, 16:33 | |
| Ale przecież Misza był całkiem porządnym chłopakiem. Można by się nawet pokusić o stwierdzenie, że był idealnym zięciem dla każdej matki. Chociaż w Wielkiej Brytanii nie byli znaną rodziną o nazwisku widniejącym w skorowidzu, to jednak w Bułgarii nie byli anonimowi. Wręcz przeciwnie - każdy kiedyś słyszał o Asenach. Byli zamożni i mieli długą rodzinną tradycję, o której przedłużenie postarał się szanowny Nikolai zanim wymyślił sobie wyskakiwanie z szafy przed własnym dzieckiem. Dobrze, że zdążył spłodzić syna z kobietą. Z Hallem mogło być to trochę kłopotliwe. Asen junior trochę martwił się, że mu się z Tanją nie powiedzie, a chciał mocno, by to jednak okazało się nieprawdą. Gdzieś tam głęboko w środku czuł, że jeśli teraz nie spróbuje to już nigdy nie otrzyma drugiej szansy a przecież już oczami wyobraźni widział ich razem. I tu wcale nie chodziło o popisanie się przed innymi, że udało mu się oficjalnie zdobyć coś co było nie do zdobycia. Że ujarzmił panienkę Everett. On naprawdę czuł, że pod tą maską buntu skrywa się naprawdę urocza i niespotykana dziewczyna. Wciągnął nosem mroźne, nocne powietrze. Nie chciał rozmawiać o Priorze. Poczuł lekkie ukłucie zazdrości na myśl, że jego przyjaciel ma mimo wszystko dłuższe relacje z Tanją nawet jeśli nie były one wcale pozytywne. Gryfonka będąc w towarzystwie Mikhaila powinna myślec tylko o nim i o nikim innym. A już na pewno nie o Jonathanie, który regularnie przyprawiał ją o napady irytacji. Poza tym nie miała racji. Posiadanie jednego przyjaciela miało swoje plusy, ale Misza skrycie marzył też o kimś trochę spokojniejszym przy swoim boku. Na przykład o takiej Tanji. - Taa, z nim nie można się nudzić. Jutro zdobędę twoje pióro. W końcu obiecałem - powiedział. Zabawy w śniegu należały do tego rodzaju czynności z których się chyba nigdy nie wyrasta. Radosny śmiech dziewczyny, który rozbrzmiał w ciszy na w pół śpiącej wioski tylko go w tym utwierdził. Mimo wszystko nie mógł pozwolić na to, by z nim wygrała; nie pozwalała na to zarówno męska, jak i ślizgońska duma. Nie był dobry w czarach, ale te konkretne, które zamieniały biały puch w śnieżne kulki i ogólnie mroźną broń opanował jeszcze za czasów kiedy był dużo młodszy i bawili się w ten sposób z innymi na zamkowych błoniach. Pamiętał kiedy po raz pierwszy zobaczył śnieg, bo jako mieszkaniec ciepłej Bułgarii nie miał ku temu okazji. Pamiętał, że zachwycił się nim od pierwszej chwili i gdyby nie Filch nie wracałby do dormitorium przez całą noc, mimo, że prawie odmroził sobie wtedy palce. Z nostalgią wspominał tamte dni. Dni, w których nie martwiło go nic, prócz pracy domowej. - Kręcą cię włosy na klacie? Dla ciebie mogę zapuścić cały dywan - zaśmiał się głośno, jednocześnie wyczarowując śniegowe pociski, które po chwili posłał w stronę dziewczyny. Mogła zrobić unik przed jedną. Przed dwoma też, okej, przed trzema. Nie miała jednak szans z tuzinem śnieżek, które bezczelnie ją atakowały, ku uciesze Asena. Już po kilku chwilach jej włosy zrobiły się białe i mokre, a na kurtce jednoznacznie dało się wskazać miejsca, w które oberwała. - Dziewczynę? Nie widzę żadnej dziewczyny - zarechotał złowieszczo, bo w ten sposób odpłacał się jej za twarz umazaną zieloną mazią, którą zafundowała mu poprzedniego wieczoru. Nie był głupi, wiedział, że czeka go Zemsta Everett. Czekał na nią jednak z niecierpliwością, bo gdy starała się mu dokopać to znaczy, że się dla niego wysilała, a to już coś. Gdy podniosła rękę w geście kapitulacji zabrał różdżkę i z uśmiechem wpatrywał się w gryfonkę. Nie dane mu było jednak zbyt długo sobie popatrzeć, bo zaraz magiczna siła pchnęła jego ciało w tył, przez co wyładował w naprawdę potężnej zaspie. Przez chwilę czuł lekkie oszołomienie, ale już po chwili dało się słyszeć jego śmiech. Podniósł się do pozycji siedzącej. Miał śnieg wszędzie, gdzie tylko było to możliwe, miedzy innymi za kołnierzem. Czuł nieprzyjemny dreszcz, gdy zimna woda spływała mu po plecach. - Nie daruję ci tego - zawołał i zwinnie, w mgnieniu oka pokonał odległość dzielącą go od Tanji i łapiąc ją w pasie przewrócił się wraz z nią w zaspę wielkości niczym nie ustępującej tej, w której Misza przed chwilą wyładował. I tak był cały w śniegu. Nie widział różnicy w zmarznięciu mniej, czy bardziej. - Biedna Tanja. Jutro z pewnością będziesz bardzo pociągająca z katarem, który cię czeka - stwierdził, podnosząc się z ziemi. |
| | | Tanja Everett
| Temat: Re: Ulica Czw 07 Lip 2016, 22:57 | |
| Wrodzona niechęć do chłopaków, podjudzona tyrańskim zachowaniem ojca mogła poważnie stać na przeszkodzie Mikailowi, aby cokolwiek ugrać w związku z Tanją. Nigdy nie wiedziała dlaczego nie mogła narzekać na brak zainteresowania, chociaż robiła wszystko by chłopaków do siebie zrazić. Może kwestia wyzwania jakim im stawiała. Chcieli mieć na półce trofeum z racji zdobycia niemożliwego. Asen niewiele się mylił twierdząc, że pod maską buntu kryje się urocza, chociaż uparta dziewczyna. Dopóki nie skończyła sześciu lat, jej życie było sielanką. Byli szczęśliwą rodziną Everettów, ale coś nagle się załamało. Od tamtej pory z roześmianej stała się skryta i zapłakana, a z miesiąca na miesiąc pyskata i milcząca. Ciężko będzie jej wrócić do tamtej siebie, bo już nie pamiętała, jak to jest. Wizja chodzącego krok w krok ojca nie pomagał. Nawet teraz mógłby się pokazać, ale dziwna intuicja mówiła jej, że może być spokojna. Gdyby Everett miała możliwość poznać uczucia Asena, zapewne wybuchła by śmiechem dowiadując się o jego zazdrości. Była co najmniej śmieszna, żeby nie powiedzieć żałosna. Jak można być zazdrosnym o to, że Tanja znała się z Priorem dłużej niż ze Ślizgonem, nawet jeśli ich relacja od samego początku nacechowana była złością? Ciężko pojąć umysł chłopaków, nawet takich przewidywalnych jak wychowankowie domu Węża. -Mam nadzieję. MOŻE zmienię wtedy o Tobie zdanie. –rzuciła sztucznie łagodnie i słodko, jakby chciała dać jakieś nadzieje chłopakowi. Nadal śmiała się z jego rycerskości i zainteresowania jej osobą. Musiało być za tym drugie dno, tyle że jeszcze nie wiedziała jakie. Celem było poznać prawdę. Śnieg był wszechobecny w dawnym miejscu zamieszkania Tanji i zawsze uwielbiała zimę. Potrafiła godzinami siedzieć w własnoręcznie zrobionym igloo, bawiąc się z Rubinem. Nie miała okazji do bitw na śnieżki, ale jeśli już do nich dochodziło, walczyła niczym przysłowiowy lew. Spodziewała się podobnej zażartości w wydaniu jej i Asena, lecz ten zachował się jak typowy Ślizgon. Sięgnął po magię. -Ta jasne, na takim ciele nie wyrośnie nawet jeden włosek. –prychnęła, nabijając się z chłopaka. Oczywiście nie było dla niej priorytetem, aby mieć pod koszulką sweter, ale każda riposta była dobra, aby dopiec Asenowi. Chroniła się przed zmasowanym atakiem, który był jawnie niesprawiedliwy. W myślach przeklinała Miszę i obiecywała zemstę, jakiej by się po niej nie mógł spodziewać. -A co niby, hipogryfa?! –warknęła ostro, starając się nie najeść się śniegu. Spodziewała się, że Asen specjalnie ją będzie prowokował do kolejnych zemst. Nie ma sprawy, otrzyma ją i to w nadmiarze! Kiedy tylko uniesiona ręka zadziałała tak jak się spodziewała, zrobiła odwet, z którego była bardzo zadowolona. Śnieg na pewno wszedł w każdą szparę i drażnił Ślizgona. Tanja uśmiechała się triumfalnie. I gdyby nie obróciła się za jakimś dziwnym dźwiękiem, na pewno odskoczyła by i nie pozwoliła się wrzucić do zaspy. Jednak się dała. Parsknęła, pozbywając się śniegu i wyprostowała się, strzepując z siebie śnieg. Czuła nieprzyjemne zimno pod kurtką, więc i ją zdjęła. Pozbyła się puchu jak tylko umiała i nałożyła z powrotem wytartą odzież. -Lepiej być pociągającą niż być zasmarkanym gówniarzem. –warknęła, otrzepując wilgotne włosy. Odwróciła się od Asena i zaczęła iść w bliżej nieokreślonym kierunku. Była głucha na jego słowa, kiedy starał się ją zawołać. Chciała skryć się między drzewami, byli przecież niedaleko lasu. W całym tym rozgardiaszu nie zauważyła, jak daleko była od końca drogi. Nagle stanęła jak wryta, dostrzegając płonące żółte ślepia między konarami. Miała nadzieje, że „coś” odejdzie i nerwowe szukanie różdżki okaże się niepotrzebne. -Asen… Mikhail… nie jesteśmy sami. –mówiła cicho, ale wiedziała, że Ślizgon ją słyszy. Niepewnie zrobiła krok do tyłu. Musnęła palcami drewno różdżki.
|
| | | Mikhail Asen
| Temat: Re: Ulica Pią 08 Lip 2016, 11:53 | |
| - Może? Jeszcze znienawidzisz wieczory, a pokochasz poranki. Znienawidzisz te godziny, które marnujesz na sen zamiast być ze mną - powiedział robiąc przy tym znaczącą minę. - Jeszcze zatęsknisz za moją gładką piersią. Tanja może była inna niż wszystkie ale jednak była dziewczyną. Mikhail nie jedną już w swoim życiu spotkał by nie wiedzieć, jakie słowa działają, a jakie nie. To nic, że część robiła najpierw zażenowaną minę, skoro potem i tak lądowała z nim w schowku. Te wszystkie słowa nie miały na celu powalić na kolana. Nie miały sprawić, że właścicielkom cudownych dekoltów nagle zabraknie oddechu z wrażenia. One miały zasiać tylko ziarenko. Ziarenko potem zakiełkuje i przyniesie owoc. Chodziło o to, żeby dziewczyny wspominając rozmowy z nim uśmiechały się mimowolnie. Misza wiedział, że to jego klucz do sukcesu. W podrywaniu nigdy nie było drugiego dna, przynajmniej jeśli chodziło o Asena. Nie potrzebował nigdy, żeby mu coś załatwić - zazwyczaj radził sobie sam. On po prostu lubił to uczucie, lubił ten przyjemny dreszcz jaki towarzyszył zauroczeniom, lubił chodzić na randki i fajnie spędzać czas no i oczywiście lubił dziewczyny. Z niewiadomych przyczyn lubił też Tanję, dlatego w dniu dzisiejszym to ona była jego targetem, bez żadnych dodatkowych podtekstów. Trochę nie rozumiał, jak można tego nie chcieć i się przed tym wzbraniać. Jak można było odmawiać sobie tego z własnej woli. Tak, oczywiście, perspektywa złamanego serca to nic dobrego, wiadomo. Jednak mimo wszystko uważał, że sam osobiście jest jeszcze zbyt młody by przejmować się takimi rzeczami. Po drugie jakoś jeszcze nigdy złamanego serca nie miał. - Małą i wredną trollicę! - zawołał radośnie, śmiejąc się z własnego żartu. W zasadzie chętnie nazwałby Everett smoczycą, ale ten przydomek był już zarezerwowany dla opiekunki ślizgonów. Tanja czasami zachowywała się jak jej córka, albo jej małoletnia siostra - miały tak samo cięty język i zachowawcze podejście do życia. W końcu Chantal też oficjalnie nikogo nie miała, chociaż na balu widział jak tańczyła z jakimś jegomościem. Podobieństwa były widoczne już na pierwszy rzut oka. Tak jak dziewczyna miał śnieg dosłownie wszędzie. Czuł, jak zamarzają mu włosy ale średnio się tym przejmował zajęty obserwowaniem prób ogarnięcia się przez Tanję. Z rozbawieniem zmarszczył brwi gdy zaczęła się od niego oddalać. Pierwszy foch? Zabawne. - Tanja noo... - powiedział, gdy zdał sobie sprawę, że naprawdę odchodzi. Ze śmiechem pokręcił głową i zawołał - Tanjuniuniu, przepraszam! Nazwała go zasmarkanym gówniarzem, a teraz się obrażała. Typowe. Sama najpierw wepchnęła go w śnieg, a gdy odpłacił jej tym samym, po prostu sobie poszła. Typowe. Gdy ruszył za nią śmiejąc się pod nosem i dosłyszał jej zatrwożony, cichy głos westchnął. Przed chwilą gówniarz a teraz Mikhail? TYPOWE. - Masz swój testosteron - powiedział, mimowolnie sięgając po różdżkę do mokrych jeansów. Ślepia zwierzęcia błyszczały w mroku. Asen poczuł jak jego serce przyspiesza. Kątem oka spoglądał na znajdującą się obok dziewczynę, która niepewnie stawiała krok w tył. - Może jak odejdziemy cicho, to nas nie zaatakuje - podsunął prawie szeptem. Nie miał zamiaru zgrywać bohatera. Wilk mógł być nie tyle zwierzęciem, co animagiem i nawet jeśli z dzikim zwierzęciem mieli duże szanse, to z dorosłym czarodziejem już nie. Mógł to być zwyczajny bogin Everett ale czy warto było ryzykować? Byli w wiosce nielegalnie, rzucanie czarami na prawo i lewo to nie był zbyt dobry pomysł. - Idź w stronę drogi, powoli - powiedział siląc się na spokój. Złapał dziewczynę za rękaw kurtki czując narastający niepokój. Na Merlina, jeśli coś się stanie to będzie to tylko i wyłącznie jego wina.[/b] |
| | | Tanja Everett
| Temat: Re: Ulica Pią 08 Lip 2016, 16:31 | |
| Nie mogła zrozumieć, jak taka dawka bezczelności może się mieścić w tak skromnym ciele. Usłyszawszy komentarz o wieczorach i porankach, otworzyła szerzej oczy i lekko rozchyliła usta, by następnie ten objaw zaskoczenia przemienić w irytację. -Kto powiedział, że trzeba w nocy spać? –zapytała, odbijając piłeczkę. Skoro chciał się droczyć, uzyska to czego chciał. –Nienawidzę poranków, więc wątpię by cokolwiek, a tym bardziej ktokolwiek mogło to zmienić. –uśmiechnęła się kwaśno. Musiał bardzo się starać albo bardzo mu zależało. Nie znała jeszcze przyczyny jego zachowania, ale planowała poznać prawdę. Na pewno Tanja nie była stereotypową dziewczyną, byle zażenowana mina nie była sygnałem, że Misza otrzyma to czego tak chciał. Mogła by mu ulec, oczywiście. Dać się pocałować w pierwszym lepszym schowku i zapomnieć o wszystkim, ale nie o to w tym chodziło. Równie dobrze Misza mógł chcieć tylko ją rzekomo rozkochać, a następnie zrobić z tego powód do kpin. Jeszcze gorsza wersja zakładała to, że wcale się nie odczepi. Już to przerabiała z kimś innym. Tanja za wiele razy przejechała się na tych wszystkich „bajecznych” zauroczeniach, które oprócz paru sekund uroczego elektryzowania nie dawały nic więcej. Co gorsza, dodawały goryczy, której w życiu miała aż nadto. Starała się za wszelką cenę zrazić do siebie Asena, ale ten im bardziej odpychany, tym mocniej dążył do swojego celu. Uparty, ale i na takich Gryfonka miała swoje sposoby. Prychnęła głośno, słysząc porównanie do trollicy. -Pogratulować pomysłowości, czego innego można się spodziewać po gumochłonie. –warknęła. Musiała znaleźć czuły punkt Asena. Miałaby się za naiwną, gdyby uznała, że byle przydomek go urazi i zniechęci do dalszych starań. Starała się ugrać trochę więcej czasu. Drażnił ją. Drażnił ją jego śmiech, ten paskudny uśmiech, roziskrzony wzrok oraz gesty. Najchętniej wtarła by mu w te białe zęby pacynę błota, gdyby akurat całego świata nie przykrywała gruba warstwa puchu. Odejście od Asena nie miało do końca znamion focha. Chciała na chwilę od niego odpocząć, pozbierać myśli, a że Ślizgon odebrał to jako obrazę stanu to już jego problem. I tak by mu tego nie wytłumaczyła. W końcu był facetem, który na wszystkim znał się lepiej. Kiedy Asen zbliżył się do niej na wyciągnięcie ręki i nazwał ją najobrzydliwszym z możliwych wersji imienia, odwróciła się na pięcie i dotknęła go wyciągniętym palcem w pierś. -Żadnych. Zdrobnień. Tanja. Albo Everett. –po każdym słowie sugestywnie dźgała chłopaka w tors. –Następnym razem to nie będzie palec tylko różdżka. –ostrzegła go, wracając spojrzeniem do lasu. I to był błąd, zapuszczać się tak daleko. -Zamknij się Asen. –warknęła kątem ust, kiedy wypomniał jej testosteron. Nie było dzisiaj pełni, więc czające się stworzenie nie mogło być wilkołakiem. Co najwyżej wilkiem, ale i to nie napawało Tanji optymizmem. -W końcu gadasz z sensem. –mruknęła półszeptem, starając się nie ruszać ustami. Mimo nasuwających się na język komentarzy, nie odezwała się już, nawet nie wyszarpując ręki z uścisku Asena. Każdy gwałtowniejszy ruch mógł sprowokować żółte ślepia. Wtem Tanja przypomniała sobie słowa, jakie czytała jeszcze przed magiczną edukacją. Cofając się, przysunęła do ucha Ślizgona. -Asen… wilki nie są samotnikami, żyją w watahach. –szepnęła, nie przestając się cofać. I kiedy mogło się wydawać, ze wilk odpuści, rozległ się okropny skowyt. Najwyraźniej wilk postanowił zwołać koleżków. -BIEGIEM! –krzyknęła Tanja, ciągnąc Asena za sobą i ruszając ile sił przed siebie. Starała się nie oglądać, ale ciekawość była silniejsza. To co ujrzała kątem oka wcale nie napawało ją optymizmem, dojrzała za sobą więcej niż jedną, włochatą głowę. Smagnęła różdżką, posyłając w jednego z osobników zaklęcie spowalniające. Zaskomlał. Jaki mieli wybór? Biec do miasta i zrobić larmo albo schować się gdziekolwiek. Chociażby do opuszczonego budynku, którego kontur wyjawiał się parę set metrów dalej.
|
| | | Oliver Danniels
| Temat: Re: Ulica Pią 27 Lip 2018, 21:30 | |
| Piątek, piąteczek, piątunio. Dzień najpiękniejszy z wszystkich siedmiu. To na niego czekamy i o nim już myślimy jeszcze w poprzednią niedzielę, gdy kładziemy się po ciężkim, ale jakże wspaniałym weekendzie. On już w czwartek obmyślił cały plan na dzisiejszy dzień, chociaż szczerze wątpił w to by ten w pełni udał poszedł po jego myśli. Był fanem wszelkich spontanów, łapał każdą z możliwych okazji by jeszcze bardziej urozmaicić sobie wolny czas. Wraz z końcem ostatnich zajęć od razu ruszył na miasto, przez co był w spodniach od mundurka, białej koszuli, wyciągniętej w niechlujny sposób, górną część mundurka gdzieś zapodział. Może została w jednym z barów, a może już jakiś żul się nią zaopiekował ciesząc się, że dzisiaj będzie spał pod czymś świeższym i mniej śmierdzącym niż na co dzień? A może do jakiś innych mrocznych celów i swoich chorych fantazji. Wolał nie wnikać, uznając, że jedynie co już mu pozostało to skazanie ją na zgubę. Nie przejmował się tym, zresztą nie przejmował się żadną rzeczą materialną która nie miała w sobie powyżej 10 procentów. Ewentualnie była piwem Guinnessa. Krawatu też nie miał, wcisnął go w torbę przewieszoną na przeciwległej stronie niż ta zwisała. W niej miał jakieś książki, notatnik z bazgrołami, i ciągle stukające o siebie butelki z tajemniczą brunatną cieczą. Różdżkę miał w kieszeni, był przecież czarodziejem nie umiał się z nią rozstać i nie był zbytnim fanem męczenia się z codziennymi czynnościami i wolał je sobie upraszczać za pomocą magii. Pomału zapadał już wieczór, chociaż na zewnątrz było cały czas jasno. Słońce choć zniknęło za horyzontem, pozostawiło po sobie jasną łunę światła. Na tyle mocną, że maszerował przed siebie dumnym i pewnym krokiem. Chwiejnym, to z pewnością, ale nadal pewnym, że nagle nic mu nie wyrośnie na drodze i nie poleci jak długi. Mniejsza o ubrania, obdrapane ręce, czy nawet zdarty nos. Cały tydzień rozpaczałby w składziku na miotły za tymi dwoma butelkami wspaniałego trunku. Ubolewając nad tym, jak bardzo mógłby się dobrze bawić i jak świat byłby piękniejszy. Był po jednej... No dobra po połowie, bo do drugiej połowy dokleiła się prawie cała gospoda udając wielkich przyjaciół. Ot przyjaciele od kieliszka jakich pełno na tym świecie. Oczywiście nie miał im tego za złe. Sam taki by był w tamtym momencie jakby jakiś frajer zaproponował za free picie wybornej whiskey. Byle nie chcieć pić samemu. Znudziły go już jednak te zarośnięte i brudne mordy, więc opuścił pub Upswing i kierował się do Trzech Mioteł. Nucąc cicho ostatnią tam graną piosenkę przed jego wyjściem i pociągając kolejny wielki łyk trunku z szkła którego nie wyciągnął z torby, tylko podnosząc ją i z lekko wystającej szyjki butelki pił jedną z najlepszych Irlandzkich whiskey. |
| | | Marcus Glom
| Temat: Re: Ulica Pią 27 Lip 2018, 22:05 | |
| Co Glom robił o tej porze w Hogsmeade? Jak to co, szukał okazji do wprowadzenia radosnego chaosu. Po godzinach prócz aktywnego planowania sprowadzenia świata na kolana, czasem lubił się rozerwać i wplątać się w jakieś mniej lub bardziej przyjemne uprzykrzanie komuś życia. Szczególnie że Nemesis nie mogła mu dzisiaj towarzyszyć w łamaniu regulaminu, a jakby tego było mało po prostu mu się nudziło. Niby dla dobrze zorganizowanego umysłu nie ma czegoś takiego jak ble ble pla pla, gówno prawda, on też czasem miał prawo najzwyczajniej w świecie być znudzony. Dlatego też postanowił trochę się zabawić czyimś kosztem - w końcu nie można wypaść z wprawy, prawda? On i jego czerwony płaszcz razem z kapeluszem byli więc tutaj aby szerzyć zło i występek, tylko dlatego że miał taki kaprys. Co bowiem innego było potrzebne? Ofiara. To było to, czego mu brakowało. Na szczęście przemierzając ulicę natrafił na wręcz idealny cel, który wędrował z daleka aby poznać swe przeznaczenie. Puchon. Nie pamiętał jak gość się nazywał, wiedział jednak że tamten jest w drużynie. Nie znali się za dobrze, to fakt, ale wcale mu to nie przeszkadzało. Przybrał na twarz swój cyniczny uśmieszek i postanowił zagadać. Zauważył że chłopak co jakiś czas podnosi torbę do ust. Prawdopodobnie miał tam jakiś trunek, którym nie chciał się chwalić na prawo i lewo. No proszę, czasem łakomy kąsek sam wpadnie w usta. Podszedł do niego. - Cześć, koleżko. Poczęstuje się jeśli pozwolisz - powiedział i nie czekając na pozwolenie (nie ocipiał jeszcze żeby pytać kogoś z Hufflepuffu czy mu wolno) sięgnął do jego torby i pociągnął łyka z butelki. Dobrze znał ten smak. Ciekawe, czy chłopaczyna był tylko fanem takich trunków czy może jednak bierze się to z przynależności do narodu. Czyżby Anglik trafił na Irlandczyka? Jeśli tak, to dopiero będzie się działo. Przełknął pierwszy łyk whisky, następny trzymając przez moment w ustach po czym wybałuszył oczy i wypluł wszystko. Zupełnie przypadkiem na niego. Odrzucił butelkę na bok. - Tfu, irlandzki syf. Jak można się tym truć? - spytał z wyraźnym obrzydzeniem i pogardą, a w jego oczach błyszczały groźne iskierki. Jeśli to nie było wystarczające żeby trochę namieszać, to on nie nazywał się Marcus Glom. |
| | | Oliver Danniels
| Temat: Re: Ulica Sob 28 Lip 2018, 16:01 | |
| Torba wylądowała znów na swoim miejscu i wtedy to ujrzał idącego w jego kierunku chłopaka. Kojarzył go z zajęć szkolnych, w końcu byli z tego samego roku, więc i zajęcia mieli razem. Pamięć jednak to miał co najwyżej do twarzy, ale zdecydowanie nie do imion. Z pewnością by się obraził jeśli umiałby czytać w myślach i usłyszał na swój temat to, że był skąpy odnośnie dzielenia się alkoholem. Przecież lada moment podzielił się nim z zupełnie obcymi mu ludźmi, więc co dopiero jakiś tlenionym ziomkiem ze szkoły? - Eeee... No dobra? - zdążył wydukać jedynie w odpowiedzi patrząc się zszokowany reakcją chłopaka. Takiej akcji bowiem jeszcze nie widział w swoim życiu. I przez to trochę zaniemówił. Wszystko po tym potoczyło się tak szybko, że jedynie wpatrywał się w jego twarz. Starając się pozbierać myśli do kupy. Słowiańskich korzeni to on z pewnością nie miał, co mógłby sugerować kolor jego blondi włosków, szkotem, to też z pewnością nie był. Tamci nie wypluliby alkoholu, nie zależnie czy byłaby to whisky, czy whiskey. Szkopy swoje ziomy, nie raz z nimi pił przecież i wiedział, że te chłopy potrafiły nieźle się bawić. Na Hiszpana, Francuza, Włocha też nie wygląda, nie ta karnacja nie te rysy mordy. Amerykanin?! Nieee... Te cieniasy też nie wiedzieli nic o mocnym alkoholu, ale nie miał ich akcentu. Więc pozostawało tylko jedno... - Przemknęła mu przez myśl cała wiązanka narodowości która mogła by szlajać się po Hogwarcie. To wszystko trwało jednak tyle co wyplucie tej obecnie niezidentyfikowanej brei na jego koszulę. Na co nasz Puchon przez jeszcze moment wpatrywał się w białowłosego, jakby przedłużał tą chwilę specjalnie. Po czym parsknął gromkim śmiechem zdając się w zupełności ignorować to, że jego butelka z wysoko procentowym trunkiem rozbiła się o wyłożoną kostką drogę. - Od zawsze wiedziałem, że Angole to zwyczajne cipy, ale nie myślałem, że aż do tego stopnia, by nie móc wytrzymać wysokoprocentowego alkoholu w ustach.- Powiedział po czym znów ulicę wypełnił gromki śmiech chłopaka. - Wybacz ale musujące winko porzuciłem mając dziesięć lat. Te szczochy są dobre wyłącznie dla dzieci. - Ciągnął dalej odwracając się na pięcie od kolesia i ruszając przed siebie, cały czas śmiejąc się tak mocno, że aż parę osób, które przemykało między alejkami zerkało w ich stronę. - No i jeszcze jedno tleniony chłopcze! Jesteś mi winny mocny alkohol. Spokojnie odbiorę go już w szkole - Nagle przerwał śmiech i przekręcił głowę ku lewemu ramieniu by móc zerknąć na niego przy okazji uśmiechając się bardzo szeroko. Lecz nie był to jeden z tych najprzyjemniejszych uśmiechów. Mających do przekazana tylko jedno. To nie było ich ostatnie spotkanie i Oliver doskonale wiedział jak znaleźć swojego rozmówcę. To wszystko było poniekąd tylko pewnego rodzaju szopką. Choć przekaz był jak najprawdziwszy. W czasie jak się oddalał wyciągnął różdżkę z kieszeni gotowy w każdej chwili na rzucenie zaklęcia tarczy. Bowiem tylko tego potrzebował w konfrontacji z domem zaskrońców. |
| | | Marcus Glom
| Temat: Re: Ulica Sob 28 Lip 2018, 17:01 | |
| No proszę, cóż za rozczarowanie. Borsuk najwyraźniej był pacyfistą, bo zamiast spróbować walczyć o swoje tylko coś zaczął mendzić pod nosem. Nie tego się spodziewał - po cichu miał nadzieję że skoro już trafił na Irlandczyka to pomimo że to Puchon, to będzie miał jaja. Najwyraźniej się przeliczył i chłopaczyna wolał tylko rzucić kilkoma kiepskimi tekstami które chyba miały go urazić czy sprowokować. Może gdyby miał do czynienia z tępym osiłkiem to miałoby to jakąkolwiek rację bytu, jednakże Glom poczuł co najwyżej żenadę. Poczuł straszną żenadę i postanowił przekazać rozmówcy że nie tędy droga. - Niższe od Twoich żałosnych obelg, są tylko szanse Hufflepuffu na wygranie meczu - powiedział cicho, przewracając oczami. Prawdopodobnie zignorowałby go całkowicie i poszedł w swoją stronę, nie zwracając więcej uwagi na ten odpad społeczny - zawiódł go, nie dał mu rozrywki a zaplanowany chaos pozostał raczej w fazie planów, więc nie miał powodu by się nim dłużej zajmować. Już postanowił po prostu go zignorować i poszukać kogoś ciekawszego, kiedy Puchon postanowił zrobić coś, co wreszcie mu wyszło jeśli chciał urazić Marcusa. Nie tylko zasugerował że ma jakieś prawa roszczeniowe względem Ślizgona, ale również najzwyczajniej w świecie postanowił się oddalić. Nawet jeśli było to wyreżyserowane, to w dalszym ciągu była to obelga znacznie mocniejsza od jego werbalnych. Szczerze mówiąc z tym się jeszcze nie spotkał - nawet pozbawiony instynktu Vini nie ośmieliłby się go w ten sposób urazić, po prostu go ignorując. Odwracając się do niego tyłem. Nie zamierzał puścić mu tego płazem. Czyli jednak trochę chaosu, podszyte brakami w instynkcie samozachowawczym będzie mu dzisiaj dane. Jednakże nie zamierzał dawać mu wystarczająco dużo czasu by zrozumiał swój błąd. Wysunął różdżkę z rękawa i postanowił jeszcze zmniejszyć jego szanse na obronę, poprzez użycia zaklęcia niewerbalnie. Skorzystał z zaklęcia Haemorhaggia uznając że to trochę zaogni ich spotkanie. W końcu najważniejsze jest wnętrze i te sprawy, czemu więc Ślizgon miałby nie zadbać o wnętrze swojego rozmówcy. A to było całkiem uczciwe wyrównanie szans, w końcu Glom nie był na tyle głupi żeby nie zauważyć że chłopak ma przewagę fizyczną - to był najlepszy początek, jaki mógł zafundować ich małemu starciu. Szczególnie że był to proces zachodzący stopniowo, co utrudniało ocenienie szkód jakie mogą zajść. Kiedy upewnił się że zaklęcie trafiło, dopiero postanowił się ponownie odezwać. - Już uciekasz? Czy to nie hipokryzja, gdy Ty nazywasz kogoś cipą? |
| | | Oliver Danniels
| Temat: Re: Ulica Sob 28 Lip 2018, 18:48 | |
| Zbyt mocno znał magiczny świat, realia jakie nim kierowały i plusy jakie dawała magia w takich przypadkach by nie być przygotowanym na tego typu momenty. Magia bezróżdżkowa, niewerbalna. Miał to na co dzień zaraz po urodzeniu, by nie znać tych sztuczek. Nie spodziewał się też od zaskrońca pojedynku twarzą w twarz. Wbrew temu co można było sądzić o jego Puchońskim pochodzeniu zbyt wiele miał w sobie ze ślizgona. Przez co czarodziejski beret miał niemałe problemy z dobraniem dla niego domu. Wahał się właśnie pomiędzy domem węża, a borsukami. Zwyciężyły borsuki co nie raz go dalej dziwiło. Facet coś tam bredził pod nosem. Mówił bowiem czystą prawdę, angole to zwyczajne cipy i historia niejednokrotnie o tym przypominała. A Oliver znał się akurat na historii. Dlatego ten koleś nie różnił się dla niego niczym od swoich pobratymców, więc też spodziewał się ataku w plecy. No proszę was... Anglik i honorowy pojedynek? Ha ha hahaha! Takie bajki to jedynie w mugolskich bajkach Asteriksa i Obeliksa. Z obecnych Angoli to pozostał im jedynie śmieszny akcent. Przez który Dannielsowi chciało się śmiać kiedy tylko Ślizgon otwierał swoją paszczę. Od razu rzucił zaklęcie tarczy odwracając się na pięcie i odskakując w bok, w końcu nie odwracał od ślizgona ani na moment wzroku, więc widział ruch który miał mu umożliwić wyciągnięcie różdżki. - Protego Horrbilis! - Rzucił zaklęcie werbalnie przez co tarcza powinna być jeszcze silniejsza, niż zaklęcie niewerbalne. Po czym napinając mięśnie w przeciwległej nodze z której się wybił skoczył do przodu z zamiarem pokonania odległości ich dzielącej. Różdżkę miał wyciągniętą przed siebie skupiając się wyłącznie na dwóch rzeczach, obronie i pokonaniu odległości ich dzielącej. Zamierzał doskoczyć do niego i kopnąć go z półobrotu prosto w tylną część kolana tym samym zmuszając jego ciało do naturalnego zgięcia się i nadania mu tym samym przewagi w formie wysokości podczas pojedynku. |
| | | Marcus Glom
| Temat: Re: Ulica Sob 28 Lip 2018, 21:07 | |
| Puchonek ma nie najgorszy refleks. Co prawda atak był dość przewidywalny, jednakże kto by pomyślał że nie tylko odgadnie że może to być zaklęcie czarnomagiczne, ale również zareaguje idealnie na czas, którego w końcu Glom nie dał mu zbyt wiele. Czyli potrafił się bawić, wybornie. Ba, Oliver zamierzał pokazać mu znacznie dosadniej że potrafi się bić. Najpierw postanowił zaskoczyć Ślizgona, który był przygotowany na każde zaklęcie. Następnym zaskoczeniem był fakt, że jego przeciwnik był całkiem szybki. Dał mu dosłownie kilka sekund na jakąkolwiek reakcję - zdecydowanie zbyt mało, żeby ze stuprocentową skutecznością przygotować się na jakikolwiek atak fizyczny. Kiedy wreszcie zorientował się co tamten tak naprawdę zamierza, miał świadomość że może co najwyżej złagodzić uderzenie, ale całkowite uniknięcie go odpadało - co najwyżej mógł próbować sparować, jednakże nie był głupi, zdawał sobie sprawę z tego że pod względem muskulatury i czystej siły fizycznej, był tutaj na przegrywającej pozycji. Więc skoro miał już świadomość że tego nie uniknie, to dlaczego tak właściwie miałby próbować? Postanowił pozwolić mu na to. Niech uderzy, niech jego cios dosięgnie celu. Skoro i tak nie było wyboru, nie miał nic przeciwko temu że chłopak trafi. Nie ma co próbować przekroczyć swoich fizycznych limitów, nie ma co próbować walczyć z nieuniknionym. To fakt. Jednakże byłby głupcem gdyby nie postanowił tego wykorzystać i obrócić na swoją korzyść. W tym ułamku sekundy poprzedzającym uderzenie podjął decyzję, najlepszą jego zdaniem. W końcu oczywistością było, że jeśli przygotuje się wcześniej i tylko w momencie kontaktu wyrzuci z siebie zaklęcie, to czas na obronę Olivera będzie na tyle zminimalizowany, że nawet jego potężny refleks miał niewielkie szanse by go uratować. W końcu kopniak dosięgnął jego ciała. Mimo że był na to gotowy, nie umniejszało to faktu że było to niezbyt przyjemne i dość bolesne. Puchon miał wystarczająco dużo siły, żeby Marcus to odczuł. Nie pozwolił sobie jednak nawet na chwilę rozproszenia. Gdy chłopak do niego doskakiwał, a Glom domyślił się gdzie zamierza się znaleźć, już obracał różdżkę w tamtą stronę. W momencie w którym Ślizgon został zaatakowany, magiczny kijaszek był już tam gdzie trzeba, zostało tylko sfinalizować przygotowane przedstawienie. Jedno, krótkie zaklęcie niewerbalne, a tak wiele radości może im dać. Jedno krótkie Iniuramis. Potem zostało mu już tylko upaść. Majestatycznie rzucił się w objęcia matuszki ziemi i korzystając z faktu że prawdopodobnie jego przeciwnik był raczej dość zajęty jego zaklęciem, odtoczył się aby zwiększyć dystans. W końcu to chyba normalne, że skoro wiedział iż jego przewaga leży w odległości, to nie może mu pozwolić na zmniejszanie jej przeciwnikowi tak, jak mu się podoba. |
| | | Oliver Danniels
| Temat: Re: Ulica Pon 30 Lip 2018, 16:37 | |
| Ślizgon trafił na nie tego Puchona, jeśli naprawdę z początku spodziewał się tego, że czym prędzej ucieknie i nie podejmie walki. I na swoje nieszczęście nie wiedział o jednej najważniejszej rzeczy na temat swojego przeciwnika. O której Oliver miał go dzisiaj uświadomić. Rzucił się na swojego przeciwnika, a ten zrobił to na co liczył. Poczuł jak jego różdżka wbija mu się w brzuch, a później przez jego ciało przeszedł ból, żołądek skurczył się i targnęły nim spazmy. Mimowolnie wykaszlał czerwoną breję. (Przez przypadek na płaszcz Ślizgona) Ale kiedy to ich twarze się mijały Marcus mógł wypatrzeć, że jego usta nie były wykrzywione w grymasie bólu, a delikatnym uśmiechu pomimo, że z ust cały czas ściekała mu gruba stróżka krwi. On bowiem nie skończył się bawić. Bo kiedy tylko różdżka wbijała mu się w brzuch, Irlandczyk sięgnął oboma rękoma wzdłuż niej, by później zakleszczyć swoje ręce na nadgarstku przeciwnika. I skoczył razem za nim, wybijając się dodatkowo. Tamten zamierzał się położyć, więc sam nadał mu jeszcze większego pędu. Upadek Puchona musiał wiele bardziej zaboleć, bo nie dość, że był bardziej rozpędzony, to jeszcze łuk po którym leciał był znacznie dłuższy, kończąc na tym, że nie miał możliwości na zamortyzowanie upadku poprzez zaciśnięte ręce na jego przegubie ręki i nadgarstku. Jednak nie poświęcał się tak bez powodu. Pęd musiał spowodować, że upadł pierwszy, a ciągnąć swojego przeciwnika starał się sprowadzić go do parteru. Napierając na niego całym swoim ciałem, ciągnąc przy okazji jego rękę w przeciwnym kierunku i to na niej skupiając cały swój ciężar. I jedyne o co mu w tym wszystkim chodziło to zamiar usłyszenia głuchego trzasku złamanej ręki. |
| | | Sponsored content
| Temat: Re: Ulica | |
| |
| | | |
Similar topics | |
|
| Pozwolenia na tym forum: | Nie możesz odpowiadać w tematach
| |
| |
| |