Uważaj, tutaj jest bardzo tłoczno! Szczególnie w wakacje i weekendy trudno jest się przemieścić. Słychać nieustannie śmiech dzieci, ochy, achy, wzdychania adresowane Miodowemu Królestwu i Sklepowi Zonka. W kącie dojrzysz nawet całującą się parę, a po drugiej stronie przerażającą wiedźmę z krzywym nosem, która, gdy obok niej przechodzisz, łapie Cię za rękę i przepowiada śmierć.
Amycus Carrow
Temat: Re: Ulica Pon 14 Lip 2014, 21:41
Nawet na głównej ulicy dało się słyszeć odgłosy dobiegające z głównej sceny, gdzie Upiorni Wyjcie wprawiali w trans sporą część czarodziejskiej społeczności. Amycus nie był w stanie znaleźć czegoś, co zakrawałoby chociaż trochę o miano „piękna” w wykonywanych przez zespół piosenkach. Ujmując rzecz bezpośrednio po imieniu – jego myśli przepełnione były czymś na kształt ulgi, związanej ze względnie zdrowym stanem Yumi. Idąc nieco z tył mógł dostrzec pogrubiony materiał jednego z rękawów, zaś wystający skrawek bandażu poinformował go o kolejnych zabawach Dereka. Zapewne każdego innego człowieka coś by ukuło w sercu na myśl, o ofierze wyrodnego brata. Każdego, prócz Amycusa Carrowa, który przyglądał się tym śladom beznamiętnie przez lata i nie zrobił praktycznie nic, aby wtrącić się między toksyczną relację tejże dwójki. - Tęskniłem. – To jedno słowo mogło utonąć w dzikim wrzasku, jaki wybuchnął za ich plecami gdy popłynęła kolejna piosenka Upiornych Wyjców. Amycus nie stawiał wszystkiego na jedną kartę, mając w zanadrzu Asa w rękawie. Tym razem postanowił pokazać się Krukonce z bardziej ludzkiej strony, dostrzegając już podczas ich ostatnich spotkań, że tego właśnie od niego oczekuje – autentycznego grania człowieka. Nie różniła się w ten sposób od innych, co niejako demotywowało go w stosunku do dalszych zagrań skierowanych w jej stronę. Z drugiej jednak strony, to właśnie zmuszanie go nowymi metodami do współodczuwania pociągało go, budząc w nim reakcje organizmu, które powinny zostać wyplenione jeszcze w dzieciństwie. Mogła ślepo zawierzyć temu krótkiemu słowu albo stwierdzić, że stroi sobie z niej żarty. Jeśli odwróciłaby się, nie dostrzegłaby żadnej zmiany na jego twarzy – jedynie w oczach tlił się jakiś bliżej nieokreślony żar.
Yumi Mizuno
Temat: Re: Ulica Pon 14 Lip 2014, 22:06
Oglądała się przez ramię zestresowana. Miała dosyć nieprzyjemne doświadczenia związane z Hogsmade zważywszy, że nie dalej jak dwa tygodnie temu została zaatakowana przez pijanego Greybacka. Nie poświęciła temu uczuciu tak wiele uwagi ile powinna. Udało się zgubić Dereka i pozostawić go na koncercie Upiornych Wyjców, z których musiała z żalem zrezygnować. Pozostawał teraz Amycus, którego obecność była bardziej niż niepożądana. Yumi nie spodziewała się, że natknie się na niego w takim tłoku. Nie powinna być zaskoczona, na koncercie pojawiło się tysiące ludzi. Mimo wszystko serce skurczyło się mocniej, gdy opuścili teren przy Wrzeszczącej Chacie. W uszach szumiało od nagłego ściszenia muzyki, lecz Yumi dalej nie mogła pochwycić swych myśli. Spodziewała się, że Carrow za nią pójdzie. Zauważyła, że jak już sobie ją upatrzył, nie spuszczał zeń wzroku i nie porzucał dopóty dopóki nie uzyskał tego, czego chciał. Cholerne ludzkie, chodzące na dwóch nogach, boleśnie przystojne Veritasterum. Zatrzymała się gwałtownie po przejściu kilkunastu metrów i odwróciła całym ciałem do Carrowa. Prychnęła ze śmiechu. Banalna zagrywka, na którą miała się nabrać? Oczekiwała, że wysili się na coś inteligentniejszego, a zaoferował jej marne "tęskniłem". Wybełkotała pod nosem dziwne słowo brzmiące jak "bakayora". Dobrze, że nie słyszał tego i nie znał znaczenia. Mógłby się obrazić, jeśli osoba jego pokroju jest do tego zdolna. - A ja nie. Od kiedy stałeś się fanem Wyjców? - słowa nasycone jadem, niechęcią i chłodem, który miał spłoszyć intencje Amycusa i zmusić go do odwrotu. Nawet ślepy charłak zauważyłby, że Yumi nie chciała obecności Carrowa. Przeszkadzał jej w przejściu do pubu Pod Trzema Miotłami, skąd poprzez sieć Fiuu powróci do domu. Sama. Bez Dereka. Bez Amycusa. Wiedziała dlaczego tutaj stał i przyglądał się z zastanowieniem. - Co ci się stało? Mugol odważył się urazić twoje ego? - zapytała pełna ironii, ale również pewnego poczucia obowiązku do zadania pytania. Prześledziła siniec na kości oczodołu, powstrzymując dłoń przed zbadaniem fizycznym szkody fizycznej. Yumi odważyła się stwierdzić, że przez to wielkie limo Amycus wydawał się bardziej... normalny. Coś w jego spojrzeniu nabrało barwy i mocy. Nie umiała tego nazwać po imieniu, jednak zgodnie ze swoim sercem i logiką twierdziła, że się jej to nie podobało. Odkąd dowiedziała się o zaręczynach, starała się trzymać od niego jak najdalej. Unikała go codziennie, chadzała korytarzami, którymi nie uczęszczał. Wszystko szło dobrze, dopóki nie zdemaskował jej tamtejszy właściciel sklepiku. Gdyby nie on, stałaby dalej i słuchałaby wrzasków Upiornych Wyjców, których lubiła niezależnie od ich powszechnej opinii krzyczących facetów w czerni. Yu zmrużyła skośne, okolone rzęsami ciemne oczy, oplatając się jeszcze solidniejszym chłodnym kokonem. Znała go zbyt długo, aby uwierzyć w tę nagłą zmianę. Nie oczekiwała od niego ludzkości, bo taki nie był. Szukała jedynie oznak naturalności, chciała dowiedzieć się co jest prawdziwe, a co perfekcyjnie wyuczone. Yumi z całych sił pilnowała toru rozmowy. Dotyczyło to jego, powodu tej obecności, tego przypadkowego spotkania. Nie była w stanie wyjaśniać przyczyny pojawienia się bandażu na jej ramieniu. Nie chciała się dzielić z nim tą tajemnicą, ale już wiedziała, że z niej to wydobędzie prędzej czy później. Nie zmieniało to faktu, że nie planowała mu tego ułatwiać. Przez niego musiała zrezygnować z koncertu. Nie wybaczy mu tego, że się nagle zjawił i odebrał jej spokój.
Amycus Carrow
Temat: Re: Ulica Wto 15 Lip 2014, 20:59
Obserwowanie Yumi wiązało się z nieustanną czujnością na niewielkie reakcje organizmu, które dla postronnych osób pozostawały niedostrzegalne. Problem pojawiał się wraz z niepożądaną teraz porą nocną i związaną z tym ciemnością, wpadającą w półmrok przez magiczne światła osadzone w latarniach w rogach uliczek. Dostrzegał uważne, nieco spłoszone spojrzenie brązowych oczu skierowanych gdzieś w rozmazaną przestrzeń i nie musiał czuć tętnic Yumi, aby wiedzieć o podwyższonym pulsie jej serca. Znał ją od tej najgorszej strony, ponieważ intymność sytuacji w jakich się pojawiał burzyła ostoję samotności dziewczęcia – wyczuwał podświadomie, że jej krokami kieruje podskórny lęk. I nie chodziło wcale o Dereka, ponieważ ten został daleko za ich plecami. Dręczenie siostry z pewnością było ważne, jednak czy ważniejsze od spotkania Upiornych Wyjców? Amycus łudził się, że nie. Sprowokował ją swoją szczerością, przekonany że rzuci w niego ochłapem niezrozumiałych zdań w rodzimym języku matki Yumi. Zatrzymał się w odległości zaledwie metra, aby podarować sobie możliwość obserwowania mimiki jej twarzy oraz oczu, które wwiercały się w jego osobę z pogardą oraz czystą złością. Piwne oczęta, z których powinien wyczytać wszelkie emocje drzemiące w niej. Spojrzenie, jakim powinien wypełnić tę nieistniejącą pustkę – bo przecież powinien jakąś odczuwać, prawda? Wanda, Jasmine, Victoria czy inne dziewczęta znajdowały się w innej kategorii co panna Merberet. I chociaż Amycus powinien ocenić, która z nich znajduje się wyżej w hierarchii, pozostawał na etapie kategoryzacji bez zbytniego komentarza. Jego twarz nawet nie drgnęła, kiedy rzuciła w niego mrozem, jaki otaczał murem serce. Oczywiście, że nie było mu obojętne jakiego tonu w stosunku do niego używa. Czerpał z tego korzyści jako obserwator, rejestrując drobne gesty towarzyszące tej właśnie konkretnej emocji kierującej drobną brunetką. – Nigdy nim nie byłem, ani też nie będę. – Odpowiedział gładko na uszczypliwość, dbając o to, aby nie zboczyć z głównego tematu, wdając się w niepotrzebne dyskusje poboczne. Lewa końcówka warg uniosła się nieznacznie ku górze, kiedy uczynił nieznaczny krok w przód i pochylił tylko nieznacznie głowę w stronę Yumi. – Te pytania brzmią obco w twoich ustach, Yumi. Czy jeśli usłyszysz odpowiedź, uznasz ją za prawdziwą i uwierzysz w moją szczerość? – Spytał spokojnie bez podtekstów, nie zsuwając z niej swojego beznamiętnego spojrzenia. Tylko po chwili zsunął wzrok na ramię dziewczęcia, gdzie znajdował się bandaż i niewidoczny ślad po starciu z Derekiem. Bowiem tak właśnie odbierał nieufność Merberetówny. - Doprawdy, nie jesteś już zmęczona tymi ciągłymi utarczkami słownymi? – Zagadnął zupełnie od dupy strony, pozostawiając tematy otarć i pęknięć skóry daleko w tyle, wraz z resztą rozmyślań. Spontaniczność nie istniała w słowniku Amycusa, chociaż musiał wiele razy improwizować i dostosowywać do sytuacji, jaką stwarzali mu rozmówcy. Nigdy z serca i w pełni swobodnie nie zaproponował czegoś, co ledwo co pojawiło się w jego umyśle. Uśmiech z jego twarzy zniknął, ponieważ określenie „zbladł” mijało się zupełnie z celem. Młodzieniec wyciągnął prawą dłoń z kieszeni i przesunął palcami po swoim karku, przypatrując się wciąż dziewczynie. Czy ten gest miał jakiekolwiek znaczenie? Dla samego Amycusa nie, chociaż zbite mięśnie z chęcią spotkałyby się z czyimiś profesjonalnymi dłońmi masażystki.
Yumi Mizuno
Temat: Re: Ulica Wto 15 Lip 2014, 22:05
Noc nie sprzyjała rozmowie. Ciemność nakłaniała do prawdomówności, działała jak alkohol i rozwiązywała język. Ten długi wieczór Yumi chciała spędzić bezpiecznie, z dala od dwóch osób. Niestety stała teraz między młotem a kowadłem i pluła sobie w brodę, bo wiedziała, kogo już wybrała. Znał ją lepiej niżby chciała, lecz działało to w obie strony. Amycus nie musiał nic mówić. Wystarczyło same spojrzenie, aby dowiedziała się czego tym razem od niej oczekuje. Nie była jego ofiarą, nie była nawet z nim zaprzyjaźniona. Mimo tego znali się i rozumieli czasami bez słów. Yumi została wciągnięta w tę relację wbrew własnej woli. Z trudem przyznawała się, że potrzebuje obecności Carrowa, gdy ma do czynienia ze starszym bratem. Poza tym starała się trzymać od obu z daleka. Kwestią czasu było znalezienie się sam na sam ze wściekłym Derekiem Merberetem. Wiedział, że zgubiła go celowo i nie był z tego powodu zadowolony. Yumi była tego świadoma tak samo jak i niechcianego poczucia bezpieczeństwa, gdy Amycus stał obok. Jeszcze bardziej go za to znienawidziła. Cofnęła się o jeden krok, nakazując mu zachować fizyczny dystans. Dobrze pamiętała co wydarzyło się w bibliotece. Zakazała sobie wspominać tego incydentu jak i go powtarzać. I on o tym dobrze wiedział. Yu wzięła jeszcze głębszy, intensywniejszy wdech. Nie mogła okazywać niepokoju, roztargnienia i dezorientacji. Carrow był świetnym obserwatorem i widział jak reaguje na jego obecność. Nie bała się go, to było bzdurne założenie. On rujnował jej równowagę. Światło latarni padało na tę bladą twarz. Siniec nabrał koloru, stał się wyraźniejszy i bardziej zastanawiający. Pojawiło się również badawcze przyglądanie, tak dobrze jej znane. Dostrzegła lekko widoczne wgłębienie na policzku, identyczne jak na jej własnym. Zadane przez tę samą osobę, tę samą różdżkę. Zwinęła palce w pięść, aby nie sprawdzić szramy opuszkami palców. Oboje byli tym naznaczeni, dlaczego więc nie mogli normalnie przyjaźnić się? Nie interesowała ją odpowiedź na temat Upiornych Wyjców. To tylko niewinna forma ataku, którą z łatwością odparował. Cokolwiek tu robił, z jakichkolwiek pobudek się zjawił na koncercie, nie powinni się spotykać. Już za parę dni Amycus dowie się prawdy o zaręczynach. Nie chciała go do tego czasu widzieć. Żałowała, że nie jest w stanie mu tego powiedzieć. Lekceważył niewerbalne przekazy, zupełnie się tym nie przejmował. Zgodziła się z nim, bo nie interesowała się mugolami na podstawie ich krwi, pochodzenia. Nie brała udziału w potyczkach międzykrwistych, błogo obojętna. Odcięta od polityki. Mierzyła go wzrokiem i milczała przez dłuższą chwilę. - Uwierzę ci. - szepnęła niechętnie. Nie sądziła, że to powie. Taka była jednak prawda. Wierzyła Amycusowi, bo nigdy jej nie okłamał. Był do jasnej ciasnej jej sojusznikiem. Gdyby dopuścił się kłamstw, nie staliby tutaj na ulicy w Hogsmade. Minęliby się na koncercie bez słowa. Zmarszczyła usta, zauważając gdzie patrzy. Odruchowo dotknęła ręką zabandażowanego ramienia i pokręciła przecząco głową. Odpowiadała dwojako: nie zrobił tego Derek i nic nie opowie Amycusowi. Nie chciała go wtajemniczać i pokazywać się od strony ofiary. Odczuwała to jako poniżenie, odsłaniając się przed nim wbrew własnej woli. To był powód, dla którego rozmowy przychodziły im z taką trudnością. - To nie ja je zaczęłam. Ty postanowiłeś wszystko popsuć. - nie kazała mu zmieniać ich wzajemnego stosunku. Przez wiele lat nie musieli rozmawiać, to on dążył do odkrycia jej własnych tajemnic i duszy. Obwiniała go o to tak samo o zaręczyny. Między jej brwiami pojawiła się podwójna zmarszczka, gdy Amycus przeciągnął się... obolały. To był widok rzadki i zastanawiający. Yu wypuściła powietrze z płuc, przymykając oczy. Nie zaśnie, jeśli nie dowie się czegoś na ten temat. Skoro on chciał grzebać w jej głowie, powróci z odwetem. Nie musiała stać w żadnej hierarchii, bo wszak nigdzie nie pasowała. Sam jej o tym powiedział. Była jego indywidualną zagadką i to dawało jej przewagi, której nie umiała jeszcze wykorzystać. - Dlaczego tego nie wyleczyłeś? - bez magii nie mogła mu pomóc, a zrobiłaby to dla własnego spokojnego sumienia. Dyskretnie cofnęła się po raz drugi. Nie chciała, aby pokonywał wyznaczoną niewidzialną barierę fizyczną. Yu nie mogła pozbyć się irytacji ani zagniewanego spojrzenia adresowanego do Carrowa. Nie wiedział dlaczego go unikała i nawet o to nie pytał. To ją zastanawiało, wszak kto jak kto, ale ten ślizgoński uczeń dopinał swego bez skrupułów. Niezauważalnie zatrzęsła się i nie był to chłodniejszy powiew wiatru. To była niewygodna myśl i wizja reakcji Amycusa przy zmianie nazwiska dziewczyny, z którą będzie musiał się związać. Yu po raz kolejny stwierdziła, że życie stroi sobie z niej żarty.
Amycus Carrow
Temat: Re: Ulica Sro 16 Lip 2014, 17:10
Zbliżanie się do niej stanowiło dziecinną zabawę w kotka i myszkę, dlatego nie próbował zmniejszyć dzielącego ich dystansu. Przyzwyczaił się do tych charakterystycznych oznak niechęci względem kontaktu fizycznego Yumi, czując zwyczajną bezsilność oraz tlący się pod świadomością gniew. Na razie był bardzo wytłumiony i niewielka jego ilość przebijała się przez powierzchnię zewnętrzną, ale przekonany był iż coraz większe zainteresowanie tą Krukonką nie może obejść się bez poruszenia tej strefy. Nie miejcie zbereźnych myśli, moi drodzy czytelnicy, ponieważ dla Amycusa dziewczyna przed nim stanowiła zagadkę do rozwiązania i brzydkie kaczątko, z którym nie chciał mieć do czynienia. Drobna postura, zadbane włosy, egzotyczne spojrzenie to wszystko, na co zwracał uwagę Ślizgon. Nie potrafił przyznać przed samym sobą iż spękane wargi półjaponki rozbudziły w nim jedynie próbę ponowienia pocałunku, a zapach malin ciągle mu towarzyszy – w najmniej oczekiwanych momentach, zazwyczaj wbrew jego własnej woli. Dwa razy zdążył się złapać na tym, iż podczas pocałunku z jakąś dziewczyną rozmyślał właśnie o słodkiej woni roznoszonej przez pannę Merberet. I wierzcie mi, nie był z tego wcale zadowolony. Gdyby chciał, włożyłby do umysłu dziewczyny obawy przed spotkaniem, zaś do serca czystą formę lęku, paraliżującą przed ujawnieniem brutalnych praktyk. Nie widział jednak dziewczyny w roli ofiary zmagającej się z własnymi koszmarami, poddawanej wymyślnym torturom, których perfekcję doskonalił przy każdej nadarzającej się okazji – oczywiście, w akompaniamencie sprzyjających okoliczności. Głębszy wdech jaki wykonała miał przywrócić równowagę wewnętrzną, odpychając natarczywe myśli atakujące jej umysł. Widział to wystarczająco wiele razy, aby wiedzieć zwiększający się stopień irytacji w Yumi. Dążył uparcie do tego, aby przebić się przez mur Krukonki łagodnymi metodami oraz cierpliwością, ofiarując coś więcej niż tylko zlepek oszukańczych uczuć i udawanej troski. Szum wiatru porwał cztery sylaby z ust dziewczyny, pokonując dzielący ich dystans oraz niesprzyjające warunki hałasu na głównym placu wioski. Carrow nie zmienił wyrazu twarzy ani postawy, jednak jego spojrzenie przeniosło się ze skrywanego przez nią ramienia na oczy, ofiarując jakiś cieplejszy przebłysk w tęczówkach. Całkiem możliwe, że to jedynie ćma przelatywała przez latarnię i nałożyła cień na siatkówkę oka. Prawdopodobnym też było, że Amycus ułożył twarz bliżej światła i stąd też dziwne, zdeformowane odbicie. Pozostało jeszcze kilka innych możliwości, jednak interpretacja tego drobiazgu pozostawała w geście Yumi. Ta zapewne nawet tego nie zauważy, podobnie jak sam chłopak. - Chcę to naprawić. – Odparował jej słowa beznamiętnym znów głosem, czując że zbyt wielkim udawaniem zainteresowania wzbudzi czujność. Dziewczyna znała go, okazał przed nią przecież sekret, który mógł mu w przyszłości zaszkodzić. Tym razem zignorował jej natarczywe kręcenie głową oraz próbę ucieczki przed niezadanym jeszcze pytaniem. Ramię musiało zaczekać, aby mogła uwierzyć w jego czyste intencje i nie nabrać podejrzeń. Przeniósł dłoń z karku ponownie do kieszeni spodni, chowając świeże otarcia na których widniały zagojone dopiero co strupki krwi. Dostrzegł zmianę na twarzy dziewczyny po tym geście, dlatego oczekiwał na jakieś bardziej … wyspecjalizowane pytanie. Przez krótki moment zapomniał, że nie zawali sobie pytań „skąd to”, „dlaczego nie prosiłaś o pomoc”, jednak krążąc wokół tematu, jedynie go zahaczali. Minęła chwila, którą spędził na odsunięciu wzroku w bok, zanim odpowiedział. Wyciągnął potem różdżkę z ukrytej kieszeni i rzucił ciche zaklęcie, pozwalające na swobodną rozmowę bez możliwości podsłuchiwania przez osoby trzecie. Najwyraźniej, chłopak dbał bardzo o prywatność rozmów, co Yumi mogła odczuć po raz drugi podczas ich spotkania. Zaklęcie poznane od Severusa spełniało swoje zadanie. Przesuwał opuszkami palców po chropowatej powierzchni różdżki, udzielając odpowiedzi dziewczynie z pochyloną głową. Wydawał się zezorientowany bądź zawstydzony, jednak czujny wzrok popatrywał na nią spod gęstych brwi, tworząc nieprzyjemny grymas na twarzy – a wszystko to dzięki grze półmroku i cieni. - To nie tak, że nie potrafię odczuwać, droga Yumi. Są emocje i uczucia, które uświadamiają mi kim jestem i co jest moim celem w życiu. Gdyby wszystko można było usunąć za pomocą magii, a całą resztę naprawić, oboje nie stalibyśmy teraz w tym miejscu. Miałabyś sprawiedliwe życie, zapewniające bezpieczeństwo i dobrobyt. – Podniósł lewą rękę w stronę blizny na lewym policzku, przesuwając po niej palcem wskazującym. – To przypomina mi o tym wszystkim, co jeszcze muszę zdziałać i jak wiele umiejętności posiąść, nim opanuję je w stopniu satysfakcjonującym mnie. – Dopiero teraz wyprostował się i schował różdżkę, na krótki moment przerywając kontakt wzrokowy z Yumi. Uśmiechnął się lekko, chowając ponownie dłonie do kieszeni i rzucił swobodnym tonem: - Niektórzy jednak nazywają to masochizmem.
Yumi Mizuno
Temat: Re: Ulica Sro 16 Lip 2014, 17:47
Zauważyła pewien schemat i prawidłowość. Przebywając w towarzystwie kogo innego, kto nie był Carrowem fizykalność nie sprawiała kłopotu. Niejednokrotnie opierała się o ramię Billa, zbierała z podłogi znanego sobie Krukona, tuliła się do przyjaciółek. Dotykała. Gdy na horyzoncie pojawiał się Amycus, wszystko trafiał szlag. Wnosił niepokój i rozpraszał myśli. Grał na jej osłabionych nerwach, walił kilofem w mur bez żadnych środków znieczulających. Im dalej od niego stała, tym bardziej była spokojna. Paradoksalnie, bo niósł ze sobą poczucie bezpieczeństwa, którego miała poważny deficyt. Sprzeczne emocje uniemożliwiały jej pogodzenie się z logiką. Pojawiał się w jej myślach w najmniej oczekiwanych momentach i bywał stamtąd brutalnie wykopywany. Zabraniała sobie pewnych odczuć i mocno tego trzymała się. Traktowała go jako zło konieczne, mniejszą szkodę mimo, że tylko on siał spustoszenie w jej stoickim opanowaniu. Nie umiała się go bać, tak więc kreowanie jej na ofiarę było bezskuteczne. Podświadomie wiedziała czym się kieruje i jakimi zasadami. To niwelowało możliwość strachu. Nie bała się Amycusa. Bała się tego, co się dzieje wokół, gdy on pojawiał się w pobliżu. To jest znacząca różnica. Drażnił ją, irytował, osaczał. Pytana o znajomość z nim, wypierała się wszelakiego pozytywu. Ufała i wierzyła mu wbrew własnej woli, bowiem serce pytało co jest w nim prawdziwe, a co udawane? Jeszcze jej nie zawiódł, więc kiedy to nastąpi? Zamrugała oczami pozbywając się mgły z rzęs. Światło padło pod bardzo dziwnym kątem, Amycus lekko poruszył się i już samo to spowodowało pojawienie się zimnego dreszczu wzdłuż kręgosłupa. Nie umiała wyjaśnić co się stało, jednak coś w jego osobie drgnęło. Przez chwilę nie pamiętała co powiedziała, zdezorientowana zagęszczonym powietrzem wokół nich. Cóż chciał naprawić, skoro ciągle niszczył to, co ostatkami kroplami potu budowała? Teraz nie wierzyła mu. Uniosła wyżej brodę i przyglądała się mu wyzywająco. Trzymając kilof w ręku, dobijając się do jej wnętrza nie naprawi nic. Nie łatwiej byłoby znaleźć drzwi bądź wybudować most? Działał okrutnie. Chciał zerwać plaster, dlatego też Yumi nie wierzyła teraz w jego nagłą zmianę i dobrą intencję. Spięła odruchowo mięśnie. Powietrze wokół nich zafalowało, zmieniło konsystencję od rzuconego zaklęcia. Za każdym razem gdy to robił, w Yumi wzrastała niepewność i złość. Ostatnimi czasy po użyciu tej klątwy, zdzieliła go w twarz. Niechętnie myślała o powtórki z historii, jednakże skoro nalegał, mogła mu po raz drugi pokazać gdzie on powinien stać, a gdzie ona. Wypierała się go. Nie zmieni tego zrywając świeżo naklejony plaster. Uchyliła usta oniemiała zauważając zmianę rysów jego twarzy. Nie znała tej zmiany, tak bardzo doń nie pasującej. Wstyd? Amycus Carrow stał zawstydzony przed nią, przed Yumi. Coś w jej sercu drgnęło i zamigotało, a potem otoczyło klatkę piersiową ciepłą otoczką. Zacisnęła mocno zęby nie usatysfakcjonowana z takiej reakcji własnego ciała. Za pierwszym razem nie zrozumiała nic z jego słów. Czuł, to przecież normalne. Każdy człowiek coś czuje, dobre jak i złe emocje. Co do tych pierwszych powątpiewała, do złych była pewna. Odwróciła wzrok, gdy dotknął swojej blizny, którą chciała dotknąć ona. Mieli je podobne. Kamuflowała własną mgiełkami, ale ona była. Paliła na policzku, czuła ją od środka. - Pójdziesz każdą drogą, aby uzyskać perfekcję. - stwierdziła, nie zapytała. Domyślała się co za tym idzie. Fizyczne ślady na jego twarzy i dłoni świadczyły, że zdobył się na coś zupełnie nieoczekiwanego. Poznanie świata niemagicznego i ich zasad. Yumi nie wiedziała co o tym myśleć, jednak jednego była pewna. Nie chciała go widzieć w takim stanie. Musiał mieć ważne intencje, aby w ten sposób szlifować swoje umiejętności i chociaż pochwaliłaby go za ten gest, z jej gardła nic nie wydobyło się. W głowie była jedna myśl: nie podoba się jej to. Siniec na oku świadczył o doznanej słabości. Skoro go miał, musiał być w pewnym momencie słabszy, a takiego nie chciała go znać. Zawsze był tym silniejszym. Była w szoku, że potrafi być inny. Nie umiała zapytać po co mu te dokładne umiejętności. Powrócił ten wyzywający wzrok. - Pozostaje mi jedynie pogratulować pomysłowości. Obyś nie skończył z połamaną ręką. Teraz wybacz, muszę iść zanim znajdzie mnie Derek. - odwróciła się od Amycusa, gdy pojawiło się pragnienie wycofania się. Poprzednim razem uderzyła go, bo ją pocałował. Nie zniesie więcej, a wiedziała, że lada chwila i tak zacznie pytać. Nie po to unikała go przez tak długi czas, aby przy pierwszym lepszym spotkaniu pozwolić mu na wyciągnięcie z siebie wszystkich skrywanych informacji. Mocniej zacisnęła pięści, aby zataić fakt, że trzęsą się.
Amycus Carrow
Temat: Re: Ulica Sro 16 Lip 2014, 18:25
Zaskoczenie dziewczęcia wymalowane było delikatną kreską, jakiej nie powstydziłby się żaden mistrz malarski, gdyby zechciał odzwierciedlić tą sytuację. Doskonale widział przebłysk zębów Yumi, kiedy przymykała usta w próbie kontrolowania nagłych emocji, jakie ją zaatakowały. Gra, którą podjął nie była może perfekcyjnie dopracowana, niosąc ze sobą improwizację, jednak można było śmiało powiedzieć, że zadziałała. Amycus nie zastanawiał się nad tym, czy rzeczywiście brał pod uwagę wszystkie możliwości rozwiązania obranego przez siebie scenariusza, postanawiając zachować się zupełnie inaczej niż dotychczas – i zdać się na szybką kalkulację. Podejmując tak gwałtowną decyzję, jego organizm przejął cały szereg reakcji częściowo zależnych od umysłu, wprowadzając tym samym pewną dozę obojętności nasączonej naturalizmem. Przez cały ten czas wiedział, że Merberetówna nie potrafi go rozgryźć i pewne niewiadome jakie przed nią stawia, są murem między nimi. Aby przebić się przez zlodowaciały kokon, którym się okrywała – musiał zmniejszyć swój własny mur. Naiwność i łatwowierność były ostatnimi epitetami, jakie mogłyby opisywać Amycusa Carrowa. Wielu jednak mogłoby pokusić się o takie właśnie przymiotniki, oceniając jego zachowanie względem brunetki. Otwierał przed nią ciemne drzwi do tajemnic, które kryją za sobą potwora za jakiego się uważał. Znał swoje możliwości na tle brutalności, agresji oraz bezlitosnego traktowania ofiar. Pozwolił przy pierwszym spotkaniu zerknąć Krukonce przez „Judasza” do środka, aby mogła chociaż przez chwilkę zamieszkać w świecie, w jakim był otoczony ze wszystkich stron. Nie był już dzieckiem, aby doszukiwać się w stojącej przed nim pannie lojalności oraz odwdzięczenia się za szczerość. Życie nauczyło go wystarczająco mocno, że powinien liczyć przede wszystkim na siebie i mając za sojuszników silne jednostki, dopuszczać do świadomości możliwość ich likwidacji. Prawo przetrwania odnosiło się do wszystkiego, czego dotyczyło jego życia. Tylko czy mogło to odnosić się do Yumi Merberet? Długie spojrzenie jakim ją obdarzył dało odpowiedź na nieme pytanie, które ujęła w formie stwierdzenia. Nie musiała wcale zaglądać w głąb jego duszy, aby dostrzec tę pionierską cechę w osobowości Amycusa. W takich kryteriach nie różnił się od innych sukinsynów, jakie nosiła ta ziemia, często przynależących do domu Salazara Slytherina. Werbalne zapewnienie o prawdziwości tych słów naruszyłoby jego wewnętrzne poczucie bezpieczeństwa oraz ostoi, jeśli można mówić o takich procesach w stosunku do tego młodzieńca. - Zostań, proszę. – Odezwał się dopiero wtedy, kiedy odwróciła się plecami do niego i nie potrafił wyobrazić sobie rysów twarzy przyćmionych cieniami zapadającej nocy. Stali odsłonięci na widok innych, skryci przed ciekawskimi uszyma i nastawieni na plotki. Słowa wypowiedziane obojętnie zadrżały przy ostatnim dźwięku. Nieznacznie, ale dostrzegalnie i wyczuwalnie dla powietrza, które wcale nie rzedło między nimi. - Dlaczego nie poprosisz mnie o pomoc, Yumi? Wiesz, że mogę to ukrócić. – Spytał w bezpośredni sposób, naruszając temat, który omijali przez blisko 5 lat ich niecodziennej znajomości. I chociaż jego głos mógł wydawać się zmęczony tą ucieczką kotka i myszki, tak teraz przyszło skonfrontować się z rzeczywistością. Czas na przedostanie się przez mur skracał się Amycusowi, podejmując decyzję o zainteresowaniu przyszłą narzeczoną bardziej niż … Jego brwi drgnęły nieznacznie, kiedy próbował znaleźć odpowiednie słowo oznaczające rolę dziewczęcia odwróconego plecami względem niego. Wypuścił powietrze z ust, stwierdzając iż nie ma to najmniejszego sensu w tym momencie, a rozmyślania odłoży na nieco później. Zapach malin wdzierał się do nozdrzy Amycusa przy każdym lekkim powiewie wiatru, uświadamiając mu o potrzebie związanej z tą dziwną odmianą afrodyzjaku.
Yumi Mizuno
Temat: Re: Ulica Sro 16 Lip 2014, 19:10
To był właśnie kłoda między nimi. Yumi nie wiedziała, kiedy Amycus jest szczery. Był perfekcjonistą, jeśli chodzi o manipulowanie ludzkim umysłem, piekielnie dobrym obserwatorem oraz świetnym aktorem. Pokazał parę razy swoją prawdziwą twarz, której istnienia Yumi domyśliła się parę lat temu. Widziała wyraz jego oczu, gdy atakował jej brata. Stawał w jej obronie, a w tych oczach czaiło się bezdenne okrucieństwo. Już wtedy powinna wycofać się, przekreślić ich znajomość, ale wciąż coś ją powstrzymywało. Nie zmądrzała te parę lat temu, więc czy zmądrzeje teraz? Nie zerwała relacji, gdy dotkliwie pobił jej brata niesiony niekontrolowanym gniewem. Powinna, a stali tutaj i rozmawiali. Ta dziewczyna miała swoje wymagania. Zaufanie bardzo trudno jest zdobyć, a tak łatwo je stracić. Nie mogła wskazać Amycusowi mostu, dzięki któremu ją zrozumie dopóki dopóty sam nie odsłoni skrawka siebie prawdziwego. Choćby był potworem wcielonym, żądała tych ścian, jeśli miała pokazać swoje. Widziała wiele w swoim piętnastoletnim życiu, bowiem utraciła dwie osoby. Matkę zabitą przez Greybacka i ojca, który chociaż żyje, nie jest już jej rodzicem. Odczuła brutalność świata, stąd odwaga i żądanie poznania Amycusa Carrowa od wewnątrz. Zachłysnęła się powietrzem. Nie zachowywał się jak on. Nie dalej jak dwa miesiące temu nie zatrzymałby jej, tylko odszedł. Powstawało pytanie, dlaczego nogi Yumi automatycznie wrosły w ziemię. Znieruchomiała, próbując przywołać te słowa ponownie, ale już w myślach. Wydawały się tak nierealne i nieprawdziwe. Tak bardzo nie mogła znieść jego obecności, a zwykłym słowem potrafił ją zatrzymać. Nigdy w życiu nie mógł zostać uświadomiony jaką moc ma nad nią. Czy dobrze słyszała drganie powietrza przy ostatnim słowie? Znowu za mostkiem odczuła bolesną nadzieję, którą musiała od razu stłumić i zdeptać. Amycus był miły, ludzki, bo chciał uzyskać głośną odpowiedź, że to Derek poturbował jej ramię. Jak bardzo się mylił... Wymagał od niej zbyt wiele. Nie umiała poprosić go o pomoc i wziąć na swoje barki odpowiedzialność za czyny, które popełni. Jak wspomniałam, Yumi widziała w nim brutalność i bała się, że nie zniesie ciężaru po uzyskaniu tej pomocy. - Dlaczego nie zadasz wprost pytania? - odpowiedziała pytaniem na pytanie. - To nie on. - jęknęła, widząc w głowie neon z napisem "Poddaj się". Ukryła twarz w dłoniach i powoli, głęboko oddychała. Przedramię zaczęło pulsować, boleć, dokuczać, szczypać, swędzić, palić. Zupełnie, jakby ktoś włączył czerwony przycisk pt "Ból". Czuła się naga i bezbronna. Tłumiła w sobie tak wiele spraw. Zaręczyny, Greyback, tajemnica przed Anastasią, gniew ojca, niebezpieczeństwo ze strony Dereka i jego "prezentu zaręczynowego", zawód Dumbledore'a. Odsłoniła twarz wykrzywioną bólem. Powoli dotknęła zdrętwiałego ramienia, niezdolna, aby odwrócić się do Amycusa z powrotem. - To nie on. - powtórzyła, aby samej w to uwierzyć i pogodzić się z myślą, że spotkała swojego bogina. Nie broniła Dereka. Ten człowiek zafundował jej piekło trwające już pięć lat. Należała mu się okrutna kara za to, co robił, lecz Yumi nie mogła nie zaprzeczyć i nie wyprowadzić z błędu Amycusa. Sumienie by ją złamało. Była za słaba, aby to zignorować. - To nie on. - to mantra. Zaklęcie, mające ją uspokoić i zakleić z powrotem źle zaklejony plaster. Chciała ruszyć przed siebie. Spuściła wzrok na swoje nogi i nakazywała im iść. Nie mogła. Działo się to, czego się przecież bała. Ciężar tajemnic przytłaczał ją, ułatwiając drogę Amycusowi do poznania prawdy. Czuła na sobie jego spojrzenie. Mogła odwrócić się i sprawdzić jak wygląda, jednak byłoby to zbyt łatwe. Wyobraziła sobie jaki ma/mógłby mieć wyraz twarzy. Zmarszczone brwi, ściągnięty policzek z widoczną szramą, zaciśnięte zęby, wyostrzone rysy twarzy. Piekielne ogniki w oczach, zamyślenie i żądanie jasności. Przekrzywiona głowa, gdy przygląda się jej jak okazowi w muzeum i palący chłód. Tak, musiał tak wyglądać. Yumi błagała w myślach Merlina, aby Amycus nie ruszał się z miejsca i stał tak, jak stoi.
Amycus Carrow
Temat: Re: Ulica Sro 16 Lip 2014, 19:44
Pytanie jakie zadała rozpadło się w pustej przestrzeni jaka ich otaczała, a jęki roztrzaskiwały się o kamienne podłoże, jakim wyłożona była główna ulica miasteczka. Początkowo nie usłyszał zapewnienia, jednak wraz z mijającym czasem usłyszał potrójne powtórzenie: „to nie on”. Wybuch gorąca jaki poczuł młodzieniec spowodowało, że palce dłoni zaczynają piec. Zacisnął je jeszcze w kieszeniach, zmieniając ich położenie – w pięści. Rysy twarzy Amycusa stężały, a coś w nim pękło kiedy dziewczyna zakryła swoją twarz przed światem i skuliła się tylko nieznacznie. Szuranie i pośpiesznie stukanie po wyłożonych kostkach bruku zniszczyło usilne marzenie Yume, aby się do niej nie zbliżał. Wyprzedził ją, zachodząc od frontu i chwycił za łokcie. Nie był w tym brutalny jak zazwyczaj, ale do łagodnych też nie należał. Nieznacznie nią szarpnął, aby wyrwać ze stanu w jaki wpadła: - Kto? Kto się ośmielił? – Wycedził przez zaciśnięte zęby, przed oczyma widząc sylwetkę Rosiera, Gilgamesha, Blaisa oraz wielu innych Ślizgonów, którzy byli zdolni do znęcania się nad innymi (niekoniecznie słabszymi od siebie). Nienawiść jaka przez cały czas krążyła po żyłach Carrowa wybuchła teraz, ściągając jego twarz w grymasie skupienia. Jeśli Yumi otworzyłaby oczy, mogłaby dostrzec te same niebezpieczne błyski w czarnych tęczówkach Amycusa – jak w dniu, kiedy rzucił się na Dereka. Była szara, codzienna i przeciętna. Wtapiała się w tłum i stanowiła niezaprzeczalny dowód znikania w nim, za każdym razem kiedy tego pragnęła. Niewiele osób zwracało na nią uwagę, pozwalając na anonimowość oraz samotność, którą świadomie wybierała. Posiadała w sobie mieszankę krwi Brytyjczyka oraz Japonki, przecząc tym samym światłym ideom czystości. Nie było ważne, że oboje rodzice wywodzili się ze znanych rodów. Posiadała głębokie spojrzenie brązowych oczu, które przywoływały swoim ciepłem oraz nienawiścią, informując go o toczonej wewnątrz niej walce. Wzrok przeznaczony tylko i wyłącznie dla niego, oznaczający pozycję, jaką znajduje w jej życiu: potrzebowała go, on potrzebował jej, jednak żadne z nich nie było w stanie przyznać się do tego głośno. Forma, w jaki sposób byli od siebie zależni była różnowarta, polegała na innych wartościach i sposobach współpracy, która w żaden sposób między nimi nie iskrzyła. Komunikacja zawsze prowadziła do rozstroju nerwowego Yumi, wprowadzając ją ostatecznie w mętlik uczuciowo-myślowy, nie prezentując żadnych korzystnych rozwiązań. Była skrzywdzona, słaba i lękliwa. Nie potrafiła przełamać napastowania brata, który przy każdej okazji pokazywał jej swoją wyższość. Niezdrowa duma, jaka nią kierowała blokowała możliwości wyrwania się z toksycznej relacji. Potrafiła zniszczyć kilkoma ruchami wszystkie próby Amycusa, opierające się na cierpliwości i wyrozumiałości, jak tylko próbował do niej dotrzeć bardziej ludzkim obliczem. Nie potrafiła działać mu na nerwy, ale zaprzątała sporą część czasu w wewnętrznych dialogach młodego Carrowa. Swoim spojrzeniem zachęcała go do dalszych prób przebijania się przez mur, nie ułatwiając zadania i nie podpowiadając wcale, że powinien wzniecić ogień pod fundamentami. Przedarcie się do jej wnętrza stało się celem samym w sobie, ponieważ nie mógł spodziewać się tego, co kryła tak skrzętnie. Ochłapy, jakie przejawiała względem innych osób były przez niego dostrzegane i szufladkowane. Wówczas pojawiało się pytanie, zadawane wielokrotnie w różnych formach: dlaczego? Dlaczego tak bardzo mnie nienawidzisz? Dlaczego stanowię dla ciebie utrapienie? Dlaczego nie potrafisz poprosić? Dlaczego moja obecność sprawia tobie ból? Dlaczego nie możesz podejść do mnie jak do normalnego ucznia, znajomego czy kogokolwiek, do kogo byłabyś nastawiona neutralnie? Dlaczego tak trudno mi ciebie rozgryźć? Dlaczego wciąż czuję zapach malin i nie mogę się od niego odpędzić? Dlaczego chcę czuć ten zapach? Dlaczego nie mogę znieść świadomość, że ktoś cię skrzywdził? Na żadne z nich nie potrafił udzielić odpowiedzi, szukając po omacku jakichkolwiek wskazówek ze strony Yumi. Bo to przecież ona tylko mogła go naprowadzić na dobrą drogę.
Yumi Mizuno
Temat: Re: Ulica Sro 16 Lip 2014, 20:32
Yumi była ulepiona ze specyficznego rodzaju gliny. Umiała być silna, więc dlaczego miała na plecach naklejkę "Ofiara"? Otóż to. Została nią mając lat dziesięć, chwilę po utracie matki, z którą była ściśle związana. Nie mogła z tego wyjść o własnych siłach, gdy lęk był tak głęboko w niej zakorzeniony. Nie chciała też przyjmować pomocy, ale przecież jej potrzebowała. Nikt nie mógł jej tego dać oprócz przeklętego Carrowa. Nigdy jej na myśl nie przyszło zgłosić to nauczycielom czy osobom dorosłym i doświadczonym. Nie ważyła się szukać w ten sposób rozwiązania, bo to pogorszyłoby tylko sprawę. Nie ufała dorosłym, bo nie widzieli w jakim piekle żyła. Byli ślepcami. Modły nie zostały wysłuchane. Prosiła o tak wiele. Pragnęła, aby nie zmieniło się nic. To były złe zmiany. Zmniejszył dystans ich dzielący i wzbudził w Yumi jeszcze większą irytację, którą prawie w sobie zniszczyła. Złapał ją za łokcie, wysyłając do poszkodowanego ramienia nową dawkę piekącego bólu. Yumi syknęła przez zaciśnięte zęby i cofnęła się gwałtownie, za wszelką cenę dążąc do zerwania fizycznego kontaktu. - Atchi e ike. - nakazała słabym głosem i odwróciła wzrok, próbując zebrać się do kupy. Była w proszku, potrzebowała sił. Jego słowa rozkazały jej zwrócić uwagę na ton, którego przy tym użył. Wypuściła powietrze z płuc czytając z jego oczu pragnienie zemsty i czyjegoś cierpienia. Widziała go jak na dłoni, prawdziwego, autentycznego, szczerego. Kawałek potwora, jakim się nazywał, a czy taki był? Czuła na skórze namiastkę tego, co on potrafi. Mało delikatny ścisk palców wystarczył, aby jej ramię zesztywniało i nabrało intensywności w impulsach pełnych bólu. Nie ważne, że było ranne. Wystarczyło tak niewiele, a mógłby zniszczyć wszystko przy odrobinie odpowiednich emocji. Pytanie, czym się kierował żądając imienia i nazwiska istoty, która ją zaatakowała. Yumi nigdy nie rozumiała dlaczego padło na nią. Ich drogi skrzyżowały się wiele lat temu, jednak mogli to zdusić już w zarodku, gdyby oboje postarali się. Przegapiła moment, w którym obecność Amycusa stała się niezbędna do przełknięcia piekła Dereka. Nieświadomie szukała go, kiedy próbowała uchronić się przed kolejną falą gniewu starszego brata. Miała zostać zniszczona z psychopatycznych pobudek, a żyła i tkwiła w tym bagnie. Nie wiedziała też, dlaczego Amycus ciągle tutaj jest. Nie potrzebował jej przecież. Nie była dla niego nikim istotnym ani ważnym. Pytała go niejednokrotnie "Dlaczego?". Odpowiadał, że jest jego zagadką, którą chce rozwiązać. Te słowa przestały jej wystarczać. Doszukiwała się w tym drugiego dna, prawdziwego powodu, dla którego tutaj stoją, dla którego Amycus przygląda się z morderczym wyrazem twarzy, żądając prawdy. Przez długie dwie minuty gapiła się na niego, nie rozumiejąc czego on od niej chce. Zniszczył spokój i życzył sobie rozmów na temat tabu. Ciężko jest przyzwyczaić do tego Yumi, skoro nauczył ją czego innego. Chłód miał go odstraszyć, a teraz dowiaduje się, że wręcz przeciwnie, wabiła go? Wszystkie wysiłki szlag trafił, bo uzyskała odmienny efekt od zamierzonego. Nie rozumiał, że ona nie chce mieć z nim do czynienia, ignorował wszystkie jej protesty. Miał to wszystko gdzieś, robiąc to, na co ma ochotę. Nienawidzi Cię za to, że potrzebuje twojej pomocy. Jesteś utrapieniem, bo wyciągasz z niej prawdę i tajemnicę. Nie poprosi, bojąc się, że z jej winy stanie się Ci coś złego. Bolisz, bo przejmujesz się jej losem, a jest wszak brzydkim kaczątkiem, szarością i anonimowością. Nie podejdzie do ciebie, bo nie jesteś zwykłym uczniem ani obojętnym znajomym. To nie ta kategoria. Trudno ją rozgryźć, bo jest szczelnie zamknięta w sobie. Tego nie pokonasz miłym słowem. Yu nie chce wiedzieć, dlaczego nie możesz znieść tej myśli, że ktoś ją zranił. Nie wie dlaczego podoba ci się zapach malin ani dlaczego chcesz to czuć. Ty też nie powinieneś chcieć tego wiedzieć. To popsuje wszystko. Spuściła wzrok mieszcząc go na równym chodniku. Milczenie stało się głośne, namacalne i gęste. Czekał na odpowiedź. Nie wiedział, że została okrutnie zadrapana, że jej życie przez chwilę wisiało na włosku. Nie wiedział, że w tamtej chwili pojawił się przed jej oczami, gdy była przekonana, że zaraz umrze. - Frenir Greyback. - wyszeptała i drgnęła poczuwszy na policzku pojedynczą, malutką zdradziecką łzę. Dowód na to jak bardzo bała się, gdy miał ją w swoich pazurach. Łza popłynęła łagodnie po owalu twarzy i skapnęła z brody na chodnik. I to byłoby na tyle. Nic więcej. - Atchi e ike. - poprosiła ponownie, wiedząc, że nie zostanie wysłuchana. Kłamała prosząc o to. Nie chciała być sama, tutaj, w ciemnościach, gdy niedaleko trwał koncert i szukał jej Derek. Wplotła palce w swoje króciutkie włosy, które wczoraj wieczorem obcięła. Odgarnęła je z twarzy i dopiero po dłuższej chwili ponownie spojrzała na Amycusa. Był... przejęty. To ją zabolało, bo nie powinien angażować się tak bardzo w jej los. Jeśli to nie zmieni się, stanie się nieodłącznym elementem jej życia. Będzie nim, bo na zaręczynach dowie się czegoś, co go ugodzi. Jej ciemne oczy zakryte łzawą otoczką mówiły mu, że jest coś jeszcze, co przed nim ukrywa. Coś, co boli ją identycznie jak ramię. Drżała na widok czystej postaci gniewu i szczerej twarzy. Tym spojrzeniem mówił jej do czego jest zdolny i nie umiała go za to potępiać. Spełniło się życzenie Dereka, który wszak straszył ją obecnością potwora w jej, ich domu. Została podrapana przez wilkołaka w biały dzień... Otóż to. Amycus nie wiedział czy to działo się za dnia czy w nocy. Czy pełnia czy nów. Spojrzała na niego zlękniona. - Heiwa, Amycus. - szepnęła łagodniej. Wyciągnęła doń rękę, ale zaraz ją opuściła zdziwiona swoim zachowaniem. - Nie było pełni. - szepnęła, nieświadoma, że przeplata japoński z angielskim. Jej dolna warga zadrżała, gdy powoli wypuściła powietrze z płuc, obniżając wysokie ciśnienie w klatce piersiowej. Nie mogła pozwolić, aby Carrow zechciał się zemścić. Panikowała, gdy pomyślała, że stanąłby sam na sam z mięsożernym potworem. Nie przyznawała się sama przed sobą, że bała się nie jego, tylko o niego.
Amycus Carrow
Temat: Re: Ulica Czw 17 Lip 2014, 17:25
Przytrzymał ją mocniej, aby nie dała rady wyrwać się z tego niewielkiego uścisku jakim ją obdarzył. Grymas na twarzy brunetki uświadomił mu o bólu, jaki musiało wywołać zaciśnięcie palców na zranionym przedramieniu. Cierpienie dla Amycusa stanowiło wyraźne źródło życia, przeświadczenie iż to co się dzieje z jego ciałem jest w rzeczywistości prawdziwe i namacalne. Rzadko kto miał podobny pogląd, dlatego wypuścił zabandażowany łokieć ze swojego uścisku, wzmacniając jednak drugą stronę. Przemilczał obcojęzyczne zdanie, nawet nie zwracając uwagi na intonację głosu Merberetówny. Syknięcie było reakcją czystą na gwałtowny ból, jednak protest i niezadowolenie niemalże łamało się w jej słowach. Czytała w nim niczym otwartej karcie, widząc po raz drugi zaledwie najszczerszą prezentację uczuć i myśli Amycusa: gniew rozpalający jego żyły buzował pomimo zmęczenia i obolałego ciała, ciemne oczy zdawały się iskrzyć zwiastując cierpienie i oczekiwanie na wypowiedzenie odpowiedniego nazwiska. Kilka lat temu powinien wykorzystać słabość Yumi i uczynić z niej jedną ze swoich ofiar, takich jak Natalie – co jakiś czas odwiedzać ją, ćwicząc wymyślne sposoby ściągania naskórka na ciele w celu wypowiedzenia wszystkich sekretów, a potem usprawnić zaklęcia usuwania pamięci oraz lecznicze. Nie potrafił sobie przypomnieć w wolnej chwili podczas rozmyślań odnośnie relacji z Merberet, dlaczego porzucił taką wizję i postanowił wyciągnąć z dziewczyny te trochę siły, wzmacniając. Czyżby wówczas zamierzał wyszkolić ją w dopasowaniu do towarzystwa śmierciożerców? Odpowiedź była mglista, ponieważ chłopak zwyczajnie w świecie nie pamiętał. Wystarczyły cztery literki, aby Yumi mogła dostrzec jak pierwsza fala wściekłości cofa się w stronę morza gniewu, jaki niósł w sobie młody Carrow. Rysy twarzy przestały się wyostrzać, ponieważ wystarczająco mocno już przypominał sokoła tropiącego ofiarę. Każdy mniejszy ruch szczęk byłby widoczny, dlatego też dało się zauważyć zaciśnięcie szczęk nieco mocniej niż przed chwilą. Po dwóch sekundach Yumi mogła wyczuć mocniejszy uchwyt na swojej skórze, podczas gdy przecież zdradziła miano napastnika sprzed kilku dni. Szybkim i gwałtownym ruchem strzepnął łzę z policzka dziewczyny, zadziwiająco zręcznie jak na obolałego czarodzieja. Oznaka słabości w uliczce na środku miasteczka nie była czymś pożądanym przez Carrowa, który wolał takie prywatne sprawy załatwiać poza potencjalnymi obserwatorami. Ani na moment nie spuścił spojrzenia z oczu Krukonki, która chyba sama była zaskoczona reakcją swojego organizmu na tak ogromną szczerość oraz prawdę, z jaką musiała się podzielić. Doskonale wiedział z czyich rąk zginęła matka Yumi, prawdopodobnie naznaczona likanotropią bez możliwości wyleczenia. Opuszki palców ani na moment nie zelżały, ponieważ Amycus zamierzał zatrzymać dziewczynę przy sobie jak najdłużej i uniemożliwić ucieczkę do zacisznego kąta własnego pokoju. Sytuacja, w jakiej się znalazła dziewczyna była śmiertelnie niebezpieczna, chociażby z czystego względu – obecność tak groźnego śmierciożercy, nieokrzesanego zwierza było idealnym narzędziem w rękach Czarnego Pana. I nawet znajomość Carrowa z Krukonką, nie mogłaby uchronić ją przed ewentualnym zainteresowaniem się przez niego rodziną Merberet. A Yumi nie była zdolna do wyrządzenia komuś niewinnemu krzywdy, o tym nawet nie musiał się przekonywać. Brwi Ślizgona w końcu zmieniły swoje miejsce, tworząc między sobą zmarszczkę wpływającą znacząco na jego twarz. Powiązania Graybacka z Derekiem nie były czymś niewykonalnym, ponieważ we wspomnieniach Amycusa dało się odnaleźć fragment listu zaadresowanego do Yumi. Dlatego też zamierzał przy najbliższej okazji pokazać przyrodzonemu bratu, że zbliża się do niebezpiecznej granicy, po której przekroczeniu nie będzie żadnego „zlituj się”. Słysząc kolejne japońskie słowa puścił je mimowolnie, zatopiony we własnych myślach podsycających nienawiść skierowaną przede wszystkim do Dereka Merbereta. Tylko spojrzenie zamglonych, nieco przestraszonych oczu dziewczęcia przypominał mu o miejscu i czasie obecnej rozmowy. Tajemnica, jaką w sobie kryła wciąż wisiała nad nimi i nawet zaklęcie wyciszające nie miało prawa bytu. Potrzebowali bardziej ustronnego miejsca, a decyzję o tym podjął bez konsultacji. W spojrzeniu chłopaka można było dostrzec pewnego rodzaju dezorientację, gdy wspomniała o pełni. Zatopiony po czubek głowy w gniewie nie wziął pod uwagę tak czystej możliwości jak zarażenie Krukonki wirusem wilkołactwa. Palce Amycusa w końcu rozluźniły się, a on sam postanowił się odezwać, łapiąc cofającą się rękę: - Chodź i trzymaj się mocno. Teleportujemy się w bezpieczniejsze miejsce. – Poinformował ją i bez odpowiedniego przygotowania, usunął odległość dzielącą go od Yumi. Trzymał sprawnie i mocno dłoń dziewczyny, drugą przyciskając ją do swojej klatki piersiowej z połową siły – wystarczająco, aby w trakcie teleportacji nie postanowiła nagle skądś uciec. Przypomniały mu się ostrzeżenia z kursu, żeby odczekać stosowną chwilę przy teleportacji łączonej, jednak sytuacja w jakiej się znaleźli nie miała prawa otrzymać etykietkę „poczekaj”.
[zmiana tematu Amycus + Yumi]
Carney Ua Duibhne
Temat: Re: Ulica Nie 28 Wrz 2014, 13:31
Carney spacerował po głównej ulicy, zupełnie bez celu. Był sam i tejże samotności bardzo potrzebował, choć otaczał go tłum. Obcy tłum. Niedługo rozpocznie się rok szkolny, a powrót do Hogwartu przyprawiał młodego Ua Duibhne o ból głowy. Nie było to związane z nauką, bo o to chłopak się nie martwił, choć nadal był trochę zły, że nie wygrał ze swoją drużyną pucharu na obozie. Przejmował się spotkaniem z Brooklyn, którą udawało mu się zręcznie wymijać właśnie podczas obozu - teraz będzie to trudniejsze. Bał się, że ich spotkanie twarzą w twarz może skończyć się rozmową, na którą nie był gotowy. Nie miał żadnej odpowiedzi, nie miał nawet pytań. Tylko jedno, wielkie nic. A to chyba trochę za mało. Z rozmyślań nad własnymi problemami wyrwał się, gdy dostrzegł w niewielkiej odległości znajomą sylwetkę. Czarodziej, który pomagał mu w eliksirach, stał pod ścianą, zapatrzony gdzieś w jakiś punkt. Carney podszedł do niego powoli, by ciemnowłosy były Krukon zdążył go zauważyć. Stanął koło niego, milcząc dłuższą chwilę, choć obydwaj byli już świadomi swojej obecności. - Czytałem w Proroku... no wiesz... - nie bardzo wiedział, co ma mu powiedzieć w takiej chwili, ale bardzo chciał by Dorian wiedział, że Car jest z nim i naprawdę mu współczuje. - Naprawdę mi przykro, stary - dokończył i położył mu dłoń na ramieniu ze świadomością, że Whisper zapewne zaraz ją strąci. Bywał strasznie niedostępny, a taka sytuacja na pewno znacząco na niego wpłynęła... Gryfon wiedział to po sobie. I widział, co czuje Dorian. Na nieszczęście dla nich obojga...
Dorian Whisper
Temat: Re: Ulica Nie 28 Wrz 2014, 14:18
Ze szpitala wyszedł jakoś niedawno. Jego kość zdążyła się już wyhodować, więc nie było sensu, aby dalej tam przesiadywać i czekać, aż jakaś szalone pielęgniarka zmieni mu pieluchę. Oczywiście, dzielnie sam chodził do łazienki, nie chcąc polegać na tych szalonych uzdrowicielach, kiedy nie musiał. Nie bolało już, więc mógł swobodnie się poruszać, a pierwszym jego celem były odwiedziny Hagrida, gajowego Hogwartu, aby omówić z nim wszelkie warunki pracy. Z listu niestety nie dowiedział się za wiele ze względu na jego chaotyczność, jednak jednego był pewien – Dumbledore na pewno chciał go mieć cały czas na oku. Do Hogsmeade wpadł przechodnie, aby przed spotkaniem wypić jakąś herbatę z herbatnikami, czy coś w tym stylu. Na pewno dobrze by mu to zrobiło, szczególnie, że był trochę spięty. Nie wiedział co go czeka podczas wizyty w Hogwarcie, może od razu pójdzie z Hagridem na jakieś łowy lub obchód w Zakazanym Lesie? Za czasów szkolnych, kiedy był jeszcze uczniem, sam wymykał się w nocy do Lasu, jak większość innych uczniów. Można było więc rzec, że to zakazane, przerażające miejsce stało się czymś na wzór punktem schadzek dla nieśmiałych (chodzi tu o przede wszystkim seks) lub tych przesadnie odważnych, którzy lubili igrać ze śmiercią. Jak inaczej można nazwać wyprawę O’Connora, Grossherzoga i Fimmel do zakazanego lasu, w dodatku po pijaku? Z tego co słyszał, to ledwo uszli z życiem, o mało niestratowani przez centaury. Dorian wolał podczas swojej pracy nie natknąć się na truchła uczniów, którzy postanowili rzucić wodzę fantazji i poszybować prosto do gniazda Akromantul ludojadów. Brrr… Gdy podszedł do niego chłopak, przez chwilę zamrugał, starając się rozpoznać kim był. Dopiero po chwili zaświtało mu z tyłu głowy, że to przecież Carney Ua Duibhne, Gryfon, któremu dawał korepetycje z eliksirów. Z tego co pamiętał był nawet pojętnym chłopakiem, który pragnął zaczerpnąć jak najwięcej wiedzy z tej dziedziny. Nie wnikał, może kogoś chciał otruć, albo sporządzić swój własny eliksir wieloskokowy albo Felix felicis? Swoją drogą, dziwne było to, że Whisper sam nie chciał zabawić się w małego chemika i stworzyć coś potężnego, dzięki któremu mógł dostać to, co chciał. Teraz jednak sam nie wiedział czego chciał, więc pozostawił to wszystko gdzieś z tyłu, zakurzone i zaszufladkowane, gotowe aby sięgnąć po tę wizję jeszcze raz, w innych okolicznościach. Słowa chłopaka na temat artykułu o śmierci jego ojca, Dorian przyjął skinieniem głowy i wzruszeniem ramion. Zdążył się już przyzwyczaić do słów współczucia, chociaż nie brał ich w żaden sposób na poważnie. Nie miał zamiaru wylewać łez nad swoim nieszczęściem, które najwyraźniej spłynęło po nim jak woda. - Zdarza się, śmierć jak śmierć – powiedział, spoglądając błękitnymi oczami na Carneya. – A Ty? Co tutaj robisz? – spytał, chcąc zmienić temat na jakiś bardziej wygodny. Nie każdy musiał wiedzieć, że tak naprawdę miał już daleko gdzieś to, co wydarzyło się w jego rodzinie i to, że stał się niańką siedemnastoletniej, dorastającej siostry, Wandy.
Carney Ua Duibhne
Temat: Re: Ulica Nie 28 Wrz 2014, 14:38
Każdy radził sobie ze stratą bliskich w inny sposób. Nie było jednego, uniwersalnego, który pomógłby w stu procentach wszystkim. Niektórzy też w ogóle sobie nie radzili, popadali w depresję, której leczenie mogło ciągnąć się bardzo długo. Carney sam był temu bliski, ale wsparcie brata, jego obecność, bardzo wiele mu dały i pomogły przetrwać ciężki okres. Miał nadzieję, że jego obecność również, choć trochę, pomogła Diarmuidowi. W końcu przez długi czas mieli tylko siebie... Dorian szybko zmienił temat, więc Gryfon postanowił to uszanować. Nie zamierzał ciągnąć go za język, skoro ten nie miał na to ochoty. Zauważył tylko, że Whisper mówi o całej sprawie trochę pustym, beznamiętnym głosem - albo jego relacje z ojcem były kiepskie, albo tylko próbuje zamaskować ból obojętnością. Brytyjski akcent mężczyzny tylko to wrażenie potęgował. - Za dwa tygodnie wracam do Hogwartu - odparł i wzruszył ramionami, mówiąc o czymś oczywistym, ale taka była przecież prawda, choć Car odsuwał ją od siebie najdalej, jak mógł. - Potrzebuję kupić trochę szpargałów - zełgał, nie odwracając wzroku od ciemnowłosego. Uważny rozmówca od razu poznałby, że kłamie. Ua Diubhne zdawał sobie sprawę, że jego obecne prolemy uczuciowe nie były nawet w połowie tak bolesne, jak ostatnie przeżycia Whispera, toteż szczegóły braku zbytniego entuzjazmu oraz samotnej wędrówki po głównej ulicy chciał zachować dla siebie. - Co teraz planujesz? - zapytał, nieświadomy jeszcze, że Dorian pozostanie w szkole jako pomocnik Hagrida. - Gdzie ja znajdę drugiego, tak dobrego w eliksirach korepetytora? Gryfon uśmiechnął się półgębkiem, choć na poważnie się nad tym zastanawiał - Kurkon miał nie tylko wiedzę, ale i umiał ją przekazać. A przy tym był naprawdę spoko gościem.