|
| Autor | Wiadomość |
---|
Mistrzyni Proxy
| Temat: Strumyk w lesie Czw 07 Sie 2014, 11:19 | |
| Rwące to to i wypełnione przeraźliwie lodowatą wodą. Ale okolica jest miła, spokojna, można by nawet powiedzieć, że odrobinę romantyczna, jeśli kogoś interesują takie sprawy. Strumień otaczają pokryte mchem wielkie głazy i powalone drzewa, można więc sobie spokojnie urządzić tutaj posiadówę. |
| | | Amycus Carrow
| Temat: Re: Strumyk w lesie Sob 16 Sie 2014, 18:38 | |
| Cechą wspólną dla nieznajomych jeszcze sobie ludzi była wyraźna umiejętność wynajdywania piękna i zachwycania się nim w sposób adekwatny do sytuacji oraz wewnętrznych predyspozycji do podejmowania bardziej korzystnych decyzji. Pomimo zaledwie kilku listów zdążył wyczuć pewne podobieństwo cech, jednak póki co Aristos stanowiła całkiem skomplikowaną zagadkę, nieznaną póki co i tajemniczą. Wystarczająco, aby wzbudzić zainteresowanie swoimi drobnymi słowami i pozwolić na rozwinięcie się przypadkowo zawiązanej znajomości. I tak jak spontaniczność nie kojarzyła mu się z pozytywnymi epitetami, tak brał pod uwagę różne rozwinięcia scenariuszy jakie powoli układał w swoim umyśle. Instynktownie zgiął ramię wyczuwając subtelny ciężar i ciepło szczupłej ręki, wsuwającej się beztrosko w zgięcie łokcia. Tak jak zachowaniem prezentował się jako dobrze wychowany człowiek, nie można było ocenić jego stroju jako stricte eleganckiego, stawiającego na wygodę. Tak jak po korytarzach Hogwartu ciężko było dostrzec go w dresie poza wczesną porą podczas ćwiczeń na skraju Zakazanego Lasu i błoni, chodzącego przede wszystkim w wyprasowanych perfekcyjnie koszulach – tak podczas obozu stawiał przede wszystkim na wzmocnienie swojego ciała i odsunięcie na bok sztywnych reguł dotyczących elementów odzieży. Nie znajdowali się na jednych z uroczystości w otoczeniu znamieninych jednostek ze śmierciożerczego bądźczystokrwistego kręgu, ażeby zmuszony był kierować się dobrem swego nazwiska. Wystarczyło, że nie zapominał o wypijaniu co kilka godzin eliksiru maskującego szpetną bliznę na przedramieniu oraz odpowiednim zachowaniu, które zostało mu wpojone od czasów kiedy nosił jeszcze pieluchy. - Twoja propozycja wydaje się bardziej kusząca. – Przytaknął jej kiedy ruszyli w stronę rysującej się linii drzew, przenosząc spojrzenie w kierunku ścieżki prowadzącej do ruin. Istotnie, pojedynki mające odbywać się na tamtym terenie stanowiły główny temat większości uczestników obozu, którzy pragnęli sprawdzić swoje praktyczne umiejętności stosowania zaklęć pod wpływem stresu i presji otoczenia. Powrócił spokojnym spojrzeniem na lewy profil ciemnowłosej dziewczyny, zsuwając się nim po przyjemnie miękkich lokach kiedy kołysząc się raz na jakiś czas muskała nimi ramię. – Powinniśmy skręcić na zachód, jeśli chcesz zobaczyć rzeczywistą siłę nurtu. – Podzielił się z nią swoimi spostrzeżeniami, wplatając w swoją wypowiedź wystarczającą dawkę pewności siebie i stanowczości, aby dostrzegła w tym znajomość lasu. Amycus w ciągu dwugodzinnej przerwy starał się ochłonąć, uspokajając myśli i obserwując strumień, jednak jego prądy nie pozwalały skupić mu się wystarczająco mocno, pchając w kierunku namiotu dziewczyn, które niegdyś skradły sporą część jego myśli. Swego czasu, wszystkie prócz Hayley znalazły się na liście tych wartych zainteresowania i uwagi, otrzymując osobną, wyjątkową kategorię w umyśle Carrowa. Zapach lasu wzmacniał się wraz z kolejnymi krokami, kiedy kierowali się w stronę szumu dobiegającego od strony niewidocznego jeszcze strumienia. – Zastanawiałem się, czy ktokolwiek z prowadzących zamierza wykorzystać otaczającą nas naturę, wykorzystując jej uroki do swoich zajęć. Oczywiście z potencjalnej listy usuwam pannę Chantal i klub pojedynków. – Podzielił się z Aristos swobodnym tematem, pragnąc sprawdzić jej zainteresowanie tymi tematami bądź też ogólną sprawnością w błahych kwestiach. Ciężko było mówić o dobrym poczuciu humoru ze strony Amycusa, o którym uprzedzał ją w listach. I tak jak rozmawiał z nią swobodnie, bez nadmiernie uciążliwej powagi, ciężko scharakteryzować go jako beztroskiego i wesołego nastolatka.
|
| | | Aristos Lacroix
| Temat: Re: Strumyk w lesie Sob 16 Sie 2014, 18:38 | |
| Spoglądała na Amycusa co jakiś czas, uśmiechając się do niego łagodnie, uśmiechem nieco nieobecnym, zamyślonym, jakby umysł panny Lacroix wędrował zupełnie innymi ścieżkami. U jego boku wyglądała na jeszcze bardziej efemeryczną, drobna w obliczu postawnego chłopaka w dresie, sama odziana w koronki i satynę; o dziwo, do Carrowa dres pasował niemal tak dobrze, jak idealnie skrojony garnitur, który nosił podczas przyjęcia zaręczynowego, co Gryfonka zauważyła z pewnym rozbawieniem, odnajdującym ujście w błysku błękitnych oczu. Wodziła wzrokiem po jego twarzy robiąc to jednak niezbyt nachalnie, ze zwykłą w takich wypadkach ciekawością – jej korespondencyjny przyjaciel wzbudzał fascynację i chęć poznania, zwłaszcza, że nigdy wcześniej nie mieli właściwie okazji do rozmowy, mijając się na korytarzach i Ślizgońskich imprezach bez słowa. Słysząc jego odpowiedź roześmiała się cicho. - Cała jestem kusząca. – odparła, pozwalając sobie na żartobliwy ton, chociaż właściwie wcale nie było jej do śmiechu. Nie chciała jednak, by śmierć Alexa zatruła jej umysł smutkiem, który jedynie paraliżował, nie przynosząc ze sobą nic po za utratą rozsądku i przygnębieniem, hamującym przed działaniem. Wolała odsunąć od siebie te emocje, stłamsić je, zdusić w zarodku i pielęgnować chęć zemsty, kiełkującą w jej sercu wraz z tamtą falą wściekłości, która nadeszła po słowach wypowiedzianych przez Chiarę w łazience. Odetchnęła, spuszczając wzrok i kontrolując drogę przed sobą; trawa zaczynała być coraz wyższa, a miękkie leśne podłoże powoli zamieniało się w skalne odłamki i wypolerowane przez lata głazy, po których chodziło się zdecydowanie przyjemniej. Zerknęła na Carrowa zaskoczona jego orientacją w terenie, ale tylko skinęła głową, pozwalając, by kierował nią gdy przedzierali się w głąb gęstwiny. Szum strumienia docierał do ich uszu już z tej odległości, woda chlupotała na kamieniach prawie melodyjnie, a prześwitujące przez liście drzew światło słońca migotało w niej jakby dla żartów, drażniąc się z kroplami rozpryskującymi się o nieustępliwe głazy – dostrzegli to wszystko dopiero po kolejnych kilku minutach marszu, przedostając się przez kępę wyjątkowo gęstych malin. Dziewczyna westchnęła, przez moment chłonąc ten obrazek, jakby próbowała wyryć go w umyśle na dłużej; dopiero potem wypuściła z uścisku ramię Amycusa i uważając na kroki, zaczęła przeskakiwać po większych kamieniach, kierując się w górę potoku. Słysząc głos swojego towarzysza odwróciła się i zerknęła na niego z pełną namysłu miną. - Myślę, że Ingrid zechce wykorzystać las do zajęć. Prowadzi broń palną, ale nie jestem pewna, czy będzie chciała nauczyć nas strzelać do celu ruchomego, czy nieruchomego. – mrugnęła do chłopaka, zrywając kilka jagód z krzaka i oglądając je uważnie, nim wsunęła słodkie owoce do ust – Jeśli nieruchomego, to polana będzie praktyczniejsza. Jeśli ruchomego... – coś w jej oczach błysnęło figlarnie, przedzierając się przez obojętny spokój - ...wiadomo, że uciekać łatwiej w lesie. – dokończyła, przygryzając wargę w nieco być może filuternym, kokieteryjnym geście, robiła to jednak odruchowo, prawie nieświadomie. Zerwała kilka kolejnych jagód i podsunęła je Amycusowi; jej usta były wyraźnie zaczerwienione od soku. - Słodkie jak marzenie. Masz ochotę? – spytała jak gdyby nigdy nic, badając jego twarz uważnym spojrzeniem. |
| | | Amycus Carrow
| Temat: Re: Strumyk w lesie Sob 16 Sie 2014, 18:41 | |
| Umysł każdego człowieka przepełniany był myślami nieznanymi innym, pozwalając na stworzenie wewnętrznego świata, w którym bezpieczeństwo było rozumiane względnie, zaś zamknięty umysł umożliwiał zachowanie tajemnic jakie nie powinny ujrzeć światła dziennego. Zazwyczaj Amycus szanował decyzje innych i nie należał do osób wypytujących się natarczywie, dlaczego zniknęły iskierki z oczu czy też uśmiech zbladł pod wpływem, z pewnością, niezbyt przyjemnych myśli. Tak i teraz akceptował zachowanie Aristos jako naturalne, utrzymując ich relację na odpowiednim poziomie dopóki sama nie wskaże innego toru znajomości. Póki co, przyjemnie było słuchać dźwięcznego śmiechu rozchodzącego się po okolicy, wkradającego się do umysłu wraz z nutką woni winogron i aromatu jeszcze nieznanego Amycusowi. Milczenie z jego strony nie było jedynym komentarzem, ponieważ uprzejmy dotychczas uśmiech nabrał dodatkowych cech nadających twarzy rozbawionego wyrazu, podczas gdy w ciemnych oczach zasnutych niewyraźną mgłą dostrzec mogła przez zaledwie ułamek sekundy wzburzone zainteresowanie przejawiające się jako błysk. Nie potrafił ocenić naturalności zachowań dziewczyny w odniesieniu do znajomości bądź zasłyszanych plotek, ponieważ zazwyczaj nie kierował się nimi w swoim życiu i wolał dementować je, doszukując się prawdy z uporem maniaka. Przyglądał się delikatnemu kołysaniu bioder kiedy pokonywała dystans między poszczególnymi kamieniami, pozwalając chłodnym powiewom znad strumienia zakradać się wokół odkrytego ciała, unoszącego również fragmenty spódnicy w sposób nie zakrawający o kokieterię czy nieuwagę. Całą swoją sylwetką prezentowała żelazne zasady, które zapewne łączyły ją z panną Vane i dotyczyły stawianych przezeń granic, do jakich mogła dotrzeć niepowołana persona. I tak jak rok temu był dojrzewającym chłopcem podatnym na zmysłowe gesty, tak teraz nie widział możliwości zapoczątkowania podobnego scenariusza z Aristos. Przesunął spojrzeniem po okolicy zatrzymując się na kilka sekund na krzakach przepełnionych niewielkimi owocami dzikiej maliny, zmuszających go do przywołania obrazów sprzed kilku minut. Nawet odpowiedź obleczona w lekko zamyślonej tonacji nie był w stanie wyrwać go z chwilowego marazmu, spinającego mięśnie ramion i prowokujące do zniszczenia krzewów. Palce Amycusa drgnęły w tiku nerwowym, kiedy odzyskiwał nad nimi kontrolę i nie pozwalając na zaciśnięcie się w pięści, przeniósł baczny wzrok w stronę górującej towarzyszki, a następnie na jej dłonie z wyczuciem dobierające się do co bardziej dorodnych owoców. Przeskoczył kilka głazów o wiele cięższym krokiem i mniej ostrożniej od Aristos, utrzymując jednak równowagę za pomocą balansu ciałem, przystając dwa kroki niżej z prawą nogą ustawioną na wyższym głazie. Podparł się łokciem o kolano wyciągając drugie ramię w kierunku jagód będących w bardziej dostępnym miejscu dla niej, niźli niego. - Niestety, nie będę miał okazji skorzystać z tych uroków prób strzelniczych. – Skwitował spokojnym, zamyślonym głosem i po chwili pochylił się w stronę dziewczyny ściszając głos na wystarczający stopień, aby przebić się przez szum towarzyszącej im niedaleko wody, a jednak utrzymując konspiracyjny ton. – Prawdę powiedziawszy, prędzej ustrzeliłbym własną stopę niż jakiś cel. W życiu nie miałem broni palnej w rękach. – Szczerość bywała zwodnicza, należało dobierać ją ostrożnie i z należytą podejrzliwością, jednak tym razem Amycus uśmiechnął się kończąc swój wywód, mając jeden cel: przywołać na twarz Aristos uśmiech, którym obdarzała go listownie i porównać wyobrażenie z rzeczywistością. Odczekał aż dziewczyna muśnie jego rękę nakładając chociaż dwie kulki jagód, a następnie wsunął je między wargi niszcząc tym samym posmak malin.
|
| | | Aristos Lacroix
| Temat: Re: Strumyk w lesie Sob 16 Sie 2014, 18:42 | |
| Wysypała mu na wyciągniętą dłoń całą garść jagód, uśmiechając się pogodnie, a potem wsunęła kilka kolejnych między własne wargi; słodki, lekko cierpki smak przyjemnie rozlewał się na języku, podniebieniu i wargach, barwiąc je na ciemnoczerwony kolor. Aristos przeskoczyła na kolejny kamień, utrzymując równowagę bez problemu, jakby stanie na śliskich od wody kamieniach stanowiło dziecinną igraszkę – i być może tak było, dla kogoś jej postury i zwinności, kogoś, kto zaznał zarówno walki mieczem jak i najzwyklejszych w świecie skoków przez słupki. Obejrzała się na Amycusa rozbawiona, a potem podała mu dłoń, by stanął obok niej. - Naprawdę nigdy nie strzelałeś? – spytała, unosząc brew i mierząc go krótkim spojrzeniem, a kiedy skinął głową, potwierdzając wypowiedziane konspiracyjnym szeptem słowa, Gryfonka sięgnęła po różdżkę. Nachyliła się lekko, a potem przykucnęła na kamieniu, dłonią szukając czegoś pomiędzy gałęziami malin; wydobyła wreszcie z kłującego gąszczu kłębek z pozoru zupełnie wysuszonych patyków i przyłożyła do niego różdżkę, szepcząc zaklęcie; posłuszne mocy i woli dziewczyny obumarłe skrawki rośliny zaczęły splatać się ze sobą, tworząc całkiem udaną imitację dziewiętnastowiecznego francuskiego pistoletu kapiszonowego. Była niegroźna, jedynie wyglądała efektownie, ale zadowolona z dzieła dziewczyna chwyciła pozorujące broń gałęzie w prawą dłoń i wyprostowała się, podchodząc znów do Amycusa. Stanęła plecami do niego, tak blisko, że niemal opierała się plecami o klatkę piersiową chłopaka, a potem chwyciła jego dłoń i podała mu pistolet, stanowczymi, ale delikatnymi ruchami smukłych palców poprawiając ułożenie tego prowizorycznego narzędzia zbrodni w uchwycie Amycusa. - Musisz stać stabilnie. Całymi stopami na ziemi, nie na palcach, nie odchylając się. – poinstruowała go, czując, jak chcąc czy nie chcąc chłopak kładzie jej dłoń na talii, by nie straciła równowagi wychylając się przy korygowaniu jego sylwetki. - Ręka trzymająca broń musi być prosta. Nie wyginaj łokci do zewnątrz, bo siłą odrzutu wybijesz sobie zęby. – poradziła jeszcze, sprawiając wrażenie osoby, która robiła to już nie raz i nie dwa; dawała mu rady tonem pewnym i spokojnym, jednocześnie wyraźnie pokazując, że zupełnie się rozluźniła. Na jej ustach zamajaczył łobuzerski uśmieszek, a niebieskie oczy pojaśniały. - W obozie mogę pokazać ci to na prawdziwym egzemplarzu, tu musimy zadowolić się tym. – dodała nieco przepraszającym tonem, chwytając dłoń Amycusa we własną dłoń, by zachował odpowiednią postawę. - Widzisz? To nie trudne. I pamiętaj: oczy zawsze na celu, nigdy na broni. – jej głos stracił nieco na sile, stał się rozmarzony; powędrowała myślami wstecz, o kilka dobrych lat, przypominając sobie własne lekcje strzelania, pierwsze podejścia do klasycznej broni palnej i łuku. Wychowywanie się ze starszym bratem i kuzynem miało swoje dobre i złe strony, jednak zalet było zdecydowanie więcej, między innymi należała do nich możliwość przyswojenia umiejętności zwykle niedostępnych dla panienki z dobrego domu. Czuła we włosach spokojny oddech Amycusa i ciepło jego ciała; przyjemny zapach perfum wymieszany z tą charakterystyczną dla Ślizgonów nutą alkoholu i tytoniu przywoływał same miłe skojarzenia. Gryfonka uśmiechnęła się i odwróciła lekko głowę, zerkając chłopakowi w oczy. Oceniała, bezbłędnie szacowała jego walory, jednocześnie próbując też wyczytać cokolwiek z tej nieco zbyt poważnej jak na nastolatka twarzy. Na wiele sposobów Amycus kojarzył jej się z Rosierem, jednak nie mogła z czystym sumieniem powiedzieć, że są do siebie podobni. Nie byli. |
| | | Amycus Carrow
| Temat: Re: Strumyk w lesie Sob 16 Sie 2014, 20:02 | |
| Emocje krążące po ciele Amycusa zdawały się wyciszać z każdym krokiem w głąb nieznanych zakamarków lasu, wprowadzając stopniowy spokój w zachowaniu i równowagę przeszytą na wskroś obojętnością. Niestety drobne elementy krajobrazu roztaczającego się dookoła, uniemożliwiały mu całkowicie oderwanie się od wcześniejszych myśli i tak jak potrafił zapanować nad drobnymi wybuchami, tak nie mógł doprowadzić do zwiększenia jego poziomu. Gdzieś głęboko w podświadomości zrównywał obraz smukłej sylwetki Aristos z jego własną narzeczoną, której złożył irracjonalną obietnicę pod wpływem pożądania i wcześniej wspomnianego gniewu. Starając się skupić całą swoją uwagę na Gryfonce ignorował wszelkie dotychczasowe zaproszenia do flirtu, nawet jeśli były wykonywane w pośredni, niezwykle subtelny sposób. Ześlizgnął się spojrzeniem po dolnej wardze zabarwionej lekkim fioletem, aby zaraz wrócić do błękitu przypominającego bezmiar nieboskłonu w letni dzień, tak łudząco podobny do dzisiejszego poranka. Podniósł podbródek nieznacznie wyżej, aby przebić się spojrzeniem między poszczególnymi wyrwami wśród koron drzew i dostrzec promienie zachodzącego powoli słońca. Ujął dłoń dziewczyny nadążając za tanecznym krokiem, który kołysał jej biodrami w zadziwiająco zmysłowy sposób, utrzymując spojrzenie zaledwie ułamek sekundy nim zmieniła pozycję i znalazła się w innym miejscu niż przed chwilą. Musiał przyznać, że dziewczęta o wiele ładniej wyglądały w sukienkach i spódniczkach, podkreślając linię bioder czy też odsłaniając zgrane nogi. Niewerbalnie potwierdził przypuszczenia dziewczyny, porzucając możliwość powtórzenia po raz drugi swojego nietypowego wyznania, pierwotnie mającego pełnić rolę żartobliwego wtrącenia do rozmowy. I tak jak był nastawiony na zaskoczenie zachowaniem Aristos, nie podejrzewał jej o tak śmiałych czynów. Przyglądając się zamyślonej twarzy podczas rzucania zaklęcia i tworzenie czegoś dotychczas nieznanego Amycusowi, przekreślając tym samym możliwość wybuchnięcia przezeń śmiechem. Uparcie spoglądał na dłonie i smukłe palce pielęgnujące połamane gałązki, podczas gdy reszta ciała domagała się uwagi względem czerwonych owoców znajdujących się na wyciągnięcie ręki. Przełknął ślinę wzmacniając tym samym cierpki smak jagód, wyganiając ze swoich myśli uporczywą Merberetównę i obietnicę złożoną pod wpływem silnych emocji, którym nie powinni się poddać. Przystanął z oczekiwaniem i dezorientacją wymalowaną na twarzy, przyglądając się filuternie zsuniętym rękawom bluzki Aristos, szczególnie kiedy podchodziła do niego i przystanęła przed nim sięgając zaledwie ramion czubkiem swojej głowy. Poddając się instrukcjom skorzystał z niewielkiej odległości między nimi, prowokując ciało do wsłuchania się w każdy wydawany przez dziewczynę dźwięk. I chociaż doskonale wiedział co oznacza pojęcie stabilności, nie zamierzał po sobie tego zdradzać przytrzymując ją. Kiedy ich spojrzenia skrzyżowały się poprzez delikatny ruch głową Gryfonki, mogła domyślić się przynajmniej kilkuminutowego przyglądania się jej profilowi zamiast w horyzont i wyimaginowaną sylwetkę ofiary. Nieśpiesznie przesuwał wzrok po łagodnych rysach rozmarzonej dziewczyny, stanowiącej nie tylko swoistego rodzaju zagadkę, ale przede wszystkim zakazaną tajemnicę. Lewa końcówka warg pomknęła w górę tworząc na jego twarzy kpiący uśmieszek, dopełniający się poprzez nieodgadniony brąz spojrzenia, nadający charakter łobuza o nieczystych zamiarach. Zatrzymując uwagę na zabarwionych ciemnym sokiem ustach, nie zastanawiał się nad przyjemnym posmakiem jaki z pewnością rozlałby się po jego ciele wraz z falą ciepła przemykającą wzdłuż kręgosłupa. W bezczelny sposób złamał kolejne reguły społecznego wyczucia i moralności, wpajane dzieciom z arystokratycznymi kroplami krwi w rodowodzie od maleńkości, poprzez pochylenie się aby tchnąć szeptem niezbyt krótkie zdanie. – Fascynacja przepełniająca twoje ciało aż prosi się o wykorzystanie tak zdolnej nauczycielki, aby zdobyć nowe umiejętności. Po czym nieśpiesznie zsunął dłoń z jej tali, przesuwając opuszkami palców nad linią czarnej spódniczki, a następnie sięgnął do kosmyków włosów, które łaskotały jego twarz podczas prezentacji.
|
| | | Aristos Lacroix
| Temat: Re: Strumyk w lesie Sob 16 Sie 2014, 20:03 | |
| Na moment jej uwaga popłynęła w zupełnie inne rejony; błękitne oczy O’Connora na chwilę zamieniły się w ciemne spojrzenie Amycusa, które wyczuwała na twarzy. Przyłapała go na wpatrywaniu się w swój profil dopiero po chwili, a dreszcz przebiegający wzdłuż kręgosłupa, przyjemnie przenikający zmysły, przywołał na jej usta uśmiech. Chciała nawet coś powiedzieć, jednak Carrow ubiegł ją, a miękki baryton, szept nie głośniejszy od westchnienia rozbrzmiewający wprost w jej uchu niespodziewanie skłonił Gryfonkę do rumieńca, nad którym nie mogła zapanować, nawet gdyby chciała. Odetchnęła cicho, gdy palce chłopaka musnęły jej talię, dotknęły biodra, a potem prześlizgnęły się po karku, sięgając ciemnych loków, które musiały łaskotać go w twarz gdy Aristos prezentowała mu odpowiednią postawę. Potem znów napotkała spojrzenie jego oczu , czując ogarniające podbrzusze ciepło. Promieniowało, rozpraszając dziewczynę, sprawiając, że jej puls przyspieszył nieznacznie, pobudzony bliskością w wyjątkowo specyficzny sposób. Amycus był od niej dużo wyższy, wzrostem dorównując Cu Chulainnowi, otaczała go jednak zupełnie inna aura niż Irlandczyka; wyczulona na podobne zmiany Aristos nie mogła zignorować pełnej powagi postawy swojego towarzysza, jego zamyślenia i wrażenia, że walczy ze sobą w myślach, z drugiej strony nie potrafiła też odeprzeć podszeptów własnego rozsądku, że taka bliskość może być niebezpieczna. Niezbadana i nowa, ciekawa, pociągająca, lecz niosąca za sobą skutki daleko wybiegające po za to, czego mogła zechcieć doświadczyć w obecnej sytuacji. Nie zrobiła nic by ją przerwać, nie drgnęła nawet, przygryzając wargę i na parę sekund zapominając się w przyjemności płynącej z tej prostej nieświadomej pieszczoty dłoni we włosach, przegarniającej ciemne pukle. Nie był pierwszym, który kiedykolwiek to zrobił, nie był też zapewne ostatnim, który dostąpi okazji zanurzenia palców w gęstych, miękkich i gładkich jak jedwab lokach, okazji do przeczesania ich, poczucia faktury i zapachu migdałowego olejku. Otrząsnęła się wreszcie, a na jej wargach zamigotał figlarny uśmiech. - Zastanawiało mnie, gdzie podział się ten łobuz z listów. Jak widzę, wreszcie wychynął ze swojej kryjówki. – głos Aristos był równie cichy, nieco rozbawiony. Prześlizgnął się przez ciszę i napięcie, dziwne, przyjemnie stężałe powietrze pomiędzy ich twarzami, które dzieliło przecież zaledwie kilkanaście centymetrów, by dotrzeć do adresata wraz z kolejną falą aromatu fiołków i winogron, kiedy dziewczyna poruszyła się, przechyliła głowę nieznacznie w tył, tym samym odsłaniając smukłą szyję, by widzieć twarz swojego rozmówcy nieco wyraźniej. - Jeśli zaś takie jest twoje życzenie, z przyjemnością je spełnię. Po co tracić czas z kimś takim jak Ingrid? Jestem o wiele ciekawsza od niej. I zdecydowanie wiem jak obchodzić się z... bronią. – psotliwy błysk w jej oczach współgrał z figlarnym uśmiechem dziewczyny doskonale świadomej swoich zalet i atutów, świadomej, że rozmówca nie może oderwać wzroku od jej warg. Przez moment w jej głowie pojawiła się zabawna myśl – oddałaby wiele, by jej matka mogła usłyszeć lub zobaczyć podobną rozmowę, doświadczyć na własnej skórze jaką diablicą, jaką kokietką była jej córka, którą z uporem wartym lepszej sprawy próbowała wychować na panienkę cnotliwą, zaznajomioną z manierami i skromną. Cóż, przynajmniej to drugie jej wyszło. - Broń palna jest fascynująca, przyznaję. Choć myślę, że mnie, jako kobiecie, istocie z natury słabszej, zwykle bezbronnej wobec bezpośredniej brutalności, bardziej pasuje trucizna podana wprost do ust wroga, lub sztylet, zdradziecko wysuwający się z pochwy, by znaleźć nowe schronienie pomiędzy żebrami osoby czyniącej mi jawny afront. – kontynuowała tym samym tonem, hipnotyzując miękkością głosu, jego tembrem majaczącym na pograniczu czegoś okrutnego z czymś, co można było przy odrobinie dobrej woli sklasyfikować jako rozmyślania osoby czysto teoretyzującej. Jej chłodne palce wciąż znajdowały się na dłoni Amycusa, gładząc ją w odruchowej, nieco nieświadomej pieszczocie. |
| | | Amycus Carrow
| Temat: Re: Strumyk w lesie Pon 18 Sie 2014, 20:41 | |
| Amycus był koneserem kobiecych rumieńców i zażenowanych jego śmiałością spojrzeń, a do kolekcji dołączyła również twarz Gryfonki, łagodnie podkreślona czerwonymi plamkami na kościach policzkowych, zrównanych z twardym spojrzeniem jasnych ocząt. Zapamiętywał dokładnie miękkość kosmyków włosów i chociaż zapach krążący wokół dziewczyny wciąż wkradał się do jego nozdrzy, nie mógł zapomnieć o ciepłym brązie spojrzenia posyłającego gniewne iskry. Opuścił niespiesznie ramię, kiedy tylko przerzucił odpowiednią ilość kosmyków przez jej ramię, dając sobie większe pole do manewru za pomocą świadomie podsycanych impulsów, głównie z pomocą szeptu i oddechu. Bezpośrednie odwołanie do aroganckiego tonu stosowanego przez Amycusa w listach nie zdążyło go zaskoczyć, ale pozwolił sobie na uniesienie lewego kącika ust w nieco sarkastycznym uśmiechu. Powiódł spojrzeniem po odsłoniętej szyi panny Lacroix, zastanawiając się jak daleko może posunąć się tak gra i czy należy z niej korzystać pełnymi garściami. Dwoistość wypowiedzi, stosowanie pauz w odpowiednich momentach pozwalały na pogalopowanie myśli do przodu, w kierunku zdecydowanie bardziej rozkosznym i przyziemnym niż ciągła próba dostosowania się do społecznych wymagań. W chwili obecnej, Amycus nie miał ochoty na rozszerzenie własnych doświadczeń i chociaż czerpał póki co przyjemność z tego nietypowego spotkania, zakładał taki przebieg już przed kilkoma dniami. Nie brał jednak pod uwagę zdarzenia sprzed dwóch godzin, kiedy po raz pierwszy zasmakował goryczy ust pochłaniających w ogromnych ilościach soczyste maliny. - Nie śmiem wątpić w wysokie umiejętności, jakie z pewnością posiadasz nie tylko na tym polu. – Skwitował kiedy dopuściła go do głosu poprzez zadanie retorycznego pytania, z którego nie miał zamiaru się wycofywać. Dopiero teraz przesunął surowym spojrzeniem po smukłej szyi, zataczając kręgi na odkrytych ramionach i zatrzymał się na kusząco poruszających się wargach, szeptających hipnotyzującą pieśń zaproszenia. Krótki błysk pojawił się w oczach Carrowa, znikając zaraz za kurtyną uśmiechu rozbawienia, kończący bezpośredni kontakt ich ciał gdy wykonał zręczny krok w tył, wyswobadzając się w ten sposób spod dotkliwie przyjemnych opuszków palców Aristos. – Niestety, nie pora ani miejsce na tę część nauki. – Skwitował stanowczo zbyt ostrym tonem odwracając się do dziewczyny plecami, aby przesunąć głowę w lewą stronę i spojrzeć uważniej w kierunku szelestu czyichś natrętnych stóp. Całkiem możliwe, że to jedynie przywidzenia i jedynie podejrzliwość podsyła mu niewygodne obrazy do umysłu, jednak zgodnie z zasadą ostrożności nie zamierzał dopuścić się choćby najmniejszego przejawu zdrady w stosunku do panienki Merberet. O Amycusie Carrowie można było powiedzieć naprawdę wiele, jednak jedynie ona dostrzegła jego dwoistą naturę i zgodziła się nieść ciężar tej odpowiedzialności na swoich drobnych barkach. Ludzka przyzwoitość nakazywała mu zachować się z należytą godnością, a społeczne zasady utrzymywać moralne zachowanie w obecności pięknej dziewczyny z Gryffindoru. Ani jedno, ani drugie nie było w stanie pohamować budzącej się w nim chuci, której wybuch musiał ukrócić chłodniejszymi słowami i gestami odpychającymi atrakcyjną personę. Jedynym co go powstrzymało to krzaki malin, tak niebezpiecznie blisko znajdujące się pod jego dłońmi. Wystarczyło wyprostować wolne ramię i odwrócić się w stronę strumienia, aby zerwać z szypułek kilka owoców. Carrow przystąpił jeden krok jeszcze, chwytając w swoją prawą dłoń gałązkę otoczoną drobnymi kolcami i za pomocą niewielkiej siły, wyciągnął jeden owoc. Podniósł go na wysokość swojej twarzy, przyglądając mu się ułamek sekundy nim wsunął go między swoje wargi, odwracając w końcu głowę w stronę Aristos.
|
| | | Aristos Lacroix
| Temat: Re: Strumyk w lesie Wto 19 Sie 2014, 06:17 | |
| Nie wyglądała na speszoną czy zmieszaną, gdy Amycus odsunął się od niej bez ostrzeżenia; bławatkowe oczy wciąż migotały przekornie, powoli ten błysk był jednak wypierany przez obojętność, cichą i niepozorną jak zwykły koralik leśnej jagody, zbyt błahy, by ktokolwiek zechciał zwrócić na niego uwagę. Dopóki nie okazywał się być wilczą jagodą, wypalającą w trzewiach ból i nauczkę na przyszłość. Uśmiechnęła się znów, odwracając głowę by nie spuszczać Carrowa ze wzroku. Prowizoryczny pistolet popłynął wraz z nurtem strumienia, gdy cisnęła go od niechcenia w zimną wodę, bez żalu patrząc jak odpływa, obijając się o mokre głazy, podskakując na kaskadach wody spływających w zawrotnym tempie w stronę obozowiska, od lat wytoczonym nurtem strumienia, który tym miejscu – choć dziki i nieokiełznany – wreszcie musiał zwolnić. Zmarnieć. Opanować się i poddać woli terenu, która nie akceptowała jego frywolności, nie rozumiała potrzeby szaleństwa i prędkości w pędzie wody. Jedyne, co brała pod uwagę to stonowana, spokojna toń i chłód niosący ukojenie w gorące dni. Aristos pozwoliła, by cisza po ostrych słowach Amycusa wybrzmiała między nimi boleśnie niezręcznie, robiąc to jedynie po to, by móc obserwować. By przyjrzeć się ściągniętym brwiom, iskrze niepewności i irytacji w jego oczach, nagłym spięciu ramion; najwyraźniej odsunął się nie dlatego, że jej bliskość była odstręczająca, a dlatego, że wpajane przez lata zasady, ostrożność i nawyki wykształcone przez rodziców lub nauczycieli zmuszały go do pozostania w sztywnych ramach narzuconej osobie oficjalnie zaręczonej. Nie chciał by jakikolwiek afront spotkał jego rodzinę, najprawdopodobniej też nie chciał by spotkało to jego narzeczoną, a Gryfonka doskonale to rozumiała. Była mu wdzięczna, że przerwał to napięcie, nieprzyjemnym głosem położył kres kokieteryjnej atmosferze, która zaczynała nabierać kształtów i dążyć do sytuacji, w jakiej ani jedna ani druga strona nie mogłaby czuć się bezpieczna. A na pewno nie niewinna. - Być może innego dnia. W innych okolicznościach. – odparła nieco chłodniej niż wcześniej, jednak bez wyraźnej urazy; kąciki ust, wciąż zabarwionych sokiem uniosły się w drwiącym grymasie, w prześmiewczym uśmieszku. Szturchnęła chłopaka w bok, mrugając do niego, a napięta atmosfera prysła niczym mydlana bańka. - Chodź, zobaczymy co jest wyżej. – rzuciła tylko, nieco rozkazująco, ale najzupełniej swobodnie, jakby całe to niezbyt zręczne, niezbyt poprawne zajście w ogóle nie miało miejsca. Lazurowe oczy znów zastąpiły ciemne spojrzenie Amycusa, migocząc figlarnie w myślach Aristos, gdy planowała spotkanie z O’Connorem po obiecanym przez Carrowa spacerze. Mimo okazji, jakie podsuwał im los, nie zdecydowała się jednak na kolejne przychylne gesty w stronę Ślizgona; moment, w którym go testowała, w którym sprawdzała jak daleko posunie się za pierwszym razem, gdy wreszcie mogli spojrzeć sobie w oczy i porozmawiać przez parę chwil bez świadków, w którym pogrywała sobie z nim nieco bezlitośnie – przeminął na dobre. Carrow był świetnym sposobem na oderwanie myśli od wydarzeń z namiotu, na rozproszenie i skupienie ich znowu na czymś mniej przyziemnym niż bezradna rozpacz. Trochę go podjudziła, to fakt, trochę nieczysto wykorzystała świadomość, że większość chłopców była dokładnie taka sama... Ale kto by się tym przejmował? Znudzenie zastąpiło fascynację prowadzonym flirtem bardzo szybko, nie zastąpiło jednak ciekawości nowym kompanem, dlatego Aristos skierowała ich rozmowy na lżejsze, bezpieczniejsze tory, pozwalając towarzyszowi na roztaczanie swojego zbawiennego wpływu. A kiedy odprowadził ją do obozowiska, muskając wargami chłodną dłoń Gryfonki, ona obdarzyła go najprawdopodobniej pierwszym, zupełnie szczerym uśmiechem tego dnia. - Dziękuję, Amycusie. – odpowiedziała tylko cicho na jego pozdrowienia, przez moment patrząc jak odchodzi w stronę namiotu pewnym, leniwym krokiem.
[z.t x2] |
| | | Lasarus Virolainen
| Temat: Re: Strumyk w lesie Sro 20 Sie 2014, 22:43 | |
| - Myślę, że musimy pogadać – szepnął jej na ucho kiedy chwycił ją za łokieć na stołówce. Biegł za nią jak szaleniec przez pół obozu, przez co oddech miał przyśpieszony, źrenice rozszerzone, potargane od wiatru włosy sterczały we wszystkich kierunkach, a koszula nie dość, że rozpięta do połowy klatki piersiowej, to jeszcze zaczęła przyklejać się do jego ciała, mokra od potu. Jego mina była poważna, zupełnie tak, jakby miał zamiar jej powiedzieć, że właśnie dowiedział się jakieś strasznej rzeczy, którą koniecznie musiał się z nią podzielić. No cóż, nie była to prawda. Ale koniecznie chciał wyciągnąć ją poza teren obozu. Teraz. Chwycił ze stołu parę kanapek, porwał dwie butelki kremowego z barku dla nieletnich i chwycił ją za rękę. Nie zważał na jej ewentualne protesty. Po prostu zaczął ją prowadzić przez tłum uczniów zmierzających na kolację, całkowicie pod prąd przez co wielu z ich rówieśników było wybitnie niezadowolonych z tego faktu. Mimo to brnął przed siebie, ignorując zaciekawione spojrzenia, kierując się w stronę lasu otaczającego obozowisko. Było takie miejsce, mała polanka nad strumykiem, do którego prowadził Aristos. Wzdłuż kręgosłupa przebiegał mu dreszcz, podobny do tego który czuł kiedy z nią tańczył na molo na Lazurowym Wybrzerzu i potem w posiadłości Carrowów. W jej obecności, osobie, było coś elektryzującego. I właśnie to coś, ciągle go przyciągało jak ćmę do ognia. Zapewne do czasu aż się nie sparzy, ale młody był, świat był w stanie mu na razie wybaczyć parę głupstw. Co jakiś czas obracał się w jej kierunku, z niewinnym uśmieszkiem błąkającym się gdzieś w kącikach ust, niebieskie oczy błyszczały, kiedy spotykały bławatkowe spojrzenie. Puścił jej rękę dopiero kiedy znaleźli się na miejscu. Dopiero tutaj pozwolił sobie na to, by przestać być poważnym. Uśmiechnął się szeroko i na zwalonym pieńku postawił obydwie butelki oraz stosik kanapek zawiniętych w serwetki. - Ponieważ twoje urodziny zbliżają się wielkimi krokami, pozwolę sobie zaprezentować drugą część twojego prezentu urodzinowego. – uśmiechnął się trochę jak dziecko, które szykuje psikusa. Zrobił parę kroków w tył, i rozprostował szeroko ręce, zupełnie tak jakby chciał coś przedstawić Aristos. – Pozytywka była tylko miłym wstępem. Tak naprawdę był głupcem. I doskonale wiedział, że robi z siebie idiotę. Ale machnął różdżką, znikąd pojawiła się muzyka (ach, ta magia), a on zaczął śpiewać (a raczej wyć), mugolską piosenkę „Mandy” Barry’ego Manilow’a, podmieniając imię „Mandy” na „Noir”. I cały czas głupio się uśmiechał. Co za kretyn.
|
| | | Aristos Lacroix
| Temat: Re: Strumyk w lesie Czw 21 Sie 2014, 01:42 | |
| Wracała ze spotkania z Amycusem dziwnie zadowolona. Spokojniejsza. Być może to opanowanie i powaga chłopaka, może szemranie strumienia, może chlupot wody przelewającej się po kamieniach, a może brak współczucia, litości, brak spojrzenia pełnego strachu przed odezwaniem się, przed powiedzeniem czegoś nieodpowiedniego sprawiły, że dziewczyna odetchnęła głębiej. Z ulgą. Powrót do namiotu oznaczał jednak konieczność zmierzenia się ze smutkiem Jas, z jej nieobecnym, suchym spojrzeniem, z brązowymi oczami w których zamieszkała obojętność, wygasły żar żalu i złości, który dostrzegła ostatni raz spoglądając jej w twarz. I puste, chłodne spojrzenie Chiary, najwyraźniej przeżywającej całą sytuację w środku, duszącej naturalny odruch wołający o reakcję ciała, o okazanie smutku w sposób bardziej namacalny. I pewnie w normalnej sytuacji Aristos potraktowałaby to wszystko jak doskonały sposób do zebrania większej ilości informacji na temat panny di Scarno – która wciąż była dla niej kartą z zaledwie kilkoma zdaniami – jednak nie zamierzała robić tego tym razem. Nie tego dnia. Skierowała się do namiotu, jednak w połowie drogi zmieniła zdanie, przecinając obozowisko na przełaj, kierując się do stołówki, w której uczniowie powoli zbierali się na kolację. Przestępowała właśnie kolejkę, chcąc po prostu zająć miejsce przy stoliku w kącie i skupić się na własnych myślach, gdy ktoś mocno chwycił ją za ramię, szarpnął niecierpliwie; odwróciła głowę, napotykając jasne spojrzenie niebieskich oczu. Nie należały do O’Connora. - Puść! – syknęła wściekle, jednak Lasarus zdawał się zupełnie tym nie przejmować, ciągnąc ją za sobą jak bezwolna marionetkę. Poddała się wreszcie, głównie z troski o delikatne, koronkowe rękawy bluzki i zrezygnowana podążyła za chłopakiem w kierunku strumienia, znad którego nie dalej jak piętnaście minut temu wróciła. Bezbrzeżny wyraz zdumienia przedarł się przez maskę obojętności, gdy Lasarus puścił wreszcie jej dłoń; rozejrzała się, odnotowując polanę, którą mijała podczas spaceru z Amycusem. Bławatkowe oczy zwróciły się w stronę Virolainena, którego uśmiech, o zgrozo, niebezpiecznie przypominał uśmiech człowieka bardzo pijanego. Jej obawy nie minęły gdy się odezwał, wręcz przeciwnie. - Mika... Lasarusie, czy ty co...- nie dane jej było dokończyć zdania; gdy wyciągnął różdżkę ona odruchowo sięgnęła po swoją, zaciskając na niej palce i cedząc pierwsze sylaby zaklęcia, jednak... muzyka zagłuszyła głos Gryfonki. Podejrzliwie zmrużone do tej pory oczy otworzyły się szeroko, nabierając okrągłego kształtu spodków od filiżanek, a pobladłe ze złości policzki zaczerwieniły się lekko, gdy przez krótką chwilę, z delikatnie rozchylonymi ustami wpatrywała się w towarzysza. Lasarus najwyraźniej zupełnie zwariował. Albo był pijany jak messerschmidt. Niestety po iście idiotycznym uśmiechu i zachowaniu godnym cyrkowego klauna ciężko było zdefiniować, która z opcji była odpowiedniejsza. I może gdyby trafił na lepszy czas... Aristos musiała przyznać, że jego czyn miał w sobie coś uroczego. Coś rozbrajającego. Coś przywodzącego na myśl tego słodkiego chłopaka z molo, który wirował z nią w tańcu, zapominając o bożym świecie. Niemniej jednak kolejny dreszcz, który przeszedł wzdłuż jej kręgosłupa nie był już tak przyjemny jak pierwszy, kiedy usłyszała jak miękko wplata jej drugie imię w słowa piosenki. Potrząsnęła głową, wyrwana z transu, a gdy Lasarus nareszcie zamilknął, podeszła bliżej, opierając dłonie na jego klatce piersiowej. - To było piękne. Doprawdy. – szepnęła cicho, unosząc brew, a drżący kącik ust dla każdego, kto ją znał, był wystarczającym sygnałem do brania nóg za pas. Gryfonka naparła na niego lekko, zmuszając chłopaka do cofania się, a kiedy jej usta znalazły się niemal tak blisko, jak blisko mógł pragnąć je każdy, komu kiedykolwiek wpadła w oko... Pchnęła impertynenta mocno do tyłu, wrzucając go do głębszego w tym miejscu nurtu. - Ochłoń. Może wytrzeźwiejesz. – burknęła, patrząc na niego, na zbaraniałą minę i zdezorientowanie chłopaka. Naprawdę próbowała się nie roześmiać. Próbowała być na niego wściekła za tą scenę, za ciągnięcie ją za rękę przez cały obóz, za ciekawskie spojrzenia innych i plotki, które zapewne oblecą pozostałych obozowiczów szybciej, niż sowa. Niestety, najwyraźniej jej wytrzymałość na stresowe sytuacje osiągnęła tego dnia zdecydowany limit, bo po chwili drżące wargi rozbrzmiały śmiechem, a Aristos przykucnęła, opierając łokcie na kolanach, a usta zasłaniając dłonią. Wpatrywała się w Lasarusa z mieszanką rozbawienia i rozpaczliwej potrzeby znalezienia się w innym miejscu, którą śmiech skutecznie zagłuszał, tłumił w zarodku.
|
| | | Sponsored content
| Temat: Re: Strumyk w lesie | |
| |
| | | |
Similar topics | |
|
| Pozwolenia na tym forum: | Nie możesz odpowiadać w tematach
| |
| |
| |