|
| Autor | Wiadomość |
---|
Mistrzyni Proxy
| Temat: Trzęsawisko Czw 07 Sie 2014, 11:23 | |
| Pełno tutaj komarów i innego latającego (i nie tylko) robactwa, a jeden nieostrożny krok może skutkować katastrofą. Ziemia pod stopami, jak to na trzęsawisku, jest podmokła, niepewna i zapada się pod zbyt mocnym naciskiem. Miejsce to jednak pozwala przypuszczać, że nie zostanie się podsłuchanym czy zauważonym przez niepowołane oczy. |
| | | Jasmine Vane
| Temat: Re: Trzęsawisko Pon 18 Sie 2014, 01:55 | |
| Cierpliwość była cnotą i Jasmine coś o tym wiedziała, skoro musiała czasami godzinami ślęczeć nad eliksirami i pilnować, aby wykonano je idealnie. Osiągała w tym niejaką perfekcję. Męczące, ale satysfakcjonujące. Sytuacja miała się o wiele gorzej, kiedy należało się wykazywać tą cecha wobec ludzi. A konkretniej wobec Franza. Tutaj pierwsze skrzypce grała zazdrość. Może dziwne, przecież zazdrość była oznaką nieufności w wierność partnera, ale to było tak głęboko zakorzenione w ciele Jasmine, że nie umiała tego z siebie wyplewić. Wiedziała o szerokim wachlarzu zdolności Franza do podrywania płci przeciwnej, a liczba zdobycza osiągała zawrotny wymiar. W sumie Jas powinna oddzielić tamto życie Franza od aktualnego grubą kreską, ale nadal spoglądała krzywo na każdą kobietę, która kręciła się wokół niego lub zabierała jego uwagę, która powinna należeć się tylko jej. JEGO dziewczynie. Dużo poświęciła by z nim być i nie chciałą się poddawać tak łatwo. Tak samo było i dzisiaj na zajęciach z samoobrony z profesor Lacroix. Skryta między drzewami Jasmine nie przegapiła tych wszystkich spojrzeń i uśmiechów, jakie Franz posyłał nauczycielce. Odbierała to jako chęć flirtu ze starszą od niego kobietą, bo co jak co – ale Chantal miała powodzenie wśród uczniów. A to raz jakiś uczeń nieudolnie chciał ją poderwać? Obstawiali zakłady każdego piatku w pokoju wspólnym i jak na razie nauczycielka odsyłała każdego z kwitkiem, a po dzisiejszym wtargnieciu na zajęcia Diarmuida te szanse były już poniżej zera. Jasme krzywo skwitowała te dwuznaczne gierki między nauczycielką i uczniem. Musiała wyrazić swoje niezadowolenie! Gdy tylko zajęcia się skończyły, Jas skrzyżowała ręce na piersi i wyszła jako pierwsza. Franz szedł koło niej i starał się zagadywać, lecz ta zbywała go monosylabami lub milczeniem. Kiedy już usłyszała po raz dziesiąty, czy może coś się stało i co się złości nie wytrzymała i zatrzymałą się jak wryta w ziemie. Znaleźli się na skraju trzęsawiska. Nieco dalej roiło się od komarów, ale tutaj było jeszcze względnie. Jasmine zgromiła Kruegera wzrokiem i położyła dłonie na biodrach. Wyglądała dosyć wojowniczo. -Stało się! Myślisz, że nie widziałam jak czarowałeś Lacroix? Napinałeś bicepsy tak, że o mało nie pękłeś! -prychnęła rozjuszona faktem, że Franz łudził się o takie rzeczy. Doprawdy, żałosne. -Ślina Ci ciekła na widok jej cycków. -dodała jadowicie. Była poirytowana. Ona nie dawała Franzowi powodów do zazdrości, a on wręcz przeciwnie! Zdmuchnęła z czoła niepokorny lok, który wyrwał się z kucyka. Nie miała bladego pojęcia, że coś kiedykolwiek zaszło między nim, a nauczycielką. Adrenalina niebezpiecznie krążyła w jej żyłach. Jedyna rzecz jaka ją trzymała w ryzach to fakt, że to była nauczycielka. Seksowna, młoda, atrakcyjna, ale nadal nauczycielka. Na pewno nie pozwoliłą by sobie na kontakty bliższe niż zawodowe z uczniem, nawet takim jak Franz. Ta nadzieja podtrzymywała Jasme na duchu. Nadal jednak była niezadowolona z tego niewinnego flirtu. To ona była jego dziewczyną i to jej należała się cała uwaga! |
| | | Franz Krueger
| Temat: Re: Trzęsawisko Pon 18 Sie 2014, 16:03 | |
| O śmierci O’Malleya Franz dowiedział się z ust Rosiera, który zaś przeczytał o tym w Proroku. Krueger może i zdołał nawet polubić Alexa, zaakceptować jego obecność w drużynie, ale nigdy nie łączyły go z nim żadne bliższe relacje, toteż przyjął tę wiadomość z niezmąconym spokojem, a mimika jego twarzy nie zmieniła się diametralnie. Może i siedemnastolatek zastanawiał się jedynie nad okolicznościami jego śmierci, ale póki co, nie miał czasu na przejrzenie artykułu w czarodziejskiej prasie. Wiedział bowiem, że ofiara znaczyła wiele więcej dla jego lubej, a sam Niemiec nie miał zamiaru zostawić jej samej w tak trudnym położeniu. - Każdy ma swoje pięć minut. – mruknął więc tylko do Evana, nie okazując ani krzty empatii dla zmarłego Śizgona. Można by rzec, że słowa Franza dało się rozpatrywać w kategoriach czarnego humoru, zupełnie nieśmiesznego dla osób, które rzeczywiście dobrze znały tego biednego chłopaka i zdążyły się do niego przywiązać. Siedemnastolatek wstał leniwie z łóżka, odkładając szklankę po Ognistej Whiskey na szafkę nocną, po czym wyruszył za swoim przyjacielem w kierunku namiotu dziewcząt. Przywitał się czule ze swoją ukochaną, zdając sobie sprawę z tego, że śmierć Alexa dla niej rysowała się w o wiele chłodniejszych barwach. Niewiele myśląc, Krueger wyciągnął Jasmine z namiotu i zaproponował krótki spacer, byleby odetchnąć i nie myśleć o smutnych wiadomościach. Był zwolennikiem stwierdzenia, iż należało pamiętać, a nie rozpamiętywać i właśnie te słowa próbował zaszczepić w umyśle swojej partnerki. Ta wydawała się jednak odporną na ból, zresztą, los wystarczająco już ją doświadczył, by nauczyła się, że nie można tkwić w przeszłości, a brnąć dalej naprzód, niezależnie od tego, co działo się wokół.
Na drugi dzień niemiecki czarodziej udał się na zajęcia walki wręcz, gdzie ponownie spotkał pannę Vane. Zdołał zauważyć, że nie była w najlepszym nastroju, ale nie przypuszczałby, że to właśnie przez niego. Nie wiedział nawet, że dziewczyna dostrzegła jego uśmieszki i spojrzenia rzucane w stronę profesor Lacroix, a nawet jeżeli, zdałby sobie z tego sprawę, nie sądziłby, że jego druga połówka będzie wściekła o takie niewinne gesty. Kochał ją, co prawda, na swój pokrętny sposób, nadal nie wiedząc, czym jest miłość, nadal nie ujmując ich relacji w tak wyniosłych słowach, ale jednak ją kochał. Nie pozwoliłby nikomu jej skrzywdzić, nie potrafiłby znieść rozłąki – czy to nie na tym to wszystko polegało? Przede wszystkim natomiast, była dla niego najważniejsza i jedyna w swoim rodzaju, niezależnie od tego, z jaką kobietą przyszłoby mu się spotkać i czy którąkolwiek z nich obdarowałby jednym ze swoich czarujących uśmiechów. Nie musiała się więc martwić o to, czy Franz jest jej wierny. Jasmine przesłoniła mu bowiem spojrzenie na inne kobiety i chociaż Kruegerowi zdarzało się flirtować z przedstawicielkami płci pięknej, żadna inna nie miała dla niego znaczenia. Siedemnastolatek nie zdradziłby panny Vane, bo nie mógłby pogodzić się z tym, że sprawił jej tyle cierpienia. Ani z jej odejściem. Stąd też wyglądał na zaskoczonego, kiedy usłyszał od swojej lubej wyrzuty pod adresem jego osoby. - Słucham? – mruknął wreszcie rozbawiony pomiędzy kolejnymi jej prychnięciami i warknięciami o tym, jakoby napinał przed Chantal bicepsy i próbował się jej przypodobać. Nic z tych rzeczy, tak naprawdę, nigdy nie musiał zabiegać o jej uwagę, a jego zagrywkom przyświecał zgoła inny cel. Nic więc dziwnego, że pomimo nieskrywanej złości Ślizgonki, Franz nie dał rady zachować powagi i wybuchnął śmiechem. - Oj, mała, daj spokój. To, co było kiedyś, nie ma już dla mnie żadnego znaczenia. – niejako przyznał się do tego, że z profesor Lacroix jednak coś go łączyło, ale nie starał się nawet ugryźć w język. Mimo że wyjawił prawdę nieświadomie, nie żałował wcale, bo nie miał nic do ukrycia. Przecież całe zajście w schodku na miotły miało miejsce ponad rok temu. Wówczas niemieckiego czarodzieja z Jasmine nie łączyło nic więcej, prócz ewentualnych gniewnych wybuchów, przy okazji których, zawsze ta dwójka zostawała ostatecznie rozdzielona. - Przy żadnej innej kobiecie nie czułem tego, co przy Tobie. Powinnaś wiedzieć, że jesteś najważniejsza. – próbował się wytłumaczyć spokojnym głosem, chociaż cały czas się uśmiechał. Bawiło go zachowanie Jasmine. Kiedy tak mocno się piekliła, była jeszcze bardziej urocza. Położył tylko dłonie na jej biodrach i przyciągnął ją do siebie, spoglądając jej w oczy. Zaraz jednak, zanim zdążyła jeszcze odpowiedzieć, zdał sobie sprawę z tego, że swoje myśli ujął w nieodpowiednich słowach. - I jedyna. – dodał więc zaraz, mając świadomość tego, że kobiety często uciekały się do innej interpretacji wypowiedzi, niż mężczyźni, a wolał nie ryzykować przy określeniu „najważniejsza” posądzenia go o to, że ma jeszcze jakieś inne na boku. Rzeczywistość przecież wyglądała zupełnie inaczej. Niegdyś może i słynął ze swoich podbojów, ba, nadal nie dało się mu odjąć natury kobieciarza i bawidamka, jednak tak jak przyznał wcześniej, nie zaprzepaściłby tych uczuć, które łączyły go z panną Vane dla krótkiego, przejściowego romansu. |
| | | Jasmine Vane
| Temat: Re: Trzęsawisko Wto 19 Sie 2014, 00:35 | |
| Zazdrość była uczuciem zwodniczym i niekoniecznie dobrym. Jej odrobina potrafiła rozgrzać między partnerami niezwykły żar i namiętność, potrafiła przypomnieć, że do kogoś się należało, czuć zainteresowanie swoją osobą, przykuć uwagę. Niekiedy jednak potrafiła osiągać chorobliwy wymiar i tylko psuła coś, co miało byś piękne i wieczne, przy odrobinie pielęgnacji ze strony obojga. Jasmine nie wykazywała ani tego minimum ani maksimum. Balansowała gdzieś po środku, chcąc zachować złoty środek. Potrafiła nie przejąć się faktem, że Franz wita się z jakąś koleżanką na korytarzu, ale już uśmieszki podszyte dwuznacznością do profesor eliksirów wydawały jej się nader podejrzane. Nie potrafiła z tym walczyć, nawet jeśli by chciała. Po prostu w jednej chwili adrenalina wpływała do jej krwi i napędzała cały misternie skonstruowany mechanizm. Może to była też wina obawy, że może go stracić. Przeżyła już dwa rozstania w tym jedno, które wcale nie zachęcało ją do tego by być pewnym trwałości. Czy nie obiecywał jej parę godzin wcześniej, że nigdy jej nie zostawi? Jasmine nigdy nie wzięła by pod uwagę faktu, że będzie inaczej. Okłamał ją, przez co jej ufność do ludzi spadła prawie do zera. Jeden jedyny Krueger na dłużej zagościł w jej myślach i sercu. Na dłużej? Można wręcz powiedzieć, że na stałe. Postawiła wszystko na jedną kartę. Teraz trzymała się tego i za wczasu niwelowała wszystkie czynniki, które mogły by rozdzielić ją z tym niepokornym Ślizgonem. Dlatego nie można było jej się dziwić, że tak jawnie ukazywała swoje niezadowolenie, chociaż było irracjonalne do cna. Kiedy wyrzuciła z siebie, jaki ma wyrzuty wobec Franza usłyszała jego śmiech. Wcale nie poczuła się uspokojona. A to raz słuchała w pokoju wspólnym, jak świetnym kochankiem był Franz? Wtedy iałą to w głębokim poważaniu, ale teraz nie uśmiechało jej się dyskutować na ten temat z połową Hogwartu. Ona nie miała takich przygód. -Słyszałeś. -odburknęła, krzyżując ręce pod biustem i przybierając wojowniczą minę. Kto jak kto, ale Jas jawnie okazywała swoje uczucia, jakie by one nie były. Czerwona lampka z tyłu jej głowy migotała niebezpiecznie, widząc rozbawienie w oczach Franza. No tak, szczycił się wielkim powodzeniem i mnóstwem dokonań, ale niekoniecznie Jas chciała aby jej facet miał dłuższą listę zaliczonych panienek od życiorysu. Krueger dobrze zaczął, chcąc ciepłymi słowami udobruchać dziwny wybuch swej ukochanej. Mile łaskotał jej ego i poczucie bezpieczeństwa. Starała się nie spoglądać mu w oczy, ale gdy została mocno przyciągnięta za biodra, była do tego wręcz zmuszona. Ściągnięte brwi nieco się rozluźniły i wróciły na swoje miejsce nad czekoladowymi oczami. Chociaż nadal chciała pokazywać swoje niezadowolenie, kąciki ust drgnęły nieco do góry. Nie mogła przecież udawać, że te słowa nie są dla niej jak lek dla skołotanej duszy. -Uroczy z Ciebie komplemenciarz. -zauwazyła nieco łagodniejszym tonem, ale nadal była trochę spięta. Zwłaszcza, że z niejakim opóźnieniem doszedł do niej sens słów wypowiedzianych o wiele wiele wcześniej. Zapach jego boskich perfum uderzył w jej nozdrza i rozpraszał, ale słowa zlokalizowane na końcu języku prosiły się o wyrzucenie na zewnątrz. -Przeszłość? Nie bądź śmieszny, co takiego mogło Cię łączyć z profesor Lacroix? -prychnęła cicho. W sumie ze wszystkich kobiet w Hogwarcie to o Chantal nie powinna była się pieklić. No i może o panią Pince. I pielęgniarkę. Lacroix za bardzo dbała o swoje stanowisko i jak było dzisiaj widać – gustowała w o wiele starszych od siebie. Swoją drogą ten nauczyciel transmutacji wydawał się bardzo sympatyczny i przede wszystkim był bardzo przystojny. Jas z przyjemnością będzie chodziła na transmutację, którą i tak lubiła. Nie było jednak wątpliwości w wierności Jasmine wobec Franza. Nie chodziło jej to nawet po głowie, ale popatrzeć jej chyba jeszcze było wolno, co nie? Poza tym od kiedy była z Niemcem zauważyła, że ten nie odstepuje jej na krok. Pytał o każdego mężczyznę, z którym zamieniła chociażby więcej jak dwa słowa. Nie okazywał swojej wściekłości czy zazdrości, ale zawsze przynależność Vane do niego. A to przyciągał ją do siebie, a to przerywał jej wypowiedzi składając na jej ustach pocałunek.. czasem napomykał do ucha, że powinni gdzieś iść. Drobne sygnały, ale jednak widoczne dla dziewczyny pokroju Jasme. Jasmine niby udobruchana patrzyła w oczy Kruegera i domagała się odpowiedzi, która według niej powinna być wystarczająca, aby się uspokoić. Jak bardzo się myliła. |
| | | Franz Krueger
| Temat: Re: Trzęsawisko Wto 19 Sie 2014, 01:10 | |
| Zazdrość towarzyszyła najprawdopodobniej wszystkim ludziom, którym zależało na drugim człowieku. O ile w małym stopniu nie stanowiła ona żadnej przeszkody, a nawet była wskazana, tak często, niestety, partnerzy dawali się ponieść jej w pełni. A mówiło się przecież, że co za dużo, to niezdrowo i wydawało się, że to stwierdzenie można było od nieść do każdej sytuacji. Akurat, jeśli chodziło o Jasmine, Franz nie mógłby powiedzieć, że była chorobliwe zazdrosna. Co prawda, czasami dostrzegał jej nieprzyjemne i groźne spojrzenia, którymi obdarowywała jego znajome, ale to wszystko pozostawało jeszcze w granicach rozsądku i dobrego smaku. Zresztą, nie mógłby pieklić się o takie zagrywki ze strony swojej ukochanej, skoro on sam często przesadzał. Może i nigdy nie robił jej wyrzutów, ale zawsze próbował przed innymi samcami pokazać swoją wyższość, a przede wszystkim, uświadomić każdego z nich, że panna Vane należy tylko do niego. Zazdrość, jak i chęć zapewnienia tej młodej Ślizgonce bezpieczeństwa, nazbyt często przesłaniała Kruegerowi trzeźwe spojrzenie na świat, co doprowadzało do tego, że niekiedy chłopak naprawdę stawał się nieznośny. Jego potrzeba kontrolowania wszystkiego, co działo się wokół Jasmine mogła być już rozpatrywana w kategoriach chorobliwej, chociaż brunetka zdawała się znosić te małe mankamenty siedemnastolatka, próbując go przekonać do tego, że potrafi poradzić sobie sama – zarówno z niebezpieczeństwami, nieprzychylnymi niespodziankami od losu, jak i niechcianymi adoratorami. Inna sprawa, że do Franza jej uwagi zwykle nie docierały, a chłopak niewiele zmieniał w swoim zachowaniu. Po prostu, już taka była jego natura, a najwyraźniej manipulację odziedziczył we krwi po swoim cholernym ojczulku, którego nienawidził z całego serca. Niektórych cech charakteru nie dało się tak łatwo wyplenić, chociaż panna Vane i tak była na dobrej drodze ku temu, by zmienić podejście Kruegera do życia i ocieplić nieco jego chłodny i obojętny wizerunek. Była w końcu jedyną osobą, z którą Niemiec się liczył i dla której gotów był do jakichkolwiek wyrzeczeń. Tym razem jednak nie rozumiał zarzutów stawianych mu przez jego drugą połówkę, a przez to, nie miał pojęcia, jak powinien się zachować. Zwykle nie spotykał się ze scenami zazdrości ze strony swoich partnerek, bo i on nigdy niczego im nie obiecywał. Jeżeli zaś zdarzały się już takie, które próbowały przekonać go do tego, że jest bezlitosnym draniem i nie liczy się z ich uczuciami, Franz zbywał je półsłówkami, bądź milczeniem, bo nigdy na żadnej nie zależało mu tak mocno, by zacząć się starać. Z Jasmine było zupełnie inaczej, toteż mimo że bawiły go jej uwagi, to jednak zdecydował się podjąć próbę załagodzenia sytuacji, by nie doprowadzić dziewczyny na skraj wytrzymałości. Może i uważał, że wygląda uroczo, kiedy się złości, ale zdecydowanie, nie należało przekraczać pewnej granicy, po przekroczeniu której panna Vane przeradzała się w istnego demona. - A dziękuję. – odpowiedział wpierw z nieskrywaną dumą na rzucony przez Ślizgonkę komplement, nie zważając w ogóle na to, że okoliczności sprawiały, iż brzmiał on nieco ironicznie. Szczególnie w połączeniu z kolejną wypowiedzią, która wskazywała na to, że jego luba niepotrzebnie drąży temat i nadal mu nie odpuściła. Naprawdę chciała słuchać o tym, co łączyło go z profesor Lacroix? Właściwie, nie było to nic poważnego, ot, wypadek przy pracy, który mógł się przytrafić każdemu. Rzecz jasna, tak to wyglądało z perspektywy Franza, a zapewne również i Chantal. Jasmine zaś niekoniecznie musiała na to zajście patrzeć tak samo, jak ci dwoje. - Ah, stare dzieje. – burknął tylko pod nosem, starając się odwieść rozmówczynię od dalszych pytań, ale jej spojrzenie nie akceptowało odmowy. Cóż, ta piękna dama już taka była, że jeżeli na coś się uparła, to musiała to zdobyć, niezależnie od tego, jakie miała ponieść koszta. Krueger westchnął więc tylko ciężko, nabierając powietrze w płuca i przygotowując się na zszokowaną minę panny Vane, która najprawdopodobniej nie wzięła pod uwagę takiego scenariusza. - Całowaliśmy się kiedyś w schowku na miotły. – przyznał wreszcie, przypominając sobie tę scenę i mimowolnie uśmiechając się przy tym szeroko. – Faktycznie, ma fajne cycki. – wyrwało mu się również po chwili, co niewątpliwie nie było stosownym komentarzem, a swoją ocenę niemiecki czarodziej mógł pozostawić dla siebie. Na szczęście, ocknął się dość szybko, powracając do rzeczywistości, a uśmiech zniknął z jego twarzy, kiedy spoglądał już w oczy swojej damy. - Ale to było dawno i nic więcej nas nie łączyło. – poprawił się zaraz, tłumacząc się z przypadkowego zajścia, choć nie wspomniał ani słowa o tym, że te wszystkie czarujące uśmieszki i spojrzenia rzucane w kierunku nauczycielki eliksirów były niejako podsycone wyrazami jego satysfakcji, jak i chęcią sprawienia, by profesor Lacroix poczuła się skrępowana. Franz nie był chyba jedynym mężczyzną, którego bawiło onieśmielanie kobiet, a akurat relacje łączące go z Chantal nadawały się do tego idealnie. Chodziło mu tylko o to. Siedemnastolatek bowiem nigdy nie myślał o tej kobiecie jako o potencjalnej partnerce. Oczywiście, skłamałby, gdyby powiedział, że nie był atrakcyjna. W każdym razie, szanował jej granice, a i sam nie miałby prawdopodobnie ochoty pakować się w romans z jednym z ciał pedagogicznych. Wystarczyło mu te kilka chwil w schowku na miotły, które być może i pragnąłby powtórzyć, gdyby nie to, że swoje serce podarował już innej i nie zamierzał tego zaprzepaścić. |
| | | Jasmine Vane
| Temat: Re: Trzęsawisko Wto 19 Sie 2014, 02:12 | |
| Młoda Ślizgonka należała do wybuchowych kobiet, której na prawdę niewiele było trzeba, aby wyrazić swój głośny sprzeciw i niezadowolenie. Szybko traciła humor, ale oczywiście działało to też w drugą stronę. Już parę minut po erupcji wewnętrznego wulkanu uspokojała się i znowu była roześmianą i ironiczną panną ze Slytherinu. Wiele osób miało okazję poznać ją od tej impulsywnej natury, chociażby sam kapitan drużyny, który zapłacił słono za tę pomyłkę. Zaliczał się do wąskiego grona, które miało okazję widzieć pannę Vane w całej krasie. Nie wracała do tego myślami, nawet już nie patrzyła na Evana z zażenowaniem tak jak kiedyś. Powiedziała o tym tylko Chiarzę, zupełnie nieświadoma, że coś ją łączyło z Rosierem. W sumie przyjaźń dziewcząt opierała się na niepisanej zasadzie, że gdy nie chciały – nie mówiły. Najwyraźniej Chi nie chciała się z tym ujawniać, co było poniekąd zrozumiałe. Sama Jasmine długo ukrywała swój związek z Kruegerem. Początkowo miało to jakiś sens, ale w miarę rozwoju wypadków nie miało to racji bytu. Przynajmniej Jasmine pozbyła się paru natrętnych wielbicieli, ale też nie wszystkich. Adoratorzy mile podnosili jej własną samoocenę, ale działali niezwykle drażliwie na Franza. Zabawne, bo Franz mimo, że wcześniej nie pałał chęcią do dziewczyny to znał opinie o niej. Mówiono, że osoba, która miała okazję chociażby przytulić Jas zapewniła sobie szczęście do końca roku. Miała miano niedotykalskiej i to ona rozdawała karty przy wszystkich flirtach, pozwalając tylko na to, na co sama chciała. Dopóki na scenie nie pojawił się Franz, który pomieszał jej wszystkie szyki. Może dlatego tak cholernie ją zainteresował. Kto to wie. Nieco wracając do sytuacji z Rosierem, jedno było pewne – gdyby Krueger się o tym dowiedział, chociażby przypadkiem, zareagował by po stukroć gorzej niż Jas, która miała za chwilę odkryć, co łączyło go z panią od eliksirów. Jasmine właśnie odczuwała spadek adrenaliny w swoim ponętnym ciele i była nawet skora do skrytych uśmieszków pod nosem. Komplementy Franza działały na nią pobudzająco, bo nie należało się oszukiwać – kobiety kochały słowa. Krueger nie szczędził ich Jas ku jej uciesze. Ta niezwykła upartość w uzyskaniu odpowiedzi nie była kierowana przeczuciem, że jednak coś było między nauczycielką, a uczniem. Dziewczyna domagała się tylko i wyłącznie zaprzeczenia, jakoby cokolwiek ich łączyło. Durne uspokojenie rozszalałych myśli. Proste zaprzeczenie, po którym Jasmine wpiła by się w usta chłopaka i zapomniała o całym świecie. Objęła go w pasie, czekając na to jedno słowo. Jakie było jej zdziwienie, gdy usłyszała coś zupełnie innego. Stare dzieje? -Co? -zapytała nieco wytrącona z rozmyślań, co zaraz zrobi swemu ukochanemu. Dopiero wtedy jej wzrok stał się nieznoszący sprzeciwu. Serce zabiło mocniej i to nie był objaw złości, a obawy, że może jednak miała rację. Przecież to było niemożliwe! Kolejne słowa uderzyły ją gorzej niż jakiś paskudny urok. Odsunęła dłonie od pasa chłopaka, czując jak opuszcza ją dobry humor. Musiała się przesłyszeć! Wyraz zdumienie na jej twarzy był nie do opisania. Przecież nikt nie miał szans u Lacroix! Dobrze, że nie skończyło się to seksem, ale całowanie?! Nie mieściło się to w głowie Jasmine. Nikt nie miał u niej szans i Jas wolała nie myśleć, jakim cudem Niemcowi sie to udało. Właśnie te domysły najbardziej bolały i ściskały w dołku. Odepchnęła od siebie Kruegera z niezwykłą zaciętością. Ściagnęła usta w wąską kreskę, a z jej czekoladowych oczu faktycznie wyskakwały pioruny. Była rozżalona i wściekła. Nawet bardzo. -Marne pocieszenie! -syknęłą ostro, gdy usłyszała te zapewnienia. No jeszcze tego by brakowało, by zaliczył ich nauczycielkę! Na samą myśl o tym poczuła jak gorycz podchodzi jej do ust. Zaciskała dłonie w pięści, ale darowała sobie odruch uderzenia nimi Kruegera w twarz. Teraz wszystko układało się w logiczną całość. -I robisz do niej maślane oczka, by o Tobie nie zapomniała?! Ty najwyraźniej też nie możesz! -głos trząsł jej się od złości, która ją ogarnęła. Zrobiła jeszcze dwa kroki do tyłu, kiedy chłopak chciał załagodzić sytuację. -Nie dotykaj mnie!!! -sprzeciwiła sięostro. Sam wybuch był dość irracjonalny, ale widziała, jak na nią patrzył.. jak skrzętnie i niezbyt dyskretnie przypominał jej o tym wydarzeniu, czyli miał je w swojej pamięci i chętnie do niego wracał. -Nie mieści mi się w głowie, jak lista Twoich zaliczonych kobiet może być dłuższa od rolki papieru toaletowego! Która jestem?! Dwudziesta?! Pięćdziesiąta?! A może setna?! Nawet Lacroix nie umiałeś odpuścić! -wiedziała, że wściekłość ją ponosi, ale dla niej to było o kroplę za dużo w tej czarze. Była z reguły tolerancyjna wobec jego zagrywek i nie odnosiła się do przeszłości, ale teraz faktycznie przechyliło to szalę. -Zejdź mi z oczu, nie chce na Ciebie patrzeć! -warknęła jadowicie. Odwróciła się na pięcie i zaczęła się kierować do wyjścia z obszaru trzęsawiska. Chciała się pozbyć obecności Kruegera chociażby na moment, bo obawiała się o jego życie w tej chwili. Może za chwilę by jej przeszło, ale w obecnej sytuacji było by lepiej, gdyby nie było go w pobliżu. Przyspieszyła chód. |
| | | Franz Krueger
| Temat: Re: Trzęsawisko Wto 19 Sie 2014, 16:26 | |
| Akurat wybuchową naturę panny Vane najlepiej chyba poznał młody Krueger. Przez tyle lat edukacji w Szkole Magii i Czarodziejstwa ta dwójka żyła w relacjach przepełnionych nienawiścią i wściekłością, a każde ich spotkanie przyprawiało innych uczniów i nauczycieli o nieprzyjemne dreszcze. Nigdy nie wiadomo było, czego się po nich spodziewać. Nieraz zniszczyli już którąś z hogwarckich ławek albo kociołek w sali eliksirów. Ostatecznie zawsze byli rozdzielani z obawy przed tym, że rozniosą całą szkołę albo że któregoś razu komuś oberwie się rykoszetem. Najzabawniejsze w ich wiecznej walce było to, że żadne z nich nie pamiętało powodu, dla którego batalia się rozpoczęła. To jedno zajście na zajęciach u profesor Lacroix, kiedy to niemiecki czarodziej złapał Jasmine za jej zgrabny tyłeczek zaważyło o ich stosunkach przez kolejne miesiące. Franz zachowywał się jeszcze wówczas jak typowy szczeniak i padł ofiarą nieszczęsnego zakładu ze swoim kolegą. Teraz takie zagrywki nie pasowały zupełnie do jego natury, choć dla Ślizgonki nie miało to już żadnego znaczenia. Zacietrzewiła się, nie pozwalając mu zbliżyć się nawet na krok, a kiedy już to zrobił, była niczym tykająca bomba zegarowa. Wystarczyło jedno nieprzychylne spojrzenie, jeden nie taki gest, jak trzeba lub kąśliwa uwaga, by wszyscy patrzyli na nich z przestrachem w oczach i ze zrezygnowaniem – historia lubiła się powtarzać. Los, na szczęście, pomógł im zakopać topór wojenny, stawiając ich, paradoksalnie, w jeszcze gorszej sytuacji, niżeli znajdowali się dotychczas. Bez żadnych świadków, rozwścieczeni do granic możliwości. O dziwo, jednak, obawy wychowanków Hogwartu się nie sprawdziły, a salon pianistki pozostał nienaruszony. Natomiast, to duma panny Vane głównie ucierpiała przez ten namiętny pocałunek, którym obdarzył ją siedemnastolatek, a o który tak błagalnie wołało ciało spragnionej dotyku brunetki. Nie skończyło się na jednym spotkaniu, mimo że Jasmine próbowała oszukać samą siebie, twierdząc, że nie potrzebuje Franza, jego bliskości, i że jego usta w ogóle na nią nie działają. To prawda, że początkowo oboje ukrywali tę wzajemną zmianę podejścia do ich relacji, spotykali się pod osłoną nocy, dbając o to, by nikt inny nie dowiedział się o ich schadzkach. Z czasem jednak zaczęło łączyć ich znacznie więcej, niż fizyczne igraszki, rozmawiali ze sobą coraz częściej, zdając sobie sprawę z tego, że trafili na bratnią duszę. A do tej pory odpychali się, niczym magnesy o tych samych biegunach jedynie z tego względu, że zamykali się na siebie, tkwiąc nadal w przeszłości. Wreszcie przyznali przed samym sobą, że pomiędzy nimi wyrosło głębokie uczucie i ujawnili się jako szczęśliwi kochankowie. Nikt jednak nie powiedział, że będzie łatwo. Ta dwójka mogła poszczycić się wyjątkowo trudnymi charakterami i mimo że nie walczyła ze sobą już tak samo, jak dawniej, czasami nadal wydawała się nie do zniesienia. Związku tego nie można było bowiem określić mianem waniliowego, zdecydowanie bliżej było mu do ostrej papryki japalenos. Przez jakiś czas może i było dobrze i spokojnie… aż do kolejnej kłótni, która kończyła się godzeniem w łóżku. Krueger zawsze był przygotowany na załagodzenie sytuacji, a że uciekał się do nieczystych zagrań i argumentów, jakim była choćby potrzeba fizycznej bliskości z drugim człowiekiem, to zupełnie inna sprawa. Tym razem jednak, nawet on nie spodziewał się takiego wybuchu gniewu i zazdrości, przez co sam się pogubił i nie był do końca pewien czy tak skutecznie uda mu się udobruchać swoją partnerkę. Przez długą chwilę stał jak wryty i wsłuchiwał się w kolejne, wykrzykiwane przez nią wyrzuty. Aż rozejrzał się dookoła, czy nie padli ofiarą zainteresowanych gapiów. Wydawało się jednak, że byli tutaj sami, na co Niemiec odetchnął z ulgą. Jeszcze tego brakowało, by ktoś przykuł swoją uwagę do tego, że jeden ze Ślizgonów wylądował kiedyś z profesor Lacroix w schowku na miotły i to wcale nie po to, żeby odnaleźć swojego Nimbusa. - Jasmine… - mruknął z miną zbitego psa, który musiał, niestety, podkulić ogon, jednak chłopak nie przypuszczałby, że jego drugą połówkę tak mocno zaboli sytuacja sprzed ponad roku. Dziewczyna odepchnęła go od siebie i kazała mu zejść z jej oczu. Rzecz jasna, Franz nie miał zamiaru potulnie zastosować się do jej słów. Nie mógł pozwolić na to, by w jego związku cokolwiek zostało zniszczone przez taką błahostkę. Próbował otrząsnąć się z krótkotrwałego szoku i pobiegł za nią, łapiąc ją za ramię i przyciągając do siebie. Doprawdy, ta brunetka potrafiła go zaskoczyć. Jeżeli ktokolwiek powiedziałby, że ta stwierdzi, że nie chce go znać po zajęciach z walki wręcz u Chantal, najpewniej uśmiechnąłby się tylko z politowaniem. Najwyraźniej on sam nie zdołał jeszcze poznać swej lubej na tyle dobrze, by móc przewidzieć każdy z możliwych scenariuszy. - Może i jestem grzesznikiem, ale czy musisz rozliczać mnie z przeszłości? – zapytał spokojnym głosem, nie obawiając się spojrzeć w jej oczy. Mimo że widział w nich samo piekło, nie wahał się ani chwili, by stawić mu czoła. Jasmine była kobietą, na której zależało mu ponad wszystko. Jedyną, dla której gotów był starać się tak mocno. Nie mogła go odrzucić, bo wiedział, że nie poradziłby sobie z jej odejściem. I chociaż wiedział, że w pewnym stopniu ma ona rację - lista jego podbojów rzeczywiście była długa i nad wyraz interesująca - nie mógł przecież zmienić tego, co było, a jedynie próbować zachowywać się inaczej u boku swojej ukochanej. - Jesteś pierwszą i ostatnią, niezależnie od tego, ile ich było. To na Tobie mi zależy, to Ty jesteś moją muzą. Tylko Ty, żadna inna. – dodał po chwili, tłumacząc się przed nią, jak na kazaniu. Nie przywykł do takich sytuacji, dlatego odnosił wrażenie, że słowa uwalniające się z jego ust brzmią jak puste slogany. Jakby ktoś wyciągnął je z jakiegoś marnego, romantycznego filmu. Westchnął więc tylko ciężko, zdając sobie sprawę z tego, że nie potrafił tak kwieciście mówić o miłości. O miłości, której nigdy wcześniej nie doświadczył, a którą dopiero poznawał u boku panny Vane. - Zależy mi tylko na Tobie. Rozumiesz? – powiedział już o wiele głośniej i przyciągnął do siebie mocno Ślizgonkę, obejmując ją swym ramieniem. Nie chciał jej wypuszczać ze swojego uścisku, jakby w obawie, że ta znowu wyrzuci mu jego brak zainteresowania jej osobą, a przy okazji jeszcze parę innych, naprawdę niewinnych, gestów, które stanowiły jego naturalny odruch, a nie skrywały w sobie żadnego głębszego uczucia. |
| | | Jasmine Vane
| Temat: Re: Trzęsawisko Sro 20 Sie 2014, 23:55 | |
| Doprawdy, order Merlina dla tego, który pojmie sprzeczną naturę kobiety, a ten, który dokona tej analizy charakteru na przykładzie Jasmine Vane złotymi literami zapisze się na kartach historii! Ona sama chyba nie byłą do końca świadoma, jak zareaguje na coś danego dnia. Może jeszcze wczoraj sytuacja na polanie w lesie i wieść, że coś kiedyś łączyło nauczycielkę z jej obecnym chłopakiem wywołało by jedynie śmiech i wzruszenie ramionami, lecz czy zazdrość wybiera? Chociażby ziarnko niepewności, że któraś z kobiet kiedykolwiek upomni się o Franza i przekona go, by wrócił do czegoś co dobrze zna i sprawdzi doprowadzała ja do furii. Jednak Jasmine należała do inteligentnych kobiet i tylko impulsywność można było winić za jej reakcję. Gdyby pozowliła sobie na chwilę rozmyślań, doszła by do wniosku, że nic takiego nie mogło by mieć miejsca. Krueger był jaki był – bawidamek, który nie przepuści kobiecie, jeśli nadarzy się takowa okazja. Jasmine w końcu też nie przepuścił, ale w pannie Vane była jakaś zaklęta moc, która spowodowała, że nie chciał jej porzucać. Chciał, by była ona najważniejszą, jedyną i przede wszystkim ostatnią kobietą w jego życiu. Myśl o tym uskrzydlała Jasmine i pozwalała jej wierzyć, że jednak los nie drwił z niej za każdym razem. Nie spodziewała się drogi usłanej różami... wróć. Właśnie spodziewała się takiej drogi, bo miała świadomość tego, że prawdziwa róża ma kolce. Wbijanie się ich w bose stopy będzie przyprawiać ból, może niekeidy poleje się krew.. lecz to będzie ścieżka do szczęścia. I koło niej będzie kroczył ten oto uroczy Niemiec, którego charakter niekiedy doprowadzał Jasme do zawrotnych skoków ciśnienia. Tych miłych, ale i nerwowych. Czymże by jednak była miłość, gdyby raz nie wynosiła ponad chmury w spazmach rozkoszy, a raz budziła do życia śmiercionośną siłę w postaci gniewu? Franz już wiedział, że to drugie można łatwo ujarzmić, bo tylko krok dzielił wściekłość od namiętności. Nie można było się dziwić reakcji Niemca na wyrzuty Jasmine, bo strzelać fochy o coś, co należało już do przeszłości? Zazdrość potrafiła zamroczyć. Nawet taką osobę jak pannę Vane. Chciała za wszelką cenę wydostać się z trzęsawiska i nie widzieć Kruegera. Nie dlatego, że jej nagle zbrzydł, nie ma nawet o tym mowy. Po prostu patrząc na niego widziała go wraz z panną Lacroix w tym schowku. Ogarniała ją taka wściekłość... ale jakiś cichy głosik z tyłu głowy zaczął jej przypominać, że Franz też mógłby ją rozliczać z niektórych chłopaków. Ta gorzka myśl nieco ją otrzeźwiła i w gruncie rzeczy dobrze, że Franz pobiegł za nią i miał cierpliwość do wysłuchiwania jej bezsensownego marudzenia. Zatrzymała się i podniosła wzrok czekoladowych oczu na chłopaka. Przygryzła dolną wargę, bardziej w geście zmieszania jak rozdrażnienia. -Po prostu jak sobie to wyobraziłam.... -zacisnęła palce w pięści. Prychnęła cicho, opuszczając wzrok. -Poczułam się zazdrosna, śmiej się z tego, śmiało. -mruknęła, ściagając usta w dzióbek po prawej stronie. Było jej poniekąd głupio, a znana kobieca duma kazała się zamknąć i brnąć w ten bezsensowny foch. Jednak jego słowa, czułe słowa niczym obleczone miodem dosięgły jej zatwardziałego w tej chwili serca. Chciała pozostać niewzruszona, bo adrenalina i złość na samą siebie napędzały ją do gwałownych ruchów, ale jednak... głos, perfumy.. to wszystko miało znaczenie, gdy stał tak blisko niej. Poza tym wizja korzącego się za "nic" Franza chciała wywołać na twarzy Jas uśmiech. Spojrzała spod rzęs na chłopaka, który przekonywał ją tak żywo, że nie zrobił nic złego. -A mi zależy na Tobie. I jestem cholerną zazdrośnicą. -rzuciła, ale wcale nie była spokojna, oj nie. Gdy Franz ją przytulił, adrenalina wcale nie chciała wyparować z jej ciała. Objęła zaborczo chłopaka za szyję i pocałowała go niezwykle gwałtownie i namiętnie. Przypominało to pocałunek, jakim go darzyła po lub jeszcze w trakcie kłótni. Od tego pocałunku przecież zależało jej życie, prawda? Było jak tlen, a ona siędusiła. Brała głębokie hausty tego niezbędnego do życia produktu, całując usta Franza bez odrobiny deliaktności. Miał ich wiele, tak? Ale niech wie, że to ona jest najlepsza. Udowodni mu i to nie raz, że tamte nie dorastają jej do pięt w żadnej dziedzinie życia. -Żadna nie będzie lepsza ode mnie.. bo ja Ciebie mam. I nie oddam. -wyrzuciłą w parosekundowej przerwie, zanim nie podskoczyła i nie objęła nogami chłopaka w pasie. Nigdy nie znudzi jej się całowanie go bez ustanku i bez końca. Na wszystkie potwory świata, Merliny, Morgany i inne! Był jej i żadna go nie weźmie. Żadna. |
| | | Franz Krueger
| Temat: Re: Trzęsawisko Czw 21 Sie 2014, 00:51 | |
| Każdy mężczyzna musiał sobie w życiu poradzić ze skomplikowaną naturą kobiet, której nie sposób było mu zrozumieć. Franz mógł ją jedynie zaakceptować. Na szczęście, zdążył już przywyknąć do tego, że przedstawicielki płci pięknej niekiedy potrafiły pieklić się o głupoty, innym razem zaś nie dostrzegać prawdziwego i poważnego problemu. Jasmine zdawała się jednak i tak należeć do grupy bardziej znośnych pań, chociaż i jej zdarzały się przeróżne humorki, na które młody Krueger mógł odpowiadać jedynie rozbawionym uśmiechem. W tej sytuacji wyrzuty jego ukochanej wydawały mu się jednak całkiem nieuzasadnione, bo czy sprawiedliwe było wzajemne rozliczanie siebie z przeszłości? To, co wydarzyło się przed tym, kiedy postanowili dzielić wspólnie los, nie powinno mieć już żadnego znaczenia. A przynajmniej nie doprowadzać do tak ostrych scysji. To prawda, że sam niemiecki czarodziej cały swoim sercem nienawidził byłego chłopaka panny Vane, ale zdawał sobie również sprawę z tego, że nie może robić Jasmine z tego powodu awantur, a poza tym, twierdził też, że byłoby to bezcelowe. Nie oceniał jej dawnych wyborów, kiedy jego nie było jeszcze na horyzoncie. A to, że uważał Wyatta za nieodpowiedniego dla niej partnera, wynikało z zupełnie innych pobudek. A dokładniej mówiąc z faktu, że chłopak ten zachował się niezwykle egoistycznie i sprawił swojej drugiej połówce tyle cierpienia, że Franz najchętniej sam zrobiłby mu piekło na ziemi, gdyby nie to, że Puchon odebrał sobie życie. O innych facetów w życiu Ślizgonki Krueger nie mógł mieć jednak do niej pretensji. Nawet, jeżeli pomyślał, że któryś z nich dotykał jej pięknego ciała, całował najskrytsze jego zakamarki, mógł być wściekły, mógł obdarzyć jegomościa nieprzychylnym wzrokiem, ale nie mógł zarzucać Jasmine czegokolwiek. Bowiem, kiedy nie byli razem, ta śliczna brunetka względem niego nie była do niczego zobowiązana. O ile teraz oczekiwał od niej wierności, tak nie miał żadnego prawa do karania ją z grzeszków mających miejsce w zamierzchłych czasach. Dlatego też niemiecki czarodziej nie do końca rozumiał ten wybuch zazdrości swojej lubej. Właściwie zawsze uważał, że ta mu ufa i że wie, iż nie byłby gotów do zdrady, stąd tym bardziej był zaskoczony jej zachowaniem. Nie wiedział, w jaki inny sposób wyrazić jej to, że nie ma powodów do zmartwień. Za mocno się do niej przywiązał. Za bardzo obawiał się tego, że może ją stracić, a naprawdę, jak jeszcze niedawno skakali sobie do gardeł, tak teraz nie potrafił sobie wyobrazić życia bez niej. Z początku rozbawiony był złością panny Vane, ale z czasem odnosił wrażenie, że żarty się skończyły, nawet, jeżeli jej oskarżenia były bezpodstawne. Musiał być tym mądrzejszym i uświadomić ją, że tkwi w ogromnym błędzie, jeżeli myślała, że którakolwiek z jego, jak to nazwała, „zaliczonych partnerek” zdołałaby omamić go wspomnieniami wspólnie spędzonych chwil. Mimo że Franz był rasowym samcem i często spoglądał nie tam, gdzie wypadało, to jednak nie był też pozbawionym rozsądku zwierzęciem, które najchętniej przeleciałoby wszystko na swojej drodze. Owszem, niektóre kobiety przykuwały jego uwagę swoimi wdziękami, ale w imię zasady „patrz, ale nie smakuj”, Krueger hamował swoje instynkty, pozostając wierny jednej kobiecie i to jej poświęcając wszystko to, co najlepsze. - Proszę Cię… - mruknął tylko, nie mogąc uwierzyć w to, jak diametralnie zmienił się nastrój jego ukochanej. Teraz to ona zaczęła się tłumaczyć ze swojego napadu złości? Tak jak powiedziała, rzeczywiście wybuchnął gromkim śmiechem. Wydawało mu się bowiem, że teraz już jest wszystko w porządku, a wściekłość i zazdrość wezbrane jeszcze kilka minut temu w sercu Jasmine nie powrócą. - Dla Ciebie nie ma żadnej konkurencji. Gdyby było inaczej, nie wybrałbym Ciebie. – dodał zaraz żartobliwie, bo jego wypowiedź pod względem uczuciowym zdawała się być na poziomie emocjonalnym ameby. „Wybrałbym Ciebie” zabrzmiało przynajmniej tak, jak gdyby tylko on miał w tej kwestii cokolwiek do powiedzenia. Jego ton jednak wyraźnie wskazywał na to, że jego słów nie należało traktować poważnie. - Widzę i nawet mnie to cieszy. Choć tak jak mówiłem, nie musisz się obawiać o moją wierność. Dżentelmen wierny jest jednej kobiecie. – odpowiedział na jej komentarz, który już w pełni świadczył o przyznaniu się do winy i rozwiewał wszelkie wątpliwości, co do tego, czy panna Vane pogodziła się z jego „listą podbojów dłuższą niż rolka papieru toaletowego”. Swoją drogą, siedemnastolatek musiał jej oddać, że kreatywnością i bogactwem porównań przebijała go o stokroć. Nie powiedział już jednak ani słowa więcej, bo Jasmine postanowiła pokazać mu swoją wyższość nad innymi kobietami, wpijając się żarliwie w jego usta. W jej oczach nie dostrzegał niczego innego, jak tylko zwierzęcy głód i pożądanie. Najwidoczniej to nie tylko on nie potrafił nigdy w pełni nasycić się jej ciałem. Ich języki złączyły się we wspólnym tańcu, któremu po pikantnej, słownej szarpaninie, najbliżej było do tango. Chłopak złapał wreszcie za nogi dziewczyny, kiedy ta podskoczyła i oplotła je wokół jego bioder. Okręcił się z nią dwa razy, nie odrywając swoich ust od jej warg, a zaraz po tym postawił ją na ziemi, złapał ją za dłoń i pociągnął za sobą przez trzęsawisko, aż w głąb lasu. Jeżeli ktokolwiek pytałby o relację z organizacji obozu, to zdecydowanie narzekałby na problem ze znalezieniem odludnego miejsca. Wreszcie jednak wydawało mu się, że zostali sami. Pchnął więc lekko swoją lubą na jedno z drzew i zaczął obcałowywać każdy zakątek jej ciała. Dalej akcja potoczyła się już sama. Rozgrzani do granic możliwości odnaleźli idealny sposób, by rozładować złość, która jeszcze nie do końca uleciała z organizmu panny Vane. Seks na zgodę zawsze był odpowiedzią. A po takim ogniu nie potrzeba było im wiele czasu, by wspiąć się na wyżyny rozkoszy. Ostatecznie zebrali pozostałości swych ubrań, zakładając je pośpiesznie na siebie, po czym wrócili razem do namiotu, z rozmierzwionymi włosami, z wymalowanym, euforycznym stanem na twarzach.
zt. x2 |
| | | Sponsored content
| Temat: Re: Trzęsawisko | |
| |
| | | |
| Pozwolenia na tym forum: | Nie możesz odpowiadać w tematach
| |
| |
| |