IndeksIndeks  SzukajSzukaj  Latest imagesLatest images  RejestracjaRejestracja  ZalogujZaloguj  

Share
 

 Las

Zobacz poprzedni temat Zobacz następny temat Go down 
Idź do strony : Previous  1, 2
AutorWiadomość
Cú Chulainn O'Connor
Cú Chulainn O'Connor

Las - Page 2 Empty
PisanieTemat: Re: Las   Las - Page 2 EmptyPon 01 Wrz 2014, 16:28

O'Connor przez dłuższy czas myślał nad tym spotkaniem, jednakże z początku wciąż mierziła go sytuacja z pojedynków. Na Merlina, jak mu ten Rosier działał na nerwy, no rzecz niepojęta. Nie dość, że sam w sobie był osobą, której Irlandczyk nigdy by nie polubił, tolerancja mu przychodzi z trudem, jeżeli znajdują się blisko siebie, to na dodatek znajdował się za blisko Aristos. Zdecydowanie za blisko i czasem się nie dziwił, że w szkole wędrują plotki jakoby ta dwójka była parą. Zbywał takie informacje lub prostował, w zależności czy warto było z kimś dyskutować czy też nie - na przykład ze Ślizgonami była to gra niewarta świeczki.
Nie było co jednak dalej się boczyć, i tak nie postawi na swoim, a może stracić przez to Ari. Pozostawało jeszcze lekkie poczucie winny, że zostawił ją w takim stanie, choć z drugiej strony była przecież z tym całym Evanem, na pewno się nią odpowiednio zajął. Dosyć. Nie ma co sobie ciśnienia podnosić, nie o to przecież chodziło. Chodziło o Aristos, o spotkanie z nią, o jej urodziny, jej stan i możliwość po prostu spędzenia ze sobą czasu, bo przecież obóz obfitował w tyle atrakcji, że właściwie jeszcze ani razu nie poświęcili go sobie. Tylko sobie.
O prezencie na jej urodziny pomyślał jeszcze przed jej przyjazdem do Irlandii. Postanowił wykorzystać to, co miał w domu oraz swoje umiejętności. Na szczęście jego rodzina była powszechnie lubiana w okolicy, więc załapanie się na drobne przysługi "po sąsiedzku" nie były problemem. Jedyne co mu było potrzebne to odpowiednia ilość srebra do przetopienia, woda, niebieski barwnik i różdżka. No, na koniec zostawił sobie buszowanie po polach i łąkach w poszukiwaniu jak najlepszego do całego procederu bławatka. Ze wsparciem matki(w końcu kobieta doradzi najlepiej) nakreślił projekt prezentu, następnie u znajomego złotnika zajął się doprowadzeniem srebra do odpowiedniego kształtu i złączeniem w całość, która w efekcie końcowym miała zostać wisiorkiem z niewielkim medalionem. Formując medalion ukształtował z wody okrągły kształt, w którym zatopił kwiat, wykorzystują barwnik do nadanie efektu lekkiej "mgły" na dole medalionu. Zanim błękit zdołał się rozprzestrzenić na resztę medalionu woda zastygła na zawsze, potraktowana zaklęciem. Następnie zawieszenie tego na łańcuszku i e voila. Miał tylko nadzieję, że jej się spodoba. Na łańcuszku, po bokach medalionu ze srebra sąsiad dorobił miniaturowe lecące jaskółki. Całość była zapakowana w czerwony woreczek z niebieską wstążką. Się chłopak postarał, szczególnie, że zmniejszył podarunek i zawsze nosił ze sobą, żeby na pewno nie zapomnieć.
Po opuszczeniu namiotu Huncwotów idealnym zbiegiem okoliczności natknął się na Aristos, a raczej zobaczył ją idącą od strony namiotów nauczycielskich. Wyglądała już dużo lepiej, tylko drobne zadrapania, ledwo widoczne, zdradzały pojedynek z Rosierem. Podszedł do niej z lekkim uśmiechem i położył dłoń na jej ramieniu.
- Hej. - zaczął, wiedząc, że najpierw trzeba poprawić wrażenie. - Wybacz, że cię zostawiłem wtedy z Evanem po pojedynkach, powinienem zostać. Wiesz jak ten typ na mnie działa, gdy jest blisko ciebie, poniosło mnie. Przepraszam, to było głupie z mojej strony i cieszę się, że nic Ci nie jest.
Spoglądał na nią tymi swoimi jasnymi oczami, szukając na twarzy Gryfonki oznak gniewu czy pogardy - jedno i drugie było w jej przypadku możliwe, więc wolał reagować od razu w razie spięcia. Mimo to uśmiech nie znikał z jego ust, a palce delikatnie, właściwie nieświadomie muskały skórę dziewczyny.
- Przejdziemy się? - zaproponował, po czym postanowił objąć lekko Aristos. Jeszcze go nie zdzieliła Petrificusem, więc wziął to za dobry znak. - Byłaś bardzo dobra na pojedynkach. Ja to chyba miałem co najwyżej szczęście, że zaklęcia się udawały.


Ostatnio zmieniony przez Cú Chulainn O'Connor dnia Wto 02 Wrz 2014, 19:49, w całości zmieniany 1 raz
Aristos Lacroix
Aristos Lacroix

Las - Page 2 Empty
PisanieTemat: Re: Las   Las - Page 2 EmptyPon 01 Wrz 2014, 16:31

Chciała go zawołać, ale Gryfon był szybszy; dostrzegł, że zmierza w jego kierunku, przystanął, uśmiechnął się, a w żołądku dziewczyny coś zatrzepotało. Przygryzła wargę, odpowiadając na ten uśmiech z wyraźnym zadowoleniem, jednocześnie przygładzając czerwoną sukienkę, której rozkloszowana spódnica pogięła się gdy siedziała na polowym łóżku brata. Zastanawiała się, czy powinna uprzedzić O’Connora o obecności Francisa, jednak nim zdążyła to zrobić, z czystej troski o zdrowie swojego chłopaka, ten otworzył usta i sprawił, że przeszła jej ochota na ostrzeganie go przed ewentualnym wywiadem, jakie starsze z rodzeństwa na pewno przeprowadzi. Uniosła tylko brwi, krzywiąc nieznacznie wargi i pozwoliła mu się objąć, oplatając pas Irlandczyka drobnymi ramionami.
- Nie powinieneś się przejmować. Tysiąc i jeden raz mówiłam ci, że Evan to przyjaciel. Jest prawie jak brat, przestań być tak cholernie zazdrosny, bo stracę cierpliwość. – ucięła stanowczo, nie mając najmniejszej ochoty psucia popołudnia spięciem na temat Rosiera. Nudziło ją to i męczyło, a kłótnia zwykle i tak pozostawiała ich w punkcie wyjścia, przynosząc zmiany w postaci zszarganych nerwów, zaciśniętych ust i oczu, uciekających w inną stronę. To były jedyne chwile, w których Aristos miała ochotę sięgnąć po różdżkę i sieknąć Cu zaklęciem, które nie miało być żartem, a faktyczną oznaką gniewu. Wyrosła już z tego etapu, choć czasami korciło by zacisnąć palce na cedrowym drewnie, wysyczeć urok i patrzeć, jak uparty Gryfon miota się głową do dołu. Nie zrobiła tego teraz, jednak jakaś złośliwa iskra zamigotała w jej oczach, a wcześniejsze plany nastawienia go psychicznie na konfrontację z jej starszym bratem odeszły na dobre w strefę zapomnienia.
Pochwałę przyjęła z chłodnym uśmiechem, nagrodziła ją pocałunkiem w ramię i krótkim uśmiechem; bławatkowe oczy napotkały niebieskie spojrzenie O’Connora i na kilka długich sekund zatopiły się w nim, pozwalając Irlandczykowi na obranie kierunku ich spaceru, na wyklarowanie drogi, którą przyjdzie im przejść, ramię w ramię. Idealnie wpasowywała się pod jego ramię, obejmując go luźno w pasie i udając, że nie widzi spojrzeń, jakie posyłali im uczniowie. Wiedziała, jakie plotki krążą po obozie i miała szczerą nadzieję, że Cu nauczył się już, by ich nie słuchać. Znał ją całkiem nieźle, wiedział, jaka jest i jak się zachowuje, często robiąc to zupełnie nieświadomie, dlatego liczyła, że nie wyniknie z tego kolejny powód do spięcia, do ostrych słów i ogólnego niezadowolenia. Zastanawiała się, czy wie o śmierci Alexandra, nie sądziła jednak, by mógł nie wiedzieć; Alex był Irlandczykiem, Cu czytywał Proroka, obóz wrzał od domysłów i nowych teorii na ten temat, ale ona zdążyła już zobojętnieć. Odsunąć od siebie widomo uśmiechu, blask srebrzystych oczu. Zapomnieć o dźwięku, jaki towarzyszył śmiejącemu się chłopakowi, o jego dłoniach wplątujących się w palce i burzących fryzurę, gdy przechodził obok na korytarzu. Wyrzuciła go z serca i z głowy, zaciskając zęby i dłonie, powstrzymując siłą cisnące się do gardła łzy. Nie mogła się rozpraszać, a ból oznaczał słabość. Słabość oznaczała błędy, a te... Niektóre z nich popełniało się raz.
Szła obok niego w ciszy, rozglądając się i obserwując powoli gęstniejące poszycie leśne, a potem znów uniosła wzrok, wbijając go w twarz O’Connora. Przesunęła palcami po jego boku, odwracając głowę by ucałować umięśnione przedramię obejmującego ją Irlandczyka i uśmiechnęła się kolejny raz, swobodnie i pogodnie.
- Zapewne wybierasz się jutro na teleportację? – spytała jak gdyby nigdy nic, wyślizgując się spod jego objęcia, robiąc kilka kroków więcej. Odwróciła się, idąc tyłem do kierunku spaceru, by mierzyć Cu badawczym spojrzeniem.
- Tęskniłam. – dodała po chwili zastanowienia, odgarniając włosy za ucho, gdy kilka pukli wyślizgnęło się z upięcia.
Cú Chulainn O'Connor
Cú Chulainn O'Connor

Las - Page 2 Empty
PisanieTemat: Re: Las   Las - Page 2 EmptyWto 02 Wrz 2014, 14:18

Doskonale wiedział jak bardzo Evan był drażliwym tematem dla Aristos i nie dlatego, że i ona miała go dosyć czy cokolwiek w tym guście. O nie, wręcz przeciwnie raczej. Ślizgon był swego rodzaju oczkiem w głowie urodziwej Gryfonki, więc ciężko było przeforsować jakiekolwiek niepochlebne zdanie na jego temat. Na początku Cu Chulainn próbował, jednakże potem nie było sensu, szczególnie jeśli więcej było z tego nerwów niż jakiegokolwiek pożytku. Po prostu trzeba było ustalić ten rewir za chroniony, nietykalny, wręcz radioaktywny. Taka konwersacyjna puszka Pandory, której lepiej nie otwierać. W przeciwnym wypadku będzie z tego tyle nieszczęścia co w mitologii - na skalę światową.
Dlatego też O'Connor porzucił temat Evana i po prostu postanowił czerpać przyjemność ze spotkania z Aristos. Małe sam-na-sam zawsze było w cenie, odprężało i łagodziło nerwy, spychając wszelkie nieprzyjemności czy stres na dalszy plan. O tak, bycie w związku było naprawdę przyjemne, szczególnie gdy można było korzystać z tego w najlepszy możliwy sposób - po prostu się tym ciesząc.
Kiedy dziewczyna pozwoliła mu się poprowadzić na ten mały spacer postanowił obrać drogę w stronę lasu, a potem dalej, między drzewami. Sam nie miał jeszcze okazji na zapoznanie się z obozową okolicą, a przy okazji raczej nikt nie będzie im przeszkadzał. Przy takiej ilości zajęć czy też drobnych intryg między uczniami na miarę tych huncwockich, nikt nie przejmowałby się parą Gryfonów na przechadzce. No, miał taką nadzieję, bo biorąc pod uwagę popularność Aristos nigdy nic nie wiadomo. Póki co los im sprzyjał i gdy zawędrowali głębiej dookoła nie było żywej duszy.
Podążał za nią w wzrokiem, kiedy go wymijała, po czym odwróciła się tyłem do kierunku spaceru. Odpowiadał na jej spojrzenia swoimi, ciepłymi, z tym figlarnym błyskiem w jasnoniebieskich tęczówkach. Często też obdarowywał ją uśmiechem - beztroskim, który zdawał się negować istnienie jakichkolwiek nieprzyjemności na tym świecie.
- Ja również. - odparł wsuwając dłonie do kieszeni wytartych jeansów. - Planowałem cię dopaść już na początku obozu, jednakże zaskoczył mnie tą aktywnością. Słyszałem, że wygrałaś z Pierun tor przeszkód. Aż jestem w szoku, że współpracowałyście.
Zaśmiał się krótko, posyłając jej to zawadiackie spojrzenie, po czym przypomniał sobie ponownie o tym, co chciał "załatwić" na tym spacerze. Wymacał palcami malutki woreczek w jednej z kieszeni, po czym z lekkim, tajemniczym uśmiechem spojrzał na twarz Gryfonki.
- Zamknij oczy. - poprosił, a gdy podejrzliwie przystała na tę prośbę podszedł do niej, jednocześnie powiększając podarunek znajdujący się w dłoni. Wyciągnął łańcuszek, po czym delikatnie zapiął jej go na szyi, a medalion ułożył na jej mostku. Następnie nachylił się i złożył na słodkich wargach Aristos pocałunek - czuły i nie taki krótki. Nie odsuwając się powiedział cicho z uśmiechem:
- Wszystkiego najlepszego, Ari.
Aristos Lacroix
Aristos Lacroix

Las - Page 2 Empty
PisanieTemat: Re: Las   Las - Page 2 EmptyWto 02 Wrz 2014, 21:11

Obserwowała każdy jego krok, każdy ruch, smukłą linię bioder i umięśnionych ud wytrawnego jeźdźca, na których powycierane, znoszone jeansy opinały się w dość absorbujący sposób, a potem jej wzrok przesuwał się wyżej, analizując, świdrując, oceniając. Patrzyła na rysujące się pod koszulką mięśnie, wiedząc jak wyglądają bez materiałowej osłony, jak poruszają się, gdy ich dotyka, jak napinają kiedy jest blisko. Jej oczy przesuwały się po jego ramionach, wyćwiczonych, pewnych ramionach pałkarza i włócznika, docierały do ostrego podbródka i ust, otoczonych teraz jeszcze niewyraźną, lecz w przyszłości zapewne sporą siateczką zmarszczek, pojawiających się wokół skorych do uśmiechu warg. Muskała ładnie wyprofilowane kości policzkowe i docierała do niebieskich oczu, w których od zawsze mieszkała jakaś radość, jakaś jasność, coś, czego nie potrafiła objąć ani umysłem, ani słowami. Coś, czego nigdy nie doceniała, dopóki nie poznała wartości, jakiej niesie ze sobą życie i bliskość drugiej osoby u boku. O’Connor nie należał do jej świata, jednocześnie będąc jego centrum, a to w swoim paradoksie sprawiało, że Aristos czuła się szczęśliwa jak nigdy wcześniej, odsuwając na bok widmo problemów, widmo przyszłych wyborów i niekonsekwencji, jakie mogły ich spotkać na wspólnej ścieżce. Ścieżce, która kiedyś miała podzielić się na dwie odrębne drogi, choć żadne z nich jeszcze tego nie wiedziało.
Kiedy skomentował jej wygraną na torze, po twarzy dziewczyny przemknął niewyraźny cień, który jednak natychmiast zamazał rozbawiony, pełny wyższości uśmiech.
- Oczywiście, że wygrałam. Byłyśmy bezkonkurencyjne. – wzruszyła ramionami, a potem splotła dłonie za plecami, unosząc lekko brew – Naprawdę sądzisz, że w obliczu wyzwania nie potrafię współpracować? Dogadałabym się z Anderson, gdyby od tego zależała moja wygrana. Zresztą, Porunn nie jest taka zła. – dodała jeszcze, po raz kolejny unosząc ramiona w geście wyrażającym tak wiele i zarówno tak mało. Fimmel była jej obojętna, a wcześniejsza wrogość wynikała raczej z niechęci Aristos do awanturniczego, iście karczemnego sposobu bycia dziewczyny, nie z uprzedzenia do Ślizgonki ze względu na jej kontakty z Irlandczykiem. Wyglądało jednak na to, że Porunn ma takie zachowanie w naturze i nic tego nie zmieni, a szkoda było robić sobie z niej wroga. W nadchodzącej przyszłości mogła okazać się niespodziewanie cennym poplecznikiem.
Oderwała się od rozmyślań na temat dziewczyny, gdy zatrzymali się niespodziewanie, a O’Connor kazał jej zamknąć oczy. Zrobiła to, podejrzliwie marszcząc brwi, a potem poczuła jak jego ciepłe, nieco szorstkie palce muskają jej obojczyk, szyję, kark; jak majstrują pod burzą jej włosów, jak dotykają znów skóry, sprawiając, że po ciele przemknął jej elektryzujący dreszcz. Westchnęła bezwiednie, pozostała jednak wierna jego prośbie, a gdy poczuła chłodny ciężar na mostku i jego dłonie, znów przelotnie dotykające skóry, westchnęła po raz kolejny – w samą porę by jej wargi napotkały usta Cu, a ramiona objęły go za szyję, gdy odpowiadała na pocałunek. Nie miała zamiaru wypuścić go z objęć, nawet gdy przerwał pieszczotę i składał jej życzenia. Spuściła jedynie wzrok, przez moment ujmując w smukłe palce medalion, przypatrując mu się z wyraźnym zachwytem; wykonanie, precyzja i wyraźnie przemyślany dobór materiałów zaskoczyły ją, bo nie spodziewała się po zwykle spontanicznym O’Connorze takiego zaangażowania.
Odpowiedziała uśmiechem na jego słowa, a później, zawodząc się na własnym głosie, który uwiązł w gardle falą czegoś miękkiego, tkliwie denerwującego, znów objęła chłopaka za szyję, całując go w odpowiedzi, jednocześnie robiąc kilka kroków w tył. Jej plecy napotkały szorstką korę drzewa, poczuły jego nieustępliwą twardość i nie zamierzały walczyć, pozwalając, by Cu przycisnął ją do niego mocniej, by jego dłonie przesunęły się po jej ciele miękko, z wprawą. Nie oponowała, prowokując go do tego, sięgając po więcej, wymuszając więcej na tym wysokim, ciemnowłosym Irlandczyku, który niespodziewanie wkradł się do jej serca i barbarzyńsko przejął nad nim panowanie.
Nie miała potrzeby mówienia, nie czuła się na siłach, by zaufać własnym myślom, wolała poddać się zmysłom popadającym w przyjemnie rozkoszny marazm, złożony z muśnięć, pocałunków, oddechu na skórze, pieszczocie oczu, dłoni, ust, bliskości. Wsunęła palce pod skraj koszulki Cu, a potem, niewiele myśląc, postępując zupełnie jak na siebie nieracjonalnie, szaleńczo, nierozsądnie i bardzo po ludzku, szarpnęła ją w górę, śmiejąc się z jego zaskoczenia i błysku w niebieskich oczach który podpowiadał, że Irlandczyk wcale nie zamierza się bronić. Byli odpowiednio daleko od obozu, by przypadkowy gość nie próbował im przeszkadzać, byli młodzi, byli zakochani i nie liczyło się nic więcej.
Cú Chulainn O'Connor
Cú Chulainn O'Connor

Las - Page 2 Empty
PisanieTemat: Re: Las   Las - Page 2 EmptyWto 02 Wrz 2014, 21:57

Kiedy objęła go, odpowiadając na pocałunek już wtedy poczuł to przyjemne ciepło, które rozlewało się po całym ciele, mając początek w okolicach klatki piersiowej. Na Merlina, uwielbiał smak jej ust i gdyby były narkotykiem to obawiał się, że cały Mung zaleciłby mu odwyk. A on by na niego nie poszedł, choćby mu grozili Ministerstwem. Nie mógł się oprzeć tej drobnej pieszczocie, które potrafiła zachwiać spokój, wzburzyć na pozór nieruchome morze emocji. Na dodatek coraz bardziej zatracał się w tym niepowtarzalnym smaku.Zapach Gryfonki, dodatkowo sprawiał, że smakowanie jej ust przypominało degustację najlepszego francuskiego wina. Dzięki ci, Merlinie, że Aristos trafiła do Hogwartu, że pomimo kiepskich początków ułożyło się tak, a nie inaczej. Nie docierało do niego jak bardzo ich światy się różniły i że rozłąka, która najprawdopodobniej nie będzie dobrowolna dla żadnej ze stron jest nieunikniona. Nawet by w to nie uwierzył. Zamierzał chwytać każdy dzień z Ari z uśmiechem na ustach, święcie przekonany, że będą w stanie przetrwać wszystko.
Widząc zachwyt na jej twarzy, gdy oglądała swój prezent urodzinowy, zanotował sobie w głowie, by podziękować matce, gdy wróci do domu. Wiedział, że Aristos uwielbia ładną biżuterię, jednakże była to osoba tak samo wybredna co elegancka, więc nie był do końca pewien czy trafi w jej gust. Całe szczęście obawy okazały się zupełnie nietrafione, a uśmiech Gryfonki stanowił dla niego najlepszą nagrodę i dowód. Doprawdy, uwielbiał swój talent do transmutacji, szczególnie, gdy wykorzystywał go, by sprawić innym radość.
Nie mógł powiedzieć jakiej odpowiedzi spodziewał się od Lacroix, ale na pewno nie przypuszczał, że dziewczyna zareaguje w ten sposób. Naprawdę musiała tęsknić, biorąc pod uwagę jak nie odrywała od niego wzroku, a teraz błądziła dłońmi po  jego ramionach, brzuchu, klatce piersiowej. Bez najmniejszego sprzeciwu dał się pociągnąć o te kilka kroków, by następnie zamknąć dziewczynę pomiędzy swoimi ramionami po bokach i swoim ciałem, a konarem drzewa z pozostałych stron. Z jego ust wyrwało się ciche westchnienie, kiedy oboje łapali oddech pomiędzy łapczywymi pocałunkami i pieszczotami.
Ściemniało się coraz bardziej, na szczęście natura przyszła z pomocą i wyczuciem chwili, gdyż do życia budziły się całe stada świetlików. Zauważył je tylko kątem oka, gdy dosłownie na moment odsunął się od Gryfonki, pozwalając, by ta pozbawiła go koszulki, zaś on nie pozostawał dłużny. Jego palce zadziwiająco sprawnie odnajdywały jeden guzik za drugim na jej sukience, odpinając je wyjątkowo nerwowo, jakby nie chciał czekać ani sekundy dłużej. Nie pozbawiając jej jednak ubrania przesunął dłonie na uda Ari, przesuwając po nich palcami, chwytając mocno, podwijając materiał wyjątkowo wysoko, bo chwycił ją mocno i pewnie dopiero tuż pod pośladkami, unosząc nieco i mocniej przylegając do jej ciała. Przygryzł jej dolną wargę, po czym muskając wargami podbródek zaczął namiętnie całować i pieścić jej szyję, szczypiąc zębami skórę tuż pod uchem. Schodził coraz niżej, poświęcając uwagę także ramionom, obojczykom czy mostkowi, wciąż nie ustając w wędrówce. Palce wciąż zaciskały się i niekiedy wbijały w skórę ud dziewczyny, nie czyniąc jej jednak faktycznej krzywdy. Zatracał się w Aristos i wiedział, że jeśli ktokolwiek by mu przerwał przez myśl przeszłaby mu nawet Avada. Pragnął jej, była tylko jego, a on tylko jej.
Aristos Lacroix
Aristos Lacroix

Las - Page 2 Empty
PisanieTemat: Re: Las   Las - Page 2 EmptyWto 02 Wrz 2014, 22:52

Nie widział palców zaciśniętych na różdżce, nie widział ust poruszających się w cichym zaklęciu, nie dostrzegł też blasku w jej oczach, jakiegoś obcego migotania, czegoś dzikiego, nieokiełznanego, blasku mocy paraliżującej zmysły na ułamek sekundy, by zaraz uwolnić je w wybuchu gorąca, w szalonej gorącej potrzebie sięgania granic i przekraczania ich. Świetliki przywołane inkantacją wznosiły się w powietrzu, rozpraszały ciemność swoim światłem, krążyły wokół nich, gdy powietrze zaczynało przesiąkać aromatem tężejącej magii i podniecenia.
Nie byli razem od nocy przed przyjęciem na cześć Lasarusa, nie dotykali się od tamtej pory, nie czuli tego wszechobecnego pragnienia, potrzeby muskania skóry, zaciskania palców na ciele, błądzenia wargami po ustach i pieszczenia oddechem wszystkich wrażliwych miejsc, jakie tylko były w zasięgu wzroku i nienasyconych rąk. Słońce powoli zachodziło, niebo przybierało odcień krwistego fioletu, a później, coraz wolniej, lecz konsekwentnie, obracało się w intensywny granat, upstrzony gwiazdami, których migotliwe światła widziała pomiędzy koronami drzew, gdy odchylała głowę do tyłu, pozwalając Irlandczykowi wodzić wargami po swojej szyi. Nie pozostawała mu dłużna, palcami zaznaczając ścieżkę od jego karku do paska znoszonych jeansów, poznając krzywizny jego ciała, zaznaczając smukłymi palcami miejsca, których pieszczenie przyprawiało go o przyjemny dreszcz, badając krok po kroku, centymetr po centymetrze rysujące się pod skórą mięśnie, wystające wzniesienia kości biodrowych, odznaczające się przy płaskim, twardym brzuchu O’Connora. Roześmiała się cicho, gdy sięgnął palcami jej dekoltu, wplątała dłonie w jego włosy, przyciągnęła Irlandczyka do kolejnego gwałtownego pocałunku, a kiedy chwycił ją mocno pod pośladkami i uniósł do góry, jakby nie ważyła nic, jej nogi objęły jego biodra, stabilizując filigranowe ciało w silnych ramionach. Nie przejmowała się w tym momencie rozchełstaną sukienką, materiałem podwiniętym nieprzyzwoicie wysoko, lokami, które wymknęły się z upięcia i opadały na jej plecy i ramiona, łaskocząc O’Connora gdy wtulał twarz w jej szyję i przenosił się pocałunkami coraz niżej, sprawiając, że oddech Gryfonki przyspieszał. Jej ciało poruszało się w naturalnym tańcu odruchów, prężąc się i napinając, gdy kolejne dreszcze przemykały pod wrażliwą skórą, gdy chłodne powietrze na wilgotnych śladach po ustach Cu sprawiało, że drżała, jednak nie z zimna. Pulsujące gorąco rozprzestrzeniało się po jej ciele niczym jad, gdy wplątywała palce w ciemne włosy chłopaka, gdy gładziła jego kark, drapała ramiona i plecy.
Odchyliła głowę do tyłu, przygryzając wargę i przez moment śledziła wzrokiem świetliki, migoczące w ciemnościach, pojawiające się tłumnie, krążące wokół nich, zwabione zaklęciem. To była piękna magia, piękna i prosta, a tak cudowna. Francis nauczył ją tego zaklęcia, gdy jako dziecko bała się ciemności, jednak nigdy nie sądziła, że wykorzysta je w takiej sytuacji.
Odtrąciła te myśli na bok, ujmując twarz Irlandczyka w dłonie i składając na jego wargach kolejny zachłanny pocałunek. Nie liczyło się teraz nic po za ciepłem jego ciała, gładkością skóry, którą całe wakacje smagało słońce i ciepły, irlandzki wiatr. Nie liczyło się nic, nic ponad jego dłonie na udach, ponad łapczywe pieszczoty, ponad chęć bycia tak blisko, jak tylko fizycznie jest to możliwe. Wysunęła ramiona z rękawów sukienki jednym zgrabnym ruchem i uśmiechnęła się do O’Connora wyzywająco, gryząc go w szyję, zostawiając wyraźny, czerwony ślad, z premedytacją, złośliwie. Wiedziała, że nie pozostanie jej dłużny, ale nie obchodziło jej to.
Mieli jedynie kilka kradzionych chwil, nim los zdobędzie się na odpowiedź.
Cú Chulainn O'Connor
Cú Chulainn O'Connor

Las - Page 2 Empty
PisanieTemat: Re: Las   Las - Page 2 EmptyWto 02 Wrz 2014, 23:32

+18



Nie sądził, że to właśnie magia Aristos spowodowała obudzenie świetlików i ich wyjątkową aktywność dookoła tej dwójki Gryfonów. Czuł jak jego ciało rozgrzewa się przez pożądanie, jednocześnie pobudzane drżeniem mięśni Aristos, które mógł tak wyraźnie czuć tuż tuż. Miał wrażenie jakby cała magia, jaką przesiąknięty jest jego organizm jako czarodzieja wzbiera, napiera na skórę od wewnątrz chcąc eksplodować lada moment. Można śmiało powiedzieć, że Cu Chulainn czuł się panem świata, życia i śmierci, gdy trzymał Lacroix w swoich ramionach, gdy pieścił ją, a ona nie pozostawała mu dłużna, ukazując jak bardzo i ona pragnie jego. Nie wiedział skąd to uczucie wszechmocy się bierze, wziął to za mieszankę uczuć i silnych emocji, które, siłą rzeczy, oddziaływały w jakimś stopniu na jego organizm, na cyrkulującą w żyłach magię.
Kiedy Ari poszła za ciosem i oswobodziła się z rękawów sukienki spojrzał na nią, a widząc jej wyzywające spojrzenie, unoszącą się szybko klatka piersiowa, ukazującą jak płuca walczą o oddechy chłodnego już powietrza, uśmiechnął się, unosząc tak charakterystycznie jeden kącik ust wyżej. Patrzył na nią dziko, jego i tak jasne oczy zdawały się jarzyć niczym ślepia wilka w środku nocy. Właśnie z pożądaniem wymalowanym na twarzy, z rządzą odbijającą się w każdym spojrzeniu i oddechu przypominał wilka, którego tytuł czasem mu nadawano. Na ugryzienie więc wyszczerzył zęby drapieżnie, po czym warknął w odpowiedzi i ugryzł ją tuż pod obojczykiem - jak nic zostanie ślad.
Zaśmiał się, gdy syknęła i pociągnęła go mocniej za włosy. Zerwał z niej sukienkę jednym szarpnięciem, rzucając ją następnie na ziemie, nie przejmując się z jakiegoż to drogiego materiału najprawdopodobniej nie jest. Chwycił dziewczynę mocniej za pośladki, by odsunąć ją od drzewa, padł najpierw na kolana, by dosłownie sekundę później położyć Ari na połaci mchu tuż obok, samemu znajdując się tuż nad nią. Ponownie ją pocałował, zachłannie podgryzając wargi, smakując wnętrze jej ust. Jednocześnie dłonie powędrowały w stronę bielizny Gryfonki, pozbywając się bezceremonialnie jej górnej części.
Westchnął tuż przy jej uchu, pozwalając, by oddech otulił jej i tak już wrażliwą skórę, schodząc znowu coraz niżej niżej, tym razem na mostku się nie zatrzymując. Dłonie pieściły uda i pośladki dziewczyny, a Irlandczyk w tym czasie przesuwał już językiem po jej piersiach, trącając co i rusz sutki. Reagował uśmiechem na najdrobniejsze reakcje jej ciała - drgnięcia, westchnienia, wstrzymywanie oddechu. Płonęła pod jego palcami, a on odpowiadał własnym ogniem, który ani myślał gasnąć czy chociaż zatrzymać się w miejscu.
Zassał jeden z sutków, na moment łapiąc go między zęby, drocząc się. Wiedział, że pragnęła więcej, pamiętał doskonale tamte noce z Irlandii. Wiedział co pobudzało łaknące rozkoszy ciało Lacroix, co doprowadzało ją do szaleństwa, dlatego też postanowił jedną z dłoni przesunąć wzdłuż jej talii, by "pomogła" ustom. Chciał więcej, chciał wszystko. Chciał Aristos.
Aristos Lacroix
Aristos Lacroix

Las - Page 2 Empty
PisanieTemat: Re: Las   Las - Page 2 EmptySro 03 Wrz 2014, 22:10

Mech pod jej plecami był przyjemnie miękki, lekko wilgotny, pachniał żywicznie świeżością lasu i jego poszyciem, drobnymi listkami młodych paproci wychylających nieśmiało głowy spomiędzy korzeni drzewa, wyrastających gdzieniegdzie spod żyznej ziemi. Czuła chłód roślin dotykających jej rozgrzanej skóry ale nie przejmowała się tym, skupiona w zupełności na dotyku warg muskających jej ciało, na silnych dłoniach przesuwających się w dół i w górę, dotykających, pieszczących, biorących w posiadanie to, co należało do nich i jedynie do nich. Nie miała zamiaru się opierać ani udawać, że wcale tego nie chce, nie było powodu do takiej nieszczerości względem własnych zmysłów. Pragnęła go. Pragnęła Cu jak jeszcze nigdy nikogo, chciała mieć go blisko, najbliżej jak to tylko było możliwe, chciała czuć jego ciało przy swoim i brać tyle, ile tylko chciała, w zamian dając jeszcze więcej.
Prężyła się pod pieszczotą jego palców, wzdychała cicho, gdy szorstkością języka i wilgocią ust przynosił jej zmysłom kolejny wstrząs, następną dawkę gorąca, następną porcję rozkoszy rozprzestrzeniającej się niczym trucizna, wywołującej dreszcze, przyspieszającej oddech, podnoszącej ciśnienie, rozpalającej i tak wrażliwą już skórę, stawiającej na baczność supełek przyjemności rozplatający się w dole brzucha. Roześmiała się cicho, gdy muśnięcie na boku załaskotało, spięło nieświadomie mięśnie, zaatakowało koniuszki nerwów niespodziewających się takiej subtelności pomiędzy zachłannością, jaką ją obdarzał. Jej dłonie były w jego włosach, na karku, na umięśnionych ramionach; zostawiały czerwone ślady na barkach, na plecach, przyciągały chłopaka bliżej, niecierpliwie, a zaczerwienione, nabrzmiałe od pocałunków wargi sięgały po następny pocałunek niezbyt delikatnie, wprawnie, mocno. Nie obchodziło jej, że miejsce i czas są zdecydowanie niestosowne do takich zachowań, że ktoś, ewentualnie, może ich przyłapać, nakryć, przerwać te słodkie zbliżenie, te chwile przyjemności wyrywającej ich ciała z marazmu codzienności, z zastoju jaki niosła ze sobą tęsknota silniejsza od czegokolwiek, co kiedykolwiek zaznali. Płonęła pod jego palcami, a on odpowiadał jej z tą samą intensywnością, z tym samym niecierpliwym błyskiem w oku, czymś wilczym, obcym, dzikim. Podniecająco fascynującym.
Nie miała problemu z przebywaniem pod jego ciałem, nie musiała dominować wszędzie i zawsze; jego przyjemny ciężar jedynie pobudzał, szczupłe nogi oplotły biodra Irlandczyka, ciało falowało w naturalnym tańcu odruchów instynktownych, bezwiednych, znamionujących gotowość, chęć, niezaspokojenie. Jego dłonie były wszędzie, a ona nie oponowała, odchylając głowę do tyłu i wsłuchując się we własny, przyspieszony oddech.
Nad ich głowami niebo przybrało czarny kolor, świetliki migotały i zataczały koła, zwabione promieniującą z dwójki zakochanych ludzi magią, tak intensywną i silną, że nie było dla nich w tej chwili granic. Czas się zatrzymywał, zwalniał, by zerknąć choć przez moment na parę, którą wiązało nie tylko przeznaczenie i uczucie, ale i coś głębszego, starszego niż świat, skradającego się powoli w mroku lasu, w szepcie wiatru pomiędzy liśćmi. Los zaciskał pętlę coraz mocniej, szykując się do zadania kulminacyjnego ciosu, ale oni nie mieli o tym pojęcia. Skupili się na sobie, na gorących oddechach, łapczywych pocałunkach i uczuciu skóry ocierającej się o drugie ciało. Nie liczyło się nic. Nic, ponad zwierzęce pragnienia i chęć posiadania. Aristos chciała wielu rzeczy, jednak w tym momencie... W tym momencie pragnęła tylko niebieskookiego Irlandczyka. Niczego więcej. Niczego mniej. W jego ramionach mogłaby zwyczajnie zapomnieć o świecie, to nie oznaczało jednak, że świat zapomni o niej. Błyski i zamieszanie od strony obozu dotarły do nich niespodziewanie, odrywając dziewczynę od kolejnego pocałunku. Niecierpliwie odsunęła od siebie głowę O'Connora, unosząc się na łokciach i nasłuchując uważnie, czujnie. Coś po jej karku prześlizgnęło się nieprzyjemnym, lepkim, chłodnym dreszczem, a chwilę później podnosiła się już, sięgając po bieliznę i sukienkę.
- Powinniśmy wracać. - powiedziała twardo, chociaż bławatkowe oczy wpatrywały się w Irlandczyka z wyraźnym rozżaleniem, jakąś irytacją, że los znów płata im nieprzyjemnego figla. Jednocześnie uścisk w żołądku nie pozwalał jej radować się przyjemnością, zwłaszcza, że zamieszanie rosło i wydawało się być coraz mniej zabawowe. Machnęła różdżką, czyszcząc sukienkę ze śladów, jakie niosły ze sobą igraszki w leśnym poszyciu, a potem podeszła do Cu, podając mu jego koszulkę.
- Pamiętasz naszą rozmowę, w czerwcu? Na wieży...? - spytała, wiedząc, że nie musi czekać na potwierdzenie. Uniosła się na palcach, całując go miękko, długo. Rozpaczliwie.
- Uważaj na Vincenta. Proszę. Trzymaj się od niego z tak daleka, jak tylko możesz. Cokolwiek by się nie działo. - wyszeptała, muskając wargami jego policzek i odsuwając się. Chwila słabości minęła, szczupłe palce sprawnymi ruchami ujęły włosy w koński ogon, a Gryfonka chwyciła dłoń swojego ukochanego, prowadząc go szybkim krokiem w stronę obozu.
Gdyby wtedy wiedziała, co ich czeka, być może rozważniej rozpatrzyłaby możliwości i wybrała złocisty blask świetlików nad głowami, niż piekło, które miało się rozpętać.

[z tematu x 2]
Sponsored content

Las - Page 2 Empty
PisanieTemat: Re: Las   Las - Page 2 Empty

 

Las

Zobacz poprzedni temat Zobacz następny temat Powrót do góry 
Strona 2 z 2Idź do strony : Previous  1, 2

Permissions in this forum:Nie możesz odpowiadać w tematach
Marudersi :: 
Fasolkowo
 :: 
Archiwum
 :: Fabularne :: Eventy :: Obóz Letni :: Teren Obozu
-