IndeksIndeks  SzukajSzukaj  Latest imagesLatest images  RejestracjaRejestracja  ZalogujZaloguj  

Share
 

 Las

Zobacz poprzedni temat Zobacz następny temat Go down 
Idź do strony : 1, 2  Next
AutorWiadomość
Mistrzyni Proxy
Mistrzyni Proxy

Las Empty
PisanieTemat: Las   Las EmptyCzw 07 Sie 2014, 11:16


Najzwyczajniejszy w świecie las, skupisko drzew, trochę mchu, paproci i innych niezbędnych dla tego ekosystemu składników. Żyją w nim na pewno jakieś magiczne stworzenia, ale raczej nie trzeba bać się, że zaraz wyłoni się z mgły wkurzony centaur albo wygłodniała akromantula.
Tanja Everett
Tanja Everett

Las Empty
PisanieTemat: Re: Las   Las EmptySob 16 Sie 2014, 12:12

Mozolnie, kawałek po kawałku Tanja odbudowywała swój świat po pożarze i zabójstwie matki. Nie dało się ukryć, że bardzo pomagał jej w tym Michael. Jego listy i jego obecność na obozie.. to dla niej wiele znaczyło. Nadal miotła się co zrobić z nim i z Xavierem, ale nieświadomie wracała myślami tylko do tego pierwszego. Pojawiał się w jej snach i zawsze, ale to zawsze był. Może świadomość, że zainteresował się nią i zdradził swój sekret tak ich łączyła? Może. Kto to wie.
Tanja jakimś cudem dała się namówić na obóz. Jej pojawienie się na apelu wzbudziło małe poruszenie. Widziała niedyskretne spojrzenia i szepty, gdy mijała kolejna grupkę ludzi. Co widziała w ich oczach? Lęk? Niedowierzanie? Wstręt? Kpinę? A może współczucie? Najlżejsze były dla niej spojrzenia pełne obojętności. Tylko jedne oczy, o cudownym kolorze karmelowej czekolady wydawały się promienieć na jej widok. Serce zabiło jej mocniej, kiedy chociaż on cieszył się prawdziwie na jej obecność. Pomachała mu z daleka, nie chcąc przebijać się przez tłum. Był w otoczeniu swoich kumpli, którzy raczej nie byli zachwyceni z faktu, do kogo uśmiecha się Bonner.
Postanowiła spotkać się z nim, gdy tylko się rozpakuje. Dziewczyna wylądowała w namiocie z Taneshą, co bardzo poprawiło jej humor. Kobieta mogła liczyć na wsparcie chociażby ze strony niesiostry.
Udała się z grupką dziewcząt do swego namiotu i gdy tylko rozpakowała swoje rzeczy, wsunęła za obróżkę Rubina liścik do Michaela, by spotkali się w lesie. Fretka wróciła po chwili z odpowiedzią. Tanja westchnęła i dziesięć minut przed godziną spotkania wyszła z namiotu. Zaskakujące było to, że obok niego kręcił się jeden z kumpli Michaela, David? Chyba tak mu było. Wykrzywił usta na widok Everett, jakby na nią czekał. Trzymał w ręku butelkę whiskey. Gryfonka spojrzała na niego przelotnie i chciała go minąć.
-Ej, Everett! Zaczekaj. -chłopak zatrzymał ją, łapiac za ramię i zmuszając, aby się odwróciła. Tan uniosła brwi w niemym zdziwieniu.
-Co chcesz? -zapytała go.
Chłopak uniósł butelkę whiskey i wyciagnął ja w kierunku Everett.
-No chyba nie chcesz, abym... -zaczęła ze skwaszoną miną.
-Słyszałem, że się macie spotkać z Michaelem, ale nie zdążyłem do zatrzymać, zanim wyszedł do namiotu Ślizgonek. Wiesz, czekały na niego. -David uniósł brwi znacząco. -Przekaż mu to z wiadomością, że wygrał nasz mały zakład.
Tanję zmroziło, chociaż nie chciała wierzyć w to co słyszy. Z jednej strony serce, a z drugiej logika..
-Nie wierzę Ci. -mruknęła.
-Tak? No to zobaczymy, czy się spóźni. Jak tak to możesz liczyć na to, że mówię prawdę, on ma opracowane ile ma co trwać w jego wykonaniu. Zaskoczona? -David wcisnął jej whiskey do ręki. -Chyba nie myślałaś, że zainteresował się Tobą bez powodu. Jesteś Gryfonką, takie go nie interesują. Założyliśmy się, czy Cię wyrwie. Możesz mu powiedzieć, że wygrał. To na razie. -David odwrócił się na piecie i odszedł. Tanja patrzyła jak zaczarowana na butelkę i poczuła napływ wściekłości i rozżalenia. To niemożliwe...
Na miękkich kolanach poszła w kierunku lasu. Czekała jakby stała na rozżalonych węglach. Nie wiedziała, że David, ten sam, któy ogłosił jej te fałśzywe wieści specjalnie zatrzymywał teraz Michaela w namiocie. Minuty mijały jedna za drugą, a Tanja czuła jak znajome słone krople pojawiają się w jej oczach. Zawiodłą się po raz kolejny. Mozolnie odbudowywany świat znowu zaczynał stawać się ruiną...
Michael Bonner
Michael Bonner

Las Empty
PisanieTemat: Re: Las   Las EmptyNie 17 Sie 2014, 22:59

Michael musiał przyznać, że pomimo tego, iż na zaręczynach w towarzystwie Yumi naprawdę mu się podobało, zdążył się przez ten czas stęsknić za Tanją. Cieszył się więc, że na obozie będą mogli się spotkać, a przede wszystkim, że panna Everett zdecydowała się na niego pojechać. Nie wiedział jeszcze, jak potoczą się ich losy i czy będzie potrafił się pogodzić z tym, że dziewczyna oddała serce innemu. Po cichu na pewno wierzył w to, że jego obiekt westchnień porzuci dawne miłostki i przybiegnie jeszcze do niego, ale nie mógł być pewien. Na razie starał się nie myśleć o tym, co będzie jutro. Próbował jej pomóc i wyrzucał sobie,, że zostawił ją po tym, jak przyznała się, że jest w związku z Xavierem. Zachował się jak dzieciak, a przecież naprawdę zależało mu na tej Gryfonce.
Siedział właśnie w namiocie, kiedy dojrzał wbiegającą do niego fretkę. Rubin! Rozpoznał w niej żyjątko należące do Tanji. Zobaczył, że fretka przyniosła mu liścik. A więc jednak panna Everett chciała się z nim spotkać! Kąciki jego ust wygięły się w szerokim uśmiechu, a Ślizgon szybko zabrał się za odpisywanie, oddając kartkę z odpowiedzią pupilowi pięknego dziewczęcia. Pogłaskał nawet Rubina, chociaż ten zdawał się nie być wcale zadowolony z jego wyrazów czułości.
Kiedy zbliżała się godzina spotkania, młody Bonner zabrał się za przygotowania. Wziął szybki, zimny prysznic i przebrał się w wygodne spodnie do kolan i koszulkę z jakimś abstrakcyjnym wizerunkiem, który właściwie, nie wiadomo, co przedstawiał. Chłopak spojrzał na zegarek i ze zrezygnowaniem stwierdził, że spóźni się kilka minut. Wybiegł szybko z sypialni i podążył w kierunku lasu, nerwowo zerkając na wskazówki. Dotarł na miejsce może z pięć… maksymalnie siedem minut po czasie, co zresztą nie powinno dziwić. Michaelowi po prostu zdarzało się spóźniać, o co pieklili się niektórzy nauczyciele. Rzecz jasna, Mickey nie spotkał się już z Davidem. Widział tylko, że Tanja trzyma w ręku butelkę whiskey, co było dla niego już samo w sobie zaskakującym obrazem. Chciała się z nim napić? Może stwierdziła, że na obozie pozwoli sobie na nieco więcej?
Szesnastolatek podszedł do tej ślicznej Gryfonki, o której nie mógł przestać myśleć na kilka dni przed wyjazdem na obóz. Zamierzał przytulić ją na przywitanie, chociaż nie wiedzieć czemu, odnosił wrażenie, że coś jest nie tak. Jej mina nie przekazywała pozytywnych emocji, zaś Mike z tego powodu zaczął zastanawiać się, czy aby panna Everett znów nie została w jakiś sposób brutalnie doświadczona przez los.
-Coś się stało? – pozwolił sobie więc zapytać, patrząc uważnie na jej twarz. W takich momentach żałował, że sztuka legilimencji była mu obca. No cóż, miał przynajmniej nadzieję, że Tanja nie okaże się typową kobietą i uraczy go jakimś wyjaśnieniem. Zabawne jednak było to, że zupełnie nie spodziewał się jej reakcji, ani nie przypuszczał, że któryś z jego ślizgońskich kumpli postanowił mu tak mocno dopiec.
Tanja Everett
Tanja Everett

Las Empty
PisanieTemat: Re: Las   Las EmptyPon 18 Sie 2014, 03:12

Oczekiwanie było denerwujące i zarazem przerażające. Nie wiedziała, jak się zachowa, gdy go zobaczy. Jeszcze parę minut temu chciała mu się rzucić na szyję i oznajmić, że zostawi stary związek za sobą i chce być z nim. Nikt nie dał jej ostatnio tyle szczęścia co ten Ślizgon. Swoją drogą miała dziwne uwielbienie do tego zielonego koloru. Ilu to już szczęśliwców z domu Węża miało szansę zakosztować jej ust? O wiele więcej niż z innych domów. Zabawne, ale co mogła poradzić, że jej natura w wielu punktach zgadzała się niemal w stuprocentach z charakterem rodowistego wychowanka Slytherinu? Kiedyś ktoś powiedział jej, że ambicji i upartości nie powstydziłby się sam Salazar. Nie wiedziała jak to odbierać. Wszyscy wiedzieli, że Ślizgoni byli niezbyt lubiany poza swoim domem. Poza tym wielu z nich miało zadatki na przyszłych morderców. Komentarze tego typu Tanja okraszała cynicznym uśmieszkiem i odchodziła. Może ludzie nie doceniali faktycznych cech tego domu? Można było wśród jego mieszkańców dojrzeć ludzi prawych i wrazliwych. Dowodem na to był chociażby Michael.. no właśnie.
Po tym co Tan usłyszała z ust Davida, jego kolegi, miała totalny chaos w głowie. Przecież nie było to możliwe, aby chłopak tak postępił wobec niej! Jakim cudem mógł przybiec do niej w środku nocy, obiecywać te piękne rzeczy i przytulać, gdy było na prawdę źle? A może... cichy głosik z tyłu głowy podpowiadał jej niewybrednie, że może wtedy w bibliotece on nie był zły o to, że kogoś ma i nie da mu szansy... tylko, iż przegra zakład. Mogło tak być. Tanja chodziła w miejscu zauważając, że faktycznie chłopak się spóźniał. Gryfonka zagryzła nerwowo dolną wargę, powstrzymując jęk zawodu i rozczarowania. Zaufała mu... widocznie znowu się pomyliła.
Poderwała głowę, gdy usłyszała szelest liści. Serca zakuło ją boleśnie, gdy dojrzała jego uśmiech. Był prawdziwy czy moze fałszywy, jak wszystko inne? Dlaczego David miał by się tak starać aby jej to przekazać? Wymyślił sobie aż tak skomplikowana historyjkę? Po co? Zacisnęła palce mocniej na butelce, której szkło ją parzyło. Miała wszystkiego dosyć. Chciała zniknąć z powierzchni ziemi i nigdy nie widzieć już słońca.
Kiedy Michael chciał ją przytulić, sercem lgnęła już do niego i nabierała sił w cieple jego ciała, ale jej własne... zrobiła krok do tyłu w geście obronnym. Nie chciała, aby ją dotykał. Odżyły by uczucia, wspomnienia, które chciała zabić...
-Zostaw mnie. -warknęła nieprzyjemnie. Czuła, jak łzy zbierają się pod powiekami. Znowu przez niego. Podniosła butelkę.
-Mam Ci to przekazać. Od Davida z wyrazami uznania za wygrany zakład. -wydusiła z siebie, chociaż adrenalina podskoczyła jej niebezpiecznie. Miała ochotę pozbawić Michaela tego uśmiechu. Rzuciła w niego butelką w niekontrolowanym ruchu, a przez nerwy chybiła i cały alkohol rozbił się na pniu za chłopakiem. Odłamki szkła i napój rozprysły się we wszystkie możliwe strony, nawet jeden kawałek szkła uderzył w nogę Tan, dobrze, że miała długie spodnie.
-Ty szujo... wredny, nędzny, bezduszny... -zaczęła mówić to, co jej przyszło na język. I jeszcze to, że się spóźnił jak przepowiadał David... to wszystko układało się w miarę logiczną całość.
-A ja Ci ufałam. A to chodziło tylko o durny zakład. Co Ci obiecali za to, że mnie przelecisz?! Powiedz, odkupię Ci, byś nie był stratny! -zamrugała w bezsilnej złości i parę słonych kropel uciekło na jej policzki. Otarła je pospiesznie. Chciała już stąd iść. Uciec na sam koniec świata. Nie chciała być już z nikim. Ani z nim ani z Xavierem.
Łzy popłynęły gęstszym strumieniem. Tan musiała z zaskoczeniem przyznać, że zdarzało jej się płakać coraz częściej. Nadrabiała braki z lat poprzednich. Nie chciała patrzeć na Michaela ani go nawet słuchać.
Michael Bonner
Michael Bonner

Las Empty
PisanieTemat: Re: Las   Las EmptySro 20 Sie 2014, 16:14

Michael był niezmiernie szczęśliwy ze spędzonych wakacji. Dawno nie czuł się tak dobrze. Zaręczyny, na których był z Yumi okazały się o wiele ciekawsze, niżeli się podziewał. Nawet pomimo tego, że dziewczyna nie powiedziała mu o zmianie narzeczonej Carrowa. Ślizgon wybawił się do białego rana, ba, nawet został zaciągnięty do tańca, chociaż to mu akurat nigdy nie szło za dobrze. Potrafił może i ruszać się do muzyki, ale po pierwsze, do swojej, po drugie, sam. Taniec towarzyski zawsze był jego piętą achillesową, a Mickey musiał dokładać wszelkich starań, byleby nie podeptać swojej partnerki. O ile któraś już zaciągnęła go na parkiet, bo to wcale nie było takie proste. Szesnastolatek stronił bowiem od kocich ruchów, szczególnie właśnie na takich sztywnych imprezach, gdzie oczekiwano od przybyłych przynajmniej podstawowej znajomości walca.
Ale tak naprawdę, w głębi duszy, młody Bonner oczekiwał na spotkanie z Tanją. Dlatego, kiedy tylko zobaczył się z nią na skraju lasu, zyskiwał chęci do życia. Nie sądził jednak, że los, a właściwie jego kolega ze Slytherinu, pisał mu zupełnie inny scenariusz, niżeli chłopak ułożył sobie w głowie przed wyjściem z namiotu. Panna Everett wcale nie miała ochoty napić się z nim drinka, ale rzucić butelką whiskey w niego. Ślizgon zupełnie nieprzygotowany na nagły cios, uchylił się lekko, choć taki unik na niewiele by mu się w takiej sytuacji zdał. Na szczęście, Gryfonka nie trafiła, a butelka rozbiła się na pobliskim drzewie. Odłamki szkła odbiły się w kierunku Michaela, który jednak otrzepał tylko spodnie i koszulkę, wbijając swoje zaskoczone spojrzenie w oczy towarzyszki.
-Jaki zakład? – wyrwał wreszcie, nadal nie mogąc wyjść z szoku. Biedny szesnastolatek nie miał nawet pojęcia, o co chodziło. Próbował domyślić się, co mogło zajść, kiedy się spóźniał, ale nic nie przychodziło mu do głowy. Nie podejrzewałby bowiem swoich znajomych z Domu Węża o takie nielojalne zagrywki. Nie miał jednak czasu na przemyślenia, bo w jego uszach rozbrzmiała wiązanka przekleństw rzuconych przez Tanję pod jego adresem. Musiał przyznać, że dawno nie zrobiło mu się tak przykro. Co gorsza, nawet nie wiedział, czym zasłużył sobie na takie traktowanie. Dopiero po chwili dowiedział się o rzekomym zakładzie i o tym, że jednak któryś z jego znajomych dopuścił się zdradzieckiego posunięcia. Szkopuł tkwił w tym, że wspomniany przez Gryfonkę zakład nigdy nie miał miejsca. Mike widział jednak, jak po twarzy panny Everett spływają kolejne łzy i jemu samemu serce się krajało. Musiał przekonać ją, że to nieprawda, ale nie był pewien, czy mu uwierzy. Złapał ją za rękę, przyciągając do siebie, mimo że ta kazała mu zostawić siebie w spokoju.
-Kto Ci to powiedział? Myślisz, że zakładałbym się o takie głupoty, a później mamił Cię historyjkami o mojej rodzinie? – mruknął wyraźnie rozczarowany przebiegiem sytuacji. Jego mina wyrażała, zresztą, więcej niż tysiąc słów. Od nieskrywanego smutku, przez wyrzuty, aż do rozżalenia spowodowanego wizją jej odejścia.
-Nikt, prócz Dumbledore’a nie wie o mnie tyle, co Ty, Tanja. Nie mówiłbym Ci tak wiele, gdyby zależało mi tylko na jakimś głupim zakładzie. Zależy mi na Tobie. – dodał po chwili, starając się jakoś wytłumaczyć z czegoś, czego nie zrobił. To było chore, ale zdawał sobie też sprawę z tego, że krążą o nim niepochlebne opinie, toteż nie mógł winić Gryfonki za to, że uwierzyła w słowa któregoś z koleżków ze Slytherinu. Niech on tylko dorwie tego gnoja, a winowajca na pewno pożałuje, że się urodził.
-Ufałaś mi… a teraz już mi nie ufasz? Po jakichś głupich plotkach? Nie wiem, kto Ci naopowiadał takich bzdur, ale wcale nie myślałem tylko o tym, żeby Cię zaliczyć. Przykro mi, że masz o mnie takie zdanie. Nie jestem wcale taki, jakim mnie malują. Chciałem Ci pomóc. I nadal chcę, ale nie wiem czy Ty mi wierzysz. – zakończył wreszcie swoją i tak długą wypowiedź. Czuł się jednak zobowiązany do tego, aby wyjaśnić to cholerne nieporozumienie, mimo że on sam nie miał z nim nic wspólnego. W jego głowie roiło się od przekleństw skierowanych w stronę nieznajomego jegomościa, który uraczył go takim koszmarem. Chłopak już zaciskał ręce w pięść, wyobrażając sobie obitą twarz tajemniczego zdrajcy.
Tanja Everett
Tanja Everett

Las Empty
PisanieTemat: Re: Las   Las EmptyCzw 21 Sie 2014, 01:26

Czy można było się dziwić Tanji, że mimo zaufania, jakim darzyła Michaela była skłonna uwierzyć w te kłamstwa? Dla osób patrzących na to z boku to było jedno wielkie nieporozumienie i Bonner lepiej by zrobił, zostawiając tę pannę na pastwę losu. Jednak dla tej dwójki sytuacja była o wiele bardziej skomplikowana. Młoda Everett szukała pomocy nie raz i to w świecie dorosłych i nigdy jej nie uzyskała. Skoro więc nie mogła ufać dorosłym, to z jakiej racji rówieśnicy mieli być traktowani inaczej? Miotała się po świecie, nie chcąc nigdzie zagrzać miejsca na dłużej, ale był jeden jedyny świetlisty punkt na horyzoncie, jakim była mama. Jej ufała zawsze. Sytuacja z wakacji, gdy musiała patrzeć na jej bestialskie morderstwo.. gdy słyszała jej męczeński krzyk, gdy nie potrafiła jej pomóc... to nie było łatwe. Uważała się za na prawdę silną, bo nie uroniła jednej łzy, gdy ojciec katował ją do nieprzytomności. Sądziła, że nic jej nie złamie, nawet śmierć, a ona sama będzie tylko zbawieniem. Myliła się, tak strasznie się myliła. Jej psychika runęła jak domek z kart i jej stosunek do życia zmienił się diametralnie. Po obozie nie chodziła pewna siebie, nieco ironiczna i warkliwa Gryfonka z dumnie wypiętą piersią. Między namiotami przechadzała się nieco zgarbiona, zahukana dziewczyna, która nie wiedziała, co ze sobą zrobić. Łzy płynęły strumieniami każdej nocy, gdy tylko nawiedzał ją ten straszny sen... gdy widziała płonącą Nikitę. Która krzyczała, żeby jej pomogła, a Tanja nie mogła...
Budziła się zlana potem i jej lęk wzrastał. Wiedziała, że nie może spotkać tutaj nigdzie ojca, ale nadal pozostawał niepokój. Jak cień podążał za nią i nie pozwalał odetchnąć. Życie w takim stresie popychało do irracjonalnych zachowań, więc nie można było się dziwić Tanji. Nie można było oczekiwać od niej, że będzie zachowywać się dojrzale i logicznie, skoro nie miała pojęcia kim jest i jaka jest jej rola na tym świecie. Chciała się wyrwać z objęć Bonnera, zapaść się pod ziemię, lecz jego kojący szept ją obezwłasnowolnił. Znowu czuła te silne ramiona. Bezpieczne. A ona chciała je odrzucić po raz kolejny.
-To dlaczego to zrobił?! Czemu zaczął mi wyrzucać, że Ty nie możesz... nie możesz się spotykać z kimś takim jak ja?! -wyrzuciła urywanym od łkania głosem. Poczuła się gorsza. Była ponad to wściekła na siebie, że tak łatwo można ją było teraz doprowadzić do płaczu. Nie chciała tak siebie kreować, nie siebie. Nie przy nim.
-Te Twój kolega z roku... jak mu to było.. David Ferrguson? -mruknęła. -Nie chcę być dla Ciebie ciężarem, nie chcę, aby koledzy Cię wyśmiewali z mojego powodu, nie chcę być już dla nikogo kłopotem... -zapętliła się w swojej wypowiedzi, podświadomie obejmując Michaela za szyję i nie chcąc go puścić. Gryząca sumienie fala wstydu uderzyła ją tak mocno, że tym bardziej chciała zniknąć z oczu Michaela i pozwolić światu istnieć.
-Przepraszam Michael, przecież wiesz.. powinnam się wziąć w garść, ale nie potrafię. Oni wszyscy o tym mówią, pytają, a mi wystarczy, że mam koszmary w nocy... ja już nie chcę o tym myśleć, nie chce szukać ojca za każdym pniem drzewa...
Czego chciała? Ciągle w jej wypowiedziach przwijało się słowo "nie". Odmawiał sobie wszystkiego, wyrażała sprzeciw, przeczyła, aby tylko dojść do ładu z samą sobą. Sprawiła przykrość Mikiemu, co podbudowało ją do chociaż odrobiny wiary w siebie i swoje siły.
-Chcę Ciebie.. -wyszło niemrawo z jej ust, a gdy dotarło do niej, co powiedziała, poczuła jak jej policzki się czerwienią. Podniosła głowę i spojrzała na Mikiego.
-Chcę zerwać z Xavierem i pomyślałam... może to głupie, ale może... -zaczęła się jąkać i zatykać, nie wiedząc jak ubrać w słowa to co chciała.
Schowała ręce w kieszeniach, jakby nie kończąc zaczętego temtu. To było takie trudne!
Westchnęła cicho i spojrzała spod byka na Michaela, jakby to on był powodem jej jąkania się. Otarłą rękawem ostatnie łzy z jej policzków. Chyba dopadły ją prawdziwe problemy nastolatków. I wcale nie były takie proste jakby się mogło wydawać.
-Może pójdziemy wieczorem na spacer? -zmieniła nagle temat, myślać o tym, jaką jest idiotką. Oj Tanju Tanju...Chowała wzrok, aby nie powiększyć różowych plam na policzkach.
Michael Bonner
Michael Bonner

Las Empty
PisanieTemat: Re: Las   Las EmptyWto 26 Sie 2014, 19:27

Nie można było się dziwić reakcji Tanji. To prawda, może i była ona przesadzona i bezpodstawna, ale dziewczyna miała swoje powody, dla których nie ufała ludziom wokół. Dlaczego jednak uwierzyła w słowa Davida? Panna Everett, mimo że odrzucała pomoc innych, podświadomie poszukiwała bratniej duszy, takiej, która będzie gotowa zrozumieć jej problemy i wesprzeć ją w najtrudniejszych chwilach jej życia. Do tej pory, nie mogła znaleźć nikogo takiego, przy kim będzie się czuła bezpiecznie, a przez to jej wiara w ludzi legła w gruzach. Co prawda, na horyzoncie pojawił się Michael, który odmienił jej świat. Nadal jednak pozostawał on przecież Ślizgonem, z mocno zszarganą w szkole opinią, którą zresztą sam sobie zawdzięczał. Ale i on nie narażał się uczniom Szkoły Magii i Czarodziejstwa z czystej złośliwości. Po prostu, kiedy trafił do Slytherinu, znalazł się w grupie dzieciaków z dobrych domów, ze znamienitych rodów, a jemu cały czas wydawało się, że jest nikim. Nigdy nie mówił o swojej przeszłości, nikt nie wiedział o jego rodzicach. Chłopak próbował przypodobać się grupie swoimi bezczelnymi zagrywkami, w szczególności w stosunku do Puchonów i Gryfonów. Może i zyskał pozycję, wielu kumpli, ale to nie oznaczało jeszcze, że niekiedy nie targały nim wyrzuty sumienia. W szczególności, jeśli w grę wchodziły osoby, na których naprawdę mu zależało. Nie wszystkim bowiem też współczuł, aż takiej empatii nie należało od niego wymagać. Nie na darmo w końcu trafił do Domu Węża. Był sprytny, ambitny, a do celu potrafił dążyć często nieczystymi metodami. W gruncie rzeczy jednak był dobrym chłopakiem, należało tylko dotrzeć do jego wnętrza. Tanji się to udało, choć, jak widać, nadal nie była pewna czy może mu ufać, co dla Bonnera było nad wyraz raniącą wiadomością.
-Nie wiem. Może był zazdrosny o tak piękną dziewczynę? – odpowiedział swojej towarzyszcie, próbując między wierszami wpleść komplement i tym samym załagodzić trochę sytuację. Kobiety uwielbiały słowa, więc często jakimś niewinnym, wplecionym w środek zdaniem, dało się oddalić ich gniew. Mickey szczerze liczył na to, że i jemu powiedzie się ta taktyka.
-David… zabiję drania. – szepnął zaraz pod nosem, a jego dłoń mimowolnie zacisnęła się w pięść. Ten frajer naprawdę sam się prosił o mocne uderzenie w twarz. Jaki cel przyświecał mu, gdy próbował zniszczyć ten związek, na który szesnastolatek tak mocno pracował? Wcale nie tak łatwo było zaskarbić sobie zaufanie skrzywdzonej przez życie Gryfonki. W dodatku jedynej, która potrafiła zrozumieć i jego los.
-Nie musisz się o niego martwić. Jestem przy Tobie. Jeżeli tylko się pojawi, nie pozwolę Ci zrobić krzywdy. – kolejne zapewnienie uwolniło się z jego ust, ale jednego można było być pewnym – Ślizgon nie rzucał słów na wiatr. Byłby gotów stanąć przed Tanją, być dla niej tarczą, byleby nie musiała po raz kolejny cierpieć przez swojego bezwzględnego rodzica. Mike przytulił ją do siebie, choć cały przepełniony był smutkiem, współczuciem i chęcią mordu, którą akurat miał zamiar wyładować na niczego jeszcze nieświadomym Davidzie Ferrgusonie. Z zamyślenia wyrwały chłopaka dopiero kolejne słowa panny Everett. Chciała zerwać z Xavierem i być z nim? Jego oczy niemalże wyszły z orbit.
-To nie jest głupie. To wspaniały pomysł. Przyjdę po Ciebie o 19.30 pod namiot, w porządku? Tym razem się nie spóźnię obiecuję! Póki co, mam chyba jedną sprawę do załatwienia. – odpowiedział jej z szerokim uśmiechem, który wydawało się, że w mgnieniu oka rozwiał wszystkie jego troski. Bonner odwrócił się na pięcie, ale powrócił jeszcze zaraz, składając na ustach Gryfonki delikatny pocałunek.
-To… do zobaczenia? – spytał z nadzieją w głosie, po czym oddalił się w kierunku namiotowej wioski. W jego głowie miliony myśli toczyły ze sobą walkę, ale on skoncentrowany był szczególnie na jednej z nich. Musiał dać nauczkę tej ślizgońskiej szuji, która chciała zniszczyć jego relacje z Tanją.

zt.
Amycus Carrow
Amycus Carrow

Las Empty
PisanieTemat: Re: Las   Las EmptyCzw 28 Sie 2014, 10:36

Poranek odszedł niezwykle długimi krokami, odgarniając resztki snu na uczniach lubujących pospać w wygodnych łóżkach i nie męczyć się aktywnością fizyczną. Amycus od kilku godzin znajdował się na nogach, mając za sobą nie tylko krótki rozgrzewający trening, ale również zajęcia walki wręcz z panną Chantal Lacroix. I chociaż powinien przejść się do namiotu, pozbywając wszechogarniającego potu, pozostawał póki co w przymilnym zmęczeniu przesiadując na jednym ze zwalonych pni.
Samotnia, którą obrał sobie już pierwszego dnia pozwoliła mu na odgarnięcie niepotrzebnych wspomnień i myśli zasnuwających jego umysł nieprzychylną mgłą braku kontroli nad własnym losem. Zazwyczaj nikt nie ośmielał się iść za nim, kierując się zdroworozsądkową ostrożnością i unikaniem niebezpieczeństw, nawet jeśli chodziło o towarzyskiego i ułożonego Carrowa. Ci, którzy chociaż trochę zaciągnęli ucha w stosunku do plotek rozsiewanych po korytarzach Hogwartu doskonale wiedzieli, że lepiej omijać go szerokim łukiem kiedy grymas na jego twarzy mówił wyraźnie o wzburzeniu. Tak było i tym razem, kiedy po raz kolejny pokonywał dystans dzielący go do samotni, przepełniony zbyt ciężkimi myślami i przytłoczony obecnością tak wielu uczniów dookoła. Czasami każdy potrzebował pewnego okresu czasu na zebranie myśli czy też odpoczęcie od towarzystwa, jednak młodemu Carrowi przychodziło to z coraz większym trudem odkąd Alecto zniknęła w dniu zaręczyn.
Zdążył jedynie poderwać głowę, kiedy śnieżna sowa oznajmiła mu cichym skrzekiem o swojej obecności i wyciągnął lewe ramię w kierunku zrzucanej koperty. Odprowadził stworzenie spojrzeniem aż do najbliższej korony drzewa, za której to gałęziami zniknęła. Szorstkie opuszki palców przesunęły się z czułością po chrapowatej fakturze zabezpieczającej list, rozrywając dopiero po chwili kopertę. Niespiesznie przysiadł na jednym z zawalonych pni, podginając jedną z nóg na wysokość wystającej gałęzi i jedynie szelest papieru mógł zagłuszyć na kilka sekund otaczającą go ciszę współgrającą z subtelnym świergotem ptaków. Badawcze spojrzenie przesuwało się po kaligraficznych literkach stawianych przez Alecto, podczas gdy w żyłach chłopaka krew zaczęła powoli wrzeć. Nim dobrnął do końca listu, tłumiona wcześniej wściekłość rozlała się po całym ciele podrywającego się Amycusa.
Myśli płynęły w zastraszającym tempie pod adresem rozpieszczonej bliźniaczki, która postanowiła unieść się damskimi humorkami i przechylić na szali całą dotychczasową relację między nimi tylko i wyłącznie ze względu na nieporozumienie. Zgnieciony w przypływie szaleństwa list tkwił w zaciśniętej mocno dłoni, podczas gdy Carrow sięgał po różdżkę przytwierdzoną do paska dresowych spodni za pomocą zaklęcia kamuflującego. Wyszarpnął ją gwałtownie, odwracając się w kierunku intruza rzucając wściekłe:
- Vites! – Lewa dłoń znajdowała się delikatnie za plecami Ślizgona, który wyczuwał swąd palonej skóry równocześnie z dawno nieznanym jeszcze bólem ogarniającym rękę i promieniujący w górę. Zamiast jednak ugasić tlący się pożar w dłoni, wywołany silnymi emocjami zaciskał palce jeszcze mocniej, szykując kolejne zaklęcie unieruchamiające. Obozowisko znajdowało się zbyt blisko, aby mógł pozwolić sobie na krótkie rozpoznanie z ciałem ofiary, jednak nikt nie bronił mu zastosowania zaklęcia czyszczącego pamięć o zdarzeniu jakie się właśnie rozgrywało.
The author of this message was banned from the forum - See the message
Amycus Carrow
Amycus Carrow

Las Empty
PisanieTemat: Re: Las   Las EmptyCzw 28 Sie 2014, 11:01

vSyk odbijanego zaklęcia podziałał na Amycusa niczym płachta na byka, kurcząc się z każdą mijającą chwilą kiedy dostrzegł sylwetkę wyłaniającego się nauczyciela spomiędzy gęstwiny krzewów. Spomiędzy palców chłopaka wyślizgnęła się różdżka, lądując pomiędzy nieznajomymi, podczas gdy prostował się i próbował zapanować nad przyjemną słodyczą płynącą z gniewu roznoszącego się po wszystkich żyłach.
- Proszę o wybaczenie. – Wycedził spomiędzy zaciśniętych warg, podczas gdy coraz trudniej było utrzymać mu wyraźnie odczuwalny ból promieniujący na resztę ciała, a mający swoje źródło w lewej dłoni gdzie znajdowały się jeszcze strzępki nieszczęsnego listu Alecto. Skinął pokornie głową w oczekiwaniu na odpowiedź mężczyzny, który najwyraźniej miał nieprzyjemność spaceru akurat po tej konkretnej części lasu zajmowaną chwilowo przez Carrowa. Przypatrywał się bez mrugnięcia okiem jak nauczyciel schyla się po różdżkę, która nie wyrządza mu żadnej szkody, chociaż powinna przywoływać chociażby odczucie nieprzyjemnych dreszczy. Zmarszczył nieznacznie brwi doskonale zdając sobie sprawę z tego, dlaczego drewno nie uraczyło mężczyznę nieprzyjemnymi doznaniami, prezentując dwa możliwe rozwiązania tejże zagadki. Nowa persona zasilająca grono pedagogiczne Hogwartu potrafiła w idealny wręcz sposób panować nad emocjami i reakcjami własnego organizmu, podczas gdy dwójkę nieznajomych łączyć mogła również fascynacja odnosząca się w bezpośredni sposób do tortur i wynikających z tego upodobań.
Zmusił się do rozluźnienia palców lewej ręki, chociaż dłoń zaczęła drżeć pod wpływem nieoczekiwanych prób ugłaskania skrzących coraz głośniej płomieni. Krótka kalkulacja sytuacji pozwoliła mu ocenić swoją pozycję jako przegranego, z braku możliwości sprostania człowiekowi posługującemu się magią bez użycia różdżki. Sam fakt, że nie potrzebował magicznego przedmiotu do rozbrojenia nieoczekiwanego napastnika był wystarczająco mocnym argumentem do zaprzestania wszelkich prób wybielenia się.
- Wybrałem się na zwykłą przechadzkę, a sowa przyniosła niespodziankę w postaci eliksiru jako dodatek do listu. – Kłamstwo niezwykle gładko przemknęło się przez gardło chłopaka, kiedy po raz pierwszy strzepnął ręką w stronę trawy sypiąc czerwonymi od gniewu iskrami. Wysunął ją zza placów łudząc się na podłapanie swojego drobnego oszustwa przez nauczyciela Transmutacji, nie siląc się ani trochę na dalsze wstrzymywanie grymasu bólu jaki wykrzywił jego twarz, kiedy dostrzegł czerwono-czarne ślady tuż nad równą linią drżącego nadgarstka. Dziwnym mogło się wydawać, że nie panikował w takiej chwili, skoro samo spięcie mięśni świadczyło o utrzymywaniu stałego gniewu na tym samym poziomie. Całkiem możliwe, że adrenalina robiła swoje.
The author of this message was banned from the forum - See the message
Amycus Carrow
Amycus Carrow

Las Empty
PisanieTemat: Re: Las   Las EmptyCzw 28 Sie 2014, 11:04

Niestety mężczyzna nie należał do grona ludzi wspinających się na wysokie szczeble za pomocą mocnych pleców, wykazując się naturalnym dla oryginalnych jednostek zainteresowaniem związanym bezpośrednio ze zniekształconą dłonią Amycusa. Chłopak nie zamierzał tłumić w sobie bólu, który wzmagał się wraz ze stopniowo wypieranym gniewem w jego żyłach, tak bardzo nieodpowiednich w towarzystwie nieznanego jeszcze do końca nauczyciela. Doskonale zdawał sobie sprawę z niestosowności sytuacji w jakiej się znalazł, będącej bezpośrednim zagrożeniem dla jego stabilności i harmonii w umyśle, póki co przyćmiewanym chęcią pokierowania nią w stronę bardziej brutalną i nieodpowiedzialną, niż można by się spodziewać po nastolatku. Bez słowa przyjął postawę Diarmunda jako prawdziwie neutralną, nie dostrzegając w tym nawet słowa uchybienia dla jego osoby i postawy, wymuszającej wymyślenie kłamstwa niezbyt dobrego dla kochanka panny Chantal.
Treningi z Regulusem i Evanem z pewnością zrobiły swoje, wzmacniając wytrzymałość Carrowa do wystarczającego stopnia, aby powstrzymywał kolejne grymasy bólu podczas stosowania zaklęć leczniczych na jego własnej skórze. Przyglądał się kątem oka jak dłoń nabiera pierwotnego koloru i kształtu, odsuwając na bok niepowodzenie związane z wypowiadanym kłamstwem, stanowiącym również wymówkę do kwestii niewypowiedzianych jeszcze.
- Tak. – Krótkie słowo wypadło w końcu spomiędzy spękanych warg chłopaka, kiedy cofał rękę i przyglądał się własnej dłoni w taki sposób, aby sprawiać wrażenie nieco nieogarniętego. O wiele łatwiej było udawać kogoś, kim się nie było, podczas gdy próba demaskacji zaczęła zachodzić stanowczo zbyt daleko. Ostatecznie podniósł wzrok na surowe spojrzenie mężczyzny, nie dodając już nic więcej poza niemrawym uśmiechem, który stanowił imitację niewerbalnych podziękowań do użycia zaklęć, jakie równie dobrze mogłyby zostać użyte przez niego. Drugą ręką upewnił się, że różdżka znajduje się w bezpiecznej kieszeni, po czym objął zranioną przed chwilą dłoń w drugą, przesuwając opuszkami palców po wewnętrznej stronie, rozcierając zrośniętą skórę. – Pod wpływem silnego gniewu. – Dopowiedział po krótkiej chwili dostrzegając możliwość zawiązania sojuszu z nieznanym mężczyzną, który posiadł umiejętność poskromienia takiej właśnie magii w formie o wiele wyższej niż Amycus. Przyglądał mu się równie uważnie co nauczyciel jemu, nie mając jednak nic więcej do powiedzenia poza tym, co już wypadło spomiędzy warg. Chłodno kalkulował w umyśle płynące korzyści i straty z wysnucia prośby o korepetycje.
The author of this message was banned from the forum - See the message
Amycus Carrow
Amycus Carrow

Las Empty
PisanieTemat: Re: Las   Las EmptyCzw 28 Sie 2014, 11:34

Przesunął nogami po trawie, siadając wygodniej na niej i spojrzał na siadającego obok niego mężczyznę. Przez krótki moment zastanawiał się nad tym, czy powinien aż tak ryzykować w stosunku do nieznajomego. Przyjemny dreszcz ryzyka przesunął się niczym wąż wzdłuż kręgosłupa Amycusa, który powtrzymując odruch bezwiednego wzdrygnięcia się – skinął głową, sięgając po tytoniowy wyrób, jaki szkodził na kondycję o jaką dbał na co dzień.
Pełnoletność miała to do siebie, że wszelkie używki legalne stawały się możliwością do wypróbowania i chociaż istniały pewne ograniczenia w postaci zasad narzucanych przez opiekunków szkolnych, odpowiedzialność za poszczególne działania były z pewnością o wiele niższe. Dlatego też odebrał od mężczyzny zapalniczkę, wsuwając między spierzchnięte wargi papierosa, aby już po chwili zaciągnąć się dymem i ujrzeć przyjemną alternatywę spalającego się powoli popiołu. Ułamek sekundy poświęcił na powrównanie niewielkiego płomienia zapalniczki do swoich dłoni, w których wszelkie ślady wzburzenia zostały usunięte wraz z wygasającym się gniewem. Wypuścił ostatnie świeże powietrze z płuc przekazując z powrotem Diarmundowi maleńki przedmiot, skupiając na nim uwagę podczas krótkiej przemowy mężczyzny obserwującego jakiś punkt poza zasięgiem wzroku Carrowa.
I chociaż mógł odnieść się w bezpośredni sposób do sytuacji zagrożenia, mając na względzie wybuch podczas Koncertu Upiornych Wyjców, nie zamierzał się dzielić tym doświadczeniem z kimkolwiek. Alternatywą była Yumi Merberet, której obecność podczas tego zdarzenia związana była bezpośrednio z przyczyną zachowania, ponieważ sprowokowała go – chociaż w chwili obecnej nie potrafił sobie przypomnieć dokładniej czym dokładnie zawiniła.
- Jeżeli tego nie opanuję, mogę wyrządzić nieświadomie krzywdę moim najbliższym. – Odpowiedział poważnym tonem, przez który przebijała się stanowczość i determinacja, zaś w samym głosie nie dało się dostrzec pozostałości po irytacji, jaka przepełniała chłopaka na wskroś. Oddalił wizję listu Alecto na skraj świadomości, pragnąc wrócić do niego wystarczająco późno, aby nie pozwolić na utratę kontroli nad własnym ciałem pod wpływem sycącego i niezwykle rozkosznego gniewu.
Każdy kto znał się chociaż trochę na śmietance towarzyskiej czysto krwistych rodów usłyszał o zaręczynach Carrowa i mimo, że stanowiły polityczną aranżację małżeństwa pozbawionego miłości, Amycus zamierzał utrzymywać pozory i poznać dogłębnie swoją partnerkę. Nawet po obozie chodziły plotki o ich pocałunku oraz schadzkach, które rzekomo potajemnie uskuteczniali nocami.
- Rozumiem i dostosuję się do zasad, które pan stawia. – Odpowiedział twardo, nie zapominając o uprzejmości i daleko posuniętej ostrożności względem mężczyzny. Zbyt mocno zapamiętał traumy związane z poprzednim nauczycielem i jego brutalnymi metodami wychowawczymi, aby teraz dał się zaskoczyć ewentualną łagodnością nieznajomego. – Gdyby jednak pan.. mógł zachować dyskrecję. – Poprosił z subtelnie wyczuwalną aluzją, nie prosząc wprost o nie rozgłaszanie potencjału jaki posiadał osobom postronnym. Obserwował go uważnie, starając dostrzec coś więcej na jego twarzy i mowie ciała poza ciekawością oraz podejrzliwością.
The author of this message was banned from the forum - See the message
Sponsored content

Las Empty
PisanieTemat: Re: Las   Las Empty

 

Las

Zobacz poprzedni temat Zobacz następny temat Powrót do góry 
Strona 1 z 2Idź do strony : 1, 2  Next

Permissions in this forum:Nie możesz odpowiadać w tematach
Marudersi :: 
Fasolkowo
 :: 
Archiwum
 :: Fabularne :: Eventy :: Obóz Letni :: Teren Obozu
-