IndeksIndeks  SzukajSzukaj  Latest imagesLatest images  RejestracjaRejestracja  ZalogujZaloguj  

Share
 

 if I never see your face again...

Zobacz poprzedni temat Zobacz następny temat Go down 
AutorWiadomość
Aristos Lacroix
Aristos Lacroix

if I never see your face again... Empty
PisanieTemat: if I never see your face again...   if I never see your face again... EmptyPon 21 Lip 2014, 02:18

Opis wspomnienia
‘Cause you keep me coming back for more
And I feel a little better than I did before
And if I never see your face again, I don’t mind
Cause we got much further than I thought we’d get tonight
Osoby:
Aristos Lacroix, Gilgamesh von Grossherzog
Czas:
14 luty '77
Miejsce:
opuszczona klasa
Gilgamesh von Grossherzog
Gilgamesh von Grossherzog

if I never see your face again... Empty
PisanieTemat: Re: if I never see your face again...   if I never see your face again... EmptyPon 21 Lip 2014, 03:02

Dźwięk czołowego spotkania pucharu z biurkiem rozległ się po całej klasie, gdy młody, charyzmatyczny Ślizgon zamaszyście odstawił puste naczynie. Powinni pić z butelek, tak byłoby zdecydowanie lepiej - wówczas nie byłoby problemu z ciągłą pustą i potrzebą dolewania alkoholu raz za razem. Niestety, był tu z Aristos a nie z jakimś Whisperem - wyjątkowo starał się aby wszystko było ładnie, elegancko...szczerze mówiąc, zadziwiało go to. Sam się czasem zastanawiał, czemu przy kobietach zachowuje się zazwyczaj akurat tak, a nie inaczej, jakoś bardziej naturalnie. Chociaż to nic niespodziewanego - brak chromosomu Y u osoby z którą przebywał, zawsze pobudzał w nim instynkty samca alfa, a to oznaczało że musiał się wykazywać. Poza jest wszystkim.
Nie spodziewał się też takiego obrotu spraw - jak dotąd każde walentynki spędzał na próbie dobrania się do usta, a później i pod spódniczkę, kolejnej niewinnej ofiary - w końcu w taki dzień praktycznie każda miała ochotę na amory z przystojnym nieznajomym. Tym razem było inaczej - wybrał się na zwykłe, przyjacielskie spotkanie, z nieprzeciętnie urodziwą oraz seksowną istotą, której wdziękom mogła dorównać chyba tylko i wyłącznie Jasmine Vane. Doskonale zdawał sobie sprawę z tego, że jego popędy dzisiejszego dnia niestety nie zostaną zaspokojone, mimo to złożył tą ofertę Gryfonce z uśmiechem na ustach. Na nic nie liczył, co było kolejną nietypowością dzisiejszego dnia - ot, zapragnął sobie towarzystwa Ari akurat dzisiaj, więc czemu by nie? Zresztą, czyż to nie piękna kooperacja? "Nie-dotkniesz-mnie-w-życiu-Aristos" i "zamierzam-złapać-wszystkie-choroby-weneryczne-świata-Gilgamesh" w pustej klasie, połączeni tylko jedną myślą - aby w ten szczególny dzień, wypełnić swe żołądki płynną miłością w postaci paru butelek Ognistej i pośmiać się z tych wszystkich wielce zakochanych par. A w każdym razie Grossa bawili - jak można się zakochać, to irracjonalne.
Po raz kolejny tego wieczoru, obrał na cel swych pięknych, butelkowozielonych oczu towarzyszkę i przesunął spojrzeniem po całym jej ciele, chłonąc ją wzrokiem jak gąbka. Mimo zwykłych, ludzkich, przyjacielskich uczuć jakie żywił wobec Lacroix, nie potrafił odmówić jej że jest nieprzeciętnie pociągająca, oraz że przy pierwszej nadarzającej się okazji, zaryzykowałby ich przyjaźń aby ją mieć. Odległość ich dzieląca była na tyle niewielka, że jego nozdrza cały czas atakował jej zapach - nawet smak whiskey tak na niego nie działał. Pomimo alkoholu krążącego we krwi, nie zamierzał się oszukiwać - był bardziej upojony zapachem amortencji (bo w końcu to na pewno była amortencja, a ona ją perfidnie wykorzystywała) niż samym trunkiem. Gilgamesh niestety aktualnie nie miał szczęścia - pogoni neuronów w jego głowie, mógł dorównać jedynie puls, który z każdym kolejnym kielichem przyśpieszał. Nie można było jednak ukrywać, że nie narzekał na dzisiejszy dzień - może i nikt się nim dziś nie zajął, tak jak na to zasługiwał, ale czasami miło wyrwać się z rutyny i zrobić coś przeciętnego, zupełnie jakby ten ideał, Niemiec o nieprzeciętnym współczynniku boskości, był nikim innym jak zwykłym człowiekiem.
Niestety, Gross nie byłby Grossem gdyby nie wpadł nagle na jakiś nie do końca genialny pomysł. Otóż znaną prawdą było, że wraz ze zwiększającym się promilem alkoholu we krwi, rosły jego wątpliwe umiejętności poetyckie, a nawet jeśli nie było ich zbyt wiele, to zdecydowanie zapału nikt nie mógł w jego wypadku negować. Westchnął ciężko, zastanawiając się co właściwie powinien zrobić. Wtem nagle go tknęło. Podniósł się wyprostowany, spojrzał na Ari z głupawym uśmiechem i wydeklamował:
-Oh Aristos Lacroix, Twą urodę stu poetów sławić by mogło. Gdzieżesz bym znalazł inną, tak mnie jak Ty godną! Ten blask, który roztoczyć umie nie każdy, który Ty masz mógłby wciągać flagi na maszty! Kimże bym był gdybym Cie nie znał? Me życie to wówczas by była komedia. Nie mogę się wstrzymać, widząc Twój uśmiech wspaniały, kształt Twych ust tak pasujący do moj...
Niestety, musiał urwać. Wrodzony talent do pakowania się w tarapaty już się odezwał. Mimo że doskonale wiedział co powinien zarymować aby zgrabnie dokończyć werset, nie zamierzał tego robić. Toż po takiej odzie, Ari zrobiłaby mu z twarzy szlafrok Dumbledore'a. A tego zdecydowanie wolał uniknąć. Wyszczerzył się więc po prostu do przyjaciółki i nalał do pucharów kolejną dawkę alkoholu, po czym wypił duszkiem zawartość swojego. Jednego był pewien - poleciał. I to zdrowo.
Aristos Lacroix
Aristos Lacroix

if I never see your face again... Empty
PisanieTemat: Re: if I never see your face again...   if I never see your face again... EmptyPon 21 Lip 2014, 13:30

Gdyby sie tak zastanowić, Aristos nie miała kompletnie żadnego pojęcia jakim cudem wylądowała w starej klasie, siedząc na ławce i popijając whisky z Grossherzogiem, jak gdyby nigdy nic.
Planowała spędzić Walentynki gdzieś w zaciszu biblioteki, której spokoju i dostojeństwa broniła wilczym spojrzeniem nieprzejednana strażniczka ładu i porządku – pani Pince – nie spodziewała się jednak zaproszenia od Ślizgona, który, nie ukrywajmy, zwykle tego dnia polował na zdesperowane, samotne dziewczęta.
Aristos była samotna, ale zdecydowanie nie była zdesperowana.
Jak co roku nie wykazując najmniejszego zainteresowania stosem anonimowych kartek, zalegających przy jej kielichu w Wielkiej Sali, czy zasypujących jej łóżko w ciągu dnia, zdawała się być kompletnie odizolowana od tego radosnego święta – święta, które hogwardzkim panom spędzało sen z powiek, a panie wprawiało w stan bliski ekstazy.
Propozycję Gilgamesha przyjęła z pewną rezerwą, doszukując się w tym niespodziewanym pomyśle czegoś podejrzanego, szybko jednak porzuciła chwiejne zaufanie; jej znajomość z Niemcem przeżywała swoje wzloty i upadki, jednak od pamiętnego spotkania na korytarzu, zeszłego roku, dogadywali się całkiem dobrze. Wiedziała, że Gros nie do końca wybaczył jej to haniebne pogwałcenie jego naturalnego porządku świata i co jakiś czas kąśliwie wypominał to Gryfonce, żadne z nich jednak nie narażało przyjaźni poważniejszymi sprzeczkami na tym tle. Co było, a nie jest...
Pusta klasa, w której zwykle mieli transmutację, sprawdziła się idealnie jako miejsce na schadzkę; nauczyciele zajęci byli pilnowaniem uczniów chowających się po zaroślach otaczających zamek, Filch grasował na niższych piętrach, a oni – zamknąwszy uprzednio drzwi solidnym zaklęciem – rozkoszowali się gorzko-ostrym smakiem Ognistej, śmiejąc się z widzianych tego dnia scen zazdrości, łez, wzruszeń, których ani Gryfonka, ani Ślizgon naprawdę nie rozumieli i żałosnych kartek, wyśpiewujących serenady na cały korytarz.
Dziewczyna była już nieco podchmielona; Grossherzog nie żałował trunku, a whisky jako jeden z nielicznych alkoholi, tuż po winie, nie sprawiała Aristos najmniejszego problemu, gdy w grę wchodziła konsumpcja. Całe ciało rozluźniło się przyjemnie, a w głowie szumiało lekko, zwiastując nadejście zupełnego odprężenia. Tak. Takie Walentynki mogła obchodzić co roku, zwłaszcza, że Gilgamesh był właściwie całkiem znośnym towarzyszem.
Gdy nie zachowywał się jak nadęty paw i nie wyśpiewywał hymnów pochwalnych na własną cześć, okazywało się, że ma doskonałe poczucie humoru, jest błyskotliwym rozmówcą i świetnym kompanem do płatania innym niezbyt świetnych żartów.
Gryfonka odgarnęła loki z szyi, przerzucając je na jedną stronę i pochyliła się lekko, sięgając po butelkę, gdy nagle...
Jej usta wygięły się w słodkim uśmiechu, a oczy zmrużyły, gdy parsknęła śmiechem i pogroziła Grossherzogowi palcem.
- Wiem, o czym pomyślałeś! Nie myśl sobie, że to zaproszenie chroni cię od mojego gniewu. Spróbuj dokończyć ten wers, a gwarantuję ci, w konkursie na najprzystojniejszego mieszkańca zamku przegrasz nawet z Filchem! – mrugnęła, choć w tym figlarnym geście ukryta była groźba.
Aristos mimo wszystko pozostawała sobą i niektóre żarty nie mogłyby ujść bezkarnie; choć doskonale zdawała sobie sprawę z tego, że Gilgamesh okazjonalnie pożera ją wzrokiem, gdy tylko myślał, że nie patrzyła.
Odchyliła się lekko do tyłu, opierając dłonie na blacie ławki i założyła nogę na nogę, pozwalając, by zakrywająca uda do połowy sukienka podwinęła się lekko, balansując na granicy przyzwoitości, a potem przyjrzała się Niemcowi jeszcze raz, przekrzywiając delikatnie głowę.
Właściwie, Ślizgon był przystojny. W ten niemiecki, może zbyt klasyczny jak na jej gust sposób, ale zielone oczy miały ładny odcień, szczęka była mocno zarysowana, a wyrobione podczas treningów mięśnie nie nadawały proporcjonalnej sylwetce kwadratowych kształtów.
Uśmiechnęła się do swoich myśli, a potem parsknęła śmiechem w butelkę, przechylając ją do ust, by wziąć długi łyk; w pewnym momencie i jej przestawały być potrzebne kielichy i puchary, zwłaszcza, że nie spotykali się tu dla romantyzmu, a wzajemnego towarzystwa, jako przyjaciele. Nie musiała być damą zawsze i wszędzie, cholera.
Oblizała wargi, odstawiając butelkę na ławkę i rzuciła Gilgameshowi długie, badawcze spojrzenie, pozwalając, by niebieskie oczy zamigotały łobuzersko, akompaniując wygiętym w diabelskim uśmieszku ustom.
- Wiesz co, Grossherzog? Ty nawet brzydki nie jesteś. – stwierdziła nagle, z pewną nutą zaskoczenia – Gdybyś jeszcze od czasu do czasu zapominał o swojej wspaniałości, może mogłabym spojrzeć na ciebie łaskawszym okiem...- urwała, unosząc lekko brew, a potem znów pociągnęła z butelki, by następnie pokręcić głową.
- Chociaż nie. Nie mogłabym. Ale przyznaję, niech będzie, przystojny z ciebie drań. Zupełnie nie rozumiem dlaczego żadna nie dała się złapać na te kocie ślepia. - dodała, pokazując mu język i chichocząc. Wiedziała, że zachowuje się zupełnie inaczej niż zwykle, jednak Gilgamesh należał do wąskiego grona osób, przy których potrafiła się zrelaksować, porzucając maskę chłodnej wyniosłości.
Gilgamesh von Grossherzog
Gilgamesh von Grossherzog

if I never see your face again... Empty
PisanieTemat: Re: if I never see your face again...   if I never see your face again... EmptyPon 21 Lip 2014, 22:29

To nie był zdecydowanie występ jego życia - nie miał chęci dokończyć swego mini poematu. A szkoda, ponieważ następne wersy byłyby zapewne spektakularne, w swych opowiadaniu o namiętności, erotyzmie a także whiskey. W końcu czy coś mogło przebić taką kolaboracje skupioną w jednym ciele? Niestety, był przekonany że Aristos nie doceniłaby jego nieprzeciętnych umiejętności lirycznych, więc ograniczył się tylko znokautowania swojej wrażliwości poetyckiej. W końcu wystarczy tych pieśni pochwalnych na dziś - ileż można?
-Czyli że jak? Napoisz mnie eliksirem wielosokowym, z włosem Allana Callasa tuż przed samym konkursem? To nie byłoby raczej przyjemne, więc nie dokończę. Jednakże uważam iż tego zdecydowanie możesz żałować - druga zwrotka byłaby przepiękna i wspaniała.-rzucił udając wielką udrękę ze względu na to że Gryfonka nie chciała aby skończył. To okrutne, ale jej wina - widocznie jeszcze nie wiedziała, że Gilgamesh należy do tego typu facetów którzy zawsze kończą spektakularnie. Jednakże - jej wybór, jej strata. Teraz zawsze będzie się zastanawiać, jak wyglądałby jego finał w tej klasie.
Oczywiście jego uwadze nie umknęło że towarzyszka psot i figli przybrała pozę, która zdecydowanie ułatwiała mu wyobrażenie sobie jej w innej sytuacji. Miał tylko nadzieję że sztuka legilimencji jest jej obca - gdyby była w stanie wyczytać z jego umysłu, o czym przez chwilę pomyślał, zdecydowanie po tym jakby z nim skończyła przypominałby tylną część ciała Hagrida. Byłby obwisły, tłusty, rozmemłany i prawdopodobnie cały w krostach najróżniejszego pochodzenia. Właśnie to przemyślenie sprawiło że zamrugał i przestał się wpatrywać w dość wymowny sposób w uda dziewczyny - dzięki Ci pupo Hagrida, właśnie uratowałaś młodego mężczyznę wystawionego na ciężką próbę.
Niestety - nawet bohaterstwo Rubeusowego zadka, nie mogło się równać z widokiem Aristos Lacroix oblizującej usta. Każdy zdrowy, pełen wigoru i świadom swych potrzeb, młody czarodziej, po ujrzeniu takiego gestu wyobraziłby sobie dokładnie to co Gilgamesh. Na wszelki wypadek sięgnął po wolnostojącą butelkę i pociągnął z niej parę łyków. To jego zdaniem był najlepszy pomysł - po raz kolejny otulić swe gardło słodkim smakiem zwycięstwa. Uśmiechnął się do tej metafory i zapisał w przegródce na "podrywy zabawne i nieskuteczne", że "otulenie gardła słodkim smakiem zwycięstwa" brzmi wyjątkowo lubieżnie i powinno być wykorzystane w wypadku jakiejś niewybrednej partnerki.
Następna wypowiedź Ari po raz kolejny zrujnowała jego światopogląd. Że on "nawet nie jest brzydki"? No proszę. To się dziewczyna postarała. Za taki komplement, to nawet najbardziej zgorzkniały, aseksualny Puchon byłby w stanie zabić. Pomijając fakt, że prawdziwy Puchon nie jest w stanie zabić nawet fetoru wynoszonego z rodzinnego domu. Już zamierzał coś powiedzieć, kiedy Lacroix musiała zepsuć ten jakże uroczy i NIESPOTYKANY komplement, kolejnym przytykiem.
-Nawet brzydki nie jestem? No to mnie dopiero zaskoczyłaś. Nigdy nie spodziewałbym się usłyszeć czegoś takiego od kobiety.-powiedział z lekko głupawym uśmiechem. W końcu dzień byłby stracony, bez domieszki ironii. Doskonale wiedział że w tej relacji wypada się troszkę podroczyć, inaczej strach pomyśleć co by się działo.
-Eh, widzisz, taki mój ciężki los. Gdybym jeszcze był charyzmatycznym, przystojnym pałkarzem z dobrego rodu...może coś by z tego wyszło? Jednakże jak widać, nie jestem w stanie nawet uwieść żadnej damy w święto zakochanych. Sądzisz że to problemy ze zbyt niską samooceną?-spytał symulując zrozpaczony ton i wykonując pantomimę ocierania łez. Po chwili postanowił wypić jeszcze łyczek whiskey, po czym zdobył się na kolejny jakże nieprzewidywalny krok.
-Ale skoro tak Ci się podobają, to jakże mógłbym Cie od nich izolować?-mruknął z szelmowskim uśmieszkiem, po czym oparł się dłońmi o biurko i nachylił do przyjaciółki wykorzystując kolejną bardzo przydatną sztuczkę. Z założenia patrzył jej w oczy, jednakże tak naprawdę (mimo że tego nikt nie był w stanie zauważyć) drobna część jego jaźni, ukryta na dole jego przecudownych oczu, właśnie zaglądała jej za dekolt. Nikt nie był w stanie się zorientować - nie po to Gilgamesh ćwiczył tą sztuczkę przez 3 lata, żeby nie opanować jej perfekcyjnie. Zbrodnia doskonała.
Aristos Lacroix
Aristos Lacroix

if I never see your face again... Empty
PisanieTemat: Re: if I never see your face again...   if I never see your face again... EmptyPią 25 Lip 2014, 16:56

Wpatrywała się w niego z rozbawieniem, kręcąc jedynie głową i zastanawiając się, co u licha jest z jej przyjacielem nie tak. Gross nie był głupi, choć nieprzeciętną inteligencją również nie grzeszył - zaliczała go raczej do grona ludzi optymalnie zdolnych, acz leniwych. Takich, dla których przyjemności i własna wygodna stanowią podstawowe wartości w życiu. Takich, którzy odsuwają chęć doskonalenia się, wychodząc z założenia, że lepiej nie będzie.
Tą ostatnią sztukę Grossherzog opanował do perfekcji, przebijając nawet Blacka-pchlarza, którego chcąc, nie chcąc, często musiała znosić w Pokoju Wspólnym Gryffindoru. Prawdę mówiąc najchętniej wylewitowałaby go przez okno i zrzuciła z siódmego piętra, patrząc, jak rozpłaszcza się na skałach pod wiaduktem, rozsądek jednak wciąż ją od tego odwodził.
Skrzywiła się lekko, odsuwając na bok myśli o migdalącym się po kątach kundlu i znów zerknęła na Gilgamesha, w odpowiednim momencie by zauważyć, że jest zdecydowanie zbyt blisko. Odruchowo cofnęła się lekko, zmieniając pozycję i nie wiedzieć kiedy biodra opięte jeansami znalazły się między jej udami, choć niezbyt głęboko; dystans między nią, a Ślizgonem wciąż pozostawał niezmienny, choć dla kogoś, kto w tej chwili wszedłby do sali, ich pozycja mogłaby wyglądać podejrzanie dwuznacznie.
Sięgnęła po butelkę, bezgłośnie stwierdzając, że przyda jej się kolejna dawka alkoholu, a potem, nie odstawiając jej na blat, odpowiedziała na zielone spojrzenie, delikatnie unosząc brew.
- Jestem zupełnie pewna, że z poprzedniej odległości również widziałam je doskonale. - odparła, krzywiąc usta w odrobinę drwiącym uśmieszku; bliskość chłopaka nie przeszkadzała jej w najmniejszym stopniu, choć wiedziała, że alkohol również robił swoje.
Czuła jego perfumy i aromat whiskey, kiedy wbijał w nią wzrok; nieco niewidzący, zamyślony. Nie podejrzewała Grossherzoga o żadne głębsze rozważania, przynajmniej nie w tej chwili, domyśliła się więc, że zapewne wykorzystując jakie nieczyste zagrania bezczelnie zagląda jej w dekolt. Rozbawiona wyprostowała się bez ostrzeżenia, sprawiając, że ich twarze zaczęło dzielić jedynie kilka centymetrów. Kilka drobnych centymetrów, które dla Gilgamesha mogły stanowić barierę nie do sforsowania nawet w takiej sytuacji. Aristos uwielbiała się z nim drażnić, wiedząc doskonale jak często wodzi za nią tym głodnym spojrzeniem.
- ...ale z tej widzę je jeszcze dokładniej. - dodała, na moment spuszczając wzrok, jakby zawstydzona. Pozwalając, by błękitne tęczówki skryły się za ciemnymi rzęsami, nie zdradzając jej rozbawienia. Gdy znów spojrzała na Gilgamesha musiała unieść dłoń i przyłożyć palec od jego warg, by łaskawie je przymknął.
- Grossherzog, panuj nad sobą.
Gilgamesh von Grossherzog
Gilgamesh von Grossherzog

if I never see your face again... Empty
PisanieTemat: Re: if I never see your face again...   if I never see your face again... EmptyWto 29 Lip 2014, 02:53

Alkohol zdecydowanie odwalał całą swoją robotę - Gilgamesh na pewno już wypił go zbyt dużo, żeby trzeźwo myśleć. Niestety (a może na szczęście) wypił go niewystarczająco dużo, żeby całkowicie oddać się szaleństwu i płomieniowi który zwykle płonął w jego lędźwiach. Można wiec uznać, iż pomimo nietrzeźwości, był bardziej trzeźwy niż zwykle, a to już było coś.
Mimo to, wyobraźnia płatała mu figle, jak to często bywa w stanie lekkiego odurzenia. Oczami umysłu już widział Aristos rozchylającą uda, jej usta na swoim torsie...nie, nie widział tego. Bardzo by chciał, to prawda, ale jakoś sobie nie wyobrażał podobnej sytuacji. Dawno już udało mu się pogodzić z myślą, że w obliczu konfrontacji z tą Gryfonką, nawet jego inwazyjna zajebistość wydawała się niegroźna jak wnętrzności nieśmiałka podczas pojedynku na wyzwiska z Irytkiem. Chociaż kto je tam wie, może wnętrzności nieśmiałka miały tak naprawdę magiczne płuco ordynarności, z właściwościami "+100 do obrażania poltergeistów". Trzeba będzie to sprawdzić, jednakże to w swoim czasie.
Czuł się trochę nieswojo, to trzeba było przyznać - w końcu nie na codzień siedzi się zamkniętym z piękną, podpitą kobietą i rozmyśla na temat bebechów średnio interesujących, magicznych stworzeń. Nie mógł ukryć że to była dla niego pierwszyzna.
Niestety, nawet jego wspaniała charyzma, umiejętność ripostowania i natłok wspaniałości, walczące o pierwsze miejsce w jego skołowanym umyśle, nie były w stanie wymyślić błyskotliwej i pełnej wdzięku odpowiedzi, więc pierwszą wypowiedź Ari musiał przemilczeć. W końcu ponoć jak się nie ma nic mądrego do powiedzenia, to lepiej nie mówić nic, niż powiedzieć coś głupiego, a w tym był absolutnym mistrzem. Zaraz, zaraz...co on pomyślał? Nieważne.
Fakt faktem - niespodziewane wyprostowanie się Lacroixówny było dość zaskakujące, a nawet jego wspaniałe umiejętności sterowania swą mimiką twarzy, w obliczu alkoholu musiały odpuścić na chwilę, przez co pozwolił sobie na rozdziawienie swych pięknych, aksamitnych ust w niemym zdziwieniu. Faktem również było, że na moment grzecznie je zamknął pod wpływem dotyku opuszka jej palca. Jednakże zdecydowanie nie byłby sobą, gdyby chwilę później nie postanowił zrobić czegoś z serii "1001 dziwnych zachowań typowego Grossa".
-Z panowanie nad sobą nie mam problemów, ale widzę że Ty odczuwasz potrzebę bliskości.-rzucił, po czym wyszczerzył kły w zadziornym chapnięciu zębami. Gdyby był postacią z komiksu, w następnej klatce zapewne pojawiłby się wielki napis "rawr". Po tej malutkiej "pantomimie", wpadł na kolejny genialny plan. Delikatnie pogładził ją po policzku i zbliżył się do niej jeszcze bardziej w takim stopniu, że gdyby ktoś patrzył na to stojąc za nim, zapewne wziąłby to za pocałunek. Drugą dłoń położył na jej udzie i lekko sie uśmiechnął - po krótkich rozmyśleniach doskonale zdawał sobie sprawę z tego, że prowokowała go z rozmysłem żeby zrobić mu na złość. A Gilgamesh lubił wyzwania, więc czemu miałby nie podjąć tej małej gierki?
-Zmiana w regułach gry.-szepnął jej prawie w usta, bowiem z tej odległości mógł czuć jej oddech na wargach, wiedząc o tym że tak właściwie to bredzi od rzeczy-Ja z samokontroli dostałem W, a Ty?
Tak, to było kłamstwo. Wiedział o tym, że za długo tak nie da rady, bo będzie można wyczuć że takie zbliżenie mu się podoba, jednakże miał nadzieję że Aristos za moment wymięknie i spróbuje uciec, w obawie przed naruszaniem jej strefy intymnej.
Aristos Lacroix
Aristos Lacroix

if I never see your face again... Empty
PisanieTemat: Re: if I never see your face again...   if I never see your face again... EmptyWto 05 Sie 2014, 00:56

- Gdyby ktoś chciał ocenić moją samokontrolę, musieliby rozszerzyć skalę o kilka kolejnych punktów. - przygryzła wargę, kryjąc za tym nic nieznaczącym gestem krótki uśmiech; hamując chęć by parsknąć Ślizgonowi śmiechem prosto w twarz. Nie mogła nie przyznać, że w innych okolicznościach być może zerknęłaby na chłopaka łaskawszym okiem, niestety, poznali się w sposób, który skreślił Grossherzoga już na wstępie.
Z drugiej strony sprawiało to, że zyskała przyjaciela - zapatrzonego w siebie, przemądrzałego i lekkomyślnego, jednak Gilgamesh miewał swoje lepsze dni, ba, miewał nawet ludzkie odruchy. Kiedy nie uganiał się za dziewczętami, nie wszczynał awantur i nie próbował powybijać przeciwników na boisku, potrafił  przynosić jej odrobinę rozrywki w takie dni jak ten.
Poczuła jego dłoń na udzie, nim zarejestrowała ruch przy twarzy, zbyt zaabsorbowana pojedynkiem na spojrzenia, zbyt zajęta utrzymywaniem powagi, kokieteryjnej i zachęcającej. I kiedy już zamierzała odsunąć się, odepchnąć bezczelnego chłopaka... Zrozumiała, że on właśnie na to czeka. Że próbuje ją sprowokować do opuszczenia gardy, do ucieczki przed bliskością, na którą nigdy mu nie pozwalała. W oczach Gryfonki coś zamigotało, iście po chochliczemu. "Co to, to nie, mój drogi..."
- Skoro jednak tobie udało się uzyskać W... Może powinnam to przetestować? Taki wspaniały wynik... - szepnęła, przechylając głowę powoli w bok, pozwalając, by ciemne loki musnęły policzek Gilgamesha, gdy przysunęła się jeszcze bliżej. Mógł poczuć zapach jej perfum, słodki aromat winogron, migdałowy olejek do włosów i naturalny aromat skóry, pomieszany w całkiem przyjemnym zestawieniu z zapachem Ognistej.
Zaledwie musnęła kącik ust Ślizgona wargami, jednocześnie unosząc rękę i palcami pieszczotliwie przesuwając po karku zapewne niesamowicie skonfudowanego przyjaciela; drugą dłoń oparła na jego własnej dłoni, powoli przesuwając ją w górę swojego uda. Nie za daleko, tylko trochę, mógł jednak wyraźnie poczuć ciepło jej ciała i miękki materiał krótkiej sukienki, marszczącej się gdy napotykała zaporę w postaci posuwającego się do przodu ciała.
Aristos zaś bawiła się doskonale. Przyjemna fala ciepła wędrującego po kręgosłupie zagnieździła się w podbrzuszu, w głowie szumiało lekko od alkoholu, a oddech nieznacznie przyspieszył, trudno było jednak orzec, czy to efekt rozbawienia, czy nikłej iskierki podniecenia, jaka mogła się w niej wzbudzić pod wpływem tych gierek. W to drugie jednak sama raczej nigdy by nie uwierzyła - Grossherzog trafił do strefy przyjaciela i raczej się z niej nie wyczołga, a przynajmniej nie za jej świadomym wyborem.
Gilgamesh von Grossherzog
Gilgamesh von Grossherzog

if I never see your face again... Empty
PisanieTemat: Re: if I never see your face again...   if I never see your face again... EmptyPon 11 Sie 2014, 11:00

-Oh, doprawdy?-rzucił pytaniem retorycznym, zastanawiając się czy to przypadkiem nie było wyzwanie. Gross lubił wyzwania, więc długo namawiać by go nie trzeba było, w końcu był świadom jednego - niezależnie od ich relacji, Ari była podpita a on dopóki nie otworzył ust to był cholernie seksowną bestią. Coś mu te przemyślenia dziwnie płynęły, jednakże nic dziwnego. Każdego kolejnego dnia budził się bardziej idealny, a dzisiaj to już chyba przesadził - takiej skromności to jeszcze nigdy nie okazywał, nawet w głębi duszy.
-Testuj do woli, moje W jest nietykalne-mruknął nie do końca świadom co właściwie powiedział. Posunięcia przyjaciółki nie dziwiły go ani trochę - był do tego już na tyle przyzwyczajony, patrząc przez pryzmat innych kobiet, że bez większych problemów mógłby się teraz nawet odsunąć z szyderczym uśmieszkiem i powiedzieć coś głupiego, albo stać bez ruchu, udając że go to zupełnie nie rusza - w końcu doskonale wiedział że Aristos się zgrywa. Był tylko jeden drobny szczegół który utrudniał mu życie.
Do jego nozdrzy dobiegł jej zapach - zawsze, absolutnie zawsze utrudniało mu to kontakty z tą Gryfonką, o samokontroli już nie wspominając. Ona na pewno pachniała tak złośliwie, bo w kompilacji z jej uroczym głosem i nieprzeciętnie seksownym ciałem, wybijała go z tropu. Na szczęście zwykle ten słodki głosik wypowiadał wyjątkowo złośliwe i krzywdzące jego ego słowa, więc ułatwiało to kontrolę. Tym razem było inaczej. Tym razem nie mówiła nic złośliwego, do tego kącik jego ust stykał się z jej ustami, a jego dłoń wędrowała tam gdzie zawsze chciała się znaleźć i to nie z jego własnej inicjatywy.
Na moment zamarł i zesztywniał. Oczywiście metaforycznie, chociaż dosłownie też był tego dość bliski, bo nie można ukrywać że został wzięty z zaskoczenia i jak by się nie próbował zarzekać, to podobało mu się. Niestety tutaj pojawiał się dylemat moralny - poddać się, przyznać się do porażki i narazić ich przyjaźń, czy jednak tego nie robić, odskoczyć krzycząc że jest prawiczkiem? Na szczęście Gilgamesh był raczej szczerym człowiekiem (czasami) a jego kręgosłup moralny był połamany w tylu miejscach że nie mógł się zwać kręgosłupem, także zostawało tylko jedno wyjście, chociaż przez chwilę jeszcze próbował walczyć i z kamienną miną starał się by nie drgnął ani jeden mięsień jego ciała.
Jego samokontrola byłaby jednak idealna, problem niestety był taki, że w jego ciele był pewien mięsień który postanowił drgnąć, a był to mięsień wyjątkowo ważny w życiu młodego arystokraty. To było nieuczciwe - prawie udało mu się opanować, a tu nagle atakują go przyciasne bokserki. Mimo że nienawidził przegrywać, to tym razem musiał oddać walkowera. Chociaż...czy to naprawdę aż taki ból że się podda? W końcu "nagroda pocieszenia" chyba była nawet lepsza niż zwycięstwo - a on zamierzał tą nagrodę przygarnąć.
Delikatnie poruszył głową w bok, tak aby usta Aristos przenieść z kącika bardziej na środek ust i pocałował ją. Automatycznie przymknął oczy, co chyba było mu raczej na rękę - wolałby nie widzieć triumfalnej miny Gryfonki, której udało się mu udowodnić że jest słaby kiedy w grę wchodzą Hogwarckie piękności. A skoro już o pięknościach mowa, to jeśli już tak wysoko zaszedł na pięknym udzie Lacroixówny, to czemu miałby się zatrzymywać na półmetku? Przesunął dłoń jeszcze trochę wyżej, wsuwając ją pod sukienkę i zatrzymał ją na jej pachwinie, delikatnie pocierając, z rozmysłem nie pakując ręki dalej. Mimo wszystko czuł pewien respekt przed majtkami jego ulubionej twierdzi - traktował je jak mur obronny, a każdy wie że muru obronnego nie można sforsować ot tak. Musiał najpierw sobie przygotować teren, zanim postanowi wjechać taranem na niebezpieczny teren.
Palce drugiej dłoni tymczasem oparł na jej barku, dotykając ją tylko opuszkami, po czym powoli przesunął niżej, zatrzymując je na piersi dziewczyny. Szczerze mówiąc - wielokrotnie fantazjował o tym momencie, więc skoro już nadszedł to należy go wykorzystać, prawda? Objął dłonią jej pierś i lekko ścisnął, jednocześnie gładząc kciukiem rowek pomiędzy oboma częściami jej pięknego biustu. Przez całą tą akcję odnosił wrażenie że whiskey trochę za bardzo rozrabia w jego wnętrzu, bowiem czuł jak żołądek mu się przewraca, zaś serce biło gdzieś w okolicy guziczków jego bokserek. Jego ciało zdecydowanie było na tak, niestety był pewien że jego psychika nie odchoruje do końca życia tego, jak łatwo pozwolił Aristos go pokonać, chociażby i w taki sposób.
Aristos Lacroix
Aristos Lacroix

if I never see your face again... Empty
PisanieTemat: Re: if I never see your face again...   if I never see your face again... EmptyPon 25 Sie 2014, 19:11

Zwycięski uśmiech na jej twarzy zniknął w ustach Gilgamesha, napierającego całym ciałem na jej ciało; przyjemny dreszcz dotarł do ogłuszonego alkoholem umysłu po kręgosłupie, wywołując gęsią skórkę i ciche mruczenie, wydobywające się z gardła dziewczyny, gdy odpowiadała na pocałunek z wyraźną aprobatą. Wplotła palce we włosy Ślizgona, zanurzyła je w krótkich kosmykach tuż nad jego karkiem i przyciągnęła go bliżej, czując jak jego dłoń przesuwa się wyżej, dotyka wrażliwego wnętrza uda, a druga ześlizguje się po dekolcie na pierś. Musiała draniowi przyznać, że pieszczota była wyjątkowo umiejętna i może gdyby zabrał się za to pół godziny później, Aristos przestałaby się przejmować faktem, że Grossherzog postawił sobie za cel życia wsadzenia łap we wszystkie żeńskie majtki w okolicy.
Niestety, lub na szczęście, a to zależy od punktu widzenia i położenia – które, swoją drogą, w wypadku Gilgamesha, dawało już o sobie znać i dziewczyna czuła to wyraźnie na udzie – Aristos nie była jeszcze dostatecznie pijana, by zapomnieć się w gorączce przyjemności i pozwolić, by jej ukochany przyjaciel dostał to, czego chciał.
Ugryzła go w wargę i odsunęła się powoli, miękkie usta przesunęły się wzdłuż wyraźnie zarysowanej szczęki, musnęły płatek ucha, Aristos odetchnęła cicho, pieszcząc skórę towarzysza ciepłym powietrzem...
A potem roześmiała się cicho, odpychając zbaraniałego Gilgamesha do tyłu, lekko, acz stanowczo.
- Właśnie oblałeś, Gil. Twoje W to wspomnienie, ale przyjdź kiedyś na egzamin poprawkowy. – mrugnęła, posyłając mu chochliczy uśmiech, a potem sięgnęła po butelkę, pociągając z niej solidny łyk.
Płomienny smak whisky zmył z warg smak pocałunku, zapiekł przyjemnie w gardło i dodatkowo osłodził dziewczynie widok ust Gilgamesha, otwartych szeroko z oburzenia.

[koniec wspomnienia]
Sponsored content

if I never see your face again... Empty
PisanieTemat: Re: if I never see your face again...   if I never see your face again... Empty

 

if I never see your face again...

Zobacz poprzedni temat Zobacz następny temat Powrót do góry 
Strona 1 z 1

 Similar topics

-
» "The first time ever i saw your face..."
» That makes me anxious, gives me patience, calms me down, lets me face this. Let me sleep.

Permissions in this forum:Nie możesz odpowiadać w tematach
Marudersi :: 
Strefa Gracza
 :: 
Dodatki do postaci
 :: Myślodsiewnia :: Zakończone
-