IndeksIndeks  SzukajSzukaj  Latest imagesLatest images  RejestracjaRejestracja  ZalogujZaloguj  

Share
 

 Gabinet dyrektora

Zobacz poprzedni temat Zobacz następny temat Go down 
Idź do strony : Previous  1, 2, 3, 4, 5
AutorWiadomość
Albus Dumbledore
Albus Dumbledore

Gabinet dyrektora - Page 5 Empty
PisanieTemat: Re: Gabinet dyrektora   Gabinet dyrektora - Page 5 EmptyPon 02 Maj 2016, 22:38

Jak już wspomniano, Dumbledore był genialnym obserwatorem. Nie uszło jego uwadze wiele wydarzeń z życia uczniów i sami mogliby się zdziwić jak wiele rzeczy dyrektor o nich wiedział. Podobnie było z Franzem, gdyż rzeczony Ślizgon od pewnego czasu stanowił ważny punkt codziennych rozważań i konkluzji. Jego wewnętrzna walka objawiała się dość znacząco i chociaż Niemiec dla postronnej osoby wyglądał jak zamknięty w sobie człowiek o chłodnej naturze, dla kogoś takiego jak Albus był prawie jak otwarta księga. Prawie, gdyż Dumbledore nie znał treści wydarzeń, które zasiały zamęt w głowie nastolatka. Mógł w ciemno łączyć niektóre fakty, ale to nigdy nie była prawda.
Błękitne oczy uważnie obserwowały Ślizgona. Dyrektor wysłuchał uważnie wszystkich słów, nie przerywając za żadnym razem. Dopiero na koniec zabrał głos.
-Myślę, że Twoja ciekawość wynika z pobudek, które samemu są ciężkie do ujarzmienia. Nie nakłaniam Cię do zwierzeń, ale niektóre fakty są zbyt oczywiste. -spojrzał z nad okularów na ucznia. -Nagła śmierć Twojego ojca, z którym podobno nie miałeś najlepszych stosunków oraz zerwanie bliskiej relacji z panienką Vane.
Zamilknął na chwilę.
-Nie zrobię nic, jeśli sam nie wyrazisz chęci, ale wiedz, że jest dla Ciebie droga. Lepsza droga. Co do horkruksów... nadal się nie domyślasz, co potrafi rozerwać czyjąś duszę i zdeponować ją w czymś materialnym? -zapytał, jakby właśnie interesowały go jutrzejsze prognozy pogody.
Franz Krueger
Franz Krueger

Gabinet dyrektora - Page 5 Empty
PisanieTemat: Re: Gabinet dyrektora   Gabinet dyrektora - Page 5 EmptyWto 03 Maj 2016, 00:51

Franz nie spodziewał się, że Dumbledore wie o nim tak wiele - w końcu wspomniał zarówno o śmierci jego ojca, jak i rozstaniu z panną Vane. Mimo tego chłopak wcale nie czuł się zagrożony, jako że oba te wydarzenia były niejako podane do publicznej wiadomości. Być może niemiecki czarodziej zastanawiał się jedynie nad tym, czy Albus domyśla się, że w pierwszym z nich Krueger brał aktywny udział. Bardzo prawdopodobne, ale i tak ten siwobrody dyrektor nie miał żadnych dowodów świadczących o zbrodni jednego z podopiecznych. To, że Ślizgon zadawał pytania dotyczące horkruksów stawiało go najpewniej w gronie podejrzanych, ale nadal nie czyniło z niego złoczyńcy. Zaskakujące było jednak to, że Dumbledore orientował się nawet, kiedy mowa o szkolnych plotkach - bo czy naprawdę wiedza o tym, że jakiegoś siedemnastolatka zostawiła kobieta jego życia była czymś, co mogło zainteresować tego poczciwego staruszka? Najwidoczniej miłośnik cytrusowych dropsów nie miał sobie czym zaprzątać swej wiekowej głowy.
- Skoro te "niektóre fakty" są dla pana profesora tak oczywiste, to czy wypytywanie o nie nie wydaje się zbędne? - Mruknął krótko w odpowiedzi, nie przyznając otwarcie racji swojemu rozmówcy, choć wcale nie ukrywał też faktu przynależności do grona śmierciożerców. Tok tej rozmowy zdążył już Kruegera przekonać o tym, że Dumbledore doskonale zdaje sobie z tego sprawę. Oczywiście - nadal nie miał dowodów, a reprezentant Slytherinu mógłby zaprzeczać, ale czy miało to jakikolwiek sens? Skoro Dyrektor Szkoły Magii i Czarodziejstwa, mimo zaistniałej sytuacji, nadal z nim rozmawiał, Franz postanowił także zagrać w otwarte karty.
- Lepsza droga. - Rzucił bardziej do siebie, niżeli do Albusa, a na jego twarzy pojawił się grymaśny uśmiech. Niemiec nie widział ostatnio żadnej lepszej drogi, i to wcale nie tylko z tego względu, że był w paskudnym nastroju. Po prostu czuł, że jakiejkolwiek decyzji by nie podjął, pociągnie ona za sobą kolejne straty. Wojenne rachunki były przecież bezlitosne, a jedyne, co on mógł w tej sytuacji zrobić, to zminimalizować negatywne skutki swoich czynów. Zarówno tych przeszłych, jak i tych, które jeszcze nie miały miejsca.
- Zakłada pan profesor, że jestem z tych złych... - Długa pauza była niejako milczącym, lekko kpiącym dopowiedzeniem "i może ma pan rację", choć równocześnie świadczyła o tym, że Krueger, nawet jeżeli opowiedział się po którejś ze stron, nie zamierza póki co wyciągać asa z rękawa.  
- Chętnie jednak posłucham o tej lepszej drodze. - Dodał wreszcie po chwili namysłu, stwierdzając, że nie ma nic do stracenia, a skoro Dumbledore sam wychodził do niego z propozycją, wypadało chociaż wykazać minimum zainteresowania. Nie musiał jej przecież przyjmować, choć z drugiej strony, nie miał zielonego pojęcia, jakie rozwiązanie w stosunku do jego osoby mógł przewidzieć jego rozmówca.
- Tak, wracając do tematu horkruksów, to prawda. Domyśliłem się, że podzielić duszę na części może jedynie akt mordu, ale nie do końca rozumiem na czym miałoby to polegać. W końcu, skoro wystarczy pozbawić życia drugiego człowieka, to dlaczego żadna ze stron konfliktu nie wykorzystuje tak potężnej magii, by przechylić szalę zwycięstwa na swoją stronę? Chyba że zabić to za mało... A jeśli tak, to w jaki sposób można dokonać podziału duszy i umieścić jej część w horkruksie? Trzeba wypowiedzieć jakieś zaklęcie? I czy taki podział pociąga za sobą jakieś uboczne, poza względną nieśmiertelnością, konsekwencje? - Przedstawił swoją wizję, nie szczędząc słów. Może i wpadł sam na to, że aby podzielić duszę, trzeba zamordować, ale wiedział przy tym, że poza zabójstwem trzeba zrobić coś jeszcze. On sam przecież dokonał już tego największego aktu zła, do czego nie zamierzał się, rzecz jasna, otwarcie przyznawać, a o horkruksach dowiedział się dopiero niedawno. Nie był idiotą i miał świadomość tego, że nawet jeśli jeden czarodziej zamorduje drugiego, jego horkruksy nie spadną nagle z nieba. Trzeba było je wpierw stworzyć, a tego rodzaju instrukcji brakowało właśnie na pomiętych i poplamionych kartach czarnomagicznej księgi.
- Voldemort je stworzył? - Zapytał chwilę później, choć w jego głosie nuta wątpliwości zdawała się ledwie słyszalna. Krueger byłby bowiem zdziwiony, gdyby ktoś o tak przeklętej renomie nie poczynił przed wojną podobnych przygotowań. Był więc niemalże pewien swojej teorii, a jego ciekawość tycząca się horkruksów najpewniej wynikła właśnie z tego, że Franz uznał, iż być może z Czarnym Panem należałoby walczyć jego własną bronią. Nie na darmo jednak nazwał Voldemorta jego imieniem, ukazując tym samym, że mimo że obawia się rzucić mu wyzwanie, jest ku temu gotowy. Nawet, jeżeli to czyni z niego szaleńca.
Albus Dumbledore
Albus Dumbledore

Gabinet dyrektora - Page 5 Empty
PisanieTemat: Re: Gabinet dyrektora   Gabinet dyrektora - Page 5 EmptyPon 09 Maj 2016, 23:49

Dla niektórych Dumbledore wydawał się jedynie nieszkodliwym staruszkiem z dziwnym hobby odnośnie robótek ręcznych, jednak znaczna część czarodziejskiej nacji dobrze znała potencjał owego jegomościa. Był najpotężniejszym czarodziejem swoich czasów, który pokonał samego Grindelwalda. Nie było dla niego żadnym problemem zrozumieć myśli nastolatka. Uśmiechnął się pod nosem.
-Kultura wypada zakładać, że nie zna się myśli rozmówcy i dać mu się wysłowić. Daję Ci taką szansę, Franz. -Dumbledore wyprostował się. Uważnie obserwował Ślizgna.
Dyrektor westchnął cicho i wskazał na misę pełną likworowych gryzków.
-Uważaj, są bardzo ostre. -rzucił, jakby rozmowa wcześniej wcale się nie toczyła. -A wracając... Franz, Ty zasadniczo masz mylne pojęcie o tym, jak dzieli się świat. Dobro i zło to podział tak mylny, że aż śmieszny. Nic nie jest do końca złe ani do końca dobre. Co najwyżej w naszym mniemaniu takie to jest. -powiedział cicho. -Nie zakładam tego. Zakładam, że nie jesteś pewny tego, co jeszcze niedawno było dla Ciebie pewne. Czy to nie aby pierwsza oznaka, aby pomyśleć o innych możliwościach? -zapytał tajemniczo.
Wysłuchał uważnie wszystkiego, co Franz wiedział o horkruksach. Nawet się uśmiechnął szeroko.
-Dlaczego nikt na to wcześniej nie wpadł, Merlinie. Zostańmy nieśmiertelni i rzucajmy w siebie klątwami do końca świata. Czy to nie za proste? -ironia w głosie starca była niezauważalna. Po chwili spoważniał.
-Tak, potrzebne jest zaklęcie i to nie jedno. Parę eliksirów oraz magiczny przedmiot, który musi pozwolić umieścić w sobie kawałek duszy. To jest najczarniejsza z czarnych magii. Mało kto ma taką moc. Nie tylko brak mocy stoi ludziom na przeszkodzie. Jest jeszcze coś. Musisz poświęcić coś, czego Lord Voldemort nigdy nie doświadczył. Nie było mu tego żal. Każde oderwanie kawałka duszy pozbawia nas kawałka człowieczeństwa. Pozbawia nas emocji, sumienia oraz uczuć. Horkruksy potrafią zapanować nad człowiekiem w taki sposób, że przestaje on być człowiekiem. Nawet nie wiesz, do czego zdolna jest osoba posiadająca chociażby jednego horkruksa. Wybacz, że posłużę się przykładem, ale Ty sam posiadając jeden z nich... byłbyś w stanie zrobić krzywdę panience Vane. I wcale nie to by było najgorsze. Nie żałowałbyś tego, bo ta część duszy była by uśpiona w przedmiocie. I to jest najstraszniejsze. -mówił cicho, ale zdawało się, że wydźwięk jego słów mógłby być porównywalny do krzyku. Zapadła dłuższa cisza.
-Istnieje takie podejrzenie, za bardzo chroni swoich sekretów. Droga, o której mówisz, że jest lepsza... owszem, pod kątem słuszności sprawy. Jednak w Twoim przypadku będzie się ona wiązała z ogromnym ryzykiem. Zastanów się, co możesz zyskać, a co możesz stracić.
Franz Krueger
Franz Krueger

Gabinet dyrektora - Page 5 Empty
PisanieTemat: Re: Gabinet dyrektora   Gabinet dyrektora - Page 5 EmptyWto 10 Maj 2016, 00:57

Przede wszystkim Dumbledore sprawiał właśnie takie wrażenie - poczciwego staruszka z serdecznym uśmiechem, gotowego każdego poczęstować swoją kolekcją magicznych słodkości. Krueger nie był jednak aż takim ignorantem i miał świadomość tego, jakich czynów dokonał ten niegroźnie wyglądający czarodziej. Nie wątpił także w potęgę kogoś, kto zdołał pokonać wielkiego Grindelwalda. Franz nie ukrywał jednak także, że miał Albusowi wiele za złe, że kilka spraw nadal pragnął mu wypomnieć i być może właśnie z tego względu wcześniej nie szukał z nim żadnego kontaktu. Wcześniej zresztą zupełnie go nie potrzebował. Ta pierwsza, dłuższa rozmowa z Dyrektorem Szkoły Magii i Czarodziejstwa sprawiła zaś, że młody Niemiec zaczął spoglądać na niego inaczej. Nie zapomniał, rzecz jasna, nagle o tych wszystkich cechach Dumbledore'a, które niegdyś przeszkadzały mu u zarządzającego tą placówką, ale dostrzegł też wiele zalet, które w tej chwili, przy okazji ich spotkania, wysuwały się na pierwszy plan. Franz przecież już niejednokrotnie odniósł przy okazji tej konwersacji wrażenie, że jego rozmówca doskonale zdaje sobie sprawę z tym, z kim rozmawia, a mimo tego, gospodarz poświęcił mu już naprawdę wiele czasu, a w dodatku nie unikał zainicjowanego przez Kruegera tematu już od samego początku, jak pewnie zrobiłoby większość członków grona pedagogicznego. Najwyraźniej wszystko to, co mówili o Albusie było prawdą - mężczyzna nikogo nie skreślał i nie stronił od prób przekonania do swoich racji nawet kogoś, kto najpewniej stanął po przeciwnej stronie barykady.
Ślizgon milczał jednak przez dłuższą chwilę, mimo że Dumbledore sam dał mu szansę wyznania swoich grzechów. Nie przyszedł tu w celach spowiedzi, a raczej rozwiązania dręczących go wątpliwości i odnalezienia najlepszej dla niego opcji. I chociaż w drodze do gabinetu dyrektora tak namiętnie rozmyślał o horkruksach, w głębi duszy chyba nigdy nie zamierzał uciekać się do najczarniejszej z czarnej magii. Poznał już przecież wystarczający asortyment nikczemnych środków, a choć nie były one tak spektakularne i potężne, nadal pozostawiały po sobie blizny, których nie dało się w żaden sposób usunąć.
- Nie mógłbym się nie zgodzić, ale czyż nie ma czynów tak skrajnych, że nie dałoby się ich określić innym mianem niż czerni i bieli? Człowieka ocenia się wedle jego czynów, a więc kogoś takiego jak Voldemort chyba nie można by postrzegać w odcieniach szarości. - Rzucił zaraz po tym, kiedy delikatnie pokręcił głową na znak, że podziękuje za poczęstunek. Uwielbiał ostre smaki, ale w tym momencie nie byłby pewnie nawet w stanie niczego przełknąć. Warto jednak zwrócić uwagę na to, że niemiecki czarodziej nie silił się na użycie takich sformułowań jak "sam pan profesor wie kto", czy "ten, którego imienia nie wolno wymawiać". Nie wierzył w te bujdy, jakoby samo imię Czarnego Pana potrafiło siać zamęt i zniszczenie, a strach przed nim wydawał mu się czymś irracjonalnym.
- Nigdy nie twierdziłem, że to takie proste... dlatego przyszedłem z tym do pana profesora. - Odparł na ironiczne stwierdzenie Dumbledore'a, i chociaż stwierdził, że ta ironia była zupełnie niepotrzebna, nie zamierzał o tym wspominać. Nie należało przecież wytykać nic samemu gospodarzowi.
Zresztą Franz nadal czekał na odpowiedź i wreszcie ją otrzymał. Albus nie szczędził nadto słów, wyczerpująco przedstawiając mu interesujący go temat. Wiedział, co robi, używając do swoich wyjaśnień przykładu samego Kruegera. Niemiec nie wtrącał się w ten monolog, analizując tylko wszystko chłodno. A przynajmniej miał taki zamiar, bo wspomnienie o panience Vane nie pozwalało na pozbawioną emocji kalkulację. Reprezentant Domu Slytherina rozumiał do czego prowadzą wnioski Dumbledore'a. Horkrusy dałyby mu ogromną siłę, być może i taką, która pozwoliłaby mu wojować z otaczającymi go demonami, ale przy tym istniało wysokie prawdopodobieństwo, graniczące z pewnością, że Franz nie zdoła nad tą mocą zapanować. Czarna magia potrafiła bowiem wyzuć czarodzieja z samej istoty człowieczeństwa, sprawiając, że niewiele różniłby się od zwierzęcia. Krueger zdawał sobie sprawę z tego, że na to, co mówił Albus należy wziąć poprawkę z racji umoralniających celów dyrektora Hogwartu. Mimo tego wierzył mu w najistotniejszych kwestiach. W końcu pragnienie nieśmiertelności musiało wiązać się z wysokim kosztem.
- Chociaż czasami tak się właśnie czuję, byłbym głupcem, gdybym powiedział, że nie mam nic do stracenia. - Mruknął niezbyt donośnie dopiero po namyśle nad zaistniałą sytuacją. Pogoń za potęgą nawet w jego przypadku nie była tak silna, by Franz okupił ją jedynymi pozytywnymi uczuciami, których zaznał w życiu. Gdyby skrzywdził Jasmine, nie darowałby sobie tego do końca swoich dni. Nie potrafił przedłożyć żadnego ze swoich celów ponad zapewnienie jej bezpieczeństwa. Nawet jeżeli nie był w stanie usunąć się w cień, całkiem zniknąć z jej życia, to na pewno nie chciał robić czegoś, przez co mógłby stracić ją, zatracić samego siebie. Domyślał się jednak, że ktoś taki jak Voldemort, ktoś, kto nie miał nic do stracenia i stał się szaleńcem, nie przepuścił okazji. Zapewne podobne zdanie na ten temat miał sam Albus, mimo że nie mógł przedstawić dowodów na potwierdzenie swoich tez.
Ostatnie słowa Dumbledore'a przypomniały jednak Kruegerowi o wielu już rozmowach z ojcem panny Vane, o jego własnych zapewnieniach, że nie zaprzepaści swojej szansy... właściwie w tym gabinecie po raz pierwszy od spotkania z Drake'em Franz czuł, że podejmie słuszną decyzję, nawet jeśli ta dopiero w tym momencie przebijała się do jego świadomości.
- Bardzo dziękuję za informacje, panie profesorze. - Rzucił z uśmiechem, w którym nadal czaiła się nuta młodzieńczej buńczuczności i czarnoksięskiego cwaniactwa, które chłopak już dawno temu wyniósł z rodzinnego domu. Chłopak ostrożnie wysunął z pod paska spodni swoją różdżkę, by w chwili, w której ściskał ją już kurczowo w dłoni, wstać od biurka. Skierował koniuszek czarnego bzu w samą pierś Albusa, spoglądając mu w oczy z niewzruszoną miną. Jego kącik ust delikatnie uniósł się na górze, a Krueger płynnym ruchem dłoni przesunął "niedoszłe narzędzie zbrodni" na swoje lewe przedramię, wypowiadając niemalże szeptem inkantację "Finite". W tym momencie oczom Dumbledore'a ukazała się czaszka z wypełzającym z jej szczęki wężem. Franz wiedział, że demonstrując przed dyrektorem swój mroczny znak, jedynie dał mężczyźnie dowód na to, czego on sam już się domyślał. Musiał jednak odkryć jakąś kartę, żeby przekonać do siebie dyrektora szkoły.
- To mój znak lojalności... ale nie wobec tego, który go wypalił. - Powiedział zdecydowanym, spokojnym tonem, podejmując tym samym decyzję. Nie mógł uczynić inaczej. Przecież już od dawna pragnął śmierci Voldemorta, a w końcu musiał też zacząć działać. Teraz jednak wiedział, że nie jest sam, tak jak to miało miejsce niemalże przez całe jego życie. Nie mógł być sam i miał już tej samotności po prostu dosyć. Horkruksy może zapewniłyby mu tę potęgę, do której tak skrzętnie dążył, ale skoro zrezygnował ze swoich planów w imię innych wartości, postanowił odnaleźć siłę w walce u boku tych, którzy również stanęli po jedynej, dobrej stronie. Stwierdził, że może właśnie dzięki temu, nawet jeśli zginie, pozostanie sobą do samego końca, a nie kimś pokroju Czarnego Pana.
- Jego już się nie pozbędę, ale może uda mi się jeszcze uczynić z niego użytek dla dobra nas wszystkich. - Dodał, spoglądając znacząco na swój mroczny znak, a następnie w oczy Dumbledore'a. Tym samym chciał mu dać do zrozumienia coś, o czym siwobrody czarodziej na pewno już wiedział, skoro sam wspomniał o czyhającym na Kruegera ryzyku. Ślizgon nie mógł teraz odejść z szeregów śmierciożerców, ale zamierzał pokrzyżować im plany, kiedy tylko będzie w stanie dokonać tego bez wzbudzania podejrzeń, a także przekazać swoim sprzymierzeńców informacje, jeśli tylko nadarzy się ku temu odpowiednia okazja. Wierzył przy tym, że dalsza nauka oklumencji pod okiem ojca Jasmine pomoże mu w realizacji jego celów.
Albus Dumbledore
Albus Dumbledore

Gabinet dyrektora - Page 5 Empty
PisanieTemat: Re: Gabinet dyrektora   Gabinet dyrektora - Page 5 EmptySob 05 Maj 2018, 23:13

Dyrektor Hogwartu nie był jasnowidzem, ale daleko posunięty wiek i nabyte przez to doświadczenie pozwalało mu domyślać się wielu rzeczy. Ba! Niektórzy czarodzieje mówili, że był mądry. Może. On wolał wzruszyć ramionami. To, że raczej widywano go tylko podczas uroczystych kolacji w szkole, nie znaczyło, że nie był w niej obecny. Co więcej, wiedział więcej, niż mogło się wydawać wszystkim uczniom. W szkole były obecne zaczarowane portrety, które chociaż były jedynie efektem umiejętnie rzuconego zaklęcia, potrafiły robić za szpiegów i słyszały więcej niż niejedno ucho. Nie było obce Albusowi, że pan Krueger darzy niepojętym uczuciem pannę Vane, że ta stara się go unikać, jednocześnie płacząc po kątach, a Niemiec wymyka się nocami w sobie tylko znane rejony. Czasem posiadając kilka nitek można było dojść do kłębka. Albus obawiał się, że idąc w ślady ojca, chłopak przejdzie na stronę Toma Riddle'a. Obawiał się i po rozmowie z Franzem już wiedział, że obawy się potwierdziły.
Mimo tego, wytłumaczył mu w spokojnych słowach wszystko, co mógł mu przekazać o horkruksach. Pominął szczegóły, które mogły by tylko zachęcić do tego procedury. Ponadto, użył silnego porównania, żeby zniechęcić Ślizgona. Mógł z całą skromnością stwierdzić, że chyba mu się to udało. Wzrok był jednak zwierciadłem duszy i chociaż Franz nie ruszył się ani na milimetr z fotela, to na pewno jego spojrzenie dało do zrozumienia, że krzywda panny Vane to ostatnie, czego chce.
-Dobrze mówisz, Franz... ale powiedz sam, czy Voldemorta da się jeszcze nazwać człowiekiem? -odpowiedział pytaniem na pytanie.
Słuchał w milczeniu Ślizgona, chociaż nie był zbyt wylewny. Tym razem to dyrektor nie zrobił ani jednego ruchu, gdy Franz wycelował w niego różdżkę. Jedyne, co go zdradziło, to zmiana natężenia blasku w oczach. Niebieskie oczy dyrektora obserwowały różdżkę, by wreszcie spocząć na przedramieniu. Wiedział, co tam zobaczy. Ku swojemu rozczarowaniu.
-Zrobisz, jeśli tylko nie zaprzestaniesz współpracy z panem Vanem. Jeśli uda Ci się poczynić na tyle spore postępy, że nikt nie będzie w stanie dostać się do Twojego umysłu - wróć. Na pewno mógłbyś przysłużyć się sprawie. -Dumbledore wstał i podszedł do fotela, gdzie siedział uczeń. -Bo jak sam się pewno domyślasz, dopóki w Twoim młodym rozumie da się swobodnie przebierać, nic poważnego nie może go zajmować. -dał tym samym znak, że Kruger ma opuścić gabinet. Dyrektor miał już pierwsze plany wobec Ślizgona. Obrócił się plecami do niego i uważnie przyglądał się niebu. Skąd wiedział o oklumencji? A to już tajemnica zakręconego starca.
Gdy usłyszał, że Franz zbliża się do wyjścia, pozwolił sobie jeszcze się odezwać.
-Ale ilość wylanych ostatnio łez przez panienkę Vane już na pewno jest w kręgu zainteresowań Twojego umysłu. - -rzucił jeszcze. Ah, te obrazy.
Franz Krueger
Franz Krueger

Gabinet dyrektora - Page 5 Empty
PisanieTemat: Re: Gabinet dyrektora   Gabinet dyrektora - Page 5 EmptyPią 11 Maj 2018, 16:39

Albus Dumbledore… wielki czarodziej, który zwykł obserwować wszystkie wydarzenia w cieniu. Jego obecność nieraz zdawała się ledwie wyczuwalna, ale było to niezwykle mylące, pozorne wrażenie. Dyrektor Szkoły i Magii Czarodziejstwa jakimś sposobem dostrzegał wszystko to, co działo się wokół niego, i nie tylko. Baczył na swoich pupilów, a także uważnie lustrował wydarzenia mające miejsce poza murami Hogwartu. Można by rzec, że był jednostką wybitną, gdyby nie to, że zbyt często, przynajmniej zdaniem Franza, stawiał się w roli biernego obserwatora. Mniej podniosłych przemówień, a więcej czynów, drogi Albusie?
Cóż, Krueger nie miał prawa wiedzieć o tym, że Dumbledore poza swą szeroką wiedzą zdołał już poczynić przygotowania do nadchodzącej wojny. Nie mógł przewidzieć, że ten mężczyzna skrywa znacznie więcej sekretów, niżeli podsłuchiwanie i podglądanie obecnych w zamku za pomocą swoich szpiegów w żywych obrazach. Przeklęty zbok, co? Być może w jakimś sensie był wściekły, że ktoś taki marnuje potencjał, zgrywając przemądrzałego dziada… zwalając zdecydowaną część roboty na niedoświadczonych jeszcze młodziaków, którzy w lwiej części nie wiedzieli nawet prawdopodobnie, jaką ścieżką chcieliby podążać w swym marnym żywocie. Sam przeszedł wiele, zbyt wiele zważywszy na wiek, by spoglądać na takie zachowanie obojętne. Wyzyskiwany i ukierunkowany przez swój czystokrwisty ród kiedyś myślał, że jego los został już z góry przesądzony, a przynależność do śmierciożerczej braci pozostawała tylko kwestią czasu. Do pewnego momentu rzeczywiście tak było, wiele czasu zajęło mu faktyczne odnalezienie w tym zamieszaniu siebie – czy zdołał wreszcie tego dokonać? Tego nie mógł być pewien, choć z biegiem lat coraz bardziej zdawał sobie sprawę z tego, że jego jestestwo należy wyłącznie do niego samego, że może podejmować decyzje samodzielnie, a to że niektóre z nich mogły doprowadzić go do rychłej śmierci, cóż… nikt nie mówił, że będzie lekko. A jednak, w jakiejś mierze to było jego fatum. Przecież gdyby urodził się w rodzinie jakichś mieszańców, mógłby się równie dobrze od tego wszystkiego odciąć, uciekać tak długo dopóki nie pozna własnych celów i pragnień. Nie dostał takiej szansy, pchany od kołyski w ręce tego, którego większość nawet bało się wymówić imienia. Cóż za ironia losu, że najistotniejsze decyzje w życiu człowiek musiał podejmować za młodu, kiedy był jeszcze totalnym kretynem.
- A kogo można nim nazwać? Jeśli zbyt długo patrzysz w otchłań, otchłań zaczyna spoglądać i na ciebie. – Mruknął z charakterystyczną w swym głosie chrypą, przywołując słowa słynnego, mugolskiego filozofa o niemieckich korzeniach. Przed ojcem uciekał przecież nie tylko do świata muzyki, ale i książek znajdujących się w bogatej bibliotece rodu. Wbrew pozorom nawet czystokrwiści potrafili nieraz docenić dzieła sztuki pochodzące ze świata niemagicznych. A że przy okazji dążyli do ich całkowitego odcięcia od swojego „bajecznego” świata, a może nawet i eksterminacji… Ludzka natura zdawała się nad wyraz skomplikowana, czyż nie?
- Każdy ma swoją otchłań, panie profesorze. – Dodał jeszcze, i chociaż jego słowa można by odczytać jako swoiste usprawiedliwianie Voldemorta, to w istocie nie taki był jego zamiar. Takiego czarnoksiężnika jak Riddle trudno było wybielić, jednak Franz chciał zwrócić uwagę Dumbledore’a na fakt, że nie było też jednostek idealnych, każdy człowiek miał swoją otchłań, miał też swoją cenę. Każdy pod wpływem swych największych słabości, nawet jeśli te się znacząco od siebie różniły, mógł stracić nie tylko głowę, ale i swoje człowieczeństwo. Wystarczyło przecież spojrzeć na reakcje ludzi w sytuacjach powszechnej paniki. Urodzeni bohaterowie istnieli, ale byli tylko kroplą w morzu i można było mieć wątpliwości czy taka ich garstka jest w ogóle w stanie zmienić świat na lepsze.
Jedno Krueger musiał przyznać: Albusowi nie dało się odmówić spokoju, opanowania, a i jakiejś krzty odwagi, która być może przejawiała się w nietypowych metodach działania, ale jednak istniała i była wyczuwalna nawet przez niego. Brak jakiegokolwiek ruchu ze strony Dyrektora, kiedy Franz skierował koniuszek różdżki na jego pierś, chyba lepiej pozwoliła niemieckiemu młodzieńcowi poznać motory jego zachowania. Tylko te oczy… zwierciadło duszy, które zdradzały pewną obawę o to, że być może tym razem jego przewidywania się nie sprawdzą. Dumbledore musiał zdawać sobie sprawę z tego, że ten jeden błąd mógł go wiele kosztować. Mógł ujrzeć tylko ciemność, a jednak usilnie wierzył, że ponownie w swym życiu zobaczy światło. Ogromna wiara w ludzi, czy to właśnie ona kazała trzymać mu się z dala? Franz opuścił różdżkę, ale ukazanie mrocznego znaku najpewniej wpisywało się już w scenariusz, jaki jawił się w głowie jego znacznie starszego towarzysza. Chłopak nie mógł zrozumieć jego wiary i bierności. Był człowiekiem czynu i gdyby miał działać w ten sposób, co Albus, prędzej czy później jego umysł poprowadziłby go na skraj obłędu. Nie rozumiał, ale czy wierzył, że i w takiej metodzie mógł tkwić zalążek sukcesu?
- Ja… – Od przekroczenia progu gabinetu chyba po raz pierwszy się zawahał. Mówili, że ściany mają uszy, ale skąd Dumbledore wiedział o jego schadzkach z ojcem Jasmine? Może Ślizgonka mu o tym powiedziała? Nie… znał ją zbyt dobrze i nie było cienia wątpliwości, że Dyrektor Hogwartu pozyskał tę wiedzę w inny sposób. Franz musiał przyznać, że nawet jeśli starał się zawsze zachować pewną dozę szacunku dla tego starca, to chyba nie do końca go jednak doceniał.
- Znacznie łatwiej zapanować nad umysłem. – Szepnął tylko, bo nie widział potrzeby uciekania się do większych słów. Zdołał już pojąć, że Albus poznał nie tylko jego czyny, ale i myśli, czy emocje. Dopiero teraz przyszło mu do głowy, że mógł paść ofiarą skutecznego, niewykrywalnego ataku legilimenckiego. To by tłumaczyło też nadzieję starca na to, że współpraca z Vane’em przyniesie jeszcze lepsze efekty. Obecne najwyraźniej nie były wystarczające, zważając na to, że Voldemort z pewnością nie był w tej sztuce gorszy, a raczej nawet i bardziej doświadczony niż poczciwy Dyrektor. Krueger wstał z wygodnego fotela, spoglądając raz jeszcze w kierunku obserwującego niebo Dumbledore’a.
- Wkrótce się spotkamy. -  Rzucił na pożegnanie, choć słowa zdawały się rozpłynąć w powietrzu, jakby nie były w ogóle skierowane do konkretnego odbiorcy. Możliwe, że Franz sam siebie przekonywał, że właśnie tak się stanie. Zresztą to, że się spotkają, było akurat czymś pewnym, ale czy po tej samej stronie barykady? Pewnie obaj zdawali sobie sprawę z tego, że Krueger wsiąknął w szeregi złoczyńców na tyle głęboko, że nie mógł ot tak porzucić drogi, którą podążał. Paradoksalnie, dla dobra sprawy, mógł jednak wniknąć w nią jeszcze głębiej, zdobywając w ten sposób informacje, które miały potencjał, by odmienić losy tej wojny. Musiał jednak uważać, by ta otchłań, po której podróżował, rzeczywiście nie owionęła mrocznej aury nad jego sercem, które nadal boleśnie ukłuło, kiedy Albus wspomniał o łzach jego umiłowanej. To dla niej nie mógł się poddać, i to ona była prawdopodobnie jedyną, którą była zdolna uchronić go przed kompletnym zezwierzęceniem.

zt.
Sponsored content

Gabinet dyrektora - Page 5 Empty
PisanieTemat: Re: Gabinet dyrektora   Gabinet dyrektora - Page 5 Empty

 

Gabinet dyrektora

Zobacz poprzedni temat Zobacz następny temat Powrót do góry 
Strona 5 z 5Idź do strony : Previous  1, 2, 3, 4, 5

 Similar topics

-
» Gabinet Hristiny
» Gabinet Cieni
» Gabinet Katji
» Gabinet Le Chiffre'a
» Gabinet Hendleya

Permissions in this forum:Nie możesz odpowiadać w tematach
Marudersi :: 
Hogwart
 :: 
Wieże
-