IndeksIndeks  SzukajSzukaj  Latest imagesLatest images  RejestracjaRejestracja  ZalogujZaloguj  

Share
 

 Gabinet dyrektora

Zobacz poprzedni temat Zobacz następny temat Go down 
Idź do strony : Previous  1, 2, 3, 4, 5  Next
AutorWiadomość
Francis T. Lacroix
Francis T. Lacroix

Gabinet dyrektora - Page 4 Empty
PisanieTemat: Re: Gabinet dyrektora   Gabinet dyrektora - Page 4 EmptyPią 08 Maj 2015, 16:16


Czas biegł, ale Francis czuł się lepszym skoczkiem, niż biegaczem. Przeskakiwał obowiązki, konwenanse, wyskakiwał z rodzinnych imprez by być od nich jak najdalej, zdarzyło mi się skakać przez płotki, unikał natomiast skoków w bok i skoków z dużych wysokości, te skończyłyby się zdecydowanie paskudnie.
Dumbledore krążył, jak na dyrektora przystało, po gabinecie, a jego dłonie tworzyły symbol delty. Sam Francis, zaproszony przez Albusa ruchem dłoni, przysiadł na krześle i czując nieprzyjemny węzełek w żołądku czekał. Czuł się jeszcze młodszy, niż był w rzeczywistości, jakby sam czekał na jakąś dziwną naganę, na którą, teoretycznie i tak właśnie mu się wydawało, nie zasłużył. Zerknął na Pannę Evans, która zdawała się być równie zdezorientowana, przestraszona i zbita z tropu co on. Spróbował się uśmiechnąć w nieco pocieszającym geście do Gryfonki i wypuścił powietrze ze świstem. Poczuł nieco, jakby płuca mu urosły i nieprzyjemnie uciskały serducho, bo teraz biło jakoś tak dziwnie nieco poddenerwowane i zestresowane jak przed ustnym egzaminem u samego Dyrektora.
A potem Albus zaczął mówić. Zgodnie ze zwyczajem mówił długo i namiętnie. W międzyczasie młody Lacroix sięgnął po malinową herbatkę i próbował dyskretnie siorbnąć troszkę, ale bez sukcesów. Poparzył się tylko i tyle było z tego korzyści.
Z każdym słowem Dyrektora Francis był nieco bardziej zdezorientowany. Ze zdania na zdanie mina młodego Lacroixa zmieniała się, razem z kolorem twarzy przeszła od różowego nieco w czerwony, a potem zaraz pobladła, bardzo szybko.
Zakręcił się nieco na krześle, niespokojnie wyraźnie i poczuł na sobie spojrzenie zgromadzonej dwójki. Zrozumiał już o co chodziło i właściwie w Hogwarcie rzeczywiście było coś magicznego, włącznie z tempem zdobywania informacji. Przełknął ślinę, nieco głośno i spojrzał jeszcze na Lilianne na moment nawiązując kontakt wzrokowy, zanim pierwsze słowa opuściły jego usta.
- Widzę, że w tym zamku nic się przed Panem nie ukryje, Dyrektorze. - zaśmiał się nieco głucho. - Lily już wcześniej przyszła do mnie z tą propozycją i prawdopodobnie dlatego właśnie siedzimy tutaj we trójkę. Kiedy wcześniej rozmawiałem z Panną Evans nieco inaczej rozpatrywałem tą propozycje, ale teraz, w świetle ostatnich wydarzeń zagrożenie jest bardziej niż namacalne. - ciągnął, nieco nerwowo wyłamując własne palce. - Właściwie, nie wiem dlaczego wybraliście właśnie mnie, ale - zawahał się przez moment. Dłuższa chwilę patrzył w milczeniu na kubek herbaty, w końcu jednak wyrwał się z tego zamyślenia i ciągnął zaraz dalej. - Chciałbym. - stwierdził w końcu, nieco nieskładnie, ale jednocześnie w jasny do zrozumienia sposób. Siła zdań prostych. - Co mamy robić? Zrobić?
Albus Dumbledore
Albus Dumbledore

Gabinet dyrektora - Page 4 Empty
PisanieTemat: Re: Gabinet dyrektora   Gabinet dyrektora - Page 4 EmptyNie 17 Maj 2015, 18:18

Albus Dumbledore w tej jednej chwili poczuł się o jakieś dwieście, a może nawet trzysta lat młodszy. To, co czuł w środku zakrawało o poziom takiej abstrakcji, że spokojnie można było to uznać za stan zbliżony. Potarł łapki o siebie i mruknął zadowolony, wygładził brodę, przyglądając się a to rosnącemu zdezorientowaniu nieco problematycznego, dość leniwego i nieobecnego stażysty, który uparcie krążył spojrzeniem między podłogą a sufitem, a to Pannie Evans, która z nadzieją w oczach patrzyła raz na niego, raz na niedoszłego nauczyciela.
- Oczywiście, że nic się przede mną nie ukryje, Panie Lacroix! Zwłaszcza w takich czasach ciężko cokolwiek ukryć przed okiem dyrektora, proszę nie myśleć, że cokolwiek mi umyka! - rzucił nieco rozbawiony w kierunku Francisa i pogroził mu nawet przez moment palcem. Coś było dziwnego w tej całej sytuacji, w tym całym napięciu, które rosło, a raczej rosnąc nie powinno. Ostatecznie, to było przecież tylko spokojne spotkanie, odrobinę ‘biznesowe” co prawda, ale nadal kurtuazyjne, przy herbatce i ciastku, a sprawy ważne wymagały tylko lekkiego podsumowania. Albus uśmiechnął się, dumny w duchu z uczennicy jego szkoły i pokiwał głową z pewnym wyczuwalnym uznaniem.
- Już może Panna oddychać, Panno Evans. Wygląda na to, że nasz nowy towarzysz rozpatrzył Panny propozycję pozytywnie, mimo wątpliwości. - zerknął jeszcze przelotem na twarz Lily i odrobinę zmartwionym odruchem zmarszczył brwi - I zjedz ciasteczko. Wyglądasz ciut blado. - przerwał na moment, podając jej półmisek z kruchymi ciastkami.
- Wydaje mi się, że teraz najważniejszym będzie nie tracić motywacji. Cel, który sobie obraliście nie jest łatwy i nie mogę wprost, oficjalnie, wspierać jeszcze waszych działań, ale będę przyglądał się wszystkiemu z boku i jeśli zajdzie taka potrzeba to zainterweniuję. Myślę jednak, że takie dwa silne i zorganizowane charaktery poradzą sobie z tym zdaniem i, że ten ciężar nie przytłoczy waszej dwójki. Wierzę w was, młodzieży. - ciągnął, nieco poważniej, wyglądając przez moment przez okno w swoim gabinecie.
Doszło niestety do tego, czego w dużej mierze Dumbledore się bał, a co niestety było nieuniknione. Nie chciał jednak zarażać zgromadzonych tutaj swoim zmartwieniem i przetarł dłonią oczy ukryte pod okularami. Westchnął jeszcze cicho i odwrócił się do Lily i Francisa z rękoma założonymi za plecami.
- Teraz dam wam moment, żebyście mogli spokojnie to przedyskutować, bez martwienia się, czy ściany mają uszy, albo jakiś pierwszoklasista właśnie nie będzie przypadkiem chciał wręczyć pracy pisemnej profesorowi Lacroixowi. - zaśmiał się rubasznie i podszedł do drzwi. Uniósł lekko dłoń w pożegnalnym geście i nacisnął powoli klamkę. Już miał wychodzić z pomieszczenia, kiedy uderzył się jeszcze lekko spodem ręki w czoło i westchnął.
- Ah, ta starość! - rzucił, podchodząc do biurka i częstując się jeszcze jednym dropsem cytrynowym.
- Uważajcie na siebie. - dodał na odchodne i zniknął za drzwiami.

z.t.
Lily Evans
Lily Evans

Gabinet dyrektora - Page 4 Empty
PisanieTemat: Re: Gabinet dyrektora   Gabinet dyrektora - Page 4 EmptyWto 19 Maj 2015, 08:58

Wystarczyło jedno, wcale niezbyt głośne i pewne „chciałbym”, aby Lily poczuła rozlewającą się po jej ciele ulgę. Potrzebowała usłyszeć właśnie coś takiego z ust Francisa, potrzebowała w tej chwili świadomości, że nie jest sama, że ma po swojej stronie ludzi, którzy pomogą, wesprą, przejmą na siebie chociaż część odpowiedzialności. Miała wrażenie, że w momencie, w którym Dumbledore zainteresował się tą sprawą, nagle stała się ona znacznie bardziej poważna, znacznie bardziej doniosła. Jakby uwaga tego człowieka czyniła rzeczy bardziej namacalnymi ale też zaangażowanymi w sprawy, o których do tej pory Lily nie miała większego pojęcia. Ale chciała się dowiedzieć, i to bardzo, jeśli tylko miałoby to sprawić, że jej opór, jej działanie będzie skuteczniejsze.
Rozluźniła się znacznie po ostatnich słowach Francisa, ale w skupieniu wysłuchała słów Dubledore’a. Jej też wydawało się, że pora jest zbyt późna jak na tak ważne rozmowy, a za nimi zbyt wiele intensywnych przeżyć. Wszyscy byli zmęczeni, jej samej kleiły się oczy, a gdyby nie krążąca w jej żyłach adrenalina, pewnie przysypiałaby na siedząco. Miała jednak jeszcze dość energii aby obdarzyć stażystę promiennym uśmiechem, kiedy dyrektor zniknął za drzwiami. Pożegnała go oczywiście uprzejmym „dziękuję” i „dobranoc”, ale to francuz w tej chwili zajmował prawie całą jej uwagę.
- Tak bardzo się cieszę, że się zgodziłeś! – wykrzyknęła, używając co prawda tonu nieco głośniejszego szeptu, ale liczy się emocja! – Że Pan się zgodził. – poprawiła się zaraz, nie zmieniając jednak wyrazu twarzy. – Chociaż być może w pewnym sensie poczułeś się do tego zmuszony… Trudno odmówić Profesorowi Dumbledore’owi. Ale w każdej chwili możesz się wycofać. – być może dziwne było to, że to Lily, nastolatka, uczennica, kieruje takie słowa do kogoś od siebie starszego, bardziej doświadczonego i teoretycznie obarczonego większą odpowiedzialnością, w tym odpowiedzialnością za nią samą, ale ona nie zauważała w tej sytuacji, w tych słowach niczego niezwykłego. W porywie radości wstała nawet ze swojego krzesła i przytuliła z całej siły młodego Lacroixa, przysłaniając mu na chwilę widnokrąg burzą miedzianych loków pachnących, zero zaskoczenia, liliami.
- Jeśli miałby Pan czas, możemy spotkać się jakoś niedługo i zastanowić się, w jaki sposób zacząć działać. – dodała po chwili, kiedy już odsunęła się na stosowną odległość. – Dzisiaj już chyba wypadałoby wracać do siebie, wszyscy zasługujemy na odpoczynek po takim dniu. – dodała po chwili. Wysłuchawszy jego odpowiedzi, chwyciła jeszcze jego dłoń w radosnym odruchu i znacznie lżejszym krokiem udała się w podróż powrotną do dormitorium, do którego na szczęście nie miała zbyt daleko., bo adrenalina najwyraźniej zaczynała znikać z jej krwioobiegu i nie wiedziała, jak długo jeszcze zdoła utrzymać w miarę prostą postawę.

z/t
Francis T. Lacroix
Francis T. Lacroix

Gabinet dyrektora - Page 4 Empty
PisanieTemat: Re: Gabinet dyrektora   Gabinet dyrektora - Page 4 EmptyWto 19 Maj 2015, 13:38

Dyrektor wyszedł z Gabinetu, a Francis znowu zaczął oddychać, a to było bardzo orzeźwiające i w pewien sposób nowe uczucie. Wstał z fotela i rozłożył łapki gestem “oto jestem, przed Tobą stoję” i uśmiechnął się do Lily.
- Też się cieszę, że się zgodziłem! - odszeptał, równie rozbawiony i żeby to udowodnić zamachał nawet łapkami w podekscytowanym gestem. - Ja, pan, ja. Ja. Ty. Lily! Miło poznać. - zaśmiał się i opadł na fotel, lekko zmęczony, ale dalej rozradowany i przejechał dłonią po twarzy, uśmiechając się nadal, nie będąc w stanie rozróżnić, czy cieszy się bardziej z tego, że wszystko jest na dobrej drodze, czy z tego, że Lily wyraźnie ulrzyło. Prawdopodobnie i z tego, i z tego.
- Droga Lily, oczywiście, że mogę się wycofać. Ale nie chcę. Myślę, że to rozwiązuje ten cały dylemat z mojej strony. - stwierdził rzeczowym tonem, częstując się jeszcze kruchym ciastkiem z półmiska, kiedy nagle widok na świat przesłoniła mu burza rudych włosów. Z początku zdziwił się mocno i przestraszył, jednak zaraz poklepał Lilianne po plecach przyjacielskim gestem. Dmuchnął, uśmiechając się pod nosem, próbując odsunąć nieco łaskoczące loki od swojego nosa. Pachniały liliami, kto by pomyślał! Jakoś teraz myśli o wielkiej odpowiedzialności przestały być aż takie istotne, chociaż Francis dalej o nich pamiętał. Wiedział doskonale, że ciąży na nim los i wina, za ewentualne wypadki, których szczerze wolałby uniknąć. Czuł wreszcie, że coś się dzieje, że jego sprzeciw staje się namacalny, że to, że czarodzieje różnych stanów mogą współpracować, jeśli mają wspólny cel. Odsunął się i poklepał jeszcze Lily w pokrzepiającym geście po ramieniu.
- Oczywiście, Panno Evans, najlepiej kuć żelazo, póki gorące. Musimy jednak dalej pamiętać o ostrożności, uważaj na siebie, proszę. - dodał, poważniejszym tonem i uśmiechnął się ciepło, zabrał ręce i wygładził materiał koszuli. Wpatrywał się moment w zegar na ścianie i zaraz ziewnął przeciągle, zakrył łapką usta. Oczywiście, że nie był zmęczony.
- Ale teraz rzeczywiście, odpocznijmy. Dzisiaj dużo się działo i myślę, że oboje zasługujemy na solidną drzemkę, a na pewno ty. Dobranoc, Panno Evans. - powiedział i uścisnął jej dłoń, na odchodne. Jeszcze moment odczekał w Gabinecie i zerknął na portrety poprzednich dyrektorów. Zasalutował jednemu z nich lekkim ruchem i poczęstował się landrynką. Był dumny i szczęśliwy, a w głowie Lacroixa zaczynały tworzyć się powoli myśli, które miałby pomóc puścić tą całą maszynę w ruch.
- Dobranoc, Szanownym Panom.

z.t.
Louis Shaw
Louis Shaw

Gabinet dyrektora - Page 4 Empty
PisanieTemat: Re: Gabinet dyrektora   Gabinet dyrektora - Page 4 EmptyPon 05 Paź 2015, 01:44

// z Dziedzińca
Louis Shaw po pożegnaniu z Profesor McGonagall, momentalnie jednak spoważniał mając świadomość z jaką wiadomością zmierza do gabinetu Profesora Dumbledore'a. Pokonywał po dwa stopnie na raz trochę tak jak to robią małe dzieci wyobrażając sobie, że goni go lawina, jednak nie było w tym ani kszty radości. Raczej zimna kalkulacja i powaga malowały się na jego twarzy. Postaci z obrazów witały się z nim raz za razem, a mężczyzna ledwo był im w stanie odpowiadać. Dotarł do wieży i stanął przed posągiem, który chronił wejście do dyrektorskiego azylu. Zaraz..zaraz...ale jakie było hasło? Shaw zatrzymał się nieco poirytowany, przez głowe przebiegły mu wszystkie inne jakie trzeba było znać jeszcze za czasów kiedy był uczniem Hogwartu. Plus tej sytuacji polegał na tym, że miał przynajmniej miał teraz chwilę by odpocząć, zebrać myśli...co powie dyrektorowi? Jak to powie, by informacja miała ręce i nogi. Po prostu... i w tym momencie przyponniał sobie hasło, które zdawało się być najprostszym z możliwych rozwiązań. Popatrzył na posąg i powiedział:
- Czekoladowa Żaba- posąg uniósł się lekko z szumem obnażając schody na które wkroczył pośpiesznie, by chwilę później znaleźć się w jednym z najbardziej nietuzinkowych gabinetów jakie kiedykolwiek widział. Lou rozejrzał się po owalnym gabinecie Dumbledore'a pełnym przedmiotów zarówno drobnych jak i dużych...Brzęczących, tykających, buczących, których przeznaczenia nie znał zupełnie. Feniks profesora znajdował się na niewielkiej żerdzi i hustając się raz za razem uważnie przypatrując się męzczyźnie. Shaw uśmiechnął się niepewnie i zawołał:
- Profesorze? Jest Pan tutaj? - spytał rozglądając się po pomieszczeniu w poszukiwaniu wysokiego brodatego czarodzieja w okularach - połówkach.
Albus Dumbledore
Albus Dumbledore

Gabinet dyrektora - Page 4 Empty
PisanieTemat: Re: Gabinet dyrektora   Gabinet dyrektora - Page 4 EmptySob 28 Lis 2015, 15:14

Dumbledore już nie pamiętał kiedy ostatnim razem miał tyle na głowie – ciągłe rozmowy z Ministrem, zaczepki dziennikarzy i innych Czarodziejów chcących dowiedzieć się czy Hogwart w obliczu wojny to na pewno bezpieczne miejsce dla setek niewinnych uczniów, których miał pod swoją opieką.
Odpowiedź w jego głowie pojawiła się niezwykle szybko, a brzmiała ona jednoznacznie. Oczywiście, że tak.
Odkąd został dyrektorem, a pragnął tego prawie równie mocno co nauczania dzieciaków arcy trudnej transmutacji poprzysiągł sobie, że niezależnie co by się nie działo na świecie czy okolicach to będzie bronił szkoły jak niczego innego. Był świadom jawnego zagrożenia jakie stwarzali dla nich Voldemort, a raczej jak wolał go nazywać – Tom wraz ze swoimi nowymi przyjaciółmi z wypalonym Mrocznym Znakiem na przedramieniu. Mieli swoje zagadki, swoich sprzymierzeńców oraz moc, o której pewnie połowa jego uczniów nie słyszała, ale on miał doświadczenie i wiele innych sekretów.
Póki co w jego mniemaniu zamek wraz z zawartością był bezpieczny – wszystkie zaklęcia, które przychodziły mu do puchatej głowy wysunęły się ku górze tworząc pewnego rodzaju klosz, który miał za zadanie ochronić pierwsze warstwy budynku i znajdujących się w nich lokatorów. Póki co zaznaczam spełniał swoją rolę idealnie. Tak samo jak jego dłoń z dzierżoną czarną różdżką, której był posiadaczem.
Odszedł od okna, w które się wpatrywał widząc nie tylko swoje odbicie ale i również chatkę Gajowego, który zajmował się pieleniem zmutowanych dyni. Do jego uszu doszedł zachrypnięty głos młodego chłopaka – Albus zmrużył oczy przyglądając się byłemu uczniowi uczęszczającemu do domu Kruka po czym przesunął dłonią po swojej brodzie, a ręce schował za siebie uśmiechając się w życzliwy sposób do młodzieńca, który najwyraźniej go nie zauważył. Nic dziwnego, starzec pojął takie sztuczki magiczne, że potrafił wtapiać się w tło niezależnie gdzie się znajdował. Ot, kolejny plus dla bycia czarodziejem o zaawansowanej sile.
- Witam pana, panie Shaw. Może cytrynowego dropsa? Nie słyszałem by poprawiał wzrok i koncentrację, ale smakuje przewybornie. – Przywitał się uprzejmie posuwając się do przodu niespiesznie – dzisiejsze popołudnie miał wolne od problemów i zobowiązań dlatego bez przeszkód mógł przyjąć petenta.
Znalazłszy się przy biurku opadł na wygodne siedzisko w przelocie muskając Fawkesa po ognistym piórze, po czym zaraz za jednym machnięciem palca wyczarował podobne siedzisko dla stażysty.
- Słyszałem pogłoski, że zechciałeś się ze mną spotkać, bo masz mi coś do zakomunikowania, prawda chłopcze? – Odezwał się po krótkiej chwili niewerbalnie nakazując Shawowi by ten spoczął i się rozgościł.
Jak na zawołanie na blacie uporządkowanego biurczyska pojawiły się dwie filiżanki o pięknym ornamencie, a w nich gorące kakao.
Louis Shaw
Louis Shaw

Gabinet dyrektora - Page 4 Empty
PisanieTemat: Re: Gabinet dyrektora   Gabinet dyrektora - Page 4 EmptyNie 29 Lis 2015, 00:05

Louis jak i każdy, kto przekroczył próg Hogwartu wiedział doskonale, że każdy kto przekroczy próg zamku, znajdzie się w najbezpieczniejszym miejscu w świecie czarodziejów. Nie chodziło tu tylko o moc zaklęć obronnych, ale o fakt, że rzucał je osobiście Albus Dumbledore - jedyny czarodziej jakiego boi się Sami - Wiecie - Kto. Starszy Shaw był zupełnie zaabsorbowany tym, co chce powiedzieć dyrektorowi. Zamyślił się do tego stopnia, że w pierwszej chwili nawet nie usłyszał nawoływania starszego czarodzieja. Wyrwał się z zamyśleń i rozejrzał się po gabinecie, a jego spojrzenie zatrzymało się na żerdzi, na której siedział pupil dyrektora - Fawkes, Feniks spojrzał na niego przez moment tak, jakby chciał dać mu do zrozumienia, że stażysta przyszedł tu w innej sprawie niż podziwianie pokoju.
Spojrzał więc na Albusa Dumbledore'a w swoich wyjątkowych okularach połówkach, radosnej twarzy, brodzie do pasa i bajecznej szacie w gwiazdki i odpowiedział uśmiechając się szeroko:
- Dziękuję, panie Profesorze, dobrze pana widzieć! - powiedział nie kryjąc radości ze spotkania. Zachęcony przez mężczyznę, który słynął z miłości do słodyczy, poczęstował się dropsem, który tak jak zapowiedział dyrektor, smakował zacnie.
Zajął miejsce naprzeciw dyrektora, upił łyk kakao i rozpoczął swoją opowieść:
- Pan zawsze wie, co tu się dzieje, profesorze. Jakby czytał pan w myślach, Sprawa w jakiej tu przyszedłem bardzo mnie zaniepokoiła. Otóż, jak pan wie, przez ostatnie cztery lata przebywałem na praktykach w Smoczej Kolonii w Rumunii. Praktyka przebiegała bez problemów, jednak kilka miesięcy przed moim przyjazdem tutaj, dyrektor naszej kolonii Tyberiusz Muffin niespodziewanie nakazał nam wszystkim, pracownikom kolonii wyłapywać wszystkie smoki jakie tylko uda nam się znaleźć. WSZYSTKIE, co do jednego - powiedział wyraźnie przejęty sytuacją, upił łyk kakao i kontynuował - Zwykle przewoziliśmy do naszej kolonii tylko te chore, czy pochodzące z nielegalnych przedsięwzięć, a doktor Muffin w zasadzie reprezentował naszą kolonie tylko przed ministerstwem, składał raporty podsumowujące itp. Tym razem osobiście pomagał nam wyłapywać smoki, z tymi starymi mieliśmy nierzadko spore problemy, a kilku naszych zostało poważnie poparzonych. Kiedyś nie wytrzymałem i spytałem go po prostu dlaczego mamy to robić. Wziął mnie na bok i powiedział, że boi się, że Sam - Wiesz - Kto zacznie ściągać smoki na swoją stronę, a on nie ma zamiaru mu pomóc. Masa smoków została w górach, ciężko z nimi negocjować. Co pan o tym myśli? - spytał Louis patrząc prosto w bystre niebieskie oczy Albusa Dumbledore'a.
Albus Dumbledore
Albus Dumbledore

Gabinet dyrektora - Page 4 Empty
PisanieTemat: Re: Gabinet dyrektora   Gabinet dyrektora - Page 4 EmptyNie 29 Lis 2015, 00:55

Starszy mężczyzna może i wyglądał na bezbronnego, na kogoś kto nie potrafi powiedzieć gdzie się w tej chwili znajduje i z kim konkretnie rozmawia. Ale to tylko pozory, niewinne pozory, które łatwo przeoczyć, łatwo o nich zapomnieć i nie zwrócić uwagi, a one z kolei mogą nas zniszczyć. Kiedy nie będziemy się tego spodziewać.
Taka była jego taktyka – nie dać po sobie poznać co się wie, jakie umiejętności się posiada – zwyczajnie, ot, wziąć swego przeciwnika na zaskoczenie. To sprawdzało się przez wiele lat i może w tych trudnych i ciężkich czasach ponownie okaże się niejakim wybawieniem? Kto wie.
Dumbledore obserwował znad swoich okularów połówek poczynania młodzieńca, który zjawił się u niego niespodziewanie – rzadko zjawiali się u niego uczniowie, a co dopiero mówić o stażystach, którzy chowali się w cieniu swych mentorów. No, może nie myślał tutaj o Hallu, który będąc zastępcą szefa biura aurorów wciąż piastował stanowisko bycia podległym panny Lacroix. Widocznie młody Thomas również miał takie same marzenia jak on, uczyć dzieci tego czego samemu się człowiek nauczył.
Uniósł dłoń w geście przyzwolenia, by ów panicz Shaw na spokojnie mógł mu przedstawić powód wizyty, który okazał się być ważniejszy niż wszystko inne – ważniejszy nawet od wspaniałego deseru, którym zajęły się kuchenne skrzaty, a słyszał dzisiaj plotki, że szykują pyszną truskawkową galaretkę z owocami, za którą przepadał. Skupił się zaraz na swoim petencie i po tym jak również skosztował ciepłego kakao oparł wygodnie łokcie o podłokietniki, a palce splótł ze sobą przed twarzą i słuchał.
A słuchać potrafił i każdy o tym wiedział. Nawet sam Riddle, bo i jego niegdyś słuchał. Również w tym gabinecie. No, ale nie o tym mowa.
Uśmiechnął się delikatnie, z niejakim rozczuleniem, a może i politowaniem – trudno orzec. Wielu ludzi uważało go za osobę niezwykle inteligentną, z niezwykłymi umiejętnościami i może faktycznie tak było, ale czy trzeba było o tym wspominać? Nie oczekiwał żadnych trofeów, medali ani tym bardziej słów pochwały, bo te już w swoim życiu słyszał, otrzymywał. Wolał skupić się na pełnionym zadaniu, które umykało mu między palcami podczas gdy za oknem toczyła się wojna. W której zapewne on, nauczyciele jak i wielu uczniów weźmie udział, o czym wiedział już teraz. Po prostu wiedział.
- Ach, Tyberiusz. Zna go osobiście, bardzo dobry człowiek. Trochę zabiegany i impulsywny, ale zacny, doprawdy zacny… – Zaczął, zupełnie jakby nie na temat, jakby nie o to chodziło w całej tej sprawie. Wysłuchał co prawda całej wypowiedzi Louisa i nie odzywał się przez krótki moment, krótką chwilę jakby wszystko chciał przeanalizować. Słowo po słowie.
- Cóż, możliwe, że Tyberiusz ma rację. Wszyscy wiemy, że Voldemort nie cofnie się przed niczym aby dopiąć swego celu, ale czy konieczne jest wyłapywanie tych wszystkich biednych smoków już teraz? Posiadałem kiedyś jajo smoka, wie pan o tym panie Shaw? Podarował mi je kiedyś mój bliski znajomy, zaraz po tym jak wygrałem z nim w karty. Ale o tym wcale pan nie słyszał. – Błękitne spojrzenie wwiercało się w byłego ucznia, a stonowany głos przebijał się przez atmosferę jak gdyby nic.
Tak naprawdę, na spokojnie przeczesywał pamięć Louisa w poszukiwaniu czegoś co mogłoby go zaniepokoić. Robił to jednak pobieżnie chcąc zwyczajnie dowiedzieć się wszystkiego od stremowanego chłopaka.
- Ale my chyba nie o tym, prawda? Zaproponowałbym sherry, ale obawiam się, że profesor McGonagall mogłaby się zezłościć. – Kontynuował z dobrotliwym grymasem, po czym usnął lewą dłonią swą brodę w zastanowieniu.
- Czego ode mnie zatem pan oczekuje, panie Shaw? Nie znam się na smokach tak dobrze jak pan czy Tyberiusz, a jestem pewny, że w szkole nie znajdziemy aż tyle miejsca dla nich ile byśmy chcieli. Już wystarczy nam jeden pan Henley, który podobno pożera podwójne porcje puddingu. – Dokończył nieprzerwanie nie odrywając wzroku od blondyna w oczekiwaniu na odpowiedź.
Louis Shaw
Louis Shaw

Gabinet dyrektora - Page 4 Empty
PisanieTemat: Re: Gabinet dyrektora   Gabinet dyrektora - Page 4 EmptyWto 01 Gru 2015, 06:53

Mistrz transmutacji jak się okazuje wcale nie musiał stosować potężnych zaklęć, by ukryć przed wścibskimi oczyma swoje talenty. Dziś jednak każdy ma świadomość mocy dyrektora, a narażałby mu się chyba tylko osobnik o skłonnościach suicydalnych. Choć wiadomym było, że Dumbledore jest potężny, nikt z wyjątkiem niego samego nie znał jego prawdziwej mocy. Louis czuł się podekscytowany całą sytuacją i gdzieś w głębi serca wiedział, że Albus tak naprawdę już teraz wydobył potrzebne informacje. Nie chciał dać po sobie poznać, że cokolwiek przeczuł, toteż kontynuował mając nadzieję, że jednak podejmą jakąś rozsądną decyzję zważywszy na okoliczności.
- Próbuję zestawić to wszystko tak, by miało ręce i nogi. Z jednej strony, uważam, że pan Muffin postępuje słusznie, bo mamy dzięki temu jakąś kontrolę nad smokami. Z drugiej zaś obawiam się, że być może ułatwiamy zadanie Sam-Wiesz-Komu zaganiając je w jedno miejsce. Myślę też, że mimo wszystko ściągnięcie przynajmniej części smoków, wśród których istnieje prawdopodobieństwo kolaboracji z Sam - Wiesz - Kim do Hogwartu byłoby dobrym wyjściem. Ja sam, za pańskim pozwoleniem profesorze przybyłem tu ze swoim smokiem...Profesor Fimmel ma na obrzeżach zakazanego lasu ponoć kilka swoich pociech. - upił łyk kakao jakby zbierając przy tym myśli, nie spuszczając wzroku z niebieskich oczu Dumbledore'a/
- Komu jeśli nie panu uwierzą smoki? Do Hogwartu nie można wejść ot tak. Ściągnięcie nawet dużej kolonii smoków nie tylko uchroni je, ale także wzmocni naszą obronę. Odpowiednio przekonane smoki to bardzo pożyteczne stworzenia, owszem są niebezpieczne, ale odpowiedni teren, oraz zaklęcia zabezpieczą uczniów. Ja sam osobiście się tym zajmę, jeśli Pan pozwoli. Znając Pana Tyberiusza, jeśli dowie się o Pana aprobacie sam przyśle ludzi z kolonii by doglądali bezpieczeństwa tego przedsięwzięcia. Wiem jak z nimi rozmawiać, bo smoki towarzyszą naszej rodzinie od pokoleń. Wystarczy mi tylko pańskie pozwolenie na działanie. - zwolnił trochę, chcąc by jak najwięcej z jego potoku słów okazało się dla Dumbledore'a wartościowe:
- Ja sam jestem gotów wyruszyć choćby zaraz, profesor Fimmel mógłby oczekiwać w Hogwarcie na mnie i przedstawicieli kolonii, którzy przygotowali by zamek na przyjęcie przynajmniej kilkunastu smoków...naprawdę.. - tu urwał, wziął głęboki oddech i dokończył Nie wyobrażam sobie jakiego spustoszenia dokona Voldemort jeśli przekona do siebie smoki, a będzie próbował to zrobić, jeśli nie bogactwem to siłą... - zakończył blednąc, po tym jak zdał sobie sprawę z imienia, które właśnie wypowiedział.
Jego ton i nastrój uspokoił się znacznie kiedy wyobraził sobie świdrującą go spojrzeniem profesor McGonagall narzekającą na jego brak odpowiedzialności po spożyciu zbyt dużej ilości Cherry z dyrektorem:
- Jeśli mam być szczery, to dopóki nie mam lekcji, kieliszek czegtoś mocniejszego nie będzie potężnym przewinieniem, a myślę, że i profesor McGonagall nie miałaby mi tego za złe, zważywszy na to, co się teraz wyprawia panie Dyrektorze. - powiedział uśmiechając się lekko. Sięgnął po spodek, by zdać sobie sprawę, że właśnie wszystko wypił.
Albus Dumbledore
Albus Dumbledore

Gabinet dyrektora - Page 4 Empty
PisanieTemat: Re: Gabinet dyrektora   Gabinet dyrektora - Page 4 EmptySro 02 Gru 2015, 19:39

Ręka okraszona zmarszczkami i wszelkimi znamionami przesuwała się miarowo od góry do dołu głaszcząc przypominającą biały puch brodę. To oznaczało, że Albus albo bardzo lubił swój zarost albo gorączkowo nad czymś rozmyślał. Korzystając ze swoich umiejętności dojrzał w umyśle pana Shawa realną szansę na zaopiekowanie się magicznymi stworzeniami, ale czy to wystarczyło? Czy same chęci umożliwiłyby im sprowadzenie gromady niebezpiecznych smoków, które nie ułaskawione stanowiłyby zagrożenie nie tylko dla stworzeń mieszkających w lesie ale również i dla jego uczniów, którzy byli dla niego najważniejsi. Louis z pewnością wiele wiedział na temat tych zwierząt, wiedział jak się z nimi obchodzić i jak zaradzić by te nie wpadał w gniew ale dyrektor szkoły musiał wziąć wszystkie ewentualności pod uwagę. Nie tylko te plusy ale i minusy całej akcji, którą tylko czysto teoretycznie mogliby rozegrać na terenie placówki.
Nie odzywał się przez cały ten czas, w którym to stażysta był górą – wsłuchiwał się w jego słowa i analizował je na bieżąco dostrzegając kilka luk w uknutym planie. Jego twarz nie wyrażała absolutnie nic poza ojcowską serdecznością, którą obdarzał praktycznie wszystkich wokół – łącznie ze szkolnymi rozrabiakami.
Miał swoje lata i wiele widział, wiele też wiedział ale nie uważał się za speca od wszystkiego. Dlatego po chwili machnął znowu od niechcenia dłonią – na blacie wiekowego biurka pojawiła się błyszcząca karafka wypełniona do połowy słodkim sherry, a tuż obok szklanka na wysokiej nóżce - tylko jedna - należąca do kompletu. Kolejne pstryknięcie palcami, a naczynie uniosło się rozlewając alkohol do kieliszka.
- Jeżeli nie ma Pan dzisiaj już zajęć to proszę się częstować. Ja podziękuję bo to już nie te lata gdy spokojnie mogę wyjść z przyjaciółmi do pubu. Pana to również czeka, ale tymczasem proszę z tego korzystać. – Nieprawdą było to, że Dumbledore miał kłopoty z alkoholem czy jego przyswojeniem. Głowę wciąż miał dobrą, a i spust niezły – wolał jednak zachować trzeźwość umysłu podczas tak ważnej rozmowy z byłym uczniem.
- To co pan powiedział doprawdy jest ciekawe i jak sądzę ważne, ale proszę tylko zauważyć kilka kwestii, panie Shaw. Zapewne nie raz czy dwa znajdował się pan w Zakazanym Lesie czy chociażby w jego okolicy i doskonale pan również wie, że ów obiekt nie jest na tyle rozległy by pomieścić również armię składającą się ze smoków. – Zaczął swobodnie nie krępując się niczym. Jasne gwiazdki na jego szacie migotały wesoło jak gdyby nigdy nic, a błękitne oczy spoglądały na młodzieńca siedzącego przed nim. Jego umysł wyłapał tytuł, o którym rzadko kto mówił wprost – nie przejął się tym jednak tylko uśmiechnął się delikatnie do chłopaka porozumiewawczo. Śmieszyło go to, że Tom, którego znał zmienił się – miał co prawda swoją ideę ale by od razu mianować się Lordem? Dla niego to wciąż był pan Riddle, Tom, Thomas.
- Pana plan brzmi całkiem rozsądnie ale nie jestem pewien – nikt z nas tak naprawdę nie ma pojęcia jak będą zachowywały się smoki w miejscu, które nie jest przygotowane na taką wielką przeprowadzkę. Pan i pana współpracownicy mogą, owszem dołożyć wszelkich starań do tego by te czuły się jak u siebie, ale także nie mamy pewności jak ostatecznie się zachowają. – Szkła od okularów połówek błysnęły, a staruszek kontynuował biorąc w dłoń opakowanie cytrynowych dropsów, które mielił w ręce.
- Muszę pamiętać o dobrym samopoczuciu mych uczniów i dbać o ich spokojny sen – nawet jeżeli chrapią niesamowicie głośno jak chociażby pan Morison. Wszystko w swoim czasie i chociaż póki co nie widzi mi się by umieszczać te stworzenia akurat w Zakazanym Lesie to jestem gotów podjąć jakąś współpracę między Tyberiuszem. Wszystko jednak w swoim czasie, panie Shaw. Proszę pić powoli to sherry bo potrafi nieźle uderzyć do głowy. – Mężczyzna podniósł się ze swego fotela ostatecznie nie tykając nawet swoich ulubionych cukierków by znowu podejść spokojnym krokiem do okna.
- Czy ktoś podejrzany wałęsał się ostatnio w okolicach Waszej hodowli? – Spytał nagle mocnym tonem nie odwracając się nawet do ucznia.
Louis Shaw
Louis Shaw

Gabinet dyrektora - Page 4 Empty
PisanieTemat: Re: Gabinet dyrektora   Gabinet dyrektora - Page 4 EmptyPon 14 Gru 2015, 09:27

Lou znał dyrektora Hogwartu na tyle dobrze, by wiedzieć, że owe gładzenie brody zdecydowanie świadczy o intensywnym rozmyślaniu. Nie dziwił mu się. Jako dyrektor dźwigał na swoich ramionach ogromną odpowiedzialność zarówno za rozwój setek młodych dusz, ale przede wszystkim ich bezpieczeństwo. Smoki to niesamowicie kapryśne stworzenia i każdy, kto się z nimi zetknął doskonale zdawał sobie z tego sprawę. Shaw miał jednak w sobie ogromne przeświadczenie, że tej misji można naprawdę podołać. Dumbledore był ufny, przez wielu uważany nawet za naiwnego, ale był też człowiekiem, który zawsze uważnie rozważał obie strony sprawy, z którą przyszło mu się zetknąć.
Młody mężczyzna uśmiechnął się do siebie widząc karafkę wypełnioną cherry, która chwilę później unosiła się już, a jej zawartość powoli przechylała się do szklanki. Albus robił to wszystko z imponującą lekkością, aż dziw bierze jak wiele wysiłku musieli wkładać za czasów szkolnych w naukę na choćby transmutacji, by później osiągnąć efekt realizowany z łatwością ani trochę nie współmierną z wysiłkiem jaki trzeba było włożyć w naukę. Upił teraz łyk, ciepło wypełniło jego krtań i od razu zrobiło mu się lepiej. Wysłuchał z uwagą słów dyrektora i odpowiedział:
- Jak Pan wie, smoki są odporne na sporą część zaklęć, niesamowicie trudno je zwieść zaklęciem Imperius. Stawiam galeona, że gdyby tylko było to możliwie Sam - Wiesz - Kto już dawno by to zrobił. Istnieje jednak ogromna ilość możliwości na to by zabezpieczyć teren na którym się znajdują. Gdyby było inaczej puściły by z dymem naszą kolonię. Chodzi przede wszystkim o przetransportowanie tutaj tylko tych najbardziej podatnych na czarne wpływy. Zaklęcia ochronne sprawią, że smoki nie będą w stanie zdewastować w jakikolwiek sposób zagrozić miejscu w którym są. Osobiście ręczę za to, że uda się to wykonać bez żadnych przeszkód. - zapewnił najpoważniej w świecie wychowanek Rawenclawu.
Miał nadzieje, że udało mu się tym razem przekonać Albusa do współpracy, dyrektor doskonale wiedział, że Louis działa w słusznej sprawie i nie pragnie sławy.
- Ostatnimi czasy sporo osób próbowało zupełnie bezskutecznie wykraść jaja kilku Walijskich, dobrze, że są na tyle łagodne, że nie pozabijały tych biedaków, ale z całą pewnością mogą wyglądać teraz nieco niesymetrycznie. Jednak pan Tyberiusz powiedział mi, że jest śledzony. Według niego kolonia jest obserwowana, a ja sam musiałem spławić kilku bardzo podejrzanych typków przy użyciu siły. Na szczęście smok i człowiek współpracujący ze sobą nawzajem spokojnie podołają czterem czarodziejom. - powiedział szczerze i upił kolejny łyk trunku.
Albus Dumbledore
Albus Dumbledore

Gabinet dyrektora - Page 4 Empty
PisanieTemat: Re: Gabinet dyrektora   Gabinet dyrektora - Page 4 EmptyPon 14 Gru 2015, 17:18

Starzec uśmiechnął się tylko do swojego odbicia, które bacznie obserwował. Każdą zmarszczka, każdy biały włos i jasne tęczówki - nic od kilku lat u niego się nie zmieniło. Poczucie swej wartości, poczucie obowiązków jakie posiadał również.
Albus od wielu lat chciał poświęcić się nauce, wychowywaniu swych uczniów na dobrych ludzi, co nie zawsze mu wychodziło o czym wiedział i do czego umiał się przyznać. Nie miał jednak wpływu na wszystkich byłych czy obecnych uczniów co go smuciło, a jednocześnie napawało ekscytacją. To znaczyło bowiem, że w każdym z nich, w każdym dzieciaku drzemie potężna siła - ta niewidzialna moc, która popycha ich do wykonywania określonych czynności. Nieistotne czy były to dobre czy złe rzeczy, ale ważne było to, że cokolwiek działo się pod ich kopułami.
Słuchał uważnie starszego Shawa nie przerywając mu - analizował każde słowo, każde zdanie, westchnięcie, przystanek, pauzę i siorbnięcie. Chłopak miał dosyć dobry plan, czyste serce oraz zagmatwany umysł. Albus jednak potrzebował czasu. Dużo więcej czasu niż Louis myślał.
Dlatego po krótkiej chwili milczenia odwrócił się z zamyślonym acz dobrodusznym wyrazem twarzy i podszedł z powrotem do biurka powoli.
Panie Shaw - póki co nie sądzę byśmy cokolwiek załatwili. Transport tak dużej ilości tak niebezpiecznych stworzeń to poważny plan, zbyt poważny by decyzję podjąć już teraz. - Zaczął spoglądając na ucznia znad okularów - połówek. Uśmiechnął się i machnął ręką w zastanowieniu - karafka wraz z alkoholem zniknęła co mogło jedynie oznaczać, że wizytę czas już zakończyć.
[b[ Będę musiał przedyskutować tę sprawę z Tyberiuszem i jeszcze kilkoma osobami, bowiem nie mogę pozwolić by wszystko stanęło na Twej głowie, Louis. Dlatego pozostaniemy w kontakcie. Oczekuj na list ode mnie. A tymczasem, życzę dobrej nocy, chłopcze. [/b] - Mówiąc to wszystko, spokojnie acz mocnym tonem pokierował chłopaka do drzwi pozdrawiając go ciepło. Gdy drzwi się zamknęły Albus pstryknął palcami co zaowocowało jedynie przygaszeniem głównej lampy.
Gabinet okrył się całunem mroku, a postać starca zniknęła zaraz.

Z tematu oboje.
Franz Krueger
Franz Krueger

Gabinet dyrektora - Page 4 Empty
PisanieTemat: Re: Gabinet dyrektora   Gabinet dyrektora - Page 4 EmptyWto 26 Kwi 2016, 23:55

Tej nocy Franz nie mógł nawet zmrużyć oka, jako że jego myśli skupiały się wokół wyjątkowej karteczki ukrytej w starej bibliotece. Chłopak nieźle się namęczył, żeby zdobyć ten skrawek papieru. Właśnie z tego względu wierzył, że ta notka jest wiarygodna, bo czy ktokolwiek siliłby się na tak skrzętne jej schowanie, gdyby miał być to jedynie głupi psikus? Krueger nigdy jednak nie słyszał wcześniej o rzekomych horkruksach, a ponadto informacje na stronie wyrwanej z księgi nie były w pełni czytelne. Niektóre fragmenty były zalane, inne przekreślone tak, że nie dało się ich żadnych sposobem odczytać. Ślizgon próbował już podkładać kartkę chociażby pod mocne światło lampy, ale jego starania spoczęły na niczym. Dowiedział się właściwie jedynie, czym jest sam horkruks i jak go zniszczyć, ale brakowało informacji o jego utworzeniu. Co prawda ten cały "akt skruchy", który miał służyć połączeniu rozdzielonych części duszy sugerował Niemcowi, że może chodzić o dokonanie czynu z natury tych najbardziej karygodnych, a więc morderstwa, ale czy mogło być to takie proste? I czy poza spełnieniem tego wymogu, należało wypowiedzieć jakieś zaklęcie, obierając za swój horkruks jakiś przedmiot? To wszystko było dla niego nadal niejasne, a nic dziwnego, że jednak spędzało mu sen z powiek. W końcu on sam zabił i wedle tych wyrywkowych wiadomości o horkruksach, mógłby stworzyć co najmniej dwa takie cuda. To zaś mogłoby stać się jego ogromnym atutem w walce z Voldemortem i jego pobratymcami. Chociaż, jeżeli to wszystko,  co zawierała ta czarnomagiczna sięga było prawdą, Krueger nie byłby zaskoczony, gdyby Czarny Pan już dawno zadbał o tego rodzaje zabezpieczenie.
Siedemnastolatek wreszcie usnął, przed snem zastanawiając się nad tym, jakie negatywne konsekwencje może pociągać za sobą rozdzielnie duszy. Jakieś przecież musiało, czyż nie? W końcu gdzieś musiał tkwić jakiś haczyk. W każdym razie... Franz podjął decyzję - kiedy tylko zwlókł się z łóżka, postanowił pójść do samego Albusa Dumbledore'a, który wydawał mu się jedyną w tym momencie kompetentną do udzielenia mu odpowiedzi osobą. Ktoś taki jak Dyrektor Hogwartu musiał przecież wiedzieć nawet o największych tajnikach magii. Inna sprawa, że niekoniecznie mógł chcieć się tą wiedzą podzielić, ale Krueger stwierdził, że tym będzie się już martwił później. Postara się nadać rozmowie taki tor, by przekonać Dumbledore'a do tego, że nie przyświecają mu wcale złe zamiary.
Nie snując więc żadnych dalekosiężnych planów, chłopak wziął prysznic i założył na siebie czyste spodnie i nieskazitelnie białą koszulę, po czym ruszył do gabinetu najwyższej władzy tej placówki. Miał szczęście, bo nikt nie miał akurat żadnej sprawy do miłośnika cytrynowych dropsów. Nie musiał więc długo czekać, aż Albus pozwoli mu wejść do swojego gabinetu. Franz z zaciekawieniem rozglądał się po pomieszczeniu, którego bogaty asortyment naprawdę przykuwał uwagę. Ksiąg znajdujących się w tym gabinecie nie dało się zliczyć, a ponadto towarzyszyły im przeróżne magiczne przedmioty. Zastosowania niektórych z nich nie potrafił odgadnąć nawet młody, niemiecki czarodziej, mimo że wydawało mu się do tej pory, że jest dość biegły w tego typu kwestiach. Chłopak musiał jednak odrzucić na bok to małe zwiedzanie, bo wreszcie przyszło mu stanąć przed obliczem szarobrodego, starszego człowieka.
- Dzień dobry, panie profesorze. - Przywitał się kulturalnie, spoglądając ukradkiem na swoje lewe ramię. Nie bez powodu, bo przecież właśnie ono kryło pod zaklęciem maskującym mroczny znak, dowód tego, że "służył" temu, którego imienia nie wolno wymawiać. Krueger jednak miał dziwne przeczucie, że Dumbledore nie potrzebuje nawet czarów, że i tak zna prawdę i wie, że jeden z jego podopiecznych wpakował się w coś, co w ogóle nie powinno go dotyczyć. Albo inaczej: powinno, bo przecież należał do czystokrwistego rodu, pełnego szemranych typów. Franz winien jednak już wcześniej znaleźć poparcie wśród innych i odciąć się od swojej rodziny.
- Przyszedłem do pana w dość nietypowej sprawie... Otóż, ostatnio przeczytałem w pewnej księdze coś niezwykle ciekawego, ale chyba nie do końca wszystko zrozumiałem. - Rozpoczął swój wywód, przechodząc parę metrów dalej, niemalże przesuwając palcami po grzebiecie jednej z książek. W porę cofnął jednak swoją rękę, zdając sobie sprawę z tego, że powinien zachować choćby minimum ostrożności. Przecież dość prawdopodobne było to, że bogaty księgozbiór Dyrektora Szkoły Magii i Czarodziejstwa chroniony był za pomocą jakiejś magicznej bariery.
- Rozumiem, czym jest horkruks i jak go zniszczyć, ale dość niejasne jest dla mnie to, jak można taki horkruks stworzyć. Czy mógłby mi pan profesor pomóc rozwiać moje wątpliwości? - Zapytał już dokładnie o to, co chciał usłyszeć. Odwrócił się też w stronę Albusa Dumbledore'a, śmiało patrząc mu w oczy. Nie obawiał się jego reakcji, mimo że doskonale zdawał sobie sprawę z tego, że pytał o coś, o czym w ogóle nie powinien się nigdy dowiedzieć. Właściwie, w pewnym stopniu ciekawy był zachowania poczciwego Pana Dyrektora.
Albus Dumbledore
Albus Dumbledore

Gabinet dyrektora - Page 4 Empty
PisanieTemat: Re: Gabinet dyrektora   Gabinet dyrektora - Page 4 EmptySro 27 Kwi 2016, 23:37

Jak zwykle o tej porze dyrektor zagłębiał się w lekturze mugolskiego pisma o szydełkowaniu i robótkach na drutach, z pasją czytając o możliwości zrobienia czapki z pomponem. Zawsze lubił pompony. Wsunął do ust cytrynowego dropsa, kiedy rozległo się pukanie. Podniósł głowę i odłożył gazetę do szuflady. Łagodne "proszę" pozwoliło Ślizgonowi na wejście do gabinetu. Albus odczekał, aż chłopak usiądzie, nim splótł swe dłonie w tak znaną wszystkim piramidkę.
-Co Cię do mnie sprowadza? -zapytał Kruegera, mając już w swojej świadomości parę wersji scenariusza. Nie był obłąkanym starcem, który nic nie widzi i nie wyciąga wniosków. Jego siła właśnie tkwiła w dedukcji. Wolał jednak posłuchać, co ma Franz do powiedzenia. Wraz z kolejnymi minutami Dumbledore wsłuchiwał się z coraz większym skupieniem w słowa Ślizgona. Nie zapytał, która z ksiąg dała mu wiedzę o samej nazwie czarnoksięskich artefaktów ani o osobę, która mogła by mu udzielić takich informacji. Dziwnym trafem tok rozmowy i jej kolejność wydawała się dyrektorowi znajoma. Chwilę jeszcze dumał nad swoją wypowiedzią, nim położył dłonie na blacie biurka.
-Franz, pytasz mnie o sprawy tak bardzo delikatne i zarazem czarne, że ciężko będzie mi odpowiedzieć na to pytanie, nie łamiąc przy tym paru przepisów szkolnych i ministerialnych odnośnie przekazywania wiedzy uczniom. To, że jesteś pełnoletni niewiele mi pomaga. -zauważył, patrząc na Ślizgona znad swoich okularów połówek.
-Prawda o tym może bezpowrotnie zabić jakąś część Ciebie i już nigdy pewne sprawy nie będą dla Ciebie takie same. -zauważył dyrektora. Z jego niebieskich oczu płynął jakiś dziwny blask, jakby chciał prześwietlić prawdziwe zamiary Kruegera.
-Czy nadal obstajesz przy swoim? -zapytał.
Franz Krueger
Franz Krueger

Gabinet dyrektora - Page 4 Empty
PisanieTemat: Re: Gabinet dyrektora   Gabinet dyrektora - Page 4 EmptyCzw 28 Kwi 2016, 00:51

Chociaż Franz poważnie zastanawiał się nad tym, czy te celowe odwiedziny w gabinecie Dumbledore'a nie są absurdalnym pomysłem, cieszył się, że jednak odrzucił swoje wątpliwości na bok. W końcu udało mu się bez problemu nakierować rozmowę na odpowiedni tor, a kiedy zadawał pytanie, na które odpowiedzi najbardziej pragnął, głos nawet mu nie zadrżał, mimo że chłopak doskonale zdawał sobie sprawę z tego, że zaczyna igrać z ogniem piekielnym. Niemiec nie był jednak głupi i spodziewał się, że Dyrektor Szkoły Magii i Czarodziejstwa w imię bezpieczeństwa nie zechce zdradzić mu szczegółów, dlatego też pierwsze słowa siwobrodego starca wcale go nie zdziwiły. Krueger już był przekonany o tym, że będzie musiał powiedzieć znacznie więcej, przyznać się do niektórych czynów, które pozostawiły na jego duszy piętno, kiedy Dumbledore nagle zmienił front. I tym razem należało przyznać punkt właśnie jemu, bo naprawdę przyprawił swojego ślizgońskiego podopiecznego o stan, który można by określić mianem osłupienia.
Czyżby realizacja jego planu okazała się taka prosta? Chłopak milczał dłuższą chwilę, analizując zachowanie swojego rozmówcy. Może tkwił w nim jakiś haczyk? A może po prostu Albus miał świadomość tego, że ta chwila kiedyś nastąpi? Tylko czy potrafił, nie pytając o nic, ocenić zamiary młodego, niemieckiego czarodzieja? Czy zdołał dojrzeć to, że jego dusza nie została jeszcze w pełni opanowana przez mrok? A jeśli tak, to czy wierzył, że w tym przypadku brak odpowiedzi stanowiłby jeszcze większe zagrożenie dla Kruegera, niżeli próba jej udzielenia i wyjaśnienia chłopakowi wszelkich negatywnych konsekwencji, które mogłyby się wiązać z jego potencjalnymi planami? Jedno było pewne - jeżeli Dumbledore'owi zależało na tym, by w tym zdolnym, choć niedoświadczonym jeszcze umyśle zasiać choćby widmo wątpliwości, to trzeba było przyznać, że gospodarz gabinetu osiągnął spektakularny sukces.
- Czy gdybym nie chciał usłyszeć prawdy, przychodziłbym w ogóle do pana profesora? - Zadał pytanie retoryczne, bo każdy, kto chociaż trochę go znał, musiał wiedzieć o tym, że Franz nie pałał wcale tak wielką sympatią, jak zdecydowana większość uczniów Hogwartu, do dyrektora tejże placówki. Krueger nie lekceważył jego zdolności - przecież z pewnością nie na darmo mówiło się, że Dumbledore to jedyny czarodziej, który zdołałby zwyciężyć Voldemorta. Nie bez powodu także tak wielu ludzi wierzyło, że właśnie on jest w stanie zapobiec tej wojnie. Ślizgona denerwowało po prostu podejście Dyrektora Szkoły Magii i Czarodziejstwa do uczniów, w szczególności w obliczu takiego zagrożenia. Zawsze miał go za poczciwego, dobrotliwego starca, któremu brakuje stanowczości. Jego zdaniem Albus był ponadto zbyt zachowawczy, zwłaszcza kiedy chodziło o ten jakże ubogi program nauczania w Hogwarcie.
- Możemy milczeć, ale ta wojna sprawi, że nikt z nas nie będzie już patrzył na pewne sprawy w ten sam sposób. - Pozwolił sobie wtrącić swój komentarz, za pomocą którego niejako wyrzucił wszystko to, co mógł mieć Dumbledore'owi za złe. Nie oszukujmy się, zdecydowana większość uczniów tej szkoły nie była przygotowana do walki, a ci, którzy szkolili się na własną rękę najczęściej należeli jednak do tej grupy szemranych typów, z miłą chęcią popierających zamiary Czarnego Pana. Jeżeli Albus myślał, że nie wspominając o krwawej wojnie zamiecie sprawę pod dywan, głęboko się mylił.
- Ostatnimi czasy, panie profesorze, odnoszę wrażenie, że jakaś część mnie i tak została już skazana na porażkę. - Pierwszy raz wyznał coś szczerze i w pewnym stopniu można powiedzieć, że zagrał w otwarte karty. Kiedy wypowiadał te słowa, cały czas myślał o Jasmine. O tym, że jego ukochana odrzuciła go, a nawet zaczęła się go bać, mimo że przecież pragnął chronić ją za wszelką cenę. Zresztą w tej kwestii nic się nie zmieniło i Franz nie zamierzał porzucić swoich planów, nawet jeżeli nigdy nie miałby się doczekać odkupienia win i przebaczenia. Dlaczego nie zataił tak głębokich i prawdziwych uczuć przed Dumbledore'em? Najprawdopodobniej z tego względu, że czuł się za słaby, by walczyć w pojedynkę. Od kiedy pamiętał, samotność była czymś, co najbardziej raniło jego serce i czymś, co towarzyszyło mu praktycznie od dziecka. Panna Vane była pierwszą osobą, którą naprawdę pokochał i dla której chciał się zmienić, a teraz, kiedy stracił i ją, czuł, że powoli zaczyna brakować mu sił. Utrata jedynej bliskiej osoby działała na niego przytłaczająco, a Krueger powoli izolował się od wszystkich, myśląc nawet o tych pieprzonych horkruksach jako drodze do tego, by przeciwstawić się swojemu przeklętemu losowi. Nienawidził przecież swojej rodziny, na której już w części wziął swój odwet, nienawidził śmierciożerców, nienawidził Voldemorta, a z czasem chyba zaczął nienawidzić i samego siebie.
- Myślę więc, że jestem gotów podjąć to ryzyko. - Odpowiedział wreszcie, podnosząc głowę i spoglądając prosto w oczy Dumbledore'a, z uniesioną piersią. Nawet, jeżeli w jego głowie rozbrzmiewały słowa "zrobiłem coś bardzo złego", nie poddał się swoim emocjom. Może i miał ogromne problemy, ale nadal nie zamierzał się nazbyt uzewnętrzniać, bo w jego mniemaniu pokazałby wtedy tylko swoją słabość. Cały czas był zbyt dumny, by przyznać się otwarcie do tego, że potrzebuje pomocy i że nie jest kimś, za kogo można by go wziąć na pierwszy rzut oka. Chociaż... czy nadal mógł mówić o sobie w ten sposób, skoro już od dłuższego czasu świadomy był tego, że zdolny jest nawet do mordu?
Sponsored content

Gabinet dyrektora - Page 4 Empty
PisanieTemat: Re: Gabinet dyrektora   Gabinet dyrektora - Page 4 Empty

 

Gabinet dyrektora

Zobacz poprzedni temat Zobacz następny temat Powrót do góry 
Strona 4 z 5Idź do strony : Previous  1, 2, 3, 4, 5  Next

 Similar topics

-
» Gabinet Hristiny
» Gabinet Cieni
» Gabinet Katji
» Gabinet Le Chiffre'a
» Gabinet Hendleya

Permissions in this forum:Nie możesz odpowiadać w tematach
Marudersi :: 
Hogwart
 :: 
Wieże
-