IndeksIndeks  SzukajSzukaj  Latest imagesLatest images  RejestracjaRejestracja  ZalogujZaloguj  

Share
 

 Obserwatorium

Zobacz poprzedni temat Zobacz następny temat Go down 
Idź do strony : Previous  1, 2, 3, 4, 5, 6, 7, 8  Next
AutorWiadomość
Gość
avatar

Obserwatorium - Page 6 Empty
PisanieTemat: Re: Obserwatorium   Obserwatorium - Page 6 EmptyPon 05 Paź 2015, 20:46

Zakochanie jest stanem, podczas którego zazwyczaj zachowujemy się niezbyt racjonalnie. Dowodem tego może być powszechnie znany fakt, że Święty Walenty był patronem zakochanych oraz... umysłowo chorych. To podobno nie są bardzo odstające od siebie stany, czego Tove nie miała szansy jeszcze doświadczyć. Jej stany beznadziejne ograniczały się do stanów durnego zauroczenia, najczęściej w mugolskich celebrytach. Gryfonka jeszcze nigdy nie była zakochana tak naprawdę, miłością czystą. W ogóle jedyną miłością, jaką kiedykolwiek ktoś ją obdarzył, było ta rodzinna. Jakakolwiek inna była jej kompletnie nieznana, z czym mogła mieć o tyle dobrze, że do tej pory nikt jeszcze nie złamał jej serca, nie rozwalił go na malutkie kawałki. Dlatego właśnie była niezmiernie zaskoczona i szczęśliwa tym, że jej młode serduszko zachowywało się doprawdy mało racjonalnie i z jakiegoś powodu postanowiło bić coraz szybciej, im dłużej wpatrywała się w Jasona i te jego czekoladowe tęczówki. Czuła się w tym momencie, jakby jakieś boskie fanfary zrobiły jakieś efekty świetlne (wiecie, takie jakie sa często na różnych tych przedstawieniach) i zaczęły grać All You Need This Love. W większości przypadków dziewczyna raczej ukrywała te uczucia, których nie chciała pokazywać, ale w tym momencie choćby bardzo się starała, to nie potrafiła sprawić, aby z jej oczu zniknęły iskierki, które pojawiły się w nich chwilę wcześniej.
Obserwowała z zainteresowaniem twarz Puchona, to jak zmarszczył czoło. W tym momencie była mocno zainteresowana, o czym myśli, co się dzieje w jego głowie? A przede wszystkim zastanawiało ją to, co on sądzi o jej osobie. Zazwyczaj niezbyt obchodziło ją to, jakie inni mają o niej zdanie, ale teraz... Miała w każdym razie nadzieję, że nie myśli o niej nic, czego nie chciałaby usłyszeć. Choć sama nie wiedziała, czego usłyszenie złamało by po raz pierwszy jej serce. Och, te problemy nastolatków!
- A kiedy masz czas? Obowiązki prefekta muszą być nieezwykle... zajmujące, prawda? - odpowiedziała mu wesoło i z dobrze wyczuwalną radością w głosie. Doprawdy, czuła się niezwykle komfortowo tej nocy, podczas rozmowy z interesującym człowiekiem, choć był prefektem. Nie miałą co prawda żadnych uprzedzeń do ludzi chodzących z taką odznaką, jednak to właśnie takie osoby najczęściej wlepiały jej szlabany. Ale nie ocenia się człowieka po odznace, czy jakoś tak. Zresztą, z tego, co jej się zdawało, to od Jasona szlabanu jeszcze nie dostała. Może po znajomości nie dostanie go nigdy, co?
- Gryfoni z natury są głupi lub odważni. Czasami nawet jedno i drugie, więc wykazałbyś się małą znajomością charakterystyki głównych osób z mojego domu - mówiła szczerze. Szczerość była w niej jedną z tych cech, które przysparzały jej mnóstwo kłopotów, jednakże dawno przestała z nimi walczyć i pozwoliła im stać się częścią jej zwariowanego charakteru. Gdy po chwili poczuła materiał na swoich ramionach, spojrzała na niego z wdzięcznością. Płaszcz był niezwykle ciepły i mile łechtał jej nozdrza zapachem chłopaka. Podobał jej się - Zimno jest również standardową rzeczą w moim życiu. Mi zawsze jest zimno
Pokiwała powoli głową na kolejną wzmiankę o jego siostrze i uśmiechnęła się lekko, gdy puścił do niej oczko. Przez dosłownie sekundę zastanawiała się, co to zdanie oznacza. Miała głęboką nadzieję, że spotka go jeszcze nie raz i nie dwa, w końcu tak miło się im rozmawiało, a Tove pragnęła, aby nie były to tylko i wyłącznie jej odczucia. Och, jakby głupio się wtedy czuła. Zarumieniła się lekko na kilka kolejnych komplementów skierowanych w jej stronę i otarła się policzkiem o płaszcz, chcąc ten rumieniec ukryć. Po chwili spojrzała na niego z szokiem i współczuciem, kiedy opowiadał o swojej rodzinie. Nie powiedziała jednak nic. Zrobiła to dopiero wtedy, kiedy uszczypnął ją w policzek i było to zaledwie krótkie 'Ej!', kiedy zobaczyła, że stoją naprawdę blisko siebie i cóż, nie będzie ukrywać, że się jej to podobało. Gdy położył rękę na jej policzku, podniosła swoją i dotknęła jego dłoni, którą jednak po chwili cofnęła. Patrzyła na niego uważnie, ciekawa tego, co się teraz wydarzy.
- Nie wszystkie anioły są święte, Jasonie - odpowiedziała mu, odwzajemniając uśmiech. Nad odpowiedzią na kolejne pytanie nie zastanawiała się długo - Ciemność kryje wiele tajemnic, a niektóre z nich są zapewne niezbadane przez nikogo i bardzo ciekawe. Chwilę wcześniej doszliśmy do tego, ze jestem Gryfonką.
Jason Snakebow
Jason Snakebow

Obserwatorium - Page 6 Empty
PisanieTemat: Re: Obserwatorium   Obserwatorium - Page 6 EmptyCzw 08 Paź 2015, 17:15

Jason natomiast nigdy tak w pełni nie poznał uczucia, jakim jest miłość. Nie mówię tutaj właśnie o przelotnych zauroczeniach, ponieważ miłość ma silniejsze i grubsze korzenie. Czasem Jasonowi śniło się, jak to jest być zakochanym, tak naprawdę zakochanym. Jak to jest mieć świadomość, że budzisz się u boku kogoś, kto nie jest tylko chwilowym zapełnieniem pustki lub jednym z wielu kochanków na jedną noc. Mimo, że ludzie są dalecy od ideałów, a uczucia tak do końca nigdy nie będą doskonałe... To trzeba wiedzieć, że warto poczekać. Dziś tak wielu ludzi sądzi, że trzeba chwytać dzień garściami i wyciskać z niego ostatnie soki. Lecz w dobrej zabawie trzeba znać umiar i mieć trochę przyzwoitości w zapasie. Bo i tym cholernym nadmiarem endorfiny można się w końcu zadławić! Jason czasem wolał już tą pieprzoną pustkę i nie wysłowiony dylemat na temat, tego co czuł, niż tą cholerną frustracje sprzecznymi emocjami, które rozdzierają go od wewnątrz.
Teraźniejszość istnieje krótko, ulatuje, niczym jaskółki zimą, z każdą kolejna setną sekundy, z każdą literą myśli Puchona. Te nocne spotkanie niosło ze sobą wiele emocji. Żadne z nich nie było pewne, że takie nadejdzie, a mimo wszystko - los postawił ich na jednej drodze. Jason szukał odpowiednich słów, zwrotów.. byle tylko nie zrazić dziewczyny do siebie. Nie wiedział dlaczego, ale jego wnętrze mówiło, żeby uwierzył, że to co ona chce mu powiedzieć odmieni jego życie. I w istocie tak było. Kiedy oboje podpatrywali gwiazdy błyszczące na niebie, w powietrzu wyczuć można było napięcie, które leciutko grało pierwsze skrzypce w ich sercach.
Obserwował ją. On czekał. Obserwował, każdy jej ruch. Wyczuwał, że to co ona chce mu powiedzieć jest miażdżące. Widział, że nawet jej trudno jest unieść te słowa mimo, że wypowiadała je z taką lekkością. Byli tak różni, a jednak..mieli bardzo dużo wspólnych cech, o czym oboje jeszcze nie wiedzieli. Miłość? Jason nie wiedział, że właśnie wpadał w jej sidła.
Gdyby ktoś kilka miesięcy temu spytał Puchona o miłość, śmiałby się w głos i zaprzeczył jej istnieniu. Bowiem nie jest to spadająca gwiazda rozjaśniająca purpurę samotności, co dzień tej samej galaktyki wspomnień. Nie jest to gorący płomień okalający zmarznięte dłonie, które podtrzymują starca w ostatnich chwilach jego życia. Nie jest to woda oblewająca ciało tak, by pobudzić je wraz z zezwoleniem oddechu osadzanego w każdej kropli opływającej twą skórę, od suchych ust, poprzez karmiący biust, pracujący brzuszek i zmęczone stopy. Nie jest to nawet taka błahostka jak leśny przyjaciel - wiatr, ganiający się ze mną wśród drzew, kiedy to pozwalam sobie na oderwanie od uciśnionego świata. Pomińmy fakt, że Jason lubił przysiadać w obrębie korzeni, czując jak pachnie ziemia matka. Nie musi kryć ran, nikt jakoś ich nie spostrzega. Każdy widzi swego demona i chodzi z nim na spacer, uczyć się od nich. Sadzę, że na dziś dzień, jest tak dobry, że nawet reszta może uczyć się od niego. Trzeba brać z życia tyle, by się nie skończyło tyle, by nie żałować wczoraj tyle, by zapomnieć o dzisiaj i móc funkcjonować jutro. Pieprzony egoizm prawda? Jednak nie do końca.
- Kiedy mam czas...hmm..dostosuję się do Twojego planu, co prawda bycie Prefektem zobowiązuje, ale jakby nie patrząc prefekt też człowiek i ma prawo do...przyjemności... - ostatnie słowo zaakcentował w ten sposób, by dziewczyna poczuła, że jej obecność sprawia mu niebywałą radość, choć nie potrafi jej okazać w należyty sposób. Nie tak, jakby chciał.
Zamyślił się znów chwilkę, po czym spojrzał na nią, promieniującą w świetle pięknego księżyca. I z każdą kolejną sekundą, gdy na nią patrzał...coraz szybciej biło mu serce. Uśmiechnął się na to, jak mówiła o Gryfonach. Czasem się zastanawiał jak Puchoni są odbierani przez inne domy.
- Jesteście..ciekawi, nie ma co ukrywać...co mówią Gryfoni o Puchonach? - zaśmiał się cicho, po czym przez przypadek położył swoją dłoń na jej dłoni. Z początku się speszył, ale bardziej zajęła go myśl, że jej dłoń jest strasznie zimna, więc mimo wszystko położył swoją ciepłą dłoń, by je nieco ogrzać. Był niejako dumny z siebie, że pokazał, że rycerskość wciąż żyje. Nawiązał też zaraz do jej natury jaką było zimno.
- Niestety, Twoja natura będzie musiała pogodzić się z moją, a są...przeciwne... mi zawsze jest ciepło...niejako...uzupełniamy się... - powiedział nieśmiałe i westchnął ciężko.
I potem byli blisko siebie, po paru chwilach, sekundach, Jason nie wiedział. Już dotykał jej miękkiego policzka, czuł jej zapach, ciepło bijące z jego płaszcz, które przyjemnie ją ogrzewało. Jego serce krzyczało coś niezrozumiałego, nie rozumiał tego krzyku, było niejako w obcym języku. Złapał się na tym, że intensywnie wpatruje się w jej oczy i jest tak blisko, że czuje jej ciepły oddech na swojej twarzy.
- Oj nie....nie wszystkie... - szepnął, bo nie musiał mówić głośno. Jego wzrok zsunął się na jej wargi i Puchon poczuł kolejny dreszcz, niesamowicie przyjemny. - Ale o to właśnie chodzi...
Gdy mówiła o ciemności, Jason uśmiechnął się tajemniczo, a w jego oku rozbłysnęła mała iskierka.
- W ciemności...wszystko jest...możliwe...wszystko jest..ciekawe, kuszące... - nachylił się ku niej, wplątując swoją drugą dłoń w jej niesamowicie jasne włosy, opuszkami palców gładząc jej skórę. Spojrzał znów w jej oczy i szepnął.
- Ja coś złapałem w tej ciemności...nie wiem co to..Gryfonko... pomóż mi.
Po czym ją pocałował. Kilka spojrzeń, pocałunek i szczypta dotyków - nic wielkiego - a jednak Tove pozwoliła Jasonowi czuć przez chwilę, że nic więcej mu nie potrzeba..
Gość
avatar

Obserwatorium - Page 6 Empty
PisanieTemat: Re: Obserwatorium   Obserwatorium - Page 6 EmptyPią 09 Paź 2015, 20:22

Dużo osób może wychodzić z założenia, że wielkie miłości dzieją się tylko w mugolskich bajkach, szczególnie w tych z plakietką Disney. Królewna Śnieżka i jej bezimienny książę, Kopciuszek i książę Charming, Lady i Tramp, Aurora i Filip, Perdita i Pongo... Można wymieniać tak doprawdy długo. To studio jest dobre pod względem wytwarzania idealnych miłosnych par, które znają się jeden dzień i śpiewają razem piosenki, latają po lesie, spoglądają ponad swoje wady, odjeżdżają konno w stronę zachodzącego słońca, bla, bla, bla. Za dużo słodkości! W zasadzie, to na ten moment Tove i Jason mieli spełniony jeden punkt - znali się jedną noc, a tak serio to nawet nie wiedziała ile. Minęła godzina, dwie? Mniej lub więcej? Już wcześniej straciła poczucie czasu, nie miała pojęcia, jak długo siedzi w tym Obserwatorium, zamiast iść spać i wypocząć na następne zajęcia. Nie, żeby chciała sobie iść. Na ten moment doprawdy cieszyła się z towarzystwa Puchona. Jednak powróćmy do tematu Disneya - ich historie miłosne serio były momentami oklepane i strasznie durne, ale z jakiegoś powodu miały dużo fanów i osób, które mogłyby je oglądać miliony razy. Gryfonka taką osobą nie była, ale lubiła czasami obejrzeć którąś z tych sławetnych animacji i posłuchać jednej z wielu miłosnych piosenek.
Miłość w wielu dziełach jest przedstawiana inaczej. W niektórych wersjach jest cierpieniem, w jeszcze innym najcudowniejszą rzeczą, która może spotkać dwójkę ludzi. Jaka jest prawda? Chyba nikt tego nie wie - podobno każdy pisze własną historię, również swoją własną historię miłosną. I każdy postrzega miłość inaczej. Dla niektórych nie istnieje ona wcale, a jedni poszukują tego jedynego lub tej jedynej przez całe swoje życie, nie przyjmując do wiadomości, że, no cóż, ideały nie istnieją. Każdy ma mniejsze, bądź większe grzeszki, nikt nie jest człowiekiem bez skazy. To nie Disney, drodzy państwo, to prawdziwe życie. To rzecze niepoprawna romantyczka - Tove Lindberg. Ta, nic, tylko słuchać.
- Mój plan nie istnieje. Niektórzy wymyślają sobie plany A, B, C i inne litery alfabetu, a ja cały czas lecę bez planu na życie. Ach, ta ja. Czyste niezorganizowanie, wstyd dla całej rodziny Lindberg, co ja powiem moim rodzicom? A tak serio, to zawsze mam czas. Oczywiście oprócz tych momentów, kiedy go nie mam - całą wypowiedź powiedziała z najpoważniejszym wyrazem twarzy, na jaki było ją stać. Po wymówieniu jednak ostatniego słowa, jej usta wygięły się w uśmiechu. Nie umiała długo usiedzieć poważnie, szczególnie, kiedy mówiła takie bzdury jak teraz. A w bzdurnym rozmawianiu była mistrzynią .
- Nie siedzę w, ekhm, umysłach innych Gryfonów. Ja do Puchonów nic nie mam, jestem w zasadzie jednym z tych wyjątków, który momentami nie znajdzie złego słowa nawet w stronę Ślizgonów. Chociaż umiem wiele osób zmieszać z błotem, nie będę tego ukrywać, ale kiedy nie mam do tego powodów, to raczej tego nie robię. Ale ogólnie sądzę, że Gryfoni i Puchoni mają o sobie dobre mniemanie. Tak mi się wydaje - spojrzała z zaskoczeniem na jego dłoń, kiedy położył ją na jej własnej. Miał ciepłe ręce, a że jej były strasznie zimne, to niewiele myśląc splotła jego palce ze swoimi. I jeśli on tego nie zrobi, to nie miała zamiaru cofać swojej ręki - To... byłoby ciekawe połączenie.
A reszta działa się tak niespodziewanie i szybko, że nawet gdyby chciała, to nie zdąrzyłaby zaprotestować. A nie chciała. Podobał jej się dotyk jego ręki na jej policzku, miał  doprawdy ciepłe dłonie, które były miłą niespodzianką po jej, wiecznie zimnej. Z dziwną radością patrzyła, jak ich twarze się zbliżają i z względnym spokojem słuchała jego słów. Odpowiedziała jednak tylko na ostatnią wypowiedź.
- Gryfonka w myślach salutuje - szepnęła spokojnie, chcąc swoją wypowiedź trochę nasączyć żartem, ale w zasadzie brzmiało to zupełnie poważnie.
Gdy poczuła jego usta na swoich, pierwszym jej odruchem było odsunąć się. Był to w zasadzie tylko kaprys jej rozumu, bo innym zachowaniem złamałaby jakieś tam swoje zasady, które w tym momencie niezbyt ją obchodziły - coś tam o całowaniu się na pierwszej randce. Ale to spotkanie nawet nie było randką. W końcu żadne z nich nie spodziewało się tej nocy obecności drugiej osoby. Ale nawet gdy rozum głosił swoje, to jej serce wybuchało. Poczuła to uczucie, potocznie zwane motylami w brzuchu, czy jakoś tak. I w zasadzie zrobiła to, co zrobiłaby każda kobieta, gdyby chłopak, który jej się podoba (bo aktualnie tego pewna była Tove) ją pocałował. Przymknęła oczy i objęła Jasona za szyję, odwzajemniając pocałunek. Uśmiechnęła się lekko, zanurzając palce w ciemnych włosach chłopaka.
Jason Snakebow
Jason Snakebow

Obserwatorium - Page 6 Empty
PisanieTemat: Re: Obserwatorium   Obserwatorium - Page 6 EmptySro 14 Paź 2015, 21:54

Żyją na świecie ludzie, którzy mają własną bajkę. Wszystko powinno być dla nich perfekcyjne. To ich cieszy. Jednak z drugiej strony, są bardzo nieszczęśliwi. Bo ich świat przypomina dużą kulę z cienkimi ściankami. Która w każdej chwili może okazać się nieidealna. Czasem tak po prostu jest - chcemy czegoś, co w ogóle nie ma możliwości bytu. Zaślepieni bajkami z dzieciństwa podążamy przez życie. Tak ciężko się ocknąć... rzucić piękną wizję świata dla tego całego brudu i cienia... a potem wychodzą takie sytuacje... pomimo, że wiemy, dalej ślepo wierzymy... znów zaczynamy błądzić... musimy wrócić na start, zacząć całość od nowa, co jednak, jeżeli drogi powrotnej już nie ma? Życie bardzo rzadko przypomina bajkę, najczęściej to jedna wielka gonitwa. Trzeba uważać na kamienie-porażki, które chcą zwalić z nóg i nie oglądać się na innych, bo oni sami nie wiedzą, dokąd tak pędzą. Trzymać się swojego toru i pilnować, aby marzenia nie powypadały z kieszeni. A na końcu nie będzie liczyło się zwycięstwo, tylko sam fakt, że udało się dobiec w jednym kawałku. Po co tak naprawdę jest miłość? Jedni powiedzą, że jest to motywacja do życia, a inni że dzięki niej odechciewa się żyć...Miłość dodaje nam skrzydeł czy je nam podcina? Na to pytanie można odpowiedzieć zaglądając w głąb serca. Wsłuchać się w jego rytm, a ono wybije właściwą drogę, którą należy podążać, by osiągnąć w pełni szczęśliwe zakończenie swojej bajki , którą często nazywamy codziennością. Jason czasem miał już dość tych smutnych dni, towarzyszących mu od jakiegoś czasu. Może to była jego wina, a może jakiejś siły wyższej. Chciał znaleźć jedynie bezpieczną przystań, do której mógłby wracać kiedy by tylko tego zapragnął. Szukał zrozumienia, którego tak mu brakowało. Nigdy nie mógł znieść tego, że on stara się słuchać wszystkich zawsze, a jego nie potrafił nikt wysłuchać. Szczególnie wtedy, gdy tego potrzebował. Nie miał się jak komu wygadać czy wyżalić. Bardzo chciał odnaleźć wewnętrzną harmonię, ale wiedział, że mimo iż na pierwszy rzut oka wyglądał na zwyczajnego nastolatka, nie będzie to łatwe. Czasami bardzo chciał być...zwykły. Miał wiele problemów, o których nikt nie zdawał sobie sprawy. Wiele było momentów w jego życiu, kiedy miał wszystkiego dość. Chciał wtedy przenieść się do krainy szczęścia, bez złości i bólu. Ale wiedział, i to go podnosiło na duchu, że : "Dusza nie znałaby tęczy, gdyby oczy nie znały łez". Był osobą o trudnym i złym charakterze. Robił wiele rzeczy na odwrót, mimo iż zaplanował je sobie wcześniej. Był także niepoprawnym romantykiem. Niejednokrotnie potrafił wpaść w taką melancholię, że nic do niego nie docierało. Kochał marzyć .Potrafił wymyślić sobie sytuacje, która mogłaby zajść i rozgrywał je na kilka sposobów. Czuł się zagubiony, ponieważ bał się rozczarowania i bólu. Czasami chciał położyć się na łące, puścić muzykę, słuchać śpiewu ptaków. Nie wiedział, co go czeka w późniejszym dorosłym już życiu.
Tak pięknie przemawiają usta kobiety w pocałunku. Tak samo usta Szwedki szeptały do niego, nęciły i kusiły. Cudownie smakowały. Jej twarz była piękna niczym blask księżyca, oczy mieniły się milionami gwiazd, policzki były rumiane niczym zorza polarna, a jej słodkie usta miały smak Drogi Mlecznej. Dopiero w jej ustach Puchon nabierał powietrza, niezbędnego do oddychania.
Gdy objęła go za szyję Jason poczuł miliony dreszczy biegnących mu po kręgosłupie, a gdy wsunęła palce w jego ciemne włosy po prostu odleciał. Pocałunek był delikatny, subtelny, aczkolwiek wargi szybko znalazły swój rytm, w którym rozmawiały. Bo była to rozmowa ich dusz, ich wnętrz. I ta krótka chwila była tym najważniejszym odważnikiem, która przechyliła pewną szalę. Na ich korzyść, o czym jeszcze nie wiedzieli.
Gdy Jason po paru chwilach oderwał się od niej niechętnie, nie gwałtownie, lecz powoli, jego oczy były czarne jak noc, oddech szybszy, a na jego bladej skórze pojawiły się rumieńce, nie spowodowane zimnem, o nie. Patrzał wprost w jej oczy, chcąc wyczytać z nich jak najwięcej...jak najwięcej...co myśli, co teraz czuje...wszystko...
- Ja...prze...przepraszam... - powiedział cicho, wcale się od niej nie odsuwając, wręcz przeciwnie, zacieśnił jeszcze bardziej bliskość. - Nie wiem, co we mnie wstąpiło, ale...to było...wow...
Zaśmiał się cicho, po czym obserwował jej reakcje, szybkość jej oddechu, rozszerzone źrenice, rumieńce na policzkach. Szepnął, pozwalając, by jego ciepły oddech ujął jej twarz. Podobała mu się...bardzo...nie wiedział, co się z nim dzieje, pewna bariera w jego ciemnym wnętrzu po prostu pękła.
- Cóż, wpadłem po uszy... - przyznał, uśmiechając się lekko, po czym dodał żartobliwym tonem. - Chyba będziemy musieli odjąć jakieś punkty za tak słodkie przekupstwo prefekta...
Po czym objął ją i zamknął oczy, karmiąc wszystkie zmysły jej osobą.
Gość
avatar

Obserwatorium - Page 6 Empty
PisanieTemat: Re: Obserwatorium   Obserwatorium - Page 6 EmptyNie 25 Paź 2015, 17:43

Wiele znanych całemu światu miłości nie kończy się pięknie ani cudownie. Pisarze chyba bardzo lubią pisać smutne historie miłosne - choćby taka najsłynniejsza para, spod pióra angielskiego pisarza. Romeo i Julia przecież nie skończyli jakoś cudownie, mimo, że ich historię zna każdy, a miłość była czysta i wspaniała, chyba nawet za bardzo. No i skończyło się tak, jak się skończyło. Zresztą, ta pierwsza, oryginalna wersja Małej Syrenki Hansa Christiana Andersena także nie skończyła się szczęśliwym zakończeniem, bo książę okazał się być dupkiem i pomylił kobiety. Głupek. Ale literatura przedstawiła też takie czyste, realistyczne miłości... Jak Elizabeth Bennett i pan Darcy z jednej z ulubionych książek Tove. Przewracając kartki tej opowieści dało się wyczuć niechęć, którą na samym początku się darzyli bohaterowie i jak ich relacja przeradza się w miłość... Zapewne wiele osób chciało przeżyć taką miłosną przygodę, opowieść niczym z książek, które czyta. Gryfonka momentami myślała, że bardzo chciałaby być bohaterką mugolskiej książki, oczywiście bez żadnego umierania na końcu, albo czegoś w tym stylu. Ale to z pewnością byłoby ciekawe uczucie, wziąć udział w typowych książkowych wydarzeniach. A miłość także jest stwierdzeniem bardzo względnym - jedni okazują ją poprzez drogie prezenty i pieniądze, a inni przez drobne, czułe gesty prosto z serca. Lindberg wolała ten drugi sposób, bo pierwszy wyglądał wręcz jak paskudne przekupstwo. Owszem, miło jest czasami dostać jakikolwiek prezent, mały lub duży, ale podarowywanie ich cały czas, zamiast wspólnego spędzania czasu, jest niezbyt dobrym pomysłem i w końcu, w którymś momencie się nudzi i jest to wręcz nużąca rutyna. A prezenty nie za częste, prosto z serduszka, takie bez okazji są gestem, który oznacza, że się pamięta o bliskiej osobie. Chyba każda kobieta uwielbia błyskotki i prezenciki, jednak za częste także nie są za dobre - co za dużo to jednak niezdrowo.
Nie był to pierwszy pocałunek Tove. Całowała się kilka razy wcześniej, ale to był pierwszy pocałunek tak... naprawdę. A przynajmniej taką miała nadzieję, że ten jest takowym, prawdziwym pocałunkiem. Pierwszy raz się całowała, gdy miała jakieś pięć lat - w piaskownicy, z chłopcem, który miał zostać jej mężem, nawet się już 'zaręczyli'. Po roku się wyprowadził ze Szwecji i tyle go widziała. Potem całowała się kilka razy, jednak nic nie kończyło się wielką, wspaniałą miłością o jakiej Tove marzyła i jakiej cicho pragnęła. Ten pocałunek był jednak inny, podczas jego trwania doświadczyła tego do tej pory nieznanego jej uczucia, które było określane motylkami w brzuchu, czy jakkolwiek ludzie to nazywali.
Gdy po chwili się od siebie oderwali, Tove naprawdę się czuła, jakby złamała wszystkie swoje zasady oraz zasady jej ojca, który choć człowiekiem był cudownym, to jednak była jego jedyną córeczką i momentami był mocno nadopiekuńczy w stosunku do niej. Och, gdyby wiedział, że własnie całowała się z chłopakiem nawet nie na randce, to zapewne miałaby szlaban do końca życia. Ale w tym momencie niewiele ją to interesowało, w tym momencie najbardziej była zajęta tym, aby normalnie oddychać i nie przestać tego robić. Była stuprocentowo pewna, że rumieńce na jej policzkach były potwornie widoczne.
- Jeszcze raz mnie przeprosisz, a cię uderzę. Jak możesz przepraszać? - wycelowała palcem w jego pierś, choć tak w zasadzie nie poczuła się wcale urażona, ani nic w tym stylu. Znowu spojrzała w jego ciemne oczy i nawet gdyby chciała, to nie mogłaby się gniewać, nie w tym momencie. Nie dość, że byłoby to kompletnie nie na miejscu, to jego spojrzenie sprawiało, że nie mogła czuć niczego, oprócz bezgranicznej radości. Przy jego kolejnych słowach w jej oczach pojawiła się iskierka, której nawet nie próbowała ukrywać, bo nie widziała w tym sensu - Gdybym chciała cię przekupić, spróbowałabym z czekoladą albo z jednym z tych śmierdzących, szwedzkich serów. Śmierdzą okropnie, ale są bardzo smaczne, naprawdę.
Jej zdenerwowanie chyba było ogromne, bo zaczęła rozmawiać o jedzeniu. I to o szwedzkim jedzeniu i szwedzkich serach. Gdy ją objął, była przez sekundę zaskoczona, ale również go uścisnęła i uśmiechnęła się jeszcze bardziej. Naprawdę, była w tym momencie potwornie szczęśliwa i nie zamierzała tego ukrywać.
Jason Snakebow
Jason Snakebow

Obserwatorium - Page 6 Empty
PisanieTemat: Re: Obserwatorium   Obserwatorium - Page 6 EmptyPon 02 Lis 2015, 11:18

Podczas, gdy Jason z niewyobrażoną delikatnością muskał wargi Szwedki, w jego podświadomości przewrócił się jeden z wielu wysokich, grubych murów. Przewrócił i rozbił na miliony kawałeczków, uwalniając wszystko to, co było za nim schowane. Tym samym dopuścił do swojego wnętrza fakt, że się zakochiwał, z każdą kolejną sekundą. I wybitnie mu to nie przeszkadzało. W tym samym momencie, jak ich pocałunek się zakończył, przez jego głowę przebiegł pewien obraz.
Jak to się stało, że znalazł się w białej sali? Nie wiedział. Tak jak nie potrafił sobie przypomnieć ostatnich dwudziestu czterech godzin. Czuł się dziwnie lekko. Jakby nie istniał. Słyszał jakieś głosy. Niewyobrażalnie dużo głosów, lecz z trudem rozpoznawał słowa. Nic nie układało się w zdania. Stał tak pośrodku niczego, nie wiedząc co ma zrobić. A może ma właśnie oddać się chwili?
Zaczęła ogarniać go panika. Bo to co się działo, to nie był sen. To była piękna rzeczywistość, której otoczka napawała wdziękiem i radosnym uniesieniom dwojga serc, które biły w podobnym rytmie. Pytania rodziły się z każdą minioną sekundą, a on nie znajdował na nie odpowiedzi.

- Tove... - szepnął znienacka. - "Kim jest Tove?" - pytał samego siebie, w swoim wnętrzu. Była niczym dziecko, które chce za wszelką cenę ułożyć puzzle. Po dłuższym czasie ów puzzle zaczęły do siebie pasować. Słowa układały się w zdania. Obrazy tworzyły film. Ślady oraz znaki dodawały kolorów i znaczeń. Nagle nicość zawirowała. Jakimś niezwykłym sposobem znalazł się ponownie w Obserwatorium, tym razem jako duch, jako widz. Widział ich, splecionych ze sobą, oddających się przyjemnej chwili, która była niesamowita w swej prostocie. Pocałunek... jego pierwszy, prawdziwy pocałunek.
Jason czuł jak stworzony przez niego samego jego własny świat, rozpada się jeszcze bardziej. Na milion drobnych kawałków. Widać tylko... Ruiny. Gruzy. Zgliszcza. A to wszystko takie namacalne. Nasycone ludzkim cierpieniem. I w tej nieziemskiej chwili poczuł w końcu coś, czego nigdy nie spodziewał się poczuć. Wystarczyło zamknąć oczy. I jednocześnie widzieć.
Zrozumiał swoje zaślepienie. Zaczął zauważać swoje dotychczasowe błędy. Swoje zdawkowe odpowiedzi, że "wszystko w porządku", jego ciche spojrzenie, brak odwagi, by rozpocząć rozmowę z kimkolwiek, swoje zamknięcie.
Ziemia zadrżała. Jason uśmiechnął się lekko i odszedł. Z nadzieją w sercu.[/i]
Gdy skończyli pocałunek, jeszcze chwilę Jason niejako się nim delektował, zwilżając je lekko, a przygryzając dolną część swoich warg. Jego serce biło jak szalone. Szalała w nim jednocześnie burza radości, spełnienia, znalezienia tego, czego szukał... a z drugiej strony strach. Bał się. Zaczął ogarniać go strach, bo zbyt mocno wybiegał myślami na przód, zamiast cieszyć się chwilą. I znów ta myśl, i to uczucie, że nie będzie jej obok, tak, właśnie jej, Tove. Ten smak, gorzki żal, jeszcze gorszy od wyrzutów sumienia. Ten strach, że odda komuś swe serce, a mimo wszystko zostanie sam z jego strzępkami. Czy aby teraz nie katalogował Szwedki? Była...inna... Spotkanie dwóch przyciągających się osób, nazwałbym gorącym i rozmarzającym. Szukających dotyku i ciepła ust. Oszukujących się, że nic ich nie łączy, niepewności uczuć osoby obok, strach przed zgubieniem się w tłumie, czy wyrażeniem własnych uczuć. Jakby nie patrząc, to wszystko właśnie dzisiejszej nocy zaczęło ich dotyczyć, czego jeszcze nie byli w pełni świadomi. Ale będą...zasiało się ziarenko.
W przeciwieństwie do Tove, Jason nie miał z góry narzuconych zasad i przyrzeczeń, którymi się kierował. Ustalał je każdego dnia, wpisywał do wewnętrznego kodeksu swoich wartości. Każdy kolejny dzień był kolejnym punktem. Czy była w tym zestawieniu wartości wzmianka o pocałunku? Nie, żadnego...nie brał takiej możliwości pod uwagę, no bo...nigdy nie sądził, że kiedykolwiek przyjdzie czas, że spotka tę...Jedyną.
Zaśmiał cicho na jej groźbę o uderzeniu go. Jej malutki palec dźgnął go w pierś. Jason udał, że bardzo mocno go zabolało, aczkolwiek jego wargi drżały w śmiechu. Na jej pytanie dotyczące przeprosin, nieco spoważniał.
- Taki byłem i taki jestem...wychowany w przeświadczeniu że niezależnie co zrobisz, to będzie złe...i należy za to przeprosić...tak, wiem...paskudna sprawa, pracuję nad tym...
Zapewnił ją, a gdy doszło do tematu przekupstwa ściągnął brwi w zamyśleniu, które notabene było też swoistą...tajemnicą.
- Czekolada mówisz... - uśmiechnął się lekko, po czym kontynuował. - Brzmi ciekawie, może masz ochotę wybrać się jutro do Hogsmeade?
Zapytał, a na wzmiankę o serach jego oczy otworzyły się szeroko, a w źrenicach pojawiły się iskierki. Tak, właśnie zapraszał ją na randkę. Oficjalną.
- Uwielbiam takie sery! Kupiłaś mnie tym, całego! Bardzo chętnie spróbuję, jeśli nadarzy się okazja... - jego śmiech znów rozległ się echem. Cała atmosfera troszkę prysła po fakcie, przynajmniej według Jasona, jak na balustradzie obserwatorium wylądował czarny kruk. Ptasi zwiastun jakiegoś nieszczęścia. Ciemne oczy chłopaka zwęziły się i jednym ruchem ręki przegonił go precz. Aczkolwiek było widać, że zbladł i troszkę się zaniepokoił. Spojrzał w kierunku Tove i powiedział cicho, aczkolwiek z dużą wdzięcznością i szczerością.
- Dziękuję...
Tak...za co dziękował? Czyżby się żegnał? Nie wiadomo..a jego ciemne tęczówki były tak bardzo...głębokie.
Gość
avatar

Obserwatorium - Page 6 Empty
PisanieTemat: Re: Obserwatorium   Obserwatorium - Page 6 EmptyNie 15 Lis 2015, 17:36

Tove nigdy nie była skomplikowanym człowiekiem. W zasadzie, to do ludzi niezwykłych też nie należała, był to jeden z wielu powtarzających się schematów, jakby Bogu skończyły się pomysły i postanowił zrobić kilka takich samych osób, niektórym tylko do pakietu wstawić czarodziejską moc, czasami również rodzinę lub rodzica z mocą i hulaj dusza, piekła nie ma. Zapewne gdyby nie to, że poruszała się na deskorolce, to nikt by na nią nigdy nie zwrócił uwagi, ot, jeden z wielu mądrych inaczej Gryfonów, u których odwagi za dużo, a rozumu za grosz. Oprócz kilku wyjątków (większość z nich jeszcze się nie urodziła, ale będą, mówię wam). Nie była również jakąś niesamowitą pięknością, urodę miała pospolitą, praktycznie niczym się nie wyróżniającą, pośród tylu pięknych, długonogich i hojnie obdarowanych przez naturę dziewcząt w Hogwarcie. Całe jej życie nie było niczym szczególnym, miała normalną rodzinę, magiczną matkę, mugolskiego ojca, dziadków, kota, telewizor i pralkę... Wszystko normalne, tak jak w wielu innych domach - gdyby rodzice dali jej chociaż w prezencie rodzeństwo, ale tego nie zrobili. I choć niezbyt obchodziło ją to, że chłopcy nie zwracają na nią uwagi, a w większości przypadków uważają za kumpelę, to momentami czuła się samotna. Choć zwykle nie opuszczała jej radość, czasami zdarzały jej się dni zwątpienia, czy na pewno jest szczęśliwa, zadowolona z tej całej rutyny, takich samych, nieprzerwanych dni, miesięcy i lat, podczas których jedynym zmiennym elementem była pogoda za oknem.
A teraz spotkała jego. Nie miała pojęcia czemu, ale czuła, że będzie to wielka zmiana w jej życiu, nowy element, którego brakowało do tej pory i który wreszcie się znalazł. Ten, którego podświadomie szukała i którego nie udało jej się znaleźć, dopiero teraz go widziała, ten brakujący kawałek, który zapewne wiele razy mijała na swojej drodze, tylko nie potrafiła go zauważyć. Odmienić powtarzające się szczegóły w coś nowego, ciekawszego. Tego Tove najbardziej potrzebowała. Zmian, czegoś innego, niż do tej pory. Tego, czego doświadczali wszyscy wokół niej, a co wreszcie trafiło i ją. Miłości. Tego uczucia, o którym ludzie uwielbiali rozprawiać, a ona go nie doświadczyła. Do teraz - przy Jasonie jej serce biło mocniej, oddech przyśpieszał, a ona nie mogła przestać wpatrywać się w jego oczy. To może wyglądać nieco niezwykle, bo znali się od kilku godzin, wydawało się to jej praktycznie niemożliwe, jakby zegar miał za chwilę wybić północ, a to wszystko zniknie jak w bajce o skakać z radości.
Gdy zaczął mówić o swoim wychowaniu, Gryfonka poczuła się poniekąd winna, choć nie miała przecież z tym nic wspólnego. Ale ona nigdy nie miała takich problemów rodzinnych, w zasadzie jej jedynym zmartwieniem było to, że rodzina nie zaakceptuje jej pasji i marzeń o smokach. Przygryzła wargę, nie wiedząc co powiedzieć. Przez moment czuła się naprawdę paskudnie. Więc gdy temat zszedł na coś innego, odetchnęła z ulgą.
- Czy ty mi właśnie proponujesz randkę? Z nielegalnym wyjściem poza tereny Hogwartu? Oj, niegrzecznie, panie prefekcie… - pokręciła głową. Pan prefekt powinien dawać przykład! Ale propozycja była kusząca, więc chwilę potem uśmiechnęła się - Łamanie regulaminu jest moim ulubionym zajęciem, więc tak. Bardzo chętnie.
A szwedzkie sery są naprawdę bardzo smaczne i to serio, serio. Zapach jest odstraszający, jednak nie należy się nim kierować.
- Będziesz miał szansę, moja babcia na święta przysyła mi trzy opakowania. Sama tego nie zjem, a moja sowa chyba też ma już dość - niestety, ale żadna z dziewcząt, z którymi dzieliła dormitorium nie wierzyła jej na słowo, że zapach kłamie. A coś z tym zrobić musiała.
Na początku nie zwróciła uwagi na kruka. Nie wierzyła w większość przesądów, a niektóre przesądy, którymi ją zawsze straszyli, teraz czasami wydawały się jej śmieszne. Jak to, że zabicie pająka zwiastuje deszcz, a sposobem na odpędzenie pecha jest splunięcie przez ramię i skwitowanie tego jakże komicznym  tvi, tvi, tvi! A inne wydawały jej się po prostu ciekawą zabawą, jak chociażby zbieranie bukieciku z siedmiu kwiatów w noc świętojańską, a potem wkładanie go pod poduszkę. Nawet Panna Migotka w Muminkach to praktykowała. Więc też nieco zaskoczyła ją reakcja Jasona, jego zaniepokojenie na widok tego ptaszyska. Patrzyła, jak odgonione odlatuje. Swoje spojrzenie znowu skierowała na chłopaka. Nie wiedziała, czemu dziękował, ale Tove zrobiła pierwszą rzecz, która jej wpadła do głowy. Przytuliła go.
Gość
avatar

Obserwatorium - Page 6 Empty
PisanieTemat: Re: Obserwatorium   Obserwatorium - Page 6 EmptyPon 18 Sty 2016, 16:48

Wszystko o Marsie
...czyli zajęcia powtórkowe dla klasy V

Termin zajęć: 18 - 24 stycznia 2016 (post wprowadzający możecie napisać już teraz!)
Dedykowane dla: całej V klasy, lecz wszyscy inni chętni mogą również przyjść!
Miejsce akcji: Obserwatorium (link w nazwie)
Ograniczenia multikont: Przyjdźcie maksymalnie dwoma postaciami ze swojego wachlarzu postaci!
Nagrody: Punkty dla domu oraz (mam nadzieję) Fasolki

Więcej informacji w dzienniku lekcyjnym.

Dzwon w Wieży Zegarowej wybił północ. Było to jedynie jedno uderzenie, aby nie obudzić tych, którzy już poszli spać. Dzisiaj jednak nie wszyscy leżeli w ciepłych łóżeczkach. Tuż po północy miała odbyć się lekcja astronomii dla klas piątych. Na zajęcia mogli przyjść ci, którzy cierpieli na bezsenność lub też chcieli pogłębić swoją wiedzę z tego przedmiotu. Temat był przecież ciekawy. Mars. Ile można było powiedzieć o tej czerwonej planecie! Sama Winter nie wiedziała, jak się ma zmieścić w dwóch godzinach… To wydawało się jej być niemożliwe.
Nauczycielka zjawiła się w Obserwatorium jako pierwsza. Jeszcze żaden z uczniów się nie pojawił. Nie przejmowała się tym. Zanim studenci pokonają tak ogromną ilość schodów, mijało dużo czasu, szczególnie wtedy, jeśli opuściło się dormitorium za późno.
Ciemnoskóra kobieta była ubrana w czerwono-żółtą szatę. Poniekąd była ubrana pod kolor planety, o której mieli dzisiaj dyskutować, a z drugiej strony było to podkreślenie barw domowych. Pomimo tego, że już dawno temu skończyła szkołę, w duchu czuła się Gryfonką. Nawet, kiedy jeszcze pracowała w Brytyjskim Obserwatorium Magicznym, uwielbiała nosić dodatki w szkarłatno – złotych barwach.
Stukanie obcasów rozległo się po klasie, kiedy kobieta podeszła do okien. Nie były one jeszcze otwarte, ale za niedługo miały. Dobrze, że wzięła swój zimowy płaszcz, aby się opatulić. Owszem, zima była jej ulubioną porą roku, ale niekoniecznie chciała się przeziębić tylko dlatego, że ponad dwudziestka uczniów będzie wpatrywała się w rozgwieżdżone niebo.



LEKCJA ZAMKNIĘTA z powodu braku chętnych, temat jest znów wolny do pisania. /B.
Mikhail Asen
Mikhail Asen

Obserwatorium - Page 6 Empty
PisanieTemat: Re: Obserwatorium   Obserwatorium - Page 6 EmptyWto 28 Sie 2018, 18:45

Na początku to miały być Błonia. Wziął gruby koc, wziął nawet kurde świeczki, wziął te cholerne smakołyki a nawet poprosił jednego z chłopaków by zaczarowali jakieś magiczne świetliki, kiedy tylko zajdzie słońce. Miało być super hiper romantycznie. Miało być tak, jak jeszcze nie było nigdy. Miało być to, na co zasługuje Corinne. Wszystko miało być idealnie tak, jak ona była idealna dla Miszy.
Czekając na nią na tych przeklętych schodach myślał. Wyobrażał sobie jak to będzie, układał plan od czego zacznie rozmowę, o co ją zapyta, jak wiele opowie o sobie. Wypunktował sobie co jej zaproponuje jako pierwsze do jedzenia, a proszę zauważyć, że przyłożył się do tego niezwykle skrupulatnie mając na uwadze, by w koszyku nie znalazło się nic z czekoladą, na którą Francuzka jest uczulona.
Spojrzał na zegarek. Jeszcze minutka, pomyślał. Jeszcze minutka a okaże się, czy jego starania się mu opłaciły, czy może jednak gryfonka go najzwyczajniej w świecie wystawi. Na całe szczęście nie minął go przez ten czas żaden uczeń. Byłoby mu głupio, że tak sterczy czekając na kogoś, kto nigdy nie miał zamiaru nadejść.
Kiedyś po prostu w takiej sytuacji zaprosiłby jakąś pierwszą lepszą z brzegu pannę, która akurat by się napatoczyła (chociaż niewątpliwie taka sytuacja nigdy by się nie zdarzyła, bo nikt nigdy Miszy nie wystawił), ale nie teraz. Nikt nie równał się Corinne, a jeśli nie ona, to już chyba żadna.
Obraz Grubej Damy nagle drgnął, a Misza poczuł, że serce zaczyna bić mu z prędkością światła. Znaczy bardzo szybko. Panna Rosseau wyłoniła się z tajemnego przejścia do sanktuarium gryfonów a wygadanemu zawsze ślizgonowi nagle zaschło w ustach. Był w stanie jedynie przyodziać swój uśmiech numer pięć i sterczeć tak dłuższą chwilę, wpatrując się w jej piękne oblicze.
Oczywiście cały jego plan poszedł się kochać, ponieważ Corinne ubrała się w sukienkę i wątpliwie ciepły sweter.
Cholera jasna. Oczywiście wyglądałaby cudownie nawet w worku po kartoflach, ale nie wyciągnie jej przecież takim stroju na błonia, żeby tam trzęsła się jak opętana, a chociaż Misza był dobry w ogrzewaniu dziewczęcego ciała to tym razem by chyba nie podołał.
Dobrze, że miał jeszcze bystry umysł i głowę na karku. W oka mgnieniu przypomniał sobie, że żeby było romantycznie i nastrojowo wcale nie trzeba łazić daleko poza zamek. Przecież Hogwart kryje w swoich murach mnóstwo urokliwych miejsc i ktoś taki jak Asen je po prostu wszystkie znał.
Nic nie mówiąc chwycił dłoń gryfonki i pociągnął ją za sobą w górę schodów. Już byli na wieży, stąd już było naprawdę niedaleko.
- Chodź - powiedział. Trzymanie ją za dłoń było dla niego tak naturalne, że aż sam się zdziwił. Tak idealnie pasowała do jego własnej, że Miszy w jednej chwili zrobiło się jeszcze cieplej na sercu. Już dawno przestał traktować panny Rosseau jako kolejnej laski do podbicia, zamiast tego uważając ją za kogoś, kogo właśnie tak usilnie poszukiwał. Kogoś, kto nie będzie miał problemu by mieć własne zdanie, kogoś, z kim będzie mógł ciekawie porozmawiać, wreszcie kogoś, dla kogo przyjemnie i warto jest się postarać.
Uchylił drzwi do obserwatorium skanując pomieszczenie i sprawdzając, czy nikogo w nim nie ma. Na całe szczęście (dla niego, a dla niej tym bardziej), było całkowicie opustoszałe. Promienie zachodzącego słońca tworzyły świetlne refleksy na podłodze. Zaraz miało się ściemnić, w końcu było niewiele po siódmej wieczorem.
Asen rozłożył koc pod jednym z ogromnych okiennic wychodzących na zachód. Gestem wskazał dziewczynie, by usiadła na przeciwko niego, po czym z kosza stojącego miedzy nimi zaczął wyciągać świeczki a rozstawiwszy je, zapalił wszystkie na raz jednym zgrabnym zaklęciem.
Przełknął ślinę. Miał zamiar zdradzić Corinne swój wielki sekret. Nachylił się więc w jej stronę z tajemniczym uśmieszkiem.
- Możesz mi nie wierzyć, ale ja też nigdy nie byłem na randce - odparł po kilku sekundach. Była to absolutnie całkowita prawda, ponieważ Mikhail nigdy nie nazywał randkami spotkań, na które dotychczas zabierał poprzednie dziewczyny. To po prostu były... no, spotkania.
- To też jest mój pierwszy raz.
Corinne Rosseau
Corinne Rosseau

Obserwatorium - Page 6 Empty
PisanieTemat: Re: Obserwatorium   Obserwatorium - Page 6 EmptyWto 04 Wrz 2018, 01:25

Kiedy złapał ją za rękę mimowolnie drgnęła i już chciała ją wyrwać, jednak w ostatniej chwili zreflektowała się, że przecież to nic złego i że przecież wcale jej to nie przeszkadza. Wręcz przeciwnie. Jej dłoń pasowała do jego dłoni niemalże idealnie, a jego dotyk sprawiał swego rodzaju przyjemność, a nie katorgę. Ogółem Cori nie była zbyt wylewna, a już na pewno nie należała do fanów jakiegokolwiek dotykania się z kimkolwiek. Teraz jednak grzecznie starała się dotrzymać mu kroku z cieniem uśmiechu na pełnych wargach. Ilość schodów którą pokonali kiedyś doprowadziłaby ją do drżenia serca, ale dzięki bieganiu, z którego ostatnio tak jawnie szydził, mogła bez większego wysiłku dotrzeć na wieżę astronomiczną.
Pomieszczenie było puste, a kiedy puścił jej dłoń kilka razy ścisnęła ją i wyprostowała, żeby przestała ją mrowić. Podeszła do wielkiego okna stając przy samiutkiej szybie opierając się o nią dłońmi. Wysokość jej nie przerażała, wręcz przeciwnie. Gdyby była taka możliwość wdrapałaby się chętnie jeszcze wyżej by móc obserwować wszystko z góry. Teraz też patrzyła na światła Hosgmeade które wciąż tliły się, ale zgasną tuż przed północą, bo przecież nic tam o tej porze się już nie dzieje. Przeniosła wzrok na dół, by zobaczyć nicość nieoświetlonych błoni i obróciła się w kierunku młodego Ansena który rozkładał właśnie świeczki obok koca. Obserwowała go z lekkim uśmiechem, bo to, że się tak starał niewątpliwie jej schlebiało. Jej próżna natura potrzebowała właśnie takich gestów i starań do pełnego zadowolenia. Ciężko jej jednak było przezwyciężyć zdenerwowanie, które wbrew pozorom rosło, bo musiała przyznać się, że jest pół-wilą. I nigdy tak się nie bała, że kogoś to może odstraszyć. Póki co stała jednak oparta o szklaną ścianę obserwatorium czekając na jego ruch.
- I co teraz zrobimy? - zapytała cichutko patrząc mu prosto w oczy. Skoro obojgu tak strasznie brak było doświadczenia w tej materii to oby to nie zakończyło się katastrofą. Zanim jednak się jakkolwiek zakończy panienka Rosseau czuła, że musi z siebie to wyrzucić inaczej zwariuje.
- Miszka, ja... jestem wilowata. Moi mama jest wilą. Jeśli nieświadomie namieszałam Ci w głowi, to przepraszam. Jeśli nie będziesz chciał mni znać to zrozumiem - wyrzuciła z siebie szybko patrząc na swoje wypolerowane lakierki. Zaraz jednak zaczął się większy słowotok nad którym ciężko już było szesnastolatce zapanować:
- Dlatego ni chodzę na randki, dlatego unikam chłopców. Ja naprawdi Ci lubię, ale ni chcę Ci okłamiwać. Ja naprawdi nie korzistam z tej urodi, ja po prostu jestim ładna i kapriśna. Staram się ni mieszać nikomu w głowi, chociaż wiem, że mogłabim. Mój papa jest za to człowiekim. Takim prawdziwym, prawdziwym. Takim dobrim i kochanim i uczciwim. Moja mama zostawiła wszistko dla niego i zajęła się domem. Przepraszam - wyrzuciła to z siebie niemalże na jednym tchu bojąc się spojrzeć jak przyjmuje te rewelacje.
Mikhail Asen
Mikhail Asen

Obserwatorium - Page 6 Empty
PisanieTemat: Re: Obserwatorium   Obserwatorium - Page 6 EmptyWto 04 Wrz 2018, 18:30

- Teraz będziemy jeść - odparł niezwykle przekonany, że tak właśnie się stanie. Miał nadzieję, że Corinne nie należy do tych dziewcząt, które żyją na listku sałaty. Co prawda jej idealna figura jasno świadczyła o tym, że gryfonka nie opychała się czym popadnie, ale po prostu sprawiała wrażenie osoby, którą cechuje przede wszystkim zdrowy rozsądek. Straciłaby niezwykle w jego oczach, gdyby nagle okazało się, że kręci nosem na większość smakołyków, które tu przyniósł. Oczywiście miał jeszcze kilka asów w rękawie, ale to był piknik. A na piknikach się przede wszystkim je.
Zachodzące promienie słońca podkreślały urodę Francuzki. Światło załamywało się w kosmykach jej jasnych włosów tworząc nad jej głową migoczącą aureolę. Wyglądało to magicznie a Misza pomyślał, że chyba w całym swoim życiu nie widział nic piękniejszego.
Przełknął ślinę. To wszystko, cała ta sytuacja, była dla ślizgona doprawdy niecodzienna. Nigdy do tej pory nie czuł czegoś tak wielkiego. Nie porwałby się do stwierdzenia, że to miłość, na to było stosunkowo o wiele za wcześnie, oraz po prostu nie za bardzo się znali. Misza jednak nie mógł pozbyć się przeczucia, że już znalazł to czego szukał a to powodowało u niego niezwykłe poruszenie. Castiel i Connor i tak z pewnością mieli już po dziurki w nosie słuchania o panience Rosseau. Asen nadawał o niej praktycznie cały czas i choć wiedział, że przegina, nadal to robił, a od ich ostatniego spotkania w altance w zasadzie jeszcze częściej.
Obserwował ją teraz i widział, że jest tak samo zdenerwowana jak on, a może nawet bardziej. Miał nadzieję, że nie widać po nim tego aż tak bardzo. Chciał prezentować się zwyczajnie, nonszalancko, tak jak zawsze. Corinne za to ewidentnie z czymś się gryzła i już nasz wybawiciel miał powiedzieć jej, żeby się tak nie stresowała i usiadła w końcu na kocu skoro już go rozłożył i zapalił te świeczki, już miał zatopić się w jej spojrzeniu, kiedy z jej ust padły słowa, które otrzeźwiły go w ułamku sekundy.
Jak to? Wila? To znaczy... co to w ogóle znaczy? Asenowi po raz kolejny tego wieczoru odjęło mowę, ale tym razem był to inny rodzaj szoku.
Kurwa. Poczuł się oszukany, poczuł się zwodzony, poczuł się po prostu jak ostatni palant. Dał się zrobić jak dziecko, na te jej piękne oczy, na ten jej uroczy akcent, na ten kształtny tyłek... Jak mógł się nie zorientować? Przecież to jasne, że musiał być manipulowany. Nigdy się tak nie zachowywał wobec jakiejkolwiek panny. Nigdy nie czuł, że musi się postarać, ani że musi być wyjątkowo. Pokręcił głową mając nadzieję, że jeśli to zrobi, to wszystko okaże się po prostu żartem.
Corinne nie wyglądała jednak jakby się miała właśnie nabijać. Spuściła wzrok, ramiona, w ogóle cała była zgarbiona. Kolejny potok słów, który wypełnił obserwatorium dochodził do Bułgara w zwolnionym tempie. Przetwarzał każde z nich z osobna czując jednocześnie, że od tych rewelacji robi mu się niedobrze.
Nadal kręcił głową, a w jego wzroku kryła się złość. Dlaczego mówi mu to dopiero teraz? Dlaczego nie ostrzegła go na początku? Nie powiedziała - uważaj, to tylko moje sztuczki. Nie powiedziała nic, tylko go... unikała.
Asen wstał. Rozbolała go głowa, a od natłoku myśli nie mógł skupić się na niczym konkretnym. Chciał wyjść i to wszystko na spokojnie przemyśleć ale chociaż był ślizgonem, chociaż usłyszał przed chwilą to co usłyszał, to przede wszystkim był gentelmanem.
Westchnął. Nie wiedział co ma zrobić, przerwać randkę i odprowadzić Corinne do wieży Gryffindoru, czy zostać tu i nadal dawać się oszukiwać. Jeszcze raz przetrawił w sobie jej słowa, a potem znowu i jeszcze kolejny raz. A potem usiadł, opierając łokcie o kolana i zanurzając palce w przydługich włosach.
Staram się ni mieszać nikomu w głowi... Im dłużej Asen tak siedział, tym spokojniejszy się robił. Z każdą upływającą minutą coraz bardziej godził się z faktem, że w pewnym sensie został oszukany. Znowu westchnął, tym razem jednak nieco lżej. Podniósł wzrok na dziewczynę, która ewidentnie czekała na jego reakcję.
- Corinne, nie wiem, co mam ci powiedzieć - wyznał szczerze.
Nie miał pojęcia. Do cholery jasnej, sam już nie wiedział, czy to co czuł było prawdziwe, czy narzucone przez nią.
Wiedział, co to są wile. Wiedział też, do czego są zdolne ich córki. Może nie był omnibusem, jednak ten temat przerobił kiedyś dość dokładnie. Jak widać jednak nie na tyle dokładnie, by w porę dostrzec, że ma do czynienia z jedną z nich.
Zrobił pierwsze, co mu przyszło na myśl. Wyciągnął z przytarganego kosza wino, które kupił od Campbella za grube siano (bo to podobno najlepsze wino z kanadyjskich winnic jego przodków), odkorkował, a następnie nalał sobie do kieliszka po sam brzeg i wypił jednym haustem. Wino w istocie było dobre, ale w tym stanie Misza nie miał nawet możliwości, by to docenić. Napełnił sobie kieliszek jeszcze raz, a potem nalał też Corinne i postawił jej go na kocu. Skupiony na własnej krzywdzie nawet się jej nie przyjrzał. Stała skruszona i taka... smutna. Jakby naprawdę żałowała, że się taka urodziła i trafiło akurat na Miszę. Chciał wierzyć, że na jej twarzy widniał szczery wyraz, że to nie kolejna manipulacja. Że powiedziała mu to... W tym momencie przyszła mu do głowy pewna osobliwa myśl. W zasadzie gdyby tak bardzo chciała go oszukiwać to by mu tego dziś nie powiedziała, prawda? Po prostu by go dzień w dzień omamiała a on myślałby, że to prawdziwe uczucie. Idąc dalej... czy po usłyszeniu tych rewelacji coś się w jego postrzeganiu Corinne zmieniło? Niekoniecznie. Dla niego nadal była piękna, mądra i uparta i nadal jej towarzystwo wiele dla chłopaka znaczyło.
W zasadzie, czy czuł, że musi się postarać oraz, że musi być wyjątkowo? Nie, on CHCIAŁ, żeby tak było. Może gryfonka faktycznie niczego na nim nie próbowała? Może to właśnie dlatego tak bardzo się wzbraniała przed jakąkolwiek relacją wykraczającą poza koleżeństwo?
Zacisnął szczękę. Mięśnie zadrgały na jego twarzy. Nic nie było takie oczywiste, na jakie wyglądało. Może Asen był trochę prostolinijnym chłopakiem, ale jednak chyba potrzebował czasu żeby to przetrawić.
- Powiedz mi... - zaczął. Musiał to wiedzieć. Jeśli się tego nie dowie, nie będzie mógł w nocy zasnąć. - Przysięgłabyś na swoje życie, że nigdy nie próbowałaś na mnie żadnych sztuczek?
Utkwił w niej wyczekujące spojrzenie. Powiedz, że przysięgasz, błagał w myślach. Nawet jeśli to nieprawda.
Corinne Rosseau
Corinne Rosseau

Obserwatorium - Page 6 Empty
PisanieTemat: Re: Obserwatorium   Obserwatorium - Page 6 EmptySro 05 Wrz 2018, 13:28

Teraz będziemy jeść.
Słyszała w jego głosie pewność, a ona czuła się coraz mniej pewna czegokolwiek. Wiedziała, że jest za wcześnie. Wiedziała, że powinna się powstrzymać, a może nawet zataić to na zawsze, ale... nie mogła. Nie mogła go okłamywać, nie chciała być na randce z kimś kogo nieświadomie omotała, bo on omotał ją już całkiem świadomie. Nie mogła wyrzucić go ze swoich myśli, coraz częściej samą siebie łapiąc na tym, że szuka go wzrokiem niemalże wszędzie licząc na jakieś przypadkowe spotkanie. Chciała tu być pewnie milion razy bardziej niż on tego chciał. Jednak to ona była tą oszukującą częścią tego duetu, więc śmiało mógł czuć się oszukany i mógł uciekać gdzie pieprz rośnie. A ona nie chciała tego widzieć. Wiedziała, że jest wściekły, bo ona też byłaby wściekła. Wiedziała, że chce wyjść, bo ona by wyszła. W sumie to tylko czekała na trzaśnięcie drzwiami, a skoro ono nie nastąpiło to powoli podniosła spojrzenie z podłogi akurat w sam raz żeby zobaczyć jak bije się z myślami. Powoli osunęła się po szybie na dół, by usiąść niezbyt elegancko na twardej podłodze.
- Że to ni ma znaczenia - podpowiedziała cicho, choć ironiczny uśmiech na jej twarzy świadczył o tym, że doskonale wie, że to ma znaczenie.
- Ni mogę tego zmienić, chociaż bardzo chciałabim - taka była prawda. Nie znosiła swojego połączenia z wilami. Nie znosiła tych mitów które na temat wil krążyły. Oddałaby wiele za to, żeby jej mama była człowiekiem. Co zabawne, jej mama zapewne oddałaby równie dużo, żeby tym człowiekiem być widząc jak jej córki niezbyt dobrze radzą sobie w świecie. O ile starsza znalazła w końcu szczęście, tak młodsza wciąż szukała dla siebie miejsca i wciąż nie mogła go znaleźć.
- Tak, przysięgłabim. Nigdi z tego nie korzistam świadomie. Na Tobi tym bardziej. Zresztą gdibim chciała cię oszukać to nigdi byś się nie dowiedział, a na pewno bim ci tego nie powiedziała - wyjaśniła spokojnie patrząc na kieliszek wina który postawił na kocu. Wolała jednak siedzieć oparta o szybę i obserwować go swoimi granatowymi tęczówkami.
- Przepraszam - wydusiła z siebie po raz kolejny, bo tak naprawdę nie wiedziała co może innego w tej sytuacji zrobić.
Mikhail Asen
Mikhail Asen

Obserwatorium - Page 6 Empty
PisanieTemat: Re: Obserwatorium   Obserwatorium - Page 6 EmptyWto 18 Wrz 2018, 09:21

Nie ma znaczenia? Przecież to wszystko zmieniało! Zmieniało to sposób, w jaki patrzył na dziewczynę i na siebie. Nie miał do końca pewności, czy umiałby zaufać Corinne po tym, jak dowiedział się kim ona jest. Czym ona jest. Zawsze bałby się, że nie będzie już sobą. Że jakby się w czymś nie zgadzali, to gryfonka pstryknęłaby palcem, zamrugała oczami i już Asen tańczyłby jak mu zagra. To nie było coś w stylu „jestem animagiem”, albo „jestem mugolką”. Na brak czarodziejskiej krwi machnąłby ręką, a jakimiś dodatkowymi zdolnościami raczej by się zajarał. Bycie córką wili to nie były rurki z kremem. To oznaczało, że musiałby mieć się ciągle na baczności.
Corinne nie skorzystała z zaproszenia na koc a Mikhail pomyślał, że to prawdopodobnie przez niego. Blondynka bała się chyba zbliżyć po tym, jak zareagował na nowiny, którymi go obarczyła. Nie ma jednak czemu się dziwić. Jak Corinne zareagowałaby, gdyby jej powiedział, że może od tak zmusić ją do tego, by się w nim zadurzyła?
Mikhail był prostym chłopakiem z prostymi zasadami. Nienawidził żadnych gier, domysłów ani innych takich rzeczy. Dla niego droga od A zawsze prowadziła prosto do B, bez żadnych przystanków, skrzyżowań i rond. Wilowatość dziewczyny był jednym z takich przystanków.
Musiał to obgadać z chłopakami. Castiel i Connor z pewnością doradzą mu co w takim przypadku zrobić. Zerwać znajomość, czy mimo wszystko dalej ją kontynuować? Problem Horna z dziewczyną zdawał się blaknąć przy tym, co teraz spotkało Miszę.
Gryfonka nadal była najpiękniejsza. Nadal, gdy na nią patrzył miał nieodpartą chęć by odgarnąć jej blond kosmyki z twarzy. Na Merlina, co to była za dziewczyna... te nogi, smukła sylwetka.
Tylko co z tego, jeśli za tymi ślicznym oczami kryła się taka moc?
Asen chrząknął. Nie czuł już żadnej złości. Był raczej niezwykle smutny, że wszystko co sobie zaplanował z tą dziewczyną nie wypaliło. Ale nie skreślał tego jeszcze, chciał się z tym przespać, przemyśleć, przegadać.
- Corinne, nie będę kłamał, zaskoczyłaś mnie... -zaczął. Nie wiedział, jak delikatnie powiedzieć jej co teraz czuje by nie zrozumiała tego na swój opaczny sposób. Nie chciał dawać jej do zrozumienia, że dla niego to koniec, bo sam miał nadzieję, że jakoś przyzwyczai się do myśli, że płynie w niej krew Wili, ale był facetem. Faceci potrzebują czasu. O, to właśnie jej powie.
- Musisz dać mi chwilę, to nie jest takie proste.
Corinne Rosseau
Corinne Rosseau

Obserwatorium - Page 6 Empty
PisanieTemat: Re: Obserwatorium   Obserwatorium - Page 6 EmptyWto 25 Wrz 2018, 22:37

- Tylko nikomu, pod żadnym pozorem, nie mów, że jesteś wilowata, bo to będzie piekło. Obiecaj, że nikomu nie powiesz, dobrze Coco?
Zapłakana twarz starszej siostry wpatrywała się w małą wersję Corrine która nie do końca rozumiała te łzy i ten wstyd.
- Ale co się może takiego stać? - zapytała cichutko, bo w swojej małej główce nie widziała w tym żadnej zbrodni, a jedynie same atuty. Powinna przecież być dumna, bo wile to takie cudowne stworzenia, które znają się na lecznictwie jak mało kto, a mama jest najlepsza na świecie. Chociaż zmienna. Jednak zawsze kochana.
- OBIECAJ, COCO!
- No dobrze, obiecuję...

Wspomnienie zniknęło równie szybko co się pojawiło, a ona teraz zaczynała łączyć wątki.
- Przemyśl to sobie - poprosiła spokojnie odklejając od niego spojrzenie. Przesunęła się tak, by patrzeć w bok na błonia które powoli przykrywał mrok i chmury powoli płynące po niebie.
- Mój tata jest zwikłym Francuzem. Ma fabrykę czekoladowych żab razem ze swoim bratem. Moją matkę poznał jak był jeszcze młodi i ważył trochę mniej niż tonę. Powiedział jej wtedi, że ma brzidką sukienkę. Ona nigdy nie słiszała czegoś takiego od mężczizni, bo w każdej kreacji wigląda olśniewająco. I ta szczerość ją uwiodła. On do dzisiaj jest taki szczeri. I szczęśliwi. Nawet jeśli w każdej kłótni ona wigrywa. U mnie w domu wilowatość ni jest powodem do wstidu. Dopiero w szkoli zaczęło mi to wadzić. Zajęcia z tańca to piekło, koleżanki to piekło, chłopci to dramat. Ni mogę żić w lesie, bo nie jestem wilą. Nie mogę żyć między ludźmi, bo od nich odstaję. I nawet nie wiem dlaczego ci to wszistko mówię - powiedziała cicho i spokojnie, żeby dokładnie ale to naprawdę dokładnie zrozumiał jej życiowe położenie i żeby dokładnie, ale to dokładnie wiedział, że jest złą harpią która je na drugie śniadanie męskie serce w potrawce. Ona żadnego serca nie zjadła. Jest najprawdziwszą dziewicą, na której męska łapa, ani tym bardziej damska, nie spoczęła choćby na sekundę.
- Bierz tych chwil ile chcesz - wzruszyła ramionami, bo w myślach tak naprawdę oswoiła się już z tą jedną, która mówiła jasno, że to już koniec. Nie sądziła, żeby miało stać się inaczej. Położyła się na chłodnej podłodze zamykając oczy i starając się zapanować nad rozczarowaniem które rozchodziło się po jej drobnym ciałku w zastraszającym tempie.
- Zamknij drzwi jak będziesz wychodził - poprosiła cicho zanim łzy zaczęły spływać z kąciku jej oczu, aby zniknąć w złotych włosach.
Mikhail Asen
Mikhail Asen

Obserwatorium - Page 6 Empty
PisanieTemat: Re: Obserwatorium   Obserwatorium - Page 6 EmptyCzw 27 Wrz 2018, 09:44

Chciał stąd wyjść, jednocześnie wcale tego nie chcąc. Miał głowie większy mętlik niż wtedy, kiedy dowiedział się, że jego stary jest gejem i sypia ze stażystą od eliksirów. Wtedy był bardziej zniesmaczony, kilka razy się nawet porzygał. Dziś nie potrafił zliczyć wszystkich emocji, które zawładnęły nim w przeciągu ostatnich dziesięciu minut.
Patrzył na dziewczynę w milczeniu. Wiedział, że to łamie jej serce. Znaczy, bardzo długo go odtrącała, nic od niego nie chcąc. To on łaził za nią jak pies i próbował zaprosić na randkę. Teraz, kiedy to się w końcu udało, miał wyjść z obserwatorium i zostawić gryfonkę z poczuciem, że przez jej pochodzenie Misza jej nie chce, a to wcale nie było tak.
Bardzo chciał! Bardzo też bał się tego, co ta relacja mogłaby przynieść i już naprawdę wystarczyło, że Castiel ostatnio miał sercowe problemy, a swoim nastrojem potrafił zepsuć nawet najlepszy wieczór.
- Corinne - powiedział, kiedy skończyła swój pełen żalu wywód. Chciał być delikatny i wiedział, że potrafi taki być. Miał już pewne doświadczenie w obchodzeniu się z płcią przeciwną, a chociaż gryfonka w pewnym sensie nie była taka jak inne, to mimo wszystko była dziewczyną. One wszystkie mniej więcej działały tak samo. - Właściwie uważam, że to błąd, że się tego wstydzisz. Zawsze miałem cię za osobę, która potrafi postawić na swoim, która nie ogląda się na nic ani na nikogo... Pewnie gdybym od razu wiedział o tym, kim jesteś nie byłoby to dla mnie takim szokiem. Trochę inaczej bym to rozegrał. Teraz czuję się lekko oszukany... - wyznał. O to też trochę chodziło. Niby przysięgła, że nigdy nie próbowała na nim swoich sztuczek, niby powiedziała, że w życiu by tego nie zrobiła ale i tak - Asen miał wrażenie jakby przez cały czas obserwowała jego starania, śmiejąc się pod nosem i porównując może go do innych jego poprzedników. Chociaż sam do tej pory traktował dziewczyny przedmiotowo, to on chciał się czuć jedyny i wyjątkowy dla tej konkretnej, która położyła się teraz na podłodze i zamknęła oczy.
Podniósł się z koca, zapakował do kosza wino, które zdążył wyciągnąć oraz kieliszki, po czym pochylił się nad Corinne wpatrując się w jej śliczną buzię. Była niewiarygodnie piękna. Chociaż gdzieś w środku nadal był trochę poruszony to jednak uśmiechnął się widząc jak pod powiekami drżą jej oczy.
Pocałował ją w czoło, chociaż tylko on sam jeden wiedział jak bardzo chciał pocałować ją w usta, ale to nie był najlepszy moment.
- Corinne, jutro mam trening, a pojutrze idę na ten pogrzeb, na który muszą iść wszyscy ślizgoni. Już się umówiłem z chłopakami, że po pogrzebie napijemy się na odstresowanie, ale może pojutrze? Po lekcjach na pomoście? - zaproponował. Nadal chciał się z nią spotykać, po prostu chyba wolał trochę zwolnić, by upewnić się, że to co czuje jest prawdziwe. Wstał i nie czekając na odpowiedź dziewczyny złapał ją za rękę i postawił do pionu, po czym zabrawszy swoje rzeczy wyszli z obserwatorium.

Z/t x2
Sponsored content

Obserwatorium - Page 6 Empty
PisanieTemat: Re: Obserwatorium   Obserwatorium - Page 6 Empty

 

Obserwatorium

Zobacz poprzedni temat Zobacz następny temat Powrót do góry 
Strona 6 z 8Idź do strony : Previous  1, 2, 3, 4, 5, 6, 7, 8  Next

Pozwolenia na tym forum:Nie możesz odpowiadać w tematach
Marudersi :: 
Hogwart
 :: 
Wieże
-