IndeksIndeks  SzukajSzukaj  Latest imagesLatest images  RejestracjaRejestracja  ZalogujZaloguj  

Share
 

 Korytarz

Zobacz poprzedni temat Zobacz następny temat Go down 
Idź do strony : Previous  1, 2, 3  Next
AutorWiadomość
Aria Fimmel
Aria Fimmel

Korytarz - Page 2 Empty
PisanieTemat: Re: Korytarz   Korytarz - Page 2 EmptyWto 06 Sty 2015, 20:23

Po niezbyt przyjemnym spotkaniu z Dorianem i Cu, Aria pośpiesznie wróciła do dormitorium. Nigdy by nie przypuszczała, że jej obawy dotyczące Vincenta mogą okazać się… podstawne. Próbowała tłumaczyć sobie niechęć zazdrością o siostrę, jednak słowa Gryfona skutecznie ją zaniepokoiły – tak skutecznie, że nie potrafiła wydusić z siebie ani jednego pytania, po prostu pozwalając O’Connorowi odejść. Musiała się z nim jak najszybciej spotkać, bądź po prostu napisać sowę – chciała wiedzieć wszystko, by móc ochronić Porunn, choć bliźniaczka zapewne wcale tego nie chciała. Aria czuła, że Ślizgonka nie mówiła jej całej prawdy, w końcu za wszelką cenę próbowała przedstawić Vincenta w jak najlepszym świetle. Pochmurne myśli natychmiast uleciały, gdy Krukonka padła na swoje łóżko – po chwili już usłyszała delikatny dźwięk dzwoneczków. Fimmelówna uśmiechnęła się, głaszcząc miękką sierść małego kotka, który kilka dni temu przyniósł jej kopertę ze zdjęciem. Zarumieniła się, była święcie przekonana o pomyłce. Kociak zapewne miał dostarczyć przesyłkę komuś innemu, zabłądził po drodze, a teraz nie miał zamiaru dobrowolnie odnaleźć swojego właściciela. Aria uwielbiała urocze zwierzątka, dlatego też nie miała serca go wyrzucać… Postanowiła jednak wraz z kociakiem udać się na przechadzkę, być może tym razem uda jej się odnaleźć właściciela. Nie wpadła wcześniej na to, by zapytać znajomych, a może po prostu nie chciała zbyt szybko zwracać uroczej zguby… Nie miałaby nic przeciwko powiększenia swojego futerkowego grona!
Zamyślona, głaszcząc rozłożonego w ramionach kotka, spacerowała korytarzami Hogwartu. Mały przyjaciel znalazł sobie nową zabawę i cicho mrucząc, próbował pochwycić w łapki jak najwięcej kosmyków ciemnych włosów. Norweżka zachichotała, choć było jej trochę smutno na myśl, że będzie musiała komuś oddać futrzaka. A może nikt się nie zgłosi… Pokręciła głową, ku ogromnej uciesze kotka, który zaczął dodatkowo szaleć. Nagle jednak zamarł i wyskoczył z jej ramion, po czym podreptał do znajdującego się niedaleko chłopaka, którego Aria początkowo w ogóle nie zauważyła. Czyżby był właścicielem? Gdyby mogła, natychmiast odwróciłaby się na pięcie i uciekła, ale nie chciała porzucać kotka. Musiała mieć pewność, że będzie bezpieczny.
- To twój kot? – spytała cicho, podchodząc nieco bliżej. Spróbowała zasłonić się włosami, póki co przyglądając się tylko kątem oka kociakowi. Jeżeli zajdzie taka potrzeba, pochwyci zwierzaka i po prostu ucieknie.
Dwayne Morison
Dwayne Morison

Korytarz - Page 2 Empty
PisanieTemat: Re: Korytarz   Korytarz - Page 2 EmptyWto 06 Sty 2015, 20:58

vCzy było jakieś logiczne wyjście z tej całej sytuacji, a której Dwayne nie dostrzegał? Przypatrywał się pozaginanej kartce niczym zapisanym wyrokiem na śmierć, od którego nie można się odwołać. Nawet nie wiedział w jaki sposób miałby to zrobić! Minę miał nietęgą, jakby miał się zaraz rozpłakać nad swym nieszczęsnym losem. Nie, żeby Charlie była brzydka, ale… ona była STARSZA! I do tego wydawało się, że kręciła coś z Charlusem czy jak mu tam było. Widziała go w gównie hipogryfa i słuchała jego opowiadań na temat ucieczki przed Irytkiem, zostawiając na jego pastwę biedną Natalie.
Nie zdążył sposępnieć jeszcze na myśl o zmarłej koleżance, kiedy usłyszał charakterystyczny dzwoneczek Znajdy. – No gdzieś ty się szwędał – huknął z mieszanką radości i ulgi, chwytając małą kuleczkę w ogromne łapska, które mimowolnie wypuściły krótkie liściki na posadzkę. Dwayne usiadł wygodniej i pochylił się do przodu, unosząc kotkę w górę, aby sprawdzić czy nie odniosła żadnych ran. Nawet tych powierzchownych! Jego mina zmieniła się diametralnie, a w spojrzeniu czuła się czułość, skierowana tylko i wyłącznie do małego kociaka.
Z rękoma uniesionymi w górze zamarł, słysząc słodki śpiew skowronka. Tylko ogon kotka poruszał się miarowo, podczas gdy Puchon przybrał formę posągu. Anielska istota stała na wyciągnięcie dłoni i nawet nie musiał spoglądać na jej twarz, aby wybrać odpowiednie dane personalne z zagłębi umysłu. Przełknął ciężką jak żelazo ślinę (z dziwnym posmakiem miedzi) i próbował opuścić ręce, aby przypomnieć chociaż trochę normalnego ucznia.
- T-t-t-t-t-t-a… ta-a-ak – wyjąkał z ogromnym bólem w sercu, podczas gdy kociak zaczął bawić się doczepianymi do włosów piórami, wykorzystując dłuższą chwilę nieuwagi swego właściciela. Na przemian bladł i oblewał się rumieńcem, przypominając cel, w jakim wysłał Znajdę (albo Zgubę) do Arii Fimmel. Jak oparzony zerwał się na równe nogi, fundując kotce nieprzyjemne doznania – wyraźnie przestraszona zamiauczała żałośnie, wbijając pazury w gruboskórne dłonie Morisona.
Przelotnie zerknął na miękkie rysy twarzy, wyczytując łagodność spozierającą z brązowych oczu nieznajomej bogini i przywarł plecami do ściany, jak gdyby próbował się z nią stopić. Brodą niemalże dotykał swojego mostku, kiedy swoją postawą próbował przeprosić dziewczynę za dokonane zbrodnie. Przez głowę przechodziło mu tysiące pytań: czy spodobało się jej zdjęcie? Czy wie, że Zguba przyniosła ten list od niego?
Ścigający Huffelpuffu mało zręcznie unikał spojrzenia Arii, na szczęście dziewczyna przychodziła z pomocą i nie nalegała na kontakt wzrokowy. Kotka wciąż drżała i popiskiwała cichuteńko, nie widząc dlaczego Dwayne ciągle trzyma ją w splocie obu dłoni przed sobą, jakby była właśnie tymi kwiatami z obrazka. Sam chlopak, cóż, nie wiedział o co może chodzić zwierzęciu.
Aria Fimmel
Aria Fimmel

Korytarz - Page 2 Empty
PisanieTemat: Re: Korytarz   Korytarz - Page 2 EmptySro 07 Sty 2015, 23:12

Każdy, kto znał Krukonkę, nie miałby wątpliwości, że tylko troska o małego kociaka wciąż przytrzymywała ją na miejscu i nie pozwalała na ucieczkę. Zniknięcie wydawało się zawsze najkorzystniejszą i najbezpieczniejszą opcją, choć właściwie w większości przypadków nie miałaby się czego obawiać. Stała w bezruchu, nerwowo błądząc wzrokiem od trzymanego przez chłopaka zwierzęcia do swoich butów. Wydawało się, że zwierzątko właśnie odnalazło swojego właściciela, a rzucane w jego stronę ukradkowe spojrzenia pozwalały na pobieżną ocenę sytuacji. Sposób, w który chłopak z piórami we włosach spoglądał na kociaka nieco rozczulił serce Fimmelówny – w końcu każdy przyjaciel zwierząt mógł zyskać jej sympatię. Kojarzyła Puchona z zajęć, lecz za żadne skarby świata nie potrafiła dopasować do niego imienia i nazwiska. Nigdy wcześniej z nim nie rozmawiała, a teraz stała nad nim jak słup soli, nie wiedząc co powinna zrobić. Na jej policzkach pojawiły się rumieńce, kiedy chłopak wyjąkał odpowiedź na jej pytanie. Czyżby aż tak go zaskoczyła? Pierwszy raz ktoś tak zareagował, zazwyczaj to Aria miała okropne problemy na wyduszenie chociażby jednego normalnego zdania… A może on po prostu tak już miał? Ruch łapek kotka, który zaczął bawić się piórami, zwrócił jej uwagę, wyciskając na usta delikatny uśmiech. Cała scenka miała w sobie coś bajkowego, jakby wszystko działo się tylko w jej głowie, choć z tego co wiedziała to jeszcze zupełnie nie oszalała. Zauważyła dziwne zmiany na twarzy chłopaka, które tylko wpędziły ją w dziwne zakłopotanie. Nie wiedziała, czy zrobiła coś źle, czy może nagle będzie musiała udzielać mu pomocy? Splotła palce ze sobą, próbując czymś zająć dłonie, by nie zacząć nimi machać. Odruchowo zrobiła kilka kroków w tył, gdy Puchon nagle zerwał się z podłogi. Siedząc zdawał się o wiele mniejszy! Przygryzła wargę, marszcząc przy tym brwi, gdy kotek zamiauczał, wyraźnie niezadowolony. Chłopak zdawał się jeszcze bardziej spięty niż ona, co dodatkowo wybijało ją z równowagi. Zebrała w sobie resztki odwagi, podchodząc nieco bliżej. Wahała się tylko przez chwilę, po czym wyciągnęła ostrożnie dłonie w stronę kociaka.
- Chyba… jej się to nie podoba… – wykrztusiła, nie wiedząc za bardzo co powinna zrobić. Odebrała zwierzątko, przytulając je ostrożnie do siebie i podrapała kociaka za uchem.
Jak się nazywa? – udało jej się dodać, choć przyszło jej to z niesamowitym trudem. Świat jednak się nie zawalił, nikt jej nie zjadł, nie zapadła się pod ziemię… Mogła być z siebie zadowolona, a choć każdy mięsień był napięty, a dłonie nieco drżały, wciąż się trzymała. Bała się zapytać chłopaka o imię, może powinna wiedzieć? Powinna znać o wiele więcej osób, lecz zbyt mocno uciekała w świat własnej fantazji, by móc skupiać się na takich rzeczach.
Dwayne Morison
Dwayne Morison

Korytarz - Page 2 Empty
PisanieTemat: Re: Korytarz   Korytarz - Page 2 EmptySro 07 Sty 2015, 23:31

Były takie ładne! Drobne i smukłe, z pewnością pieszczotliwie gładzące miękkie futerko Zguby vel Znajdy. Wcale się nie dziwił, że kotka upodobała sobie bardziej dłonie Arii niż jego: wielkie, szorstkie, owłosione i na domiar złego niezdarne, przedłużając dni swej nieobecności. Nie miał wystarczającej śmiałości, aby podnieść wzrok spojrzeć wyżej niż na delikatne palce dziewczyny, skrupulatnie wysławiając je w skrytości serca.
Kontemplował w przedłużającej się ciszy ten fragment ciała Krukonki, stwierdzając pieczołowicie iż tyle do szczęścia mu wystarczy i niczego więcej nie oczekuje. Jeszcze dziś wieczorem będzie wracać myślami do tego cudownego spotkania, trzymając się go obiema rękoma tak mocno, jak tylko potrafi. Dla tego słodkiego śpiewu, który roznosił się miłym echem od ścian Hogwartu, gotowy był oddać wszystko co posiadł. Było tego całkiem sporo, zważywszy na fakt, iż rodzice próbowali synom zrekompensować utracony czas i rozwód, zasypując ich mnóstwem drogich prezentów. Dwayne gotowy był nawet zdjąć kolorowe pióra ze swoich włosów, jeśli to uszczęśliwiłoby Marię Fimmel i nadało jej twarzy niewinnego acz promiennego uśmiechu. Nawet, mógłby dla niej ściąć włosy! Tylko i wyłącznie za obietnicę usłyszenia jej śmiechu, który stanowił dla niego tajemnicę słodszą niż miód z uszu dziadka Teofila (co Dwayne sprawdził będąc jeszcze dzieckiem nieświadomym istnienia magii).
Speszony spojrzał na nikły uśmiech jakim go obdarzyła i zbliżyła się, roztaczając wokół niesamowity, kwiatowy zapach, jakiego nigdy wcześniej nie dane mu było poczuć. Onieśmielony jej nieśmiałością zaniemówił i bez protestu przekazał dziewczynie piszczącą kotkę, chociaż czynił to z ciężkim sercem poranionym przekonaniem, że w niewłaściwy sposób zajmuje się pupilem. Przekonany o nieprzychylnym wrażeniu, jakie robił przed panną Fimmel, postanowił zrekompensować się czym prędzej.
- D-d-d-dwayne – wydusił z trudem, nie podnosząc wzroku na jasne oczy Krukonki, przekonany iż niegodny dostąpić takiego zaszczytu. Przekonany był, ze dziewczyna pyta o jego imię – a nie kotki, dostarczycielki niecodziennego listu. Z powodu pustych rąk, nie miał żadnego pomysłu co powinien z nimi zrobić, więc opuścił je wzdłuż ciała i nieco przygarbiony przyglądał się kotce przymilającej do panny roznoszącej zapach goździków.
Zazdrościł rówieśniczce długich włosów, za którymi mogła się bezpiecznie skryć i nie prezentować purpurowych rumieńców. Nawet te kolorowe pióra wczepione we włosy nie były w stanie zamaskować choćby w jednym procencie zawstydzenia Morisona, który rzucał ukradkowe spojrzenia na anielską twarz. – Chodzim-m-m-my r-r-r-ra-ra-a-a-azem na O-o-o-o-onms – dorzucił w ramach rozjaśnienia sytuacji, gdyby dziewczyna nie potrafiła przyporządkować imienia do konkretnej twarzy i domu. Przełknął ślinę, kiedy dotarło do niego pytanie czy kojarzyła go chociaż z meczów quiddicha. Jako człowiek z wielkimi planami na przyszłość, wierzył w swoją rozpoznawalność. Inna sprawa, że się jej obawiał.
Aria Fimmel
Aria Fimmel

Korytarz - Page 2 Empty
PisanieTemat: Re: Korytarz   Korytarz - Page 2 EmptyCzw 08 Sty 2015, 00:22

Dwayne, Dwayne, Dwayne… Coś podpowiadało jej, że nie chodziło o imię kulki sierści, która wygodnie ułożyła się w jej ramionach. W tym samym momencie przypomniało jej się o przyniesionej przez zwierzaka przesyłce, ale wstydziła się o to zapytać. Była wciąż święcie przekonana o pomyłce, lecz zapomniała zabrać ze sobą zdjęcia, więc nie mogła go nawet zwrócić. Postanowiła póki co nie schodzić na ten temat, a może uda jej się go całkowicie przemilczeć… Skoro już wiedziała, że to Dwayne był sprawcą, mogła w każdej chwili wysłać do niego sowę – wtedy nie musiałaby się martwić o dostanie zawału. Dlaczego pisanie listów było o wiele prostsze?
- Aria – rzuciła szybko, czując się niejako zmuszona do wypowiedzenia własnego imienia. Trochę się bała, że to jednak kotek nazywa się Dwayne, ale po co ktoś miałby nazywać zwierzę swoim imieniem? Oczywiście nie widziałaby w tym nic złego, choć zdawało jej się to dziwne. Wyobraziła sobie sytuację, w której jej Bella nazywałaby się Aria – skąd mogłaby wtedy wiedzieć, czy siostra woła ją, czy też kotkę? Pokręciła głową, odganiając głupie myśli. Z trudem wyłapała strzępy kolejnych słów, wracając na chwilę duchem do zajęć. Faktycznie, chodzili razem na ONMS, a więc pamięć jej nie myliła.
- W-wiem – zająknęła się pod wpływem jego sposobu wypowiedzi. A myślała, że już udało jej się to przezwyciężyć… Chciała w jakiś sposób rozluźnić napiętą atmosferę, choć totalnie nie rozumiała zachowania chłopaka. Żałowała, że nie ma z nią przyjaciółek… One na pewno wiedziałyby jak zachować się normalnie i wzięłyby na siebie obowiązek prowadzenia rozmowy. Najbezpieczniej wciąż czułaby się przy Porunn, znała jednak jej podejście do Puchonów… Wolałaby nie zdrapywać nikogo ze ścian, a bliźniaczka na pewno nie byłaby zbyt miła, skoro nawet niezbyt przyjemnie potraktowała Skai. Zerknęła w górę na twarz chłopaka, szybko znów spuszczając wzrok na kociaka.
- Nie wiedziałam, kto jest jej właścicielem… Była u mnie i nie chciała iść… – powiedziała, starając się mówić w miarę wyraźnie. – Nie, żeby mi to przeszkadzało… Jest urocza… – Aria była tak nerwowa, że po prostu zaczęła paplać. Nie mogła nawet zerwać się do ucieczki… Stała niemalże w całkowitym bezruchu, jakby wrosła w ziemię i nawet silny podmuch wiatru nie ruszyłby jej z miejsca. Nie chciała wyjść na jeszcze większego dziwaka, a skoro chodzą razem na zajęcia i właśnie prowadzili (prawie)rozmowę, to nie mogła tak po prostu zniknąć. Nigdy nie udałoby jej się go unikać, tak jak do tej pory skutecznie unikała Gilgamesha. Była nawet zdziwiona, że narzeczony nie zaszczycał jej swoją obecnością, a ona ani razu na niego nie wpadła.
Dwayne Morison
Dwayne Morison

Korytarz - Page 2 Empty
PisanieTemat: Re: Korytarz   Korytarz - Page 2 EmptyCzw 08 Sty 2015, 00:49

To spotkanie było nader dziwne dla obojga, ze względu na ich rumieńce i zawstydzenie. Dwaynowskie trybiki w głowie zaczęły działać na szybszych obrotach, rozpościerając wizję odwzajemnionego zadurzenia. Spłonął jeszcze mocniejszym rumieńcem, sięgając podbródkiem miejsca między obojczykami i zachwiał się celowo na nogach, próbując rozładować napięcie mięśni. Zrobił to bezwiednie, w przekonaniu o skuteczności tego zabiegu.
Ukucie zazdrości zachwiało tylko nieznacznie idealny pogląd na Krukonkę o delikatnych dłoniach i łagodnych oczach z powodu Znajdy, która bardzo szybko zmieniła swoje upodobania. Zmarkotniał, ale tylko trochę i wymusił uśmiech, przywdziewając go na twarzy tak autentycznie, jakby chodziło co najmniej o czyjeś życie. Zależało mu na pozytywnych kontaktach z Arią, ponieważ była jedną z nielicznych dziewcząt, do których nie dotarła jego błazeńska natura i miałby jakieś szanse na okazanie się z tej dobrej strony. Właściwie, jeszcze kilka dni wcześniej przekonany był, że nie nadaje się na nikogo zasługującego na takie prawdziwe, głębokie szczęście i przytłoczony roztaczającymi się wśród jego znajomych kłótniami, nie radził sobie z zawieraniem nowych relacji.
Kolejny radosny cień przemknął po twarzy nastolatka, kiedy smagnął spojrzeniem jasne oczy Arii i ukradł jej ułamek piękna, chowając głęboko w pamięci i sercu. To drugie uderzyło mocniej, zalewając ponownie żarem młode ciało Puchona i łudził się, że dziewczyna nie dostrzegła jego rozmaślonego wzroku. Wyglądała uroczo i ślicznie, ale Dwayne nie potrafił powiedzieć tego w subtelny sposób. Wolał zdusić wszelkie dźwięki, próbujące wydostać się na zewnątrz i uniknąć ewentualnego pośmiewiska. To, że żartował z wielu rzeczy nie dotyczyło drażliwych tematów, wśród których znajdowało się jąkanie i rumieńce.
Przerażony myślą o podsłuchu i podglądaniu ich rozmowy, rozejrzał się powoli w prawo i lewo. Dopiero kiedy upewnił się, że na horyzoncie nie widzi żadnej znajomej sylwetki przyjaciół i wrogów, odetchnął z niemałą ulgą. Collin albo Joe z pewnością wykorzystaliby słabość Dwayna, ukazując go w najbardziej niekorzystnym świetle jaki może sprawić przyjaciel z dzieciństwa, znający wszystkie wstydliwe sekrety.
Wycelował otwartą dłonią w zwiniętą kotkę, która zdążyła pomruczeć i leniwie machała ogonem nadstawiając pyszczek do dalszych pieszczot. – Z-z-z-znajda-a-a-albo Z-z-z-guba. Z-z-z-z-zawsze z-z-z-zapominam – wydukał z lepszym skutkiem niż wcześniej, dostrzegając że jeśli pomyłka ślinę z mniejszymi odstępami w czasie, łatwiej mu zapanować nad strunami głosowymi. Wypracował ten system dopiero co, pamiętając o skupianiu się na słowotoku a nie jąkaniu i próbach prawidłowego wypowiedzenia poprawnie, wyraźnie brzmiącego ciągu głosek. Skoro przedstawiali się, postanowił również uświadomić dziewczynę o imieniu, jakie nadał kotce.
Podczas zająknięcia się dziewczyny, obdarzył ją spojrzeniem pełnym ulgi i zaskoczenia, czepiając się tej małej wpadki niczym ostatniej deski ratunku, jak tonący brzytwy. Nie spodziewał spotkać się drugiej osoby mającej problem z nieśmiałością tak wielką jak jego, odnoszącą się przede wszystkim do płci przeciwnej. Prawdą było, że nie znał Arii i niewiele potrafił o niej powiedzieć. Głównie to, że od pierwszego września zamąciła mu w głowie jak tylko przekroczyła próg wielkiej sali i rozpromieniła swoje otoczenie. Dweynowi zdawało się, że dziewczyna obdarzyła go przelotnym uśmiechem, o którym najpewniej już nie pamiętała.
Teraz miał odwagę na powiedzenie czegoś więcej, motywację nad kontynuowaniem rozmowy i czerpaniem z niej jak najwięcej przyjemności. –M-m-m-masz ł-ł-ładne o-o-o-oczy. – Nie był może księciem z bajki na białym rumaku, ale starał się przekazać szczery komplement w miarę sensownie i próbował, naprawdę próbował nie uciec wzrokiem. Kiedy tylko Aria chciałaby spojrzeć na niego, tylko przez moment pozwolił sobie na tak bezczelną śmiałość. Twarz płonęła mu purpurą tak intensywną, że obawiał się nadchodzącego wybuchu głowy. Wiedział, że to jest niemożliwe, ale jednak – pozostawała jakaś cząstka niepewności. Na domiar złego, wspomniała o nieszczęsnych okolicznościach pojawienia się kotki, co bezpośrednio wpłynęło na wydostaniu się dźwięku, przypominającego do złudzenia agonię. Przez moment błądził wzrokiem po swoich bosych stopach i poruszał palcami u nóg, aby zająć czymś myśli.
Nie wypadało jednak pozostawić takie słowa bez komentarza, szczególnie że dopiero co się zapoznawali! – N-n-n-n-nie k-k-k-każdego l-k-l-l-lubi – podzielił się specyficznym komplementem wycelowanym w dobrotliwą osobowość Arii, którą Puchon znał z opowieści z drugiej ręki. I zamiast kontynuować ten temat, zerknął na jej twarz po raz kolejny, ukradkiem, i dodał, z żałosnym wyrazem na własnej facjacie: -p-p-p-przep-p-p-praszam, j-j-j-ja n-n-n-nie j-j-j-jąkam s-s-się zawsze, t-t-t-tylko p-p-p-p-przy ł-ł-ład-d-d-nych… – z klekotem uderzających o siebie zębów zacisnął wargi, nie dokańczając obciążającej go wypowiedzi. Liczył, że Aria nie odniesie się bezpośrednio do drugiej części przeprosin i uzna to za przejęzyczenie. Może nawet nie zrozumie całego jąkania, przekonana o niedorozwinięci umysłowym Dwayna. Powstrzymał jęknięcie na tę okrutną myśl, śmiertelnie pewien o marnym wizerunku jaki tworzył przed Krukonką. Zapanował nad mimiką i rozluźnił mięśnie, a nikły uśmiech samoistnie zatańczył na twarzy.
Ból w klatce piersiowej niósł zapach goździków, przypominając o sobie późnym wieczorem, w marzeniach sennych nadchodzącej nocy.
Aria Fimmel
Aria Fimmel

Korytarz - Page 2 Empty
PisanieTemat: Re: Korytarz   Korytarz - Page 2 EmptyCzw 08 Sty 2015, 21:39

Znajda, albo Zguba. Nigdy nie pomyślałaby, że można w ten sposób nazwać zwierzę, choć w tym przypadku imiona chyba były adekwatne do charakteru krnąbrnego kociaka. Z niezwykłą delikatnością chwyciła zwierzę w obie dłonie, podnosząc je na wysokość swojej twarzy. Skupiając się na spojrzeniu kocich oczu, przez chwilę zdołała zapomnieć o stojącym przed nim chłopaku, który zdawał się niezwykle nerwowy. Nigdy dotąd nie miała bezpośredniej styczności z przedstawicielem płci przeciwnej, który zachowywałby się w ten sposób. Zazwyczaj rozmawiali z nią pełnymi zdaniami, nie jąkali się, często nawet wykorzystywali jej nieśmiałość, by się z niej częściowo ponabijać. Ta sytuacja wydawała się nieco odświeżająca, choć niezwykle niezręczna… Fimmelówna czuła się zobowiązana, by coś z tym zrobić, nie miała jednak pojęcia jak zareagować. Musiała się skupiać, by wyłowić znaczenie słów, jednak szło jej całkiem nieźle. Miała wprawę w jąkaniu się, więc ten „szyfrowany język” nie był jej zupełnie obcy.
- Teraz to chyba już Znajda… – spróbowała się uśmiechnąć w stronę Puchona, podnosząc nieco głowę. Gdy mówiła powoli, układając sobie wpierw w głowie zdanie, było łatwiej. Kociak w jej dłoniach zamruczał, próbując ponownie dosięgnąć kosmyków włosów. Napięcie powoli zaczynało schodzić z ramion Krukonki, lecz zapewne nigdy nie uda jej się w stu procentach rozluźnić. Nigdy nie potrafiła normalnie rozmawiać z chłopakami, unikała ich jak ognia, co było wyjątkowo trudne. Jedynym wyjątkiem był Dorian, choć kiedyś zazwyczaj wspólnie milczeli i nigdy nie zmuszał jej na siłę do rozmowy. Spochmurniała na chwilę, gdy Whisper pojawił się w jej myślach, lecz wierzgający kociak przywrócił ją do rzeczywistości. No tak, nie mogła się ciągle zamyślać. Co sobie inni o niej myśleli…? Przynajmniej udało jej się w tym roku jeszcze na nikogo nie wpaść, lecz to dopiero początek. Ile osób uda jej się staranować, nim w końcu wpadnie na kogoś, kto nie przyjmie tego zbyt dobrze? Gdzieś z oddali dotarły do niej kolejne słowa… Czy dobrze usłyszała? Przytuliła kociaka do siebie, podnosząc nieśmiało oczy na purpurową twarz Dwayne’a, a rumieńce na jej policzkach nabrały tylko intensywniejszej barwy. Oh. Spuściła oczy, dukając cichuteńkie dziękuję. Przez myśl przeszło jej nagle, że przyniesione jej przez kotka zdjęcie wcale nie miało trafić do kogoś innego, ale przecież to niedorzeczne! Większość osób nie wiedziało nawet o istnieniu tej niepozornej Krukonki. Pogłaskała kociaka, chcąc tym gestem trochę się uspokoić. Obecność zwierząt zawsze ją uspokajała, szczególnie, gdy trzymała je na rękach. Zacisnęła usta, bojąc się rzucić niepotrzebne słowa, które mogłyby zabrzmieć po prostu głupio. Uznała, że skoro znalazła właściciela kotka, powinna go jak najszybciej oddać i przystąpić do cichej ewakuacji.
- Koty często tak mają… że wybierają sobie osoby… i nie każdego darzą zaufaniem – powiedziała powoli, z niewielkimi przerwami między poszczególnymi słowami. Tym razem udało jej się nie zająknąć. Nie skomentowała kolejnych słów chłopaka, myśląc o natychmiastowej ucieczce. Co ona tu jeszcze robiła? Miała brać nogi za pas, gdy tylko Zguba zmieniła się w Znajdę i wyskoczyła wtedy z jej ramion, by podreptać do Puchona. Wyplątała kociaka ze swoich włosów, po czym  ostrożnie wyciągnęła ją w stronę Dwayne’a, licząc na to, że pierwszy dziwny szok już minął i znów będzie w stanie odpowiednio zająć się swoim pupilem. Nie chciała, by niechcący zrobił jej krzywdę, a biorąc pod uwagę jego gabaryty i kruchość puszystej kuleczki, nie byłoby to wcale takie nieprawdopodobne.
- P-proszę… Nie powinna być głodna, jadła razem z Bellą… Moją kotką – rzuciła, wyrzucając wszystko z siebie o wiele szybciej niż poprzednio. Ton głosu był nieco piskliwy, lecz czy można było jej się dziwić? Przynajmniej COŚ powiedziała, a nie zamieniła się w milczący kłębek całkowitej dziwności. Chciała się zmienić, być taka jak Porunn. Siostra nie miała takiej blokady, nie bała się tak jak Aria.
Dwayne Morison
Dwayne Morison

Korytarz - Page 2 Empty
PisanieTemat: Re: Korytarz   Korytarz - Page 2 EmptyPią 09 Sty 2015, 13:26

Nie potrafił wyobrazić sobie radośniejszej chwili w całym życiu, co de facto było już przeszłością, niż ta teraźniejsza. Eteryczny anioł znajdował się na wyciągnięcie dłoni, a on nie miał odwagi dotknąć jej pod pretekstem odzyskania pupila. Uczucie szczęście przenikało każdą, najmniejszą komórkę ciała i nie chciał się z tym rozstawać. Ukradkowe spojrzenia nie miały końca, kiedy z łomocącym sercem w piersi popatrywał na łagodnie kuszące rysy twarzy nieziemskiej istoty. Pragnął przeciągać to spotkanie w nieskończoność, aby nacieszyć oczy tym widokiem. Kiedy zdawał sobie sprawę z tego faktu, poczuł kolejne ukucie w sercu – nasączone rozczarowaniem, że nawet godzinami nie byłby w stanie wykazać zafascynowania niezwykłą urodą dziewczyny. Nawet gdyby bardzo się skupił, nie nacieszyłby się nią tak, aby po zakończeniu spotkania powiedzieć z czystym sercem, że nie będzie tęsknić.
Znajda wdzięcznie przymilała się do Arii, jakby przeczuwając nieuchronny moment rozstania. Dwayne nie śmiał nawet myśleć, że mógłby znaleźć się na miejscu zwierzęcia i dostąpić zaszczytu, jakim niewątpliwie była skoncentrowana uwaga i głębokie spojrzenie kryjące iskierki czułości. Nic nie stało na przeszkodzie, aby zapragnął wypić eliksir bądź pozwolić na przetransmitowanie swego ciała w słodkie zwierzątko, dzięki czemu mógłby znaleźć się bliżej Iskierki Życia – jak zaczął nazywać dziewczynę w myślach.
Jakiś dźwięk, do złudzenia przypominający rzępolenie skrzypcami przemknął przez korytarz i dopiero po chwili źródła należało szukać w Dwaynie. - Z-z-z-z-znalazłem j-j-j-ją w-w-w-w-w d-d-d-dormit-t-torium p-p-p-przed w-w-w-wa-a-akacjami. N-n-n-n-nie w-w-w-w-wiem c-c-c-co t-t-t-tam r-r-r-robiła, a-a-a-a-aleniktsię n-n-n-n-nie p-p-p-p-przyznałże t-t-t-t-to j-j-jego. – Wydukał najdłuższą wypowiedź na świecie, jeszcze nigdy nie męcząc się tak bardzo jak teraz, z niepokojem przyglądając się obietnicy tego powabnego uśmiechu, jakim go obdarzała panna Fimmel. Skusił się nawet, aby odpowiedzieć. Wokół prawego kącika pojawiły się zmarszczki mimiczne, ale niestety – nic poza tym. Nieświadomy niedokończonego gestu spuścił wzrok, rozmyślając jak bardzo się wygłupia przed Arią. Ona jednak nie odchodziła, ani nawet nie śmiała się z niego. Tylko nabierała większych rumieńców i udawała, że cieszy się z komplementów. Wychodziło jej to całkiem dobrze, musiał to przyznać. Doświadczenia z nieudolnymi próbami zawarcia związku (tak, Dwayne jeszcze nie miał nigdy dziewczyny) szybko wyrobiły w nim przeświadczenie, że się do tego nie nadaje i jeśli jakaś dziewczyna niego spojrzy, to tylko ze względu na błazeńskie wygłupy, których był inicjatorem. Chciał wierzyć, że Aria jest inna, ale nie znał jej.
Zaszurał bosą stopą po posadzce, jakby miała wybronić go od zawstydzenia i bezpośredniości, na jaką się zdobył i od której nie było odwrotu. Zajmował myśli kontemplowaniem chłodnej posadzki atakującej skórę, a przynajmniej udawał i przekonywał sam siebie. Nie potrafił odmówić sobie zerknięcia na niepozorny uśmieszek dziewczęcia. Czy dobrze zauważył błysk zaskoczenia w jej jasnych oczętach?
Chciał jeszcze coś dodać, ale zimna gula w gardle uniemożliwiła wydobycie sensownego dźwięku. Zamknął w końcu usta i powiódł spojrzeniem po posadzce, splatając w końcu ręce za plecami. Gorliwie przytaknął, a jego spojrzenie w końcu spoczęło na porozrzucane listy od Wandy. Niczym oparzony przykucnął i pieczołowicie je zbierając, zgniótł tylko w jednym celu – aby Aria nie dostrzegła wstydliwego swatania, jakie wymyśliła starsza Krukonka. Kiedy się prostował, był kilka kroków dalej od rozmówczyni i wciąż uciekał spojrzeniem od niej.
Bez słowa skargi odebrał kociaka w spocone dłonie i przypatrywał się anielicy, której nie brakowało skrzydeł. Właściwie nie zabrałby niczego, nawet Krukowski mundurek jej pasował. Speszony i zauroczony przypatrywał się jak Znajda zabawia się kosmykami dziewczęcia, o mały włos nie uczepiając się w bolesny sposób. Zwierzę zafascynowane nowymi zabawkami w formie Dwaynowskich piórek, zignorowało Arię. Puchon jednak nie potrafił, wpatrując się w nią jak zaczarowany, zapominając już uciec spojrzeniem.
Aria Fimmel
Aria Fimmel

Korytarz - Page 2 Empty
PisanieTemat: Re: Korytarz   Korytarz - Page 2 EmptyPią 09 Sty 2015, 23:47

Gdyby przed wakacjami to Aria znalazła kociaka, zapewne zostałby już z nią na zawsze. Uwielbiała przygarniać coraz to nowe zwierzęta, doprowadzając tym samym rodziców do szaleństwa, ale w tym wypadku zawsze potrafiła postawić na swoim. Co z tego, że biedne skrzaty często nie nadążały nawet doprowadzać domu do ładu, gdy zwierzaki w szale zabawy postrącały najróżniejsze przedmioty? Zastanawiała się, do kogo wcześniej mogła należeć Znajda/Zguba i dlaczego ktoś się po nią nie zgłosił? Musiała to być osoba bez serca!
Dziwne zachowanie chłopaka całkowicie mąciło Arii w głowie, przez co zamiast odczuwać powoli rozluźnienie, tylko coraz bardziej się denerwowała. Nie potrafiła rozmawiać z przedstawicielami płci przeciwnej, zawsze próbując się chować za siostrą, czy przyjaciółkami. Ewentualnie za książką. Zatęskniła za możliwością zniknięcia… Wcześniej zauważyła upadające kartki, zapominając o nich do czasu, aż Dwayne się po nie schylił. Wtedy też dopiero zobaczyła, że chłopak ma bose stopy. Przekrzywiła lekko głowę, zastanawiając się, czy też nie było mu zimno. Przez tę chwilę mogła mu się w spokoju przyjrzeć, lecz największą część jej uwagi poświęciła wplecionym we włosy piórom. Nie była kotem, ale zaintrygowały ją tak samo jak chwilę później uroczego kociaka. Miała ochotę dołączyć się do zabawy, czego oczywiście nie zrobiła, bo byłoby to bardzo dziecinne i niemądre. Dziwiła się sobie, że już wcześniej nie zwróciła na niego uwagi, a może tylko dzisiaj nosił takie ozdoby? Zmarszczyła brwi, chcąc sięgnąć pamięcią wstecz, co jednak się nie udało. Przypominał jej Indianina, choć Znajda zapewne mogłaby się z nią kłócić – dla kociaka był ogromną zabawką. Aria dopiero po chwili zorientowała się, że przez cały ten czas przyglądała się Puchonowi nieobecnym wzrokiem, a on nie spuszczał z niej oczu. Zarumieniłaby się jeszcze mocniej, gdyby było to tylko możliwe! Cofnęła się, niezbyt elegancko potykając się o własne nogi i tylko cudem uniknęła kompromitującego upadku. Bez słowa pożegnania odwróciła się na pięcie, przystępując do natychmiastowej ewakuacji. Być może nie zachowała się zbyt grzecznie, jednak w tym momencie nie miało to dla niej żadnego znaczenia. Po korytarzu rozległo się radosne „juhuuu”, przez co biedaczka po raz kolejny prawie się potknęła. Wydawało jej się, że Dwayne coś mówi, zerknęła więc pośpiesznie przez ramię, lecz słowa nie były skierowane bezpośrednio do niej, tylko do kociaka. A może jej się tylko wydawało? Nie miała zamiaru się upewniać, po chwili zniknęła za rogiem, gdzie zaczęła biec.

[z/t x2]
Lloyd Avery
Lloyd Avery

Korytarz - Page 2 Empty
PisanieTemat: Re: Korytarz   Korytarz - Page 2 EmptySro 18 Lut 2015, 22:33

Spotkanie z panienką Wilson nie zawiodło go w swej przewidywalności ani trochę; nie stanowiło to jednak negatywnego elementu, nie było czymś, czego Lloyd nie chciał, nie pożądał. Dziewczyna była słodka jak wata cukrowa, a kiedy wpatrywała się w niego z miną sugerującą, że nie jest do końca pewna, czy ma uciekać, czy kontynuować wielbienie swojego bożyszcza, czuł do niej coraz większą sympatię. Nie wynikało to jedynie z faktu, że jego ego zostało mile połechtane przez jej zachowanie, nie. Panienka Wilson stanowiła po prostu niesamowicie miłą odmianę od wyzywających hogwardzkich piękności i zahukanych okularnic, którym mrugnięcie i przychylny uśmiech wystarczył do szczęścia (i do podzielenia się zadaniem z eliksirów). Była nieśmiała, ale rezolutna. Urocza, lecz nie do przesady. Zgrabna, choć młodziutka i tak bezgranicznie niewinna gdy rumieniła się intensywnie za każdym razem kiedy jego wargi wyginały się w uśmiechu, że sztuką było oderwać od niej oczy choćby na moment.
A chociaż Lloyd wcale nie zapomniał dlaczego właściwie okazywał jej zainteresowanie, chęć dobrania się do ojca dziewczyny na krótki moment zeszła gdzieś na dalszy plan, pozostawiając jedynie powiew świeżości i pragnienie poznania. Zachwyciła go dziewczęcą prostotą, nieco zawróciła w głowie, a kiedy się z nią rozstawał zapach wyczarowanych na powitanie kalii był tak intensywny, uderzający w zmysły i kuszący, że nie powstrzymał się i pocałował ją bezceremonialnie, choć krótko, zapraszająco, pozostawiając zszokowanej dziewczynie to krótkie wspomnienie w ramach podziękowania za przemiły wieczór.
Kolejne dni przyniosły ze sobą jednak tyle rewelacji, że Avery nie miał czasu zbyt często wracać myślami do tego spotkania; zaaferowany treningami, Mrocznym Znakiem, pochłonięty nauką i powoli budzącym się do życia towarzyskim, ślizgońskim kółkiem wzajemnej adoracji, kompletnie zapomniał o reszcie świata.
Dopiero mignięcie błękitnej spódniczki, dopiero ulotny zapach jej perfum, jaki udało mu się uchwycić na korytarzu i kręcone, ciemne włosy znikające za rogiem korytarza skłoniły go do refleksji, uderzyły ze zdwojoną siłą.
Zaskoczony przystanął na moment, marszcząc brwi w chwili konsternacji; parę sekund wystarczyło jednak, by rosły Ślizgon odzyskał zdolność poruszania się, a kolejnych kilka sekund dalej jego dłonie zacisnęły się na talii panienki Wilson, podnosząc ją do góry jakby nie ważyła właściwie nic.
- Pędzisz gdzieś, Dzwoneczku? – zapytał z rozbawieniem, wiedząc, że następną reakcją najprawdopodobniej będzie próba wbicia mu paznokci w dłonie, lub inne dostępne w ich zasięgu miejsce. Nie odstraszało go do jednak, z jakiegoś powodu utrzymywanie dziewczyny w powietrzu wydawało mu się niesamowicie zajmujące.
Odstawił ją dopiero po chwili, uśmiechając się nonszalancko i zakładając ramiona na klatce piersiowej czekał na falę oburzenia, wypieraną przez zaskoczenie, niedowierzanie i atak paniki wreszcie.
Skai Wilson
Skai Wilson

Korytarz - Page 2 Empty
PisanieTemat: Re: Korytarz   Korytarz - Page 2 EmptyPią 20 Lut 2015, 21:51

Biegła ile sił w nogach przez niekończące się korytarze zamkowe, o mały włos nie gubiąc pantofelka na schodach z wieży Ravenclawu. Nie zatrzymały ją pozdrowienia rozchodzące echem kiedy przebiegała obok znajomych. Zdążyła pośpiesznie machnąć ręką i uśmiechnąć wymuszenie, zajęta liczeniem zakrętów do gabinetu zajmowanego przez Jareda Wilsona. W dłoni trzymała pomiętą kartkę, która paliła żywym ogniem i nagliła do wysilenia wysiłków mięśniowych. Właściwie ściskała ten nędzny skrawek papieru, wierząc że po jakimś czasie zapisane słowa znikną i te bzdury okażą się kłamstwem wyssanym z palca. Tym razem kawał Setha nie był ani trochę zabawny. Przykry i dotkliwy, bo doskonale wiedział gdzie uderzyć.
Taniec złości odtańczyła już w pokoju wspólnym, o mały włos nie rozrywając dowodu na strzępy. Biegła do ojca nie po wyjaśnienia, ale o ukaranie Setha. Przynajmniej tak sobie wmawiała. Tym razem posłużył się ciosem poniżej pasa i nie mogło to ujść płazem. Już nie był w bezpiecznym domu kilka kilometrów od Hogwartu, ale przekroczył próg zamku. Zdeterminowana i zaślepiona chęcią odwetu na młodszym bracie nie zauważyła Lloyda. Gdyby tylko się o tym dowiedziała, zmoczyłaby całą poduszkę od łez z powodu własnej głupoty. Teraz rozwścieczona pędziła niczym prawdziwy gracz quddicha, któremu miotła nie jest potrzebna do zdobywania punktów.
Okrzyk strachu rozniósł się echem po pustym korytarzu, kiedy czyjeś łapska podniosły ją bezceremonialnie w górę. Kopnęła napastnika w piszczel instynktownie, podążając za złotymi radami zdobytymi na kursie samoobrony podczas wakacji. Żołądek podszedł jej do gardła na samą myśl o Spencerze, który postanowił przypomnieć o swojej obecności. W panice zaczęła okładać otwartymi dłońmi przedramiona nieznajomego, zaciskając również powieki jak najmocniej tylko potrafiła. Ten przebrzydły Krukon nie miał prawa jej dotykać, co on sobie myśli?! I jeszcze nazywać ją jakimś banalnym zdrobnieniem?! Fuknęła zirytowana i szarpnęła do tyłu głową akurat w tym momencie, kiedy Lloyd postanowił ją odstawić na miejsce. Odskoczyła, obróciła się, machnęła ręką i przybrała w końcu postawę obronną rodem z filmów o kung-fu. Stopy szeroko rozstawione, pochylona w przód i dłonie zaciśnięte w pięści. Brakuje tylko przepaski na czole, bo minę twardziela miała.
Potem tylko zamrugała powiekami dwukrotnie, tracąc zapał do walki z przystojniakiem numer jeden w Hogwarcie. Kartka wypadła gdzieś w bitewnym szale, a ich adresatka całkowicie zapomniała o celu swego szaleńczego biegu. Patrzyła na niego z rosnącą paniką w oczach, czego wyznacznikiem była coraz mocniej drżąca dolna warga. – Oh jej… – wymsknęło się jej, kiedy szukała oznak złości na twarzy Lloyda. Zanim cokolwiek znalazła, zasłoniła usta dłońmi i dziwna miękkość w nogach utrudniła podejście do nieszczęsnego, przystojnego łobuza.
Lloyd Avery
Lloyd Avery

Korytarz - Page 2 Empty
PisanieTemat: Re: Korytarz   Korytarz - Page 2 EmptyWto 24 Lut 2015, 09:52

Syknął rozbawiony, schylając się na chwilę by rozmasować pulsujący nieznacznym zaledwie bólem piszczel; no tak, mógł się tego przecież spodziewać. Dziewczyna była córką aurora, paznokcie nie mogły być jedynym orężem w jej filigranowym arsenale. Nie skomentował jednak tego ataku, nie chcąc nieopatrznymi słowami zakłócić całego fascynującego procesu odzyskiwania przez Krukonkę kontaktu z rzeczywistością. Nie był nawet zirytowany; wbijał spojrzenie w jej twarz, wymalowaną wojowniczym grymasem, cierpliwie czekając na ciąg dalszy.
Uniósł lekko brew, obserwując jak plejada emocji na słodkiej buźce Skai ulega gwałtownej przemianie; gotowość do walki stopniowo zanikała, ciało naprężone w oczekiwaniu na atak i spięte podirytowaniem powoli wiotczało, ramiona opadały, wargi przestały zaciskać się tak nieustępliwie. Coś w jej ciemnych oczach błysnęło zastanawiająco, coś w zmarszczonych brwiach i chwiejności sylwetki sprawiło, że Avery przestał uśmiechać się z pobłażliwą złośliwością, jego czoło przecięła linia, gdy ciemne brwi zbiegły się na moment, oczy odruchowo rozpoczęły poszukiwania urazu lub źródła bólu na ciele panienki Wilson. Nie dostrzegł nic, co mogłoby wywoływać w dziewczynie tą tkliwość w oczach, drżenie wolnej wargi, nadającej jej twarzy wyraz zagubienia, jakiejś nieopisanej troski, czegoś, co podświadomie wywoływało w nim głęboko ukryte instynkty opiekuńcze. Ślizgon nie należał do ludzi specjalnie skrytych, znany był z poczucia humoru, z lekkości ducha, z szerokiego uśmiechu i niezobowiązujących flirtów. Z komplementów rozdawanych na prawo i lewo, gdy poranek był dobry, a nastrój beztroski. Nie zmieniało to jednak faktu, że bez względu od koloru lamówki na szacie czy czystości krwi, żadna kobieta w jego towarzystwie nie miała prawa poczuć się pokrzywdzoną; żadnej nie mogło dziać się coś złego, bez wywoływania w Averym palącej potrzeby zaradzenia wszelkim smutkom. Jego spojrzenie padło wreszcie na skrawek papieru, leżący na kamiennej posadzce, tuż pod nogami. Nie podniósł jej od razu, jeszcze przez moment wpatrywał się w skamieniałą twarz Krukonki; dopiero kiedy nasycił wzrok jej przerażeniem, jej niepewnością, schylił się do pergaminu. Nie chcąc atakować prywatności dziewczyny nie omiótł jednak wzrokiem treści listu, wsunął go jedynie do kieszeni spodni, pokonując wreszcie dzielącą go od Wilsonówny odległość.
- Ktoś cię skrzywdził? Coś się stało? Czy to jedynie reakcja na moją zakazaną gębę? – spytał spokojnie, unosząc dłoń. Jego palce musnęły ciemne loki, odgarnęły je za ucho Skai, pieszczotliwie przeczesały. Cofnął jednak rękę, nie planując naruszania przestrzeni osobistej swojej towarzyszki bardziej, niż już zdążył tego dokonać: co prawda jej przeuroczy sposób reagowania na takie gesty zwykle stanowił źródło najprzedniejszej rozrywki Ślizgona, dzisiaj jednak coś było inaczej. Coś nie dawało mu spokoju, gdy brązowe oczy doszukiwały się w dziewczęcej, drobnej sylwetce oznak smutku, wzburzenia. Zachowywała się jakoś inaczej, dziwnie, nienaturalnie nerwowo; nie w ten słodki, płochy sposób. Bardziej jak ktoś, kto miał naprawdę zły poranek, a perspektywy na resztę dnia nie zapowiadały się wcale lepiej niźli jego początek.
- Wilson, mów do mnie, bo zaczynam się denerwować. Ktoś ci coś powiedział? Napisał coś niemiłego..? – powtórzył pytanie nieco twardszym tonem, sięgając do kieszeni spodni. Pomięty, miejscami naddarty list palił w skórę, kusił by go rozłożyć, przeczytać, odnaleźć źródło problemu, a później zniszczyć je bezlitośnie, w odwecie za psucie dziewczynie nastroju, a Lloydowi – rozrywki.
Skąd miał wiedzieć, że winowajcą jest młodsza latorośl Wilsona, nomen omen, członek jego własnego domu?
Skai Wilson
Skai Wilson

Korytarz - Page 2 Empty
PisanieTemat: Re: Korytarz   Korytarz - Page 2 EmptyWto 24 Lut 2015, 21:02

Zniewalający uśmiech zniknął z twarzy Averego, a Skai drgnęła płochliwie. Miała ochotę zapaść się pod ziemię. Albo chociaż wypić eliksir masujący, dzięki któremu by zniknęła. Pod gradobiciem czujnego spojrzenia, czuła się co najmniej nieswojo. Mała i nieporadna. Serce biło jak oszalałe, a ciało buntowało przeciwko nagłym huśtawkom nastoju.
- Przepraszam. – Niepewny szept wymsknął się zza przysłoniętych ust, zaskakując nawet ich właścicielkę. – Nie wiedziałam, że to ty. Myślałam, że to.. – przerwała w poszukiwaniu odpowiedniego słowa, ale nie zamyśliła zbyt długo. Po prostu uciekła wzrokiem w stronę swoich pantofelków przestraszona tym, co robi ciało bez jej wiedzy. Ojciec zawsze powtarzał, że ma być twarda i silna, że po nim odziedziczyła te cechy. – Ktoś inny. – Dokończyła z ulotnym westchnięciem, które pierwotnie miało brzmieć jako jęk rozpaczy. Przecież nie powie od razu, że obrała Lloyda za śmiertelnego wroga!
Zerknęła śmielej na chłopaka, kiedy ten schylił się po świstek papieru. W tych sekundach bez przeszkód zlustrowała potężne ramiona VII klasisty i zanim zrozumiała, ciemne plamy podkreśliły jej policzki. Umknął jej fakt samego listu, który przecież należał do niej. Ot, Lloyd postanowił wykazać się dobrodusznością i umniejszył pracy woźnemu. Cieszyła się, że ktoś taki jak on zwrócił na nią uwagę i skradł pierwszy pocałunek. Chciałaby spędzać z nim każdą wolną chwilę i poznawać coraz lepiej. Nawet złośliwe komentarze Amelii Bones, że jest wypierdkiem mamuta sięgającym ledwo ponad stół nie były w stanie zniszczyć determinacji w jaką wpadła. Przy nim czuła się atrakcyjna i kobieca.
Opuściła dłonie jedynie na wysokość szyi, podnosząc coraz mocniej głowę. Z bliska wydawał się jeszcze przystojniejszy, a mocna szczęka aż prosiła o dotyk. Pobladła twarz Skai nabierała coraz to większych rumieńców, nieśmiało zerkając w brązowe oczy. Z wysiłkiem powstrzymała westchnięcie pełne zachwytu, kiedy zadał jej tak wiele troskliwych pytań. Jakoś przestała się bać, że jej zachowanie go rozgniewa. Tylko trzy razy zwrócił uwagę na jej płochliwość i strach przed gniewem. I tyle wystarczyło, aby nabrał większej pewności siebie w jego obecności.
Serce mulatki nie pozbyło się jeszcze ciężaru Spencera ani listu od Setha. Rozczulenie widoczne w szeroko otwartych oczach ustępowało powoli, kiedy dziewczyna nie potrafiła poddać się atmosferze i wbiec radośnie wprost w ramiona ukochanego. Z jednej strony słyszała ostry sprzeciw ojca: „musisz radzić sobie sama z problemami; nikt ich za ciebie nie rozwiąże”, z drugiej zaś widziała w Lloydzie rycerza na białym koniu w lśniącej zbroi, przygotowanego na zabicie smoka. Dlaczego nie miałaby mu zaufać? Tak dobrze mu patrzyło z oczu.
Chwilowe wahanie prysnęło w chwili, gdy dostrzegła czułość w geście odgarniania włosów. Z delikatnie rozchylonymi ustami przypatrywała się skupieniu, jakie podziwiała u starszych kolegów. Nie wiedziała, że oczy zdradzają jej rozczulenie i rozczarowanie, które kłóciły się ze sobą. Poczucie niesprawiedliwości wróciło ze zdwojoną siłą, ponieważ nie mogła skupić całej uwagi na obecności Lloyda – tylko ciągle o tym nieszczęsnym liście. Wykręcając się od odpowiedzi wzruszyła ramionami, po kryjomu zostawiając sobie nadzieję, że nastolatek będzie drążył temat i nie zostawi jej samej w kłopotach.
- Myślałam, że jesteś kimś kto chce mi zrobić krzywdę. – Wyrzuciła na jednym tchu, bo przestraszyła się ostrzejszego tonu. Duszność jaka ją nawiedziła była niezwykle przyjemna, a motylki fikały wesoło w brzuchu. Naprawdę zależało mu na niej! Była tego pewna. Uśmiechnęła się nieśmiało, jakby próbowała zmazać negatywny wydźwięk wypowiedzianych słów. Zaszurała czubkiem buta, aby ustawić stopę bliżej chłopaka i pochyliła w przód. Zacisnęła też szczupłe palce na jego dłoni, w której trzymał papier i pokręciła przecząco głową. Wybuch gorąca znów zaatakował jej buzię – a już sądziła, że mocniej się nie da.
- A to, to Seth wypisał jakieś głupoty, żeby mnie zdenerwować. Tym razem… - Westchnęła zamiast dokończyć i opuściła zrezygnowana ramiona, zmniejszając ucisk na ręce Averego. Chwilowo straciła blask w oczach, oszczędzając tego widoku chłopakowi poprzez zerknięcie gdzieś w bok. – Szłam do ojca, aby mi powiedział, że to co napisał Seth to bzdury.
Lloyd Avery
Lloyd Avery

Korytarz - Page 2 Empty
PisanieTemat: Re: Korytarz   Korytarz - Page 2 EmptyWto 24 Mar 2015, 11:34

Przenosił wzrok od listu, który wciąż trzymał w zaciśniętej dłoni, do twarzy Wilsonówny, marszcząc nieznacznie ciemne brwi. Z jednej strony miał bardzo blade pojęcie o tym co w codziennościach dnia trapiło dziewczynę, co ją bolało, co cieszyło, co sprawiało, że czuła jak życie pulsuje pod skórą, nadając rytm każdej chwili, każdemu oddechowi. Z drugiej znał ją z własnych obserwacji; kiedy uśmiech rozjaśniał jej twarz, płochliwość wydawała się najbardziej ckliwą rzeczą na świecie, a czarne loki podskakiwały wesoło gdy wspinała się po schodach zdawała się stawać najmniej interesującą dla przewrotności losu osobą. Taka niewinna, czysta i radosna, dlaczego ktoś miałby chcieć wyrządzić jej jakąkolwiek krzywdę?
Skrzywił się nieświadomie, przyłapując własne myśli na takiej hipokryzji – czy sam nie planował zwyczajnie jej wykorzystać? Użyć do własnych celów, nagiąć do woli i bez wyrzutów sumienia pozostawić to czarodziejskie stworzenie na pastwę losu, nie odwracając się nawet by obdarzyć mulatkę ostatnim spojrzeniem przez ramię? Zamruczał cicho, usiłując przetłumaczyć sobie, że to zupełnie coś innego, zaraz jednak jego uwaga znów zwróciła się ku Krukonce, decydując, że rozwiązywanie jednego problemu na raz będzie najbardziej logicznym z wyjść.
Jakieś nuty w jej głosie, przerażenie leżące głęboko pod warstwami zakłopotania i wstydu, lecz wciąż wystarczająco silne, by nie zostać zagłuszonym, poruszyły nieprzyjemnie uśpione przeczucia, zwiastujące koniec leniwego dnia. Zabawka, czy nie, Skai była przede wszystkim żywą istotą, obiektem jego zainteresowań i dziewczyną. Jako taka, nie powinna odczuwać niewyjaśnionego strachu, jakiejś obawy, każącej jej stawać w bojowej pozycji kiedy tylko ktoś niespodziewanie dotknie jej ciała. Zwłaszcza w tak niebagatelnie lichy sposób.
Powoli oderwał jej dłoń od swojej i nachylił się, składając na gładkiej skórze przelotny pocałunek.
- Cicho, cicho. Listem zajmiemy się za moment – zarządził spokojnym tonem, mrużąc czekoladowe tęczówki gdy na twarzy dziewczyny pojawiła się jakaś bladość, przeganiając precz dodający uroku rumieniec – powiedz mi lepiej kogo się tak boisz, Wilson. Ktoś ci grozi? Zrobił ci jakąś krzywdę? Na Merlina, dziewczyno, wykrztuś to z siebie, nie mamy całego dnia na tkwienie w miejscu – parsknął wreszcie, zaraz jednak pożałował tego wybuchu, patrząc jak jej dolna warga ponownie zaczęła drżeć, najwyraźniej zupełnie bez udziału woli dziewczyny. Odetchnął ciężko, przeczesując palcami włosy, a później otoczył towarzyszkę ramieniem, przyciągając ją bliżej siebie.
- Ślizgon? Powiedz tylko który, zadbam, żeby więcej nie zbliżył się do ciebie choćby i na kilometr. I do licha, przestań się trząść, nic ci nie zrobię – dodał nieco łagodniej, wplątując dłoń w jej włosy, nawijając miękkie pukle na palce. Pachniała przyjemnie, czymś żywicznym, korzennym; świeżym. Szkoda byłoby wystraszyć ją jeszcze bardziej, utracić tą kroplę zaufania, jaką najwyraźniej gotowa była mu przekazać chętnie i dobrowolnie. Jeśli było coś, czego Lloydowi nie brakowało, a co stanowiłoby balast dla kompletnego braku cierpliwości, było to zdecydowanie wyczucie. Potrafił odnaleźć się w każdej sytuacji, a ta niewątpliwie wymagała zgrywania rycerza, na potrzeby struchlałej z paniki Krukonki. Oparł brodę na jej głowie, uspokajająco przesuwając dłonią po plecach dziewczyny; nie mogła zauważyć jak ukradkiem zerka na list, jak jego wargi wyginają się w drwiącym uśmiechu, jak brązowe oczy rozjaśnia narastające uczucie satysfakcji. Odsunął się od Skai dopiero po dłuższej chwili, unosząc jej brodę kciukiem, obdarzając linię szczęki przelotną pieszczotą chłodnych palców.
- Seth to twój brat, prawda? Pierwszoklasista? – zapytał spokojnie, a doszukując się w jej oczach niemego potwierdzenia, nim jeszcze zdążyła wydusić z siebie cokolwiek, skinął powoli głową – jestem pewny, że cokolwiek nie byłoby w tym liście, można to wyjaśnić logicznie i spokojnie. Nawet jeśli prawda nie do końca ci się spodoba, Wilson, trzeba trzymać głowę wysoko i pozwolić innym na radzenie sobie z własnymi problemami, podczas gdy twoimi… Twoimi zajmę się ja – uniósł lekko brwi, obdarzając mulatkę leniwym uśmiechem drapieżnika, który wybierał się na polowanie, choć nasycił już głód. Myśliwego, dla którego tropienie i zdobywanie stanowiły nie źródło pożywienia, a przednią zabawę.
Skai Wilson
Skai Wilson

Korytarz - Page 2 Empty
PisanieTemat: Re: Korytarz   Korytarz - Page 2 EmptyPon 13 Kwi 2015, 21:03

Wszelkie wątpliwości dotykające Skai opadły wraz z czułym gestem niesfornego chłopca, od którego zakręciło się jej w głowie. Wypatrując w jego spojrzeniu żywego dowodu na szczere zainteresowanie sprawą odkryła zupełnie coś innego, od czego mięśnie kolan miękły. Rumieńce nabierały intensywniejszego odcienia, jednak zmieniły swój charakter wraz z nagłym skokiem ciśnienia we krwi Skai. Speszenie straciło na sile, a niepokój krążący po ciele topniał pod wpływem cudownego pocałunku Llyoda. Jakież on miał miękkie usta! W tej chwili zapragnęła przeistoczyć się w niewinną damę ratowaną z opresji przez silnego i władczego księcia. Otoczeni krzewami magnolii i róż, tańczyliby tylko we dwoje przy wtórze świergotu ptaków, a zwieńczeniem spotkania byłby namiętny pocałunek.
Zażenowana niepoprawnymi myślami pomknęła spojrzeniem na ramię potęgujące poczucie bezpieczeństwa. Nie była w stanie stłumić westchnięcia wzruszenia, podnosząc wzrok zdradzający ulgę. Całkiem świadomie położyła dłoń na torsie chłopaka, zaskoczona śmiałością swoich poczynań! Nic nie mogła poradzić na to, że od dłuższego czasu chciała to zrobić i sprawdzić czy Lloyd rzeczywiście ma dobrze wyrzeźbione mięśnie pod ubraniem. SKUP SIĘ SKAI! Przełknęła nerwowo ślinę, ale nie uciekła od niego nawet kiedy podniósł głos – zbyt zafascynowana jego stanowczością i władczością samca alfa. – Delaney – wypluła z siebie nazwisko Krukona, którego unikała w pokoju wspólnym od ostatnich wakacji. Zgodnie z poleceniem Averego, nastolatka zapanowała nad odruchami własnego ciała i przywarła mocniej do jego boku. Bała się wielu rzeczy, a wśród nich tego, że chłopak zaraz od niej odejdzie – a tak mocno go teraz potrzebowała! – W wakacje mi groził. Przynajmniej tak mi się zdaje. – Wzdrygnęła się mimowolnie na wspomnienie tamtego dnia, kiedy zawisła nad nią po raz pierwszy groźba śmierci. Na krótką chwilę wczepiła palce na koszulce towarzysza, unosząc szeroko otwarte oczy na jego twarz. Przejmujący strach walczył z uczuciem rozczulenia, kiedy motylki fruwały frywolnie w dolnej części brzucha, a Skai zapamiętywała rysy twarzy swego wybawiciela. Bezwiednie poddała się tym szerokim ramionom, które oferowały przede wszystkim ciepło i bezgraniczne uczucie miłości, jakie kierowała w stronę właściciela szelmowskiego uczucia. Bez krztyny wahania połykała haczyk zaciągnięty przez Ślizgona, uspokajając strach zapachem wody kolońskiej, która podkreślała jego męskość.
W odpowiedzi na pytanie skinęła jedynie głową, zbyt przejęta jak łatwo wpuściła go do swojego serduszka. Przez moment zastanawiała się o czym on tak właściwie mówi, zapominając na kilka minut, odurzona jego bliskością, co było pierwotną przyczyną ich przypadkowego spotkania. Na twarzy panienki Wilson zaczęło pojawiać się zrozumienie, a wraz z nim powrócił smutek i dezorientacja. Opuściła głowę w połowie kwiecistych obietnic, jednak wsłuchiwała się w każde słowo. Przy drobnej pauzie wstrzymała oddech, naiwnie wierząc, że chłopak nie dostrzeże ukradkowego spojrzenia jakim próbowała sprawdzić jego mimikę twarzy. Przyłapana na gorącym uczynku uśmiechnęła się niczym dziecko, które właśnie zjadło ostatniego cukierka.
- Lloyd – westchnęła słodko i płynnym ruchem stanęła na czubkach palców, aby zarzucić dłonie na ciepły kark chłopca. Przestraszyła się własnego głosu, jednak nie mogła wycofać się przed podjętą decyzją, było przecież zbyt późno. Skromny buziaczek wylądował na lewym policzku Ślizgona, ulotny i prędki niczym koliber. Rumiana aż po czubek czoła uciekała spojrzeniem zaraz po tym, jak stanęła o własnych siłach na całych stopach. Odwaga uleciała od niej jak z dziurawego balonika, a niedopowiedziane zdanie ugrzęzło jej w gardle.
Sponsored content

Korytarz - Page 2 Empty
PisanieTemat: Re: Korytarz   Korytarz - Page 2 Empty

 

Korytarz

Zobacz poprzedni temat Zobacz następny temat Powrót do góry 
Strona 2 z 3Idź do strony : Previous  1, 2, 3  Next

 Similar topics

-
» Korytarz
» Podziemny korytarz
» Korytarz
» Korytarz
» Korytarz

Permissions in this forum:Nie możesz odpowiadać w tematach
Marudersi :: 
Fasolkowo
 :: 
Archiwum
 :: Fabularne
-