IndeksIndeks  SzukajSzukaj  Latest imagesLatest images  RejestracjaRejestracja  ZalogujZaloguj  

Share
 

 Korytarz

Zobacz poprzedni temat Zobacz następny temat Go down 
Idź do strony : Previous  1, 2, 3
AutorWiadomość
Lloyd Avery
Lloyd Avery

Korytarz - Page 3 Empty
PisanieTemat: Re: Korytarz   Korytarz - Page 3 EmptyWto 14 Kwi 2015, 20:28

Każde drgnięcie jej powiek, każde przymrużenie oczu, każdy drobny grymas pojawiający się w kącikach ust i każdy dreszcz, prześlizgujący się po drobnym ciele; Avery kolekcjonował najmniejszą nawet oznakę zdenerwowania, analizował ją uważnie i z chłodną kalkulacją, próbując wyłonić z tych histerycznych odruchów prawdę. Pierwotną obawę. Strach, zakorzeniony tak głęboko, że Krukonka nie umiała zapomnieć o nim nawet podczas szaleńczego biegu pustym korytarzem.
Obserwował i uczył się jej, na pamięć, konstruując mapę rytuałów, przyzwyczajeń, mapę zdradzającą jej prawdziwe uczucia, choć na Merlina i Morganę, Avery nie musiał wcale debatować nad wnętrzem dziewczyny, by mieć ją na dłoni jak otwartą księgę.
Kiedy wyrzuciła z siebie nazwisko, tonem głosu pobrzmiewający wstrętem i paniką, złożył krótki pocałunek na czubku jej głowy.
- Zajmę się tym – uciął krótko, w pamięci mgliście przywołując twarz należącą do nazwiska, do imienia, które pałętało się gdzieś w odmętach myśli, do sylwetki i rocznika. Wiedział o kim mówiła, wiedział też, że zlikwidowanie tej drobnej niedogodności w oczach Wilsonówny uczyni z niego bohatera, rycerza bez skazy i zmazy. Śmiesznie niska cena za zaufanie i lojalność.
- Trzymaj się od niego z daleka, dopóki nie będę miał czasu, żeby przyjrzeć się temu kretynowi z bliska. Dobrze? Możesz to dla mnie zrobić? Postarasz się, prawda? Jesteś mądrą dziewczynką – mruknął, przeczesując palcami jej włosy kiedy Krukonka przytulała się do niego mocniej, szukając bezpieczeństwa, ciepła i ochrony w objęciach ostatniej osoby, które mogła jej to wszystko zapewnić bez kierowania się samolubnymi powódkami.
Zaskoczony uniósł brwi, słysząc swoje imię padające z jej ust; drobne ramiona zarzucone na kark swoim nikłym ciężarem skłoniły go do nachylenia się, nadstawienia policzka na pocałunek lekki jak muśnięcie wiatru. Niewiele myśląc, choć dziewczyna odsuwała się już, spłoszona, speszona własną odwagą, chwycił ją w talii i poderwał do góry, po raz kolejny obdarzając Skai niespodziewanym pocałunkiem.
Czuł jak spina się pod jego palcami, czuł ciepło jej ciała przenikające przez materiał ubrań, przyjemny, żywiczny zapach, aromat pergaminu i atramentu, nutę kosmetyków osiadającą na czekoladowej skórze; była oszałamiająca w każdy sposób, jaki tylko przychodził mu do głowy, a drżące wargi były tak kuszące, miękkie, pełne i wilgotne, że oderwanie się od nich stanowiło wyzwanie, którego wcale nie zamierzał podejmować, kiedy powoli pogłębiał pieszczotę.
Nie zastanawiał się w tym momencie nad konsekwencjami, nad tym, czy ktoś mógł ich zobaczyć, nad planem, którego cel mgliście majaczył w tyle głowy. Zapomniał o wszystkim na krótki moment, spijając słodycz z warg istoty tak niesamowicie czystej, niewinnej i nieświadomej niebezpieczeństwa, w jakim się znajdowała, że sam Merlin mógł ją ocalić od zatracenia.
Wychowany w konkretny sposób, nasycany od dziecka wartościami swojego ojca, rozmiłowany, zakochany w czarnej magii, zauroczony bólem, jaki można zadać drugiej żyjącej osobie, Avery nie był sentymentalnym stworzeniem. Nie miewał słabości, nie wahał się i wszystko traktował jak niezłą zabawę, łącznie z całą pieprzoną wojną, w której udział i miejsce w pierwszym rzędzie zapewniało mu urodzenie.
Coś jednak sprawiało, że Skai umiała zatrzymać go w tym szaleńczym wyścigu, zamroczyć. Być może była to jej nieświadoma wędrówka w stronę niebezpieczeństwa, być może wewnętrzna potrzeba Ślizgona - kto by się tym przejmował, teraz, kiedy czuł jej wargi na swoich, a satysfakcjonujące poczucie wygranej pulsowało w całym ciele?
Skai Wilson
Skai Wilson

Korytarz - Page 3 Empty
PisanieTemat: Re: Korytarz   Korytarz - Page 3 EmptyWto 14 Kwi 2015, 21:26

Z trudem powstrzymała drżenie ciała, które było efektem ciepłego dreszczu przebiegającego wzdłuż pleców na słowa Lloyda. Obietnica powstrzymania dalszych, czysto hipotetycznych poczynań Spencera uspokoiła ją na tyle, aby mogła śmielej skupić się na obecności tego Jedynego (jak w skrytości nazywała Ślizgona). Skupiła całą uwagę na ulotnym pocałunku, przymykając powieki, aby w pełni asymilować ciepło emanujące od silnego nastolatka. Siła jego słów wywoływała milutkie skurcze w serduszku mulatki, a pewność siebie, jaką zaobserwowała w ruchach, nadawała mu niezwykle władczego charakteru. – Cały czas to robię. – Nieświadomie podebrała tę energię z zachowania towarzysza, więc głos Skai zadźwięczał od nieśmiałej satysfakcji z zapobiegawczego działania. Od pierwszego września wypatrywała tych czarnych włosów i złowrogiej pustki w tłumie, a jak tylko okazało się, że odnajdywała ją – czmyhała czym prędzej za przyjaciółkę, za filar, do dormitorium. Ostatnio zmarnowała trzy godziny na siedzeniu w bibliotece, ponieważ Spencer postanowił usiąść akurat w takim miejscu, że blokował jej całkowicie wyjście. Wzdrygnęła się, niechętnie wracając do tych nielicznych wspomnień i podniosła delikatnie głowę, aby umocnić się w przekonaniu, że przeszłość to tylko przeszłość. A przyszłość jawiła się w tęczowych barwach, skoro przy boku miała kogoś tak wspaniałego jak Lloyd!
Zawsze wydawało jej się, że chłopcy w jego wieku nadmiernie dbają o zarost – strzygą go w sposób nieznany dziewczynom, pielęgnują policzki i sprawdzają trzykrotnie własne odbicie. Wychodziła z takiego założenia ze względu na plotki roznoszone przez pewne plotkarskie „Lustro”. Tymczasem jej światopogląd zachwiał się w posadach, kiedy miękkimi wargami musnęła delikatny zarost Lloyda, tak w ramach podziękowania. Szorstki zarost podrażnił skórę, jednak zanim Skai dobrze się nad tym zastanowiła, poczuła silną dłoń przyciągającą ponownie do klatki piersiowej chłopaka. Zlękniona mocnym uderzeniem z jego twardymi muskułami wyciągnęła ręce przed siebie, w nadziei zamortyzowania upadku. Przecież to byłoby takie głupie, odbić się piersiami od chłopaka!
Zanim zdążyła dokończyć rozpoczętą w umyśle wizję, stanowczym ruchem zamknął jej usta. Można by powiedzieć raz na zawsze, ale Skai miała ich użyć jeszcze kilka razy w przyszłości. Przyjemna lekkość wynikająca z mocnego uchwytu chłopaka spotęgowała uczucie przyjemności, kiedy uchylał dla niej rąbek raju. Ochoczo zarzuciła ramiona na jego ciepły kark, zlękniona możliwością upadku i stracenia ulotnych chwil zapomnienia.
Zamknęła roziskrzone ślepka, z bijącym sercem czekając na kolejne mikroskopijne ruchy Ślizgona. Była obezwładniona jego obecnością i całkowicie zapomniała o otaczającym ich świecie. Jared Wilson znajdował się daleko poza zasięgiem jej myśli, a Spencer Delaney przemienił w bezbronnego szczurka uciekającego do norki. Wstyd, jaki odczuwała z powodu własnej nieporadności w pocałunkach nie był aż tak paraliżujący jak sądziła, przypominając ten konkretny, ten pierwszy w wieży astronomicznej. Rozochocona jego śmiałością, podejmowała próby doścignięcia go w tym subtelnym kunszcie. Miała nikłą nadzieję, że ich bajka będzie trwać wieczność i nie zostanie przerwana nagłym pojawieniem się któregoś z prefektów, lub co gorsza, samego Argusa Filcha.
Przez moment wahała się czy podnieść nogę, tak jak robiły to w niektórych filmach kobiety, ale szybko stwierdziła, że taka pozycja będzie niezwykle nieporęczna. Przytrzymywana przez silne ramiona próbowała chociaż na moment stanąć na palcach, aby zapewnić sobie wygodniejszą pozycję i w 100% skupić na pocałunku. Zamachała więc nieporadnie stopą, delikatnie uderzając palcami ponownie w piszczel Lloyda. Uchyliła na moment powieki, aby sprawdzić czy to zauważył i próbowała uwierzyć, że nie, na pewno nie zauważył. Głupio tak przerywać pocałunek, bo czyjaś ręka za mocno wbija się pod żebra.
Lloyd Avery
Lloyd Avery

Korytarz - Page 3 Empty
PisanieTemat: Re: Korytarz   Korytarz - Page 3 EmptyWto 28 Kwi 2015, 22:05

Jej nieporadność bawiła go, zajmowała, rozpraszała myśli goniące w kierunku chwili, kiedy będzie musiał tą niewinność, tą naiwność, tą uroczą pewność, że w jego ramionach nie spotka nic złego strzaskać na pył, zamienić w zwitek wymiętych skrawków pergaminu, które nikomu, do niczego już się nie zdadzą.
Chwilowo jednak czerpał przyjemność z jej miękkich ust, z ciała, którego ciepło wyczuwał przez materiał ubrań, a które reagowało na każdy jego ruch bardziej niż entuzjastycznie. Czuł, że jest spięta, choć jej wargi próbowały nadgonić zaległości, odnaleźć rytm, w który wprawiły je usta starszego chłopaka. Gdy zaczęła się wiercić, niechętnie odstawił ją na ziemię, pozwalając by stopy odnalazły stabilny grunt; nie przeszkadzało mu to jednak w przyciśnięciu drobnego dziewczęcia do ściany, w pogłębieniu pocałunku, który, choć nie był zachłanny, opanowywał władczo jej umysł, przekradał się do tych zakamarków swojej natury, których nie zdążyła jeszcze dobrze poznać. Na których poznawanie miała wszak całe życie, sporo czasu. Już nie dziewczęca, jeszcze nie kobieca, tkwiła w tym specyficznym momencie zawieszenia, który nie sprawiał, że Avery czuł podniecenie, ale był wystarczająco powabny, miły dla oka i przyjemny dla dłoni, że całowanie panienki Wilson nie stanowiło przykrego obowiązku. Odbieranie jej oddechu, sprawianie, że serce biło szybciej, oswobodzone z ram strachu i niepewności z niewiadomego powodu satysfakcjonowało chłopaka, unosiło włoski na karku, prześlizgując się dreszczem po całym ciele.
Odsunął się od niej dopiero gdy wargi Skai zaczęły rozchylać się bezradnie, niezdolne do uchwycenia głębszego oddechu, a na jej policzkach pojawił się ciemny rumieniec.
Zawadiacko uśmiechnięty złożył kolejny, krótki pocałunek w kąciku jej warg i wyprostował się, wsuwając dłonie do kieszeni spodni razem z listem Krukonki.
- Mam nadzieję, że czujesz się lepiej, Wilson - powiedział powoli, palcami odgarniając kilka ciemnych loków, które opadły na zastygłą w wyrazie oniemienia twarz dziewczyny - Nie będę cię dłużej zatrzymywał. Spotkaj się z koleżankami, sprawy swojego ojca zostaw w spokoju. Jest dorosły. To nie twój ciężar - dodał tonem, w którym polecenie brzmiało wystarczająco wyraźnie, by nie mogła go nijak przeoczyć.
- Co do Delaney'a, sprawę możesz uważać za rozwiązaną - odchylił głowę do tyłu, by nie dostrzegła w jego oczach okrutnego błysku, iskierki rozchichotanego z uciechy diabła, jaki wkradł się w umysł chłopaka równie płynnie co wcześniejsza czułość.
- A teraz wybacz, Dzwoneczku, ale goni mnie czas. Do zobaczenia na kolacji. I nie martw się już, wolę, kiedy się uśmiechasz - rzucił na odchodne, gładząc palcami jej miękki policzek nim długie nogi poniosły rosłego Ślizgona w stronę schodów i sprawiły, że zniknął za zakrętem.

[z.t x2]
Sini Marlow
Sini Marlow

Korytarz - Page 3 Empty
PisanieTemat: Re: Korytarz   Korytarz - Page 3 EmptySro 18 Maj 2016, 16:43

Dźwięk obcasów czarnych lakierek odbijał się echem po korytarzu piątego piętra. Niesłyszalne kroki miniaturowych nóżek fretki towarzyszyły Cassie w misji odnalezienia futerału na skrzypce. To już trzeci raz w tym tygodniu kochani huncwoci je podwinęli i ukrywali w dziwacznych miejscach. Cass winna przyzwyczaić się do psikusów ze strony rówieśników i co o lepsze, zwracać większą uwagę na futerał, jednakowoż od lat sześciu nie wpadła na pomysł odebrania huncwotom głównego elementu składającego się na dowcip z apostrofą panny Brown.
Szukałaby futerału dwa dni następne gdyby nie uczynny obraz Halfarda Mroźnego, który uprzejmie napomknął panience z Gryffindoru o prawdopodobnej lokalizacji zguby. Z bijącym sercem pędziła we wskazane miejsce, a gdy dotarła na miejsce, musiała przystanąć. Zakryła dłonią usta, tłumiąc chichot. Odnalazła futerał, cały, nienaruszony. Jedyne pytanie nasuwające się na myśl brzmiało - W jaki sposób ma wyjąć swą własność spomiędzy kończyn dolnych pomnika prastarego czarodzieja siedzącego na kilku opasłych księgach. Futerał tkwił ciasno w niewygodnym kącie, a po dwóch pierwszych próbach wysunięcia przedmiotu zrozumiała, że spędzi na korytarzu piątego piętra przynajmniej jedno popołudnie. Uniosła brodę, oparła o nią dwa palce i zamyśliła się, wydając z siebie przeciągłe 'hmm". Fretka pomknęła na czubek pomnika, owijając się niczym szal na szyi rzeźby czarodzieja. Cass, podwinąwszy rękawy do łokci i rozluźniwszy krawat przystąpiła do działania. Objęła futerał po dwóch stronach i zaparła się z całych sił, ciągnąc go ku sobie. Niestety, ilekroć próbowała, nie zdawało się to na nic. Oparła pięty o podłogę, w następnej kolejności prawie stanęła stopami na bocznej ściance książki-pomnika, podejmując próby odzyskania własności. Dowcip nie zirytował Cass, tak samo jak nic nie irytowało jej od sześciu lat mimo, iż wielokrotnie padała ofiarą psikusów. Dziewczyna uśmiechała się sama do siebie.
- Są bardzo pomysłowi, nie uważasz Arnoldzie? - zagadnęła fretkę nie odbierając rozmowy ze zwierzęciem jako coś uznawanego za zachowanie dziwne. - Przedwczoraj próbowałam go przetransmutować z powrotem w futerał. Przyznam ci, że wyglądał milutko jako poduszka z zębami. Ach, wyjdźże wreszcie ze szczeliny. - nim minęło parę minut na czole Cass perlił się pot, a skóra twarzy i szyi pokryta była różowymi nieatrakcyjnymi plamami po wysiłku fizycznym. Włożyła ręce w szczelinę, tuż nad wieczkiem futerału, jednakże jej krótkie kończyny nie zdołały sięgnąć ni wcisnąć się wystarczająco daleko, aby pchnąć zgubę z drugiej strony. Pomnik jak siedział na książkach i jej futerale, tak się nie ruszył.
Wierzchem rękawa starła z czoła pot, burząc fryzurę grzywki. Zmarszczyła usta i nos. Analizowała sposoby uratowania futerału, jednakże do czegokolwiek się nie zabrała, nic w jej głowie nie postanowiło włączyć myśli pod tytułem - jesteś czarodziejką, użyj czaru. Ależ nie, Cassie chwyciła się ponownie futerału i ze stękiem godnym niejednego emerytowanego staruszka, zaparła się i ciągnęła go, wyginając się w śmiesznych pozach.
Eric Henley
Eric Henley

Korytarz - Page 3 Empty
PisanieTemat: Re: Korytarz   Korytarz - Page 3 EmptyCzw 19 Maj 2016, 16:05

Eric szedł dziarskim krokiem przez korytarz na piątym piętrze. Czemu dziarskim? Czyżby śpieszył się na zajęcia? A może planował odwiedzić bibliotekę by w pocie czoła studiować magiczne księgi? Nie, akurat tego wyjątkowego razu nie była to żadna z powyższych rzeczy. Dziś gryfon uciekał, dlatego nie oglądając się za siebie gnał przez korytarz próbując zachować pozory, że wszystko jest w jak najlepszym porządku. Dlatego też zresztą unikał rozpoczęcia bezpardonowego biegu, choć wcale nie brakowało wiele, bowiem nie dość, że przebierał nogami szybciej niż Filch uciekający przed kąpielą, to jeszcze co jakiś czas podrygiwał śmiesznie.
Wyraz jego twarzy natomiast pozostawał kamienny, niewzruszony niczym rzeźba z którą niedługo – choć jeszcze nie był tego świadom - przyjdzie mu się siłować. A tak przynajmniej  naszemu bohaterowi się wydawało, jednak każdy kto znał Henley’a dłużej niż tydzień doskonale zdawał sobie sprawę z faktu, że pod tą miną kryło się najczęściej poczucie winy, zakłopotanie albo obie te rzeczy na raz. Wszystko byłoby w najlepszym porządku, tzn. Eric zwiałby z miejsca zdarzenia gdzie pieprz rośnie, ale szczęście postanowiło się do niego uśmiechnąć, kolejny zresztą już dziś raz. Jaką kłodę - albo raczej gałązkę, i to taką niezbyt wielką - postanowił rzucić mu tym razem pod nogi kochany wszechświat? Otóż niejaką pannę Brown we własnej osobie.
Eric najpierw usłyszał jakieś głosy, a właściwie jeden głos i to w dodatku całkiem znajomy, który zdawał się prowadzić z kimś niespecjalnie ożywioną konwersację. Jego wyczulone w obecnej sytuacji zmysły w mig zidentyfikowały autora wypowiedzianych słów. Zanim jeszcze zobaczył jej wtuloną w posąg sylwetkę, wiedział, że będzie miał do czynienia ze swoją koleżanką z klasy. Przez głowę przemknął mu pomysł by zawrócić, albo przejść zaszczycając dziewczynę tylko szczątkowym „Hej”, ale koniec końców uświadomił sobie, że nie mógł zrobić żadnej z tych rzeczy. Po pierwsze, powrót na miejsce zbrodni, albo jakikolwiek krok zmniejszający dzielącą go od niego odległość zupełnie nie wchodził w grę. Po drugie natomiast, szesnastolatek przypomniał sobie jaki dziś jest dzień po czym spojrzał na swą lewą dłoń, która udekorowana była rzędami, krótkich czarnych kreseczek, a właściwie tylko jednym  rzędem składającym się z pięciu linii. Policzywszy je ówcześnie,  westchnął ze zrezygnowaniem, cmoknął poirytowany, wymruczał pod nosem coś co brzmiało jak: „cholerny dzień dobrych uczynków” i delikatnie zwolnił krok wychodząc na spotkanie z przeznaczeniem.
-Hej Cass – przywitał się serdecznie i przywołał na twarz najbardziej niewinny z niewinnych uśmiechów jakimi dysponował w próbie powstrzymania ataku śmiechu – Wiesz, że wyglądasz całkiem dziwnie, prawda? Jeśli brakuje Ci męskiego towarzystwa możemy się umówić na randkę do herbaciarni Pani Puddifoot, bo wiesz, nie jestem specjalistą w dziedzinie rzeźbiarstwa, ale ten tutaj raczej nie ma zamiaru się ruszyć – powiedział wskazawszy na pomnik do którego nóg przytulała się dziewczyna, a w duchu zaczął odmawiać wszelkie możliwe modlitwy za to by Gryfonka odebrała jego propozycję jako słaby żart i odpowiedziała równie złośliwym komentarzem, bo przecież znali się tak długo, że nie mogła potraktować tego inaczej, prawda?
-Ohh, hej Arnie- dodał zauważywszy zwierzaka dziewczyny – A tak serio to co Ty tam robisz?- zapytał zwróciwszy się z powrotem do Cassie gdy ta zdążyła już zdać sobie sprawę z jego obecności.
Sini Marlow
Sini Marlow

Korytarz - Page 3 Empty
PisanieTemat: Re: Korytarz   Korytarz - Page 3 EmptyNie 22 Maj 2016, 13:44

Zmachana, zziajana nie poddawała się tak łatwo. Zagryzała mocno usta i z całych dziewczęcych sił próbowała odzyskać swą własność, w myślach gratulując wciąż i wciąż śmieszkowym Huncwotom za ich wspaniałomyślność w dziedzinie uprzykrzania jej życia. Po paru chwilach siłowania się z posągiem ręce poczęły ślizgać się po gładkim futerale. Wytarła spocone dłonie o czarną spódniczkę, przecierając również rękawem lśniące od potu czoło. Sapnęła bardzo niedziewczęco w momencie pojawienia się śmieszkowej osoby Ercia Henley'a. Zanim udało się jej stanąć doń twarzą w twarz, obróciła się cały jeden raz wokół własnej osi, troszkę zmieszana i zagubiona. W pewnej chwili była pewna, że to ten posąg się doń odezwał, a nie niespotykanie zabawny pan Henley.
Szare, szeroko otwarte oczy spoglądały na Gryfona z zaciekawieniem. Tak, jak zawsze się to działo, tak i teraz ręka Cass pomknęła do ust, aby stłumić chichot na widok oryginalnych rysów twarzy chłopaka. Wywoływały u niej atak chichotu z zupełnie niewiadomego powodu.
- Cześć. - pisnęła, tłumiąc słowo zakrytymi ustami. Chichot wzmógł się usłyszawszy zabawną interpretację sytuacji. Opuściła rękę wzdłuż ciała i zmarszczyła wargi, aby wyglądać poważniej i nie-dziwnie. Jak wszyscy mogli się domyślić, panna Brown z taką miną prezentowała się dwakroć bardziej dziwnie niż zazwyczaj.
- Śmieszny jesteś, ale mnie kręcą posągi starych czarodziejów. Musisz znaleźć sobie inną dziwaczkę. Przykro mi. - poklepała go pocieszająco po ramieniu. Nie ukrywała, że przez moment miała najszczerszą ochotę przytaknąć randce, jednakowoż wiedziała jakby się ona zakończyła. Ewakuacją Erica Henley'a i pragnieniem przerwania potencjalnej dyskusji na temat imion i ubioru obrazów pierwszego, drugiego i trzeciego piętra.
Arnie zaś wyciągnął szyję w stronę znajomo-pachnącego-człowieka-z-którego-pani-się-śmieje, poruszył wąsami i pomknął na sam czubek tiary pomnika. Tyle, jeśli chodzi o zwierzęce powitanie.
- Próbuję umówić się z nim na randkę. - odparła śmiertelnie poważnie, patrząc Gryfonowi prosto w oczy, w same źrenice, w których odbijała się powstrzymywana salwa śmiechu.
- Huncwoci dali mu mój futerał na skrzypce. Lubię mój futerał i dlatego próbuję podnieść dziadka z książek. - dotknęła palcami pudełka w kształcie skrzypiec, wskazując koledze cel siłowania się z rzeźbą. W tak codziennej sytuacji Cassie wykazywała się niezwykle gryfońskim uporem i determinacją. Była w stanie poświęcić resztę dnia, obiadu, sił, wolności, aby odzyskać swą własność. Czy Ślizgon, Puchon czy Krukon byłby w stanie posunąć się do takiego aktu desperacji?
- Musisz, Erciu, (na dźwięk jego imienia uniosła kąciki ust próbując się nie zaśmiać mu prosto w twarz) odsunąć się i mnie asekurować na wypadek, gdybym chciała na ciebie wpaść. - położyła mu ręce na przedramionach i ustawiła chłopaka tak, jak było dlań wygodnie. Odkręcała go na lewo, ciut na prawo, traktując go przez chwilę jak obraz, który należy poprawnie powiesić na ścianie. Po upływie minuty skinęła mu głową i powróciła do pomnika. Potarła dłonie o siebie i wcisnęła je głębiej między książki, aby złapać futerał w jak największej części. Stopy oparła pod kątem dziewięćdziesięciu stopni i zaparła się, czerwieniejąc jak piwonia. Szybko zrezygnowała z tego sposobu wydobywania zguby. Złapała wystającą część futerało pod pachę i działała.
Eric Henley
Eric Henley

Korytarz - Page 3 Empty
PisanieTemat: Re: Korytarz   Korytarz - Page 3 EmptyPon 23 Maj 2016, 16:41

Cass była dziwna. Wszyscy to wiedzieli. Biegała po Hogwarcie z tym swoim szczurkowatym zwierzakiem i robiła sporo hałasu zakłócając spokój tak pilnych uczniów jak panicz Henley. Naprawdę robiła sporo hałasu, musicie bowiem wiedzieć, że jednym z ulubionych zajęć Gryfonki było rzępolenie na tych swoich skrzypcach, a pech chciał, że ściany w dormitoriach wieży Gryffindoru nie były jakoś wyjątkowo dźwiękoszczelne. No dobrze, dobrze, nie grała wcale tak najgorzej, Ericowi zdarzało się nawet czasem nieświadomie nucić pod nosem melodie które wygrywała - trzeba to przyznać, ale koniec końców słuchanie tego samego utworu przez cały wieczór po ciężkim dni nauki stawało się nieco irytujące. Niech jednak nie zwiedzie was Ericowa niechęć do artystycznej twórczości dziewczyny, Gryfon naprawdę lubił Cass. Uwielbiał ją rozśmieszać, i prawdopodobnie tak bardzo weszło mu to w krew, że zaczął robić to nieświadomie, bo za każdym razem gdy ją spotykał Ta chichotała pod nosem. Oczywiście mogła chichotać z powodu całej masy innych rzeczy, o których zabawności świadoma była tylko ona i jej szalony umysł. W końcu była dziwaczką, czyż nie?
Tak czy inaczej, biorąc pod uwagę aktualne okoliczności, jej obecność mogła być całkiem przydatna, Eric postanowił wykorzystać ją jako potencjalne, mobilne alibi, dlatego wdał się w dalszą rozmowę z dziewczyną. Dość niezręczną rozmowę, albo zręczną, jeśli założyć, że Cass w istocie żartowała, a żartowała na pewno.
-Nie chcesz się ze mną umówić? Cóż, Twoja strata, nie zapytam drugi raz – odparł uśmiechając się złośliwie po czym chwycił dłonią materiał mundurka na wysokości serca i przyjąwszy tak dramatyczną pozę dodał:
-Wiedz jednak, że łamiesz moje gryfońskie serce Cassie, ale dobrze, przetrwam to, najważniejsze jest Twoje szczęście, ten tutaj to dobry chłopak, mam nadzieję, że się wam ułoży…- wypowiedział całe zdanie na jednym tchu udając, że strasznie się tym wszystkim przejął.
Później rzecz jasna wyszczerzył się w szerokim uśmiechu.
-Tak, wiem, wszyscy uwielbiają moje poczucie humoru, nie musisz dziękować za poprawienie nastroju – rzekł – Ale wiesz, cieszę się, że Cię widzę, i pomogę Ci z tym futerałem, tylko mam prośbę, gdyby ktoś pytał, byłem tutaj z Tobą cały czas, dobra? – zapytał podchodząc bliżej posągu.
Już miał wystosować pewne uwagi na temat sposobu wyciągnięcia utraconej własności spomiędzy nóg rzeźby, już miał pochwalić się swoim niesamowitym zmysłem strategiczny mi zaradnością w obliczu pięknej damy, ale nagle ta zaczęła biadolić coś o asekurowaniu jej i nim zdążył się obejrzeć tarmosiła jego jestestwem na lewo i prawo jak stojakiem na płaszcze.
- Najpierw odmawiasz mi randki, a teraz chcesz na mnie wpadać? Wiesz, że cały Twój gatunek jest naprawdę dziwny, prawda? – odparł na słowa dziewczyny gdy ta schyliła się i zaczęła wyciągać ręce po futerał. Na widok czego zresztą Eric przekrzywił głowę nie ukrywając delikatnego zdziwienia. Nie rozumiał dlaczego dziewczyna nie używała magii, czemu oni wszyscy nie używają magii. Ostatnio doszedł nawet do wniosku, że fakt iż był mugolakiem sprawiał, że chyba o wiele częściej miał ochotę pomagać sobie w życiu przy pomocy czarów, bo wiecie, wcześniej nie zdawał sobie sprawy ze swojej mocy i takie tam, dlatego też postanowił zwrócić siłującej się dziewczynie uwagę.
-Wszyscy wiemy jaka jesteś wysportowana Cass, nie musisz mi niczego udowadniać, więc może jednak użyjesz różdżki, co? – zagadnął koleżankę niezbyt pewnym tonem i sięgnął do płaszcza po swoja cytronową gałązkę.
Sponsored content

Korytarz - Page 3 Empty
PisanieTemat: Re: Korytarz   Korytarz - Page 3 Empty

 

Korytarz

Zobacz poprzedni temat Zobacz następny temat Powrót do góry 
Strona 3 z 3Idź do strony : Previous  1, 2, 3

 Similar topics

-
» Korytarz
» Podziemny korytarz
» Korytarz
» Korytarz
» Korytarz

Permissions in this forum:Nie możesz odpowiadać w tematach
Marudersi :: 
Fasolkowo
 :: 
Archiwum
 :: Fabularne
-