IndeksIndeks  SzukajSzukaj  Latest imagesLatest images  RejestracjaRejestracja  ZalogujZaloguj  

Share
 

 Skrawek zieleni

Zobacz poprzedni temat Zobacz następny temat Go down 
Idź do strony : Previous  1, 2, 3
AutorWiadomość
Amycus Carrow
Amycus Carrow

Skrawek zieleni - Page 3 Empty
PisanieTemat: Re: Skrawek zieleni   Skrawek zieleni - Page 3 EmptyCzw 24 Lip 2014, 22:55

- Więc zaręczyny burzą twoją wizję miłości. – Obojętność z jaką wypowiedział to stwierdzenie była skrajnością od tonu, jakiego używał jeszcze przed chwilą. Niski baryton wydawał się oschły, nasączony cichutką złowrogą nutką i tylko dodane słówko mogło uratować sytuację: - Tak? – Krótkie pytanie, które przypomniał sobie właściwie w ostatniej chwili, uświadamiając sobie prośbę Yumi, którą zgodził się przecież respektować. Nie było ważne jakie słowa wysuwała w jego stronę, liczyło się dotrzymywanie obietnic.
Dotychczas nie brał pod uwagę możliwości posiadania przez Yumi partnera, który pełnił rolę wsparcia w ciężkich chwilach i wprawiał ją w radość drobnymi gestami. Amycus dopiero teraz zobaczył oczyma wyobraźni rozluźnioną twarz dziewczyny siedzącej tuż obok jakiegoś chłopaka (w wizji mającego rozmazane, nieznane rysy), który trzymał jej dłoń i oglądał ciepłe spojrzenie jakim go obdarzała. Dzikość serca opadła niemalże diametralnie z chwilą, kiedy uświadomił sobie jak wielkie niezadowolenie wprawiał ją na każdym kroku i sprawiał dotkliwy ból, narzucając się swoją osobą. Pustka jaka wypełniła jego wnętrze, całkowicie uniemożliwiając chłodną kalkulację sytuacji, jaka spadła na niego z odgórnie. Uchylił spokojnie usta, wypuszczając powietrze i pochylił nieznacznie podbródek, aby uspokoić swoje delikatnie zszargane nerwy.
Przestał poprawiać swoje ubranie oraz doprowadzać je do porządku, bardziej zainteresowany dłońmi jakie dziewczyna chowała pod cieniem marynarki i przyglądała się im uważnie, udając iż nie użyła ironii. Dopiero wtedy Amycus zerknął na swoje własne, zdając sobie sprawę zaciskania palców w pięści od momentu, kiedy wspomniała o „partnerze”. Przecież to słowo w ogóle nie pasowało do panny Merberet. Kwestia awantury na zaręczynach była dość odległym postanowieniem, przez które Carrow gotowy był dwukrotnie przemyśleć podjętą przez siebie decyzję, podejrzewając o prawdziwości słów dziewczęcia.
Milczenie, jakie zapanowało między nimi trwało aż do momentu, kiedy wrócił spojrzeniem na twarz dziewczęcia i spróbował przeanalizować jej zachowanie. W formie takiej, jaka mu została ofiarowana. Krukonka zainteresowana jednak była mocniej niż przed chwillą swoimi dłońmi, podnosząc je na wysokość swoich oczu jak najcenniejszy skarb. Mimo, że starał się swoją improwizacją podtrzymać ten całkiem nieoczekiwany przebieg rozmowy między nimi. Najwyraźniej, wyczuwała w instynktowny sposób, w którym momencie zaczyna kierować się powinnościami oraz maskami, jakie był zmuszony przybierać ze względu na zasady społeczne.
Rozluźnił dłonie, strzepując je tuż przy swoich udach, starając się ignorować dziwne pieczenie mieszczące się na opuszkach palców. Właściwie nie był pewien skąd nagle pojawiła się irytacja, skoro Yumi unikała tylko i wyłącznie jego towarzystwa, przez blisko dwa tygodnie starając się powstrzymywać „mdłości”. Nie obiecywał jej zapomnieć o tych słowach, pielęgnując w odpowiedni sposób obraz, jaki o nim wystawiła. W gniewie wypowiedziała całkiem sporo słów płynących prosto z serca, prowokując go do zachowania pewnego rodzaju równowagi.
Swąd palonego naskórka był mu niezwykle dobrze znany, jednak nie był w stanie połączyć ze sobą faktów. Zapewne dopiero Yumi dostrzegła niewielkie przebłyski, będące źródłem iskierek przeskakujących na rozgrzanych dłoniach Ślizgona. Chwilę przed tym, jak spomiędzy jej warg wydobył się cienki pisk i przysłonięcie nimi swoimi palcami. To zmusiło go do oderwania od rzeczywistości związanej z delikatnym gniewem, jaki drzemał w jego trzewiach, łącząc się z pnączami pożądania jakie kierował w stronę Krukonki. Słowa, jakie wypowiedział w odniesieniu do jej odczuć, nie były ani przez chwilę zabarwione niechęcią bądź pogardą do urody półjaponki.
Kiedy przesunął wzrok w dół, dostrzegł żółte języki przesuwające się łagodnie po naskórku jego wskazujących palców. Młody Carrow wykonał gwałtowny krok w tył, ponawiając je dopóki nie zwiększył dystansu między nim a Yumi. – Odsuń się! – Poinstruował ją podniesionym głosem, za którym wciąż krył się gniew. Trudno było się doszukać w tej wypowiedzi nutek niepewności oraz strachu, ale twarde i ostry rozkaz nieznoszący sprzeciwu. Amycus odsunął swoje dłonie przed siebie, aby nie podpalić aby czasem swojej koszuli nie podpalił. Bowiem iskry przeskakujące po jego skórze powiększały się z każdą chwilą tworząc całkiem pokaźnej wielkości płomienie. Nie dostrzegał jeszcze czerwonego naskórka, na której tworzyły się powoli białe bąble świadczące o wysokim stopniu oparzenia. Zamachał rękoma, czując rozgrzewający w kończynach górnych ostry ból. Nie było to porównywalne do skutków zaklęć rzucanych przez Rosiera, a jednak może podobne. Zacisnął usta po raz kolejny, przestając machać dłońmi, ale przykucnął gwałtownie i przystawił ręce do trawy, przesuwając nimi po odpowiednich źdźbłach. Próbując powstrzymać grymas bólu, rozchylił usta i wziął głębszy wdech, ażeby uspokoić swój oddech i gniew.
Podstawowa księga dotycząca magii bezróżdżkowej informował o opanowaniu ostrych i gwałtownych emocji, jakie najwyraźniej tkwiły w nim głęboko zakorzenione.
Yumi Mizuno
Yumi Mizuno

Skrawek zieleni - Page 3 Empty
PisanieTemat: Re: Skrawek zieleni   Skrawek zieleni - Page 3 EmptyPią 25 Lip 2014, 11:13

Rozkoszne ciepło we wnętrzu klatki piersiowej zostało ugaszone kubłem zimnej wody. Przez chwilę wydawało się jej, że jednak nie wiązała ich obietnica starania się bycia przyjaciółmi. Odnosiła dziwne wrażenie mając obok siebie Carrowa mówiącego o miłości. Wydawał się... stać poza nią, a jego słowa ponownie wzbudziły w niej niepokojące ssanie w żołądku.
- Dla mnie jest już chyba za późno. - mruknęła smutno, wzdychając przy tym. Miała piętnaście lat, a twierdziła, że już nie znajdzie nikogo, kto ją pokocha. Nie ośmielała się patrzeć na Amycusa jak na taką właśnie osobę. Czym innym jest potrzeba bliskości, a czym innym wewnętrzny nakaz bycia z kimś, duszenie w gardle, gdy jest się daleko od drugiej osoby, uzależnienie od czyjejś obecności. Yumi zaciskała mocno zęby nieomal dostając szczękościsku. Nie miała prawa interpretować tych słów Carrowa. Będzie z nim zaręczona i między nimi nie może być nic poza wątłą przyjaźnią.
Umyślnie wspomniała o Mike'm i uzyskała potwierdzenie swoich przypuszczeń, że nie spodoba mu się ta wizja. Uśmiechnęła się nieznacznie, patrząc gdzieś poza Carrowem. Odruchowo chciała mu dokuczyć, patrzeć na świadomie wywołane niezadowolenie. Nie sądziła jednak, że gniew będzie tak silny. Zmarszczyła brwi oglądając z powrotem jego mimikę. Po raz drugi wprawiał ją w poczucie winy, bo zdała sobie jednocześnie sprawę, że chwilowy ulotny śmiech jakim ją obdarzył zniknął i nie wróci. Niestety to nie był żaden argument, aby zrezygnowała ze swoich planów. Słowo "partner" oznaczało osobę towarzyszącą. Yumi otrzymała zaproszenie na (własne) zaręczyny z możliwością przyprowadzenia partnera. Bardzo chętnie skorzystała z tego drobnego kruczka. Uśmiechała się, śląc parę dni temu zaproszenie do Michaela, który na szczęście zgodził się iść z nią w sam środek mrowiska. Amycus nie mógłby być jakimkolwiek "partnerem". Tutaj też nie pasował. Pojawiał się wtedy, kiedy tego nie chciała, pytał o rzeczy, które chciała zachować dla siebie. Może to była pokrętna forma przyjaźni i w ten oto sposób ją okazywał? Dotychczas jego zainteresowanie traktowała jako zabieganie o prawne pozwolenie na spranie Dereka na kwaśne jabłko.
Dzielnie oglądała swą piekącą dłoń, udając, że nie widzi jak się jej przygląda. Robił to tak często, że powinna się do tego przyzwyczaić. Rezygnowała z odwzajemnienia spojrzenia, czując w sobie trochę chłodu, gdy wspomniał o zaręczynach i miłości w jednym zdaniu. Nie byłoby to nic dziwnego, gdyby ich autorem nie był nie kto inny jak Amycus. Milczenie w tym przypadku było jak najbardziej naturalne i nie przeszkadzało. Dopiero teraz Yumi zauważyła, że koncert skończył się. Ile tu trwali? Tak długo odosobnieni i odcięci od rzeczywistości, rozmawiający, rozmawiający i rozmawiający. Choćby dano im każdą noc na prowadzenie dialogów, to byłoby zbyt mało. Pytań było tysiące, i jakiekolwiek zaspokojone, pojawiało się na jego miejsce następne i następne. Jedno trudniejsze, drugie łatwiejsze, identycznie domagające się odpowiedzi.
Intuicyjnie przeczuwała, że nie odpuści jej tych "mdłości", powołując się na nie przy byle okazji. Przez chwile je czuła, to prawda, gdy myślała o słabości Anastasii do tego chłopaka i zamianie narzeczonych. Potem to minęło, pojawiła się obojętność, skrywany ból i bezradność. Dopiero dzisiaj zaczęła traktować to jako pewną formę ratunku przed starszym bratem. Dziewczyna dalej bała się wybiegać myślami w przyszłość. Padało bowiem pytanie "co z nimi będzie jak już Derek zniknie całkowicie z jej życia i z ich pamięci?".
Zamrugała nagle oczami. Wydawało się jej, że ma deja vu. Czy to Amycus postanowił użyć różdżki? Dlatego też dostrzegła drobne iskierki na jego dłoniach. Przyjrzała się im z daleka i jakież było jej zdziwienie, gdy nie doszukała się ni trzonka różdżki. Wybałuszyła oczy i nieświadomie z jej gardła wydobył się pisk. To w jego dłoniach walały się iskry. Zastygła w bezruchu, w szoku, nie wiedząc co ma zrobić. Carrow zauważył w porę co się dzieje i cofnął się gwałtownie. Kazał jej odsunąć się, a ona odruchowo nie posłuchała jego rozkazu. Zlekceważyła ostry ton raniący ją w jakiś sposób. Stała tak blisko przez cały czas i nagle miała odsunąć się? Chyba sobie żartował. Nie mogła poddawać się teraz i uciekać przy byle rozkazie. Już trudno, że działo się coś dziwnego i ręce Amycusa niemal płonęły. To dlatego piekła ją ręka...
Zapomniała o oddychaniu. Pierwszy raz w życiu zapomniała jak się oddycha, bo w jej sercu pojawił się duszący ból. Carrow cierpiał, a to niszczyło wizję jego prawie nieśmiertelności, nieskończonej siły i potęgi. Dziecięce mrzonki dające jej poczucie bezpieczeństwa w odniesieniu do jego osoby. Poruszyła wargami bezgłośnie i wciągnęła do płuc powietrze. Nie mogła stać bezczynnie, a już na pewno zostawiać go samego. Kiedy on był zajęty gaszeniem iskier, Yumi dopadła swojej torebki leżącej obok huśtawki. Nieduża, prawie kopertówka zaczarowana zaklęciem zwiększająco-zmniejszającym przydawała się wszędzie. Odpięła guzik i wsunęła rękę do środka, topiąc w torebce całą rękę, włącznie z ramieniem. Miała tam przede wszystkim sakiewkę z galeonami, kupione figurki Upiornych Wyjców, książkę o astrologii, jedzonko dla jeżyka, sowy, swoje malinowe perfumy, masę ulotek, pergaminy, gęsie piórka, fiolki kolorowych atramentów, stare listy i gdzieś tam na dnie... błękitna chusta, której używała jako apaszki. Skrzywiła się, słysząc pojękiwania figurek artystów bardzo brutalnie potraktowanych przez rękę Yumi. Odsunęła zabawki i w końcu wymacała cienki materiał swojej apaszki. Wyciągnęła ją i od razu przedarła na pół. Nie była Uzdrowicielką, znała jedno albo dwa zaklęcia z tym związane, jeden przepis na eliksir tuszujący blizny...
Dźwięk drącej apaszki zniknął w głośnych oddechach. Yumi dopadła niemal biegiem do Amycusa, kucając przed nim i sięgając po jego ręce, a konkretnie nadgarstki.
- Oj, nie ruszaj się. - upomniała go na wypadek, gdyby postanowił ją odgonić albo odtrącić pomoc, której musiała mu chociaż trochę udzielić. - Uspokój się. - spojrzała mu na chwilę prosto w oczy chcąc dać mu trochę swojego spokoju i zimnej krwi. Serce łomotało jej jak oszalałe, ale i tak zachowywała się bardzo pewna siebie. Obejrzała jego poparzoną dłoń i nagle coś ją znowu zabolało w środku. Nieświadomie dzielił z nią swój ból fizyczny, empatycznie chłonęła go, aby mu ulżyć. Odwróciła jego rękę wnętrzem do góry i jak najdelikatniej jak umiała, owinęła chustą poparzoną skórę. Chusty starczyło, aby owinąć nią dwa razy dłoń, lecz to musiało starczyć. Narażenie ran na kontakt z chłodniejszym powietrzem było masochizmem.
- Musisz skontaktować się z uzdrowicielem. - szepnęła i nie poświęcając uwagi jego potencjalnym protestom, zawiązała trochę mocniej supeł na dłoni. To samo zrobiła z drugą ręką, ciągle mając serce w gardle. - Najlepiej natychmiast. - dodała stłumionym głosem, wyraźnie wystraszona, że mogłaby wdać się w rany infekcja. Trzymając poranioną, zawiązaną apaszką rękę, podniosła się do pionu ciągnąć za sobą Amycusa. Była bledsza niż dotychczas, ale to zrozumiałe, jeśli współodczuwa się czyiś ból. - Musisz się uspokoić. - powtórzyła, odkładając szukanie przyczyny na później. Żałowała, że nie miała ze sobą w torebce na przykład maści cynkowej, idealnej na poparzenia i drobne ranki. Trzymała tego zapas w domu, a nie mogła tam zaprosić Amycusa. Chociaż... zerknęła na Carrowa i porzuciła tę myśl. Egoistyczne pragnienie trzymania go pod ręką.
Poprawiła związany opatrunek jeszcze dwukrotnie. Oddychała płytko i również starała się zachować spokój. On bez słowa jej pomagał tyle razy. Nigdy nie pytał, nie drążył tematu, bo znał odpowiedź. Yumi postanowiła też nie pytać, tylko zadbać o chwilowe zmniejszenie piekącego rwania w jego rękach.
Amycus Carrow
Amycus Carrow

Skrawek zieleni - Page 3 Empty
PisanieTemat: Re: Skrawek zieleni   Skrawek zieleni - Page 3 EmptyPią 25 Lip 2014, 12:00

Uważanie się za idealnego kandydata na partnera w narzeczeństwie i późniejszym małżeństwie było czystą formą głupoty. O tym jednak wiedziała jedynie Alecto i Yumi, która dopiero dzisiejszego wieczoru została poinformowana o deficytach emocjonalno-uczuciowych chłopaka. Zasypana bezpośrednimi faktami, musiała być iście szalona jeśli pogodziłaby się z wizją życia u tak trudnego człowieka jakim był młody Carrow. Szczęście było pustym epitetem w jego ustach, szczególnie kiedy miał się odnieść do konkretnego zdarzenia. Nawet podczas tortur, którymi obdarzał nie tylko zwierzęta, ale również poszczególnych ludzi (na przykład Ericę czy Natalie), nie potrafił użyć tego przymiotnika jako określenie palących się w jego wnętrzu uczuć. Obsesja rozpływające się na wszystkie członki brała swoje źródło w dzikiej satysfakcji obserwowania reakcji ludzkiego ciała, a potrzeba przeanalizowania WSZYSTKICH odruchów była tylko i wyłącznie kwestią czasu.
Smutne stwierdzenie jedynie przypieczętowało los drobnej i niewinnej 15latki, której los postanowił sobie niezwykle okrutnie zakpić. Od pierwszych lat życia otoczona była czułością matki, Amycus był świadkiem tak licznych gestów jej rodziców podczas wakacji czy wspólnych, rodzinnych ferii. Uśmiech z twarzy małej dziewczynki prawie w ogóle nie schodził, aż do momentu przekroczenia progu Hogwartu. Śmierć niosła za sobą bolesne żniwa, pustosząc serce dziewczyny i zmuszając ją do rychłego porzucenia beztroski dzieciństwa. Była życiową ofiarą, nie mającą wystarczająco wiele siły na bunt przeciwko jedynemu już rodzicielowi. Carrow wiedział, że władza jaka siła była trzymana nad jej karkiem miała prawo bytu jeszcze tylko przez dwa lat. Ani dłużej, ani krócej. Spodziewał się, że gdyby nie zaręczyny – dziewczyna spakowałaby się i poszła w świat, z dala od Dereka i ojca, który nie powinien nosić tego miana.
Po drodze jej droga usiana była wieloma dziwnymi zdarzeniami, ze względu na które mogła skręcić nie tam gdzie chciała i zatrzymać się w miejscu o wiele przyjemniejszym niż by podejrzewała. I chociaż nie był w stanie ofiarować jej szczerej czułości, troski, współczucia czy chociażby zrozumienia – wierzył w swoje inne przymioty, dzięki którym mogłaby czuć się bezpieczna, bogata i spełniona seksualnie. Tylko czy to wystarczy brunetce? Dopiero w tej chwili naszła go wątpliwość.
Języki ognia przesuwające się po czerwonym, odrywającym się od mięśni naskórku zmusiły Amycusa do zaciśnięcia powiek mocniej niż początkowo zamierzał. Przesuwał drżącymi z bólu rękoma, nie zdając sobie sprawy z pękających szczelnin, spomiędzy których zaczęła skwierczeć krew. Chłodne źdźbła trawy nie przynosiły upragnionej ulgi, wzmacniając prawdopodobieństwo wybuchu pożaru. Zapach palonego ciała uderzał w nozdrza ze zdwojoną siłą, podczas gdy umysł Ślizgona został zaatakowany przez obraz sprzed kilku dobrych lat. Widział jakiś pergamin zapisany koślawym pismem, leżący przed kominkiem oraz ogromną rękę trzymającą go za gardło. W rzeczywistości odkaszlnął mocno, jakby się dusił i przesunął palcami po podłożu. Zupełnie tak jak w mglistym wspomnieniu, kiedy zatapiał mocno paznokcie w rękaw nieznajomego napastnika. Ogień na krótki moment wybuchnął, jednak w chwili otwarcia oczu przez ciężko oddychającego Amycusa – przygasł. Pochylił się nad spękanymi i wypełnionymi bąblami dłońmi, zdmuchując pozostałe płomyczki. Nawet nie spostrzegł momentu, w którym przybiegła Yumi. Dopiero kiedy chwyciła nadgarstki i uniosła w górę, podniósł gniewne spojrzenie prosto w jej oczy. Bez problemów zaczęła owijać drżącą i bezwładną dłoń Carrowa aż do momentu, kiedy w końcu dostrzegł co wyprawia.
- Przestań! – Krzyknął w jej stronę może trochę zbyt gwałtownie, zapominając na wrażliwość dziewczyny na hałasy i diametralną zmianę. Ich spojrzenia ponownie się skrzyżowały, jednak tym razem ciemne oczy Amycusa nie pozwoliły na interpretację chociażby gniewu. – Sięgnij z mojej kieszeni różdżkę, po lewej stronie. Może zapiec jak ją dotkniesz, ale musisz mi ją wsunąć w prawą dłoń. – Pochylił głowę nieznacznie niżej, spojrzeniem zatrzymując ją w pozycji klęczącej – łagodniejszym wzrokiem, ale równie stanowczym i nieugiętym jak przed chwilą. – Potrzebuję twojej pomocy, sięgnij różdżkę z ukrytej kieszeni na udzie i na siłę wciśnij ją między palce mojej dłoni. Muszę schłodzić skórę najpierw, podreperować tkanki, dopiero na samym końcu mi je opatrzysz. – Nie miał zielonego pojęcia skąd u Yumi potrzeba nagłego opatrzenia tak świeżych ran, przed odpowiednim ich opatrzeniem. Zareagował gwałtownie, ponieważ bezpośrednie przyłożenie jakiegokolwiek materiału na oparzenie oznaczało stopienie się bandaża czy chustki i wsiąknięcie między tkanki tak mocno poparzonej skóry. Usuwanie ich było zabiegiem niezwykle bolesnym i chociaż Amycus był przyzwyczajony do bólu, wolał nie zadawać go sobie więcej niż potrzeba. Zamierzał jednak wytłumaczyć jej to nieco później, w bardziej znośnych warunkach.
Nie pozwolił jej na przewiązanie materiału choćby jednej połówki chustki na swoim nadgarstku, chociaż wciąż bezwładnie opierał je wciąż na dłoniach Krukonki. Przeniósł spojrzenie na miejsce, gdzie znajdowała się ukryta kieszeń i różdżka, z którą dziewczyna miała już styczność kilka tygodni wcześniej. Oczywiście wypuściła ją ze swoich rąk, zapewne podejrzewając z jakiego materiału jest wykonana. Musiała pokonać jednak swoją niechęć oraz obawy, jeśli rzeczywiście zamierzała mu ulżyć.
- Weź kilka głębszych wdechów, Yumi. Ja jestem wystarczająco spokojny, ale nie jesteś teraz przy mnie bezpieczna. Odsuń się chociaż o kilka kroków dopóki cię nie zawołam, dobrze? To dla twojego bezpieczeństwa. – Spoglądanie w smutny i przestraszony brąz oczu dziewczyny hipnotyzowało go wystarczająco mocno, aby cały czas miał na względzie możliwość ponownego wzburzenia i pojawienia się ognia czy innych niebezpiecznych detali. Uchylił usta i wypuścił ciężkie powietrze z płuc, pochylając głowę i uwieszając się niejako na karku, popatrywał na jej palce i twarz. Wiedział, że Yumi nie będzie TERAZ zadawać pytań, ale w końcu nadejdzie określona pora na wyjaśnienia zdarzenia, którego była dziś świadkiem. Kolejna tajemnica musiała jednak zaczekać z ujawnieniem, dopóki Amycus nie będzie w stanie sam kontrolować swoich potencjalnych zdolności. Podejrzewał, że już podczas śmierci magicznego ptaszka domyśliła się o czymś,czego na razie nie chciał jej wyjaśniać.
Yumi Mizuno
Yumi Mizuno

Skrawek zieleni - Page 3 Empty
PisanieTemat: Re: Skrawek zieleni   Skrawek zieleni - Page 3 EmptyPią 25 Lip 2014, 12:40

Zdawała sobie sprawę z jego trudnego charakteru. Nie sądziła jednak, że będzie musiała go wbrew sobie czy zgodnie ze swoją ciekawością rozgryźć go, aby mogli w przyszłości razem koegzystować. Nie oczekiwała od niego na starcie żadnych deklaracji miłosnych, chylenia nieba ani rzucania świata do stóp. Chciała, aby po prostu żyli później w harmonii, trzymając się ciasno wszystkich ustalonych zasad. Tylko to umożliwi im spokój w codzienności i w rutynie. Może samo to wystarczy, aby chciało wracać się do domu. Nie tylko Amycus nie mógł jej dać niczego poza płytkimi uczuciami, których nie trzeba było uzupełniać i zaspokajać. Nie chciała bogactwa, żadnych zamków czy rezydencji. Przestała cieszyć się z tego na pogrzebie matki, pozostawiona samej sobie. Yumi będzie miała trudności ze stworzeniem domowej atmosfery, póki "nie wyzdrowieje" z Dereka i nie wykluje się z pancerza. Jednak jeśli miała kiedyś zmienić się i wyleczyć, nie pogodziłaby się z obecnym Amycusem.
Miała wytrzymać jeszcze dwa lata. Furtka zostanie wtedy otwarta. Bez konsekwencji będzie mogła wynieść się, wyprowadzić i zerwać kontakt z poprzednim, dotychczasowym życiem. Bez Amycusa bądź z nim, odejdzie najzwyczajniej w świecie. Nie przerażało ją nawet stwierdzenie "wyjęty spod prawa, wyrzutek", oddzielona od życia w społeczeństwie. Yumi zrobiłaby wszystko, aby wyrwać się spod władzy ojca. Potrzebowała tylko jeszcze trochę czasu i intensywnego bodźca, aby do tego dojrzeć i dorosnąć.
Yumi czuła, że wszystko zaczyna wymykać się jej spod kontroli. Nie mogła pozbyć się wrażenia, że gdyby nie wspomniała o Michaelu, nic złego by się nie wydarzyło. Nie miała podstaw, aby tak sądzić, ale i tak to w niej tkwiło jak zadra w oku. Oddychanie sprawiało jej trudność. Nie umiała mu pomóc. Krzyknął na nią i odruchowo odsunęła twarz, marszcząc mocno powieki. Dopiero teraz pomyślała o bandażu w torebce. W ukrytej kieszeni, na samym dnie. Pielęgniarka kazała jej zmieniać opatrunek na ramieniu raz na jakiś czas i Yumi robiła to z wielką niechęcią i rzadziej niż powinna. Nie pomyślała, że to byłby bardziej pożyteczny materiał. Nie była wyszkolona magomedycznie, kierowała się instynktem i silną potrzebą udzielenia pomocy. Jej ręce zesztywniały nad dłońmi Amycusa. Wpatrywała się w niego już bez ogników w oczach, tak...martwo. Jakby poddała się i było jej wszystko obojętne.
Nawet się nie zająknęła tylko stanęła z jego drugiego boku i sięgnęła do wskazanej kieszeni. Różdżka, która już raz ją poparzyła. Wymacała trzonek i objęła go palcami. Mocno zacisnęła opuszki palców na amycusowej broni, wyciągając ją z ukrycia. Poczuła palenie i negatywne fale płynące z obcej różdżki. Zlekceważyła to, nie poświęciła temu uwagi warcząc w myślach na nią "Wiem, ze mnie nie lubisz, ale teraz mnie to nie interesuje. Masz pomóc Amycusowi". Z kamienną twarzą wcisnęła mu różdżkę w ranną rękę, starając się jak najmniej go dotykać. Przez chwilę trzymała dłoń przy nim upewniając się, że chwycił pewnie różdżkę. Cofnęła ręce, opuściła je i czekała w milczeniu aż zrobi coś, co mu ulży. Jako niepełnoletnia czarownica nie mogła nic zrobić. Tylko stać i patrzeć. Deprawujące, ogłuszające i gaszące strach o drugą osobę.
Kiedy znowu kazał się jej odsunąć, posłała mu mordercze spojrzenie.
- Lepiej bierz się do roboty, a nie mi rozkazujesz. - wycedziła słowa ledwie otwierając usta i rzecz jasna nie słuchając jego polecenia. Był dla niej teraz niebezpieczny? Dobre sobie, był taki odkąd się poznali. Cofnęła się o parę centymetrów, przyglądając się mu spode łba. Widziała jego zamyślenie, była pewna co do wspomnień przemykających mu teraz przed oczami. Domyślała się, że przyczyna takiego wydarzenia tkwiła głęboko w nim. Pamiętała co stało się z wróbelkiem w jego dłoni. Yumi dalej wyglądała tak pusto i martwo. Chciała, aby w końcu wszystko wróciło do normy. Nie zniosłaby, gdyby kolejna osoba się od niej odwróciła przez właśnie takie magiczne anomalie. Otrzepała spódniczkę sięgającą do kolan z niewidzialnych paprochów, przy okazji pozbywając się z rąk mrowienia pozostałego po dotknięciu jego różdżki. Oddychała bardzo płytko i nie patrzyła już na Amycusa. Czekała aż cokolwiek powie. Dawała mu możliwość wybrania drogi, którą pójdą - udawanie, że to nie miało miejsca, zbagatelizowanie bądź omówienie. Nie chciała naciskać, chociaż skrycie bała się. Trzymała przecież dzisiaj te ręce. To przez nią stało się to, co się stało. Nie mogła tak myśleć, ale pomyślała i było na to za późno. Przestała cieszyć się z marynarki otulającej jej ramiona. Stała się zbyt ciężka i obca. Zupełnie, jakby właśnie przed chwilą oddalili się od siebie przez te bliżej niezidentyfikowane płomienie.
Amycus Carrow
Amycus Carrow

Skrawek zieleni - Page 3 Empty
PisanieTemat: Re: Skrawek zieleni   Skrawek zieleni - Page 3 EmptyPią 25 Lip 2014, 16:57

Dostrzegł wyraźny obronny gest, dzięki któremu jej organizm radził sobie z podniesionym głosem towarzysza rozmowy. Zaciśnięte powieki uwypuklały zmarszczki mimiczne, ściągając równocześnie resztę twarzy w napięciu i zdenerwowaniu. Być może nawet strachu, jednak Amycus miał co innego na głowie niż analizowanie zachowania Yu. Zacierający się ślad wspomnień krążył gdzieś w tył świadomości chłopaka, pozwalając mu na porównanie tych dziwnych odczuć niepokoju jakie czuł niegdyś w przeszłości, łudząco podobne do obecnej sytuacji. Wziął kolejny głębszy wdech, czując intensywny zapach swojego własnego ciała i przez moment zastanawiał się czy z Evanem nie powinni również poćwiczyć tego typu zaklęć, bezpośrednio związanych z magią bezróżdżkową, co do której Amycus miał chyba wysokie predyspozycje. Co innego walczyć na niby, zmuszając własne ciała do przekraczania barier wytrzymałości i podleganiu nie instynktowi, ale świadomemu przeciwstawianiu się bólowi, a co innego ofiarować komuś niezrozumiałe cierpienie.
Poruszenie palcami stanowiło nie lada wyzwanie, dlatego przez większość czasu wpatrywał się w czarną, chropowatą fakturę różdżki. Była niezwykle odległa oraz jakby obca, ze względu na brak czucia w opuszkach palców. Tylko dlaczego ten piekący ból musiał akurat wżerać się głęboko w strukturę jego dłoni, sięgając aż do mięśni, ścięgien, tkanek i kości. Zdawało mu się nawet, że stawy go pobolewają.
- Aquamenti. – Wyszeptał cicho, a z końca różdżki wydobył się niewielki strumyk niemalże zamrożonej wody. Różnica temperatury sprawiła, że szczęki Amycusa zacisnęły się niezwykle mocno, powodując zgrzytnięcie zębów w pierwszym szoku. W rzeczywistości chłodna woda zaczęła rozlewać się po lewej dłoni chłopaka, podczas gdy po chwili przesunął różdżkę w górę, aby przysunąć ręce niezwykle blisko siebie. Kiedy pierwsze krople dotknęły również i drugiego poparzenia, pochylił głowę do przodu, aby Yumi nie dostrzegła zaciskających się powiek Amycusa. Dopiero kiedy pierwsza fala bólu przeszła, zakończył trwanie zaklęcia.
Jego płytki oddech stanowił oderwanie od bólu, ponieważ skupił się przez moment na opanowaniu mięśnia przepony w ramach uratowania tych resztek powietrza, jakie za wszelką cenę uciekały z płuc. Uniósł w końcu głowę, informując Yumi o niebezpieczeństwie, które może jej zagrozić jeśli będzie stała teraz blisko niego. Świadome zagrożenie było przez niego niezwykle chłodno wykalkulowane, ponieważ nie znał swoich możliwości a pojawienie się dziwnych, magicznych anomalii stanowiło dla niego coś niezrozumiałego. Póki zaczytywał się w odpowiednich pozycjach książkowych, było dobrze. A przynajmniej początkowo, ponieważ nie spodziewał się aż tak dziwnych sytuacjach jak sprzed chwili.
Podniósł na nią jeszcze jedno spojrzenie na kilka przedłużających się sekund, skoro dziewczyna sprzeciwiła się jego..jakby nie patrząc rozkazowi. Rozluźnił nieznacznie mięśnie swojej twarzy, przesuwając różdżkę poziomo, aby skierować jej końcówkę w stronę lewej ręki.
- Enervate. – Powiedział wyraźniej, przenosząc spojrzenie na swoją prawą dłoń, aby wykonać odpowiedni ruch palcami. Zadanie było niezwykle trudne, zważywszy na fakt niezbyt dokładnej zręczności górnej kończyny. Końcówka różdżki zabłysnęła delikatnym pomarańczowym blaskiem, ale dopiero w momencie powtórzenia zaklęcia i wykonania okrężnego ruchu nadgarstkiem, strumień światła otoczył lewą dłoń Amycusa. Początkowa mgiełka przysłoniła zczerniałą i zaczerwienioną skórę, spomiędzy której widoczna była krew. Podczas gdy dłoń zaczęła się regenerować spokojnie, podniósł wzrok na twarz Yumi, która wpatrywała się w niego z całkiem sporym dystansem.
- Boli cię dłoń? Poparzyłem cię? – Zagadnął spokojnym głosem, zastanawiając się co było tak naprawdę było przyczyną przyglądania się uważnie ręce. Dosłownie czuł każdą przesuwającą się tkankę na skórze, regenerującą naskórek oraz ślady po tak gwałtownym poparzeniu. Uśmiechnął się końcówkami warg jedynie, kiedy dostrzegł tak gwałtowną zmianę w nastawieniu Yumi. Nie potrafił skupić się do końca na utrzymaniu zaklęcia, przez co zostało ono przerwane. Przeniósł spojrzenie na rękę i różdżkę, ponawiając po raz kolejny regenerujące zaklęcie. Tym razem pomarańczowe światło było intensywniejsze i w szybszym tempie zaczęło regenerować tkanki. Poruszył palcami, jednak piekący ból wciąż był odczuwalny. Wypuścił powietrze z ust, ponownie unieruchamiając dłoń, opierając się łokciem o kolano. Im więcej czasu mijało, tym większą różnicę można było dostrzec między jego rękoma. – Nie będę mówił, że przykro mi, że trafiłaś na mnie z tymi zaręczynami. Oboje dobrze wiemy, że nie dostaniesz ode mnie tych wszystkich dziewczęcych marzeń o romantycznej miłości. Jeśli masz kogoś, powiedz mi wprost, abym mógł przemyśleć wszystko na spokojnie. – Mówiąc to, przeniósł ciemną różdżkę do drugiej dłoni, co sprawiło lekkie skrzywienie na twarzy. Ponownił zaklęcie, celując w prawą dłoń. Lewa była wciąż czerwona i spękana, jednak zniknęły bąble oraz czarne fragmenty naskórka. Tym razem Amycus użył nieco innego zaklęcia, bowiem Rejoto obniżające temperaturę danego fragmentu ciała, a zaraz po nim Enervate. Pomarańczowe światło otoczyło jego dłoń o wiele szybciej niż za pierwszym razem.
Yumi Mizuno
Yumi Mizuno

Skrawek zieleni - Page 3 Empty
PisanieTemat: Re: Skrawek zieleni   Skrawek zieleni - Page 3 EmptyPią 25 Lip 2014, 17:34

Każdy człowiek opracowywał w sobie mechanizmy obronne, którymi kierował się, gdy miał do czynienia z bólem. Jedni nie pozwalali ciału na poruszanie się, drudzy wydzierali się, aby sobie ulżyć, trzeci zasłaniali się ramionami... Yumi zaciskała oczy, zęby, pięści, spinała mięśnie, aby przetrwać kłujący ból krzyknięcia. Chwilowe, dające jej wytchnienie. Nie bała się jego rozkazów ani krzyków. Nie umiała się go bać. Ranił ją z góry zakładając, że jest słaba i nie poradzi sobie z widokiem popalonych dłoni i jego wykrzywionej bólem twarzy. Chciała pomóc, została odrzucona, a więc stała i była świadkiem jak coś w niej umierało. Mianowicie wizja Amycusa jako niepokonanego. Zyskała dowód, że Carrow jest jednak człowiekiem, a nie superbohaterem. Mimo wszystko Yumi cierpiała widząc go tak osłabionego.
Nie poruszyła nawet najmniejszym palcem u nogi, wpatrzona w efekty rzucanych zaklęć. Noc ograniczała widoczność, jednak przyzwyczajone już do niej oczy wyłapywały zmiany na dłoniach Carrowa. Próbował sobie ulżyć i jednocześnie starając się, aby Yumi tego nie widziała. Zamknął oczy chroniąc ją przed widokiem jego bólu. To było urocze, ale i tak wiedziała, że cierpi od zaklęcia, które miało go uleczyć. Gdyby była pełnoprawną czarownicą, to ona stałaby przy nim i własną różdżką próbowałaby go uleczyć. Nie musiałby tak spinać mięśni i cierpieć. Oglądała kropelki skapujące z jego dłoni. Wsiąkały w wilgotną trawę, robiąc jeszcze więcej miejsca na resztę wyczarowanej wody. Błyski zaklęć oświetlały twarz Amycusa i zdradzały trud opanowania. Był bledszy, bardzo zmęczony i wyczerpany, a mimo tego dawał z siebie wszystko, aby doprowadzić siebie do porządku. Mogła zaprowadzić go do najbliższego miejsca podłączonego do Sieci Fiuu. Wysłać go do domu, gdzie Alecto zaopiekowałaby się jego ranami. Yumi nie była jednak w stanie tego zaoferować, wyczuwając narastającą przed nimi przepaść. Niemoc udzielenia pomocy dusiła ją w środku. Oczekiwanie na efekty było jeszcze gorsze. Milczała, czekając aż wszystko się polepszy. Tylko to mogła zrobić, nie narażając Amycusa na więcej nerwów i bólu. Łagodne światło leczniczych zaklęć pocieszały ją i obiecywały poprawę stanu jego poparzonych rąk. Domyślała się jaki ból musi znosić przy poruszaniu i obracaniu różdżki. Pierwsze minuty czekania były najgorsze, potem już działo się lepiej. Drgnęła, gdy odezwał się do niej pytając o rękę. Potrząsnęła przecząco głową, nie odrywając spojrzenia od ponowionego błysku zaklęcia. Tym razem jaśniejszego, silniejszego i mocniejszego. Miałby ją poparzyć? Oczywiście, że ją poparzył. Jakkolwiek jej dotyka, wszystko ją pali od środka. Co to za różnica, czy to skóra ją piecze czy żyły. Nie potrzebował do tego ognia, starczył sam dotyk. Ewentualnie gorące spojrzenie, jeśli wbijał je w nią i przygważdżał do podłoża. W świetle błysków dostrzegła zasklepiony, cienki naskórek oraz pewniejsze ruchy nadgarstków Amycusa. Poradził sobie sam, jak zawsze. Był samowystarczalny, a jej obecność była zbędna. Prychnęła gorzko, gdy zasugerował, że marzy o romantycznej miłości i ma kogoś na boku. Ona? Yumi? Straciła to pięć lat temu. Nie wymagała zbyt wiele.
- Nie, nie mam. - odparła obojętnym tonem i wzięła głębszy wdech, wciąż przyglądając się końcówki jego różdżki. Jemu też było przykro, że na niego trafiła. Mógł temu przeczyć, ale przecież widziała, że cieszy się tylko z możliwości dokopania Derekowi. Nie z niej. Nie mogła na to gniewać się. I tak zrobił w jej życiu wiele dobrego. Pocieszał ją, ale przynajmniej był szczery. Oboje wiedzieli, że wątpliwym będzie wzajemne pokochanie się, mając w sobie dosyć mocne deficyty. Mogli chociaż próbować się lubić. To zawsze jakiś początek i recepta na harmonię w przyszłym życiu.
- Nie mam ci nic za złe i nie będę narzekać. Wiesz, że mam skromne wymagania. Jeśli uda nam zaprzyjaźnić się, to wystarczy. - miałaby marudzić? Gdyby trafiła na kogoś innego, zniszczyłaby mu życie nie mogąc się doń zbliżyć, dać miłości i szczerej radości, chowając się w swojej skorupie ilekroć wyciągnąłby ku niej dłoń. Amycus znał ja, wiedział o jej brakach. Nie zniszczy mu życia, bo jej usterki były niczym w porównaniu z jego "problemem" uczuciowym. Mogłaby próbować pokazać mu trochę pozytywnych emocji, ale nic poza tym między nimi nie wydarzy się. Zapewni jej bezpieczeństwo i spokojne życie, na które niewątpliwie zasłużyła. To jest jej szczyt marzeń.
- Jeśli skończysz, odprowadzę cię do gospody. Sieć Fiuu jest lepszym pomysłem niż teleportacja. - najwyżej za niego rzuci zielonym piachem i wypowie adres, wysyłając go w bezpieczne miejsce, gdzie otrzyma pomoc. Nie potrzebowała niańki, sama zaraz po nim w ten sposób powróci do domu. Zakończą te długie spotkanie i nie zobaczą się aż do dnia zaręczyn. Oboje ochłoną i po dwunastu dniach jeszcze raz zadecydują czy przyjaźń jest możliwa w ich specjalnym przypadku. Jeśli nie, Yumi nie będzie mogła zgodzić się na zaręczyny. Straci wtedy dobre imię, zostanie wydziedziczona, wyrzucona na bruk, ale nie może pozwolić sobie na brak czegoś pozytywnego w potencjalnym małżeństwie. Była gotowa poświęcić przyszłość, aby uniknąć toksycznej relacji. Muszą umieć przyjaźnić się. Bez tego wszystko nie będzie miało sensu.
Po długim czasie w końcu zaszczyciła go smutnym spojrzeniem. Jego ręce wyglądały o wiele lepiej, on sam nie był wykrzywiony bólem, a to oddało jej trochę spokoju. Nawet mrowienie w palcach po dotknięciu jego różdżki minęło. Wszystko jakby powoli wracało do normy, a Yumi upewniała się w przekonaniu, że ma deja vu. Ta noc była dziwna i gdyby nie uszczypnęła się, nie wierzyłaby w jej realizm.
Amycus Carrow
Amycus Carrow

Skrawek zieleni - Page 3 Empty
PisanieTemat: Re: Skrawek zieleni   Skrawek zieleni - Page 3 EmptyPią 25 Lip 2014, 18:31

W momencie przyznania się do braku obiektu westchnień potencjalnej narzeczonej, powinien poczuć ulgę na sercu i odetchnąć spokojnie, że nie niszczy miłości jaka mogłaby rozkwitnąć między nią a jakimś chłopakiem. Nie sądził, że Yumi obawia się zranienia drugiej osoby własnymi deficytami bliskości oraz wstrzemięźliwości, zbyt mocno zapatrzony we własną ułomność. Podejrzewał, że to on zniszczy jej życie, nie potrafiąc każdego dnia przywdziewać maski zadowolenia. Zresztą w ich relacji nie mógł pozwolić sobie na brak szczerości, ponieważ dziewczyna w jakiś dziwny sposób od razu wiedziała kiedy kłamie, jakie są jego intencje oraz do czego jest zdolny. Nie musiał tego mówić na głos, w ogóle nie musieli ze sobą rozmawiać, aby przez te blisko 5 lat poznać się wystarczająco mocno i dojść do takich właśnie wniosków.
Błyski różdżki w końcu ustały, a on podniósł głowę opierając się pośladkami o podeszwy butów wygodniej. Mięśnie ramion i karku rozluźniły się, a spięcie na jego twarzy również się zmniejszyło. – Mogłabyś mi je opatrzyć? – Poprosił miękko, odkładając różdżkę na swoich kolanach tuż po tym jak rzucił ciche Lumos. Światło z końca różdżki oświetliło ich oboje, umożliwiając dokładniejsze przyjrzenie się poparzonym dłoniom i skupieniem się na tym, nie zaś na temacie ich rozmowy.
- Zrobię wszystko, aby tak właśnie się stało. – Odwołał się bezpośrednio do jej słów o przyjaźni, zastanawiając się czy rzeczywiście Yumi jest aż tak mało wymagajacą dziewczyną. W chwili obecnej musiała marzyć o usunięciu Dereka z jej życia, a równocześnie wracała tam co 10 miesięcy i tkwiła we własnym kole cierpienia przez cały okres nauki w Hogwarcie. Mimo, że brata widziała rzadko, wszystkie zdarzenia z ferii, świąt czy wakacji mocno zakorzeniały się w jej umyśle i sercu, uniemożliwiając prawidłowe funkcjonowanie. Podniósł ponownie spojrzenie na Krukonkę, wyciągając lekko drżące jeszcze dłonie w jej stronę, sugerując podbródkiem na chustkę wygrzebają gdzieś z dna torebki. Miała rację, że nie potrzebował jej do opatrzenia własnych raz. Mógł przecież zmusić się raz jeszcze do wykonania ostatniego zaklęcia bandażującego świeże rany. Coś jednak podpowiadało mu, że przepaść jaka się tworzyła między nimi mogła zaważyć na tym wszystkim, co wypracowali przez ostatnie godziny. Szum wiatru mile wkradał się pod koszulę i chłodził resztę ciała, poruszając niewielkimi źdźbłami trawy we włosach Amycusa, nieświadomego z ich istnienia. Chciał sprawdzić również czy Yumi brzydzi się takimi ranami i jest w stanie pokonać po raz drugi obrzydzenie, kiedy adrenalina już opadła. Poniekąd zachęcał ją do porzucenia wcześniejszych myśli, według których rzekomo odrzucił ją całkowicie. Odepchnął ją werbalnie, ponieważ znał się lepiej od niej na udzielaniu pierwszej pomocy. – Jak ktoś się poparzy, opatrunek na samym końcu. Najpierw schłodzenie. Jak nie możesz używać magii, szukasz czegoś zimnego. Mugole używają hydrożelu, czyli specjalnych saszetek łagodzących oparzenia. Gdybyś przewiązała mi na samym początku dłonie, za kilka godzin musieliby je zrywać razem z moją skórą, stopione w jedno. – Najwyraźniej, Amycus nie był dobry w subtelnych opisach udzielania pierwszej pomocy, ponieważ ostatnie słowa nie zabrzmiały zbyt łagodnie. Stwierdził jednak, że poinformowanie dziewczyny o takich środkach zaradczych może się przydać na przyszłość.
Podniósł na nią ponownie wzrok, zdecydowanie bardziej zmęczony i senny niż pół godziny temu. Nie odpowiedział na zaczepkę dotyczącą teleportacji, ponieważ jedna głupota z tym dzisiejszego dnia mu wystarczy. Przesunął wzrokiem na zabandażowane ramię dziewczyny, ukryte pod rękawem ciemnej marynarki. Milczenie przedłużało się, jednak nie napomniał o ranie od Graybacka ani słowem, a jedynie wrócił spojrzeniem ponownie w jej oczęta. Smutne i jakby rozżalone, czego nie mógł zinterpretować ani przeanalizować. Obiecał jej coś, więc musiał dotrzymywać słowa.
- Dlaczego jesteś smutna? – Niewinność wypowiadanego pytania mogłaby ją zaskoczyć, ponieważ dotychczas nie pytał w tak bezpośredni sposób o źródło danego uczucia, nazywając je tak celnie jak teraz. Beznamiętność wpisana w tonację jego głosu również uległa zmianie, ponieważ mogła usłyszeć jakieś zaciekawienie. Możliwe, że się przesłyszała i to tylko zmęczenie zmieniało jego głos.
Yumi Mizuno
Yumi Mizuno

Skrawek zieleni - Page 3 Empty
PisanieTemat: Re: Skrawek zieleni   Skrawek zieleni - Page 3 EmptyPią 25 Lip 2014, 20:38

Znali się jak stare, łyse hipogryfy. Zastanawiające jest, że nigdy nie umieli przed sobą kłamać. Domyśliłaby się, gdyby chciał ja oszukać, chociaż ona w przeciwieństwie do jego zdolności interpretacji każdego zachowania, stawiała na zaufanie. Wierzyła w drugiego człowieka i porzucała chłodną analizę. Nie chciała od niego maski zadowolenia, gdy już staną na ślubnym kobiercu. Ta myśl wstrząsnęła nią, odebrała całą pogodę ducha i wpędziła w przygnębienie. Nie chciała myśleć o tym, co będzie za dwa lata, gdy uzyska pełnoletność. Nie będzie mogła wtedy tylko czarować, lecz jej życie zmieni się o sto osiemdziesiąt stopni. Miała jakieś siedemset dni, aby na to przygotować się psychicznie i emocjonalnie. Wydawało się to zbyt krótko, aby poradzić sobie z wizją zmian.
Yumi chciała szczerości. Może przyjaźń to bardzo małe i skromne wymagania, ale czy mogła dostać coś więcej? Tak ciężko szło im zaprzyjaźnić się, więc jakie były możliwości stworzenia w przyszłości związku opartego na czymś innym niż na właśnie przyjaźni? Może jak podrosną, dojrzeją, to wtedy spróbują być dla siebie kimś więcej. Może wtedy zmieni się trochę ich system wartości i postrzeganie drugiego człowieka oraz świata.
Błyski zniknęły zastąpione przez delikatne "Lumos". Kucnęła obok niego, a potem usiadła na trawie, nie przejmując się, że zmoczy sobie nogi i spódniczkę. Przyjęła jego trzęsące się ręce. Ujęła najpierw prawą dłoń, dwukrotnie owijając ją apaszką. Nie zareagowała na jego deklarację. Przyjęła ją. Obiecali sobie wszak wcześniej już, że postarają się, aby do tego doprowadzić. Związała supełek i odsunęła już opatrzoną rękę. Wzięła się za drugą, ledwie ją dotykając. Cieniutki, miły w dotyku materiał z pewnością nie podrażni skóry i nie uczyni krzywdy. Przesłoni od wiatru i ulży. Skinęła mu głową, przyjmując wyjaśnienie jak powinna postąpić, a co mogła zrobić złego swoją nieświadomością. Mugoli znała, miała ich w gronie przyjaciół, jednak nigdy nie była w ich świecie. Nie wiedziała jak żyją, jak działają, jak sobie radzą i jak postępują bez magii. Ciekawiło ją to w pewnym stopniu, nie znalazła jednak niestety okazji, aby o to zapytać swoich kolegów i koleżanki. Amycus zwrócił jej jednocześnie uwagę jak ważne jest radzenie sobie bez różdżki. Zapisała to sobie w pamięci, aby więcej czasu spędzić z Billem bądź Lavinią. Nie czuła obrzydzenia do ran i nie okazywała tego. Odkąd zobaczyła zabandażowaną matkę w szpitalu, poharataną, wręcz zagryzioną żywcem, uodporniła się. Nie odrzucał jej. Amycus nie mógłby jej odrzucać, skoro wyciągał te ręce po to, aby wielokrotnie jej pomóc. Owszem, wkurzał ją, nienawidziła go za pewne rzeczy, irytował, drażnił i dopiekał boleśnie, ale dla niej był człowiekiem dobrym. Nie mogłaby skrzywić się i odwrócić twarzy, choćby zbierało się jej na wymioty.
W milczeniu dokończyła owijanie jego rąk. Łącznie musnęła jego skórę ze trzy razy. Nie omijała dotyku z powodu lęku przed poparzeniem, tylko profilaktycznie zapobiegała kolejnym wybuchom wewnątrz ciał. Odsunęła drugą rękę, zakrytą już cienkim materiałem. Wzięła głębszy wdech, gdy życzliwie zapytał o powód jej smutku. Trafnie określił co jej dolega i z góry nie przedstawił źródła, tylko o niego pytał. Doceniła to bardzo, jednak nie była w stanie uśmiechnąć się i pochwalić go za ten postęp. Dopiero teraz w końcu nań spojrzała bez krztyny radości. Proste pytanie, a nie umiała na nie odpowiedzieć.
- Przestraszyłeś mnie. Działo się coś złego i nie mogłam nic zrobić. To jest smutne. - stwierdziła niewzruszonym tonem, perfekcyjnie maskując swoje uczucia i żal. Marynarka ponownie włączyła swoje tajemne moce i poczęła ją ogrzewać, palić w kark i rozdawać ciepło na prawo i lewo. Yumi przymknęła oczy napawając się tym uczuciem, bowiem wiedziała, że za chwilę odzież odda i wróci do domu.
Amycus Carrow
Amycus Carrow

Skrawek zieleni - Page 3 Empty
PisanieTemat: Re: Skrawek zieleni   Skrawek zieleni - Page 3 EmptyPią 25 Lip 2014, 21:07

Sytuacja między nimi ustabilizowała się na tyle, aby mogli porozmawiać ze sobą szczerze i bez żadnych niedopowiedzeń jak dotychczas. Amycus dostrzegał różnicę jaka zaszła między nimi podczas dzisiejszego wieczoru i przez chwilę zastanawiał się nad tym, co powinien zrobić z tym oto fantem. Przypatrywał się jej zmęczonemu spojrzeniu, odbierając wszystko to co mówiła do niego o tkwiącej w niej głęboko bezsilności, która wiązała ręce. Nie analizował dlaczego odczuwała takie właśnie myśli, stwierdzając że powinien rzeczywiście porzucić doszukiwanie się drugiego dna i spróbować poznawać Yumi od początku. Raz jeszcze, ale posiadając tę wiedzę którą miał w sobie.
Odsunął dłonie i oparł się łokciami o uda, po raz kolejny pozwalając sobie na dawkę rozluźnienia i swobody. Pochylił po chwili głowę i poruszył nią spokojnie raz w prawo, raz w lewo. – Zbyt wiele sekretów na dzisiejszy wieczór, Yumi. – Powiedział łagodnie, ucinając subtelnie temat wyjaśnień dotyczący tego, co właśnie się rozegrało. A właściwie kilka chwil wcześniej, jak oboje nie wiedzieli tak naprawdę co się dzieje.
Uniósł spojrzenie na dziewczynę, po czym bez słowa wyjaśnień podniósł się z chłodnego podłoża i nie otrzepywał nawet swoich spodni z kurzu czy trawy. Nie chcąc poruszać zbyt mocno rękoma ułożył je luźno wzdłuż swojego ciała, chowając uprzednio ostrożnie różdżkę do ukrytej kieszeni w spodniach. – Oboje musimy dobrze przemyśleć to, co dzisiaj usłyszeliśmy. Wydaje mi się, że tak będzie lepiej. – Zaproponował jej, czekając na jej zgodę bądź zaprzeczenie. Chociaż przeczucie mówiło mu, że Yumi wybierze opcję pierwszą.

*

Yumi patrzyła na Carrowa wciąż smutno, ale już spokojnie. Największe emocje opadły. Wysłuchała jego słów i ani myślała temu przeczyć.
- Masz rację. To jedyne rozsądne wyjście. - w końcu w czym się zgadzali. Yumi również wstała i sięgnęła po swoją torebkę. W porę przypomniała sobie o marynarce, którą tak polubiła. Zdjęła ją ze swoich ramion, ostatni raz przesuwając po materiale opuszkami palców. Wiatr wywołał w jej ciele mocny dreszcz - różnica między ciepłem marynarki a pogodą była diametralna.
- Dziękuję. - szepnęła i podała mu jego własność. Nie mogła jej zabrać ze sobą, chociaż bardzo tego chciała. "Kradnąc ją" przyznałaby się jak wiele radości sprawił jej ten skrawek materiału. Wystarczyło, aby na nią spojrzał, a już mógł wiedzieć, że po prostu nie weźmie jej ze sobą. Skinęła mu głową, aby pieszo pokonali drogę do Gospody. Teleportacja nie wchodziła już w grę.

zmiana tematu Amycus i Yumi
Daniel Blais
Daniel Blais

Skrawek zieleni - Page 3 Empty
PisanieTemat: Re: Skrawek zieleni   Skrawek zieleni - Page 3 EmptyWto 15 Maj 2018, 19:58

W Hogsmeade pojawił się dużo wcześniej niż planował. Powrót do domu okazał się opcją mniej przyjemną od niespiesznego spacerowania po uliczkach Hogsmeade w chłodne marcowe popołudnie. Miał na tyle szczęścia, że padający od kilku dni deszcz dzisiejszego dnia ustał, dając wszystkim odetchnąć od nieustannej wilgoci wsiąkającej w szaliki i psującej wszelkie możliwe fryzury. Blais zdążył już powolnie przejść przez wszystkie znane mu uliczki, obserwując witryny sklepów i knajpek, a także okna i balkony kamieniczek. Wszystko tutaj było przesiąknięte wspomnieniami szkolnych lat, które, choć nie stanowiły jeszcze dalekiej przeszłości, przynosiły ze sobą pewną nostalgię.
Wciskał zaciśnięte w pięści dłonie w głębokie kieszenie szarego płaszcza, chwytając resztki ciepła, jakie w nich pozostały. W zamyśleniu kierował swoje kroki w miejsce, które było mu dobrze znane - niewielki skrawek zieleni, kilka drzew i ławek z huśtawką w samym jego środku. Nie miał najlepszego pod słońcem humoru, wciąż przejęty słowami jakie padły z jego ust w jego własnym gabinecie. Wciąż nie wiedział co powinien był wtedy powiedzieć ani jak powinien się z tym czuć. Nieustannie zadawał sobie jedno pytanie.
Co by się stało gdybyś choć raz zaryzykował, Blais?
Ta myśl była jak cichy głosik wewnątrz jego głowy, który odzywał się w najmniej odpowiednich momentach. Westchnął, przystanął i rozejrzał się wokół siebie. Latarnie wydobywały z tego przyjemnego w dziennym świetle miejsca mrok, maleńki park był zupełnie cichy. Poczuł delikatny dreszcz, choć nie był on wywołany strachem. Ze srebrnej papierośnicy wyciągnął jednego papierosa i odpalił go z pomocą różdżki. Wtedy ją zauważył. Początkowo pomyślał, że to Vane, która z niewiadomych powodów również przyszła wcześniej. Ciemnowłosa dziewczyna siedziała na huśtawce, z niewiadomych przyczyn zupełnie sama, mimo że był to weekend. Zaciągnął się dymem i ruszył w jej stronę, a z każdym krokiem przekonywał się, że nie jest to bynajmniej Jas, tylko...
- Amy? - ni to zapytał, ni stwierdził, wychodząc z cienia prosto w blask latarni, która oświetliła jego wysoką postać. - Cholera, dziewczyno, własnym oczom nie wierzę.
Wcale nie minął się z prawdą, nie widzieli się przecież przez niemalże cały rok, a nie rozmawiali o wiele dłużej, co akurat było jego "winą". Po prostu nie znosiły się z Alecto na tyle, że przez jego związek z Carrow ich stosunki nieco się ochłodziły, a potem... cóż, potem już nie było go w Anglii.
- Mogę być twoim współtowarzyszem w samotności? - uniósł kącik ust, posyłając jej niepewny uśmiech. Potrzebował towarzystwa, ostatnio był skazany tylko na siebie samego, i o ile uważał takiego kompana za interesującego i inteligentnego, zaczynało mu już od tego odbijać.
Amy E. Greengrass
Amy E. Greengrass

Skrawek zieleni - Page 3 Empty
PisanieTemat: Re: Skrawek zieleni   Skrawek zieleni - Page 3 EmptyNie 10 Cze 2018, 23:04

Siedziała tak na tej huśtawce już sama nie wie ile czasu, trochę na pewno minęło gdyż już było zupełnie ciemno, a nie przypominała sobie by było tak gdy pierwszy raz tu usiadła. Zatopiła się tak w swoich myślach że zupełnie straciła poczucie czasu i dopiero gdy usłyszała czyjś głos, spowodowało że wróciła do rzeczywistości. Spojrzała przed siebie mrużąc oczy.
- Blais...- powiedziała do siebie w myślach nie umiejąc zrobić tego bez niemego sarkazmu.
- A znasz jakąś inną która wytępiłaby pół Hogwartu gdyby mogła? No to ja..- mruknęła zimnym głosem odpowiadając żartem który tak naprawdę żartem nie był, ale dla czystokriwstych jak oni i ich rodów, był. Amy została wychowana w bardzo specyficzny sposób, który niewiele osób rozumiało. Daniel był jedną z takich osób i bolało ją gdy związał się z jedną osobą której kruczoczarna nie mogła znieść w Hogwarcie. Przestała się huśtać stając w miejscu.
- Jeśli musisz...- dodała bezbrawnym głosem. Nie miała zamiaru mu niczego ułatwiać. Może to i ona zerwała z nim, może i nie wyjawiała swoich uczuć tak jak on, Amy była Amy, i gdyby okazywała je w taki sposób jak inni...nie byłaby sobą i oboje o tym wiedzieli, a już on na pewno. Był w jej inner circle i wiedział lepiej niż ktokolwiek inny, jej zachowania i sposoby reagowania na różne sytuacje. Amy potrafiła być uczuciowa jednak zakopała to tak głęboko w sobie że sama ledwo pamiętała tamtą dziewczynę. Jej maska stała się jej nową stałą twarzą. Spojrzała na niego jak się do niej zbliżał i zdecydowała się milczeć. Miała tym zamiar wyrazić jak bardzo nie popierała jego związku z Alecto i choć było to chwilowe, to nadal miała do niego uraz o to. Amy w jakiś sposób kochała Daniela, jednak wiązanie się z kimkolwiek przedukończeniem szkoły i to na stałe, było dla niej nie dopomyślenia. Nie dla jej rodziców ewidentnie. Greengrass znała ich na tyle by wiedzieć jak ich przechytrzyć, przynajmniej na razie.
Gdy jednak dowiedziała się o ich zerwaniu, a raczej o tym jak Daniel rzucił Alecto z hukiem, na jej twarzy pojawił się delikatny uśmieszek, który towarzyszył jej przez pewien czas. Co nie oznacza że się tym przechwalała o nie...trzymała to dla siebie.
Widząc że jest teraz tuż przy niej, spojrzała mu prosto w oczy. Ot tak, bez żadnych emocji w nich skrywanych. Czekała na jego ruch, w końcu on jej zakłócał siedzenie na huśtawce, i z czego zdawała sobie sprawę że powinna już wracać do zamku lub znaleźć nocleg w wiosce, ale była upata. Szczególnie teraz gdy Blais był przy niej.
Daniel Blais
Daniel Blais

Skrawek zieleni - Page 3 Empty
PisanieTemat: Re: Skrawek zieleni   Skrawek zieleni - Page 3 EmptySro 20 Cze 2018, 22:24

Początkowy entuzjazm Daniela szybko został zgaszony, wystarczyło właściwie jedno spojrzenie Greengrass by przypomniał sobie, że niezobowiązujące pogawędki nie są najłatwiejsze do przeprowadzenia w jej towarzystwie. A może to kwestia utraconego kontaktu i długiego okresu rozłąki? Miała trudny charakter, ale dawniej znał ją dobrze i nauczył się jak z nią postępować.
- A cóż stoi Ci na przeszkodzie? Nie krępuj się, skoro i tak już nie ma mnie w tej szkole, można ją rozwalić. - wypuścił w powietrze chmurkę dymu, dyskretnie lustrując wzrokiem jej twarz.
Niewiele się zmieniła, trochę wydoroślała. A on? Zmarszczka między brwiami wyraźnie się pogłębiła, a pod oczami pojawiły się cienie, które teraz mieszały się z burą ciemnością wieczoru. Zdarzało mu się wyglądać lepiej niż na obecną chwilę.
- Hm... Nie muszę. - ale bardzo chciał, był spragniony towarzystwa osoby, którą znał i tolerował, nawet nie chodziło mu konkretnie o Greengrass.  Dlatego też miast obrócić się na pięcie i odejść w swoją stronę, został. Wysunął dłoń z kieszeni i zacisnął długie palce na lince huśtawki, stając tuż obok dziewczyny. Wymierzyła w niego spojrzenie brązowych oczu, śmiałe, bezuczuciowe. On odpłacił się równym brakiem uczuć i twarzą zastygłą w najbardziej charakterystyczna dla niego maskę - tę z przyklejonym doń ironicznym półuśmiechem. Kiedy mierzyli się spojrzeniami w chwilowej ciszy, jaka między nimi zapadła, zrozumiał, że wcale nie oddalił się od niej tak bardzo. Że wcale nie znał jej "dawniej", a zna nadal, wciąż wyuczony czytania pomiędzy wersami jej słów i gestów. Niemalże słyszał wszystkie ironiczne uwagi, jakie rzucała w jego stronę, prawie widział emocje, które tak głęboko chowała.
- Co u Ciebie? Zakopałaś już topór wojenny z Carrow? - nieznacznie skrzywił się na dźwięk tego nazwiska i zaciągnął się dymem z papierosa, po chwili wypuszczając go w górę. O Jasmine wolał nawet nie wspominać, pech chciał, że Amy nie za dobrze dogadywała się akurat z tymi dziewczynami, które były mu najbliższe. Nie dopatrywał się w tym jednak żadnej zależności.
Na pochmurnym ciemnym niebie nie było widać ani jednej gwiazdy. Wrócił spojrzeniem do Amy i wydobył z kieszeni papierośnicę, którą zaraz wyciągnął w jej stronę.
- Masz ochotę? - przekrzywił głowę, pozwalając sobie na nieco wyraźniejszy uśmiech.

/Sesja zakończona ze względu na nieaktywność Amy. 2x z/t ~Huncwot.
Sponsored content

Skrawek zieleni - Page 3 Empty
PisanieTemat: Re: Skrawek zieleni   Skrawek zieleni - Page 3 Empty

 

Skrawek zieleni

Zobacz poprzedni temat Zobacz następny temat Powrót do góry 
Strona 3 z 3Idź do strony : Previous  1, 2, 3

Pozwolenia na tym forum:Nie możesz odpowiadać w tematach
Marudersi :: 
Inne Magiczne Miejsca
 :: 
Hogsmeade
 :: 
Uliczki Boczne
-