Temat: Boga w sercu nie masz... Nie 22 Cze 2014, 19:44
Opis wspomnienia
Dzień zapowiadał się dobrze, ba w zasadzie dla większości osób mógł się wręcz wydawać idealny. Słoneczna pogoda, na niebie żadnej chmurki, takie zjawisko w październiku i to w Szkocji chciało by się rzec niemożliwe. W takiej to o to idealnej scenerii pewien rządny przygód Ślizgon postanowił udać się na wieże astronomiczną, gdzie czekało go coś... dziwnego. W momencie, w którym przekroczył próg klasy, zauważył niziutką Krukonkę stojącą na parapecie przy otwartym oknie... Co się wydarzyło... dowiecie się niebawem... (spoiler SS przeżyje muachachacha)
Osoby: Symplicja Szafran, Uriah Torres
Czas: październik (tak jakoś) 1976
Miejsce: wieża astronomiczna
Gość
Temat: Re: Boga w sercu nie masz... Pon 23 Cze 2014, 21:13
Słońce świeciło tego dnia wyjątkowo mocno, co Uriah przyjmował z szerokim uśmiechem na ustach. Już dawno nie czuł się tak dobrze. Choć w powietrzu wisiała już zapowiedź zimy ten dzień traktował jako iluzję upragnionego lata. Po wszystkich zajęciach zaplanowanych tego dnia, udał się szybko do dormitorium by zrzucić z siebie obowiązujące szaty i przebrał szybko w swoje ulubione dżinsy i jedną z czarnych koszulek, których miał spore kolekcje. Niewiele myśląc wyszedł szybko z pokoju wspólnego Ślizgonów. Pogoda była zbyt piękna, by siedzieć na tyłku w jednym miejscu. Dlatego całkowicie wyluzowanym krokiem przemierzał korytarze zamku, aż w końcu trafił do wierzy astronomicznej. Odruchowo popchnął drzwi klasy...i zamarł. Na parapecie stała jakaś dziewczyna, na oko młodsza od niego, ale nie miał pewności. Chyba kojarzył ją z widzenia, jednak nigdy wcześniej nie zamienili ze sobą żadnego słowa. Podszedł do niej ostrożnym krokiem, opierając się o ścianę plecami, z dłońmi schowanymi w kieszeniach. - Cześć - przywitał się, spoglądając na nią z lekkim uśmiechem -Co robisz? - tak irracjonalne pytanie w takiej sytuacji, a jednak nie wiedział jak inaczej ją zagadać.
Symplicja Szafran
Temat: Re: Boga w sercu nie masz... Pon 23 Cze 2014, 22:44
-Wysoko- stwierdziła z ciekawością spoglądając w dół. Nie wiedziała co podkusiło ją by tu przyjść, ba bardziej powinna się zastanowić nad tym co po przyjściu tu podkusiło ją by otworzyć okno na oścież i stanąć na parapecie. Może to ten zalotnik wiatr, który z rozpalonym spojrzeniem kusił ją by wyciągnęła rękę, bardziej i dalej by musnęła go by poszła się z nim zabawić, by poznać świat na nowo. Gdzieś słyszała, że w Hogwarcie nie dało się zabić skacząc z wierzy, że wokół zamku była jakaś magiczna tarcza, która sprawiała, że po wyskoczeniu wracało się do opuszczonego okna. Spoglądając w dół ciekawa była, ile w tej plotce było prawdy. Pewnie nie wiele, mogła się założyć, że gdyby istniał choć cień szansy na coś takiego to co głupsi, albo raczej odważniejszy Gryfoni raz po raz wyskakiwali by ze swojej wieży tylko po to by naładować się adrenaliną. Wolną rękę wsunęła w swoje kruczoczarne włosy, zastanawiała się jak długo trwałby upadek. Może tylko kilka sekund. Nagle usłyszała jak ktoś uchyla drzwi. Nie spojrzała w tamtą stronę, no bo po co, ludzie przychodzą i odchodzą, zaraz ten ktoś zniknie, pójdzie po nauczyciela, albo zacznie ją błagać, żeby nie skakała bo życie jest piękne. Może i jest, ale to wcale nie był jej cel, nie chciała się rzucać, chciała podumać, a może spełnić jakąś ze swoich szaleńczych myśli. Kiedy usłyszała jego głos zaśmiała się pod nosem. Cichutko, tak, że nie było jej słychać w szumie wpadającego wiatru. -Nie wiem.- Powiedziała najszczerzej jak potrafiła, w sumie taka była prawda. Stała tam, ale z jakiego powodu tego nie wiedziała, od tak bo potrzebowała tego. Bo chciała pożyć na krawędzi.-Szukam wrażeń... a ty?
Gość
Temat: Re: Boga w sercu nie masz... Wto 24 Cze 2014, 21:04
Chłopak przyglądał się dziewczynie z zaciekawieniem. Nie tylko pozycja, jaką zajęła była dla niego niecodziennym widokiem, ale także sam fakt, że wcześniej jej nie dostrzegł. Nie była typową pięknością, na jakie zwykle zwracał uwagę, ale miała w sobie coś... coś, czego jeszcze nie potrafił nazwać. Uriah uwielbiał nowe wyzwania i gdyby rzeczywiście istniało coś takiego jak tarcza ochronna, która ratowała cię przed upadkiem z wysokości, już dawno by tego spróbował. Może to było nieco szalone, ale z reguły uważał, że w życiu trzeba wszystkiego spróbować. Życie było za krótkie, by z czegoś rezygnować. Dlatego też wszedł ostrożnie na parapet, uśmiechając się, gdy poczuł wiatr stawiający im opór. - Szukam ciekawego towarzystwa i chyba je znalazłem, przesuń się - powiedział, przez chwilę przyglądając się widokowi jaki rozciągał się z okna. Po chwili jednak usiadł na parapecie, zwieszając nogi nad przepaścią. -I jak wrażenia? Zadowalające? A tak na marginesie, Uriah jestem - przedstawił się, posyłając jej swój firmowy uśmiech złego chłopca, którego większość dziewczyn próbowała zmienić. Na darmo.
Symplicja Szafran
Temat: Re: Boga w sercu nie masz... Sro 25 Cze 2014, 11:40
Nie patrzyła na niego, swój wzrok nieustannie wlepiała w horyzont, szukając tam czegoś, może spodziewała się ujrzeć wielką wodę, a za nią, cień, wspomnienie, swojej małej Itaki. Na nic takiego jednak się nie pisało, jej raj utracony był za daleko, nawet gdyby jakimś cudem udało jej się dojrzeć morze i jakiś ląd za nim, to to na pewno nie była by Polska, z bardzo prostego i zasadniczego powodu, Polska nie leżała w tą stronę. Jej trzeba było wypatrywać na południowym wschodzie, a nie z czubka Północnej wieży. Westchnęła cicho, nawet układ zamku był przeciwko niej, nie pozwalając, jej Odyseuszowi Dwudziestego Wieku wrócić do domu. Słyszała jego słowa, zaśmiała się nawet cicho pod nosem, jednak pęd wiatru, który wpadał do klasy przez otwarte okno wszystko zagłuszył. Jego słowa zdawały się jej dość tanim tekstem na podryw, ale co ona wiedziała, o tych rzeczach. W zasadzie nie musiało to nawet nim być, Symplia należała do osób, które często w bardzo zły sposób odbierały zachowanie innych co doprowadzało u niej do złudnych nadziei, które kończyły się tylko mokrymi poduszkami. Przesunęła się trochę, przecież to okno i głupota jaką było wychylanie się przezeń nie należało tylko do niej, i chłopak też powinien mieć prawo ryzykować swoje życie, w imię chwilowego przebłysku adrenaliny. -Mogą być... Mogło by być... wyżej.- W jej głosie wyraźnie było słychać obcy akcent, chciało by się rzec egzotyczny akcent. -Symplicja.- Mówiąc kątem oka spojrzała na niego, a widząc jego firmowy uśmiech, znowu zaśmiała się pod nosem.
Gość
Temat: Re: Boga w sercu nie masz... Czw 26 Cze 2014, 13:12
- Wyżej? - zapytał z zaciekawieniem, spoglądając w dal. Jakoś nie potrafił sobie tego wyobrazić. Nigdy nie czuł potrzeby napawania się przyrodą ani pięknymi widokami. Spojrzał znów na dziewczynę, której wzrok wciąż utkwiony był w czymś, czego sam nie potrafił dostrzec. Próbował patrzeć na ten sam punkt, jednak cokolwiek szukała w przestrzeni, on nie był w stanie tego zobaczyć. Uriah nie tęsknił aż tak za swoją ojczyzną. Nie był chyba aż tak przywiązany do rodzinnego domu, który kojarzył mu się jedynie ze złymi czasami dzieciństwa. Może gdyby jego życie potoczyłoby się inaczej, też przychodziłby tutaj w poszukiwaniu skrawka Hiszpanii? Tego nikt nie wiedział i raczej nikt się nie dowie. Przeszłości nie dało się zmienić. Ona pozostawała, nie ważne jak bardzo staraliśmy się ją ignorować, wciąż kładła się cieniem na naszym obecnym życiu. -Wyjątkowe imię - uśmiechnął się, unosząc prawy kącik ust ku górze. -Skąd jesteś? - zapytał, zaciekawiony jej niespotykanym akcentem. -Czego szukasz, piękna? - nie mógł pohamować swojej ciekawości.
Symplicja Szafran
Temat: Re: Boga w sercu nie masz... Sob 28 Cze 2014, 18:26
W końcu tracąc nadzieje, że ujrzy swoją Itakę, usiadła obok chłopaka. Spuściła nogi w dół, w pierwszej chwili, odruchowo próbowała je o coś oprzeć, jakby w obawie, że ich ciężar mógłby ją pociągnąć w dół. Szybko jednak odrzuciła od siebie to uczucie, na którego miejsce przyszło coś nowego. Miała ochotę krzyczeć, ze lata, przecież nóżki jej dyndały, w powietrzu i nie zapadały się niżej. Chmurko gdzie jesteś, jam twój Kordian, zbawca narodów, bard pokoleń, przyszłość rzeszy umęczonych Polaków. Ta myśl jednak nie przekonała żadnego obłoczka, do przyfrunięcia pod okno i zabrania jej w przyszłość, czyżby wieża była za niska, a może to działało tylko w Alpach. Chmurko, moja maleńka, chodź do mnie. Znowu nie widząc, żadnego odzewu westchnęła cicho i oparła się o ramę okna, przeniosła swój wzrok na góry majaczące na horyzoncie, tak bardzo malownicze i niebezpieczne, w wakacje miała w planach przejście je całe wzdłuż i wszerz. Miała już zarezerwowany namiot, który będzie nosić ze sobą, Ciotka Greta tak bardzo ucieszyła się, na pomysł, że znienawidzonej domatorki nie będzie przez prawie cały miesiąc, że zaoferowała, że na urodziny kupi jej nawet plecak górski, który obecne leżał w jej klitce w Londynie. -Ironiczne imię.- Powiedziała przenosząc wzrok z horyzontu na Ślizgona. Matka wybierając jej imię chyba chciała być zabawna, bo osobę, której nie dało się ogarnąć umysłem nazwała prostą. Cóż coś jej w tym żarcie nie wyszło. -Z Polski, a ty, skąd jesteś?- Nie żeby ją to bardzo interesowało, ale jej się stąd nie śpieszyło, a chłopak też nie wyglądał jakby chciał się stąd szybko zmyć. Rozsiadł się jak na swoim. -Itaki.- Odpowiedziała na jego pytanie, ignorując komplement, ot kolejny flirciarz. Nie mogła się powstrzymać, chciała zobaczyć, czy chłopak zrozumie jej przenośnię.
Gość
Temat: Re: Boga w sercu nie masz... Wto 01 Lip 2014, 19:03
Chłopak od czasu do czasu zerkał na dziewczynę. Wydawała mu się nieco oddalona myślami i przez myśl przechodziło mu nawet, że w czymś jej przeszkadza. Jednak z drugiej strony, gdyby chciała być sama, mogła po prostu zamknąć się w swoim dormitorium i tam powzdychać sobie do ojczyzny. Uriah nie bał się wysokości. Dla niego próbowanie nowych rzeczy, zwłaszcza tych, które powodowały zastrzyk adrenaliny był najlepszym sposobem na spędzenie czasu. - Cóż, o ironicznych imionach coś wiem. – powiedział, błyskając swoimi prostymi, białymi zębami w uśmiechu. Czy chciał ją poderwać? Może nieświadomie. Taki już po prostu był. Zachowywał się całkowicie swobodnie w towarzystwie nowo poznanej dziewczyny. –Z Hiszpanii – odparł, wzdychając. Cały kraj uwielbiał, nie znosił jedynie miejsca, z którego pochodził. Gdyby nie siostry, dawno przestałby przyjeżdżać do domu na wakacje. Uriah spojrzał na nią nieco ironicznie. Nie był głupi. Doskonale zrozumiał przenośnię. Co wcale nie znaczyło, że rozumiał motywy dziewczyny, kiedy wypowiadała to jedno słowo. –Aż tak ci tęskno do Polski? Ostatecznie nie jest tutaj tak źle.
Symplicja Szafran
Temat: Re: Boga w sercu nie masz... Wto 01 Lip 2014, 21:10
Czasami zastanawiała się czy tylko jej rodzicie mieli dziwne pomysły na imiona. Według wersji ojca to jeszcze przy Oluchnie starał się walczyć o jakieś normalniejsze wersje imion, jednak Pani Matka uparła się do tego stopnia, że zagroziła mu, że przeprowadzi się do "Mamusi", a to równało się z czymś na równi małej domowej apokalipsy. Nie chcąc ściągać sobie teściową na głowę, Michał zgadzał się na wszystkie fanaberie jego ukochanej małżonki. Żeniąc się z nią nie spodziewał się jednak, że ta kobieta może być tak bardzo szalona i nie do ogarnięcia przez zwykłych śmiertelników. Wszystkie jego dzieci śmiały się z niego, że po spotkaniu z Fradoliną zostanie żywcem do nieba wzięty, i że też on się po samym imieniu nie zorientował, że z tą kobietą coś może być nie ta. -Rodzice czasami mają wybitne poczucie humoru.- Powiedziała, przypominając sobie twarz matki, ciekawe jak wyglądała teraz. Czy te sześć lat bardzo ją zmieniło? Czy poznały by siebie nawzajem na ulicy. To było by przygnębiające, gdyby mogły się minąć jak gdyby w ogóle się nie znały. -Hiszpania...- Powtórzyła nazwę jego ojczyzny i zaczęła sobie przypominać wszystko co wiedziała o tym kraju.-Tam urodził się Goya.- Z każdym europejskim państwem najpierw kojarzyła jakiegoś wielkiego artystę a dopiero później położenie geograficzne, albo inne w jej przekonaniu mniej znaczące elementy. Kiedyś w swojej galerii obrazów, na pewno będzie jakiś obraz Goyi chociażby miała już nigdy w życiu nic nie zjeść. -Mówią, że Polacy tęsknią za krajem najbardziej gdy nie mogą tam wrócić. To prawda.- Powiedziała spoglądając na chłopaka, nawet nie wiedział ile wygrał w grze zwanej życiem, że od tak na każde wakacje może wracać do swojej ojczyzny... A może nie mógł... Nie wiedziała nie znała go.
Gość
Temat: Re: Boga w sercu nie masz... Sro 09 Lip 2014, 22:46
Chłopak przyglądał się jej z zaciekawieniem. Gdyby wiedział o czym myślała, zapewne wybuchnąłby gromkim śmiechem, słyszanym w całym zamku. Kto by pomyślał, że Polacy potrafią być aż tacy zabawni? W sumie nigdy się z żadnym nie przyjaźnił, ba nawet z żadnym nie rozmawiał. Symplicja miała niewątpliwy zaszczyt być dla niego tą pierwszą. Przynajmniej w jednej sferze jego życia. - Cóż, może lepsze poczucie humoru niż jego ogólny jego brak – powiedział, zapatrując się w horyzont. Nie wiedział co się działo u niego w domu. Szczerze, wcale go to nie obchodziło. W porównaniu z nią, miał znacznie gorzej. Nie dość, że był ignorowany przez matkę, to jeszcze nadpobudliwy ojciec, który bynajmniej nie ułatwiał mu życia. Strach pomyśleć co by się z nim stało, gdyby nie jego siostry. Usłyszawszy głos dziewczyny, zerknął na nią unosząc jedną brew ku górze. Miał już zapytać o kogo jej chodzi, jednak resztkami siły woli powstrzymał się. Coś mu mówiło, że gdyby się zapytał, zdecydowanie by u niej nie zapunktował. - Jak to nie możesz? To nie moja sprawa, ale po prostu tego nie rozumiem – odparł. On nie chciał wracać, a i tak wracał na każde wakacje. Więc dlaczego ona nie?
Symplicja Szafran
Temat: Re: Boga w sercu nie masz... Sro 09 Lip 2014, 23:18
Delikatnie uśmiechała się, a ostatnie podmuchy październikowego wiatru głaskały ją po twarzy. Bardzo przyjemne uczucie, chociaż nie pogardziłaby gdyby był trochę cieplejszy, a może to wszystko zasługa tej nie bagatelnej wysokości. Może, wzięła głęboki oddech, jakby za jednym zamachem zachciało jej się zmieścić w płucach cały otaczający ją tlen. Może to trochę nie ładnie i egoistyczne, ale co kto bogatemu zabroni... W tej dziedzinie, chyba kilku by się znalazło. -To na pewno...- Stwierdziła, widząc przed oczami twarz ojca, tak on na pewno przy takiej kobiecie zdobył bardzo duże poczucie humoru. W zasadzie, prawie za każdym razem gdy jego ukochana żona otwierała usta, zanim jeszcze skończyła mówić i dodała swoją ukochaną frazę "jakież to fascynujące", mu udawało się przynajmniej trzy razy wybuchnąć śmiechem, znosząc przy okazji, mordercze spojrzenie ukochanej. W zasadzie to nie tylko Goyi chciała mieć obrazy, nie pogardziłaby Malczewskim, Degasem, Rubensa, Maneta, Kandinskiego i jeszcze wielu innych. Miała jednak nieodparte wrażenie, że z galerii sztuki raczej nie uda jej się zarobić nawet, na złamane pióro któregokolwiek z tych malarzy, a co dopiero obraz, albo chociaż szkic. Cóż chyba, będzie musiała jakiś ukraść, albo obrabować bank... W ostateczności może, jak mus to mus. -Taki ustrój. Nie można opuszczać kraju bez odpowiednich dokumentów, a zdobycie ich graniczy z cudem. Rodzice wysłali mnie tu nielegalnym świstoklikiem i w zasadzie to nie wiem dlaczego Ci to mówię. Chyba mnie nie wydasz?- Nie wiedziała czy jej uwierzy czy nie, chociaż w to wątpiła, szczególnie, że ostatnie zdanie powiedziała z lekką ironią.
Gość
Temat: Re: Boga w sercu nie masz... Sro 30 Lip 2014, 22:20
Chłopak nie znał się zbytnio na zasadach panujących w innych krajach. Niezbyt go to interesowało. Pff, jego nie interesowało nic poza sprawami, które dotyczy jego osoby. Tak więc nie wiedział nic o tym, o czym właśnie mówiła dziewczyna. Mógł jej jedynie przytakiwać. Panna Szafran zdecydowanie była dla niego za mądra i mówiła zdecydowanie o zbyt mądrych rzeczach. Czuł się przy niej jakby dopiero teraz zaczął uczyć się podstawowych czynności takich jak czytanie czy pisanie. Oczywiście nie dał po sobie poznać, że dziewczyna wprawia go w lekkie zakłopotanie. Przynajmniej w jednym byli zgodni. Rodzice mieli swój świat i swoje kredki, a z dzieci robili sobie wiecznie żarty. A przynajmniej tak sądził, po tej krótkiej wymianie zdań. Uriah nie bardzo wiedział o jakich obrazach mowa. W muzeach bywał tylko wtedy, gdy chodził jeszcze do normalnej szkoły, z której takie wycieczki były przymusowe. - Spokojnie, twój sekret jest u mnie bezpieczny - odpowiedział z uśmiechem, który miał chociaż trochę podnieść ją na duchu. Choć sam nie za bardzo przepadał za powrotami do domu, nigdy wcześniej nie zastanawiał się jakby to było, gdyby tego nie mógł robić. Czy byłby wdzięczny losowi czy raczej robiłby wszystko by tylko złamać zakaz? Sądząc po nim wszystko było możliwe.
p.s wybacz, że nie odpisywałam, ale miała ostatnio ciężkie dni, mam nadzieję, że nie masz mi tego za złe ;)
Symplicja Szafran
Temat: Re: Boga w sercu nie masz... Czw 07 Sie 2014, 23:53
Kolorowe liście, delikatnie opadały na runo leśne, tworząc cienką, warstwę w kolorze jesiennych jabłek. Tak jak te owoce zaczynały swoją gamę kolorów od zielonego, przez żółty na czerwonym kończąc tak samo one. Ach to był piękny widok, tylko czemu tak bardzo ulotny, trwający tylko chwilę, jedną krótką, w potoku płynącego nieubłaganie czasu. Jeszcze dzisiaj koniecznie musi pójść na skraj lasu z aparatem, farbami, kredkami, czymkolwiek byle tylko nie pozwolić tej chwili przeminąć bezpowrotnie. Bo to co w tej chwili było pięknym, bajecznym dywanem prowadzącym do Krainy Czarów, wyglądającym jeszcze bardziej fantastycznie w ostatnich promieniach zachodzącego słońca, już następnego poranka będzie tylko gnijącymi szczątkami, nietrwałego piękna. Cicho westchnęła do swojej myśli. W tym świecie czuła się tak bardzo niepasująca. Ludzie, którzy zazwyczaj poświęcali jej chwilę swojej uwagi, nie mieli żadnego kontaktu ze sztuką wysoką. Dla nich nazwiska wielkich malarzy były, dawnym wspomnieniem mugolskich podstawówek, czyli coś dzwoni, ale nie wiadomo, w którym kościele. Natomiast Ci, z którymi mogłaby na ten temat wysnuć naprawdę wartą uwagi konwersację, traktowali ludzi o jej statusie krwi jako podludzi. Dodatkowo dochodził problemy stricto lingwistyczne, ale na to już nic poradzić nie mogła. Trudno być Symplicją Szafran, oj trudno. -Mam nadzieje. Inaczej wiesz...- Powiedziała i wymownie przesunęła palcem po szyi. Siedząc tak na kamiennym parapecie, nagle na niebie Szafranówna dostrzegła coś niesamowitego, coś czego nie widziała już od tak dawna. Mimowolnie poczuła jak łezka jej się w oku zakręciła. Szybko podniosła się do pozycji stojącej zeszła z parapetu i szybko podbiegła do drugiego okna, a potem do następnego. -Klucz bocianów.- Tylko krzyknęła. Mimowolnie oczy jej się zaszkliły, kiedy widziała jak te ptaki majestatycznie leciały na południe. Dziwiła się na ich widok, było na nie dużo za późno, szczególnie, że czekała je bardzo daleka droga na południe. Na ich widok, na twarzy dziewczyny pojawił się delikatny uśmiech.