IndeksIndeks  SzukajSzukaj  Latest imagesLatest images  RejestracjaRejestracja  ZalogujZaloguj  

Share
 

 tam masz drzewo

Zobacz poprzedni temat Zobacz następny temat Go down 
AutorWiadomość
Corinne Rosseau
Corinne Rosseau

tam masz drzewo Empty
PisanieTemat: tam masz drzewo   tam masz drzewo EmptyCzw 14 Kwi 2016, 00:55

Opis wspomnienia

Coco i Miszka spotykają się po raz pierwszy w życiu. On do niej podbił, a ona pokazała mu drzewo na które mógłby spadać- tak w skrócie.
Osoby:
Coco Rosseau, Miszka Asen
Czas:
8 września 1977 r., godzina 14:24
Miejsce:
pomost, jezioro, Hogwart



Minął tydzień odkąd pojawiła się w Hogwarcie. Tydzień pełen ciekawskich spojrzeń, nieśmiałych pytań o pochodzenie i mnóstwa uprzejmości na które starała się odpowiadać w podobnym tonie. Nie zmieniało to jednak faktu, że była zmęczona. Bycie miłą i uśmiechniętą niezbyt leżało w jej złośliwej naturze. Jednak nie chciała od razu zrażać do siebie wszystkich. Musiała być miła. Chociażby dla Gryfonów, żeby nie odrzucili jej od razu. Była swego rodzaju odludkiem, ale wolała świadomie wybierać samotność, nie odwrotnie. Dobrze było mieć jakieś zdrowe alternatywy, czyż nie?
Dziś samotność wybrała całkiem świadomie. Ze szkicownikiem pod pachą szła prosto w kierunku wielkiego jeziora starając się nie nawiązywać z nikim kontaktu wzrokowego. To jedna z podstawowych zasad. Kontakt wzrokowy zachęca do zagadania, jakiegokolwiek odezwania się, a nie chciała by ktokolwiek się do niej teraz odzywał. Chciała być sama. I chyba znalazła do tego odpowiednie miejsce. Niewielki pomost obok którego stały zacumowane łódki wydawał się idealnym miejscem do kontemplacji. Ściągnęła ze stóp podniszczone trampki i podkolanówki, wsunęła stopy do ciepłej wody upewniając się, że ta nijak nie dosięga jej spódniczki w szkocką kratę i po raz pierwszy od tygodnia uśmiechnęła się naprawdę szczerze. Ostrożnie rozplątała włosy z dwóch warkoczy i przeczesała je palcami po czym wyciągnęła szyję kierując swoją twarz ku ostatnim letnim promieniom słonecznym. Był wrzesień, a więc z fantastyczną pogodą przyjdzie niedługo się pożegnać. Na szczęście- nie bezpowrotnie. W koszulce Patałachów Hipogryfich było jej nieco chłodno dlatego trzymała się tej słonecznej części pomostu, bez zimnego cienia jakie rzucały drzewa Zakazanego Lasu.
Polubiła to miejsce. Podobało jej się o wiele bardziej niż artystyczne i wymuskane Beauxbatons gdzie po pięciu latach wspólnej nauki niektóre dziewczęta wciąż życzyły jej upadku z wysokiej wieży i połamania wszystkich czterech kończyn, nosa i szczęki. Tam dość istotny był taniec, a cóż... poruszanie się nie stanowiło dla niej absolutnie żadnego problemu. Zawsze robiła to z niespotykaną u ludzi gracją co doprowadzało zazdrosne Francuzki do absolutnego szału. Tutaj nie było tańca. Nie było tych wszystkich artystycznych zajęć które z jednej strony uwielbiała, a z drugiej jawnie pokazywały jej ponadprzeciętność. A przecież tak strasznie chciała być przeciętna! Przeciętność daje bezpieczeństwo, a w Beauxbatons już nie czuła się bezpiecznie. Nie to co tutaj. Tu mogła swobodnie oddychać i rysować bez presji. Bez ciągłego zaglądania przez ramię i bez krytycznego wzroku panny Mier która wiecznie była niezadowolona z osiągnięć swoich uczniów. Dlatego więc Coco otworzyła szkicownik na czystej stronie i obróciła kilkukrotnie w palcach naostrzony ołówek. Przyjrzała się jeszcze raz linii drzew przed sobą i zaczęła przyciskać szybko rysik zostawiając na kremowym papierze kropki różnego koloru, które składały się na spójny obrazek wpisany w romb, a w kącikach jej ust wciąż tańczył lekki uśmiech pełen zadowolenia.
Mikhail Asen
Mikhail Asen

tam masz drzewo Empty
PisanieTemat: Re: tam masz drzewo   tam masz drzewo EmptyCzw 14 Kwi 2016, 10:15

Ojciec mu mówił, zwracał uwagę niezliczoną ilość razy, że łódki przy pomoście nie służą do spania. Nastoletni ślizgoni mieli jednak to do siebie, że nie zawracali sobie głowy słuchaniem starszych, toteż Mikhail, korzystając z uroków pogody, mającej się niedługo skończyć, całkiem często wyciągał długie nogi w jednej z takich łódek, kładł torbę pod głowę, a następnie zwyczajnie i prozaicznie przycinał komara. Bo mógł. Bo nikt go jeszcze na tym nigdy nie przyłapał. Bo po prostu lubił słońce i chciał nacieszyć się nim póki nie przyjdzie październik i nie zabierze go bezlitośnie, w zamian dając nieprzyjemnie zimne opady deszczu, grubą warstwę chmur na niebie oraz depresyjną aurę, od której Asenowi odechciewało się żyć.
Może i łódki przy pomoście nie mogły poszczycić się luksusowymi warunkami, ale Bułgar nie narzekał na niewygodę. Szczerze mówiąc ten chłopak niezwykle rzadko na coś narzekał. Podczas gdy wielu uczniów dookoła niego ciągle kręciło na coś nosem on przyjmował świat takim, jakim jest, nie oczekując od niego, że będzie lepszy, łaskawszy, łatwiejszy. Był Mikhailem Asenem. Lekkoduchem, żyjącym we własnym tu i teraz i było mu z tym cholernie dobrze.
W tej chwili nic nie zakłócało mu błogiego spokoju, który sam sobie stworzył. Pomost przy jeziorze był odwiedzany niezwykle rzadko, bo co tu robić? Puszczać kaczki, skoro na drewnianych deskach nie uświadczysz nawet jednego kamienia? Miszka ukochał sobie to miejsce, bo tu nie dosięgały go skrzywdzone spojrzenia jego byłych dziewczyn, nikt niczego od niego nie oczekiwał, a po trzecie mógł tu pozwolić sobie na totalnie niemyślenie. Łódki kołysały się leniwie, powodując w chłopaku poczucie totalnego rozluźnienia. Mógł tak przespać całe popołudnie. Mógł tak przeleżeć cały boży dzień. Mogł mieć wszystko, totalnie wszystko, głęboko gdzieś.
Z błogostanu nie wyrwały go wcale ciche kroki, które nagle dało się słyszeć pośród monotonnego szumu jeziora. Nie wyrwało go też skrzypienie drewna pod ciężarem osoby, która wtargnęła na pomost. Taki stan rzeczy trwałby pewnie jeszcze długo i niczego nieświadomy panicz Asen przespałby pojawienie się tajemniczej blondynki, gdyby nie fakt, że spokojna tafla wody zaburzona została zamoczeniem w niej czyichś nóg.
Misza otworzył oczy nie mając pojęcia dlaczego w środku poczuł lekkie zaniepokojenie. Gdy się tu kładł Słońce górowało jeszcze ponad zamkiem, teraz zaś nieubłaganie chyliło się ku zachodowi ustępując miejsca chłodnym powiewom, które muskały rozgrzane policzki ślizgona. Jego łódka znajdowala się już poza zasięgiem zbawiennych promieni toteż ciałem rosłego chłopaka wstrząsnął mimowolny dreszcz. Drzemał co najmniej trzy godziny, ale jako, że zgubił zegarek podarowany od ojca na urodziny nie miał jak zweryfikować swoich przypuszczeń. Podniósł się do pozycji siedzącej i przetarł zaspaną twarz, po czym rozglądając się po bokach sprawdził, czy wszystko w łodce znajdowało się na swoim miejscu.
Dopiero po chwili kątem oka dostrzegł postać siedzącą na pomoście. Odwrócił się by uważniej przyjrzeć się długim blond puklom dziewczyny, które falami opadały jej na plecy. Lubił blondynki. Dawał zawsze wielkie i soczyste TAK wszystkim dziewczynom o takim odcieniu włosów. Lubił ich alabastrową skórę, zaróżowione policzki, często niebieskie lub zielone oczy. Jako, że sam był Bułgarem zwyczajnie ciągnęło go do tego typu dziewczyn.
Teraz też, z niewiadomych przyczyn nie mógł oderwać wzroku od posiadaczki tak przepięknych włosów. Obserwował jej plecy i zastanawiał się, czy w ogóle była świadoma jego obecności, tak jak on był świadomy jej magnetyzmu, który roztaczała. W jednej chwili podniósł się i nad wyraz zwinnie, jak przystało na ścigającego Slytherinu wyskoczył z łódki, by ułamek sekundy później znaleźć się przy dziewczynie i podarować jej najpiękniejszy i najbardziej czarujący uśmiech, na jaki go było stać.
Był oszołomiony jej urodą. Nigdy, przenigdy jeszcze żadna dziewczyna nie zrobiła na nim takiego wrażenia jak ta blondynka, rysująca coś zawzięcie w swoim notatniku.
- To ty jesteś ta nowa, o której mówił mi Prior - zauważył elokwentnie, z trudem przywołując w pamięci rozmowę z przyjacielem, który wspominał, że w Pokoju Wspólnym Gryffindoru zauważył nową twarz. To musiała być ona. Misza nigdy w życiu nie przeoczyłby kogoś takiego jak ona. Musiałaby się ukrywać naprawdę skutecznie, by nie wpaść na Bułgara przez całe te sześć lat.
- Chętnie pomogę ci zwiedzić zamek. Mogę cię oprowadzić, znam każdy jego zakamarek - powiedział wyciągając dłoń w kierunku dziewczyny, choć to sprzeczne z zasadami savoir-vivre. - Misza. Misza Asen. A ty... jesteś najpiękniejszą dziewczyną jaką widziały moje oczy.
Corinne Rosseau
Corinne Rosseau

tam masz drzewo Empty
PisanieTemat: Re: tam masz drzewo   tam masz drzewo EmptyCzw 14 Kwi 2016, 13:29

Z każdą kolejną kropką uśmiech na twarzy panienki Rosseau się pogłębiał. Uwielbiała to robić. Uwielbiała się odcinać od rzeczywistości, żeby przenieść na kartkę papieru jakiś widoczek w technice jaka aktualnie przyszła jej do głowy. Jednak dzięki pani Mier nie przepadała za jakąkolwiek prezentacją swoich dzieł. Mogła pokazywać swoje szkice i płótna jedynie ojcu, który był nimi zachwycony, jak na każdego kochającego tatusia przystało. Zasłużył też na to, żeby wszystko widzieć, bo jakby na to nie patrząc był sponsorem tego wszystkiego. Musiał wiedzieć jak wykorzystała te niedorzecznie drogie farby, albo jak wypełniła barwami płótno które dostała na urodziny. Musiał wiedzieć, ale nigdy nie wydawał się rozczarowany. Wydawało się nawet, że cieszy go artystyczna pasja córki, choć Corinne zdawała sobie sprawę z tego, że jest rozczarowany tym, że nie interesuje się rodzinnym biznesem tak jak powinna i nie wykazuje najmniejszych chęci przejęcia swojego dziedzictwa. Nie mogła jednak z siebie wykrzesać entuzjazmu, bo... jak miałaby odziedziczyć firmę produkującą czekoladę skoro sama czekolady nie znosiła? Miała na nią alergię. Za każdym razem kiedy zjadła choć odrobinę na jej alabastrowej cerze pojawiały się krwistoczerwone plamy które swędziły ją tak bardzo, że miała ochotę ściągnąć paznokciami z siebie skórę, by choć na chwilę ukoić ból. Wracając do tatusia... Coco zdecydowała już, że wyśle mu ten szkic przedstawiający widok z Hogwartu w następnym liście, aby upewnić go w tym, że nowa szkoła jest dobrą decyzją.
Rozkoszowała się spokojem i ciszą, wesoło pluskając stopami w letniej wodzie kiedy usłyszała za sobą kroki. Zamarła bojąc się odwrócić. Czuła obecność intruza, a na jej przedramionach pojawiła się gęsia skórka. W głowie zapaliła się już czerwona lampka i pojawiła się złota myśl: uciekaj. Ucieczka była rozwiązaniem dobrym na wszystko, przynajmniej dla młodej Francuzki. Wepchnęła ołówek do swojego szkicownika i szybko związała go tasiemką żeby niechcący się nie otworzył i żeby nie zgubić ołówka. Odłożyła go na bok i wyciągnęła stopy z wody w chwili w której usłyszała męski głos obok siebie. Za późno. Została zauważona. Podniosła powoli głowę wlepiając w niego spojrzenie intensywnie błękitnych tęczówek, a na twarz przywołała jeden z uprzejmych uśmiechów którymi raczyła wszystkich wokół od tygodnia.
- Oui - odpowiedziała swoim głosem, nazbyt przyjemnym dla ludzkiego ucha, po czym założyła na mokre stopy podkolanówki i podniosła się stojąc na brzegu pomostu. Jednak nie wizja wpadnięcia do wody powodowała u niej przyśpieszone bicie serca. O nie. Bardziej przerażała ją myśl, że chłopak mógłby ją dotknąć.
- To bardzo hojni oferta, ale poradzę sobi sama. Ni chciałabim żebysz marnował, że mną swój czasz - nie trzeba było wielkiego geniuszu żeby wiedzieć iż język angielski wciąż był dla niej swego rodzaju problemem. A raczej... problem stanowiła gibkość jej własnego języka. W głowie miała gotowe zdania, które opuszczając jej usta brzmiały komicznie. Na policzkach pojawiły się świadczące o jej zażenowaniu rumieńce, a ona sama uklękła na jedno kolano aby sprawnie zawiązać swoje tenisówki zanim ruszy w kierunku ucieczki. Fałszywy uśmiech wciąż przyozdabiał jej i tak nieprzeciętnie piękne oblicze, a kiedy się podniosła zobaczyła dłoń Miszy wyciągniętą w swoją stronę. Utkwiła wzrok w jego tęczówkach, ale nie wyciągnęła swojej dłoni.
- Corinne Rosseau, ale mów mi Coco. Tak jest prości dla Anglików - wyjaśniła wciąż jeszcze się uśmiechając. Wciąż, bo kiedy usłyszała, że jest najpiękniejszą dziewczyną jaką widział, wybuchła perlistym śmiechem kręcąc z niedowierzaniem głową. Miał tupet większy niż połowa mieszkańców tego zamku. Zwykle przy pierwszym spotkaniu słyszała nieśmiałe "jesteś całkiem ładna". On jednak nie bał się dużych słów. Pewność siebie biła od niego tak wyraźnie, że jedynie ślepy by nie wiedział, że Misza Asen coś znaczy w tej szkole. Z pewnością ułatwiła mu to jego oczywista uroda. Musiał mieć masę fanek.
- Ni, ni umówię szię z Tobą, Misza - rzuciła radośnie schylając się po swój szkicownik, aby zasłonić się za nim jak za tarczą. Uniosła nieco wyżej podbródek by rzucić mu pełne rozbawienia spojrzenie po czym zrobiła lekki krok w przód.
- Przepuścisz mnie? - poprosiła cicho, bo odcinał jej jedyną drogę ucieczki z tego pomostu. Nie licząc wody, ale chłodna kąpiel nie była w jej planach na dzisiejsze popołudnie.
Mikhail Asen
Mikhail Asen

tam masz drzewo Empty
PisanieTemat: Re: tam masz drzewo   tam masz drzewo EmptyCzw 14 Kwi 2016, 14:35

Oui
Powiedziała to w taki sposób, że Misza nawet gdyby z tym walczył, nie mógłby opanować uczucia, które roztopiło mu serce słysząc to. Dlaczego do cholery Prior nie powiedział, że ta nowa dziewczyna jest tak nieziemsko piękna? Dlaczego powiedział, że w szkole pojawiła się po prostu... Nowa twarz? Czyżby chciał zataić przed Mikhailem to, że ta blondyneczka powala swoim urokiem na kolana i sam się za nią wziąć?
Nie, nie, nie. Nie może tak myśleć. Nigdy z Jonathanem nie kłócili się o dziewczyny i tak ma pozostać. Gryfon po prostu nie chciał mówić mu od razu wszystkiego, by Asen sam się przekonał, jakie to piękności nawiedziły zamkowe mury Hogwartu. Nie umiał oderwać wzroku od jej oczu i ust i nawet jeśli do tej pory to się nigdy nie zdarzyło to niestety Bułgar już wiedział, że przepadł bez wieści. Uświadomił sobie to w momencie, gdy skierowała na niego swoje lazurowe spojrzenie.
- Beauxbtons! - zawołał, gdy jego uszu dobiegł jej nieudolny angielski. To było takie urocze. - Czyli to tam ukrywałaś się przez te wszystkie lata. - I kolejny uśmiech. Asen nie umiał pozbyt się go ze swojej twarzy choć to logiczne, że chciał przestać szczerzyć się jakby zamiast dziewczyny ujrzał górę złociutkich galeonów. I to jej francuskie "r". Jeśli Misza nie miał do tej pory swojego ulubionego dźwięku, to nagle go odnalazł. Barwa jej głosu, była mu miodem na uszy. Przez głowę przeszła mu nawet myśl, że nadal śpi, że zaraz obudzi się na łódce i po blondynce pozostanie tylko mgliste wspomnienie, ale nie. To musiało być naprawdę, bo przecież wyraźnie czuł zapach jej szamponu do włosów i dostrzegał jak w wyrazie grzeczności wyginają się jej pełne usta.
- Marnowałem czas przez ostatnie trzy godziny, oprowadzenie ciebie po zamku nim nie jest - zarzekał się, bo już wyobrażał sobie miny wszystkich zazdrosnych samców, gdy u boku tej francuzeczki wkroczy na szkolne korytarze.
Zrobiło mu się trochę głupio, gdy nie uścisnęła mu dłoni. Taka sytuacja zdarzyła się po raz pierwszy i Asen nie umiał się w niej odnaleźć. Dotychczas było na odwrót. Dotychczas dziewczyny same jako pierwsze zdradzały mu swoje imię, rozmiar stanika, a także zdradzały z nim swoich chłopaków. Szczerze mówiąc nie musiał się wcale starać, bo bułgarskie geny odziedziczone po rodzicach skutecznie ułatwiały mu nawiązywanie relacji damsko-męskich.
A teraz stał jak słup soli powtarzając w myślach jej nazwisko i wpatrując się tępo w jej cudowną twarz. Nie mógł pozwolić jej tak sobie pójść. Musiał jakoś sprawić, by została, choć ewidentnie sprawiała wrażenie jakby miała zaraz uciec. No dalej Misza, przecież potrafisz.
Udał, że słowa Corrine bardzo go uraziły. Przybrał obrażoną minę ale zaraz potem znów się uśmiechnął. Jej perlisty głos odbijał się echem w jego głowie jak najcudowniejsza muzyka. Na Merlina, co to jest za dziewczyna.
- Ja tylko proponuję pomoc, pomoc to nie randka - zaczął się bronić widząc jak sięga po swój notatnik. Szkoda, że nie zdążył zauważyć co rysowała. Mógłby ją teraz trochę poszantażować. Zawsze to jakiś sposób, prawda?
Wypiął pierś zagradzając jej drogę jeszcze bardziej. Ona stanowczo nie może sobie pójść. Mikhail Asen nie odpuszczał tak łatwo.
- Przejście kosztuje. Jeden pocałunek - uśmiechnął się łobuzersko. Ten tekst zawsze działał na dziewczyny, którym chwilę później zazwyczaj miękły kolana. Liczył na to, że zadziała i teraz.
Corinne Rosseau
Corinne Rosseau

tam masz drzewo Empty
PisanieTemat: Re: tam masz drzewo   tam masz drzewo EmptyCzw 14 Kwi 2016, 18:41

Jego okrzyk sprawił, że uniosła brwi nieco wyżej.
- Tak, Beauxbatons - powiedziała świadomie wypowiadając tą nazwę tak jak założyciele tej wspaniałej placówki chcieli by ją wymawiano. Mimo wszystko uważała ją za świetne miejsce do edukacji młodych czarodziejów, tylko po prostu jej nie było tam dobrze. Nie oznacza to jednak, że z tego powodu nie wyśle swojego ewentualnego potomstwa do francuskiej akademii magii. Bardzo, bardzo ewentualnego potomstwa. Póki co jej aspiracją życiową było ukończenie uzdrowicielstwa i spokojna starość z dala od ciekawskich spojrzeń. Z masą kugucharów, pufków pigmejskich i ze stajnią w której będzie trzymać jednorożce. Czyż to nie świetny plan? Ewentualne potomstwo w chodziło w grę tylko wtedy gdy ewentualnie na jej drodze pojawi się ktoś wystarczająco interesujący i wystarczająco nieustępliwy żeby ona także chciała z nim być. Ale to ewentualna ewentualność. 
On ciągle się uśmiechał, a ona złapała się na tym, że jej uśmiech nie jest już aż tak wymuszony i aż tak serdeczny. Nie ulegało najmniejszym wątpliwościom, że Misza Asen ją bawił swoją bezpośredniością. Pokręciła przecząco głową, a z jej pełnych warg wydobyło się pełne zmęczenia westchnienie. Nie będzie tak łatwo go spławić. Widać było, że wcale nie chciał być spławiony. Patrzył na nią jak na wygrany kupon na loterii, jak na pełną skrytkę w Gringottcie, a ona czuła się bardziej nieswojo niż zazwyczaj. Dotychczas nikt nie obdarzył jej aż takim zainteresowaniem. On teraz patrzył na nią tak, jak wszyscy mężczyźni patrzyli na jej matkę czy babkę, a z tego rodzaju spojrzeniem kompletnie nie umiała sobie radzić. 
- Jeszli nicz z tego ni masz, to strata czasu... Więc stracisz swój czas, Misza - wyjaśniła spokojnie przechylając nieco głowę, aby lepiej go widzieć i też aby wiatr zebrał jasne kosmyki włosów z jej twarzy. Znów język płatał jej figle, jednak profesor McGonagall zapewniała ją, że z czasem nauczy się równie płynnie mówić co i myśleć w języku angielskim. Oby miała rację, bo Corinne niezwykle mocno męczyła się ze swoim akcentem więc mogła jedynie przypuszczać jak bardzo on musi ranić innych. 
- Ni. Pomoc to ni randka, ale będziesz oczekiwacz randki w zamian za swoi pomoc - uśmiechnęła się szerzej z samozadowoleniem. Przejrzała jego plan zanim ten zdążył się na dobre wykrystalizować w jego głowie. I była z tego aż nazbyt zadowolona. I naprawdę chciała uciekać. Chciała ruszyć pędem w kierunku zamku jak tylko odsłoniłby jej drogę ucieczki. Ale nie. On uparcie stał na swoim miejscu dając jej warunek którego nie zamierzała spełnić. Znów głośno się zaśmiała kręcąc z niedowierzaniem głową.
- Naprawdi nikt Ci ni powiedział "ni"? - zauważyła unosząc brwi nieco wyżej i odgarnęła włosy z twarzy w nieco nerwowym geście.
- Ni zmuszaj mni do wchodzeni do tej wody - przycisnęła do siebie mocniej szkicownik i popatrzyła mu butnie w oczy. Czy wolałaby zimną kąpiel aniżeli jeden niewinny pocałunek? Zdecydowanie. Jednak zrobiłaby wszystko co w swojej mocy, żeby cierpiał katusze zmuszając ją do tego wyboru.
Mikhail Asen
Mikhail Asen

tam masz drzewo Empty
PisanieTemat: Re: tam masz drzewo   tam masz drzewo EmptyPią 15 Kwi 2016, 19:33

Zamknął oczy zastanawiając się skąd w tej uroczej blond główce tyle uporu. Ewidentnie nie rozumiała tego, do czego chłopak zmierza. Albo rozumiała, ale nie dawała tego po sobie znać. 
- Będę miał satysfakcję, a to już coś więcej niż nic. I nie stracę swojego czasu. Sa-ty-sfa-kcja - powtórzył na końcu, mając nadzieję, że tak skomplikowane angielskie słowo nie sprawi jej trudności. Wciąż się uśmiechał, bo wciąż oszałamiała go jej uroda i chociaż stał tu dopiero od kilku minut to miał wrażenie, że minęła wieczność. I w sumie mógł tu tak stać do zmierzchu, tylko po to, by sprawdzić, czy gdy zajdzie słońce, jej jasne włosy będą lśnić w świetle księżyca. Mógł postawić swoją różdżkę, że tak będzie. Na Merlina, był tego tak pewny jak to, że nazajutrz będzie dziewiąty dzień września. 
Przez siedem i pół dnia żył totalnie nieświadomy jej istnienia. Przez siedem i pół dnia jadł z nią wspólne śniadania, obiady i kolacje i gdyby tylko wiedział, że na drugim końcu Wielkiej Sali siedzi ONA, na pewno już dawno coś by z tym faktem zrobił. A tak, dziś kompletnie zaskoczony jej powierzchownością w zasadzie nie mógł się pozbierać z myślą, że czuje się przy niej trochę onieśmielony. Nie zmieniło to wcale jego wyrazu twarzy, bo przecież był Mikhailem Asenem - nikt nigdy nie dowie się, że coś, lub ktoś go onieśmieliło. 
- Przyrzekam na moją rodzinę pięć pokoleń wstecz, że nie będę oczekiwał w zamian randki - powiedział, przybierając poważną minę i kładąc dłoń na piersi w miejscu, gdzie podobno znajdowało się serce. Znaczy, dziś uświadomił sobie, że ono istnieje, bo gdy po raz pierwszy na niego spojrzała jakieś pięć minut temu, zabiło trochę mocniej niż zazwyczaj. Kurde, była tak cholernie ładna. Mikhail złapał się na tym, że w zasadzie nie tylko to ją do niego przyciągało. To oczywiste, że pragnął zatopić swoje usta w jej pełnych, że pragnął dotknąć tego miejsca na jej szyi poniżej ucha, ale jednocześnie tak bardzo chciał słuchać barwy jej głosu i w sumie chciałby wiedzieć o niej więcej. Czy ona tego nie rozumiała? On był najprzystojniejszym osobnikiem płci męskiej w zamku, ona zaś była w nim najładniejsza. Oni musieli być razem, to po prostu było z góry ustalone. Dlaczego Corrine tak usilnie chciała go spławić?
-Nie - wyznał szczerze parskając przy tym śmiechem. Tak było - nigdy nie musiał się nawet starać, ani pytać o zdanie. Ani o pozwolenie. Słowo "nie" nie istniało w słowniku tego ślizgona a fakt, że dziś jednak to słowo słyszał było dla niego zwyczajnie nowością. Przecież do niczego jej nie zmuszał. Chciał tylko, żeby dała mu szanse. Przecież to nie będzie jego wina, że potem się w nim zakocha. Taka była kolej rzeczy, Asen nic na to nie mógł poradzić. 
Mimo wszystko nie odpuszczał. Odpuści dopiero jak panienka Rosseau poda mu naprawdę dobry powód. Zwyczajna odmowa takim argumentem nie była.
- Nie każę ci wchodzić do wody. Wystarczy jeden pocałunek - puścił jej oko łobuzersko, mając nadzieję, że Corrine w końcu zmięknie i spełni jego aktualnie największe marzenie. Bo o niczym dziś bardziej nie śnił niż o zatopieniu dłoni w jej włosach.
Corinne Rosseau
Corinne Rosseau

tam masz drzewo Empty
PisanieTemat: Re: tam masz drzewo   tam masz drzewo EmptySob 16 Kwi 2016, 00:43

Zamrugała kilkukrotnie powiekami, a szczęka nieco jej opadła. Wpatrywała się w niego z niedowierzaniem, aby rzucić pod nosem jakże wymowne dla każdego Francuza:
Casse-toi pauvre con - co w wolnym tłumaczeniu znaczy mniej więcej: spieprzaj kretynie. Wyciągnęła nawet dłoń by pokazać mu palec. Nie trzeba wielkiego geniuszu żeby domyślić się który.
- Znam angielski - powiedziała spokojnie starając się bardzo mocno, aby wargi i język należycie z nią współpracowały. Kiedy usłyszała, że udało jej się powiedzieć to płynnie, bez jakiejkolwiek naleciałości francuszczyzny. Specjalista od języka się znalazł, patrzcie go. Patrzcie jak jednym słowem sprawił, że na pewno nie poczuje w tym roku warg panny Rosseau. W sumie nawet nie zostanie przez nią w tym roku dotknięty. Uraził jej ego dość bezczelnie ją pouczając, wywołując przy tym irytację. Całe rozbawienie uleciało bezpowrotnie, a w niebieskich tęczówkach można było dostrzec żądzę mordu. Oto idealny przykład na to jak zmienny potrafi być nastrój pół-wili.
Niech młody Mikhail nie stawia swojej różdżki, bo na pewno nie dowie się w najbliższej przyszłości jak włosy Coco wyglądają po zachodzie słońca. W sumie nie dowie się jak cała Coco wygląda w godzinach poza lekcyjnych, bowiem zdecydowała się go wpisać na zaszczytne pierwsze miejsce na liście ludzi których należy w Hogwarcie unikać. Mógł być z siebie dumny. Trafił tam jako pierwszy.
- Nadal: ni chcę - powtórzyła dobitnie, a kąciki jej ust wygięły się w najbardziej irytującym uśmieszku na świecie. Była z siebie tak okrutnie zadowolona. Mogłaby tu stać teraz godzinami i odmawiać panu Satysfakcja tylko po to, żeby uświadomić mu, że nie jest takim młodym bogiem jak mu się wydawało. Czuła też lekkie zażenowanie. Jak dziewczęta pozwalały mu na takie myślenie? Musiały być niezwykle łatwe lub niezwykle zdesperowane aby porzucić swoje morale na rzecz kilka przyjemnych chwil u boku tego chłopca. Chłopca który niewątpliwie miał swój urok, ale tego Cori nie przyznałaby teraz nawet pod groźbą śmierci. Była zbyt uparta i dumna, by powiedzieć cokolwiek miłego o nim. Teraz. Tuż po tym, jak potraktował ją jak niepełnosprytną. Niedoczekanie jego.
- Pewni rządzisz tą szkołą. Niech zgadni... Jesteś Szliszgonem, jesteś szaleni niegrzeczni i grasz w Quidditcha super dobzi? - kiedy zobaczyła, że jej odpowiedź jest prawidłowa wzruszyła lekko ramionami:
- Więc poradzisz sobi bez naprawdi nudnej Gryfonki. Dotichczas sobi radziłeś - zauważyła w ramach swego rodzaju pocieszenia patrząc mu prosto w oczy. Nie. Nie chciała się z nim spotykać. I nie mógł z tym absolutnie nic w obecnej chwili zrobić. Jednak chciała mu zagrać na nosie. Bardzo chciała to zrobić. Dlatego zrobiła jeszcze jeden krok do przodu, stanęła na palcach i obdarzyła go jednym ze swoich najurokliwszych uśmiechów, aby wyszeptać mu prosto w usta:
- Ni - po czym wepchnęła mu szkicownik w ręce i odsunęła się na tyle na ile pozwalała jej krawędź pomostu aby ściągnąć tenisówki wraz ze skarpetkami. Wyciągnęła nawet koszulkę ze spódniczki sprawiając wrażenie jakby miała je za chwilę ściągnąć lecz w ostatniej chwili się powstrzymała. Spojrzała jeszcze raz na tafę wody która musiała być już naprawdę chłodna, ale doszła do wniosku, że to jej jedyna droga ucieczki. Dlatego wskoczyła do niej na chwilę ginąc pod powierzchnią wody, aby zaraz się wynurzyć.
- Szkicownik wyszlij sową - rzuciła jeszcze z szerokim uśmiechem na widok jego miny.
Mikhail Asen
Mikhail Asen

tam masz drzewo Empty
PisanieTemat: Re: tam masz drzewo   tam masz drzewo EmptyPon 18 Kwi 2016, 17:40

Wyglądała tak uroczo, gdy się irytowała i wraz z tym odkryciem Mikhail poczuł, że chce więcej. Chce wiedzieć o tej dziewczynie wszystko i nie chodziło tu wcale o to, jaki ma rozmiar buta, czy stanika, ale o to, jak wyglądało jej dzieciństwo, czy marszczy brwi gdy się nad czymś zastanawia, czy preferuje toffi nad czekoladę tak jak on, albo kim chciałaby zostać po szkole. Cóż, gdy przed jego twarzą stanął jej środkowy palec oczywiście parsknął śmiechem, ale nie był tak ograniczony umysłowo by nie widzieć, że przegiął.
Ale co z tego. Dziś się trochę podenerwuje, a jutro już o tym zapomni tuż po tym, jak obdarzy ją jednym ze swoich najlepszych uśmiechów. Musi tak być. Miszka dzisiejszej odmowy wcale nie odbierał jako porażki. To było wyzwanie. Wyzwanie, którego nigdy dotąd się nie podejmował, ale w przypadku blondwłosej francuzeczki Corrine, ewidentnie było warto. Tak zrobi. Misza Asen się postara. Oczywiście, gdyby ktokolwiek spytał go dlaczego nagle zmienia zdanie, odpowiedziałby, że nie wie. Bo nie wiedział. Panienka Rousseau tak bardzo go jednak zauroczyła, że nie interesowało go nic, poza zdobyciem jej i to nie w sposób, w jaki to robił do tej pory.
Spojrzał w dół, gdzie na jego piersi widniał herb Slytherinu. Posłał jej oczywisty uśmiech, który jasno mówił, że szufladkowała go trochę nazbyt pochopnie.
- Nie rządzę tą szkołą - powiedział cierpliwie. - Tak naprawdę mam dość wąskie grono znajomych - uściślił, nie zmieniając wyrazu twarzy. Ta gryfonka miała charakterek. Z takim powinna trafić do jego domu, a nie do domu lwa. Tiara przydziału po raz kolejny zakpiła z Mikhaila Asena i tak jak w przypadku Jonathana, Corrine została przydzielona do złego, mniemaniem Bułgara, miejsca w zamku. Po drugie - tak. Miał wielu wrogów. Począwszy od dziewczyn ze złamanym sercem, aż po ich przeszłych, lub przyszłych chłopaków. Ufał jedynie Priorowi. Resztę co najwyżej mógł tolerować.
- No i tak, gram w quidditcha. Mogłabyś być moją największą fanką. Jutro gramy z krukonami - wyszczerzył się wyobrażając sobie Corrine skaczącą na trybunach i skandującą głośno jego imię.
I znów widział zazdrosne twarze kolegów z drużyny. I znów zapragnął, by jego wizje się spełniły.
Blondynka jednak miała chyba inne plany. Gdy zbliżyła się na odległość kilku centymetrów zakręciło mu się w głowie. Powstrzymał się jednak, by nie złapać jej za ramiona i nie przyciągnąć do siebie a następnie zamknąć jej uparte usta w namiętnym pocałunku, bo bał się, że dostanie po czymś takim w ryj.
Trzeba się pokłonić samokontroli, jaką sobie narzucił. Ewidentnie dała radę.
Zdobędzie ją. Zdobędzie ją metodą małych kroczków, która na pewno nie zawiedzie. Zapyta Jonathana jak to się robi. Albo zapyta jakąś laskę, to też mu przecież pomoże. Następnym razem, gdy panienka Rousseau się do niego zbliży nie powie nie. Nie będzie po prostu w stanie.
- Nie bądź taka samokrytyczna. Gdybyś była nudna, wcale bym tu nie stał - powiedział nad wyraz pewny siebie. Bawiła go ta cała sytuacja. Ona go wręcz nakręcała. Ta długonoga blondynka sprawiała, że nie mogąc oderwać od niej wzroku już planował kolejny krok.
Zaskoczyła go jednak gdy zamiast pocałunku wybrała skok do chłodnej wody. A jednak. Znaczy, już się przekonał, że jest uparta, ale teraz aż otworzył oczy ze zdumienia. Trzymając notatnik w dłoni podszedł do krawędzi pomostu i kucnął, wpatrując się w odpływającą dziewczynę.
- Notatnik będziesz musiała sobie sama odebrać - powiedział machając nim w powietrzu. -Trampki i skarpetki również! - dodał jeszcze zaśmiewając się.

Corinne Rosseau
Corinne Rosseau

tam masz drzewo Empty
PisanieTemat: Re: tam masz drzewo   tam masz drzewo EmptyWto 19 Kwi 2016, 00:54

Czuła na całej skórze jakby miliony malutkich igiełek wbijały się w jej ciało. Zacisnęła mocniej zęby ignorując przeraźliwe zimno w całym ciele i już czuła, że lekko drży, a kolor jej warg z barwy soczystej maliny zmieniał się w zgniłą, szarą i nijaką malinę. Jednak się uśmiechała pełna samozadowolenia, albowiem zobaczyła zaskoczenie w jego oczach. Lubiła ucierać nosa pewnym siebie chłopcom, a dziś niewątpliwie się to jej udało.
Pławiła się w samozadowoleniu. Dlatego unosiła się na powierzchni wody w jednym miejscu rozkoszując się chwilą. Do czasu. Kiedy przykucnął na brzegu pomostu uśmiech zamarł jej na ustach. Wskoczy? Czy będzie naprawdę na tyle nieobliczalny, że wskoczy? Jednak podniósł jej szkicownik tak blisko tafli wody, że automatycznie krzyknęła:
- Ni wrzucaj go! - bojąc się, że artystyczne wynurzenia ostatnich tygodni przegrają materialną bitwę w kontakcie z lodowatą wodą hogwardzkiego jeziora w pełnym zanurzeniu. On jednak nie był aż tak okrutny. Jednak bezpowrotnie zmazał uśmieszek pełen zadowolenia z jej twarzy. W sumie jej twarz stała się kamienną maską za którą ukrywała wściekłość. Adresatem całej tej furii była ona sama, a to jedynie tą furię podwajało. Nie znosiła się wściekać na siebie, bo potem męczyło ją to całymi tygodniami. Przechytrzył ją.
- Do widzeni, Asen - powiedziała tonem wypranym z jakichkolwiek emocji po czym spokojnie odpłynęła żabką jak gdyby nigdy nic choć w środku ją ściskało ze złości na myśl o kolejnym spotkaniu z tym najbardziej interesującym przedstawicielem płci szpetniejszej jaki zamieszkiwał ten zamek. Nie chciała go poznawać. Co jeśli się zakocha? Wtedy oboje będą mieli problemy, a była tu przecież po to, aby problemów unikać. Jak widać na załączonym obrazku- średnio dobrze jej to wychodziło.

//zakończona :)
Sponsored content

tam masz drzewo Empty
PisanieTemat: Re: tam masz drzewo   tam masz drzewo Empty

 

tam masz drzewo

Zobacz poprzedni temat Zobacz następny temat Powrót do góry 
Strona 1 z 1

 Similar topics

-
» Drzewo
» Rozłożyste drzewo nad jeziorem
» Boga w sercu nie masz...
» Ale masz miecz! Mogę potrzymać?
» Co jest duże, niebezpieczne, ale masz ochotę to przytulić? Kolejny punkt regulaminu.

Permissions in this forum:Nie możesz odpowiadać w tematach
Marudersi :: 
Strefa Gracza
 :: 
Dodatki do postaci
 :: Myślodsiewnia :: Zakończone
-