|
| |
Autor | Wiadomość |
---|
Huncwot
| Temat: Re: Klasa Transmutacji Pon 01 Cze 2015, 22:56 | |
| The member ' Diarmuid Ua Duibhne' has done the following action : Dices roll'6-ścienna' : |
| | | The author of this message was banned from the forum - See the message | Diarmuid Ua Duibhne
| Temat: Re: Klasa Transmutacji Pon 01 Cze 2015, 23:10 | |
| Evan Rosier - Chiara di Scarno
Kostki - atak Evana, obrona Chi, atak Chi.
Ciężko było stwierdzić, które z nich mogło być mniej zadowolone z wyniku losowania. Evan, któremu okazja do sprawdzenia swoich umiejętności w pojedynku z kimś na swoim poziomie przeszła koło nosa, podobnie jak Vincent, umykający kolejny raz przed swoim zagorzałym wrogiem, czy Chiara, nienawykła do tego rodzaju magicznej przemocy, niechętna do obcowania z zaklęciami, tak przecież różnymi od run, do których pałała szczerą miłością. Niemniej jednak, pan każe, sługa musi - czy w tym wypadku, polecenie nauczyciela było silniejsze niźli niespełnione oczekiwania czy wewnętrzny opór któregoś z uczestników. Chociaż wydawało się, że Rosier ustąpi pierwszeństwa swojej dziewczynie, jej zwłoka szybko sprawiła, że Ślizgon stracił cierpliwość. Zaklęcie wypowiedziane stanowczym tonem przecięło powietrze, świsnęło groźnie pomiędzy innymi parami i trafiło prosto w Chiarę, jedynie dublując efekty jej dość nieudolnej obrony. W efekcie, kiedy Krukonka usiłując chronić się za pomocą zaklęcia unoszącego (4+ 3 = 7) wzniosła drobne ciało w górę, Everte Stati (3 + 10 = 13) rzucone przez Evana ugodziło ją potężnie i cisnęło Włoszką jak szmacianą lalką wprost w stojące pod ścianą ławki. Nieprzyjemny chrzęst łamanej kości na moment uciszył wszystkie głosy w sali. Czy di Scarno zdecyduje się na kontynuowanie pojedynku mimo gorącego, pulsującego bólu, rozlewającego się w okolicach ramienia?
Evan - 1 Chiara - 0
Ostatnio zmieniony przez Diarmuid Ua Duibhne dnia Pon 01 Cze 2015, 23:37, w całości zmieniany 2 razy |
| | | Huncwot
| Temat: Re: Klasa Transmutacji Pon 01 Cze 2015, 23:10 | |
| The member ' Diarmuid Ua Duibhne' has done the following action : Dices roll'6-ścienna' : |
| | | Porunn Fimmel
| Temat: Re: Klasa Transmutacji Wto 02 Cze 2015, 00:07 | |
| No cóż. Obrona nie była przemyślana. Porunn dostała zaklęciem, które niemalże od razu zamieniło ją w kamień, na parę chwil uwieczniając niezadowolony wyraz twarz, który mówił, że następnym razem nie będzie tak przyjemnie. Grali do trzech, tak? Więc teraz musi jej się udać, aby ich szanse były przynajmniej wyrównane. Gdy czar prysnął, otrzepała się z pyłu, starając się pohamować atak kaszlu. Piach, który dostał się do jej gardła, nieco go podrażnił, co za tym szło – także i Porunn. Jej czerwone oczy od pyłu z kamienia zdawały się jarzyć czymś nie do końca zidentyfikowanym. Dziką furią, niczym nieokiełznaną. Przystąpiła kilka kroków do przodu, po czym strzepała z włosów pył, a następnie odgarnęła je do tyłu, związując gumką w wysoki kucyk. Wyciągnęła różdżkę przed siebie, nawet nie starając się powstrzymywać przed atakiem złości, który spowodował, że jej policzki przypominały dwa dojrzałe pomidory. I każdy, kto ją chociaż trochę znał, w żadnym wypadku nie zaliczyłby tego do jakiegokolwiek zawstydzenia czy nieśmiałości względem Stewarda. Nie przejmowała się niczym innym, skupiając się tylko i wyłącznie na swoim celu, który stał tuż przed nią. Nie tknięty nawet delikatnie. Na jej twarzy pojawił się lekki uśmieszek, który szybko zniknął, a ona warknęła zaklęcie, mając nadzieję, że tym razem jej się powiedzie przynajmniej w połowie. Byłoby trochę szkoda, jeśli znowu by wyszło tak samo, jak podczas pamiętnej walki z jej przyjacielem, O’Connorem. - Magnaictum. Jeśli jej się powiedzie, a Aeron nie zdoła się obronić wystarczająco szybko, to zaklęcie powinno go ogłuszyć, zwracając uwagę na to, że nie dzieliła ich jakoś wielka odległość, a Porunn wcześniej jeszcze ją zmniejszyła. Wystarczyło teraz tylko poczekać te ułamki sekund, a wszystko się rozstrzygnie |
| | | Jolene Dunbar
| Temat: Re: Klasa Transmutacji Wto 02 Cze 2015, 10:35 | |
| Udało się jej ani razu nie zerknąć w stronę przyjaciela oraz Bena. Czyli przyjaciół. Wyczuwała między nimi ostrożną niechęć, co ją niezmiernie irytowało. W wypadku poznania Bena, rozumiała przyczyny jego dyskretnej niechęci - widział ją po pierwszej i dotkliwej kłótni z Dwayne'm. Wówczas pierwszy raz zgasło światło i Jolene nie wiedziała, że historia kołem się potoczy. Dwayne znowuż nie miał powodów do nielubienia Bena. Jolene potrząsnęła głową, nie chcąc rozwodzić się nad mechanizmem zachowawczym mężczyzn, stwierdzając, że nigdy nie pojmie ich rozumowania. Skoncentrowała się na bladych licach Lilith, która oszczędziła sobie dzisiejszego dnia nawiązywania rozmów z kimkolwiek. Nie narzucała się, a odwróciła głowę w stronę przywołanego stolika, mając nadzieję, że była szybsza i zaklęcie trafi do celu. Otworzyła usta, zaskoczona szybkim odparowaniem niewinnego ataku. Odskoczyła gwałtownie w bok z pola rażenia zaklęcia powierzając tę obronę licznym kursom truchtu wokół szkolnego jeziorka. Spod frotki wydostało się kilka kosmyków włosów, w tym ciemnoczerwone pasemko, delikatnie ocierające się o brodę. Zgarnęła je delikatnie za ucho i w odpowiednim momencie zauważyła ruch różdżki Lilith. Przełknęła lodową bryłę zakleszczającą się w jej gardle. - Scribblifors! - różdżka przeszyła powietrze w wyuczonym do perfekcji schemacie towarzyszącym każdemu zaklęciu. Profesor miał nosa (dosłownie i w przenośni) w przypadku Jolene, kochającej puchatość nader życie. Nic dziwnego, że wybrała zaklęcie transmutujące przeszkodę w puchate, mięciutkie piórka. Puchonka nie chciałaby bliżej zapoznawać się z ławką, wszak nieraz już przytulała do niej policzek przy wyjątkowo nudnym wykładzie. Tych znajomości nie potrzebowała pogłębiać. Nie zwlekając, różdżka Puchonki rozjaśniała w następnym zaklęciu. - Epoximise. - rzuciła w stronę rąk przeciwniczki.
|
| | | Eric Henley
| Temat: Re: Klasa Transmutacji Wto 02 Cze 2015, 14:08 | |
| Liny wystrzelone przez Wandę przecięły powietrze z niespotykaną szybkością. Wprawionego w lataniu na miotle Gryfona nie zawiódł jednak refleks, lecz siła zaklęcia obronnego, bowiem okazało się ono zbyt słabe by powstrzymać atak doświadczonej Krukonki. W mgnieniu oka, zdradzieckie liny oplotły się wokół jego ciała i zwaliły z nóg. Upadek nie był aż tak bolesny jak można było się tego spodziewać, chłopakowi bardziej dokuczała urażona duma gdy z podłogi spoglądał na ciskających zaklęcia uczniów, albo raczej dokuczałaby gdyby nie fakt, że manto od Wandy dostawał w miarę regularnie podczas wspólnych ćwiczeń. A tak, zwyczajnie zdążył się już przyzwyczaić do patrzącej na niego z góry Krukonki, chociaż nie można rzec, że witał taki scenariusz z otwartymi ramionami. W oczekiwaniu na rozplątanie krępujących sznurów, odszukał rudą czuprynę Murph, która zmagała się właśnie ze stadem nietoperzy posłanych przez Rosie w odpowiedzi na jej atak. Zaklęcie nie wyglądało na zbyt trudne do odparcia, stadko nietoperzy zapewne wystraszyłoby każde inne dziewczę, jednak Gryfonka była twardsza niż każde inne dziewczę, jakie Eric zdążył poznać, zatem nie martwił się zbytnio o przyjaciółkę, zwłaszcza, że w pobliżu kręciła się Psor Odineva. Okazało się jednak, że nie miał zbyt wiele czasu by się przyglądać, poczuł bowiem, że liny ustępują, a to oznaczało, że pora na jego ofensywną odpowiedź. -Dziękuję...i nic mi nie jest– odezwał się przewracając oczyma i z uśmiechem na twarzy sięgnął po Cytronową różdżkę która wypadła mu w z dłoni. Nie był wprawdzie specjalistą w dziedzinie uroków, ale nadszedł czas by pokazać, że jednak nauczył się czegoś w trakcie tych 5 lat spędzonych w Hogwarcie. – Całkiem nieźle Panienko Whisper – kiwnął z uznaniem dziewczynie, jednak w jego głosie można było wyczuć delikatną nutkę złośliwości – Chyba zaczynam myśleć, że naprawdę lubisz oglądać moje upadki –dodał z kwaśnym uśmiechem na twarzy i ustawił się w pozycji do ataku. -Gotowa? – zapytał, a po otrzymaniu odpowiedzi twierdzącej - celując przy tym w rękę dziewczyny - stanowczym głosem wymówił inkantację która wydawała mu się efektywna i zarazem niezbyt groźna dla zdrowia przyjaciółki: - Petrificus - . |
| | | Lily Evans
| Temat: Re: Klasa Transmutacji Wto 02 Cze 2015, 15:24 | |
| To była święta prawda. Lily błądziła myślami gdzieś daleko od Sali transmutacji, do czego sprowokowało ją jedno z zaklęć rzuconych przez pary walczące obok i rozkojarzyła się do tego stopnia, że zapomniała niemalże, że sama również posiada przeciwniczkę, przypuszczalnie nieco bardziej skoncentrowanym na postawionym przed nią zadaniu. Ale przynajmniej się przedstawiła, zawsze to już coś, mogła grać niedostępną i pozostawać nieobecnym manekinem do ćwiczeń panny Fimmel. Właściwie dobrze, że to zaklęcie ją trafiło. Nic tak nie otrzeźwia człowieka jak nagłe dzikie pląsy i choć w duchu dziękowała nauczycielowi za wyciągnięcie do niej pomocnej dłoni, nie mogła udawać, że potrzebowała tego typu, dość brutalnej interwencji. No i nie da się przecież ukryć, że Aria mogła postąpić z nią znacznie brutalniej, nie miała więc najmniejszego prawa do narzekania. Należało zacisnąć zęby, pewniej chwycić różdżkę i wytężyć umysł w poszukiwaniu odpowiedniego zaklęcia. Bardziej niż na wygranej, zależało jej na sensownym poćwiczeniu. Nie miała poza tym najmniejszej ochoty uszkodzić nowej znajomej, która wcześniej także potraktowała ją z delikatnością. - Incarcerous. – ostatecznie jej wybór padł na to właśnie zaklęcie, które ograniczało się do unieruchomienia przeciwnika, nie krzywdząc go przy tym. Prawdę mówiąc Lily, jako pacyfistka z natury, bez potrzeby nie odwoływała się do zaklęć, których efekty mogłyby być bardziej przykre. |
| | | Murphy Hathaway
| Temat: Re: Klasa Transmutacji Wto 02 Cze 2015, 18:19 | |
| Murphy z niemałą ciekawością obserwowała wynik swojego uroku. Oraz przeciwatak Rose, którym okazało się posłanie stada nietoperzy w jej stronę. Rudowłosa zacisnęła mimowolnie wargi, gdy spostrzegła, że jedno z nich otrzymało zaklęcie przeznaczone dla Ślizgonki i padło na ziemię, trzepocząc skrzydłami, które porastały się ropiejącymi czyrakami. To oznaczało tylko jedno. Atak, kontratak, akcja - reakcja. Nie mogła sobie pozwolić na ani jedną chwilę rozproszenia. Niestety największą przeszkodą do osiągnięcia tego celu okazało się stado nietoperzy, zbliżające się do niej z każdą sekundą. Szybkie, gwałtowne, dzikie stworzenia wydawały przerażające piski i choć dziewczyna nie powinna się ich bać, bo w końcu nie zrobią jej krzywdy… było zupełnie inaczej. Naprawdę starła się zachować w miarę zimną krew, lecz nie była w stanie opanować nerwów gdy chmara na nią napłynęła. Zapominając w tych paru sekundach o wszelkich zaklęciach, przeciwzaklęciach oraz urokach tego świata szamotała dziko dłońmi, starając się odpędzić od siebie gacki. Co było bezskuteczne i jedynie pogłębiło chaos, jaki zapanował w jej umyśle. Trwało to być może trzy sekundy, a może i pięć. Po upłynięciu tego czasu Murph oprzytomniała na tyle, by przywołać z pamięci pojęcie magia, w której przecież miała kiedyś być mistrzem. A zwłaszcza w zaklęciach i w łamaniu uroków, dlatego odetchnęła głęboko, starając zamykając oczy i opanowawszy drżenie rąk, rzuciła stanowcze. - Lumos Maxima - chcąc sprawić, że na ułamek sekundy całe pomieszczenie wypełniło się oślepiającym światłem, mającym odgonić od niej stworzenia. Jeśli nawet się jej udało, pewnie trwało to niedługo, bo trąconą jakimś strasznym przeczuciem nie była w stanie utrzymać skupienia. Wcześniej wydawało jej się, że to przez nietoperze, jednak teraz… miała wrażenie, że zaraz stanie się coś niezwykle złego, jakaś krzywda. Dziewczyna zdusiła w sobie cichy jęk, który to nieprzyjemne uczucie wymuszał, po czym skupiła się jedynie na tym by spojrzeć w twarz Rose. Nieznacznie zgarbiona, z nietęgą miną, a jednak - nie zamierza się poddawać przez swoje ograniczenia, przez tłumione słabości. Czując jak kipiąca w niej nienawiść zmuszą ją do działania, ścisnęła mocniej dębową różdżkę. Nawet jeśli zaklęcie się nie powiodło, po upływie jakiegoś czasu nietoperze musiały odlecieć. A Murph powinna teraz odegrać się jakimś paskudnym zaklęciem i choć jej umysł pracować na obrotach stanowczo zbyt wolnych jak na ten pojedynek - otumaniona, przestraszona, wściekła - starała się. Jak najdoskonalej zaintonować. Celując jak najdokładniej w latające we wszystkie strony nietoperze, równie przestraszone i złe jak ona sama… - Oppungo! |
| | | Rosalie Rabe
| Temat: Re: Klasa Transmutacji Wto 02 Cze 2015, 18:57 | |
| Widząc, jak Murphy wije się między nietoperzami ogarnięta strachem, Rabe uśmiechnęła się pod nosem i korzystając z wolnej sekundy omiotła spojrzeniem salę, trafiając akurat na moment, w którym to Krukonka di Scarno przelatywała przez pomieszczenie zderzając się na końcu z rzędem ławek. Zachichotała krótko, w myślach gratulując Evanowi i wróciła do swojej przeciwniczki, która powoli zaczynała chyba ogarniać się w sobie. Znakomicie. Skoro inni nie przebierali w zaklęciach - ona też nie zamierzała. Wymierzenie w Rose jej własnych wytworów było chyba najżałośniejszą próbą ataku, z jaką Ślizgonka się zetknęła. Ale miało to swoje dobre strony, bowiem znaczyło, że Rudowłosa nie zorientowała się o Upiorogacku. Działało to na korzyść Rabe, która mogłaby tylko machnąć różdżką a nietoperze by zniknęły. Wybrała jednak coś bardziej widowiskowego. - Relashio!- wrzasnęła wykonując odpowiedni ruch ostrokrzewem w powietrzu, jeśli dobrze poszło smażąc latające ssaki na przystawkę dla trolli do kolacji. Zapach palonego mięsa i włosia gwałtownie uderzył ją w nozdrza, łaskocząc przyjemnie niczym amortencja. Nie czekając ani chwili dłużej, nie poświęcając kwilącym zwierzętom niepotrzebnej uwagi wymierzyła koniec ukochanej różdżki w sam środek klatki piersiowej Murphy Hathaway. - Calidus – wycedziła przez zęby, starając się wysłać w stronę Gryfonki zaklęcie o najwyższym stopniu odczucia rozpalonego ciała. Skoro nie mogła jej podpalić jak nietoperzy, niech chociaż się tak czuje. Niech płonie. |
| | | Wanda Whisper
| Temat: Re: Klasa Transmutacji Wto 02 Cze 2015, 19:41 | |
| Tak naprawdę każdy z nas mógł mieć gorszy dzień. Każdemu mogło przytrafić się coś, co zaburzyłoby względny spokój panujący w naszych sercach- czyż nie? Prawdopodobnie właśnie w takim stanie znajdowała się obecnie panna Whisper. Była jak wzburzone morze – teoretycznie wszyscy wiedzieli jak się zachowuje, jednak nikt nie mógł być pewien czy zaraz nie zrobi czegoś co przerosłoby ich oczekiwania. Zawsze była poukładana, wiedziała czego chce, rodzice kiedy żyli byli z niej zadowoleni. Zawsze przygotowana do zajęć, skupiona na lekcjach, błyszczała inteligencją. Dzisiaj jednak w tak trudnych czasach miała prawo popełnić gafę, bo któż w życiu ich nie popełnia? Już myślała, że całą lekcję będzie mogła wrzucić do pudła z dopiskiem straty i niewypały jednak tym razem los się do niej uśmiechnął. Skupienie i determinacja, która przepływała przez jej nastoletnie ciało dało się we znaki, kiedy pędy wyczarowanej liny dosięgnęły jej przyjaciela. Oplotły zgrabnie jego ciało, a ten padł jak kłoda, co zaowocowało jedynie subtelnym rozciągnięciem warg Krukonki. Jak widać zaklęcie nie zawiodło ją po raz drugi w tym roku, co niezmiernie ją cieszyło. W przeciwieństwie do Henleya, ona nie rozglądała się na boki, a cierpliwie czekała aż ten się podniesie i dobierze swój oręż. W gruncie rzeczy była z siebie zadowolona – co było widać niemal od razu. Wyprostowała się jeszcze bardziej, pozostając jednak w pełni rozluźnioną. Oddychała powoli i spokojnie dosłownie na moment przenosząc spojrzenie w stronę Henryka. Uśmiechnęła się szerzej, aczkolwiek jej oczy dalej pozostały zmrużone i lustrujące – czy Eric nawet teraz musiał gadać i się rozpraszać? Czy nie mógł zrobić najpierw jednego zadania, a już zaczynał kolejne? Kiwnęła głową na jego słowa, zbierając przy tym od niego pochwałę. - Skup się, Henley. – Syknęła w międzyczasie unosząc różdżkę wysoko, będąc jednocześnie przygotowaną na odepchnięcie jego ataku. Wypuściła powietrze z płuc i podniosła czekoladowe spojrzenie na twarz przyjaciela z Gryffindoru. Po chwili jednak wstrzymała oddech czekając na kontratak w jego wykonaniu i doczekała się. A przynajmniej tak się jej wydawało. Zanim chłopak wypowiedział całość zaklęcia – jakiekolwiek ono by nie było dziewczyna zareagowała w swoim mniemaniu błyskawicznie – wykonała obrót nadgarstkiem i wycelowawszy koniec witki z wiązu w stronę rąk chłopaka wykrzyczała odpowiednią formułę. - Epoximise – Nie zwracała uwagi na to czy ktoś wcześniej użył tego czaru czy nie – jeżeli była wystarczająco prędka to ramiona Erica powinny się złączyć, co uniemożliwi mu wykonanie odpowiedniego ruchu. Jeżeli jednak będzie inaczej, to cóż. Nie będzie płakać.
|
| | | Chiara di Scarno
| Temat: Re: Klasa Transmutacji Sro 03 Cze 2015, 22:42 | |
| Mogła się tego właściwie spodziewać. Nie dość, że nie czuła się najlepiej w tego rodzaju magicznym współzawodnictwie, to w dodatku traf chciał, że jej przeciwnikiem została jedna z najlepiej przygotowanych do pojedynków osób. Nie narzekała jednak i wbrew pozorom, na prawdę nie usiłowała przegrać z jakichś niewiadomych powodów specjalnie. Po prostu reagowała zbyt wolno, niedokładnie i nieadekwatnie do sytuacji, co ostatecznie zostało jej udowodnione, kiedy z potężnym hukiem rąbnęła o ścianę kilka metrów za swoimi plecami. Nie miała pojęcia, czy takie było pierwotne zamierzenie Rosiera, bo jeśli tak, nie postąpił on z nią zbyt ładnie. Czego innego mogła się jednak spodziewać? Po kilkunastu sekundach, które spędziła ogłuszona nie poruszając się niemalże i usiłując złapać oddech, bo uderzenie wypchnęło z jej płuc całe znajdujące się nich powietrze, drgnęła niemal niezauważalnie, badawczo, jakby chcąc sprawdzić, czy ma jeszcze wszystko na miejscu. Pomijając tępy ból całego ciała, dość naturalny w tego typu okolicznościach, nie spostrzegła innych niepokojących znaków, niefrasobliwie podjęła więc próbę wstania, opierając się przy tym na ręce, która okazała się zgięta pod dziwnym kątem. Sycząc z bólu i próbując poradzić sobie z mroczkami wirującymi przed jej oczami, Chiara ze zdziwieniem skonstatowała, że widzi swoją własną kość i, że jest to doświadczenie przynajmniej surrealistyczne (aczkolwiek bardzo prawdopodobne, że w wyniku zderzenia ze ścianą miała aktualnie omamy i kości co prawda były pogruchotane, ale nie zamierzały wyrywać się na wolność). Być może ze względu na wypływ adrenaliny i szoku, nie wydawała się tym faktem nazbyt przejęta czy zaniepokojona. Uniósłszy różdżkę, wycelowała ją w nieszczęsną rękę i wydusiła z siebie jedno z niewielu zaklęć leczniczych, które udało jej się przyswoić. - Doloris Finis. – efekt tego zaklęcia, jeśli w ogóle zadziałało, trudno byłoby nawet nazwać leczeniem. To było raczej chwilowe podtrzymanie efektu, jaki i tak dawała adrenalina. A skoro tak, skoro w tej chwili równocześnie słaniała się na nogach i czuła, że mogłaby przeciągnąć sama Express Hogwarts z Londynu aż do Hogsmeade, nic dziwnego, że decydowała się na różne szaleństwa, które w normalnych okolicznościach na pewno by jej nie przyszły do głowy. Bo czyż czymś absolutnie nierozsądnym nie było atakowanie Rosiera będąc w jej pozycji? A to właśnie zrobiła. - Bracchium Emendo – była do tego stopnia przy temacie kości, ich łamania oraz braku, że to zaklęcie przyszło jej do głowy niemal automatycznie. I może bylo idiotyczne, ale było. I rzuciła je, jakby jutra miało nie być.
Ostatnio zmieniony przez Chiara di Scarno dnia Sro 03 Cze 2015, 22:52, w całości zmieniany 1 raz |
| | | Gość
| Temat: Re: Klasa Transmutacji Sro 03 Cze 2015, 22:45 | |
| Wzrok Lilith był całkowicie zarezerwowany dla uczennicy naprzeciwko niej, a myśli skrycie wyobrażały sobie chwilę jej bliższego kontaktu z podłogą, bądź drewnem. Jakże wielki był jej zawód, gdy żadna z owych sytuacji nie miała miejsca, równocześnie przekreślając jakiekolwiek szansy wpełznięcia zadziornego uśmiechu na usta ślizgonki. Sapnęła z wściekłości, że jej trud poszedł na marne i wykonała krok do przodu, ociekając przy tym zewsząd determinacją do wygrania tego pojedynku. Niestety nie była świadoma, jak taki mały ruch mógł się przyczynić do jej wielkiego upadku. Już sekundę później straciła grunt pod nogami, przez pośliźnięcie się o twardą okładkę księgi, która widocznie musiała spaść z wcześniej przywołanego stolika. Z gruchotem wylądowała na posadce, miażdżąc równocześnie swoją mniej użyteczną rękę. Chciała przekląć pod nosem na swoją niezdarność, której skutkiem była już niejednokrotna wizyta w szkolnym skrzydle szpitalnym; jednak została zmuszona do przygryzienia się w język, bowiem parędziesiąt centymetrów nad jej głową przemknął wąski snop światła. Czyżby przez swoją znienawidzoną wadę właśnie ominęła ataku? Na to wyglądało. Rozejrzała się w pośpiechu za różdżką i wyciągnęła dłoń w bok widząc ją niedaleko od siebie. Przez ten mały incydent, miała kompletną pustkę w głowie, która udowodniała jej nie przyzwyczajenie do walki na różdżki. Uniosła się do pozycji półsiedzącej i chcąc uzyskać trochę czasu do zebrania się w całość, machnęła kawałkiem grabu przy akompaniamencie pierwszej lepszej inkantancji, jaka mogła się w jakiś sposób przyczynić się do tego. -Immobilus! |
| | | Dwayne Morison
| Temat: Re: Klasa Transmutacji Czw 04 Cze 2015, 09:06 | |
| Nie dość, że zaklęcie obronne nie zadziałało tak jak się spodziewał, to manewr padnięcia na brzuch jak śledź – nie zdziałało. Dzięki małym rozmiarom niewiele osób mogło dostrzec pierwotną wściekłość Morisona kiedy podnosił się i grożąc pięścią Wattsowi, szedł w jego kierunku. Pierwsza salwa śmiechu orzeźwiła go na tyle, aby zrozumiał śmieszność sytuacji i wykorzystując chwilę relaksu w walce (bo przecież nie będzie próbował walczyć w tej formie), zaczął zabawiać publikę – przynajmniej zdążył zrobić fikołka, zanim pani Katja przywróciła mu właściwą formę. Z wdzięcznością i szerokim uśmiechem na ustach podziękował jej głębokim skłonem, po czym stanął na poprzednim miejscu i bez zbędnego przedłużania rzucił: - Cordonium Alevian – licząc się z ewentualnymi unikami ze strony Bena.
(musiałem akurat TO zaklęcie : D) |
| | | Aria Fimmel
| Temat: Re: Klasa Transmutacji Czw 04 Cze 2015, 13:33 | |
| To nie był prawdziwy pojedynek, a ćwiczenia. Aria być może nie sprawiała wrażenia groźnego przeciwnika, ale potrafiła zaufać instynktom, a w sytuacjach rzeczywistego zagrożenia myślała po prostu… inaczej. Tu jednak nie musiała walczyć o przetrwanie, a jedynym zmartwieniem było niezblamowanie się przed resztą uczniów. Co prawda nie spodziewała się, że Lily się nie obroni, ale każdemu może zdarzyć się moment zamyślenia. Krukonka opuściła dłoń z różdżką, jednocześnie przechylając głowę lekko w bok. Minęło kilka chwil, nim się zorientowała, że udało jej się ugodzić przeciwnika zaklęciem. Dobrze, że wybrała właśnie takie, a nie inne… Zimny dreszcz przebiegł wzdłuż kręgosłupa dziewczyny, gdy pomyślała o tym wszystkim, co mogło pójść nie tak. Na szczęście wszystko szybko wróciło do normy, a Aria tylko siłą woli powstrzymała się od przeproszenia i zapytania, czy aby na pewno wszystko jest w porządku. Uniosła ponownie różdżkę, skupiając się na Gryfonce i wypowiadanym przez nią zaklęciu, by móc szybko zareagować. - Alarte Ascendare! – krzyknęła, chcąc wyrzucić Lily różdżkę z dłoni. Jeżeli zaklęcie się powiodło, natychmiast przystąpiła do ataku. – Reuoluite! |
| | | Ben Watts
| Temat: Re: Klasa Transmutacji Czw 04 Cze 2015, 16:45 | |
| /a niech cię z przypominaniem kanarka, zdążyłam zapomnieć :P
Chyba nie istniał taki czarodziej lub czarownica, który nie cieszyłby się z dobrze rzuconego zaklęcia – szczególnie gdy miało ono za zadanie utrzeć nosa za pewne przewiny. Z ciepłym smagnięciem satysfakcji pieszczotliwie sunącym dłonią po karku, Szkot przez chwilę przyglądał się zmniejszonemu Morisonowi, któremu wyraźnie nie odpowiadał nowy stan rzeczy. Ciężko było stwierdzić, co tak naprawdę robił, gdy został pomniejszony, ale sam fakt, że ruszył w kierunku Krukona, mógł podsunąć pewne sugestie. Czyżby klął na niesprawiedliwość całej sytuacji? A może odgrażał się odnośnie rychłego rozwodu jego głowy z resztą ciała? Tak czy siak, tę rundę przegrał sromotnie, a Ben nie miał najmniejszego zamiaru ustępować – pozostałe „pojedynki” mogły się dziać swoim torem, nie osłabiając koncentracji. Jeśli działo się coś niepokojącego, w sali znajdowała się dwójka nauczycieli, którzy doskonale sobie poradzą z opanowaniem potencjalnie nieprzyjemnych sytuacji. Kąt ust Wattsa uniósł się w niewielkim, nieco złośliwym uśmieszku, palce poprawiły uchwyt na różdżce, gdy profesor Odineva przywracała Dwayne'owi normalne rozmiary. - Lumos Soren – rzucił w trakcie, gdy Puchon wymawiał zaklęcie, chcąc go oślepić i zmusić do niecelnego wypalenia czaru. Odruchowo uchylił się też z pierwotnego toru zaklęcia, w jednej jasnej chwili przypominając sobie, jak podczas wakacyjnego obozu został zamieniony dokładnie tą samą formułą w kanarka. Niezbyt przyjemne wspomnienie. Jeśli wystarczyło to, by aktualnie nie fruwać pod sufitem w żółciutkiej pierzastej glorii, Ben odruchowo wycelował różdżkę w Morisona, rzucając pierwsze co podsunął mu pokręcony sposób myślenia: - Tentaclifors A zaraz po nim, nie obserwując nawet efektów poprzedniej inkantacji, przeszedł płynnie z jednego gestu dłonią w drugi: - Everte Stati |
| | | Sponsored content
| Temat: Re: Klasa Transmutacji | |
| |
| | | |
Similar topics | |
|
| Pozwolenia na tym forum: | Nie możesz odpowiadać w tematach
| |
| |
| |