Temat: "Najlepszy tyłek w Hogwarcie" Pon 16 Cze 2014, 23:36
Opis wspomnienia
Pewnie każdy zastanawiał się, dlaczego Jasmine tak bardzo nienawidzi niemieckiego czarodzieja... ażeby nie zdradzać Wam tego od razu na początku, nie napiszę nic więcej.
Cofnijmy się myślą do czasów, w których niemiecki czarodziej był jeszcze niepoprawnym szczylem, z którego wychowaniem rodzice mieli niemało problemów. Chłopiec zawsze uczył się dobrze, na jego stopnie nie można było narzekać. Był jednakże małym łobuziakiem, który może nie tyle płatał figle niczym Huncwoci, ale korzystał z życia co nie miara. Już wtedy potrafił wypić niesamowite ilości whiskey i nie skończyć imprezy w toalecie. I o ile w tej chwili takie zachowania nie wydawały mu się żadnym wyczynem, a tym bardziej powodem do przechwałek, tak wówczas Ślizgoni, wkraczając niejako w ten wiek wiążący się z hulaszczym trybem życia często odnosili się do wszelkich sytuacji z potańcówek, udanych czy nieudanych podrywów i tym podobnych, przyziemnych spraw. Franz już od I klasy uwielbiał lekcje eliksirów, zawsze był perfekcyjnie przygotowany, a nie dość, że przygotowywał wszelkie mikstury zwykle przed czasem, to jeszcze zazwyczaj były one naprawdę dobrej jakości. Tym razem został przez panią profesor dobrany do pary razem z niejakim Marcusem Bainesem, poczciwym towarzyszek libacji alkoholowym i kompanem do wspólnych wybryków, za które rodzice nie chcieli przyznawać się do swoich synów. Taki wiek, młodzieńczy bunt, który dawał o sobie poznać, kiedy to chłopaki chcieli pokazać, że stać ich na więcej, co zresztą często kończyło się różnego rodzaju szlabanami i harówką dla bezwzględnych nauczycieli. Lacroix kazała wszystkim przygotować jeden z eliksirów należących do pewnej szerszej kategorii amortencji, co oczywiście musiało spotkać się z szeptami rozbudzonej nagle z otępienia i senności męskiej grupy Ślizgonów. Krueger sam śmiał się pod nosem razem z Marcusem, z którym wymieniali się uwagami, co do ewentualnych zapachów eliksiru preferowanych przez dziewczęta. Każdy z nich najpewniej święcie przekonany był o tym, że wie najlepiej i że wspólnymi siłami stworzą eliksir tak silny, że każda niewiasta padnie im do stóp. Duet Ślizgonów zabrał się za przygotowanie składników. Franz nawet nie musiał zaglądać do podręcznika. Szybko wybrał wszystko to, co było potrzebne, nie zważając na skrzywioną minę Bainesa, któremu najwyraźniej nie podobało się to, że to właśnie jego kumpel brylował w tej dziedzinie magii. Wreszcie chłopaki podzielili się obowiązkami i zasuwając, niczym małe mrówki, dokonywali wszystkich czynności, które wymagane były do przygotowania eliksiru miłości. Rzecz jasna, wyprzedzili większość pozostałych grup, toteż wolny czas spędzali na rozmowach, które zupełnie odbiegały od tematu ich lekcji. A przede wszystkim, obaj wodzili wzrokiem za tyłeczkiem jednej z dziewcząt, która przygotowywała właśnie eliksir z koleżanką tuż przed ich stanowiskiem. Jasmine Vane – ta dziewczyna z pewnością mogła popisać się kobiecymi i seksownymi kształtami mimo młodego wieku. Niemiecki czarodziej nie mógł oderwać od niej wzroku, kiedy to tylko schylała się po jakiś składnik leżący na niższej półce. Uśmiechnął się, kiedy jej sukienka podwinęła się lekko do góry, chociaż miał nadzieję na zdecydowanie więcej wrażeń. - Dobra sztuka. – wyrwał go z zamyślenia i zapatrzenia dopiero pomruk Marcusa, który zniecierpliwiony brakiem aktywności swojego towarzysza postanowił mu przypomnieć o tym, żeby wziął się do roboty. Nie mógł jednak przy tym oszczędzić sobie niezbyt wysublimowanego komentarza na temat urody panny Vane. Franz westchnął tylko ciężko, dorzucając kolejny składnik do kotła, po czym powrócił znów spojrzeniem na spódniczkę dziewczyny, obserwując każdy ruch zakończenia jej materiału. - Szkoda tylko, że poza zasięgiem… - dodał po chwili Baines, który tym razem sam zapomniał o tym, żeby przemieszać dokładnie zawartość kotła. Krueger wyręczył go więc w jego obowiązku, nie zapominając jednak o przyjemnościach. Wybuchnął zaraz niezbyt głośnym śmiechem, aby nie ściągnąć na nich spojrzenia profesor Lacroix. - Mówisz? – rzucił Franz tonem pełnym pewności siebie, a zaraz po tym zniknął ze stanowiska, przy którym dwóch nastolatków tworzyło magiczną miksturę. Marcus powiódł za nim swoim spojrzeniem, lecz nie zdążył w porę utemperować zapędów swojego kumpla. Ten zbyt szybko znalazł się przy kotle dwóch dziewcząt w bardzo krótkich spódniczkach. Baines mógł tylko dostrzec, jak Krueger kładzie swoją dłoń na pośladku Jasmine, który jeszcze przed chwilą był obiektem tak pilnych obserwacji. Najpewniej zdawał sobie również sprawę z tego, że to wszystko nie może zostać zwieńczone szczęśliwym zakończeniem. - Hej, skarbie. – prawie wyszeptał pannie Vane do ucha, nachylając się przy tym lekko nad kociołkiem dziewczyn. Zaciągnął się zapachem, który tak niesamowicie podrażniał nozdrza, pomimo tego że eliksir nie był jeszcze skończony. Woń ognistej whiskey, papierosa, kawy i skoszonej trawy. Dość zaskakujące połączenie, ale jakich innych ulubionych zapachów spodziewać się po gówniarzu, który zaczął imprezować i poczuł, że może być królem tej imprezy? - Yhm… nieźle. Wiesz, co lubię. – dodał zaraz z wyraźnie tryumfalnym uśmiechem na ustach. Zachowywał się zupełnie tak, jak gdyby zdobył Mount Everest, jakby był pewien tego, że Jasmine marzyła tylko o tym, żeby zainteresować go swoją osobą. Szkoda tylko, że dalsze wydarzenia miały skonfrontować niespełnione oczekiwania Kruegera z jakże szarą i przykrą rzeczywistością. Na razie jednak nie należało mu odbierać zbytniej śmiałości, aż przesadnej, bo można powiedzieć, że Franz zachował się jak typowy, głupi nastolatek, który chciał dać popis przed kolegami. I chociaż teraz, kiedy był już dorosłym czarodziejem, z pewnością nie dopuściłby się takiego czynu, tak wtedy, wydawało mu się, że jest królem świata. - Myślę, że powinniśmy umówić się po zajęciach. – zakończył swój strasznie marny podryw, nie przejmując się zbytnio tym, że jego dłoń nadal ściskała za tyłek brunetki, a czego by nie powiedzieć o tej dziewczynie, tyłek miała chyba najlepszy w Hogwarcie. Szczególnie w tej przykrótkiej spódniczce, która za każdym razem, kiedy Jasmine się schylała ukazywała nieco więcej, pobudzając wyobraźnię tak rozjuszonego samca, jak młodziutki Krueger.
Dziwne zjawisko... czas... potrafił igrać z człowiekiem, odrzucając w niepamięć wydarzenia i fakty tak istotne, że bez nich próba zrozumienia dalszego rozwoju wypadków była wręcz niemożliwa. Nawet sami zainteresowani, na temat których jest to wspomnienie nie pamiętają co się wtedy dokładnie wydarzyło. Jasmine nigdy nie potrafiła sobie przypomnieć, dlaczego tak naprawdę darzyła Kruegera szczerą nienawiścią. Zrzucała to na przeciwieństwo charakterów, może jakieś niewybredne żarty na korytarzu.. a prawda swoje źródło miała tego parszywego, jesiennego dnia na początku piątej klasy. Jas szczyciła się pochodzeniem z bardzo uznanej rodziny eliksirowarów. Jej dziadek, Florence Gard był jego aktualnym szefem i za punkt honoru obrał sobie edukacje wnuczki pod tym kątem. Nie spotkało się to ze sprzeciwem, bo Jasme od małego podglądała dziadka jak warzył różnego typu mikstury, zaglądała do kociołków, płacąc za to popalonymi kosmykami włosów czy zmianą głosu z racji magicznych oparów. W szkole od zawsze starała się wieść prym. Szło jej to łatwo. Nigdy jakoś specjalnie nie wdawała się w rywalizacje na czas z kolegami. Koniec końców jej eliksir i tak zbierał jedne z najwyższych not jak nie te najwyższe. Przybyła na lekcje punktualnie, ubrana raptem w spódniczkę i koszulę, pozwalając sobie przewiesić resztę szkolnej szaty przez torbę. Na zewnątrz było jeszcze bardzo ciepło, a mimo przebywania w wilgotnych lochach, opary z kociołków w parę chwil zamieniały salę w saunę. Jasme zajęła miejsce przy stanowisku razem z Suzanne Balmer, koleżanką z roku. Ze wszystkich osób na roku płci żeńskiej ona najlepiej ogarniała eliksiry – oprócz samej Jasmine oczywiście. Jasme wysłuchała uważnie poleceń Lacroix. Była młodą nauczycielką, lecz lepiej by jej wiek nikogo nie zmylił! Nazywano ją postrachem Hogwartu i nawet porównywano z o wiele starszą McGonagall. Chantal nawet zastępowała czasowo profesora Rogińskiego na stanowiska opiekuna domu Slytherinu. Na lekcjach wszystkich innych domów była nieprzyjemna i ironiczna, natomiast dom Węża miał zapewnione fory od samego początku. Oczywiście nie tolerowała rażących pomyłek, ale też nie oceniała zbyt surowo. Panna Vane wybrała się po potrzebne składniki i rozłożyła je na stole. Razem z Suzanne skrupulatnie odmierzyły wszystko i przygotowały. Jas słyszała szepty za plecami, najpewniej od chłopaków obgadujących poprzednią imprezę.. Vane schyliła się po buteleczkę z esencją z mięty. Lubiła porządek na stanowisku, więc dokładała składników wraz z każdym kolejnym krokiem instrukcji, którą wręcz znała na pamięć. Wlała właśnie parę kropel krwi salamandry do kociołka, gdy poczuła pierwsze aromaty. Amortencja słynęła z tego, że każdy czuł jej zapach inaczej. Dla każdego po kolei był to zapach, który się dobrze kojarzył lub przywoływał miłe odczucia. Jas uśmiechnęła się pod nosem, czując zapach jaśminu.. malin? Gdzieś tam przewijał się słodkawy zapach tytoniu, co na pewno miało związek z jej niedawno rozpoczętym nałogiem... i gdzies tam na końcu był chyba zapach pomarańczy...? Nie było dane Jasme się nad tym zastanowić, gdyż poczuła piąty zapach, ale nie dochodził on z kociołka. Co więcej, należał do chłopaka, który bezczelnie położył dłoń na jej tyłku. Jas poczuła, jak każdy jej mięsień sztywnieje, a przez nerwy przechodzi zimny prąd. Nienawidziła tego z całego serca. Już nawet dotykanie piersi by jej tak nie wzburzyło jak macanie po tyłku. Odwróciła głowę, napotykając wzrok Kruegera. Ściagnęła usta w wąską kreskę, gdy ją powitał. Nie miała świadomości, że te ciche komentarze były odnośnie jej zacnej, tylnej części ciała. Wciągnęła powietrze głośno, starajac się nie zrobić Franzowi krzywdy. Jeszcze. Kiedy Ślizgon zaciągał się zapachem z ich kociołka, Jas zacisnęła dłonie w pięści i posłała Suzanne wymowne spojrzenie. Ona już przeczuwała, co może zrobić jej koleżanka.. Uniosła brew, kiedy rzucił, że powinni się spotkać. Może i był przystojny, ale arogancki, bezczelny i nierozważny i Jasme chciała go za to ukarać. Boleśnie. -Ah tak... a ja uważam, że powinieneś zabrać łapę z mojego tyłka! -warknęła rozeźlona i mocno uderzyła go otwartą dłonią w twarz. Odgłos ciosu rozległ się po sali, zwracając tym samym uwagę najbliżej siedzących uczniów. -Zrób to kiedykolwiek.. jeszcze raz.. a uwierz, że cios w twarz to przy tym będzie pikuś. -syknęła mu prosto w twarz. Odwróciła się i nieco poirytowana wróciła do swojego kociołka. Miała nadzieję, że Ślizgon odpuścił na dobre po tak widowiskowej porażce.
Franz także nie pamiętał tego zdarzenia, co zresztą dziwić nie powinno. Już dawno rzucił w niepamięć czasy V klasy, a już szczególnie wcześniejsze. Czasami tylko, kiedy ktoś wypomniał mu jakieś szczeniackie podrygi, uśmiechał się głupio, starając się szybko zmienić temat. To było oczywiste, że nie był dumny z tego typu zagrywek jak ta, która miała miejsce w sali eliksirów. Teraz wydawało mu się, że nieco wydoroślał, ale czy to była prawda? Podobno w każdym dorosłym mężczyźnie tkwiło coś z dzieciaka, a że Krueger dopiero, co wkroczył w etap dorosłości, jego cechy charakteru z dzieciństwa pewnie nadal przebijały się gdzieś w świadomości czy nieświadomości. Chłopak mógłby się wstydzić wielu rzeczy, które robił jeszcze kilka lat temu, ale pewnie każdy doświadczał w życiu tego samego. Szczególnie okres młodzieńczego buntu sprawiał, że człowiek stawał się kimś innym, próbował przypodobać się grupie, pokazując, że jest najlepszy, podczas gdy czasami lepiej było usunąć się w cień, milczeć, nie wdawać się niepotrzebne dyskusje i kłopoty. Zupełnie tak, jak w klasie eliksirów. Być może, gdyby niemiecki czarodziej obrał sobie inny moment, a także inny sposób zachęcenia do swojej osoby panny Vane, sytuacja przybrałaby zupełnie inny obrót, a tak zraził ją tylko do siebie, choć nie można było powiedzieć, że nie zapewnił przy tym wszystkim swoim kumplom rozrywki. I bynajmniej nie traktował tego jako swoją porażkę. Wtedy jeszcze mogło mu się błędnie wydawać, że oberwanie tzw. liścia od koleżanki w towarzystwie kolegów, w takich okolicznościach, wyjdzie mu jeszcze na dobre, bo zyska miano komedianta i tego, który rozluźnia i tak spiętą i senną dla większości atmosferę, która wiecznie towarzyszyła zajęciom z tego przedmiotu. Co do umiejętności Jasmine a propos warzenia magicznych mikstur Krueger nie miał żadnych wątpliwości. Mimo że nie wiedział zbyt wiele o jej rodzinie, widział na lekcjach, że ta dziewczyna daje sobie radę doskonale. Często przecież rywalizowali ze sobą, dostając najwyższe punktowe wyniki, choć do tej pory Franz nie przykładał większej wagi do tej rywalizacji. Nie potrzebował tego, by być zawsze najlepszym. Wiedział, że jest dobry, znał swoją wartość, a to, że niekiedy panna Vane uwarzyła lepszy eliksir nie czyniło go kimś, kogo można określić mianem słabeusza. Nie przejmował się więc zbytnio tym, że czasami to ona zdobywała więcej punktów. Bardziej interesowały go zawsze jej kobiece wdzięki, chociaż nigdy wcześnie także nie próbował na niej żadnej ze swoich marnych sztuczek. Nie dlatego, że obawiał się odrzucenia. Wówczas Krueger nie zważał w ogóle na takie rzeczy. Nie był jeszcze prawdziwe zakochany w żadnym dziewczęciu, a jego próby podrywu wynikały raczej z zakładów z kolegami, czy po prostu chęci bycia popularnym chłopakiem. Miał do tego predyspozycje, był bowiem przystojnym młodzieńcem i zdobycie większości dziewcząt nie stanowiło dla niego wtedy żadnego problemu. Teraz, kiedy miał już na karku te swoje siedemnaście lat, niestety, ale przestało go to już bawić. Nie umawiał się z kilkoma pannami na raz, nie odczuwał także konieczności bycia z kimś, kogo nie darzył poważnym uczuciem. Zabawne było tylko to, że obecnie przywiązał się tak bardzo do kogoś, kto nienawidził go ze szczerego serca. A może właśnie los pisał im taką przyszłość? Franz uśmiechał się cały czas, zgrywając czarującego pana popularnego, któremu nie odmawia się randki. Niestety, jego urok osobisty w połączeniu z niepoprawnym, seksistowskim zachowaniem najwyraźniej nie odniósł pożądanych skutków. Krueger jednak nawet chwili nie zastanawiał się nad tym, czy aby nie przesadził. Często takie zachowanie działało, więc dlaczego niby nie miałoby zadziałać teraz? Nie starał się nawet uchylić, kiedy Jasmine skierowała w jego twarz mocne uderzenie z otwartej dłoni. Nie sądził jednak, że będzie ono na tyle mocne, że jego odgłos rozniesie się po całej sali eliksirów. Co gorsza, uśmiech nadal nie schodził z jego twarzy. Tylko Marcus skrzywił się nieco, najwidoczniej wyobrażając sobie ten ból. Niemiec jednak należał do tych, którzy osiągali jakąś sadomasochistyczną przyjemność z wszelkich mordobić z kumplami, więc ten cios nie zrobił na nim wielkiego wrażenia, a tym samym nie zniechęcił do dalszych prób, być może już nie podrywu, ale jeszcze większej prowokacji panny Vane. - W porządku. Następnym razem mogę przytulić się do Twoich cycków. – rzucił nonszalancko, kompletnie nie zważając na to, że twarze uczniów, jak i profesor Lacroix zwrócone są w ich kierunku. Prawdę powiedziawszy, nie myślał aktualnie w kategoriach potencjalnego szlabanu, a jego zachowanie wykraczało najpewniej poza wszelkie granice chamstwa i prostactwa, ale cóż, czego się nie robi, żeby zaimponować kolegom, a przy tym rozwścieczyć taką piękną brunetkę? Musiał przyznać, że z taką miną wyglądała jeszcze zabawniej i jeszcze bardziej pociągająco. Nie poddając się, podszedł więc do niej bliżej, licząc na to, że zanim uderzy go po raz kolejny, zdąży chociaż cokolwiek zrobić lub powiedzieć. - A poza tym, to myślę, że jesteś dobra dupa i szkoda byłoby zmarnować taki potencjał… - niemal wyszeptał jej do ucha, bo wyjątkowo stwierdził, że tej wypowiedzi niekoniecznie wszyscy muszą słuchać. Profesor Chantal i tak pewnie przeżywała już ostateczny stan swojej cierpliwości i było kwestią chwili oczekiwanie na to, kiedy wybuchnie. A wierzcie lub nie, lepiej było z nią nie zadzierać. Franz igrał zatem z ogniem, doprowadzając do takiego stanu dwie najbardziej temperamentne kobiety w Hogwarcie. Ale czy odwaga nie była tą cechą, która u kumpli znaczyła więcej, niżeli ilość wypitego alkoholu?
Od zawsze panna Vane należała do kobiet z grona "podziwiaj, ale z daleka". Gdzieś w okolicach trzeciej klasy zaczęła dojrzewać, znacznie wcześniej niż inne dziewczęta, co spotykało się z ich zazdrosnymi spojrzeniami i wrednymi komentarzami chłopców. Wcale się tym nie smuciła ani nie dobijała, wręcz przeciwnie – w dość krótkim czasie udało jej się nauczyć, jak wykorzystywać te zalety jej ciała. Ot, tu odpięty guziczek.. tutaj mimowolny ruch ręki poprawiajacy włosy... z dnia na dzień Jasmine coraz lepiej poznawała tajniki kokieterii i seksapilu. Będąc już w piątej klasie nie mogła narzekać na brak zainteresowania ze strony płci przeciwnej. Schlebiało jej to, ale zawsze pozostawiała niedosyt we wszystkich kontaktach z chłopakami. Pozwalała im dojrzeć odrobinę ciała skrytego pod materiałem bluzki, raptem ćwierć cala.. nie ochrzaniała ich za niewybredne teksty, ba! Nawet specjalnie zmniejszała odległość między nią, a nimi, by w ostatniej chwili odsunąć się zgrabnie i zniknąć. Gdyby Krueger więc zaczął swoje gierki i podryw w zupełnie innym miejscu, bez chamskiego łapania jej za tyłek, możliwe, że Jasmine podchwyciła by te grę słów, migając się od spotkania. A może nie? W końcu Franz był przystojny.. jedynie mentalność szczeniaka mogła pozostawiać wiele do życzenia. Jego nonszalancja i aroganacja przekraczały wszelkie granice przyzwoitości. Jasme prychnęła niczym rozjuszona kotka. -Akurat... na to trzeba sobie zasłużyć. -mruknęła, zaszczycając go jednym, jedynym spojrzeniem czekoladowych oczu. Wróciła do robienia mikstury, wyobrażając sobie, że rozrywając dżdżownicę na kawałki, tak na prawdę robi to z Franzem. Suzanne chwyciła chochlę, a chcąc nie chcąc Jas musiała nadal znosić tego.. Mimo, że jego policzek poczerwieniał, na ustach gościł uśmiech samozadowolenia. Jas uniosła jedną brew do góry w geście zaskoczenia. Masochistą był czy jak? Panna Vane poczuła, jak adrenalina na nowo napływa do jej krwi i prosi się aż o zrównanie tego człowieka z ziemią. -Zejdź mi z oczu, póki jestem spokojna. -dodała już nie tak cicho, co spowodowało, że nawet nauczycielka obserwowała uważnie ich.. "rozmowę". Kolejna próba powrotu do kociołka skończyła się fiaskiem, bo Krueger nie odpuszczał. Jas nie odsunęła się kiedy do niej podszedł. Czuła bijące od niego ciepło. -Żebym ja zaraz nie wykozystała tego potencjału i nie wysłała Cię na księżyc! -podniosła głos, wyraźnie poirytowana. Odepchnęła Ślizgona mocno, chcąc się go pozbyć jak najszybciej. Jaki on musiał mieć tupet! -Jesteś bezczelnym.. wrednym... aroganckim.. szczylem... nigdy się z Tobą nie umówię! -wysyczała przez zaciśnięte zęby. Oh, nigdy nie mów nigdy, czyż nie? Gdyby Jasmine była teraz świadoma swych słów wypowiedzianych w piątej klasie.. chyba musiała by się ukorzyć, że nie miała racji. Ważniejsze jednak w tej chwili było pozbycie sięFranza. W jednym kawałku. -Skończyliście swoje kłótnie przedmałżeńskie? -nagle znikąd pojawiła się postać nauczycielki. Spojrzała najpierw na Jasmine, a potem na Franza. -Nie przeczę, są interesujące.. ale waszym zadaniem jest pzyrządzić eliksir.. więc jeżeli w tej chwili stąd nie wyjdziecie lub się nie uspokoicie, to Ślizgoni po raz pierwszy zaliczą ode mnie szlaban! -głos Chantal podnosił się z każdym słowem coraz bardziej, a włosy zalśniły złowogo. Jasme zawsze podziwiałą metamofromatyczne zdolności Lacroix. Z jej oczy strzelały iskry. -DO ROBOTY! JUŻ! Jasmine odczekała, aż nauczycielka wróci do biurka, by pozwolić sobie na niewybredny komentarz. Kłótnie przedmałżeńskie? Dobre sobie! Nie zakochała by się w Kruegerze nawet, jeśli by był ostatnią osobą na ziemi, a co dopieo dobrowolnie! -Co za cham.. -mruknęła do koleżanki obok. Ta skinęła głową potakująco.Vane marzyła o momencie, kiedy ta lekcja się skończy i uwolni się od natrętnego amanta.