|
| |
Autor | Wiadomość |
---|
Henry Lancaster
| Temat: Re: Gadający Gobelin Nie 29 Mar 2015, 19:01 | |
| Rutynowe wieczorne spacery po korytarzu, bo tak kazała odznaka prefekta. Miał ją oddać i w końcu jej nie oddał, pochłonięty codziennością. Teraz zbliżał się bal, zapotrzebowanie na osoby rozumujące poprawnie wzmogło się i nijak nie mógł złapać Dumbledore'a. Trochę się obawiał rozmawiać z nim i przyznawać do słabości, że nie radzi sobie z natłokiem obowiązków. Miłą przerwą między nimi była Wanda. Od rana ciągle o niej myślał i szukał okazji, aby ją złapać i zaprosić na bal. Oficjalnie, nie listownie. Niechętnie myślał o zakładaniu garnituru, ale czego nie robi się dla kobiet? W całkiem dobrym nastroju wspiął się na czwarte piętro i mimochodem zajrzał do biblioteki. Zrobił sobie tam spacerek bez większej przyczyny i gdy nie znalazł nikogo niczego ciekawego, wyszedł i wspiął się piętro wyżej, przeganiając młodszych do dormitoriów. Odruchowo miał ominąć gadający gobelin, pamiętając jak pomnik oskarżył go o niszczenie mienia i zaczął się wydzierać wzywając Filcha. Nie wiedział co go tknęło, aby jednak mimo wszystko zagryźć zęby i tamtędy się przejść. W każdym razie jak tylko zobaczył Wandę, od razu do niej pognał z bananem i wyszczerzem puchońskim na twarzy. Mina mu zrzedła, gdy zobaczył ją w takim stanie. Spadła mu z nieba, ale nie wyglądała dobrze. Znalazł się automatycznie na tej samej ławce i zdjął z jej kolan w-cholerę-ciężki plecak. Chwycił jej obie dłonie i nachylił się nad nią. - Dlaczego masz taką minę? Dlaczego coś się stało? - nie pytał co się stało, tylko dlaczego. Chciał ją zaprosić na bal, ale spadło to na dalszy plan, bo wyglądała tak... smutno i nie po swojemu. Nie miał pojęcia, że spotkała się z jego byłą dziewczyną. Rozważał bardziej realne zmartwienia pokroju słaba ocena, źle upieczony piernik czy zniszczona książka no albo ostatecznie wielki przerażający robak. Nie spuszczał z niej czujnego spojrzenia, aby nie umknął mu żaden skurcz na jej twarzy. Nie przyzwyczaiła go do posiadania złego humoru i smutku. - Jeśli to jakiś robal, pokaż mi go to się z nim rozprawię i stoczę krwawy bój o twoją cześć. - próbował ją rozbawić i wyczuć co jest na rzeczy. Była bledsza niż na co dzień. Uśmiechnął się do niej niepewnie. Najpierw poprawi jej nastrój, potem zaprosi na bal i odda się w jej ręce. |
| | | Wanda Whisper
| Temat: Re: Gadający Gobelin Nie 29 Mar 2015, 19:30 | |
| Nie była pewna ile spędziła minut, godzin czy sekund w tej pozycji- jedno było pewne. Było jej niesamowicie niewygodnie zważywszy na fakt, że torba z książkami swoje ważyła – jedna z okładek, o którą się opierała zostawiła na jej brodzie ślad, który najpewniej będzie jeszcze widoczny przez kilka chwil. W tym czasie przez korytarz nie przeszła ani żywa duszyczka. Nawet możny rezydent szkoły nie skusił się, y porozmawiać z gadającym gobelinem co ją zdziwiło. W gruncie rzeczy porozmawiałaby z kimś, gdyby miała taką szansę, ale znajdowała się w takim stanie, że nie miała odwagi pierwsza otworzyć gęby do kogokolwiek. Była nieobecna, myślami odpływała gdzieś daleko – konkretniej do molo i pewnej blondwłosej dziewczyny, której namieszała w życiu. Drgnęła gdy usłyszała stukot podeszew, który nasilał się z każdą sekundą dając znak Wandzie, że właśnie ktoś się do niej zbliżał – dosyć żwawo zresztą. Jak się okazało był to Lancaster, który pokrzykując jeszcze na młodszych uczniów skręcił właśnie w tą alejkę i trafił na nią. Wandę. Nie Chciała by widział ją w takim stanie – nie wyglądała zbyt korzystnie – miała lekko podkrążone oczy, zaczerwienione kąciki patrzałek, siedziała zgarbiona w porozciąganym swetrze i nie zachęcała przyszłych rozmówców do toczenia z nią pogawędek o niczym. Na widok jej ukochanego rozpromieniła się – i było to widać niemal od razu, bo jej twarz nie tylko pojaśniała, a i została okraszona nad wyraz szczerym uśmiechem. Ten stan jednak minął szybko i chociaż krew zaczęła w niej buzować mocno i szybko, tak jak zawsze gdy był przy niej Henry to coś nie dawało jej spokoju. Nie powinien siedzieć obok niej. Nie powinien być jej, gdy tak naprawdę należał się innej dziewczynie. Nie powiedziała jednak tego na głos i pozwoliła bezwiednie zdjąć tobołek z jej kolan. Wyciągnęła nogi przed siebie – w kolanach jej strzyknęło od siedzenia w jednej pozycji, a gdy Puchon chwycił jej ręce, ta zacisnęła je mocno, jakby nie chciała go puścić. - Nie, ojej. W szkole raczej nie mamy robaków. Przez tyle lat jeszcze żaden nie trafił pod moje stopy. – Parsknęła krótko czując się o niebo lepiej w towarzystwie Henryka, który samym sobą dawał jej pokłady energii, nie do wykorzystania za pierwszym razem. Zerknęła na niego kątem oka doglądając go, sprawdzając czy nic się nie zmienił przez te kilka dni kiedy się nie widzieli. Jej wzrok zsunął się na błyszczącą odznakę prefekta, potem na jego błękitne oczy, a kącik jej ust mimowolnie drgnął. Nie umiała być przy nim smutna, nawet gdyby chciała – a nie chciała. - Patrolujesz okolice? Dopadłeś kogoś kto zmajstrował coś nielegalnego? – Spytała niezobowiązującym tonem, zaraz odwracając piwne spojrzenie od przystojnej twarzy Lancastera, do którego uwaga – uważała, że nie miała żadnych praw. Ułożyła ich dłonie na jej udach i tylko gładziła kciukiem jego jakże seksowny nadgarstek wyczuwając delikatne pulsowanie, na którym zaraz skupiła całą swoją uwagę, jakby to właśnie było najważniejsze w chwili obecnej. Nie planowała mówić mu o swoich problemach czy zmartwieniach, bo naprawdę nie chciała by się o nią martwił. By miał wyrzuty sumienia, że to jego wina, kiedy tak naprawdę on niczemu nie zawinił. Nie lubiła robić z siebie ofiary, bo za taką się nie uważała. To ona wszystko popsuła i musiała znaleźć jakieś rozwiązanie z tej sytuacji. Specjalnie, a może i nie zmieniała temat, bo nie chciała denerwować blondyna, wolała oglądać go uśmiechniętego i zadowolonego z życia, bo taki wydawał się jej wtedy najatrakcyjniejszy. Przesunęła stopą po posadzce i zahaczyła o swoją torbę, którą przesunęła do siebie, tak, by mieć ją między nogami. Zamrugała i zaczęła zwyczajnie bawić się palcami chłopaka, tak by nie musieć na niego spoglądać- bała się, że wyczyta coś z jej oczu czego nie chciała by zrobił. - Nie spałam tej nocy. Nie wiem, nie mogłam zasnąć. I jakoś tak. – Skleciła zdanie nieporadnie tłumacząc się jednocześnie. Uśmiechnęła się szerzej, bo tylko pogarszała swoją sytuację. Nie potrafiła zapanować nad emocjami. Nawet nie chciała. Nie chciała robić niczego wbrew sobie i innym. Jeżu, to było skomplikowane.
|
| | | Henry Lancaster
| Temat: Re: Gadający Gobelin Nie 29 Mar 2015, 19:58 | |
| Potarł kciukiem odznaczenie na jej brodzie i przy okazji odgarnął splątane kosmyki włosów za ucho. Powrócił słodki waniliowy zapach, za którym tęsknił odkąd otworzył oczy w zeszłym tygodniu. Przez naukę nie mieli czasu spotykać się tak często, jakby chciał, czyli mniej więcej na okrągło, dwadzieścia cztery godziny na dobę. Nie chciał naciskać na Wandę, bo wiedział, że miała OWUTEMy, do których się przygotowywała od lipca, czego nie rozumiał, ale akceptował. Zmartwiła go poważnie swoim stanem. Rzadko widział ją osamotnioną w jakimś kącie, a nie beztrosko gawędzącą z jakimś zapatrzonym w nią dzieciakiem. Tak na serio, to nigdy jej takiej nie widział. To wzbudziło w nim czujność. A mimo wszystko udało się jej odwrócić na chwilę jego uwagę, gdy się uśmiechnęła. Do niego, szeroko tak jak się uśmiecha tylko do niego, do nikogo innego. Przez kilka sekund nic nie mówił, nie odrywając od niej oczu zanim nie odpowiedziała, a uśmiech nie zniknął. Henry nie był ekspertem od czytania z twarzy i w myślach, ale widział, że coś nie gra. Czy on aby przypadkiem nie zobaczył wyrzutów sumienia? Czego Wanda mogłaby żałować? Niezjedzonej szarlotki? Ta krystaliczna i wielkoduszna osóbka? - Pytam na wszelki wypadek, gdyby jakieś coś cię niepokoiło. - też nie widział robali w szkole, ale za to na błoniach czy przy zakazanym lesie dało się spotkać zmutowane małe monstrum tak nagminnie zabijane przez charłaka i wszystkie koty Hogwartu. Nie wspomniał o tym Wandzie, aby jej nie straszyć. Nawet siła z jaką ściskała jego ręce włączała w nim ostrzegawcze neony. - Niespecjalnie ciebie szukałem, żeby zaprosić cię na bal z okazji Halloween. - przyznał, nie dając się wrobić w puste gadanie i lanie wody o byciu prefektem, dumie z tego powodu, obowiązkach i tego, że chciał ją oddać, ale jeszcze się do tego nie zabrał. Kiedy chciała oszczędzić mu zmartwień wzbudzała w nim tylko podejrzenia, że coś jest nie tak i to dotyczy jego osoby. A to, co dotyczyło jego osoby denerwowało go i napawało niepewnością. Wciąż głosił, że ma farta będąc z Wandą, skoro ma za sobą spory bagaż doświadczeń, który ciągnie wszędzie do każdej dziedziny życia. Taki kompleks, że przez nie do końca znaną przeszłość nikt nie będzie w stanie wytrzymać z nim, gdy pojawiają się czasami takie momenty załamania - że chce spaść na dno i zniknąć, aby pozbyć się dziwnych i niewytłumaczalnych snów. Otrząsnął się z myśli, gdy Wanda wyznała, że źle sypia. Widział to jak na dłoni, na jej twarzy. Ale brak snu nie tłumaczył tego, że uciekała przed nim wzrokiem. Wyswobodził jedną rękę i dotknął jej policzka, zmuszając ją, żeby na niego spojrzała. - Coś mi mówi, że wiesz dlaczego źle spałaś i nie chcesz mi tego powiedzieć. - stwierdził, ale nie nalegał, żeby wszystko mu wyznała. Ufał jej, chociaż już w środku zaczął się wiercić i niepokoić, że coś zrobił albo czegoś nie zrobił i zaczynają się schody. Nie nabrał się na szeroki uśmiech, bo nie dotarł on do jej ciemnych oczu. Nie odwzajemnił wyszczerza, uniósł jedynie brew i cierpliwie czekał. Rozumiał jej tok myślenia. Nie chcieć, aby druga osoba się niepotrzebnie martwiła ani czuła się winna czegokolwiek. Wiedział o tym, bo tak samo by robił na jej miejscu. Problem w tym, że teraz są razem i często powiedzenie co się stało i dlaczego to dotyczy drugiej osoby mogło rozwiązać niedogodności. Henry przeklinał siebie w duchu, bo odnosił wrażenie, że dzieje się coś nie do końca dobrego. A zaczynało się tak ładnie układać... prawie poczuł, że panuje nad swoim życiem, a to był sukces skoro przez ostatni rok dwukrotnie wylądował w Mungu na bite miesiące. |
| | | Wanda Whisper
| Temat: Re: Gadający Gobelin Nie 29 Mar 2015, 20:41 | |
| Wygięła się delikatnie pod wpływem dotyku jego dłoni, kiedy ten musnął jej brodę czy wplótł palce w jej niesforne włosy i uśmiechnęła się raz jeszcze, tym razem czulej, nie kontrolując zupełnie co się z nią dzieje. Nie mogła być smutna przy Henryku i doskonale o tym wiedziała, bo za cel obrała sobie uszczęśliwienie tego chłopaka. To samo powiedziała Soleil i powie każdemu innemu, który miałby wątpliwości co do jej uczuć, które kłębiły się w środku Krukonki. Nie mówiła wprost o tym co do niego czuje, bo zwyczajnie się wstydziła – to co przeczytała w jednym z ostatnich listów było jak zbawienie, poczuła momentalnie jak się rumieni, a serce zaczyna wybijać dobrze znany jej rytm. Bała się spojrzeć mu w oczy, bo wiedziała, że prędzej czy później sam się domyśli, że coś poszło nie tak. Nie z jego winy, a z jej. Nie chciała pod żadnym względem obarczać Henryka swoimi wyrzutami sumienia, które odzywały się w niej za każdym razem gdy spojrzała to na jedno, to na drugie. Nie potrafiła ich zdusić w sobie, chociaż bardzo tego chciała. Tak samo jak chciała być jedyną dla Lancastera – tą, na którą będzie spoglądał, kochał, całował, pieścił i myślał o niej. Martwiła się, że nie była odpowiednią kandydatką na jego dziewczynę, bo sama miała mnóstwo problemów, a to przecież z nich chciała go odciążyć. - Wiem… Nie, spokojnie, nic mi nie jest. Taki okres. Jesień, depresja, nauka. – Powiedziała dalej wgapiając się w ich złączone dłonie, dopóki jedna z nich nie powędrowała do jej twarzy, tym samym tworząc nie tylko palący odcisk na jej delikatnej, lekko zaczerwienionej skórze, ale i zmuszając ją niejako do spojrzenia u w twarz. Ociągała się i dopiero po chwili nie mogąc już zdecydować czy chce na niego zerknąć czy znowu uciekać odwzajemniła spojrzenie niepewna tego co ma powiedzieć. Wcześniejszy tekst o zaproszeniu na bal niemal zignorowała, bo w gruncie rzeczy kompletnie o nim nie myślała. I chociaż przedwcześnie umówiła się z Yumi na zakupowy szał i wizytę w salonie piękności to teraz miała wątpliwości czy powinna się tam znaleźć. Nie powinna pokazywać się w towarzystwie Lancastera, kiedy według niektórych było odbierane to za jawną zdradę. A wrogów panna Whisper nie zamierzała sobie robić. Odetchnęła głębiej, nie puszczając jego dłoni, a przysuwając się do chłopaka, o którego bark oparła głowę. Nie mówiła jeszcze przez kilka chwil dając sobie czas na ułożenie wszystkich myśli. Wiedziała, że ona i Henry to nie związek na miesiąc czy dwa. Czuła do niego nie tylko pociąg, ale coś co kazało się jej zatrzymać przy nim, dotknąć, chwycić. Nie mogłaby go oddać i z całej siły zapierałaby się, gdyby ktoś, jakaś inna dziewczyna chciałaby jej go odebrać. Szatynka walczyła o swoje i nie powstrzymałoby ją nic od zrobienia komuś krzywdy, gdy jej spokój zostaje zachwiany. Potarła policzek o ramię swojego ukochanego i wstrzymała oddech, wtulając się zaraz w jego ramię, pod którym najchętniej by się schowała. Nie lubiła być smutna, czuła się wtedy potwornie słaba i cienka. Wykrzywiła wargi. - Przez przypadek natknęłam się na Soleil. Jakoś nie mogłam tak po prostu odejść i chybcikiem zamieniłam z nią kilka słów. – Zaczęła cicho, przesuwając palcami wzdłuż jego przedramienia, którego się trzymała. - To był chyba błąd, wiesz? Teraz jest mi strasznie głupio, bo wyszło na to, że Ciebie ukradłam. A nie chciałam tego. Znaczy, chciałam, bardzo. Ale nie żeby tak wyszło. Rozumiesz? - Spytała z nadzieją, bo chociaż jej rozumowanie było pokrętne na pierwszy rzut oka to miało sens. Przynajmniej według niej. Pokręciła nosem, powzdychała sobie, zamknęła oczy i jeszcze chwilę siedziała jak ta memeja, oklapnięta i niezdecydowana nie wiedząc co kompletnie ma robić. - Mam wyrzuty sumienia. Trochę. Ale nie chcę byś i Ty je miał, bo wiem jak Ci ciężko. – Powiedziała jeszcze przekręcając głowę, by móc swobodnie spojrzeć na blondyna siedzącego obok niej. Zapatrzyła się na niego, na jego skupionej twarzy, ładnie wykrojonych wargach i blond włosach układające się w naturalny, lekko zmierzwiony sposób dodając mu młodzieńczego wyglądu. - Nieważne. Już mi lepiej, nie rozmawiajmy o tym. Nie masz o co się martwić. – Ożywiła się nagle, bo nie chciała być postrzegana jako wiecznie nadęte i smutne babsko. Wyprostowała się i choć dalej była blada, to na jej licu pojawił się dobrze znany rumieniec – zdrowy, soczysty. Zupełnie jakby odzyskała dawną pewność siebie. Było jej lżej od samego podzielenia się informacją. Mrugnęła, a jej piwne oczy nabrały dawnego blasku. - Mówiłeś coś o balu? – Podpytała niewinnie, by jak najszybciej zmienić główny temat ich dzisiejszej rozmowy.
|
| | | Henry Lancaster
| Temat: Re: Gadający Gobelin Nie 29 Mar 2015, 21:13 | |
| Nie wybiegał tak daleko w przyszłość, nie myślał o nich w tak poważnych kategoriach. Jeszcze nie, bo był facetem. Było mu dobrze z Wandą. Miał po co wstawać i zwlekać się z łóżka, miał kogo wyglądać w Wielkiej Sali i o kim myśleć na nudnej historii magii. Było dobrze, tak jak powinno być. Nie brakowało mu niczego, w końcu znalazł się we właściwym miejscu. Dręczyły go osobiste demony, wił się od wyrzutów sumienia, ale nauczył się z tym żyć. Za radą Soleil - szedł dalej, chociaż sam Merlin raczy wiedzieć jak wiele go to kosztowało. Henry nie miał pojęcia, że ktokolwiek ocenia go jako zdradliwego sukinsyna, który z tygodnia na tydzień padł w ramiona wolnej Wandzie, zostawiając na lodzie Soleil. Ten ktoś, kto tak go oceniał miał oczywiście rację, ale nie rozumiał tego, co się działo w jego życiu. Gryzło go to od środka i pożerało, bo co spojrzał przypadkiem na Soleil, zastygał w bezruchu i patrzył na nią ze smutkiem. Przestał ją przepraszać, bo to nic nie wnosiło i nie zmieniało. Nie podchodził do niej, nie rozmawiał z nią, chcąc jej oszczędzić swojego towarzystwa. Czuł się źle z tego powodu i uciekał w ramiona Wandy, żeby nie zatracić się w wyrzutach sumienia. Nie naprawi już przeszłości, bo nie pamięta. Odebrano mu pamięć, nie miał szans z tym wygrać. Tchórzył, ale czy miał jakąś możliwość naprawienia szkód? Żadnej. - Możemy coś zaradzić chandrze. - mieli przed sobą cały świat. Mogli się objeść piernikami i najpierw próbować je piec w kuchni. Upić się piwem kremowym, a to dosyć trudno, iść powałęsać się, pogadać ze znajomymi czy siedzieć gdzieś i się nudzić. Wiele możliwości na poprawę humoru. Ale nie o to chodziło. To nie była taka sobie chandra, o czym się przekonał. Wanda zaniepokoiła go i nie dało się teraz tego uciszyć i mu wyperswadować z głowy. Splótł z nią palce, próbując nie dać się rozkojarzyć niewinnej pieszczocie. Dosyć trudno, skoro oparła się miękkim policzkiem o ramię. Chciał widzieć wyraz jej oczu, a sprytnie umknęła, udowadniając mu, że jednak coś ukrywa. Ale nie tego się spodziewał. Nie tego, co usłyszał. Gdy padło na głos imię Soleil, zesztywniał. Wyprostował kręgosłup i zastygł w bezruchu. W jego głowie pojawiło się tysiąc możliwych scenariuszy. Obawiał się w duchu, że obie się spotkają. Z góry zakładał, że z wiadomych powodów nie wdadzą się w żadne rozmowy, przez niego, z jego winy. Stał między nimi i czuł się źle, bo nie mógł z tym nic zrobić. Zacisnął mocniej palce na jej dłoni, patrząc tępo przed siebie. Wanda, jak to mógł od razu przypuścić, musiała nawiązać rozmowę z Soleil. Nie miał nic przeciwko, żeby sobie rozmawiały... a nie, jednak miał coś przeciwko. Były dwoma światami. Soleil przeszłością, a Wanda teraźniejszością. Henry miał święte prawo panikować. Zamknął oczy i czekał chwilę. Długo milczał, szukając słów i argumentów. Nadaremnie próbowała odwrócić jego uwagę głaskaniem ramienia czy wspomnieniem o balu, na który mu nie odpowiedziała. Wpędziła Lancastera w dziwny stan zawieszenia. Próbował posłuchać jej i nie kontynuować rozmowy, skoro poczuła się lepiej mówiąc mu o wszystkim. Ale nie mógł, nie miał na tyle silnej woli, żeby nie odpowiedzieć. To on jest przyczyną tego wszystkiego. Namieszał i nigdy tego nie odkręci. Odsunął się na chwilę od Wandy, odsuwając ramię, bo nie mógł zostawić tego bez słowa. - Wanda. - odezwał się w końcu spokojnie, otulając jej policzki rękoma. Trzymał jej gorącą i piękną twarz przed sobą, aby móc patrzeć jej w oczy i upewnić ją, że to, co mówi, mówi z troski, a nie z urazy. - To dotyczy mnie i Soleil. To sprawa między mną a nią i ty nie przejmuj się tym. Rozmawiałem z nią i wiem jak trudno jest patrzeć jej w oczy. Wiem o tym. Bardzo dobrze wiem. - pierwszy raz powiedział Wandzie coś więcej na temat przebytej rozmowy z Soleil, po której się załamał na długo. Spoglądanie w oczy Soleil na dłuższą metę nie było możliwe. Ona patrzyła tak... intensywnie i przeraźliwie szczerze. Budziła lęk, choć była rozkosznie niewinna z dużymi oczami, złotymi włosami i okrągłą buzią. Na zawsze pozostanie wyrzutem sumienia numer jeden. Henry bardzo, bardzo żałował, że nie mógł nic zrobić. Czuł się podle i beznadziejnie i to nigdy nie minie. Pogładził kciukami pełne usta Wandy, przepraszając ją niemo, że musi odczuwać jego noszone brzemię. Przełknął gulę w gardle. - Wiem też jak to wygląda i winę ponoszę ja. Nikomu mnie nie ukradłaś. Mam wrażenie, że przed... obozem coś było już nie tak... - urwał, bo trudno było mu sięgać pamięcią wstecz. Nie chciał o tym mówić. To było bolesne. Henry starał się odizolować od czarnej dziury w głowie i próbował pogodzić się z utratą części ważnych wspomnień. Uciekł wzrokiem w bok i wziął głęboki wdech, a gdy ponownie spojrzał na Wandę, panował nad sobą i odgonił chmury z twarzy. Delikatnie musnął ustami jej wargi i odsunął się, splatając na powrót ich ręce. - Chcę iść z tobą na bal. Przygarniesz mnie? - zapytał, podbijając neutralny i pogodny temat Halloween. Obecność, oczywiście mentalna, Soleil zaburzyła jego równowagę. Nigdy się nie pogodzi z tym, co jej zrobił, nawet jeśli nieumyślnie. Ale na garbate gargulce, nie powinno być w tym Wandy. Miał ochotę skarcić ją, że rozmawia z Soleil, podczas, gdy wiadomo, że to trudne, ciężkie i przytłaczające, ale nie był w stanie. Nie mógł jej niczego zakazywać. Mógł tylko zbierać owoce swojego zachowania i utraty pamięci. |
| | | Wanda Whisper
| Temat: Re: Gadający Gobelin Nie 29 Mar 2015, 22:03 | |
| Wiedziała! Wiedziała, że nie powinna o tym mówić. Nie powinna wspominać o Gryfonce, przez którą oboje mieli wyrzuty sumienia, które powoli i skutecznie zagryzały je od środka. Nie powinni o niej myśleć, powinni schować ją w pudełku z napisem Przeszłość, a samemu dążyć do budowania trwałej relacji, która ich łączyła. Musieli ze sobą rozmawiać, o wszystkim. O tych dobrych i tych złych rzeczach. Nie powinni mieć tematów tabu, które raz za razem ich zaskakiwały, a przeplatały się przez ich życia. Oboje byli młodzi, dzielni i na swój sposób wiedzieli jak sobie radzić z pomniejszymi problemami w pojedynkę. Może już czas nauczyć dzielić się troskami? Pozwoliła mu zabrać ramię, którego kurczowo się trzymała, które było dla niej ostoją, gdzie mogła się zatrzymać, zdjąć maskę, którą przybierała za dnia i spokojnie odetchnąć. Nie chciała udawać przed Henrykiem, że wszystko gra, kiedy tak naprawdę nie wiedziała co ze sobą począć. Z drugiej jednak strony pragnęła jego szczęścia i uśmiechu, i tego, by nie martwił się wypadkiem, obozem czy blondwłosą istotą o wielkich oczach, w które niegdyś wpatrywał się jak zaczarowany. Teraz wpatrywał się w jej oczy – zgoła inne, bo ciemniejsze, o ciepłym odcieniu brązu. Objął jej twarz, okrągłą, nieco zbyt pulchną jak na jej gust i spoglądał na nią intensywnie, poważnym wzrokiem- wiedziała kiedy się martwił. Marszczył wtedy czoło w zabawny sposób, a jego tęczówki zasnuwały się mgłą. Szatynka wstrzymała dech w piersiach i tylko słuchała go jak mówi i mówi, tłumaczy jak dziecku, cierpliwie, z nutką zirytowania. Poczuła się o wiele młodsza niż jest, poczuła się skarcona, a to przecież ona jest o jedną klasę wyżej od niego. Nie uciekała już wzrokiem, nie chciała, bo z miejsca zrobiło się jej go żal. Miała ochotę go przytulić, zamknąć w ramionach, schować pod swetrem i nie wypuszczać do momentu, aż nie nastanie wiosna, a oni będą mieli mniej zmartwień. - Wiem, wiem, ja to wszystko wiem, ale też postaw się w mojej sytuacji. – Sapnęła z przejęcia – otworzyła szerzej oczy, a jej źrenice powiększyły się do granic możliwości. Wciąż miała przed oczami obraz panny Larsen i Henryka jeszcze sprzed kilku miesięcy. Zburzyła ten cały ład i porządek, momentami nawet będąc z tego zadowolona, że Merlin zesłał jej kogoś takiego jak Lancaster. Potrzebowała kogoś dla kogo mogłaby się starać, o kogo dbać, rozpieszczać. Dorian raz za razem ją odrzucał, czasami nie miała już siły i zastanawiała się, czy nie lepiej by było gdyby to ona zginęła tamtego wieczora? O niej słuch by zaginął. Tak samo jak o Victorze, który zmarł nie dalej jak miesiąc temu. Zmarszczyła brwi, bo jej myśli zamiast się rozjaśniać zostały zagnane w kąt, czego nie chciała. Pokręciła głową i z zaskoczeniem oddała wilgotny pocałunek doceniając także to, że chłopak zdecydował się powiedzieć coś więcej niż powinna usłyszeć. Nie zastanawiając się za wiele wyciągnęła do niego ręce i porwała go do uścisku. Solidnego, mocnego i ciepłego przytulasa, którego potrzebowali zarówno ona jak i on. Przylgnęła do niego cała i wtuliła się w niego, wsuwając twarz w zagłębienie jego szyi. Uspokoiła się nieco słysząc doskonale bicie serca Puchona, jego oddech tuż przy jej uchu, czując jego ręce na sobie. Trzymała go tak chwilę nie komentując w żaden sposób jego słów, dając im po prostu kilka minut na ogarnięcie się, na wsłuchanie w pracę ich ciał. - Zostawmy już to, dobrze? Jest tak jak jest i jest mi dobrze. Nie wracajmy do przeszłości, proszę. – Szepnęła jeszcze po czym kołysząc go jeszcze w swoich ramionach wyprostowała się i sięgając dłonią do jego czupryny zmierzwiła mu ją delikatnie, pieszczotliwie. Na jej twarzy znowu zawitał uśmiech, ten słodki i wandziowy. Nie miała siły się złościć, znowu martwić i roztrząsać tego wszystkiego, bo nie było po co. Tylko by się zamęczyli, być może pokłócili, a ich relacja uległaby rozwiązaniu, czego by nie chciała. Zbyt mocno chciała go mieć przy sobie, by mogła pozwolić sobie na zepsucie tego co miała. - Jesteś pewny, że chcesz? – Spytała jeszcze upewniając się, że ten nie żartuje. Była w ostatniej klasie, do tego była dziewczyną i możliwość założenia szykownej sukni była czymś o czym marzyła od dawna. Do tego posiadała najprzystojniejszego partnera pod słońcem, co tylko dodatkowo zmotywowało ją do działania. - Przygarnę, z chęcią. – Rzekła z rozkoszą i ucałowała go soczyście w lewy policzek, przytulając na moment buzię do jego buźki. Uśmiechała się już swobodnie, jej ruchy również były czulsze, a i oczy znowu błyskały wesoło. - Musimy wszystko zaplan…Ale Ty nie umiesz tańczyć. – Przypomniała sobie nagle jedno z ich spotkań, kiedy po raz pierwszy się pocałowali, kiedy zastał ich deszcz, a sama panna Whisper miała ochotę zmoknąć w ramionach kapitana drużyny Puchonów. Spojrzała na niego z ukosa, trochę niepewnie, bo nie wiedziała co z tym fantem począć. Czyżby przyspieszony kurs tańca? |
| | | Henry Lancaster
| Temat: Re: Gadający Gobelin Nie 29 Mar 2015, 22:33 | |
| Musieli mówić o tabu, bo ono prędzej czy później przetnie im drogę. Przykładowo teraz. Wanda rozmawiała z Soleil i poczuła sie gorzej, winna całego zajścia, chociaż to nie ona zawiniła. Henry był czynnikiem samozapalającym. Dwa razy dostał kopniaka od życia i teraz musiał się z tego podnieść. Jedynym sposobem było zaakceptowanie przeszłości i tego, że już nic nie da się zrobić. To było trudne, cholernie trudne. Nie pamiętał tego, co czuł do Soleil. Nie potrafił sobie jej przypomnieć, a próbował i to nie jeden raz, gdy jeszcze nie związał się z Wandą tak niespodziewanie. Wiedział, że już się nie cofnie i nic nie da mu tkwienie w miejscu. Dostał drugą szansę, bo pierwszą zaprzepaścił. Starał się docenić skarb, który otrzymał i ignorować sumienie. Postawił się w jej sytuacji i stwierdził, że faktycznie mogła czuć się źle. Ale nie musiała, bo nie miała ku temu podstaw. To tylko złudne wrażenie, że go odbiła. Tak naprawdę było inaczej i oboje o tym wiedzieli. We troje. Smutne, ale prawdziwe. Pogłaskał jej policzek, próbując odgonić z niej żal i poczucie winy. Nie zawiniła i nikt nie miał prawa jej o nic oskarżać. - Nie myśl o tym. - poprosił i bardzo chętnie dał się przyciągnąć. Objął jej ramiona i musnął ustami gorące czoło, trzymając w rękach cały swój świat. Uderzyła go wanilia, obezwładniając go na miejscu. Przypomniało mu się, że mieli... dokończyć "rozmowę" z Hogsmade. Mieli ku temu idealne warunki pomijając łypiącego na nich spode łba gargulca. Zaniechał, siłując się spojrzeniami z posągiem, któego nie cierpiał z wzajemnością. Musiał się pilnować, bo jeszcze ta cholerna rzecz martwa zacznie wrzeszczeć, że się obściskują i nie daj Merlinie, zwabi Filcha. Przymknął oczy i westchnął, na próżno starając się ukryć nierówne bicie serca, które słyszała dobitnie. Rozmowa o Soleil nie była łatwa. Nigdy nie będzie. - Nie wracajmy. - powtórzył za nią jak echo, rysując coś bezwiednie między jej łopatkami. Uśmiechnął się kącikiem ust, gdy rozwaliła rozwaloną fryzurę na jego głowie. Darował sobie czesanie tego, więc nie zrobiło mu różnicy, że Wanda się tam dobrała. Mruknął coś pod nosem w odpowiedzi. Zaczęła się uśmiechać, powrócił błysk w oku, a wystarczyło tylko wyrzucić z siebie dotkliwy problem, a następnie szybko z niego zejść i o nim nigdy więcej nie wspominać. Henry przeczuwał, że to jeszcze wróci... prędzej czy później. Nie chciał, ale sprawa wciąż była świeża, chociaż mijał już trzeci miesiąc. - Nigdy bardziej nie byłem pewien, że chcę. Jeśli mnie nie przygarniesz, będę podpierał ścianę. Nie zrobisz mi tego, prawda? - zapytał, patrząc na nią niemal błagalnie, aby go za wszelką cenę przygarnęła i zechciała mu towarzyszyć. Niemal krzyknął "Yes!", gdy się zgodziła. Będzie miał za towarzyszkę najseksowniejszą dziewczynę w Hogwarcie. Będą mu zazdrościć. Już mu zazdroszczą, bo była jego. Wyszczerzył się automatycznie po puchońsku, gdy poczuł usta na policzku. Najgorsze miał za... przed sobą. Mina mu zrzedła. - Nie, błagam... Kuźwa, zapomniałem. - otworzył szeroko oczy i pacnął się w czoło. Na balu trzeba tańczyć! NIkt mu o tym nie powiedział! Gdzie u licha jest ten cholerny Dwayne? Nic mu o tym nie wspomniał, że na balu z reguły ludzie tańczą. I on nie umie tańczyć, bo zawsze uciekał z "lekcji" tańca z śmierdzącą ciotką Patsy. Wanda o tym też wiedziała, ale skąd? Henry nie pamiętał, że wyznał jej to na boisku, bo jeśli chodzi o boisko to wiązał tam innego typu wspomnienia. Puchon spojrzał prosto w oczy swej dziewczyny i odczytał co chce zrobic i powiedzieć. - Nie zgadzam się. Nie ma mowy. Nie pójdę tam. - dzisiaj rano w dormitoriach pojawiło sie ogłoszenie o błyskawicznym kursie tańca. Nieźle się z chłopakami pośmiał, gdy się dowiedział, że szkolna pielęgniarka będzie uczyć i wykładać na temat tańca. Ma być tam jeszcze stażysta Odinevy, którego Henry nie znał osobiście. Ale nie znaczyło to, że zamierzał tam iść. Obciach po pachy. Uszy mu poczerwieniały, gdy wymknął się i wstał z ławki. Już czuł na sobie palące spojrzenie Wandy i jej postanowienie. Zapomniał, niewinnie zapomniał, że na balu trzeba umieć tańczyć. - Kochanie, jakoś to rozwiążemy... wcale nie muszę iść na ten kurs. - uśmiechnął się szeroko łudząc się, że Wanda ulegnie jego wrodzonemu geniuszowi i nie będzie próbowała go nakłonić do zmiany zdania i wyjścia tam, na przeklęty kurs, gdzie będzie musiał dotykać Pomfrey. Lubił tę kobietę, bo go nauczyła wielu rzeczy, ale w najgorszych koszmarach nie przewidywał, że musiałby z nią kiedyś tańczyć. Przecież ta kobieta ma z pięćdziesiąt lat! To tak, jakby tańczył ze swoją świętej pamięci babcią... - Nie patrz tak na mnie, ja mówię poważnie. Laurel uczyła mnie kiedyś kilku kroków, podszlifujemy to razem... - a gdy wyczuł, że i to nie trafiło do Wandy, spanikował. - Nie możesz narażać sześć pączków na marnotrawstwo! Nie pójdę tam, nawet nie próbuj mnie przekonywać. - skrzyżował ręce na ramionach i obraził się. Nie może mu tego zrobić. Jeśli na Merlina coś do niego czuje i się w nim zakochała, w imię tego uczucia nie zrobi mu tego i go tam nie zawlecze. Nie mogła aż tak go zranić, przecież dopiero co się zaczęło im układać, a ona chce go skrzywdzić i zagwarantować męczarnie na jakimś szkolnym kursie. |
| | | Wanda Whisper
| Temat: Re: Gadający Gobelin Pon 30 Mar 2015, 09:53 | |
| Każdy miał jakieś problemy. Mali i duzi. Były to problemy błahe, czasami poważniejsze, takie, z którymi nie wiemy co dokładnie zrobić. Czy zakopać je pod toną wyrzutów sumienia czy może stawić im czoła, starać się je naprawić. Wszystkie problemy liczone były miarą, która pasowała do każdego z nas, do każdej jednostki, dlatego nie zawsze możemy zrozumieć problem drugiej osoby, stwierdzając, że nie, to ja mam gorzej. Chociaż byli młodzi, chodzili jeszcze do szkoły i mieli przed sobą całe życie to już byli gorzko doświadczeni przez los. Zarówno Wanda jak i Henry coś stracili – coś, czego nie dało się odzyskać, coś, o co można było walczyć, mścić się. Mimo tego starali się żyć normalnie, dawać innym radość, by nie tylko uspokoić swoje sumienie ale i bliskich, którzy obserwowali nasze ruchy uważnie, jakby czekając na pierwszy znak tego, że sobie nie radzimy. Sytuacja była trudna – tworzyli coś w rodzaju trójkąta, w którym każdy kąt coś przeskrobał. Nikt z nich nie był święty i miał coś za uszami, o czym nie mówiło się głośno. Nie chciała rozmawiać już na tematy, które budziły w niej lęk, gorycz i panikę – że przez to wszystko zostanie sama, że nie znajdzie już nikogo kto by ją zechciał, był w stanie zrozumieć, pokochać taką jaka jest. Coś w niej drgnęło, serce stanęło na ułamek sekundy, a sama twarz panny Whisper napięła się, po czym rozluźniła wraz z dotykiem ukochanego. Przylgnęła do niego zupełnie zapominając o drobnych pieszczotach, o słodyczy, która momentami rozpalała ich młodzieńcze ciała. Na to mieli jeszcze czas, a miejsce, w którym się znajdowali chociaż nie było odpowiednie to na pewno by sobie jakoś poradzili. Chłonęła zapach ukochanego zastanawiając się czy kiedykolwiek będą mogli spojrzeć Soleil w oczy. Czy może i ona, za jakiś czas znajdzie kogoś, kto otoczy ją opieką, dla którego będzie całym światem? Póki co musieli sobie jakoś radzić z potworami, które zagryzały ich od środka. Ale skoro są we dwójkę mieli łatwiej – zawsze mogli o tym porozmawiać. Tak jak teraz. Mieli przed sobą jednak kolejny problem. Dla Wandy była to błahostka i chciało jej się śmiać, gdy przypomniała sobie o tym, że Henry, cóż, miał dwie lewe nogi z tego co mówił. Z racji zbliżającego się balu i tego, że już ją zaprosił, co przyjęła bardzo chętnie z lekką ekscytacją wszystko co jej oferował. Teraz sytuacja miała się zmienić, bo Wanda wpadła na cudownie wspaniały pomysł- nie musiała mówić o co jej chodzi, bo z twarzy chłopaka wyczytała niemal od razu to, że ten się domyślał co jej przyszło na myśl. - Hej, ale ten kurs trwa tylko kilka godzin, Henry. – Powiedziała dusząc w sobie śmiech, bo spanikowana mina Lancastera mówiła wszystko. Chodziło przecież tylko i wyłącznie o tańce! O nic więcej! Nie kazała mu się rozbierać i paradować nago pośród grupy młodszych Ślizgonek, czyż nie? Chodziło jedynie o t a ń c e. Zmarszczyła brwi i odsunęła się, kiedy blondyn wstał jak oparzony i zszokowany. Nie podobało się jej to. Oparła się o ścianę i znowu wyciągnęła nogi przed siebie, nie zmieniając wyrazu twarzy – był poważny, a zmrużone oczy tylko wwiercały się w postać Puchona. - Chcesz iść ze mną na bal, a nie chcesz ze mną tańczyć? – Tak to jej właśnie wyglądało, dlatego pytanie to zadała z wyrzutem. Fuknęła pod nosem i skrzyżowała ramiona na piersi. Ten kurs to był cudo! Było wiele osób, które miały problem z poruszaniem się, a taka szybka powtórka była zbawieniem co dla poniektórych osób. Tak więc zarówno ona jak i on byli obrażeni. Każdy miał swoje racje, wzburzone spojrzenie i plany na przyszłość, które przynajmniej Krukonka zamierzała wcielić w życie. Nie odrywała wzroku od Lancastera, nawet wtedy kiedy lekko się uniósł obwieszczając jej wszem i wobec, że nigdzie się nie ruszy. Miała ochotę zagrać mu na nerwach, zrobić na złość, jednak poczuła, że to było nie wypalić. Nie zamierzała go dobijać, denerwować swoją osobą i słowami, które mogłyby wypłynąć niechcący z jej ust. - Nie interesuje mnie to, Henry. Zapiszę Cię na ten kurs czy tego chcesz czy nie i wpakuję Cię do Sali. A jeżeli jakimś cudem się wymkniesz to wsadzę Cię tam jeszcze raz i będę pilnować do momentu, kiedy nie nauczysz się tańczyć. – Powiedziała zamiast tego powoli podnosząc się z ławki. Gdzieś, daleko stąd, w odległości iluś tam kilometrów walnął pierun. Błysnęło światło, a na anielską buzię Wandy spłynął cień dodając jej mroku i ponuractwa. Jej spojrzenie mówiło jasno idziesz, albo Cię zabiję. Włosy naelektryzowały się, a jej postać sama w sobie znacznie urosła. Czy to magia? Już chyba wiadomo dlaczego co poniektórzy jej uczniowie się jej bali… - Uważam, że sprawa jest zakończona i dobrze o tym wiesz, że przegrałeś. – Wyrzuciła z siebie łapiąc go za rękę i pociągając w swoją stronę. Nie podobało się jej to, że tak się opierał, gdy chodziło jedynie o trzy godzinki pląsania w towarzystwie nauczycieli. To przecież nic złego i ona doskonale wiedziała, że pewnie tabun uczniów zgłosi się na ów przedsięwzięcie. Gdy Puchon wylądował u jej stóp, złapała go za policzki i odcisnęła na jego ustach słodko – gorzki pocałunek, który zarazem miał być przeprosinami jak i czynnikiem, który miał zachęcić Lancastera do wzięcia udziału w dodatkowej lekcji, na którą zapisze go Krukonka.
|
| | | Henry Lancaster
| Temat: Re: Gadający Gobelin Pon 30 Mar 2015, 20:17 | |
| Pewnych rzeczy nie warto rozdrapywać. Przeszedł swoje i miał nadzieję, że wyczerpał całkowicie limit nieszczęść na najbliższe sto pięćdziesiąt lat. Skupiał się na tym, co tu i teraz i choć to było cholernie trudne, jakoś sobie radził. Miał teraz dla kogo sobie radzić i dla kogo wstawać codziennie rano. Henry dobrze wiedział, że nigdy nie będzie w stanie spojrzeć w oczy Soleil. Mógł ją zapewniać o wyrzutach sumienia i chęci naprawienia tego wszystkiego, ale to i tak nic nie da. Dopóki nie pamięta, nie wróci do przeszłości. Mogła mu ona towarzyszyć do końca życia, ale nie było szans zmodyfikowania jej i naprawienia wyrządzonych szkód. Gorzka prawda, z którą nie umiał się pogodzić. Miał teraz o wiele, wiele poważniejszy problem na głowie. Wanda chciała go wpakować na jakiś kurs tańca organizowany przez nauczycieli, którzy mieli nauczyć dzieciaków tańczyć. Nie chciał tam iść i się męczyć. Znajdzie inne rozwiązanie, poza tym co to za trudność postawić dwa kroki w bok i potem dwa kroki w tył. Poradzi sobie, skoro uszedł z życiem po Cruciatusie i walącemu się sufitowi, znajdzie wyjście i z tego. - Kilka godzin? Kilka godzin? - jęknął i dalej odmawiał uparcie pobierania jakichkolwiek nauk ze strony nauczycieli. Totalny obciach. Nie dość, że był uważany przez szkołę za kalekę, to teraz dojdzie do tego wieść, że ma dwie lewe nogi. Nie bez powodu zwiewał przed ciotką Patsy i nauk prehistorycznych tańców godowych. Nie mogli kazać mu się tego uczyć, już wolał od tego cztery godziny eliksirów sam na sam ze Smoczycą. - Będziemy tańczyć, ale nie walca... a jeśli chcesz, to złapię kogoś i mi da korki. Ale nie nauczyciele na garbate gargulce, Wanda. - nie miał z nimi dobrego kontaktu i nie zamierzał go poprawiać z wiadomych powodów. Na co dzień był pozytywnym uczniem nie sprawiającym problemów wychowawczych, ale tak na serio nie ufał im tak samo, jak poważnie zaczął się zastanawiać nad zaufaniem Dumbledore'owi. Ale wracając do tematu: Lancaster nie chciał tańczyć z nauczycielami ani się wydurniać swoim beztalenciem. Ile razy gonił Laurel po Devon z kaftanem bezpieczeństwa, gdy się nabijała z jego wygibasów! Wanda się obraziła i świetnie. Nie dojdą do porozumienia, bo żadne z nich nie chce ustą... jak tylko usłyszał jej ton głosu i gdy go przyszpiliła do ziemi, jakoś tak nagle zaczął dopuszczać do siebie myśl, że będzie tkwił na cholernym kursie. - Nie możesz mnie zapisać, bo ja tam nie pójdę. Dam ci szlaban na łazienkę prefektów. Ja nie żartuję, kochanie, nie zaciągniesz mnie tam... - ale mówił to już z mniejszym przekonaniem, bo tak nagle Wanda zrobiła się o wiele, wiele groźniejsza. Pierwszy raz widział ją z tej strony i dosłownie szczęka mu opadła. Dosłownie rozdziawił usta i z głupią miną wybałuszał na nią oczy. Piękność, wredna piękność. Chwila, o co oni się teraz kłócili? Ej, jak on miał na imię?! Wydał z siebie przeciągłe "yyy", gdy błysnęło za oknem. To padał deszcz? Cofnął się o krok i próbował usilnie przypomnieć sobie co on to chciał i nad czym się tak upierał, ale zamiast wysilać pozostałe istniejące i żywe szare komórki, pożerał Wandę wzrokiem. Bogini, groźna. Teraz już wiedział dlaczego usłyszał kiedyś plotkę, że Whisperówna potrafi być przerażająca, w co nigdy nie wierzył i kwitował to pobłażliwym wybuchem śmiechu. Na galopujące hipogryfy, w co on się wpakował? Jak pod urokiem już się nie buntował, bo rzeczywiście przegrał walkę. Po czasie zamknął w końcu usta, ale dalej wyglądał jakby właśnie mu oświadczyła, że ma drugą głowę. Musiał się pogodzić, że tak czy owak trzeba narazić się na kolejny obciach i ploty, kiedy zajdzie na ten kurs. Henry nawet odpuszczał knucie i organizowanie ucieczki, bo co tylko zajrzał w ciemne oczy Wandy, widział, że już nic nie zmieni w sprawie swojej obecności, ale nikt nie mówił, że ma być tam sam... Udobruchała go. Westchnął do jej ust i rozluźnił się od jej słodkiego smaku. Przez chwilę poważnie go nastraszyła... Jego ręka wpełzła na jej biodra. Objął jej talię i uśmiechnął się po puchońsku do jej ust, na które ciągle patrzył łakomie. - Zrobię co tylko chcesz pod warunkiem, że będziesz tam siedzieć ze mną. - postawił surowy warunek, a błyski w jego szarych oczach wróżyły rychłą zemstę. Jeśli będzie miał uczyć się na Wandzie tańca, to ten kurs nie wydawał się już taki zły. Oczywiście brał pod uwagę, że jego dziewczyna wyjdzie z tego dosyć mocno poszkodowana, ale skoro był nielegalnym szkolnym uzdrowicielem do urazów drobnych, nic się jej złego nie stanie. Może wtedy zrozumie, że to nie jest i nigdy nie będzie dobry pomysł. |
| | | Wanda Whisper
| Temat: Re: Gadający Gobelin Pon 30 Mar 2015, 21:10 | |
| Dorastali. Mieli świadomość tego, że to co stało się raptem kilka miesięcy temu będzie się za nimi ciągnęło do momentu, kiedy ich trójka nie stwierdzi, że to nie ma sensu. Po co zamęczać się ciągłymi wyrzutami sumienia, które tylko pogarszają nastrój i cały ogół sytuacji? Każdy wycierpiał swoje, teraz trzeba było tylko czekać aż czas wyleczy rany, muśnie swym dobrem zabliźnione rany. Nie powinno to trwać w nieskończoność. Powinni zająć się sobą, cieszyć się każdym dniem, małymi głupotami, które tylko sprawiają, że dzień staje się piękniejszy. Przecież potrafili tak robić, prawda? Nie patrzeć wstecz, nie zamartwiać się tym co pomyślą inni. Dlatego również Henry nie powinien tak tego brać do siebie, że Wanda chciała go posłać na ten ultra krótki kurs taneczny. Nie posyłała go na wojnę, nie prosiła go o rękę, a tylko o to, by zapisał się na kurs. Nic mu się przecież nie stanie – nauczy się kilku kroków w doborowym towarzystwie – w otoczeniu francuskiego stażysty, pielęgniarki, która nie była w aż tak dojrzałym wieku i innych uczniów, którzy z pewnością się zapiszą. - To żaden wstyd iść na taki kurs, Henry. Nie rozumiem dlaczego tak się wzbraniasz przed pójściem na niego. - Powiedziała kręcąc głową, bo gdyby miała taki problem jak jej ukochany to najpewniej i ona skorzystałaby z tak świetnej okazji i podszlifowała swoje umiejętności taneczne. W tej chwili jednak dziękowała rodzicom, że za dzieciaka posłali ją do szkoły, gdzie nauczyła się podstawowych ruchów i innych posunięć. Obserwowała tylko Puchona, który z chwili na chwilę tracił swój zapał i zapęd do wszczęcia bitwy między nimi, a powoli jej ulegał. Powoli, bo zanim zorientował się w jaki sposób na niego patrzy minęła minutka czy dwie. Była spokojna, nie krzyczała, nie podnosiła głosu ani nie histeryzowała. Istna oaza spokoju. Drżała jednak lekko, a jej patrzałki tylko mrużyły się złowrogo – czekała na odpowiedni moment by zaatakować, by dopiąć swego. Henry nie mógł jej nie ulec. Tak samo jak Ci niewinni uczniowie, których karmiła wiedzą i którym wpajała zasady dobrego wychowania. Oni przed nią nie uciekli, to on to zrobi? Chyba nie. - Pójdziesz tam i oboje dobrze o tym wiemy. - Powtórzyła za nic sobie robiąc jego groźby dotyczące szlabanu na łazienkę. Ona wytrzyma bez tych rozkosznych bąbelków bez problemu – w końcu przez całe sześć lat nauki w szkole nie miała z nimi do czynienia, więc teraz miałoby się to zmienić? Mierzyła go wzrokiem niemalże niewzruszona, chociaż tak naprawdę miała ochotę roześmiać się, gdy zauważyła jak blondyn cofa się o mało nie plącząc sobie nóg. Czyżby wyglądała aż tak przerażająco? Zmierzwiła sobie grzywkę i zaraz uśmiechnęła się, gdy Lancaster przystał na jej propozycję. Udała, że nie usłyszała argumentu Pójdę na kurs, jeżeli Ty pójdziesz ze mną. Nie zamierzała siedzieć tam w Sali z nimi wszystkimi i obserwować jak się męczą – weźmie go jedynie pod rękę, zaprowadzi jak mama dziecko do przedszkola i odstawi. Taki był plan, taki miała zamiar, ale kto wie co się stanie za tych kilka dni? Gdy ją przyciągnął, objął, naznaczył ta wykrzywiła wargi po szelmowsku i nie skomentowała jego słów. Ucałowała jeszcze raz jego usta, by dać mu odpocząć od stresujących myśli dotyczących tańców i hulanek w towarzystwie grona pedagogicznego, po czym wsuwając dłonie na jego plecy mruknęła z lubością. Spoglądała na niego ciut rozbawiona. - Ale Ty się stresujesz, Henry. To tylko tańce, nikt nie będzie Cię oceniał i sprawdzał czy faktycznie przebyłeś taki kurs czy nie. A chyba chcesz zrobić mi przyjemność i mnie prowadzić w tańcu, co? – Zagrała mu na uczuciach, parskając śmiechem i wtulając się w niego łapczywie. Czując jego zapach, smak i ciepło rozluźniła się i puściła w niepamięć rozmowę sprzed kilku chwil. Nie chciała psuć sobie humoru, co już zaznaczyła na saym początku. Rysy twarzy jej złagodniały, znowu wyglądała po swojemu, nie jak surowa korepetytorka. Zajrzała mu w oczy, a kącik jej ust drgnął. - Domyślam się, że w garniturze także nie lubisz chodzić? – Spytała cicho, gładząc wgłębienie między jego łopatkami, jednocześnie wyczuwając pod palcami każdy krąg, kosteczkę czy mięśnie. |
| | | Henry Lancaster
| Temat: Re: Gadający Gobelin Wto 31 Mar 2015, 18:17 | |
| Gdyby miał wybór to zwiałby z kursu i nawet by za nim nie zatęsknił. Ale wyboru to on nie miał, bo zadecydowała za niego jego dziewczyna i na tym się kończy. Nie miał już za wiele do gadania, a nawet gdyby zaczął to Wanda zawsze znajdzie jakiś sposób, aby go jednak przekonać/zmusić (niepotrzebne skreślić) do wykonania jej woli. Westchnął z rezygnacją. Jak sobie Wanda życzy, tak się stanie, ale to nie znaczy, że nie będzie próbował wynegocjować czegoś dla siebie, jakiejś korzyści - na przykład jej obecności. Wtedy miałby gwarancję, że pielęgniarka nie będzie mu kazała tańczyć ze sobą, a wątpił, aby wiele osób zgłosiło się na naukę tańca. W tym wieku raczej każde, a przynajmniej co drugie dziecko znało tańce podstawowe. On też, teoretycznie, bo praktycznie uciekał, bo nie lubi swojej ciotki. Oczywiście, Henry dojrzewał! Ale zachowywał się jak dziecko i nadal był obrażony, że go tak podeszła. Ciężki ma los ten Puchon, oj ciężki. Nawet nie potrafi być asertywny wobec swojej dziewczyny. - No ale czy to jest naprawdę konieczne? Przecież ty możesz dać mi korepetycje i będziemy się przy tym lepiej bawić niż na jakimś tam kursie. I szkoda pączków. - a mimo wszystko miał małą, minimalną nadzieję, że jeszcze coś wskóra. Miał dosyć istotny argument w dłoniach, aby osobiście się podszkalać niż publicznie. Wanda jest ekspertem od korków i potrafi wszystko (jakiego on ma farta, mając tak utalentowaną i sławną dziewczynę...), a więc problemu być nie powinno. A może już chce się go pozbyć albo uważa, że jest tak nie kumaty i woli go rzucić w szpony nauczycieli niż samej rwać włosy nad jego opornością przyswajania tego typu wiedzy. Wywrócił oczami, bo jego próby spełzły na niczym. Kolejny raz westchnął teatralnie, aby oddać swoje poświęcenie i ból. To on ją ratuje przed krwiożerczymi szczurami, a ona go zmusza do uczęszczania na zajęcie dodatkowe. - Ty możesz mnie nauczyć. - w jego oczach pojawił się tajemniczy i wredny błysk. Zacisnął mocniej rękę wokół jej talii, uniósł ją lekko i obrócił ją i siebie o sto osiemdziesiąt stopni niczym wprawiony tancerz. Tak naprawdę próbował szpanować i się pochwalić, że umie wszystko poza nie deptaniem czyichś stóp. Wiedział nawet gdzie znajdują się biodra i talia. Ten, kto pisał ogłoszenie musiał mieć mężczyzn za tłumoków, a wcale tak nie było. - A lubię garnitury. - zaskoczył ją. - Laurel wczoraj zamówiła mi garnitur z Pokątnej. Matka chciała mi uszyć, ale zdecydowała, że za szybko rosnę i dzięki za to Merlinowi. - jutro ma przymierzyć pod czujnym okiem siostry i jeśli będzie coś nie tak, to ona zobowiązała się naprawić jakieś potencjalne niedogodności. Henry garnitury tolerował, dopóki były kupione a nie szyte przez matkę, która chyba wciąż uważała go za dwunastolatka. Zawsze garnitur był za mały, a gdy czarami próbowała go powiększyć... szkoda modręgi. Oczywiście sielanka nie trwała długo, bo w końcu gobelin nie wytrzymał i zaczął gadać jak najęty. Rzucał teksty typu: niewdzięczne dzieciaki, zakłócają spokój, obściskują się, to jest okropne, nie przystoi, jak oni śmią i tym podobne. Henry, jak podjudzony, wyszczerzył się nagle puchońsko. - Teraz nie masz powodów do marudzenia, ale zaraz ci je dam. - odezwał się głośniej do rzeczy martwej i nachylił się nad Wandą, scałowując waniliowy smak z jej ust. Roześmiał się pod nosem gdy gobelin się "zapowietrzył" z oburzenia i zaczął jeszcze głośniej marudzić. Lancastera to nie obchodziło. Objął rękoma policzki swej lubej i dawał powody do gadania, rozkoszując się przy okazji miękkością krukońskich warg. |
| | | Wanda Whisper
| Temat: Re: Gadający Gobelin Sro 01 Kwi 2015, 10:16 | |
| To nie miało już znaczenia. Henry równie dobrze mógł płakać, szarpać się, wyzywać i ją tarmosić, a ona choć żywi do niego o wiele za ciepłe uczucia to by się nie ugięła. Gdy już coś postanowi to trzyma się tego hardo i tylko stado hipogryfów – a nawet nie! Jest w stanie ją odegnać od pierwotnego planu. Powiedziała już, że zapisze go na ten kurs i tak zrobi, nieważne, że Lancasterowi niezbyt to przypadło do gustu, ale mus to mus. Młodzieniec w tym wieku powinien umieć tańczyć, zważywszy na fakt, że urodził się w rodzinie czystokrwistej, tak samo jak ona – jak on sobie radził w momencie, gdy jego familia organizowała uroczyste kolacje? Zdumienie Wandy sięgało granic, gdy tak na niego spoglądała samej sobie przypominając o rodzinnych spotkaniach w jej domu. Na jej twarzy pojawił się smutek, dosłownie na sekundę, jednak i to zaraz minęło, a jej wzrok bezwiednie przesunął się ku górze. Ku sufitowi. Nie odzywała się przez chwilę tylko oddychała i wyglądało to na to jakby zastanawiała się czy dać mu jeszcze jedną szansę przez udzielenie mu prywatnych lekcji tańca. Chociaż biorąc pod uwagę fakt, że blondyn chyba nie dałby rady skupić się przy niej, gdyby faktycznie chwyciła go za dłoń, przysunęła blisko siebie i ocierając się o niego pokazywała krok po kroku, co powinien robić czy jak się poruszać. Parsknęła do swoich myśli, już tych o wiele milszych i spokojniejszych, które odwracały jej uwagę od głównych problemów i czynników, które notorycznie psuły jej humor. - Przestaaaań, przestaaań, cichooo. – W pewnym momencie po prostu przystawiła mu swoją otwartą dłoń do jego rozdziawionych ust, kiedy ten próbował jeszcze ją ostatecznie przekonać d zmiany decyzji. Rzuciła mu mordercze spojrzenie numer sześć, którym niegdyś potraktowała Stewarda na pamiętnej lekcji starożytnych run i dopóki ten nie przestał biadolić odsunęła lekko obślinioną dłoń, którą wytarła o sprane dżinsy opinające jej uda. - Henry, ale z Ciebie marudaa- AAAAAA. - Jej wypowiedź, która miała na celu przekomarzanie się z chłopakiem zmieniła się. Końcówka zdania została wypowiedziana głosem piskliwym, o wiele wyższym niż tym, którym posługiwała się na co dzień. Poczuła tylko jak ramiona Puchona zacieśniają się na jej talii, a ona sama nie czuje podłogi, bo w ten chłopak obrócił ich raz, dosyć zgrabnie [żadne z nich nie ucierpiało], podczas gdy na twarzy Wandzi zakwitł szeroki uśmiech, który jak na razie nie chciał zniknąć z jej lica, a który został dodatkowo podjudzony przez kolejne informacje, którymi częstował ją jej towarzysz. Przynajmniej z odzieniem nie będą mieli problemu, co już uważała za mały sukces. Objęła mocniej blondyna i przycisnęła usta do jego słodkiego policzka ciesząc się w duchu, że ma takiego wspaniałego partnera, który nie będzie narzekał na elegancki kostium, który na siebie włoży pod koniec października. - Aaaach, to cudownie, cudownie. Pewnie będziesz wyglądał nieziemsko. – Tutaj jej oczy zrobiły się większe i zaczęły się mienić TYSIUNCEM gwiazd – no bo w końcu Krukonka była wielce podekscytowana i zachwycona, ciekawa jak jej wybranek będzie się prezentował tego akurat dnia! Sama do tej pory nie miała pomysłu w co się konkretnie ubrać – nie mogła zdecydować się co do koloru, który stosownie podkreśliłby jej urodę, o fasonie już nie wspominając. Miała jednak zaufaną krawcową na Pokątnej, do której zawsze chodziła jej matka, gdy ta miała problem z doborem kreacji na odpowiednią okazję. - Hej, a Ty zawsze narzekałeś na swoją młodszą siostrzyczkę, a zobacz jak teraz idealnie odnalazła się w swojej roli. Powinieneś być jej wdzięczny. – Zauważyła dobrodusznie wcale, ale to wcale nie nakłaniając Henryka do kupienia tabliczki czekolady dla małego blond potwora. Pogładziła ramię swojego partnera, który najprawdopodobniej skompromituje siebie jak i ją na balu, po czym skrzywiła się delikatnie gdy gobelin w końcu przemówił. Dziki jazgot nie przypadł jej do gustu, dlatego mruknęła z aprobatą, kiedy usta blondyna wylądowały na jej wargach, a ona za specjalnie mu się nie opierając objęła go niemal władczo – zupełnie jakby był pierwszoklasistą, któremu chce wbić informacje dotyczące regulaminu w szkole - Hej, nie uważasz, że to trochę wredne? – Spytała szeptem pomiędzy jednym, a drugim pocałunkiem podczas gdy jędza dalej wykrzykiwała swoje żale, którymi tak naprawdę coraz bardziej podjudzała dwójkę nastolatków do posunięć, których nie powinni wykonywać pod żadnym pozorem na szkolnym korytarzu. Momentalnie dłonie panny Whisper wsunęły się pod koszulę swojego chłopaka, na złość głupiej matronie, kiedy jej usta skubały dolną wargę blondyna, który zawrócił jej w głowie.
|
| | | Henry Lancaster
| Temat: Re: Gadający Gobelin Sro 01 Kwi 2015, 15:48 | |
| Nieszczególnie przejmował się swoim pochodzeniem ani tym, że nazywali go zdrajcą krwi. Ubolewał trochę nad tymi uroczystościami, na które zapraszano jego rodziców i przy okazji przymuszano ich dzieci do siedzenia tam i pozwalania na wycałowanie się tysiącom bezimiennym ciotkom. A te tańce... gdyby nie zły nauczyciel to by umiał. Co poradzić! Miał dziesięć lat gdy kazano mu obejmować ogromną talię ciotki, to wiadomo że się przeraził i zaczął uciekać. Odbiło się to na nim teraz, bo chociaż znał tam parę kroków to istniało prawdopodobieństwo, że się potknie albo zrobi z siebie błazna gdyby podczas tańca nagle się zamyślił nad urodą Wandy albo ją pocałował. Wtedy na bank ich skompromituje. Skoro podczas prostej drogi potrafi się potknąć mając obok siebie tę dziewczynę, to co tutaj mówić o stresujących balach, na których mają tańczyć przy orkiestrze jak dorośli. Wolał Upiornych Wyjców, przy nich można szaleć! Drgnął gdy coś mu błysnęło przed oczami. Jakaś scena podczas koncertu, ciasne sylwetki ludzi po bokach i on kogoś przytulał... otrząsnął się i powrócił szybko na ziemię, aby nie wytrącać siebie z równowagi. Jego głos się zniekształcił gdy zakryła mu usta i próbowała go uciszyć. - Alemewyszuchajbojamowszecoszwaszneko. - wybełkotał aż w końcu umilkł, bo i tak mijało się to z celem. Miał upartą dziewczynę, a gdy na niego spojrzała aż mu ciarki przeszły po plecach. Nic nie wskóra, no nic. Będzie musiał się uczyć i nigdy jej tego nie wybaczy. Nie rozumiał co ona ma przeciwko prywatnym lekcjom, przecież będą się wtedy bawić o wiele, wiele lepiej niż na jakieś oficjalnej lekcji. To prawda, że mieliby problem, żeby się skupić, ale wtedy nauka byłaby o wiele efektywniejsza i zabawniejsza. - Przy tobie będę wyglądał jak szara mysz. Jesteś piękna na co dzień... nie mogę się doczekać jednak tego balu. - był bardzo ciekawy jak Wanda się wystroi. Znając ją, będzie najpiękniejszą kobietą w całym Hogwarcie i Wielkiej Brytanii. Jest nią ciągle, ale na Halloween potwierdzi to i pokaże to światu. Jak znał siebie, będzie miał problem z utrzymaniem rąk przy sobie, a będzie musiał jej pilnować, gdy inni zobaczą jaka jest piękna. Nie odda jej do tańców, będzie to dla niego bardzo trudne. - Taaaak... przydaje się czasami. Jak nie mówi za głośno. - wzruszył ramionami, bo siostry mają to do siebie, że są denerwujące. Był jej wdzięczny za pomoc, bo przynajmniej raz na jakiś czas ten diabeł zamieniał się w człowieka i stawał się użyteczny. Postąpił krok do przodu z wrażenia, gdy go mocno objęła. Uniósł ją wyżej i zachłanniej pocałował, mając gdzieś gęganie gobelina i to, że łamią regulamin (taki z niego prefekt, że hej), a gdyby Filch ich zobaczył, zszedłby na zawał. Nikt ich przecież nie zobaczy, bo kto zdrowy na umyśle przechadza się tą drogą... no, tylko oni, ale mają w tym cel. - Nie, wcale nie. Mogę się rozkręcić... - odpowiedział z opóźnieniem, a jego oczy jakoś tak trochę pociemniały. Rozejrzał się po korytarzu na wszelki wypadek i wpił się w jej usta łakomie. Nigdy mu nie wystarczało i nigdy mu się to nie nudziło. Chrzanić oddychanie, nie ma na to czasu. W akompanamencie wycia gobelinu, Henry nie zdejmował rąk z pleców Wandy. Musiał je pilnować, aby mu się nie wymknęły spod kontroli. Musiał przerwać, znowu, kiedy gobelin zaczął przeraźliwie wyć. - Czas się chyba zmywać... - powiedział wprost do jej ucha, bo nie miał szans przekrzyczeć tego hałasu. Chociaż mówił o ewakuacji, nie robił ku temu żadnego postępu. |
| | | Wanda Whisper
| Temat: Re: Gadający Gobelin Sro 01 Kwi 2015, 23:55 | |
| Wanda nie zamierzała już więcej dyskutować na ten temat, bo to naprawdę mijało się z celem – Puchon słusznie to zauważył. Lepiej byłoby również, gdyby jej nie podjudzał, nie próbował się ratować, bo to mogłoby tylko pogorszyć sytuację, czego na pewno nie chciał. Wtedy najpewniej potwierdziłaby wszystkie plotki na swój temat, które młodsi uczniowie przekazywali sobie z ust do ust. Mimo swojego wyglądu, tego całkowicie niepozornego udawało się jej momentami kogoś przestraszyć. Na przykład pewnego pierwszoklasistę, który nie potrafił wyjaśnić do czego służą jelita akromantuli. Albo trzecioklasistę, który zagiął róg jednej z książek w bibliotece. Takich przypadków można mnożyć i mnożyć i każdy z nich, każdy kto miał styczność z panną Whisper wiedział, że pomimo całej słodyczy i spokoju ducha, który ze sobą nosiła miała swoje gorsze chwile, kiedy pokazywała co tak naprawdę może się stać złego, gdy ta dojdzie do głosu. Nie chciała pokazywać swojej drugiej twarzy, złej strony medalu – to niestety wychodziło samoistnie. Jej zmrużone oczy, zaciśnięte usta i wyraz twarzy mówiący wszystko. Niełatwo było się jej sprzeciwić i dobrze o tym wiedziała. Korzystała z tego ile wlezie, może nieco zbyt samolubnie, ale w końcu była Krukonką i wiedziała jak zagrać, by ludzie przed nią tańczyli. Chciałaby, by i Henry przed nią zatańczył. By ją porwał w tany, przycisnął do siebie i szeptał miłe słówka na ucho. Nie wiedziała czy jej marzenie się ziści, ale byłaby niezwykle zadowolona gdyby tak się też stało. Roześmiała się radośnie, gdy słowa, które chciał jej przekazać Lancaster były zniekształcone – tworzyły coś w rodzaju papki, zlepku przypadkowych głosek i liter. Nie zrozumiała co jej chciał przekazać, nie chciała się dowiedzieć, bo zaraz zaczął prawić jej komplementy, przez które poczuła się momentalnie głupio. Nie odepchnęła go jednak, jak to miała zamiar zrobić, z przekąsem tylko uśmiechnęła się szerzej. - No dobrze, Romeo. – Powiedziała i zaraz wtuliła się w swojego Adonisa, którego podziwiała za wszystko co mogłaby podziwiać. Przyglądała mu się chwilę, znowu zbywając milczeniem jego słówka dotyczące jej postaci, bo sama siebie nie postrzegała za ślicznotkę. Do tej pory nie wiedziała jak pójdzie ubrana na bal, a dopiero jutro wybiera się z Yumi na Pokątną w celu przymiarki tysiąca kreacji, z której wybierze tylko jedną. Idealną. Nie mówiła o tym jednak, nie miała nawet jak tego powiedzieć, bo jej usta zajęte były wargami Lancastera, który znowu, ponownie mieszał jej w głowie. Nie oderwała się od niego do momentu, gdy głupi babsztyl nie zawył jej nad uchem co tylko skwitowała jęknięciem wprost w twarz ukochanego. - Nie rozkręcaj się teraz. Nie tutaj. - Zacytowała go z szelmowskim uśmiechem, po czym złapała go za rękę, gdy ten poprosił ich o zmycie się z miejsca zbrodni. Szatynka kiwnęła burzą loków i schyliła się jeszcze, by zabrać swoją ciężką torbę, którą zarzuciła na wolne ramię. - Komu w drogę, temu czas, mój drogi. Czeka na Ciebie kurs tańca, a mnie romans z transmutacją. – Powiedziała lekko mając już o wiele lepszy humor niż na początku dnia. Uśmiechnęła się promiennie do swojego towarzysza i nie zamierzając puszczać jego ciepłej dłoni pociągnęła go raz jeszcze w stronę korytarza, najpewniej co jakiś czas zatrzymując się, by spić słodycz z jego ust, bądź też by posprzeczać się o to, kto ma nieść jej torbę. Ich krzyki przeplatane ze śmiechem tylko odbijały się od szkolnych murów.
Z tematu, para gołąbeczków.
|
| | | Blake Blackwood
| Temat: Re: Gadający Gobelin Sro 10 Lut 2016, 21:32 | |
| Romulus jej nienawidził i dziewczyna mu się wcale nie dziwiła. Teraz, stąpając po korytarzach piątego piętra po tym, jak odwiedziła sowiarnię by odpowiedzieć na zaproszenie Shepardów zastanawiała się, czy ona sama będzie w stanie kiedykolwiek sobie to co mu zrobiła wybaczyć. Pamiętała doskonale jego zimny wyraz twarzy, taki kompletnie inny od tego, do którego kiedyś przywykła. W uszach dźwięczał jej jego przepełniony jadem ton, kiedy zwracał się do niej i pluła sobie w twarz za to, że pozwoliła na to, by te kilka szklanek alkoholu dodały jej odwagi by w ogóle w jakikolwiek sposób się do niego odezwać. Musiała w końcu to sobie uświadomić - Włoch należał już do rozdziałów zakończonych w jej osobistej księdze życia, jedyne co mogła teraz zrobić to otrząsnąć się, pozbierać do kupy i spróbować naprawić swoje błędy, albo przynajmniej nie popełniać już nigdy nowych. Oparła się o gadający gobelin, który dziś wyjątkowo milczał i zaczęła grzebać w torbie, w poszukiwaniu kolejnego skrawka pergaminu, by nakreślić nową wiadomość. Swoją sowę już wykorzystała, ale zawsze mogła jeszcze użyć jednej ze szkolnych, jakich w Hogwarcie pełno. Zawzięcie przekładała podręczniki, bo gdzieś z tyłu głowy pamięć podpowiadała jej, że w czeluściach jednej z przegródek jeszcze może znaleźć jakiś niedokończony esej, którego tylna część może zostać jeszcze wykorzystana. Przeniosła włosy na jedno ramię, by nie przesłaniały jej widoku i kontynuowała poszukiwania. Chciała zacząć zmianę swojego życia od czegoś, co powinna była zrobić już dawno. Co powinna była zrobić już następnego dnia po balu zimowym, a już na pewno nie dopiero dziś. Powinna napisać do krukona i z uśmiechem na ustach dać mu święty spokój. To oczywiste, że nadal będzie czuła to dziwne ukłucie w sercu na widok jej byłego chłopaka w towarzystwie innej dziewczyny, ale jakie miała do niego po tym wszystkim prawo? Żadne. Znalazła w końcu coś, na czym mogła naskrobać kilka słów. Oparła pergamin o ścianę i zagryzła koniuszek pióra zastanawiając się od czego zacząć. Wybacz mi, nie wchodziło w rachubę. Przepraszam już było. Nie powinna też rozpoczynać swojej wiadomości od drogi Enzo, bo pewnie po czymś takim chłopak nawet nie przeczytałby listu do końca. Zamknęła oczy, by móc skupić się na tym, co tak właściwie chce mu przekazać i zastygła w bezruchu, dotykając czołem zimnego muru. Wiedziała, co zrobi potem. Skróci włosy. To nic trudnego, zwłaszcza jeśli było się metamorfomagiem. Jak już zmieniać wszystko, to wszystko. Musiała jeszcze przedyskutować z Claire ich długość, ale była już niemal pewna, że pozbędzie się swoich długich pukli nie ważne jak mocno była do nich przywiązana. Nie, nie, nie. Nie powinna myśleć teraz o włosach, tylko o liście do Enzo! Szkoda tylko, że im dłużej się zastanawiała, tym większą pustkę miała w głowie. Wzdychając cicho uderzyła delikatnie głową w ścianę mając nadzieję, że to przyniesie jej olśnienie, jednak nic takiego, na nieszczęście, nie nastąpiło. |
| | | Sponsored content
| Temat: Re: Gadający Gobelin | |
| |
| | | |
| Pozwolenia na tym forum: | Nie możesz odpowiadać w tematach
| |
| |
| |