|
| Korytarz z obrazem R. Kegga | |
| |
Autor | Wiadomość |
---|
Remus Lupin
| Temat: Re: Korytarz z obrazem R. Kegga Pon 27 Kwi 2015, 22:37 | |
| Nie spodziewał się takiej reakcji, choć stan w jakim była Symp pewnie mogła na nią wskazywać. Jednak nawet nie osunięcie się na ziemię nie dotknęło go choć w połowie tak boleśnie, jak ironiczny śmiech rozbrzmiały na cichym korytarzu. Nie była tym samym człowiekiem co kiedyś, widział to i czuł a jednak tak bardzo chciał wyprzeć. Jednak nim pogardzała i chociaż miała do tego święte prawo, tak cholernie zabolało. To, że mogła gardzić samą sobą szybko wyparł z pamięci. Z dwojga złego byłoby to o wiele bardziej straszne. Zauważył jak przymyka oczy, zapewne dlatego, że nie miała już ochoty na niego patrzeć. Nie dziwił jej się, on sam sobie w oczy spojrzeć nie będzie umiał w lustrzanym odbiciu, może niech lepiej w ogóle się nie goli? A najlepiej by było, gdyby uciekł ze szkoły i przeżył nędzny żywot na wiecznej tułaczce, skazany na samotność. Może wtedy nikogo już więcej nie skrzywdzi? Przez chwilę nawet już chciał odejść od niej i zostawić ją samej sobie, życząc na do widzenia wyboru lepszej sympatii, jego następcy. Który Symplicję uratuje, prędzej czy później, znajdzie ona swojego księcia traktującego ją z należytą chwałą oraz szacunkiem. Była piękna, młoda i inteligenta - miała życie przed sobą. A on - mentalnie stary, wewnętrznie zniszczony, poddany beznadziei wynikającej z takiego a nie innego losu. Choć i tak nie zniósłby myśli, że ktoś inny tuli ją w ramionach, nie on. On już swoją szansę zmarnował. Co dotkliwie uświadomił sobie, przysłuchując się każdemu z rzucanych w jego twarz słów. Zahipnotyzowany, mógł tylko patrzeć jak z chudego, drobnego ciała wypływa nagle tyle jadu, tyle nienawiści, tyle niezrozumienia dając upust tłamszonym od miesięcy uczuciom. Poczuł jak w gardle zbiera coś wielce niepokojącego, bo przecież tak rzadko płakał, poczuł jak kolana same się pod nim gną i jak różdżka, trzymana dotąd w ręce upada z łoskotem na posadzkę. Czar prysł, znowu znajdowali się w półmroku a Remus siedząc na klęczkach przed Symplicją dziękował za zbieg okoliczności, który skrył przed nią twarz, wykrzywioną w trudnym do opisania grymasie. Słowa ledwo przechodziły mu przez krtań, nawet on nie potrafił zachować dłużej wyrafinowanego spokoju. - Tak, moja wina. Nie twoja, Symp ja po prostu zachowałem się… nie powinienem był w ogóle się do ciebie zbliżać. Nie jestem odpowiedni - zacisnął dłonie w pięści, czując jak ta bezsilność powoli doprowadza go do szału. Nikt nie pytał się go o zdanie, Greyback nie pytał się go o zdanie - I nie mów, że jesteś głupia bo nie jesteś i nie możesz tak o sobie nawet myśleć. Dodał po chwili, czując jak zbliża się do granicy krzyku. Nie chciał podnosić głosu, nie przy niej bo pewnie uznałaby jego agresję za skierowaną do siebie, zresztą niesłusznie. Bo zły, od początku do końca, był tylko i wyłącznie na siebie. - Nie jesteś głupia, pewnie byś zrozumiała ale ja nie mogę Ci tego powiedzieć. Dla bezpieczeństwa - dodał po chwili, o wiele spokojniej. Patrzył się w okolice jej twarzy, w okolice cholernie smutnego wzroku a jego ręce bezwiednie szukały dotyku jej rąk. Nawet nie zauważył, kiedy. - Nie płacz, proszę - próbował choć trochę ją uspokoić, w pełni świadomy jak bezcelowe to było. Bo Symplicja wybuchła na nowo - potokiem, lawiną słów, których tak bardzo nie chciał słyszeć. Jednak nie potrafiłby od niej teraz uciec, nawet gdyby chciał - nawet wtedy zostałby w tym pieprzonym półmroki i słuchał jej drżącego od emocji głosu, który pomimo całego bólu jakim emanował nadal był dla niego najpiękniejszy. W końcu, po parosekundowej ciszy zdobył się na odwagę by odpowiedzieć. - Tylko teraz ci się tak wydaje, ale… wyjdziesz z tego, uwierz mi. Ja po prostu nie jestem odpowiedni, proszę posłuchaj mnie - przetarł nerwowo oczy, po czym kontynuował cichym głosem - Jestem popieprzony i tego nie da się wyleczyć, jest to o wiele bardziej poważnie niż pewnie sobie wyobrażasz. Jesteś śliczna, młoda i mądra i… naprawdę dasz sobie radę, musisz w to uwierzyć. Za parę miesięcy o mnie zapomnisz i trafisz na kogoś, kto da ci bezpieczną przyszłość a ze mną tego nie znajdziesz. Nigdy, to nie minie - zamilknął na chwilę, jakby wahając się czy wypowiedział już ostatnie słowo. I po raz ostatni w tym życiu, przysięgam, postanowił ulec egoistycznym pobudkom bo zwyczajnie chciał choć trochę… móc się wytłumaczyć - Pomimo tego wszystkiego, co do ciebie czuję. Szczęście znajdziesz z kimś innym. |
| | | Symplicja Szafran
| Temat: Re: Korytarz z obrazem R. Kegga Sro 29 Kwi 2015, 12:17 | |
| Nagle ciszę pomiędzy nimi przerywa dźwięk upadającego przedmiotu i znowu zapada ciemność. Ta sama, w której tonęła wcześniej, ta sama, która była jej schronieniem, która dawała ucieczkę od świata. Jednak tym razem nie była w niej sama, był jeszcze on. Tak bliski, a zarazem tak daleki, tak upragniony jednak poza zasięgiem. Dlaczego tak musiało się stać, dlaczego akurat on, czemu ze wszystkich chodzących po podłogach tego zamku mężczyzn ona musiała zakochać się, akurat w tym jednym, całkowicie po za jej zasięgiem. Oczy dziewczyny powoli przyzwyczają się do ciemności, w której dostrzega zarys sylwetki Gryfona, jednak dlaczego on klęczy? Czemu nagle wydaje się mniejszy słabszy? Jakby skurczył się w sobie. Czyżby przesadziła, powiedziała o słowo za dużo, co ona zrobiła, chce do niego podejść, przytulić powiedzieć, że wcale tak nie myśli i jeśli sprawiła, że cierpi to ona zniknie, zniknie na zawsze, już nigdy jej nie zobaczy byle tylko nie cierpiał. Ona nie chce być tą, przez, którą wygląda tak słabo. Już chce się podnieść by do niego podejść, jednak słyszy jak jej umysł krzyczy, że to nie jest dobry pomysł. Wacha się przez chwilę, co ma ze sobą zrobić i wtedy słyszy jego głos. Już nie jest to szept, mówi coraz głośniej, niby mówi to do niej, ale wydaje się jakby krzyczał na kogoś innego. Na swoje demony z przeszłości, na potwory, które nie pozwalają mu normalnie funkcjonować w tym świecie, kradną szanse na szczęście. Ta myśl sprawia, że chęć podejścia jest jeszcze większa, powiedzenia, że wszystko będzie dobrze, że razem sobie poradzą, że ona się nie boi. Nie wie czego się nie boi, ale nie ważne jaki jest problem na pewno da się znaleźć nań jakieś rozwiązanie. Przygryza wargę kolejne słowa, kolejny ból. Kolejny nóż w sercu. Ale muszą w tej chwili oboje wyglądać żałośnie, ona cień człowieka doprowadziła go takiego stanu. Ach gdyby wiedzieli wcześniej, może nigdy by się spotkali. Mimowolnie mijaliby się na korytarzach, siedzieli w jednej klasie i tyle. Nigdy by się do siebie nie odezwali, żyliby w swoich równoległych światach, a jednak Opaczność wybrała inaczej, zesłała ich sobie na drogę i kazała się wzajemnie krzywdzić, ranić. Czego miała ich ta lekcja nauczyć? Jak to wszystko ma się skończyć. -Remus, dlaczego zabraniasz sobie czuć.- Wymawia tak cicho, że jej słowa ledwie przebijają się przez ciszę, która zapanowała na korytarzu, po jego słowach, czuje się okropnie. Pragnie odejść, pocierpieć w samotności, ale nie może, chce nacieszyć się tym ich ostatnim spotkaniem. Bo wie, że nie ważne co powie i tak nie utrzyma go przy sobie, bo on z jakiś nie znanych jej powodów tego nie chce. -Nie wiem co Ci dolega, nie chcę Cię prosić byś zaufał mi na tyle by powiedzieć, co Cię boli. Ale wiedz, że ty też zasługujesz na szczęście, bo każdy na nie zasługuje.- Mówi pochylając się lekko w jego stronę, a jej dłoń przez przypadek muska jego skórę. Przez chwilę dziewczyna czuje jego zapach, woń czystych ubrań, mydła, czegoś co kojarzy jej się z lasem. Na skórze dłoni czuje delikatne ciepło, a serce przyspiesza jej dwukrotnie, twarz robi się czerwona. Krukonka szybko odsuwa się od niego jakby w strachu, że zaraz na nią nakrzyczy. |
| | | Remus Lupin
| Temat: Re: Korytarz z obrazem R. Kegga Pią 01 Maj 2015, 11:45 | |
| W odpowiedzi, mającej przerwać milczenie - ciszę pełną krzyku, o ile można to tak nazwać - wpatrywał się usilnie w miejsce jej oczu. Nie widział ich wyrazu, choć doskonale zdawał sobie sprawę, jak muszą być smutne. Mimo to szukał jej, w półmroku, intuicyjnie, podświadome szukał jej obecności, której tak mu było brak. Usilnie próbował także znaleźć słowa, które w jakimkolwiek najmniejszym stopniu oddałby to, co czuje do tej dziewczyny - skrzywdzonej, skulonej pod ścianą, kruchej istoty. Słowa, które nie miały nigdy zostać wypowiedziane a jednak - rozpaczliwie chciały znaleźć jakiekolwiek ujście, pozostawić świat w świadomości Remusa. Niektórych rzeczy nie da się po prostu wyprzeć, a szczególnie tych dotkliwie smutnych. Bo zawsze wracają, z zdwojoną siłą. Słuchając Symp, czuł jak powoli kruszeje. Ta maska spokoju, za którą krył się każdego dnia zdawała się rozpadać niczym domek z kart - wszystko to, co budował o tak dawna nagle wydawało się głupie, niepotrzebne, nierozsądne, nieskuteczne. Dziecinne. Nie potrafił sobie poradzić z uczuciami, ani nawet ich wyrazić - nie potrafił bronić swojego zdania, bo w gruncie rzeczy nie chciał do końca wierzyć w słuszność przekonań. W tej chwili - o wiele bardziej dotkliwie niż na co dzień - oszukiwał się nieustannie wierząc, że to wszystko minie a jak się teraz okazywało - nie mijało. Im dłużej byli rozdzieleni, tym dłużej tęsknił i choć tak rozpaczliwie starał unikać myśli na jej temat - wspomnienie jej ciepłego dotyku zawsze mu towarzyszyło. Niewypowiedziany, bo takich słów nie ma - przejmujący smutek podążał za nim jak cień, począwszy od pierwszych dni września. A on, głupi łudził się, że tak powinno być. Widząc teraz, jak bardzo się mylił. Okazało się, że nie tylko siebie doprowadził do wyniszczenia. - Uczucia są trudne. Uwierz mi, robię to dla ciebie, nie chcę twojej krzywdy. Przepraszam - odpowiedział po dłuższej chwili, czując jak jakiś mur, którym zwykł się od nich oddzielać upada - jedna cegła po drugiej. Dlatego westchnął ciężko i już miał zrobić coś, by podnieść się z niewygodnych klęczek, by podnieść różdżkę i odejść stąd, chcąc o całym spotkaniu zwyczajnie zapomnieć - choć było to niemożliwe. Bo po pierwsze, w gruncie rzeczy nie chciał zrobić żadnej z tych rzeczy. Poza tym, czując delikatne muśnięcie na swojej skórze, zamarł. Nie zrobił żadnego ruchu, chyba nawet na chwilę wstrzymał oddech jakby w oczekiwaniu na ciąg dalszy, który w każdym razie i tak sprawi mu tylko ból. Nieważne, czy się odsunie - czy nie zerwie kontaktu - nie będzie wiedział co zrobić. Modląc się duchu by nie stracił panowania, oczekiwał aż sekundy miną - jedna, po drugiej - czując całą gamę uczuć począwszy od nienawiści a na szczęściu skończywszy. Jednak gdy dziewczyna urwała kontakt, choć powinien być na przygotowany - w zupełności nie był. Bo dalej miał cichą, skrytą nadzieje, że będzie się upierać aż do skutku, że w dalszym ciągu będzie chciała przekonać go do zmiany zdania. A teraz poczuł, jakby podjęła jakąś decyzję albo jakby nagle… odsunęła się, ze strachu przed konsekwencjami okazania takiej czułości. Boi się go? - Nie bój się mnie - odpowiedział cichym głosem i nie potrafiwszy powstrzymać własnych rąk, w ciemności odnalazł jej własne. Ujął je delikatnym ruchem, chcąc przekazać ciepło swoich własnych, chcąc pokazać, że nie ma się czego bać. Nie zmienił się od czasu, gdy byli razem - nawet jeśli teraz ona uważała go za potwora co, nie wiedzieć czemu, starał się jej teraz udowodnić. Sobie przy okazji. - Będę szczęśliwy, gdy Ty będziesz bezpieczna - dodał po chwili, z niezwykle smutnym uśmiechem na twarzy. Którego na szczęście nie widziała, choć być może wyczuła w cichym głosie tę słodko-gorzką nutę. Bo teraz powiedział coś, z czym zgadzał się całkowicie, od momentu gdy zaczęli rozmowę. |
| | | Symplicja Szafran
| Temat: Re: Korytarz z obrazem R. Kegga Pią 01 Maj 2015, 14:24 | |
| Siedzieli tam ukryci w ciszy. Chowali się przed swoimi spojrzeniami, przed własnymi lękami, przed niewypowiedzianymi słowami, przed wszystkim co mogłoby chcieć ich w tej chwili rozdzielić. Każde z nich już dawno mogło odejść, jednak tego nie zrobiło czy to był jakiś znak? W całunie, mroku pierwszy raz od dawna mogli być razem, przez chwilę, siedzieć tam z tą drugą osobą, którą tak bardzo nie chcieli krzywdzić, a jednak robili to nieustannie. Mniej lub bardziej celowo zadawali sobie ból, by pokazać, by przekonać samych siebie, jak bardzo im nie zależy, a jednak z każdym słowem, tym, które uleciało i tym skrytym głęboko w sercu, wiedzieli, że nie chcą ranić tej drugiej osoby. Dlaczego więc nie mogli po prostu tego zrozumieć? Chcieli być dorośli, więc zachowywali się jak dzieci. On, wieczny Werter, nie mogący znieść szczęścia, nie wierzący w to, że na nie zasłużył i ona, która nie potrafiła się poddać, potrafiła tylko krzyczeć i płakać, ale cały czas tępo spoglądać w przeszłość. Duże dzieci. Spogląda na niego. W tej chwili Symp musi przypominać wiernego psa, który z pociętym na plasterki sercem wpatruje się jak jego pan wiąże go do drzewa i zaczyna odchodzić. Wydaje jej się, że słyszy skomlenie własnego obolałego serca. Och jak ona bardzo chciałaby móc go znienawidzić i po prostu odejść, z żalem w sercu, ale lekkim jak piórko. Chciałabym móc Cię nienawidzić. Nienawiść jest prostsza, ale za każdym razem gdy robię krok w stronę nienawiści, zapominam się i stawiam go w przeciwną stronę. -Nie boję się Ciebie. Boję się tego co ze mną robisz.- Mówi ledwo słyszalnym głosem. Czuje jak on delikatnie bierze jej rękę. Miejsce, w którym ich skóra się styka zaczyna pulsować ciepłem. Powoli przesuwa palcem po jego dłoni. Na nowo uczy się jej faktury, szorstka, pełna jasnych wypustek, ale jaka ciepła, silna. Zdaje się, że gdyby chciał z łatwością mógłby zgnieść jej dłoń. Powoli przesuwa się w jego stronę. Jego ciepło ją przyciąga. Chce go przytulić, pocałować, czemu oni sobie to robią? -Bezpiecznie jest żyć bez serca?- Pyta oddalona od niego może o dziesięć centymetrów. Patrzy na niego w ciemności, nie widzi go, ale wie gdzie ma oczy, nos, twarz, te delikatne usta. |
| | | Remus Lupin
| Temat: Re: Korytarz z obrazem R. Kegga Pią 08 Maj 2015, 22:07 | |
| Ręce chłonęły dotyk równie rozpaczliwie, co spragniony wodę na pustyni. Mimo nieodpartego wrażenia, że i te piękne oraz cudowne chwilę skończą się niebawem, Remus zdawał się zatracić i w czasie i w przestrzeni. Nie obchodziły go upływające sekundy, nie dbał o świat oraz życie toczące się poza bezpieczną strefą mroku - chciał być tu i teraz, przeżywać oraz zapamiętać każdy drobny szczegół, każdy gest, każde muśnięcie delikatnej skóry Symp. Ledwo co powstrzymał swoje ręce od ujęcia jej drobnych ramion, jej szyi, jej podbródka. A usta od złożenia pocałunku, który byłby bardziej bolesny od jakiejkolwiek z comiesięcznych przemian, jakie musiał przechodzić. Żadnego bólu nie da się porównać do tego, a już na pewno nie ból fizyczny, co rani tylko powłokę. Najważniejsze to, co niewidoczne dla oczu, ktoś tak kiedyś powiedział. Być może i Remus o tym wiedział, dlatego tym bardziej powinien przestać. Urwać kontakt niemal natychmiast, gdy się zaczął. Odejść, poddać się, opuścić Symplicję bo po prostu - zasługiwała na kogoś o wiele lepszego niż on. A ten, siedząc tu przy niej i pozwalając sobie na taką bliskość tylko i wyłącznie ranił ją, pozostawiając złudną nadzieję na coś, co nigdy nie miałoby sensu. Zamarł, gdy usłyszał jej ciche słowa, będące tylko potwierdzeniem pielęgnowanych w głowie obaw. - Ja też się tego boję - odparł cicho, jakby z rezygnacją. Uświadomiwszy sobie właśnie, co on do cholery tak właściwie robi i dlaczego znowu cierpieć musi ona. Jego cholerny egoizm nie daje za wygraną, nawet teraz. To lub naiwność - ślepa naiwność, która nakazuje mu nadal wierzyć. A przecież każdy głupi wie, że nie wchodzi się dwa razy do tej samej rzeki. Rozluźnił nieznacznie uścisk ręki, zaczął się powoli odsuwać. Nie może tego zrobić, po prostu przekroczyłby wszystkie granice. Nie może dopuścić do tego pocałunku, do zbliżenia większego niż to bo zniszczy tę dziewczynę do cna. Tę dziewczynę, czego był teraz pewien - że to ta jedyna. Ale on nie może sobie pozwolić na luksus uczuć, bo nie potrafił zapewnić bezpieczeństwa tym, których kochał. Od kiedy pamięta, co teraz powtarzał usilnie niczym mantrę, czując jak niedaleko jest jej twarz. Czując jak wypowiedziany na głos zarzut rani go bardziej niż jakikolwiek wymierzony w jego stronę cios. Irracjonalnie, poczuł dziwną do określenia nienawiść - dlatego, że tu nadal jest, dlatego że nadal jej zależy. Dlaczego mu to robi? - Nie wiesz co mówisz, nie mów tak - odpowiedział cicho, dotykając ręką jej ust. Trwał tak o wiele za długo, być może parę sekund walcząc z natłokiem myśli w głowie. Wiedział, co powinien zrobić ale i co chce zrobi - świadomy był każdej z opcji, które mógł teraz wybrać ale i każdej z decyzji, jakie ze sobą nosiły. A opcji były, de facto, dwie. Wszyscy wiemy jakie. Zdusił w sobie wszystkie pragnienia, uczucia oraz swoiste namiętności po czym cofnął dłoń. Zahaczając po drodze o jej podbródek, zastanowił w skrytości serca dlaczego do cholery nie może być kimś innym? Kimś lepszym, kto na nią zasługuje. Powoli, nienachalnie odsunął się od niej po czym niespiesznie wstał z podłogi. Czuł się paskudnym tchórzem, którym w istocie rzeczy był, ale na to poradzić nic nie mógł - po co miałby pozwolić sobie na kolejną szansę, żeby znowu ją ranić. To nigdy, przenigdy nie miało sensu, od samego początku ich związek skazany był na porażkę. Podniósł po drodze różdżkę, potarł zakłopotany podbródek i wyciągnął do niej dłoń, oferując skromną pomoc. Nie zostawi jej tutaj, czy tego chce czy nie - zaciągnie ją w bardziej bezpieczne miejsce, choćby wbrew jej woli. Od niej zależy, czy tę dłoń przyjmie. Zrozumie jeśli nie, ale lepsza taka niż żadna. przepraszam, że to tak długo trwało :c |
| | | Symplicja Szafran
| Temat: Re: Korytarz z obrazem R. Kegga Nie 10 Maj 2015, 23:46 | |
| Zakochajmy się w sobie raz do roku, postawmy świat na głowie raz do roku... Kocham Cię! Cała jej postawa, każdy uśmiech, gest, słowo, któremu dała ulecieć i te, które uwiły gniazda głęboko w jej sercu, wszystkie równym chórem krzyczały te dwa słowa. Brzmiały w każdym znanym języku na świecie i w tych, które rozumieć może tylko człowiek ślepo zakochany. Bo to co czuła, to wszystko co kłębiło się w niej, było tą pierwszą, najszczęśliwszą i najpiękniejszą, miłością, tą do której wszystkie następne się porównuje, tą po której każda następna jest gorsza, mniej piękna, nie perfekcyjna, po której bańka dzieciństwa pęka i człowiek w końcu zaczyna dostrzegać całe otaczające go zło. Ach ta miłość naiwna, delikatna niczym pisklę, które jeszcze nie nauczyło się latać, uczucie bezbronne podatne na każdą przeciwność losu, z którą mimo wszystko jest gotowa walczyć. Remus i Symplicja. Dwie tak różne osobowości, on racjonalny, poukładany, z mrocznym sekretem w duszy. Ona nierealna, chaotyczna, biegnąca w stronę świata, który dawno przestał istnieć. Jak wszechświat mógł połączyć dwa tak różne istnienia, kto zaśmiał się tym niewinnym dzieciakom prosto w oczy i powiedział. Tyś jej świat, a ona twoim. Będziecie cierpieć, ranić się nawzajem, ale nigdy o osobie nie zapomnicie. Czyżby jakieś straszne przeznaczenie? Bóg po raz kolejny postanowił zakpić ze swego marnego dzieła, a może to kolejny zakład o kartę z dziejów człowieka? Tylko na czym polega ta gra? Musiała się bardzo powstrzymywać, żeby nie chwycić jego dłoni z całej siły, by nie przytulić się do niego i powiedzieć, że może ją odepchnąć, może ją odpychać tysiąc, milion razy, ale nie uda mu się zniszczyć tego co jest w niej, tego uczucia, które ma w swoim sercu, tego naiwnej wiary, że on też może coś do niej czuć. - Kto miłości nie zna, ten żyje szczęśliwy, i noc ma spokojną, i dzień nietęskliwy.Zacytowała cicho ze łzami w niebieskich oczach. Czuła jak jego dłoń dotyka jej twarz. Pragnęła by to uczucie trwało wiecznie, by nigdy nie zabierał tej ręki. Przez jego dłoń przechodziły milion błyskawic, bodźców, które przeszywały jej ciało, nie chciała ich tracić. Jednak nagle wszystko się skończyło, podniósł się, a słońce znowu zgasło, tlen się spalił. Znowu zapanowała noc. Niepewnie położyła dłoń na swojej piersi. Znowu to irracjonalne uczucie jakby się dusiła, znowu ta gula w gardle. Niech to się skończy. Kiedy w półmroku dostrzegła jego rękę, chwyciła się jej wręcz z rozpaczą. Nie odchodź, zdawały się krzyczeć jej oczy. Odległość między nimi pokonała w sekundę, szybko nawet nie zastanawiając się nad swoimi czynami, niesiona jakimś dziwnym impulsem. Wtuliła się do niego. Z twarzą schowaną w jego koszuli, rękami oplatającymi w talii. Jeśli tak miała się skończyć jej historia, to jeszcze ten ostatni raz chciała zachować się nielogicznie, ostatni raz dać ponieść się emocjom, ostatni raz sparzyć się słońcem. |
| | | Remus Lupin
| Temat: Re: Korytarz z obrazem R. Kegga Wto 12 Maj 2015, 22:28 | |
| Przez ułamek sekundy myślał, że nie chwyci jego ręki. Oczyma wyobraźni już widział łzy w jej zimnych oczach, gromy nienawiści z nich ciskane niedostrzegalne przecież w półmroku korytarza. Choć w głębi duszy doskonale wiedział, że Symplicja nigdy taka nie była - widział już, jak chybotliwie wstaje i starając się zachować równowagę, kieruje swoje poplątane kroki jak najdalej od niego. Nie potrzebuje go, już nigdy potrzebować nie będzie bo i w gruncie - bo i kto chciałby kogoś takiego jak on? A co jeśli ona potrafiła dostrzec prawdę ukrytą pod chłodną maską obojętności? Przez ten ułamek sekundy poczuł wszechogarniający go smutek, poczuł jak na chwilę cały nieruchomieje, zdał sobie sprawę z tego, jaki był głupi. Niewyobrażalnie, bo tak łatwo daj za wygraną, nie miał siły ani sposobu nawet o nią walczyć a przecież była najważniejsza. Bez niej był tylko swoim cieniem - co to za życie bez kogoś, kogo się kocha? Dawał jej odejść, Symp na pewno chciała teraz odejść a on może tylko i wyłącznie stać. Trwać, w przeklętym bezruchu i snuć za nią rozmarzone spojrzenie obserwować, jak ktoś tak bliski oddala się od niego, bezpowrotnie. A przynajmniej, powinna tak zrobić, co przeczuwał od dawna. Z nim nie było żadnej przyszłości, nadziei, szansy na zmianę. I nigdy jej nie będzie. A jednak, gdy ta sekunda minęła, stało się coś, czego w życiu by się nie spodziewał. Nie dość, że dziewczyna ujęła jego szorstką dłoń, to nagle… momentalnie. Remus poczuł falę ciepła ogarniającą ciało, mniej więcej od miejsca gdzie Symp tuliła się w jego koszulę. Zaskoczony tak nagłą reakcją, nie wiedział co robić. Dlatego momentalnie zesztywniał, dosyć nienaturalnie nawet jak na jego codzienne wyrachowanie ale tego chyba było po prostu za wiele, zbyt wiele jak na jeden raz. Po chwili mimowolnie poczuł jak wszystko się w nim sypie, poczuł że nie da rady dłużej utrzymać nerwów na wodzy. A kilka sekund wstecz było już tak dobrze, powstrzymawszy chwilę słabości, zawahania, wątpliwości - już chciał od niej odejść, już wstał, już pogodził się z losem. Przegraną, której był już pewien a jednak - nie chciała dać mu odejść. A on nie chciał odchodzić, o czym, teraz zdawał się zapomnieć bo mimo wszelkich wyznaczonych granic - przekraczał je teraz wszystkie. Nie ujął jej delikatnych ramion, by je stanowczo odtrącić, nie. Skrył kruche ciało Symp w swoich własnych, czując jak zatraca poczucie rzeczywistości zaaferowany falą wspomnień oraz falą doznań, które przeżywał w tej chwili. Nieopisana euforia, bolesna euforia, kompletnie nielogiczna euforia wytrąciła z resztki racjonalnego myślenia z świadomości. Jedną ręką gładził jej ciemnowłosą główkę, drugą delikatnie ujął talię. Na usta cisnęło się z milion słów, ale żadne z nich nie było odpowiednie. Może poza jednym. - Przepraszam Cię - mruknął niemal niedosłyszalnie, bo żal zbyt ściskał mu gardło. Choć nawet nie wiedział za co - musiał to powiedzieć i powie tyle razy ile będzie koniecznie. Nieważne, czy będzie przepraszać za bolesną, pełną kłamstw przeszłość czy za równie iluzoryczną teraźniejszość. Czy też za zagmatwaną, niedaleką trudną przyszłość, która czeka ich gdy spotkanie dobiegnie końca. Wtulił twarz w jej ciemne włosy, modląc się skrycie by ta chwila trwała wiecznie. |
| | | Symplicja Szafran
| Temat: Re: Korytarz z obrazem R. Kegga Wto 12 Maj 2015, 23:43 | |
| Chwila zawahania trwa wiecznie. ... Każda sekunda niepewności, zdaje się zmieniać w lata, dekady, wieki, epoki. ... Czemu to musi tyle trwać. Odepchnij mnie! Odbierz mi ostatnią nadzieję, zabij to naiwne pragnienie szczęścia. Tylko ty masz taką siłę, moc. Tylko ty możesz to zakończyć, czemu tego nie robisz. Przestań się wahać. Skończ to już! Teraz! Błagam... Czemu jestem za słaba, żeby sama to wszystko zakończyć. ... Dziewczyna czuje każde drganie jego mięśni, czuje jak spięły się gdy do niego przylgnęła, czuła jego niezdecydowanie, ona czuje wszystko i to wszystko ją rani. Rani ją ta chwila niewiedzy, brak świadomości tego, co stanie się zaraz. Bo stać się może wszystko. Oj wszystko. Od największego szczęścia w co już przestaje wierzyć, po kolejny przypływ rozpaczy. ... I nagle wszystko się skończyło. Mury runęły. W jednej chwili serce dziewczyny na nowo podskoczyło, wykonało kilka fikołków i wróciło na swoje miejsce. Niczym feniks z popiołów odrodziło się na nowo, tym jednym gestem zostało na nowo ułożone z miliona rozrzuconych kawałków. Nie jest to jednak obrazek idealny, na pierwszy rzut oka tego nie widać, ale brakuje w nim kilku elementów, a niektóre trzymają się kupy tylko na cienkim rusztowaniu. Jednak mimo wszystko to bardzo ładny obrazek. ... Ciepło mi. Myśli przypalając sobie twarz o słońce. Słońce pachnie starymi książkami, mydłem, lasem, czymś dzikim, zaschniętym atramentem, Słońce pachnie najpiękniej na świecie, dopiero w tej chwili zastanawia się jak ona mogła żyć tak długo bez tego zapachu, bez ciepła, z którym się łączy, bez tych ramion, które oplatały ją tak ciasno, jakby obawiały się, że zaraz zniknie, rozpłynie się w powietrzu niczym sen. Gdzieś w okolicy swojego ucha Krukonka słyszy jego głos. Przeprasza? W jednej chwili zastanawia się za co, czy za to, że ją odepchnął, a może za to, że zaraz będzie musiał to zrobić. Mimowolnie na tą myśl ściska mocniej jego koszulę. Nie zauważając jednak żadnych znaków na niebie i ziemi mogących sugerować, że taki był jego zamiar, uspokaja się lekko. Chwila szczęścia zdaje się trwać wiecznie. Cytując ich ostatnie szczęśliwe spotkanie chciałaby powiedzieć "trwaj chwilo jesteś piękna". Nie robi tego jednak ostatnio nie przyniosło im to szczęścia, a wręcz zniszczyło wszystko co mieli. Kolejna chwila, po której panna Szafran czuje jak cała adrenalina, niepokój, wszystko co przytrzymywało ją przy życiu przez ostatnie miesiące opada, kończy się. Siła, którą miała, topnieje jak kulka śniegu zostawiając po sobie tylko kałużę. Nogi mimowolnie się pod nią uginają i przygniecione ciężarem własnego jestestwa. Mimowolnie opada na Gryfona. -Nie przepraszać. Nie odchodź. Proszę.- Mówi słabym głosem. W tej chwili Krukonka czuje się jakby miała sto lat, jest zmęczona, ale jakoś dziwnie szczęśliwa. Przyszłość, nowa, stara, obecna, napawa ją niepokojem, lękiem, że jej bańka szczęścia znowu pęknie, ale mimo wszystko czuje szczęście, że znowu ma Słońce.
|
| | | Remus Lupin
| Temat: Re: Korytarz z obrazem R. Kegga Sro 13 Maj 2015, 22:18 | |
| Chłonął zachłannie jej cudowny zapach, ten sam który poczuł całkiem niedawno w pobliżu amortencji. Zapach czekolady, którą Symp lubiła od zawsze, już na zawsze będzie kojarzył się Remusowi z nią i tylko nią. Jak wszystko co dobre, ale i bolesne jednocześnie - myślał, czując jej kruche ciało pod stanowczym uściskiem dłoń. Nie miał zamiaru wypuszczać jej ramion przez najbliższe sto lat, a przynajmniej ulegał teraz temu złudnemu marzeniu. Poddał się iluzji, którą sam stworzył i w którą najwyraźniej zaczął sam wierzyć, bo pierwszy raz od długiego czasu poczuł, że jest tak jak zawsze miało być. Trudna do opisania harmonia, ład, pozorny spokój na kompletnie zaćmiły jego świadomość, pozostawiając po natłoku myśli tępą ciszę w głowie. I jakkolwiek głupio to brzmi, teraz czuł się po prostu dobrze. Nie słuchając dłużej racjonalności, poddał się uczuciom, które mogły go teraz zwieść o wiele za daleko. Poczuł, jak Symplicja ścisnęła mocniej jego koszulę, jak przyciągnęła go w swoją stronę. W odpowiedzi na ten gestu, przysunął ją nieznacznie do siebie, nadając tym samym dosyć wyraźnie, że nie chce jej odtrącić. Wbrew temu, co mogła pomyśleć - nie miał zamiaru się poddawać i tracić ją po raz drugi z powodu własnej głupoty. Czuł to wyraźnie, całym sobą i pewnie dlatego spróbowałby jakoś zwerbalizować ten stan, gdyby nie uczucie, że dziewczyna traci czucie w nogach. I istotnie - tak było, Symp zdawała się teraz nie kryć, a tonąć w jego ramionach a on poważnie zmartwiony jej stanem ujął ją pod łokcie, stanowczym ruchem zapobiegł ewentualnemu upadkowi. Nieważne, jak było dotąd - od teraz w jego towarzystwie miała być bezpieczna, nieważne jak skończy się ich dzisiejsze spotkanie. Od dzisiaj będzie ją chronił. - Hej… hej - szepnął, nie ukrywając dłużej troski, czując jak dziewczyna ufnie tuli głowę w jego pierś - Trzymaj się. Ja… nie chcę iść, nie chcę nigdzie iść. Zostanę z Tobą - odpowiedział zgodnie z prawdą, z prawdą którą usilnie tak długo wypierał. Bezskutecznie, czego stanowił żywy przykład i raz jeszcze, mimo wszelkim przyrzeczeniom pozwolił, by egoizm tryumfował. Lecz nie do końca, przemknęło mu przez myśl. Jeśli Symp rzeczywiście będzie chciała… go znać, być z nim, trwać przy nim to chyba zasługuje na prawdę. Całą prawdę. Ale czy da sobie z nią radę, czy będzie potrafiła żyć ze świadomością, że zna potwora? Kogoś, kto co pełnie jest w stanie zabić każdą niewinną istotę w pobliżu, zabić ją z zimną krwią a potem nawet tego nie pamiętać. Rozszarpać na strzępy nawet ją, nawet ją jeśli przypadkiem znalazła by się w nieodpowiednim miejscu, w nieodpowiednim czasie. W nieodpowiednim towarzystwie, w jego towarzystwie. Co on właściwie robi, przecież to nie ma sensu, nic z tego nie ma sensu - dlaczego to się dzieje? Dlaczego stoją tu, w półmroku tuląc się do siebie, lekceważąc wszystkie znaki na niebie i ziemi wskazujące na to, że nie powinni być razem. Remus przymknął oczy, westchnął przeciągle, odczekał stosowną chwilę pozwalając aby myśli ułożyły się w jakiekolwiek składne zdanie. - Przepraszam za to, że Cię okłamałem - mruknął, przeczuwając katastrofalne skutki swoich słów. Z których będzie musiał się tłumaczyć, ale nawet on miał już dość brzemienia tych wszystkich kłamstw. Powie jej, kiedy przyjdzie stosowna chwila, wyzna jej tę tajemnicę ale nie teraz, nie dzisiaj. Nie kiedy słania się w jego ramionach, niemalże bezsilna bez niego. Co by zrobiła gdyby dowiedziała się, że kryje twarz w pierś wilkołaka? |
| | | Pani Norris
| Temat: Re: Korytarz z obrazem R. Kegga Nie 17 Maj 2015, 16:13 | |
| Kroczyła dumnie przez piętra siejąc strach i zamęt swoją lśniącą, budzącą przerażenie sylwetką. Rude jest piękne, rude jest wredne, rudego trzeba się bać i zwiewać gdzie pieprz rośnie, bo wiadomo, że rude sprowadza kłopoty. Napuszona jak nigdy na zgrabnych łapkach przemierzała korytarze w poszukiwaniu... myszy. Zdążyła dopiero co wyczyścić swoje futerko z łajnobomby, którą oberwała dwa dni temu. Podczas kąpieli musiała podrapać ręce swego ukochanego pana. Pani Norris nie cierpiała kąpieli. Woda była... mokra, a to istniało jako rzecz zakazana w kocim dekalogu. Zamiast myszy znalazła ludzi, uczniów zbyt ciasno do siebie przyciśniętych. Obnażyła kły i zmaterializowała się przy ich nogach. Usiadła wyprostowana na wypolerowanej podłodze i miauknęła ostrzegawczo, obnażając lśniące ostre kiełki. Czerwonymi ślepiami wpatrywała się w Symplicję i Remusa i nic więcej. Tylko patrzyła, ale za to jak wymownie! Powinni ugiąć się pod jej władzą i majestatem, jeśli nie chcieli sprowadzić na siebie kłopotów. Pani Norris miała wrodzony radar, który wabił Filcha z drugiego końca świata, jeśli tylko złowiła jakichś nicponi, których mógłby pognębić. Miauknęła drugi raz, obnażając pazurki i rysując nimi po podłodze. Pani Norris oznaczała kłopoty, poważne kłopoty. |
| | | Remus Lupin
| Temat: Re: Korytarz z obrazem R. Kegga Wto 09 Cze 2015, 00:19 | |
| Symp nie odpowiadała. Powodów mogło być nieskończenie wiele, co Remus w głębi swojej jaźni doskonale rozumiał, lecz jednak - bolało. Cisza, która obija się o uszy bardziej niż najgłośniejszy krzyk jest tą najstraszniejszą. A ta właśnie taką była. Tego się nie spodziewał. Nie po to otwierał się przed nią, by teraz tak łatwo go odpychała. Nie po to postanowił zdradzić jej kiedyś swój sekret, by teraz nagle okazało się, że tego kiedyś już nie będzie. Jedno spojrzenie w jej smutne oczy zdradziło Remusowi całą prawdę. Nie wybaczyła mu i pewnie tego nie zrobi. Rozumiał. Starał się rozumieć, starał się z całych sił i choć to tak cholernie bolało widoczne tak musiało być. Mocny uścisk nie zelżał, w miarę jak rozpaczliwa myśl dostała się do świadomości, bo jak obiecał tak zrobi. Będzie ją chronił, będzie ją kochał mimo wszystko. Po cichu, w tajemnicy, bezgłośnie i choć może nie bezboleśnie - tym razem raczej obędzie się bez ofiar. To chyba koniec tej historii. Kątem oka spostrzegł materializującą się przy nich kotkę, już parę chwil temu. Jednak nie chciał wypuścić dziewczyny z ramion, nie zważał na upływający czas. Dlatego dopiero po paru minutach mruknął coś pod nosem, zapewne złorzecząc na zapchloną Norriskę i nie oglądając się za siebie, ujął ją pod łokcie. Nie dodając ani słowa więcej odprowadził Symplicję do dormitorium Krukonów. Tej nocy nie przespał ani minuty, nie był nawet w stanie zmrużyć oka. I choć każdy doświadczony człowiek powiedziałby, że coś się kończy coś się zaczyna. On nie mógł. Nie mógł uwierzyć. Tyle że życie, tak zaskakujące, tak przewrotne nikogo nigdy nie pyta o zdanie.
/zt. Nie blokuję, a Symp chyba nie odpisze... |
| | | Sponsored content
| Temat: Re: Korytarz z obrazem R. Kegga | |
| |
| | | | Korytarz z obrazem R. Kegga | |
|
Similar topics | |
|
| Pozwolenia na tym forum: | Nie możesz odpowiadać w tematach
| |
| |
| |