|
| Korytarz z obrazem R. Kegga | |
| |
Autor | Wiadomość |
---|
Gość
| Temat: Re: Korytarz z obrazem R. Kegga Wto 30 Gru 2014, 20:41 | |
| Keegan był dzisiaj w bardzo dobrym humorze. Z wielką radością zwracał uwagę uczniom, którzy rzekomo się źle zachowywali i tym, którzy mu często na lekcjach podpadali. Wiedział, że mogli się po prostu z Wróżbiarstwa wypisać, ale wtedy miałby jednego głąba mniej. Uśmiech nie schodził z jego twarzy kiedy tak wędrował sobie po korytarzu. Wydawałoby się, że takie chodzenie jest bardzo nudne i nikt nie chciałby stać na tym miejscu, jednak on traktował to inaczej. Widział w tym kilka pozytywów. Kiedy nikt nie patrzył mógł porozmawiać sobie sam z sobą. Tak. Czasami miał takie odchyły i nikt nie mógł się o tym dowiedzieć. Wyszłoby na jaw, że jest jakimś zwariowanym człowiekiem, który nie powinien przebywać w środowisku uczniów. Jeszcze zwolniliby go z stanowiska nauczyciela Wróżbiarstwa i wyrzuciliby z szkoły. Niemiałby pieniędzy na życie, zostałby najmniej sławnym człowiekiem świata, a co najgorsze… Mógłby zostać przestępcą, który trafiłby do najbardziej znanej gazety, Proroka Codziennego. Wyciągnął swój grzebień i rozszczekał swoje włosy. Na korytarzu było dość brudno – uczniowie bardzo szybko robią syf, które Keegan tak bardzo nienawidził. Jeśli coś w jego gabinecie było nie na miejscu dostawał napadu szału i nie mógł się uspokoić przez pewien czas. Po prostu trzeba było uważać kiedy był w pobliżu. - Jesteś bardzo fajny – rzekł sam do siebie kiedy zauważył, że wszyscy uczniowie byli zajęci. – Naprawdę. Ten list do tego pomocnika w Skrzydle Szpitalnym był genialny. Po prostu ekstra. Nie mogłeś niczego lepiej wymyślić. Co z tego, że byłeś wtedy po ognistej, przecież i tak byłeś genialny – rzucił ponownie. Był bardzo nieostrożny i kolejną złą cechą było mówienie to co mu ślina na język przyniesie. Poprawił swoje okulary i wyciągnął opasły tom o Eliksirach. Zaczął czytać temat o najgroźniejszych miksturach świata. Zapewne dostałby szału, gdyby ktoś niechciany mu wtedy przeszkodził. Miał na myśli tych uczniów, których nie lubił.
|
| | | Chantal Lacroix
| Temat: Re: Korytarz z obrazem R. Kegga Wto 30 Gru 2014, 21:51 | |
| Raczej Chantal nie zapuszczała się dalej jak lochy czy parter, gdzie znajdowała się Wielka Sala. Nie znaczyło to jednak, że nie było jej widać na szkolnych korytarzach. Miała swoje dyżury, które sumiennie wypełniała, łapiąc krnąbrnych uczniów na nocnych eskapadach... czasem zaglądała do gabinetu Diarmuida, kiedy jej własny tchnął chłodem i poczuła nagłą tęsknotę... albo do gabinetu Odinevy na babskie ploteczki... gdy tylko udało jej się odciągnąć od nawału pracy. Codziennie robiła mnóstwo eliksirów i mikstur, poprawiała wypracowania i praktyczne zadania uczniów, dodatkowo pomagała pani Pomfrey, jeśli brakło jakiś leków. Zawsze coś. A najgorsze, że wczoraj w zamieszaniu, jakie wywołał Mroczny Znak odnalazła otrutego Roginskiego w fotelu. Nie wróżyło to dobrze. Wzięła na siebie rozwiązanie zagadki składu trucizny i odnalezienia antidotum. Pracowała nad tym całe popołudnie i noc. Niedawno się rozbudziła i korzystała z wolnego dnia w ciągu tygodnia od zajęć lekcyjnych. Wsunęła na swoje ciało czerwoną szatę, rozczesała włosy, które dzięki metamorfomagii błyszczały bordowo w jasnym świetle, ale nadal pozostawały czarne w cieniu. Postanowiła przejść się do skrzydła szpitalnego. Kiwała głową na powitanie co niektórym uczniom. Będąc na drugim piętrze zauważyła postać kogoś, kto nie był uczniem... Przekrzywiła głowę z zaciekawieniem odczytując tytuł. Stanęłą niedaleko nauczyciela wróżbiarstwa, którego rozpoznała, gdy tylko się przybliżyła. - Jeśli szukasz dobrej książki o eliksirach, to zapraszam do mnie po antyczna starodruki. -odezwałą się zamiast powitania. Uniosła kąciki ust ku górze w lekko ironicznym uśmieszku. Skrzyżowała ręce pod biustem, jeszcze bardziej go eksponując. |
| | | Gość
| Temat: Re: Korytarz z obrazem R. Kegga Sro 31 Gru 2014, 13:57 | |
| Usłyszał głos i już miał nakrzyczeć na ucznia przeszkadzającego mu w czytaniu, gdy zobaczył Chantal Lacroix – nauczycielkę eliksirów. Księga wypadła mu z rąk kiedy zobaczył jej twarz, włosy i… te krągłości. Zaśmiał się i poprawił sobie okulary, które lekko mu się przechyliły kiedy to ona go zaczepiła. - Z tobą mógłbym pójść nawet na koniec świata – powiedział zanim zdążył ugryźć się język. Tak. To było jego wielką wadą i w tamtej chwili mu to nie pomogło. Bał się, że Lacroix uzna go za jakiegoś frajera, który rzuca tępymi tekstami. W duchu powiedział sobie, że tak Inie jest i szybko się wyprostował. Odchrząknął i powiedział szybko. – Mogłaby mi pani jakieś pokazać. Uważam, że lekcja, której pani naucza jest bardzo ciekawa… - na jego twarzy zagościł uśmiech kiedy tak patrzył się w jej oczy. Wszyscy wiedzieli, że nauczycielka stojąca przed nim posiadała tak jakby specjalną zdolność. Metamorfomagia pozwalała zmieniać swój wygląd – kolor włosów, oczu, nosa. Wiele osób chciałoby takową posiadać, jednak jest to dość rzadkie. On sam nie znał zbyt wielu czarodziejów potrafiących zmieniać swój wygląd bez większych starań. Oczywiście – istniały eliksiry wieloskokowe, ale warzyło je się bardzo długo i potrzeba było bardzo dobrego eliksirowara. ~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~ z-t? Czy jeszcze tutaj piszemy? Jeśli z-t to pewnie gabinet.
|
| | | Samuel Silver
| Temat: Re: Korytarz z obrazem R. Kegga Sob 07 Mar 2015, 22:11 | |
| Sam miał mętlik w głowie. Nie wiedział tak naprawdę co się kilka dni temu wydarzyło i jakie szkody poniósł przez jego wybuch złości. Nigdy tak się nie zachowywał, jednak od tamtej pory, kiedy najpierw zranił Isabelle a później pobił Bena… czuł się niesamowicie samotny i zagubiony. Jakby odebrano mu dwie pary rąk, a serce biło niesamowicie ciężko, pompując krew jakby chciało, a nie mogło. Starał się jednak zachowywać pozory normalności, jakkolwiek mógłby swoje zachowanie określać. Uśmiechał się, był wciąż tym szalonym prefektem naczelnym, biegającym po szkole bez butów. Robiło się zimno, a on wciąż musiał bawić się w tę dziwną, szaloną grę, której już sam do końca nie pojmował. Nie miała ona sensu, skoro robił to tylko i wyłącznie dla jednej osoby, chcąc aby była bezpieczna. Co jednak zyskał? Całkowitą utratę kontaktu z nią. Jak idiota zdecydował się na napisanie sowy, posłanie jej głupiego pluszaka z idiotycznym liścikiem. Gdzie był Ben, kiedy go potrzebował? Ach, no tak… nie odzywali się do siebie. Tym bardziej nie wiedział jak zareagować, kiedy profesor Machiavelli, opiekun Domu Kruka poprosił go, aby dostarczył list do konkretnej osoby. Dziwne, że poprosił o to właśnie jego, jednak kiedy tylko spojrzał na adresata, poczuł, jakby dostał czymś twardym w głowę. Zawsze uważał, że ten człowiek był dziwny, ale nie wiedział, że aż tak. Zdawał się, jakby wiedział o wszystkim, a to zupełnie mu się nie podobało. Jakby potrafił czytać w myślach… albo coś znacznie gorszego. Nie zamierzał jednak dyskutować z nauczycielem. W końcu był prefektem naczelnym i do jego obowiązków należało między innymi wyręczać w pewnych sprawach grono pedagogiczne. Szkoda tylko, że tym razem, zamiast robić coś naprawdę pożytecznego… bawił się w sowę. Schodził po schodach rozglądając się po wszystkich korytarzach, mając nadzieję, że właśnie gdzieś tam tam zastanie adresatkę. Drugie piętro, na które zaprowadziły go krnąbrne schody okazało się strzaem w dziesiątkę. Poczuł nagłą suchość w gardle i dreszcz, który przeszedł wzdłuż kręgosłupa, kiedy dostrzegł tę burzę brązowych loków należących do osoby, spędzającej mu sen z powiek. Nerwowo poluzował krawat, czując jak robi mu się niesamowicie gorąco. Kiedyś to było o wiele łatwiejsze, a teraz… zachowywał się, jakby co najmniej widział ją pierwszy raz. Przyjaźnili się, więc skąd te nerwy? Może dlatego, że zupełnie nie wiedział, jak zareagować. - E… Cześć Izzy – odezwał się, po czym uśmiechnął się szeroko, czekając, aż ta się w jego stronę obejrzy. Podszedł bliżej, starając się zachować pozory normalności, chociaż ona mogła dostrzec w jego oczach coś dziwnego, innego. Jednak uśmiechał się, wyszczerzając szeroko zęby. Wyciągnął rękę w jej kierunku, odgarniając przy tym delikatnie jej kosmyk włosów. Zapatrzył się tak, że zapomniał zupełnie o tym, po co tak właściwie jej szukał. - Ładnie wyglądasz – powiedział w końcu, po czym odsunął się na tyle, aby utrzymać między nimi dystans. Musiał się zreflektować. Byli na służbie i ona wciąż mu chyba nie wybaczyła. Czy kiedykolwiek mu wybaczy? Znów poczuł tę dziwną, bolesną gulę w gardle, na samą myśl o tym, że za chwilę znów pójdą w swoje strony i nie będzie jej widział przez kolejne kilka dni. Czasami rozglądał się za nią w porach obiadowych, czy podczas kolacji, jednak cóż innego mógł robić oprócz patrzenia? Nic, w tym był ten problem. Westchnął cicho i wyciągnął kopertę, była nieco pogięta. - Robię za sowę. Profesor Machiavelli kazał Ci to doręczyć do rąk własnych – powiedział, spoglądając na nią niemalże bez przerwy. Jego zielone oczy błyszczały nieznanym wcześniej blaskiem. Bliskość i jej zapach był dla niego oszałamiający, przytępiał zmysły, jednak nie mógł się temu poddać. Była przyjaciółką, która najprawdopodobniej go nienawidziła. Treść listu brzmiała następująco: - Cytat :
Panienko Cromwell, Postanowiłem napisać do Ciebie osobiście i zaprosić na mały spacer po błoniach po południu, w piątek. Zaraz po obiedzie. Mam parę rzeczy do powiedzenia i co najważniejsze, muszę porozmawiać z Tobą na ważne tematy. Mam nadzieję, że trochę prywatna sesja pani nie odstrasza? Trzymam ręce zawsze przy sobie. Liczę na przybycie.
Pozdrawiam, Prof. Sebastian Machiavelli |
| | | Isabelle Cromwell
| Temat: Re: Korytarz z obrazem R. Kegga Sob 07 Mar 2015, 22:39 | |
| Dzień – jak ostatnio każdy inny – był wyjątkowo szary. Isabelle zamykała się coraz bardziej w sobie, nie chcąc skonfrontować sytuacji z nikim, nawet z osobami, które byłaby w stanie nazwać przyjaciółmi. Tchórzostwo, strach czy wygoda – jakie to miało znaczenie? Starała się zachowywać jak zwykle. Uczyła się, uśmiechała, rozmawiała z kim trzeba. Koleżanki z dormitorium nie wchodziły jej w drogę, choć ostatnio ciężko byłoby to zrobić, gdy dziewczyna dosyć późno wracała, zasłaniając się wieloma obowiązkami. Udawało jej się również wychodzić nim dziewczyny się obudziły, co nie było ciężkie, skoro nawet sen był kapryśny. Na szczęście była wytrzymała, więc oprócz dobrze skrywanego zmęczenia, nie było po niej widać innych skutków ubocznych. Nie słyszała za sobą kroków, toteż gwałtownie przystanęła na dźwięk głosu, który spędzał jej sen z powiek. Zastanawiała się, czy w ogóle powinna się odwrócić, czy po prostu pójść dalej. Po dłuższej chwili zdecydowała jednak, że opcja druga całkowicie odpadała. Odetchnęła, powoli stając twarzą w twarz z Samuelem. – Cześć – odpowiedziała na powitanie, uśmiechając się delikatnie. Chłopak podszedł bliżej, wyciągając w jej stronę dłoń, by odgarnąć niesforne kosmyki z twarzy. Wszystko zdawało się takie… normalne. Jakby nic się nie wydarzyło. Mogła jednak wyczytać z jego oczu, że była to tylko gra pozorów. - Dziękuję, ale chyba nie przyszedłeś tu tylko po to, żeby mi to powiedzieć? – spytała, ciągnąc tę grę. Nie mogła nic innego zrobić, a to, że w ogóle ze sobą rozmawiali już było… czymś. Nie była pewna jak powinna to nazwać, skoro usilnie starała się go unikać, a on również zdawał się jej nie szukać. Oczywiście jej obawy się spełniły, gdy Sam wyciągnął w jej stronę kopertę. Odebrała ją, przy okazji delikatnie ocierając chłodnymi palcami o jego dłoń. - Wszystko w porządku? – Otworzyła kopertę, chcąc zająć czymś ręce. Przekrzywiła nieco głowę, marszcząc brwi podczas czytania. Nie rozumiała o czym profesor Machiavelli mógł też chcieć z nią porozmawiać. Może nie skupiała się zbytnio na jego zajęciach, ale czy to było powodem, by przesyłać jej wiadomość? Sowa również by mogła przekazać jej list, nie musiał powierzać tego obowiązku Samowi… Treść zdawała się tak dziwna, że gdyby nie znała przyjaciela, posądziłaby go o głupi żart. Z cichym westchnięciem zgięła kartkę papieru, chowając ją do kieszeni. Zadarła nieco głowę, by móc dokładnie przyjrzeć się Krukonowi. W końcu już tak dawno go nie widziała… - Profesor chyba ma za dużo wolnego czasu – skwitowała, robiąc krok w jego stronę. – Trochę ci się krawat przekrzywił… – wytłumaczyła swoje zachowanie, poprawiając kawałek materiału. Może troszeczkę zagięła prawdę, ale kto by się tym przejmował? Miała pretekst, by choć na chwilę się do niego zbliżyć. |
| | | Samuel Silver
| Temat: Re: Korytarz z obrazem R. Kegga Sob 07 Mar 2015, 23:42 | |
| Drgnął, spoglądając przez chwilę na jej twarz, starając się zapamiętać jak najwięcej szczegółów, jakby miał ją po raz ostatni widzieć z takiego bliska. Uśmiechnął się lekko, zaciskając nieznacznie dłonie. Jasne tęczówki Isabelle wyrażały aż za dużo. Były lekko czerwone i nawet starannie wykonany makijaż nie był w stanie ukryć tych zdradliwych cieni pod oczami, które świadczyły o tym, że jego przyjaciółka nie mogła spać. Bił się z myślami, czy o to zapytać, czy też pozostawić nieruszone. Miał wrażenie, że gdyby powiedział parę słów za dużo, mogłoby to mieć różny skutek. Wolał nie ryzykować, szczególnie, że nie wiedział, czy Cromwell też czytała „Lustro”. To plotkarskie czasopismo zaczynało działać mu na nerwy, wywołując w jego wnętrzu rozpaczliwe wołanie o pomoc. Doświadczał czegoś w rodzaju oświecenia – był durniem, który skrzywdził fizycznie i psychicznie najlepszego przyjaciela. Ten, o dziwo, zakopał topór wojenny, gdy tylko Sam napisał mu list dotyczący artykułu. Stary, dobry Ben… Miał tylko nadzieję, że nie będzie chciał się znowu bić za potraktowanie go zaklęciem. Na pewno nie należało do przyjemnych. No… i nie wiedział jak się w końcu skończyło jego spotkanie z Arią Fimmel. Miał tyle pytań! A i tak czuł się jak skończony idiota, stojący przed jedyną kobietą jego życia. Zabrakło mu języka w gębie. Nawet nie miał ochoty udawać, że wszystko było w porządku, skoro nie było. Nic nie było tak, jak powinno, a on miał niesamowity mętlik w głowie. Chciał w przyszłości naprawiać świat, leczyć choroby i pomagać ludziom. Zaraz na myśl przychodziło jednak pytanie: W jaki sposób miał to robić, skoro sam nie potrafił uporać się sam ze sobą? Nie potrafił sprawić, żeby bolało chociaż odrobinę mniej, niż powinno. Patrzenie na zmęczoną twarz Isabelle zdecydowanie mu nie pomagał. - Tak, wszystko w porządku – powiedział w końcu, posyłając jej szeroki uśmiech, który uwydatniał kości policzkowe. Jego zielone oczy błysnęły dziwnym, słabym światłem. Znowu kłamał, chociaż naprawdę chciał być z nią szczery. Nie miał jednak serca obarczać ją swoimi problemami. Cóż miał powiedzieć? Miał się przyznać, że tyle lat był w niej zakochany po uszy i grał idiotę tylko dlatego, żeby być przy niej blisko? Nie, to chyba nie był najlepszy pomysł na jaki wpadł ostatniego czasu. A ponoć należał do ludzi z wysokim ilorazem inteligencji. Gdy dziewczyna otworzyła kopertę, spoglądał w bok, nie chcąc wyjść na osobę wścibską. Fakt, interesowało go to, czego chciał od niej profesor Machiavelli, jednak nie miał zamiaru o to pytać. Jeśli chciałaby się z nim tym podzielić, to z chęcią by posłuchał, jednak sam z siebie nie chciał. Szanował prywatność swoich przyjaciół, zarówno Bena, jak i Isabelle. Schował ręce za siebie i zrobił dwa kroki do tyłu, chcąc odejść i nie zawracać jej już głowy. Coś jednak powstrzymało go od zabraniem się z tego miejsca. Stał znów jak wryty w podłogę i nie mógł się ruszyć ani odrobinę. - Profesor gustuje chyba w kobietach wszelkiej maści i wieku. Ja bym uważał. Szczególnie, że jesteś piękna i wyjątkowa – powiedział, nie mogąc powstrzymać zirytowanego tonu głosu, który wydarł się z jego gardła jak zdradziecki wąż. Przygryzł wargę i spojrzał w bok, czując jak irytacja w nim narasta. Czyli reasumując – nauczyciel chciał się z nią spotkać. Miał tylko nadzieję, że w sprawach szkolnych. Pamiętał (świętej pamięci) nauczyciela z Mugoloznawstwa, który gustował w o wiele młodszych uczennicach. Też był opiekunem domu Kruka. Nie przepadał za nim. Miał jedynie nadzieję, że profesor Machiavelli wykaże się znacznie lepszym taktem. Z zamyślenia wyrwał go nagły dotyk Isabelle. Nawet nie zauważył, kiedy dziewczyna się do niego zbliżyła i wyciągnęła w jego kierunku dłonie, aby poprawić krawat, który wcześniej poluzował. Zaparło mu dech w piersiach, na chwilę zapomniał jak się oddycha. Z trudem powstrzymał chęć złapania dziewczyny w pasie i przyciągnięcia do siebie. Odsunął się i wzruszył ramionami, znów się uśmiechając. - A krzywo leży. Gorąco mi było – powiedział nieco niedbale, machając dłonią w akcie obrony. Spoglądając w dół, na swoje buty, zastanawiał się jak można być takim idiotą i kłamcą, jakim był on sam. Zastukał podeszwą o zimną posadzkę i wzruszył ramionami, nabierając szybko powietrza, niemalże się nim zachłystując. Rozejrzał się nerwowo dookoła i nie mogąc się powstrzymać, zapytał: - Pójdziesz na to spotkanie? Oczy Sama zaczęły jarzyć jak dwie, zielone latarnie. Oczekiwał na najgorsze. |
| | | Isabelle Cromwell
| Temat: Re: Korytarz z obrazem R. Kegga Wto 10 Mar 2015, 12:47 | |
| Wiedziała, że ją okłamuje. Znała go na tyle dobrze, że potrafiła wychwycić drobne szczegóły w jego zachowaniu – nawet szeroki uśmiech nie potrafił ukryć tego, że nie był z nią szczery. Nie dała po sobie jednak niczego poznać - nie wnikała, nie dopytywała, nie próbowała nawet podjąć dalszego tematu. Przyjęła do wiadomości, że wszystko jest w porządku, uczepiając się tej myśli. Chciała dla niego jak najlepiej, a jeżeli miało to oznaczać bolesne ucięcie kontaktu to zapewne by to zrobiła. Miała wystarczająco dużo pięknych wspomnień, choć one w żadnym wypadku nie mogły zastąpić cielesnej obecności bliskich osób. Czasem jednak lepiej było się odciąć, niż cierpieć podwójnie, gdy druga osoba postanowi odejść. Bo przecież każdy w pewnym momencie odchodził, prawda? Zmarszczyła brwi na wzmiankę o profesorze. Czy Sam jej coś insynuował? Przecież nie wybierała się z nikim na tajne schadzki, a nawet nie gustowała w nauczycielach. Machiavelli był przystojny, owszem, ale bez przesady. Jedyny mężczyzna, którym była zainteresowana, stał właśnie przed nią i prawdopodobnie nigdy w życiu się o tym nie dowie – nie od niej. - Czyżbyś się martwił o moją godność? – spytała z rozbawieniem, uśmiechając się przy tym figlarnie. Być może nie powinna się tak zachowywać, ale zirytowany ton głosu chłopaka wcale jej nie zmartwił, tylko zachęcił do uczepienia się tematu. – Napisał, że trzyma ręce zawsze przy sobie – dodała, wiedząc, że przyjaciel nawet nie ma jak sprawdzić, czy mówiła prawdę. Nie wiedziała, dlaczego się tak zachowywała. Może celowo chciała go bardziej zniechęcać do swojej osoby, w jakiś pokrętny sposób sprawiając sobie tym zarówno ból, jak i satysfakcję. Chciała, by wszystko było tak jak dawniej… Cos jednak kazało jej brnąć w pogarszanie sytuacji, odpychając Silvera od siebie. Kaleczenie sobie dłoni na szkle przynosiło chwilową ulgę, ale pozostawiało bolesne rany. Zamiast spróbować otwarcie porozmawiać, oboje brnęli we własne kłamstwa, pozwalając lękom wygrać. O ile wszystko byłoby łatwiejsze, gdyby uparcie nie krążyli wokół siebie, wciąż się oddalając. Isabelle postąpiła kilka kroków do przodu, by pod pozorem poprawienia kawałka materiału chociaż przez chwilę odczuć złudne ciepło. Może myślała, że tym gestem uda się wszystko odkręcić, ale nadzieja została szybko rozwiana. Sam zamiast współpracować i pozwolić jej na chwilę komfortu, ponownie się odsunął. Nie mógł wiedzieć jak bardzo ubodło to Ślizgonkę, która natychmiast zinterpretowała jego krok – oczywiście na własną niekorzyść. Uśmiech na twarzy wyraźnie zbladł, a rysy się wyostrzyły. Musiała zacząć się chronić, żeby nie rozsypać się przed chłopakiem na drobne kawałki. Zawsze wiedziała, że tak to się kiedyś skończy... Właśnie dlatego nie pozwalała nikomu zbyt blisko do siebie podejść, chowając się za maską zawsze uśmiechniętej i miłej dziewczyny. Dopóki ktoś nie znał drugiej osoby, nie miał możliwości, by ją zranić. Sam był jej najlepszym przyjacielem. Był kimś, kto mógł z niesamowitą łatwością doprowadzić ją do szczęścia, albo zgnieść jak niepotrzebnego robaka, lecz Izzy starannie zaczynała dbać o to, by odebrać mu tę władzę. - Pójdę – powiedziała nieco oschlej niż zamierzała, robiąc kilka kroków w tył. – Dziękuję za przekazanie wiadomości, a teraz wybacz, spieszę się – dodała, nie spuszczając z niego zachmurzonego spojrzenia. Szaroniebieskie tęczówki zdawały się walczyć z tymi zielonymi, nie mając zamiaru ulec. Wiedział, że była uparta, ale czy zdawał sobie sprawę z tego, że zamierzała go całkowicie odciąć? Sam mógł pojawiać się nieustannie w jej myślach, a mimo to byłaby w stanie więcej się do niego nie odezwać. Miłość, przyjaźń – komu to było potrzebne? W lodowym królestwie kłamstw może było niesamowicie samotnie i zimno, ale za to jak bezpiecznie! Nie powiedziała nic więcej i nie czekała na odpowiedź. Odeszła, nie odwracając się ani razu za siebie.
[z/t x2] |
| | | Remus Lupin
| Temat: Re: Korytarz z obrazem R. Kegga Czw 16 Kwi 2015, 22:16 | |
| Zmęczony. Remus westchnął i potarł sennie ciężkie powieki. Był zmęczony, można rzec - wyczerpany. Nie w jego głowie huczne bale, szalone zabawy, tańce oraz gonitwy z Filchem - w tym roku miał zdać jakieś tam, podobno ważne, OWUTEMy. Dlatego jakoś tak wyszło, trochę z powodu nauki (nieprawda…) trochę z innych… powodów (Szafran) nie poszedł. Obiecał sobie, że nie i basta i pomimo jęków i narzekań na jego zacną osobę oraz nieprzejednaną postawę ze strony Huncwotów - nie dał się namówić. Z biegiem czasu okazało się, że słusznie. Nawet grzeczny, zacny Remus był w stanie nie wysłuchiwać tych wszystkich plotek, które w okamgnieniu rozprzestrzeniły się na cały zamek. I chociaż nie nadstawiał do nich ucha - jednego był pewien, bal był pomyłką. Pogromem, chaosem, kompletną katastrofą, ujmującą zacnej szkole Magii i Czarodziejstwa Hogwart - opinii miejsca nietykalnego, co było wielką ujmą. Bo jeśli nie Dumbledore, to kto ich obroni? Takie i inne myśli pierzchły po głowie Lunia, pod niesforną czupryną było od grona wszelkich obaw, niestety, co wcale nie pomagało się wyspać. To, oraz wszechobecny stres, związany z egzaminami a do tego ostatnia pełnia, pełnia niezwykle uciążliwa. Nawet jak dla niego, przeklętego od tylu długich lat, to wszystko było po prostu zbyt ciężkie. Wyczerpany, pragnął teraz jedynie snu, czego nie dane będzie mu zaznać jeszcze przez kolejną godzinę. Patrolował korytarze drugiego piętra, jak na przykładnego prefekta przystało i choć szło tu mu z wielkim trudem, sumiennie wypełniał nadane obowiązki. Bo choć łatwo mu nie było, rozumiał obawy dyrektora, kadry, Ministerstwa. I chociaż jego patrole, niezwykle skromna pomoc w porównaniu z umiejętnościami obecnych gdzieniegdzie aurorów, mogłaby wydawać się niepotrzebna - nic bardziej mylnego. Nic nie podnosi morali bardziej niż widok stróża na straży, prawda? Dlatego stawił się, punktualnie, na miejscu i rozpoczął spacer. Z początku całkiem uprzejmie przysłuchiwał się historiom opowiadanym przez pana Kegg’a, choć szczerze powiedziawszy niezbyt go to interesowało. Nie mniej jednak, przechadzając się z te i wewtę umilał sobie czas, słuchając monotonnego głosu, który z czasem umilkł. Nawet obrazy mogły już dawno iść spać, co to za świat! Chłopak ziewnął, zasłoniwszy usta ręką. Ile jeszcze, dwadzieścia minut? Mając nadzieję, że nic się nie zdarzy rozejrzał się po korytarzu pogrążonym w półmroku. Nagle coś… po prostu mu nie pasowało, podświadomie wyczuwał czyjąś obecność. Dobył różdżki i wymamrotał szybkie Lumos. Lepiej widzieć, z czym (kim?) ma się do czynienia.
// wybacz jakość, to wejściowy a ja jestem wyczerpana :D |
| | | Symplicja Szafran
| Temat: Re: Korytarz z obrazem R. Kegga Nie 26 Kwi 2015, 21:33 | |
| Od kiedy Symplicja wróciła z gór wszystko zdawało się być inne, świat się zmienił, ona też stała się bardziej wyobcowana, bardziej poza nim. Tak długo jak tam była mogła sobie wmawiać, że to wszystko było snem, że tylko to sobie wyobraziła. Teraz jednak w Hogwarcie wspomnienia uderzyły w nią ze zdwojoną siłą. Nie potrafiła normalnie funkcjonować, żyła na krawędzi egzystencji, wegetacji. Wstawała rano tylko po to by nikt się nie czepiał, że cały czas nie wychodzi z łóżka. Jadła bo inaczej podłączyli by jej jakąś kroplówkę albo wlewali w nią jakieś okropne eliksiry wzmacniające, jedzenie było mniejszym złem. Łatwiejszym do zniesienia. Odsunęła się od przyjaciół, opuściła się w nauce, całe dnie spędzała na rysowaniu albo wyglądaniu, nieobecnym wzrokiem przez okno. Nie zważając na karcące słowa kadry pedagogicznej, zmartwiona spojrzenia przyjaciół, żyła tak, jakby jej tam wcale nie było. Symplicja siedzi na podłodze. Blady policzek przytula do zimnej ściany. To jedyny jej kontakt z rzeczywistością. Tylko ten chłód przypomina jej, że jeszcze jest na tym świecie, że czuje, żyje i musi żyć. Tylko po co? Tego nie wie i chyba się nigdy tego nie dowie. W ciągu ostatnich kilku miesięcy jeszcze bardziej zaczęła przypominać Marę, którą ją okrzyknięto. Zbladła, schudła, ze stresu w jakim żyła od dnia powrotu do szkoły, powypadało jej trochę włosów. Po tamtej zwariowanej, nieobecnej, wiecznie zabieganej Polce pozostało tylko gorzkie wspomnie. Nawet oczy w kolorze nieba przestały się iskrzyć, zgubiły dawny blask. Słyszała czyjeś kroki i co z tego. Najwyżej dostanie szlaban, kolejny, jeszcze jeden do kolekcji. Od tego cholernego września nie może usiedzieć w pokoju, w ławce na lekcji, niby śpi, ciągle ale zasnąć może dopiero na skraju kompletnego wyczerpania, dlatego codziennie wieczorem wybiera się na spacery po szkole. Długie, włóczenie się po ciemnych korytarzach, spadania ze schodów tak teraz wygląda jej życie, na przemian ze szlabanami za swoje karygodne zachowanie, nic ciekawego. Teraz zmęczona siedzi pod ścianą, tak przynajmniej jej się wydaje, a ktoś idzie w jej stronę. A niech sobie idzie, jak dobrze pójdzie to może nawet jej nie zauważy. Cóż za naiwna nadzieja. Oj Symp, Symp bierz nogi za pas do póki możesz. Oj czyżby było za późno. Nagle na końcu korytarza pojawia się światło czyjejś różdżki. Mimowolnie dziewczyna mruży oczu, zbyt jasno. Nie podoba jej się to. Niepewnie zasłania lekko oczy i spogląda w stronę nieproszonego gościa. Dopiero po krótkiej chwili dochodzi do niej kto się jej przygląda. Z trudem udaje jej się powstrzymać przed kpiącym śmiechem, a może to płacz, histeria. SS nie jest pewna, wie tylko, że nie podoba się jej to z żadnej strony i najchętniej zniknęłaby stąd jak najszybciej.
|
| | | Remus Lupin
| Temat: Re: Korytarz z obrazem R. Kegga Nie 26 Kwi 2015, 22:50 | |
| Zamarł, widząc ducha. Zamarł, bo wyraźnie widział ducha. To musiałby być jakieś cholerne omamy, kpiny, wizje słane przez lupinową, chorą podświadomość. Poczucie winy, wyrzuty sumienia, pogarda i wściekłość na samego siebie i na swoją, cholerną osobę doprowadziły go koniec końców do szaleństwa. To nie mogła być Symplicja, to po prostu nie mogła być ona - czy była tu cały czas? To jakiś żart, cholerna fatamorgana, psikus, sen. Omamy. Jawa, zmieszana na wpół ze snem. Zamarł na dłuższą chwilę a dłoń dzierżąca różdżkę zaczęła mimowolnie drgać. Podobnie jak jego usta, choć nie zdawał sobie z tego sprawy jak i nie zdawał sobie sprawy z tego, jak długo wstrzymywał powietrze. Nie zwracał na to jednak uwagi, bo zbyt zajęty był lustrowaniem każdego cala jej wychudzonego ciała. Nie przypomniała dziewczyny, którą poznał i którą siłą rzeczy, pokochał o ile można tak nazwać destrukcyjne dla ich obojga uczucie. Symplicja była tu, skulona w kącie, przytulona do ściany. O wiele drobniejsza, niż sobie zapamiętał - przypomniała malutką porcelanową lalkę. Była również o wiele bladsza. W oczach nie dało się już zaważyć iskier wesołości, usta nie wyginały się w pełen wdzięku uśmiech. Choć Remusowi zdawało się przez chwilę, że drgnęły. Tak, na pewno drgnęły. On też drgnął, dopiero po minucie czy dwóch, przeszyty tak nagle… lodowatym dreszczem. Bo czuł gdzieś tam, gdzieś głęboko na dnie tak zwanego serca, o ile w ogóle je posiadał, jak jest podły. Jakim jest potworem, jakim okazał się potworem a przecież nie mówimy tu wcale o klątwie likantropii. Tylko o jego podłym, kurewsko podłym zachowaniu. Tchórzostwie, braku odpowiedzialności. Ona tu do cholery siedziała, skulona i patrzyła na niego. A on, nie dość, że zachował się w stosunku do niej jak ostatni skurwiel nie potrafił wydukać nawet jednego, cholernego słowa. Po prostu nic nie przychodziło mu do głowy, a przecież był pieprzonym przykładnym uczniakiem i pieprzonym-odpowiedzialnym prefektem. Dla niektórych wzorem, więc i pewnie słownik miał bogaty. Nie na takie okoliczności, jak się okazuje. Czuł jak tłumione dotąd wspomnienia powracają z zdwojoną siłą, jak uczucia przejmują kontrolę nad rozumem. Dopiero teraz, gdy patrzył w jej smutne oczy uświadomił sobie co właściwie zrobił. - Symplicja - wydukał dopiero do dłuższej chwili, w pełni świadomy tego, jak głupio musiało to brzmieć. Wszystko, co powiedziałby w tej chwili brzmiałoby tak samo głupio, żałośnie i nieodpowiedniego bo ona był dla niej zbyt głupi, żałosny i nieodpowiedny o czym wiedział przecież niemalże od razu. Więc mógł jej oszczędzić tego całego cierpienia od razu, jej oraz sobie przy okazji. Bo nie da się ukryć, że cholernie było mu jej brak. Pokonał w sobie przemożną chęć skrycia jej w swoich ramionach, oddaniu się tak dobrze znanemu im obojgu gestowi. A jednak, co było kiedyś już nie wróci. Symp już nie była jego, a on nie był jej. Koniec z karmieniem się złudną iluzją, która choć była niezwykle piękna - nigdy nie miała racji bytu. Stał więc tam - stał i czuł jak ręka trzymająca różdżkę opadła bezwładnie do pozycji naturalnej. Czekał na reakcję zmaterializowanej przed nim zjawy, zjawy mającej (najpewniej) za kilka chwil zwerbalizować wszystko to, co chciałby puścić w niepamięć. |
| | | Symplicja Szafran
| Temat: Re: Korytarz z obrazem R. Kegga Nie 26 Kwi 2015, 23:16 | |
| Oczy tej małej jak dwa błękit Myśli tej małej białe zeszyty A on był dla niej jak młody Bóg, Żeby on jeszcze kochać mógł A może to jest sen. Trzeci miesiąc udawało się jej go unikać. Nie to na pewno jest sen. Nie po to chowała się po korytarzach, jadała śniadanie skoro świt, a na zajęciach ukrywała się w najciemniejszych kątach by teraz od tak dać się znaleźć. Pokazać mu coś się z nią stało, jakim cieniem człowieka się stała. Ale jak ma żyć, skoro świat odebrał jej tlen, skoro jej słońce na zawsze zgasło, zaszło burzowymi chmurami, zapanowała wieczna, nieprzerwana noc, bez żadnej gwiazdy, bez nadziei na lepsze jutro. Odsunęła policzek od ściany, dopiero teraz budząc się z odrętwienia w jakie zapadła, zaczynała czuć jak bardzo było jej zimno. Mimowolnie potarła ręce o siebie. Nie poczuła jednak żadnego ciepła. Ciepło zniknęło z twojego życia. Już go nie znajdziesz, moja Maleńka. Powoli, niczym składająca się do kupy, sterta kości podniosła się do pionu. Spojrzała na niego. Przyglądała mu się, jego oczom, które tak kochała, ale które już nie mogła darzyć tym, ani żadnym innym uczuciem. Powinna zapomnieć, o nim, o tych wszystkich pięknych chwilach, ale nie mogła. Dlaczego? Może dlatego, że nie rozumiała dlaczego to wszystko się skończyło. Jego argument był tak bardzo pozbawiony sensu, jakiegokolwiek logicznego powodu. Tamtego dnia miała ochotę krzyczeć, że skoro nawet przez chwilę nie czuł tego samego, to mógł nie bawić się jej uczuciami, mógł dać im zginąć, wtedy w Zakazanym Lesie, a nie tlić w niej iskierkę nadziei. - Nie. Duch.- Powiedziała, siląc się na kpiący uśmieszek, który jednak wyglądał tylko jak nieudany grymas. Stała tak naprzeciwko niego. Nie bała się szlabanu, nie bała się tego co może jej teraz powiedzieć, w zasadzie już niczego się nie bała. Nie miała już nic do stracenie, wszystko co cenne w swym, krótkim życiu już bezpowrotnie utraciła. Teraz mogła żyć bez jakichkolwiek zahamowań, bez strachu, że coś pójdzie nie tak, bo przecież gdy jesteś już na dnie, dalszy upadek już tak nie boli. To strącenie z nieba, boli najbardziej. - Ty nie brać zaszczytów wszystkich za mój wygląd. Czarek też się przyłożył.- Jej głos był nie wiele głośniejszy od szeptu. Lekko zmieniony przez chrypkę. Nie spuszczała z niego wzroku. Nawet gdyby chciała, jej ciało sprzeciwiało się temu. W końcu na nowo odnalazła swoje słońce, na nowo miała tlen w płucach na nowo mogła zacząć żyć, ale jak długo. Chwile, dwie. Tylko na czas tego spotkania, na czas tej udręki dla serca, znowu mogła żyć. Czuła jak serce kołacze jej w piersi, w ciszy panującej na korytarzu nie zdziwiłaby się gdyby Gryfon słyszał jego każde uderzenie. Każdą kolejną porcję życiodajnej cieczy, krążącej w jej ciele. |
| | | Remus Lupin
| Temat: Re: Korytarz z obrazem R. Kegga Nie 26 Kwi 2015, 23:56 | |
| Grymas ironii, mniej czy bardziej udany tak bardzo niej nie pasował. Choć z drugiej strony Remus był w pełni świadomy faktu, że ma do niego pełne i wyłączne prawo. Patrzył na zjawę Symplicji, która pomimo tego, że sama potwierdziła bycie duchem - niewątpliwie duchem być nie mogła. Chociaż była zaledwie cieniem pogodnej dziewczyny, którą znał na pewno był to najwierniejszy cień, jaki widział - te same ruchy, te same gesty, te same włosy, te same tęczówki… a jednak nieco inne, o wiele bardziej smutne. Przerażająco smutne. Obezwładniająco smutne. A on był temu wszystkiemu, do cholery winny - on, jego i duma. Jak mógłby narazić kogoś, kogo tak kocha na niebezpieczeństwo związane z… przebywaniem w towarzystwie wilkołaka? Potwora, który nie zna litości. Bestii, co mogłaby ją skrzywdzić zupełnie nieświadoma jak jest dla niego cenna. Po niebieskich tęczówkach, w których zdawał się momentalnie tonąć, bez trudu zauważył jak bardzo nim gardzi. Jak musi go nienawidzić, jak niezwykle drażnić może jego wykrzywiona w tym idiotycznym wyrazie niedowierzania twarz. Nie potrafił jednak opanować targających nim sprzecznym emocji, podobnie jak mimiki, jak gestów, jak wszystkiego. Stracił kontrolę nad całym ciałem, co przecież na ogół mu się nie zdarzało. Gruboskórna oaza spokoju, cholera jasna, stoicyzm. To go zawsze cechowało, od lat znany był z umiejętności zachowania zimnej krwi. Która w krytycznej sytuacji zawiodła go na całej linii, bo jak się okazuje - niektórych uczuć po prostu nie da się stłamsić. Bo gdy wracają ze zdwojoną siłą, człowiek traci panowanie nad sobą, swoimi zachowaniem, ruchami. Ogarnięty emocjami, przerodzonymi w swoiste namiętności, takie jak nienawiść, na przykład taka co musiała wypełniać teraz każdą komórkę ciała Symp. I bardzo dobrze zresztą, pomyślał smutno, nie czując jak podświadome jego kroki zbliżają ich do siebie. Nieznacznie, lecz jednak zawsze. - Symp, ja… - mruknął, nie spuszczając z niej oczu. Zaczarowany jej obecnością, zaaferowany tym jak dawno jej nie widział. Chciał, do cholery przeprosić. Lecz to jedno słowo wydało mu się tak żałosne i niestosowne, że je przemilczał. Zresztą - chyba zostałoby powiedziane zbyt wcześnie. Cichy szept w jego głowie podpowiadał, że najpierw musi poczuć choć trochę goryczy, którą zmuszona była przeżyć dziewczyna. Gdyby tylko, do cholery… gdyby tylko był pewny, że go nie zostawi, nie opuści, nie zdradzi sekretu, że… zrozumie. Może wtedy powiedziałby jej, ale jak na razie. Tak dobrze znany strach sprawił, że słowa ugrzęzły w krtani. Zamiast tego, zdołał wykrztusić krótkie. - Co z Czar… co z nim? - spytał zaniepokojony. Choć nie uważał wspomnienia jego osoby za kluczowy moment w rozmowie, nie mógł odeprzeć się wrażeniu, że stało się coś niezwykle złego. A jeśli tak było i w tym momencie Symp tylko i wyłącznie z jego winy była w tym momencie sama… no cóż. Remus poczuł się jeszcze gorzej, jeśli jest to w ogóle możliwe. |
| | | Symplicja Szafran
| Temat: Re: Korytarz z obrazem R. Kegga Pon 27 Kwi 2015, 00:54 | |
| Smutek do Pani nie pasuje. Radość, szaleństwo, lekkomyślność, wolność, szał twórczy, chaos, tak, z tym wszystkim Pani do twarzy, dlaczego więc mimo tego wybrałaś rozpacz, udrękę, nieprzespane noce pełne łez, żalu, rozpaczy. Czemu krzyczysz zamiast się śmiać, umierasz zamiast żyć, nikniesz zamiast rozkwitać. Czemu szukasz cierpienia po korytarzach, zachowujesz się irracjonalnie, codziennie odnowa rozdrapując stare rany. Przypominasz sobie jego dotyk, delikatne pocałunki, pożądliwe spojrzenia na twoim ciele, słowa, te piękne słowa. Pamiętasz to wszystko każdy dzień, przypadkowe skrzyżowania wzroku, delikatne muśnięcie dłoni, a nie możesz sobie przypomnieć życia przedtem, tego, że też mogło być wspaniałe, piękne i dobre.
Lekko się chwieje. Nie do końca pewna co jest tego powodem czy buzujące w niej emocje, zimno, przeciąg, a może brak siły by utrzymać te kupę gratów w pionie. Robi krok po czym opiera się o ścianę. Nie ma siły stać prosto, a jej własna duma nie pozwala jej pokazać, że jest jeszcze słabsza. Symplicja nie chce pokazywać tego jak nisko upadła, tak nisko, że już nie widzi nieba, że już nie słyszy śpiewu ptaków, nie czuje zapachu rosy, ani delikatnych promieni słońca na twarzy. Jak ma jej czuć skoro jej słońce na zawsze zostało zasłonięte, ukryte przed jej spragnionymi światła oczami. Jesteś żałosna. Przestałabyś się już nad sobą użalać, robisz to od trzech miesięcy. Chyba już starczy. Jeszcze nie, jeszcze tylko chwilka, krótka, jeszcze jeden dzień, dwa, tydzień, wieczność. Zresztą komu to robi jakąkolwiek różnicę. Krukonka przygląda mu się. Bada jego twarz, szuka jakichkolwiek znaków, że cierpi chociaż w połowie tak bardzo jak ona, że są na tym samym dnie, w tych samych mrokach rozpaczy, a jednak on nie wygląda tak strasznie. Chociaż? Wpatruje się w niego z wyczekiwaniem jakby chciała go przejrzeć, dostrzec wszystkie jego sekrety. Nie dostrzega w nim podobnego cierpienia chociaż. W jego twarzy widać wojnę, wojnę emocji z rozumem. Symp nie wytrzymuje i zaczyna wpatrywać prosto w jego oczy. Znowu w nich tonie, zanurza się we wspomnieniach, jakże przyjemnych delikatnych. Z tego odrętwienia wyrywa ją jego głos. -Remusie.- Wymawia jego imię powoli, dokładnie wypowiadając każdą literę. Żałuje, że jest takie krótkie, chwila, w której je mówi mogłaby trwać wiecznie. Brzmienie tego słowa mogłoby na zawsze zawisnąć na tym korytarzu. -Siostra napisała, że on nie może się obudzić. Miał wypadek. Wjechał motorem w ciężarówkę. Cezary to mój brat.- Dodaje jakby chciała usprawiedliwić swój smutek, jakby przestraszyła się, że pomyśli, że to jakiś nowy chłopak. Jednak czy ona wygląda na kogoś kto na nowo odnalazł szczęście. Nie ona jest tą, którą świat cały czas spycha jeszcze głębiej w otchłań rozpaczy. Zapada między nimi cisza. SS cały czas przygląda mu się. Chce zapamiętać go, całego w każdym detalu, nie wie kiedy znowu będzie jej dane zobaczyć swoje słońce, kiedy znowu będzie mogła oddychać. Wzdycha ciężko, po czym otwiera na chwilę usta by potem znowu je zamknąć. Na jej twarzy maluje się niezdecydowanie, musi to powiedzieć. Musi się go zapytać, a kto wie czy to nie jej ostatnia szansa, kto jest jej wstanie obiecać, że jeszcze kiedyś znajdzie w sobie siłę by stanąć z nim twarzą w twarz. Kto wie czy jej serce jeszcze kiedyś to wytrzyma. Po mimo wrażenia ucisku, guli w przełyku i wrażenia jakby człowiek miała zaraz zwymiotować, bierze głęboki oddech, ostatni zanim zacznie mówić. -Dlaczego ty skończyć to? Nie rozumiem. To wszystko bez sensu.- Patrzy na niego z nadzieją, że w końcu przynajmniej jeden ciężar z jej pleców zostanie zdjęty. Zrozumie o co mu chodziło. Co skłoniło go do tak nagłego zerwania i tak beznadziejnej wymówki. Co zrobiła źle, co się tak naprawdę stało? |
| | | Remus Lupin
| Temat: Re: Korytarz z obrazem R. Kegga Pon 27 Kwi 2015, 16:47 | |
| Zdusił w sobie kolejne, zupełnie irracjonalne oraz w gruncie egoistyczne potrzeby, każdą po kolei z tych, które nagle odczuł. Zdusił ją w sobie jedną po drugiej - potrzebę ujęcia jej, zapewne chłodnej, dłoni. Okrycia zamaszystych ruchem szafranowych szczupłych ramion. Wtulenia się choć jeszcze jeden raz w ciemną czuprynę, chciał dotknąć jej twarzy i ucałować zmęczone powieki. Czy to było motywowane zwyczajnie troską o stan jej zdrowia, osoby tak dla niego ważnej czy poczuciem winy i chęcią wynagrodzenia wszelkich cierpień, do których siłą rzeczy zmusił Symplicję czy też niewygasłym do dzisiaj uczuciem - ciężko stwierdzić. Co będzie mu swoją drogą, spędzać sen z powiek przez najbliższe miesiące. Zamiast tego, zasznurował bezwiednie usta, lekko zmrużył oczy. Nie potrafił patrzeć na nią w takim stanie, bo zbyt boleśnie świadomym był faktu, że jego własne tchórzostwo do tego doprowadziło. Oraz brak odpowiedzialności, gwoli ścisłości. Od samego początku, od ich pierwszego spotkania wiedział, że powinien trzymać ją dystans. Niezobowiązująca, krótka lekcja i tyle - nic więcej nie trzeba było i gdyby tylko miał wtedy w sobie dość siły, by powstrzymać się od spełniania egoistycznych pobudek - pewnie dzisiaj byłaby szczęśliwa. Z kimś innym, z kimś normalnym. A teraz, dzisiaj? Miała zaledwie siedemnaście lat i właśnie wtedy, gdy powinna być najszczęśliwsza, gdy powinna cieszyć się życiem - podpierała ciało o ścianę, bo nawet nie była w stanie normalnie ustać. Widząc ją w takim stanie, prawdopodobnie powinien zabrać ją do Skrzydła czego oczywiście nie zrobi. Nie chciał jej nawet dotykać, to znaczy chciał, ale zbyt kusiłby los a zresztą. Był pewny, że dziewczyna nie pozwoliła by na żaden dotyk. - Ja, nie wiem co powiedzieć. Przykro mi - odpowiedział dopiero do chwili, spuszczając mimowolnie głowę. Nie potrafił już dłużej znieść jej spojrzenia, nie był w stanie choć z drugiej strony bardzo by chciał. Choć nieustannie wzmagało skrywane poczucie winy, choć dręczyć go będzie jeszcze przez wiele nocy, choć czuł jak strasznie dobija go prostota smutku, który z nich emanował. Smutku, nostalgii, melancholii - zapewne przywołanych przez niedawne wspomnienia - całej tej gamy uczuć oraz czegoś więcej. Czegoś o wiele bardziej zdradliwego, przykrego oraz złudnego - nadziei. A przed nim przecież nie było żadnej nadziei, był przeklęty. Słysząc ciche westchnienia, zacisnął powieki. Chciał choć trochę uspokoić szybkie bicie serca, płytki oddech oraz rozpierzchłe myśli. Nie mógł sobie już dłużej pozwalać na nieprzemyślane kroki, gesty, ruchy. Nie takie, które mogłyby skrzywdzić ją jeszcze bardziej. Jako prefekt, powinien odprowadzić ją do dormitorium, a także poprosić jakiegoś skrzata o coś ciepłego do picia i jedzenia. Symplicja potrzebowała mleka z miodem, a nie przeklętego adoratora. I pewnie wdrożył by okrutny plan w życie, gdyby nie przerwała ciszy jako pierwsza. Zadając pytanie, którego tak bardzo chciał uniknąć, za wszelką cenę. - To.. nie twoja wina, a moja - odpowiedział dopiero po dłuższej chwili, podnosząc lekko głowę. Było mu cholernie wstyd, ale chyba czas wziąć odpowiedzialność, za to co zrobił? A poza byciem pieprzonym wilkołakiem, co nie było do końca jego winą, zrobił wiele złego kruchej dziewczynie stojącej tuż przed nim. Okłamywał ją cały czas podczas trwania ich relacji, nieustannie karmił złudzeniami oraz iluzją. Dlatego teraz należy się jej choć ziarno prawdy - Nie mogę ci powiedzieć, dlaczego. Ale ze mną mogłaby ci się stać… krzywda. Większa niż dotychczas, co wbrew pozorom jest możliwe - dodał w myślach. Zaryzykował spojrzeniem prosto w niebieskie tęczówki, śląc jej niewerbalnie tą krótką wiadomość. Nie jestem dla ciebie. |
| | | Symplicja Szafran
| Temat: Re: Korytarz z obrazem R. Kegga Pon 27 Kwi 2015, 17:46 | |
| Zaśmiała się cicho, ironicznie po czym powoli osunęła się z powrotem na ziemię.Na co ona liczyła, że jak powie te kilka słów, będzie wyglądać jak kupka nieszczęścia to coś się zmieni, to on nagle dostanie olśnienia, zrozumie, że to właśnie ona jest tym kogo pragnie. Naiwna. Ogarnij się dziewczyno, życie nie jest takie proste, życie nie jest bajką. Nie jest jedną z powieści, którą po wielu nieszczęściach i tak skończy się happy endem. Pomyliłaś książki, tutaj Kopciuszek nadal oddziela mak od grochu, Śpiąca Królewna śpi w najlepsze, a Roszpunka nadal jest uwięziona w ciasnej wieży. Żaden rycerz, nie przyjedzie bo i po co. Im szybciej to zrozumiesz tym dla ciebie lepiej, tym szybciej znowu zaczniesz żyć, dorośniesz. Jeśli chcesz wrócić do domu, to musisz dorosnąć. Dzieci pełne snów, nie nadają się do miejsca, do którego chcesz dotrzeć, giną tam śmiercią tragiczną, której właśnie masz przedsmak, tak będziesz się czuła tam codziennie. Więc może lepiej nie wracaj, zostać w tym kraju złudy, przyjmij jego zasady i skończ śnić, o nieistniejących lądach, krainach. Symp przymyka oczy, nie ma już siły na niego patrzeć. Nie ma siły na nic, nie chce się jej nawet poczłapać do swojego dormitorium. To tak wysoko, tak daleko, za daleko. Jeśli Pan Prefekt Doskonały, chce się jej pozbyć to musi ją zaciągnąć za włosy, bo na dobrowolne pójście nie ma żadnej nadziei. Równie dobrze, mógłby ją tu zostawić, o jak bardzo by tego (nie) chciała. Chcesz tego! Nie. Naiwne pragnienie szczęścia, nadal się jeszcze w niej tliło, ale dlaczego? Leniwie podniosła jedną powiekę i spojrzała na Remusa. Stał tam inteligentny, nie najprzystojniejszy, nie najzdolniejszy, nie najlepszy, ale jednak coś ją do niego ciągnęło. Nawet po tym jak ją zranił, ona nadal lgnęła do niego, niczym ćma do światła. Dlaczego? Co w nim takiego było, co było w jego oczach, że mimo tego, że jawnie ją odpychały, ona czuła do niego jakieś dziwne przyciąganie. Co było w tych ramionach pokrytych delikatnymi bliznami, że zdawały się najbezpieczniejszym miejscem na świecie? Niby nie jakieś najsilniejsze, a jednak zdawać by się mogło, że zdolne przenosić góry, świat, że potrafiłyby wytrzymać wszystko. Dlaczego to właśnie go musiała ko... Nie chce wypowiadać tego słowa, słowa zaczynającego się na mi... obiecującego szczęście i rozpacz. Dające i odbierające tak wiele. -Twoja wina? Więc, co takiego zrobić. Ty mówisz moja wina, ale nie mówisz co zrobić. Stawiać mnie przed niewiadomą. Mimo zapewnień, ja czuć, że zrobić coś źle. Chyba, że ja być za głupia by zrozumieć? To też możesz mi powiedzieć, jestem w stanie to zrozumieć.- Mówi, a jej oczy znowu się szklą. Ona to czuje i wie, że już nie zdoła ich powstrzymywać, więc opuszcza twarz, jak zawsze gdy chce coś ukryć. Pozwala czarnym puklom zasłonić jej twarz, ukryć przed jego spojrzeniem. Przed tym spojrzeniem pełnym słów niewypowiedzianych. -Krzywda.- W tym jednym słowie jest tyle bólu, tyle błagania. Podnosi do niego swoją zapłakaną twarz.-Największą krzywdą jaką możesz mi zrobić jest zabranie mi uczuć. Odebranie tlenu, słońca. Duszę się!- Prawie na niego krzyczy. Przyciska ręce do twarzy. Nie chce by ją widział. Znowu opuszcza głowę. Chce się od niego odciąć barierą włosów. Nadal jednak do niego mówi.- Nie wiesz jakie to uczucie mijać kogoś do kogo żywi się coś tak silnego i mieć świadomość, że ta osoba nigdy nie odwzajemni tego. Mam gdzieś wszystkie niebezpieczeństwa, mam gdzieś czy moje życie z tobą miało trwać jeden dzień, ale życie bez ciebie jest czymś niedozniesia, jakbym nagle straciła wzrok, węch, wszystkie zmysły.- Przerywa, ma już dosyć wypowiadania słów, które nic nie zmienią, słów, które tylko coraz bardziej ją pogrążają. Ko... Cię Remusie... |
| | | Sponsored content
| Temat: Re: Korytarz z obrazem R. Kegga | |
| |
| | | | Korytarz z obrazem R. Kegga | |
|
Similar topics | |
|
| Pozwolenia na tym forum: | Nie możesz odpowiadać w tematach
| |
| |
| |